czwartek, 31 grudnia 2015

13. Lingerie: Bodystocking

 To już ostatni post w tym roku. Przez to sześć miesięcy, ukazało się tutaj dokładnie 60 postów. Mamy nadzieję, że kolejny rok będzie równie owocny w publikacje, że spodobają się Wam nasze kolejne opowiadania i że komentujących czytelników będzie przybywać. 
Do tej pory blog naliczył równo 500 komentarzy i około 140 000 wyświetleń. Oby te liczby rosły dalej, bo są dla nas ogromną motywacją.
A my, drodzy czytelnicy, życzymy Wam (i sobie też), by nadchodzący rok 2016 okazał się lepszy pod każdym względem od poprzedniego. :) Szczęśliwego Nowego Roku, kochani! 

Rozdział 13. 
Bodystocking 



Dylan przez cały dzień jeździł to do mieszkania Mike'a, by sprawdzić, czy przyjaciel na pewno już nie wrócił, to kręcił się w okolicach klubu Fubaru. Na dalsze poszukiwania brakowało mu jednak pomysłu, skontaktował się nawet z siostrą przyjaciela, ale nie chciał jej wciągać w szczegóły. Powoli zapadał wieczór, a Mickey wciąż nie odpowiadał. Jakby zapadł się pod ziemię. Z chwili na chwilę tracił nadzieję. Najgorsze było to, że nie miał przecież żadnych kontaktów. Nie to co Samuel, pomyślał z niechęcią.
Gdy stał pod blokiem przyjaciela, postanowił jeszcze raz do niego zadzwonić. Nie wiązał z tym jednak zbyt dużych nadziei. Westchnął ciężko, gdy znów odpowiedziała mu poczta głosowa.
– Kurwa – przeklął i oparł głowę o zagłówek fotela. Nagle jednak w samochodzie rozbrzmiał dźwięk dzwonka telefonu. Od razu sięgnął do niego, ale i tu czekało go rozczarowanie. Mama.
– Kochanie, wróciłeś już z wakacji? – zapytała, bo gdy przez wydarzenia z Taylorem on musiał chwilowo osunąć się po ziemię, powiedział jej, że wyjeżdża do Nowego Jorku na jakiś czas ze swoim nowym chłopakiem. Nie zdołał wymyślić lepszego kłamstwa, a pomysł wyjazdu zapewniał mu święty spokój. W końcu jednak, gdy Samuel wrócił, napisał mamie, że lecą do Los Angeles. Nie zdążył się z nią spotkać przez to, co się stało z Mikiem.
– Tak mamo, wpadnę jutro do ciebie, co? – zapytał, czując, że brak mu sił na takie rozmowy.
– Dobrze, kochanie. Podobało ci się? Przedstawisz mi w końcu swojego chłopaka? – szczebiotała w dość irytujący sposób, ale Dylan od razu po żywym tonie jej głosu wyczuł, że kobieta wracała do zdrowia. Wcześniej regularnie rozmawiali. Dylan nudził się w mieszkaniu, więc dzwonił do rodziców. Był na bieżąco z postępami w leczeniu jego mamy, która stawała się coraz silniejsza, z czego naprawdę się cieszył.
Nie widział jednak Samuela, jego mamy i taty przy jednym stole, przy kawie, herbacie i cieście. Aż uśmiechnął się pod nosem. Nie, to nie było dla Faulknera.
– Może kiedyś – westchnął. – Fajnie było – dodał i zagryzł wargę, zdając sobie sprawę, że taki wyjazd z Samem naprawdę mógłby być ciekawy. – Sam... mamo, on się jeszcze nie wyoutował, więc to może być ciężkie – wyjaśnił, nie chcąc, by jego mama naciskała.
– Och, naprawdę? – zapytała jakby z zawodem. – A... to nie będzie chciał nas poznać? Przecież my nikomu nie powiemy z twoim ojcem. Już tak dawno nie przedstawiałeś nam żadnego swojego chłopaka. Martwię się i chcę, kochanie, żebyś był szczęśliwy.
Dylan uśmiechnął się pod nosem.
– Jestem, mamo – powiedział i westchnął ciężko. Zdał sobie sprawę, że gdyby nie zaginięcie Mike'a, byłby naprawdę szczęśliwy. – Nie martw się, może w końcu go poznasz. Najpierw muszę z nim o tym porozmawiać.
– Wszyscy już tutaj za tobą tęsknią. Wracaj do nas szybko, bo nie było cię ponad miesiąc! – zawołała. Nie odczuł tak rozłąki, bo przecież regularnie byli w kontakcie, ale mimo wszystko i tak chciał ją zobaczyć. – Tak w ogóle, pytała o ciebie jakaś dziewczyna. Była trochę dziwna, wiesz, kochanie? Taka... sama nie wiem. Nie chciała powiedzieć, o co chodziło, ale na pewno nie o zabiegi.
Dylan aż zamarł. Zwilżył wargi, zaciskając dłoń mocniej na telefonie. Dziewczyna...?
– Jaka? – zapytał, czując, jak mu serce wali w piersi. – Murzynka? – dopytał.
– Tak, niewysoka taka. Wiesz, o kogo chodzi? Podałam jej twój numer telefonu, ale nie wiem, czy już dzwoniła. Bo przyszła dopiero przedwczoraj.
– Co?! – aż krzyknął. – Mamo! Nikomu obcemu nie podawaj mojego numeru telefonu! – pisnął, zaczynając się naprawdę denerwować. – Nigdy, nikomu, rozumiesz? To jest... taka dziewczyna, nie lubi mnie. Była mojego byłego – wyjaśnił, dobrze wiedząc, że mama zaraz będzie dociekać, kim ona dokładnie jest.
– Ale... jak to? – Jego mama zawahała się. Zaskoczył ją wybuch syna, którego często szykanowali, zwłaszcza w szkole, ale teraz sądziła, że Dylan miał już takiego rodzaju akcje za sobą.
– O co jej chodzi?
– No myśli, że z jej faceta zrobiłem geja – wymyślił na poczekaniu. – Nic takiego, mamo, nie denerwuj się, ale następnym razem nic nikomu nie mów – ostrzegł ją.
– Przepraszam, kochanie. Ja... nie wiedziałam. Myślałam, że chodzi o jakieś twoje interesy. Nie chciała nic powiedzieć, ale mówiła, że to ważne.
– Chce się zemścić – wyjaśnił jej najkrócej jak umiał i nagle usłyszał w słuchawce piknięcie, świadczące o tym, że ktoś próbował się z nim skontaktować podczas rozmowy. – Dobrze, mamo, ja będę kończyć. O nic się nie martw.
– Ale... Nic ci nie zrobi, prawda? Następnym razem jak tutaj przyjdzie, już jej pokażę! – krzyknęła z oburzeniem. – Poczekaj, niech no tutaj tylko przyjdzie! Ona mnie już popamięta. Nie twoja wina, kochanie, że mężczyźni za tobą szaleją – dodała z niejaką dumą. Nigdy nie miała problemu z homoseksualizmem swojego syna, bo od najmłodszych lat podejrzewała, że Dylan nie wyrośnie na heteryka. Nigdy nie interesowały go dziewczyny w takim stopniu, jak powinny. Miała więc ponad dwadzieścia lat, żeby oswoić się ze świadomością, że jej syn zostanie gejem. I była z tego dumna. Nigdy nie pozwoliła śmiać się swoim koleżanką z odmiennej orientacji seksualnej, zawsze wyrażała się o synu z matczyną nieskromnością.
– Nie mamo! – powiedział niemal z przerażeniem. – To histeryczka, jeszcze ci coś zrobi. A wtedy to chyba bym ją znalazł i wytargał za kudły – dodał, bo wiedział, że mama była przeciwna przemocy. – Olej ją, każ jej wyjść i tyle, dobrze? A teraz już muszę kończyć, oddzwonię do ciebie jutro.
– Przyjedź w końcu. Chcę zobaczyć swojego syna po miesiącu rozłąki! – oznajmiła z pretensją, która zaraz zniknęła, na rzecz ciepłego pożegnania. Dylan w końcu się rozłączył i zdał sobie sprawę, że dzwonił do niego Mike. Błyskawicznie wybrał jego numer i zatelefonował.
– Mike! – krzyknął, gdy przyjaciel odebrał. – Gdzie jesteś, do cholery?!
– Dlaczego tak często do mnie dzwoniłeś? – zapytał chłopak nieco bełkotliwym tonem. Najwyraźniej dla niego impreza wciąż jeszcze trwała. Albo miał kaca tak dużego, że nie potrafił wyraźnie mówić. Mimo wszystko Dylan ogromnie się cieszył, że w końcu Mike się odezwał.
– Jesteś w domu? – zapytał od razu. – Boże, Mike, jak dobrze że nic się ci nie stało. Martwiłem się, ty idioto! Myślałem, że coś ci zrobił. Ty debilu, jak ja cię czasem nienawidzę – szybko od strachu przeszedł do złości.
– Mam pieniądze – oznajmił Mike cicho, ale bez triumfu. W jego głosie słychać było przede wszystkim zmęczenie, Dylan od razu zrozumiał, że zagrożenie minęło, nie mógł być z tym obrzydliwym człowiekiem, który szukał młodych, chętnych zarobić kochanków.
– I? Nic ci nie jest? – zapytał cicho, mając ochotę jednocześnie pobić Mike'a jak i go przytulić. – Zabiję cię jak się spotkamy – zagroził mu.
– Przepraszam, że nic ci nie powiedziałem – rzucił cicho, z wyraźną skruchą w głosie. Co jak co, ale Dylan się o niego martwił i chciał mu pomóc. Bardzo to doceniał, zwłaszcza teraz. – To wszystko było takie... kurwa, jakbym nie był w takiej sytuacji, nigdy bym na coś takiego nie poszedł. Czułem się jak pieprzona dziwka. Zagadał mnie, ja się dałem urobić, bo byłem pijany. On zaczął mi mówić o pieniądzach, jednej nocy... No i pojechałem z nim na tę jedną noc. Zapłacił mi od razu, wyobrażasz to sobie? Jak teraz o tym myślę, mogłem się wystawić jak na tacy, a on by mnie zgwałcił, a później kopnął w tyłek – mówił cicho, a Dylan już wiedział, że przyjaciel miał potwornego kaca. Zapewne dręczyły go też wyrzuty sumienia.
– Ważne, że nic ci nie jest – powiedział i odetchnął ciężko. – Wiesz jaką awanturę zrobiłem Samuelowi? – mruknął, spoglądając przed siebie, na jakąś kobietę pchającą wózek z dzieckiem. Jakoś tak momentalnie pomyślał o Fatimie. – Pokłóciłem się z nim o ciebie.
– O mnie? – Mike nie zrozumiał. – Pewnie twój facet mnie nienawidzi, że mu spieprzyłem wieczór, co? – zapytał drwiąco, a zaraz jęknął cicho. – Kurwa, ale kręci mi się w głowie. Chyba dał mi jeszcze jakieś prochy. Głowa mi pęka. Tak w ogóle skorzystałem z tego, co mi się przytrafiło. Uprawiałem z nim seks bez gumy – dodał z zadowoleniem, tonem, którego Dylan nigdy wcześniej u niego nie słyszał.
Dylan aż jęknął. Nie miał pojęcia, co się działo z Mikiem... nigdy wcześniej się tak nie zachowywał!
– Ty idioto, wiesz, że to wciąż niebezpieczne? Co, jakby miał coś innego, nie tylko HIV'em można się zarazić przez seks!
W słuchawce zapanowało milczenie. Mike nie odzywał się przez dłuższą chwilę, aż w końcu zrobił coś, co jeszcze bardzie zirytowało Dylana:
– A ty? Mam nadzieję, że jesteś mądrzejszy ode mnie.
– Mike! Kurwa, całą noc się martwiłem o ciebie! Dzisiaj nic innego nie robię, tylko jeżdżę i cię szukam! – krzyknął do słuchawki. – Weź się w końcu ogarnij, bo już mam dosyć! Naprawdę myślałem, że coś ci się stało!
Kolejne milczenie było jeszcze bardziej wymowne i Dylan już wiedział, że jego słowa dotarły tam, gdzie powinny. Mike odchrząknął i przeprosił, zbierając się w końcu na odwagę, żeby podziękować Dylanowi za wszystko, co dla niego zrobił. Słowa przyszły same i chyba obaj byli tym faktem zaskoczeni, bo Mike zaczął przytaczać nagle sytuacje z początków ich znajomości. Właśnie dlatego przypomnieli sobie, dlaczego zaczęli się przyjaźnić. I że byli dla siebie tak bardzo ważni.
– Dzisiaj będę sobie powoli umierał, ale od jutra zabieram się za szukanie pracy – obiecał jeszcze Mike.
Dylan uśmiechnął się pod nosem.
– A później pójdziesz do lekarza się zbadać – powiedział jeszcze i westchnął ciężko. – Trzymaj się Mike, jak coś będzie nie tak, dzwoń, rozumiesz? – zapytał, ciesząc się, że jego przyjaciel wreszcie zaczął zbierać się do kupy.
– Dzięki, Dylan. Naprawdę jeszcze raz ci dziękuję, stary. Za wszystko – dodał i w końcu się rozłączyli. Dylan po tej rozmowie od razu się uspokoił. Świadomość, że Mike był już bezpieczny, sprawiła, że na pierwszy plan wysunął się inny problem – Samuel.
Bał się wrócić do mieszkania, bo czuł, że czeka go kolejna konfrontacja z mężczyzną. Wiedział jednak, że powinien go przeprosić za powiedzenie mu wielu gorzkich słów. Prawda w ich kłótni leżała gdzieś pośrodku, on nie powinien go obrażać, a Samuel, chociaż w małym stopniu, powinien okazać mu wsparcie w poszukiwaniu przyjaciela.
W mieszkaniu jednak nikogo nie było. Samuel najwyraźniej nie wrócił odkąd rozstali się w południe i jak Dylan pamiętał, Faulkner miał pojawić się dopiero w nocy albo nad ranem. Nie pozostało mu więc nic innego, jak na niego zaczekać. Postanowił pojechać do swojego mieszkania, żeby spakować trochę więcej ubrań. Z tego całego pośpiechu miesiąc temu, zapomniał wielu potrzebnych rzeczy.
Uśmiechnął się, kiedy odkopał w szafie dawny prezent od Faulknera – figi z dziurą w strategicznym miejscu. Aż zaśmiał się pod nosem i spakował je do walizki. Przebierał jeszcze chwilę aż odnalazł swój dawny bodystocking. Zagryzł wargę, przeglądając cienki materiał, miał jeszcze metkę, nigdy wcześniej go nie nosił. Pamiętał, że kupił go kiedyś dla Taylora, ale wstydził się go założyć, bo mężczyzna raczej nie był otwarty na zbyt wiele innowacji w łóżku. Nie myśląc wiele, spakował go. Zabrał jeszcze kilka innych, ciekawych rzeczy, które mogą im się przydać, po czym uprzątnął jeszcze w mieszkaniu i wrócił do apartamentu Samuela.
Spróbował się do niego dodzwonić, ale niewiele się zdziwił, gdy kochanek nie odebrał. Nie miał pojęcia, ile będzie musiał na niego czekać. Postanowił więc wziąć długi prysznic, żeby się przygotować. Ubrał przygotowane wcześniej bodystocking, po czym zabrał się za przygotowanie wszystkiego, co może być im potrzebne na wieczór. Kupił truskawki i bitą śmietanę. Pościelił łóżko, porozstawiał świeczki i zapalił je. Miał tylko nadzieję, że Samuelowi nie zejdzie długo w pracy. Może i tymi przeprosinami tylko pokazywał, że faktycznie ich związek (o ile to w ogóle mógł go tak nazwać) opiera się całkowicie na łóżku, ale wiedział, że gdy tylko Faulkner go zobaczy, złość mu minie. Gdy skończą się kochać, porozmawiają, o to już Dylan zadba.
Żeby zabić czas, zadzwonił do Mike, z którym przegadał dobrą godzinę, aż w końcu koło północy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.
Aż się uśmiechnął do siebie i zagryzł wargę. Świeczki dalej się paliły, a w pomieszczeniu panował mrok. Siedział na środku zaścielonego bordowym kocem łóżka (zabrał narzutę ze swojego mieszkania) i czekał, aż kochanek tu zajrzy. Ten jednak jak na złość nie wchodził do sypialni. Zaczął się tłuc w kuchni i Dylan nie wytrzymał.
Zniecierpliwił się i wstał, żeby spojrzeć, co się działo. Wszystkie światła była zapalone, a Samuel stał w kuchni przy zlewie i obmywał sobie ramię. Był w samej jasnej koszulce, na której Dylan dostrzegł czerwone ślady.
– Jesteś ranny – zauważył mądrze i podszedł do niego przerażony, w ogóle nie przejmując się swoim skąpym, prześwitującym strojem. Samuel spojrzał w stronę sypialni, z której wyszedł kochanek i, gdy zobaczył, w co chłopak był ubrany, zaczerwienił się, nie mogąc ukryć zawstydzenia. Nigdy nie widział z bliska takiego stroju. Kochanek nie dość, że miał na sobie koronkowe body, to w dodatku ubrał obcasy. Wyglądał niesamowicie, jak najlepszy aktor z pornosa. A on stał jak głupi, zapominając nawet o swojej ranie, którą w ostatnim przejawie trzeźwości umysłu, uciskał, żeby zatamować krwawienie. – Mocno? – zdenerwował się Dylan, stając przy nim i wpatrując się w długą, głęboką ranę na ramieniu.
– N-nie. – Samuel zaczerwienił się jeszcze bardziej, czując się jak nastolatek, który pierwszy raz miał do czynienia z seksem.
Dylan spojrzał na niego zdziwiony, ale po chwili się zaśmiał, od razu zauważając, że spodobał się kochankowi. Uwielbiał to uczucie, kiedy wiedział, że jest pożądany.
– Czekałem na ciebie – powiedział, nim jeszcze zdążył przyjrzeć się zranieniu Faulknera. Dotknął jego ramienia, przyciągając je bliżej siebie. Aż się skrzywił. – Sam, to trzeba jechać do szpitala! – prychnął.
– To nic, zahaczyłem o blachę. Naprawdę nic wielkiego – powiedział z energią, której jeszcze w południe nie sposób było u niego usłyszeć. Zwilżył wargi, nie odrywając wzroku od ciała Dylana. Na kroczu znajdowało się wycięcie i penis kochanka prezentował się w całej okazałości. Chociaż rana rwała tępym bólem, nauczył się go już tłumić. – Podaj mi apteczkę i będzie okej – rzucił i wskazał na jedną z półek, w której trzymał bandaże i gazy.
– Sam! – prychnął, nie puszczając go. – To trzeba zaszyć! Jest zbyt głębokie! Może ci się wdać zakażenie! – warknął i spojrzał na niego groźnie, zupełnie jak podczas ostatniej kłótni. – Nie ma mowy, ubieram się i jedziemy – zawyrokował i nie czekając na jego odpowiedź, stanął jeszcze na palcach, pocałował go lekko w usta, po czym odwrócił się i odszedł szybko, by coś na siebie założyć.
Faulkner stał i wpatrywał się w drzwi do sypialni, za którymi zniknął Dylan. Ta zmiana w jego zachowaniu zupełnie go zaskoczyła. Spodziewał się bardziej kłótni i kolejnych zarzutów, ale wyglądało na to, że przyjaciel się odnalazł.
Dylan wrócił dopiero po chwili. Miał na sobie spodnie dresowe ze ściągaczami przy kostkach i szeroką bluzę. Spojrzał na kochanka zdenerwowany, kiedy sięgał po klucze do samochodu.
– No chodź! Musi ci to lekarz opatrzyć! – pogonił go i uśmiechnął się, widząc zaskoczoną minę Faulknera. – Naprawdę ci tego nie odpuszczę. Skarbie, musisz jechać do szpitala – powiedział, dziwnie rozczulony, ale też zaniepokojony. Dzisiaj przeżywał tak skrajne emocje, że sam był już nimi wykończony.
– Skarbie? – zapytał Faulkner z uśmiechem, ale w końcu poszedł za Dylanem, który zabrał portfel i klucze, a później zamknął drzwi.
Roberts obejrzał się za nim i uśmiechnął się pod nosem, nic nie odpowiadając. Wyrwało mu się, ale nie zamierzał tego cofać.
– Boli cię? – zainteresował się Dylan, kiedy weszli do windy.
– Nie jest tak źle. Panikujesz – zarzucił mu z łagodnym uśmiechem. – Masz pod spodem body? – zapytał i zdrową rękę wsunął pod bluzę Dylana. Uśmiechnął się, wyczuwając chropowaty materiał siateczki. Podobał mu się taki strój.
Roberts uśmiechnął się do niego z zadowoleniem.
– Przypominam, że jesteś ranny! – rzucił bardziej już rozbawiony, niż zły. Samuel wcale nie wyglądał na takiego, którego zżerał ból. – Taką niespodziankę dla ciebie przygotowałem, a ty musisz wracać poharatany – mruknął.
– Jakbym wiedział, jak wyglądasz, na pewno uważałbym bardziej – mruknął i pochylił się, żeby go pocałować, ale w tym momencie winda zatrzymała się i w ostatniej chwili odsunął się od Dylana. Na niższym piętrze wsiadła jakaś starsza kobieta, witając się z nimi uprzejmie. Samuel posłał kochankowi spłoszone spojrzenie. Nie chciał, żeby ktoś ich przyłapał. Co by sobie o nim pomyśleli?!
Dylan tylko uśmiechnął się smutno. Zawsze takie zachowanie u kochanka mu przeszkadzało, ale wiedział, że nic z tym nie zrobi, dopóki Samuel będzie w gangu.
– I tak wiedzą, że mnie pieprzysz – nie mógł się jednak powstrzymać przed komentarzem, kiedy już znaleźli się sami i szli do wyjścia z budynku.
– Co? Niby dlaczego? – oburzył się, chociaż zdawał sobie sprawę, że musieli wyglądać dość zabawnie. Na pewno nie jak para przyjaciół. Dylan był zbyt drobny i delikatny, a on wyglądał jak typowy murzyn z gangu. Ludzie nie byli głupi, łatwo mogli domyślić się prawdy.
Dylan obejrzał się na niego i przewrócił oczami.
– Masz rację, myślą, że jesteśmy rodzeństwem – prychnął.
– Przyjaciel się znalazł? – zapytał Samuel, nie chcąc dłużej ciągnąć tego tematu.
– Znalazł – odpowiedział i wyłączył alarm. – Później o tym porozmawiamy – dodał i usiadł za kierownicą.
– Dlatego masz taki dobry nastrój. – Samuel uśmiechnął się lekko, kiedy zajął miejsce pasażera. Dziwnie się czuł, kiedy Dylan prowadził, ale starał się nie zwracać na to uwagi. – Powiedz mu, że jeżeli jeszcze raz z kimś pójdzie, osobiście go wykastruję – dodał, nie mając na uwadze dobra Mike, a swoje i Dylana samopoczucie.
– Z chęcią – powiedział, zerkając ukradkiem na ranę, której nawet nie zabezpieczyli. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jaka to głupota. – Nie wygląda dobrze – stwierdził, zagryzając wargę. – Mam nadzieję, że nic ci nie będzie. Z dzisiejszego seksu nici, Sammy – dodał, jakby musiał to kochankowi uświadomić.
– Dlaczego? – oburzył się mężczyzna, nie rozumiejąc, dlaczego miałby zrezygnować z seksu. To było tylko głupie ramię, nic wielkiego. – I tak cię wezmę – dodał, jakby to było czymś oczywistym. Dylan przecież sam chciał się kochać, ubierając coś tak wulgarnego. Teraz będzie mu tego zabraniał?
– A stanie ci? – zapytał i zerknął na niego, naprawdę zdziwiony. Po czymś takim powinno być mu chyba ciężko. Chociaż... może tylko dla niego ta rana wyglądała na naprawdę poważną, a w rzeczywistości Samuel był już do tego przyzwyczajony?
– Mam wystarczająco dużo krwi, mały, żeby mi stanął – zaśmiał się nagle Samuel i spojrzał na ramię. Krew powoli zaczynała zastygać. Wiedział, że rana nie była niczym poważnym. To Dylan panikował.
– Pewnie będziesz mieć szwy – prychnął. – Mogę się założyć, że je dostaniesz – dodał z pewnością w głosie. – O striptiz. Jak wygram, robisz mi striptiz.
– Wygrasz? Co masz w ogóle wygrywać? – zapytał Samuel poważnym tonem, starając się nadążyć za tokiem myślenia Dylana. – Zakładamy się o to, czy jakiś głupi lekarz założy mi szwy czy nie? Zresztą jak będę miał szwy – zauważył i pochylił w stronę prowadzącego Dylana – to ty powinieneś się mną zająć, a nie na odwrót.
– Bo wciąż nie wierzysz, że to jest poważne! – wytknął mu i spiorunował go wzrokiem. – Bagatelizujesz tylko tę ranę – prychnął, ale uśmiechnął się pod nosem. – A jak chcesz, żebym się tobą zajął? – kontynuował rozmowę i położył mu dłoń na udzie.
Samuel od razu zakrył ją swoją większą, ciemną ręką. Splótł z nim palce, starając się nie zwracać uwagi na to, jaki ten gest był intymny i czuły. Nigdy wcześniej nikogo nie dotykał w taki sposób z własnej woli. Wiedziony instynktem, którego wcześniej u siebie nie odkrył.
Po zabudowaniach poznał, że już dojeżdżali do szpitala. Dylan wybrał ten najbliżej mieszkania Sama. Dopiero kiedy mężczyzna zdał sobie z tego sprawę, zrozumiał, jak kochanek świetnie znał Los Angeles. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, bo musiał przyznać, że ten fakt naprawdę mu zaimponował.
– Możesz mi zrobić striptiz – przyznał spokojnie, nie patrząc jednak na Robertsa. Uznał, że to byłoby już przesadą.
– I miałbym się rozbierać z bodystockingu? – zapytał, parkując samochód. Obrócił się na Samuela i spojrzał na niego z szerokim uśmiechem. Podwinął nagle swoją bluzę, pokazując mu swój lekko umięśniony brzuch okryty prześwitującym, czarnym materiałem. – Naprawdę tego chcesz? – podpuszczał go.
– Tak. Rozbierzesz się z tego dresu i ubierzesz znowu szpilki – mruknął Samuel i wpatrzył się w Dylana z napięciem, nie robiąc jednak nic w stosunku do niego. – Ja będę patrzył, bo jestem ranny – dodał, ciągnąc tę grę dalej. – A później jak nabiorę sił, coś z tym zrobię – dodał i, nie czekając na odpowiedź kochanka, wysiadł z samochodu.
Miał szczerą nadzieję, że nie spotka w szpitalu nikogo znajomego. To byłoby prawdziwym pechem.
Dylan przełknął, a gdy wysiadł z samochodu, Samuel mógł dostrzec rumieniec na jego twarzy. Nic jednak na to nie powiedział, tylko uśmiechnął się pod nosem i ruszył w kierunku wejścia do budynku. Szklane, rozsuwane drzwi otworzyły się przed nimi, wpuszczając do recepcji, która jak na tę godzinę, wydawała się dość pusta. Dylan od razu poszedł zarejestrować kochanka, zupełnie jakby ten nie mógł zrobić tego sam. Jakby zamiast rozciętej rany na ramieniu miał poważny obrzęk głowy. Samuel jednak tego nie skomentował, westchnął ciężko i pozwolił partnerowi się wyręczyć. Pielęgniarka kazała im chwilę poczekać, aż wreszcie przyjął ich lekarz, który obejrzał ranę Samuela i stwierdził, że faktycznie, nadaje się do szycia.
– Widzisz? Mówiłem ci! – syknął Dylan i spiorunował kochanka wzrokiem.
Lekarz zerknął na Dylana badawczo, ale nic nie odpowiedział. Odwrócił się do półki z narzędziami, a Samuel spojrzał na swoje przybrudzone dżinsy. Poczuł wstyd, że mężczyzna domyślił się prawdy. Dlaczego z Dylanem tak łatwo było zrozumieć, co ich łączyło? Chłopak wszystko komplikował.
Gdy ich relacja ograniczała się do seksu wszystko było łatwiejsze. Ale z drugiej strony miło było znaleźć kogoś, kto opiekowałby się nim w taki sposób. Samuel po raz pierwszy doświadczył czegoś takiego i w końcu podniósł wzrok na Dylana i uśmiechnął się lekko, chociaż to było naprawdę trudne. Musiał walczyć ze sobą, żeby nie stchórzyć.
Siedział za kotarą, wśród innych pacjentów, którzy znajdywali się na osobnych łóżkach.
– Podamy znieczulenie miejscowe i zszyjemy – powiedział lekarz, już nie zwracając uwagi na Dylana, który stał nieopodal. – Nie jest to wielka rana, ale kilka szwów będzie pan miał – oznajmił, a Roberts znowu zrobił tę minę w stylu: „a nie mówiłem?”. – Odkażę panu ranę, później ją zaszyję i za siedem dni zgłosi się pan na konsultację. Opatrunek, który panu założę, będzie trzeba zmieniać, bo z rany będzie wydobywała się wydzielina – mówił, tłumacząc Samuelowi postępowanie w przypadku zmiany opatrunku.
Nie trwało to zbyt długo, chociaż zdążyli się trochę wynudzić. Lekarze nie traktowali ich jako priorytet, przez co ze szpitala wyszli po ponad godzinie. Przez całą drogę powrotną Dylan mówił mu o zupełnie nieistotnych rzeczach. Samuel go nie słuchał. Albo inaczej – słuchał, ale nie ze zrozumieniem. Lubił jego ton głosu, w dziwny sposób potrafił go uspokoić. Z kolei Roberts nie chciał teraz poruszać poważnych tematów, więc mówił kochankowi, co mu ślina na język przyniosła.
– Ręka prawie nie boli – oznajmił Samuel, niezwykle zadowolony z faktu, że nie dość, że był już po wszystkim, to nie spotkał po drodze nikogo, kogo by znał.
– I do czego to ma zachęcić? – zaśmiał się Dylan, parkując samochód. Obrócił się w stronę Samuela i spojrzał na niego. – Dzisiaj byłem na ciebie zły – przypomniał, jakby musiał to robić, bo uważałby że Sam ma problemy z pamięcią.
– Ja na ciebie też. – Samuel nawet nie mrugnął, gdy w słabym świetle ulicznych latarni obserwował niebieskie spojrzenie Dylana. – Ale już nie jestem. Ty też.
– Nie – odpowiedział i mimowolnie się uśmiechnął. – Ale Mike to mój przyjaciel. Myślałem, że mi pomożesz – dodał, najwidoczniej decydując się na tę rozmowę nim znajdą się w mieszkaniu.
Samuel westchnął ciężko i przetarł oczy. Naiwnie wierzył, że zapomną o dzisiejszej kłótni i już nigdy do niej nie wrócą, a głupi przyjaciel Dylana nie wpakuje się więcej w żadne kłopoty. Samuel chyba zupełnie nie wiedział, na czym polegało bycie w związku. Zwykle unikał tego typu spięć z osobami, z którymi spał. Kiedy te zaczynały za bardzo angażować się w ich relację, odpuszczał i wycofywał się. Tylko w przypadku Dylana postąpił inaczej.
– Zrozum, że sam miałem spore problemy. Każdy pilnuje siebie – powtórzył sucho, już nie mając wątpliwości, że ten argument w żaden sposób nie przekona Robertsa. To wszystko czasami bywało tak irytujące.

12 komentarzy:

  1. Jeeej, Samuel był w tym rozdziale taaaki cudowny! Fragment, w którym zarumienił się na widok Dylana czytałam chyba z dziesięć razy! Nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu gdy sobie wyobraziłam jak z niezbyt inteligentną miną uciska to ramię, cały czerwony na twarzy! A jeszcze potem to ''n-nie''... Boooże, jakie urocze!
    No dobra, może ''uroczy'' nie bardzo pasuje do takiego dużego, groźnego murzyna... ale w tym rozdziale był taki słodziutki, że nie umiem znaleźć innego określenia!
    Później jeszcze Dylan wyskoczył z tym ''skarbie''! ^^'
    No i to, jak Sam nakrył swoją dłonią dłoń Dylana... I splótł z nim palce! Niby nic, a jak cieszy!
    To zdecydowanie jeden z moich ulubionych rozdziałów. Jest taki przyjemny i lżejszy od poprzednich. No i ważne, że Mike'owi nic się nie stało, a nawet udało mu się jeszcze zarobić. Wciąż mi go szkoda i naiwnie wierzę, że jednak jest zdrowy :|
    A wracając do mojej ulubionej parki... nie mogę się doczekać, aż wyznają sobie uczucia (jeśli w ogóle to zrobią, ale liczę, że tak)! I mam nadzieję, że Samuel zareaguje tak uroczo jak na widok Dylana w bodystockingu (zakładając, że to Roberts pierwszy mu te uczucia wyzna :P).

    Życzę Szczęśliwego Nowego Roku i mnóstwa weny!
    S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Złość chłopakom minęła, ale Roberts tak łatwo nie odpuści :) Czeka Cię kazanie Sam :) Trochę to przykre że Sam tak się boi ujawnienia ich związku, ciekawe co takiego musi się stać żeby zmienił swoje podejście? Dobrze że Mike się odnalazł, żal mi tego chłopaka, mam nadzieję że się rzeczywistoście ogarnie. No i niepokoi mnie wizyta dziewczyny Taylora - czyżby szykowała jakąś zemstę? Czekam też z niecierpliwością na striptiz Dylana, to bodystocking nieźle podjarało Sama :) Najlepsze życzenia na Nowy Rok dziewczyny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. 1 rozdział Clasha na 3 rozdziały Lingerie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Uroczy Samuel to chyba zepsuł sobie image ...:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio zdenerwowałam się na chłopaków, ale myślę - mam nadzieję - że to wszystko przepracują. Czasami tylko wychodzi z nich brzydki, mało szlachetny tchórz. Dobrze, że jest w nich też ciepło i wzajemna troska. Pytanie, co wygra.
    Podoba mi się, jak poprowadziłyście wątek Fatimy, odsuwając go najpierw i przywracając teraz, dzięki temu napięcie fajnie się rozkłada, a całość naprawdę wciąga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że Samuel kiedyś nie będzie spieprzał rozdziałów swoimi tekścikami w styku: "Każdy pilnuje siebie", i wreszcie zrozumie co to jest związek i się zajocha w Dylanie <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Trochę mi się nazbierało zaległych tekstów u Was, więc powoli (w ramach noworocznego odżywania blogowego) zabieram się do nadrabiania komentarzowego. Zaczynam od „Lingerie”, bo jakoś mi spokoju nie daje.

    Straciłam sympatię do Dylana na całej linii – chyba nietrudno się domyślić, w którym momencie. I o ile jeszcze atak na Fatimę mogę tłumaczyć emocjami (wyjątkowo głupie i parszywe to usprawiedliwienie, na tej zasadzie każdy może pobić każdego, bo akurat mu humor wysiadł), o tyle późniejszy brak jakichkolwiek wyrzutów sumienia, niesmaku do siebie etc. sprawa, że Dylan staje się dla mnie paskudnym małym gnojkiem, który nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa, ewentualnie tymi, których lubi. Gdy już kogoś nie lubi, empatia, poszanowanie cudzego życia / ciała czy zwykłe hamulce moralne zostają zawieszone. Za to mam szczerą ochotę skopać mu tyłek – i przez to właśnie po cichu liczę, że Fatima znajdzie sposób, by mu się odpłacić pięknym za nadobne. Pobił ją, zabił jej dziecko (z jej punktu widzenia, jako osoby, która tego dziecka chciała, to jest dziecko, nieważne, w którym miesiącu ciąży była) – bo co? Bo facet, z którym się związała, wcześniej był z Dylanem i Dylana rzucił? Specjalnie nie wspominam o śmierci Taylora – to w jakiś sposób można uznać za rozgrywki między nimi dwoma. Ale atak na osobę trzecią (i czwartą) jest tu wyjątkową podłością, i to taką diabelnie niską – w końcu sam Dylan przyznaje, że Taylora nie zaatakuje, bo nie ma szans, ale z Fatimą (jako kobietą, jako ciężarną) sprawa wygląda inaczej.
    Tak, mam ochotę przerobić Dylana na trociny. Wyszedł z niego niesamowity hipokryta: dla samego siebie domaga się uszanowania własnych potrzeb, odmienności, uczuć, ale gdy to samo trzeba zastosować wobec drugiej osoby – a po co?
    Fatima, trzymam za ciebie kciuki. W momencie gdy Dylan zrobił to, co zrobił, sam stracił prawo do oczekiwania, że będzie traktowany jak człowiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straciłam również sympatię do Samuela (choć miałam jej znacznie mniej). Po pierwsze, dlatego że z tego, co się wydarzyło, wyszło mi coś takiego: deklarowana przyjaźń z Taylorem (a dalej, jak podejrzewam, przyjaźń z kimkolwiek) jest funta kłaków warta. Tego, co stwarza przyjaźń, Samuel najwyraźniej nie zna i nie stosuje; skoro wystarcza jedna zgrabna dupa, znana krótko i głównie łóżkowo, by bez wahania poderżnąć tak zwanemu przyjacielowi gardło i nie mieć potem żadnych wyrzutów czy żalu – no to co tu komentować. Przy czym do Samuela mi to pasuje, w tym sensie, że widać, jak życie w gangu usunęło w nim pewne emocje, myśli czy odczucia, które warunkują nawiązanie rzeczywistej przyjaźni czy więzi z ludźmi. To po prostu potwierdzenie tego, czego należałoby się spodziewać – niedopuszczania innych zbyt blisko, gotowości do usunięcia w razie potrzeby niewygodnych czy spalonych współpracowników, ciągłej czujności w kontaktach z ludźmi. Dodatkowym elementem potwierdzającym jest moje „po drugie” – reakcja na problemy Mike’a. Nieumiejętność wyjścia poza sprawy seksu i takiego „jesteś mój, więc masz się ograniczyć tylko do mnie”, niezdolność do zrozumienia tych dość naturalnych dla przyjaźni elementów (troska, współczucie, gotowość odsunięcia na chwilę własnych przyjemności, by być z drugą osobą, gdy ona tego potrzebuje), niechęć przyjęcia do wiadomości, że na trochę innym poziomie Dylanowi może zależeć na jeszcze kimś – to wszystko składa mi się na społeczne upośledzenie Samuela, upośledzenie, które nie powinno dziwić u członka gangu.

      Ale elementy takiego upośledzenia u Dylana są już dla mnie czymś znacznie gorszym – bo Dylan, sam przecież należący do mniejszości (i to w mniejszości! Podwójna dyskryminacja, podwójne odrzucenie, również przez swoich!), taki „żyj i daj żyć innym”, wyradza się w coś paskudnego. W najmniejszym stopniu nie potrafię (i nie chcę) go usprawiedliwiać. Atak na Fatimę (nawet gdyby nie była w ciąży) to coś parszywego i życie powinno mu się jakoś za to odpłacić.

      Mam po cichu nadzieję, że takie kreacje były z Waszej strony zamierzonym działaniem, a nie efektem wymknięcia się sytuacji (kreacji) spod kontroli. Samuel, jak wspominałam, pasuje mi tu bardzo dobrze (w negatywnym sensie) – raczej zrobiłabym dość dziwną minę, gdyby okazał się słodkim, troskliwym i wrażliwym na cudzą krzywdę misiem, zwłaszcza że od początku sygnalizowane było co innego. To raczej Dylan jest jego wyłamaniem się z „norm” – i ciekawa jestem, w którym momencie i w jakim stopniu przyjdzie Samuelowi ponieść tego konsekwencje. W końcu żyje i działa w gangu, w którym zasady ustanawiają silniejsi, a wszelkiego rodzaju słabości mogą okazać się dla kogoś nielubiącego Samuela świetnym punktem zaczepienia przy próbach wyeliminowania go.
      Co do Dylana – jestem ciekawa, jak to dalej poprowadzicie. Bo Dylan najwyraźniej przekroczył pewne własne granice, i to w taki sposób, że niemożliwe jest cofnięcie się i bezkarny powrót do tego, co było wcześniej. Więc czekam. Tym bardziej że trochę wątpię w siłę (i wartość) uczuć ich obu – podejrzewam raczej, że w przypadku Samuela mocniej zadziała instynkt samoobronny (i związana z tym potrzeba zachowania pewnych pozorów), a u Dylana – egotyczny, porywczo-bezmyślny i nastawiony na takie „ja, mnie, moje, dla mnie, mnie się należy” charakter.

      Usuń
    2. Przy okazji, jeszcze jeden powód, dla którego Dylan mnie zirytował: jego stosunek do Mike’a. Nie mówię o udzielonym w ostatnich rozdziałach wsparciu i trosce – to jak najbardziej zaliczam Dylanowi na plus. Nie, myślę o tych wcześniejszych sytuacjach, gdy Dylan kwitował Mike’a, jego styl życia i jego partnerów mało pochlebnymi słowami. Mike jako nieudacznik, jako nudziarz, wybierani przez niego partnerzy jako nudziarze etc. – no jasne, Dylan, jasne, lepiej sypiać sobie z takimi, którzy zabijają ludzi (i ślicznie udawać, że się tego nie widzi, nie domyśla, nie rozumie). I oczywiście, łatwo patrzeć trochę z góry (a tak, w moim odczuciu, Dylan patrzy) na faceta, który musi ciężko harować na utrzymanie, gdy samemu ma się wygodną posadkę u mamusi, taką, że jak trzeba, to można sobie nagle wyjechać, zaszaleć, nie przejmować się, czy starczy od pierwszego do pierwszego. Im bardziej się Dylanowi przyglądam w kolejnych rozdziałach, tym bardziej mam przed oczami rozpieszczonego chłopaczka z zamożnej rodziny, który zwyczajnie miał w życiu za dobrze – i nawet z tych sytuacji, gdy teoretycznie nie było mu za dobrze (odmienna orientacja seksualna, odmienne preferencje ubraniowo-stylowe), nawet z nich nie potrafił wynieść jakiejś większej wrażliwości i empatii. OK, gdy jego bliskim dzieje się krzywda, reaguje. Ale nie reaguje, gdy krzywda dzieje się innym – więcej, sam się do tej krzywdy przyczynia.
      Jedyne, co jeszcze choć trochę ratuje Dylana w moich oczach, to jego gotowość do wspierania przyjaciela. Ale Mike jest jeden, a reszty świata nieco więcej, więc to jednak trochę za mało.

      Podoba mi się to, że nie przesładzacie relacji Dylana z Samuelem. Podoba mi się też to, że sceny seksu – które w pierwszych rozdziałach wydawały się wręcz dominować w całej historii – teraz przestały się tak wyraźnie wybijać na pierwszy plan. Zmieniła się trochę rzeczywistość, doszły inne sprawy, inne problemy – i seks czasem musi ustąpić. Napięcie i wzajemny erotyczny odbiór bohaterów nadal są obecne, ale obecny jest też świat dookoła i niespodzianki, jakie serwuje. To dodaje realizmu.

      Usuń
    3. Decyzja o poszukaniu bety to bardzo dobre rozwiązanie, bo niestety literówki, wpadki gramatyczno-składniowe i czasem stylistyczne dalej Wam się zdarzają. Myślę, że sprawna beta wyłapie to wszystko i wyprostuje. Swojej kandydatury nie zgłaszam, bo wiem, że zwyczajnie nie wyrobiłabym czasowo (szczególnie biorąc pod uwagę Waszą częstotliwość publikowania), ale za to trzymam kciuki za nawiązanie udanej współpracy z odpowiednią osobą :) I przy okazji tej okazji – gratuluję 60 postów! A urlop od komputera i/lub Internetu rozumiem, przyjemna sprawa, i dla oczu, i dla mózgu.

      Podsumowując uwagi odnośnie samego „Lingerie”: pewne elementy budzą nadal moje wątpliwości (Dylan!), ale zakładam, że jest to zamierzone. Z takimi ostatecznymi uwagami poczekam do zakończenia historii, bo dopiero wtedy będę mogła zobaczyć, co zaplanowałyście i jak to pokazałyście. W tej chwili odbieram „Lingerie” jako prostą (choć zawierającą elementy bardziej skomplikowane, które na razie jeszcze się rozwijają – co się z nich wykluje, zobaczymy) historię obyczajowo-sensacyjną, taką do czytania dla odprężenia, gdy ma się ochotę na trochę dobrej rozrywki. Myślę, że pod tym względem jest udana. Brakuje mi tylko trochę jakiegoś szkicu miasta, żeby osadzić bohaterów bardziej w przestrzeni (wiecie, że w tej chwili za nic nie pamiętam, gdzie Dylan i Samuel mieszkają? Nie zostało mi w pamięci nic, co budowałoby mi w głowie ich miasto). Za to budowanie napięcia i żonglowanie momentami „spokojnie / niespokojnie”, „rozluźnienie / natężenie”, „pewne / niepewne” wychodzi Wam ładnie, można poczuć dreszczyk :)

      Na razie, niebawem odezwę się przy „Świadomości” (która nadal jest moim numerem jeden u Was).

      Usuń
  8. Hej laski! Kiedy jakiś post? Czyżby znów olanie bloga?

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekam z niecierpliwością na więcej. Kocham to czytać, macie taką lekką ręke do pisania że milusio się to czyta. Mam nadzieje że niedługo pojawi się następny rozdział. Trzymajcie się!

    OdpowiedzUsuń