Dziękujemy osobom, które zagłosowały w ankiecie i zachęcamy tych, którzy jeszcze tego nie zrobili do oddania głosu :)
Mocny drink
Część 1
Richard był niskim, dość pulchnym i niezbyt urodziwym chłopakiem.
Eliot praktycznie go nie znał, wiedział jedynie, że także
studiował na Uniwersytecie Chicago. Rozmawiali ze sobą może trzy
razy w życiu, za każdym razem oczywiście na imprezie, ale takie
już były plusy bycia O'Connerem – on nie znał nikogo, wszyscy
znali jego. I każdy chciał znajdować się w kręgu jego znajomych,
pomyślał Eliot z wyższością, patrząc, jak Richard uśmiecha się
do nich szeroko i podchodzi do bramki. Już tutaj, przy ulicy,
słyszeli dudniące odgłosy muzyki, a w oknach dojrzeli poruszające
się zarysy sylwetek imprezowiczów.
– Siema, Eliot! – rzucił wesoło i objął przyjacielsko
chłopaka, klepiąc go po plecach. O'Conner skrzywił się, jak
najszybciej wyplątując się z tego uścisku.
– To mój kumpel – zwrócił się do Richarda i wskazał na
mężczyznę. – Kenneth – dodał oszczędnie.
– Hej – przywitał się Johnson, nawet nie wiedząc, że
zabrzmiał bardziej groźnie niż uprzejmie. Mógł się tego
domyślić po zdziwionym spojrzeniu Richa, któremu jednak nie
poświęcił więcej uwagi niż było to konieczne. Mając takich
znajomych – pomyślał, wchodząc na teren posesji – nic
dziwnego, że Eliot nie chciał się przyznawać do swojej
orientacji.
– Impreza właśnie się rozkręca – paplał Richard,
wpuszczając ich do wąskiego przedpokoju, gdzie mały wieszak uginał
się pod tuzinem kurtek. Niektóre z nich spadły na podłogę i buty
właścicieli, bo najwidoczniej nie chciało im się chować ich do
szafki. Nikt z imprezowiczów raczej nie ściągał obuwia, więc i
oni nie zamierzali tego robić. Eliot zdjął swoją wiatrówkę,
zerkając na Kennetha. – Ściągasz? – zapytał.
– No... tak, będzie mi chyba za gorąco – mruknął i położył
zakupy na półce. Rozebrał się szybko z kurtki i już chciał ją
zawiesić na wieszaku, ale nie wiedział, gdzie miałby to zrobić.
Nie dość, że pewnie mieszkańcy domu musieli zostawić swoje
okrycia wierzchnie, to jeszcze do nich doszły ubrania ludzi
bawiących się na domówce. – Chyba że weźmiemy je ze sobą –
rzucił, zerkając na Eliota, który trzymał swoją wiatrówkę w
ręce. O'Conner popatrzył na wieszak pełen ciuchów, a następnie
na katanę Kennetha, którą złapał nagle, po czym bezceremonialnie
zrzucił kilka kurtek na podłogę, robiąc sobie i Johnsonowi
miejsce.
– Po kłopocie.
Johnson spojrzał na niego z niedowierzaniem, otwierając szeroko
oczy. Nikt nie zwracał na nich uwagi, więc nawet nie zainteresował
się tym, co O'Conner właśnie zrobił.
– Jesteś niemożliwy – mruknął cicho i zabrał torbę z
colą. Eliot też sięgnął po zakupy, jakie wcześniej odłożył
na podłogę, by móc się rozebrać.
– Trzeba sobie jakoś radzić w życiu, Johnson – powiedział
śmiertelnie poważnym tonem, chociaż brzmiało to aż za bardzo
komicznie. Nagle z salonu, w którym siedziało całkiem sporo osób,
wypadła dziewczyna i pognała do łazienki. Trzasnęła za sobą
drzwiami, a oni po chwili mogli usłyszeć odgłosy wymiotowania,
których nawet nie zamaskowała głośna muzyka. – Chodź, idziemy
pić, bo chyba odstajemy od reszty – zauważył.
– Od takiego stanu bardzo odstajemy – zaśmiał się Kenneth,
przyglądając się ludziom. Byli różni, od razu też poznał, że
większość z nich musiała posiadać status studentów. Richard
mówił prawdę, impreza dopiero się rozkręcała. Przychodziły
nowe osoby, ale i w salonie znajdowało się aktualnie trochę ponad
tuzin imprezowiczów. Z tego co zdążył zauważyć, drzwi na taras
były uchylone, więc i na tam musiał się ktoś bawić.
Weszli do salonu, a z głośników właśnie popłynął najnowszy
utwór Meghan Trainor, Eliot znał chyba wszystkie aktualne imprezowe
kawałki, mimo że nie słuchał ich dla własnej przyjemności w
domu. Jakieś dziewczyny zaczęły do niego tańczyć, śmiejąc się
głośno i zwracając swoim zachowaniem uwagę niektórych osób. Z
Eliotem przywitało się kilku znajomych, ale było ich niewielu –
tak jak O'Conner zapewniał. Chłopak odpowiedział im niezbyt
wylewnie.
– W ogóle ich nie kojarzę – szepnął do Kennetha, kiedy
podeszli do stołu, by zawinąć z niego czyste plastikowe kubki.
– Ale szybko zaczęli imprezę – zauważył Johnson z
rozbawieniem, podchodząc do stołu, na którym walały się butelki
różnego rodzaju alkoholi, puste kubeczki i rozrzucone chipsy. –
Gdzie to schowamy? – zapytał, wskazując na papierowy worek z
rumem, który trzymał. Na imprezach miał zasadę, że pił tylko
to, co sam kupił. Nie miał zwyczaju kraść cudzych trunków.
Eliot rozejrzał się, ale nie znalazł dla ich alkoholu żadnego
dobrego miejsca.
– Do kuchni – usłyszeli głos za sobą. Eliot obejrzał się
i uśmiechnął się dużo weselej, niż wtedy, gdy witał ich Rich
czy inni, nie za dobrze mu znani ludzie z imprezy.
– Siema Teddy – rzucił, podając mu rękę, a zaraz po tym
przyciągnęli się do siebie przeciwnymi ramionami w koleżeńskim
geście. – Nie myślałem, że tu będziesz.
– Jak to nie? O'Conner, gadasz, jakbyś mnie nie znał! –
zaśmiał się i poklepał go po plecach. Po tonie jego głosu i
wyrazie twarzy (a przede wszystkim błyszczącym, rozmytym
spojrzeniu), można było poznać, że on też zaczął imprezę dużo
wcześniej niż zwykle. Odsunął się od przyjaciela i zerknął ze
zdziwieniem na Johnsona. Wcześniej przecież nie widział Eliota w takim towarzystwie, czyli ściślej mówiąc – w towarzystwie
czarnych.
– To Kenneth – przedstawił go Eliot od razu i uśmiechnął
się szeroko, zerkając w stronę Afroamerykanina. – Kenneth, a to
Teddy, mój kumpel z roku – powiedział, zwracając się tym razem
do Johnsona.
– Hej, miło poznać – powiedział formułkę grzecznościową
na wdechu i wyciągnął rękę w stronę chłopaka. Był mniej
więcej jego wzrostu, szczupły, z rozburzonymi włosami i kilkoma
pieprzykami na twarzy. Przy Eliocie prezentował się całkiem
przeciętnie, ale wiele osób mogło uznać go za przystojnego.
– Siema – przywitał się, ale nie dałpo sobie poznać, że
Kenneth mu się nie spodobał. – Schowajcie w kuchni, w jakiejś
górnej szafce – polecił im, a Eliot podał Johnsonowi kubki,
dając mu tym samym znak, że to on czyni honory i polewa. – Dobra,
spadam do Lisy i Adeline, bo same je zostawiłem – rzucił Teddy,
oglądając się za ramię. Salon, w którym rozgrywała się
większość imprezy, był naprawdę duży, na pierwszy rzut oka
jednak dało się zauważyć, że gospodarz schował wszystkie
ważniejsze rzeczy, które mogłyby ulec zniszczeniu. Została tutaj
więc tylko kanapa z dwoma fotelami, telewizor wiszący na ścianie,
a gdzieś na przeciwległym krańcu pokoju Richard poustawiał
głośniki, skąd dobiegały głośne basy muzyki i właściwie to
było wszystko.
Eliot rozejrzał się po ludziach i aż się skrzywił, kiedy w
przeciwległym kącie pokoju dostrzegł dwie szczupłe dziewczyny,
Lisa flirtowała właśnie z jakimś Azjatą, a Adeline stała obok,
jak ostatnia sierota, wgapiając się w Teddy'ego i O'Connera. Kiedy
ich spojrzenia się spotkały, uśmiechnęła się lekko, pomachała
dość nieśmiało, po czym zaraz wzięła kilka dużych łyków
piwa, jakie trzymała w ręce. Eliot odpowiedział jej mało wylewnym
wykrzywieniem ust, szybko oceniając to, w czym Adeline pojawiła się
na imprezie. Wielkie, czerwone szpile, w których zapewne ciężko
było jej ustać dość zabawnie wyglądały na jej szczupłych,
patyczkowatych nogach. Dziewczyna z pewnością nie miała gracji i
wdzięku Dakoty. Odwrócił się do Kennetha w momencie, w którym
Teddy zostawił ich samych.
– Widzisz te dwie laski pod ścianą? – zapytał konspiracyjnym
szeptem.
– To twoje znajome? – Johnson podał mu zielony kubek z gotowym
drinkiem i odwrócił się tyłem do stołu. Sięgnął jeszcze po
chipsy na dnie miski, już prawie je zjedzono, więc niewiele dla
nich zostało. Przyjrzał się uważnie dziewczynom, żadnej nie
oceniając dobrze. Obie były szczupłe, prawie chłopięce i chociaż
powinny się Kennethowi podobać, on jak zwykle porównywał je do
swojej siostry, która miała zdecydowanie bardziej kobiece kształty.
Jak zdążył zauważyć, nie rzuciła mu się w oczy żadna
dziewczyna, która mogłaby się równać z Emmą.
– Mhm, ta mniejsza, w tych wielkich kurewskich szpilach lata za
mną jak pies – powiedział i popił drinka, patrząc się na
Adeline bez skrępowania, podczas gdy ją obgadywał. Dziewczyna
wyraźnie czuła się dziwnie pod tym uważnym spojrzeniem, ale Lisa
szepnęła jej na ucho, że nie ma się czego bać, bo pewnie dobrze
o niej mówią. Uśmiechnęła się więc do Eliota i znowu wzięła
kilka naprawdę dużych łyków piwa.
– Nieśmiała coś – rzucił Kenneth z rozbawieniem i popił
swojego drinka, nie spuszczając z niej wzroku. Jeszcze bardziej
zaczęła mu się nie podobać, wyglądała jak dziwka, co zauważył
już wcześniej. Pewnie wiedziała, że O'Conner się pojawi i
postanowiła się wystroić.
Eliot też powrócił do swojego trunku, szybko jednak zrozumiał,
że wzięcie pełnego łyku nie było zbyt dobrym pomysłem. Od razu
się skrzywił i aż syknął.
– Mocne! – sapnął, sięgając po ostatnie chipsy, którymi
chciał zmienić nieprzyjemny, parzący posmak w ustach. – Boże,
masz chyba ciężką rękę, jak polewasz – zauważył.
– Serio? Myślałem, że jest w porządku – rzucił i popił
drinka. Rzeczywiście był mocny, tak jak Eliot mówił, ale no...
miał go zrobić z samej coli? Uśmiechnął się lekko, nieco
złośliwie, uświadamiając sobie, że O'Conner pewnie nie lubił aż
tak mocnych alkoholi. W wielu kwestiach gejowskie cechy aż z niego
parowały. Jak mógł twierdzić, że znajomi tego nie zauważyli?
Nieświadomy jego myśli chłopak sięgnął po napój, by trochę
rozcieńczyć trunek. Gdy posmakował go drugi raz, stwierdził, że
jest już o wiele lepszy.
– Wiesz, jak strasznie się kryje z tym, że się we mnie
zabujała? – powrócił do przerwanej rozmowy, od czasu do czasu
spokojnie i już bez skrzywień sącząc drinka. – Myśli, że nikt
nie zauważył, a wszyscy widzą, jak wlepia we mnie te swoje
wymalowane oczka, kiedy nie patrzę – prychnął. – W ogóle,
kiedyś to taka szara mysz była. Po kurewsku zaczęła się ubierać,
kiedy zaczęła z nami imprezować, to znaczy ze mną, tym Teddy'm,
co go chwilę temu poznałeś i jeszcze taką jedną dziewczyną –
miał oczywiście na myśli Dakotę, swoją dziewczynę. Nie
wiedział, że zachowuje się teraz jak największa ciota, ale co
mógł poradzić na to, że uwielbiał plotki i obgadywanie?
– Tak? Z tą, która jest obok nich? – zapytał Johnson, któremu
z Emmą też czasami zdarzało się o kimś opowiadać w taki właśnie
sposób.
– Częstujcie się chipsami – usłyszeli nagle znajomy głos z
boku. Znowu podszedł do nich Rich, który trzymał w ręce butelkę
wódki. Zachwiał się, ale w końcu złapał równowagę i
uśmiechnął się dumny z siebie. Już wiedzieli, że gospodarz
imprezy będzie ich męczył.
– Spoko, damy radę – odpowiedział mu Eliot i zerknął na
Kennetha. – Idziemy schować alkohol do kuchni? – zapytał
ciszej, tak, by nikt ich nie usłyszał. Ale właśnie rozległy się
piski dwóch dziewczyn, bo ktoś puścił najnowszy hit Madonny.
O'Conner aż przewrócił oczami, kiedy zaczęły tańczyć i
podskakiwać w rytm „Worth it”. Nie patrząc na nic, złapał za
butelkę alkoholu, poczekał aż Kenneth zrobi to samo, po czym
pociągnął go do kuchni, której wejście znajdowało się
naprzeciwko salonu. Była bardzo mała, zagracona, a przez to pusta.
W tle leciały irytujące bity i piskliwy głos piosenkarek.
– No dobra, to chowamy, zanim ktoś przyjdzie. Czy dopijemy i
zrobimy sobie jeszcze jednego drinka? – zapytał Kenneth,
rozglądając się po kuchni w celu znalezienia idealnej kryjówki
dla ich rumu.
– Dopijamy i jeszcze jeden – zawyrokował Eliot. – Bo na
trzeźwo nie dam rady wysiedzieć przy tej muzyce – stwierdził, po
czym duszkiem wypił drinka. Aż sapnął, odstawiając kubek na
kamienny blat stołu. Kuchnia mimo że mała, została urządzona w
dobrym stylu, rodzice Richa mieli pieniądze, to natychmiastowo
rzucało się w oczy. – W ogóle, wiesz, że stawiasz mi wódę?
Prawie bym ostatnio wygrał, gdybyś mnie nie sfaulował –
zauważył, przybliżając się trochę do Kennetha. Doskonale jednak
pamiętał, że sam wtedy przyznał się do porażki i sam obiecał
postawienie Johnsonowi alkoholu. Teraz jednak nie chciał potwierdzać
tamtejszych słów.
– Ja miałem więcej rzuconych koszy! – spróbował się obronić
Johnson, marszcząc brwi. Mały wypadek Eliota, a później ich
przygoda w jego kawalerce doprowadziły, że nie pamiętał takich
szczegółów.
– Ta, chyba w snach – prychnął Eliot i zmrużył oczy. – Za
bardzo skupiałeś się na moim tyłku, widziałem – dodał ciszej,
uśmiechając się złośliwie.
Johnson już otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale kiedy dotarł
do niego sens słów, aż go zatkało. Nie wiedział, co
odpowiedzieć, a przez to Eliot wszedł na pozycję zwycięscy. Nie
zaprzeczył od razu, więc teraz nie było sensu się tego wypierać.
– Jaką chcesz? – skapitulował, wzdychając ciężko. Wydął
wargi i pomieszał swoim drinkiem. Już go prawie kończył.
Eliot aż zaśmiał się zwycięsko, patrząc na Kennetha dumny z
siebie.
– Mocną – odpowiedział, chociaż nie przepadał za takimi
alkoholami. Pewnie ciężko będzie mu to pić. – No chyba, że
whisky. Lubię takie... ciemne – dodał, mierząc go uważnym
spojrzeniem piwnych oczu. Cholera, nawet tu nie potrafił powstrzymać
się od aluzji.
Kenneth wciągnął ze świstem powietrze do płuc i wypił końcówkę
drinka na wdechu. Od razu odwrócił się do lady i zaczął
przygotowywać następnego.
– Okej, dostaniesz ciemne, niech stracę – mruknął,
uśmiechając się lekko pod nosem, kiedy dolał do alkoholu coli.
Zerknął kątem oka na O'Connera. – Lubisz ciemne rzeczy?
– Bardzo – parsknął, ale zaraz spoważniał, bo do
pomieszczenia wszedł jakiś chłopak, którego Eliot kompletnie nie
kojarzył. Rozejrzał się po kuchni, po czym ją opuścił, znowu
zostawiając ich samych. O'Conner trochę jednak otrzeźwiał, musiał
pamiętać o zachowaniu z Kennethem większego dystansu! – A ty,
mam nadzieję, lubisz białe – zauważył nonszalanckim tonem.
– Białe i lekko różowe – zamruczał Kenneth, opierając się
dłonią o blat. Pochylił się w stronę Eliota bardziej, nie mogąc
wytrzymać. Spojrzał mu w oczy, czując znajome napięcie, podczas
którego jego ciało aż paliło, a myśli zeszły na tory zbliżenia
z chłopakiem.
– Różowe? – zapytał, w myślach powtarzając sobie, by
utrzymać Johnsona na odpowiedniej odległości. – W którym
miejscu niby różowe? – parsknął, trochę rozbawiony.
– Mam pokazać? Serio chcesz? – zapytał wesoło i zjechał
spojrzeniem w dół, na co wzrok Eliota też tam powędrował.
– Może u mnie w kawalerce – rzucił i wypił drinka do końca.
– To co? Masz tego swojego transwestytę czy nie? – zapytał
nagle, ciekawy. – Mieszka ktoś w serduszku Johnsona? – Wyciągnął
rękę i puknął palcem w lewą pierś Kennetha.
– Spieprzaj – zaśmiał się ten trochę skrępowany. Zabrał
jego nadgarstek i odwrócił wzrok na drzwi, jakby to on się bał,
że zaraz ktoś wejdzie do kuchni. Tak też się stało. Osoba, która
przekroczyła jej próg, musiała podtrzymać się ściany, żeby nie
upaść. Kenneth był pewny, że Adeline złamała sobie nogę, gdy
przekrzywiła ją w bucie na obcasie, kiedy źle stanęła na
kafelkach. Nie rozumiał, jak mogła chodzić w takich platformach.
– Och, Eliot! – pisnęła, człapiąc w ich stronę,
podtrzymując się przy tym wszystkiego co możliwe. – Tak się
cieszę, że tu przyszedłeś – powiedziała bełkotliwie, na co
O'Conner westchnął ciężko i sięgnął po jedno z krzeseł
stojących niedaleko. Podsunął je dziewczynie, w przypływie swojej
nagłej dobroduszności.
– Powinnaś już wracać – mruknął do niej sucho.
– Nie, ja... – Adeline zmarszczyła brwi i przełknęła ciężko.
Kenneth przestraszył się, że dziewczyna będzie wymiotować, więc
od razu odsunął się na bezpieczną odległość. – Wszystko w
porządku, Eliot. Przyszedłeś sam? – zapytała, myśląc o
Dakocie, nie Johnsonie.
– Nie – prychnął O'Conner, mając jej już dość. – Idziemy
zapalić? – zapytał Kennetha, całkowicie już ignorując Adeline,
która chwiała się na krześle to w jedną, to w drugą stronę.
Naprawdę musiała sporo wypić, nigdy jeszcze jej takiej nie
widział. Dziewczyna zawsze się ograniczała na imprezach, lub miała
wymówkę, że była samochodem.
Johnson zerknął niepewnie na dziewczynę, ale zabrał drinka i
wyszedł z kuchni. W salonie zrobiło się tłoczniej, musiało dojść
jeszcze kilka osób. Drzwi na taras były otwarte i, gdy obok nich
przechodził, poczuł chłodne podmuchy nocnego powietrza. Zerknął
na zewnątrz, gdzie kilka osób popalało papierosy, rozmawiając i
śmiejąc się. Udało mu się nawet zauważyć całującą się
parę, która siedziała na ławce w roku ogrodu. Przeszli przez
salon i zanim Kenneth wyszedł na zewnątrz, spojrzał na idącego za
nim Eliota.
– W porządku?
– A dlaczego by miało nie być? – zapytał O'Conner ze śmiechem
i popił trochę alkoholu. Sytuacja z Adeline bardziej go bawiła niż
przejmowała.
– No... nie wiem. Dziwna ta laska była – przyznał, nie chcąc
mówić, że mu się nie podobała. Wyszli na zewnątrz i od razu
poczuli się lepiej. Nawet nie wiedzieli, że w domu panował taki
zaduch. Johnson odetchnął ciężko, rozglądając się dookoła. Na
małej werandzie nikogo nie było, wszyscy najwidoczniej okupowali
ogród. Dobrze, pomyślał od razu z zadowoleniem, przynajmniej mieli
święty spokój.
Eliot usiadł na schodku i poczekał, aż Kenneth zrobi to samo,
popił swojego drinka, czując się już trochę pijany.
– Trochę słaba ta impreza – powiedział, patrząc, jak Johnson
wyciąga paczkę papierosów, a następnie częstuje go jednym. –
Dzięki, nie palę, to była wymówka, żeby zostawić Adeline –
dodał i parsknął śmiechem.
Kenneth wsadził sobie używkę między wargi, śmiejąc się cicho,
wyciągnął z kieszeni zapalniczkę.
– Nienawidzę takich lasek. Strasznie pijana – rzucił i zmrużył
oczy, kiedy podpalał białego papierosa. Zaciągnął się i
wypuścił dym z płuc. Nie palił często, zwykle sięgał po nie w
nudzie albo zdenerwowaniu. Czasami palił też po prostu dla
towarzystwa.
– Nigdy jej takiej nie widziałem. – Zaśmiał się wrednie i
zerknął na Kennetha, opierając głowę na dłoni. – Dużo
palisz? – zapytał. Johnson zamiast jednak odpowiedzieć znowu się
zaciągnął i dmuchnął mu dymem w twarz. Poczuł przyjemne
mrowienie w żołądku, kiedy mógł przybliżyć się do Eliota
chociaż trochę bliżej. Stykali się nogami i ramionami, ale on i
tak wolałby jeszcze bardziej pokonać dzielącą ich odległość.
O'Conner spojrzał mu w oczy, słysząc mocne bicie swojego serca.
Zerknął na drzwi, ktoś mógłby ich zobaczyć tylko wtedy, gdyby
je otworzył, z okien domu byli w tym miejscu niewidoczni. Alkohol
zrobił swoje, na chwilę przestał myśleć o konsekwencjach,
Kenneth bardzo mocno na niego oddziaływał, to że zabrał go na
imprezę było naprawdę złym pomysłem, bo non stop musiał się
hamować. Tym razem jednak zapomniał o swoich ograniczeniach,
pochylił się do mężczyzny i musnął jego wargi swoimi.
Kenneth od razu odpowiedział na pocałunek, jakby się go
spodziewał, chociaż tak naprawdę Eliot go zaskoczył. Sądził, że
chłopak będzie się bardziej powstrzymywał. Złapał go za kark,
chcąc pogłębić pieszczotę, ale dopiero wtedy O'Conner mu
przerwał. Od razu rozejrzał się, czy nikt ich nie widział, aż
odetchnął, gdy upewnił się, że byli sami. Szybko popił drinka,
żeby się uspokoić, ta chwila wystarczyła, już się podniecił.
– Idziemy zaraz zrobić sobie następne, co? – zapytał jakby
nigdy nic, wskazując na kubek.
– Mhm, spoko. Ale nie pij tak szybko – zaśmiał się Kenneth,
pocierając usta. Zrobiło mu się gorąco, nie potrzebował nawet
kurtki.
– Nie martw się, nie będziesz mnie zbierać – prychnął i
zagryzł dolną wargę. – Dobrze całujesz – dodał nagle, żeby
trochę podkręcić atmosferę.
Kenneth poczuł mrowienie w podbrzuszu i poruszył się nerwowo,
starając się uspokoić. W tym celu pomógł mu papieros, którym
znowu się zaciągnął, ale już nie wydmuchał dymu w stronę
O'Connera, nie chciał go prowokować, bo bał się, że kiedy
przejdą przez pewną granicę, już nie będzie mógł się
powstrzymać.
Siedzieli tak jeszcze chwilę, gdy nagle pod dom podjechał trochę
zdezelowany kremowy pick-up. Eliot uniósł brew, wpatrując się w
pojazd, z którego wysiadła jakaś dziewczyna, było jednak zbyt
ciemno, by mógł ją rozpoznać. Zrobił to dopiero wtedy, kiedy ta
się wydarła w stronę kierowcy.
– Więc tak to ma wyglądać?! Stawiasz mi jakieś ultimatum?! –
ryknęła na cały głos, a Eliot osłupiały wpatrzył się w nią.
Drzwi za nimi się otworzyły, ktoś się wytoczył i zagadał do
nich, jednak po chwili zamilkł, wpatrując się w krzyczącą na
środku ulicy Dakotę. – Nie będziesz mi mówić, co mam robić,
do cholery!
Nie usłyszeli, co kierowca jej odpowiedział, ale dziewczyna znowu
zaczęła krzyczeć, tym razem przekleństwa, a samochód po chwili
odjechał z piskiem opon, zostawiając ją samą na ulicy. Przez
chwilę obserwowali, jak ta stoi przy drodze, nie ruszając się. W
końcu jednak zreflektowała się i odwróciła w stronę domu
Richarda.
Impreza troche nudnawa mogli się zwinąć juz do domu xD ale końcówka zapowiada, że moze dojsc do jakiejs interakcji pomiędzy dwójką i Dakotą i to może być ciekawe...chce zeby Kenneth był zazdrosny xD nie wiem dlaczego ale jakos w tym opowiadaniu wydaje mi sie to potrzebne...zeby czuć emocje bo od ich pierwszego razu są tacy nijacy..niby cos tam robią ale jakby nic nie czuli no chyba ze podniecenie bo to im sie zdarza.
OdpowiedzUsuńMyślę, że później bedzie więcej emocji bo bedzie im bardziej zależeć...
Weeeeny! Czekamy na następne.
Pozdrawiam
~
Dziękujemy za szczere słowa :) Rozdział nudnawy, ale obiecujemy, że już w następnych będzie się więcej działo. Nie chciałyśmy gwałtownie ruszać z akcją, tylko powoli ją rozwijać, przez co może się trochę ciągnąć. Zdajemy sobie sprawę, że jeśli nie przeszkadza to przy "hurtowym" czytaniu kilku rozdziałów czy nawet całego opowiadania, tak przy czekaniu na kolejne rozdziały bywa ciężkie.
UsuńPracujemy nad ich emocjami, za niedługo w końcu coś się zmieni, więc wszystko jest tylko kwestią czasu.
Jeszcze raz dziękujemy za szczerą opinię! :) To dla nas bardzo ważne, bo wiemy, na co mamy zwrócić uwagę, żeby dopracować nasze opowiadania.
Wkrótce kolejny rozdział :)
Pozdrawiamy.
Zadziwia mnie ta pustka, choć sama jestem leniwym komentatorem, który nie komentuje...
OdpowiedzUsuńWiem jednak, jak takie komentarze motywują.
Typowa impreza z życia wzięta, którą każdy z nas już zdążył przeżyć. Można uznać, że powiało nudą, ale nie jestem zwolenniczką tego, by w każdym rozdziale dużo się działo. Mam wrażenie, że dla większości rozdział ciekawy to rozdział, w którym są seksy, flirty lub wyznania miłosne. Jakby naprawdę wszyscy nie mogli się doczekać macanek. Życie pokazuje nam, że nie zawsze jest tak emocjonująco. Im więcej realności w opowiadaniu, tym bliższe się ono staje czytelnikowi. A przynajmniej mnie c:
Cieszę się, że nie pędzicie do przodu i nie skupiacie się typowo na tej jednej relacji kennliotowej. To czyni opowiadanie pełniejszym. Mnie się je czyta naprawdę przyjemnie. Wchodzę codziennie i sprawdzam, czy jest nowy rozdział, choć fejsbóki i tak mnie informują.
I brawo za niespodziankę w formie Dakoty na imprezie. Kompletnie się tego nie spodziewałam, aczkolwiek mówią, że kiepsko u mnie z przewidywaniem.
Uczucia i emocje rodzące się powoli i stopniowo wydają mi się mocniejsze. c:
Trzymam za Was kciuki i czekam namiętnie na kolejny rozdział!
Same zauważamy, że Clash rozkręca się bardzo wolno i nie chcemy za bardzo tego zmieniać, bo gdy dojdziemy do pewnego punktu w opowiadaniu, to zdarzenia będą sypać się jedno za drugim. Jak Verry wyżej pisała, pewnie przy hurtowym czytaniu nie zauważa się tego powolnego rozwoju akcji, gorzej jest jak się czeka na rozdziały i oczekuje, że każda kolejna część wniesie coś nowego. A tak się po prostu nie da, w książkach też nie ma wszystkiego podanego na tacy.
UsuńDziękujemy bardzo za miły komentarz, poprawił nam humory. :)
" w książkach też nie ma wszystkiego podanego na tacy" ... Jak to nie ma? Przewracasz parę kartek i masz ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńAle to tylko taka dygresja. :P (idę komentować najnowszy rozdział)