sobota, 26 grudnia 2015

6. Świadomość

W ostatni dzień świąt mamy dla was trzecią publikację. 
Tym razem Polsko, bo dodajemy kolejny rozdział Świadomości
Mamy nadzieję, że święta minęły Wam spokojnie i radośnie, święty Mikołaj spisał się z prezentami, a brzuchy nie bolały od przejedzenia :)

Zapraszamy do czytania i komentowania. 


Rozdział 6


Niedziela, 31 maja 2015 roku

Koniec wieczoru nadszedł zbyt szybko. Wrócili zmęczeni po spacerze. Albert nie myślał o niczym innym, tylko o śnie, ale wiedział, że gdyby od razu poszedł spać, wzbudziłby tylko podejrzenia Maksa. Wolał więc z nim posiedzieć, udając, że interesuje go telewizja, którą wspólnie oglądali. Siedzieli w salonie, a Lewiatan leżał przy nich, powoli zasypiając.

– Idziemy się kąpać? – zapytał Maks, podnosząc się, gdy głupkowaty program, który oglądali, wreszcie dobiegł końca.
– Razem? – zapytał Albert, już znając tę minę. Maks miał ochotę na seks, a on nie wiedział, czy w takim stanie podoła temu zadaniu. Dwie godziny temu wziął tabletkę i znowu czuł się otępiały. Może to przez nią tak potwornie chciało mu się spać?
– Mhm, zaoszczędzimy wodę – rzucił Maks i uśmiechnął się z zadowoleniem dla swojego pomysłu. – Idziesz?
– Maks ekonomista – zaśmiał się, ale wstał. Nie chciał zawieść partnera, bo już od jakiegoś czasu unikał seksu. Wiedział, że Maks miał swoje potrzeby, a on musiał je zaspokajać, żeby nie okazało się, że kochanek znalazłby sobie kogoś innego z frustracji. Ufał mu, ale każdy przecież potrzebował seksu. W końcu coś by w Maksie pękło, nawet gdyby nie był w pełni świadomy swojego zachowania po alkoholu, na jednym z koncertów. Albert bał się, że kochanek właśnie w taki sposób będzie odreagowywał.
Maks rzucił mu jeszcze jeden ze swoich pełnych zadowolenia uśmiechów, po czym razem ruszyli do łazienki. Gdy się w niej znaleźli, Jabłoński od razu przysunął się do swojego partnera i objął go w pasie.
– Może powinniśmy wyjechać gdzieś na wakacje? – zapytał, doskonale jednak zdając sobie sprawę z tego, że na żadne takie wyjazdy nie mieli teraz pieniędzy. Wszystkie swoje oszczędności musieli przeznaczyć na dom, który w końcu chcieli wyremontować.
– Może w przyszłe lato, hm? Albo ewentualnie we wrześniu, jakbym dostał premię. Możemy wyjechać na kilka dni, jeżeli chcesz.
– Mhm, przydałoby się nam – odparł Maks, powoli rozpinając koszulę kochanka. Uśmiechnął się, kiedy rozsunął poły ubrania i dostrzegł w słabym świetle łazienkowej lampy chudą, zapadniętą klatkę piersiową. – Musisz więcej jeść – powiedział, po czym pochylił się, by pocałować go na wysokości mostka.
Z ust Alberta wyrwał się cichy jęk. Dotyk był przyjemny – ciepły i wilgotny, pełny czułości i nawet jeżeli nie miał ochoty na seks, czuł, że zaraz i tak się rozbudzi, pod dłońmi i ustami Maksa. Pod jego niskim, ochrypłym głosem, który przecież zawsze na niego działał.
Maks odsunął się, ale tylko dlatego, żeby do końca ściągnąć z partnera jego koszulę. Nie przejął się, że ta opadła na kafelki. Sam zaczął szybko zdejmować swój t-shirt, a później zabrał się za rozpinanie paska u spodni. Był trochę lepiej zbudowany od Alberta, który przez ostatnie dni stracił jeszcze bardziej na wadze. Teraz, przy wychudzonym Minierskim, prezentował się jak dobrze zbudowany facet, co tak naprawdę niestety niewiele miało wspólnego z prawdą. Maks też był szczupły, żebra przebijały mu przez skórę, tak samo jak i obojczyki, jednak to Albert wyglądał na tego niedożywionego.
Minierski przysunął się do kochanka i objął go powoli wokół szyi. Przycisnął swojego usta do jego wąskich warg i zamknął oczy, zaczynając się z nim wolno całować. Wiedział, że był trochę nieporadny. Jak zwykle zresztą, co nieraz powtarzał mu Maks. Uznawał to nie tylko za zabawne, ale i w pewien sposób urzekające. Mimo swoich dwudziestu ośmiu lat, Albert często zachowywał się jak nastolatek, jak twierdził Jabłoński.
Poczuł ramiona oplatające go w pasie i przyciskające do ciepłego torsu Maksymiliana, który zakleszczył go niemal w żelaznym uścisku, zupełnie jakby bał się, że Albert zaraz się odwróci i go zostawi w łazience. Uwielbiał te momenty zapomnienia, kiedy po prostu mógł zająć się Minierskim i nie myśleć o tym, co przez całe dnie ich trapiło. O traumie Alberta i niesmaku Maksa do tego domu. Przez chwilę znowu mogło być jak dawniej, zupełnie jak wtedy, kiedy się do siebie docierali.
Ściągnęli z siebie resztę ubrań i Maks odkręcił w końcu wodę pod prysznicem, od razu ustawiając kurek tak, żeby zaczęła lecieć letnia. Odczekali chwilę, aż strumień się ogrzeje, a ten czas przeznaczyli na całowanie się. Albert czuł ręce kochanka błądzące po jego ciele – badające wystające kości żeber, w końcu schodzące na podbrzusze i wreszcie na pośladki, na których zacisnął palce. Albert nie mógł powstrzymać dreszczu na ten gest. Przycisnął się bardziej do Maksa, z uśmiechem zdając sobie sprawę, że zaczynał się podniecać. Krew zaczynała spływać mu do krocza i otarł się penisem o męskość Maksa, na co Jabłoński aż zamruczał z uznaniem. Tego mu brakowało.
Weszli pod prysznic, a Maks od razu pchnął kochanka na ścianę. Lubił dominować w seksie, czemu Albert często się poddawał. Czuł, jak dłoń kochanka zagarnia jego penisa, jak powoli, ale stanowczo zaczyna go masturbować. Penis twardniał, ale wciąż wydawał się żenująco miękki. Mijały kolejne chwile, podczas których Maks próbował doprowadzić partnera do całkowitego podniecenia.
– Maks, może teraz ja? – zapytał Minierski nerwowo, starając się odciągnąć od siebie kochanka. Przez rosnące zdenerwowanie, jeszcze trudniej było mu się skupić.
– Mhm – zamruczał Maks, postanawiając dać mu wolną rękę. Odsunął się od niego i jeszcze odgarnął mu mokre kosmyki z czoła.
Albert uśmiechnął się nerwowo i oparł na kolana. Woda lała mu się na twarz, ale starał się nie zwracać na to uwagi. Spojrzał na krocze Maksa, uśmiechając się lekko gdy spojrzał na półtwardego, zaróżowionego członka. Podbrzusze pokrywały czarne, miękkie włoski, które potarł palcami, wiedząc, że kochanek lubił, gdy najpierw zajmował się wszystkim oprócz jego penisa.
Maks w odpowiedzi westchnął ciężko, z przyjemnością i oparł się o kafelki. Spojrzał w dół, na kochanka i uśmiechnął się, widząc jego piegowatą twarz tuż przy swoim kroczu. Zdawał sobie sprawę, że z boku pewnie już nie wyglądali tak erotycznie, jak im się zdawało. Byli szczupli, niezbyt wymiarowi, z pewnością nie prezentowali się jak para żywcem wyciągnięta z filmu dla dorosłych.
– O czym myślisz? – zapytał Albert, masując wnętrze ud kochanka. Chciał, żeby Maks sam się nakręcił, gdyby on nie dał rady go podniecić. Coraz częściej bał się, że nie będzie potrafił tego zrobić.
– O tobie – odpowiedział i uśmiechnął się do niego szeroko. – Że cholernie seksownie wyglądasz tam na dole.
Kącik ust Alberta drgnął, ale przez strumień wody zalewający jego twarz, Maks nie mógł tego dostrzec. Zamknął oczy i odetchnął, gdy kochanek w końcu sięgnął po jego penisa i zsunął napletek. Zamruczał z uznaniem, ale zaraz wydał z siebie cichy okrzyk, gdy Albert bardzo delikatnie zahaczył zębami o główkę penisa.
Uwielbiał to. Nawet jeżeli Albert nie był najlepszym kochankiem, z jakim spał i który zadowalał go ustami, to i tak za nic nie zamieniłby teraz Minierskiego na kogokolwiek innego. Może i czasem ich seks był nieporadny, ale to się nie liczyło, bo przecież ważniejsze od idealnego zbliżenia było bycie podczas niego sobą. I nawet jeżeli, tak jak teraz, Albert dość nieumiejętnie zassał się na jego penisie, to nie miało to najmniejszego znaczenia.
– Rany – sapnął, czując, jak drżą mu nogi. Dawno już tego nie robili, a od dwóch dni nawet nie pomagał sobie ręką, tak jak to robił zawsze po porannym wzwodzie, kiedy zamykał się sam na sam w łazience. Wiedział, że orgazm będzie spory.
Albert oddychał z trudem przez nos, mając zamknięte oczy. On nie czuł z tego żadnej przyjemności, ale i tak chciał to zrobić, właśnie dla Maksa. Zaczął masować bok jego ciała, poruszając szybko głową. Czuł, że kochanek był już blisko.
– A ty? – sapnął Maks, wiedząc, że zaraz dojdzie. Nim weszli pod prysznic, myślał, że ich zbliżenie potoczy się trochę inaczej... ale usta tez były dobrą opcją.
– Najpierw ty – mruknął Albert, kiedy wyciągnął penisa z ust i zaczął masturbować go ręką. Wiedział, że on nie da rady dzisiaj dojść, więc wolał, żeby Maks osiągnął orgazm bez martwienia się o niego. Wreszcie doszedł, rozlewając się w dłoni kochanka i opryskując mu twarz. Spojrzał w dół, na partnera, który zaczął ścierać spermę z policzka, na ten widok aż się roześmiał. Ukucnął i spojrzał Albertowi w oczy, po czym pochylił się i liznął jego brodę, na której wciąż znajdowała się biaława kropla.
Albert zaśmiał się i przechylił głowę tak, żeby pocałować Maksa. To akurat zawsze sprawiało mu przyjemność.
– Kończymy i idziemy do sypialni? – zapytał cicho, obejmując go ramieniem za szyję. Przechylił się tak, żeby nie być pod strumieniem wody.
– Jeszcze ty – powiedział z zadowoleniem Maks i sięgnął między jego nogi, ale nagle zrozumiał, że właściwie nie miał co kończyć. Albert nie był podniecony. Na jego twarzy momentalnie pojawił się wyraz zdumienia, a później coś na kształt zawodu. – Ty nie...?
– Jestem zmęczony. To przez leki – wytłumaczył szybko Albert, wstając. Na twarz wstąpił mu rumieniec wstydu. Wiedział, że Maks oczekiwał czegoś innego. Chciał się z nim kochać, a nie strzepać ręką, jakby byli jakimiś nastolatkami.
Jabłoński spojrzał na niego z dołu, a następnie powoli się podniósł.
– Wiesz, że nie musiałeś? – zapytał. – Mogłeś mi powiedzieć, że nie masz siły, cholera – warknął i nerwowym gestem przeczesał swoje czarne włosy. – Czuję się teraz tak, jakbym cię wykorzystał.
– Jakbym nie chciał, nic bym nie zrobił – wytłumaczył się Albert, mając nadzieję, że Maks nie dostrzeże jego rumieńca. Przez tę rozmowę zaczął się jeszcze bardziej denerwować. – Daj spokój, Maks. Kąpmy się i... no chodźmy spać, co? Jutro mam pracę.
Jabłoński w odpowiedzi westchnął ciężko i zerknął na Alberta z poczuciem winy. Nic jednak nie powiedział, sięgnął tylko po żel i zaczął namydlać swoje ciało. Był zły nie na kochanka, ale na siebie, za swój nacisk. Do cholery, przecież wiedział, ze jego partner źle się czuł, dał mu się jednak zwieść, nabrał się na jego udawane żwawe ruchy, na jego uśmiech, sugerujący, że już wszystko było dobrze. Zapomniał jednak, że Albert był świetnym aktorem, a on nie od razu nauczył się wyczuwać u niego kłamstwo.

*

Maks, gdy już leżeli w łóżku, zaczął się zastanawiać, jak powinien pomóc Albertowi. Nie chciał, żeby mieli takie problemy. Minierski już dawno powinien zostawić za sobą przeszłość i spróbować żyć normalnie. Bez zadręczania się i szargania sobie nerwów na domysłach, co by było gdyby...
Przewrócił się na bok i spojrzał na profil kochanka. Słyszał jego równomierny oddech świadczący o tym, że Albert spał. Nie chciał go budzić, chociaż akurat w tym momencie miał ochotę przytulić się do niego. Nic jednak nie zrobił, wciąż tylko wpatrywał się w jego spokojną twarz. Lubił obserwować partnera podczas snu, do czego nigdy mu się nie przyznał. Albert pewnie by się zawstydził, pomyślał z lekkim uśmiechem na ustach, kiedy uniósł się na ramieniu, by móc przyjrzeć mu się jeszcze dokładniej. Jego lekko rozchylonym wargom i drgającym powiekom. Gdyby mógł... – pomyślał, nie odrywając od Alberta spojrzenia – gdyby tylko mógł, z pewnością zmieniłby przeszłość. Przez to co się wydarzyło, normalne funkcjonowanie ich związku zostało zaburzone. Wcześniej miał nadzieję, że ten dom im pomoże, ale było odwrotnie.
Może dlatego, że to miejsce miało już swoją historię? Nie było tylko pustymi ścianami bez wspomnień. W każdym pokoju coś się kryło, coś, czego nie mogli zamazać samą swoją obecnością.
Jego myśli, jakoś tak bezwiednie, ale za to niezwykle płynnie, przeszły z tematu domu, do tego, co mówił mu dzisiaj Albert, czyli do wizyty sąsiada. Chyba pamiętał go z dzieciństwa. Wiedział, że ktoś był, że jego ojciec nawet go lubił, jednak nie potrafił przywołać sobie obrazu twarzy tego mężczyzny. Ze wspomnieniami z okresu szczeniackiego tak już jest, że czasem wiele wydarzeń i postaci zlewało się w jedno, tworząc ciężką do rozpoznania masę.
Zastanawiało go tylko jedno – dlaczego obcy mężczyzna wspomniał o jego babce? Dlaczego, do cholery, kobieta, która umarła kilkanaście lat temu, wciąż była obecna w jego życiu? Dlaczego nawet głupi sąsiad o niej pamiętał i ją wspominał? Kim takim była ta stara baba, by tak ją rozpamiętywać?
Wciąż czyścili dom z jej katolickich naleciałości, z jej zgorzkniałej wiary w to, że relikty świętych jakkolwiek pomogą.
Maks był już zmęczony, gdy przypominał sobie kolejne fragmenty swojego dzieciństwa, a gdy zaczął myśleć o swojej mamie, nawet nie wiedział kiedy zasnął.

Siedzi w salonie, przed telewizorem. Jest dosyć ciemno, słońce powoli chyli się ku zachodowi, dni stają się coraz krótsze, ma coraz mniej czasu na zabawę. Właśnie dlatego nie lubi zimy, nawet jeżeli są święta, a święta przecież uwielbia. Jego wzrok odrywa się od wypukłego ekranu, na którym przewijają się kolejne obrazy przygód Kaczora Donalda i pada na stół. Leży na nim duży – za duży jak mu się wydaje – drewniany różaniec. Paciorki wydają się wielkie, bardzo nieporęczne. Sięga po niego, by im się bardziej przyjrzeć. Robi to z nudów, w końcu ten odcinek bajki już oglądał, wie, że zaraz Kaczor Donald zgubi prezent dla Daisy i że przyjdzie na jej urodziny z pustymi rękami.
– Co to robisz, baciarzu1? – słyszy krzyk swojej babci i momentalnie zostawia różaniec. Ogląda się na drzwi. Kobieta stoi w nich przygarbiona, a jej posępna twarz ściąga się w gniewie, uwydatniając jeszcze więcej zmarszczek. Wygląda strasznie, jak zwykle zresztą, z pożółkłymi gałkami ocznymi, w tych swoich starych, wyciągniętych i śmierdzących naftaliną ubraniach.
– N-nic – zająkuje się, szybko odsuwając się na drugi koniec kanapy. Patrzy na nią szeroko otwartymi oczami, w myślach powtarzając sobie: „idź już, idź, idź”. Cały czas stara się jej unikać, boi się jej i tylko przy mamie czuje się bezpieczny. Ale mamy tu nie ma, jest w sklepie, wróci za pół godziny.
– Tyle razów mówiłam, żebyś nie dotykał moich różańców brudnymi paluchami! – krzyczy na niego, zabierając różaniec, żeby wytrzeć go o materiał spódnicy.
– Prze-przepraszam – mówi z trudem i ma ochotę się rozpłakać. Powstrzymuje jednak cisnące mu się do oczu łzy. Patrzy na babcię z przerażeniem, czując jak serce łomocze mu w piersi ze strachu. Nic przecież nie zrobił! Wziął tylko różaniec! Tylko go obejrzał! Nic nie popsuł!

Nagle obudził się, a jego głośny, świszczący oddech odbijał się od ścian sypialni. Albert spał do niego odwrócony plecami, niczego nieświadomy. Maks był cały spocony i napięcie wciąż z niego nie opadło, gdy powoli zaczynał sobie uświadamiać, że to był tylko sen. Nawet nie koszmar, bo babcia przecież tylko na niego krzyczała, tylko... Zamarł, gdy usłyszał trzask, a później skrzypienie na korytarzu. Jego dłoń mimowolnie zacisnęła się na kołdrze, a wzrok z przestrachem spoczął na zamkniętych drzwiach od ich sypialni. Powinien wstać i sprawdzić, pomyślał, jednak nie wykonał żadnego ruchu, miał ochotę nakryć się pierzyną po same uszy, jak dzieciak i mieć nadzieję, że to tylko jego wyobraźnia.
– Co się stało? – usłyszał obok głos Alberta. Kochanek patrzył na niego w ciemności, obserwował go z uwagą i napięciem.
Maks prawie podskoczył i obejrzał się na Minierskiego z szeroko otwartymi oczami.
– Nie śpisz? – wycedził. Przez chwilę znów poczuł się jak wystraszony, ośmioletni chłopczyk.
– Nie, obudziłem się i... – Zmarszczył brwi i zamilkł, wsłuchując się w ciemność. Dopiero po chwili się zreflektował. – Czemu nie śpisz?
– Po prostu... – Maks przełknął i położył się przy Albercie. – Miałem głupi sen – powiedział, starając się uspokoić.
– Jaki? – zapytał Albert i wyciągnął rękę, żeby dotknąć policzka partnera. Cisza, która ich otaczała i ciemność nocy, zapach snu, sprawiały, że Albert poczuł przyjemne napięcie, dziwne wibracje w ciele, gdy uświadomił sobie jak intymna była ta sytuacja. Teraz poczuł, że mógłby się nawet kochać z Maksem.
– Nie pamiętam – mruknął, nie chcąc wdawać się w szczegóły i przypominać sobie tamtego snu. Dość już miał wspominania babci, chciał o niej zapomnieć, chciał, by ta kobieta umarła całkowicie, a nie żyła w jego głowie, co rusz mu przypominając, jak bardzo bał się jej jako ośmiolatek. – Wiem tylko, że był głupi – powiedział i uśmiechnął się lekko w ciemności. – Przepraszam, że cię obudziłem.
– Nie obudziłeś mnie – wyjaśnił od razu mężczyzna, nie będąc do końca pewny, dlaczego się ocknął ze snu, ale na pewno nie przez kochanka. Nie czuł jego ruchu ani głosu.
Maks zerknął na niego, ale nic nie powiedział, tylko przesunął się bardziej na stronę Alberta, prosto w ciepło bijące od jego ciała pod kołdrą. Nic nie mówił, czasem milczenie było najlepszym wyjściem, czasem po prostu nie było sensu wypowiadać czegoś na głos, bo potrafili już się przecież zrozumieć bez słów. Wychylił się i pocałował lekko jego nagie ramię, starając się uspokoić... Musiał to zrobić, bo w końcu zwariuje.
– Ja też nie pamiętam, co mi się śniło – szepnął Albert, uśmiechając się lekko. Objął Maksa i wsunął nos w jego włosy. Wdychał ich ziołowy, świeży zapach. Wciąż były trochę wilgotne.
Na twarzy Maksa pojawił się spokojny uśmiech, zdał sobie sprawę, że tylko w ramionach Alberta, tych wątłych, chudych rękach, czuł się tak, jak powinien. Na swoim miejscu.
– Śpijmy – mruknął, ani na chwilę się od niego nie odsuwając. – Dobranoc.

*

Poniedziałek, 1 czerwca 2015

Maks, nie wiedzieć dlaczego, obudził się przed Albertem, co dla nich było pewnego typu nowością, bo Jabłoński zawsze lubił sobie pospać. I na pewno nie wstawał przed szóstą, czyli przed budzikiem swojego partnera. Tego ranka jednak było inaczej, źle mu się spało, całą noc się budził i przez męczące go sny, czuł się tylko bardziej zmęczony. Już nie pamiętał, co dokładnie mu się śniło, ale na pewno pogorszyło mu to humor na cały poranek. Może gdy zje i napije się kawy, zapomni o nocnych marach i zajmie się tym, co dzisiaj powinien zrobić?
Ostrożnie zszedł z łóżka, zabierając ze sobą komórkę. Sprawdził godzinę, gdy wychodził na korytarz i zauważył, że ktoś do niego dzwonił. Zanim jednak wszedł w historię połączeń, drgnął, gdy poczuł na policzku chłodny powiew. Obejrzał się za siebie, ale zobaczył tylko pusty korytarz. Aż przeklął pod nosem, pokręcił głową i zszedł na dół, przez tę noc był naprawdę rozdrażniony.
Lewiatan, gdy tylko usłyszał kroki na schodach, podniósł się i stanął u ich podnóża, wyczekując swojego pana.
– Hej – rzucił Maks z lekkim uśmiechem, po czym pogłaskał go lekko za uchem. Ruszył w kierunku salonu, skąd wypuścił zwierzę na ogród. Przyjrzał się uważnie, czy na ich posesji nie kręcił się ten wścibski sąsiad, po czym skierował się do kuchni. W międzyczasie zerknął na telefon. Dzwonił do niego jakiś numer zastrzeżony, więc podejrzewał, że ktoś się po prostu pomylił.
Chciał poprawić Albertowi nastrój i zrobić mu śniadanie do łóżka. Może dzięki temu jego partner zdoła się odprężyć. Gdy wszedł do pomieszczenia, skierował się do lodówki, żeby wyciągnąć z niej wszystkie potrzebne produkty, ale zatrzymał się, gdy jego uwagę przykuł strzępek papieru znajdujący się na stole. Aż zamarł, ale wreszcie ruszył do mebla i wyciągnął lekko drżącą dłoń.
To była fotografia, stara, pożółkła fotografia do dokumentów. Znajdowała się na nich młoda kobieta. Maks nie potrafił dokładnie określić wieku, ale podejrzewał, że nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia pięć lat. Miała czarne włosy spięte w elegancki kok, ciemne usta i przeszywające spojrzenie, które coś mu przypominało. Ta kobieta była jego babcią.
Aż przełknął ślinę, zaczynając gorączkowo się zastanawiać, co to zdjęcie tu robiło. Kto je, do cholery, przyniósł!? Odwrócił fotografię i dostrzegł z drugiej strony jakieś zdanie zapisane starannym pismem.
Módlmy się za tych, którzy nie mają grobu swych dzieci, aby odnaleźli spokój duszy.”
Maks wpatrywał się w nie tępym wzrokiem, licząc na to, że zaraz zniknie. Co to znaczyło? Dlaczego jego babcia albo ktokolwiek inny miał napisać coś takiego na odwrocie tego zdjęcia? Przeszedł go zimny dreszcz, gdy znowu odwrócił fotografię i spojrzał na wizerunek matki swojego ojca. Była przerażająca, nawet jako młoda kobieta, stwierdził bez wątpliwości i podszedł do zlewu. Nie będzie tutaj trzymał takich zdjęć. Spali je. Tylko, do cholery, kto je tu przyniósł? Albert? Ale skąd by je wziął i dlaczego miałby je kłaść na stole? Może je znalazł w jakimś z rodzinnych albumów i chciał mu fotografię pokazać ze względu na napis?
Nie zastanawiając się więcej, złapał za podpałkę do pieca gazowego i już po chwili przyłożył ogień do koniuszka zdjęcia. Patrzył, jak gorący, pomarańczowy płomień zaczyna trawić fotografię i zmienia kolor na niebieski.
Dopiero wtedy poczuł się lepiej. Już żadnych takich zdjęć, musi o tym zapomnieć. Zrobił śniadanie dla siebie i Alberta. Jajecznicę, tosty i przygotował jeszcze serek wiejski. Kawę nalał do dwóch kubków i położywszy wszystko na wielkiej tacy, skierował się na górę.
Nie rozglądał się już dookoła, szybko ruszył do sypialni, nie chcąc nawet myśleć o tym zdjęciu chociaż... chociaż może powinien wypytać o nie Alberta?
– O, wstałeś – powiedział, widząc jak jego kochanek się przebudza. Położył tacę w nogach łóżka a sam pochylił się do Alberta i pocałował go w policzek. – Dzień dobry.
– Dzień dobry. – Albert spojrzał na niego najpierw zdziwiony, a dopiero później na jego twarzy pojawiło się zaniepokojenie. Maks nie wstawał wcześniej. – Nie mogłeś spać? – zapytał, a kolejny szok przyszedł w momencie, gdy zobaczył, że Jabłoński zrobił śniadanie. – Zapomniałem o czymś?! – zaniepokoił się, bojąc się, że pominął jakąś ważną rocznicę.
Maks zaśmiał się, widząc jego zmieszanie. Pokręcił głową.
– To już nie mogę zrobić ci śniadania rano?! – wytknął mu i sięgnął po tacę. – To z żadnej okazji, po prostu chciałem – mruknął, czując się trochę niepewnie. Lubił robić Albertowi takie niespodzianki, przygotowywanie mu jedzenia do pracy także mu nie przeszkadzało, czasem jednak zdawał sobie sprawę, jaki był kiedyś... a kiedyś z pewnością nie przynosiłby swojemu facetowi (mężowi, jak czasem go nazywał w myślach) kawy do łóżka. To przy Albercie tak zmiękł.
Albert zaczerwienił się lekko, ale odpowiedział na jego słowa uśmiechem.
– Dzięki – rzucił i odebrał od Alberta talerz. Wygładzili kołdrę, żeby położyć tacę między nimi. – Mam nadzieje, że kawa się nie rozleje – dodał i zdecydował, że lepiej będzie, gdy odłożą ją na szafki nocne. – Dobre – przyznał, gdy spróbował jajecznicy. Maks robił świetną jajecznicę, chociaż czasem zdarzały mu się wpadki z przypaloną cebulą albo zbyt mocno ściętymi jajkami.
– Cieszę się – powiedział i uśmiechnął się do Alberta, patrząc jak ten je ze smakiem. Dawno już tak nie było, Albertowi wciąż brakowało apetytu. – A... znalazłeś gdzieś jakąś fotografię? – postanowił zapytać.
Albert odłożył z brzękiem sztućce i odetchnął ciężko.
– O czym zapomniałem? Maks, naprawdę, powiedz mi. Przepraszam – jęknął, denerwując się, bo już był pewny, że przegapił jakąś rocznicę. Maks zrobił mu niespodziankę, a on nawet nie znalazł jakiegoś zdjęcia, które partner dla nich przygotował!
Maks odetchnął ciężko.
– Nie o to chodzi – powiedział i wydął wargi. – Rano jak zszedłem na dół, na stole leżało stare zdjęcie mojej babci – wyjaśnił dość nerwowo, zerkając od czasu do czasu na partnera. – I po prostu zastanawiam się, skąd ono się tam wzięło.
– Stare zdjęcie... – Albert zmarszczył brwi, analizując informacje. – Nie przypominam sobie, żebym jakieś znalazł.
Po plecach Maksa przebiegł nieprzyjemny dreszcz. On przecież też nic takiego nie znalazł! A już na pewno nie kładł tego na stole w kuchni.
– Mhm – mruknął i popił kawy, zapatrując się na własne nagie kolana pokryte ciemnymi, lekko kręconymi włoskami. – Może ja o czymś zapomniałem – rzucił, nie chcąc denerwować kochanka.
– A może ja o czymś zapomniałem? Wiesz, jaki teraz jestem. Może Lewiatan coś znalazł i przywlókł – rzucił szybko Albert i uśmiechnął się lekko. Nie miał pojęcia, jak to przeklęte zdjęcie znalazło się w kuchni, ale wiedział, jak kochanek reagował na swoją babcię. Obaj chcieli całkowicie wyeliminować ją z tego domu i Albert miał nadzieję, że z czasem zaczną zapominać o tych przeklętych chrześcijańskich reliktach.
– Może – przyznał mu rację, pochylił się i z rozpędu pocałował go w policzek. – A ty jak się dzisiaj czujesz? – zmienił temat, nie chcąc już powracać na tematy babci.
– Chyba okej. Dzisiaj... jest dobrze. – Kiwnął głową i wrócił do jedzenia. Sięgnął po kawę i upił trochę. – Ile mam czasu do pracy? – zapytał i zerknął na swoją komórkę.
– Masz czterdzieści minut – powiedział, zerkając mu przez ramię na wyświetlacz. – Może w tym tygodniu gdzieś wyjdziemy? Do kina? – zaproponował, czując, że powinni coś zrobić razem i nie spędzać wszystkich dni w tym domu.
Albert zgodził się i razem spróbowali uzgodnić najlepszy termin. Później niestety Minierski musiał zbierać się już do pracy i znowu zostawił Maksa samego. W pustym domu, gdzie jedynym jego towarzyszem na najbliższe godziny został Lewiatan.

*

Czwartek, 28 grudnia 1995

Maks siedział przy stole i bawił się samochodzikiem, którego dostał pod choinkę od święteg Mikołaja. Jeździł nim po ceracie, aż tu nagle spowodował wypadek. Auto nie wyrobiło na zakręcie i uderzyło w stojący nieopodal czołg. Rozległ się wielki huk, wybuch płomień, który zaczął trawić oba pojazdy.
– Maksiu, przesuniesz się? – usłyszał głos mamy, przerywający całe makabryczne wydarzenie. – Chcę tu postawić garnek z ziemniakami, idź pobawić się gdzie indziej – poprosiła go.
– Co będzie na obiad? – zapytał i zachichotał, kiedy spojrzał na mamę. Miała policzki ubrudzone mąką.
– Schabowe, kochanie. Dostałam od koleżanki buraki, więc mam nadzieję, że zjesz? – zapytała i uśmiechnęła się do syna, który niechętnie kiwnął głową. – Musisz jeść warzywa, żeby być silny.
– Ale tylko trochę – burknął niezadowolony. – A po obiedzie będę mógł batona? – zapytał z nadzieją.
– A nie chcesz ciasta? Zrobiłam sernik z czekoladą. – Mama uśmiechnęła się, gdy Maks odsunął się, a ona odłożyła ziemniaki na stół. Nagle jednak zadzwonił dzwonek. – Och, wiesz co, to chyba listonosz. Tata czeka na ważną przesyłkę. Zostań tutaj – dodała i wyszła pośpiesznie, żeby otworzyć drzwi. – Mamo, obiad zaraz będzie! – rzuciła jeszcze do babci Maksa, która akurat schodziła ze schodów. Już w kuchni chłopiec usłyszał jej narzekania.
Kobieta weszła do pomieszczenia, podpierając się laską. Rozejrzała się dookoła i skrzywiła, jakby zobaczyła coś bardzo nieprzyjemnego dla oka.
– Coby ta tumanka tyle nawarzyła, a taki bajzel zostawia – zawarczała. – Sam syf! Ta franca wstydu ni ma, ja bym się wstydziła tak wsztko zostawić! – prychała, przesuwając stojące na blacie kuchennym garnki. – Wiejska dziewucha, porządku to za grosz nikt jej nie nauczył – mruczała pod nosem z nienawiścią. – Nie umisz jej pomóc, huncwocie2? Twój tatko jak był już takim wielkim chłopcem jak ty, wszystko mi pomagał, wszystko! – krzyknęła i zakaszlała. – A twoja matka cały czas cię rozpieszcza. Kto to widział, żeby taki chłopak bawił się jeszcze zabawkami! Powinieneś pomagać rodzicom!
Maks popatrzył na nią przerażony. Była wiedźmą! – pojawił się w jego głowie ostrzegający głos. Dlatego cały czas tak mruczała pod nosem, odprawiała wtedy czary! Po jego plecach aż przebiegł nieprzyjemny dreszcz, nie czekając dłużej wstał i pobiegł w kierunku wyjścia, bojąc się, że coś stało się jego mamie. Na pewno rzuciła na nią jakąś klątwę!
Gdy dobiegł do swojej rodzicielki, która właśnie zamykała drzwi za listonoszem, dopadł do niej i przytulił ją mocno.
– Babcia jest wiedźmą! Czarownicą! – krzyknął, a pod jego powiekami zebrały się łzy.

*

1.W gwarze krakowskiej baciarami, nazywa się łobuzów
2. Gwara krakowska: huncwot to łobuz


1 komentarz:

  1. Trzyma w napięciu!

    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy, jestem niezmiernie ciekawa, co było przyczyną śmierci mamy Maksa.

    Pozdrawiam

    RD

    OdpowiedzUsuń