Aspiryna
– Jesteś duży – zamruczał Eliot, otwierając po drodze rum, który popił z butelki. – I wiesz co jeszcze masz duże? – zapytał we wspaniałym, pijackim nastroju.
Kenneth nie mógł wytrzymać i roześmiał się głośno, obejmując
go w pasie. Skręcili w uliczkę, z której tutaj doszli, jeszcze
pamiętał drogę, więc prowadził ich pod sklep alkoholowy. Szli
dość nierówno, ale obaj trzymali się w pionie, jednak w tamtej
chwili zawdzięczali bardziej Johnsonowi, niż Eliotowi, który mimo
wszystko wciąż uważał, że był trzeźwy. Kenneth spojrzał na
niego z lekkim uśmiechem, po czym rozejrzał się dookoła. Będąc
już pewny, że nikt ze znajomych O'Connera go nie zobaczy, pozwolił
sobie na krótki pocałunek niedoszłego kochanka w szyję.
– Będziesz chciał się na nim zabawić? – zapytał, mając
oczywiście na myśli swoją dużą część ciała.
– Ręce duże! Ręce! – zaśmiał się O'Conner, rozbawiony
swoim żartem. Objął ciaśniej Kennetha i nie panując już nad
sobą, pocałował go znienacka w usta, po czym podał mu butelkę
rumu. Johnson napił się i dopiero po chwili przypomniał, że
przecież zabrali jeszcze colę. Tutaj często przejeżdżały
patrole policji, więc nie mogli ryzykować. Nie miał pieniędzy na
płacenie kolejnego mandatu. Ostatnio nie grzeszył szczęściem do
stróżów prawa.
– Czekaj, mistrzu, muszę przelać – mruknął i zatrzymał się.
Stanął pod jakimś płotem i ukucnął, żeby wygodniej było mu
dolać alkoholu do butelki z colą. Musiał się skupić, by
przypadkiem nie uronić ani kropli rumu, to dopiero byłaby strata.
Eliot podszedł do niego, mimowolnie wpatrując się w jego tyłek,
spodnie się trochę osunęły, a katana Johsona podwinęła, przez
co O'Conner miał idealny widok na szczelinę między pośladkami.
Uśmiechnął się głupio, pochylił się i bezceremonialnie wsunął
mu tam palec, na co Kenneth aż podskoczył, przewracając się,
skutkiem czego rozlał trochę alkoholu. Obrzucił Eliota
rozzłoszczonym spojrzeniem, kiedy usłyszał jego śmiech. Szybko
dolał alkoholu do końca i zostawił butelkę przy murze, po czym
wstał pospiesznie.
– Ciasno tam masz, Johnson! – rzucił rozbawiony jego reakcją
Eliot. – Może to ja dzisiaj będę na górze, co? – zapytał,
przysuwając się do niego i jakby nigdy nic objął go w pasie. Na
ulicy oprócz nich znajdował się jeszcze jeden chłopak, który
szedł przed nimi, na co jednak pijany O'Conner nie zwrócił w ogóle
uwagi.
– Innym razem, przystojniaku – mruknął Kenneth z rozbawieniem
i pocałował go krótko w usta. Złapał za dłoń i ruszył przed
siebie. Sam czuł się tak, jakby robił coś pierwszy raz w życiu –
w końcu z Derekiem nie mógł pozwolić sobie na takie zachowania.
Możliwe, że jeszcze nie dorósł na tyle, żeby zacząć zachowywać
się jak mężczyzna, jak Goldner, który, chociaż starszy,
wykazywał przesadną dojrzałość i powagę jak na swój wiek
dwudziestu pięciu lat.
Eliot splótł z Kennethem palce, czekając aż ten popije alkoholu,
po czym odebrał mu butelkę i sam wziął sporego łyka.
– Wiesz co? Baby są głupie – stwierdził ni stąd ni zowąd.
– Twoja na pewno – rzucił Kenneth, zanim zdążył ugryźć się
w język. Zerknął na Eliota nerwowo, obawiając się jego reakcji
na te słowa. W końcu Kenneth otwarcie obraził jego dziewczynę.
Ignorowanie jej to jedno, ale słuchanie bluzg pod jej adresem to już
coś innego.
– No, nie wiem, co w nią dzisiaj walnęło – sapnął. –
Normalnie to ją lubię – stwierdził, oddając mu butelkę coli z
zawartością. – Ale dzisiaj miałem ochotę jej przypieprzyć.
– Lubisz? – Johnson jakoś mimowolnie uśmiechnął się lekko.
Ludzie pijani mówią inaczej o kimś, kogo kochają. Eliot przecież
był w stanie, w którym łatwo byłoby go podpuścić i coś z niego
wyciągnąć.
– Mhm, ma dobry gust, umie dobrać ubrania – wyliczał, jakby
tylko to się w życiu liczyło.
– I rozumiem, że ona ci to wybrała? – zapytał, zerkając na
już nieco pomięty i przepocony strój chłopaka. Potarł kciukiem
jego ciepłą skórę na dłoni, uśmiechając się lekko.
– Nie, no co ty! – prychnął i spojrzał na niego tak, jakby
Kenneth go teraz co najmniej uderzył. – Nie dałbym się nikomu
ubierać! Żeby kazał mi nosić jakieś szmaty? – prychnął i
przewrócił oczami.
– A mnie? Wiesz, jak ja bym cię ubrał? – zapytał Kenneth i
zatrzymał się na światłach. Rozejrzał się szybko, a kiedy zdał
sobie sprawę, że O'Conner nie próbował go naprowadzić, skręcił
w lewo na pasy, uznając, że pewnie gdzieś tam znajdowało się
mieszkanie chłopaka.
Eliot spojrzał na niego zdziwiony, ani na chwilę nie puszczając
jego ręki. Była duża i ciepła, a jej dotyk dziwnie go uspokajał.
– No? Jakbyś mnie ubrał?
– W białe bokserki Calvina Kleina – mruknął Kenneth i
uśmiechnął się zawadiacko. – Tak bym cię właśnie ubrał.
Eliot zaśmiał się, ten strój akurat mu się podobał.
– A ja ciebie w czerwone – powiedział i zerknął na Kennetha,
który prowadził go do mieszkania. O'Conner niewiele się
przejmował, czy dojdą, czy nie. – I wyciął dziurę na tyłku –
dodał wesoło.
– Od tego są jocksy – stwierdził Johnson z rozbawieniem,
zabierając od niego alkohol, żeby wziąć kilka łyków. Odetchnął
ciężko, ignorując dziwne uczucie w żołądku. – Wiesz co to są
jocksy, studenciaku?
– Te takie fajne gacie z wycięciem – powiedział, zadowolony z
siebie, że nie da się zaskoczyć. – Nie zagniesz mnie, książę
– prychnął dumnie. – Może i nie spałem z facetem, ale
oglądałem pornosy! – dodał z dumą, chyba jeszcze nie do końca
zdając sobie sprawę, że zamiast się obronić, bardziej się
wkopał.
Kenneth spojrzał na niego, aż nie wierząc, co Eliot do niego
mówił. Znowu się zaśmiał, a jego głos rozniósł się po pustej
już ulicy.
– I sobie do nich trzepałeś? Jakie pornosy lubisz? – zapytał,
chcąc wybadać gust chłopaka.
– Gdybyś pojawił się wcześniej, nie musiałbym trzepać –
prychnął zły i spojrzał na Johnsona z bliska. – Interracial –
powiedział całkowicie poważnie.
Kenneth aż zatrzymał się, słysząc to. Ogarnęła go nagła fala
gorąca i na samo wyobrażenie Eliota trzepiącego sobie do takiego
typu filmów, nie wytrzymał. Pchnął chłopaka na jakiś budynek,
by przycisnąć go do ściany, a następnie pocałować agresywnie.
Ocierał się o niego, wypuszczając butelkę z ręki. On zwykle
obracał się wokół tematyki czarnoskórych, ale kilka razy widział
pornosy Interracial, teraz jednak już nie musiał ich oglądać,
będzie mieć to przecież na żywo.
Eliot jęknął, nie spodziewając się ataku. Uderzył głową w
mur, ale mimo to odpowiedział na pocałunek, nie mogąc jednak
nadążyć za Kennethem, był na to chyba zbyt pijany. Mimo to objął
go ciasno w pasie, wsuwając dłonie pod jego koszulkę.
– Czekaj, czekaj – sapnął, odrywając się od niego, kiedy
zrobiło mu się niedobrze.
Johnson oddychał ciężko, ale co Eliot czuł dotarło do niego
dopiero po chwili, kiedy zobaczył minę O'Connera. Od razu się
odsunął i, nie zauważając butelki, poślizgnął się, upadając
na chodnik uderzył głową boleśnie o podłoże. Jęknął i złapał
się szybko za potylicę. Aż zrobiło mu się ciemno przed oczami, a
nagły atak bólu trochę go otrzeźwił.
Eliot chwilę patrzył głupio na mężczyznę, aż w końcu rzucił
się, by mu pomóc.
– Kenneth! – sapnął, pochylając się nad nim. Dotknął
delikatnie jego głowy, szukając wzrokiem krwi, na szczęście się
jej nie dopatrzył.
– W porządku – rzucił Johnson, przyjmując pomoc od O'Connera.
Zachwiał się, dopiero w pionie czując, jak bardzo bolała go
głowa. Jęknął ciężko, ale stanął o własnych siłach. – Ja
pierdolę – warknął.
– Jak się czujesz? – zapytał Eliot, oglądając go uważnie.
W jednej chwili cały alkohol z niego zszedł przez zdenerwowanie.
Wypadek Johnsona wyglądał z jego perspektywy naprawdę bardzo
poważnie, Kenneth mógł sobie coś zrobić!
– Głowa mnie boli. Kurwa – sapnął i przetarł oczy. Czuł
nieprzyjemne gorąco na twarzy, zupełnie inne niż to sprzed chwili,
kiedy się całowali. – Daleko masz do domu? – zapytał cicho,
już nie kłopocząc się zabraniem butelki. Alkohol całkiem się
rozlał, ale i tak nie dałby rady już pić.
– Nie, już niedaleko – zauważył ze zdziwieniem, prawie w
ogóle nie pamiętał jak tutaj doszli. Objął Kennetha, by w razie
czego go podtrzymać, gdy ten straci równowagę. – Może
podejdziemy do szpitala, co? Albo jak nie dasz rady iść to zamówię
taksówkę – powiedział nagle bardzo trzeźwo.
– N-nie, to nic takiego. – Kenneth uśmiechnął się lekko,
oddychając głęboko. – Mogę... się na chwilę u ciebie położyć?
– zapytał. Nie wyobrażał sobie, że miałby się tłuc teraz do
domu. Chciał jak najszybciej chociaż na chwilę odpocząć.
– Zostaniesz na noc – powiedział Eliot i westchnął, patrząc
na niego ze współczuciem. Doprowadził go do swojego bloku i razem
weszli do klatki. Kiedy pokonywali schody, Eliot uważał, by Kenneth
nie zachwiał się. Sam miał jeszcze trochę problemów z
koordynacją, bo jak wiadomo – upojenie alkoholowe nie zejdzie z
człowieka jak za dotknięciem magicznej różdżki (chociaż
O'Conner by czymś takim nie pogardził). Skupił się całkowicie na
stawianiu swoich kroków i Johnsona. Gdy dotarli do drzwi, pojawił
się kolejny problem – otwarcie ich. Ostatecznie jednak cała
wyprawa zakończyła się szczęśliwie, udało im się wejść do
kawalerki. Ściągnęli z siebie kurtki i buty, a Eliot poprowadził
mężczyznę do łóżka, pomógł mu się położyć, a następnie,
jakby nigdy nic zaczął rozpinać jego spodnie.
Johnson obserwował wszystko ze spokojem, za bardzo zmęczony, żeby
protestować. Przymknął lekko oczy, czując jak głowa cały czas
go boli.
– Dasz mi wodę?
Eliot ściągnął z niego dolną część ubioru, po czym zostawił
go w samej koszulce i slipkach. Zaraz jednak poszedł do kuchni,
nalał mu wody do dużej szklanki, a z lodówki wyciągnął jakieś
mrożonki. Trochę kręciło mu się w głowie, a obraz rozmywał się
przed oczami, jednak, o dziwo, myślał i działał całkiem trzeźwo.
Wrócił do Kennetha i pomógł mu usiąść, by mężczyzna mógł
się napić, a później wrócił do poprzedniej pozycji.
– Boli cię jeszcze? – zapytał z troską, pochylając się nad
mężczyzną i przykładając mu do głowy worek z zamrożonymi
warzywami.
– Trochę, ale wytrzymam. Która godzina? Rano muszę iść do
pracy – zdradził, nie przyjmując do wiadomości innej opcji.
– Trzecia – powiedział, zerkając na zegarek. Zrzucił z siebie
jeszcze spodnie i już miał się położyć spać, gdy w głowie
zawitała mu myśl, że może będą potrzebować więcej wody. Wody
i aspiryny. Szybko poszedł do kuchni, napełnił dwie szklanki
kranówką, zabrał lek i wszystko postawił im na stoliku nocnym.
Położył się obok Kennetha, jeszcze spoglądając na niego.
Pochylił się i pocałował go w skroń, nie myśląc już za bardzo
nad tym, co robił. – Jak coś będzie się dziać, to mów.
Pojedziemy do szpitala – dodał z taką troską, o jaką mężczyzna
by go nie podejrzewał.
– Dzięki. – Johnson był trochę zaskoczony. Eliot zajmował
się w nim w taki sposób, a swoją dziewczynę po prostu olał. Był
pijany, obolały i zmęczony, ale naprawdę mu się to spodobało.
Powinien traktować go tak częściej.
Eliot uśmiechnął się sennie i położył głowę na poduszce, po
czym jeszcze na oślep sięgnął do kołdry. Okrył ich, by zaraz
przytulić się do boku Kennetha.
– I tak skończyło się twoje dzisiejsze rozdziewiczanie –
rzucił mało trzeźwo. Jedyne na co teraz miał ochotę, to sen.
Kenneth nie wytrzymał i roześmiał się głośno, ale zaraz
syknął, kiedy tył głowy zapulsował mu ostrym bólem.
– Śpij już i mnie nie rozśmieszaj – mruknął, mimo wszystko
się uśmiechając. Nie zdawał sobie sprawy, że gesty Eliota
prowadziły tylko do jednego – nie chciał, żeby chłopak się w
nim zakochiwał.
– Mhm – mruknął tylko i zasnął, nie przejmując się już
niczym. Przy Kennecie było mu bardzo przyjemnie, mężczyzna leżał
tuż obok, był ciepły i dobrze pachniał. Czego chcieć więcej?
***
Kenneth przebudził się kilka razy. Trudno było mu zasnąć przez
niemożliwie bolącą głowę. Zerknął na Eliota, śpiącego obok i
zdał sobie sprawę, że zabrał mu całą kołdrę. Spał spokojnie,
jakby problemy kaca go nie dotyczyły. Przynajmniej na razie,
pomyślał, obserwując jeszcze zmożoną snem twarz niedoszłego (no
niestety) kochanka. Uśmiechnął się lekko pod nosem, przypatrując
się jego śmiesznie wykrzywionym ustom i lekko drgającym powiekom.
Gdy oderwał od niego spojrzenie, już chciał sięgnąć po
telefon, by sprawdzić godzinę, kiedy ten nagle zapikał. Zmarszczył
brwi, poznając znajomy dźwięk nadchodzącej wiadomości tekstowej.
Sięgnął po niego i zerknął jeszcze na O'Connera, który wciąż
spał jak zabity. Odblokował telefon i ze zdziwieniem odkrył, że
dostał SMSa od Dereka.
„Załatwiłem ci taniej samochód od znajomego. Możemy się
wieczorem spotkać?” – brzmiała krótka wiadomość, ale Kenneth
aż otworzył oczy i wpatrzył się w nią zdziwiony, czytając ją
jeszcze chyba ze trzy razy. Dla kogoś postronnego mogło się to
wydawać niczym, ot, załatwił mu auto, wielkie rzeczy. Johnson
wiedział jednak, że w tym pozornie prostym komunikacie siedział
też inny przekaz, Derek koniecznie chciał się z nim spotkać, zdał
sobie sprawę, że się od siebie odsuwają, że Kennethowi już nie
zależy na nim tak jak kiedyś... Nie rozmawiali przecież ostatnio o
samochodzie, tylko raz mu wspomniał, że odkłada na niego
pieniądze. Właściwie to nawet mu się wydawało, że Goldner
wpuścił tę informację jednym uchem, wypuścił drugim.
Usiadł gwałtownie, ignorując ból głowy. Przygryzł wargę,
zastanawiając się, co odpisać. Miał odłożone oszczędności,
pewnie będzie musiał coś jeszcze pożyczyć, ale... Nie sądził,
że Derek byłby w stanie to dla niego zrobić. Nigdy nie pomagali
sobie w ten sposób. Dopiero teraz zrozumiał, że tego bardzo mu
brakowało w ich związku.
„Serio? Jasne, mam załatwić już kasę?” – zapytał,
uśmiechając się jak głupi. Zapomniał nawet przez chwilę o bólu
głowy.
„Na razie go po prostu zobacz. Sprawny i tani. To widzimy się
wieczorem u mnie?” – odpowiedź nadeszła niemal od razu, a
Kenneth dopiero wtedy zerknął na zegarek, który wskazywał ósmą
trzydzieści. Miał pół godziny na dostanie się do kawiarni, od
razu się poderwał, przez co obudził Eliota, który jęknął i
uchylił powieki.
– Co robisz? – sapnął.
– Muszę spadać – mruknął Johnson, szukając ubrań. Nie
chciał na razie myśleć o tym, że Goldner załatwiał mu samochód,
a on zdradzał go z innym facetem. Wiedział, że chodziło tylko o
seks, ale i tak... Nie chciał taki być. Zaczął się szybko
ubierać, chcąc jak najszybciej wyjść z tego mieszkania. Bał się,
że.. Sam nie wiedział, że znowu zmięknie pod naciskiem O'Connera?
Bo zdążył już zauważyć, że Eliot bardzo na niego działał.
– Już? – jęknął i podniósł się do siadu, momentalnie
uderzył go napad mdłości. – Nie zostaniesz jeszcze?
– Mam pracę – zaśmiał się Kenneth, patrząc na jego minę.
Ubrał spodnie, a później koszulkę i sięgnął po wodę, żeby
się napić. Zauważył aspirynę na stoliku obok i zdziwił się, że
Eliot o wszystkim pomyślał. – Dzięki – rzucił.
– Weź ją – powiedział, ruchem głowy wskazując na tabletkę.
– I napisz do mnie później, czy żyjesz. Będę musiał się
zastanowić, jak się ubrać na twój pogrzeb – rzucił rozbawiony,
wstając. Zawartość żołądka od razu podeszła mu do gardła, z
trudem powstrzymał się od zwrócenia wszystkiego na podłogę.
Wziął kilka uspokajających oddechów, aż mdłości przeszły.
Kenneth roześmiał się, przez co poczuł mocny, pulsujący ból
głowy w okolicach potylicy, od razu się skrzywił.
– Białe bokserki Calvina Kleina – rzucił jednak wesoło. Z
Eliotem naprawdę rozmawiało się tak lekko. Był inny od Dereka,
musiał to przyznać. – Dobra, spadam – uciął to wszystko,
kiedy w końcu przełknął tabletkę. – Dzięki jeszcze raz –
dodał jeszcze i uniósł szklankę z wodą.
Eliot także sięgnął po coś do picia, bo miał wrażenie, że
wnętrze ust zamieniło mu się w Saharę. Wziął jeszcze miętówkę
z szuflady stolika i szybko ją przegryzł, żeby odświeżyć sobie
oddech. Nie miał zamiaru tak wypuścić Johnsona.
– I co? Bez pożegnania? – zagadał, idąc za nim.
Kenneth odwrócił się, zdziwiony, bo był już przy drzwiach. Nie
spodziewał się, że Eliotowi będzie chciało się wstawać.
– No... a jakie chcesz pożegnanie? – zapytał z
niezrozumieniem, patrząc na jego ciało w bokserkach. Uśmiechnął
się lekko, kiedy zauważył na nim kilka siniaków.
Eliot, nie czekając na żadne zaproszenie ze strony Kennetha,
podszedł do niego, złapał go za przód koszulki i przyciągnął
do siebie, po czym bezceremonialnie pocałował w usta. Aż
westchnął, starając się nie myśleć o mdłościach, które jakby
się zwiększyły po zjedzeniu miętówki. Połykanie takich rzeczy,
gdy miało się niezbyt sprawny żołądek nie należało do dobrych
pomysłów.
Kenneth jęknął zaskoczony. Nie mógł powstrzymać uderzenia
gorąca, ale nie chodziło o seks. To był inny typ podniecenia,
zupełnie niezwiązany z erotyzmem. Eliot był niemożliwy, skoro
zachowywał się w taki sposób, to nic dziwnego, że Johnson nie
potrafił nad sobą zapanować w jego towarzystwie. Objął go za
kark, przekrzywiając głowę. Pocałunek był leniwy, ale głęboki.
Przekazywał wszystko to, od czego Kenneth chciał uciec, a
jednocześnie czego tak bardzo potrzebował.
Eliot odsunął się dopiero po chwili z myślą, że uwielbiał
usta Kennetha. Uśmiechnął się do mężczyzny, jednocześnie
gratulując sobie w myślach za wzięcie miętówki.
– To możesz iść – powiedział z rozbawieniem.
Kenneth oblizał nabrzmiałe od pocałunku usta i wpatrzył się w
zaspaną twarz O'Connera z napięciem. Wyglądał, jakby chciał
jeszcze coś powiedzieć, ale w końcu ugryzł się w język i
wyszedł, żegnając się krótkim „hej” i „dzięki”. Dopiero
kiedy był na korytarzu pozwolił sobie odetchnąć. Musiał to
zakończyć. Nawet jeżeli Eliot się w nim nie zakocha, on czuł, że
zaczyna wpadać. Jęknął cicho i dotknął swoich ust.
O'Conner nie miał jednak takich myśli, nie był skomplikowaną
osobą i zazwyczaj nie zastanawiał się nad niczym, co się jeszcze
nie stało. Lubił Kennetha, mógł z nim non stop spędzać czas, a
gdy dłużej nie mieli ze sobą kontaktu, nawet tylko tego
wirtualnego, czuł, że czegoś mu brakuje. I tylko tyle, to były
fakty, nie wierzył, że mógłby się zakochać w facecie... że w
ogóle mógłby kogokolwiek pokochać, niezależnie od płci. Nie
nadawał się do tego.
Wrócił do łóżka i zakrył się kołdrą, modląc się o sen,
zanim zacznie mu się w głowie robić tak zwany helikopter.
Niestety, już po kilku chwilach musiał wstać i dopaść do
łazienki, kac z chwili na chwilę robił się coraz bardziej
nieznośny.
Świetny rozdział, znowu wróciłyście do punktu w którym człowiek się ekscytuje tym co czyta. Moment z ręką, troska czy ten pocałunek na koniec rozkręca akcje bo interakcja między nimo to kluczowy punkt. Oby tak dalej :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny i częstych rozdziałów :P
Kolejny świetny rozdział, który pozostawia niedosyt...
OdpowiedzUsuńJa chcę jeszcze :)
Lalalulu;)
No nie dziewczyny.....:( ja już myślałam, że do czegoś dojdzie a tu kacyk z nimi wygrał xD No nic! Trzeba żyć dalej i wyczekiwać kolejny rozdział. Derek coś kręci a przyjdzie czas, że Kenneth będzie musiał wybrać pomiędzy swoim facetem a Eliotem..hymm...robi się ciekawie :D Jeśli chodzi o tekst nie zauważyłam błędów, fajnie piszecie nie powtarzacie słów..bla,bla,bla. Takie doświadczone autorki, więc jakie błędy miałyby popełniać? :D Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńNo, Kenneth znajduje się w niezbyt ciekawej sytuacji, ciekawe jak to w końcu rozwiąże... Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńKen chce się bronić przed zabujaniem się w Elliocie, no, ale ten urok chłopaka, i te przebłyski troski, pewnie zrobią swoje:D Niech Ken wybiera, bo trójkąty są ble, przynajmniej dla mnie, a i Ken nie chce się pisać na to. Dałyście dziewczyny, bardzo wyraźnie do zrozumienia, że nie czuje się dobrze będąc nie fair. W sumie Derek spoko koleś, tyle że ot tak nie da się zmienić charakteru, znajdźcie mu kogoś równie introwertycznego jak on :P Weny życzę :)
OdpowiedzUsuńOby nie miał wstrząsu mózgu! Chcecie go zabić!? :P Heh.
OdpowiedzUsuńSłodko! Wspaniały rozdział, uwielbiam tą czułość która się pomiędzy nimi rozwija.
W następnym rozdziale mam się chyba spodziewać trudnego spotkania z Derekiem no i co, Kenneth będzie chciał zerwać kontakt z Elliotem? To jest zwykłe znęcanie się nad bohaterem :P! Oni się potrzebują. Czekam na następną część :) pozdrawiam.
A kiedy drugi rozdział "Świadomosci"? ;_;
OdpowiedzUsuńJuż za niedługo :)
Usuń