W
ostatni dzień świąt mamy dla was trzecią publikację.
Tym
razem Polsko, bo dodajemy kolejny rozdział Świadomości.
Mamy
nadzieję, że święta minęły Wam spokojnie i radośnie, święty
Mikołaj spisał się z prezentami, a brzuchy nie bolały od przejedzenia :)
Zapraszamy
do czytania i komentowania.
Rozdział
6
Niedziela,
31 maja 2015 roku
Koniec
wieczoru nadszedł zbyt szybko. Wrócili zmęczeni po spacerze.
Albert nie myślał o niczym innym, tylko o śnie, ale wiedział, że
gdyby od razu poszedł spać, wzbudziłby tylko podejrzenia Maksa.
Wolał więc z nim posiedzieć, udając, że interesuje go telewizja,
którą wspólnie oglądali. Siedzieli w salonie, a Lewiatan leżał
przy nich, powoli zasypiając.
– Idziemy
się kąpać? – zapytał Maks, podnosząc się, gdy głupkowaty
program, który oglądali, wreszcie dobiegł końca.
– Razem?
– zapytał Albert, już znając tę minę. Maks miał ochotę na
seks, a on nie wiedział, czy w takim stanie podoła temu zadaniu.
Dwie godziny temu wziął tabletkę i znowu czuł się otępiały.
Może to przez nią tak potwornie chciało mu się spać?
– Mhm,
zaoszczędzimy wodę – rzucił Maks i uśmiechnął się z
zadowoleniem dla swojego pomysłu. – Idziesz?
– Maks
ekonomista – zaśmiał się, ale wstał. Nie chciał zawieść
partnera, bo już od jakiegoś czasu unikał seksu. Wiedział, że
Maks miał swoje potrzeby, a on musiał je zaspokajać, żeby nie
okazało się, że kochanek znalazłby sobie kogoś innego z
frustracji. Ufał mu, ale każdy przecież potrzebował seksu. W
końcu coś by w Maksie pękło, nawet gdyby nie był w pełni
świadomy swojego zachowania po alkoholu, na jednym z koncertów.
Albert bał się, że kochanek właśnie w taki sposób będzie
odreagowywał.
Maks
rzucił mu jeszcze jeden ze swoich pełnych zadowolenia uśmiechów,
po czym razem ruszyli do łazienki. Gdy się w niej znaleźli,
Jabłoński od razu przysunął się do swojego partnera i objął go
w pasie.
– Może
powinniśmy wyjechać gdzieś na wakacje? – zapytał, doskonale
jednak zdając sobie sprawę z tego, że na żadne takie wyjazdy nie
mieli teraz pieniędzy. Wszystkie swoje oszczędności musieli
przeznaczyć na dom, który w końcu chcieli wyremontować.
– Może
w przyszłe lato, hm? Albo ewentualnie we wrześniu, jakbym dostał
premię. Możemy wyjechać na kilka dni, jeżeli chcesz.
– Mhm,
przydałoby się nam – odparł Maks, powoli rozpinając koszulę
kochanka. Uśmiechnął się, kiedy rozsunął poły ubrania i
dostrzegł w słabym świetle łazienkowej lampy chudą, zapadniętą
klatkę piersiową. – Musisz więcej jeść – powiedział, po
czym pochylił się, by pocałować go na wysokości mostka.
Z ust
Alberta wyrwał się cichy jęk. Dotyk był przyjemny – ciepły i
wilgotny, pełny czułości i nawet jeżeli nie miał ochoty na seks,
czuł, że zaraz i tak się rozbudzi, pod dłońmi i ustami Maksa.
Pod jego niskim, ochrypłym głosem, który przecież zawsze na niego
działał.
Maks
odsunął się, ale tylko dlatego, żeby do końca ściągnąć z
partnera jego koszulę. Nie przejął się, że ta opadła na
kafelki. Sam zaczął szybko zdejmować swój t-shirt, a później
zabrał się za rozpinanie paska u spodni. Był trochę lepiej
zbudowany od Alberta, który przez ostatnie dni stracił jeszcze
bardziej na wadze. Teraz, przy wychudzonym Minierskim, prezentował
się jak dobrze zbudowany facet, co tak naprawdę niestety niewiele
miało wspólnego z prawdą. Maks też był szczupły, żebra
przebijały mu przez skórę, tak samo jak i obojczyki, jednak to
Albert wyglądał na tego niedożywionego.
Minierski
przysunął się do kochanka i objął go powoli wokół szyi.
Przycisnął swojego usta do jego wąskich warg i zamknął oczy,
zaczynając się z nim wolno całować. Wiedział, że był trochę
nieporadny. Jak zwykle zresztą, co nieraz powtarzał mu Maks.
Uznawał to nie tylko za zabawne, ale i w pewien sposób urzekające.
Mimo swoich dwudziestu ośmiu lat, Albert często zachowywał się
jak nastolatek, jak twierdził Jabłoński.
Poczuł
ramiona oplatające go w pasie i przyciskające do ciepłego torsu
Maksymiliana, który zakleszczył go niemal w żelaznym uścisku,
zupełnie jakby bał się, że Albert zaraz się odwróci i go
zostawi w łazience. Uwielbiał te momenty zapomnienia, kiedy po
prostu mógł zająć się Minierskim i nie myśleć o tym, co przez
całe dnie ich trapiło. O traumie Alberta i niesmaku Maksa do tego
domu. Przez chwilę znowu mogło być jak dawniej, zupełnie jak
wtedy, kiedy się do siebie docierali.
Ściągnęli
z siebie resztę ubrań i Maks odkręcił w końcu wodę pod
prysznicem, od razu ustawiając kurek tak, żeby zaczęła lecieć
letnia. Odczekali chwilę, aż strumień się ogrzeje, a ten czas
przeznaczyli na całowanie się. Albert czuł ręce kochanka błądzące
po jego ciele – badające wystające kości żeber, w końcu
schodzące na podbrzusze i wreszcie na pośladki, na których
zacisnął palce. Albert nie mógł powstrzymać dreszczu na ten
gest. Przycisnął się bardziej do Maksa, z uśmiechem zdając sobie
sprawę, że zaczynał się podniecać. Krew zaczynała spływać mu
do krocza i otarł się penisem o męskość Maksa, na co Jabłoński
aż zamruczał z uznaniem. Tego mu brakowało.
Weszli
pod prysznic, a Maks od razu pchnął kochanka na ścianę. Lubił
dominować w seksie, czemu Albert często się poddawał. Czuł, jak
dłoń kochanka zagarnia jego penisa, jak powoli, ale stanowczo
zaczyna go masturbować. Penis twardniał, ale wciąż wydawał się
żenująco miękki. Mijały kolejne chwile, podczas których Maks
próbował doprowadzić partnera do całkowitego podniecenia.
– Maks,
może teraz ja? – zapytał Minierski nerwowo, starając się
odciągnąć od siebie kochanka. Przez rosnące zdenerwowanie,
jeszcze trudniej było mu się skupić.
– Mhm
– zamruczał Maks, postanawiając dać mu wolną rękę. Odsunął
się od niego i jeszcze odgarnął mu mokre kosmyki z czoła.
Albert
uśmiechnął się nerwowo i oparł na kolana. Woda lała mu się na
twarz, ale starał się nie zwracać na to uwagi. Spojrzał na krocze
Maksa, uśmiechając się lekko gdy spojrzał na półtwardego,
zaróżowionego członka. Podbrzusze pokrywały czarne, miękkie
włoski, które potarł palcami, wiedząc, że kochanek lubił, gdy
najpierw zajmował się wszystkim oprócz jego penisa.
Maks
w odpowiedzi westchnął ciężko, z przyjemnością i oparł się o
kafelki. Spojrzał w dół, na kochanka i uśmiechnął się, widząc
jego piegowatą twarz tuż przy swoim kroczu. Zdawał sobie sprawę,
że z boku pewnie już nie wyglądali tak erotycznie, jak im się
zdawało. Byli szczupli, niezbyt wymiarowi, z pewnością nie
prezentowali się jak para żywcem wyciągnięta z filmu dla
dorosłych.
– O
czym myślisz? – zapytał Albert, masując wnętrze ud kochanka.
Chciał, żeby Maks sam się nakręcił, gdyby on nie dał rady go
podniecić. Coraz częściej bał się, że nie będzie potrafił
tego zrobić.
– O
tobie – odpowiedział i uśmiechnął się do niego szeroko. – Że
cholernie seksownie wyglądasz tam na dole.
Kącik
ust Alberta drgnął, ale przez strumień wody zalewający jego
twarz, Maks nie mógł tego dostrzec. Zamknął oczy i odetchnął,
gdy kochanek w końcu sięgnął po jego penisa i zsunął napletek.
Zamruczał z uznaniem, ale zaraz wydał z siebie cichy okrzyk, gdy
Albert bardzo delikatnie zahaczył zębami o główkę penisa.
Uwielbiał
to. Nawet jeżeli Albert nie był najlepszym kochankiem, z jakim spał
i który zadowalał go ustami, to i tak za nic nie zamieniłby teraz
Minierskiego na kogokolwiek innego. Może i czasem ich seks był
nieporadny, ale to się nie liczyło, bo przecież ważniejsze od
idealnego zbliżenia było bycie podczas niego sobą. I nawet jeżeli,
tak jak teraz, Albert dość nieumiejętnie zassał się na jego
penisie, to nie miało to najmniejszego znaczenia.
– Rany
– sapnął, czując, jak drżą mu nogi. Dawno już tego nie
robili, a od dwóch dni nawet nie pomagał sobie ręką, tak jak to
robił zawsze po porannym wzwodzie, kiedy zamykał się sam na sam w
łazience. Wiedział, że orgazm będzie spory.
Albert
oddychał z trudem przez nos, mając zamknięte oczy. On nie czuł z
tego żadnej przyjemności, ale i tak chciał to zrobić, właśnie
dla Maksa. Zaczął masować bok jego ciała, poruszając szybko
głową. Czuł, że kochanek był już blisko.
– A
ty? – sapnął Maks, wiedząc, że zaraz dojdzie. Nim weszli pod
prysznic, myślał, że ich zbliżenie potoczy się trochę
inaczej... ale usta tez były dobrą opcją.
– Najpierw
ty – mruknął Albert, kiedy wyciągnął penisa z ust i zaczął
masturbować go ręką. Wiedział, że on nie da rady dzisiaj dojść,
więc wolał, żeby Maks osiągnął orgazm bez martwienia się o
niego. Wreszcie doszedł, rozlewając się w dłoni kochanka i
opryskując mu twarz. Spojrzał w dół, na partnera, który zaczął
ścierać spermę z policzka, na ten widok aż się roześmiał.
Ukucnął i spojrzał Albertowi w oczy, po czym pochylił się i
liznął jego brodę, na której wciąż znajdowała się biaława
kropla.
Albert
zaśmiał się i przechylił głowę tak, żeby pocałować Maksa. To
akurat zawsze sprawiało mu przyjemność.
– Kończymy
i idziemy do sypialni? – zapytał cicho, obejmując go ramieniem za
szyję. Przechylił się tak, żeby nie być pod strumieniem wody.
– Jeszcze
ty – powiedział z zadowoleniem Maks i sięgnął między jego
nogi, ale nagle zrozumiał, że właściwie nie miał co kończyć.
Albert nie był podniecony. Na jego twarzy momentalnie pojawił się
wyraz zdumienia, a później coś na kształt zawodu. – Ty nie...?
– Jestem
zmęczony. To przez leki – wytłumaczył szybko Albert, wstając.
Na twarz wstąpił mu rumieniec wstydu. Wiedział, że Maks oczekiwał
czegoś innego. Chciał się z nim kochać, a nie strzepać ręką,
jakby byli jakimiś nastolatkami.
Jabłoński
spojrzał na niego z dołu, a następnie powoli się podniósł.
– Wiesz,
że nie musiałeś? – zapytał. – Mogłeś mi powiedzieć, że
nie masz siły, cholera – warknął i nerwowym gestem przeczesał
swoje czarne włosy. – Czuję się teraz tak, jakbym cię
wykorzystał.
– Jakbym
nie chciał, nic bym nie zrobił – wytłumaczył się Albert, mając
nadzieję, że Maks nie dostrzeże jego rumieńca. Przez tę rozmowę
zaczął się jeszcze bardziej denerwować. – Daj spokój, Maks.
Kąpmy się i... no chodźmy spać, co? Jutro mam pracę.
Jabłoński
w odpowiedzi westchnął ciężko i zerknął na Alberta z poczuciem
winy. Nic jednak nie powiedział, sięgnął tylko po żel i zaczął
namydlać swoje ciało. Był zły nie na kochanka, ale na siebie, za
swój nacisk. Do cholery, przecież wiedział, ze jego partner źle
się czuł, dał mu się jednak zwieść, nabrał się na jego
udawane żwawe ruchy, na jego uśmiech, sugerujący, że już
wszystko było dobrze. Zapomniał jednak, że Albert był świetnym
aktorem, a on nie od razu nauczył się wyczuwać u niego kłamstwo.
*
Maks,
gdy już leżeli w łóżku, zaczął się zastanawiać, jak powinien
pomóc Albertowi. Nie chciał, żeby mieli takie problemy. Minierski
już dawno powinien zostawić za sobą przeszłość i spróbować
żyć normalnie. Bez zadręczania się i szargania sobie nerwów na
domysłach, co by było gdyby...
Przewrócił
się na bok i spojrzał na profil kochanka. Słyszał jego
równomierny oddech świadczący o tym, że Albert spał. Nie chciał
go budzić, chociaż akurat w tym momencie miał ochotę przytulić
się do niego. Nic jednak nie zrobił, wciąż tylko wpatrywał się
w jego spokojną twarz. Lubił obserwować partnera podczas snu, do
czego nigdy mu się nie przyznał. Albert pewnie by się zawstydził,
pomyślał z lekkim uśmiechem na ustach, kiedy uniósł się na
ramieniu, by móc przyjrzeć mu się jeszcze dokładniej. Jego lekko
rozchylonym wargom i drgającym powiekom. Gdyby mógł... –
pomyślał, nie odrywając od Alberta spojrzenia – gdyby tylko
mógł, z pewnością zmieniłby przeszłość. Przez to co się
wydarzyło, normalne funkcjonowanie ich związku zostało zaburzone.
Wcześniej miał nadzieję, że ten dom im pomoże, ale było
odwrotnie.
Może
dlatego, że to miejsce miało już swoją historię? Nie było tylko
pustymi ścianami bez wspomnień. W każdym pokoju coś się kryło,
coś, czego nie mogli zamazać samą swoją obecnością.
Jego
myśli, jakoś tak bezwiednie, ale za to niezwykle płynnie, przeszły
z tematu domu, do tego, co mówił mu dzisiaj Albert, czyli do wizyty
sąsiada. Chyba pamiętał go z dzieciństwa. Wiedział, że ktoś
był, że jego ojciec nawet go lubił, jednak nie potrafił przywołać
sobie obrazu twarzy tego mężczyzny. Ze wspomnieniami z okresu
szczeniackiego tak już jest, że czasem wiele wydarzeń i postaci
zlewało się w jedno, tworząc ciężką do rozpoznania masę.
Zastanawiało
go tylko jedno – dlaczego obcy mężczyzna wspomniał o jego babce?
Dlaczego, do cholery, kobieta, która umarła kilkanaście lat temu,
wciąż była obecna w jego życiu? Dlaczego nawet głupi sąsiad o
niej pamiętał i ją wspominał? Kim takim była ta stara baba, by
tak ją rozpamiętywać?
Wciąż
czyścili dom z jej katolickich naleciałości, z jej zgorzkniałej
wiary w to, że relikty świętych jakkolwiek pomogą.
Maks
był już zmęczony, gdy przypominał sobie kolejne fragmenty swojego
dzieciństwa, a gdy zaczął myśleć o swojej mamie, nawet nie
wiedział kiedy zasnął.
Siedzi
w salonie, przed telewizorem. Jest dosyć ciemno, słońce powoli
chyli się ku zachodowi, dni stają się coraz krótsze, ma coraz
mniej czasu na zabawę. Właśnie dlatego nie lubi zimy, nawet jeżeli
są święta, a święta przecież uwielbia. Jego wzrok odrywa się
od wypukłego ekranu, na którym przewijają się kolejne obrazy
przygód Kaczora Donalda i pada na stół. Leży na nim duży – za
duży jak mu się wydaje – drewniany różaniec. Paciorki wydają
się wielkie, bardzo nieporęczne. Sięga po niego, by im się
bardziej przyjrzeć. Robi to z nudów, w końcu ten odcinek bajki już
oglądał, wie, że zaraz Kaczor Donald zgubi prezent dla Daisy i że
przyjdzie na jej urodziny z pustymi rękami.
– Co
to robisz, baciarzu1?
– słyszy krzyk swojej babci i momentalnie zostawia różaniec.
Ogląda się na drzwi. Kobieta stoi w nich przygarbiona, a jej
posępna twarz ściąga się w gniewie, uwydatniając jeszcze więcej
zmarszczek. Wygląda strasznie, jak zwykle zresztą, z pożółkłymi
gałkami ocznymi, w tych swoich starych, wyciągniętych i
śmierdzących naftaliną ubraniach.
– N-nic
– zająkuje się, szybko odsuwając się na drugi koniec kanapy.
Patrzy na nią szeroko otwartymi oczami, w myślach powtarzając
sobie: „idź już, idź, idź”. Cały czas stara się jej unikać,
boi się jej i tylko przy mamie czuje się bezpieczny. Ale mamy tu
nie ma, jest w sklepie, wróci za pół godziny.
– Tyle
razów mówiłam, żebyś nie dotykał moich różańców brudnymi
paluchami! – krzyczy na niego, zabierając różaniec, żeby
wytrzeć go o materiał spódnicy.
– Prze-przepraszam
– mówi z trudem i ma ochotę się rozpłakać. Powstrzymuje jednak
cisnące mu się do oczu łzy. Patrzy na babcię z przerażeniem,
czując jak serce łomocze mu w piersi ze strachu. Nic przecież nie
zrobił! Wziął tylko różaniec! Tylko go obejrzał! Nic nie
popsuł!
Nagle
obudził się, a jego głośny, świszczący oddech odbijał się od
ścian sypialni. Albert spał do niego odwrócony plecami, niczego
nieświadomy. Maks był cały spocony i napięcie wciąż z niego nie
opadło, gdy powoli zaczynał sobie uświadamiać, że to był tylko
sen. Nawet nie koszmar, bo babcia przecież tylko na niego krzyczała,
tylko... Zamarł, gdy usłyszał trzask, a później skrzypienie na
korytarzu. Jego dłoń mimowolnie zacisnęła się na kołdrze, a
wzrok z przestrachem spoczął na zamkniętych drzwiach od ich
sypialni. Powinien wstać i sprawdzić, pomyślał, jednak nie
wykonał żadnego ruchu, miał ochotę nakryć się pierzyną po same
uszy, jak dzieciak i mieć nadzieję, że to tylko jego wyobraźnia.
– Co
się stało? – usłyszał obok głos Alberta. Kochanek patrzył na
niego w ciemności, obserwował go z uwagą i napięciem.
Maks
prawie podskoczył i obejrzał się na Minierskiego z szeroko
otwartymi oczami.
– Nie
śpisz? – wycedził. Przez chwilę znów poczuł się jak
wystraszony, ośmioletni chłopczyk.
– Nie,
obudziłem się i... – Zmarszczył brwi i zamilkł, wsłuchując
się w ciemność. Dopiero po chwili się zreflektował. – Czemu
nie śpisz?
– Po
prostu... – Maks przełknął i położył się przy Albercie. –
Miałem głupi sen – powiedział, starając się uspokoić.
– Jaki?
– zapytał Albert i wyciągnął rękę, żeby dotknąć policzka
partnera. Cisza, która ich otaczała i ciemność nocy, zapach snu,
sprawiały, że Albert poczuł przyjemne napięcie, dziwne wibracje w
ciele, gdy uświadomił sobie jak intymna była ta sytuacja. Teraz
poczuł, że mógłby się nawet kochać z Maksem.
– Nie
pamiętam – mruknął, nie chcąc wdawać się w szczegóły i
przypominać sobie tamtego snu. Dość już miał wspominania babci,
chciał o niej zapomnieć, chciał, by ta kobieta umarła całkowicie,
a nie żyła w jego głowie, co rusz mu przypominając, jak bardzo
bał się jej jako ośmiolatek. – Wiem tylko, że był głupi –
powiedział i uśmiechnął się lekko w ciemności. – Przepraszam,
że cię obudziłem.
– Nie
obudziłeś mnie – wyjaśnił od razu mężczyzna, nie będąc do
końca pewny, dlaczego się ocknął ze snu, ale na pewno nie przez
kochanka. Nie czuł jego ruchu ani głosu.
Maks
zerknął na niego, ale nic nie powiedział, tylko przesunął się
bardziej na stronę Alberta, prosto w ciepło bijące od jego ciała
pod kołdrą. Nic nie mówił, czasem milczenie było najlepszym
wyjściem, czasem po prostu nie było sensu wypowiadać czegoś na
głos, bo potrafili już się przecież zrozumieć bez słów.
Wychylił się i pocałował lekko jego nagie ramię, starając się
uspokoić... Musiał to zrobić, bo w końcu zwariuje.
– Ja
też nie pamiętam, co mi się śniło – szepnął Albert,
uśmiechając się lekko. Objął Maksa i wsunął nos w jego włosy.
Wdychał ich ziołowy, świeży zapach. Wciąż były trochę
wilgotne.
Na
twarzy Maksa pojawił się spokojny uśmiech, zdał sobie sprawę, że
tylko w ramionach Alberta, tych wątłych, chudych rękach, czuł się
tak, jak powinien. Na swoim miejscu.
– Śpijmy
– mruknął, ani na chwilę się od niego nie odsuwając. –
Dobranoc.
*
Poniedziałek,
1 czerwca 2015
Maks,
nie wiedzieć dlaczego, obudził się przed Albertem, co dla nich
było pewnego typu nowością, bo Jabłoński zawsze lubił sobie
pospać. I na pewno nie wstawał przed szóstą, czyli przed
budzikiem swojego partnera. Tego ranka jednak było inaczej, źle mu
się spało, całą noc się budził i przez męczące go sny, czuł
się tylko bardziej zmęczony. Już nie pamiętał, co dokładnie mu
się śniło, ale na pewno pogorszyło mu to humor na cały poranek.
Może gdy zje i napije się kawy, zapomni o nocnych marach i zajmie
się tym, co dzisiaj powinien zrobić?
Ostrożnie
zszedł z łóżka, zabierając ze sobą komórkę. Sprawdził
godzinę, gdy wychodził na korytarz i zauważył, że ktoś do niego
dzwonił. Zanim jednak wszedł w historię połączeń, drgnął, gdy
poczuł na policzku chłodny powiew. Obejrzał się za siebie, ale
zobaczył tylko pusty korytarz. Aż przeklął pod nosem, pokręcił
głową i zszedł na dół, przez tę noc był naprawdę
rozdrażniony.
Lewiatan,
gdy tylko usłyszał kroki na schodach, podniósł się i stanął u
ich podnóża, wyczekując swojego pana.
– Hej
– rzucił Maks z lekkim uśmiechem, po czym pogłaskał go lekko za
uchem. Ruszył w kierunku salonu, skąd wypuścił zwierzę na ogród.
Przyjrzał się uważnie, czy na ich posesji nie kręcił się ten
wścibski sąsiad, po czym skierował się do kuchni. W międzyczasie
zerknął na telefon. Dzwonił do niego jakiś numer zastrzeżony,
więc podejrzewał, że ktoś się po prostu pomylił.
Chciał
poprawić Albertowi nastrój i zrobić mu śniadanie do łóżka.
Może dzięki temu jego partner zdoła się odprężyć. Gdy wszedł
do pomieszczenia, skierował się do lodówki, żeby wyciągnąć z
niej wszystkie potrzebne produkty, ale zatrzymał się, gdy jego
uwagę przykuł strzępek papieru znajdujący się na stole. Aż
zamarł, ale wreszcie ruszył do mebla i wyciągnął lekko drżącą
dłoń.
To
była fotografia, stara, pożółkła fotografia do dokumentów.
Znajdowała się na nich młoda kobieta. Maks nie potrafił dokładnie
określić wieku, ale podejrzewał, że nie mogła mieć więcej niż
dwadzieścia pięć lat. Miała czarne włosy spięte w elegancki
kok, ciemne usta i przeszywające spojrzenie, które coś mu
przypominało. Ta kobieta była jego babcią.
Aż
przełknął ślinę, zaczynając gorączkowo się zastanawiać, co
to zdjęcie tu robiło. Kto je, do cholery, przyniósł!? Odwrócił
fotografię i dostrzegł z drugiej strony jakieś zdanie zapisane
starannym pismem.
„Módlmy
się za tych, którzy nie mają grobu swych dzieci, aby odnaleźli
spokój duszy.”
Maks
wpatrywał się w nie tępym wzrokiem, licząc na to, że zaraz
zniknie. Co to znaczyło? Dlaczego jego babcia albo ktokolwiek inny
miał napisać coś takiego na odwrocie tego zdjęcia? Przeszedł go
zimny dreszcz, gdy znowu odwrócił fotografię i spojrzał na
wizerunek matki swojego ojca. Była przerażająca, nawet jako młoda
kobieta, stwierdził bez wątpliwości i podszedł do zlewu. Nie
będzie tutaj trzymał takich zdjęć. Spali je. Tylko, do cholery,
kto je tu przyniósł? Albert? Ale skąd by je wziął i dlaczego
miałby je kłaść na stole? Może je znalazł w jakimś z
rodzinnych albumów i chciał mu fotografię pokazać ze względu na
napis?
Nie
zastanawiając się więcej, złapał za podpałkę do pieca gazowego
i już po chwili przyłożył ogień do koniuszka zdjęcia. Patrzył,
jak gorący, pomarańczowy płomień zaczyna trawić fotografię i
zmienia kolor na niebieski.
Dopiero
wtedy poczuł się lepiej. Już żadnych takich zdjęć, musi o tym
zapomnieć. Zrobił śniadanie dla siebie i Alberta. Jajecznicę,
tosty i przygotował jeszcze serek wiejski. Kawę nalał do dwóch
kubków i położywszy wszystko na wielkiej tacy, skierował się na
górę.
Nie
rozglądał się już dookoła, szybko ruszył do sypialni, nie chcąc
nawet myśleć o tym zdjęciu chociaż... chociaż może powinien
wypytać o nie Alberta?
– O,
wstałeś – powiedział, widząc jak jego kochanek się przebudza.
Położył tacę w nogach łóżka a sam pochylił się do Alberta i
pocałował go w policzek. – Dzień dobry.
– Dzień
dobry. – Albert spojrzał na niego najpierw zdziwiony, a dopiero
później na jego twarzy pojawiło się zaniepokojenie. Maks nie
wstawał wcześniej. – Nie mogłeś spać? – zapytał, a kolejny
szok przyszedł w momencie, gdy zobaczył, że Jabłoński zrobił
śniadanie. – Zapomniałem o czymś?! – zaniepokoił się, bojąc
się, że pominął jakąś ważną rocznicę.
Maks
zaśmiał się, widząc jego zmieszanie. Pokręcił głową.
– To
już nie mogę zrobić ci śniadania rano?! – wytknął mu i
sięgnął po tacę. – To z żadnej okazji, po prostu chciałem –
mruknął, czując się trochę niepewnie. Lubił robić Albertowi
takie niespodzianki, przygotowywanie mu jedzenia do pracy także mu
nie przeszkadzało, czasem jednak zdawał sobie sprawę, jaki był
kiedyś... a kiedyś z pewnością nie przynosiłby swojemu facetowi
(mężowi, jak czasem go nazywał w myślach) kawy do łóżka. To
przy Albercie tak zmiękł.
Albert
zaczerwienił się lekko, ale odpowiedział na jego słowa uśmiechem.
– Dzięki
– rzucił i odebrał od Alberta talerz. Wygładzili kołdrę, żeby
położyć tacę między nimi. – Mam nadzieje, że kawa się nie
rozleje – dodał i zdecydował, że lepiej będzie, gdy odłożą
ją na szafki nocne. – Dobre – przyznał, gdy spróbował
jajecznicy. Maks robił świetną jajecznicę, chociaż czasem
zdarzały mu się wpadki z przypaloną cebulą albo zbyt mocno
ściętymi jajkami.
– Cieszę
się – powiedział i uśmiechnął się do Alberta, patrząc jak
ten je ze smakiem. Dawno już tak nie było, Albertowi wciąż
brakowało apetytu. – A... znalazłeś gdzieś jakąś fotografię?
– postanowił zapytać.
Albert
odłożył z brzękiem sztućce i odetchnął ciężko.
– O
czym zapomniałem? Maks, naprawdę, powiedz mi. Przepraszam –
jęknął, denerwując się, bo już był pewny, że przegapił jakąś
rocznicę. Maks zrobił mu niespodziankę, a on nawet nie znalazł
jakiegoś zdjęcia, które partner dla nich przygotował!
Maks
odetchnął ciężko.
– Nie
o to chodzi – powiedział i wydął wargi. – Rano jak zszedłem
na dół, na stole leżało stare zdjęcie mojej babci – wyjaśnił
dość nerwowo, zerkając od czasu do czasu na partnera. – I po
prostu zastanawiam się, skąd ono się tam wzięło.
– Stare
zdjęcie... – Albert zmarszczył brwi, analizując informacje. –
Nie przypominam sobie, żebym jakieś znalazł.
Po
plecach Maksa przebiegł nieprzyjemny dreszcz. On przecież też nic
takiego nie znalazł! A już na pewno nie kładł tego na stole w
kuchni.
– Mhm
– mruknął i popił kawy, zapatrując się na własne nagie kolana
pokryte ciemnymi, lekko kręconymi włoskami. – Może ja o czymś
zapomniałem – rzucił, nie chcąc denerwować kochanka.
– A
może ja o czymś zapomniałem? Wiesz, jaki teraz jestem. Może
Lewiatan coś znalazł i przywlókł – rzucił szybko Albert i
uśmiechnął się lekko. Nie miał pojęcia, jak to przeklęte
zdjęcie znalazło się w kuchni, ale wiedział, jak kochanek
reagował na swoją babcię. Obaj chcieli całkowicie wyeliminować
ją z tego domu i Albert miał nadzieję, że z czasem zaczną
zapominać o tych przeklętych chrześcijańskich reliktach.
– Może
– przyznał mu rację, pochylił się i z rozpędu pocałował go w
policzek. – A ty jak się dzisiaj czujesz? – zmienił temat, nie
chcąc już powracać na tematy babci.
– Chyba
okej. Dzisiaj... jest dobrze. – Kiwnął głową i wrócił do
jedzenia. Sięgnął po kawę i upił trochę. – Ile mam czasu do
pracy? – zapytał i zerknął na swoją komórkę.
– Masz
czterdzieści minut – powiedział, zerkając mu przez ramię na
wyświetlacz. – Może w tym tygodniu gdzieś wyjdziemy? Do kina? –
zaproponował, czując, że powinni coś zrobić razem i nie spędzać
wszystkich dni w tym domu.
Albert
zgodził się i razem spróbowali uzgodnić najlepszy termin. Później
niestety Minierski musiał zbierać się już do pracy i znowu
zostawił Maksa samego. W pustym domu, gdzie jedynym jego towarzyszem
na najbliższe godziny został Lewiatan.
*
Czwartek, 28
grudnia 1995
Maks
siedział przy stole i bawił się samochodzikiem, którego dostał
pod choinkę od święteg Mikołaja. Jeździł nim po ceracie, aż tu
nagle spowodował wypadek. Auto nie wyrobiło na zakręcie i uderzyło
w stojący nieopodal czołg. Rozległ się wielki huk, wybuch
płomień, który zaczął trawić oba pojazdy.
– Maksiu,
przesuniesz się? – usłyszał głos mamy, przerywający całe
makabryczne wydarzenie. – Chcę tu postawić garnek z ziemniakami,
idź pobawić się gdzie indziej – poprosiła go.
– Co
będzie na obiad? – zapytał i zachichotał, kiedy spojrzał na
mamę. Miała policzki ubrudzone mąką.
– Schabowe,
kochanie. Dostałam od koleżanki buraki, więc mam nadzieję, że
zjesz? – zapytała i uśmiechnęła się do syna, który niechętnie
kiwnął głową. – Musisz jeść warzywa, żeby być silny.
– Ale
tylko trochę – burknął niezadowolony. – A po obiedzie będę
mógł batona? – zapytał z nadzieją.
– A
nie chcesz ciasta? Zrobiłam sernik z czekoladą. – Mama
uśmiechnęła się, gdy Maks odsunął się, a ona odłożyła
ziemniaki na stół. Nagle jednak zadzwonił dzwonek. – Och, wiesz
co, to chyba listonosz. Tata czeka na ważną przesyłkę. Zostań
tutaj – dodała i wyszła pośpiesznie, żeby otworzyć drzwi. –
Mamo, obiad zaraz będzie! – rzuciła jeszcze do babci Maksa, która
akurat schodziła ze schodów. Już w kuchni chłopiec usłyszał jej
narzekania.
Kobieta
weszła do pomieszczenia, podpierając się laską. Rozejrzała się
dookoła i skrzywiła, jakby zobaczyła coś bardzo nieprzyjemnego
dla oka.
– Coby
ta tumanka tyle nawarzyła, a taki bajzel zostawia – zawarczała. –
Sam syf! Ta franca wstydu ni ma, ja bym się wstydziła tak wsztko
zostawić! – prychała, przesuwając stojące na blacie kuchennym
garnki. – Wiejska dziewucha, porządku to za grosz nikt jej nie
nauczył – mruczała pod nosem z nienawiścią. – Nie umisz jej
pomóc, huncwocie2?
Twój tatko jak był już takim wielkim chłopcem jak ty, wszystko mi
pomagał, wszystko! – krzyknęła i zakaszlała. – A twoja matka
cały czas cię rozpieszcza. Kto to widział, żeby taki chłopak
bawił się jeszcze zabawkami! Powinieneś pomagać rodzicom!
Maks
popatrzył na nią przerażony. Była wiedźmą! – pojawił się w
jego głowie ostrzegający głos. Dlatego cały czas tak mruczała
pod nosem, odprawiała wtedy czary! Po jego plecach aż przebiegł
nieprzyjemny dreszcz, nie czekając dłużej wstał i pobiegł w
kierunku wyjścia, bojąc się, że coś stało się jego mamie. Na
pewno rzuciła na nią jakąś klątwę!
Gdy
dobiegł do swojej rodzicielki, która właśnie zamykała drzwi za
listonoszem, dopadł do niej i przytulił ją mocno.
– Babcia
jest wiedźmą! Czarownicą! – krzyknął, a pod jego powiekami
zebrały się łzy.
*
1.W gwarze krakowskiej baciarami, nazywa się łobuzów
2. Gwara
krakowska: huncwot to łobuz
Trzyma w napięciu!
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na ciąg dalszy, jestem niezmiernie ciekawa, co było przyczyną śmierci mamy Maksa.
Pozdrawiam
RD