Sobota, 16 maja 2015
Noc w salonie minęła im spokojnie, na kanapie, którą wcześniej
odkurzyli. Była twarda, ale nie mieli zbyt dużego wyboru, jeżeli chodziło o posłania. Przynajmniej miała odpowiednią szerokość, żeby pomieścić ich obu. Lewiatan spróbował
na nią wskoczyć, jak zwykle zresztą, ale od razu go upomnieli.
Nigdy nie pozwalali, żeby pies spał z nimi w łóżku.
Już zasypiali, przynajmniej Albert, który był tak zmęczony, że
mimo obcego miejsca, prawie od razu odpłynął, nie przejmując się
niczym. Maks miał pewne problemy z rozluźnieniem się. Im dłużej
wsłuchiwał się w odgłosy domu, tym bardziej przypominał sobie,
jak to było, kiedy jeszcze tutaj mieszkał. Dom „żył”, jego
atmosfera znacząco różniła się od klimatu mieszkania, w którym
szumy tworzyli przede wszystkim ludzie. Dobiegające zza ściany
kłótnie, śmiechy czy jęki, kiedy uprawiali seks. A w domu?
Skrzypiały deski, których dźwięki przypominały zniekształcone
stęknięcia rozkoszy kochanków. Zamiast nocnego tłuczenia
sąsiadów, słyszał stukania w rurach, ujadanie psów, kapanie wody
z kranu. Było ciszej, a przez to bardziej przerażająco. Maks nawet
nie wiedział kiedy odpłynął, usypiany tymi obcymi, zapomnianymi
dźwiękami, które na jego kochanku chyba nie zrobiły żadnego
wrażenia. Poszli spać grubo po północy, a obudzili się dopiero
po dziewięciu godzinach. Ich pies zaczął się nudzić i zrzucił
coś z jednej z szafek w przedpokoju, wywołując okropny rumor.
– Lewiatan – jęknął Maks, wtulając się w ciepłe plecy
Alberta. Nie chciało mu się wstawać, mógłby spać jeszcze z trzy
godziny. Jego partner za to sięgnął po komórkę i odblokował ją.
Skrzywił się, widząc godzinę.
– Musimy już wstać – mruknął niewyraźnym, wciąż jeszcze
zaspanym głosem. Wcisnął twarz w poduszkę. – Została nam
łazienka i piętro. Roboty na cały weekend. – Czuł niechęć do
kolejnego dnia pełnego pracy, na samą myśl o porządku, odechciało
mu się opuszczać łóżko. Kuchnię wysprzątali wzorowo –
lodówkę wymyli octem i wodą, każdą szafkę wyszorowali, naczynia
jeszcze raz umyli, śmiejąc się przy tym, że byli lepsi niż
Perfekcyjna Pani Domu. Podłoga, okno, sprzęty kuchenne... Mogliby
tak wyliczać i wyliczać, ale te kilka godzin sprzątania były
warte zachodu. Pozbyli się z kuchni stęchłego zapachu, kurzu i –
najważniejsze – pleśni, która zajęła prawie całą lodówkę.
Do uporządkowania salonu już się tak nie przykładali, bo byli
bardziej zmęczeni, więc tutaj Albert już chciał później
dokończyć pracę. Ale planował to zrobić po tym, jak już ogarną
resztę domu.
– Nie jeszcze – sapnął Maksymilian, nawet się nie ruszając.
On był ostatnią osobą, która garnęła się do takich rzeczy. Nie
lubił sprzątać, odkurzać, myć okien, albo ścierać kurzu. Był
typem faceta, któremu nie przeszkadzał koło niego bałagan. –
Godzina świata nie zbawi – próbował go ułaskawić, jednak
wiedział, że Albert bywał nieubłagany i jak raz sobie coś
postanowił, to ciężko później zmienić jego zdanie. Zwłaszcza
jeżeli temat dotyczył takich rzeczy jak ich przestrzeń życiowa.
Minierski był pracowity, ale czasami za bardzo się spinał. Do tej
pory nie znaleźli na to złotego środka. Jedynym wyjściem było
ustępowanie. Raz robił to jeden, raz drugi i jakoś funkcjonowali.
– Jeszcze śniadanie, Maks. Musimy Lewiatanowi dać jeść i go
wypuścić. Chcesz później po nim sprzątać? Mamy trochę do
roboty – stwierdził Albert i odwrócił się powoli w jego stronę.
Uśmiechnął się, widząc zaspaną twarz kochanka. Zawsze bawiło
go, jak ludzie komentowali ich kontrast, to że zupełnie do siebie
nie pasowali. Przyłapali się nawet na tym, że oni sami dziwili
się, że potrafili się dogadać.
Maks westchnął ciężko i wpatrzył się w Alberta, który dość
zabawnie wyglądał z potarganymi, rudymi włosami. Zawsze starał
się je jakoś układać, co jednak czasami mu się nie udawało.
– Ale mnie zachęcasz... – sapnął, obejmując go w pasie, na
co Albert pocałował go w szyję i szybko przewalił się na niego.
– Szybkie obciąganie? – zapytał, wiedząc, że najlepszym
początkiem dnia dla jego chłopaka było rozpoczęcie go od seksu.
Musiał jakoś zmotywować go, żeby później cały dzień nie
słuchać narzekania. W odpowiedzi dostał tylko szeroki uśmiech
Jabłońskiego, więc już po chwili zanurkował pod kołdrę,
pośpiesznie ściągając z partnera spodenki, w których spał.
Złapał za penisa, zabierając się za robotę.
*
Po wysprzątaniu łazienki, na czym zeszło im kilka godzin, przyszła
kolej na piętro. Albert zdał sobie sprawę, że tak zaabsorbowali
się porządkami, że całkowicie zapomniał o przejrzeniu pokoi na
górze, widział tylko jeden z nich – sypialnię ojca Maksa.
Lewiatan kręcił się koło nich jak zwykle, bardziej utrudniając
niż pomagając, ale nie mieli serca go gdzieś zamykać. Na dłuższą
metę był raczej nieszkodliwy. Zresztą, przyzwyczaili się już do
jego towarzystwa, dzięki niemu ogarnianie domu nie wydawało się aż
tak nudne.
– To co? Góra? – zapytał Maks i spojrzał na schody prowadzące
na piętro. Uczucie niepokoju znów do niego powróciło, jednak tak
jak wcześniej, tak i teraz, zignorował je, złapał za wiadro,
rulon worków na śmieci i szmaty, po czym zaczął wspinać się po
stopniach. Lewiatan, który jak zwykle miał bardzo dużo energii
(niedawno skończył dwa lata, nic dziwnego, skoro ledwo co wyrósł
z okresu szczenięcego), przebiegł obok niego i poczekał na nich na
szczycie schodów. Maks zaśmiał się, ale kiedy już wyszedł na
piętro, jego wzrok jakby mimowolnie pokierował się na zamknięte
drzwi od jednego z pokoi.
– Bierzemy się za moją dawną sypialnię czy sypialnię ojca? –
zapytał Alberta jakby nigdy nic.
– Najpierw chcę zobaczyć całe piętro. W tym pokoju już
byłem, w sypialni twojego ojca – powiedział Albert, wskazując na
jeden z pokoi, znajdujących się w rogu korytarza. Drzwi najbliżej
nich były trochę uchylone. Pchnął je, otwierając szerzej i jak
zwykle najpierw do środka wszedł Lewiatan. – Duża! – zachwycił
się Minierski, widząc sporych rozmiarów łazienkę. – Uzbieramy
na jacuzzi? – Spojrzał na Maksa z zachwytem, już widząc
luksusową wannę w rogu pomieszczenia.
Maks stanął za nim i wymusił uśmiech, a jego spojrzenie
pokierowało się na bok, na wejście do zupełnie innego
pomieszczenia.
– Myślę, że damy radę – powiedział cicho, opierając się
o framugę drzwi. – To zabieramy się za sypialnię? – zapytał.
– No co się tak teraz wyrywasz do sprzątania? – zaśmiał się
Albert i zerknął na niego, kiedy stanął na środku łazienki. –
Motywacyjne obciąganie poskutkowało? – zapytał z rozbawieniem.
Maks zaśmiał się, kryjąc przy tym swoją niepewność.
– Musimy jak najszybciej zmienić ten dom – odpowiedział
poważnie i zerknął na ścianę w przedpokoju, na której wisiał
obraz przedstawiający jakieś górskie widoki. – Nie czuję się
tu dobrze – zdradził, dobrze wiedząc, że Albert prędzej czy
później zauważy, że coś Maksa trapi.
Mężczyzna spojrzał na niego uważnie, właśnie teraz zdając
sobie z tego sprawę. Połączenie tego wszystkiego w całość –
dziwnego zachowania kochanka, czasami jego nerwowości, płochliwości,
a w końcu tej chęci zmian – nie zajęło mu długo.
– Dobrze, chodź. Który pokój chcesz najpierw posprzątać?
Swój?
– Chcesz zobaczyć mój pokój? – zapytał i uśmiechnął się
szeroko, dumny jak paw. Czarne, mocno wystrzyżone włosy, które
zazwyczaj układał masą lakieru, dzisiaj opadały smętnie na czoło
i kark, kompletnie nieogarnięte. Maks, gdy miał dzień wolny, w
ogóle nie przejmował się swoim wyglądem, jego fryzura wymagała
naprawdę sporo czasu, nastroszenie jej i ułożenie zajmowało mu z
godzinę. Dlatego w takie dni jak dzisiaj albo zostawiał włosy
takie, jakie je zastał rano, albo podpinał tylko grzywkę, by mu
nie wpadała do oczu.
– Mhm, chcę. – Albert uśmiechnął się i podszedł do niego.
Dotknął lekko jego ręki, chcąc pokazać mu, że cały czas był
przy nim. Kiedyś zupełnie nie zwracali uwagi na takie drobiazgi,
ale teraz, odkąd zrozumieli, że przekroczyli granicę, w której
byli zwyczajną parą, która w każdej chwili mogła się rozejść
– taki prawie niezauważalny, łagodny dotyk przypominał im, że
stali się rodziną.
Maksymilian mimowolnie uśmiechnął się, złapał go za dłoń i
pociągnął do swojego dawnego pokoju. Otworzył drzwi, prezentując
średniej wielkości pomieszczenie. Białe ściany upstrzone były
licznymi, bledniejącymi już plakatami rockowych albo punkowych
zespołów, a jeden znajdował się nawet na suficie.
– Kiedyś byłem z tego pokoju dumny – rzucił, oglądając się
na kochanka.
– Już od dawna lubiłeś rocka! – zauważył Albert ze śmiechem
i wszedł do środka, rozglądając się z zainteresowaniem. Próbował
wyobrazić sobie nastoletniego Maksa. Fotografia w salonie
przedstawiała go, kiedy miał kilka lat, a Minierski był ciekaw,
czy w tym najgorszym okresie buntu Maksymilian miał ładną twarz,
czy wyładniał dopiero później.
– No – zaśmiał się i aż się wyprostował. – To siedzi w
człowieku – powiedział i klepnął się w lewą pierś, po czym
jeszcze rozejrzał się po swoim dawnym pokoju. Panował tu porządek,
wszystko jak kiedyś zostawił, tak leżało do dziś, ojciec niczego
nie pozmieniał. I właśnie dlatego na szafkach znajdowała się
gruba warstwa kurzu. – Co zrobimy z tym pokojem?
– Możemy go zostawić jako pokój dla gości. Tak myślę –
stwierdził z zastanowieniem Albert i podrapał się po głowie,
podchodząc do półek. Zignorował szary nalot i zwrócił uwagę na
figurki superbohaterów. Uśmiechnął się lekko. Z Maksa wciąż
jeszcze nie wyszło dziecko, cały czas lubił takie rzeczy i Albert
był zmuszony oglądać ekranizacje wszystkich komiksów Marvela.
– Jego remont zostawimy na sam koniec, co? – zapytał, znów
czując się znów jak dzieciak, kiedy był w tym pomieszczeniu.
Nawet nie za bardzo chciał je zmieniać, w tych ścianach
zamkniętych było sporo wspomnień z jego nastoletniego życia.
– Tak, musimy go robić stopniowo – przypomniał mu Albert i
zerknął do szafy. Była prawie pusta, znajdowały się w niej
rupiecie, stare zabawki, narzędzia ojca, ale na dolnej półce
zauważył coś dziwnego. Pochylił się i wyciągnął to spod
zepsutego wiatraka elektrycznego. – Biblia? – zapytał zdziwiony,
widząc starą książkę w skórzanej, pobrudzonej oprawie. Złoty
napis wygrawerowany na jej przodzie już trochę zbladł, ale wciąż
dało się przeczytać tytuł.
Maks spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami, ale nagle po jego
plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz, gdy zdał sobie sprawę, do
kogo kiedyś należała.
– Bierzemy się za inne pokoje, co? – zapytał szybko, wstając.
– Ej, to twojego taty czy twoja? – Albert zaśmiał się i
otworzył książkę, jakby spodziewał się, że w środku będzie
coś ukryte. Może wycięte strony na jakiś przedmiot? Od razu
pomyślał o alkoholu albo o dildo i aż się roześmiał. Biblia
zawiodła jednak jego oczekiwania, w środku nie było niczego oprócz
zadrukowanych kartek.
– Babci – odpowiedział Maks zmienionym głosem, stając przy
drzwiach. Przestąpił z nogi na nogę. – Zostaw ten syf, mamy
robotę. Zabierzmy się najpierw za sypialnię ojca – mruknął
zerkając jeszcze na książkę, którą Albert właśnie odłożył
na półkę.
– A ostatni pokój? Chodź jeszcze do niego – rzucił Albert i
wyszedł z dawnej sypialni kochanka. Od razu podszedł do drzwi
pomieszczenia, do którego jeszcze nie zaglądał. – Co tam było?
Maks poczuł, jak na chwilę, dosłownie ułamek sekundy, ogarnia go
tak silny strach, że aż paraliżuje jego wszystkie mięśnie.
Odetchnął, starając się wyglądać naturalnie, w końcu to
tylko pokój... Pokój, który przez długie lata dzieciństwa śnił
mu się w koszmarach.
– Mój tata robił z tego składzik – mruknął wymijająco. –
A... wcześniej mieszkała tu przez chwilę moja babcia – wyjaśnił,
na co Albert obrzucił go uważnym spojrzeniem. Nie był głupi, żeby
nie zauważyć zmiany w zachowaniu swojego partnera.
– Co jest? Nie lubiłeś babci? – zapytał i oparł się o
barierkę przy schodach.
– No niezbyt – odpowiedział, ruszając do pokoju. Nacisnął na
klamkę, wahając się tylko przez moment, wreszcie pchnął drzwi i
przekroczył próg, a jego spojrzenie od razu skierowało się na
małe, okrągłe okienko, wpuszczające do pomieszczenia niewiele
światła dziennego.
Albert poszedł za nim i zmarszczył brwi, wyczuwając duszący
zapach niewietrzonego pomieszczenia i starych rzeczy.
– Posprzątam tu, ty ogarniesz pokój – zadecydował. Skoro Maks
nie lubił babci i – jak widać – tego pomieszczenia, nie chciał
go zmuszać do przebywania tutaj.
Jabłoński popatrzył na Alberta z lekkim uśmiechem, ale jego wzrok
mimowolnie powędrował w bok, na wielki krzyż na białej ścianie.
Przełknął zgęstniałą mu w gardle ślinę i przeniósł
spojrzenie na małe biurko, na którym stało kilka świętych
obrazków i kolejny krzyż. Jak przez mgłę pamiętał, że kiedyś
jeszcze na blacie poustawiane były świeczki, a obok nich plastikowa
figurka Matki Boskiej.
– A sypialnia ojca? – zapytał, nie ruszając się. – Może
najpierw się nią zajmiemy, co?
– Jasne, później się podzielimy tak? Szybciej może ogarniemy.
– Albert uśmiechnął się lekko i odwrócił do Maksa. – Chodź
do sypialni. Myślałeś już nad tym, jak ją widzisz? – zapytał,
kiedy wyszli na korytarz, a Lewiatan wyszedł z ich przyszłego
pokoju, merdając wesoło ogonem.
***
Albert wszedł do pomieszczenia i rozejrzał się dookoła, zmęczony
po całodziennym sprzątaniu. Najgorsze, że to dopiero początek,
pomyślał zniechęcony i podszedł do małego okienka, żeby je
uchylić, chciał wpuścić do pomieszczenia trochę świeżego
powietrza. Zaparł się pod boki, zastanawiając nad tym, od czego
powinien zacząć. Przytargał ze sobą worki na śmieci i kartony,
musiał wszystko posegregować, poprzeglądać i powyrzucać to, co
nie będzie im potrzebne. Sięgnął do ciężkiego, drewnianego
krzyża zwieszonego na ścianie w najbardziej centralnym miejscu
pokoju i spojrzał na niego z zastanowieniem. Nie wiedział, co
zrobią z tymi wszystkimi relikwiami, może je gdzieś oddadzą?
Westchnął ciężko i sięgnął po czarny worek, by go tam włożyć,
a następnie podszedł do biurka. Nie chciał się już nawet
przyglądać tym świętym obrazkom, sam fakt, że ktoś z tego
pomieszczenia zrobił sobie kapliczkę, był dość... dziwny.
Rodzina Maksa musiała być naprawdę bardzo wierząca. Zaczął
zbierać wszystkie święte przedmioty, które po chwili podzieliły
losy krzyża i także wylądowały w worku. Kiedy pakował już
któryś z kolei obrazek do wielkiego, poczuł dziwny, zimny dreszcz
przebiegający mu od dłoni, aż do samego ramienia. Syknął i
puścił ilustrację ukazującą Pietę na podłogę. Złapał za
ramię i rozmasował je sobie, krzywiąc się. Nie miał pojęcia, co
się stało, jeszcze nigdy nie miał takich skurczów, ale pierwsza
myśl podpowiedziała mu, że przyczyną takiego nerwobólu były
tabletki, które zażywał. Odczekał chwilę, po czym wrócił do
pracy. Gdy wszystkie relikwie chrześcijańskie zniknęły z biurka,
podszedł do wysokiej szafy, jaka stała tuż obok. Otworzył ją i
zmarszczył brwi, widząc całą masę książek. Sięgnął po
najbliższą, okazało się, że to kolejna biblia, tyle że napisana
po łacinie. Zmarszczył brwi, oglądając ją dokładnie, miała
skórzaną okładkę, ale kartki wewnątrz były mocno wysłużone,
już na pierwszy rzut oka widać było, że ktoś kiedyś często po
nią sięgał. Już miał odłożyć ją na miejsce, w końcu takich
książek nie powinno się wyrzucać, mogą być jakąś pamiątką
rodzinną, gdy nagle z jej wnętrza coś upadło na podłogę. W
pierwszym odruchu podyktowanym przez instynkt Albert odskoczył do
tyłu, myśląc, że na podłodze pojawiła się mysz albo jakiś
wielki pająk. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że szary kosmyk
włosów wcale nie mógłby się poruszać. Zmarszczył brwi i
ukucnął, patrząc na czyiś lok owinięty niebieską, cienką
wstążką. Wziął go do ręki, przyglądając mu się ze
zdziwieniem. Musiał należeć do babci Maksa. Nigdy nie rozumiał
idei obcinania włosów i wsadzania ich do książek, ale był w
końcu facetem, nie damą starej daty, która pamiętała jeszcze
czasy drugiej wojny światowej. Skrzywił się i wyrzucił kosmyk do
worka na śmieci, a książkę odłożył na biurko. Wyszedł z
pokoju, chcąc umyć ręce. Będąc już na korytarzu usłyszał
dźwięki muzyki. Podszedł do drzwi od sypialni Maksa i aż się
zaśmiał, widząc go poruszającego się w rytm jednego z utworów AC/DC i podśpiewującego. Jabłoński naprawdę długo nie mógł
wytrzymać w ciszy.
– Ja w tamtym pokoju powinienem sobie puścić jakieś litanie –
zażartował Albert, kiedy oparł się o framugę drzwi. Uśmiechnął
się lekko do kochanka, który odwrócił się w pierwszej chwili
zaskoczony.
– Mogę ci coś zaśpiewać – rzucił w wyraźnie lepszym
humorze, muzyka naprawdę potrafiła zdziałać z nim cuda. – Dużo
ci jeszcze tam zostało? Mam nadzieję, że wyrzucasz te wszystkie
kurestwa – powiedział wulgarnie. Mimo że nie był ateistą, bo w
jakiegoś tam Boga wierzył, to jednak nigdy nie pochwalał
katolickich rytuałów i czuł do nich obrzydzenie... I teraz powoli
zaczynał sobie przypominać dlaczego tak się działo. – Jak
skończymy, to przysięgam: nie zostanie u nas żaden krzyż.
– Wszystko wyrzucam. – Albert nie chciał mówić mu o włosach
babci, uznał, że to i tak nie było na tyle istotne. – Ten pokój
nadaje się na gabinet, będę mógł coś tam zrobić? Ty jak
chcesz, to możesz sobie zrobić w piwnicy salę do nagrań.
– Jasne – odpowiedział od razu Maks i uśmiechnął się lekko.
– Chyba że zrobię tam kapliczkę. W końcu tyle tu tych obrazów,
że wystarczy na zaopatrzenie dwóch kościołów – parsknął i
starł z blatu biurka kurz.
– Dobra, cwaniaku, spadam do drugiego pokoju, bo już niewiele nam
zostało. Za niedługo będzie tu tak, jak chcemy – pocieszył go i
uśmiechnął się lekko, kiedy wyszedł. Zajrzał jeszcze do
łazienki, żeby umyć ręce, a później wrócił do sypialni babci
Maksa. Najciekawszą rzeczą, jaką znalazł w szafach, było kilka
starych rodzinnych albumów. Oczywiście je zostawił. Chciał je
obejrzeć, poznać państwa Jabłońskich no i w końcu samego małego
Maksa.
Nieświadomy jego znalezisk Jabłoński pozostał w swoim pokoju i
już nawet nie przerażał go nawał pracy, jaki mieli w tym domu.
Uśmiechał się lekko pod nosem, podrygując trochę w rytm muzyki,
kiedy chował swoje stare komiksy do kartonu. Nie miał zamiaru ich
wyrzucać. Kiedyś wydawał na nie całe swoje kieszonkowe, a i teraz
ledwo co powstrzymywał się przed przeglądnięciem ich. Gdyby mieli
więcej czasu na pewno wziąłby jakiś z numerów „Spidermana”,
czy słynnego „Tytusa, Romka i Atomka” i to wszystko dokładnie
obejrzał. Kiedy już ogarnął szafę, pochylił się pod łóżko,
gdzie zawsze chował piłkę do gry w kosza (mimo że nigdy nie lubił
w niego grać), rakiety do badmintona i jeszcze kilka innych
akcesoriów do zabaw na zewnątrz. Wyciągał jedno po drugim, gdy
nagle natrafił na luźno rzucone zdjęcie. Zmarszczył brwi,
sięgając po nie, a kiedy mu się przyjrzał, zaraz przypomniał
sobie, że jako nastolatek rzadko kiedy się z nim rozstawał. Bo
widniała na nim jego mama obejmująca go i całująca w czoło.
Mimowolnie uśmiechnął się, patrząc na fotografię, przesunął
palcem po postaci kobiety i poczuł dziwne uczucie ściskania w
gardle. Nigdy nie przestał za nią tęsknić, czasem zastanawiał
się, jakby mama zareagowała na Alberta. Szybko jednak dochodził do
wniosku, że od razu by ich zaakceptowała, nie tak jak ojciec.
*
Albert zmęczył się tym całodziennym sprzątaniem, jak już dawno
nie. Siedział z Maksem na kanapie, słuchając jego muzyki. Jedli
pizzę i rozmawiali, jak zwykle zresztą. Zrobili to, co sobie
zaplanowali, więc niedziela zleci im na zasłużonym odpoczynku, no
i urządzaniu się. Minierskiemu nie udało się wziąć wolnego na
poniedziałek, więc to Maks będzie musiał przywieźć resztę
rzeczy z ich starego mieszkania i zająć się rozpakowywaniem. Już
nie mógł się doczekać, kiedy w końcu wszystko skończą i będą
mogli spędzać czas tak jak wcześniej.
– Znalazłem albumy rodzinne, chciałbyś... je obejrzeć? –
zapytał niepewnie, uważnie obserwując reakcję swojego partnera.
– Albumy? – zapytał z pełnymi ustami, ale po chwili kiwnął
głową. – Jasne – dodał, gdy już przeżuł. – Pokaż je –
mruknął, wycierając nieco ubrudzone dłonie w spodnie.
– Znowu będziesz je musiał prać – upomniał go mężczyzna
już raczej z przyzwyczajenia. Skończył jeść i wstał, żeby
zabrać albumy, które położył na podłodze przy wejściu do
salonu. Zabrał dwa i wrócił do Maksa, który uśmiechnął się
mimowolnie, rozpoznając jeden z klaserów.
– Tu są zdjęcia z okresu podstawówki – powiedział, wskazując
na pierwszy z nich, nowszy i z kolorową okładką. Drugi znajdował
się w o wiele gorszym stanie, od razu można było zauważyć, że
był po prostu starszy, z czarną, masywną oprawą pościeraną na
bokach. Maks jednak zostawił go na sam koniec, sięgnął za to po
album, który kojarzył i gdy go otworzył, spojrzał na pierwsze
zdjęcie przedstawiające jego samego zawieszonego nieruchomo na
trzepaku.
– Byłeś ładnym dzieckiem. Śmiesznym – przyznał jego
kochanek, uśmiechając się lekko.
– Śmiesznym? – prychnął, ale uśmiechnął się lekko. –
Mama lubiła ubierać mnie w ogrodniczki – powiedział i wskazał
na jedno ze zdjęć. – W najlepszym okresie miałem ich chyba z
dziesięć par.
Albert spojrzał na Maksa tak, jakby oceniał, czy w najbliższym
czasie nie kupić mu takich ogrodniczek, ale w końcu swoje
rozważania zakończył parsknięciem śmiechem i przewrócił
kolejną stronę albumu, przeglądając rodzinne fotografie
Jabłońskiego. Przedstawiały różne sceny z ich życia, pierwszą
gwiazdkę, komunię, jakieś wakacje nad morzem. Maks o wszystkim
(jeżeli oczywiście pamiętał) starał się opowiadać. Tłumaczył,
gdzie były robione zdjęcia i co akurat się wtedy działo.
Dokończyli oglądanie klaseru do końca, dojadając przy tym całą
pizzę.
– Dobra, jeszcze ten i idziemy się kąpać, a później spać –
zadecydował Minierski i złapał za mniejszy i bardziej zniszczony
album. Maks spojrzał na niego z zastanowieniem, a Albert otworzył
klaser na pierwszym zdjęciu.
– To chyba mój dziadek – stwierdził, tylko przez chwilę
przyglądając się wysokiemu, młodemu i uśmiechniętemu
mężczyźnie, zdjęcie musiało być zrobione naprawdę bardzo dawno
temu, jakoś w latach pięćdziesiątych. Nie poświęcili mu zbyt
wiele uwagi, tylko przerzucili stronę, a Maks nagle zamarł, patrząc
na kobietę w podeszłym wieku. Fotografia była już znacznie
nowsza, niż poprzednia ukazująca dziadka Maksa, zrobiona może ze
dwadzieścia pięć lat temu.
– A to twoja babcia? – zapytał Albert, obserwując ciemne,
posępne spojrzenie postaci. Było trochę przerażające. Nie
wiedział, czy była chora, czy po prostu nienawidziła świata, ale
ostatnim, co mógł o nim powiedzieć, to że wyglądała na uroczą,
starszą panią. Przyjrzał się jej, próbując wyobrazić ją sobie
w tym domu. Z krzyżami, ikonami i biblią po łacinie. Nic dziwnego,
że Maks tak na nią reagował. Że się jej bał.
– No – kiwnął głową i przerzucił kolejną stronę. – Mama
mojego ojca – wyjaśnił i zaczął szybko przeglądać album, w
którym znajdowały się same starsze zdjęcia. Nagle wskazał na
jedno z nich. – To chyba mój tata jak był dzieckiem – zmienił
temat. Z kolejnymi stronami coraz bardziej cofali się w czasie, aż
w końcu natrafili na bardzo wyblakłą, pozaginaną fotografię,
która przedstawiała parę w średnim wieku i niemowlę trzymane
przez kobietę.
– To twoja babcia? – zapytał Albert, przyglądając się
zdjęciu.
– Mhm – odparł i poruszył się dość nerwowo. – Straciła
kiedyś dziecko – powiedział, patrząc na zawiniątko w jej
ramionach.
– Naprawdę? – zdziwił się Albert, powoli rozumiejąc,
dlaczego kobieta taka była. – To smutne w sumie. Miała jeszcze
inne dzieci oprócz twojego taty?
– Tylko tatę... to dziecko jest z jej pierwszego małżeństwa –
powiedział. – Ojciec mi kiedyś mówił, że było robione w
trakcie drugiej wojny światowej, czterdziesty któryś – mruknął
i sięgnął do fotografii, wyciągając ją ostrożnie z
przytrzymujących jej rogi zakładek. Nie spodziewał się, że
Albert zacznie się śmiać. Kiedy spojrzał na niego uważnie,
kochanek pokręcił głową.
– Tylko ty możesz użyć takich słów. Było zrobione w
trakcie drugiej wojny światowej – zacytował go.
– Co w tym śmiesznego? – prychnął Maks, naburmuszając się.
Odwrócił fotografię i spojrzał na zapisaną z tyłu datę. –
Czterdziesty drugi – przeczytał i zerknął na Alberta ze
zmrużonymi oczami. – Mówiłem.
– Przerażający są trochę, no nie? Nigdy nie lubiłem takich
zdjęć – przyznał cicho, przerzucając na kolejną stronę, kiedy
rozbawienie już mu minęło. Kolejne fotografie ukazywały biedną,
zniszczoną wieś, jakoś za czasów drugiej wojny światowej. –
Dobra, wystarczy – rzucił w końcu Albert, kiedy dotarli do końca.
Ostatnie ze zdjęć przedstawiało stary, drewniany kościół i
kilka drzew posadzonych dookoła niego, Maks nie miał pojęcia,
gdzie ten budynek się znajdował i dlaczego ktoś zrobił mu
zdjęcie, a później wsadził do rodzinnego albumu.
Maks odebrał od niego klaser i położył go na podłodze. Pochylił
się do Alberta i musnął jego wargi swoimi.
– To teraz do kąpieli – zamruczał.
*
Poniedziałek, 20 listopada 1995
Dni były coraz krótsze, szybko
nastawał wieczór, a w dzień słońce miało problem z przebiciem
się przez gęste, deszczowe chmury. Szarość poranków
przytłaczała, a deszczowe popołudnia odbierały Maksowi chęć na
zabawę. Ośmioletni chłopiec okupował podłogę przed kanapą,
bawiąc się samochodzikami. Jego mama siedziała z boku,
przeglądając jakiś kobiecy magazyn, a tata jeszcze nie wracał.
– Kiedy przyjdzie? Przywiezie mi coś?
– zaczął wypytywać o swojego ojca, nie mając pojęcia, gdzie
ten się teraz znajduje.
– Tatuś pojechał po babcię, ale
może coś ci przywiozą – odpowiedziała mama i pochyliła się do
synka, patrząc na niego z ciepłym uśmiechem na ustach. –
Będziesz dla niej miły, tak? Jest już bardzo stara i potrzebuje
dużo spokoju.
– A da mi coś? – zapytał Maks ,
uśmiechając się szeroko. Wypadły mu dwa zęby na przedzie, więc
szczycił się przebiegłym uśmiechem.
– Zobaczymy – odpowiedziała mu i
wstała. – Dopij sok, umyję szklankę. – Maks wydął usta,
niezadowolony, ale szybko zrobił to, o co mama go poprosiła.
Kobieta wyszła z salonu, a on jeszcze przez chwilę bawił się
samochodami, tworząc wielki konwój na wyimaginowanej drodze. Po
małych, osobowych autkach przejechał dwa razy większy traktor, a
odgłosy bitych szyb i łamanych dachów rozbrzmiewały w dziecięcej
wyobraźni. Zaraz po nich słychać też było wycie syren wozu
strażackiego i ambulansu. Niestety, cała akcja ratunkowa została
przerwana przez mamę wchodzącą z powrotem do pokoju.
– Przyjechali, chodź, przywitamy
babcię razem. – Poczekała, aż Maks do niej podejdzie, a później
zmierzwiła mu włosy, kiedy przeszli do holu. Drzwi otworzyły się
i do środka wszedł Henryk, ojciec Maksa. Uśmiechnął się krótko
do żony i syna, odkładając stare, poniszczone torby podróżne.
Chłopiec wychylił się i zobaczył starszą kobietę, wychodzącą
z zielonego poloneza, którego kupili niedawno na giełdzie. Maks
szybko przywiązał się do tego wozu, nadał mu nawet imię i był
pewny, że pojazd, kiedy nikt nie patrzył, ożywał. Starał się
więc być miły dla tego auta, czasem nawet do niego mówił, żeby
się zaprzyjaźnić, ale nigdy się z tym nie obnosił. Wiedział, że
był za duży na takie rzeczy.
Tata chłopca, kiedy odłożył torby,
zaraz zawrócił, żeby podać swojej mamie laskę, na której mogła
się oprzeć.
– Stara jest – skomentował Maks,
na co mama przyłożyła palec do ust i szepnęła: „ćśś”.
– Nie mów tak, bądź miły –
upomniała, a on się skrzywił.
– A dlaczego ona tak wolno idzie? –
zapytał. – Jak bardzo jest stara?
– Maks! – Mama zmarszczyła groźnie
brwi i spojrzała na niego ostro. Jego babcia, a raczej jego nowa
babcia, bo widział ją chyba pierwszy raz w życiu, garbiła się
odrobinę, kiedy szła. Miała ciemno-srebrne włosy spięte w kok i
surowe, przenikliwe spojrzenie. Skóra nad powiekami i na policzkach
marszczyła się, a jej struktura była przecięta przez głębokie
zmarszczki. Dla Maksa w tamtej chwili wyglądała jak wiedźma z
filmu o Jasiu i Małgosi, który ostatnio oglądał z rodzicami i
przez który nie mógł spać po nocach. Aż złapał za rękę mamy,
mając ochotę się wycofać.
– Straszny ten dom – usłyszał
skrzekliwy głos babci i zerknął pytająco na swoją rodzicielkę.
– Jakby gnił – prychnęła, wspinając się po schodach na
werandę. – Śmierdzi tu – dodała, rozglądając się dookoła.
Maks obserwował ją szeroko otwartymi
oczami, robiąc krok do tyłu, żeby kobieta go nie zauważyła. Nie
spodobała mu się. Jego mama dużo sprzątała, wiedział to, sam
musiał regularnie sprzątać swoje zabawki i przybory szkolne, więc
dom nie mógł śmierdzieć. To jego babcia prędzej śmierdziała –
pomyślał ze złością.
Kobieta weszła do przedpokoju i
rozejrzała się po nim krytycznie, aż wreszcie jej spojrzenie padło
na Maksa. Chłopiec mimowolnie zacisnął palce na dłoni mamy, już
czuł, że nie polubi babci. Nie chciał, żeby z nimi mieszkała.
– Jak minęła podróż? – zapytała
jego mama, nie puszczając jednak dłoni syna. – To Maksymilian,
ostatni raz widziałaś go jak miał kilka miesięcy.
Babcia przyjrzała mu się i skrzywiła
lekko.
– Nawet nie jest podobny do Henryka –
zawyrokowała i spojrzała na syna. – Nie ma spojrzenia
Jabłońskich.
– Wdał się we mnie – obroniła
Maksa, obejmując go ramieniem. Starsza kobieta w odpowiedzi tylko
prychnęła i zaczęła powoli zdejmować z siebie swój beżowy
prochowiec, uprzednio opierając drewnianą laskę z wysłużoną
rączką o ścianę. Chłopiec obserwował to babcię, to mamę,
błagając ją w myślach, by pozwoliła mu pobiec do swojego pokoju.
Nic jednak nie powiedział, stojąc jak słup soli, aby przypadkiem
kobieta znowu czegoś o nim nie powiedziała.
W końcu jego ojciec wrócił z ostatnią
walizką i otrzepał głowę, bo zaczęło padać. Wieczór był
zimny, wietrzny i deszczowy. Paskudna pogoda, do której – pomyślał
Maks – idealnie pasowała babcia.
– Chcesz herbaty, mamo? Albo kolację,
Ania zrobiła placki ziemniaczane – powiedział Henryk, zerkając
na żonę.
– Nie. Pokażcie mi mój pokój...
Mam nadzieję, że nie będzie w nim śmierdzieć zgnilizną, tak jak
tu.
Boże, okropna kobieta... Ciekawe, dlaczego Maks ma aż taką traumę, aż się boję. Swoją drogą jest już późno i ciemno, więc czułam się trochę nieswojo podczas czytania xD Ale to dobrze, znaczy że jest odpowiedni klimat ;)
OdpowiedzUsuńBardzo nas to cieszy, że było klimatycznie ;) Może dodamy w uwagach, że lepiej Świadomość czytać tylko w nocy, dla lepszych efektów :D
UsuńBaba Jaga zapowiada się na taką, że i wykończyć potrafi albo dosłownie, albo za pomocą guseł, brrrr ;)
OdpowiedzUsuńKońcówka zostawiła niedosyt. Jestem ciekawa co ona takiego zrobiła Maksowi, że jej tak nie lubił. Właściwie jak była scena, kiedy stał ze swoim chłopakiem przed pokojem babci i miał dziwne uczucia, to miałam wrażenie, że on był tam torturowany czy coś takiego. W pewien sposób mam wrażenie jakbym czytała horror, ale to przez tajemniczość.
OdpowiedzUsuńJestem na tak. Ładny styl, ciekawa historia i tajemnica, która powoduje, że nie można się oderwać - to wszystko zawiera "Świadomość".
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się, że nie zrobiłyście z opowiadania naginanej fantastyki o duchach, zjawach i "domu, w którym straszy". Mimo to Wasza praca ma bardzo osobliwy klimat, który wciąż pozostaje zrównoważony - nie jest zupełnie przytłaczający ani skrajnie beztroski, tylko stanowi coś pomiędzy. Babcia do przyjemnych nie należy, ale co musiała zrobić, żeby Maks miał przez nią taką traumę?
Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i mam cichutką nadzieję, że niedługo się pojawi~
I doczytałam sobie dwójkę.
OdpowiedzUsuńPodobają mi się Maks i Albert jako para – przekonują mnie swoimi drobnymi gestami z serii „razem”, a Lewiatan dodaje całemu związkowi posmaku czegoś traktowanego poważnie, na dłuższą metę. Zresztą, gdy się ma taki dom, pies jest wprost obowiązkowy! ;)
Tym jednak, co najbardziej mnie w drugim rozdziale zainteresowało, była (a to niespodzianka) babcia Maksa. Jest coś fascynującego (choć zarazem odpychającego) w pełnych niechęci, nienawiści, wzgardy czy złości do świata bohaterach, szczególnie gdy (jak widać po rzeczach, które pozostały w dawnym pokoju babci) łączy się to z (ostentacyjną i chorobliwą wręcz) religijnością. Bo pewne reakcje, uwagi i zachowania każą mi podejrzewać, że więcej było w tej religijności zła niż dobra. Chciałabym więc dobrze, możliwie jak najlepiej poznać babcię Maksa, jej historię, jej życie; zobaczyć nie tylko, kim się stała, lecz również – jak się tym kimś stała.
Spotkanie rodziców i Maksa z babcią wywołało we mnie taką myśl: obcy w domu. Groźny, nieprzewidywalny i destrukcyjny obcy. Zapowiada się ciekawie...
Na zakończenie – podoba mi się pomysł z retrospekcjami. Lubię retrospekcje.