niedziela, 16 sierpnia 2015

13.1 Clash

Dziękujemy osobom, które zagłosowały w ankiecie i zachęcamy tych, którzy jeszcze tego nie zrobili do oddania głosu :) 

Mocny drink
Część 1


 Richard był niskim, dość pulchnym i niezbyt urodziwym chłopakiem. Eliot praktycznie go nie znał, wiedział jedynie, że także studiował na Uniwersytecie Chicago. Rozmawiali ze sobą może trzy razy w życiu, za każdym razem oczywiście na imprezie, ale takie już były plusy bycia O'Connerem – on nie znał nikogo, wszyscy znali jego. I każdy chciał znajdować się w kręgu jego znajomych, pomyślał Eliot z wyższością, patrząc, jak Richard uśmiecha się do nich szeroko i podchodzi do bramki. Już tutaj, przy ulicy, słyszeli dudniące odgłosy muzyki, a w oknach dojrzeli poruszające się zarysy sylwetek imprezowiczów.
– Siema, Eliot! – rzucił wesoło i objął przyjacielsko chłopaka, klepiąc go po plecach. O'Conner skrzywił się, jak najszybciej wyplątując się z tego uścisku.
– To mój kumpel – zwrócił się do Richarda i wskazał na mężczyznę. – Kenneth – dodał oszczędnie.
– Hej – przywitał się Johnson, nawet nie wiedząc, że zabrzmiał bardziej groźnie niż uprzejmie. Mógł się tego domyślić po zdziwionym spojrzeniu Richa, któremu jednak nie poświęcił więcej uwagi niż było to konieczne. Mając takich znajomych – pomyślał, wchodząc na teren posesji – nic dziwnego, że Eliot nie chciał się przyznawać do swojej orientacji.
– Impreza właśnie się rozkręca – paplał Richard, wpuszczając ich do wąskiego przedpokoju, gdzie mały wieszak uginał się pod tuzinem kurtek. Niektóre z nich spadły na podłogę i buty właścicieli, bo najwidoczniej nie chciało im się chować ich do szafki. Nikt z imprezowiczów raczej nie ściągał obuwia, więc i oni nie zamierzali tego robić. Eliot zdjął swoją wiatrówkę, zerkając na Kennetha. – Ściągasz? – zapytał.
– No... tak, będzie mi chyba za gorąco – mruknął i położył zakupy na półce. Rozebrał się szybko z kurtki i już chciał ją zawiesić na wieszaku, ale nie wiedział, gdzie miałby to zrobić. Nie dość, że pewnie mieszkańcy domu musieli zostawić swoje okrycia wierzchnie, to jeszcze do nich doszły ubrania ludzi bawiących się na domówce. – Chyba że weźmiemy je ze sobą – rzucił, zerkając na Eliota, który trzymał swoją wiatrówkę w ręce. O'Conner popatrzył na wieszak pełen ciuchów, a następnie na katanę Kennetha, którą złapał nagle, po czym bezceremonialnie zrzucił kilka kurtek na podłogę, robiąc sobie i Johnsonowi miejsce.
– Po kłopocie.
Johnson spojrzał na niego z niedowierzaniem, otwierając szeroko oczy. Nikt nie zwracał na nich uwagi, więc nawet nie zainteresował się tym, co O'Conner właśnie zrobił.
– Jesteś niemożliwy – mruknął cicho i zabrał torbę z colą. Eliot też sięgnął po zakupy, jakie wcześniej odłożył na podłogę, by móc się rozebrać.
– Trzeba sobie jakoś radzić w życiu, Johnson – powiedział śmiertelnie poważnym tonem, chociaż brzmiało to aż za bardzo komicznie. Nagle z salonu, w którym siedziało całkiem sporo osób, wypadła dziewczyna i pognała do łazienki. Trzasnęła za sobą drzwiami, a oni po chwili mogli usłyszeć odgłosy wymiotowania, których nawet nie zamaskowała głośna muzyka. – Chodź, idziemy pić, bo chyba odstajemy od reszty – zauważył.
– Od takiego stanu bardzo odstajemy – zaśmiał się Kenneth, przyglądając się ludziom. Byli różni, od razu też poznał, że większość z nich musiała posiadać status studentów. Richard mówił prawdę, impreza dopiero się rozkręcała. Przychodziły nowe osoby, ale i w salonie znajdowało się aktualnie trochę ponad tuzin imprezowiczów. Z tego co zdążył zauważyć, drzwi na taras były uchylone, więc i na tam musiał się ktoś bawić.
Weszli do salonu, a z głośników właśnie popłynął najnowszy utwór Meghan Trainor, Eliot znał chyba wszystkie aktualne imprezowe kawałki, mimo że nie słuchał ich dla własnej przyjemności w domu. Jakieś dziewczyny zaczęły do niego tańczyć, śmiejąc się głośno i zwracając swoim zachowaniem uwagę niektórych osób. Z Eliotem przywitało się kilku znajomych, ale było ich niewielu – tak jak O'Conner zapewniał. Chłopak odpowiedział im niezbyt wylewnie.
– W ogóle ich nie kojarzę – szepnął do Kennetha, kiedy podeszli do stołu, by zawinąć z niego czyste plastikowe kubki.
– Ale szybko zaczęli imprezę – zauważył Johnson z rozbawieniem, podchodząc do stołu, na którym walały się butelki różnego rodzaju alkoholi, puste kubeczki i rozrzucone chipsy. – Gdzie to schowamy? – zapytał, wskazując na papierowy worek z rumem, który trzymał. Na imprezach miał zasadę, że pił tylko to, co sam kupił. Nie miał zwyczaju kraść cudzych trunków.
Eliot rozejrzał się, ale nie znalazł dla ich alkoholu żadnego dobrego miejsca.
– Do kuchni – usłyszeli głos za sobą. Eliot obejrzał się i uśmiechnął się dużo weselej, niż wtedy, gdy witał ich Rich czy inni, nie za dobrze mu znani ludzie z imprezy.
– Siema Teddy – rzucił, podając mu rękę, a zaraz po tym przyciągnęli się do siebie przeciwnymi ramionami w koleżeńskim geście. – Nie myślałem, że tu będziesz.
– Jak to nie? O'Conner, gadasz, jakbyś mnie nie znał! – zaśmiał się i poklepał go po plecach. Po tonie jego głosu i wyrazie twarzy (a przede wszystkim błyszczącym, rozmytym spojrzeniu), można było poznać, że on też zaczął imprezę dużo wcześniej niż zwykle. Odsunął się od przyjaciela i zerknął ze zdziwieniem na Johnsona. Wcześniej przecież nie widział Eliota w takim towarzystwie, czyli ściślej mówiąc – w towarzystwie czarnych.
– To Kenneth – przedstawił go Eliot od razu i uśmiechnął się szeroko, zerkając w stronę Afroamerykanina. – Kenneth, a to Teddy, mój kumpel z roku – powiedział, zwracając się tym razem do Johnsona.
– Hej, miło poznać – powiedział formułkę grzecznościową na wdechu i wyciągnął rękę w stronę chłopaka. Był mniej więcej jego wzrostu, szczupły, z rozburzonymi włosami i kilkoma pieprzykami na twarzy. Przy Eliocie prezentował się całkiem przeciętnie, ale wiele osób mogło uznać go za przystojnego.
– Siema – przywitał się, ale nie dałpo sobie poznać, że Kenneth mu się nie spodobał. – Schowajcie w kuchni, w jakiejś górnej szafce – polecił im, a Eliot podał Johnsonowi kubki, dając mu tym samym znak, że to on czyni honory i polewa. – Dobra, spadam do Lisy i Adeline, bo same je zostawiłem – rzucił Teddy, oglądając się za ramię. Salon, w którym rozgrywała się większość imprezy, był naprawdę duży, na pierwszy rzut oka jednak dało się zauważyć, że gospodarz schował wszystkie ważniejsze rzeczy, które mogłyby ulec zniszczeniu. Została tutaj więc tylko kanapa z dwoma fotelami, telewizor wiszący na ścianie, a gdzieś na przeciwległym krańcu pokoju Richard poustawiał głośniki, skąd dobiegały głośne basy muzyki i właściwie to było wszystko.
Eliot rozejrzał się po ludziach i aż się skrzywił, kiedy w przeciwległym kącie pokoju dostrzegł dwie szczupłe dziewczyny, Lisa flirtowała właśnie z jakimś Azjatą, a Adeline stała obok, jak ostatnia sierota, wgapiając się w Teddy'ego i O'Connera. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, uśmiechnęła się lekko, pomachała dość nieśmiało, po czym zaraz wzięła kilka dużych łyków piwa, jakie trzymała w ręce. Eliot odpowiedział jej mało wylewnym wykrzywieniem ust, szybko oceniając to, w czym Adeline pojawiła się na imprezie. Wielkie, czerwone szpile, w których zapewne ciężko było jej ustać dość zabawnie wyglądały na jej szczupłych, patyczkowatych nogach. Dziewczyna z pewnością nie miała gracji i wdzięku Dakoty. Odwrócił się do Kennetha w momencie, w którym Teddy zostawił ich samych.
– Widzisz te dwie laski pod ścianą? – zapytał konspiracyjnym szeptem.
– To twoje znajome? – Johnson podał mu zielony kubek z gotowym drinkiem i odwrócił się tyłem do stołu. Sięgnął jeszcze po chipsy na dnie miski, już prawie je zjedzono, więc niewiele dla nich zostało. Przyjrzał się uważnie dziewczynom, żadnej nie oceniając dobrze. Obie były szczupłe, prawie chłopięce i chociaż powinny się Kennethowi podobać, on jak zwykle porównywał je do swojej siostry, która miała zdecydowanie bardziej kobiece kształty. Jak zdążył zauważyć, nie rzuciła mu się w oczy żadna dziewczyna, która mogłaby się równać z Emmą.
– Mhm, ta mniejsza, w tych wielkich kurewskich szpilach lata za mną jak pies – powiedział i popił drinka, patrząc się na Adeline bez skrępowania, podczas gdy ją obgadywał. Dziewczyna wyraźnie czuła się dziwnie pod tym uważnym spojrzeniem, ale Lisa szepnęła jej na ucho, że nie ma się czego bać, bo pewnie dobrze o niej mówią. Uśmiechnęła się więc do Eliota i znowu wzięła kilka naprawdę dużych łyków piwa.
– Nieśmiała coś – rzucił Kenneth z rozbawieniem i popił swojego drinka, nie spuszczając z niej wzroku. Jeszcze bardziej zaczęła mu się nie podobać, wyglądała jak dziwka, co zauważył już wcześniej. Pewnie wiedziała, że O'Conner się pojawi i postanowiła się wystroić.
Eliot też powrócił do swojego trunku, szybko jednak zrozumiał, że wzięcie pełnego łyku nie było zbyt dobrym pomysłem. Od razu się skrzywił i aż syknął.
– Mocne! – sapnął, sięgając po ostatnie chipsy, którymi chciał zmienić nieprzyjemny, parzący posmak w ustach. – Boże, masz chyba ciężką rękę, jak polewasz – zauważył.
– Serio? Myślałem, że jest w porządku – rzucił i popił drinka. Rzeczywiście był mocny, tak jak Eliot mówił, ale no... miał go zrobić z samej coli? Uśmiechnął się lekko, nieco złośliwie, uświadamiając sobie, że O'Conner pewnie nie lubił aż tak mocnych alkoholi. W wielu kwestiach gejowskie cechy aż z niego parowały. Jak mógł twierdzić, że znajomi tego nie zauważyli?
Nieświadomy jego myśli chłopak sięgnął po napój, by trochę rozcieńczyć trunek. Gdy posmakował go drugi raz, stwierdził, że jest już o wiele lepszy.
– Wiesz, jak strasznie się kryje z tym, że się we mnie zabujała? – powrócił do przerwanej rozmowy, od czasu do czasu spokojnie i już bez skrzywień sącząc drinka. – Myśli, że nikt nie zauważył, a wszyscy widzą, jak wlepia we mnie te swoje wymalowane oczka, kiedy nie patrzę – prychnął. – W ogóle, kiedyś to taka szara mysz była. Po kurewsku zaczęła się ubierać, kiedy zaczęła z nami imprezować, to znaczy ze mną, tym Teddy'm, co go chwilę temu poznałeś i jeszcze taką jedną dziewczyną – miał oczywiście na myśli Dakotę, swoją dziewczynę. Nie wiedział, że zachowuje się teraz jak największa ciota, ale co mógł poradzić na to, że uwielbiał plotki i obgadywanie?
– Tak? Z tą, która jest obok nich? – zapytał Johnson, któremu z Emmą też czasami zdarzało się o kimś opowiadać w taki właśnie sposób.
– Częstujcie się chipsami – usłyszeli nagle znajomy głos z boku. Znowu podszedł do nich Rich, który trzymał w ręce butelkę wódki. Zachwiał się, ale w końcu złapał równowagę i uśmiechnął się dumny z siebie. Już wiedzieli, że gospodarz imprezy będzie ich męczył.
– Spoko, damy radę – odpowiedział mu Eliot i zerknął na Kennetha. – Idziemy schować alkohol do kuchni? – zapytał ciszej, tak, by nikt ich nie usłyszał. Ale właśnie rozległy się piski dwóch dziewczyn, bo ktoś puścił najnowszy hit Madonny. O'Conner aż przewrócił oczami, kiedy zaczęły tańczyć i podskakiwać w rytm „Worth it”. Nie patrząc na nic, złapał za butelkę alkoholu, poczekał aż Kenneth zrobi to samo, po czym pociągnął go do kuchni, której wejście znajdowało się naprzeciwko salonu. Była bardzo mała, zagracona, a przez to pusta. W tle leciały irytujące bity i piskliwy głos piosenkarek.
– No dobra, to chowamy, zanim ktoś przyjdzie. Czy dopijemy i zrobimy sobie jeszcze jednego drinka? – zapytał Kenneth, rozglądając się po kuchni w celu znalezienia idealnej kryjówki dla ich rumu.
– Dopijamy i jeszcze jeden – zawyrokował Eliot. – Bo na trzeźwo nie dam rady wysiedzieć przy tej muzyce – stwierdził, po czym duszkiem wypił drinka. Aż sapnął, odstawiając kubek na kamienny blat stołu. Kuchnia mimo że mała, została urządzona w dobrym stylu, rodzice Richa mieli pieniądze, to natychmiastowo rzucało się w oczy. – W ogóle, wiesz, że stawiasz mi wódę? Prawie bym ostatnio wygrał, gdybyś mnie nie sfaulował – zauważył, przybliżając się trochę do Kennetha. Doskonale jednak pamiętał, że sam wtedy przyznał się do porażki i sam obiecał postawienie Johnsonowi alkoholu. Teraz jednak nie chciał potwierdzać tamtejszych słów.
– Ja miałem więcej rzuconych koszy! – spróbował się obronić Johnson, marszcząc brwi. Mały wypadek Eliota, a później ich przygoda w jego kawalerce doprowadziły, że nie pamiętał takich szczegółów.
– Ta, chyba w snach – prychnął Eliot i zmrużył oczy. – Za bardzo skupiałeś się na moim tyłku, widziałem – dodał ciszej, uśmiechając się złośliwie.
Johnson już otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale kiedy dotarł do niego sens słów, aż go zatkało. Nie wiedział, co odpowiedzieć, a przez to Eliot wszedł na pozycję zwycięscy. Nie zaprzeczył od razu, więc teraz nie było sensu się tego wypierać.
– Jaką chcesz? – skapitulował, wzdychając ciężko. Wydął wargi i pomieszał swoim drinkiem. Już go prawie kończył.
Eliot aż zaśmiał się zwycięsko, patrząc na Kennetha dumny z siebie.
– Mocną – odpowiedział, chociaż nie przepadał za takimi alkoholami. Pewnie ciężko będzie mu to pić. – No chyba, że whisky. Lubię takie... ciemne – dodał, mierząc go uważnym spojrzeniem piwnych oczu. Cholera, nawet tu nie potrafił powstrzymać się od aluzji.
Kenneth wciągnął ze świstem powietrze do płuc i wypił końcówkę drinka na wdechu. Od razu odwrócił się do lady i zaczął przygotowywać następnego.
– Okej, dostaniesz ciemne, niech stracę – mruknął, uśmiechając się lekko pod nosem, kiedy dolał do alkoholu coli. Zerknął kątem oka na O'Connera. – Lubisz ciemne rzeczy?
– Bardzo – parsknął, ale zaraz spoważniał, bo do pomieszczenia wszedł jakiś chłopak, którego Eliot kompletnie nie kojarzył. Rozejrzał się po kuchni, po czym ją opuścił, znowu zostawiając ich samych. O'Conner trochę jednak otrzeźwiał, musiał pamiętać o zachowaniu z Kennethem większego dystansu! – A ty, mam nadzieję, lubisz białe – zauważył nonszalanckim tonem.
– Białe i lekko różowe – zamruczał Kenneth, opierając się dłonią o blat. Pochylił się w stronę Eliota bardziej, nie mogąc wytrzymać. Spojrzał mu w oczy, czując znajome napięcie, podczas którego jego ciało aż paliło, a myśli zeszły na tory zbliżenia z chłopakiem.
– Różowe? – zapytał, w myślach powtarzając sobie, by utrzymać Johnsona na odpowiedniej odległości. – W którym miejscu niby różowe? – parsknął, trochę rozbawiony.
– Mam pokazać? Serio chcesz? – zapytał wesoło i zjechał spojrzeniem w dół, na co wzrok Eliota też tam powędrował.
– Może u mnie w kawalerce – rzucił i wypił drinka do końca. – To co? Masz tego swojego transwestytę czy nie? – zapytał nagle, ciekawy. – Mieszka ktoś w serduszku Johnsona? – Wyciągnął rękę i puknął palcem w lewą pierś Kennetha.
– Spieprzaj – zaśmiał się ten trochę skrępowany. Zabrał jego nadgarstek i odwrócił wzrok na drzwi, jakby to on się bał, że zaraz ktoś wejdzie do kuchni. Tak też się stało. Osoba, która przekroczyła jej próg, musiała podtrzymać się ściany, żeby nie upaść. Kenneth był pewny, że Adeline złamała sobie nogę, gdy przekrzywiła ją w bucie na obcasie, kiedy źle stanęła na kafelkach. Nie rozumiał, jak mogła chodzić w takich platformach.
– Och, Eliot! – pisnęła, człapiąc w ich stronę, podtrzymując się przy tym wszystkiego co możliwe. – Tak się cieszę, że tu przyszedłeś – powiedziała bełkotliwie, na co O'Conner westchnął ciężko i sięgnął po jedno z krzeseł stojących niedaleko. Podsunął je dziewczynie, w przypływie swojej nagłej dobroduszności.
– Powinnaś już wracać – mruknął do niej sucho.
– Nie, ja... – Adeline zmarszczyła brwi i przełknęła ciężko. Kenneth przestraszył się, że dziewczyna będzie wymiotować, więc od razu odsunął się na bezpieczną odległość. – Wszystko w porządku, Eliot. Przyszedłeś sam? – zapytała, myśląc o Dakocie, nie Johnsonie.
– Nie – prychnął O'Conner, mając jej już dość. – Idziemy zapalić? – zapytał Kennetha, całkowicie już ignorując Adeline, która chwiała się na krześle to w jedną, to w drugą stronę. Naprawdę musiała sporo wypić, nigdy jeszcze jej takiej nie widział. Dziewczyna zawsze się ograniczała na imprezach, lub miała wymówkę, że była samochodem.
Johnson zerknął niepewnie na dziewczynę, ale zabrał drinka i wyszedł z kuchni. W salonie zrobiło się tłoczniej, musiało dojść jeszcze kilka osób. Drzwi na taras były otwarte i, gdy obok nich przechodził, poczuł chłodne podmuchy nocnego powietrza. Zerknął na zewnątrz, gdzie kilka osób popalało papierosy, rozmawiając i śmiejąc się. Udało mu się nawet zauważyć całującą się parę, która siedziała na ławce w roku ogrodu. Przeszli przez salon i zanim Kenneth wyszedł na zewnątrz, spojrzał na idącego za nim Eliota.
– W porządku?
– A dlaczego by miało nie być? – zapytał O'Conner ze śmiechem i popił trochę alkoholu. Sytuacja z Adeline bardziej go bawiła niż przejmowała.
– No... nie wiem. Dziwna ta laska była – przyznał, nie chcąc mówić, że mu się nie podobała. Wyszli na zewnątrz i od razu poczuli się lepiej. Nawet nie wiedzieli, że w domu panował taki zaduch. Johnson odetchnął ciężko, rozglądając się dookoła. Na małej werandzie nikogo nie było, wszyscy najwidoczniej okupowali ogród. Dobrze, pomyślał od razu z zadowoleniem, przynajmniej mieli święty spokój.
Eliot usiadł na schodku i poczekał, aż Kenneth zrobi to samo, popił swojego drinka, czując się już trochę pijany.
– Trochę słaba ta impreza – powiedział, patrząc, jak Johnson wyciąga paczkę papierosów, a następnie częstuje go jednym. – Dzięki, nie palę, to była wymówka, żeby zostawić Adeline – dodał i parsknął śmiechem.
Kenneth wsadził sobie używkę między wargi, śmiejąc się cicho, wyciągnął z kieszeni zapalniczkę.
– Nienawidzę takich lasek. Strasznie pijana – rzucił i zmrużył oczy, kiedy podpalał białego papierosa. Zaciągnął się i wypuścił dym z płuc. Nie palił często, zwykle sięgał po nie w nudzie albo zdenerwowaniu. Czasami palił też po prostu dla towarzystwa.
– Nigdy jej takiej nie widziałem. – Zaśmiał się wrednie i zerknął na Kennetha, opierając głowę na dłoni. – Dużo palisz? – zapytał. Johnson zamiast jednak odpowiedzieć znowu się zaciągnął i dmuchnął mu dymem w twarz. Poczuł przyjemne mrowienie w żołądku, kiedy mógł przybliżyć się do Eliota chociaż trochę bliżej. Stykali się nogami i ramionami, ale on i tak wolałby jeszcze bardziej pokonać dzielącą ich odległość.
O'Conner spojrzał mu w oczy, słysząc mocne bicie swojego serca. Zerknął na drzwi, ktoś mógłby ich zobaczyć tylko wtedy, gdyby je otworzył, z okien domu byli w tym miejscu niewidoczni. Alkohol zrobił swoje, na chwilę przestał myśleć o konsekwencjach, Kenneth bardzo mocno na niego oddziaływał, to że zabrał go na imprezę było naprawdę złym pomysłem, bo non stop musiał się hamować. Tym razem jednak zapomniał o swoich ograniczeniach, pochylił się do mężczyzny i musnął jego wargi swoimi.
Kenneth od razu odpowiedział na pocałunek, jakby się go spodziewał, chociaż tak naprawdę Eliot go zaskoczył. Sądził, że chłopak będzie się bardziej powstrzymywał. Złapał go za kark, chcąc pogłębić pieszczotę, ale dopiero wtedy O'Conner mu przerwał. Od razu rozejrzał się, czy nikt ich nie widział, aż odetchnął, gdy upewnił się, że byli sami. Szybko popił drinka, żeby się uspokoić, ta chwila wystarczyła, już się podniecił.
– Idziemy zaraz zrobić sobie następne, co? – zapytał jakby nigdy nic, wskazując na kubek.
– Mhm, spoko. Ale nie pij tak szybko – zaśmiał się Kenneth, pocierając usta. Zrobiło mu się gorąco, nie potrzebował nawet kurtki.
– Nie martw się, nie będziesz mnie zbierać – prychnął i zagryzł dolną wargę. – Dobrze całujesz – dodał nagle, żeby trochę podkręcić atmosferę.
Kenneth poczuł mrowienie w podbrzuszu i poruszył się nerwowo, starając się uspokoić. W tym celu pomógł mu papieros, którym znowu się zaciągnął, ale już nie wydmuchał dymu w stronę O'Connera, nie chciał go prowokować, bo bał się, że kiedy przejdą przez pewną granicę, już nie będzie mógł się powstrzymać.
Siedzieli tak jeszcze chwilę, gdy nagle pod dom podjechał trochę zdezelowany kremowy pick-up. Eliot uniósł brew, wpatrując się w pojazd, z którego wysiadła jakaś dziewczyna, było jednak zbyt ciemno, by mógł ją rozpoznać. Zrobił to dopiero wtedy, kiedy ta się wydarła w stronę kierowcy.
– Więc tak to ma wyglądać?! Stawiasz mi jakieś ultimatum?! – ryknęła na cały głos, a Eliot osłupiały wpatrzył się w nią. Drzwi za nimi się otworzyły, ktoś się wytoczył i zagadał do nich, jednak po chwili zamilkł, wpatrując się w krzyczącą na środku ulicy Dakotę. – Nie będziesz mi mówić, co mam robić, do cholery!
Nie usłyszeli, co kierowca jej odpowiedział, ale dziewczyna znowu zaczęła krzyczeć, tym razem przekleństwa, a samochód po chwili odjechał z piskiem opon, zostawiając ją samą na ulicy. Przez chwilę obserwowali, jak ta stoi przy drodze, nie ruszając się. W końcu jednak zreflektowała się i odwróciła w stronę domu Richarda.

5 komentarzy:

  1. Impreza troche nudnawa mogli się zwinąć juz do domu xD ale końcówka zapowiada, że moze dojsc do jakiejs interakcji pomiędzy dwójką i Dakotą i to może być ciekawe...chce zeby Kenneth był zazdrosny xD nie wiem dlaczego ale jakos w tym opowiadaniu wydaje mi sie to potrzebne...zeby czuć emocje bo od ich pierwszego razu są tacy nijacy..niby cos tam robią ale jakby nic nie czuli no chyba ze podniecenie bo to im sie zdarza.
    Myślę, że później bedzie więcej emocji bo bedzie im bardziej zależeć...

    Weeeeny! Czekamy na następne.
    Pozdrawiam
    ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za szczere słowa :) Rozdział nudnawy, ale obiecujemy, że już w następnych będzie się więcej działo. Nie chciałyśmy gwałtownie ruszać z akcją, tylko powoli ją rozwijać, przez co może się trochę ciągnąć. Zdajemy sobie sprawę, że jeśli nie przeszkadza to przy "hurtowym" czytaniu kilku rozdziałów czy nawet całego opowiadania, tak przy czekaniu na kolejne rozdziały bywa ciężkie.
      Pracujemy nad ich emocjami, za niedługo w końcu coś się zmieni, więc wszystko jest tylko kwestią czasu.

      Jeszcze raz dziękujemy za szczerą opinię! :) To dla nas bardzo ważne, bo wiemy, na co mamy zwrócić uwagę, żeby dopracować nasze opowiadania.

      Wkrótce kolejny rozdział :)

      Pozdrawiamy.

      Usuń
  2. Zadziwia mnie ta pustka, choć sama jestem leniwym komentatorem, który nie komentuje...
    Wiem jednak, jak takie komentarze motywują.
    Typowa impreza z życia wzięta, którą każdy z nas już zdążył przeżyć. Można uznać, że powiało nudą, ale nie jestem zwolenniczką tego, by w każdym rozdziale dużo się działo. Mam wrażenie, że dla większości rozdział ciekawy to rozdział, w którym są seksy, flirty lub wyznania miłosne. Jakby naprawdę wszyscy nie mogli się doczekać macanek. Życie pokazuje nam, że nie zawsze jest tak emocjonująco. Im więcej realności w opowiadaniu, tym bliższe się ono staje czytelnikowi. A przynajmniej mnie c:
    Cieszę się, że nie pędzicie do przodu i nie skupiacie się typowo na tej jednej relacji kennliotowej. To czyni opowiadanie pełniejszym. Mnie się je czyta naprawdę przyjemnie. Wchodzę codziennie i sprawdzam, czy jest nowy rozdział, choć fejsbóki i tak mnie informują.
    I brawo za niespodziankę w formie Dakoty na imprezie. Kompletnie się tego nie spodziewałam, aczkolwiek mówią, że kiepsko u mnie z przewidywaniem.
    Uczucia i emocje rodzące się powoli i stopniowo wydają mi się mocniejsze. c:

    Trzymam za Was kciuki i czekam namiętnie na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Same zauważamy, że Clash rozkręca się bardzo wolno i nie chcemy za bardzo tego zmieniać, bo gdy dojdziemy do pewnego punktu w opowiadaniu, to zdarzenia będą sypać się jedno za drugim. Jak Verry wyżej pisała, pewnie przy hurtowym czytaniu nie zauważa się tego powolnego rozwoju akcji, gorzej jest jak się czeka na rozdziały i oczekuje, że każda kolejna część wniesie coś nowego. A tak się po prostu nie da, w książkach też nie ma wszystkiego podanego na tacy.

      Dziękujemy bardzo za miły komentarz, poprawił nam humory. :)

      Usuń
  3. " w książkach też nie ma wszystkiego podanego na tacy" ... Jak to nie ma? Przewracasz parę kartek i masz ciąg dalszy.
    Ale to tylko taka dygresja. :P (idę komentować najnowszy rozdział)

    OdpowiedzUsuń