Dziękujemy za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem Clasha i jednocześnie zachęcamy do dalszego komentowania. To motywuje. ;)
Dolar trzydzieści
– To idziesz na tę imprezę w sobotę? – zapytała Dakota dość
znużonym głosem, a Eliot od razu domyślił się, że w tym czasie
musiała malować paznokcie albo robić coś równie absorbującego
ze swoim wyglądem. Zawsze wtedy rozmawiała z nim tak, jakby jej się
nie chciało. Westchnął i przełożył telefon do drugiego ucha,
rozsiadając się bardziej na kanapie z laptopem na kolanach.
– No pójdę, pójdę – mruknął. – Chcę zobaczyć, jak
będzie, może poznam kogoś całkiem [i]spoko – dodał,
przeglądając głupie strony na Facebooku. – A ty, co będziesz
robić w sobotę? – zapytał, zapominając już, jaki powód
wymyśliła Dakota, by nie pojawić się na tej imprezie. Nie
przeszkadzało mu to jednak, dzięki temu mógł iść tam z
Kennethem.
– Przyjeżdża do mnie ciotka, więc będę musiała z nimi
siedzieć – jęknęła dziewczyna. Eliot bez problemu wyobraził
sobie jej skrzywioną minę. – Kogo chcesz tam poznać? –
zapytała podejrzliwie, odnosząc się do sugestii swojego chłopaka.
– Jakąś ładną blondynkę – wypalił i parsknął śmiechem,
gdy usłyszał jej zirytowane [i]co?! – No przestań, nie można
cię wymienić na lepszy model – dodał wesoło. – Tak po prostu
chcę kogoś poznać, sama wiesz, że kontakty z ludźmi to ważna
rzecz – paplał, już myśląc tylko o Kennecie, którego zaciągnie
do łóżka.
– Mhm, no jasne. Uważaj tam lepiej – warknęła, ale on
wiedział, że Dakota nigdy nie bywała chorobliwie zazdrosna.
Najważniejsze, żeby ludzie nie gadali, jeżeli O'Conner
przestrzegał tej zasady, dawała mu wolną rękę. Może nie we
wszystkim, ale przynajmniej nie sprawdzała jego telefonu czy
komputera. Może nawet czasem miała jakieś podejrzenia, że Eliot
robił coś na boku, ale póki nie złapał żadnego syfa, nikt go
nie widział i nie plotkował, było dobrze.
– Jasne, jasne – westchnął, zaczynając pisać do Kennetha, że
ma się nie spóźnić. Umówili się na dwudziestą drugą przed
jednym ze sklepów z alkoholem, w którym razem chcieli zrobić
zakupy. Kiedy zerknął na zegarek, było kilka minut po szesnastej.
Powoli musiał zabrać się do treningu, później wziąć długi
prysznic, coś zjeść i zacząć się przygotowywać, oszacował.
Ćwiczenia jednak były dzisiaj najważniejsze, pomyślał z
zadowoleniem. Musi trochę napompować mięśnie, żeby wyglądać
wieczorem dobrze. – Okej, to będę kończyć, co? –
zniecierpliwił się.
– Mhm, jasne. Baw się dobrze. I grzecznie! – rzuciła, ale już
się zaśmiała i O'Conner wiedział, że jego dziewczyna nie była
wcale zła. Rozłączyli się i każde z nich mogło zająć się
swoimi sprawami.
Tak jak sobie zaplanował, najpierw przez godzinę ćwiczył, miał w
mieszkaniu hantle i drążek, na którym mógł się podnosić. Wolał
wykonywać swoje treningi na siłowni, ale tam zaglądał tylko trzy
razy w tygodniu, nie miał czasu na częstsze wizyty... był przecież
bardzo zajętym studentem! Gdy skończył, wziął długi prysznic,
ogolił się i zamówił sobie jedzenie. Lubił przygotowywać się
do jakichś imprez, dobierać rzeczy, czy stylizować włosy, jego
ulubionym zajęciem było właśnie [i]dobrze wyglądać. Mógłby
spędzić na tym połowę swojego życia, o czym oczywiście nikomu
nie mówił, jeszcze wzięliby go za pedała.
Kenneth miał wolne, więc też dzień zleciał mu na ćwiczeniach i
odpoczynku. Nawet nie wiedzieli, że mieli całkiem podobny sposób
spędzania wolnego czasu. Najgorsze, że jutro czekała go praca w
kawiarni. Nie chciał odmawiać Eliotowi imprezy, więc będzie
musiał po prostu pilnować, żeby nie wypić za dużo. Miał
nadzieję, że będzie umiał się powstrzymać.
Emma chciała go wyciągnąć na wieczór w klubie, ale musiał jej
odmówić. Od razu domyśliła się, z kim jej brat wychodził i
wydała się całkiem zadowolona z ich planu. W końcu, jej zdaniem,
każdy był lepszy od Dereka, co też często powtarzała. Po cichu
liczyła, że Eliot będzie dla Kennetha impulsem, przez który
mężczyzna zerwie ze swoim facetem... Wiedziała jednak, że to nie
wydarzy się od razu i chciała, by brat sam miał pewność, że
dobrze robi, kończąc związek. Miej ciastko i zjedz ciastko
wydawało się jej więc najlepszą poradą, jaką w tamtej chwili
mogła mu dać.
***
Sklep alkoholowy, pod którym mieli się spotkać, mieścił się
ulicę dalej od domu Eliota, więc O'Conner nie odczuwał prawie
żadnej presji czasu, nie musiał się spieszyć. Wszystko robił
powoli, nawet gdy wychodził z mieszkania, a zegarek wskazywał
dwudziestą pięćdziesiąt osiem, wcale się nie przejmował. Zdąży,
myślał, kiedy szedł wolnym krokiem ulicą oświetlaną blaskiem
przydrożnych latarni. Wieczór okazał się dosyć ciepły, w
cienkiej granatowej kurtce ze śliskiego materiału w ogóle nie
odczuwał chłodu, nawet jeżeli pod nią miał tylko szarą koszulkę
z krótkim rękawem i dekoltem w serek. Kiedy doszedł do sklepu,
było już kilka minut po dwudziestej drugiej, w momencie, w którym
dostrzegł Kennetha, w ogóle nie zdawał sobie sprawy ze swojego
spóźnienia.
– Hej – rzucił wesoło, podchodząc do niego.
Johnson obejrzał się i spojrzał na niego uważnie, oceniając to,
jak Eliot wyglądał. Lekki uśmiech, który pojawił się na jego
ustach, można było uznać za pozytywną wróżbę.
– Znowu spóźniony, mam zacząć się do tego przyzwyczajać? –
zapytał z rozbawieniem, wyciągając ręce z kieszeni swojej
wojskowej katany. Był ubrany podobnie jak podczas spotkania w Pasta
D'Arte – ciemne, luźne dżinsy, a pod kurtką koszulka z długim
rękawem, który podwinął do łokci.
Eliot też nie odmówił sobie zmierzenia Johnsona dokładnym,
oceniającym wzrokiem. Poczuł dziwny dreszcz, przebiegający mu po
plecach, na samo wspomnienie ich ostatniego spotkania, pomyśleć, że
dzisiaj będzie jeszcze lepiej... aż zwilżył wargi, które po
chwili ułożyły się w drwiącym uśmieszku. Nie zdążył nic
powiedzieć, bo ze sklepu wyszły dwie dziewczyny. Rozmawiały
głośno, ale kiedy ich minęły, zamilkły i popatrzyły w ich
stronę zalotnie. O'Connerowi jednak wydało się, że to spojrzenie
było bardziej skierowane do Kennetha, nie do niego. Lekki uśmiech
Johnsona na widok tych młodych kobiet także nie ubiegł uwadze
Eliota, który momentalnie się zirytował.
– Widzę, że jednak się nie nudziłeś – rzucił i obejrzał
się za dziewczynami. – Paskudne. Masz bardzo słaby gust, Johnson
– stwierdził wyniosłym tonem, nawet nie chcąc sobie wyobrażać
Kennetha z płcią przeciwną. Ta wizja była po prostu obrzydliwa...
i denerwująca. W końcu ten facet był tu teraz z nim, za kilka
godzin mieli wylądować w łóżku, a oglądał się za jakimiś
babami.
– Słaby? – Kenneth spojrzał na niego z roztargnieniem,
powtarzając ostatnie słowa Eliota. Zamrugał, kiedy szybko
analizował, co znaczyła obrażona i arogancka mina O'Connera.
Zaśmiał się niskim, prowokującym głosem. – Aż taki słaby mam
gust? – zapytał i spojrzał na niego w sposób, który jasno
sugerował, że i on wliczał się w ten gust.
Eliot nie odpowiedział od razu, przez chwilę po prostu mierzyli się
spojrzeniami, a ich kąciki ust drgały od powstrzymywanego uśmiechu.
– Tak – powiedział powoli i zmrużył oczy. – Ale pamiętaj,
że wyjątek musi potwierdzać regułę – dodał i jakby nigdy nic
obszedł go dumnie wyprostowany, niczym jakiś paw, po czym wszedł
do alkoholowego.
Kenneth pokręcił głową, nie mogąc przestać się uśmiechać.
Nie potrafił zareagować na to inaczej niż właśnie atakiem
wesołości. Nie wiedział, czy Eliot miał dystans do siebie, ale ta
jego arogancja i arystokratyczna postawa naprawdę była zabawna.
– To co wyjątku chcesz dzisiaj pić? – zapytał, kiedy stanął
za jego plecami. Eliot był o głowę od niego wyższy, czasami
naprawdę go to denerwowało. To on chciał górować nad O'Connerem.
Chłopak spojrzał na niego z wyższością i już chciał
odpowiedzieć „Malibu”, gdy doszedł do wniosku, że to będzie
teraz najgorsze, co mógłby teraz zrobić. Musi postawić na jakieś
męskie trunki. Szybko przesunął wzrokiem po butelkach alkoholu
znajdujących się na sporym regale za ekspedientką. Prawie w ogóle
nie zwrócił uwagi na młodą dziewczynę, która właśnie bardziej
interesowała się stanem swoich paznokci, niż klientami.
– Rum? – Nie znosił, naprawdę, nienawidził rumu, czy to z
colą, czy samego z lodem – dla Eliota w obu postaciach był tak
samo ohydny i nie do przełknięcia. Ale był męski, a dzisiaj
O'Conner chciał być dla Kennetha stuprocentowym mężczyzną, w
szczególności jeżeli chodziło o łóżko.
– Masz ochotę na rum? – Kenneth oparł się o ladę i jak zwykle
zmarszczył groźnie brwi, co nie zrobiło żadnego wrażenia na
ekspedientce.
– Co podać? – zapytała, patrząc na nich wyczekującym wzrokiem
– Mhm, a ty na co? – zapytał Eliot i zerknął na mężczyznę,
starając się, by w oczach dziewczyny wyglądali jak najbardziej
neutralnie. Nie miał zamiaru się zdradzać komukolwiek, nawet
nieznajomej kasjerce, o której nic nie wiedział.
– Niech pani da rum. Dwie butelki? – Zerknął czujnie na Eliota,
wyciągając portfel, a O'Conner spojrzał uważnie na niego. Wysoko
postawił poprzeczkę, pomyślał, już wiedząc, że prędzej się
zrzyga, niż tyle wypije, no ale nie mógł teraz odmówić.
– I dwie Coca-cole – to akurat musiał dodać. Trzeba było w
końcu jakoś przepłukać gardło po nieprzyjemnym, ostrym posmaku
alkoholu.
– Czterdzieści dwa dolary, siedemdziesiąt trzy centy –
mruknęła, pakując wszystko do papierowych toreb. Kenneth wyciągnął
kartę, żeby nią zapłacić i spróbował się nie skrzywić.
Zapłacili całkiem sporo, zresztą kupili dwie butelki, więc czego
innego miał się spodziewać? Dla niego nie było to aż tak dużo,
uznał zresztą, że zawsze później będą mogli zostawić na
później.
Nie chciał prosić O'Connera o zwrot połowy sumy, ale liczył na
to, że chłopak kiedyś mu to zrekompensuje. Kątem oka zauważył
jednak, że Eliot sięga do kieszeni swojej kurtki, z której
wyciągnął portfel, a następnie podał Kennethowi banknot.
– Tego dolara trzydzieści-coś tam jakoś inaczej ci oddam, bo nie
mam drobnych – mruknął, nie wiedząc, czy Kenneth rozliczał się
co do centa. Miał kilku takich znajomych, dla których każda
cyferka była ważna.
– Oddasz mi w naturze – mruknął Kenneth, nachylając się do
O'Connera, kiedy już wyszli przed sklep. Uśmiechnął się do niego
łobuzersko, a oczy aż mu się zaświeciły na samą myśl tego, jak
mógłby sobie odbić tego [i]dolara trzydzieści.
Eliot zerknął na niego i gdy zdał sobie sprawę, że byli na
widoku, zaraz się od mężczyzny odsunął.
– Dzisiejszy wieczór ze mną będzie więcej warty, niż dolara z
centami, Johnson – rzucił rozzłoszczony, uśmiechając się przy
tym lekko, starał się zachowywać naturalnie.
– Dwa dolary? Cholera, to jeszcze narobię sobie u ciebie długów!
– zaśmiał się Kenneth bezczelnie, szturchając go łokciem,
kiedy szli ramię w ramię wzdłuż ulicy. Mijali innych ludzi, w
okolicy kampusu było bardzo tłoczno, czemu się jednak dziwić,
skoro był sobotni wieczór? Każdy chciał się bawić.
– Nie wypłacisz się do końca życia – rzucił Eliot,
trzymając jeden z papierowych worków, w których znajdował się
ich alkohol, Kenneth niósł drugi. – Ale spoko, widzę, że bardzo
tęskniłeś za mną, to dostaniesz jakiś upust. – Mrugnął do
niego, prowadząc Johnsona do domu Richarda, gdzie odbywała się
domówka. Znał tę okolicę bardzo dobrze, nawet z perspektywy
pieszego, w końcu nie dość, że mieszkał przecznicę dalej, to
jeszcze nie raz wracał tymi chodnikami po imprezach. Za kółko
nigdy nie wsiadł pijany, za bardzo byłoby mu żal samochodu, który
kosztował ojca naprawdę niemało.
– Upust? – Kenneth uniósł brew. Lubił te słowne przepychanki
z O'Connerem. Chyba z nikim innym nie rozmawiał w taki sposób. –
Ile? Osiem procent? Osiemdziesiąt?
Eliot rozejrzał się uważnie dookoła, kiedy skręcili w mniejszą
uliczkę. Tu akurat byli sami, wyciągnął rękę i szybko klepnął
Johnsona lekko w krocze.
– Chciałbyś, tylko osiem – powiedział rozbawiony.
– A nie osiemdziesiąt? Mierzone miarą satysfakcji – zamruczał
Kenneth, uśmiechając się pod nosem z zadowoleniem. – Gdzie
teraz? – Stanął na skrzyżowaniu i spojrzał w obie strony ulicy.
– Prosto, panie satysfakcjo – odpowiedział wesoło Eliot. – A
jaka jest miara eksploatacji? – zapytał, zerkając kątem oka na
Johnsona.
Kenneth zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. Poszedł w kierunku,
który wskazał mu Eliot, jeszcze raz sprawdzając, czy ulica była
pusta. Przeszli przez pasy i znaleźli się na ulicy, którą obaj
kojarzyli.
– Pytasz o to, ile szczęścia mogę ci zapewnić? – zapytał
ostrożnie, nie wiedząc dokładnie, o co chodziło temu arogantowi,
jak nazwał go z rozbawieniem w myślach.
– Pytam o to, jak bardzo osoba przyjmująca osiem cali będzie
musiała się poświęcić – powiedział wesoło, już teraz
czując, że ta impreza będzie świetna. Kenneth wprawił go w
naprawdę dobry nastrój.
– Będę ją musiał dobrze przygotować – zauważył i
zmarszczył jak zwykle brwi, a gdy w końcu spojrzał na O'Connera, z
jego spojrzenia można było jasno odczytać, że teraz wszystko
sobie wizualizował. Uśmiechnął się lekko, w tym momencie
przypominając niegrzecznego chłopca. – A później, nawet jak
ktoś nie jest wprawiony – dodał, mając na myśli Eliota –
wszystkiego go nauczę. Wszystkiego – powtórzył i musiał
odwrócić wzrok, bo najchętniej pocałowałby O'Connera, a później
kazał mu się zaprowadzić do jego mieszkania i z całej imprezy
byłyby nici.
Eliot aż przełknął ślinę, zrobiło mu się gorąco, mimowolnie
rozejrzał się dookoła, czy ktoś mógłby ich usłyszeć. To
było... cholera, seksowne, pomyślał, naciągając bardziej kurtkę,
jednak nie mógł okryć nią swojego krocza.
– Szybciej Johnson, bo przez ciebie się spóźnimy – prychnął,
chcąc szybko zmienić temat. Nie mogli o takich rzeczach gadać na
imprezie, a jeżeli już, to bardzo cicho i dyskretnie.
– A co, już cię świerzbi, żeby coś wypić? – Kenneth
zaśmiał się cicho i pchnął Eliota ramieniem tak, że ten zboczył
z drogi. – Bo ja mam ochotę na wiele innych rzeczy.
– Na to musisz sobie zasłużyć! – prychnął Eliot, ale
mimowolnie się uśmiechnął, bo przy Kennecie długo nie potrafił
być poważny. – Postaraj się, a nie, myślisz, że wszystko
podadzą ci na tacy.
Johnson ugryzł się w język, zanim nie rzucił, że geje zwykle
[i]wykładali mu wszystko na tacy. Westchnął ciężko, uznając, że
to byłoby całkiem ciekawe. Przecież i tak nie musiałby się tak
długo starać.
– A jak się postaram, to chociaż ładnie się wyłożysz na tej
tacy? – Nie mógł się powstrzymać przed zapytaniem o to.
Eliotowi na to pytanie zrobiło się goręcej, aż wziął głęboki
oddech, myśląc o wszystkich najobrzydliwszych rzeczach, jakie mu w
tamtej chwili przychodziły do głowy. Kenneth był niemożliwy.
– Z kwiatkiem w dupie dla ozdoby, jeżeli sobie tego życzysz,
skarbie – odpowiedział, chcąc to wszystko jak najszybciej obrócić
w żart. Bo jeżeli będą tak flirtować, to na pewno nic dobrego
się nie stanie... albo raczej właśnie stanie – jego penis w
spodniach.
– Lepiej z wisienką. – Kenneth zaśmiał się, ale musieli
zmienić temat rozmowy, bo właśnie weszli w alejkę, na której
znajdowała się masa ludzi stojących w kolejce do klubów. Eliot
poinformował go, że w następnej przecznicy skręcą w boczną
uliczkę i pójdą na skróty do domu Richarda. Dalsza droga minęła
im na aluzjach, od których O'Conner starał się uciec za wszelką
siłę. Zaczął się bać, jak będzie wyglądać ta impreza, naszły
go nawet myśli, że zaproszenie Kennetha wcale nie było takim
dobrym pomysłem. Może i faktycznie na domówce nie miało być zbyt
wielu jego znajomych, ale mimo wszystko nie chciał, by ktoś sobie
coś pomyślał.
– Słuchaj... moi znajomi nie wiedzą, okej? – przerwał nagle
ich słowne przepychanki i zerknął na Kennetha, kiedy stanęli pod
bramą wąskiego, ale wysokiego domu ze spadzistym dachem.
– Nie wiedzą o...? – Kenneth spojrzał na niego, marszcząc
brwi. – O mnie, o tobie?
Eliot zwilżył wargi, nie wiedząc, jak to wszystko powiedzieć
Kennethowi.
– Że ja coś... z facetem – mruknął i odwrócił wzrok.
– Że jesteś gejem, tak? Spoko, nie powiem. Nie każdy musi
przecież wiedzieć, że wolisz kutasy. – Kenneth wzruszył
ramionami, trochę zdziwiony takim zachowaniem Eliota. Myślał, że
będzie do tego wszystkiego trochę inaczej podchodził.
O'Conner zmarszczył brwi, nie podobało mu się nazywanie go
homoseksualistą, przecież nim, do cholery, nie był. Sypiał z
laskami.
– Nie jestem gejem – prychnął, nie mogąc się powstrzymać.
– To bi? – Johnson akurat nie był w tych sprawach drażliwy,
więc tylko spojrzał krótko na Eliota, a później przeniósł
wzrok na dom. – Dasz mu jakoś znać, że już jesteśmy? –
zapytał w końcu zdezorientowany bezczynnością kumpla.
O'Conner szybko się otrząsnął i wcisnął guzik na domofonie, po
czym chrząknął dość nerwowo, zerkając to na Kennetha, to na
wejście do domu. Musiał zadzwonić jeszcze trzy razy i gdy już
miał wyciągnąć telefon, drewniane drzwi otworzyły się, a na
werandzie stanął trochę nietrzeźwy gospodarz.
Od trzech rozdziałów czekam na impreze i co poczekam jeszcze jeden. Super.
OdpowiedzUsuńRozdzialik krótki ale miło się czytało...macie juz moze oszacowaną liczbe rozdziałów do wydania? Jestem ciekawa jak długo clash bedzie nam towarzyszył.
Co do fabuły to teraz juz sama nie wiem co będzie dalej, jak potoczy się ich znajomosc...z ciekawością poczytam następne.
Pozdrawiam i weny
Nie mamy pojęcia ile jeszcze, ale z pewnością dopiero jesteśmy gdzieś na samym początku. ;)
UsuńEliot to chyb trochę zazdrosny o Kennetha jest albo zaborczy ;p i modniś z niego no ale i tak go lubię. Taki paniczyk co mu wszystko wolno i wszystko ma być tak jak on chcę :) heh za to Kenneth ma z niego niezły ubaw. Coś mi się zdaje , że ten rum na dobrze Eliotowi nie wyjdzie ,będzie hafcik zamiast gorącej i upojnej nocy ;p jestem ciekawa co tam chłopaki odwalą na imprezie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny!
Szkoda, że trochę się opuściłyście przez nowe opowiadanie.
OdpowiedzUsuńZ czym się opuściłyśmy?
UsuńPierwszy raz rzucam komcia - niezbyt eleganckie korzystać z Waszej pracy i nie zostawiać śladu. Zależy mi, żebyście czuły się zmotywowane. Dobra motywacja = świetne opowiadania :) Heh jak to ugryziecie - tych dwóch się fajnie ze sobą dogaduje, ale w seksie to Derek lepiej się uzupełnia z Kennethem;) Poczekam co tam wykombinujecie. Dzięki i weny, weny, weny.
OdpowiedzUsuńMimo że rozdział krótki to mi się podobał. Fajnie się dogadują, tylko czekać jak potoczy się impreza i co z niej wyniknie ^^ oby jakaś akcja :D Pozdrawiam i weny
OdpowiedzUsuń:) Wasze opowiadanie miło nastraja mnie na resztę dnia, uwielbiam to uczucie, gdy wchodzę po dwóch dniach, a tu nowy rozdział. Czekam, chcę wiedzieć co się wydarzy na tej imprezie, oby było ostro ;). :P Weny!
OdpowiedzUsuń