To już ostatni post w tym roku. Przez to sześć miesięcy, ukazało się tutaj dokładnie 60 postów. Mamy nadzieję, że kolejny rok będzie równie owocny w publikacje, że spodobają się Wam nasze kolejne opowiadania i że komentujących czytelników będzie przybywać.
Do tej pory blog naliczył równo 500 komentarzy i około 140 000 wyświetleń. Oby te liczby rosły dalej, bo są dla nas ogromną motywacją.
A my, drodzy czytelnicy, życzymy Wam (i sobie też), by nadchodzący rok 2016 okazał się lepszy pod każdym względem od poprzedniego. :) Szczęśliwego Nowego Roku, kochani!
Rozdział 13.
Bodystocking
Dylan
przez cały dzień jeździł to do mieszkania Mike'a, by sprawdzić,
czy przyjaciel na pewno już nie wrócił, to kręcił się w
okolicach klubu Fubaru. Na dalsze poszukiwania brakowało mu jednak
pomysłu, skontaktował się nawet z siostrą przyjaciela, ale nie
chciał jej wciągać w szczegóły. Powoli zapadał wieczór, a
Mickey wciąż nie odpowiadał. Jakby zapadł się pod ziemię. Z
chwili na chwilę tracił nadzieję. Najgorsze było to, że nie miał
przecież żadnych kontaktów. Nie to co Samuel, pomyślał z
niechęcią.
Gdy
stał pod blokiem przyjaciela, postanowił jeszcze raz do niego
zadzwonić. Nie wiązał z tym jednak zbyt dużych nadziei. Westchnął
ciężko, gdy znów odpowiedziała mu poczta głosowa.
– Kurwa
– przeklął i oparł głowę o zagłówek fotela. Nagle jednak w
samochodzie rozbrzmiał dźwięk dzwonka telefonu. Od razu sięgnął
do niego, ale i tu czekało go rozczarowanie. Mama.
– Kochanie,
wróciłeś już z wakacji? – zapytała, bo gdy przez wydarzenia z
Taylorem on musiał chwilowo osunąć się po ziemię, powiedział
jej, że wyjeżdża do Nowego Jorku na jakiś czas ze swoim nowym
chłopakiem. Nie zdołał wymyślić lepszego kłamstwa, a pomysł
wyjazdu zapewniał mu święty spokój. W końcu jednak, gdy Samuel
wrócił, napisał mamie, że lecą do Los Angeles. Nie zdążył się
z nią spotkać przez to, co się stało z Mikiem.
– Tak
mamo, wpadnę jutro do ciebie, co? – zapytał, czując, że brak mu
sił na takie rozmowy.
– Dobrze,
kochanie. Podobało ci się? Przedstawisz mi w końcu swojego
chłopaka? – szczebiotała w dość irytujący sposób, ale Dylan
od razu po żywym tonie jej głosu wyczuł, że kobieta wracała do
zdrowia. Wcześniej regularnie rozmawiali. Dylan nudził się w
mieszkaniu, więc dzwonił do rodziców. Był na bieżąco z
postępami w leczeniu jego mamy, która stawała się coraz
silniejsza, z czego naprawdę się cieszył.
Nie
widział jednak Samuela, jego mamy i taty przy jednym stole, przy
kawie, herbacie i cieście. Aż uśmiechnął się pod nosem. Nie, to
nie było dla Faulknera.
– Może
kiedyś – westchnął. – Fajnie było – dodał i zagryzł
wargę, zdając sobie sprawę, że taki wyjazd z Samem naprawdę
mógłby być ciekawy. – Sam... mamo, on się jeszcze nie
wyoutował, więc to może być ciężkie – wyjaśnił, nie chcąc,
by jego mama naciskała.
– Och,
naprawdę? – zapytała jakby z zawodem. – A... to nie będzie
chciał nas poznać? Przecież my nikomu nie powiemy z twoim ojcem.
Już tak dawno nie przedstawiałeś nam żadnego swojego chłopaka.
Martwię się i chcę, kochanie, żebyś był szczęśliwy.
Dylan
uśmiechnął się pod nosem.
– Jestem,
mamo – powiedział i westchnął ciężko. Zdał sobie sprawę, że
gdyby nie zaginięcie Mike'a, byłby naprawdę szczęśliwy. – Nie
martw się, może w końcu go poznasz. Najpierw muszę z nim o tym
porozmawiać.
– Wszyscy
już tutaj za tobą tęsknią. Wracaj do nas szybko, bo nie było cię
ponad miesiąc! – zawołała. Nie odczuł tak rozłąki, bo
przecież regularnie byli w kontakcie, ale mimo wszystko i tak chciał
ją zobaczyć. – Tak w ogóle, pytała o ciebie jakaś dziewczyna.
Była trochę dziwna, wiesz, kochanie? Taka... sama nie wiem. Nie
chciała powiedzieć, o co chodziło, ale na pewno nie o zabiegi.
Dylan
aż zamarł. Zwilżył wargi, zaciskając dłoń mocniej na
telefonie. Dziewczyna...?
– Jaka?
– zapytał, czując, jak mu serce wali w piersi. – Murzynka? –
dopytał.
– Tak,
niewysoka taka. Wiesz, o kogo chodzi? Podałam jej twój numer
telefonu, ale nie wiem, czy już dzwoniła. Bo przyszła dopiero
przedwczoraj.
– Co?!
– aż krzyknął. – Mamo! Nikomu obcemu nie podawaj mojego numeru
telefonu! – pisnął, zaczynając się naprawdę denerwować. –
Nigdy, nikomu, rozumiesz? To jest... taka dziewczyna, nie lubi mnie.
Była mojego byłego – wyjaśnił, dobrze wiedząc, że mama zaraz
będzie dociekać, kim ona dokładnie jest.
– Ale...
jak to? – Jego mama zawahała się. Zaskoczył ją wybuch syna,
którego często szykanowali, zwłaszcza w szkole, ale teraz sądziła,
że Dylan miał już takiego rodzaju akcje za sobą.
– O
co jej chodzi?
– No
myśli, że z jej faceta zrobiłem geja – wymyślił na poczekaniu.
– Nic takiego, mamo, nie denerwuj się, ale następnym razem nic
nikomu nie mów – ostrzegł ją.
– Przepraszam,
kochanie. Ja... nie wiedziałam. Myślałam, że chodzi o jakieś
twoje interesy. Nie chciała nic powiedzieć, ale mówiła, że to
ważne.
– Chce
się zemścić – wyjaśnił jej najkrócej jak umiał i nagle
usłyszał w słuchawce piknięcie, świadczące o tym, że ktoś
próbował się z nim skontaktować podczas rozmowy. – Dobrze,
mamo, ja będę kończyć. O nic się nie martw.
– Ale...
Nic ci nie zrobi, prawda? Następnym razem jak tutaj przyjdzie, już
jej pokażę! – krzyknęła z oburzeniem. – Poczekaj, niech no
tutaj tylko przyjdzie! Ona mnie już popamięta. Nie twoja wina,
kochanie, że mężczyźni za tobą szaleją – dodała z niejaką
dumą. Nigdy nie miała problemu z homoseksualizmem swojego syna, bo
od najmłodszych lat podejrzewała, że Dylan nie wyrośnie na
heteryka. Nigdy nie interesowały go dziewczyny w takim stopniu, jak
powinny. Miała więc ponad dwadzieścia lat, żeby oswoić się ze
świadomością, że jej syn zostanie gejem. I była z tego dumna.
Nigdy nie pozwoliła śmiać się swoim koleżanką z odmiennej
orientacji seksualnej, zawsze wyrażała się o synu z matczyną
nieskromnością.
– Nie
mamo! – powiedział niemal z przerażeniem. – To histeryczka,
jeszcze ci coś zrobi. A wtedy to chyba bym ją znalazł i wytargał
za kudły – dodał, bo wiedział, że mama była przeciwna
przemocy. – Olej ją, każ jej wyjść i tyle, dobrze? A teraz już
muszę kończyć, oddzwonię do ciebie jutro.
– Przyjedź
w końcu. Chcę zobaczyć swojego syna po miesiącu rozłąki! –
oznajmiła z pretensją, która zaraz zniknęła, na rzecz ciepłego
pożegnania. Dylan w końcu się rozłączył i zdał sobie sprawę,
że dzwonił do niego Mike. Błyskawicznie wybrał jego numer i
zatelefonował.
– Mike!
– krzyknął, gdy przyjaciel odebrał. – Gdzie jesteś, do
cholery?!
– Dlaczego
tak często do mnie dzwoniłeś? – zapytał chłopak nieco
bełkotliwym tonem. Najwyraźniej dla niego impreza wciąż jeszcze
trwała. Albo miał kaca tak dużego, że nie potrafił wyraźnie
mówić. Mimo wszystko Dylan ogromnie się cieszył, że w końcu
Mike się odezwał.
– Jesteś
w domu? – zapytał od razu. – Boże, Mike, jak dobrze że nic się
ci nie stało. Martwiłem się, ty idioto! Myślałem, że coś ci
zrobił. Ty debilu, jak ja cię czasem nienawidzę – szybko od
strachu przeszedł do złości.
– Mam
pieniądze – oznajmił Mike cicho, ale bez triumfu. W jego głosie
słychać było przede wszystkim zmęczenie, Dylan od razu zrozumiał,
że zagrożenie minęło, nie mógł być z tym obrzydliwym
człowiekiem, który szukał młodych, chętnych zarobić kochanków.
– I?
Nic ci nie jest? – zapytał cicho, mając ochotę jednocześnie
pobić Mike'a jak i go przytulić. – Zabiję cię jak się spotkamy
– zagroził mu.
– Przepraszam,
że nic ci nie powiedziałem – rzucił cicho, z wyraźną skruchą
w głosie. Co jak co, ale Dylan się o niego martwił i chciał mu
pomóc. Bardzo to doceniał, zwłaszcza teraz. – To wszystko było
takie... kurwa, jakbym nie był w takiej sytuacji, nigdy bym na coś
takiego nie poszedł. Czułem się jak pieprzona dziwka. Zagadał
mnie, ja się dałem urobić, bo byłem pijany. On zaczął mi mówić
o pieniądzach, jednej nocy... No i pojechałem z nim na tę jedną
noc. Zapłacił mi od razu, wyobrażasz to sobie? Jak teraz o tym
myślę, mogłem się wystawić jak na tacy, a on by mnie zgwałcił,
a później kopnął w tyłek – mówił cicho, a Dylan już
wiedział, że przyjaciel miał potwornego kaca. Zapewne dręczyły
go też wyrzuty sumienia.
– Ważne,
że nic ci nie jest – powiedział i odetchnął ciężko. – Wiesz
jaką awanturę zrobiłem Samuelowi? – mruknął, spoglądając
przed siebie, na jakąś kobietę pchającą wózek z dzieckiem.
Jakoś tak momentalnie pomyślał o Fatimie. – Pokłóciłem się z
nim o ciebie.
– O
mnie? – Mike nie zrozumiał. – Pewnie twój facet mnie
nienawidzi, że mu spieprzyłem wieczór, co? – zapytał drwiąco,
a zaraz jęknął cicho. – Kurwa, ale kręci mi się w głowie.
Chyba dał mi jeszcze jakieś prochy. Głowa mi pęka. Tak w ogóle
skorzystałem z tego, co mi się przytrafiło. Uprawiałem z nim seks
bez gumy – dodał z zadowoleniem, tonem, którego Dylan nigdy
wcześniej u niego nie słyszał.
Dylan
aż jęknął. Nie miał pojęcia, co się działo z Mikiem... nigdy
wcześniej się tak nie zachowywał!
– Ty
idioto, wiesz, że to wciąż niebezpieczne? Co, jakby miał coś
innego, nie tylko HIV'em można się zarazić przez seks!
W
słuchawce zapanowało milczenie. Mike nie odzywał się przez
dłuższą chwilę, aż w końcu zrobił coś, co jeszcze bardzie
zirytowało Dylana:
– A
ty? Mam nadzieję, że jesteś mądrzejszy ode mnie.
– Mike!
Kurwa, całą noc się martwiłem o ciebie! Dzisiaj nic innego nie
robię, tylko jeżdżę i cię szukam! – krzyknął do słuchawki.
– Weź się w końcu ogarnij, bo już mam dosyć! Naprawdę
myślałem, że coś ci się stało!
Kolejne
milczenie było jeszcze bardziej wymowne i Dylan już wiedział, że
jego słowa dotarły tam, gdzie powinny. Mike odchrząknął i
przeprosił, zbierając się w końcu na odwagę, żeby podziękować
Dylanowi za wszystko, co dla niego zrobił. Słowa przyszły same i
chyba obaj byli tym faktem zaskoczeni, bo Mike zaczął przytaczać
nagle sytuacje z początków ich znajomości. Właśnie dlatego
przypomnieli sobie, dlaczego zaczęli się przyjaźnić. I że byli
dla siebie tak bardzo ważni.
– Dzisiaj
będę sobie powoli umierał, ale od jutra zabieram się za szukanie
pracy – obiecał jeszcze Mike.
Dylan
uśmiechnął się pod nosem.
– A
później pójdziesz do lekarza się zbadać – powiedział jeszcze
i westchnął ciężko. – Trzymaj się Mike, jak coś będzie nie
tak, dzwoń, rozumiesz? – zapytał, ciesząc się, że jego
przyjaciel wreszcie zaczął zbierać się do kupy.
– Dzięki,
Dylan. Naprawdę jeszcze raz ci dziękuję, stary. Za wszystko –
dodał i w końcu się rozłączyli. Dylan po tej rozmowie od razu
się uspokoił. Świadomość, że Mike był już bezpieczny,
sprawiła, że na pierwszy plan wysunął się inny problem –
Samuel.
Bał się wrócić do mieszkania, bo czuł, że czeka go kolejna konfrontacja z mężczyzną. Wiedział jednak, że powinien go przeprosić za powiedzenie mu wielu gorzkich słów. Prawda w ich kłótni leżała gdzieś pośrodku, on nie powinien go obrażać, a Samuel, chociaż w małym stopniu, powinien okazać mu wsparcie w poszukiwaniu przyjaciela.
Bał się wrócić do mieszkania, bo czuł, że czeka go kolejna konfrontacja z mężczyzną. Wiedział jednak, że powinien go przeprosić za powiedzenie mu wielu gorzkich słów. Prawda w ich kłótni leżała gdzieś pośrodku, on nie powinien go obrażać, a Samuel, chociaż w małym stopniu, powinien okazać mu wsparcie w poszukiwaniu przyjaciela.
W
mieszkaniu jednak nikogo nie było. Samuel najwyraźniej nie wrócił
odkąd rozstali się w południe i jak Dylan pamiętał, Faulkner
miał pojawić się dopiero w nocy albo nad ranem. Nie pozostało mu
więc nic innego, jak na niego zaczekać. Postanowił pojechać do
swojego mieszkania, żeby spakować trochę więcej ubrań. Z tego
całego pośpiechu miesiąc temu, zapomniał wielu potrzebnych
rzeczy.
Uśmiechnął
się, kiedy odkopał w szafie dawny prezent od Faulknera – figi z
dziurą w strategicznym miejscu. Aż zaśmiał się pod nosem i
spakował je do walizki. Przebierał jeszcze chwilę aż odnalazł
swój dawny bodystocking. Zagryzł wargę, przeglądając cienki
materiał, miał jeszcze metkę, nigdy wcześniej go nie nosił.
Pamiętał, że kupił go kiedyś dla Taylora, ale wstydził się go
założyć, bo mężczyzna raczej nie był otwarty na zbyt wiele
innowacji w łóżku. Nie myśląc wiele, spakował go. Zabrał
jeszcze kilka innych, ciekawych rzeczy, które mogą im się przydać,
po czym uprzątnął jeszcze w mieszkaniu i wrócił do apartamentu
Samuela.
Spróbował
się do niego dodzwonić, ale niewiele się zdziwił, gdy kochanek
nie odebrał. Nie miał pojęcia, ile będzie musiał na niego
czekać. Postanowił więc wziąć długi prysznic, żeby się
przygotować. Ubrał przygotowane wcześniej bodystocking, po czym
zabrał się za przygotowanie wszystkiego, co może być im potrzebne
na wieczór. Kupił truskawki i bitą śmietanę. Pościelił łóżko,
porozstawiał świeczki i zapalił je. Miał tylko nadzieję, że
Samuelowi nie zejdzie długo w pracy. Może i tymi przeprosinami
tylko pokazywał, że faktycznie ich związek (o ile to w ogóle mógł
go tak nazwać) opiera się całkowicie na łóżku, ale wiedział,
że gdy tylko Faulkner go zobaczy, złość mu minie. Gdy skończą
się kochać, porozmawiają, o to już Dylan zadba.
Żeby zabić czas, zadzwonił do Mike, z którym przegadał dobrą godzinę, aż w końcu koło północy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.
Żeby zabić czas, zadzwonił do Mike, z którym przegadał dobrą godzinę, aż w końcu koło północy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.
Aż
się uśmiechnął do siebie i zagryzł wargę. Świeczki dalej się
paliły, a w pomieszczeniu panował mrok. Siedział na środku
zaścielonego bordowym kocem łóżka (zabrał narzutę ze swojego
mieszkania) i czekał, aż kochanek tu zajrzy. Ten jednak jak na
złość nie wchodził do sypialni. Zaczął się tłuc w kuchni i
Dylan nie wytrzymał.
Zniecierpliwił
się i wstał, żeby spojrzeć, co się działo. Wszystkie światła
była zapalone, a Samuel stał w kuchni przy zlewie i obmywał sobie
ramię. Był w samej jasnej koszulce, na której Dylan dostrzegł
czerwone ślady.
– Jesteś
ranny – zauważył mądrze i podszedł do niego przerażony, w
ogóle nie przejmując się swoim skąpym, prześwitującym strojem.
Samuel spojrzał w stronę sypialni, z której wyszedł kochanek i,
gdy zobaczył, w co chłopak był ubrany, zaczerwienił się, nie
mogąc ukryć zawstydzenia. Nigdy nie widział z bliska takiego
stroju. Kochanek nie dość, że miał na sobie koronkowe body, to w
dodatku ubrał obcasy. Wyglądał niesamowicie, jak najlepszy aktor z
pornosa. A on stał jak głupi, zapominając nawet o swojej ranie,
którą w ostatnim przejawie trzeźwości umysłu, uciskał, żeby
zatamować krwawienie. – Mocno? – zdenerwował się Dylan, stając
przy nim i wpatrując się w długą, głęboką ranę na ramieniu.
– N-nie.
– Samuel zaczerwienił się jeszcze bardziej, czując się jak
nastolatek, który pierwszy raz miał do czynienia z seksem.
Dylan
spojrzał na niego zdziwiony, ale po chwili się zaśmiał, od razu
zauważając, że spodobał się kochankowi. Uwielbiał to uczucie,
kiedy wiedział, że jest pożądany.
– Czekałem
na ciebie – powiedział, nim jeszcze zdążył przyjrzeć się
zranieniu Faulknera. Dotknął jego ramienia, przyciągając je
bliżej siebie. Aż się skrzywił. – Sam, to trzeba jechać do
szpitala! – prychnął.
– To
nic, zahaczyłem o blachę. Naprawdę nic wielkiego – powiedział z
energią, której jeszcze w południe nie sposób było u niego
usłyszeć. Zwilżył wargi, nie odrywając wzroku od ciała Dylana.
Na kroczu znajdowało się wycięcie i penis kochanka prezentował
się w całej okazałości. Chociaż rana rwała tępym bólem,
nauczył się go już tłumić. – Podaj mi apteczkę i będzie okej
– rzucił i wskazał na jedną z półek, w której trzymał
bandaże i gazy.
– Sam!
– prychnął, nie puszczając go. – To trzeba zaszyć! Jest zbyt
głębokie! Może ci się wdać zakażenie! – warknął i spojrzał
na niego groźnie, zupełnie jak podczas ostatniej kłótni. – Nie
ma mowy, ubieram się i jedziemy – zawyrokował i nie czekając na
jego odpowiedź, stanął jeszcze na palcach, pocałował go lekko w
usta, po czym odwrócił się i odszedł szybko, by coś na siebie
założyć.
Faulkner
stał i wpatrywał się w drzwi do sypialni, za którymi zniknął
Dylan. Ta zmiana w jego zachowaniu zupełnie go zaskoczyła.
Spodziewał się bardziej kłótni i kolejnych zarzutów, ale
wyglądało na to, że przyjaciel się odnalazł.
Dylan
wrócił dopiero po chwili. Miał na sobie spodnie dresowe ze
ściągaczami przy kostkach i szeroką bluzę. Spojrzał na kochanka
zdenerwowany, kiedy sięgał po klucze do samochodu.
– No
chodź! Musi ci to lekarz opatrzyć! – pogonił go i uśmiechnął
się, widząc zaskoczoną minę Faulknera. – Naprawdę ci tego nie
odpuszczę. Skarbie, musisz jechać do szpitala – powiedział,
dziwnie rozczulony, ale też zaniepokojony. Dzisiaj przeżywał tak
skrajne emocje, że sam był już nimi wykończony.
– Skarbie?
– zapytał Faulkner z uśmiechem, ale w końcu poszedł za Dylanem,
który zabrał portfel i klucze, a później zamknął drzwi.
Roberts
obejrzał się za nim i uśmiechnął się pod nosem, nic nie
odpowiadając. Wyrwało mu się, ale nie zamierzał tego cofać.
– Boli
cię? – zainteresował się Dylan, kiedy weszli do windy.
– Nie
jest tak źle. Panikujesz – zarzucił mu z łagodnym uśmiechem. –
Masz pod spodem body? – zapytał i zdrową rękę wsunął pod
bluzę Dylana. Uśmiechnął się, wyczuwając chropowaty materiał
siateczki. Podobał mu się taki strój.
Roberts
uśmiechnął się do niego z zadowoleniem.
– Przypominam,
że jesteś ranny! – rzucił bardziej już rozbawiony, niż zły.
Samuel wcale nie wyglądał na takiego, którego zżerał ból. –
Taką niespodziankę dla ciebie przygotowałem, a ty musisz wracać
poharatany – mruknął.
– Jakbym
wiedział, jak wyglądasz, na pewno uważałbym bardziej – mruknął
i pochylił się, żeby go pocałować, ale w tym momencie winda
zatrzymała się i w ostatniej chwili odsunął się od Dylana. Na
niższym piętrze wsiadła jakaś starsza kobieta, witając się z
nimi uprzejmie. Samuel posłał kochankowi spłoszone spojrzenie. Nie
chciał, żeby ktoś ich przyłapał. Co by sobie o nim pomyśleli?!
Dylan
tylko uśmiechnął się smutno. Zawsze takie zachowanie u kochanka
mu przeszkadzało, ale wiedział, że nic z tym nie zrobi, dopóki
Samuel będzie w gangu.
– I
tak wiedzą, że mnie pieprzysz – nie mógł się jednak
powstrzymać przed komentarzem, kiedy już znaleźli się sami i szli
do wyjścia z budynku.
– Co?
Niby dlaczego? – oburzył się, chociaż zdawał sobie sprawę, że
musieli wyglądać dość zabawnie. Na pewno nie jak para
przyjaciół. Dylan był zbyt drobny i delikatny, a on wyglądał jak
typowy murzyn z gangu. Ludzie nie byli głupi, łatwo mogli domyślić
się prawdy.
Dylan
obejrzał się na niego i przewrócił oczami.
– Masz
rację, myślą, że jesteśmy rodzeństwem – prychnął.
– Przyjaciel
się znalazł? – zapytał Samuel, nie chcąc dłużej ciągnąć
tego tematu.
– Znalazł
– odpowiedział i wyłączył alarm. – Później o tym
porozmawiamy – dodał i usiadł za kierownicą.
– Dlatego
masz taki dobry nastrój. – Samuel uśmiechnął się lekko, kiedy
zajął miejsce pasażera. Dziwnie się czuł, kiedy Dylan prowadził,
ale starał się nie zwracać na to uwagi. – Powiedz mu, że jeżeli
jeszcze raz z kimś pójdzie, osobiście go wykastruję – dodał,
nie mając na uwadze dobra Mike, a swoje i Dylana samopoczucie.
– Z
chęcią – powiedział, zerkając ukradkiem na ranę, której nawet
nie zabezpieczyli. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jaka to
głupota. – Nie wygląda dobrze – stwierdził, zagryzając wargę.
– Mam nadzieję, że nic ci nie będzie. Z dzisiejszego seksu nici,
Sammy – dodał, jakby musiał to kochankowi uświadomić.
– Dlaczego?
– oburzył się mężczyzna, nie rozumiejąc, dlaczego miałby
zrezygnować z seksu. To było tylko głupie ramię, nic wielkiego. –
I tak cię wezmę – dodał, jakby to było czymś oczywistym. Dylan
przecież sam chciał się kochać, ubierając coś tak wulgarnego.
Teraz będzie mu tego zabraniał?
– A
stanie ci? – zapytał i zerknął na niego, naprawdę zdziwiony. Po
czymś takim powinno być mu chyba ciężko. Chociaż... może tylko
dla niego ta rana wyglądała na naprawdę poważną, a w
rzeczywistości Samuel był już do tego przyzwyczajony?
– Mam
wystarczająco dużo krwi, mały, żeby mi stanął – zaśmiał się
nagle Samuel i spojrzał na ramię. Krew powoli zaczynała zastygać.
Wiedział, że rana nie była niczym poważnym. To Dylan panikował.
– Pewnie
będziesz mieć szwy – prychnął. – Mogę się założyć, że
je dostaniesz – dodał z pewnością w głosie. – O striptiz. Jak
wygram, robisz mi striptiz.
– Wygrasz?
Co masz w ogóle wygrywać? – zapytał Samuel poważnym tonem,
starając się nadążyć za tokiem myślenia Dylana. – Zakładamy
się o to, czy jakiś głupi lekarz założy mi szwy czy nie? Zresztą
jak będę miał szwy – zauważył i pochylił w stronę
prowadzącego Dylana – to ty powinieneś się mną zająć, a nie
na odwrót.
– Bo
wciąż nie wierzysz, że to jest poważne! – wytknął mu i
spiorunował go wzrokiem. – Bagatelizujesz tylko tę ranę –
prychnął, ale uśmiechnął się pod nosem. – A jak chcesz, żebym
się tobą zajął? – kontynuował rozmowę i położył mu dłoń
na udzie.
Samuel
od razu zakrył ją swoją większą, ciemną ręką. Splótł z nim
palce, starając się nie zwracać uwagi na to, jaki ten gest był
intymny i czuły. Nigdy wcześniej nikogo nie dotykał w taki sposób
z własnej woli. Wiedziony instynktem, którego wcześniej u siebie
nie odkrył.
Po
zabudowaniach poznał, że już dojeżdżali do szpitala. Dylan
wybrał ten najbliżej mieszkania Sama. Dopiero kiedy mężczyzna
zdał sobie z tego sprawę, zrozumiał, jak kochanek świetnie znał
Los Angeles. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, bo musiał przyznać,
że ten fakt naprawdę mu zaimponował.
– Możesz
mi zrobić striptiz – przyznał spokojnie, nie patrząc jednak na
Robertsa. Uznał, że to byłoby już przesadą.
– I
miałbym się rozbierać z bodystockingu? – zapytał, parkując
samochód. Obrócił się na Samuela i spojrzał na niego z szerokim
uśmiechem. Podwinął nagle swoją bluzę, pokazując mu swój lekko
umięśniony brzuch okryty prześwitującym, czarnym materiałem. –
Naprawdę tego chcesz? – podpuszczał go.
– Tak.
Rozbierzesz się z tego dresu i ubierzesz znowu szpilki – mruknął
Samuel i wpatrzył się w Dylana z napięciem, nie robiąc jednak nic
w stosunku do niego. – Ja będę patrzył, bo jestem ranny –
dodał, ciągnąc tę grę dalej. – A później jak nabiorę sił,
coś z tym zrobię – dodał i, nie czekając na odpowiedź
kochanka, wysiadł z samochodu.
Miał
szczerą nadzieję, że nie spotka w szpitalu nikogo znajomego. To
byłoby prawdziwym pechem.
Dylan
przełknął, a gdy wysiadł z samochodu, Samuel mógł dostrzec
rumieniec na jego twarzy. Nic jednak na to nie powiedział, tylko
uśmiechnął się pod nosem i ruszył w kierunku wejścia do
budynku. Szklane, rozsuwane drzwi otworzyły się przed nimi,
wpuszczając do recepcji, która jak na tę godzinę, wydawała się
dość pusta. Dylan od razu poszedł zarejestrować kochanka,
zupełnie jakby ten nie mógł zrobić tego sam. Jakby zamiast
rozciętej rany na ramieniu miał poważny obrzęk głowy. Samuel
jednak tego nie skomentował, westchnął ciężko i pozwolił
partnerowi się wyręczyć. Pielęgniarka kazała im chwilę
poczekać, aż wreszcie przyjął ich lekarz, który obejrzał ranę
Samuela i stwierdził, że faktycznie, nadaje się do szycia.
– Widzisz?
Mówiłem ci! – syknął Dylan i spiorunował kochanka wzrokiem.
Lekarz
zerknął na Dylana badawczo, ale nic nie odpowiedział. Odwrócił
się do półki z narzędziami, a Samuel spojrzał na swoje
przybrudzone dżinsy. Poczuł wstyd, że mężczyzna domyślił się
prawdy. Dlaczego z Dylanem tak łatwo było zrozumieć, co ich
łączyło? Chłopak wszystko komplikował.
Gdy
ich relacja ograniczała się do seksu wszystko było łatwiejsze.
Ale z drugiej strony miło było znaleźć kogoś, kto opiekowałby
się nim w taki sposób. Samuel po raz pierwszy doświadczył czegoś
takiego i w końcu podniósł wzrok na Dylana i uśmiechnął się
lekko, chociaż to było naprawdę trudne. Musiał walczyć ze sobą,
żeby nie stchórzyć.
Siedział
za kotarą, wśród innych pacjentów, którzy znajdywali się na
osobnych łóżkach.
– Podamy
znieczulenie miejscowe i zszyjemy – powiedział lekarz, już nie
zwracając uwagi na Dylana, który stał nieopodal. – Nie jest to
wielka rana, ale kilka szwów będzie pan miał – oznajmił, a
Roberts znowu zrobił tę minę w stylu: „a nie mówiłem?”. –
Odkażę panu ranę, później ją zaszyję i za siedem dni zgłosi
się pan na konsultację. Opatrunek, który panu założę, będzie
trzeba zmieniać, bo z rany będzie wydobywała się wydzielina –
mówił, tłumacząc Samuelowi postępowanie w przypadku zmiany
opatrunku.
Nie
trwało to zbyt długo, chociaż zdążyli się trochę wynudzić.
Lekarze nie traktowali ich jako priorytet, przez co ze szpitala
wyszli po ponad godzinie. Przez całą drogę powrotną Dylan mówił
mu o zupełnie nieistotnych rzeczach. Samuel go nie słuchał. Albo
inaczej – słuchał, ale nie ze zrozumieniem. Lubił jego ton
głosu, w dziwny sposób potrafił go uspokoić. Z kolei Roberts nie
chciał teraz poruszać poważnych tematów, więc mówił
kochankowi, co mu ślina na język przyniosła.
– Ręka
prawie nie boli – oznajmił Samuel, niezwykle zadowolony z faktu,
że nie dość, że był już po wszystkim, to nie spotkał po drodze
nikogo, kogo by znał.
– I
do czego to ma zachęcić? – zaśmiał się Dylan, parkując
samochód. Obrócił się w stronę Samuela i spojrzał na niego. –
Dzisiaj byłem na ciebie zły – przypomniał, jakby musiał to
robić, bo uważałby że Sam ma problemy z pamięcią.
– Ja
na ciebie też. – Samuel nawet nie mrugnął, gdy w słabym świetle
ulicznych latarni obserwował niebieskie spojrzenie Dylana. – Ale
już nie jestem. Ty też.
– Nie
– odpowiedział i mimowolnie się uśmiechnął. – Ale Mike to
mój przyjaciel. Myślałem, że mi pomożesz – dodał,
najwidoczniej decydując się na tę rozmowę nim znajdą się w
mieszkaniu.
Samuel
westchnął ciężko i przetarł oczy. Naiwnie wierzył, że zapomną
o dzisiejszej kłótni i już nigdy do niej nie wrócą, a głupi
przyjaciel Dylana nie wpakuje się więcej w żadne kłopoty. Samuel
chyba zupełnie nie wiedział, na czym polegało bycie w związku.
Zwykle unikał tego typu spięć z osobami, z którymi spał. Kiedy
te zaczynały za bardzo angażować się w ich relację, odpuszczał
i wycofywał się. Tylko w przypadku Dylana postąpił inaczej.
– Zrozum,
że sam miałem spore problemy. Każdy pilnuje siebie – powtórzył
sucho, już nie mając wątpliwości, że ten argument w żaden
sposób nie przekona Robertsa. To wszystko czasami bywało tak
irytujące.
Jeeej, Samuel był w tym rozdziale taaaki cudowny! Fragment, w którym zarumienił się na widok Dylana czytałam chyba z dziesięć razy! Nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu gdy sobie wyobraziłam jak z niezbyt inteligentną miną uciska to ramię, cały czerwony na twarzy! A jeszcze potem to ''n-nie''... Boooże, jakie urocze!
OdpowiedzUsuńNo dobra, może ''uroczy'' nie bardzo pasuje do takiego dużego, groźnego murzyna... ale w tym rozdziale był taki słodziutki, że nie umiem znaleźć innego określenia!
Później jeszcze Dylan wyskoczył z tym ''skarbie''! ^^'
No i to, jak Sam nakrył swoją dłonią dłoń Dylana... I splótł z nim palce! Niby nic, a jak cieszy!
To zdecydowanie jeden z moich ulubionych rozdziałów. Jest taki przyjemny i lżejszy od poprzednich. No i ważne, że Mike'owi nic się nie stało, a nawet udało mu się jeszcze zarobić. Wciąż mi go szkoda i naiwnie wierzę, że jednak jest zdrowy :|
A wracając do mojej ulubionej parki... nie mogę się doczekać, aż wyznają sobie uczucia (jeśli w ogóle to zrobią, ale liczę, że tak)! I mam nadzieję, że Samuel zareaguje tak uroczo jak na widok Dylana w bodystockingu (zakładając, że to Roberts pierwszy mu te uczucia wyzna :P).
Życzę Szczęśliwego Nowego Roku i mnóstwa weny!
S.
Złość chłopakom minęła, ale Roberts tak łatwo nie odpuści :) Czeka Cię kazanie Sam :) Trochę to przykre że Sam tak się boi ujawnienia ich związku, ciekawe co takiego musi się stać żeby zmienił swoje podejście? Dobrze że Mike się odnalazł, żal mi tego chłopaka, mam nadzieję że się rzeczywistoście ogarnie. No i niepokoi mnie wizyta dziewczyny Taylora - czyżby szykowała jakąś zemstę? Czekam też z niecierpliwością na striptiz Dylana, to bodystocking nieźle podjarało Sama :) Najlepsze życzenia na Nowy Rok dziewczyny :)
OdpowiedzUsuń1 rozdział Clasha na 3 rozdziały Lingerie...
OdpowiedzUsuńUroczy Samuel to chyba zepsuł sobie image ...:-)
OdpowiedzUsuńOstatnio zdenerwowałam się na chłopaków, ale myślę - mam nadzieję - że to wszystko przepracują. Czasami tylko wychodzi z nich brzydki, mało szlachetny tchórz. Dobrze, że jest w nich też ciepło i wzajemna troska. Pytanie, co wygra.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, jak poprowadziłyście wątek Fatimy, odsuwając go najpierw i przywracając teraz, dzięki temu napięcie fajnie się rozkłada, a całość naprawdę wciąga.
Mam nadzieję, że Samuel kiedyś nie będzie spieprzał rozdziałów swoimi tekścikami w styku: "Każdy pilnuje siebie", i wreszcie zrozumie co to jest związek i się zajocha w Dylanie <3
OdpowiedzUsuńTrochę mi się nazbierało zaległych tekstów u Was, więc powoli (w ramach noworocznego odżywania blogowego) zabieram się do nadrabiania komentarzowego. Zaczynam od „Lingerie”, bo jakoś mi spokoju nie daje.
OdpowiedzUsuńStraciłam sympatię do Dylana na całej linii – chyba nietrudno się domyślić, w którym momencie. I o ile jeszcze atak na Fatimę mogę tłumaczyć emocjami (wyjątkowo głupie i parszywe to usprawiedliwienie, na tej zasadzie każdy może pobić każdego, bo akurat mu humor wysiadł), o tyle późniejszy brak jakichkolwiek wyrzutów sumienia, niesmaku do siebie etc. sprawa, że Dylan staje się dla mnie paskudnym małym gnojkiem, który nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa, ewentualnie tymi, których lubi. Gdy już kogoś nie lubi, empatia, poszanowanie cudzego życia / ciała czy zwykłe hamulce moralne zostają zawieszone. Za to mam szczerą ochotę skopać mu tyłek – i przez to właśnie po cichu liczę, że Fatima znajdzie sposób, by mu się odpłacić pięknym za nadobne. Pobił ją, zabił jej dziecko (z jej punktu widzenia, jako osoby, która tego dziecka chciała, to jest dziecko, nieważne, w którym miesiącu ciąży była) – bo co? Bo facet, z którym się związała, wcześniej był z Dylanem i Dylana rzucił? Specjalnie nie wspominam o śmierci Taylora – to w jakiś sposób można uznać za rozgrywki między nimi dwoma. Ale atak na osobę trzecią (i czwartą) jest tu wyjątkową podłością, i to taką diabelnie niską – w końcu sam Dylan przyznaje, że Taylora nie zaatakuje, bo nie ma szans, ale z Fatimą (jako kobietą, jako ciężarną) sprawa wygląda inaczej.
Tak, mam ochotę przerobić Dylana na trociny. Wyszedł z niego niesamowity hipokryta: dla samego siebie domaga się uszanowania własnych potrzeb, odmienności, uczuć, ale gdy to samo trzeba zastosować wobec drugiej osoby – a po co?
Fatima, trzymam za ciebie kciuki. W momencie gdy Dylan zrobił to, co zrobił, sam stracił prawo do oczekiwania, że będzie traktowany jak człowiek.
Straciłam również sympatię do Samuela (choć miałam jej znacznie mniej). Po pierwsze, dlatego że z tego, co się wydarzyło, wyszło mi coś takiego: deklarowana przyjaźń z Taylorem (a dalej, jak podejrzewam, przyjaźń z kimkolwiek) jest funta kłaków warta. Tego, co stwarza przyjaźń, Samuel najwyraźniej nie zna i nie stosuje; skoro wystarcza jedna zgrabna dupa, znana krótko i głównie łóżkowo, by bez wahania poderżnąć tak zwanemu przyjacielowi gardło i nie mieć potem żadnych wyrzutów czy żalu – no to co tu komentować. Przy czym do Samuela mi to pasuje, w tym sensie, że widać, jak życie w gangu usunęło w nim pewne emocje, myśli czy odczucia, które warunkują nawiązanie rzeczywistej przyjaźni czy więzi z ludźmi. To po prostu potwierdzenie tego, czego należałoby się spodziewać – niedopuszczania innych zbyt blisko, gotowości do usunięcia w razie potrzeby niewygodnych czy spalonych współpracowników, ciągłej czujności w kontaktach z ludźmi. Dodatkowym elementem potwierdzającym jest moje „po drugie” – reakcja na problemy Mike’a. Nieumiejętność wyjścia poza sprawy seksu i takiego „jesteś mój, więc masz się ograniczyć tylko do mnie”, niezdolność do zrozumienia tych dość naturalnych dla przyjaźni elementów (troska, współczucie, gotowość odsunięcia na chwilę własnych przyjemności, by być z drugą osobą, gdy ona tego potrzebuje), niechęć przyjęcia do wiadomości, że na trochę innym poziomie Dylanowi może zależeć na jeszcze kimś – to wszystko składa mi się na społeczne upośledzenie Samuela, upośledzenie, które nie powinno dziwić u członka gangu.
UsuńAle elementy takiego upośledzenia u Dylana są już dla mnie czymś znacznie gorszym – bo Dylan, sam przecież należący do mniejszości (i to w mniejszości! Podwójna dyskryminacja, podwójne odrzucenie, również przez swoich!), taki „żyj i daj żyć innym”, wyradza się w coś paskudnego. W najmniejszym stopniu nie potrafię (i nie chcę) go usprawiedliwiać. Atak na Fatimę (nawet gdyby nie była w ciąży) to coś parszywego i życie powinno mu się jakoś za to odpłacić.
Mam po cichu nadzieję, że takie kreacje były z Waszej strony zamierzonym działaniem, a nie efektem wymknięcia się sytuacji (kreacji) spod kontroli. Samuel, jak wspominałam, pasuje mi tu bardzo dobrze (w negatywnym sensie) – raczej zrobiłabym dość dziwną minę, gdyby okazał się słodkim, troskliwym i wrażliwym na cudzą krzywdę misiem, zwłaszcza że od początku sygnalizowane było co innego. To raczej Dylan jest jego wyłamaniem się z „norm” – i ciekawa jestem, w którym momencie i w jakim stopniu przyjdzie Samuelowi ponieść tego konsekwencje. W końcu żyje i działa w gangu, w którym zasady ustanawiają silniejsi, a wszelkiego rodzaju słabości mogą okazać się dla kogoś nielubiącego Samuela świetnym punktem zaczepienia przy próbach wyeliminowania go.
Co do Dylana – jestem ciekawa, jak to dalej poprowadzicie. Bo Dylan najwyraźniej przekroczył pewne własne granice, i to w taki sposób, że niemożliwe jest cofnięcie się i bezkarny powrót do tego, co było wcześniej. Więc czekam. Tym bardziej że trochę wątpię w siłę (i wartość) uczuć ich obu – podejrzewam raczej, że w przypadku Samuela mocniej zadziała instynkt samoobronny (i związana z tym potrzeba zachowania pewnych pozorów), a u Dylana – egotyczny, porywczo-bezmyślny i nastawiony na takie „ja, mnie, moje, dla mnie, mnie się należy” charakter.
Przy okazji, jeszcze jeden powód, dla którego Dylan mnie zirytował: jego stosunek do Mike’a. Nie mówię o udzielonym w ostatnich rozdziałach wsparciu i trosce – to jak najbardziej zaliczam Dylanowi na plus. Nie, myślę o tych wcześniejszych sytuacjach, gdy Dylan kwitował Mike’a, jego styl życia i jego partnerów mało pochlebnymi słowami. Mike jako nieudacznik, jako nudziarz, wybierani przez niego partnerzy jako nudziarze etc. – no jasne, Dylan, jasne, lepiej sypiać sobie z takimi, którzy zabijają ludzi (i ślicznie udawać, że się tego nie widzi, nie domyśla, nie rozumie). I oczywiście, łatwo patrzeć trochę z góry (a tak, w moim odczuciu, Dylan patrzy) na faceta, który musi ciężko harować na utrzymanie, gdy samemu ma się wygodną posadkę u mamusi, taką, że jak trzeba, to można sobie nagle wyjechać, zaszaleć, nie przejmować się, czy starczy od pierwszego do pierwszego. Im bardziej się Dylanowi przyglądam w kolejnych rozdziałach, tym bardziej mam przed oczami rozpieszczonego chłopaczka z zamożnej rodziny, który zwyczajnie miał w życiu za dobrze – i nawet z tych sytuacji, gdy teoretycznie nie było mu za dobrze (odmienna orientacja seksualna, odmienne preferencje ubraniowo-stylowe), nawet z nich nie potrafił wynieść jakiejś większej wrażliwości i empatii. OK, gdy jego bliskim dzieje się krzywda, reaguje. Ale nie reaguje, gdy krzywda dzieje się innym – więcej, sam się do tej krzywdy przyczynia.
UsuńJedyne, co jeszcze choć trochę ratuje Dylana w moich oczach, to jego gotowość do wspierania przyjaciela. Ale Mike jest jeden, a reszty świata nieco więcej, więc to jednak trochę za mało.
Podoba mi się to, że nie przesładzacie relacji Dylana z Samuelem. Podoba mi się też to, że sceny seksu – które w pierwszych rozdziałach wydawały się wręcz dominować w całej historii – teraz przestały się tak wyraźnie wybijać na pierwszy plan. Zmieniła się trochę rzeczywistość, doszły inne sprawy, inne problemy – i seks czasem musi ustąpić. Napięcie i wzajemny erotyczny odbiór bohaterów nadal są obecne, ale obecny jest też świat dookoła i niespodzianki, jakie serwuje. To dodaje realizmu.
Decyzja o poszukaniu bety to bardzo dobre rozwiązanie, bo niestety literówki, wpadki gramatyczno-składniowe i czasem stylistyczne dalej Wam się zdarzają. Myślę, że sprawna beta wyłapie to wszystko i wyprostuje. Swojej kandydatury nie zgłaszam, bo wiem, że zwyczajnie nie wyrobiłabym czasowo (szczególnie biorąc pod uwagę Waszą częstotliwość publikowania), ale za to trzymam kciuki za nawiązanie udanej współpracy z odpowiednią osobą :) I przy okazji tej okazji – gratuluję 60 postów! A urlop od komputera i/lub Internetu rozumiem, przyjemna sprawa, i dla oczu, i dla mózgu.
UsuńPodsumowując uwagi odnośnie samego „Lingerie”: pewne elementy budzą nadal moje wątpliwości (Dylan!), ale zakładam, że jest to zamierzone. Z takimi ostatecznymi uwagami poczekam do zakończenia historii, bo dopiero wtedy będę mogła zobaczyć, co zaplanowałyście i jak to pokazałyście. W tej chwili odbieram „Lingerie” jako prostą (choć zawierającą elementy bardziej skomplikowane, które na razie jeszcze się rozwijają – co się z nich wykluje, zobaczymy) historię obyczajowo-sensacyjną, taką do czytania dla odprężenia, gdy ma się ochotę na trochę dobrej rozrywki. Myślę, że pod tym względem jest udana. Brakuje mi tylko trochę jakiegoś szkicu miasta, żeby osadzić bohaterów bardziej w przestrzeni (wiecie, że w tej chwili za nic nie pamiętam, gdzie Dylan i Samuel mieszkają? Nie zostało mi w pamięci nic, co budowałoby mi w głowie ich miasto). Za to budowanie napięcia i żonglowanie momentami „spokojnie / niespokojnie”, „rozluźnienie / natężenie”, „pewne / niepewne” wychodzi Wam ładnie, można poczuć dreszczyk :)
Na razie, niebawem odezwę się przy „Świadomości” (która nadal jest moim numerem jeden u Was).
Hej laski! Kiedy jakiś post? Czyżby znów olanie bloga?
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na więcej. Kocham to czytać, macie taką lekką ręke do pisania że milusio się to czyta. Mam nadzieje że niedługo pojawi się następny rozdział. Trzymajcie się!
OdpowiedzUsuń