wtorek, 25 sierpnia 2015

2. Świadomość


Sobota, 16 maja 2015

Noc w salonie minęła im spokojnie, na kanapie, którą wcześniej odkurzyli. Była twarda, ale nie mieli zbyt dużego wyboru, jeżeli chodziło o posłania. Przynajmniej miała odpowiednią szerokość, żeby pomieścić ich obu. Lewiatan spróbował na nią wskoczyć, jak zwykle zresztą, ale od razu go upomnieli. Nigdy nie pozwalali, żeby pies spał z nimi w łóżku.
Już zasypiali, przynajmniej Albert, który był tak zmęczony, że mimo obcego miejsca, prawie od razu odpłynął, nie przejmując się niczym. Maks miał pewne problemy z rozluźnieniem się. Im dłużej wsłuchiwał się w odgłosy domu, tym bardziej przypominał sobie, jak to było, kiedy jeszcze tutaj mieszkał. Dom „żył”, jego atmosfera znacząco różniła się od klimatu mieszkania, w którym szumy tworzyli przede wszystkim ludzie. Dobiegające zza ściany kłótnie, śmiechy czy jęki, kiedy uprawiali seks. A w domu? Skrzypiały deski, których dźwięki przypominały zniekształcone stęknięcia rozkoszy kochanków. Zamiast nocnego tłuczenia sąsiadów, słyszał stukania w rurach, ujadanie psów, kapanie wody z kranu. Było ciszej, a przez to bardziej przerażająco. Maks nawet nie wiedział kiedy odpłynął, usypiany tymi obcymi, zapomnianymi dźwiękami, które na jego kochanku chyba nie zrobiły żadnego wrażenia. Poszli spać grubo po północy, a obudzili się dopiero po dziewięciu godzinach. Ich pies zaczął się nudzić i zrzucił coś z jednej z szafek w przedpokoju, wywołując okropny rumor.
– Lewiatan – jęknął Maks, wtulając się w ciepłe plecy Alberta. Nie chciało mu się wstawać, mógłby spać jeszcze z trzy godziny. Jego partner za to sięgnął po komórkę i odblokował ją. Skrzywił się, widząc godzinę.
– Musimy już wstać – mruknął niewyraźnym, wciąż jeszcze zaspanym głosem. Wcisnął twarz w poduszkę. – Została nam łazienka i piętro. Roboty na cały weekend. – Czuł niechęć do kolejnego dnia pełnego pracy, na samą myśl o porządku, odechciało mu się opuszczać łóżko. Kuchnię wysprzątali wzorowo – lodówkę wymyli octem i wodą, każdą szafkę wyszorowali, naczynia jeszcze raz umyli, śmiejąc się przy tym, że byli lepsi niż Perfekcyjna Pani Domu. Podłoga, okno, sprzęty kuchenne... Mogliby tak wyliczać i wyliczać, ale te kilka godzin sprzątania były warte zachodu. Pozbyli się z kuchni stęchłego zapachu, kurzu i – najważniejsze – pleśni, która zajęła prawie całą lodówkę. Do uporządkowania salonu już się tak nie przykładali, bo byli bardziej zmęczeni, więc tutaj Albert już chciał później dokończyć pracę. Ale planował to zrobić po tym, jak już ogarną resztę domu.
– Nie jeszcze – sapnął Maksymilian, nawet się nie ruszając. On był ostatnią osobą, która garnęła się do takich rzeczy. Nie lubił sprzątać, odkurzać, myć okien, albo ścierać kurzu. Był typem faceta, któremu nie przeszkadzał koło niego bałagan. – Godzina świata nie zbawi – próbował go ułaskawić, jednak wiedział, że Albert bywał nieubłagany i jak raz sobie coś postanowił, to ciężko później zmienić jego zdanie. Zwłaszcza jeżeli temat dotyczył takich rzeczy jak ich przestrzeń życiowa. Minierski był pracowity, ale czasami za bardzo się spinał. Do tej pory nie znaleźli na to złotego środka. Jedynym wyjściem było ustępowanie. Raz robił to jeden, raz drugi i jakoś funkcjonowali.
– Jeszcze śniadanie, Maks. Musimy Lewiatanowi dać jeść i go wypuścić. Chcesz później po nim sprzątać? Mamy trochę do roboty – stwierdził Albert i odwrócił się powoli w jego stronę. Uśmiechnął się, widząc zaspaną twarz kochanka. Zawsze bawiło go, jak ludzie komentowali ich kontrast, to że zupełnie do siebie nie pasowali. Przyłapali się nawet na tym, że oni sami dziwili się, że potrafili się dogadać.
Maks westchnął ciężko i wpatrzył się w Alberta, który dość zabawnie wyglądał z potarganymi, rudymi włosami. Zawsze starał się je jakoś układać, co jednak czasami mu się nie udawało.
– Ale mnie zachęcasz... – sapnął, obejmując go w pasie, na co Albert pocałował go w szyję i szybko przewalił się na niego.
– Szybkie obciąganie? – zapytał, wiedząc, że najlepszym początkiem dnia dla jego chłopaka było rozpoczęcie go od seksu. Musiał jakoś zmotywować go, żeby później cały dzień nie słuchać narzekania. W odpowiedzi dostał tylko szeroki uśmiech Jabłońskiego, więc już po chwili zanurkował pod kołdrę, pośpiesznie ściągając z partnera spodenki, w których spał. Złapał za penisa, zabierając się za robotę.

*

Po wysprzątaniu łazienki, na czym zeszło im kilka godzin, przyszła kolej na piętro. Albert zdał sobie sprawę, że tak zaabsorbowali się porządkami, że całkowicie zapomniał o przejrzeniu pokoi na górze, widział tylko jeden z nich – sypialnię ojca Maksa. Lewiatan kręcił się koło nich jak zwykle, bardziej utrudniając niż pomagając, ale nie mieli serca go gdzieś zamykać. Na dłuższą metę był raczej nieszkodliwy. Zresztą, przyzwyczaili się już do jego towarzystwa, dzięki niemu ogarnianie domu nie wydawało się aż tak nudne.
– To co? Góra? – zapytał Maks i spojrzał na schody prowadzące na piętro. Uczucie niepokoju znów do niego powróciło, jednak tak jak wcześniej, tak i teraz, zignorował je, złapał za wiadro, rulon worków na śmieci i szmaty, po czym zaczął wspinać się po stopniach. Lewiatan, który jak zwykle miał bardzo dużo energii (niedawno skończył dwa lata, nic dziwnego, skoro ledwo co wyrósł z okresu szczenięcego), przebiegł obok niego i poczekał na nich na szczycie schodów. Maks zaśmiał się, ale kiedy już wyszedł na piętro, jego wzrok jakby mimowolnie pokierował się na zamknięte drzwi od jednego z pokoi.
– Bierzemy się za moją dawną sypialnię czy sypialnię ojca? – zapytał Alberta jakby nigdy nic.
– Najpierw chcę zobaczyć całe piętro. W tym pokoju już byłem, w sypialni twojego ojca – powiedział Albert, wskazując na jeden z pokoi, znajdujących się w rogu korytarza. Drzwi najbliżej nich były trochę uchylone. Pchnął je, otwierając szerzej i jak zwykle najpierw do środka wszedł Lewiatan. – Duża! – zachwycił się Minierski, widząc sporych rozmiarów łazienkę. – Uzbieramy na jacuzzi? – Spojrzał na Maksa z zachwytem, już widząc luksusową wannę w rogu pomieszczenia.
Maks stanął za nim i wymusił uśmiech, a jego spojrzenie pokierowało się na bok, na wejście do zupełnie innego pomieszczenia.
– Myślę, że damy radę – powiedział cicho, opierając się o framugę drzwi. – To zabieramy się za sypialnię? – zapytał.
– No co się tak teraz wyrywasz do sprzątania? – zaśmiał się Albert i zerknął na niego, kiedy stanął na środku łazienki. – Motywacyjne obciąganie poskutkowało? – zapytał z rozbawieniem.
Maks zaśmiał się, kryjąc przy tym swoją niepewność.
– Musimy jak najszybciej zmienić ten dom – odpowiedział poważnie i zerknął na ścianę w przedpokoju, na której wisiał obraz przedstawiający jakieś górskie widoki. – Nie czuję się tu dobrze – zdradził, dobrze wiedząc, że Albert prędzej czy później zauważy, że coś Maksa trapi.
Mężczyzna spojrzał na niego uważnie, właśnie teraz zdając sobie z tego sprawę. Połączenie tego wszystkiego w całość – dziwnego zachowania kochanka, czasami jego nerwowości, płochliwości, a w końcu tej chęci zmian – nie zajęło mu długo.
– Dobrze, chodź. Który pokój chcesz najpierw posprzątać? Swój?
– Chcesz zobaczyć mój pokój? – zapytał i uśmiechnął się szeroko, dumny jak paw. Czarne, mocno wystrzyżone włosy, które zazwyczaj układał masą lakieru, dzisiaj opadały smętnie na czoło i kark, kompletnie nieogarnięte. Maks, gdy miał dzień wolny, w ogóle nie przejmował się swoim wyglądem, jego fryzura wymagała naprawdę sporo czasu, nastroszenie jej i ułożenie zajmowało mu z godzinę. Dlatego w takie dni jak dzisiaj albo zostawiał włosy takie, jakie je zastał rano, albo podpinał tylko grzywkę, by mu nie wpadała do oczu.
– Mhm, chcę. – Albert uśmiechnął się i podszedł do niego. Dotknął lekko jego ręki, chcąc pokazać mu, że cały czas był przy nim. Kiedyś zupełnie nie zwracali uwagi na takie drobiazgi, ale teraz, odkąd zrozumieli, że przekroczyli granicę, w której byli zwyczajną parą, która w każdej chwili mogła się rozejść – taki prawie niezauważalny, łagodny dotyk przypominał im, że stali się rodziną.
Maksymilian mimowolnie uśmiechnął się, złapał go za dłoń i pociągnął do swojego dawnego pokoju. Otworzył drzwi, prezentując średniej wielkości pomieszczenie. Białe ściany upstrzone były licznymi, bledniejącymi już plakatami rockowych albo punkowych zespołów, a jeden znajdował się nawet na suficie.
– Kiedyś byłem z tego pokoju dumny – rzucił, oglądając się na kochanka.
– Już od dawna lubiłeś rocka! – zauważył Albert ze śmiechem i wszedł do środka, rozglądając się z zainteresowaniem. Próbował wyobrazić sobie nastoletniego Maksa. Fotografia w salonie przedstawiała go, kiedy miał kilka lat, a Minierski był ciekaw, czy w tym najgorszym okresie buntu Maksymilian miał ładną twarz, czy wyładniał dopiero później.
– No – zaśmiał się i aż się wyprostował. – To siedzi w człowieku – powiedział i klepnął się w lewą pierś, po czym jeszcze rozejrzał się po swoim dawnym pokoju. Panował tu porządek, wszystko jak kiedyś zostawił, tak leżało do dziś, ojciec niczego nie pozmieniał. I właśnie dlatego na szafkach znajdowała się gruba warstwa kurzu. – Co zrobimy z tym pokojem?
– Możemy go zostawić jako pokój dla gości. Tak myślę – stwierdził z zastanowieniem Albert i podrapał się po głowie, podchodząc do półek. Zignorował szary nalot i zwrócił uwagę na figurki superbohaterów. Uśmiechnął się lekko. Z Maksa wciąż jeszcze nie wyszło dziecko, cały czas lubił takie rzeczy i Albert był zmuszony oglądać ekranizacje wszystkich komiksów Marvela.
– Jego remont zostawimy na sam koniec, co? – zapytał, znów czując się znów jak dzieciak, kiedy był w tym pomieszczeniu. Nawet nie za bardzo chciał je zmieniać, w tych ścianach zamkniętych było sporo wspomnień z jego nastoletniego życia.
– Tak, musimy go robić stopniowo – przypomniał mu Albert i zerknął do szafy. Była prawie pusta, znajdowały się w niej rupiecie, stare zabawki, narzędzia ojca, ale na dolnej półce zauważył coś dziwnego. Pochylił się i wyciągnął to spod zepsutego wiatraka elektrycznego. – Biblia? – zapytał zdziwiony, widząc starą książkę w skórzanej, pobrudzonej oprawie. Złoty napis wygrawerowany na jej przodzie już trochę zbladł, ale wciąż dało się przeczytać tytuł.
Maks spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami, ale nagle po jego plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz, gdy zdał sobie sprawę, do kogo kiedyś należała.
– Bierzemy się za inne pokoje, co? – zapytał szybko, wstając.
– Ej, to twojego taty czy twoja? – Albert zaśmiał się i otworzył książkę, jakby spodziewał się, że w środku będzie coś ukryte. Może wycięte strony na jakiś przedmiot? Od razu pomyślał o alkoholu albo o dildo i aż się roześmiał. Biblia zawiodła jednak jego oczekiwania, w środku nie było niczego oprócz zadrukowanych kartek.
– Babci – odpowiedział Maks zmienionym głosem, stając przy drzwiach. Przestąpił z nogi na nogę. – Zostaw ten syf, mamy robotę. Zabierzmy się najpierw za sypialnię ojca – mruknął zerkając jeszcze na książkę, którą Albert właśnie odłożył na półkę.
– A ostatni pokój? Chodź jeszcze do niego – rzucił Albert i wyszedł z dawnej sypialni kochanka. Od razu podszedł do drzwi pomieszczenia, do którego jeszcze nie zaglądał. – Co tam było?
Maks poczuł, jak na chwilę, dosłownie ułamek sekundy, ogarnia go tak silny strach, że aż paraliżuje jego wszystkie mięśnie. Odetchnął, starając się wyglądać naturalnie, w końcu to tylko pokój... Pokój, który przez długie lata dzieciństwa śnił mu się w koszmarach.
– Mój tata robił z tego składzik – mruknął wymijająco. – A... wcześniej mieszkała tu przez chwilę moja babcia – wyjaśnił, na co Albert obrzucił go uważnym spojrzeniem. Nie był głupi, żeby nie zauważyć zmiany w zachowaniu swojego partnera.
– Co jest? Nie lubiłeś babci? – zapytał i oparł się o barierkę przy schodach.
– No niezbyt – odpowiedział, ruszając do pokoju. Nacisnął na klamkę, wahając się tylko przez moment, wreszcie pchnął drzwi i przekroczył próg, a jego spojrzenie od razu skierowało się na małe, okrągłe okienko, wpuszczające do pomieszczenia niewiele światła dziennego.
Albert poszedł za nim i zmarszczył brwi, wyczuwając duszący zapach niewietrzonego pomieszczenia i starych rzeczy.
– Posprzątam tu, ty ogarniesz pokój – zadecydował. Skoro Maks nie lubił babci i – jak widać – tego pomieszczenia, nie chciał go zmuszać do przebywania tutaj.
Jabłoński popatrzył na Alberta z lekkim uśmiechem, ale jego wzrok mimowolnie powędrował w bok, na wielki krzyż na białej ścianie. Przełknął zgęstniałą mu w gardle ślinę i przeniósł spojrzenie na małe biurko, na którym stało kilka świętych obrazków i kolejny krzyż. Jak przez mgłę pamiętał, że kiedyś jeszcze na blacie poustawiane były świeczki, a obok nich plastikowa figurka Matki Boskiej.
– A sypialnia ojca? – zapytał, nie ruszając się. – Może najpierw się nią zajmiemy, co?
– Jasne, później się podzielimy tak? Szybciej może ogarniemy. – Albert uśmiechnął się lekko i odwrócił do Maksa. – Chodź do sypialni. Myślałeś już nad tym, jak ją widzisz? – zapytał, kiedy wyszli na korytarz, a Lewiatan wyszedł z ich przyszłego pokoju, merdając wesoło ogonem.

***

Albert wszedł do pomieszczenia i rozejrzał się dookoła, zmęczony po całodziennym sprzątaniu. Najgorsze, że to dopiero początek, pomyślał zniechęcony i podszedł do małego okienka, żeby je uchylić, chciał wpuścić do pomieszczenia trochę świeżego powietrza. Zaparł się pod boki, zastanawiając nad tym, od czego powinien zacząć. Przytargał ze sobą worki na śmieci i kartony, musiał wszystko posegregować, poprzeglądać i powyrzucać to, co nie będzie im potrzebne. Sięgnął do ciężkiego, drewnianego krzyża zwieszonego na ścianie w najbardziej centralnym miejscu pokoju i spojrzał na niego z zastanowieniem. Nie wiedział, co zrobią z tymi wszystkimi relikwiami, może je gdzieś oddadzą? Westchnął ciężko i sięgnął po czarny worek, by go tam włożyć, a następnie podszedł do biurka. Nie chciał się już nawet przyglądać tym świętym obrazkom, sam fakt, że ktoś z tego pomieszczenia zrobił sobie kapliczkę, był dość... dziwny. Rodzina Maksa musiała być naprawdę bardzo wierząca. Zaczął zbierać wszystkie święte przedmioty, które po chwili podzieliły losy krzyża i także wylądowały w worku. Kiedy pakował już któryś z kolei obrazek do wielkiego, poczuł dziwny, zimny dreszcz przebiegający mu od dłoni, aż do samego ramienia. Syknął i puścił ilustrację ukazującą Pietę na podłogę. Złapał za ramię i rozmasował je sobie, krzywiąc się. Nie miał pojęcia, co się stało, jeszcze nigdy nie miał takich skurczów, ale pierwsza myśl podpowiedziała mu, że przyczyną takiego nerwobólu były tabletki, które zażywał. Odczekał chwilę, po czym wrócił do pracy. Gdy wszystkie relikwie chrześcijańskie zniknęły z biurka, podszedł do wysokiej szafy, jaka stała tuż obok. Otworzył ją i zmarszczył brwi, widząc całą masę książek. Sięgnął po najbliższą, okazało się, że to kolejna biblia, tyle że napisana po łacinie. Zmarszczył brwi, oglądając ją dokładnie, miała skórzaną okładkę, ale kartki wewnątrz były mocno wysłużone, już na pierwszy rzut oka widać było, że ktoś kiedyś często po nią sięgał. Już miał odłożyć ją na miejsce, w końcu takich książek nie powinno się wyrzucać, mogą być jakąś pamiątką rodzinną, gdy nagle z jej wnętrza coś upadło na podłogę. W pierwszym odruchu podyktowanym przez instynkt Albert odskoczył do tyłu, myśląc, że na podłodze pojawiła się mysz albo jakiś wielki pająk. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że szary kosmyk włosów wcale nie mógłby się poruszać. Zmarszczył brwi i ukucnął, patrząc na czyiś lok owinięty niebieską, cienką wstążką. Wziął go do ręki, przyglądając mu się ze zdziwieniem. Musiał należeć do babci Maksa. Nigdy nie rozumiał idei obcinania włosów i wsadzania ich do książek, ale był w końcu facetem, nie damą starej daty, która pamiętała jeszcze czasy drugiej wojny światowej. Skrzywił się i wyrzucił kosmyk do worka na śmieci, a książkę odłożył na biurko. Wyszedł z pokoju, chcąc umyć ręce. Będąc już na korytarzu usłyszał dźwięki muzyki. Podszedł do drzwi od sypialni Maksa i aż się zaśmiał, widząc go poruszającego się w rytm jednego z utworów AC/DC i podśpiewującego. Jabłoński naprawdę długo nie mógł wytrzymać w ciszy.
– Ja w tamtym pokoju powinienem sobie puścić jakieś litanie – zażartował Albert, kiedy oparł się o framugę drzwi. Uśmiechnął się lekko do kochanka, który odwrócił się w pierwszej chwili zaskoczony.
– Mogę ci coś zaśpiewać – rzucił w wyraźnie lepszym humorze, muzyka naprawdę potrafiła zdziałać z nim cuda. – Dużo ci jeszcze tam zostało? Mam nadzieję, że wyrzucasz te wszystkie kurestwa – powiedział wulgarnie. Mimo że nie był ateistą, bo w jakiegoś tam Boga wierzył, to jednak nigdy nie pochwalał katolickich rytuałów i czuł do nich obrzydzenie... I teraz powoli zaczynał sobie przypominać dlaczego tak się działo. – Jak skończymy, to przysięgam: nie zostanie u nas żaden krzyż.
– Wszystko wyrzucam. – Albert nie chciał mówić mu o włosach babci, uznał, że to i tak nie było na tyle istotne. – Ten pokój nadaje się na gabinet, będę mógł coś tam zrobić? Ty jak chcesz, to możesz sobie zrobić w piwnicy salę do nagrań.
– Jasne – odpowiedział od razu Maks i uśmiechnął się lekko. – Chyba że zrobię tam kapliczkę. W końcu tyle tu tych obrazów, że wystarczy na zaopatrzenie dwóch kościołów – parsknął i starł z blatu biurka kurz.
– Dobra, cwaniaku, spadam do drugiego pokoju, bo już niewiele nam zostało. Za niedługo będzie tu tak, jak chcemy – pocieszył go i uśmiechnął się lekko, kiedy wyszedł. Zajrzał jeszcze do łazienki, żeby umyć ręce, a później wrócił do sypialni babci Maksa. Najciekawszą rzeczą, jaką znalazł w szafach, było kilka starych rodzinnych albumów. Oczywiście je zostawił. Chciał je obejrzeć, poznać państwa Jabłońskich no i w końcu samego małego Maksa.
Nieświadomy jego znalezisk Jabłoński pozostał w swoim pokoju i już nawet nie przerażał go nawał pracy, jaki mieli w tym domu. Uśmiechał się lekko pod nosem, podrygując trochę w rytm muzyki, kiedy chował swoje stare komiksy do kartonu. Nie miał zamiaru ich wyrzucać. Kiedyś wydawał na nie całe swoje kieszonkowe, a i teraz ledwo co powstrzymywał się przed przeglądnięciem ich. Gdyby mieli więcej czasu na pewno wziąłby jakiś z numerów „Spidermana”, czy słynnego „Tytusa, Romka i Atomka” i to wszystko dokładnie obejrzał. Kiedy już ogarnął szafę, pochylił się pod łóżko, gdzie zawsze chował piłkę do gry w kosza (mimo że nigdy nie lubił w niego grać), rakiety do badmintona i jeszcze kilka innych akcesoriów do zabaw na zewnątrz. Wyciągał jedno po drugim, gdy nagle natrafił na luźno rzucone zdjęcie. Zmarszczył brwi, sięgając po nie, a kiedy mu się przyjrzał, zaraz przypomniał sobie, że jako nastolatek rzadko kiedy się z nim rozstawał. Bo widniała na nim jego mama obejmująca go i całująca w czoło. Mimowolnie uśmiechnął się, patrząc na fotografię, przesunął palcem po postaci kobiety i poczuł dziwne uczucie ściskania w gardle. Nigdy nie przestał za nią tęsknić, czasem zastanawiał się, jakby mama zareagowała na Alberta. Szybko jednak dochodził do wniosku, że od razu by ich zaakceptowała, nie tak jak ojciec.

*

Albert zmęczył się tym całodziennym sprzątaniem, jak już dawno nie. Siedział z Maksem na kanapie, słuchając jego muzyki. Jedli pizzę i rozmawiali, jak zwykle zresztą. Zrobili to, co sobie zaplanowali, więc niedziela zleci im na zasłużonym odpoczynku, no i urządzaniu się. Minierskiemu nie udało się wziąć wolnego na poniedziałek, więc to Maks będzie musiał przywieźć resztę rzeczy z ich starego mieszkania i zająć się rozpakowywaniem. Już nie mógł się doczekać, kiedy w końcu wszystko skończą i będą mogli spędzać czas tak jak wcześniej.
– Znalazłem albumy rodzinne, chciałbyś... je obejrzeć? – zapytał niepewnie, uważnie obserwując reakcję swojego partnera.
– Albumy? – zapytał z pełnymi ustami, ale po chwili kiwnął głową. – Jasne – dodał, gdy już przeżuł. – Pokaż je – mruknął, wycierając nieco ubrudzone dłonie w spodnie.
– Znowu będziesz je musiał prać – upomniał go mężczyzna już raczej z przyzwyczajenia. Skończył jeść i wstał, żeby zabrać albumy, które położył na podłodze przy wejściu do salonu. Zabrał dwa i wrócił do Maksa, który uśmiechnął się mimowolnie, rozpoznając jeden z klaserów.
– Tu są zdjęcia z okresu podstawówki – powiedział, wskazując na pierwszy z nich, nowszy i z kolorową okładką. Drugi znajdował się w o wiele gorszym stanie, od razu można było zauważyć, że był po prostu starszy, z czarną, masywną oprawą pościeraną na bokach. Maks jednak zostawił go na sam koniec, sięgnął za to po album, który kojarzył i gdy go otworzył, spojrzał na pierwsze zdjęcie przedstawiające jego samego zawieszonego nieruchomo na trzepaku.
– Byłeś ładnym dzieckiem. Śmiesznym – przyznał jego kochanek, uśmiechając się lekko.
– Śmiesznym? – prychnął, ale uśmiechnął się lekko. – Mama lubiła ubierać mnie w ogrodniczki – powiedział i wskazał na jedno ze zdjęć. – W najlepszym okresie miałem ich chyba z dziesięć par.
Albert spojrzał na Maksa tak, jakby oceniał, czy w najbliższym czasie nie kupić mu takich ogrodniczek, ale w końcu swoje rozważania zakończył parsknięciem śmiechem i przewrócił kolejną stronę albumu, przeglądając rodzinne fotografie Jabłońskiego. Przedstawiały różne sceny z ich życia, pierwszą gwiazdkę, komunię, jakieś wakacje nad morzem. Maks o wszystkim (jeżeli oczywiście pamiętał) starał się opowiadać. Tłumaczył, gdzie były robione zdjęcia i co akurat się wtedy działo. Dokończyli oglądanie klaseru do końca, dojadając przy tym całą pizzę.
– Dobra, jeszcze ten i idziemy się kąpać, a później spać – zadecydował Minierski i złapał za mniejszy i bardziej zniszczony album. Maks spojrzał na niego z zastanowieniem, a Albert otworzył klaser na pierwszym zdjęciu.
– To chyba mój dziadek – stwierdził, tylko przez chwilę przyglądając się wysokiemu, młodemu i uśmiechniętemu mężczyźnie, zdjęcie musiało być zrobione naprawdę bardzo dawno temu, jakoś w latach pięćdziesiątych. Nie poświęcili mu zbyt wiele uwagi, tylko przerzucili stronę, a Maks nagle zamarł, patrząc na kobietę w podeszłym wieku. Fotografia była już znacznie nowsza, niż poprzednia ukazująca dziadka Maksa, zrobiona może ze dwadzieścia pięć lat temu.
– A to twoja babcia? – zapytał Albert, obserwując ciemne, posępne spojrzenie postaci. Było trochę przerażające. Nie wiedział, czy była chora, czy po prostu nienawidziła świata, ale ostatnim, co mógł o nim powiedzieć, to że wyglądała na uroczą, starszą panią. Przyjrzał się jej, próbując wyobrazić ją sobie w tym domu. Z krzyżami, ikonami i biblią po łacinie. Nic dziwnego, że Maks tak na nią reagował. Że się jej bał.
– No – kiwnął głową i przerzucił kolejną stronę. – Mama mojego ojca – wyjaśnił i zaczął szybko przeglądać album, w którym znajdowały się same starsze zdjęcia. Nagle wskazał na jedno z nich. – To chyba mój tata jak był dzieckiem – zmienił temat. Z kolejnymi stronami coraz bardziej cofali się w czasie, aż w końcu natrafili na bardzo wyblakłą, pozaginaną fotografię, która przedstawiała parę w średnim wieku i niemowlę trzymane przez kobietę.
– To twoja babcia? – zapytał Albert, przyglądając się zdjęciu.
– Mhm – odparł i poruszył się dość nerwowo. – Straciła kiedyś dziecko – powiedział, patrząc na zawiniątko w jej ramionach.
– Naprawdę? – zdziwił się Albert, powoli rozumiejąc, dlaczego kobieta taka była. – To smutne w sumie. Miała jeszcze inne dzieci oprócz twojego taty?
– Tylko tatę... to dziecko jest z jej pierwszego małżeństwa – powiedział. – Ojciec mi kiedyś mówił, że było robione w trakcie drugiej wojny światowej, czterdziesty któryś – mruknął i sięgnął do fotografii, wyciągając ją ostrożnie z przytrzymujących jej rogi zakładek. Nie spodziewał się, że Albert zacznie się śmiać. Kiedy spojrzał na niego uważnie, kochanek pokręcił głową.
– Tylko ty możesz użyć takich słów. Było zrobione w trakcie drugiej wojny światowej – zacytował go.
– Co w tym śmiesznego? – prychnął Maks, naburmuszając się. Odwrócił fotografię i spojrzał na zapisaną z tyłu datę. – Czterdziesty drugi – przeczytał i zerknął na Alberta ze zmrużonymi oczami. – Mówiłem.
– Przerażający są trochę, no nie? Nigdy nie lubiłem takich zdjęć – przyznał cicho, przerzucając na kolejną stronę, kiedy rozbawienie już mu minęło. Kolejne fotografie ukazywały biedną, zniszczoną wieś, jakoś za czasów drugiej wojny światowej. – Dobra, wystarczy – rzucił w końcu Albert, kiedy dotarli do końca. Ostatnie ze zdjęć przedstawiało stary, drewniany kościół i kilka drzew posadzonych dookoła niego, Maks nie miał pojęcia, gdzie ten budynek się znajdował i dlaczego ktoś zrobił mu zdjęcie, a później wsadził do rodzinnego albumu.
Maks odebrał od niego klaser i położył go na podłodze. Pochylił się do Alberta i musnął jego wargi swoimi.
– To teraz do kąpieli – zamruczał.

*

Poniedziałek, 20 listopada 1995

Dni były coraz krótsze, szybko nastawał wieczór, a w dzień słońce miało problem z przebiciem się przez gęste, deszczowe chmury. Szarość poranków przytłaczała, a deszczowe popołudnia odbierały Maksowi chęć na zabawę. Ośmioletni chłopiec okupował podłogę przed kanapą, bawiąc się samochodzikami. Jego mama siedziała z boku, przeglądając jakiś kobiecy magazyn, a tata jeszcze nie wracał.
– Kiedy przyjdzie? Przywiezie mi coś? – zaczął wypytywać o swojego ojca, nie mając pojęcia, gdzie ten się teraz znajduje.
– Tatuś pojechał po babcię, ale może coś ci przywiozą – odpowiedziała mama i pochyliła się do synka, patrząc na niego z ciepłym uśmiechem na ustach. – Będziesz dla niej miły, tak? Jest już bardzo stara i potrzebuje dużo spokoju.
– A da mi coś? – zapytał Maks , uśmiechając się szeroko. Wypadły mu dwa zęby na przedzie, więc szczycił się przebiegłym uśmiechem.
– Zobaczymy – odpowiedziała mu i wstała. – Dopij sok, umyję szklankę. – Maks wydął usta, niezadowolony, ale szybko zrobił to, o co mama go poprosiła. Kobieta wyszła z salonu, a on jeszcze przez chwilę bawił się samochodami, tworząc wielki konwój na wyimaginowanej drodze. Po małych, osobowych autkach przejechał dwa razy większy traktor, a odgłosy bitych szyb i łamanych dachów rozbrzmiewały w dziecięcej wyobraźni. Zaraz po nich słychać też było wycie syren wozu strażackiego i ambulansu. Niestety, cała akcja ratunkowa została przerwana przez mamę wchodzącą z powrotem do pokoju.
– Przyjechali, chodź, przywitamy babcię razem. – Poczekała, aż Maks do niej podejdzie, a później zmierzwiła mu włosy, kiedy przeszli do holu. Drzwi otworzyły się i do środka wszedł Henryk, ojciec Maksa. Uśmiechnął się krótko do żony i syna, odkładając stare, poniszczone torby podróżne. Chłopiec wychylił się i zobaczył starszą kobietę, wychodzącą z zielonego poloneza, którego kupili niedawno na giełdzie. Maks szybko przywiązał się do tego wozu, nadał mu nawet imię i był pewny, że pojazd, kiedy nikt nie patrzył, ożywał. Starał się więc być miły dla tego auta, czasem nawet do niego mówił, żeby się zaprzyjaźnić, ale nigdy się z tym nie obnosił. Wiedział, że był za duży na takie rzeczy.
Tata chłopca, kiedy odłożył torby, zaraz zawrócił, żeby podać swojej mamie laskę, na której mogła się oprzeć.
– Stara jest – skomentował Maks, na co mama przyłożyła palec do ust i szepnęła: „ćśś”.
– Nie mów tak, bądź miły – upomniała, a on się skrzywił.
– A dlaczego ona tak wolno idzie? – zapytał. – Jak bardzo jest stara?
– Maks! – Mama zmarszczyła groźnie brwi i spojrzała na niego ostro. Jego babcia, a raczej jego nowa babcia, bo widział ją chyba pierwszy raz w życiu, garbiła się odrobinę, kiedy szła. Miała ciemno-srebrne włosy spięte w kok i surowe, przenikliwe spojrzenie. Skóra nad powiekami i na policzkach marszczyła się, a jej struktura była przecięta przez głębokie zmarszczki. Dla Maksa w tamtej chwili wyglądała jak wiedźma z filmu o Jasiu i Małgosi, który ostatnio oglądał z rodzicami i przez który nie mógł spać po nocach. Aż złapał za rękę mamy, mając ochotę się wycofać.
– Straszny ten dom – usłyszał skrzekliwy głos babci i zerknął pytająco na swoją rodzicielkę. – Jakby gnił – prychnęła, wspinając się po schodach na werandę. – Śmierdzi tu – dodała, rozglądając się dookoła.
Maks obserwował ją szeroko otwartymi oczami, robiąc krok do tyłu, żeby kobieta go nie zauważyła. Nie spodobała mu się. Jego mama dużo sprzątała, wiedział to, sam musiał regularnie sprzątać swoje zabawki i przybory szkolne, więc dom nie mógł śmierdzieć. To jego babcia prędzej śmierdziała – pomyślał ze złością.
Kobieta weszła do przedpokoju i rozejrzała się po nim krytycznie, aż wreszcie jej spojrzenie padło na Maksa. Chłopiec mimowolnie zacisnął palce na dłoni mamy, już czuł, że nie polubi babci. Nie chciał, żeby z nimi mieszkała.
– Jak minęła podróż? – zapytała jego mama, nie puszczając jednak dłoni syna. – To Maksymilian, ostatni raz widziałaś go jak miał kilka miesięcy.
Babcia przyjrzała mu się i skrzywiła lekko.
– Nawet nie jest podobny do Henryka – zawyrokowała i spojrzała na syna. – Nie ma spojrzenia Jabłońskich.
– Wdał się we mnie – obroniła Maksa, obejmując go ramieniem. Starsza kobieta w odpowiedzi tylko prychnęła i zaczęła powoli zdejmować z siebie swój beżowy prochowiec, uprzednio opierając drewnianą laskę z wysłużoną rączką o ścianę. Chłopiec obserwował to babcię, to mamę, błagając ją w myślach, by pozwoliła mu pobiec do swojego pokoju. Nic jednak nie powiedział, stojąc jak słup soli, aby przypadkiem kobieta znowu czegoś o nim nie powiedziała.
W końcu jego ojciec wrócił z ostatnią walizką i otrzepał głowę, bo zaczęło padać. Wieczór był zimny, wietrzny i deszczowy. Paskudna pogoda, do której – pomyślał Maks – idealnie pasowała babcia.
– Chcesz herbaty, mamo? Albo kolację, Ania zrobiła placki ziemniaczane – powiedział Henryk, zerkając na żonę.
– Nie. Pokażcie mi mój pokój... Mam nadzieję, że nie będzie w nim śmierdzieć zgnilizną, tak jak tu.

6 komentarzy:

  1. Boże, okropna kobieta... Ciekawe, dlaczego Maks ma aż taką traumę, aż się boję. Swoją drogą jest już późno i ciemno, więc czułam się trochę nieswojo podczas czytania xD Ale to dobrze, znaczy że jest odpowiedni klimat ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo nas to cieszy, że było klimatycznie ;) Może dodamy w uwagach, że lepiej Świadomość czytać tylko w nocy, dla lepszych efektów :D

      Usuń
  2. Baba Jaga zapowiada się na taką, że i wykończyć potrafi albo dosłownie, albo za pomocą guseł, brrrr ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Końcówka zostawiła niedosyt. Jestem ciekawa co ona takiego zrobiła Maksowi, że jej tak nie lubił. Właściwie jak była scena, kiedy stał ze swoim chłopakiem przed pokojem babci i miał dziwne uczucia, to miałam wrażenie, że on był tam torturowany czy coś takiego. W pewien sposób mam wrażenie jakbym czytała horror, ale to przez tajemniczość.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem na tak. Ładny styl, ciekawa historia i tajemnica, która powoduje, że nie można się oderwać - to wszystko zawiera "Świadomość".
    Bardzo podoba mi się, że nie zrobiłyście z opowiadania naginanej fantastyki o duchach, zjawach i "domu, w którym straszy". Mimo to Wasza praca ma bardzo osobliwy klimat, który wciąż pozostaje zrównoważony - nie jest zupełnie przytłaczający ani skrajnie beztroski, tylko stanowi coś pomiędzy. Babcia do przyjemnych nie należy, ale co musiała zrobić, żeby Maks miał przez nią taką traumę?
    Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i mam cichutką nadzieję, że niedługo się pojawi~

    OdpowiedzUsuń
  5. I doczytałam sobie dwójkę.
    Podobają mi się Maks i Albert jako para – przekonują mnie swoimi drobnymi gestami z serii „razem”, a Lewiatan dodaje całemu związkowi posmaku czegoś traktowanego poważnie, na dłuższą metę. Zresztą, gdy się ma taki dom, pies jest wprost obowiązkowy! ;)
    Tym jednak, co najbardziej mnie w drugim rozdziale zainteresowało, była (a to niespodzianka) babcia Maksa. Jest coś fascynującego (choć zarazem odpychającego) w pełnych niechęci, nienawiści, wzgardy czy złości do świata bohaterach, szczególnie gdy (jak widać po rzeczach, które pozostały w dawnym pokoju babci) łączy się to z (ostentacyjną i chorobliwą wręcz) religijnością. Bo pewne reakcje, uwagi i zachowania każą mi podejrzewać, że więcej było w tej religijności zła niż dobra. Chciałabym więc dobrze, możliwie jak najlepiej poznać babcię Maksa, jej historię, jej życie; zobaczyć nie tylko, kim się stała, lecz również – jak się tym kimś stała.
    Spotkanie rodziców i Maksa z babcią wywołało we mnie taką myśl: obcy w domu. Groźny, nieprzewidywalny i destrukcyjny obcy. Zapowiada się ciekawie...

    Na zakończenie – podoba mi się pomysł z retrospekcjami. Lubię retrospekcje.

    OdpowiedzUsuń