poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Świadomość [Prolog]

Zapraszamy na nowe opowiadanie. Mamy nadzieję, że się Wam spodoba. Zachęcamy do czytania i komentowania. :)


Czwartek, 1 stycznia 2015

Kolorowe fajerwerki co chwilę oświetlały ciemne niebo nad Krakowem, nawet jeżeli godzina dwunasta dawno już wybiła na zegarze. Niektórym najwidoczniej w ogóle to nie przeszkadzało, dlatego dalej puszczali petardy, a głośne huki roznosiły się dookoła, odbijając się echem od betonowych murów budynków. Albert szedł osiedlową dróżką, przyciskając do ucha telefon. Mimo że był sylwester, wcale nie bawił się tak dobrze, jak powinien, bo najważniejsza osoba w jego życiu znajdowała się pięćset kilometrów dalej i właśnie skończyła swój koncert.
– Już jutro wieczorem będę – powiedział jego kochanek, Maks. – A co? Tęsknisz? – zapytał go wesoło.
– Ile wypiłeś, przyznaj się – zaśmiał się Albert, zerkając krótko na niebo. Nigdy nie lubił fajerwerków, nie wiedział w tym nic ładnego. Były głośne, miasto wyrzucało w powietrze mnóstwo pieniędzy tylko dla minut wątpliwej przyjemności. Na dużo lepszy pomysł wpadł Robert Biedroń, przemknęło mu szybko przez myśl. Iluminacja świetlna, którą zastosował w Słupsku, nie dość, że była dużo tańsza, to jeszcze nie straszyła tak zwierząt. Lewiatan, ich pies, był w mieszkaniu i pewnie straszliwie się bał.
Albert właśnie wracał do domu z imprezy u znajomych, trochę wypił, ale nie chciał upijać się w sztok, kiedy nie było przy nim Maksa.
– Nie dużo – odpowiedział od razu jego chłopak i zaśmiał się cicho, zdradzając się, że było inaczej. – Powinieneś jechać ze mną – westchnął nagle ciężko, na co Albert mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Nie mógł towarzyszyć swojemu facetowi, bo czekała go (jeszcze dzisiaj!) praca, którą zabrał sobie do domu. Za coś musieli żyć, Maks nie zarabiał zbyt wiele ze swoich koncertów, ale przynajmniej był szczęśliwy i się pod tym względem spełniał. Sam Albert też lubił swoją robotę, więc nie uważał, że musiał się szczególnie poświęcać. Można nawet powiedzieć, że działał z premedytacją, kiedy zabierał papiery do domu, żeby dokończyć pracę. Nigdy nie przepadał za koncertami swojego partnera, dlatego wolał spędzić spokojny wieczór w domu, przeglądając dokumenty, niż bawić się wśród tych wszystkich rockmanów, albo – jak wolał nazywać ich Maks – alternatywnych ludzi, do których Albert zupełnie nie pasował.
Kochał swojego faceta, byli nie tylko kochankami, ale i przyjaciółmi, jednak w kilku kwestiach – jak zresztą każda para – definitywnie się nie zgadzali. Gusta muzyczne były jedną z nich. Wiele osób dziwiło się, że Maks zdecydował się na bycie z kimś, kto nie przepadał za tym, co grał. Bo w końcu mężczyzna zarabiał z tego na życie. Przynajmniej w teorii. W takich przypadkach chodziło o coś więcej niż zwykłą pasję, której w tym wypadku nie dzielili.
– Okej, żebyś jutro nie miał kaca, jak będziesz wracał! – powiedział wesoło Albert i przetarł dłonią twarz. Był już trochę zmęczony. Chciał się położyć i po prostu zasnąć.
– Nie, będzie spoko – odparł zadowolony Maks. – Dobra, my już wracamy do pokoju. Zaraz będę kładł się spać. Jutro cię nie wypuszczę, wiesz o tym, co? – zapytał, wyraźnie w dobrym humorze. Koncert musiał się jemu i jego zespołowi naprawdę udać.
– W-wiem – rzucił Albert, zawahał się, bo nagle usłyszał przeraźliwy wrzask. Rozejrzał się z paniką. Był w zagajniku, z jednej strony znajdował się plac zabaw, na którym nikogo nie było. Z naprzeciwka też niczego nie zauważył. W pewnym momencie zza rogu budynku wybiegła jakaś postać, na co on aż się zatrzymał, ściskając w dłoni telefon. Gdzieś w głowie pobrzmiewały mu słowa Maksa: Albert, jesteś tam? Hej, co się stało?”. Wydawały mu się jednak dziwnie odległe, kiedy patrzył na mężczyznę biegnącego w jego stronę. Zakrywał twarz, jednak on wyraźnie mógł dostrzec krew.
– Pomóż! – wybełkotał do niego nieznajomy, co Albert ledwo zrozumiał. Wstrzymał oddech, patrząc na poparzoną, krwawiącą twarz mężczyzny, którą ten tak usilnie starał się zakryć. Nie zwrócił uwagi na jego wygląd, pobrudzone spodnie, niewielki wzrost i okrągły, odstający brzuch. Całą swoją uwagę skupił na zmasakrowanej głowie. Padało na nich światło latarni, przez co wszystko dokładnie widział. Rozerwaną powiekę, która zlepiła się z czołem, odsłaniając w nienaturalny sposób gałkę oczną. Jego źrenica znajdowała się za mgłą, więc mężczyzna pewnie nic nie widział. Nos też był zniekształcony, jego czubek dziwnie odstawał, a warga wygięła się, bo spalona skóra skleiła się na policzku.
Albert poczuł, jak robiło mu się niedobrze na ten widok. Cofnął się o krok, o mało nie wypuszczając komórki z ręki. Miał nadzieję, że ktoś zaraz ściągnie maskę i zacznie się z niego śmiać, że uwierzył w ten żart.
– Albert? Hej! Co się stało, do cholery?! – słyszał głos ze słuchawki, powoli zdając sobie sprawę, że to nie był żaden głupi dowcip. Poparzony od petardy mężczyzna naprawdę przed nim stał, błagając o pomoc i wykrwawiając się na jego oczach.
– Maks, muszę kończyć. Zadzwonię później – rzucił zmienionym głosem i drżącymi dłońmi spróbował przerwać połączenie z partnerem, nie zwracając uwagi na jego krzyki. Musiał jak najszybciej zadzwonić na pogotowie, ale jak na złość ręce tak bardzo mu się trzęsły, że nie mógł nic zrobić. – Zaraz panu pomogę, już dzwonię po karetkę! – wrzasnął, nie zdając sobie z tego sprawy, miał wrażenie, że mówił normalnym tonem. Chyba jeszcze nigdy się tak nie denerwował. Nie sądził, że w takiej sytuacji zareaguje właśnie w taki sposób. Pewnie gdyby Maks był tutaj zamiast niego zachowałby się dużo spokojniej, bardziej racjonalnie. Jak żałował, że nie spędzał sylwestra z mężczyzną.
Ręce mu drżały, kiedy wykręcał numer pogotowia. Gdy rozmawiał już z dyspozytorką, zapomniał nawet, na jakim osiedlu się znajdował, jąkał się do słuchawki, nie potrafiąc wyartykułować nic sensownego. W momencie, w którym kobieta oznajmiła mu, że już wysyłają tam karetkę, mężczyzna tak po prostu upadł na chodnik, zbyt słaby by dalej ustać na własnych nogach. Albert od razu uklęknął przy nim i odwrócił go na plecy, a jego wzrok momentalnie spoczął na zmasakrowanej twarzy. Nigdy czegoś takiego nie widział na żywo, jasne, z Maksem oglądał całą masę filmów gore, bo jego chłopak naprawdę lubił ten gatunek, jednak to co działo się na ekranie nawet nie umywało się do rzeczywistości.
– Proszę wytrzymać, karetka już jedzie! – powiedział, nie mogąc oderwać wzroku od jego twarzy. Nie myślał o tym, że jeszcze nie raz ją zobaczy w swoich koszmarach. Teraz liczyło się tylko to, żeby ten mężczyzna przeżył.
Nim usłyszał piskliwe wycie syren karetki, którym towarzyszyły pohukiwania petard, oddech rannego spłycił się. Albert nie wiedział, co miał robić, w tamtym momencie zapomniał o jakichkolwiek zasadach pierwszej pomocy, w jego głowie panował mętlik. Wciąż wydawało mu się, że to wszystko było tylko głupim snem i że zaraz obudzi się przy Maksie we wspólnym łóżku, na które po chwili wskoczy Lewiatan i powita ich mokrym, zimnym nosem. Niestety tak się nie stało. Wizja ciała zawijanego w czarny worek już chyba zawsze będzie go prześladować. Nie pomógł mężczyźnie, nie dał rady. Nieznajomy umarł na jego oczach i mimo że oczekiwał od Alberta ratunku, nie otrzymał go.

11 komentarzy:

  1. Ciężkie....głębsze...pomysłowe.
    Jestem zaintrygowana, bo opis za nic nie pasuje mi do prologu...no nic czekam dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, wydaje się inne niż to co czytałam. Czekam na rozwinięcie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie spodziewałem się czegoś takiego. Albert chyba dorobie się traumy. Ciekawie się zapowiada.
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie go ten ziomek nawiedzać?

    OdpowiedzUsuń
  5. O! Tego się nie spodziewałam ale to taka cudowna świadomość że ktoś jest w stanie mnie czymś zaskoczyć �� Podoba mi się czekam na dalszy ciag. Weny życzę i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapowiada się bardzo ciekawie ^^ Jedna uwaga: 1 stycznia, nie styczeń ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyżby Alberta w nowym domu nawiedzał pan z popaloną twarzą a kolega ze zdjęcia to egzorcysta czy mi się wydaje? :D No nic ^^ czekam na 1 rozdział! Fajnie się zapowiada, ale oby nie było przez całe opowiadanie smętnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeżuniu uwielbiam was <3 Z niecierpliwością czekam na pierwszy rozdział! I życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziękuję za gratulacje. Długo zastanawiałam się nad wydaniem. Pytałam samą siebie, czy mam to robić, czy nie. Wyszło, że tak. W końcu trzeba się ruszyć i dać przynajmniej mały kroczek na przód. Mam nadzieję, że rynek gejowskich opowiadań się rozrośnie. Ludzie nie powinni się bać wydawać. Wiadomo jak to jest z wydawnictwami, ale na początek self-publishing jest bardzo dobry, a niestety też się nie rozwija. Ogólnie rynek w Polsce z ebookami stoi pod wielkim znakiem zapytania, a co dopiero, kiedy literatura, którą chce się wydać, wielu po prostu nie odpowiada. Mam jednak nadzieję, że więcej autorów zdecyduje się wydawać swoje teksty. Jeżeli każdy będzie się bał (mój przykład do tej pory), mówił, że to nic nie da, nic się nie zmieni. Zawsze będziemy stać w miejscu i myśleć dlaczego za granicą rynek opowiadań gejowskich tak się rozwija. Tam są autorzy, tego potrzebuje rynek, ale fakt, mają gdzie wydawać. A u nas co? Pustka. Wydaje.pl podobno pada, dlatego wydałam na Beezarze. Nie mówiąc o wydawnictwach, którzy nie chcą nawet zainteresować się tekstem o nieodpowiedniej treści, bo to nie romans hetero. W każdym razie, jak napisałaś, światełko w tunelu jest. :) Również życzę Ci powodzenia w dotrwaniu do czasów, gdzie literatura LGBT będzie popularna i rozchwytywana jak świeże bułeczki, a na półkach w księgarniach będą stały książki o tej tematyce, ebooków będzie ogromna masa i każdy będzie mógł wybrać co chce przeczytać i nikt nie będzie się wstydził tego co czyta. Ten czas nadejdzie. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapowiada się ciekawie, trochę zaczynam węszyć za opowiadaniem grozy - zobaczymy, w jakim stopniu moje podejrzenia są słuszne, a w jakim czeka mnie niespodzianka :)
    Wstępne informacje pozwalają zarysować sobie ogólnie bohaterów, Albert i Maks mają pewne sympatyczne cechy, wydaje się też, że poza plusami mają jakieś wady, są realistyczni. W tej chwili szczególnie potrafię sobie wyobrazić Alberta, a fakt, że w tak krytycznej sytuacji nie zostaje pokazany jako superhiroł, lecz wykazuje zwyczajne, ludzkie odruchy - przerażenie, kiepska kontrola nad tym, co robi, pustka / mętlik w głowie - ten fakt przemawia na plus kreacji postaci. Jasne, są ludzie, którzy potrafią zachować zimną krew i mają mocniejsze nerwy; ale są też tacy jak Albert, i dobrze czasem spotkać bohatera, który zostaje pokazany w tych mniej bohaterskich momentach. Poza tym Albert nie popada również w histeryczną mamałygę, zwyczajnie można uwierzyć w jego nerwy, mimo których stara się coś zrobić. I to także coś o nim mówi jako o człowieku.

    Mam mały problem z narracją. Jest to personalna z punktu widzenia Alberta i wszystko fajnie, historia opowiadana "na bieżąco" w czasie przeszłym - jednak gdy przeczytałam po raz pierwszy "Nie myślał o tym, że jeszcze nie raz ją [twarz] zobaczy w swoich koszmarach", zabrzmiało mi to jak wieszczące wtrącenie narratora wszechwiedzącego. Przy kolejnym przyglądaniu się owemu zdaniu wrażenie było słabsze, ale nadal coś mi zgrzyta. Nie upieram się, że jest tu błąd, po prostu sygnalizuję swój odbiór, może niesłuszny.

    Skoro jesteśmy przy tematach okołojęzykowych: tylu w tym prologu mężczyzn, że samo słowo "mężczyzna" w pewnej chwili zaczęło sprawiać problemy. Chodzi mi o fragment: "Pewnie gdyby Maks był tutaj zamiast niego [przy okazji, przecinek] zachowałby się dużo spokojniej, bardziej racjonalnie. Jak żałował, że nie spędzał sylwestra z mężczyzną" i tego końcowego "mężczyznę". Jasne, łatwo się domyślić, że w tym przypadku mężczyzna = Maks, ale brzmi to dość niezręcznie, bo i tu mężczyzna (Albert), i tu mężczyzna (Maks), i tu mężczyzna (ranny, z którym, wbrew sobie, Albert właśnie spędza parę sylwestrowych chwil, gdyby już się uprzeć i czytać strasznie literalnie). Myślę, że całą sprawę mogłoby rozwiązać jedno uzupełniające słowo: "ze swoim mężczyzną" albo "z tym mężczyzną", brzmiałoby lepiej.

    Wspomnienie o Biedroniu i Słupsku - ogromnie mi się podoba (tym bardziej że jeden z moich bohaterów jest z tego miasta i obecnie, gdy Biedroń tam urzęduje, Krystian ma ochotę oplakietkować się czymś w rodzaju "to ja jestem gejem z miasta Biedronia". Więc za Biedronia dodatkowy plus!).

    Ostatni akapit był taki trochę sprawozdawczy, bardziej go odczułam jako "stało się to, to i to" niż "odczucia, emocje, wrażenia". Zabrakło mi nieco mocniejszego zbudowania klimatu. Za to ujęło mnie wspomnienie o psie - takie to było codzienne, swojskie, coś prostego, co szczególnie się docenia w trudnych / skomplikowanych sytuacjach.
    I zupełnie na marginesie: za troskę o psi stan psychiki podczas sylwestra i nastawienie anty wobec straszących zwierzaki wystrzałów Albert ma u mnie wielkiego plusa.

    OdpowiedzUsuń