Rozdział 11.
Męskie bokserki
Cały dzień przesiedzieli w mieszkaniu i już nie poruszyli tematu gangu, chociaż Samuel zauważył, że Dylan wciąż był na niego trochę zły. Obaj wiedzieli, że będzie łatwiej, gdy na tę chwilę nie będą wracać do tej kwestii. Pod wieczór spakowali się i wrócili do dawnego mieszkania Samuela, a Roberts niemal od razu poczuł się dość nieswojo.
– Posprzątałem
przed wyjazdem – mruknął. – Trzeba będzie tylko kurze
przetrzeć.
– Dzięki. –
Samuel uśmiechnął się lekko, nie wiedząc za bardzo, co zrobić,
żeby pozbyć się tej nieprzyjemnej atmosfery. Po raz pierwszy tak
się czuł.
Dylan zerknął na
niego i mimowolnie się uśmiechnął pod nosem.
– Wychodzisz gdzieś
wieczorem? – zapytał, podchodząc do niego.
– Nie. Dzisiaj nie.
Jutro mnie nie będzie – przyznał, mając świadomość, że przy
takiej pracy czasami może go nie być nawet przez kilka dni.
Położył torbę na
podłodze i usiadł na kanapie, wzdychając cicho. Zerknął z
leniwym uśmiechem na Dylana. Chłopak miał na sobie zwykłe,
obcisłe dżinsy i białą koszulkę. Wyglądał inaczej niż
zazwyczaj. To Samuel w nim lubił – ta skrajność w ubieraniu się
sprawiała, że Roberts zawsze wydawał się inny. Ciągle go czymś
zaskakiwał.
– Cały dzień? –
zapytał Roberts i po chwili namysłu wyciągnął dłoń i przesunął
ją po szczecinie na głowie kochanka. – Mam wrócić do siebie?
– Cały. Załatwię
sprawę z Taylorem, więc możesz wrócić do pracy już. U twoich
rodziców wszystko w porządku? – zainteresował się, bo bał się
o to, że w zemście na Dylanie, Fatima mogła zaatakować jego
rodzinę.
– Tak, rozmawiałem
z mamą wczoraj – powiedział i popatrzył na kochanka z
zastanowieniem. – Nic ci się nie stanie?
– Nie, nie masz się
o co martwić, naprawdę – mruknął i pokręcił głową. Dylan
naprawdę w niego nie wierzył? Chciał już skończyć ten temat i
był zmęczony ciągłym dystansem Robertsa, który właśnie w ten
sposób chciał mu pokazać, że był na niego zły.
Dylan wypuścił
powietrze z płuc ze świtem i po chwili, nie przejmując się
niczym, usiadł Samowi na kolanach.
– Jutro wrócę do
siebie. Dawno nie byłem w mieszkaniu – mruknął.
– Mhm, jak wolisz.
– Faulkner nie miał zamiaru naciskać. W końcu prawie od miesiąca
Dylan nie pojawił się u siebie. Był zamknięty w małym mieszkanku
w południowym rejonie Los Angeles. – Ale dzisiaj jeszcze zostań –
poprosił cicho i zrobiło mu się goręcej, gdy Roberts spojrzał mu
w oczy. Zdał sobie sprawę, że nie powinien pierwszy o tym mówić.
Chłopak pomyśli sobie o nim nie wiadomo co.
Dylan popatrzył na
niego i nagle roześmiał się. Nie wiedział co dokładnie się
między nimi zmieniło, ale nie miał zamiaru narzekać. Usiadł
okrakiem na Samuelu i pocałował go z rozpędu.
– Stęskniłeś się
za mną, Faulkner?
– Łasy na
komplementy, jak widzę. – Sam uśmiechnął się lekko i poklepał
go po udzie.
– Mało mi ich
dajesz, to sam wymuszam – zamruczał i przesunął nosem po jego
policzku. Nie mieli jednak szansy nic więcej zrobić, bo w tym
momencie rozdzwonił się telefon Dylana, leżący na stoliku.
Właściciel komórki aż sapnął i wychylił się po aparat
niechętnie, najlepiej udałby, że nikt nie próbował się z nim
skontaktować. Przerywanie intymnych chwil z Samuelem powinno być
karalne, pomyślał, nim spojrzał na wyświetlacz. – To Mike –
rzucił zdziwiony i zsunął się z kolan kochanka.
– I co w związku z
tym? – Samuel zmarszczył brwi, nie próbując zamaskować swojej
irytacji. Podobała mu się ta chwila intymnego napięcia między
nimi. Nie wiedział, czy tak szybko do niej teraz wrócą. – Nie
odbieraj i chodź tu – warknął i spróbował go znowu
przyciągnąć. – Mówiłeś, że się stęskniłeś, to się mną
zajmij – wytknął mu, pochylając się, żeby pocałować go w
szyję.
Dylan sapnął
ciężko, siadając z powrotem mu na kolanach. Samuel czasem bywał
jak duże dziecko.
– Odbiorę tylko i
dowiem się czego chce – mruknął i zerknął na kochanka. –
Może mu się coś stało – rzucił jeszcze, po czym nacisnął
zieloną słuchawkę. – Halo?
– Hej to ja –
usłyszał niepewny głos Mike, który brzmiał jakoś inaczej.
Słabiej niż zwykle. – Masz czas? Ja... chciałem pogadać. –
Odchrząknął i Dylan zaczął się zastanawiać, czy Samuel miał
taką moc oddziaływania, że nawet przez telefon Mike był w stanie
wyczuć, że im przeszkadzał.
Spojrzał na
niezadowolonego kochanka i w pewnym momencie miał ochotę się
roześmiać. Mina zniecierpliwienia, jaka pojawiła się na jego
twarzy, w ogóle nie pasowała do dużego, niebezpiecznego faceta,
jakim Sam przecież był. W tamtej chwili jednak Samuel boczył się
jak dziecko i zapewne nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Dylan
nie wytrzymał i z rozpędu pocałował go w czoło.
– Mam czas, Mike.
Co się stało? – rzucił, jakby na przekór Samuelowi.
– Jesteś wesoły –
zauważył odkrywczo jego przyjaciel. – Może zadzwonię innym
razem, nie chcę ci psuć humoru – wycofał się, co zaniepokoiło
Dylana.
– Co? Nie, nie,
Mike. Jestem po prostu z Samuelem – powiedział i nagle miał
ochotę uderzyć się w twarz za niepanowanie nad swoim językiem.
Mógł mieć tylko nadzieję, że Sam nie słyszał Mike'a. Bo
„jesteś wesoły” i „jestem z Samuelem” zbyt wiele zdradzało
o aktualnym stanie Dylana. – Mów. Skoro dzwonisz, to musiało się
coś stać.
– Och. – W
słuchawce zapanowało milczenie i Dylan już myślał, że coś
przerwało połączenie. Spojrzał na Samuela, który podwinął
rękaw jego T-shirtu i pocałował go w ramię, nie wyglądając na
zadowolonego, że kochanek przystał na rozmowę.
– Mike? No co się
stało? – zaniepokoił się. – Chcesz się spotkać, żeby o tym
pogadać?
– Teraz jesteś ze
mną! – Samuel już głośno zaprotestował. Dylan miał spędzić
z nim wieczór, a umawiał się z jakimś innym kolesiem? Już chciał
go zepchnąć ze swoich kolan, ale uznał, że to byłoby
szczeniackie.
– Nie, Dylan,
spotkamy się kiedy indziej – odezwał się nagle Mike i w pewnym
momencie się po prostu rozłączył, czego Roberts w ogóle się nie
spodziewał.
– Sam! – warknął.
– To był Mike, mój przyjaciel! Coś mu się stało, mógłbyś
przestać być egoistycznym dupkiem?!
– Co mu się stało?
– Samuel poczuł się trochę głupio, ale ukrył to pod otoczką
zniecierpliwienia.
– Nie wiem właśnie
– sapnął Dylan i wstał. – Ale miał dziwny głos. Zadzwonię
do niego – mruknął i zerknął na Samuela jeszcze, ale już nic
więcej nie dodał. – Hej Mike, nie rozłączaj mi się, rozumiesz?
– warknął do słuchawki, gdy przyjaciel odebrał. – Co się
stało. Mów – zażądał.
– Nie chcę ci
przeszkadzać – wytłumaczył się powoli mężczyzna, a Dylan
westchnął ciężko, chcąc już usłyszeć powód tej rozmowy. –
Jesteś teraz z tym... Samem... Pewnie chcesz z nim zostać.
Faulkner podszedł do
swojej torby i zabrał ją do sypialni, rzucając Dylanowi ostatnie,
zniecierpliwione spojrzenie.
– Nie, Mike. Dla
ciebie zawsze znajdę czas, a słyszę, że coś jest nie tak –
sapnął, rozsiadając się na kanapie. – Co się stało? Coś z
tym facetem, o którym mi kiedyś tam wspomniałeś? – szybko
połączył wątki.
– Między innymi –
przyznał w końcu Mike. – To... straciłem pracę i, kurwa,
wszystko się posypało. Porażka – dodał, a Dylan mógł poznać,
że głos przyjaciela drżał. – W sumie to nie jest rozmowa na
telefon. Może spotkajmy się kiedyś i... Teraz nie będę ci
przeszkadzał. – Dylan nigdy nie widział, żeby przyjaciel tak
szybko się wycofywał, co go zaniepokoiło.
– Chcesz dzisiaj? –
zapytał od razu, chociaż wiedział, że Samuel będzie zły. Nie
mógł jednak tak po prostu zignorować swojego przyjaciela.
– A... dasz radę?
Możemy się spotkać u ciebie w mieszkaniu, bo... Cholera, Dylan,
tak strasznie mi wstyd. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Nie mam
nawet kasy na drinka. Straciłem tę jebaną pracę, muszę szukać
czegoś nowego.
– Postawię ci –
odpowiedział i uśmiechnął się pod nosem. – Możemy się
spotkać w jakimś klubie – dodał zaraz, bo wiedział, że w jego
mieszkaniu wciąż panował bałagan. W końcu ostatni raz tam był,
kiedy się pakował i uciekał.
– Oddam ci, jak
będę miał w końcu kasę, obiecuję – mruknął Mike smętnie.
Umówili się do Fubaru na dwudziestą drugą. Mieli wtedy jeszcze
czas, żeby spokojnie porozmawiać w lokalu. Później zawsze mogli
przejść do górnego baru, gdzie nie panował taki tłok.
– Sam? – krzyknął
Dylan, gdy zakończyli rozmowę. Wstał z kanapy i poszedł do
sypialni. Jego kochanek właśnie rozpakowywał torbę. – Wychodzę,
okej? – powiedział, jakby trochę niepewnie. Wiedział, że to nie
spodoba się Faulknerowi, ale w końcu nie był jego więźniem, a
Mike go teraz potrzebował.
– Jak to
wychodzisz? – Samuel wyprostował się, trzymając w ręce jedną
ze swoich bluz. Zmarszczył groźnie brwi, mając nadzieję, że
Dylan go nabierał. – Do tego swojego przyjaciela niby? – zapytał
ze złością.
– Sam, wszystko mu
się w życiu popieprzyło – sapnął Roberts i westchnął ciężko.
– Pamiętasz, jak mi zmiażdżyłeś nadgarstek? Myślisz, że kto
pojechał ze mną do szpitala i tam spędził pół nocy? – zapytał
i uniósł brew, zakładając ręce na piersi.
– Wtedy było
inaczej – warknął. Nie chciał dzisiaj zostać sam. Chciał seksu
i, co dziwniejsze, bliskości. Dlaczego miałby z tego rezygnować,
bo jakiś dzieciak miał problemy? On też je w końcu miał.
– Jak inaczej? –
sapnął i przewrócił oczami. – Pomógł mi, chociaż mógł
siedzieć w domu. Wrócę za jakieś dwie godziny, okej? – Spojrzał
na kochanka, nie mając ochoty się z nim kłócić, chociaż w
tamtej chwili Samuel kojarzył mu się z dzieckiem. Podszedł do
mężczyzny i pocałował go w policzek, czując się trochę tak,
jakby musiał ułaskawić jakieś bardzo charakterne dziecko. Samuel
pewnie by go zabił za takie porównanie. – Wrócę i się tobą
zajmę.
Mężczyzna prychnął
i odsunął się od niego. Po miesiącu rozłąki, Dylan od tak po
prostu sobie wychodzi. Sam był głupi, jeżeli sądził, że teraz
będzie inaczej – że będzie w centrum zainteresowania Robertsa,
bo przecież nigdy tak nie było. Zawsze znalazł się ktoś
ważniejszy – Taylor albo jakiś podrzędny przyjaciel.
– Rób, co chcesz –
mruknął, nawet nie mając zamiaru ukrywać, że był zły.
Dylan westchnął
ciężko. Miał wrażenie, że znalazł się pomiędzy młotem a
kowadłem.
– Chcesz jechać ze
mną?
– Gdzie? Do twojego
przyjaciela? – zdziwił się taką propozycją.
– Mhm. – Kiwnął
głową, nie spuszczając go ze wzroku. – Chcesz?
Samuel zamyślił
się, analizując plan Dylana. Nie podobało mu się, że miałby się
spotkać z jego przyjacielem, bo byłby tylko jak piąte koło u
wozu. Oni by rozmawiali, a on by się po prostu nudził.
– Nie.
– Będę za dwie
godziny – przypomniał. – Nawet się nie będę przebierać, hm?
– zapytał, mając nadzieję go ułaskawić. Nie chciał, by Samuel
był zazdrosny, a byłby na pewno, gdyby teraz Dylan zamienił
spodnie na bardziej obcisłe i jeszcze założył buty na obcasie.
Samuel spojrzał na
niego oschle i wzruszył ramionami. Stracił humor na resztę
wieczoru i żeby to zademonstrować, wyszedł z sypialni, nie mając
zamiaru już dłużej rozmawiać z Dylanem.
Roberts westchnął
tylko ciężko, ale nie zamierzał już za nim lecieć. Spojrzał na
leżące na podłodze bokserki Samuela, po czym pokręcił głową,
nieco zirytowany zachowaniem kochanka, który nie potrafił
zrozumieć, że nie mógł całkowicie skupić się tylko na nim. Nie
czekając dłużej, sięgnął po swoją kurtkę dżinsową z
kapturem, złapał za telefon i portfel, po czym ruszył do wyjścia.
– Wychodzę –
krzyknął i jeszcze zatrzymał się na chwilę, z nadzieją, że
usłyszy odpowiedź. Nic takiego jednak nie nastąpiło. – Jak z
dzieckiem – zamruczał pod nosem, niezadowolony i wyszedł.
*
Droga do klubu minęła
mu całkiem szybko, a na miejscu Mike już na niego czekał. Spotkali
się przed klubem. Przyjaciel nie wchodził do środka, tylko kręcił
się na chodniku. Wyglądał tak posępnie, że nikt nie chciał do
niego podejść. Dylan aż ścisnęło w gardle, kiedy zobaczył
przyjaciela w takim stanie. Musiało się stać coś poważnego i
teraz cieszył się, że nie dał się przekonać Samowi i nie został
z nim. Mike go potrzebował.
– Hej – przywitał
się, kiedy do niego podszedł i objął go mocno. Pogłaskał go po
plecach, a po chwili jeszcze pocałował w policzek. – Co tam?
– Dylan. – Mike
od razu się odprężył i odpowiedział na uścisk. – Myślałem,
że nie przyjdziesz – dodał słabym głosem i uśmiechnął się
niepewnie.
– Głupi! –
prychnął. – Jesteśmy przyjaciółmi, hm? – zapytał Roberts i
spojrzał mu w oczy. – Nie zostawię cię na lodzie.
Mike spojrzał na
niego w taki sposób, jakby zaraz miał się rozpłakać, ale
odwrócił wzrok na wejście do klubu.
– Idziemy?
– Tak, chodź –
powiedział i pociągnął go do wejścia, nie zwracając nawet uwagi
na otaczających ich facetów. Przecież nie przyszedł tu na podryw, w mieszkaniu czekał na niego jedyny facet, na którym mu
teraz zależało. – Bierzemy wódkę? – zapytał, a gdy Mike
kiwnął głową, Dylan od razu przepchał się do baru. O dziwo w
Fubaru już o tej godzinie panował całkiem spory tłok,
najwidoczniej dzisiaj planowane były jakieś eventy, o których on
nawet nie słyszał. Nie interesował się już życiem klubowym.
Zamówił całą butelkę wódki i coli na popitę, po czym ruszyli w
poszukiwaniu jakiegoś miejsca do siedzenia. Loże w większości już
były zajęte, ale udało im się dorwać dwuosobowy stolik w
dyskretnym miejscu.
– Więc? –
zapytał Dylan, kiedy alkohol już znajdował się w kieliszkach. –
Co się stało?
– Jesteś teraz z
tym facetem? – Mike nie wydawał się skory do opowiadania o swoich
problemach na trzeźwo. Popił trochę drinka i przyjrzał się
Dylanowi. Wyglądał dziwnie zwyczajnie. Nie pamiętał, żeby jego
przyjaciel kiedykolwiek ubrał się tak do klubu.
– No... chyba tak –
odpowiedział i wzruszył ramionami. – A ty... co z tym twoim? –
zmienił temat. – Jak miał na imię i gdzie go poznałeś?
Mike westchnął
ciężko i spojrzał na drinka. Nawet nie wiedzieć kiedy, wypił już
połowę.
– Straciłem pracę.
Firma splajtowała i mnie wylali.
– Splajtowała?
Mieli robić tylko cięcia – zauważył Dylan i wpatrzył się w
niego. – Mike, to nie koniec świata! – pocieszył go od razu. –
Jak potrzebujesz pieniędzy, to ci pożyczę. Znajdziesz jakąś
pracę.
– No nie wiem, czy
znajdę. Już nie mam za co żyć. Kasa się kończy, a... Kitty nie
chce ze mną gadać – wspomniał o siostrze i sposępniał. Głośna
muzyka trochę zagłuszała rozmowę, więc Dylan przysunął się do
przyjaciela, żeby lepiej go słyszeć.
– Dam ci kasę –
powiedział od razu. – Ile chcesz? Tysiąc? – zapytał.
– Dylan, nie chcę
na tobie żerować. – Mike pokręcił z niedowierzaniem głową. –
Muszę sam sobie poradzić. To... wszystko się spieprzyło –
rzucił i wypił drinka do końca.
– Ale przecież
mogę ci pomóc! – sapnął i zmarszczył groźnie brwi. – Nie
pieprz, Mickey – prychnął i sam sięgnął do kieliszka. –
Jestem twoim przyjacielem. To tylko praca, zaraz znajdziesz nową,
może lepszą, hm? – mruknął. – Masz przecież doświadczenie,
ludzie z IT są potrzebni.
– Nie wiem, czy
mnie ktoś przyjmie. – Pokręcił głową i nagle zwrócił uwagę
na jakiegoś mężczyznę, który siedział nieopodal. – Spójrz,
jaką ma koszulkę – rzucił drwiącym tonem, znowu nalewając
sobie drinka. Chciał się napić i zapomnieć o tym wszystkim, a
obgadywanie innych było dobrym rozwiązaniem do udawania, że jego
problemy nie istniały.
Dylan obejrzał się
i nagle zaśmiał się, widząc mężczyznę w bardzo obcisłym
t-shircie, co jednak nie było tak zabawne jak mocne zacieki od potu,
widoczne nawet w przytłoczonym świetle klubu.
– Niezły, bierzemy
go? – zapytał dla żartu i mrugnął do przyjaciela.
– Nie, ja już się
wyleczyłem ze wszystkich facetów. Koniec z seksem i związkami.
Pieprzę to wszystko. – Dylan aż zamarł, nie spodziewając się
tego po Mike'u. Wcześniej jego przyjaciel miał co do tego zupełnie
inny stosunek.
– Ale... co się
stało?
– Spieprzyłem
sobie życie, Dylan, szkoda gadać. – Mike pokręcił głową i
znowu zaczął pić. Odwrócił się tak, żeby obserwować ludzi w
klubie i Dylan zrozumiał, że na razie przyjaciel nie chciał
jeszcze poruszyć tego tematu. Muszą trochę wypić, dopiero wtedy
Mike się przed nim otworzy.
Dylan więc lał
przyjacielowi do kieliszka i wcale mu nie żałował. Sam jednak
trochę się ograniczył, w końcu miał zamiar wrócić do Samuela
trzeźwy. Patrzył, jak Mike pije, jak procenty zaczynają coraz
bardziej oddziaływać na jego organizm, a on zamiast zapomnieć o
problemach, stawał się coraz bardziej posępny.
– To tylko facet,
Mike – odezwał się po jakimś czasie. – Nie ten, to będzie
inny.
– Nie będzie
innego. Nie chcę się już w coś takiego pakować. – Mike
pokręcił głową i zaklął. – Poznałem go miesiąc temu. –
Zamrugał, a Dylan zauważył, że jego spojrzenie było rozmyte i
nieostre. To była pora na tę właściwą rozmowę. – Wiesz, tak w
sumie, to był całkiem podobny do kolesi, których ty lubisz. Wielki
i umięśniony. Nigdy mi nie wychodziło z tymi nudnymi frajerami, to
pomyślałem, że chuj, jak mu się podobam, raz zaryzykuję. –
Zaśmiał się i znowu złapał za szklankę. Kręciło mu się w
głowie do alkoholu, ale chciał wypić jeszcze więcej. Nawet
perspektywa kaca nie przerażała go tak bardzo niż zmierzenie się
z rzeczywistością.
– Ale przecież
nigdy takich nie lubiłeś – zauważył Roberts i dolał mu znowu
wódki. – I ostatnio jak rozmawialiśmy to byłeś szczęśliwy.
– Bo byłem z nim.
Nie lubiłem, ale teraz chciałem spróbować czegoś innego. Ty
latasz za takimi facetami, co w nich widzisz? – zamachnął się
ręką, jakby to miało mu ułatwić wysłowienie się.
– I? Co z nim było
nie tak? – Dylan nie odpowiedział na to pytanie, bo zamiast tego
wolał pociągnąć go bardziej za język, wykorzystując fakt, że
Mike był już pijany. – Zdradził cię? Uderzył?
– Nie, ani nie
zdradził, ani nie uderzył. Ale to frajer. Skończony dupek. Mam
nadzieję, że będzie miał wypadek! – dodał nienawistnie i
skrzywił się. – Nienawidzę go i życzę mu, kurwa, najgorszej
śmierci!
Dylan zamarł. Tego
się nie spodziewał. Wpatrzył się w przyjaciela, którego twarz
poczerwieniała od złości... albo alkoholu. Takiego go jeszcze nie
widział, Mike nie życzył ludziom czegoś takiego. Mike był
spokojnym chłopakiem, który raczej nie miał z nikim problemów. Aż
sięgnął do swojego kieliszka i wziął spory łyk alkoholu, bo
czuł, że na trzeźwo tego wszystkiego nie zrozumie.
– Dlaczego? –
zapytał po chwili.
– Jak to jest z
tymi twoimi facetami? – Mike zignorował jego pytanie. – Na
początku i później? Jak to z nimi jest, co? Są zajebiści, a
później przekonujesz się, jakie to chuje?
– Tak było z
Taylorem – przypomniał mu i uśmiechnął się krzywo pod nosem. –
Ale nie z Samem – dodał, okręcając w dłoni kieliszek. –
Wrócił wczoraj. Wcześniej też dużo dla mnie zrobił. Może to
nie miłość z jego strony – nawet nie chciał w to wierzyć, bo
miał wrażenie, że się rozczaruje – ale jest mi dobrze.
– To tylko kwestia
czasu – zawyrokował Mike mało optymistycznie. – Będzie tak
samo jak z innymi. Tak to już jest z takimi facetami. Bawią się
nami i traktują jak zabawki. Na przykład Jordan. Było zajebiście.
Poznałem go w klubie, zakręcił się koło mnie i ciągle stawiał
mi drinki. Mówił, że jestem najlepszy na tej imprezie, że nikt mu
się bardziej nie spodobał. – Znowu machnął ręką ze
zniecierpliwieniem. – Pieprzenie. Oni wszyscy tak gadają.
Dylan pomyślał, że
Sam tak nie mówił. Nie kokietował go, nie napychał durnymi
komplementami, bo on tego nie potrzebował, nie chciał się
dowartościowywać, ale za to Mike miał bardzo niską samoocenę.
Łatwo było to wyczuć i... wykorzystać.
– Nie ten to będzie
inny.
– Jasne. Nie będzie
innego, już ci powiedziałem. Kończę z facetami. Wiesz, co mi
zrobił ten dupek? – zapytał i prychnął, znowu nalewając sobie
alkoholu. – To wszystko jest popierdolone. – Dylan spojrzał na
niego zaalarmowany.
– Co się stało? –
zapytał i zwilżył wargi, nie wiedząc, czy chce się dowiedzieć.
– Nigdy nie pieprz
się bez gumy. Naprawdę – powiedział poważnie i wypił drinka,
po czym skrzywił się. Pobladł i Dylan już był pewien, że
mężczyzna zwymiotuje. Na szczęście powstrzymał konwulsje i
spojrzał nieco trzeźwiej na Dylana. – Pieprzyłeś się z tym
swoim bez gumy?
– Jordan ma HIV? –
zapytał Roberts, powoli łącząc wątki. – Boże. Mike, jesteś
pewny, że ma? – Podniósł nieświadomie głos.
– Mhm. Powiedział
mi to dwa dni temu. Rozumiesz? Przez ostatni miesiąc w zasadzie u
niego mieszkałem. Pieprzyliśmy się niemal bez przerwy. – Zaśmiał
się drwiąco, jakby uznał seks za coś okropnego. – No i dałem
się temu sukinsynowi bez gumy. Jestem pozytywny, na pewno. –
Pokręcił głową i znowu chciał nalać sobie drinka, ale ręka mu
zadrżała i rozlał wódkę na stół. Zaklął i odstawił butelkę.
– Ja pierdolę, czujesz?! Tak się pilnowałem i to złapałem! –
wykrzyknął, a jakiś mężczyzna, który siedział nieopodal
spojrzał w ich stronę. Mike był zbyt pijany, żeby nad sobą
zapanować.
Dylan momentalnie
wstał i przyciągnął sobie krzesło do przyjaciela. Usiadł przy
nim i od razu go przytulił, działając automatycznie.
– Nie mów tak –
szepnął, gładząc uspokajająco jego zgarbione plecy. – Przecież
jeszcze nic nie wiadomo – dodał. – Zrobisz badania, to będziesz
miał pewność. A nawet jeśli... – Odsunął się na tyle, by na
niego spojrzeć. – Da się z tym żyć, wiesz?
– Nie chcę z tym
żyć! Nie chcę być, kurwa, pozytywny! – wykrzyknął i odepchnął
od siebie Dylana.
– Hej, hej –
sapnął Dylan i ujął jego twarz w dłoń. – Zawsze będziesz dla
mnie jak brat, rozumiesz? – zapytał. Czuł, że musi mu dać
jakieś oparcie. Zapewnienie, że nie był w tym wszystkim sam. –
Jakby mi się coś takiego stało, też chciałbym, żebyś przy mnie
był. Pieprzę się z Samem bez gumy, skąd mogę wiedzieć, czy on
niczego nie ma? – dodał, tylko po to, by go pocieszyć. Ufał
Samuelowi. Nie każdemu pozwalał na seks bez zabezpieczenia.
Mike otworzył oczy i
spojrzał na niego mokrym od łez spojrzeniem.
– C-co ty, Dylan...
Nie możesz ryzykować. On mógł cię zarazić! Nikomu nie możesz
ufać, każdy to mógł złapać! – krzyknął i pokręcił głową,
ściągając z siebie ręce Dylana.
– Ale jakbym miał,
to byś mnie zostawił? – zapytał poważnie, patrząc mu w oczy.
– Nie, ale nie
chcę, żebyś był chory. – Mike przytulił się do niego i
odetchnął. – Kocham cię, Dylan – powiedział, ale Dylan
wiedział, że nie chodziło o ten rodzaj uczucia. Byli dla siebie
jak bracia, najlepsi przyjaciele.
– Ja też cię nie
zostawię, hm? – mruknął. – Jeżeli chcesz, możesz zamieszkać
u mnie – dodał zaraz. – Wiesz, że zawsze ci pomogę. Możesz na
mnie liczyć, Mike.
– Dzięki, Dylan.
Jesteś jedyną osobą, do której mogłem się zwrócić, wiesz?
Ja... ja nie wiem, jak to, kurwa, będzie. – Utkwił wzrok w plamie
wódki na stoliku. Przełknął ciężko, czując się jak w filmie.
To wszystko wciąż jeszcze do niego nie docierało.
– Hej, jeszcze nic
nie jest przesądzone – dodał i poklepał go po policzku. Mike
uśmiechnął się i odtrącił jego rękę, a przez chwilę na jego
twarzy pojawił się wyraz rozbawienia. Trwało to jednak tylko kilka
chwil.
– Idę się odlać
– powiedział nagle i wstał.
– Mam iść z tobą?
– zapytał od razu Dylan, wiedząc, że przyjaciel był bardziej
pijany od niego.
– Umiem jeszcze
wysikać się do pisuaru – zauważył ze śmiechem i odwrócił
się. Po jego chodzie można było poznać, że nie był do końca
trzeźwy, ale jak na tę ilość alkoholu, którą wypił, trzymał
się prawie pionu. Dylan uśmiechnął się lekko, szczerze
współczując przyjacielowi tego, co go spotkało. Nie miał
najmniejszego zamiaru się od niego odwracać. HIV nie był końcem
świata. Można z nim żyć przez wiele lat. Już jako nastolatek
sporo na ten temat czytał, bo miał podobną fobię jak Mike – we
wszystkich widział zarażonych wirusem.
Odprowadził
przyjaciela wzrokiem, aż ten wreszcie zniknął w tłumie. Westchnął
ciężko i sięgnął do telefonu. Spojrzał na wyświetlacz, ale nie
zobaczył żadnych wiadomości od Samuela. Obraził się, pomyślał
i aż się zaśmiał pod nosem. Nigdy wcześniej nie widział
kochanka nadąsanego, aż do tej chwili.
„Jesteś zły?” –
napisał do niego z nudów.
Odpowiedź jednak nie
nadeszła. Minęło kilka minut i ani Sam się nie odezwał, ani
Dylan nie wrócił. Do stolika Dylana podszedł za to jakiś chłopak
w jego wieku, chcąc do niego zagadać, ale Roberts szybko go
spławił.
Mike jak nie wracał,
tak nie wracał. Zupełnie go wcięło i Dylan zaczął się już
niecierpliwić, kiedy minął kwadrans, a przyjaciela nadal nie było.
Na początku zakładał, że do toalet mogła być spora kolejna,
zwłaszcza o tej godzinie, ale kto czekałby na zwolnienie się
jakiegoś pisuaru przez piętnaście minut?!
Siedział jeszcze
chwilę, aż wreszcie nie wytrzymał i się podniósł. Nie
rozglądając się nawet po klubie, ruszył w kierunku łazienek, w
ogóle nie przejmując się zostawioną na stole, niedopitą wódką.
Gdy przeszedł do części, w której znajdowały się toalety,
zauważył, że faktycznie panował tu dość spory tłok, nie
wynikający ze stania za potrzebą. Ludzie po prostu dyskutowali i
flirtowali, a szmery ich rozmów mieszały się z głośną, klubową
muzyką.
Dylan rozejrzał się,
zdając sobie sprawę, że w takim miejscu bez butów na obcasie i
bardziej ekstrawaganckiego stroju czuł się mniej pewnie. Nie dał
jednak tego po sobie poznać. Przeszedł się przez całkiem
przestronne pomieszczenie, czując w powietrzu zapach potu, seksu i
trawki. Mike'a nigdzie jednak nie dostrzegł. Zaczął się więc o
niego niepokoić.
Sięgnął po telefon
i wykręcił jego numer, kiedy sprawdził już nawet kabiny w
toalecie i miał pewność, że tam jego przyjaciela nie było. Nikt
mu jednak nie odpowiedział, włączyła się poczta, a on miał
ochotę cisnąć telefonem o podłogę. Naprawdę zaczął się bać,
cholera! Wrócił jeszcze do ich stolika, z nadzieją, że Mike tam
siedział. Nic jednak tam nie zastał (nawet wódki, ale z jej stratą
już się pogodził), stolik był pusty, a on zaczął panikować. W
końcu jego przyjaciel naprawdę sporo wypił, coś mogło mu się
stać, w tamtym momencie wcale nie miał dobrego przeczucia.
Zaczął więc go
szukać po całym klubie, ignorując zaczepki niektórych mężczyzn.
Z butami na obcasie czy bez nich, wciąż przyciągał uwagę, z
czego zdał sobie sprawę z lekkim zdziwieniem, gdy wyszedł na
parkiet, chcąc zlokalizować przyjaciela. Nigdzie, naprawdę nigdzie
go nie było! I w tym momencie mignęła mu czupryna włosów Mike'a
w tłumie. Ruszył za nią, krzycząc i starając się przebić przez
mocne basy muzyki. Tłum ludzi w klubie wcale nie ułatwiał mu
przedostania się do przyjaciela. I nagle jakby dostał obuchem w
głowę. Aż się zatrzymał, dostrzegając swojego kolegę tuż przy
wyjściu z grubszym, łysym mężczyzną, którego dobrze pamiętał.
Nie zastanawiał się już wiele, ruszył do Mike'a, przeciskając
się między klubowiczami, ale przyjaciel zdążył już wyjść z
budynku. Serce Dylana waliło jak oszalałe, krew szumiała w uszach.
Krzyczenie nie pomogło, Mike go nie słyszał.
Wybiegł z klubu
prosto na rześkie, nocne powietrze w momencie, w którym samochód
latynoskiego alfonsa już odjeżdżał. Nie wierzył, zupełnie nie
rozumiał, jak mogło się to stać. Mike przecież nie był taki
głupi, żeby jechać z takim mężczyzną! Nawet jeżeli ten
zaoferowałby mu pieniądze, prawda? – zapytał sam siebie Dylan,
ale już nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.
Stał chwilę,
patrząc na puste miejsce, w którym chwilę temu widział pojazd.
Nawet nie wiedział kiedy, a już wykręcał numer przyjaciela,
niestety i tym razem włączyła się poczta głosowa.
– Mike! – wydarł
się do słuchawki, nie przejmując się ludźmi, który stali
nieopodal. Był zdenerwowany, naprawdę dawno już się tak nie bał.
– Mike! Wysiadaj z tego samochodu! To pieprzony alfons! Członek
MS-13! Wysiadaj! – dodał już ciszej, wciąż jednak zachowując
podniesiony ton głosu. Miał wrażenie, że to tylko głupi sen.
Przecież Mike nie był kimś, kto poleciałby na takiego faceta i
dał mu się jeszcze zbajerować.
to sie porobiło:(
OdpowiedzUsuńJezu, Jezu! Biedny Mike, Boże, bardzo go lubię i jak jakiś chujson mi go zgwałci i zabije?! No nieee... Mam nadzieję, że nie jest tak głupi żeby za kasę wsiadać do samochodu jakiegoś, Fuuuuj przez was teraz sie boję, że przyśni mi sie taki facet T.T
OdpowiedzUsuńTak mi szkoda Mike'a, że aż głupio mi pisać jaki to Samuel jest seksowny i jak bardzo sie w nim zakochałam xD Niech Dylan dzwoni do niego i niech robią pałer rędżers i uratują Mike'a! Chociaż myślę, że Sam sie zdenerwuje, w końcu ile jeszcze księżniczek będzie ratował? XDDD
W ogóle wyobraziłam sobie jakbym to ja miała znaleźć sie w takiej okropnej sytuacji. Jakim to chamem trzeba być i niewyżytym bezmózgiem żeby tak umyślnie kogoś HIVem poczęstować, dobra nawet przyznawać sie nie musiał, po prostu wystarczyłoby uprawiać miłość przez gumkę xD To aż takie trudne? Serio zabiłabym z chęcią tego człowieczka.
Dobra, życzę weny i wesołych świat oczywiście! Uwielbiam was <3
Haha, ile emocji w komentarzu. :D Niektórzy nie umieją sobie poradzić z tym, że są zarażeni i niestety chcą swoje piętno przekazywać dalej...
UsuńJesteście strasznie okrutne dla Mike'a XD Miałam straszną ochotę go przytulić i pocieszyć. Jest taką pozytywną postacią i tak mu się dostaje po dupie. Jordan już trafił na moją czarną listę. Jakim człowiekiem trzeba być, by z premedytacją zarazić kogoś HIVem?
OdpowiedzUsuńDylan mi się strasznie podobał w tym rozdziale. Dobrze, że myśli o swoim przyjacielu, bo niestety często bywa tak, że przez związki się przyjaźnie zaniedbuje. Samuelowi trochę zazdrości nie zaszkodzi. Niech się cieszy, że ma takiego wspaniałego chłopaka (nie licząc tego pobicia ciężarnej kobiety kilka rozdziałów wcześniej ^^').
Ciekawi mnie, czy Dylan będzie takim idiotą i sam rzuci się Mike'owi na ratunek, czy jednak pomyśli i poprosi o pomoc Samuela. No i mam nadzieję, że Mike'owi jednak nic poważnego się już nie stanie, dość biedak wycierpiał ^^'
Życzę wesołych świąt i mnóstwa weny :)
S.
Jeżeli chodzi o Jordana, to niestety ale wiele takich szuj chodzi po świecie. Biedny Mike znowu trafił na niewłaściwego gościa. :)
UsuńDzięki za komentarz, a życzenia świąteczne złożymy już niedługo. :D
Ach zakochałam się w tym opowiadaniu :) Umiecie utrzymać czytelnika w napięciu dziewczyny :) Chyba właśnie to mi się najbardziej podoba, tu cały czas coś się dzieje a jednocześnie powoli rozwija się uczucie pomiędzy głównymi bohaterami :) Co prawda zaskoczona byłam kiedy Dylan pobił dziewczynę w ciąży w ramach odegrania się na byłym, spodziewałam się raczej że jej coś nagada, ale potem doszłam do wniosku ze może w ten sposób chciałyście ten gangsterki klimat przybliżyć/urzeczywistnić? Tyler to wstrętna świnia była, więc jakoś mocno go nie żałuję hehe. Lubię za to takich gości jak Sam, tak jak Dylana też mnie do takich ciągnie, ale chyba wolę o o nich poczytać a nie mieć z nimi do czynienia 😆 Dylan jest za to cudowny, fajnie że nie jest taką cipką tylko do chronienia, a jednocześnie i tak wzbudza instynkty opiekuńcze w Samie. Jestem bardzo ciekawa co im jeszcze przyszykowałyście. Zdaje się że Sam będzie teraz musiał walczyć z MS 13 żeby ratować Mika - i zmowu będzie akcja. Super ☺ pozdrawiam serdecznie 😊
OdpowiedzUsuńFajnie, że opowiadanie trzyma w napięciu, to oznacza, że nasz cel został osiągnięty. :)
UsuńDziękujemy za komentarz.
PS. Ciekawie się czyta Wasze domysły na temat dalszej fabuły. <3