wtorek, 8 grudnia 2015

28. Clash

Kochani, wiemy, że bardzo długo nie było żadnej aktualizacji Świadomości. Piszemy ją bardzo wolno i najtrudniej jest się nam zabrać za kolejny rozdział. Lingerie za to powolnymi krokami zbliża się do końca. Wcześniej myślałyśmy, że finał będzie kilka rozdziałów szybciej, ale przy sprawdzaniu dopisałyśmy trochę do zakończenia, więc wyszło więcej niż sobie założyłyśmy. Myślimy jednak, że nikt nie będzie na to akurat narzekać. :)
Z kolei na początek roku 2016 planujemy nowe opowiadanie, które już mamy napisane. Po świętach i sylwestrze większość z Was chyba będzie miała już dość zimy (my na pewno), a że w tym tekście panują nieco cieplejsze klimaty od tych, które widzimy za oknem, mamy nadzieję na umilenie Wam mroźnych wieczorów.
Skoro już się tak rozpisujemy z tymi naszymi planami, możemy Wam jeszcze zdradzić kolejny powód, przez który tak ciężko nam się zabrać za Świadomość. Jest nim nowe opowiadanie, jakie piszemy aktualnie. Wielbiciele przygodówek powinni być zadowoleni. ;) Jego publikację planujemy na wiosnę 2016, więc trzymajcie kciuki, by nic nam się nie opóźniło. A co do samej Świadomości, to prosimy o trochę cierpliwości. Aktualnie wsiąkłyśmy w trochę inny świat, który wytworzyłyśmy w zaplanowanym na wiosnę opowiadaniu. Gdy nasz entuzjazm minie, na pewno poświęcimy Świadomości więcej czasu. :)


Tymczasem zapraszamy na kolejny rozdział Clasha. Zachęcamy do czytania i komentowania.


*** 

Prezent urodzinowy

„Dasz się w końcu namówić na piwo?” – napisał Vincent, który czuł się już sfrustrowany brakiem reakcji ze strony Dereka. Z Kennethem spało mu się całkiem dobrze, ale obaj wiedzieli, że ich znajomość nie prowadziła do żadnego rozwinięcia. Johnson chciał tylko seksu, ewentualnie jakiegoś męskiego spotkania i Moore zaczął podejrzewać, że mężczyzna miał już kogoś na oku, a jego traktował jako dodatek... faceta, który zawsze byłby chętny na intymne spotkanie, gdyby mu nie wyszło z innym partnerem. Skupił się więc na Dereku, a przynajmniej chciał się skupić. Mężczyzna był dziwny, niedostępny, wciąż go odsuwał, ale jednocześnie pozostawiał przestrzeń jasno mówiącą Vincentowi, że jednak ma jakieś tam szanse. I to działało na niego jeszcze bardziej niż proste wyznanie: „idziemy się pieprzyć”. Miał postawione przed sobą wyzwanie, któremu chciał sprostać, by później móc napawać się wygraną.
Nie mógł jednak wiedzieć, że Derek przez ostatnie dni starał się jak najwięcej pracować, ciągle coś robić, byleby tylko nie mieć chwili na zastanawianie się i myślenie o swoim byłym. Bo gdyby tak się stało, zaczęłoby mu Kennetha bardzo brakować, a czuł, że już nigdy nie powinien za nim tęsknić. Kiedy więc otrzymał wiadomość od Vincenta, nie miał zamiaru się wykręcać.
„Gdzie?” – odpisał krótko i treściwie, nie mając zamiaru bawić się w żadne podchody.
„Co za zmiana. Gdzie chcesz, dostosuję się” – odpisał Vincent, uśmiechając się z satysfakcją. W końcu, pomyślał. Uwielbiał mężczyzn, na których musiał tyle czekać, chociaż nie mógł pozbyć się wrażenia, że Derek czasem go po prostu olewał i pisał z nim tylko dlatego, że nie potrafił go spławić.
„Jakiś pub na śródmieściu?” – odpowiedź przyszła po chwili. Derek po raz pierwszy chyba cieszył się na wyjście z domu, zostawienie rozmyślań i po prostu rozluźnienie się przy piwie. Tak, spotkanie z Vincentem było dobrym pomysłem. Polubił tego faceta, rozmowa z nim była angażująca i nawet Derek, osoba która w towarzystwie zwykle milczała, cieszył się nią.
„Okej, lubisz irlandzkie piwo? Możemy wpaść do Celtic Crossing” – zaproponował Vincent, niemal podrywając się z kanapy, na której siedział.
„W porządku, a o której?” – odpowiedział Derek i położył telefon na stoliku do kawy. Podszedł do lustra, stwierdzając, że nie wypadało mu przyjść w poszarzałej koszulce i dżinsach. Będzie musiał wygrzebać z szafy coś lepszego, bo nie chciał wyglądać niechlujnie.

*

Na miejscu pojawił się dokładnie o czasie, tak samo jak Moore, który gdy tylko go zobaczył przed wejściem do pubu, uśmiechnął się szeroko. Derek przełknął ślinę, podchodząc do niego. Zrobiło mu się goręcej, kiedy mężczyzna przysunął się bliżej. Przez chwilę myślał, że coś zrobi, jednak Vincent nie przekroczył niewidzialnej granicy, którą Derek wyznaczył już od ich pierwszego spotkania.
– Spoko, że jesteś punktualny – odezwał się Vincent po krótkiej chwili, po czym wskazał na ciężkie, drewniane drzwi. – Wchodzimy? – Derek w odpowiedzi kiwnął jedynie głową, czując się trochę dziwnie. Nic jednak z jego zachowania nie zdradzało nerwowości, jaka go opanowała. Wręcz przeciwnie, wyglądał na znużonego i niezbyt zainteresowanego tym, co działo się dookoła, z czego bardzo często nie zdawał sobie sprawy. Vincent jednak jego zachowanie interpretował zupełnie inaczej, tłumaczył sobie, że gdyby Derekowi się nie chciało, to by po prostu nie przyszedł. A skoro przyszedł, nie miał się czym przejmować.
Skierowali się do wolnego stolika. W środku, na ich szczęście, nie panowały tłumy. Tylko kilka osób siedziało przy barze i rozmawiało, gdzieniegdzie kręciły się kelnerki i to byłoby na tyle.
Derek rozejrzał się po typowo irlandzkim wnętrzu, ciemne drewniane krzesła, stoły i lada przy barze trochę przytłaczały. Dookoła roznosiła się woń chmielu, sprawiając, że naprawdę poczuli się jak w jednym z europejskich pubów.
– Często chodzisz do takich miejsc? – zapytał, zerkając na Vincenta. Czuł się trochę dziwnie w jego towarzystwie, kiedy był taki trzeźwy.
– Czasami – przyznał mężczyzna i rozsiadł się na drewnianym krześle. Derek był inny od Johnsona, bardziej męski w ten surowy, prawie zwierzęcy sposób. Miał ostrzejsze rysy twarzy, szerszy nos i mniej przyjemne spojrzenie. Seksowny, pomyślał Moore z zadowoleniem i sięgnął do karty dań. – Ty lubisz takie miejsca?
– Zależy – odpowiedział, siadając naprzeciw. – Raczej nie przepadam za piwami – odpowiedział, zerkając na Vincenta. – Co polecasz?
– To możemy zmienić lokal. Czemu nie mówiłeś? – zaśmiał się Moore, czując się bardzo swobodnie w towarzystwie mężczyzny. Lubił to, że Derek był milczący i skupiony, zwykle trafiał na zapatrzonych w siebie egoistów, którzy niewiele widzieli poza czubkiem swojego nosa.
– Nigdy nie piłem irlandzkiego piwa – wyjaśnił i uśmiechnął się pod nosem, patrząc na menu. – Później możemy się przenieść – mruknął, zerkając to na kartę, to na Vincenta. Mężczyzna cholernie go pociągał tą swoją pewnością siebie. Zwilżył usta, starając się uspokoić. To była randka? – zaczął się zastanawiać, bo dopiero teraz w jego głowie pojawiły się takie myśli. Bzdura. Z facetem przecież nie chodzi się na randki, zganił się w myślach. Z Kennethem nigdy na żadnej nie był.
– Masz jakieś sprawdzone miejsce? Możemy iść, jasne – mruknął i odpiął guzik koszuli. Ubrał się elegancko, ale nie tak jak do pracy. Chciał wyglądać dobrze, jednak nie żywcem wyciągnięty z biura. – Weź ciemne, jest naprawdę dobre.
Derek uśmiechnął się do niego.
– Jasne – powiedział i wstał. – Tobie też? – zapytał, zerkając na niego.
– Możesz. – Vincent kiwnął głową. Podobało mu się to, że Derek miał na tyle przyzwoitości, żeby nie żerować tylko na nim. Ostatni „chłopczyk” z którym się spotkał, czekał tylko na to. Może umawianie się ze starszymi facetami, którzy mieli już pracę, wcale nie było takie złe?
Derek poszedł do baru, wciąż czując na sobie uważne spojrzenie Vincenta, które trochę go peszyło. Gdy zamówił piwo, obejrzał się przez ramię, na mężczyznę, który siedział odwrócony w jego stronę, cały czas obserwując Goldnera i nawet się z tym nie kryjąc. Derek w odpowiedzi uśmiechnął się lekko, wytrzymując jego wzrok na sobie. Moore zaśmiał się i przechylił głowę. Umiał flirtować, zawsze przynajmniej uważał, że potrafił wpływać na mężczyzn. Kilka komplementów, delikatny dotyk i sugestywny uśmiech sporo robiły. Jakieś niewinne żarty i facet był jego. Ale Derek... Derek, cholera, był prawdziwym wyzwaniem, bo nawet teraz nie odpowiedział na uśmiech. Wrócił do stolika i postawił na nim kufle z alkoholem.
– Całkiem tanie piwo – powiedział, a Vincent kiwnął głową, śledząc jego ruchy. Derek w tym momencie jednak wcale nie poczuł się komfortowo. Chrząknął i usiadł naprzeciwko. – Więc? Tak się tobie nudzi w domu, że koniecznie chciałeś się ze mną spotkać? – zapytał, obracając w dłoniach zimną szklankę.
– A ty jesteś taki zajęty, że nie miałeś czasu tego zrobić? – zapytał i zmrużył oczy.
Derek uśmiechnął się pod nosem.
– Jestem bardzo zajętym człowiekiem – odpowiedział, po czym wziął łyka piwa. – Dobre – stwierdził zgodnie z prawdą. Normalne piwo nigdy mu nie smakowało, w tym jednak goryczka była mocniej wyczuwalna, nadawała trunkowi specyficznego, nieco cierpkiego i orzeźwiającego smaku.
– Mówiłem – mruknął Moor i uniósł kufel. – To co, za ten wieczór? – zapytał, chcąc wznieść z nim toast.
Derek nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, jaki cisnął mu się na usta. Uniósł swoje piwo i stuknął nim o kufel Vincenta.
– Za wieczór – powiedział, a w jego głosie, całe szczęście, w ogóle nie dało się wyczuć nerwowych nut.

*

Kenneth zakończył rozmowę z wyjątkowo wesołą Emmą. Umówili się na czwartek, żeby wyjść na jakąś imprezę. Dziewczyna uparła się, by postawić mu drinka i nie chciała słyszeć słowa odmowy. Odkąd zaczęła umawiać się z Alex, miała coraz mniej czasu dla brata i właśnie tak chciała mu to wynagrodzić. Momentami brakowało mu siostry, ale chwile, które zwykle z nią spędzał, przeznaczał dla O'Connera albo po prostu na odpoczynek, dokładnie jak teraz. Przeglądał różne strony Internetowe, a dokładniej portale sportowe i słuchał muzyki, zawsze go to odprężało. Nagle jednak w całym mieszkaniu rozbrzmiał piszczący dźwięk dzwonka do drzwi. Aż zmarszczył brwi, ale nic nie zrobił, w końcu nikogo nie zapraszał. Był pewny, że to ktoś do jego współlokatorów. Wrócił więc do czytania artykułu o prognozach dla Chicago Bulls na następne mecze, a dzwonek rozbrzmiał jeszcze ze trzy razy, aż wreszcie usłyszał głos Lary, który i tak zignorował. Nigdy nie wtrącał się w życie domowników, a oni nie interesowali się jego sprawami, tak było najprościej i najwygodniej.
Drgnął jednak zaskoczony, gdy drzwi od jego pokoju otworzyły się szybko, prawie że uderzając o ścianę. Spojrzał zdziwiony na zadowolonego O'Connera i przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Co Eliot tu robił?
– Miałem obóz rozbić na klatce schodowej?
– O'Conner? – zapytał, mrugając szybko, jakby spodziewał się, że jego widok zaraz się rozmyje. Patrzył, jak chłopak zamyka drzwi, a za jego plecami zauważył jeszcze Larę, która nie chciała wejść do swojego pokoju. – Jakbyś mi napisał, że przyjedziesz, wiedziałbym, żeby ci otworzyć – wytłumaczył się i wtedy zauważył w jego ręce czarną torbę upominkową. Zmarszczył brwi, już podejrzewając, po co przyszedł chłopak.
– Może wstaniesz, co, Johnson? – rzucił Eliot z szerokim uśmiechem i wyciągnął przed siebie prezent. – Bo chcę ci złożyć życzenia. A przy składaniu życzeń nie powinno się siedzieć – dodał kpiącym tonem.
Johnson uśmiechnął się lekko i pokręcił głową. Odłożył laptopa na bok i wstał.
– Skąd wiedziałeś? – zapytał dziwnie miękkim tonem. Nie spodziewał się tego po Eliocie, przecież znali się od niedawna.
– Spiskowałem za twoimi plecami z Emmą – powiedział i uśmiechnął się do niego, podając mu pakunek. – Wszystkiego najlepszego – zamruczał, kładąc mu dłoń na karku. Pochylił się do niego, zupełnie jakby miał Kennetha zaraz pocałować. Nic takiego jednak się nie stało. – Otwieraj! – rzucił zaraz i się odsunął. Aż zagryzł wargę, ciekawy reakcji Johnsona, który wydął wargi, ale nic nie odpowiedział. Nie miał zamiaru przyznawać się, że liczył na jakiś gorący pocałunek przed wręczeniem prezentu. Zajrzał do torby i najpierw zobaczył butelkę wina. Uśmiechnął się, zerkając krótko na Eliota, kiedy ją wyjmował.
– Chcesz mnie upić?
– Też, ale to nie wszystko – powiedział zniecierpliwiony, wyczekując, aż Kenneth przejdzie do głównej części prezentu. Uśmiechnął się szeroko, gdy mężczyzna wyciągnął czerwone bokserki Calvina Kleina.
Johnson zaśmiał się i naciągnął je lekko.
– Rozumiem, że mam je teraz założyć? – zapytał, przykładając je do krocza. – Dzięki – rzucił i wychylił się, żeby pocałować mężczyznę w usta. Musiał stanąć na palcach, co zawsze go niezwykle irytowało. Eliota wręcz przeciwnie, uwielbiał to, co było chyba jeszcze bardziej denerwujące, bo zawsze po takim pocałunku szczerzył się jak głupi. Objął ciasno Kennetha w pasie i zamruczał w jego usta.
– Ale to nie wszystko – dodał i ku zdziwieniu Kennetha, zaczerwienił się lekko.
– Nie? Mam się bać? – zapytał niepewnie i uśmiechnął się, patrząc Eliotowi w oczy.
Eliot zwilżył wargi, mając wrażenie, że zaraz po prostu spłonie ze wstydu.
– Umyłem się – burknął i zerknął na kochanka nerwowo, wyczekując jego reakcji.
– C-co? – wydusił Johnson i odłożył wszystko na łóżko. Zastanawiał się chwilę, co o tym myśleć. – Ja... – Zmarszczył brwi i spojrzał uważnie na partnera. – Co?
Eliot aż wciągnął powietrze ze świstem, nie tego się spodziewał.
– No... umyłem się?
– A byłeś brudny? Śmierdziałeś? – dodał i uśmiechnął się lekko, nie wiedząc, co powinien o tym myśleć. – Dobrze, że się myjesz.
O'Conner zamrugał, wpatrując się w Kennetha jak w idiotę. Stał przez chwilę, kompletnie zamurowany. Dopiero po chwili, gdy przetrawił to co usłyszał, zmarszczył brwi, oburzony.
– Idiota – prychnął. – Tam się umyłem! – Inaczej sobie to trochę wyobrażał. Kiedy wcześniej zastanawiał się, jak oznajmi Johnsonowi to, że zrobił sobie lewatywę, na pewno nie brał pod uwagę, że mężczyzna zapyta, czy śmierdział! Prędzej, że go złapie, rzuci na łóżko i zedrze mu z tyłka dresowe spodnie (specjalnie nawet je założył, by łatwiej było ściągać!).
– Do seksu, no okej. – Kenneth kiwnął głową, dziwiąc się, że Eliot mówił mu coś tak intymnego. On z Derekiem nigdy nie rozmawiali o takich rzeczach albo o tym, kiedy chodzili się wypróżniać. Czasami nie mogli się kochać, więc dawali delikatnie sobie znać i było po kłopocie. Chociaż rzucił mężczyznę dlatego, że ten nie okazywał mu zainteresowania, nie chciał spowiadać się Eliotowi z takich rzeczy. To wnikało za bardzo w jego prywatność, a ją przecież musiał mieć każdy. Odchrząknął i sięgnął po butelkę. – Pójdę po kieliszki i otwieracz. Wypijemy.
Eliot poczuł się jak ostatni idiota.
– Lewatywę zrobiłem – spróbował więc inaczej. Zrobiło mu się gorąco ze zdenerwowania, kiedy czekał na odpowiedź Kennetha.
– Mogłeś tak od razu. Umyty... – prychnął i zaśmiał się. Już wiedział, co będą robić. Mimowolnie oblizał usta, czując napływ śliny. – Czekaj tu, przyniosę otwieracz i kieliszki. Czy lubisz pić z gwintu?
O'Conner przewrócił oczami, w myślach wyklinając Kennetha. Przecież mówił prosto, czego Johnson w tym nie rozumiał?
– Może być z gwintu – odparł, a gdy mężczyzna wyszedł i zamknął za sobą drzwi, Eliot od razu zaczął rozglądać się po pokoju, mimo że już kiedyś tutaj był. Podszedł do dużej szafy i bez skrępowania ją otworzył. Uśmiechnął się, gdy zauważył wojskową katanę, w której jego kochanek często chodził. Dobrze w niej wyglądał, więc Eliot ją lubił. Przeniósł wzrok na inne ubrania i ze zdziwieniem zauważył, że wcale nie było ich tak wiele. Eliot miał w swojej szafie dwa razy tyle rzeczy (jak nie trzy!).
Kiedy przyjrzał się laptopowi też zdał sobie sprawę, że był to jeden z tańszych modeli. On miał zawsze najnowszy model Apple. Usiadł na łóżku i zabrał go na kolana. Zerknął na ikonkę Facebooka w kartach, ale kiedy już miał w nią wejść, drzwi znowu się otworzyły.
– Pożyczyłem od Lary. Poznałeś ją, no nie? – zapytał mężczyzna i zamknął dokładnie drzwi. Odwrócił się do niego z szerokim uśmiechem.
Eliot zerknął na otwieracz w jego dłoni, a następnie na ekran komputera. Szybko wszedł na Youtube, by puścić jakąś składankę.
– Mhm, poznałem – mruknął. – Fajna laska. Ładna, zgrabna – wyliczał z absolutnie poważną miną. – Może później do niej zagadam.
– Co?! – Kenneth usiadł obok niego i skrzywił się. Dopiero widząc na sobie spojrzenie O'Connera zdał sobie sprawę, że ten go tylko prowokował. Zmrużył oczy i nie odwrócił wzroku. – To ja ją zaliczam, nie jesteś w jej typie – mruknął, kompletnie nie przejmując się tym, że traktował koleżankę jak przedmiot. Chciał tylko dopiec Eliotowi, który w odpowiedzi zmarszczył brwi i odłożył laptopa na podłogę. Puścił im jakiś housowy miks aktualnych hitów.
– Ale to ja mam ciaśniejszy tyłek – rzucił i przysunął się do niego. Popatrzył mu głęboko w oczy, by po chwili liznąć jego dolną wargę. – Ciaśniejszy i przygotowany na dzisiaj – przypomniał.
Kenneth nie był w stanie wyrzucić z siebie żadnego sensownego argumentu, więc tylko kiwnął głową i przygryzł wargę. Przekrzywił głowę i pocałował Eliota, obserwując go spod półprzymkniętych powiek. Zamruczał cicho, czując ciepły, wilgotny język kochanka ocierający się o jego.
Eliot zamruczał i przeniósł się po chwili na kolana Kennetha, na których usiadł okrakiem. Odetchnął, patrząc Johnsonowi w oczy.
– Dzisiaj jestem twój – wypalił, nim zdążył pomyśleć. Aż miał ochotę ugryźć się w język, gdy zrozumiał, jak dennie to zabrzmiało. Poczuł na sobie ciężkie spojrzenie kochanka, który jak na złość milczał przez chwilę, by w końcu objąć go w pasie i jednocześnie postawić nieotwartą butelkę wina na podłogę.
– Jesteś mój – mruknął w końcu niskim głosem.
Eliot aż odetchnął. Podobało mu się, jak stanowczo Kenneth to powiedział, jakby nie chciał słyszeć słowa sprzeciwu.
– Kenneth a... – urwał. Przełknął ślinę. – Myślałeś, żeby kochać się bez gumek? – wypalił. Myślał o tym już od jakiegoś czasu, teraz dopiero jednak uznał, że to jest odpowiedni moment, by zapytać.
– Chcesz? Ja jestem czysty, badałem się po Dereku – rzucił, wsuwając mu rękę pod koszulkę. Odetchnął, czując pod palcami ciepłą skórę. Drugą wsunął pod spodnie Eliota i odchylił głowę, kiedy jego palce znalazły się pomiędzy pośladkami. W odpowiedzi na ten ruch, jego kochanek zamruczał, ciaśniej obejmując szyję Kennetha. Już robiło mu się gorąco, powoli zaczął się podniecać. Johnson był cholernie przystojnym okazem, pomyślał i poruszał biodrami, jakby już się niecierpliwił. Na samą myśl o gołym penisie w sobie, miał ochotę zrzucić z siebie ubranie i się wypiąć.
– Też jestem – powiedział z niezachwianą pewnością. Nie badał się tak często, ale ostatnie wyniki jasno wskazywały, że był czysty. A Dakota może i go kiedyś tam zdradziła, wiedział jednak, że wtedy na pewno się zabezpieczała.
Johnson odetchnął drżąco i podniósł Eliota z pewną trudnością, po czym rzucił go na łóżko. Od razu położył się na kochanku, zapominając o winie. Chciał go już mieć.
Pocałunek odebrał Eliotowi oddech, Johnson całował mocno i brutalnie, więc nic dziwnego, że po chwili poczuli w ustach krew. Mężczyzna otarł się o niego całym ciałem, aż łóżko zaskrzypiało.
– Musimy być cicho – mruknął, podciągając koszulkę Eliota do góry. Zamiast ją jednak ściągnąć, przeniósł się ustami na sutki, a ręką zaczął masować jego krocze.
Eliot aż jęknął, nie mogąc tego powstrzymać. Mimowolnie też rozsunął pod nim nogi, chcąc mieć Kennetha jak najbliżej siebie. Już był twardy, cholera. Zacisnął mięśnie pośladków, czując jak przez samą myśl, że będą się zaraz kochać, jego odbyt zapulsował.
– Po... staram się – wysapał.
Johnson spojrzał na niego uważnie i jego surowy wyraz twarz złagodniał przez lekki uśmiech. Eliot zdążył już poznać, że przy seksie wyraz twarzy Kenneth stawał się groźny i zacięty, przypominał czasami dzikie zwierze, potrafiące pokazać swoją brutalność tylko do momentu, w którym Eliot nie powie dość. Na to porównanie aż się zaśmiał i sięgnął do jego koszuli. Mężczyzna pomógł mu ją z siebie ściągnąć i już po chwili chłopak miał przed sobą jego wyrzeźbiony tors. Od razu dotknął jego gorącej piersi.
– Masz jakieś specjalne życzenia? – zapytał.
– Wypnij się – warknął Kenneth i zaśmiał się cicho, widząc minę Eliota. Pocałował go szybko, po czym sam pomógł mu się odwrócić. Od razu przylgnął kroczem do jego bioder i pchnął w taki sposób, by Eliot mógł wyczuć jego wzwód. O'Conner w odpowiedzi zaśmiał się, ale szybko jednak śmiech ugrzązł mu w gardle, gdy poczuł nagły przypływ podniecenia. I jeszcze, cholera, miał na sobie spodnie! Obrócił się szybko do Kennetha, pocałował go mocno i zaczął z siebie zrzucać ubranie.
– Ty też! – pogonił, kiedy był już w samej bieliźnie, a dokładniej w białych bokserkach Calvina Kleina.
Kenneth ściągnął z siebie spodnie dresowe, ale zanim pozbył się bokserek, Eliot złapał go za rękę. Dopiero wtedy spojrzał na swoje wyciągnięte slipki, które miały nawet dziurę w jednym miejscu. Zupełnie o nich zapomniał! Zerknął nerwowo na partnera, który wpatrywał się w jego bieliznę i po chwili parsknął śmiechem, po czym wsunął mu palec w rozdarcie i dotknął jego penisa.
– A to co? Wywietrzniki? – zapytał z rozbawieniem. Cały intymny czar prysł.
– Nie miałem pojęcia, że przyjdziesz – sapnął i sam ściągnął z siebie szybko bieliznę, obiecując sobie, że zaraz po tym spotkaniu wyrzuci te majtki. Już lepiej by było, gdyby nie ubrał dzisiaj slipek. Był na siebie zły jak nigdy, więc żeby to zamaskować, pchnął O'Connera z powrotem na łóżko i zawisł nad nim. – Co chcesz, żebym teraz zrobił? – zapytał, podciągając sobie jego nogę na biodro.
Eliot odetchnął i sięgnął dłonią do pośladków Kennetha. Zacisnął na jednym z nich dłoń, cały czas patrząc mężczyźnie w oczy, ich twarze znajdowały się naprawdę bardzo blisko siebie. Oddech Johnsona niemal palił go spierzchnięte wargi.
– Myślałem, że to ty jesteś solenizantem – powiedział.
– Kurwa, zapomniałem – zaśmiał się nagle Johnson, odprężając się. Bał się, że Eliot doda jeszcze coś o znoszonej bieliźnie, ale kiedy tak się nie stało, od razu mu ulżyło. – Chcę, żebyś się odwrócił – mruknął i przysunął usta do ucha kochanka, które polizał. – Muszę obejrzeć mój najlepszy prezent.
Eliot odetchnął ciężko i już nie czekał dłużej. Obrócił się pod Kennethem, który odsunął się od niego, by mu to umożliwić. O'Conner aż zagryzł wargę, kiedy stanął na czworakach i wypiął się zachęcająco do Kennetha.
– Tak? – zapytał ochrypłym od podniecenia głosem.
– Właśnie tak. – Kenneth poczuł szybsze bicie serca, kiedy dotknął pośladka kochanka. Nie mógł oderwać wzroku od pierścienia mięśni, które Eliot na przemian – świadomie bądź nie – zaciskał i rozluźniał. Johnson oblizał usta, a jego penis drgnął z podniecenia. Złapał za pośladki i rozchylił je mocno, by mieć dobry dostęp do tego, czego w tamtej chwili chciał. Eliot aż wstrzymał powietrze, czując, że jest cały czerwony. Zacisnął dłonie w pięści i skupił palce u stóp, kiedy oczekiwał na to, co się wydarzy.
Uczucie ciepłych, lekko wilgotnych ust w tym miejscu było dziwne, więc wyrwał się do przodu, ale Kenneth zaraz złapał go mocno za biodra i zaśmiał się tuż przy jego pośladkach. Nie myślał o rzeczach, które tak brzydziły homofobów. Wiedział, że te mięśnie były tak unerwione, że Eliot będzie zaraz pod nim jęczał, prosząc o więcej.
I faktycznie tak się stało, Eliot, gdy poczuł ciepły, śliski język w tak intymnym miejscu, najpierw westchnął z przyjemności, a później jeszcze bardziej przysunął się biodrami do kochanka. Przełknął ślinę, uczucie było niesamowite. Kenneth pieścił go powoli, niespiesznie, najpierw okrążając czubkiem języka odbyt, by po dłuższej chwili takiej zabawy wsunąć w niego czubek.
– Boże – sapnął Eliot i aż zadrżał. To było cholernie dobre. Pragnął tego chyba od momentu, w którym Johnson dotknął go tam po raz pierwszy.
Kenneth mocniej rozchylił jego pośladki i znowu polizał go po całej długości, od moszny aż po samą podstawę kręgosłupa. Skóra kochanka pachniała lekkim, ziołowym mydłem. Johnson już kojarzył ten zapach, zdążył go nawet polubić, a za każdym razem, kiedy go czuł, od razu się odprężał. Po usłyszeniu kolejnego jęku znowu wsunął w Eliota język, jakby go nim pieprzył. Tym razem zrobił to szybciej i głębiej, a zabawne odgłosy, które temu towarzyszyły, bardziej go w tym momencie podniecały, zwłaszcza, kiedy Eliot wzdychał i stękał, starając się jak tylko mógł hamować. Czuł drżenie jego mięśni i w pewnym momencie nie wytrzymał i potarł ręką wewnętrzną część jego uda, jeszcze bardziej go drażniąc.
Eliot zagryzał wargi, ale to niewiele pomagało, zawsze był dość głośny, ale przy takiej pieszczocie ciężko było mu się hamować. To był zupełnie inny wymiar przyjemności niż wtedy, gdy Kenneth zajmował się jego penisem. Trochę jakby mocniejszy, a przy okazji delikatniejszy. Po prostu dziwny. Drażniący jego najczulsze nerwy.
– Jezu, Kenneth – sapnął Eliot.
Mężczyzna oderwał się od niego na chwilę, żeby wytrzeć z brody ślinę. Uśmiechnął się w końcu i klepnął kochanka w pośladki.
– Zajebiście – przyznał, czuł przyjemność głównie z faktu, że to robił. Że to robił Eliotowi, że on na to tak reagował i że było mu tak dobrze właśnie dzięki Johnsonowi.
Eliot odetchnął. Oparł głowę na poduszkę, pozostawiając jednak biodra w górze. Ten krótki zabieg strasznie go wymęczył.
– Wejdź we mnie – poprosił. Czuł, że był już wystarczająco rozluźniony, by wziąć w siebie penisa Kennetha.
– Obciągnij mi – powiedział w zamian Kenneth, chcąc jeszcze poczuć usta Eliota na swoim członku. Odetchnął drżąco, próbując nad sobą opanować. Przestał zwracać uwagę nawet na muzykę, która nieprzerwanie leciała z laptopa.
Eliot powoli odwrócił się do kochanka przodem. Miał wrażenie, jakby jego kończyny były zrobione z waty. Przyciągnął Johnsona do siebie i pocałował najpierw mocno, kładąc mu jednocześnie dłoń na penisie. Aż zamruczał, zaczynając powoli przesuwać palcami po jego trzonie. Był ciepły, twardy i lekko pulsował. Idealny, pomyślał Eliot, przyciągając do siebie Kennetha ramieniem. Uwielbiał w kochanku wszystko.
Kenneth syknął, kiedy w końcu poczuł jego usta na główce penisa. Eliot potarł językiem szparę na czubku, a Johnson z trudem powstrzymał się, żeby nie krzyknąć. Spojrzał na drzwi, zastanawiając się, czy je zamknął, ale po chwili stwierdził, że i tak nikt by im nie wszedł. Odchylił głowę na kark i przymknął oczy, rozpływając się pod dotykiem mokrych, ciepłych ust Eliota. Chłopak stawał się w tym coraz lepszy, pomyślał Johnson niemal z dumą, kiedy O'Conner wziął całkiem sporą dłogość penisa do ust i jeszcze się na tym zassał, nie krztusząc przy okazji. Gdy jednak Kenneth poczuł, że dłoń sięga do jego jąder i zaczyna je pieścić, naprawdę musiał się postarać, by nie jęknąć.
– Dobra, wystarczy – wydusił z siebie i odsunął od siebie Eliota. Złapał go za podbródek i wstrzymał oddech, kiedy O'Conner rzucił mu z dołu podniecone spojrzenie. Nie czuł tego wcześniej przy Dereku. W łóżku nie było tej chemii, potrzebował więcej czasu, żeby się rozkręcić, a kiedy miał przy sobie Eliota, wszystko stawało się nagle znacznie prostsze. – Będziesz mnie ujeżdżał? – zapytał, gładząc kciukiem jego policzek.
Eliot od razu pokiwał głową i jeszcze oblizał nabrzmiałe wargi. Nie czekając już dłużej, pchnął Kennetha, a ten wylądował na plecach. Od razu usiadł na mężczyźnie okrakiem i pochylił się do niego, patrząc mu w oczy.
– Jak konia – dodał z rozbawieniem i sięgnął za siebie, po penisa. Złapał go za trzon, a gdy przyłożył główkę do swojego odbytu, aż przeszedł go mocny dreszcz podniecenia. Opuścił się powoli, pozwalając by czubek prześlizgnął się przez pierścień mięśni. – Kurwa – zaklął, trochę się spinając. Wciąż potrzebował czasu, by przyzwyczaić się do Kennetha, chociaż już wiedział, że uwielbia ten specyficzny ból... nawet jeżeli każdego innego bólu się bał, ten był wyjątkowy. Podniecający i przypominający mu, że kochał się z Johnsonem.
– Weź żel – mruknął Kenneth, który siedział jak król, prawdziwy solenizant, oparty o wezgłowie. Obserwował błyszczącym, podnieconym wzrokiem Eliota, cały czas go dotykając.
Eliot przełkną i zerknął na mężczyznę. Mógł faktycznie nie dać rady wsunąć w siebie tego penisa bez dodatkowego nawilżenia.
– Gdzie masz? – zapytał, chociaż miał ochotę wziąć członka do końca.
– Przy biurku, w szufladzie. Tylko ładnie się pochyl, żebym wszystko widział – nie mógł się powstrzymać i przyciągnął kochanka jeszcze do szybkiego pocałunku. – Zamknij drzwi dla pewności – dodał, przypominając sobie o nich.
Eliot spojrzał na niego dość nieobecnym wzrokiem. Kenneth wybił go z rytmu. Szybko więc ruszył po lubrykant, zapominając o tym by się pochylić i wypiąć. Chciał to zrobić jak najszybciej mógł, więc po drodze prawie się potknął o ich porozrzucane rzeczy.
– Uważaj! – upomniał go Kenneth, który roześmiał się nagle, kiedy kochanek wrócił do łóżka. Eliot odpowiedział mu śmiechem i wycisnął żel na dłoń. Nie zamknął drzwi, jak prosił go kochanek, ale się tym w ogóle nie przejmował. Sięgnął dłonią do penisa Kennetha i rozprowadził na nim, bardzo niedokładnie, lubrykant.
– Chcę cię już – jęknął, kiedy znów wsuwał w siebie główkę członka.
Kenneth jęknął cicho i, napinając nogi, wypchał biodra, aż unosząc Eliota. Oddychał głęboko, podniecony do granic możliwości. Cały czas starał się wniknąć głębiej w O'Connera, patrząc mu przy tym z pasją w oczy. Wreszcie Eliot dotarł do momentu, w którym nie dał rady więcej w siebie zmieścić. Poruszył się, wysuwając z siebie kawałek penisa, by po chwili znów się na niego nasunąć. Aż sapnął, jedyne co na tę chwilę czując, to rozciąganie odbytu, mieszanina bólu i perwersyjnej przyjemności.
– Uwielbiam cię w sobie – sapnął w przypływie zapomnienia.
Johnson przygryzł wargę, przez chwilę milcząc. Lubił te komplementy, chwile, w których Eliot już nad sobą nie panował i mówił takie rzeczy. Dotknął jego penisa i potarł kciukiem żołądź, obserwując kochanka z zachwytem. Łóżko odrobinę skrzypiało, ale na pewno nie było tego bardzo słychać.
Eliot oparł się przedramionami po bokach głowy Kennetha. Spojrzał mężczyźnie w oczy, podczas gdy to Johnson pracował biodrami, nie robił tego jednak szybko, narzucili sobie powolne, ale bardzo przedłużające przyjemność tempo. Czuł zapach jego żelu do kąpieli i ciepło bijące od partnera. Uśmiechnął się mimowolnie i pocałował go, wzdychając z przyjemności.
Kenneth w pewnym momencie przewrócił go i zaczął wbijać się w niego mocniej, dysząc ciężko nad twarzą Eliota, który objął go, przez co mógł poczuć jego mokre dłonie na swoich plecach.
O'Conner jęknął głośniej, nie mogąc się powstrzymać. Oplatał ciasno Kennetha ramionami, reagując na każdy jego ruch. Mężczyzna wiedział już, jak się z nim kochać, a teraz fakt, że robili to bez gumek, dodatkowo go podniecał. Wychylił się i zaczął go całować, dość nieporadnie, bo oboje skupiali się na czymś innym.
Kiedy Johnson poczuł, że był już blisko orgazmu, jęknął głośniej, wbijając się w Eliota głębiej niż powinien. Chłopak syknął, spinając się pod nim, więc od razu się wycofał.
– Sorry – rzucił i pocałował go w usta, po czym wsunął się znowu znacznie wolniej i dokładniej, przytrzymując penisa ręką.
– Dobrze – sapnął Eliot i poczuł, że faktycznie chce, by Kenneth bardziej się w niego wsunął. – Zrób to jeszcze raz – poprosił nagle. – Ale wolniej.
– Chcesz? – zapytał zaskoczony, ale od razu się uśmiechnął. Eliot bardzo szybko się dostosowywał. Wycofał biodra, a później wolno wprowadził penisa znowu, przygryzając wargę, kiedy w odpowiedzi poczuł ogromny, przyjemny dreszcz, który spowodował, ze wsunął się w niego trochę szybciej, nie panując nad sobą. Zaśmiał się słabo.
Eliot sapnął, starając się rozluźnić. Czuł, że penis Kennetha był w nim głębiej niż zazwyczaj i pomimo dyskomfortu, bardzo go ta myśl podnieciła. Objął mężczyznę nogami w pasie i uśmiechnął się lekko.
– Dobrze – powiedział, choć wcale tak dobrze nie było. Bolało i trochę piekło, ale w końcu sam się na to zdecydował.
Zmienili pozycję, Kenneth ułożył się za Eliotem i znowu zaczął się w niego wsuwać, całując go jednocześnie po karku. Pachniał w tym miejscu jeszcze intensywniej. Mruczał z zadowoleniem, kiedy kochanek wypinał się do niego mocniej.
Orgazm przyszedł po chwili, oznajmili go cichym stęknięciem, wypruci z sił. Johnson poczuł, że nawet się nie wykąpie, tylko od razu pójdzie spać.
Eliot wtulił się w pierś Kennetha i westchnął ciężko.
– Inaczej jest bez gumek – zauważył, kładąc rękę na wierzchu dłoni Kennetha, splótł z nią palce.
Kenneth wysunął się z niego powoli i odetchnął cicho, wsuwając nos we włosy Eliota. Przymknął oczy, przyjemnie rozluźniony.
– Zajebiście – zamruczał, odprężając się.
O'Conner odwrócił się powoli i przytulił się do niego. Nagle jednak sięgnął do tyłu, czując, jak sperma Kennetha zaczyna z niego wypływać. Zaczerwienił się mocno, bojąc się nawet poruszyć, by nie pobrudzić pościeli kochanka.
– Gdzie jest łazienka? – zapytał zawstydzony. Może jednak powinni byli użyć kondomów?
Johnson spojrzał na niego sennie i uśmiechnął się. Wychylił się i zabrał chusteczkę, którą podał Eliotowi.
– Masz.
Chłopak popatrzył na nią, jakby stanowiła jakieś zagrożenie, ale po chwili odebrał ją.
– Odwróć się – mruknął, nie chcąc, by Kenneth na to patrzył.
– Wstydzisz się wytrzeć od spermy, chociaż przed chwilą cię tam lizałem? – zaśmiał się Johnson, ale posłusznie się odwrócił. Usiadł i sięgnął po laptopa. – Pijemy to wino? Czy zostawiamy na inną okazję?
– Jak chcesz – odpowiedział i sięgnął chusteczką do swoich pośladków. Wytarł się dokładnie a następnie rzucił ją na podłogę, by po chwili przytulić się do pleców kochanka. – Możemy się napić. O ile pozwolisz mi zostać na noc – dodał z dziwnym napięciem.
Johnson przygryzł wargę, Derek nigdy nie zostawał u niego na noc, szybko jechał do siebie, więc jego współlokatorzy nie nabrali podejrzeń.
– Jutro masz uczelnię?
– Mam – mruknął niechętnie i założył nogę na jego biodro. – Ale wyjadę szybciej, podjadę do siebie i się przebiorę – westchnął. – A ty? Idziesz do pracy?
– Na rano – przyznał niechętnie i uśmiechnął się lekko, głaszcząc go po plecach. – Za dwa dni mam wolne, w sobotę.
– Czyli zapraszasz mnie na randkę? – wypalił Eliot, nim zdążył pomyśleć.
Kenneth wpatrzył się w niego uważnie i wzruszył ramieniem, bo na drugim leżał.
– Pojedziemy za miasto? – Chociaż chciał, nie mógł na razie zaprosić go do kina albo restauracji. Powoli zaczynało go to irytować.
– Na oglądanie gwiazd? – zapytał i zaśmiał się. To brzmiało naprawdę dziwnie.
– Na picie i... – Johnson odetchnął, bo zdał sobie sprawę, że rzeczywiście był to całkiem głupi pomysł. – Jakieś inne pomysły?
Eliot zagryzł wargę i podniósł się na łokciu, przechylając się nad ramieniem Kennetha, by spojrzeć mu w twarz.
– Na picie, gadanie, może jakieś żarcie byśmy ze sobą wzięli, hm? – zaproponował. Kiedy widział, jak Johnson się wycofuje i zawstydza. To było... cholera, na pewien sposób słodkie. Taki duży facet, a tak łatwo się peszył. I już nawet nie przeszkadzało mu, że ten pomysł randki był pedalski.
– Okej – odpowiedział Kenneth z lekkim, niepewnym uśmiechem.

7 komentarzy:

  1. Rozdział mi się podobał. Fajnie, jakby w następnym było więcej o Dereku. Jakoś go ostatnio polubiłam, chociaż początkowo nie przypadł mi do gustu.
    Na Kennetha wciąż jestem zła i mam nadzieję, że Eliot się jeszcze dowie o Vincencie. Niech narobi Johnsonowi wyrzutów, a co!
    Wybaczcie, że taki skromny komentarz, ale ledwo znalazłam czas, żeby ten rozdział przeczytać (strasznie kusił, chociaż w oficjalnej wersji właśnie się uczę ^^")

    Pozdrawiam!
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My nawet nie wiemy, kiedy postać Dereka stała się tak samo ważna jak Kennetha i Eliota. Ale fajnie, że go polubiłaś, bo raczej tak szybko się go nie pozbędziemy. :)
      Trzymam kciuki, żebyś się nauczyła. ;D

      Usuń
  2. och tak trzeba by żeby Derek trochę dał sobie luzu:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wypaliłyście z tym umyciem :D Derek i Vincent na etapie podchodów, a nasza szalona parka niczego sobie nie odmawia w łożu :)Weny wam nie brakuje więc życzę miluchnych świąt:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio lubię czytać o Dereku :D Facet potrzebuje kogoś i mam nadzieję, że ta jego relacja z Vincenem nabierze rozmachu. A co do rozdziału to jak zawsze przyjemny :) Podobał mi się, ale był za krótki jak na tak długi okres czekania :( Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Clash to świetne opowiadanie. Czekam na kolejne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń