sobota, 19 grudnia 2015

11. Lingerie: Męskie bokserki

Rozdział 11.
Męskie bokserki 

Cały dzień przesiedzieli w mieszkaniu i już nie poruszyli tematu gangu, chociaż Samuel zauważył, że Dylan wciąż był na niego trochę zły. Obaj wiedzieli, że będzie łatwiej, gdy na tę chwilę nie będą wracać do tej kwestii. Pod wieczór spakowali się i wrócili do dawnego mieszkania Samuela, a Roberts niemal od razu poczuł się dość nieswojo.
– Posprzątałem przed wyjazdem – mruknął. – Trzeba będzie tylko kurze przetrzeć.
– Dzięki. – Samuel uśmiechnął się lekko, nie wiedząc za bardzo, co zrobić, żeby pozbyć się tej nieprzyjemnej atmosfery. Po raz pierwszy tak się czuł.
Dylan zerknął na niego i mimowolnie się uśmiechnął pod nosem.
– Wychodzisz gdzieś wieczorem? – zapytał, podchodząc do niego.
– Nie. Dzisiaj nie. Jutro mnie nie będzie – przyznał, mając świadomość, że przy takiej pracy czasami może go nie być nawet przez kilka dni.
Położył torbę na podłodze i usiadł na kanapie, wzdychając cicho. Zerknął z leniwym uśmiechem na Dylana. Chłopak miał na sobie zwykłe, obcisłe dżinsy i białą koszulkę. Wyglądał inaczej niż zazwyczaj. To Samuel w nim lubił – ta skrajność w ubieraniu się sprawiała, że Roberts zawsze wydawał się inny. Ciągle go czymś zaskakiwał.
– Cały dzień? – zapytał Roberts i po chwili namysłu wyciągnął dłoń i przesunął ją po szczecinie na głowie kochanka. – Mam wrócić do siebie?
– Cały. Załatwię sprawę z Taylorem, więc możesz wrócić do pracy już. U twoich rodziców wszystko w porządku? – zainteresował się, bo bał się o to, że w zemście na Dylanie, Fatima mogła zaatakować jego rodzinę.
– Tak, rozmawiałem z mamą wczoraj – powiedział i popatrzył na kochanka z zastanowieniem. – Nic ci się nie stanie?
– Nie, nie masz się o co martwić, naprawdę – mruknął i pokręcił głową. Dylan naprawdę w niego nie wierzył? Chciał już skończyć ten temat i był zmęczony ciągłym dystansem Robertsa, który właśnie w ten sposób chciał mu pokazać, że był na niego zły.
Dylan wypuścił powietrze z płuc ze świtem i po chwili, nie przejmując się niczym, usiadł Samowi na kolanach.
– Jutro wrócę do siebie. Dawno nie byłem w mieszkaniu – mruknął.
– Mhm, jak wolisz. – Faulkner nie miał zamiaru naciskać. W końcu prawie od miesiąca Dylan nie pojawił się u siebie. Był zamknięty w małym mieszkanku w południowym rejonie Los Angeles. – Ale dzisiaj jeszcze zostań – poprosił cicho i zrobiło mu się goręcej, gdy Roberts spojrzał mu w oczy. Zdał sobie sprawę, że nie powinien pierwszy o tym mówić. Chłopak pomyśli sobie o nim nie wiadomo co.
Dylan popatrzył na niego i nagle roześmiał się. Nie wiedział co dokładnie się między nimi zmieniło, ale nie miał zamiaru narzekać. Usiadł okrakiem na Samuelu i pocałował go z rozpędu.
– Stęskniłeś się za mną, Faulkner?
– Łasy na komplementy, jak widzę. – Sam uśmiechnął się lekko i poklepał go po udzie.
– Mało mi ich dajesz, to sam wymuszam – zamruczał i przesunął nosem po jego policzku. Nie mieli jednak szansy nic więcej zrobić, bo w tym momencie rozdzwonił się telefon Dylana, leżący na stoliku. Właściciel komórki aż sapnął i wychylił się po aparat niechętnie, najlepiej udałby, że nikt nie próbował się z nim skontaktować. Przerywanie intymnych chwil z Samuelem powinno być karalne, pomyślał, nim spojrzał na wyświetlacz. – To Mike – rzucił zdziwiony i zsunął się z kolan kochanka.
– I co w związku z tym? – Samuel zmarszczył brwi, nie próbując zamaskować swojej irytacji. Podobała mu się ta chwila intymnego napięcia między nimi. Nie wiedział, czy tak szybko do niej teraz wrócą. – Nie odbieraj i chodź tu – warknął i spróbował go znowu przyciągnąć. – Mówiłeś, że się stęskniłeś, to się mną zajmij – wytknął mu, pochylając się, żeby pocałować go w szyję.
Dylan sapnął ciężko, siadając z powrotem mu na kolanach. Samuel czasem bywał jak duże dziecko.
– Odbiorę tylko i dowiem się czego chce – mruknął i zerknął na kochanka. – Może mu się coś stało – rzucił jeszcze, po czym nacisnął zieloną słuchawkę. – Halo?
– Hej to ja – usłyszał niepewny głos Mike, który brzmiał jakoś inaczej. Słabiej niż zwykle. – Masz czas? Ja... chciałem pogadać. – Odchrząknął i Dylan zaczął się zastanawiać, czy Samuel miał taką moc oddziaływania, że nawet przez telefon Mike był w stanie wyczuć, że im przeszkadzał.
Spojrzał na niezadowolonego kochanka i w pewnym momencie miał ochotę się roześmiać. Mina zniecierpliwienia, jaka pojawiła się na jego twarzy, w ogóle nie pasowała do dużego, niebezpiecznego faceta, jakim Sam przecież był. W tamtej chwili jednak Samuel boczył się jak dziecko i zapewne nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Dylan nie wytrzymał i z rozpędu pocałował go w czoło.
– Mam czas, Mike. Co się stało? – rzucił, jakby na przekór Samuelowi.
– Jesteś wesoły – zauważył odkrywczo jego przyjaciel. – Może zadzwonię innym razem, nie chcę ci psuć humoru – wycofał się, co zaniepokoiło Dylana.
– Co? Nie, nie, Mike. Jestem po prostu z Samuelem – powiedział i nagle miał ochotę uderzyć się w twarz za niepanowanie nad swoim językiem. Mógł mieć tylko nadzieję, że Sam nie słyszał Mike'a. Bo „jesteś wesoły” i „jestem z Samuelem” zbyt wiele zdradzało o aktualnym stanie Dylana. – Mów. Skoro dzwonisz, to musiało się coś stać.
– Och. – W słuchawce zapanowało milczenie i Dylan już myślał, że coś przerwało połączenie. Spojrzał na Samuela, który podwinął rękaw jego T-shirtu i pocałował go w ramię, nie wyglądając na zadowolonego, że kochanek przystał na rozmowę.
– Mike? No co się stało? – zaniepokoił się. – Chcesz się spotkać, żeby o tym pogadać?
– Teraz jesteś ze mną! – Samuel już głośno zaprotestował. Dylan miał spędzić z nim wieczór, a umawiał się z jakimś innym kolesiem? Już chciał go zepchnąć ze swoich kolan, ale uznał, że to byłoby szczeniackie.
– Nie, Dylan, spotkamy się kiedy indziej – odezwał się nagle Mike i w pewnym momencie się po prostu rozłączył, czego Roberts w ogóle się nie spodziewał.
– Sam! – warknął. – To był Mike, mój przyjaciel! Coś mu się stało, mógłbyś przestać być egoistycznym dupkiem?!
– Co mu się stało? – Samuel poczuł się trochę głupio, ale ukrył to pod otoczką zniecierpliwienia.
– Nie wiem właśnie – sapnął Dylan i wstał. – Ale miał dziwny głos. Zadzwonię do niego – mruknął i zerknął na Samuela jeszcze, ale już nic więcej nie dodał. – Hej Mike, nie rozłączaj mi się, rozumiesz? – warknął do słuchawki, gdy przyjaciel odebrał. – Co się stało. Mów – zażądał.
– Nie chcę ci przeszkadzać – wytłumaczył się powoli mężczyzna, a Dylan westchnął ciężko, chcąc już usłyszeć powód tej rozmowy. – Jesteś teraz z tym... Samem... Pewnie chcesz z nim zostać.
Faulkner podszedł do swojej torby i zabrał ją do sypialni, rzucając Dylanowi ostatnie, zniecierpliwione spojrzenie.
– Nie, Mike. Dla ciebie zawsze znajdę czas, a słyszę, że coś jest nie tak – sapnął, rozsiadając się na kanapie. – Co się stało? Coś z tym facetem, o którym mi kiedyś tam wspomniałeś? – szybko połączył wątki.
– Między innymi – przyznał w końcu Mike. – To... straciłem pracę i, kurwa, wszystko się posypało. Porażka – dodał, a Dylan mógł poznać, że głos przyjaciela drżał. – W sumie to nie jest rozmowa na telefon. Może spotkajmy się kiedyś i... Teraz nie będę ci przeszkadzał. – Dylan nigdy nie widział, żeby przyjaciel tak szybko się wycofywał, co go zaniepokoiło.
– Chcesz dzisiaj? – zapytał od razu, chociaż wiedział, że Samuel będzie zły. Nie mógł jednak tak po prostu zignorować swojego przyjaciela.
– A... dasz radę? Możemy się spotkać u ciebie w mieszkaniu, bo... Cholera, Dylan, tak strasznie mi wstyd. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Nie mam nawet kasy na drinka. Straciłem tę jebaną pracę, muszę szukać czegoś nowego.
– Postawię ci – odpowiedział i uśmiechnął się pod nosem. – Możemy się spotkać w jakimś klubie – dodał zaraz, bo wiedział, że w jego mieszkaniu wciąż panował bałagan. W końcu ostatni raz tam był, kiedy się pakował i uciekał.
– Oddam ci, jak będę miał w końcu kasę, obiecuję – mruknął Mike smętnie. Umówili się do Fubaru na dwudziestą drugą. Mieli wtedy jeszcze czas, żeby spokojnie porozmawiać w lokalu. Później zawsze mogli przejść do górnego baru, gdzie nie panował taki tłok.
– Sam? – krzyknął Dylan, gdy zakończyli rozmowę. Wstał z kanapy i poszedł do sypialni. Jego kochanek właśnie rozpakowywał torbę. – Wychodzę, okej? – powiedział, jakby trochę niepewnie. Wiedział, że to nie spodoba się Faulknerowi, ale w końcu nie był jego więźniem, a Mike go teraz potrzebował.
– Jak to wychodzisz? – Samuel wyprostował się, trzymając w ręce jedną ze swoich bluz. Zmarszczył groźnie brwi, mając nadzieję, że Dylan go nabierał. – Do tego swojego przyjaciela niby? – zapytał ze złością.
– Sam, wszystko mu się w życiu popieprzyło – sapnął Roberts i westchnął ciężko. – Pamiętasz, jak mi zmiażdżyłeś nadgarstek? Myślisz, że kto pojechał ze mną do szpitala i tam spędził pół nocy? – zapytał i uniósł brew, zakładając ręce na piersi.
– Wtedy było inaczej – warknął. Nie chciał dzisiaj zostać sam. Chciał seksu i, co dziwniejsze, bliskości. Dlaczego miałby z tego rezygnować, bo jakiś dzieciak miał problemy? On też je w końcu miał.
– Jak inaczej? – sapnął i przewrócił oczami. – Pomógł mi, chociaż mógł siedzieć w domu. Wrócę za jakieś dwie godziny, okej? – Spojrzał na kochanka, nie mając ochoty się z nim kłócić, chociaż w tamtej chwili Samuel kojarzył mu się z dzieckiem. Podszedł do mężczyzny i pocałował go w policzek, czując się trochę tak, jakby musiał ułaskawić jakieś bardzo charakterne dziecko. Samuel pewnie by go zabił za takie porównanie. – Wrócę i się tobą zajmę.
Mężczyzna prychnął i odsunął się od niego. Po miesiącu rozłąki, Dylan od tak po prostu sobie wychodzi. Sam był głupi, jeżeli sądził, że teraz będzie inaczej – że będzie w centrum zainteresowania Robertsa, bo przecież nigdy tak nie było. Zawsze znalazł się ktoś ważniejszy – Taylor albo jakiś podrzędny przyjaciel.
– Rób, co chcesz – mruknął, nawet nie mając zamiaru ukrywać, że był zły.
Dylan westchnął ciężko. Miał wrażenie, że znalazł się pomiędzy młotem a kowadłem.
– Chcesz jechać ze mną?
– Gdzie? Do twojego przyjaciela? – zdziwił się taką propozycją.
– Mhm. – Kiwnął głową, nie spuszczając go ze wzroku. – Chcesz?
Samuel zamyślił się, analizując plan Dylana. Nie podobało mu się, że miałby się spotkać z jego przyjacielem, bo byłby tylko jak piąte koło u wozu. Oni by rozmawiali, a on by się po prostu nudził.
– Nie.
– Będę za dwie godziny – przypomniał. – Nawet się nie będę przebierać, hm? – zapytał, mając nadzieję go ułaskawić. Nie chciał, by Samuel był zazdrosny, a byłby na pewno, gdyby teraz Dylan zamienił spodnie na bardziej obcisłe i jeszcze założył buty na obcasie.
Samuel spojrzał na niego oschle i wzruszył ramionami. Stracił humor na resztę wieczoru i żeby to zademonstrować, wyszedł z sypialni, nie mając zamiaru już dłużej rozmawiać z Dylanem.
Roberts westchnął tylko ciężko, ale nie zamierzał już za nim lecieć. Spojrzał na leżące na podłodze bokserki Samuela, po czym pokręcił głową, nieco zirytowany zachowaniem kochanka, który nie potrafił zrozumieć, że nie mógł całkowicie skupić się tylko na nim. Nie czekając dłużej, sięgnął po swoją kurtkę dżinsową z kapturem, złapał za telefon i portfel, po czym ruszył do wyjścia.
– Wychodzę – krzyknął i jeszcze zatrzymał się na chwilę, z nadzieją, że usłyszy odpowiedź. Nic takiego jednak nie nastąpiło. – Jak z dzieckiem – zamruczał pod nosem, niezadowolony i wyszedł.

*

Droga do klubu minęła mu całkiem szybko, a na miejscu Mike już na niego czekał. Spotkali się przed klubem. Przyjaciel nie wchodził do środka, tylko kręcił się na chodniku. Wyglądał tak posępnie, że nikt nie chciał do niego podejść. Dylan aż ścisnęło w gardle, kiedy zobaczył przyjaciela w takim stanie. Musiało się stać coś poważnego i teraz cieszył się, że nie dał się przekonać Samowi i nie został z nim. Mike go potrzebował.
– Hej – przywitał się, kiedy do niego podszedł i objął go mocno. Pogłaskał go po plecach, a po chwili jeszcze pocałował w policzek. – Co tam?
– Dylan. – Mike od razu się odprężył i odpowiedział na uścisk. – Myślałem, że nie przyjdziesz – dodał słabym głosem i uśmiechnął się niepewnie.
– Głupi! – prychnął. – Jesteśmy przyjaciółmi, hm? – zapytał Roberts i spojrzał mu w oczy. – Nie zostawię cię na lodzie.
Mike spojrzał na niego w taki sposób, jakby zaraz miał się rozpłakać, ale odwrócił wzrok na wejście do klubu.
– Idziemy?
– Tak, chodź – powiedział i pociągnął go do wejścia, nie zwracając nawet uwagi na otaczających ich facetów. Przecież nie przyszedł tu na podryw, w mieszkaniu czekał na niego jedyny facet, na którym mu teraz zależało. – Bierzemy wódkę? – zapytał, a gdy Mike kiwnął głową, Dylan od razu przepchał się do baru. O dziwo w Fubaru już o tej godzinie panował całkiem spory tłok, najwidoczniej dzisiaj planowane były jakieś eventy, o których on nawet nie słyszał. Nie interesował się już życiem klubowym. Zamówił całą butelkę wódki i coli na popitę, po czym ruszyli w poszukiwaniu jakiegoś miejsca do siedzenia. Loże w większości już były zajęte, ale udało im się dorwać dwuosobowy stolik w dyskretnym miejscu.
– Więc? – zapytał Dylan, kiedy alkohol już znajdował się w kieliszkach. – Co się stało?
– Jesteś teraz z tym facetem? – Mike nie wydawał się skory do opowiadania o swoich problemach na trzeźwo. Popił trochę drinka i przyjrzał się Dylanowi. Wyglądał dziwnie zwyczajnie. Nie pamiętał, żeby jego przyjaciel kiedykolwiek ubrał się tak do klubu.
– No... chyba tak – odpowiedział i wzruszył ramionami. – A ty... co z tym twoim? – zmienił temat. – Jak miał na imię i gdzie go poznałeś?
Mike westchnął ciężko i spojrzał na drinka. Nawet nie wiedzieć kiedy, wypił już połowę.
– Straciłem pracę. Firma splajtowała i mnie wylali.
– Splajtowała? Mieli robić tylko cięcia – zauważył Dylan i wpatrzył się w niego. – Mike, to nie koniec świata! – pocieszył go od razu. – Jak potrzebujesz pieniędzy, to ci pożyczę. Znajdziesz jakąś pracę.
– No nie wiem, czy znajdę. Już nie mam za co żyć. Kasa się kończy, a... Kitty nie chce ze mną gadać – wspomniał o siostrze i sposępniał. Głośna muzyka trochę zagłuszała rozmowę, więc Dylan przysunął się do przyjaciela, żeby lepiej go słyszeć.
– Dam ci kasę – powiedział od razu. – Ile chcesz? Tysiąc? – zapytał.
– Dylan, nie chcę na tobie żerować. – Mike pokręcił z niedowierzaniem głową. – Muszę sam sobie poradzić. To... wszystko się spieprzyło – rzucił i wypił drinka do końca.
– Ale przecież mogę ci pomóc! – sapnął i zmarszczył groźnie brwi. – Nie pieprz, Mickey – prychnął i sam sięgnął do kieliszka. – Jestem twoim przyjacielem. To tylko praca, zaraz znajdziesz nową, może lepszą, hm? – mruknął. – Masz przecież doświadczenie, ludzie z IT są potrzebni.
– Nie wiem, czy mnie ktoś przyjmie. – Pokręcił głową i nagle zwrócił uwagę na jakiegoś mężczyznę, który siedział nieopodal. – Spójrz, jaką ma koszulkę – rzucił drwiącym tonem, znowu nalewając sobie drinka. Chciał się napić i zapomnieć o tym wszystkim, a obgadywanie innych było dobrym rozwiązaniem do udawania, że jego problemy nie istniały.
Dylan obejrzał się i nagle zaśmiał się, widząc mężczyznę w bardzo obcisłym t-shircie, co jednak nie było tak zabawne jak mocne zacieki od potu, widoczne nawet w przytłoczonym świetle klubu.
– Niezły, bierzemy go? – zapytał dla żartu i mrugnął do przyjaciela.
– Nie, ja już się wyleczyłem ze wszystkich facetów. Koniec z seksem i związkami. Pieprzę to wszystko. – Dylan aż zamarł, nie spodziewając się tego po Mike'u. Wcześniej jego przyjaciel miał co do tego zupełnie inny stosunek.
– Ale... co się stało?
– Spieprzyłem sobie życie, Dylan, szkoda gadać. – Mike pokręcił głową i znowu zaczął pić. Odwrócił się tak, żeby obserwować ludzi w klubie i Dylan zrozumiał, że na razie przyjaciel nie chciał jeszcze poruszyć tego tematu. Muszą trochę wypić, dopiero wtedy Mike się przed nim otworzy.
Dylan więc lał przyjacielowi do kieliszka i wcale mu nie żałował. Sam jednak trochę się ograniczył, w końcu miał zamiar wrócić do Samuela trzeźwy. Patrzył, jak Mike pije, jak procenty zaczynają coraz bardziej oddziaływać na jego organizm, a on zamiast zapomnieć o problemach, stawał się coraz bardziej posępny.
– To tylko facet, Mike – odezwał się po jakimś czasie. – Nie ten, to będzie inny.
– Nie będzie innego. Nie chcę się już w coś takiego pakować. – Mike pokręcił głową i zaklął. – Poznałem go miesiąc temu. – Zamrugał, a Dylan zauważył, że jego spojrzenie było rozmyte i nieostre. To była pora na tę właściwą rozmowę. – Wiesz, tak w sumie, to był całkiem podobny do kolesi, których ty lubisz. Wielki i umięśniony. Nigdy mi nie wychodziło z tymi nudnymi frajerami, to pomyślałem, że chuj, jak mu się podobam, raz zaryzykuję. – Zaśmiał się i znowu złapał za szklankę. Kręciło mu się w głowie do alkoholu, ale chciał wypić jeszcze więcej. Nawet perspektywa kaca nie przerażała go tak bardzo niż zmierzenie się z rzeczywistością.
– Ale przecież nigdy takich nie lubiłeś – zauważył Roberts i dolał mu znowu wódki. – I ostatnio jak rozmawialiśmy to byłeś szczęśliwy.
– Bo byłem z nim. Nie lubiłem, ale teraz chciałem spróbować czegoś innego. Ty latasz za takimi facetami, co w nich widzisz? – zamachnął się ręką, jakby to miało mu ułatwić wysłowienie się.
– I? Co z nim było nie tak? – Dylan nie odpowiedział na to pytanie, bo zamiast tego wolał pociągnąć go bardziej za język, wykorzystując fakt, że Mike był już pijany. – Zdradził cię? Uderzył?
– Nie, ani nie zdradził, ani nie uderzył. Ale to frajer. Skończony dupek. Mam nadzieję, że będzie miał wypadek! – dodał nienawistnie i skrzywił się. – Nienawidzę go i życzę mu, kurwa, najgorszej śmierci!
Dylan zamarł. Tego się nie spodziewał. Wpatrzył się w przyjaciela, którego twarz poczerwieniała od złości... albo alkoholu. Takiego go jeszcze nie widział, Mike nie życzył ludziom czegoś takiego. Mike był spokojnym chłopakiem, który raczej nie miał z nikim problemów. Aż sięgnął do swojego kieliszka i wziął spory łyk alkoholu, bo czuł, że na trzeźwo tego wszystkiego nie zrozumie.
– Dlaczego? – zapytał po chwili.
– Jak to jest z tymi twoimi facetami? – Mike zignorował jego pytanie. – Na początku i później? Jak to z nimi jest, co? Są zajebiści, a później przekonujesz się, jakie to chuje?
– Tak było z Taylorem – przypomniał mu i uśmiechnął się krzywo pod nosem. – Ale nie z Samem – dodał, okręcając w dłoni kieliszek. – Wrócił wczoraj. Wcześniej też dużo dla mnie zrobił. Może to nie miłość z jego strony – nawet nie chciał w to wierzyć, bo miał wrażenie, że się rozczaruje – ale jest mi dobrze.
– To tylko kwestia czasu – zawyrokował Mike mało optymistycznie. – Będzie tak samo jak z innymi. Tak to już jest z takimi facetami. Bawią się nami i traktują jak zabawki. Na przykład Jordan. Było zajebiście. Poznałem go w klubie, zakręcił się koło mnie i ciągle stawiał mi drinki. Mówił, że jestem najlepszy na tej imprezie, że nikt mu się bardziej nie spodobał. – Znowu machnął ręką ze zniecierpliwieniem. – Pieprzenie. Oni wszyscy tak gadają.
Dylan pomyślał, że Sam tak nie mówił. Nie kokietował go, nie napychał durnymi komplementami, bo on tego nie potrzebował, nie chciał się dowartościowywać, ale za to Mike miał bardzo niską samoocenę. Łatwo było to wyczuć i... wykorzystać.
– Nie ten to będzie inny.
– Jasne. Nie będzie innego, już ci powiedziałem. Kończę z facetami. Wiesz, co mi zrobił ten dupek? – zapytał i prychnął, znowu nalewając sobie alkoholu. – To wszystko jest popierdolone. – Dylan spojrzał na niego zaalarmowany.
– Co się stało? – zapytał i zwilżył wargi, nie wiedząc, czy chce się dowiedzieć.
– Nigdy nie pieprz się bez gumy. Naprawdę – powiedział poważnie i wypił drinka, po czym skrzywił się. Pobladł i Dylan już był pewien, że mężczyzna zwymiotuje. Na szczęście powstrzymał konwulsje i spojrzał nieco trzeźwiej na Dylana. – Pieprzyłeś się z tym swoim bez gumy?
– Jordan ma HIV? – zapytał Roberts, powoli łącząc wątki. – Boże. Mike, jesteś pewny, że ma? – Podniósł nieświadomie głos.
– Mhm. Powiedział mi to dwa dni temu. Rozumiesz? Przez ostatni miesiąc w zasadzie u niego mieszkałem. Pieprzyliśmy się niemal bez przerwy. – Zaśmiał się drwiąco, jakby uznał seks za coś okropnego. – No i dałem się temu sukinsynowi bez gumy. Jestem pozytywny, na pewno. – Pokręcił głową i znowu chciał nalać sobie drinka, ale ręka mu zadrżała i rozlał wódkę na stół. Zaklął i odstawił butelkę. – Ja pierdolę, czujesz?! Tak się pilnowałem i to złapałem! – wykrzyknął, a jakiś mężczyzna, który siedział nieopodal spojrzał w ich stronę. Mike był zbyt pijany, żeby nad sobą zapanować.
Dylan momentalnie wstał i przyciągnął sobie krzesło do przyjaciela. Usiadł przy nim i od razu go przytulił, działając automatycznie.
– Nie mów tak – szepnął, gładząc uspokajająco jego zgarbione plecy. – Przecież jeszcze nic nie wiadomo – dodał. – Zrobisz badania, to będziesz miał pewność. A nawet jeśli... – Odsunął się na tyle, by na niego spojrzeć. – Da się z tym żyć, wiesz?
– Nie chcę z tym żyć! Nie chcę być, kurwa, pozytywny! – wykrzyknął i odepchnął od siebie Dylana.
– Hej, hej – sapnął Dylan i ujął jego twarz w dłoń. – Zawsze będziesz dla mnie jak brat, rozumiesz? – zapytał. Czuł, że musi mu dać jakieś oparcie. Zapewnienie, że nie był w tym wszystkim sam. – Jakby mi się coś takiego stało, też chciałbym, żebyś przy mnie był. Pieprzę się z Samem bez gumy, skąd mogę wiedzieć, czy on niczego nie ma? – dodał, tylko po to, by go pocieszyć. Ufał Samuelowi. Nie każdemu pozwalał na seks bez zabezpieczenia.
Mike otworzył oczy i spojrzał na niego mokrym od łez spojrzeniem.
– C-co ty, Dylan... Nie możesz ryzykować. On mógł cię zarazić! Nikomu nie możesz ufać, każdy to mógł złapać! – krzyknął i pokręcił głową, ściągając z siebie ręce Dylana.
– Ale jakbym miał, to byś mnie zostawił? – zapytał poważnie, patrząc mu w oczy.
– Nie, ale nie chcę, żebyś był chory. – Mike przytulił się do niego i odetchnął. – Kocham cię, Dylan – powiedział, ale Dylan wiedział, że nie chodziło o ten rodzaj uczucia. Byli dla siebie jak bracia, najlepsi przyjaciele.
– Ja też cię nie zostawię, hm? – mruknął. – Jeżeli chcesz, możesz zamieszkać u mnie – dodał zaraz. – Wiesz, że zawsze ci pomogę. Możesz na mnie liczyć, Mike.
– Dzięki, Dylan. Jesteś jedyną osobą, do której mogłem się zwrócić, wiesz? Ja... ja nie wiem, jak to, kurwa, będzie. – Utkwił wzrok w plamie wódki na stoliku. Przełknął ciężko, czując się jak w filmie. To wszystko wciąż jeszcze do niego nie docierało.
– Hej, jeszcze nic nie jest przesądzone – dodał i poklepał go po policzku. Mike uśmiechnął się i odtrącił jego rękę, a przez chwilę na jego twarzy pojawił się wyraz rozbawienia. Trwało to jednak tylko kilka chwil.
– Idę się odlać – powiedział nagle i wstał.
– Mam iść z tobą? – zapytał od razu Dylan, wiedząc, że przyjaciel był bardziej pijany od niego.
– Umiem jeszcze wysikać się do pisuaru – zauważył ze śmiechem i odwrócił się. Po jego chodzie można było poznać, że nie był do końca trzeźwy, ale jak na tę ilość alkoholu, którą wypił, trzymał się prawie pionu. Dylan uśmiechnął się lekko, szczerze współczując przyjacielowi tego, co go spotkało. Nie miał najmniejszego zamiaru się od niego odwracać. HIV nie był końcem świata. Można z nim żyć przez wiele lat. Już jako nastolatek sporo na ten temat czytał, bo miał podobną fobię jak Mike – we wszystkich widział zarażonych wirusem.
Odprowadził przyjaciela wzrokiem, aż ten wreszcie zniknął w tłumie. Westchnął ciężko i sięgnął do telefonu. Spojrzał na wyświetlacz, ale nie zobaczył żadnych wiadomości od Samuela. Obraził się, pomyślał i aż się zaśmiał pod nosem. Nigdy wcześniej nie widział kochanka nadąsanego, aż do tej chwili.
„Jesteś zły?” – napisał do niego z nudów.
Odpowiedź jednak nie nadeszła. Minęło kilka minut i ani Sam się nie odezwał, ani Dylan nie wrócił. Do stolika Dylana podszedł za to jakiś chłopak w jego wieku, chcąc do niego zagadać, ale Roberts szybko go spławił.
Mike jak nie wracał, tak nie wracał. Zupełnie go wcięło i Dylan zaczął się już niecierpliwić, kiedy minął kwadrans, a przyjaciela nadal nie było. Na początku zakładał, że do toalet mogła być spora kolejna, zwłaszcza o tej godzinie, ale kto czekałby na zwolnienie się jakiegoś pisuaru przez piętnaście minut?!
Siedział jeszcze chwilę, aż wreszcie nie wytrzymał i się podniósł. Nie rozglądając się nawet po klubie, ruszył w kierunku łazienek, w ogóle nie przejmując się zostawioną na stole, niedopitą wódką. Gdy przeszedł do części, w której znajdowały się toalety, zauważył, że faktycznie panował tu dość spory tłok, nie wynikający ze stania za potrzebą. Ludzie po prostu dyskutowali i flirtowali, a szmery ich rozmów mieszały się z głośną, klubową muzyką.
Dylan rozejrzał się, zdając sobie sprawę, że w takim miejscu bez butów na obcasie i bardziej ekstrawaganckiego stroju czuł się mniej pewnie. Nie dał jednak tego po sobie poznać. Przeszedł się przez całkiem przestronne pomieszczenie, czując w powietrzu zapach potu, seksu i trawki. Mike'a nigdzie jednak nie dostrzegł. Zaczął się więc o niego niepokoić.
Sięgnął po telefon i wykręcił jego numer, kiedy sprawdził już nawet kabiny w toalecie i miał pewność, że tam jego przyjaciela nie było. Nikt mu jednak nie odpowiedział, włączyła się poczta, a on miał ochotę cisnąć telefonem o podłogę. Naprawdę zaczął się bać, cholera! Wrócił jeszcze do ich stolika, z nadzieją, że Mike tam siedział. Nic jednak tam nie zastał (nawet wódki, ale z jej stratą już się pogodził), stolik był pusty, a on zaczął panikować. W końcu jego przyjaciel naprawdę sporo wypił, coś mogło mu się stać, w tamtym momencie wcale nie miał dobrego przeczucia.
Zaczął więc go szukać po całym klubie, ignorując zaczepki niektórych mężczyzn. Z butami na obcasie czy bez nich, wciąż przyciągał uwagę, z czego zdał sobie sprawę z lekkim zdziwieniem, gdy wyszedł na parkiet, chcąc zlokalizować przyjaciela. Nigdzie, naprawdę nigdzie go nie było! I w tym momencie mignęła mu czupryna włosów Mike'a w tłumie. Ruszył za nią, krzycząc i starając się przebić przez mocne basy muzyki. Tłum ludzi w klubie wcale nie ułatwiał mu przedostania się do przyjaciela. I nagle jakby dostał obuchem w głowę. Aż się zatrzymał, dostrzegając swojego kolegę tuż przy wyjściu z grubszym, łysym mężczyzną, którego dobrze pamiętał. Nie zastanawiał się już wiele, ruszył do Mike'a, przeciskając się między klubowiczami, ale przyjaciel zdążył już wyjść z budynku. Serce Dylana waliło jak oszalałe, krew szumiała w uszach. Krzyczenie nie pomogło, Mike go nie słyszał.
Wybiegł z klubu prosto na rześkie, nocne powietrze w momencie, w którym samochód latynoskiego alfonsa już odjeżdżał. Nie wierzył, zupełnie nie rozumiał, jak mogło się to stać. Mike przecież nie był taki głupi, żeby jechać z takim mężczyzną! Nawet jeżeli ten zaoferowałby mu pieniądze, prawda? – zapytał sam siebie Dylan, ale już nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.
Stał chwilę, patrząc na puste miejsce, w którym chwilę temu widział pojazd. Nawet nie wiedział kiedy, a już wykręcał numer przyjaciela, niestety i tym razem włączyła się poczta głosowa.
– Mike! – wydarł się do słuchawki, nie przejmując się ludźmi, który stali nieopodal. Był zdenerwowany, naprawdę dawno już się tak nie bał. – Mike! Wysiadaj z tego samochodu! To pieprzony alfons! Członek MS-13! Wysiadaj! – dodał już ciszej, wciąż jednak zachowując podniesiony ton głosu. Miał wrażenie, że to tylko głupi sen. Przecież Mike nie był kimś, kto poleciałby na takiego faceta i dał mu się jeszcze zbajerować.

7 komentarzy:

  1. Jezu, Jezu! Biedny Mike, Boże, bardzo go lubię i jak jakiś chujson mi go zgwałci i zabije?! No nieee... Mam nadzieję, że nie jest tak głupi żeby za kasę wsiadać do samochodu jakiegoś, Fuuuuj przez was teraz sie boję, że przyśni mi sie taki facet T.T
    Tak mi szkoda Mike'a, że aż głupio mi pisać jaki to Samuel jest seksowny i jak bardzo sie w nim zakochałam xD Niech Dylan dzwoni do niego i niech robią pałer rędżers i uratują Mike'a! Chociaż myślę, że Sam sie zdenerwuje, w końcu ile jeszcze księżniczek będzie ratował? XDDD
    W ogóle wyobraziłam sobie jakbym to ja miała znaleźć sie w takiej okropnej sytuacji. Jakim to chamem trzeba być i niewyżytym bezmózgiem żeby tak umyślnie kogoś HIVem poczęstować, dobra nawet przyznawać sie nie musiał, po prostu wystarczyłoby uprawiać miłość przez gumkę xD To aż takie trudne? Serio zabiłabym z chęcią tego człowieczka.

    Dobra, życzę weny i wesołych świat oczywiście! Uwielbiam was <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ile emocji w komentarzu. :D Niektórzy nie umieją sobie poradzić z tym, że są zarażeni i niestety chcą swoje piętno przekazywać dalej...

      Usuń
  2. Jesteście strasznie okrutne dla Mike'a XD Miałam straszną ochotę go przytulić i pocieszyć. Jest taką pozytywną postacią i tak mu się dostaje po dupie. Jordan już trafił na moją czarną listę. Jakim człowiekiem trzeba być, by z premedytacją zarazić kogoś HIVem?
    Dylan mi się strasznie podobał w tym rozdziale. Dobrze, że myśli o swoim przyjacielu, bo niestety często bywa tak, że przez związki się przyjaźnie zaniedbuje. Samuelowi trochę zazdrości nie zaszkodzi. Niech się cieszy, że ma takiego wspaniałego chłopaka (nie licząc tego pobicia ciężarnej kobiety kilka rozdziałów wcześniej ^^').
    Ciekawi mnie, czy Dylan będzie takim idiotą i sam rzuci się Mike'owi na ratunek, czy jednak pomyśli i poprosi o pomoc Samuela. No i mam nadzieję, że Mike'owi jednak nic poważnego się już nie stanie, dość biedak wycierpiał ^^'

    Życzę wesołych świąt i mnóstwa weny :)
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli chodzi o Jordana, to niestety ale wiele takich szuj chodzi po świecie. Biedny Mike znowu trafił na niewłaściwego gościa. :)
      Dzięki za komentarz, a życzenia świąteczne złożymy już niedługo. :D

      Usuń
  3. Ach zakochałam się w tym opowiadaniu :) Umiecie utrzymać czytelnika w napięciu dziewczyny :) Chyba właśnie to mi się najbardziej podoba, tu cały czas coś się dzieje a jednocześnie powoli rozwija się uczucie pomiędzy głównymi bohaterami :) Co prawda zaskoczona byłam kiedy Dylan pobił dziewczynę w ciąży w ramach odegrania się na byłym, spodziewałam się raczej że jej coś nagada, ale potem doszłam do wniosku ze może w ten sposób chciałyście ten gangsterki klimat przybliżyć/urzeczywistnić? Tyler to wstrętna świnia była, więc jakoś mocno go nie żałuję hehe. Lubię za to takich gości jak Sam, tak jak Dylana też mnie do takich ciągnie, ale chyba wolę o o nich poczytać a nie mieć z nimi do czynienia 😆 Dylan jest za to cudowny, fajnie że nie jest taką cipką tylko do chronienia, a jednocześnie i tak wzbudza instynkty opiekuńcze w Samie. Jestem bardzo ciekawa co im jeszcze przyszykowałyście. Zdaje się że Sam będzie teraz musiał walczyć z MS 13 żeby ratować Mika - i zmowu będzie akcja. Super ☺ pozdrawiam serdecznie 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że opowiadanie trzyma w napięciu, to oznacza, że nasz cel został osiągnięty. :)
      Dziękujemy za komentarz.
      PS. Ciekawie się czyta Wasze domysły na temat dalszej fabuły. <3

      Usuń