sobota, 14 listopada 2015

7. Lingerie: Brak pończoch, damskich fig i koronki

 Kochani, rozdział, który Wam publikujemy, ma ogromne znaczenie dla dalszych losów bohaterów Lingerie. Ale dla nas w pewnym sensie również jest ważny, ponieważ jest to nasze podziękowanie dla Was za 100 tysięcy wyświetleń, które wybiło dosłownie przed chwilą. Mamy nadzieję, że te zera będą się tylko namnażały, a Wy cały czas będziecie z nami. 

Z tej okazji postanowiłyśmy ułatwić Wam komunikację z nami. Jeżeli macie jakiekolwiek pytania, nawet te nie do końca istotne, możecie zadać je na naszym wywiaderze. Pytać można anonimowo, więc do tego nie będzie potrzebne zakładanie żadnych kont. :)

To na tyle z dzisiejszych informacji. 
Dziękujemy!



 Rozdział 7. 
Brak pończoch, damskich fig i koronki

Dylan czuł się już zmęczony, kiedy wyszedł na dość ruchliwą o tej porze Figueroa Street. Opuścił właśnie Drago Centro, restaurację, w której spotkał się z przedstawicielem nowej, wchodzącej na rynek linii kosmetyków. Firma dopiero budowała zaplecze klientów i chciała rozpocząć współpracę z ich salonem piękności. Dylan już przedyskutował wcześniej tę sprawę ze swoją matką i Anną, aż w końcu zdecydowali, że zgodzą się wdrożyć te kosmetyki do swojego salonu. Firma nie miała jeszcze wszystkich certyfikatów, ale została zatwierdzona przez Amerykański rynek, więc byli spokojni. Ekologiczne i w pełni naturalne kosmetyki tworzono na terenie Stanów, jednak uprawy znajdowały się w Boliwii i Peru. W końcu ustalili, że włączą serię kosmetyków do części zabiegów. Dylan nie ufał jeszcze im na tyle, żeby wprowadzić pełny asortyment. Zresztą na razie umówił się z mężczyzną na miesiąc próbny, po którym zadecydują, czy podpiszą z nimi umowę.
Dylan odkąd przejął większość obowiązków, miał mało czasu na spotykanie się z Samuelem. Mężczyzna też ostatnio przez sprawy z gangiem nie mógł się z nim umówić. Jednak nawet podczas tych krótkich wizyt u Dylana, chłopak zauważył, że jego kochanek stał się bardziej nerwowy, nie mógł się w pełni rozluźnić i wyraźnie cały czas coś go trapiło. Dylan nie miał pojęcia, co mogli robić w gangu, ale sam zaczął się tym niepokoić. Nie tylko bał się o Sama, ale i o siebie. Bo co, jeśli w końcu policja zapuka do jego drzwi? Miał w końcu pełną świadomość tego, że zadaje się z przestępcą.
Musiał przejechać na drugi koniec Downtown, a później jeszcze na wybrzeże. Wszystko po to, żeby załatwić sprawy dla salonu. Najpierw zapisać Annę na targi kosmetyczne, które miały być organizowane w Los Angeles za miesiąc, później pojechać po ulubione ciasto mamy.
Udało mu się znaleźć wolne miejsce w bocznej uliczce, więc trochę się uspokoił. Bał się, że będzie musiał szukać go nie wiadomo ile, a czas naglił. Odetchnął cicho, kiedy wysiadł w końcu z samochodu. Tęsknił za dniami, kiedy miał wolne i mógł poświęcić je dla siebie, a tego ostatnio bardzo mu brakowało. Załączył alarm i już miał podejść do parkometru, gdy jego uwagę przykuł czyiś znajomy głos. Spojrzał w bok, na mężczyznę stojącego do niego przodem i aż zamarł.
Taylor.
Jego były kochanek stał tuż obok niego, ubrany tak jak zwykle, chociaż Dylan od razu zauważył, że trochę mu się przytyło. Wyglądał jednak tak samo męsko jak wcześniej. To samo mocne, ciemne spojrzenie i te same wyraźnie zarysowane kości policzkowe. Te same wydatne, ciemne wargi, które teraz wygięły się w kpiącym uśmiechu. Taylor też go zauważył (na szczęście lub nie). Skończył już rozmowę, więc schował telefon do kieszeni. Wyraźnie się zawahał, czy podejść do Dylana, czy było sens to zrobić, ale w końcu zawiść wygrała. Jego uśmiech poszerzył się i rzucił:
– No proszę. – Zrobił kilka kroków w jego kierunku, aż wreszcie zatrzymał się przed nim w bardzo niewielkiej odległości. – Całkiem normalnie wyglądasz, prawie cię nie poznałem.
– Przytyło ci się – zauważył błyskawicznie Roberts, chcąc się czymś odgryźć. Taylor nie wyglądał najkorzystniej, a on nie miał zamiaru na ten temat milczeć. – Laska cię tuczy? – zapytał z rozbawieniem, chcąc wyjść na pewnego siebie.
– Ty jak zwykle wyglądasz tak samo pizdowato. Nawet obcasów nie potrzebujesz – odwarknął mężczyzna, wykrzywiając usta w złości. Fatima gotowała rzeczywiście dobrze i tłusto, często też zdarzało im się jeść na mieście, w fast foodach, głównie przez jej ciążowe zachcianki. Wiedział, że trochę mu się przytyło i to w bardzo krótkim czasie. Wcześniej przykładał olbrzymią wagę do wyglądu, głównie dlatego przecież Dylan się nim zainteresował.
– Przynajmniej nie wyglądam jakbym przygotowywał się do zawodów sumo – syknął Roberts, tracąc cierpliwość. Mimo że Taylor nie prezentował się tak dobrze jak te kilka miesięcy temu, to i tak ciężko było mu patrzeć w oczy, wiedząc, że mężczyzna go zdradził. A przecież Dylan naprawdę go kochał... gdyby teraz Taylor chciał do niego wrócić, nie wiedziałby, czy by się nie zgodził i mu wszystkiego nie wybaczył. – Całe szczęście, że twój przyjaciel jest o wiele seksowniejszy – rzucił jeszcze, nie mogąc się powstrzymać.
– Co?! – Taylor podszedł jeszcze bliżej, a Dylan instynktownie się cofnął. Mężczyzna był niebezpieczny, mógł mu coś zrobić, nie ufał mu, a przynajmniej wiedział, że nie powinien tego robić. – Sypiasz z Samem? Nadal? – dodał, dając mu do zrozumienia, że już o tym wiedział.
– Sypiam – odpowiedział mu Dylan niemal z dumą, doskonale wiedząc, że nic tak nie wkurza facetów, jak ich byli sypiający z przyjaciółmi czy rywalami. A coś czuł, że Samuel może być dla Taylora i jednym, i drugim. – Jest w te klocki o wiele lepszy od ciebie.
Mężczyzna nie wytrzymał i złapał go za ramiona, przyciągając do siebie. Spojrzał mu w oczy z bliska, a Dylan mógł wyczuć jego pachnący papierosami oddech.
– Sam mówił o tobie coś zupełnie innego – powiedział z zimną satysfakcją obserwując, jak twarz chłopaka się zmienia. – Podobno cię rozorałem. Kwiczysz pod nim jak kotka.
Oczy Dylana rozszerzyły się. Nie wierzył... Samuel chyba nie mógł tak o nim mówić.
– Kłamiesz – warknął, ale zdradził się ze swoją niepewnością. Odepchnął od siebie Taylora.
– Tak myślisz? Że kłamię? – zapytał ze śmiechem Taylor, mrużąc oczy. Miał ciemne, mocne spojrzenie, które zawsze działało na Robertsa. – Kto by chciał się pieprzyć dłużej z taką pizdą? Myślisz, że dlaczego cię zostawiłem? – Kiedy zobaczył, że Dylan nie miał zamiaru odpowiadać, rzucił zadowolonym głosem: – Znalazłem sobie laskę, którą ty próbujesz udawać. Powinieneś wypychać sobie jeszcze cycki i obciąć fiuta, byłbyś bardziej przekonujący.
Dylan zmarszczył brwi. Nie wiedział, co odpowiedzieć, miał ochotę zamachnąć się i przyłożyć Taylorowi, ale wtedy mężczyzna z pewnością by mu oddał, a to nie mogło skończyć się dobrze.
– I co? Dobrze ci się wciska w pochwę? Zawsze myślałem, że wolisz tyłki.
– Zamknij się! – warknął Taylor, bo obok nich ktoś przeszedł. – Byłem z tobą tylko po to, żeby mieć dupę do pieprzenia! – Dylan prychnął, żałował, że w ogóle doszło do tej rozmowy. Najgorsze jednak było chyba to, co usłyszał o Samuelu. Obgadywał go? – A o Faulknerze nawet sobie nie marz – powiedział jeszcze Taylor. – Śmieje się, że jesteś tylko dobrym workiem na spermę – dodał i aż się wyprostował. – Dla mnie to i nawet na to się nie nadawałeś.
Dylan uchylił usta, ale nic nie powiedział, głos zamarł mu w gardle. Taylor widząc jego reakcję uśmiechnął się. Właśnie to chciał osiągnąć. Podobała mu się mina Dylana.
– On też sobie znajdzie jakąś cipę i znowu zostaniesz sam. Poszukaj sobie lepiej jakiejś pizdy podobnej do ciebie. Tylko z podobnym do siebie dziwolągiem, będziesz szczęśliwy – powiedział, po czym odwrócił się i odszedł, zostawiając Dylana samego.
Chłopak stał przy parkometrze jeszcze chwilę, nie wiedząc, co robić. Co myśleć. Samuel się nim bawił? Zostawi go jak Taylor? Przełknął ślinę, spuszczając wzrok na swoje buty. Czuł ogromną niechęć do swojego byłego, miał ochotę coś mu zrobić, pokazać, że wcale nie był taką pizdą... żeby mężczyzna w końcu poczuł, jak to jest kogoś stracić. Jak to jest stracić osobę, którą naprawdę kocha. Taylor znowu zasiał w nim ogromny strach związany z samotnością. To było najgorsze.
Wsiadł do samochodu i zastanowił się chwilę. Taylor go upokorzył w niesamowicie okropny sposób, jakby Dylan był dla niego obcą osobą. A on nic mu przecież nie zrobił. To Taylor był wszystkiemu winny, to on go złamał, a teraz jeszcze miał czelność śmiać się z niego w taki sposób.
Wyciągnął telefon, wahając się przez chwilę, czy zadzwonić do Samuela. W końcu wlogował się na Facebooka i odnalazł profil Taylora. Mężczyzna nigdy nie przyjął go do znajomych, miał większość profilu zablokowane, więc wyszukał go na Instagramie. To było łatwiejsze. Ze zdziwieniem odkrył, że opublikował zdjęcie ze swoją dziewczyną. Nigdy wcześniej nie śledził go w taki sposób po zerwaniu. Pomysł z Instagramem przyszedł mu nagle, wiedział, że wcześniej Taylor nie zajmował się tak mediami społecznościowymi oprócz Facebooka.
Przybliżył zdjęcie, na którym jego były prezentował swoją dziewczynę. Przyjrzał się jej uważnie. Nie była taka brzydka, stwierdził z niechęcią i przerzucił fotografię. Skrzywił się, kiedy dostrzegł kolejne zdjęcie, na którym już jednak było widać coś więcej oprócz uśmiechniętych, szczęśliwych twarzy. Zamarł na chwilę, wpatrując się w zaokrąglony brzuch kobiety... była w ciąży?! Odetchnął kilka razy, powoli trawiąc informacje. Zostawił go, bo wpadł z tą dziewczyną. Gdyby tak się nie stało, pewnie dalej byłby z nim, miałby ją na boku, leciałby na dwa fronty.
W końcu, kiedy dowiedział się, jak nazywała się dziewczyna Taylora, wyłączył telefon i wyjechał z parkingu. Musiał to wszystko jeszcze przemyśleć. Nie wiedział, co zrobi, ale nie chciał od tak tego zostawiać. Taylor potraktował go jak jakiegoś podczłowieka, jak nic niewart worek na spermę. Przez to wszystko zapomniał o rzeczach, które miał załatwić. Chciał wrócić do mieszkania, przespać się z tym, może wyjaśnić niektóre sprawy z Samuelem, ale gdy podjechał pod swój blok, zamiast wysiąść, jeszcze raz sięgnął po smartphona. Odnalazł profil dziewczyny na Instagramie, a później na Facebooku, którego wcale nie miała zablokowanego. Z tego portalu dowiedział się, że będzie dzisiaj wieczorem na kawie z jakąś swoją koleżanką. Okazało się, że publikowała większość zdarzeń ze swojego życia, więc nie trudno było je śledzić.
Reszta dnia minęła Dylanowi tak szybko, że nawet się nie zorientował i już był wieczór, a on, niby po drodze, zajechał do restauracji, w której Fatima umówiła się ze znajomą. Nie miał pojęcia, co chciał zrobić, ale powtarzał sobie, że skończy się tylko na tym, żeby ją zobaczyć. Zobaczy ją na żywo i...
Przełknął ślinę, spoglądając na zegarek, a po chwili na budynek. Musiały już być w środku, pomyślał, zaciskając dłonie na kierownicy. Sapnął, opadając na oparcie fotela. Siedział tak dłuższą chwilę, bijąc się z myślami. Wiedział już, co chce zrobić, wciąż jednak starał sobie wmówić, że jest inaczej. Był lekko pijany, bo w mieszkaniu na rozluźnienie wypił trzy mocne drinki. Miał nadzieję się upić, ale coś mu w tym przeszkodziło... tym czymś była jakaś dziwna chęć zemsty, którą alhokol tylko dodatkowo podjudził.
Przypominał sobie dzisiejsze spotkanie z Taylorem i jego słowa, potem analizował ich zerwanie, kłamstwa mężczyzny, aż wreszcie zaczął zastanawiać się nad tym, kiedy ten mógł związać się z dziewczyną.
Nawet nie wiedział kiedy minęło pół godziny, a w wyjściu z kawiarni zobaczył kochankę Taylora. Była wyższa od Dylana, ubrana w typowo ciążowe, luźne ubranie i lśniące sandały na płaskim obcasie. Wyszła z szerokim uśmiechem na ustach, śmiejąc się z jakiegoś żartu koleżanki.
Kiedy na nią patrzył, czuł jeszcze większą złość. Na Taylora, na nią, na wszystkich. Kobieta pochyliła się do przyjaciółki, pocałowały się w policzek i każda rozeszła się w swoją stronę. To był jak znak dla Dylana. Powiedział sobie, że jeżeli pójdą w te same kierunki, odpuści. Tak się jednak nie stało, Fatima wracała sama. Wysiadł z samochodu i ruszył powolnym krokiem za dziewczyną.
Ta zaczęła szukać kluczyków w torebce, więc musiała iść do swojego samochodu. Jeżeli chciał „coś” zrobić, musiał się pospieszyć. Szybko ją dogonił i, niewiele myśląc, złapał za ramię. Gdy kobieta obejrzała się, nawet nie myślał, co robi, wepchnął ją w boczną uliczkę, zamachnął się i uderzył w twarz. Jego ofiara krzyknęła, nim kolejny cios spadł na jej policzek, a następny był już wycelowany w brzuch. Poprawił jeszcze dwoma silnymi kopnięciami w niego, po czym szybko uciekł, wskoczył do samochodu i nawet nie oglądając się, czy byli jacyś świadkowie, odjechał.
Dopiero kiedy wyjechał na autostradę, zdał sobie sprawę, co zrobił. Adrenalina jeszcze z niego nie opadła, krew szumiała mu w uszach i trudno mu było zapanować nad myślami, a alkohol wciąż był obecny w jego ciele. Pobił właśnie dziewczynę Taylora, kobietę w ciąży. Więcej – skopał ją po brzuchu. Mężczyzna, kiedy się o tym dowie, zabije go.
– Ja pierdole – sapnął, podjeżdżając pod swój blok. – Ja pierdole – powtórzył i siedział tak jeszcze chwilę, nie wiedząc, co robić. Dopiero po kilkunastu minutach ruszył się, wysiadł z samochodu i wolnym krokiem potoczył się w kierunku wejścia do klatki, przy którym spotkał swoją starszą sąsiadkę z dołu. Kobieta, jak zwykle zresztą, powitała go szerokim uśmiechem. Nie był jednak w stanie na niego odpowiedzieć.
Umrę, pomyślał, kiedy zamykał za sobą drzwi od mieszkania. Taylor zadba o to, by umarł w męczarniach. I po co ją skopał? Po cholerę jechał do tej głupiej restauracji?! Miał przecież Samuela.
– Dla którego jestem workiem na spermę – przypomniał sobie słowa Taylora i aż się skrzywił. Przezornie zamknął drzwi na wszystkie spusty i ruszył do salonu, a następnie do kuchni. Z początku chciał coś zjeść, jednak gdy zajrzał do lodówki, szybko stwierdził, że nie da rady nic przełknąć. Kilka razy chodził do drzwi i sprawdzał, czy były zamknięte. Denerwował się tak bardzo, że musiał znów coś wypić. Drink trochę go odprężył, ale i tak nie mógł przestać myśleć o tym, co teraz będzie. Taylor był zbyt mściwy, żeby mu to podarować.
Jego zdenerwowanie jednak sięgnęło zenitu, kiedy jakoś po godzinie jego telefon zawibrował. Sięgnął po aparat i otworzył SMS'a. Aż pobladł, odkładając komórkę na stół w kuchni, by już po chwili wbiec do swojej sypialni i zacząć przeszukiwać wszystkie szafki.
„Już nie żyjesz”. – Ta wiadomość mówiła wszystko i Dylan nie miał zamiaru dłużej czekać, aż ta mroczna przepowiednia się spełni. Odszukał na dnie szuflady gaz pieprzowy, który kiedyś kupił, porwał jeszcze ze stolika w salonie klucze, po czym szybkim, bardzo nerwowym krokiem przeszedł do przedpokoju. Jeszcze chyba nigdy w życiu się tak nie bał. Ręce mu drżały, a on nie myślał o niczym innym, tylko o tym, co Taylor mógł mu zrobić. I te wizje wcale nie były zachęcające, bo na pewno na dwóch, trzech siniakach by się nie skończyło. Chociaż nigdy nie widział Taylora w akcji, zdążył poznać go na tyle, żeby wiedzieć, że mężczyzna był bezwzględny. Nie miał litości, a zemsta zawsze sprawiała mu przyjemność. W tych nielicznych chwilach, kiedy Taylor był zbyt pijany, żeby panować nad językiem, opowiadał mu czasami różne rzeczy. Po alkoholu stawał się też bardziej brutalny. Dylan często wytrzymywał jego niektóre ataki, bo powtarzał sobie, że taki był właśnie charakter mężczyzny. Przecież go kochał i nigdy nie skrzywdził go poważnie. Czasami przecież każdy bywa bardziej porywczy w łóżku, poniesie go chwila i... Podczas seksu zdarzają się różne rzeczy i to z niego wynosi się najwięcej siniaków. To dla Dylana było normalne.
Co by się jednak stało, kiedy Taylor naprawdę straciłby nad sobą panowanie? Jeżeli naprawdę będzie chciałby kogoś skrzywdzić? Dylan mógł sobie tylko wyobrazić, co mężczyzna by z nim zrobił. Rozważał wiele możliwości, wykorzystując całą wiedzę zdobytą z różnego rodzaju filmów. Począwszy od zrywania paznokci, po chińskie tortury lub odcinanie części ciała. Roberts widział jeden film, w którym dziewczyna pozbawiła swojego gwałciciela wszystkich kończyn. I przez takie wizje jego strach tylko się powiększał.
Nie zastanawiał się długo, znał tylko jedną osobę, która – miał nadzieję – była w stanie ochronić go przed Taylorem. Musiał jechać do Samuela.
Wyszedł z mieszkania i zamknął je, zdając sobie sprawę, że drżały mu ręce. Rozglądał się nerwowo, ale na korytarzu nikogo nie zobaczył. Wsiadł do windy, którą zjechał na dół. Obliczał, ile zajmie mu dojście do samochodu, później podjechanie pod blok Samuela. Modlił się, żeby mężczyzna go nie wyrzucił, w innym wypadku na pewno Taylor go zabije.
Kiedy wyszedł z klatki, chciał jak najszybciej pognać do samochodu, w którym choć trochę mógłby poczuć się bezpiecznie. Niestety, nim wsiadł do pojazdu, ktoś mocno pociągnął go w bok za materiał kurtki. Uderzył plecami o mur budynku, a przed sobą zobaczył nieznaną mu twarz jakiegoś murzyna. Najbardziej rzuciła mu się w oczy czerwona bandana na jego szyi.
Nawet nie zdążył krzyknąć, kiedy pierwszy cios spadł na jego twarz, a jego głowa odbiła się w bok, uderzając boleśnie o ścianę. Zdarł sobie skórę na skroni, ale i tak uderzenie po pięści bolało bardziej. Drugi cios padł na brzuch. Chłopak skulił się, nie mogąc złapać oddechu. Zacisnął palce na buteleczce gazu i wyciągnął go z kieszeni. Przyjął na siebie jeszcze jeden cios, po którym wykorzystał moment i wystawił rękę, naciskając przycisk z całej siły. Mocny strumień gazu spadła na twarz oprawcy, a ten od razu go puścił, krzycząc cicho z bólu.
W odruchu obronnym Dylan kopnął go między nogi, po czym szybko ruszył do samochodu, już nie oglądając się za siebie. Podziwiał się za to, że kluczyki nie upadły mu na chodnik, kiedy próbował wdusić guzik zwalniający alarm. Chyba tylko cudem udało mu się odpalić silnik i wyjechać na ulicę, nie uderzając w nic. Jeszcze nigdy się tak nie bał, wszystko działo się szybko, nawet nie zarejestrował, że po policzku spływała mu stróżka krwi, że bolał go brzuch, a jego łuk brwiowy był rozcięty i po skroni spływała mu ciepła krew. Naprawdę nic w tamtym momencie nie czuł oprócz strachu i szumiącej mu w żyłach adrenaliny.
Jechał bardzo szybko, dwa razy przejechał nawet na czerwonym świetle, o mało nie zdarzając się z samochodami. Dwa razy źle skręcił, więc później musiał zawrócić, ale kiedy zaparkował w końcu pod blokiem Samuela, rozejrzał się. Wyglądało na to, że nikt go nie śledził. Biegiem poleciał do klatki, z której akurat wychodziła jakaś para, więc wbiegł do środka, nie zwracając uwagi na ich zaskoczone spojrzenie. Wezwał windę, cały czas patrząc na wejście, ale nikt się przed nim nie pojawił. Dopiero na piętrze Samuela poczuł się bezpieczny.
Podbiegł do drzwi i zawalił w nie nerwowo. Chciał już zobaczyć mężczyznę, powiedzieć mu o wszystkim i po prostu mieć nadzieję, że to jakoś wszystko się ułoży. Krew skapywała mu już na koszulkę, ale nawet się tym nie przejął. Uderzył otwartą dłonią w drewno jeszcze kilka razy, bo nie spotkał się z żadną odpowiedzią. Zaczął się obawiać, że Samuela nie było w mieszkaniu.
W końcu jednak usłyszał odgłos otwieranego zamka i zaraz zobaczył zaskoczoną twarz Faulknera.
– Dylan? – zapytał mężczyzna, który już wcześniej widział go w wizjerze, dlatego właśnie otworzył. – Co się stało? – dodał, a chłopak wpadł do środka i przytulił się do niego mocno, plamiąc mu koszulkę krwią.
Czuł, że dopiero teraz może odetchnąć. Nie chciał się nawet od Samuela odsuwać.
– Taylor – mruknął tylko, wciąż bardzo zestresowany.
Mężczyzna zamknął dokładnie drzwi, drugą ręką obejmując go lekko.
– On cię tak pobił? – zapytał w końcu, Sam odsuwając się od niego, żeby wszystkiemu się przyjrzeć. Skrzywił się, Dylan był w okropnym stanie. Miał siniaka na policzku, krew spływała mu z rany na skroni i z ust. Wytarł ją odruchowo.
Dylan kiwnął głową. Nie wiedział, czy mówić mu całą prawdę, ale z drugiej strony Samuel i tak w końcu się jej dowie. Przez chwilę bił się z myślami.
– Naprawdę masz mnie za worek spermy? – zapytał w końcu. – Jestem rozorany po Taylorze?
– C-co? – Faulkner zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. – To ci powiedział? Co za idiota!
– Wkurzyłem się – mruknął Dylan, wtulając policzek w pierś Samuela. – Mówił, że tylko szukasz dziury do spuszczenia się. Że jestem dziwadłem i w ogóle. – Zaczynał się jeszcze bardziej denerwować, bo co, jeżeli mężczyzna zaraz się wkurzy i go wyrzuci? Przełknął ślinę. – I pobiłem jego dziewczynę.
– Co? Fatimę? – Samuel zmarszczył brwi i odsunął go znowu, żeby spojrzeć na Dylana. Chciał wyczuć każdą emocję, nie miał zamiaru dać się oszukać.
Chłopak kiwnął głową, patrząc na Samuela z napięciem. Krew szumiała mu w uszach, czuł jej pulsowanie pod skórą. Nawet nie chciał myśleć o tym, jakie miał tętno. Emocje wciąż z niego nie opadły.
– Nie myślałem. Po tym co od niego usłyszałem, chciałem mu coś zrobić – mruknął i wzruszył ramionami. – Byłem na ciebie zły. Nie jestem niczyją dziwką, a Taylor tak myśli. Serio mu tak mówiłeś?
– Nie, ja pierdolę. Nie słuchaj go. Gdzie go spotkałeś? Przy nim pobiłeś jego dziewczynę? – zapytał, zastanawiając się, czy Dylan był bardziej głupi czy szalony. – Chodź, trzeba to opatrzyć.
– No nie przy nim – mruknął, pozwalając się pociągnąć do kuchni. Odetchnął jednak z ulgą, bo Samuel go nie wyrzucił. To było najważniejsze. – Wynajął kogoś, żeby mnie pobił. Zaczaił się pod moim domem, nie wiem, co to był za chłopak – dodał i zerknął na Sama. – Mówiłeś mu coś o nas? Cokolwiek?
– Widział, że tu przyszedłeś? – zapytał nagle ostrym tonem, nawet nie chcąc myśleć o tym, co by było, gdyby ich ktoś nakrył.
Dylan przełknął ciężko ślinę. Gardło miał tak zaciśnięte z nerwów, że ledwo mógł wydusić z siebie słowo, bo znowu zaczął się denerwować. Patrząc na reakcję Samuela, nie mógł być taki pewny tego, że mężczyzna go ochroni. W końcu narażał i jego na niebezpieczeństwo.
Co on do diabła zrobi? Wszystko zaczęło docierać do niego jak w zwolnionym tempie. Powoli uświadamiał sobie konsekwencje tego co zrobił tej dziewczynie.
– Nie... nie wiem – wydusił w końcu, nie poznając swojego głosu. – Chyba nikt mnie nie śledził.
– Chyba? Ja pierdolę, Dylan! Wiesz, co będzie, jak się okaże, że cię tu znajdą? – Samuel zirytował się.
Dylan spojrzał na niego, wciągając powietrze. To tyle z azylu u Faulknera, pomyślał i starł z frustracją krew z policzka. Zaczął gorączkowo myśleć, gdzie może pojechać, by nic mu się nie stało. Nic nie przychodziło mu na myśl, Mike'a, swojego przyjaciela, na pewno nie chciał wciągać w jakieś sprawy z gangiem.
– Dobra – rzucił w końcu z fałszywą pewnością w głosie. Musiał sobie sam poradzić, w końcu zawsze tak było, prawda? Umiesz liczyć, licz na siebie, powtórzył w myślach znane powiedzenie. Nie wiedział jednak jak sobie z tym wszystkim poradzi. To wszystko go przerastało. Nie nadawał się do takiego życia, takiej adrenaliny i igraniem z losem. – Jakby tutaj przyszli, powiedz, że nie masz ze mną kontaktu od tygodnia. Chociaż tak mi pomóż.
Samuel spojrzał na niego ciężko, przez dłuższą chwilę nie odpowiadając. Po prostu patrzył i milczał w tak irytujący sposób, że Dylan w końcu się zniecierpliwił i wstał. Dopiero wtedy mężczyzna zareagował. Złapał go za rękę i zatrzymał.
– Na razie zostań tutaj. Ja zadzwonię i wypytam, okej?
Dylan popatrzył na niego zdziwiony, nie spodziewając się tego. Kiwnął powoli głową i uśmiechnął się lekko.
– Dziękuję.
– To nie zmienia faktu, że jesteś porąbany. Bić kobietę w ciąży? – zapytał retorycznie i podszedł do szafki, żeby w końcu opatrzyć Dylana. Westchnął ciężko, kiedy wyciągnął apteczkę.
– Przecież Taylora bym nie pobił – mruknął i wzruszył ramionami, jakby to wszystko tłumaczyło. – Mam nadzieję, że poroni – powiedział pewnym siebie głosem. – Chciał mi spieprzyć życie nawet po tym, jak już mnie zostawił.
– To gdzie go spotkałeś? – zapytał i podszedł do niego. Złapał go za podbródek i uniósł jego głowę, krzywiąc się, gdy bliżej przyjrzał się jego poobijanej twarzy.
Dylan syknął, gdy mężczyzna przyłożył mu gazę nasączoną wodą utlenioną do rozciętej brwi. Bolało.
– Na parkingu – mruknął, patrząc mu w oczy. Nie spodziewałby się po Samuelu takiej troski.
– Swoim? Ten chuj do ciebie pojechał? – zirytował się. – Co, chciał się pieprzyć?
– Nie – powiedział i zaśmiał się. – Jesteś zazdrosny! – dodał, nie przejmując się, że gdy się uśmiechał, rozerwana warga bolała go jeszcze bardziej. – Jechałem załatwić coś do pracy na Downtown. Zaparkowałem samochód w centrum i go spotkałem.
– Chciałbyś – rzucił i odwrócił się do apteczki, ukrywając tym ruchem swój uśmiech. Dylan był... aż sam nie wiedział jak to dokończyć. Odwrócił się z powrotem i spróbował przywołać na twarz surowy wyraz twarzy. – Sprawdzę, czy będzie trzeba szyć.
Roberts spojrzał na niego autentycznie przerażony.
– I ty mi chyba nie będziesz szyć, nie?
– A chcesz teraz jechać do szpitala? I stąd wyjść? – Samuel spojrzał na niego z rozbawieniem. – Mam wprawę, myślisz, że pracując w gangu nie nauczyłem się tego robić?
Dylan w tamtym momencie pobladł i na chwilę aż zapomniał jak się oddycha.
– I bez znieczulenia...?
Samuel musiał przygryźć wargę, żeby się nie roześmiać. Nie mógł powstrzymać się od żartowania z Dylana, więc pochylił się i pocałował go krótko w usta.
– Teraz lepiej?
– Nie – mruknął, nie pozwalając mu się od siebie odsunąć. – Więc mogę zostać na noc? – zapytał, zdając sobie sprawę, że to byłaby ich pierwsza wspólna noc. Nigdy wcześniej nie spali ze sobą, zawsze po seksie szybko się rozstawali.
– No chyba nie masz wyjścia. Teraz pewnie przez kilka dni nie będziesz mógł stąd wychodzić – rzucił i wyprostował się, żeby przyjrzeć się ranie, która wcale nie okazała się być groźna. Ku szczęściu Robertsa, nie będzie musiał jej szyć. Zakleił ją tylko plastrem i odgarnął z jego czoła włosy, za co Dylan obdarował go lekkim, dość niepewnym uśmiechem. Chyba po raz pierwszy był tak blisko Samuela, nie licząc oczywiście ich łóżkowych zbliżeń. Tym razem chodziło przecież o coś innego, nie o seks. Naprawdę potrzebował Faulknera, a Faulkner mu tę pomoc dał, co jednak najważniejsze – nie każdy byłby przecież w stanie się tak poświęcić.
– Nie mam tu żadnych moich majtek, pończoch ani obcasów – zdradził, sam nie wiedząc, dlaczego w takiej chwili do tego nawiązywał. W pewnym sensie chciałby już wrócić do ich normalności, bez martwienia się o to, co za chwilę zrobi mu Taylor. – Będziesz musiał mi coś kupić – dodał. W zasadzie to podobała mu się wizja siedzenia w mieszkaniu Samuela i czekania na niego, aż ten wróci z pracy... tylko że byłoby lepiej, gdyby robił to z własnej woli i wcale nie musiałby się przed nikim ukrywać.
– Zawsze mogę podjechać do twojego mieszkania i coś ci przywieźć. Na razie możesz chodzić nago – dodał bez skrępowania i zaczął chować apteczkę. Później wyciągnął z zamrażalki lód i podał go Dylanowi. – Masz, damski bokserze.
Roberts się zaśmiał i odebrał od Samuela worek z zamrożonymi kostkami wody. Przyłożył go sobie do policzka.
– Jakoś nie brzmisz, jakbyś był zły – zauważył.
– Bo nie jestem. Co mnie jego laska? W sumie należało się Taylorowi. Za wszystko, co robił – mruknął i zachmurzył się, wpatrując się w zlew, w którym znajdował się brudny kubek.
Dylan za to uśmiechnął się szeroko, podszedł do Samuela i stanął na palcach, żeby pocałować go w policzek, a później w usta. Nie pogłębił jednak pieszczoty, za bardzo bolała go rana na wardze.
– Położyłbym się już spać – mruknął, gładząc pierś mężczyzny.
– Idź, ja zadzwonię i wypytam, jak się sprawy mają. – Jego rysy złagodniały, kiedy spojrzał na Dylana.
– Mogę w twoim łóżku? – upewnił się, że Samuel nie chce go wysłać na kanapę.
– Możesz – rzucił z rozbawieniem i klepnął go w pośladki.
Dylan obejrzał się jeszcze na mężczyznę, kiedy wychodził z kuchni. Zdał sobie sprawę, że przy nim naprawdę czuł się bezpiecznie. Samuel go nie wyrzucił, mimo że stanowił dla niego zagrożenie, kazał mu zostać.
Uśmiechnął się, kiedy wszedł do sypialni. Rozejrzał się dookoła, na podłodze leżały zmięte ubrania jego kochanka, ale w pomieszczeniu nie panował bałagan, co było dość dziwne, bo Sam nie wyglądał na kogoś, kto przejmowałby się sprzątaniem.
Rozebrał się do naga, zostawiając rzeczy na fotelu. Koszulka była do wyrzucenia, wątpił, że da radę sprać zeschniętą krew. Wszedł pod kołdrę i przyciągnął pod głowę poduszkę Samuela. Uśmiechnął się lekko, wdychając zapach mężczyzny. Lubił go. Zawsze podobały mu się perfumy Faulknera.
Nawet nie wiedział kiedy zasnął, z wcześniejszego zdenerwowania nie pozostało już praktycznie nic.

6 komentarzy:

  1. Awwwww. Widząc post na FB od razu musiałam tu wkroczyć i choć trochę przeczytać. Jutro doczytam i dam znać. :) Miłej niedzieli!

    OdpowiedzUsuń
  2. No to się porobiło, Młody ma przechlapane.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdział...najlepszy jak do tej pory :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie skończyłam czytać wszystkie rozdziały tego opowiadania. Rzadko czytam coś tego typu, ponieważ preferuje słownie fanfiction.
    Przyznaję jednak - zakochałam się w Lingeriach!
    Niecierpliwie będę czekać na kolejny rozdział <3 jesteście świetne!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cha, cha ... pobił laskę ... Dylan to niezły gangsta :P, bardzo fajny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy następny? Jestem mega ciekawa tego jak dalej potoczy siè akcja...szczegolnie w domu Samuela ;)

    OdpowiedzUsuń