Kochani, rozdział, który Wam publikujemy, ma ogromne znaczenie dla dalszych losów bohaterów Lingerie. Ale dla nas w pewnym sensie również jest ważny, ponieważ jest to nasze podziękowanie dla Was za 100 tysięcy wyświetleń, które wybiło dosłownie przed chwilą. Mamy nadzieję, że te zera będą się tylko namnażały, a Wy cały czas będziecie z nami.
Z tej okazji postanowiłyśmy ułatwić Wam komunikację z nami. Jeżeli macie jakiekolwiek pytania, nawet te nie do końca istotne, możecie zadać je na naszym wywiaderze. Pytać można anonimowo, więc do tego nie będzie potrzebne zakładanie żadnych kont. :)
To na tyle z dzisiejszych informacji.
Dziękujemy!
Rozdział 7.
Brak pończoch, damskich fig i koronki
Dylan czuł się
już zmęczony, kiedy wyszedł na dość ruchliwą o tej porze
Figueroa Street. Opuścił właśnie Drago Centro, restaurację, w
której spotkał się z przedstawicielem nowej, wchodzącej na rynek
linii kosmetyków. Firma dopiero budowała zaplecze klientów i
chciała rozpocząć współpracę z ich salonem piękności. Dylan
już przedyskutował wcześniej tę sprawę ze swoją matką i Anną,
aż w końcu zdecydowali, że zgodzą się wdrożyć te kosmetyki do
swojego salonu. Firma nie miała jeszcze wszystkich certyfikatów,
ale została zatwierdzona przez Amerykański rynek, więc byli
spokojni. Ekologiczne i w pełni naturalne kosmetyki tworzono na
terenie Stanów, jednak uprawy znajdowały się w Boliwii i Peru. W
końcu ustalili, że włączą serię kosmetyków do części
zabiegów. Dylan nie ufał jeszcze im na tyle, żeby wprowadzić
pełny asortyment. Zresztą na razie umówił się z mężczyzną na
miesiąc próbny, po którym zadecydują, czy podpiszą z nimi umowę.
Dylan odkąd
przejął większość obowiązków, miał mało czasu na spotykanie
się z Samuelem. Mężczyzna też ostatnio przez sprawy z gangiem nie
mógł się z nim umówić. Jednak nawet podczas tych krótkich wizyt
u Dylana, chłopak zauważył, że jego kochanek stał się bardziej
nerwowy, nie mógł się w pełni rozluźnić i wyraźnie cały czas
coś go trapiło. Dylan nie miał pojęcia, co mogli robić w gangu,
ale sam zaczął się tym niepokoić. Nie tylko bał się o Sama, ale
i o siebie. Bo co, jeśli w końcu policja zapuka do jego drzwi? Miał
w końcu pełną świadomość tego, że zadaje się z przestępcą.
Musiał przejechać
na drugi koniec Downtown, a później jeszcze na wybrzeże. Wszystko
po to, żeby załatwić sprawy dla salonu. Najpierw zapisać Annę na
targi kosmetyczne, które miały być organizowane w Los Angeles za
miesiąc, później pojechać po ulubione ciasto mamy.
Udało mu się
znaleźć wolne miejsce w bocznej uliczce, więc trochę się
uspokoił. Bał się, że będzie musiał szukać go nie wiadomo ile,
a czas naglił. Odetchnął cicho, kiedy wysiadł w końcu z
samochodu. Tęsknił za dniami, kiedy miał wolne i mógł poświęcić
je dla siebie, a tego ostatnio bardzo mu brakowało. Załączył
alarm i już miał podejść do parkometru, gdy jego uwagę przykuł
czyiś znajomy głos. Spojrzał w bok, na mężczyznę stojącego do
niego przodem i aż zamarł.
Taylor.
Jego były kochanek
stał tuż obok niego, ubrany tak jak zwykle, chociaż Dylan od razu
zauważył, że trochę mu się przytyło. Wyglądał jednak tak samo
męsko jak wcześniej. To samo mocne, ciemne spojrzenie i te same
wyraźnie zarysowane kości policzkowe. Te same wydatne, ciemne
wargi, które teraz wygięły się w kpiącym uśmiechu. Taylor też
go zauważył (na szczęście lub nie). Skończył już rozmowę,
więc schował telefon do kieszeni. Wyraźnie się zawahał, czy
podejść do Dylana, czy było sens to zrobić, ale w końcu zawiść
wygrała. Jego uśmiech poszerzył się i rzucił:
– No proszę. –
Zrobił kilka kroków w jego kierunku, aż wreszcie zatrzymał się
przed nim w bardzo niewielkiej odległości. – Całkiem normalnie
wyglądasz, prawie cię nie poznałem.
– Przytyło ci
się – zauważył błyskawicznie Roberts, chcąc się czymś
odgryźć. Taylor nie wyglądał najkorzystniej, a on nie miał
zamiaru na ten temat milczeć. – Laska cię tuczy? – zapytał z
rozbawieniem, chcąc wyjść na pewnego siebie.
– Ty jak zwykle
wyglądasz tak samo pizdowato. Nawet obcasów nie potrzebujesz –
odwarknął mężczyzna, wykrzywiając usta w złości. Fatima
gotowała rzeczywiście dobrze i tłusto, często też zdarzało im
się jeść na mieście, w fast foodach, głównie przez jej ciążowe
zachcianki. Wiedział, że trochę mu się przytyło i to w bardzo
krótkim czasie. Wcześniej przykładał olbrzymią wagę do wyglądu,
głównie dlatego przecież Dylan się nim zainteresował.
– Przynajmniej
nie wyglądam jakbym przygotowywał się do zawodów sumo – syknął
Roberts, tracąc cierpliwość. Mimo że Taylor nie prezentował się
tak dobrze jak te kilka miesięcy temu, to i tak ciężko było mu
patrzeć w oczy, wiedząc, że mężczyzna go zdradził. A przecież
Dylan naprawdę go kochał... gdyby teraz Taylor chciał do niego
wrócić, nie wiedziałby, czy by się nie zgodził i mu wszystkiego
nie wybaczył. – Całe szczęście, że twój przyjaciel jest o
wiele seksowniejszy – rzucił jeszcze, nie mogąc się powstrzymać.
– Co?! – Taylor
podszedł jeszcze bliżej, a Dylan instynktownie się cofnął.
Mężczyzna był niebezpieczny, mógł mu coś zrobić, nie ufał mu,
a przynajmniej wiedział, że nie powinien tego robić. – Sypiasz z
Samem? Nadal? – dodał, dając mu do zrozumienia, że już o tym
wiedział.
– Sypiam –
odpowiedział mu Dylan niemal z dumą, doskonale wiedząc, że nic
tak nie wkurza facetów, jak ich byli sypiający z przyjaciółmi czy
rywalami. A coś czuł, że Samuel może być dla Taylora i jednym, i
drugim. – Jest w te klocki o wiele lepszy od ciebie.
Mężczyzna nie
wytrzymał i złapał go za ramiona, przyciągając do siebie.
Spojrzał mu w oczy z bliska, a Dylan mógł wyczuć jego pachnący
papierosami oddech.
– Sam mówił o
tobie coś zupełnie innego – powiedział z zimną satysfakcją
obserwując, jak twarz chłopaka się zmienia. – Podobno cię
rozorałem. Kwiczysz pod nim jak kotka.
Oczy Dylana
rozszerzyły się. Nie wierzył... Samuel chyba nie mógł tak o nim
mówić.
– Kłamiesz –
warknął, ale zdradził się ze swoją niepewnością. Odepchnął
od siebie Taylora.
– Tak myślisz?
Że kłamię? – zapytał ze śmiechem Taylor, mrużąc oczy. Miał
ciemne, mocne spojrzenie, które zawsze działało na Robertsa. –
Kto by chciał się pieprzyć dłużej z taką pizdą? Myślisz, że
dlaczego cię zostawiłem? – Kiedy zobaczył, że Dylan nie miał
zamiaru odpowiadać, rzucił zadowolonym głosem: – Znalazłem
sobie laskę, którą ty próbujesz udawać. Powinieneś wypychać
sobie jeszcze cycki i obciąć fiuta, byłbyś bardziej przekonujący.
Dylan zmarszczył
brwi. Nie wiedział, co odpowiedzieć, miał ochotę zamachnąć się
i przyłożyć Taylorowi, ale wtedy mężczyzna z pewnością by mu
oddał, a to nie mogło skończyć się dobrze.
– I co? Dobrze
ci się wciska w pochwę? Zawsze myślałem, że wolisz tyłki.
– Zamknij się!
– warknął Taylor, bo obok nich ktoś przeszedł. – Byłem z
tobą tylko po to, żeby mieć dupę do pieprzenia! – Dylan
prychnął, żałował, że w ogóle doszło do tej rozmowy.
Najgorsze jednak było chyba to, co usłyszał o Samuelu. Obgadywał
go? – A o Faulknerze nawet sobie nie marz – powiedział jeszcze
Taylor. – Śmieje się, że jesteś tylko dobrym workiem na spermę
– dodał i aż się wyprostował. – Dla mnie to i nawet na to się
nie nadawałeś.
Dylan uchylił
usta, ale nic nie powiedział, głos zamarł mu w gardle. Taylor
widząc jego reakcję uśmiechnął się. Właśnie to chciał
osiągnąć. Podobała mu się mina Dylana.
– On też sobie
znajdzie jakąś cipę i znowu zostaniesz sam. Poszukaj sobie lepiej
jakiejś pizdy podobnej do ciebie. Tylko z podobnym do siebie
dziwolągiem, będziesz szczęśliwy – powiedział, po czym
odwrócił się i odszedł, zostawiając Dylana samego.
Chłopak stał przy
parkometrze jeszcze chwilę, nie wiedząc, co robić. Co myśleć.
Samuel się nim bawił? Zostawi go jak Taylor? Przełknął ślinę,
spuszczając wzrok na swoje buty. Czuł ogromną niechęć do swojego
byłego, miał ochotę coś mu zrobić, pokazać, że wcale nie był
taką pizdą... żeby mężczyzna w końcu poczuł, jak to jest kogoś
stracić. Jak to jest stracić osobę, którą naprawdę kocha.
Taylor znowu zasiał w nim ogromny strach związany z samotnością.
To było najgorsze.
Wsiadł do
samochodu i zastanowił się chwilę. Taylor go upokorzył w
niesamowicie okropny sposób, jakby Dylan był dla niego obcą osobą.
A on nic mu przecież nie zrobił. To Taylor był wszystkiemu winny,
to on go złamał, a teraz jeszcze miał czelność śmiać się z
niego w taki sposób.
Wyciągnął
telefon, wahając się przez chwilę, czy zadzwonić do Samuela. W
końcu wlogował się na Facebooka i odnalazł profil Taylora.
Mężczyzna nigdy nie przyjął go do znajomych, miał większość
profilu zablokowane, więc wyszukał go na Instagramie. To było
łatwiejsze. Ze zdziwieniem odkrył, że opublikował zdjęcie ze
swoją dziewczyną. Nigdy wcześniej nie śledził go w taki sposób
po zerwaniu. Pomysł z Instagramem przyszedł mu nagle, wiedział, że
wcześniej Taylor nie zajmował się tak mediami społecznościowymi
oprócz Facebooka.
Przybliżył
zdjęcie, na którym jego były prezentował swoją dziewczynę.
Przyjrzał się jej uważnie. Nie była taka brzydka, stwierdził z
niechęcią i przerzucił fotografię. Skrzywił się, kiedy
dostrzegł kolejne zdjęcie, na którym już jednak było widać coś
więcej oprócz uśmiechniętych, szczęśliwych twarzy. Zamarł na
chwilę, wpatrując się w zaokrąglony brzuch kobiety... była w
ciąży?! Odetchnął kilka razy, powoli trawiąc informacje.
Zostawił go, bo wpadł z tą dziewczyną. Gdyby tak się nie stało,
pewnie dalej byłby z nim, miałby ją na boku, leciałby na dwa
fronty.
W końcu, kiedy
dowiedział się, jak nazywała się dziewczyna Taylora, wyłączył
telefon i wyjechał z parkingu. Musiał to wszystko jeszcze
przemyśleć. Nie wiedział, co zrobi, ale nie chciał od tak tego
zostawiać. Taylor potraktował go jak jakiegoś podczłowieka, jak
nic niewart worek na spermę. Przez to wszystko zapomniał o
rzeczach, które miał załatwić. Chciał wrócić do mieszkania,
przespać się z tym, może wyjaśnić niektóre sprawy z Samuelem,
ale gdy podjechał pod swój blok, zamiast wysiąść, jeszcze raz
sięgnął po smartphona. Odnalazł profil dziewczyny na Instagramie,
a później na Facebooku, którego wcale nie miała zablokowanego. Z
tego portalu dowiedział się, że będzie dzisiaj wieczorem na kawie
z jakąś swoją koleżanką. Okazało się, że publikowała
większość zdarzeń ze swojego życia, więc nie trudno było je
śledzić.
Reszta dnia minęła
Dylanowi tak szybko, że nawet się nie zorientował i już był
wieczór, a on, niby po drodze, zajechał do restauracji, w której
Fatima umówiła się ze znajomą. Nie miał pojęcia, co chciał
zrobić, ale powtarzał sobie, że skończy się tylko na tym, żeby
ją zobaczyć. Zobaczy ją na żywo i...
Przełknął ślinę,
spoglądając na zegarek, a po chwili na budynek. Musiały już być
w środku, pomyślał, zaciskając dłonie na kierownicy. Sapnął,
opadając na oparcie fotela. Siedział tak dłuższą chwilę, bijąc
się z myślami. Wiedział już, co chce zrobić, wciąż jednak
starał sobie wmówić, że jest inaczej. Był lekko pijany, bo w
mieszkaniu na rozluźnienie wypił trzy mocne drinki. Miał nadzieję
się upić, ale coś mu w tym przeszkodziło... tym czymś była
jakaś dziwna chęć zemsty, którą alhokol tylko dodatkowo
podjudził.
Przypominał sobie
dzisiejsze spotkanie z Taylorem i jego słowa, potem analizował ich
zerwanie, kłamstwa mężczyzny, aż wreszcie zaczął zastanawiać
się nad tym, kiedy ten mógł związać się z dziewczyną.
Nawet nie wiedział
kiedy minęło pół godziny, a w wyjściu z kawiarni zobaczył
kochankę Taylora. Była wyższa od Dylana, ubrana w typowo ciążowe,
luźne ubranie i lśniące sandały na płaskim obcasie. Wyszła z
szerokim uśmiechem na ustach, śmiejąc się z jakiegoś żartu
koleżanki.
Kiedy na nią
patrzył, czuł jeszcze większą złość. Na Taylora, na nią, na
wszystkich. Kobieta pochyliła się do przyjaciółki, pocałowały
się w policzek i każda rozeszła się w swoją stronę. To był jak
znak dla Dylana. Powiedział sobie, że jeżeli pójdą w te same
kierunki, odpuści. Tak się jednak nie stało, Fatima wracała sama.
Wysiadł z samochodu i ruszył powolnym krokiem za dziewczyną.
Ta zaczęła szukać
kluczyków w torebce, więc musiała iść do swojego samochodu.
Jeżeli chciał „coś” zrobić, musiał się pospieszyć. Szybko
ją dogonił i, niewiele myśląc, złapał za ramię. Gdy kobieta
obejrzała się, nawet nie myślał, co robi, wepchnął ją w boczną
uliczkę, zamachnął się i uderzył w twarz. Jego ofiara krzyknęła,
nim kolejny cios spadł na jej policzek, a następny był już
wycelowany w brzuch. Poprawił jeszcze dwoma silnymi kopnięciami w
niego, po czym szybko uciekł, wskoczył do samochodu i nawet nie
oglądając się, czy byli jacyś świadkowie, odjechał.
Dopiero kiedy
wyjechał na autostradę, zdał sobie sprawę, co zrobił. Adrenalina
jeszcze z niego nie opadła, krew szumiała mu w uszach i trudno mu
było zapanować nad myślami, a alkohol wciąż był obecny w jego
ciele. Pobił właśnie dziewczynę Taylora, kobietę w ciąży.
Więcej – skopał ją po brzuchu. Mężczyzna, kiedy się o tym
dowie, zabije go.
– Ja pierdole –
sapnął, podjeżdżając pod swój blok. – Ja pierdole –
powtórzył i siedział tak jeszcze chwilę, nie wiedząc, co robić.
Dopiero po kilkunastu minutach ruszył się, wysiadł z samochodu i
wolnym krokiem potoczył się w kierunku wejścia do klatki, przy
którym spotkał swoją starszą sąsiadkę z dołu. Kobieta, jak
zwykle zresztą, powitała go szerokim uśmiechem. Nie był jednak w
stanie na niego odpowiedzieć.
Umrę, pomyślał,
kiedy zamykał za sobą drzwi od mieszkania. Taylor zadba o to, by
umarł w męczarniach. I po co ją skopał? Po cholerę jechał do
tej głupiej restauracji?! Miał przecież Samuela.
– Dla którego
jestem workiem na spermę – przypomniał sobie słowa Taylora i aż
się skrzywił. Przezornie zamknął drzwi na wszystkie spusty i
ruszył do salonu, a następnie do kuchni. Z początku chciał coś
zjeść, jednak gdy zajrzał do lodówki, szybko stwierdził, że nie
da rady nic przełknąć. Kilka razy chodził do drzwi i sprawdzał,
czy były zamknięte. Denerwował się tak bardzo, że musiał znów
coś wypić. Drink trochę go odprężył, ale i tak nie mógł
przestać myśleć o tym, co teraz będzie. Taylor był zbyt mściwy,
żeby mu to podarować.
Jego zdenerwowanie
jednak sięgnęło zenitu, kiedy jakoś po godzinie jego telefon
zawibrował. Sięgnął po aparat i otworzył SMS'a. Aż pobladł,
odkładając komórkę na stół w kuchni, by już po chwili wbiec do
swojej sypialni i zacząć przeszukiwać wszystkie szafki.
„Już nie
żyjesz”. – Ta wiadomość mówiła wszystko i Dylan nie miał
zamiaru dłużej czekać, aż ta mroczna przepowiednia się spełni.
Odszukał na dnie szuflady gaz pieprzowy, który kiedyś kupił,
porwał jeszcze ze stolika w salonie klucze, po czym szybkim, bardzo
nerwowym krokiem przeszedł do przedpokoju. Jeszcze chyba nigdy w
życiu się tak nie bał. Ręce mu drżały, a on nie myślał o
niczym innym, tylko o tym, co Taylor mógł mu zrobić. I te wizje
wcale nie były zachęcające, bo na pewno na dwóch, trzech
siniakach by się nie skończyło. Chociaż nigdy nie widział
Taylora w akcji, zdążył poznać go na tyle, żeby wiedzieć, że
mężczyzna był bezwzględny. Nie miał litości, a zemsta zawsze
sprawiała mu przyjemność. W tych nielicznych chwilach, kiedy
Taylor był zbyt pijany, żeby panować nad językiem, opowiadał mu
czasami różne rzeczy. Po alkoholu stawał się też bardziej
brutalny. Dylan często wytrzymywał jego niektóre ataki, bo
powtarzał sobie, że taki był właśnie charakter mężczyzny.
Przecież go kochał i nigdy nie skrzywdził go poważnie. Czasami
przecież każdy bywa bardziej porywczy w łóżku, poniesie go
chwila i... Podczas seksu zdarzają się różne rzeczy i to z niego
wynosi się najwięcej siniaków. To dla Dylana było normalne.
Co by się jednak
stało, kiedy Taylor naprawdę straciłby nad sobą panowanie? Jeżeli
naprawdę będzie chciałby kogoś skrzywdzić? Dylan mógł sobie
tylko wyobrazić, co mężczyzna by z nim zrobił. Rozważał wiele
możliwości, wykorzystując całą wiedzę zdobytą z różnego
rodzaju filmów. Począwszy od zrywania paznokci, po chińskie
tortury lub odcinanie części ciała. Roberts widział jeden film, w
którym dziewczyna pozbawiła swojego gwałciciela wszystkich
kończyn. I przez takie wizje jego strach tylko się powiększał.
Nie zastanawiał
się długo, znał tylko jedną osobę, która – miał nadzieję –
była w stanie ochronić go przed Taylorem. Musiał jechać do
Samuela.
Wyszedł z
mieszkania i zamknął je, zdając sobie sprawę, że drżały mu
ręce. Rozglądał się nerwowo, ale na korytarzu nikogo nie
zobaczył. Wsiadł do windy, którą zjechał na dół. Obliczał,
ile zajmie mu dojście do samochodu, później podjechanie pod blok
Samuela. Modlił się, żeby mężczyzna go nie wyrzucił, w innym
wypadku na pewno Taylor go zabije.
Kiedy wyszedł z
klatki, chciał jak najszybciej pognać do samochodu, w którym choć
trochę mógłby poczuć się bezpiecznie. Niestety, nim wsiadł do
pojazdu, ktoś mocno pociągnął go w bok za materiał kurtki.
Uderzył plecami o mur budynku, a przed sobą zobaczył nieznaną mu
twarz jakiegoś murzyna. Najbardziej rzuciła mu się w oczy
czerwona bandana na jego szyi.
Nawet nie zdążył
krzyknąć, kiedy pierwszy cios spadł na jego twarz, a jego głowa
odbiła się w bok, uderzając boleśnie o ścianę. Zdarł sobie
skórę na skroni, ale i tak uderzenie po pięści bolało bardziej.
Drugi cios padł na brzuch. Chłopak skulił się, nie mogąc złapać
oddechu. Zacisnął palce na buteleczce gazu i wyciągnął go z
kieszeni. Przyjął na siebie jeszcze jeden cios, po którym
wykorzystał moment i wystawił rękę, naciskając przycisk z całej
siły. Mocny strumień gazu spadła na twarz oprawcy, a ten od razu
go puścił, krzycząc cicho z bólu.
W odruchu obronnym
Dylan kopnął go między nogi, po czym szybko ruszył do samochodu,
już nie oglądając się za siebie. Podziwiał się za to, że
kluczyki nie upadły mu na chodnik, kiedy próbował wdusić guzik
zwalniający alarm. Chyba tylko cudem udało mu się odpalić silnik
i wyjechać na ulicę, nie uderzając w nic. Jeszcze nigdy się tak
nie bał, wszystko działo się szybko, nawet nie zarejestrował, że
po policzku spływała mu stróżka krwi, że bolał go brzuch, a
jego łuk brwiowy był rozcięty i po skroni spływała mu ciepła
krew. Naprawdę nic w tamtym momencie nie czuł oprócz strachu i
szumiącej mu w żyłach adrenaliny.
Jechał bardzo
szybko, dwa razy przejechał nawet na czerwonym świetle, o mało nie
zdarzając się z samochodami. Dwa razy źle skręcił, więc później
musiał zawrócić, ale kiedy zaparkował w końcu pod blokiem
Samuela, rozejrzał się. Wyglądało na to, że nikt go nie śledził.
Biegiem poleciał do klatki, z której akurat wychodziła jakaś
para, więc wbiegł do środka, nie zwracając uwagi na ich
zaskoczone spojrzenie. Wezwał windę, cały czas patrząc na
wejście, ale nikt się przed nim nie pojawił. Dopiero na piętrze
Samuela poczuł się bezpieczny.
Podbiegł do drzwi
i zawalił w nie nerwowo. Chciał już zobaczyć mężczyznę,
powiedzieć mu o wszystkim i po prostu mieć nadzieję, że to jakoś
wszystko się ułoży. Krew skapywała mu już na koszulkę, ale
nawet się tym nie przejął. Uderzył otwartą dłonią w drewno
jeszcze kilka razy, bo nie spotkał się z żadną odpowiedzią.
Zaczął się obawiać, że Samuela nie było w mieszkaniu.
W końcu jednak
usłyszał odgłos otwieranego zamka i zaraz zobaczył zaskoczoną
twarz Faulknera.
– Dylan? –
zapytał mężczyzna, który już wcześniej widział go w wizjerze,
dlatego właśnie otworzył. – Co się stało? – dodał, a
chłopak wpadł do środka i przytulił się do niego mocno, plamiąc
mu koszulkę krwią.
Czuł, że dopiero
teraz może odetchnąć. Nie chciał się nawet od Samuela odsuwać.
– Taylor –
mruknął tylko, wciąż bardzo zestresowany.
Mężczyzna zamknął
dokładnie drzwi, drugą ręką obejmując go lekko.
– On cię tak
pobił? – zapytał w końcu, Sam odsuwając się od niego, żeby
wszystkiemu się przyjrzeć. Skrzywił się, Dylan był w okropnym
stanie. Miał siniaka na policzku, krew spływała mu z rany na
skroni i z ust. Wytarł ją odruchowo.
Dylan kiwnął
głową. Nie wiedział, czy mówić mu całą prawdę, ale z drugiej
strony Samuel i tak w końcu się jej dowie. Przez chwilę bił się
z myślami.
– Naprawdę masz
mnie za worek spermy? – zapytał w końcu. – Jestem rozorany po
Taylorze?
– C-co? –
Faulkner zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. – To ci powiedział? Co
za idiota!
– Wkurzyłem się
– mruknął Dylan, wtulając policzek w pierś Samuela. – Mówił,
że tylko szukasz dziury do spuszczenia się. Że jestem dziwadłem i
w ogóle. – Zaczynał się jeszcze bardziej denerwować, bo co,
jeżeli mężczyzna zaraz się wkurzy i go wyrzuci? Przełknął
ślinę. – I pobiłem jego dziewczynę.
– Co? Fatimę? –
Samuel zmarszczył brwi i odsunął go znowu, żeby spojrzeć na
Dylana. Chciał wyczuć każdą emocję, nie miał zamiaru dać się
oszukać.
Chłopak kiwnął
głową, patrząc na Samuela z napięciem. Krew szumiała mu w
uszach, czuł jej pulsowanie pod skórą. Nawet nie chciał myśleć
o tym, jakie miał tętno. Emocje wciąż z niego nie opadły.
– Nie myślałem.
Po tym co od niego usłyszałem, chciałem mu coś zrobić –
mruknął i wzruszył ramionami. – Byłem na ciebie zły. Nie
jestem niczyją dziwką, a Taylor tak myśli. Serio mu tak mówiłeś?
– Nie, ja
pierdolę. Nie słuchaj go. Gdzie go spotkałeś? Przy nim pobiłeś
jego dziewczynę? – zapytał, zastanawiając się, czy Dylan był
bardziej głupi czy szalony. – Chodź, trzeba to opatrzyć.
– No nie przy nim
– mruknął, pozwalając się pociągnąć do kuchni. Odetchnął
jednak z ulgą, bo Samuel go nie wyrzucił. To było najważniejsze.
– Wynajął kogoś, żeby mnie pobił. Zaczaił się pod moim
domem, nie wiem, co to był za chłopak – dodał i zerknął na
Sama. – Mówiłeś mu coś o nas? Cokolwiek?
– Widział, że
tu przyszedłeś? – zapytał nagle ostrym tonem, nawet nie chcąc
myśleć o tym, co by było, gdyby ich ktoś nakrył.
Dylan przełknął
ciężko ślinę. Gardło miał tak zaciśnięte z nerwów, że ledwo
mógł wydusić z siebie słowo, bo znowu zaczął się denerwować.
Patrząc na reakcję Samuela, nie mógł być taki pewny tego, że
mężczyzna go ochroni. W końcu narażał i jego na
niebezpieczeństwo.
Co on do diabła
zrobi? Wszystko zaczęło docierać do niego jak w zwolnionym tempie.
Powoli uświadamiał sobie konsekwencje tego co zrobił tej
dziewczynie.
– Nie... nie wiem
– wydusił w końcu, nie poznając swojego głosu. – Chyba nikt
mnie nie śledził.
– Chyba? Ja
pierdolę, Dylan! Wiesz, co będzie, jak się okaże, że cię tu
znajdą? – Samuel zirytował się.
Dylan spojrzał na
niego, wciągając powietrze. To tyle z azylu u Faulknera, pomyślał
i starł z frustracją krew z policzka. Zaczął gorączkowo myśleć,
gdzie może pojechać, by nic mu się nie stało. Nic nie
przychodziło mu na myśl, Mike'a, swojego przyjaciela, na pewno nie
chciał wciągać w jakieś sprawy z gangiem.
– Dobra –
rzucił w końcu z fałszywą pewnością w głosie. Musiał sobie
sam poradzić, w końcu zawsze tak było, prawda? Umiesz liczyć,
licz na siebie, powtórzył w myślach znane powiedzenie. Nie
wiedział jednak jak sobie z tym wszystkim poradzi. To wszystko go
przerastało. Nie nadawał się do takiego życia, takiej adrenaliny
i igraniem z losem. – Jakby tutaj przyszli, powiedz, że nie masz
ze mną kontaktu od tygodnia. Chociaż tak mi pomóż.
Samuel spojrzał na
niego ciężko, przez dłuższą chwilę nie odpowiadając. Po prostu
patrzył i milczał w tak irytujący sposób, że Dylan w końcu się
zniecierpliwił i wstał. Dopiero wtedy mężczyzna zareagował.
Złapał go za rękę i zatrzymał.
– Na razie zostań
tutaj. Ja zadzwonię i wypytam, okej?
Dylan popatrzył na
niego zdziwiony, nie spodziewając się tego. Kiwnął powoli głową
i uśmiechnął się lekko.
– Dziękuję.
– To nie zmienia
faktu, że jesteś porąbany. Bić kobietę w ciąży? – zapytał
retorycznie i podszedł do szafki, żeby w końcu opatrzyć Dylana.
Westchnął ciężko, kiedy wyciągnął apteczkę.
– Przecież
Taylora bym nie pobił – mruknął i wzruszył ramionami, jakby to
wszystko tłumaczyło. – Mam nadzieję, że poroni – powiedział
pewnym siebie głosem. – Chciał mi spieprzyć życie nawet po tym,
jak już mnie zostawił.
– To gdzie go
spotkałeś? – zapytał i podszedł do niego. Złapał go za
podbródek i uniósł jego głowę, krzywiąc się, gdy bliżej
przyjrzał się jego poobijanej twarzy.
Dylan syknął, gdy
mężczyzna przyłożył mu gazę nasączoną wodą utlenioną do
rozciętej brwi. Bolało.
– Na parkingu –
mruknął, patrząc mu w oczy. Nie spodziewałby się po Samuelu
takiej troski.
– Swoim? Ten chuj
do ciebie pojechał? – zirytował się. – Co, chciał się
pieprzyć?
– Nie –
powiedział i zaśmiał się. – Jesteś zazdrosny! – dodał, nie
przejmując się, że gdy się uśmiechał, rozerwana warga bolała
go jeszcze bardziej. – Jechałem załatwić coś do pracy na
Downtown. Zaparkowałem samochód w centrum i go spotkałem.
– Chciałbyś –
rzucił i odwrócił się do apteczki, ukrywając tym ruchem swój
uśmiech. Dylan był... aż sam nie wiedział jak to dokończyć.
Odwrócił się z powrotem i spróbował przywołać na twarz surowy
wyraz twarzy. – Sprawdzę, czy będzie trzeba szyć.
Roberts spojrzał
na niego autentycznie przerażony.
– I ty mi chyba
nie będziesz szyć, nie?
– A chcesz teraz
jechać do szpitala? I stąd wyjść? – Samuel spojrzał na niego z
rozbawieniem. – Mam wprawę, myślisz, że pracując w gangu nie
nauczyłem się tego robić?
Dylan w tamtym
momencie pobladł i na chwilę aż zapomniał jak się oddycha.
– I bez
znieczulenia...?
Samuel musiał
przygryźć wargę, żeby się nie roześmiać. Nie mógł
powstrzymać się od żartowania z Dylana, więc pochylił się i
pocałował go krótko w usta.
– Teraz lepiej?
– Nie –
mruknął, nie pozwalając mu się od siebie odsunąć. – Więc
mogę zostać na noc? – zapytał, zdając sobie sprawę, że to
byłaby ich pierwsza wspólna noc. Nigdy wcześniej nie spali ze
sobą, zawsze po seksie szybko się rozstawali.
– No chyba nie
masz wyjścia. Teraz pewnie przez kilka dni nie będziesz mógł stąd
wychodzić – rzucił i wyprostował się, żeby przyjrzeć się
ranie, która wcale nie okazała się być groźna. Ku szczęściu
Robertsa, nie będzie musiał jej szyć. Zakleił ją tylko plastrem
i odgarnął z jego czoła włosy, za co Dylan obdarował go lekkim,
dość niepewnym uśmiechem. Chyba po raz pierwszy był tak blisko
Samuela, nie licząc oczywiście ich łóżkowych zbliżeń. Tym
razem chodziło przecież o coś innego, nie o seks. Naprawdę
potrzebował Faulknera, a Faulkner mu tę pomoc dał, co jednak
najważniejsze – nie każdy byłby przecież w stanie się tak
poświęcić.
– Nie mam tu
żadnych moich majtek, pończoch ani obcasów – zdradził, sam nie
wiedząc, dlaczego w takiej chwili do tego nawiązywał. W pewnym
sensie chciałby już wrócić do ich normalności, bez martwienia
się o to, co za chwilę zrobi mu Taylor. – Będziesz musiał mi
coś kupić – dodał. W zasadzie to podobała mu się wizja
siedzenia w mieszkaniu Samuela i czekania na niego, aż ten wróci z
pracy... tylko że byłoby lepiej, gdyby robił to z własnej woli i
wcale nie musiałby się przed nikim ukrywać.
– Zawsze mogę
podjechać do twojego mieszkania i coś ci przywieźć. Na razie
możesz chodzić nago – dodał bez skrępowania i zaczął chować
apteczkę. Później wyciągnął z zamrażalki lód i podał go
Dylanowi. – Masz, damski bokserze.
Roberts się
zaśmiał i odebrał od Samuela worek z zamrożonymi kostkami wody.
Przyłożył go sobie do policzka.
– Jakoś nie
brzmisz, jakbyś był zły – zauważył.
– Bo nie jestem.
Co mnie jego laska? W sumie należało się Taylorowi. Za wszystko,
co robił – mruknął i zachmurzył się, wpatrując się w zlew, w
którym znajdował się brudny kubek.
Dylan za to
uśmiechnął się szeroko, podszedł do Samuela i stanął na
palcach, żeby pocałować go w policzek, a później w usta. Nie
pogłębił jednak pieszczoty, za bardzo bolała go rana na wardze.
– Położyłbym
się już spać – mruknął, gładząc pierś mężczyzny.
– Idź, ja
zadzwonię i wypytam, jak się sprawy mają. – Jego rysy
złagodniały, kiedy spojrzał na Dylana.
– Mogę w twoim
łóżku? – upewnił się, że Samuel nie chce go wysłać na
kanapę.
– Możesz –
rzucił z rozbawieniem i klepnął go w pośladki.
Dylan obejrzał się
jeszcze na mężczyznę, kiedy wychodził z kuchni. Zdał sobie
sprawę, że przy nim naprawdę czuł się bezpiecznie. Samuel go
nie wyrzucił, mimo że stanowił dla niego zagrożenie, kazał mu
zostać.
Uśmiechnął się,
kiedy wszedł do sypialni. Rozejrzał się dookoła, na podłodze
leżały zmięte ubrania jego kochanka, ale w pomieszczeniu nie
panował bałagan, co było dość dziwne, bo Sam nie wyglądał na
kogoś, kto przejmowałby się sprzątaniem.
Rozebrał się do
naga, zostawiając rzeczy na fotelu. Koszulka była do wyrzucenia,
wątpił, że da radę sprać zeschniętą krew. Wszedł pod kołdrę
i przyciągnął pod głowę poduszkę Samuela. Uśmiechnął się
lekko, wdychając zapach mężczyzny. Lubił go. Zawsze podobały mu
się perfumy Faulknera.
Nawet nie wiedział
kiedy zasnął, z wcześniejszego zdenerwowania nie pozostało już
praktycznie nic.
Awwwww. Widząc post na FB od razu musiałam tu wkroczyć i choć trochę przeczytać. Jutro doczytam i dam znać. :) Miłej niedzieli!
OdpowiedzUsuńNo to się porobiło, Młody ma przechlapane.
OdpowiedzUsuńCudny rozdział...najlepszy jak do tej pory :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać wszystkie rozdziały tego opowiadania. Rzadko czytam coś tego typu, ponieważ preferuje słownie fanfiction.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję jednak - zakochałam się w Lingeriach!
Niecierpliwie będę czekać na kolejny rozdział <3 jesteście świetne!!!!
Cha, cha ... pobił laskę ... Dylan to niezły gangsta :P, bardzo fajny rozdział.
OdpowiedzUsuńKiedy następny? Jestem mega ciekawa tego jak dalej potoczy siè akcja...szczegolnie w domu Samuela ;)
OdpowiedzUsuń