Tak jak zapowiadałyśmy, dzisiaj kolejna publikacja z okazji świąt. Mamy nadzieję, że rozdział Lingerie Wam się spodoba, życzymy miłego czytania i zapraszamy jeszcze jutro. ;)
Rozdział
12.
Satynowe szorty
Oparł
się o zimny mur, który trochę go ostudził. Nic nie mógł zrobić.
Nie wiedział nawet, gdzie ten facet wywiózł jego przyjaciela i co
się teraz z nim stanie. Jakby automatycznie sięgnął do swojego
smartphona i wykonał drugi telefon. Tym razem do Samuela. Nie
wiedział co innego mógłby zrobić. Dzwonić na policję? Po co?
Żeby wpakować się w jakieś kłopoty? Z nerwowo bijącym sercem
wsłuchał się w dźwięk nawiązywanego połączenia. Samuel jednak
nie odebrał, więc wybrał numer ponownie. Sam, proszę cię,
błagał go w myślach.
–
Halo? – usłyszał chłodny głos Samuela, mężczyzna
najwidoczniej wciąż był na niego zły.
–
Sammy – powiedział niemal z ulgą, odchylając głowę do tyłu i
opierając ją o zimny mur. – Był tu ten facet... ten co kiedyś
chciał mnie wziąć siłą... łysy – mówił bez składu,
denerwując się. Alkohol, mimo że nie wypił go wcale tak dużo,
też zrobił swoje.
–
Gdzie? – Samuel nie za bardzo rozumiał słowotok Dylana. Szybko
poznał, że kochanek był pijany.
– W
Fubaru – odpowiedział. – Mike z nim poszedł. Wywiózł go
gdzieś. Nie wiem, gdzie jest – sapnął, denerwując się coraz
bardziej, bo z każdą chwilą docierało do niego, w jakim jego
przyjaciel jest niebezpieczeństwie.
–
Poszedłeś do klubu?! – zapytał ze złością Faulkner, zupełnie
ignorując resztę wypowiedzi Dylana. – Mówiłeś, kurwa, że
idziesz się tylko spotkać z tym swoim pieprzonym przyjacielem! –
warknął, czując, że Dylan nie grał do końca fair w stosunku do
niego.
–
Byłem! Poszliśmy na drinka, Mike naprawdę jest w ciężkiej
sytuacji i tego potrzebował – jęknął. – Sam, i on teraz go
zabrał. Ten z MS-13 – dodał, żeby Samuel nie miał wątpliwości.
W
słuchawce panowała chwila ciszy. Samuel bił się w myślach, bo
nie wierzył Dylanowi, że poszli tylko na drinka. Mogli równie
dobrze iść do mieszkania wypić i porozmawiać, a nie od razu do
klubu. Do klubu chodziło się tylko w jednym, wiadomym celu.
–
Wróć taksówką – zaproponował w końcu, mimo wszystko nie
chcąc, żeby Dylan błąkał się tam pijany i samotny.
– Ale
zabrał Mika! – odpowiedział chłopak, nie wierząc, że Samuel
tak po prostu to zignorował. – Musisz mi pomóc go znaleźć,
jeszcze coś mu zrobi... – dodał, czując jak mu serce łomocze w
piersi.
– I
co ja mogę niby zrobić? – zapytał ze zniecierpliwieniem Sam. –
Wracaj do domu, chyba że chcesz dać komuś dupy, to droga wolna. –
Nie mógł ukryć zazdrości. Był głupi, jeżeli sądził, że
Dylan będzie traktował go na równi, nie był Taylorem, ani żadnym
innym jego facetem. Gdyby nie uratowałby mu życia, pewnie szybko by
zerwali.
Dylan
na chwilę aż zamarł. Nie spodziewał się czegoś takiego po
Samuelu.
–
Naprawdę myślisz, że przyjechałem tu, żeby dać komuś dupy? –
warknął do słuchawki.
– A
po co miałbyś iść do klubu? Mogłeś się spotkać w innym
miejscu z tym swoim przyjacielem. Wracaj do mnie – dodał, chociaż
wątpił, że Dylan posłucha.
–
Sam, on potrzebował gdzieś wyjść! – sapnął, sam nie wiedząc,
dlaczego tak się tłumaczył. – Stracił pracę i na dodatek
okazało się, że spał z facetem, który ma HIV!
Samuel
zamilkł na chwilę, nie wiedząc, czy Dylan kłamał, czy naprawdę
tak właśnie było z Mikiem. Nie wiedział, co miał o tym wszystkim
myśleć.
–
Wróć taksówką do domu, nie siedź tam sam – mruknął w końcu
już łagodniejszym tonem. Mimo wszystko chciał mieć Dylana przy
sobie.
– A
co z Mikiem? – zapytał zrezygnowany. – Może mu się coś stać?
– Nie
wiem. Jesteś pewny, że poszedł z tym facetem? Tobie nic nie chciał
zrobić? – zapytał od razu, chcąc mieć pewność, że Dylan był
bezpieczny.
– Nie
wiem – mruknął. – No raczej nie. Nie widziałem go wcześniej w
tym klubie, dopiero jak zabierał Mika – westchnął ciężko,
czując się jeszcze bardziej pijany niż chwilę wcześniej. –
Boję się o niego.
–
Wróć do domu – rzucił Samuel, nawet nie zdając sobie sprawy,
jak nazwał swoje mieszkanie. – Tam na miejscu nic nie zrobisz.
Dylan
skrzywił się. Faktycznie niewiele mógł, ale Samuel w końcu miał
już większe pole manewru. Musiał mu zaufać.
–
Okej – mruknął. – Spróbujesz się czegoś dowiedzieć?
Samuel
już nie odpowiedział. Po prostu się rozłączył, dając Dylanowi
do zrozumienia, że nie będzie już dłużej prowadził tej rozmowy
przez telefon. Roberts spojrzał zdziwiony na smartphona i zmarszczył
brwi. Nie spodziewał się tego, ale przecież Samuel jeszcze nigdy
go nie zawiódł. Na pewno pomoże, pocieszył się i ruszył w
stronę taksówek, po drodze jeszcze wybierając numer przyjaciela.
Odpowiedziała mu poczta głosowa.
*
Samuel
usłyszał, jak ktoś otwiera drzwi. Aż odetchnął z ulgą, bo
przez cały czas oczekiwania na powrót Dylana, denerwował się. W
głowie miał miliony niepotrzebnych myśli dotyczących tego, że
jego kochanek pojechał z kimś do domu, wrócił do zabawy w klubie,
czy jeszcze wiele innych, irracjonalnych pomysłów. Szybko jednak
przypominał sobie, że Dylan martwił się o kolegę. W takim stanie
nie zacząłby raczej imprezować.
–
Sam? – usłyszał w przedpokoju i już po chwili w drzwiach
sypialni pojawił się jego kochanek, wyglądający jak siedem
nieszczęść. Był zaczerwieniony od alkoholu, trochę potargany, a
ubranie miał wymięte.
– W
końcu – mruknął Samuel i zsunął się na brzeg łóżka, ale
nie wstał do Dylana. – Wszystko w porządku?
Dylan
podszedł do niego. Był zmęczony i jedyne już o czym marzył, to
sen. Stres bardzo go wykończył.
–
Zajmiesz się tym? – zapytał, patrząc na niego prosząco.
– Nic
nie robiłeś w tym klubie? – Samuel spojrzał na niego
podejrzliwie, szukając na ciele kochanka jakichś śladów dotyku
innego mężczyzny. Do obłędu doprowadzała go myśl, że ktoś
mógłby mieć Dylana.
– Nie
– odpowiedział i usiadł przy nim. Niewiele myśląc przytulił
się do niego. Był pijany, ale też potrzebował jakiegoś
zapewnienia, że nie jest z tym wszystkim sam. W końcu w pojedynkę
nie pomoże Mikowi, bo co on mógłby zrobić? Nie miał nawet
najmniejszego pojęcia, gdzie tamten dziad mógł go wywieźć. –
Martwię się.
–
Masz głupiego kolegę – zawyrokował Sam, trochę rozmiękczony
zachowaniem Dylana. Objął go ramieniem i uśmiechnął się lekko,
dopiero teraz czując się pewniej. Przysunął twarz do szyi
kochanka, ale nie wyczuł zapachu obcych mężczyzn. Przez całą
imprezę Dylan nie miał w końcu z nikim kontaktu oprócz Mika, a on
z kolei używał słabych, tanich perfum, które szybko wietrzały.
– Nic
mu nie zrobi? – pytał dalej Dylan, szukając u Samuela oparcia.
Przysunął się jeszcze bardziej, obejmując go w pasie obiema
rękami. Chciał tylko nie być z tym sam, takie problemy po alkoholu
wyglądały zupełnie inaczej. Może nie gorzej, ale po prostu
inaczej. Przerastało go to wszystko i potrzebował osoby, która
powiedziałaby mu, że wszystko będzie dobrze. Nawet jeżeli to nie
byłaby prawda.
Samuel
westchnął ciężko, nie mając siły ani dogadywać się teraz z
Dylanem, ani tym bardziej szukać jego kolegi. To że Mike poszedł z
tym mężczyzną, było tylko i wyłącznie jego winą, a on miał
wystarczająco dużo problemów, żeby nie szukać sobie kolejnych.
– Nic
mu nie będzie, zobaczysz – obiecał i poklepał Dylana po plecach.
– Chodź spać, bo już jestem zmęczony. Ty też. Zamknąłeś
drzwi?
– Mhm
– mruknął i zerknął na Samuela. Pochylił się do niego i
pocałował go w policzek, pewny, że mężczyzna mu na pewno pomoże.
Nie zostawiłby jego przyjaciela w takiej sytuacji.
Ściągnął
z siebie koszulkę i spodnie, po czym sięgnął po leżące na
poduszce satynowe, bladoróżowe szorty z koronką przyszytą u
nogawek. Nie miał siły iść się myć, zbyt wiele się wydarzyło.
Położył się więc od razu do łóżka i poczekał aż Faulkner do
niego dołączy, a gdy to zrobił, gasząc wcześniej światło,
Dylan od razu przysunął się do jego boku.
– Nie
poszedłem tam, żeby szukać jakiegoś faceta – powiedział, sam
nie wiedząc, dlaczego się tłumaczy. W tym stanie miał bardzo
rozwiązany język i nie zastanawiał się nawet, co takiego opuszcza
jego usta.
– To
chciałeś znaleźć kogoś dla kumpla? – zapytał Samuel,
przyciskając do siebie gorące, półnagie ciało kochanka.
–
Mhm, bo na początku myślałem, że zerwał z facetem –
powiedział. – Dopiero później mi powiedział, że może mieć
HIV – dodał już ciszej, sam nie mogąc w to uwierzyć. Mike
przecież tak szybko nie ufał obcym facetom, nie pozwalał im się
pieprzyć bez zabezpieczenia.
–
Uważaj na niego. – Sam westchnął ciężko, zamykając oczy.
Dylan
jeszcze wychylił się, żeby pocałować Samuela w bok szyi, po czym
ułożył się obok niego, czując się bezpiecznie. Zawsze mógł w
końcu liczyć na Faulknera, był pewny, że i teraz mężczyzna go
nie zawiedzie. Już na pewno coś zrobił, żeby zlokalizować Mika,
pocieszył się i uśmiechnął pod nosem, powoli zasypiając w
ramionach Sama. Oddech kochanka go uspokajał i wydawał się
zapewniać, że wszystko będzie dobrze.
*
Rano
Samuela obudził ruch obok siebie. Dylan siedział na łóżku, z
telefonem przyciśniętym do ucha. Faulkner skrzywił się i dotknął
nagich pleców kochanka.
–
Chodź spać – mruknął, niezadowolony, że został obudzony.
–
Mike dalej nie odbiera – sapnął i odwrócił się do Samuela. –
Coś mu się stało.
–
Pewnie odsypia noc. Ty też powinieneś. – Pochylił się i
pocałował słonawą, gorącą skórę kochanka. Pachniała w
specyficzny sposób, który zawsze się Samowi podobał.
– A
jeżeli ten dupek coś mu zrobił? – zapytał i obejrzał się na
Samuela. – Możesz się chociaż czegoś dowiedzieć? Gdzie go
zabrał?
–
Niby jak? Nie mam powiązań z MS-13. – Samuel westchnął
zniecierpliwiony. – Chodź spać, jak wstaniemy, coś z tym zrobię
– rzucił dla świętego spokoju.
Dylan
obejrzał się na niego i zmarszczył brwi.
–
Wtedy już nie będzie za późno? – zapytał.
– Z
tym niby? Nie martw się, Dylan. Mike teraz pewnie jest już u siebie
w mieszkaniu – rzucił i, chcąc wrócić do snu, odwrócił się
plecami do Robertsa i nakrył mocniej kołdrą.
– Ty
wcale nie chcesz mi pomóc – mruknął Dylan, patrząc na niego z
zastanowieniem. Od samego początku Samuel nic nie robił, tylko go
zbywał.
–
Jestem zmęczony. Przestań w końcu zawracać mi dupę i połóż
się spać! – zniecierpliwił się Sam. – Nie mam zamiaru zarywać
kolejnej nocy przez twojego przyjaciela. Chcę odpocząć.
Dylan
spojrzał na niego zdziwiony, nie spodziewając się aż tak
olewającej reakcji. Myślał... cholera, myślał, że Samuel
naprawdę mu pomoże.
–
Jesteś pieprzonym egoistą – powiedział, patrząc na niego ze
zmarszczonymi brwiami. – Gdybym to był ja, pomógłbyś mi tylko
dla własnej wygody – warknął i wstał. – Bo fajnie jest mieć
pewnego chłopaczka, który zawsze ci da i nie zdradzi.
Samuel
prychnął, ale nie odpowiedział. Dylan nie miał o niczym pojęcia,
a on nie chciał go uświadamiać. Skoro tak uważał, niech będzie.
Zamknął oczy, próbując się uspokoić i wrócić do snu, co tylko
jeszcze bardziej zirytowało Dylana. Nie wytrzymał, wstał i wyszedł
z sypialni, powstrzymując się, by nie trzasnąć za sobą drzwiami.
Miał dość Samuela i na dodatek bał się o Mika, ten poranek był
po prostu spieprzony.
*
W
południe Samuela obudził telefon. Dzwonił Bob, jego przyjaciel z
gangu. Umówił się z członkami Bloodsów w południe i oczywiście
już się spóźniał na spotkanie. Zaspał.
–
Dylan? – zawołał w przestrzeń, gdy już zszedł z łóżka i
zdał sobie sprawę, że w mieszkaniu było podejrzanie cicho.
Wyszedł z sypialni i od razu zrozumiał, że był sam. W przedpokoju
nie stały, tak jak powinny, buty Dylana, a i jego kurtka dżinsowa
zniknęła z wieszaka. Przeklął pod nosem, zdając sobie sprawę,
że Roberts albo się obraził, albo pojechał szukać przyjaciela.
Ewentualnie jedno i drugie. Wrócił się po komórkę i od razu do
niego zadzwonił, mając nadzieję, że Dylan odbierze.
Nic
takiego jednak nie nastąpiło. Sygnał oczekiwania na połączenie
zmienił się w krótki pisk, sugerujący, że rozmowa została
odrzucona, przez co Samuel ponownie przeklął i usiadł na kanapie,
zły, że został tak zignorowany przez Dylana. Nagle jednak usłyszał
dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzał w tamtą stronę, na swojego
kochanka, wchodzącego do pomieszczenia z posępną miną.
–
Jesteś – zauważył odkrywczo, uspokajając się.
Chłopak
zgromił go spojrzeniem. Nic nie odpowiedział, tylko zabrał się za
ściąganie butów. Był zły. Nie, to mało powiedziane. Był
wściekły na Samuela, miał ochotę do niego podejść i mu to
wykrzyczeć w twarz. Wciąż nie mógł uwierzyć, że można się
tak zawieść na kimś, komu się wcześniej bezgranicznie ufało.
Mike wciąż nie odpowiadał, a on tylko bardziej się denerwował,
mając przed oczami różne scenariusze tego, co mogło się z nim
dziać.
–
Muszę wyjść. Dzisiaj mnie nie będzie, wrócę jakoś nad ranem –
rzucił Samuel trochę niepewnie, widząc minę Dylana. Od razu po
spojrzeniu kochanka poznał, że ten był nie tylko zły, ale i
rozżalony. To na pewno skończy się kłótnią, a Samuel uświadomił
sobie, że nigdy w życiu nie czuł się tak niepewnie. Bo jeżeli
Dylan stwierdzi, że to nie ma sensu i lepiej odejść?
–
Świetnie – prychnął Roberts, odwieszając kurtkę na wieszaku. –
I po co mi to mówisz?
Samuel
zawahał się tylko chwilę, zanim odpowiedział.
–
Żebyś nie zrobił niczego głupiego. Nigdzie nie jechał, bo to
może być niebezpieczne.
–
Niebezpieczne? – prychnął i nagle zaśmiał się, ale w tonie
jego głosu nie było słychać rozbawienia. Prędzej bezsilność i
wściekłość. – To Mike jest w niebezpieczeństwie, nie mam od
niego żadnej odpowiedzi, prosiłem cię o pomoc, a ty masz to w
dupie! – syknął i podszedł do niego nagle, zatrzymał się tuż
przed Samuelem. – Jesteś egoistą – powtórzył to, co
powiedział mu rano.
–
Jestem zmęczony, bo mam własne problemy. – Samuel nie odwrócił
wzroku. Nie miał zamiaru okazać słabości i to zwłaszcza w takiej
sprawie. – Nigdy nie mówiłem, że jestem honorowy. Po tym jak
skończył Taylor, powinieneś to najlepiej wiedzieć – syknął i
wstał, mimowolnie dając znak swojej dominacji.
– I
nie możesz nawet mi pomóc?! – syknął i ze złości pchnął go
w pierś, zupełnie, jakby to on był silniejszy, nie Samuel. –
Jeżeli coś mu się stanie, to będzie twoja wina! – dodał i
znowu go szturchnął, nie panując już nad sobą. Niemoc, którą
czuł przez cały ranek, niemal go zeżarła na przemian ze strachem,
jaki odczuwał na myśl, że coś mogło się Mikowi stać. Musiał
na czymś (albo na kimś) wyładować kumulującą się frustrację.
– Egoistyczna, samolubna świnia! Widzisz tylko czubek swojego
penisa!
Faulkner
złapał Dylana mocno za ramiona i unieruchomił, jednocześnie
odsuwając od siebie na bezpieczną odległość. Pochylił się,
żeby spojrzeć w jasne, gniewne spojrzenie kochanka.
– Jak
jestem taki zły, możesz spierdalać – warknął, chociaż głos w
jego głowie krzyczał coś zupełnie innego. Musiał jednak tak
postąpić, bo nie miał zamiaru dać się obrażać. To nie było
przecież w jego stylu, żeby znosić wszystkie słowa krytyki.
Jeszcze nieuzasadnionej. – Najlepiej na policję, żebyś
powiedział, co zrobiłem twojemu eks – dodał i pchnął go tak
mocno, że Dylan o mało się nie przewrócił. – Jak ci ze mną
tak źle, droga wolna. Na siłę nie będę cię trzymał!
– To
czego ty ode mnie oczekujesz?! – krzyknął i miał ochotę znowu
się na niego rzucić i najlepiej walnąć mu w pysk. Co z tego, że
gdyby Faulkner mu oddał, najprawdopodobniej przestawiłby mu
szczękę, a może i nawet wybił kilka zębów. – Że się zamknę,
zapomnę, że mi teraz nie pomożesz i że przez ciebie stało się
coś Mikowi i dopóki moja dupa się nie zestarzeje, będę ci się
grzecznie wypinać?! – Nie panował już nad sobą. Zaczął
wyrzucać wszystko, co od ostatniego czasu kłębiło mu się w
głowie. Sprawa z Mikiem była tylko zapalnikiem. Pretekstem do
wywołania kłótni. Tak naprawdę przez cały ten czas nie wiedział
na czym stoi i czego chce od niego Faulkner. Cholera, nawet nie
wiedział, czy mężczyzna do niego wróci.
Twarz
Samuela rozluźniła się, pojawił się na niej wyraz zdziwienia i
rozczarowania, który szybko został zamaskowany.
–
Pasowałeś do Taylora – stwierdził chłodnym tonem, starając się
nie dopuścić do siebie słów Dylana bardziej, niż było to
koniecznie. – Obaj byliście siebie warci – dodał i wyminął
go, żeby ubrać buty i wyjść. Nie miał zamiaru już dłużej
tutaj siedzieć i się kłócić. Nie po tym, co usłyszał.
Roberts
zamarł i odprowadził Samuela wzrokiem. Czuł, jak serce wali mu w
piersi po poprzednim wybuchu. Minęło kilka chwil, nim usłyszał
trzask drzwi wyjściowych, ale jego tętno nie zwolniło. Opadł na
kanapę, czując, że chce mu się płakać. Podciągnął nogi pod
brodę, po raz pierwszy chyba będąc tak rozbity. Nawet gdy widział,
jak Samuel zabija Taylora... nawet gdy wsadzali jego ciało do
bagażnika... kurwa, nawet wtedy, gdy wycierał po nim krew, nie miał
takiego mętliku w głowie.
Nie
chciał kłócić się z Faulknerem, ale nie chciał też, by coś
stało się Mikowi, co dla Sama najprawdopodobniej było obojętne.
Nawet nie wiedział kiedy, a po prostu się rozpłakał. Z
bezsilności, rozczarowania i strachu. Strachu nie tylko o życie
przyjaciela.
*
Sam
pojechał spotkać się z Bloodsami w podłym nastroju. Najchętniej
zaszyłby się w jakiejś ustronnej lokacji przy plaży i nie
opuszczał jej do końca dnia. Chciał mieć czas na przemyślenie
tego wszystkiego. Nie sądził, że po tym co zrobił dla Dylana i
jak go traktował, chłopak będzie uważał, że był z nim tylko ze
względu na seks. To znaczy... on odgrywał olbrzymią rolę, bo
Dylan przede wszystkim go podniecał. Wszystkie te przebieranki i
zabawy otwierały przez Samuelem nowe drzwi, sprawiały, że mógł
porzucić wszystkie zahamowania i po prostu oddać się przyjemności.
Mieć faceta, który sam robił i zachowywał się jak chciał. To
tez imponowało mu w Dylanie. Chłopak był diabelnie pewny siebie,
bo nie wstydził się ubierać tak jak chciał, pokazywać tego
publicznie i jeszcze być na tyle nonszalanckim, żeby wywoływać u
innych zazdrość. To wszystko sprawiało, że Samuel już dawno
stracił dla niego głowę, o ile można tak właśnie nazwać jego
stan. Nie wiedział, czy chce spędzić z Dylanem przyszłość.
Nigdy o tym nie myślał, bo będąc w gangu, nietrudno było zginąć.
Nie chciał snuć żadnych planów na przyszłość i nauczył się o
niej nie myśleć. Ale Dylan był inny. Miał normalny dom, pracę i
przyszłość. Szukał stabilizacji, której Sam najprawdopodobniej
mu nie da.
Przypomniał
sobie ich wczorajszą rozmowę, podczas której Roberts nalegał,
żeby Sam rzucił pracę w gangu. Co byłoby później, gdyby go
posłuchał? Zresztą odejście wcale nie było takie proste. Nie
mógł przynieść wypowiedzenia i podziękować członkom gangu za
współpracę. Nie wiedział, czy chciał z tym skończyć. Lubił
takie życie, emocje i niebezpieczeństwo z nim związane. Czy
rzucenie tego dla Dylana miało sens?
Coś mu
jednak podpowiadało, że w końcu będzie musiał wybrać między
jednym, a drugim. Żeby utrzymać swoją pozycję, trzeba być
wiarygodnym, a żeby być wiarygodnym, od czasu do czasu trzeba
pokazać się z jakąś panienką. Gdyby Dylan się o tym dowiedział,
pewnie wydrapałby jej oczy. Zresztą, jak długo mógł go tak
oszukiwać? Ich związek nie mógłby być monogamiczny właśnie
przez to, że Samuel musiał przedstawiać siebie z jak najbardziej
męskiej strony. Chciał zatrzymać swoją pozycję w Bloodsach,
uwielbiał to, że rządził ludźmi, że niektórzy się go bali..
że miał władzę.
Westchnął
ciężko, zatrzymując samochód na światłach. Inna sprawa, że w
pewnym momencie może przez nieuwagę ściągnąć na Dylana jakieś
niebezpieczeństwo. Wszystko było popieprzone.
Wow, ten rozdział był cały przepełniony emocjami. Jestem pod wrażeniem. Wasz poziom pisania jest wysoki, a i tak ciągle wzrasta.
OdpowiedzUsuńCzułam niepokój Dylana, zwłaszcza na początku. Wiedziałam, że z tego wyniknie kłótnia.
Dylan mocno ufał Samuelowi, a teraz to zaufanie zostało nadszarpnięte. Tak samo jak on, ja również byłam rozczarowana postawą Faulknera. Przez chwilę faktycznie miałam takie przeczucie jak Dylan, że jest on potrzebny Samowi tylko w jednym celu, ale zaraz sobie uświadomiłam, że gdyby tak rzeczywiście było, Faulkner na pewno tyle by dla Robertsa nie poświęcał.
Dobrze, że Sam zaczął, chociaż odrobinę, rozważać odejście z gangu. Jestem prawie pewna, że w końcu to się stanie (chociaż pewnie i tak mnie czymś zaskoczycie ^^'). Sama nie mam pojęcia, jak takie odejście z gangu wygląda, ale sądzę, że i tak warto.
Mam nadzieję, że chłopaki szybko się pogodzą (jakaś szczera rozmowa i seksy na zgodę? ^^') i ocalą Mike'a. Chociaż, ostatnio mam wrażenie, że całe to porwanie wyjdzie mu na dobre. Niestety, moje przeczucia zwykle się nie sprawdzają :|
Pozdrawiam!
S.
Niezwykle miło czyta się Twoje przepuszczenia i przemyślenia odnośnie bohaterów i ich dalszych losów.
UsuńDylan potrzebował pomocy, ale z drugiej strony w życiu Samuela wydarzyło się ostatnio tak dużo, że chciał odpocząć. Sam jest osobą, która przejmuje się tylko osobami ze swojego środowiska.
Lubimy tego rodzaju konflikty, bo pokazują dwie racje. Być może Sam nic nie zrobi, być może okaże się większym altruistą i postanowi uratować Mike. Odpowiedź na to pytanie już niebawem :)
Dziękujemy za komentarz i pozdrawiamy :)
Przede wszystkim wesołych świąt ciefczyny! Żeby wasze życie kwitło szaleństwem i gejozom! xD Żebyście dalej wspólnie pisały (kurde z tego ja też skorzystam xD) i żeby żadne okoliczności wam w tym nie przeszkodziły! (A jeśli tylko spróbują, to ze mną będą miały do czynienia! xD) Nie no bez jaj, ogólnie życzę wam czego tylko wy sobie zażyczycie :} I tak jeszcze samolubnie, pożyczę wam jak najwięcej weny, bo chce czytać! xD
OdpowiedzUsuńA teraz do notki!
Standardowo kocham Samuela i to się raczej nie zmieni xD Ogólnie nie dziwię mu się. Tyle poświęcił dla Dylana, a ten śmie mu jeszcze organizować wolny czas xD Biedny Sam, przecież to oczywiste, że kocha Dylancia, skoro zabił dla niego swojego przyjaciela, no kurde! A to, że nie chce uratować Mike'a to normalka, bo kto by chciał? Jezu jakie to niemiłe z mojej strony xDDDDD
O własnie, uwielbiam kłótnie i moja japa się mega cieszyła czytając to! Samuel jeszcze był taki słodziuchny w tym! xD
A Dylan trochę przesadza, w końcu zawdzięcza życie Samowi, nie powinien mieć prawa niczego mu wytykać! Ale właśnie dzięki temu, że wytyka, pasują do siebie i mogą stworzyć cudowne małżeństwo <333
Chociaż w sumie to, przyjaciela mu gwałcą, jego facet ma to w poważaniu, na dodatek pewnie czuje się temu wszystkiemu winny, w końcu, tak jak Samcio powiedział, wszystko byłoby super gdyby sobie poszli pogadać w domu xD Też bym zwalała całą winę na innych pewnie xD
Dobra rozgadałam się! Arrivederci Roma i jeszcze raz Wesołych! :*
Bardzo dziękujemy za takie życzenia prosto z serducha :) Mamy nadzieję, że wszystko się spełni, a my będziemy mogły jak najwięcej pisać, bo obie to kochamy.
UsuńJak pisałam S., uwielbiamy tego rodzaju konflikty, bo każdy spojrzy spojrzy na nie inaczej. Jedna osoba będzie stała za Dylanem, druga za Samuelem. Nic nie jest czarne albo białe.
Dziękujemy za komentarz i pozdrawiamy :)
No ciśnienie mi podniosło, ale rzeczywiście super się czyta jak takie emocje targają bohaterami i z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg. Wszystkiego najlepszego:-)
OdpowiedzUsuńNo moje przypuszczenia narazie poszły w las :) Trochę mnie rozczarowało zachowanie Sama ale z drugiej strony co oni się znają, są ze sobą może 2 miesięce i jakoś szczególnie szczerych rozmów nie prowadzą ze sobą, nie wyznają sobie uczuć i w ogóle to wszystko dopiero się rozwija. No i może rzeczywiście Sam ma swoje problemy i ma w nosie Mika no ale jednak chyba bym chciała żeby był takim rycerzem trochę. Ciekawe co zrobi Dylan, czy grzecznie poczeka czy spakuje manatki, a może coś innego wykombinuje? Dziękuję Wam bardzo i choć to już końcówka to i tak wesołych Świąt życzę :)
OdpowiedzUsuńDylan pasuje na księżniczkę, Samuel na jego rycerza - czasami wchodzą w swoje role, czasami przebija się przez nich ta bardziej ludzka natura :)
UsuńDziękujemy za komentarz i pozdrawiamy!
W sumie to w normalnych okolicznościach Samuel pomógłby Mike'owi z w własnej, nieprzymuszonej woli, z kolei Dylan nie polegałby bezwiednie na swoim chłopaku, tylko próbowałby działać. Ale w świecie, w którym miłość okazuje się poprzez kopanie ciężarnych kobiet albo zabijanie dawnych przyjaciół, raczej nie ma mowy o normalnych okolicznościach. Już dawno straciłam szczerą sympatię do obojga bohaterów i nie wiem, czy się zrehabilitują, co nie zmienia faktu, że wciąż usycham z ciekawości, jak to się wszystko potoczy. Wesołego karpia, dziewczyny :3
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie powiedziane. Świetnie podsumowałaś bohaterów Lingerie i chociaż nie są to miłe słowa, nie ma co ukrywać, że ich rozpracowałaś.
UsuńDziękujemy za komentarz i pozdrawiamy. :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMacie 2 rozdziały o te samej treści ale inne tytuły 11 i 12, troche to zdezorientuje.
OdpowiedzUsuń