sobota, 28 listopada 2015

9. Lingerie: Czarne pończochy cz. I

Zapraszamy do czytania i komentowania. :) 

 Rozdział 9. 
Czarne pończochy
 Część I.


Zrobił dokładnie tak, jak mężczyzna chciał, ubrał pończochy i wrócił na kanapę. Samuel od razu pociągnął jego nogi na swoje kolana i zaczął niespiesznie gładzić naciągniętą lycrę, jednocześnie popijając drinka i oglądając telewizję. Dylan westchnął, opierając się o podłokietnik. Zaczął przeglądać strony Internetowe, co chwilę zerkając znad ekranu laptopa na Faulknera, którego ciepła dłoń wciąż głaskała jego łydki. Było dziwnie, właściwie, a co najważniejsze spokojnie. Aż za spokojnie, pomyślał chłopak, kiedy dłoń Sama przeniosła się na jego stopy, masując je. Nie odzywali się do siebie nawet słowem, zachowując tak, jakby nie mieli kompletnie żadnych problemów i jakby byli parą z długim stażem.
        Spokojny wieczór przerwał dźwięk domofonu. Samuel drgnął i przestał dotykać Dylana. Spojrzał na ekran domofonu, przez chwilę nic nie robiąc. Nie miał pojęcia, kto przyszedł, ale nie chciał podnosić słuchawki. Nawet jeżeli byłby to Taylor. Jeśli nie odbierze, mężczyzna pomyśli, że nie ma go w domu i przyjdzie kiedy indziej.
– To on? – zapytał cicho Roberts, zamykając laptopa.
– Nie wiem, może. Jak będzie chciał przyjść, zadzwoni na komórkę – przyznał i spojrzał na Dylana z napięciem. – Idź do sypialni – zaproponował.
Roberts kiwnął sztywno głową i odłożył komputer na stół. Zerknął jeszcze nerwowo na Samuela, po czym odwrócił się i poszedł prosto do wskazanego pomieszczenia. Uspokajał się, że przecież miał Faulknera po swojej stronie. Nic się nie stanie.
Ich słodką utopię przerwał dzwonek telefonu Samuela. Dylan przymknął oczy, kiedy usłyszał zachrypnięty, ostry głos kochanka, kiedy odebrał połączenie.
– No hej, co tam? – zapytał Faulkner, ściszając telewizor. Starał się brzmieć neutralnie i jednocześnie nie zdradzić swojego poddenerwowania.
– Jesteś w mieszkaniu? – zapytał Taylor, a w słuchawce usłyszał szum wiatru. Mężczyzna musiał być więc na zewnątrz.
– Nie, na mieście. Pojechałem na zakupy, nic wielkiego. – Wzruszył ramionami, jakby to miało mu w czymkolwiek pomóc. – Podjechać do ciebie? Możemy się spotkać – dodał tylko po to, żeby Taylor się odczepił.
– Szlag – sapnął mężczyzna. – Dobra, odpuszczę. Może wpadniesz po drodze do mnie, hm? – zapytał. – Muszę coś z tobą obgadać. Szukam tego małego skurwiela i nigdzie go nie ma. A wiem, że ty masz więcej znajomości ode mnie.
– Mhm, jasne, nie ma sprawy. Sam chcę, żebyś w końcu go złapał. Pomogę ci się nim zająć, za to co zrobił Fatimie... – dodał, żeby brzmieć bardziej przekonująco. Zerknął nerwowo w stronę drzwi, za którymi skrył się Dylan i przeklął go w myślach. Jak można być tak głupim i tak się narazić? Już dawno powinien odpuścić i zostawić Robertsa na pastwę losu, ale po prostu nie mógł.
– Dzięki – sapnął Taylor. – To do zobaczenia – rzucił i się rozłączył. Po chwili z sypialni wyjrzał obiekt rozmyślań Samuela, patrząc na niego niepewnym wzrokiem.
– I co?
– Był tu, ale wróci do siebie. Chyba mi ufa, na szczęście – dodał i westchnął ciężko. – Więc może tu nie przyjdzie. Nie wiem, ile jeszcze to potrwa.
Dylan oparł się o framugę, to wszystko go za bardzo przytłaczało, był już tym zmęczony.
– Póki mnie nie dorwie – mruknął, wpatrując się w podłogę. Z przygnębionym wyrazem twarzy, w pończochach i bez obcasów wyglądał śmiesznie krucho, trochę karykaturalnie, ale Samuel nawet nie zwrócił na to uwagi. Już przyzwyczaił się do widoku Robertsa w takiej bieliźnie.
– Nie będzie tak źle. – Od razu wstał i do niego podszedł. – To tylko Taylor, dam sobie z nim radę. – Sam nie wiedział dlaczego uznał, że przytulenie do siebie Dylana będzie tak ważne w tym momencie, nie przywykł do takiego okazywania sobie uczuć, ale czuł, że w tym wypadku to mogło pomóc.
Dylan aż wciągnął powietrze, nie spodziewając się tego po Samuelu. Szybko jednak odpowiedział na uścisk, przyciskając do siebie mężczyznę jak najmocniej mógł.
– Dzięki – mruknął cicho, z nosem wciśniętym w jego ramię.
Stali tak tylko chwilę, aż w końcu Samuel odsunął go od siebie i poklepał niezgrabnie po ramieniu.
– Ja też trochę potrafię, nie zapominaj o tym – dodał i mrugnął, żeby rozładować atmosferę. Już po dziesięciu minutach wrócili do oglądania telewizji. Dylan otworzył laptopa i surfował po Internecie, starając się rozluźnić, bo skoro Sam mówił, że wszystko jest w porządku, to musiał mu zaufać. Teraz nie miał już innego wyjścia, jak tylko całkowicie powierzyć się mężczyźnie. Samuel w międzyczasie popijał drinka, także usiłując nie myśleć za bardzo o Taylorze i niebezpieczeństwie, w jakim był Roberts. Siedzieli tak dłuższą chwilę, rozmawiając. Temat studiów, których Dylan się nie podjął, nawinął im się całkowicie naturalnie. Faulkner doszedł do wniosku, że niewiele wiedział o swoim kochanku. I, co najdziwniejsze, o ile wcześniej nie bardzo mu to przeszkadzało, teraz miał ochotę lepiej go poznać.
– Na początku rodzice mi nawet grozili, że mam iść, bo życie marnuję – powiedział i zaśmiał się, przesuwając stopą po jego udzie zakrytym materiałem dresów. – No ale jakoś się z tym pogodzili. Nie nadaję się na studia. Ja mogę leżeć i ładnie pachnieć – dodał z rozbawieniem.
– Właśnie widzę – przyznał i sam się zaśmiał, ujmując jego kostkę w dłoń. Lubił jego stopy, nigdy wcześniej nie podejrzewałby siebie o taki fetysz, ale przecież jeszcze rok temu nie widział siebie w łóżku z chłopakiem w damskiej bieliźnie. Zabawne, jak wiele się zmieniło za sprawą Dylana.
Chciał dodać coś jeszcze, gdy usłyszeli chrzest zamka. Samuel błyskawicznie odwrócił głowę w stronę drzwi wejściowych, a kiedy ktoś poruszył klamką, zrzucił z siebie nogi kochanka.
– Idź do sypialni – rzucił rzeczowym tonem, przechodząc szybko do kuchni, żeby zabrać nóż. Miał niewiele czasu, bo ktoś właśnie otwierał dolny zamek w drzwiach.
Dylan od razu wykonał polecenie, nie miał nawet zamiaru spierać się z Samuelem, tylko pognał do pokoju, modląc się, by wszystko się dobrze skończyło. Serce łomotało mu w piersi, a on nawet pomyślał, by schować się pod łóżko. Zdał sobie sprawę, że jednak by się tam nie zmieścił.
W międzyczasie drzwi wejściowe otworzyły się, a w progu stanął Taylor z bronią w dłoni.
– Co tu, kurwa, robisz? – zapytał Samuel, nie chowając noża. Spojrzał z napięciem na pistolet w ręce przyjaciela. Nie spodziewał się go tutaj, minął dobry kwadrans od ich rozmowy telefonicznej.
– Na mieście jesteś, tak? – prychnął Taloyr i wszedł do mieszkania, celując bronią w Samuela. – Gdzie jest ta pizda?!
– Nie ma go – warknął Samuel, ściskając nóż w ręce. Nie miał szans z bronią palną, z której nie spuszczał wzroku. Taylor zamknął nogą drzwi i przybliżył się do niego. – Nie wiem, gdzie jest Dylan, chciał ode mnie pomocy, ale go wyśmiałem – rzucił napiętym głosem, starając się nie denerwować. Zastanawiał się, czy Taylor był w stanie go zabić.
Mężczyzna rozejrzał się dookoła, jakby w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. Nie wierzył Samuelowi.
– To gdzie on, kurwa, miałby być? – prychnął.
– Wyjechał z miasta? Tak mi się wydaje. Przynajmniej ja zrobiłbym to na jego miejscu – rzucił łagodnie Samuel i odetchnął. – Opuść broń, Taylor, nikogo tu nie ma oprócz mnie.
Taylor sapnął, wyraźnie zmieszany. Opuścił broń, ale wyraz konsternacji na jego twarzy tylko się pogłębiał.
– Cały czas byłeś w mieszkaniu.
Samuel przewrócił oczami, starając się wyglądać na zniecierpliwionego. Sam opuścił nóż i przybliżył się do Taylora.
– Kojarzysz tą laskę, o której ci kiedyś mówiłem? – zapytał, uśmiechając się podstępnie. – Tą Ginny, której kiedyś pomagałem w zakupach?
– No, pamiętam – rzucił i kiwnął głową. – I co z nią?
– No i jak myślisz, dlaczego nie mogłem ci otworzyć? – zapytał i zaśmiał się. Chciał uśpić czujność przyjaciela, który wydał się rozluźnić.
Taylor sapnął ciężko i przetarł twarz dłonią.
– Kurwa – sapnął. Spojrzał w dół, na porozrzucane buty. – Sorry, stary – mruknął, uśmiechając się krzywo pod nosem. Już miał coś dodać, gdy zobaczył nowe, męskie adidasy. Nic by nie było w nich dziwnego, gdyby nie rozmiar; Samuel mógłby je co najwyżej założyć na pół stopy. Nie czekając więcej, Taylor dopadł do drzwi od sypialni i otworzył je szeroko.
Zdążył tylko zobaczyć Dylana stojącego przy szafie, kiedy poczuł nóż przy gardle. Faulkner wykorzystał ten moment, wiedząc, że gdy przedłuży wizytę Taylora tutaj, ten na pewno zabije Dylana. Pobiegł więc za nim i objął go od tyłu. Rzadko zabijał w taki sposób, ale teraz nie miał wyboru. Ostry nóż przejechał po cienkiej skórze, rozcinając ją z łatwością. Wszystko potoczyło się tak szybko, że Taylor nie zdążył nawet zareagować. Złapał się za ranę jedną ręką. Wycelował w Dylana, ale wtedy Samuel wbił mu nóż w dłoń.
Dźwięk upadającej Beretty na podłogę rozniósł się po całym pomieszczeniu, Dylan aż podskoczył, nie wiedząc na co patrzeć, na krew wylewającą się z rany Taylora i tryskającą na wszystkie strony, czy na Samuela, którego twarz zastygła w wyrazie bezwzględności i napięcia, Dylan nigdy wcześniej nie widział u kochanka takiego rodzaju spojrzenia. Faulkner obserwował umierającego przyjaciela z mieszaniną satysfakcji i nerwowości.
To wszystko działo się tak szybko, że po prostu Dylan nie był w stanie się na to przygotować, nigdy nie miał do czynienia z czymś takim, nawet w szkole unikał bójek, bo po prostu nie umiał się bić. A teraz, tuż przed nie właśnie ginął człowiek. I nie, nie myślał o tym, że niedawno temu człowiekowi zabił nienarodzone dziecko.
Samuel zrobił dokładnie to co Dylan, kiedy atakował Fatimę. Kopnął Taylora w brzuch, kiedy ten upadł. Podniósł jego broń i wymierzył w mężczyznę, który próbował zatamować krwawienie. Ciemna posoka brudziła jasny, miękki dywan w jego sypialni i Sam już wiedział, że będzie musiał go wyrzucić. Z jednej strony zabawnym, z drugiej przerażającym było to, że myślał w tym momencie o elemencie dekoracyjnym, a nie przyjacielu, którego zabił.
Zdał sobie sprawę, jak Taylor niewiele dla niego znaczył. Nie potrafił postąpić inaczej, postawić go ponad Dylana, w którym chyba się zakochał. Dopiero po chwili spojrzał na przerażonego kochanka, który cały blady, patrzył na nich z przerażeniem. Wyglądał jak cień, jakby zaraz to on miał zginąć i Samuela dopadła gorzka myśl, że może Roberts uświadomił sobie, że nie chciał śmierci Taylora, że go kochał. Zapomniał już, jak to było po raz pierwszy widzieć czyjąś śmierć, on patrzył na to wszystko z większym dystansem, nauczony latami spędzonymi w gangu.
Taylor próbował coś powiedzieć, ale przez krew zalewającą mu gardło, z jego ust wydobył się tylko niewyraźny bełkot, a posoka spieniła się przy wargach. Miał czerwone zęby i błędne spojrzenie, które Samuel wytrzymał. Nie wiedział, co powinien mu powiedzieć, bo rozumiał pobudki Taylora, on na jego miejscu postąpiłby tak samo. Chciałby zabić osobę odpowiedzialną za śmierć jego dziecka. Kim jednak był Samuel, żeby teraz zacząć postępować sprawiedliwie? On już wcześniej zabijał, on już wcześniej podcinał komuś gardło i wiedział, że odbierał rodzinie ojca, męża lub syna. Wierzył, że przeżyje najsilniejszy. On nie chciał poświęcać Dylana, więc musiał go chronić, zabijając Taylora.
Dylan osunął się na podłogę, mając ochotę w tamtym momencie zniknąć. Sam nie wiedział co go przerażało bardziej – bezwzględność u Samuela, czy ciało byłego kochanka na podłodze. W tym jednym pokoju po raz ostatni miał okazję razem ujrzeć swoich partnerów. I co najdziwniejsze (albo najśmieszniejsze, ale jednak Roberts wcale w tamtym momencie nie miał ochoty się śmiać), obu ich kochał. Taylora w pewien sposób też, w końcu gdyby było inaczej, z zazdrości nie zaatakowałby jego kobiety. Zacisnął drżące wargi w cienką linię, starając się wziąć w garść.
Był głupi. Tak cholernie głupi! Samuel uratował mu właśnie życie. Powinien teraz podejść do niego i mu podziękować, bo gdyby nie podciął Taylorowi gardła, już miałby kulkę między oczami i mózg na ścianie. Ale jednak nie potrafił. Bał się. Po raz pierwszy w życiu tak strasznie się bał, nie znał takiego Faulknera, zabijającego z mściwą satysfakcją. Może i wcześniej myśl o tym, że Sam miał tak niebezpieczną profesję nakręcała go, teraz jednak nie potrafił tego w żaden sposób docenić. Zwłaszcza, kiedy spotkał się z jego rzeczywistością oko w oko i zobaczył, co sprawiało, że Samuel był taki niebezpieczny. Mógłby związać się z jakimś biznesmenem, który miałby olbrzymie wpływy, ale bez względu na wszystko to gangster był bardziej niebezpieczny. Bo Samuel umiał zabijać, nie wahał się. Ani przez moment nie okazał słabości, kiedy dopadł Taylora i po prostu, szybko go zabił.
– W porządku? – Dylan dopiero po chwili usłyszał zachrypnięty, cichy głos Faulknera, który teraz wydał mu się obcy i zimny. Nie miał siły na to odpowiedzieć, więc jedynie pokiwał głową, czując się tak zagubiony, jak jeszcze nigdy. Wyglądał jak kupka nieszczęścia, z czego nawet nie zdawał sobie sprawy. Skulony na podłodze, z rajstopami i w przydużej koszulce, wpatrzony w leżące na podłodze ciało przed siebie prezentował się niezwykle groteskowo.
– Muszę go stąd zabrać do łazienki – powiedział Samuel rzeczowo, obserwując to Dylana, to martwego już Taylora. Odłożył pistolet na szafkę i odetchnął, dopiero teraz czując, jak napięcie z niego opada. Nienawidził zajmować się ciałami. Usuwać ślady. To najbardziej żmudne zajęcie jakie znał.
– P-pomóc ci? – aż się zająknął. Zapytał tylko dlatego, bo miał wrażenie, że Samuel tego właśnie od niego oczekiwał.
– Nie. – Samuel sapnął i pokręcił głową. Wiedział, że dla Dylana byłoby to traumą. Przeszedł przez ciało Taylora i niepewnie zbliżył się do kochanka. – Nie myśl o tym, co się tutaj stało. Teraz już będziesz bezpieczny. Nic ci nie grozi.
Dylan popatrzył na niego i sztywno kiwnął głową, nie wiedząc, co robić. Samuel go przerażał, wciąż miał przed oczami jego zaciętą minę. Odetchnął ciężko i usiłował się podnieść. Przytrzymał się szafki i gdy już stanął, poczuł mocny, metaliczny zapach krwi. Aż go ścisnęło go w przełyku. Nawet nie wiedział kiedy, a już poczuł, jak strawiona treść żołądkowa podnosi mu się do gardła. Nie wytrzymał, pochylił się i zwrócił wszystko, co jadł kilka godzin temu prosto na dywan, tuż pod nogi Samuela. Zachwiał się, gdyby nie Faulkner, runąłby na podłogę, prosto w swoje wymiociny.
– Cii – szepnął Samuel, przyciskając go do siebie mocno. – Spokojnie, Dylan. Idź zrobić sobie herbaty. Połóż się w salonie. Ja się wszystkim zajmę – mruknął i pocałował go w czubek głowy. Już go nie interesowało, jak Dylan mógł odebrać jego zachowanie. To się nie liczyło. Chciał mu pokazać, że to on przy nim był, nie Taylor.
O dziwo dotyk Samuela wcale nie był zły, mimo że jeszcze chwilę temu wcale nie chciał, by Faulkner do niego podchodził. Pozwolił mu się objąć i przytulić. Ramiona mężczyzny były przyjemnie znajome. Bezpieczne, nawet jeżeli widział, jak Sam z zimną krwią zabijał człowieka.
– Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – mruknął i w końcu go od siebie odsunął. – Idź do salonu. Jak będziesz chciał wejść do łazienki najpierw zapukał, okej? – dodał, nie chcąc, żeby Dylan widział, jak będzie ćwiartował ciało Taylora. Nie wiedział, jak na to wszystko znajdzie siły, bo za kilka godzin dostanie telefon od członków gangu, żeby przyjechał do Compton. Akcja ze Squirrelem zbliżała się do rozwiązania, chociaż i tak ostatnio wszystko zaczynało się komplikować. Policja wiedziała coraz więcej, ich ludzie ginęli, a MS-13 stawało się coraz brutalniejsze. Jedyną rzeczą, która sprawiała mu przyjemność, były właśnie spotkania z Robertsem.
Dylan odsunął się od niego na tyle, by spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnął się lekko, krzywo, ale tylko na tyle mógł się zdobyć. Nie dał rady wydusić z siebie nawet durnego: „dziękuję”. A powinien podziękować, bo gdyby nie Sam, już by nie żył.
Odsunął się powoli, odwracając wzrok. Po chwili wahania ruszył do wyjścia. Starał się nie spuszczać wzroku na podłogę, co mu się jednak nie udało. Ciało Taylora leżało w kałuży krwi, która wsiąkała w dywan, poszarzała twarz wykrzywiona była w grymasie, a otwarte oczy zdawały się spoglądać na Dylana w dziwnym wyrazie pretensji. Nie myśląc wiele, szybko przemknął do salonu, czując, jak serce waliło mu w piersi.
Samuel zajął się ciałem Taylora. Przeniósł go do łazienki, umieścił w wannie i rozebrał go. Wyłączył telefon, z którego wyciągnął baterię i kartę. Miał zamiar przeciąć ją na pół. Wiedział, że będzie musiał zostawić samochód mężczyzny gdzieś na pustkowiu, tak byłoby najlepiej. W tym pomoże mu już Dylan. Przynajmniej miał taką nadzieję, bo samemu ciężko będzie mu później wrócić.
Kiedy już poskładał ubrania Taylora i odłożył portfel, kluczyki i resztę rzeczy, wyszedł do salonu. Dylan siedział przy wyspie kuchennej i popijał gorącą herbatę. Samuel westchnął ciężko, zauważając, że chłopak drżał. Podszedł do niego i pocałował lekko w czoło. Kiedyś jedna z jego kochanek widziała, jak zastrzelił mężczyznę. Była jednak dziewczyną z gangu, która wychowała się w Compton, razem z Bloodsami, więc dla niej było to całkiem normalne. Dla Dylana nie. Nie miał zamiaru go przez to wyśmiewać. Widząc jego reakcję, uświadomił sobie, że musi mu dać czas.
Roberts spojrzał na niego i wymusił uśmiech, pozwalając mężczyźnie się objąć. Odetchnął i aż przymknął oczy, miał ochotę położyć się spać i zapomnieć.
– Co teraz? – zapytał cicho, opierając głowę na ramieniu Samuela.
– Nic. Za kilka godzin zabiorę Taylora. Będę musiał wywieźć jego samochód na pustynię. Pojedziesz ze mną? – zapytał i przeczesał ręką włosy Dylana, obserwując go uważnie.
Roberts aż wciągnął powietrze do płuc i kiwnął głową, bo zdał sobie sprawę, że nie dałby rady zostać w tym mieszkaniu sam. To by chyba go zabiło. I mimo że mina Samuela podczas zabijania Taylora wciąż go prześladowała, nie chciał być z dala od Faulknera. Paradoksalnie wciąż czuł się przy nim bezpiecznie, a przez to tylko jeszcze bardziej się gubił. Nie miał pojęcia co o tym myśleć.
– Pojadę... Sam, ja... dziękuję – wydusił.
Faulkner uśmiechnął się i pocałował go krótko. Złapał go za policzek i pogłaskał żuchwę kciukiem. Widząc wzrok Dylana coś w nim pękło. Zdał sobie sprawę, że naprawdę się w nim zakochał.

9 komentarzy:

  1. Ostro!!!! Aż mnie zapowietrzyło, zabił go o wiele szybciej niż myślałam! W ogóle to sądziłam, że wcale go w końcu nie zabije! To było mocne i niespodziewane. Ciekawe czy to koniec ich problemów w tej sprawie.

    Uwielbiam Lingerie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też osobiście szok byłam przeżyłam. Niema co. Myślałam że zginie w walkach gangów, ale teraz jest znacznie ciekawej. I malutki będzie miał chyba przekichane o odejściu od swojego brutala może zapomnieć:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubię to opowiadanie. Ponieważ oprócz tego że jest nie sztampowe, to jeszcze pokazuje miłość taka jaką ona jest. Łączy różnych ludzi, czasem jest trudna, czasem wychodzi z nienawiści. I czasem w trudnych okolicznościach. Bardzo dziękuję za Waszą pracę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu wspaniałe, świetny opis zabijania, czytałam już wiele ich, ale tutaj podoba mi sie najbardziej. Wszytko było dopracowane, zachowanie Samuela i reacja Dylana, odpowiednia. Ale cieszę sie, że w końcu Taylor umarł, nie będzie mącił, w miłości naszych aniołków <3 Jednak cos mi sie wydaje, że to nie koniec problemów. Życzę weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. ''O dziwo dotyk Samuela wcale nie był zły, mimo że jeszcze chwilę temu wcale nie chciał, by Faulkner do niego podchodził. Pozwolił mu się objąć i przytulić. Ramiona mężczyzny były przyjemnie znajome. Bezpieczne, nawet jeżeli widział, jak Sam z zimną krwią zabijał człowieka.'' - ten fragment jakoś szczególnie mi się spodobał.
    Ogólnie... wow. Od momentu, gdy Taylor wszedł do sypialni moje serce znacznie przyspieszyło i do teraz się nie uspokoiło. Tego się nie spodziewałam. Po prostu wow.
    Cieszę się, że Taylor już nie żyje, bo teraz Dylanowi nic nie grozi. Czuję ulgę, bo cały czas miałam przeczucie, że stanie się z nim coś złego. Bardzo ciekawi mnie dalszy rozwój akcji.

    Pozdrawiam i życzę weny.
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że zaskoczyłyśmy. Ja też często tak miałam, że czytając coś, serce wali w piersi i z szybkością światła pochłaniałam kolejne zdania, żeby tylko znać koniec :)
      To jeszcze nie koniec Lingerie, więc niech śmierć Taylora nie uśpi Twojej czujności ;)
      Pozdrawiamy :)

      Usuń
  6. Ten kawałek jest tak dobry, że jeszcze trochę więcej plastycznego naturalizmu, a sama zwróciłabym kolację (to komplement, no, jakkolwiek by nie wyglądał). Podobno, to zabawne, kiedy czytelnicy próbują domniemać fabułę, więc chętnie dostarczę rozrywki. Myślę, że wkrótce będzie okazja, aby bliżej poznać Fatimę, bo jak znam ludzką psyche, poruszy niebo i ziemię, żeby Roberts zginął w mękach - albo to, albo nie jest kobietą. x3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że kolacja została na swoim miejscu, ale bardzo nam miło, że opis zrobił wrażenie :)
      Odnośnie dalszej fabuły nic nie będę zdradzała, już wkrótce wszystko się wyjaśni, bo Lingerie zmierza ku końcowi ;)
      Dziękujemy za taki miły komentarz i pozdrawiamy :)

      Usuń