środa, 12 sierpnia 2015

12. Clash

Dziękujemy za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem Clasha i jednocześnie zachęcamy do dalszego komentowania. To motywuje. ;)


Dolar trzydzieści 

– To idziesz na tę imprezę w sobotę? – zapytała Dakota dość znużonym głosem, a Eliot od razu domyślił się, że w tym czasie musiała malować paznokcie albo robić coś równie absorbującego ze swoim wyglądem. Zawsze wtedy rozmawiała z nim tak, jakby jej się nie chciało. Westchnął i przełożył telefon do drugiego ucha, rozsiadając się bardziej na kanapie z laptopem na kolanach.
– No pójdę, pójdę – mruknął. – Chcę zobaczyć, jak będzie, może poznam kogoś całkiem [i]spoko – dodał, przeglądając głupie strony na Facebooku. – A ty, co będziesz robić w sobotę? – zapytał, zapominając już, jaki powód wymyśliła Dakota, by nie pojawić się na tej imprezie. Nie przeszkadzało mu to jednak, dzięki temu mógł iść tam z Kennethem.
– Przyjeżdża do mnie ciotka, więc będę musiała z nimi siedzieć – jęknęła dziewczyna. Eliot bez problemu wyobraził sobie jej skrzywioną minę. – Kogo chcesz tam poznać? – zapytała podejrzliwie, odnosząc się do sugestii swojego chłopaka.
– Jakąś ładną blondynkę – wypalił i parsknął śmiechem, gdy usłyszał jej zirytowane [i]co?! – No przestań, nie można cię wymienić na lepszy model – dodał wesoło. – Tak po prostu chcę kogoś poznać, sama wiesz, że kontakty z ludźmi to ważna rzecz – paplał, już myśląc tylko o Kennecie, którego zaciągnie do łóżka.
– Mhm, no jasne. Uważaj tam lepiej – warknęła, ale on wiedział, że Dakota nigdy nie bywała chorobliwie zazdrosna. Najważniejsze, żeby ludzie nie gadali, jeżeli O'Conner przestrzegał tej zasady, dawała mu wolną rękę. Może nie we wszystkim, ale przynajmniej nie sprawdzała jego telefonu czy komputera. Może nawet czasem miała jakieś podejrzenia, że Eliot robił coś na boku, ale póki nie złapał żadnego syfa, nikt go nie widział i nie plotkował, było dobrze.
– Jasne, jasne – westchnął, zaczynając pisać do Kennetha, że ma się nie spóźnić. Umówili się na dwudziestą drugą przed jednym ze sklepów z alkoholem, w którym razem chcieli zrobić zakupy. Kiedy zerknął na zegarek, było kilka minut po szesnastej. Powoli musiał zabrać się do treningu, później wziąć długi prysznic, coś zjeść i zacząć się przygotowywać, oszacował. Ćwiczenia jednak były dzisiaj najważniejsze, pomyślał z zadowoleniem. Musi trochę napompować mięśnie, żeby wyglądać wieczorem dobrze. – Okej, to będę kończyć, co? – zniecierpliwił się.
– Mhm, jasne. Baw się dobrze. I grzecznie! – rzuciła, ale już się zaśmiała i O'Conner wiedział, że jego dziewczyna nie była wcale zła. Rozłączyli się i każde z nich mogło zająć się swoimi sprawami.
Tak jak sobie zaplanował, najpierw przez godzinę ćwiczył, miał w mieszkaniu hantle i drążek, na którym mógł się podnosić. Wolał wykonywać swoje treningi na siłowni, ale tam zaglądał tylko trzy razy w tygodniu, nie miał czasu na częstsze wizyty... był przecież bardzo zajętym studentem! Gdy skończył, wziął długi prysznic, ogolił się i zamówił sobie jedzenie. Lubił przygotowywać się do jakichś imprez, dobierać rzeczy, czy stylizować włosy, jego ulubionym zajęciem było właśnie [i]dobrze wyglądać. Mógłby spędzić na tym połowę swojego życia, o czym oczywiście nikomu nie mówił, jeszcze wzięliby go za pedała.
Kenneth miał wolne, więc też dzień zleciał mu na ćwiczeniach i odpoczynku. Nawet nie wiedzieli, że mieli całkiem podobny sposób spędzania wolnego czasu. Najgorsze, że jutro czekała go praca w kawiarni. Nie chciał odmawiać Eliotowi imprezy, więc będzie musiał po prostu pilnować, żeby nie wypić za dużo. Miał nadzieję, że będzie umiał się powstrzymać.
Emma chciała go wyciągnąć na wieczór w klubie, ale musiał jej odmówić. Od razu domyśliła się, z kim jej brat wychodził i wydała się całkiem zadowolona z ich planu. W końcu, jej zdaniem, każdy był lepszy od Dereka, co też często powtarzała. Po cichu liczyła, że Eliot będzie dla Kennetha impulsem, przez który mężczyzna zerwie ze swoim facetem... Wiedziała jednak, że to nie wydarzy się od razu i chciała, by brat sam miał pewność, że dobrze robi, kończąc związek. Miej ciastko i zjedz ciastko wydawało się jej więc najlepszą poradą, jaką w tamtej chwili mogła mu dać.

***

Sklep alkoholowy, pod którym mieli się spotkać, mieścił się ulicę dalej od domu Eliota, więc O'Conner nie odczuwał prawie żadnej presji czasu, nie musiał się spieszyć. Wszystko robił powoli, nawet gdy wychodził z mieszkania, a zegarek wskazywał dwudziestą pięćdziesiąt osiem, wcale się nie przejmował. Zdąży, myślał, kiedy szedł wolnym krokiem ulicą oświetlaną blaskiem przydrożnych latarni. Wieczór okazał się dosyć ciepły, w cienkiej granatowej kurtce ze śliskiego materiału w ogóle nie odczuwał chłodu, nawet jeżeli pod nią miał tylko szarą koszulkę z krótkim rękawem i dekoltem w serek. Kiedy doszedł do sklepu, było już kilka minut po dwudziestej drugiej, w momencie, w którym dostrzegł Kennetha, w ogóle nie zdawał sobie sprawy ze swojego spóźnienia.
– Hej – rzucił wesoło, podchodząc do niego.
Johnson obejrzał się i spojrzał na niego uważnie, oceniając to, jak Eliot wyglądał. Lekki uśmiech, który pojawił się na jego ustach, można było uznać za pozytywną wróżbę.
– Znowu spóźniony, mam zacząć się do tego przyzwyczajać? – zapytał z rozbawieniem, wyciągając ręce z kieszeni swojej wojskowej katany. Był ubrany podobnie jak podczas spotkania w Pasta D'Arte – ciemne, luźne dżinsy, a pod kurtką koszulka z długim rękawem, który podwinął do łokci.
Eliot też nie odmówił sobie zmierzenia Johnsona dokładnym, oceniającym wzrokiem. Poczuł dziwny dreszcz, przebiegający mu po plecach, na samo wspomnienie ich ostatniego spotkania, pomyśleć, że dzisiaj będzie jeszcze lepiej... aż zwilżył wargi, które po chwili ułożyły się w drwiącym uśmieszku. Nie zdążył nic powiedzieć, bo ze sklepu wyszły dwie dziewczyny. Rozmawiały głośno, ale kiedy ich minęły, zamilkły i popatrzyły w ich stronę zalotnie. O'Connerowi jednak wydało się, że to spojrzenie było bardziej skierowane do Kennetha, nie do niego. Lekki uśmiech Johnsona na widok tych młodych kobiet także nie ubiegł uwadze Eliota, który momentalnie się zirytował.
– Widzę, że jednak się nie nudziłeś – rzucił i obejrzał się za dziewczynami. – Paskudne. Masz bardzo słaby gust, Johnson – stwierdził wyniosłym tonem, nawet nie chcąc sobie wyobrażać Kennetha z płcią przeciwną. Ta wizja była po prostu obrzydliwa... i denerwująca. W końcu ten facet był tu teraz z nim, za kilka godzin mieli wylądować w łóżku, a oglądał się za jakimiś babami.
– Słaby? – Kenneth spojrzał na niego z roztargnieniem, powtarzając ostatnie słowa Eliota. Zamrugał, kiedy szybko analizował, co znaczyła obrażona i arogancka mina O'Connera. Zaśmiał się niskim, prowokującym głosem. – Aż taki słaby mam gust? – zapytał i spojrzał na niego w sposób, który jasno sugerował, że i on wliczał się w ten gust.
Eliot nie odpowiedział od razu, przez chwilę po prostu mierzyli się spojrzeniami, a ich kąciki ust drgały od powstrzymywanego uśmiechu.
– Tak – powiedział powoli i zmrużył oczy. – Ale pamiętaj, że wyjątek musi potwierdzać regułę – dodał i jakby nigdy nic obszedł go dumnie wyprostowany, niczym jakiś paw, po czym wszedł do alkoholowego.
Kenneth pokręcił głową, nie mogąc przestać się uśmiechać. Nie potrafił zareagować na to inaczej niż właśnie atakiem wesołości. Nie wiedział, czy Eliot miał dystans do siebie, ale ta jego arogancja i arystokratyczna postawa naprawdę była zabawna.
– To co wyjątku chcesz dzisiaj pić? – zapytał, kiedy stanął za jego plecami. Eliot był o głowę od niego wyższy, czasami naprawdę go to denerwowało. To on chciał górować nad O'Connerem.
Chłopak spojrzał na niego z wyższością i już chciał odpowiedzieć „Malibu”, gdy doszedł do wniosku, że to będzie teraz najgorsze, co mógłby teraz zrobić. Musi postawić na jakieś męskie trunki. Szybko przesunął wzrokiem po butelkach alkoholu znajdujących się na sporym regale za ekspedientką. Prawie w ogóle nie zwrócił uwagi na młodą dziewczynę, która właśnie bardziej interesowała się stanem swoich paznokci, niż klientami.
– Rum? – Nie znosił, naprawdę, nienawidził rumu, czy to z colą, czy samego z lodem – dla Eliota w obu postaciach był tak samo ohydny i nie do przełknięcia. Ale był męski, a dzisiaj O'Conner chciał być dla Kennetha stuprocentowym mężczyzną, w szczególności jeżeli chodziło o łóżko.
– Masz ochotę na rum? – Kenneth oparł się o ladę i jak zwykle zmarszczył groźnie brwi, co nie zrobiło żadnego wrażenia na ekspedientce.
– Co podać? – zapytała, patrząc na nich wyczekującym wzrokiem
– Mhm, a ty na co? – zapytał Eliot i zerknął na mężczyznę, starając się, by w oczach dziewczyny wyglądali jak najbardziej neutralnie. Nie miał zamiaru się zdradzać komukolwiek, nawet nieznajomej kasjerce, o której nic nie wiedział.
– Niech pani da rum. Dwie butelki? – Zerknął czujnie na Eliota, wyciągając portfel, a O'Conner spojrzał uważnie na niego. Wysoko postawił poprzeczkę, pomyślał, już wiedząc, że prędzej się zrzyga, niż tyle wypije, no ale nie mógł teraz odmówić.
– I dwie Coca-cole – to akurat musiał dodać. Trzeba było w końcu jakoś przepłukać gardło po nieprzyjemnym, ostrym posmaku alkoholu.
– Czterdzieści dwa dolary, siedemdziesiąt trzy centy – mruknęła, pakując wszystko do papierowych toreb. Kenneth wyciągnął kartę, żeby nią zapłacić i spróbował się nie skrzywić. Zapłacili całkiem sporo, zresztą kupili dwie butelki, więc czego innego miał się spodziewać? Dla niego nie było to aż tak dużo, uznał zresztą, że zawsze później będą mogli zostawić na później.
Nie chciał prosić O'Connera o zwrot połowy sumy, ale liczył na to, że chłopak kiedyś mu to zrekompensuje. Kątem oka zauważył jednak, że Eliot sięga do kieszeni swojej kurtki, z której wyciągnął portfel, a następnie podał Kennethowi banknot.
– Tego dolara trzydzieści-coś tam jakoś inaczej ci oddam, bo nie mam drobnych – mruknął, nie wiedząc, czy Kenneth rozliczał się co do centa. Miał kilku takich znajomych, dla których każda cyferka była ważna.
– Oddasz mi w naturze – mruknął Kenneth, nachylając się do O'Connera, kiedy już wyszli przed sklep. Uśmiechnął się do niego łobuzersko, a oczy aż mu się zaświeciły na samą myśl tego, jak mógłby sobie odbić tego [i]dolara trzydzieści.
Eliot zerknął na niego i gdy zdał sobie sprawę, że byli na widoku, zaraz się od mężczyzny odsunął.
– Dzisiejszy wieczór ze mną będzie więcej warty, niż dolara z centami, Johnson – rzucił rozzłoszczony, uśmiechając się przy tym lekko, starał się zachowywać naturalnie.
– Dwa dolary? Cholera, to jeszcze narobię sobie u ciebie długów! – zaśmiał się Kenneth bezczelnie, szturchając go łokciem, kiedy szli ramię w ramię wzdłuż ulicy. Mijali innych ludzi, w okolicy kampusu było bardzo tłoczno, czemu się jednak dziwić, skoro był sobotni wieczór? Każdy chciał się bawić.
– Nie wypłacisz się do końca życia – rzucił Eliot, trzymając jeden z papierowych worków, w których znajdował się ich alkohol, Kenneth niósł drugi. – Ale spoko, widzę, że bardzo tęskniłeś za mną, to dostaniesz jakiś upust. – Mrugnął do niego, prowadząc Johnsona do domu Richarda, gdzie odbywała się domówka. Znał tę okolicę bardzo dobrze, nawet z perspektywy pieszego, w końcu nie dość, że mieszkał przecznicę dalej, to jeszcze nie raz wracał tymi chodnikami po imprezach. Za kółko nigdy nie wsiadł pijany, za bardzo byłoby mu żal samochodu, który kosztował ojca naprawdę niemało.
– Upust? – Kenneth uniósł brew. Lubił te słowne przepychanki z O'Connerem. Chyba z nikim innym nie rozmawiał w taki sposób. – Ile? Osiem procent? Osiemdziesiąt?
Eliot rozejrzał się uważnie dookoła, kiedy skręcili w mniejszą uliczkę. Tu akurat byli sami, wyciągnął rękę i szybko klepnął Johnsona lekko w krocze.
– Chciałbyś, tylko osiem – powiedział rozbawiony.
– A nie osiemdziesiąt? Mierzone miarą satysfakcji – zamruczał Kenneth, uśmiechając się pod nosem z zadowoleniem. – Gdzie teraz? – Stanął na skrzyżowaniu i spojrzał w obie strony ulicy.
– Prosto, panie satysfakcjo – odpowiedział wesoło Eliot. – A jaka jest miara eksploatacji? – zapytał, zerkając kątem oka na Johnsona.
Kenneth zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. Poszedł w kierunku, który wskazał mu Eliot, jeszcze raz sprawdzając, czy ulica była pusta. Przeszli przez pasy i znaleźli się na ulicy, którą obaj kojarzyli.
– Pytasz o to, ile szczęścia mogę ci zapewnić? – zapytał ostrożnie, nie wiedząc dokładnie, o co chodziło temu arogantowi, jak nazwał go z rozbawieniem w myślach.
– Pytam o to, jak bardzo osoba przyjmująca osiem cali będzie musiała się poświęcić – powiedział wesoło, już teraz czując, że ta impreza będzie świetna. Kenneth wprawił go w naprawdę dobry nastrój.
– Będę ją musiał dobrze przygotować – zauważył i zmarszczył jak zwykle brwi, a gdy w końcu spojrzał na O'Connera, z jego spojrzenia można było jasno odczytać, że teraz wszystko sobie wizualizował. Uśmiechnął się lekko, w tym momencie przypominając niegrzecznego chłopca. – A później, nawet jak ktoś nie jest wprawiony – dodał, mając na myśli Eliota – wszystkiego go nauczę. Wszystkiego – powtórzył i musiał odwrócić wzrok, bo najchętniej pocałowałby O'Connera, a później kazał mu się zaprowadzić do jego mieszkania i z całej imprezy byłyby nici.
Eliot aż przełknął ślinę, zrobiło mu się gorąco, mimowolnie rozejrzał się dookoła, czy ktoś mógłby ich usłyszeć. To było... cholera, seksowne, pomyślał, naciągając bardziej kurtkę, jednak nie mógł okryć nią swojego krocza.
– Szybciej Johnson, bo przez ciebie się spóźnimy – prychnął, chcąc szybko zmienić temat. Nie mogli o takich rzeczach gadać na imprezie, a jeżeli już, to bardzo cicho i dyskretnie.
– A co, już cię świerzbi, żeby coś wypić? – Kenneth zaśmiał się cicho i pchnął Eliota ramieniem tak, że ten zboczył z drogi. – Bo ja mam ochotę na wiele innych rzeczy.
– Na to musisz sobie zasłużyć! – prychnął Eliot, ale mimowolnie się uśmiechnął, bo przy Kennecie długo nie potrafił być poważny. – Postaraj się, a nie, myślisz, że wszystko podadzą ci na tacy.
Johnson ugryzł się w język, zanim nie rzucił, że geje zwykle [i]wykładali mu wszystko na tacy. Westchnął ciężko, uznając, że to byłoby całkiem ciekawe. Przecież i tak nie musiałby się tak długo starać.
– A jak się postaram, to chociaż ładnie się wyłożysz na tej tacy? – Nie mógł się powstrzymać przed zapytaniem o to.
Eliotowi na to pytanie zrobiło się goręcej, aż wziął głęboki oddech, myśląc o wszystkich najobrzydliwszych rzeczach, jakie mu w tamtej chwili przychodziły do głowy. Kenneth był niemożliwy.
– Z kwiatkiem w dupie dla ozdoby, jeżeli sobie tego życzysz, skarbie – odpowiedział, chcąc to wszystko jak najszybciej obrócić w żart. Bo jeżeli będą tak flirtować, to na pewno nic dobrego się nie stanie... albo raczej właśnie stanie – jego penis w spodniach.
– Lepiej z wisienką. – Kenneth zaśmiał się, ale musieli zmienić temat rozmowy, bo właśnie weszli w alejkę, na której znajdowała się masa ludzi stojących w kolejce do klubów. Eliot poinformował go, że w następnej przecznicy skręcą w boczną uliczkę i pójdą na skróty do domu Richarda. Dalsza droga minęła im na aluzjach, od których O'Conner starał się uciec za wszelką siłę. Zaczął się bać, jak będzie wyglądać ta impreza, naszły go nawet myśli, że zaproszenie Kennetha wcale nie było takim dobrym pomysłem. Może i faktycznie na domówce nie miało być zbyt wielu jego znajomych, ale mimo wszystko nie chciał, by ktoś sobie coś pomyślał.
– Słuchaj... moi znajomi nie wiedzą, okej? – przerwał nagle ich słowne przepychanki i zerknął na Kennetha, kiedy stanęli pod bramą wąskiego, ale wysokiego domu ze spadzistym dachem.
– Nie wiedzą o...? – Kenneth spojrzał na niego, marszcząc brwi. – O mnie, o tobie?
Eliot zwilżył wargi, nie wiedząc, jak to wszystko powiedzieć Kennethowi.
– Że ja coś... z facetem – mruknął i odwrócił wzrok.
– Że jesteś gejem, tak? Spoko, nie powiem. Nie każdy musi przecież wiedzieć, że wolisz kutasy. – Kenneth wzruszył ramionami, trochę zdziwiony takim zachowaniem Eliota. Myślał, że będzie do tego wszystkiego trochę inaczej podchodził.
O'Conner zmarszczył brwi, nie podobało mu się nazywanie go homoseksualistą, przecież nim, do cholery, nie był. Sypiał z laskami.
– Nie jestem gejem – prychnął, nie mogąc się powstrzymać.
– To bi? – Johnson akurat nie był w tych sprawach drażliwy, więc tylko spojrzał krótko na Eliota, a później przeniósł wzrok na dom. – Dasz mu jakoś znać, że już jesteśmy? – zapytał w końcu zdezorientowany bezczynnością kumpla.
O'Conner szybko się otrząsnął i wcisnął guzik na domofonie, po czym chrząknął dość nerwowo, zerkając to na Kennetha, to na wejście do domu. Musiał zadzwonić jeszcze trzy razy i gdy już miał wyciągnąć telefon, drewniane drzwi otworzyły się, a na werandzie stanął trochę nietrzeźwy gospodarz.   

8 komentarzy:

  1. Od trzech rozdziałów czekam na impreze i co poczekam jeszcze jeden. Super.

    Rozdzialik krótki ale miło się czytało...macie juz moze oszacowaną liczbe rozdziałów do wydania? Jestem ciekawa jak długo clash bedzie nam towarzyszył.

    Co do fabuły to teraz juz sama nie wiem co będzie dalej, jak potoczy się ich znajomosc...z ciekawością poczytam następne.

    Pozdrawiam i weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mamy pojęcia ile jeszcze, ale z pewnością dopiero jesteśmy gdzieś na samym początku. ;)

      Usuń
  2. Eliot to chyb trochę zazdrosny o Kennetha jest albo zaborczy ;p i modniś z niego no ale i tak go lubię. Taki paniczyk co mu wszystko wolno i wszystko ma być tak jak on chcę :) heh za to Kenneth ma z niego niezły ubaw. Coś mi się zdaje , że ten rum na dobrze Eliotowi nie wyjdzie ,będzie hafcik zamiast gorącej i upojnej nocy ;p jestem ciekawa co tam chłopaki odwalą na imprezie.
    Pozdrawiam i weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że trochę się opuściłyście przez nowe opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwszy raz rzucam komcia - niezbyt eleganckie korzystać z Waszej pracy i nie zostawiać śladu. Zależy mi, żebyście czuły się zmotywowane. Dobra motywacja = świetne opowiadania :) Heh jak to ugryziecie - tych dwóch się fajnie ze sobą dogaduje, ale w seksie to Derek lepiej się uzupełnia z Kennethem;) Poczekam co tam wykombinujecie. Dzięki i weny, weny, weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mimo że rozdział krótki to mi się podobał. Fajnie się dogadują, tylko czekać jak potoczy się impreza i co z niej wyniknie ^^ oby jakaś akcja :D Pozdrawiam i weny

    OdpowiedzUsuń
  6. :) Wasze opowiadanie miło nastraja mnie na resztę dnia, uwielbiam to uczucie, gdy wchodzę po dwóch dniach, a tu nowy rozdział. Czekam, chcę wiedzieć co się wydarzy na tej imprezie, oby było ostro ;). :P Weny!

    OdpowiedzUsuń