Kochani, wiemy, że
bardzo długo nie było żadnej aktualizacji Świadomości. Piszemy
ją bardzo wolno i najtrudniej jest się nam zabrać za kolejny
rozdział. Lingerie za to powolnymi krokami zbliża się do końca.
Wcześniej myślałyśmy, że finał będzie kilka rozdziałów
szybciej, ale przy sprawdzaniu dopisałyśmy trochę do zakończenia,
więc wyszło więcej niż sobie założyłyśmy. Myślimy jednak, że
nikt nie będzie na to akurat narzekać. :)
Z kolei na początek
roku 2016 planujemy nowe opowiadanie, które już mamy napisane. Po
świętach i sylwestrze większość z Was chyba będzie miała już
dość zimy (my na pewno), a że w tym tekście panują nieco
cieplejsze klimaty od tych, które widzimy za oknem, mamy nadzieję
na umilenie Wam mroźnych wieczorów.
Skoro już się tak
rozpisujemy z tymi naszymi planami, możemy Wam jeszcze zdradzić
kolejny powód, przez który tak ciężko nam się zabrać za
Świadomość. Jest nim nowe opowiadanie, jakie piszemy aktualnie.
Wielbiciele przygodówek powinni być zadowoleni. ;) Jego publikację
planujemy na wiosnę 2016, więc trzymajcie kciuki, by nic nam się
nie opóźniło. A co do samej Świadomości, to prosimy o trochę
cierpliwości. Aktualnie wsiąkłyśmy w trochę inny świat, który
wytworzyłyśmy w zaplanowanym na wiosnę opowiadaniu. Gdy nasz
entuzjazm minie, na pewno poświęcimy Świadomości więcej czasu.
:)
Tymczasem
zapraszamy na kolejny rozdział Clasha. Zachęcamy do czytania i
komentowania.
***
„Dasz się w
końcu namówić na piwo?” – napisał Vincent, który czuł się
już sfrustrowany brakiem reakcji ze strony Dereka. Z Kennethem spało
mu się całkiem dobrze, ale obaj wiedzieli, że ich znajomość nie
prowadziła do żadnego rozwinięcia. Johnson chciał tylko seksu,
ewentualnie jakiegoś męskiego spotkania i Moore zaczął
podejrzewać, że mężczyzna miał już kogoś na oku, a jego
traktował jako dodatek... faceta, który zawsze byłby chętny na
intymne spotkanie, gdyby mu nie wyszło z innym partnerem. Skupił
się więc na Dereku, a przynajmniej chciał się skupić. Mężczyzna
był dziwny, niedostępny, wciąż go odsuwał, ale jednocześnie
pozostawiał przestrzeń jasno mówiącą Vincentowi, że jednak ma
jakieś tam szanse. I to działało na niego jeszcze bardziej niż
proste wyznanie: „idziemy się pieprzyć”. Miał postawione przed
sobą wyzwanie, któremu chciał sprostać, by później móc napawać
się wygraną.
Nie mógł jednak
wiedzieć, że Derek przez ostatnie dni starał się jak najwięcej
pracować, ciągle coś robić, byleby tylko nie mieć chwili na
zastanawianie się i myślenie o swoim byłym. Bo gdyby tak się
stało, zaczęłoby mu Kennetha bardzo brakować, a czuł, że już
nigdy nie powinien za nim tęsknić. Kiedy więc otrzymał wiadomość
od Vincenta, nie miał zamiaru się wykręcać.
„Gdzie?” –
odpisał krótko i treściwie, nie mając zamiaru bawić się w żadne
podchody.
„Co za zmiana.
Gdzie chcesz, dostosuję się” – odpisał Vincent, uśmiechając
się z satysfakcją. W końcu, pomyślał. Uwielbiał mężczyzn, na
których musiał tyle czekać, chociaż nie mógł pozbyć się
wrażenia, że Derek czasem go po prostu olewał i pisał z nim tylko
dlatego, że nie potrafił go spławić.
„Jakiś pub na
śródmieściu?” – odpowiedź przyszła po chwili. Derek po raz
pierwszy chyba cieszył się na wyjście z domu, zostawienie
rozmyślań i po prostu rozluźnienie się przy piwie. Tak, spotkanie
z Vincentem było dobrym pomysłem. Polubił tego faceta, rozmowa z
nim była angażująca i nawet Derek, osoba która w towarzystwie
zwykle milczała, cieszył się nią.
„Okej, lubisz
irlandzkie piwo? Możemy wpaść do Celtic Crossing” –
zaproponował Vincent, niemal podrywając się z kanapy, na której
siedział.
„W porządku, a o
której?” – odpowiedział Derek i położył telefon na stoliku
do kawy. Podszedł do lustra, stwierdzając, że nie wypadało mu
przyjść w poszarzałej koszulce i dżinsach. Będzie musiał
wygrzebać z szafy coś lepszego, bo nie chciał wyglądać
niechlujnie.
*
Na miejscu pojawił
się dokładnie o czasie, tak samo jak Moore, który gdy tylko go
zobaczył przed wejściem do pubu, uśmiechnął się szeroko. Derek
przełknął ślinę, podchodząc do niego. Zrobiło mu się goręcej,
kiedy mężczyzna przysunął się bliżej. Przez chwilę myślał,
że coś zrobi, jednak Vincent nie przekroczył niewidzialnej
granicy, którą Derek wyznaczył już od ich pierwszego spotkania.
– Spoko, że
jesteś punktualny – odezwał się Vincent po krótkiej chwili, po
czym wskazał na ciężkie, drewniane drzwi. – Wchodzimy? – Derek
w odpowiedzi kiwnął jedynie głową, czując się trochę dziwnie.
Nic jednak z jego zachowania nie zdradzało nerwowości, jaka go
opanowała. Wręcz przeciwnie, wyglądał na znużonego i niezbyt
zainteresowanego tym, co działo się dookoła, z czego bardzo często
nie zdawał sobie sprawy. Vincent jednak jego zachowanie
interpretował zupełnie inaczej, tłumaczył sobie, że gdyby
Derekowi się nie chciało, to by po prostu nie przyszedł. A skoro
przyszedł, nie miał się czym przejmować.
Skierowali się do
wolnego stolika. W środku, na ich szczęście, nie panowały tłumy.
Tylko kilka osób siedziało przy barze i rozmawiało, gdzieniegdzie
kręciły się kelnerki i to byłoby na tyle.
Derek rozejrzał
się po typowo irlandzkim wnętrzu, ciemne drewniane krzesła, stoły
i lada przy barze trochę przytłaczały. Dookoła roznosiła się
woń chmielu, sprawiając, że naprawdę poczuli się jak w jednym z
europejskich pubów.
– Często
chodzisz do takich miejsc? – zapytał, zerkając na Vincenta. Czuł
się trochę dziwnie w jego towarzystwie, kiedy był taki trzeźwy.
– Czasami –
przyznał mężczyzna i rozsiadł się na drewnianym krześle. Derek
był inny od Johnsona, bardziej męski w ten surowy, prawie zwierzęcy
sposób. Miał ostrzejsze rysy twarzy, szerszy nos i mniej przyjemne
spojrzenie. Seksowny, pomyślał Moore z zadowoleniem i sięgnął do
karty dań. – Ty lubisz takie miejsca?
– Zależy –
odpowiedział, siadając naprzeciw. – Raczej nie przepadam za
piwami – odpowiedział, zerkając na Vincenta. – Co polecasz?
– To możemy
zmienić lokal. Czemu nie mówiłeś? – zaśmiał się Moore,
czując się bardzo swobodnie w towarzystwie mężczyzny. Lubił to,
że Derek był milczący i skupiony, zwykle trafiał na zapatrzonych
w siebie egoistów, którzy niewiele widzieli poza czubkiem swojego
nosa.
– Nigdy nie piłem
irlandzkiego piwa – wyjaśnił i uśmiechnął się pod nosem,
patrząc na menu. – Później możemy się przenieść – mruknął,
zerkając to na kartę, to na Vincenta. Mężczyzna cholernie go
pociągał tą swoją pewnością siebie. Zwilżył usta, starając
się uspokoić. To była randka? – zaczął się zastanawiać, bo
dopiero teraz w jego głowie pojawiły się takie myśli. Bzdura. Z
facetem przecież nie chodzi się na randki, zganił się w myślach.
Z Kennethem nigdy na żadnej nie był.
– Masz jakieś
sprawdzone miejsce? Możemy iść, jasne – mruknął i odpiął
guzik koszuli. Ubrał się elegancko, ale nie tak jak do pracy.
Chciał wyglądać dobrze, jednak nie żywcem wyciągnięty z biura.
– Weź ciemne, jest naprawdę dobre.
Derek uśmiechnął
się do niego.
– Jasne –
powiedział i wstał. – Tobie też? – zapytał, zerkając na
niego.
– Możesz. –
Vincent kiwnął głową. Podobało mu się to, że Derek miał na
tyle przyzwoitości, żeby nie żerować tylko na nim. Ostatni
„chłopczyk” z którym się spotkał, czekał tylko na to. Może
umawianie się ze starszymi facetami, którzy mieli już pracę,
wcale nie było takie złe?
Derek poszedł do
baru, wciąż czując na sobie uważne spojrzenie Vincenta, które
trochę go peszyło. Gdy zamówił piwo, obejrzał się przez ramię,
na mężczyznę, który siedział odwrócony w jego stronę, cały
czas obserwując Goldnera i nawet się z tym nie kryjąc. Derek w
odpowiedzi uśmiechnął się lekko, wytrzymując jego wzrok na
sobie. Moore zaśmiał się i przechylił głowę. Umiał flirtować,
zawsze przynajmniej uważał, że potrafił wpływać na mężczyzn.
Kilka komplementów, delikatny dotyk i sugestywny uśmiech sporo
robiły. Jakieś niewinne żarty i facet był jego. Ale Derek...
Derek, cholera, był prawdziwym wyzwaniem, bo nawet teraz nie
odpowiedział na uśmiech. Wrócił do stolika i postawił na nim
kufle z alkoholem.
– Całkiem tanie
piwo – powiedział, a Vincent kiwnął głową, śledząc jego
ruchy. Derek w tym momencie jednak wcale nie poczuł się komfortowo.
Chrząknął i usiadł naprzeciwko. – Więc? Tak się tobie nudzi w
domu, że koniecznie chciałeś się ze mną spotkać? – zapytał,
obracając w dłoniach zimną szklankę.
– A ty jesteś
taki zajęty, że nie miałeś czasu tego zrobić? – zapytał i
zmrużył oczy.
Derek uśmiechnął
się pod nosem.
– Jestem bardzo
zajętym człowiekiem – odpowiedział, po czym wziął łyka piwa.
– Dobre – stwierdził zgodnie z prawdą. Normalne piwo nigdy mu
nie smakowało, w tym jednak goryczka była mocniej wyczuwalna,
nadawała trunkowi specyficznego, nieco cierpkiego i orzeźwiającego
smaku.
– Mówiłem –
mruknął Moor i uniósł kufel. – To co, za ten wieczór? –
zapytał, chcąc wznieść z nim toast.
Derek nie mógł
powstrzymać szerokiego uśmiechu, jaki cisnął mu się na usta.
Uniósł swoje piwo i stuknął nim o kufel Vincenta.
– Za wieczór –
powiedział, a w jego głosie, całe szczęście, w ogóle nie dało
się wyczuć nerwowych nut.
*
Kenneth zakończył
rozmowę z wyjątkowo wesołą Emmą. Umówili się na czwartek, żeby
wyjść na jakąś imprezę. Dziewczyna uparła się, by postawić mu
drinka i nie chciała słyszeć słowa odmowy. Odkąd zaczęła
umawiać się z Alex, miała coraz mniej czasu dla brata i właśnie
tak chciała mu to wynagrodzić. Momentami brakowało mu siostry, ale
chwile, które zwykle z nią spędzał, przeznaczał dla O'Connera
albo po prostu na odpoczynek, dokładnie jak teraz. Przeglądał
różne strony Internetowe, a dokładniej portale sportowe i słuchał
muzyki, zawsze go to odprężało. Nagle jednak w całym mieszkaniu
rozbrzmiał piszczący dźwięk dzwonka do drzwi. Aż zmarszczył
brwi, ale nic nie zrobił, w końcu nikogo nie zapraszał. Był
pewny, że to ktoś do jego współlokatorów. Wrócił więc do
czytania artykułu o prognozach dla Chicago Bulls na następne mecze,
a dzwonek rozbrzmiał jeszcze ze trzy razy, aż wreszcie usłyszał
głos Lary, który i tak zignorował. Nigdy nie wtrącał się w
życie domowników, a oni nie interesowali się jego sprawami, tak
było najprościej i najwygodniej.
Drgnął jednak
zaskoczony, gdy drzwi od jego pokoju otworzyły się szybko, prawie
że uderzając o ścianę. Spojrzał zdziwiony na zadowolonego
O'Connera i przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Co Eliot tu
robił?
– Miałem obóz
rozbić na klatce schodowej?
– O'Conner? –
zapytał, mrugając szybko, jakby spodziewał się, że jego widok
zaraz się rozmyje. Patrzył, jak chłopak zamyka drzwi, a za jego
plecami zauważył jeszcze Larę, która nie chciała wejść do
swojego pokoju. – Jakbyś mi napisał, że przyjedziesz,
wiedziałbym, żeby ci otworzyć – wytłumaczył się i wtedy
zauważył w jego ręce czarną torbę upominkową. Zmarszczył brwi,
już podejrzewając, po co przyszedł chłopak.
– Może
wstaniesz, co, Johnson? – rzucił Eliot z szerokim uśmiechem i
wyciągnął przed siebie prezent. – Bo chcę ci złożyć
życzenia. A przy składaniu życzeń nie powinno się siedzieć –
dodał kpiącym tonem.
Johnson uśmiechnął
się lekko i pokręcił głową. Odłożył laptopa na bok i wstał.
– Skąd
wiedziałeś? – zapytał dziwnie miękkim tonem. Nie spodziewał
się tego po Eliocie, przecież znali się od niedawna.
– Spiskowałem za
twoimi plecami z Emmą – powiedział i uśmiechnął się do niego,
podając mu pakunek. – Wszystkiego najlepszego – zamruczał,
kładąc mu dłoń na karku. Pochylił się do niego, zupełnie jakby
miał Kennetha zaraz pocałować. Nic takiego jednak się nie stało.
– Otwieraj! – rzucił zaraz i się odsunął. Aż zagryzł wargę,
ciekawy reakcji Johnsona, który wydął wargi, ale nic nie
odpowiedział. Nie miał zamiaru przyznawać się, że liczył na
jakiś gorący pocałunek przed wręczeniem prezentu. Zajrzał do
torby i najpierw zobaczył butelkę wina. Uśmiechnął się,
zerkając krótko na Eliota, kiedy ją wyjmował.
– Chcesz mnie
upić?
– Też, ale to
nie wszystko – powiedział zniecierpliwiony, wyczekując, aż
Kenneth przejdzie do głównej części prezentu. Uśmiechnął się
szeroko, gdy mężczyzna wyciągnął czerwone bokserki Calvina
Kleina.
Johnson zaśmiał
się i naciągnął je lekko.
– Rozumiem, że
mam je teraz założyć? – zapytał, przykładając je do krocza. –
Dzięki – rzucił i wychylił się, żeby pocałować mężczyznę
w usta. Musiał stanąć na palcach, co zawsze go niezwykle
irytowało. Eliota wręcz przeciwnie, uwielbiał to, co było chyba
jeszcze bardziej denerwujące, bo zawsze po takim pocałunku
szczerzył się jak głupi. Objął ciasno Kennetha w pasie i
zamruczał w jego usta.
– Ale to nie
wszystko – dodał i ku zdziwieniu Kennetha, zaczerwienił się
lekko.
– Nie? Mam się
bać? – zapytał niepewnie i uśmiechnął się, patrząc Eliotowi
w oczy.
Eliot zwilżył
wargi, mając wrażenie, że zaraz po prostu spłonie ze wstydu.
– Umyłem się –
burknął i zerknął na kochanka nerwowo, wyczekując jego reakcji.
– C-co? –
wydusił Johnson i odłożył wszystko na łóżko. Zastanawiał się
chwilę, co o tym myśleć. – Ja... – Zmarszczył brwi i spojrzał
uważnie na partnera. – Co?
Eliot aż wciągnął
powietrze ze świstem, nie tego się spodziewał.
– No... umyłem
się?
– A byłeś
brudny? Śmierdziałeś? – dodał i uśmiechnął się lekko, nie
wiedząc, co powinien o tym myśleć. – Dobrze, że się myjesz.
O'Conner zamrugał,
wpatrując się w Kennetha jak w idiotę. Stał przez chwilę,
kompletnie zamurowany. Dopiero po chwili, gdy przetrawił to co
usłyszał, zmarszczył brwi, oburzony.
– Idiota –
prychnął. – Tam się umyłem! – Inaczej sobie to trochę
wyobrażał. Kiedy wcześniej zastanawiał się, jak oznajmi
Johnsonowi to, że zrobił sobie lewatywę, na pewno nie brał pod
uwagę, że mężczyzna zapyta, czy śmierdział! Prędzej, że go
złapie, rzuci na łóżko i zedrze mu z tyłka dresowe spodnie
(specjalnie nawet je założył, by łatwiej było ściągać!).
– Do seksu, no
okej. – Kenneth kiwnął głową, dziwiąc się, że Eliot mówił
mu coś tak intymnego. On z Derekiem nigdy nie rozmawiali o takich
rzeczach albo o tym, kiedy chodzili się wypróżniać. Czasami nie
mogli się kochać, więc dawali delikatnie sobie znać i było po
kłopocie. Chociaż rzucił mężczyznę dlatego, że ten nie
okazywał mu zainteresowania, nie chciał spowiadać się Eliotowi z
takich rzeczy. To wnikało za bardzo w jego prywatność, a ją
przecież musiał mieć każdy. Odchrząknął i sięgnął po
butelkę. – Pójdę po kieliszki i otwieracz. Wypijemy.
Eliot poczuł się
jak ostatni idiota.
– Lewatywę
zrobiłem – spróbował więc inaczej. Zrobiło mu się gorąco ze
zdenerwowania, kiedy czekał na odpowiedź Kennetha.
– Mogłeś tak od
razu. Umyty... – prychnął i zaśmiał się. Już wiedział, co
będą robić. Mimowolnie oblizał usta, czując napływ śliny. –
Czekaj tu, przyniosę otwieracz i kieliszki. Czy lubisz pić z
gwintu?
O'Conner przewrócił
oczami, w myślach wyklinając Kennetha. Przecież mówił prosto,
czego Johnson w tym nie rozumiał?
– Może być z
gwintu – odparł, a gdy mężczyzna wyszedł i zamknął za sobą
drzwi, Eliot od razu zaczął rozglądać się po pokoju, mimo że
już kiedyś tutaj był. Podszedł do dużej szafy i bez skrępowania
ją otworzył. Uśmiechnął się, gdy zauważył wojskową katanę,
w której jego kochanek często chodził. Dobrze w niej wyglądał,
więc Eliot ją lubił. Przeniósł wzrok na inne ubrania i ze
zdziwieniem zauważył, że wcale nie było ich tak wiele. Eliot miał
w swojej szafie dwa razy tyle rzeczy (jak nie trzy!).
Kiedy przyjrzał
się laptopowi też zdał sobie sprawę, że był to jeden z tańszych
modeli. On miał zawsze najnowszy model Apple. Usiadł na łóżku i
zabrał go na kolana. Zerknął na ikonkę Facebooka w kartach, ale
kiedy już miał w nią wejść, drzwi znowu się otworzyły.
– Pożyczyłem od
Lary. Poznałeś ją, no nie? – zapytał mężczyzna i zamknął
dokładnie drzwi. Odwrócił się do niego z szerokim uśmiechem.
Eliot zerknął na
otwieracz w jego dłoni, a następnie na ekran komputera. Szybko
wszedł na Youtube, by puścić jakąś składankę.
– Mhm, poznałem
– mruknął. – Fajna laska. Ładna, zgrabna – wyliczał z
absolutnie poważną miną. – Może później do niej zagadam.
– Co?! –
Kenneth usiadł obok niego i skrzywił się. Dopiero widząc na sobie
spojrzenie O'Connera zdał sobie sprawę, że ten go tylko
prowokował. Zmrużył oczy i nie odwrócił wzroku. – To ja ją
zaliczam, nie jesteś w jej typie – mruknął, kompletnie nie
przejmując się tym, że traktował koleżankę jak przedmiot.
Chciał tylko dopiec Eliotowi, który w odpowiedzi zmarszczył brwi i
odłożył laptopa na podłogę. Puścił im jakiś housowy miks
aktualnych hitów.
– Ale to ja mam
ciaśniejszy tyłek – rzucił i przysunął się do niego.
Popatrzył mu głęboko w oczy, by po chwili liznąć jego dolną
wargę. – Ciaśniejszy i przygotowany na dzisiaj – przypomniał.
Kenneth nie był w
stanie wyrzucić z siebie żadnego sensownego argumentu, więc tylko
kiwnął głową i przygryzł wargę. Przekrzywił głowę i
pocałował Eliota, obserwując go spod półprzymkniętych powiek.
Zamruczał cicho, czując ciepły, wilgotny język kochanka
ocierający się o jego.
Eliot zamruczał i
przeniósł się po chwili na kolana Kennetha, na których usiadł
okrakiem. Odetchnął, patrząc Johnsonowi w oczy.
– Dzisiaj jestem
twój – wypalił, nim zdążył pomyśleć. Aż miał ochotę
ugryźć się w język, gdy zrozumiał, jak dennie to zabrzmiało.
Poczuł na sobie ciężkie spojrzenie kochanka, który jak na złość
milczał przez chwilę, by w końcu objąć go w pasie i jednocześnie
postawić nieotwartą butelkę wina na podłogę.
– Jesteś mój –
mruknął w końcu niskim głosem.
Eliot aż
odetchnął. Podobało mu się, jak stanowczo Kenneth to powiedział,
jakby nie chciał słyszeć słowa sprzeciwu.
– Kenneth a... –
urwał. Przełknął ślinę. – Myślałeś, żeby kochać się bez
gumek? – wypalił. Myślał o tym już od jakiegoś czasu, teraz
dopiero jednak uznał, że to jest odpowiedni moment, by zapytać.
– Chcesz? Ja
jestem czysty, badałem się po Dereku – rzucił, wsuwając mu rękę
pod koszulkę. Odetchnął, czując pod palcami ciepłą skórę.
Drugą wsunął pod spodnie Eliota i odchylił głowę, kiedy jego
palce znalazły się pomiędzy pośladkami. W odpowiedzi na ten ruch,
jego kochanek zamruczał, ciaśniej obejmując szyję Kennetha. Już
robiło mu się gorąco, powoli zaczął się podniecać. Johnson był
cholernie przystojnym okazem, pomyślał i poruszał biodrami, jakby
już się niecierpliwił. Na samą myśl o gołym penisie w sobie,
miał ochotę zrzucić z siebie ubranie i się wypiąć.
– Też jestem –
powiedział z niezachwianą pewnością. Nie badał się tak często,
ale ostatnie wyniki jasno wskazywały, że był czysty. A Dakota może
i go kiedyś tam zdradziła, wiedział jednak, że wtedy na pewno się
zabezpieczała.
Johnson odetchnął
drżąco i podniósł Eliota z pewną trudnością, po czym rzucił
go na łóżko. Od razu położył się na kochanku, zapominając o
winie. Chciał go już mieć.
Pocałunek odebrał
Eliotowi oddech, Johnson całował mocno i brutalnie, więc nic
dziwnego, że po chwili poczuli w ustach krew. Mężczyzna otarł się
o niego całym ciałem, aż łóżko zaskrzypiało.
– Musimy być
cicho – mruknął, podciągając koszulkę Eliota do góry. Zamiast
ją jednak ściągnąć, przeniósł się ustami na sutki, a ręką
zaczął masować jego krocze.
Eliot aż jęknął,
nie mogąc tego powstrzymać. Mimowolnie też rozsunął pod nim
nogi, chcąc mieć Kennetha jak najbliżej siebie. Już był twardy,
cholera. Zacisnął mięśnie pośladków, czując jak przez samą
myśl, że będą się zaraz kochać, jego odbyt zapulsował.
– Po... staram
się – wysapał.
Johnson spojrzał
na niego uważnie i jego surowy wyraz twarz złagodniał przez lekki
uśmiech. Eliot zdążył już poznać, że przy seksie wyraz twarzy
Kenneth stawał się groźny i zacięty, przypominał czasami dzikie
zwierze, potrafiące pokazać swoją brutalność tylko do momentu, w
którym Eliot nie powie dość. Na to porównanie aż się zaśmiał
i sięgnął do jego koszuli. Mężczyzna pomógł mu ją z siebie
ściągnąć i już po chwili chłopak miał przed sobą jego
wyrzeźbiony tors. Od razu dotknął jego gorącej piersi.
– Masz jakieś
specjalne życzenia? – zapytał.
– Wypnij się –
warknął Kenneth i zaśmiał się cicho, widząc minę Eliota.
Pocałował go szybko, po czym sam pomógł mu się odwrócić. Od
razu przylgnął kroczem do jego bioder i pchnął w taki sposób, by
Eliot mógł wyczuć jego wzwód. O'Conner w odpowiedzi zaśmiał
się, ale szybko jednak śmiech ugrzązł mu w gardle, gdy poczuł
nagły przypływ podniecenia. I jeszcze, cholera, miał na sobie
spodnie! Obrócił się szybko do Kennetha, pocałował go mocno i
zaczął z siebie zrzucać ubranie.
– Ty też! –
pogonił, kiedy był już w samej bieliźnie, a dokładniej w białych
bokserkach Calvina Kleina.
Kenneth ściągnął
z siebie spodnie dresowe, ale zanim pozbył się bokserek, Eliot
złapał go za rękę. Dopiero wtedy spojrzał na swoje wyciągnięte
slipki, które miały nawet dziurę w jednym miejscu. Zupełnie o
nich zapomniał! Zerknął nerwowo na partnera, który wpatrywał się
w jego bieliznę i po chwili parsknął śmiechem, po czym wsunął
mu palec w rozdarcie i dotknął jego penisa.
– A to co?
Wywietrzniki? – zapytał z rozbawieniem. Cały intymny czar prysł.
– Nie miałem
pojęcia, że przyjdziesz – sapnął i sam ściągnął z siebie
szybko bieliznę, obiecując sobie, że zaraz po tym spotkaniu
wyrzuci te majtki. Już lepiej by było, gdyby nie ubrał dzisiaj
slipek. Był na siebie zły jak nigdy, więc żeby to zamaskować,
pchnął O'Connera z powrotem na łóżko i zawisł nad nim. – Co
chcesz, żebym teraz zrobił? – zapytał, podciągając sobie jego
nogę na biodro.
Eliot odetchnął i
sięgnął dłonią do pośladków Kennetha. Zacisnął na jednym z
nich dłoń, cały czas patrząc mężczyźnie w oczy, ich twarze
znajdowały się naprawdę bardzo blisko siebie. Oddech Johnsona
niemal palił go spierzchnięte wargi.
– Myślałem, że
to ty jesteś solenizantem – powiedział.
– Kurwa,
zapomniałem – zaśmiał się nagle Johnson, odprężając się.
Bał się, że Eliot doda jeszcze coś o znoszonej bieliźnie, ale
kiedy tak się nie stało, od razu mu ulżyło. – Chcę, żebyś
się odwrócił – mruknął i przysunął usta do ucha kochanka,
które polizał. – Muszę obejrzeć mój najlepszy prezent.
Eliot odetchnął
ciężko i już nie czekał dłużej. Obrócił się pod Kennethem,
który odsunął się od niego, by mu to umożliwić. O'Conner aż
zagryzł wargę, kiedy stanął na czworakach i wypiął się
zachęcająco do Kennetha.
– Tak? –
zapytał ochrypłym od podniecenia głosem.
– Właśnie tak.
– Kenneth poczuł szybsze bicie serca, kiedy dotknął pośladka
kochanka. Nie mógł oderwać wzroku od pierścienia mięśni, które
Eliot na przemian – świadomie bądź nie – zaciskał i
rozluźniał. Johnson oblizał usta, a jego penis drgnął z
podniecenia. Złapał za pośladki i rozchylił je mocno, by mieć
dobry dostęp do tego, czego w tamtej chwili chciał. Eliot aż
wstrzymał powietrze, czując, że jest cały czerwony. Zacisnął
dłonie w pięści i skupił palce u stóp, kiedy oczekiwał na to,
co się wydarzy.
Uczucie ciepłych,
lekko wilgotnych ust w tym miejscu było dziwne, więc wyrwał się
do przodu, ale Kenneth zaraz złapał go mocno za biodra i zaśmiał
się tuż przy jego pośladkach. Nie myślał o rzeczach, które tak
brzydziły homofobów. Wiedział, że te mięśnie były tak
unerwione, że Eliot będzie zaraz pod nim jęczał, prosząc o
więcej.
I faktycznie tak
się stało, Eliot, gdy poczuł ciepły, śliski język w tak
intymnym miejscu, najpierw westchnął z przyjemności, a później
jeszcze bardziej przysunął się biodrami do kochanka. Przełknął
ślinę, uczucie było niesamowite. Kenneth pieścił go powoli,
niespiesznie, najpierw okrążając czubkiem języka odbyt, by po
dłuższej chwili takiej zabawy wsunąć w niego czubek.
– Boże –
sapnął Eliot i aż zadrżał. To było cholernie dobre. Pragnął
tego chyba od momentu, w którym Johnson dotknął go tam po raz
pierwszy.
Kenneth mocniej
rozchylił jego pośladki i znowu polizał go po całej długości,
od moszny aż po samą podstawę kręgosłupa. Skóra kochanka
pachniała lekkim, ziołowym mydłem. Johnson już kojarzył ten
zapach, zdążył go nawet polubić, a za każdym razem, kiedy go
czuł, od razu się odprężał. Po usłyszeniu kolejnego jęku znowu
wsunął w Eliota język, jakby go nim pieprzył. Tym razem zrobił
to szybciej i głębiej, a zabawne odgłosy, które temu
towarzyszyły, bardziej go w tym momencie podniecały, zwłaszcza,
kiedy Eliot wzdychał i stękał, starając się jak tylko mógł
hamować. Czuł drżenie jego mięśni i w pewnym momencie nie
wytrzymał i potarł ręką wewnętrzną część jego uda, jeszcze
bardziej go drażniąc.
Eliot zagryzał
wargi, ale to niewiele pomagało, zawsze był dość głośny, ale
przy takiej pieszczocie ciężko było mu się hamować. To był
zupełnie inny wymiar przyjemności niż wtedy, gdy Kenneth zajmował
się jego penisem. Trochę jakby mocniejszy, a przy okazji
delikatniejszy. Po prostu dziwny. Drażniący jego najczulsze nerwy.
– Jezu, Kenneth –
sapnął Eliot.
Mężczyzna oderwał
się od niego na chwilę, żeby wytrzeć z brody ślinę. Uśmiechnął
się w końcu i klepnął kochanka w pośladki.
– Zajebiście –
przyznał, czuł przyjemność głównie z faktu, że to robił. Że
to robił Eliotowi, że on na to tak reagował i że było mu tak
dobrze właśnie dzięki Johnsonowi.
Eliot odetchnął.
Oparł głowę na poduszkę, pozostawiając jednak biodra w górze.
Ten krótki zabieg strasznie go wymęczył.
– Wejdź we mnie
– poprosił. Czuł, że był już wystarczająco rozluźniony, by
wziąć w siebie penisa Kennetha.
– Obciągnij mi –
powiedział w zamian Kenneth, chcąc jeszcze poczuć usta Eliota na
swoim członku. Odetchnął drżąco, próbując nad sobą opanować.
Przestał zwracać uwagę nawet na muzykę, która nieprzerwanie
leciała z laptopa.
Eliot powoli
odwrócił się do kochanka przodem. Miał wrażenie, jakby jego
kończyny były zrobione z waty. Przyciągnął Johnsona do siebie i
pocałował najpierw mocno, kładąc mu jednocześnie dłoń na
penisie. Aż zamruczał, zaczynając powoli przesuwać palcami po
jego trzonie. Był ciepły, twardy i lekko pulsował. Idealny,
pomyślał Eliot, przyciągając do siebie Kennetha ramieniem.
Uwielbiał w kochanku wszystko.
Kenneth syknął,
kiedy w końcu poczuł jego usta na główce penisa. Eliot potarł
językiem szparę na czubku, a Johnson z trudem powstrzymał się,
żeby nie krzyknąć. Spojrzał na drzwi, zastanawiając się, czy je
zamknął, ale po chwili stwierdził, że i tak nikt by im nie
wszedł. Odchylił głowę na kark i przymknął oczy, rozpływając
się pod dotykiem mokrych, ciepłych ust Eliota. Chłopak stawał się
w tym coraz lepszy, pomyślał Johnson niemal z dumą, kiedy O'Conner
wziął całkiem sporą dłogość penisa do ust i jeszcze się na
tym zassał, nie krztusząc przy okazji. Gdy jednak Kenneth poczuł,
że dłoń sięga do jego jąder i zaczyna je pieścić, naprawdę
musiał się postarać, by nie jęknąć.
– Dobra,
wystarczy – wydusił z siebie i odsunął od siebie Eliota. Złapał
go za podbródek i wstrzymał oddech, kiedy O'Conner rzucił mu z
dołu podniecone spojrzenie. Nie czuł tego wcześniej przy Dereku. W
łóżku nie było tej chemii, potrzebował więcej czasu, żeby się
rozkręcić, a kiedy miał przy sobie Eliota, wszystko stawało się
nagle znacznie prostsze. – Będziesz mnie ujeżdżał? – zapytał,
gładząc kciukiem jego policzek.
Eliot od razu
pokiwał głową i jeszcze oblizał nabrzmiałe wargi. Nie czekając
już dłużej, pchnął Kennetha, a ten wylądował na plecach. Od
razu usiadł na mężczyźnie okrakiem i pochylił się do niego,
patrząc mu w oczy.
– Jak konia –
dodał z rozbawieniem i sięgnął za siebie, po penisa. Złapał go
za trzon, a gdy przyłożył główkę do swojego odbytu, aż
przeszedł go mocny dreszcz podniecenia. Opuścił się powoli,
pozwalając by czubek prześlizgnął się przez pierścień mięśni.
– Kurwa – zaklął, trochę się spinając. Wciąż potrzebował
czasu, by przyzwyczaić się do Kennetha, chociaż już wiedział, że
uwielbia ten specyficzny ból... nawet jeżeli każdego innego bólu
się bał, ten był wyjątkowy. Podniecający i przypominający mu,
że kochał się z Johnsonem.
– Weź żel –
mruknął Kenneth, który siedział jak król, prawdziwy solenizant,
oparty o wezgłowie. Obserwował błyszczącym, podnieconym wzrokiem
Eliota, cały czas go dotykając.
Eliot przełkną i
zerknął na mężczyznę. Mógł faktycznie nie dać rady wsunąć w
siebie tego penisa bez dodatkowego nawilżenia.
– Gdzie masz? –
zapytał, chociaż miał ochotę wziąć członka do końca.
– Przy biurku, w
szufladzie. Tylko ładnie się pochyl, żebym wszystko widział –
nie mógł się powstrzymać i przyciągnął kochanka jeszcze do
szybkiego pocałunku. – Zamknij drzwi dla pewności – dodał,
przypominając sobie o nich.
Eliot spojrzał na
niego dość nieobecnym wzrokiem. Kenneth wybił go z rytmu. Szybko
więc ruszył po lubrykant, zapominając o tym by się pochylić i
wypiąć. Chciał to zrobić jak najszybciej mógł, więc po drodze
prawie się potknął o ich porozrzucane rzeczy.
– Uważaj! –
upomniał go Kenneth, który roześmiał się nagle, kiedy kochanek
wrócił do łóżka. Eliot odpowiedział mu śmiechem i wycisnął
żel na dłoń. Nie zamknął drzwi, jak prosił go kochanek, ale się
tym w ogóle nie przejmował. Sięgnął dłonią do penisa Kennetha
i rozprowadził na nim, bardzo niedokładnie, lubrykant.
– Chcę cię już
– jęknął, kiedy znów wsuwał w siebie główkę członka.
Kenneth jęknął
cicho i, napinając nogi, wypchał biodra, aż unosząc Eliota.
Oddychał głęboko, podniecony do granic możliwości. Cały czas
starał się wniknąć głębiej w O'Connera, patrząc mu przy tym z
pasją w oczy. Wreszcie Eliot dotarł do momentu, w którym nie dał
rady więcej w siebie zmieścić. Poruszył się, wysuwając z siebie
kawałek penisa, by po chwili znów się na niego nasunąć. Aż
sapnął, jedyne co na tę chwilę czując, to rozciąganie odbytu,
mieszanina bólu i perwersyjnej przyjemności.
– Uwielbiam cię
w sobie – sapnął w przypływie zapomnienia.
Johnson przygryzł
wargę, przez chwilę milcząc. Lubił te komplementy, chwile, w
których Eliot już nad sobą nie panował i mówił takie rzeczy.
Dotknął jego penisa i potarł kciukiem żołądź, obserwując
kochanka z zachwytem. Łóżko odrobinę skrzypiało, ale na pewno
nie było tego bardzo słychać.
Eliot oparł się
przedramionami po bokach głowy Kennetha. Spojrzał mężczyźnie w
oczy, podczas gdy to Johnson pracował biodrami, nie robił tego
jednak szybko, narzucili sobie powolne, ale bardzo przedłużające
przyjemność tempo. Czuł zapach jego żelu do kąpieli i ciepło
bijące od partnera. Uśmiechnął się mimowolnie i pocałował go,
wzdychając z przyjemności.
Kenneth w pewnym
momencie przewrócił go i zaczął wbijać się w niego mocniej,
dysząc ciężko nad twarzą Eliota, który objął go, przez co mógł
poczuć jego mokre dłonie na swoich plecach.
O'Conner jęknął
głośniej, nie mogąc się powstrzymać. Oplatał ciasno Kennetha
ramionami, reagując na każdy jego ruch. Mężczyzna wiedział już,
jak się z nim kochać, a teraz fakt, że robili to bez gumek,
dodatkowo go podniecał. Wychylił się i zaczął go całować, dość
nieporadnie, bo oboje skupiali się na czymś innym.
Kiedy Johnson
poczuł, że był już blisko orgazmu, jęknął głośniej, wbijając
się w Eliota głębiej niż powinien. Chłopak syknął, spinając
się pod nim, więc od razu się wycofał.
– Sorry –
rzucił i pocałował go w usta, po czym wsunął się znowu znacznie
wolniej i dokładniej, przytrzymując penisa ręką.
– Dobrze –
sapnął Eliot i poczuł, że faktycznie chce, by Kenneth bardziej
się w niego wsunął. – Zrób to jeszcze raz – poprosił nagle.
– Ale wolniej.
– Chcesz? –
zapytał zaskoczony, ale od razu się uśmiechnął. Eliot bardzo
szybko się dostosowywał. Wycofał biodra, a później wolno
wprowadził penisa znowu, przygryzając wargę, kiedy w odpowiedzi
poczuł ogromny, przyjemny dreszcz, który spowodował, ze wsunął
się w niego trochę szybciej, nie panując nad sobą. Zaśmiał się
słabo.
Eliot sapnął,
starając się rozluźnić. Czuł, że penis Kennetha był w nim
głębiej niż zazwyczaj i pomimo dyskomfortu, bardzo go ta myśl
podnieciła. Objął mężczyznę nogami w pasie i uśmiechnął się
lekko.
– Dobrze –
powiedział, choć wcale tak dobrze nie było. Bolało i trochę
piekło, ale w końcu sam się na to zdecydował.
Zmienili pozycję,
Kenneth ułożył się za Eliotem i znowu zaczął się w niego
wsuwać, całując go jednocześnie po karku. Pachniał w tym miejscu
jeszcze intensywniej. Mruczał z zadowoleniem, kiedy kochanek wypinał
się do niego mocniej.
Orgazm przyszedł
po chwili, oznajmili go cichym stęknięciem, wypruci z sił. Johnson
poczuł, że nawet się nie wykąpie, tylko od razu pójdzie spać.
Eliot wtulił się
w pierś Kennetha i westchnął ciężko.
– Inaczej jest
bez gumek – zauważył, kładąc rękę na wierzchu dłoni
Kennetha, splótł z nią palce.
Kenneth wysunął
się z niego powoli i odetchnął cicho, wsuwając nos we włosy
Eliota. Przymknął oczy, przyjemnie rozluźniony.
– Zajebiście –
zamruczał, odprężając się.
O'Conner odwrócił
się powoli i przytulił się do niego. Nagle jednak sięgnął do
tyłu, czując, jak sperma Kennetha zaczyna z niego wypływać.
Zaczerwienił się mocno, bojąc się nawet poruszyć, by nie
pobrudzić pościeli kochanka.
– Gdzie jest
łazienka? – zapytał zawstydzony. Może jednak powinni byli użyć
kondomów?
Johnson spojrzał
na niego sennie i uśmiechnął się. Wychylił się i zabrał
chusteczkę, którą podał Eliotowi.
– Masz.
Chłopak popatrzył
na nią, jakby stanowiła jakieś zagrożenie, ale po chwili odebrał
ją.
– Odwróć się –
mruknął, nie chcąc, by Kenneth na to patrzył.
– Wstydzisz się
wytrzeć od spermy, chociaż przed chwilą cię tam lizałem? –
zaśmiał się Johnson, ale posłusznie się odwrócił. Usiadł i
sięgnął po laptopa. – Pijemy to wino? Czy zostawiamy na inną
okazję?
– Jak chcesz –
odpowiedział i sięgnął chusteczką do swoich pośladków. Wytarł
się dokładnie a następnie rzucił ją na podłogę, by po chwili
przytulić się do pleców kochanka. – Możemy się napić. O ile
pozwolisz mi zostać na noc – dodał z dziwnym napięciem.
Johnson przygryzł
wargę, Derek nigdy nie zostawał u niego na noc, szybko jechał do
siebie, więc jego współlokatorzy nie nabrali podejrzeń.
– Jutro masz
uczelnię?
– Mam – mruknął
niechętnie i założył nogę na jego biodro. – Ale wyjadę
szybciej, podjadę do siebie i się przebiorę – westchnął. – A
ty? Idziesz do pracy?
– Na rano –
przyznał niechętnie i uśmiechnął się lekko, głaszcząc go po
plecach. – Za dwa dni mam wolne, w sobotę.
– Czyli
zapraszasz mnie na randkę? – wypalił Eliot, nim zdążył
pomyśleć.
Kenneth wpatrzył
się w niego uważnie i wzruszył ramieniem, bo na drugim leżał.
– Pojedziemy za
miasto? – Chociaż chciał, nie mógł na razie zaprosić go do
kina albo restauracji. Powoli zaczynało go to irytować.
– Na oglądanie
gwiazd? – zapytał i zaśmiał się. To brzmiało naprawdę
dziwnie.
– Na picie i... –
Johnson odetchnął, bo zdał sobie sprawę, że rzeczywiście był
to całkiem głupi pomysł. – Jakieś inne pomysły?
Eliot zagryzł
wargę i podniósł się na łokciu, przechylając się nad ramieniem
Kennetha, by spojrzeć mu w twarz.
– Na picie,
gadanie, może jakieś żarcie byśmy ze sobą wzięli, hm? –
zaproponował. Kiedy widział, jak Johnson się wycofuje i zawstydza.
To było... cholera, na pewien sposób słodkie. Taki duży facet, a
tak łatwo się peszył. I już nawet nie przeszkadzało mu, że ten
pomysł randki był pedalski.
– Okej –
odpowiedział Kenneth z lekkim, niepewnym uśmiechem.
Rozdział mi się podobał. Fajnie, jakby w następnym było więcej o Dereku. Jakoś go ostatnio polubiłam, chociaż początkowo nie przypadł mi do gustu.
OdpowiedzUsuńNa Kennetha wciąż jestem zła i mam nadzieję, że Eliot się jeszcze dowie o Vincencie. Niech narobi Johnsonowi wyrzutów, a co!
Wybaczcie, że taki skromny komentarz, ale ledwo znalazłam czas, żeby ten rozdział przeczytać (strasznie kusił, chociaż w oficjalnej wersji właśnie się uczę ^^")
Pozdrawiam!
S.
My nawet nie wiemy, kiedy postać Dereka stała się tak samo ważna jak Kennetha i Eliota. Ale fajnie, że go polubiłaś, bo raczej tak szybko się go nie pozbędziemy. :)
UsuńTrzymam kciuki, żebyś się nauczyła. ;D
och tak trzeba by żeby Derek trochę dał sobie luzu:-)
OdpowiedzUsuńWypaliłyście z tym umyciem :D Derek i Vincent na etapie podchodów, a nasza szalona parka niczego sobie nie odmawia w łożu :)Weny wam nie brakuje więc życzę miluchnych świąt:)))
OdpowiedzUsuńOstatnio lubię czytać o Dereku :D Facet potrzebuje kogoś i mam nadzieję, że ta jego relacja z Vincenem nabierze rozmachu. A co do rozdziału to jak zawsze przyjemny :) Podobał mi się, ale był za krótki jak na tak długi okres czekania :( Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńClash to świetne opowiadanie. Czekam na kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńhalo!? :(
OdpowiedzUsuń