sobota, 21 listopada 2015

8. Lingerie: Koszulka Samuela

Rozdział 8
Koszulka Samuela


Obudziły go krzyki dobiegające z kuchni. Samuel musiał rozmawiać przez telefon. Dylan nie wiedział, który telefon wykonał z kolei albo czy dopiero zaczął dzwonić. Leżał przez chwilę, starając się trochę podsłuchać, ale kiedy padło jego imię, wstał. Podszedł bliżej drzwi i uchylił je lekko. To Samuel musiał je wcześniej zamknąć. Zauważył mężczyznę w salonie. Chodził po całym mieszkaniu, rozmawiając z kimś zdenerwowanym głosem.
– Spierdalaj, przestań mnie, kurwa, oskarżać! Nie ma go u mnie! Myślisz, że bym go wziął? Przeleciałem go i mam dość, sam ci mówiłem, że był słaby – warknął, zbyt rozzłoszczony, żeby zdać sobie sprawy, że swoimi krzykami obudził kochanka. Nie zauważyłc uchylonych drzwi, w których ten stał. Dylan przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, że wszystko co usłyszał od Taylora musiało być prawdą. Skrzywił się, ale nie wrócił do sypialni, słuchał dalej, nie ujawniając swojej obecności.
– Chcesz przyjechać i to sprawdzić? Nie wierzysz mi, kurwa? – Samuel roześmiał się drwiąco do telefonu. – Jasne, wpadaj, zobaczysz, że nie wziąłbym takiej szmaty pod dach – syknął i rozłączył się, wściekły jak nigdy. Rzucił telefon na kanapę, na której po chwili usiadł. Schował twarz w dłoniach, starając się uspokoić. Był wściekły, Taylor potrafił go rozzłościć jak nikt inny. Obserwujący go Dylan zawahał się, nie wiedział, co zrobić. Odejść i udać, że nigdy tego nie słyszał? Stał chwilę, myśląc intensywnie. Wreszcie jednak podjął decyzję.
– Okłamałeś mnie.
Samuel podniósł zaskoczony wzrok. Dylan wyrwał go z zamyślenia, a kiedy spojrzał w jego oczy, zdał sobie sprawę, że musiał to słyszeć.
– Okłamałem? – zapytał cicho, czując ogarniające go zmęczenie na myśl o tym, że czekała go kolejna kłótnia, tym razem z Dylanem. Miał już naprawdę dość wszystkich tych problemów. MS-13 nie dawało im żyć. Wszyscy czuli zbliżającą się wojnę gangów, nawet policja zaczęła już coś podejrzewać. Nastroje były napięte, a oni mieli coraz mniej wolnej przestrzeni w Meksyku, skąd przemycali narkotyki.
– Mówiłeś Taylorowi, że jestem słaby – usłyszał głos Dylana i musiał skupić się na jego słowach, bo przez zmęczenie, trudno było mu zebrać myśli. – Jak to było? Worek na spermę, rozepchany i tak dalej – powiedział, wchodząc do pomieszczenia. Nie przejmował się swoją nagością, w tamtej chwili całkowicie o niej zapomniał. – Taylor nie wyssał sobie tego z palca.
Samuel prychnął i pokręcił głową. Dylan nie tylko był szalony, ale i głupi, stwierdził, nie mając nawet siły odpierać tych zarzutów. Na problemy w pracy nałożyła się jeszcze ta sprawa. Dochodziła już druga w nocy, a on dopiero teraz był pewny, że temu idiocie nic nie groziło.
– Z czym kłamałem? Muszę przy nim traktować cię tak, jakbyś mnie nie obchodził – mruknął, sięgając po szklankę z wodą. Nawet nie zorientował się, że swoimi słowami zdradził coś jeszcze – że Dylan go obchodził. Nawet bardzo, skoro mu pomagał.
Roberts usiał obok mężczyzny i objął go w pasie, opierając brodę o jego ramię. Nie chciał robić wyrzutów Samuelowi, bo nie miał o co, mężczyzna chronił jego cztery litery. Pomagał mu. Nie mógł mieć żadnych pretensji.
– O której jutro wstajesz?
– Mam wolne popołudnie. Chyba, że Taylor tu przyjedzie. – Spojrzał na niego ciężkim, zmęczonym wzrokiem.
– Naprawdę gadałeś mu, że jestem rozorany – rzucił nagle cicho i skrzywił się. Teraz było inaczej – fakt, ale wcześniej Taylor nie śmiałby się ze słów Samuela od tak.
– A myślisz, że miałem mówić mu prawdę, jak zaczął po tobie jechać? Miałem cię zacząć bronić? Przejrzyj na oczy, Dylan – mruknął i odchylił się na oparcie, ciągnąc go za sobą.
– Lepszej dupy już mieć nie będziesz. – Nie mógł się powstrzymać. Wciąż bolały go słowa Taylora, który mówił, że w końcu się znudzi Samuelowi. Nie chciał tego, już się przyzwyczaił do tego drania. W dziwny sposób przerażało go to, że Sam faktycznie mógł tak o nim myśleć i uświadomił sobie, że chyba zaczynało zależeć mu na Faulknerze.
Mężczyzna w odpowiedzi na jego słowa zaśmiał się otwarcie i przycisnął go do siebie mocniej. Nic na to nie odpowiedział, po prostu się śmiał. W końcu odchrząknął, zdając sobie sprawy, że w tej pozycji za chwilę zaśnie na kanapie.
– Wracamy do łóżka? – zapytał cicho, a Dylan uśmiechnął się i wstał. Przeszli razem do sypialni.
– Rozbieraj się – rzucił do niego Roberts, wchodząc pod kołdrę i zerkając na Sama badawczo z lekkim uśmiechem.
– Dzisiaj nie mam na nic siły – przypomniał mu mężczyzna. Już po chwili położył się obok Dylana, ale nie przytulił go. Nagle poczuł się dziwnie. Bo przecież mieli razem spać. Całą noc.
Dylan zaczekał, aż kochanek zgasi światło. Pochylił się i pocałował go szybko w usta.
– Podjedziesz jutro do mojego mieszkania? – zapytał, wciąż pochylając się nad mężczyzną. Powstrzymał się, żeby nie dotknąć jego twarzy. Otaczająca ich ciemność była przyjemna i bezpieczna. Chyba jeszcze nigdy nie znaleźli się w tak intymnej sytuacji.
– Mhm, pojadę. – Samuel uśmiechnął się niepewnie, czując się obco we własnym łóżku. – Chcesz wiedzieć, co z Fatimą? – zapytał nagle. Chociaż z jednej strony marzył tylko o śnie, zdawał sobie sprawę, że milczenie jeszcze bardziej go skrępuje. Zwłaszcza że Dylan był tuż nad nim. Patrzył mu w ciemności w oczy.
– Błagam, powiedz, że poroniła – mruknął Roberts i niby od niechcenia położył się tuż obok mężczyzny.
– Chciałbyś? – zainteresował się od razu Samuel, zdziwiony tym pytaniem.
– Nie wiem – odparł po zastanowieniu. – Bardziej bym chyba chciał, żeby dziecko urodziło się białe albo żółte – stwierdził i aż się zaśmiał. Tak, to byłaby najlepsza opcja, stwierdził, już żałując, że zrobił taką głupotę i pobił tę kobietę.
Samuel nie odpowiedział jednak. Zamknął oczy, zastanawiając się intensywnie nad słowami Dylana. Uznał jednak, że był na to zbyt zmęczony, żeby analizować to wszystko, musi odpocząć.
– Dobranoc – mruknął sennie.
Dylan zmarszczył brwi i uniósł się na łokciu.
– Nie powiesz mi co z nią? – podjął temat.
– Poroniła. Nie będzie białego, żółtego, ani czarnego bachora.
Dylan zamarł. Nie spodziewał się tego. Pobił ją, jasne, oberwała od niego dość mocno. Chciał wtedy, żeby tego dzieciaka nie urodziła, ale teraz...
– Ja pierdole – sapnął i opadł na poduszkę. – On mnie zabije – powiedział cicho. Taylor nie da mu już nigdy spokoju, ta jedna sprawa była akurat więcej niż pewna.
– Jeżeli nie zginie pierwszy – mruknął Samuel cicho, sam do końca nie będąc pewny, czy chciał to zrobić.
Dylan drgnął. Przez chwilę panowała cisza, nie wiedział, co odpowiedzieć.
– Zabijesz go?
– Nie wiem, może – szepnął, nie otwierając oczu. – Może sam zginie.
Chłopak westchnął ciężko, położył się obok i przytulił do Samuela. Uśmiechnął się lekko, czując się bezpiecznie. Wiedział, że Sam o niego zadba, po raz pierwszy mógł komuś naprawdę zaufać.

*

Dylan kręcił się po mieszkaniu, nie wiedząc za bardzo, co ze sobą zrobić. Zabrał się więc za przeglądanie szaf Samuela, bo nawet nie miał dostępu do Internetu, zapomniał z mieszkania swojego telefonu, a laptop gospodarza był dla niego nieosiągalny przez hasło. W telewizji nie puszczali nic ciekawego, lodówka świeciła pustkami, więc nie mógł nawet pobawić się w kucharza, zostało szperanie w rzeczach Faulknera.
Miał na sobie ubrania Sama, jego T-shirt, który na Dylana był o te kilka rozmiarów za duży i spodnie na gumce. Całe szczęście, że dodatkowo miały sznurek, jakoś więc trzymały mu się na biodrach.
Niestety, Faulknernie był tak ciekawą osobą, nie trzymał w szufladach żadnych narkotyków, znalazł za to trochę różnego rodzaju broni. Westchnął ciężko, wracając do oglądania telewizji. Miał nadzieję, że mężczyzna zaraz wróci, bo bał się nawet zamówić coś do jedzenia. Skulił się na kanapie, czując się trochę jak więzień... którym właściwie został na własne życzenie.
Nagle usłyszał dźwięk ustępującego zamka. Nerwowo wpatrzył się w drzwi, jakby za nimi miał zaraz zobaczyć Taylora, odetchnął dopiero wtedy, gdy do przedpokoju wszedł Samuel. Mężczyzna miał opuchnięty policzek i inne ubrania niż te, w których wychodził rano. Dylan od razu domyślił się, że w torbie, którą trzymał, musiał znajdować się jego stary strój. Roberts nie czekał dłużej, wstał i szybko podszedł do Sama, zaniepokojony jego wyglądem. Musiało wydarzyć się coś naprawdę poważnego.
– Co się stało? – zapytał.
Samuel spojrzał na niego krótko, rozkojarzonym wzrokiem.
– Nic, daj mi wody – poprosił i rzucił torbę na podłogę, uważnie zamykając drzwi. – Nie wiem, czy Taylor dzisiaj nie przyjedzie. Wyjdziesz na wyższe piętro, okej? Tak będzie najbezpieczniej.
Dylan zerknął na niego z napięciem i sztywno kiwnął głową, po czym odwrócił się i wszedł do kuchni. Sięgnął po szklankę, do której wlał kranówki, wrócił do Samuela i podał mu ją.
– Będę musiał wyjechać? – zapytał.
Mężczyzna nawet nie podziękował. Wypił wszystko na wdechu i odetchnął, znowu prosząc o dolewkę. Sam opadł zmęczony na kanapę, ignorując pytanie Dylana. Dopiero kiedy przyniósł mu kolejną szklankę wody i w końcu usiadł obok niego, odezwał się:
– Chyba jeszcze nigdy nie widziałem Taylora tak wkurwionego. Rano pojechałem do twojego mieszkania, ale zostawiłem torbę w wozie. Zabrałem ci laptopa i trochę ciuchów. Taylor mówił mi, że się do ciebie włamie. Sam też bym tak zrobił na jego miejscu.
Dylan mimowolnie się skrzywił i podciągnął kolana pod brodę. Czuł, że jest w sytuacji bez wyjścia.
– Mam się zacząć bać o rodziców? – zapytał, opanowując emocje.
– N-nie, raczej nie – rzucił Samuel zaskoczony i zmarszczył brwi, zerkając na niego z zastanowieniem. – Nie wydaje mi się, żeby Taylor im coś zrobił. Bardziej poluje na ciebie. Jesteś cholernym idiotą, wiesz? Zabrał kumpli, żeby cię znaleźli. Przeparkowałem już twój wóz pod jedno z centrum handlowych – dodał jeszcze, a Dylan popatrzył na niego zaskoczony o jak wielu rzeczach Samuel pomyślał.
Przez chwilę nie odrywał wzroku od mężczyzny, dochodząc do wniosku, że wcześniej naprawdę nikt tyle dla niego nie zrobił. Przysunął się do niego i wiedziony impulsem, po prostu się do niego przytulił, opierając głowę na jego ramieniu. Ostatnio bardzo często się przytulali, pomyślał i uśmiechnął się lekko, ledwie dostrzegalnie od nosem.
– To co dalej?
Samuel spiął się, ale nie odepchnął Dylana. Przymknął oczy, starając się odprężyć.
– Na razie musisz tu siedzieć. Zaraz przyniosę ci walizkę, ale nie możesz się rozpakowywać, rozumiesz? Jak przyjechałby tutaj Taylor musimy ją szybko schować. – Faulkner odetchnął ciężko, sam nie wiedząc, dlaczego tak pomagał Dylanowi. Miał świadomość, że kiedy Taylor by go dopadł, zginie. A nie zasługiwał na taką śmierć, jaką mężczyzna chciał mu podarować.
Roberts, nieświadomy jego myśli, pokiwał głową, nie odsuwając się od niego ani na chwilę. Zapach mężczyzny i ciepło jego ciała uspokajało go.
– Poprzywoziłeś mi jakieś ciuchy? – zapytał i uśmiechnął się szeroko, dając mu znać, jakiego typu ciuchy miał na myśli.
– No, trochę. – Samuel zaśmiał się nagle i zerknął na niego z góry. – Pocałuj mnie – zażądał nagle, sam nie wykonując względem niego żadnego gestu.
Dylan spojrzał na niego zdziwiony i prychnął.
– Książę się znalazł – burknął, ale po chwili wychylił się, by spełnić rozkaz.
Samuel uśmiechnął się lekko, łapiąc go za tył głowy. Pocałował go lekko, mrucząc przy tym z zadowoleniem. Dopiero teraz poczuł, że zaczyna się odprężać. Już po chwili pociągnął Dylana na swojego kolana i kiedy chłopak usiadł na nim okrakiem, od razu złapał go za pośladki.
Dylan sapnął, obejmując jego szyję ramionami. Pogłębił pocałunek, ale Samuel zaraz przejął dominację, on mógł tylko mu się podporządkować, ale nie narzekał. Czasem lubił być bardzo uległy, jeszcze gdy miał pod sobą takiego faceta.
Mężczyzna rzucił go nagle na kanapę i położył się na nim, przyspieszając rytm. Zaczął się o niego ocierać, a Dylan już wiedział, czym to się skończy. Jęknął w jego usta, kiedy poczuł dłoń dotykającą jego krocza.
Samuel szybko przeszedł do sedna. Nie bawił się w żadne gry wstępne, zaczął szybko zrzucać z Dylana ubrania, najpierw za duży T-shirt, a następnie swoje spodnie dresowe, w których chłopak chodził po mieszkaniu. Aż się uśmiechnął, kiedy zauważył brak bielizny.
– Mam się odwrócić? – zapytał Dylan, czując, że to będzie szybka akcja. Samuel chciał się tylko spuścić.
– Mhm, idę po gumki – rzucił mężczyzna i wstał, a po drodze ściągnął koszulkę, którą jakby nigdy nic rzucił na podłogę. Wrócił po chwili i uśmiechnął się z zadowoleniem, widząc Dylana wypiętego na kanapie. Widok był niesamowity, pomyślał z satysfakcją, że to teraz on go miał, Taylor był nikim.
– Zrobimy to bez gumek? – zapytał Dylan, kiedy Samuel usiadł za nim. Po ciele mężczyzny na tę propozycję rozszedł się dreszcz podniecenia, który postarał się zignorować. Dotknął pośladków Dylana i rozchylił je, by zacząć obserwować jego wygolony odbyt. Uwielbiał ten widok, kobieta nigdy go tak nie podniecała jak drobny, androgeniczny chłopak. Wilżył wargi, masując jego gładką skórę.
– Chcesz? Mam cię zerżnąć bez gumy?
Dylan odetchnął. Samuel potrafił go podniecić samymi słowami, to jak wulgarnie mówił o ich seksie tylko go dodatkowo nakręcało. Tak, chciał być rżnięty, właśnie dlatego wybierał takich niebezpiecznych facetów, tylko przy nich czuł się odpowiednio.
– Chcę – mruknął i poruszył nerwowo biodrami. – Spuść się we mnie.
Usłyszał, jak mężczyzna przeklina pod nosem i znowu wstaje. Musiał iść po lubrykant. Ściągnął przy okazji spodnie i znowu zerknął na Dylana, który wsparł się na łokciach, nie zmieniając pozycji. Wyglądał przy tym niesamowicie seksownie. Jego własna dziwka, pomyślał Sam, podchodząc do chłopaka. Szybko nawilżył penisa, wzdychając cicho, kiedy jedną ręką dotykał zaciśniętej dziurki Dylana. Wsunął w nią kciuka, ale szybko zastąpił go penisem, którym potarł pierścień zaciśniętym mięśni. Zacisnął szczękę, kiedy jego kochanek jęknął i wypiął biodra bardziej w jego stronę.
Już po chwili wsuwał penisa w chłopaka, a ten stęknął gardłowo i oparł policzek o podłokietnik. Był rozluźniony, więc Samuel od razu dopchnął biodrami do końca, na co Roberts sapnął, spinając się trochę
– Ja pieprzę – wymamrotał Dylan, czując całego jego penisa. Poczuł mocny ból u podstawy kręgosłupa, którego jednak nie skomentował. – Nigdy więcej gum, Sam – zamruczał, czując Faulknera jeszcze bliżej niż wcześniej. Może właśnie dlatego nic nie napomniał o swoim dyskomforcie.
– O tak, kurwa – syknął mężczyzna i pchnął, czując ciasne, ciepłe wnętrze zaciskające się na jego penisie. To właśnie kochał w seksie, kiedy jego całe ciało zaczynało zupełnie inaczej reagować, krew krążyła mu w żyłach szybko, a urywany oddech ginął pod wpływem kolejnych stęknięć. Nie oszczędzał Dylana, posuwał go mocno, każdy jęk przyjmując z uśmiechem zadowolenia. O tak, o to właśnie chodziło.
Dylan zacisnął zęby, kiedy poczuł coraz mocniejsze pieczenie w dolnych partiach ciała. Nic jednak nie powiedział, zamknął oczy, starając się rozluźnić. Samuel był jednak zbyt ostry, zaciskał dłonie na jego biodrach, po czym na pewno zostaną mu siniaki. Z drugiej strony podobał mu się ten seks, nawet jeżeli wszystko go bolało. W pewnym momencie jęknął z bólu, czując przechodzący po jego ciele skurcz, który odebrał mu przyjemność z seksu. Aż się wyrwał, ale Samuel wszedł w niego jeszcze mocniej, a Roberts aż uderzył brodą o oparcie kanapy. Mężczyzna szybko doszedł, był zbyt zmęczony i napalony, więc nie zajęło mu wiele osiągnięcie orgazmu. Oparł na plecy chłopaka, przyciskając do nich rozgrzany policzek i lekko wilgotną od potu skroń. Leżeli tak chwilę w ciszy, uspokajając swoje oddechy. Dylan wyciągnął rękę do tyłu i pogładził go po udzie. Mimo wszystko cieszył się, że Samuel już skończył, nie dałby rady długo wytrzymać takiego tempa.
– Dużo we mnie wpompowałeś – rzucił z rozbawieniem, nie chcąc myśleć o dokuczliwym pieczeniu między pośladkami.
Mężczyzna zaśmiał się i bez skrępowania starł z niego wypływającą spermę, rozmasowując ją na jego udzie. Nie kłopotał się sprawdzeniem, czy Dylan był jeszcze podniecony, nie miał na to sił po dzisiejszych wydarzeniach.
Roberts przez chwilę bał się poruszyć, wreszcie jednak odwrócił się pod Samuelem na plecy, nie mogąc powstrzymać skrzywienia, kiedy poczuł ból. Faulkner dzisiaj w ogóle go nie oszczędził.
– Zamówię coś do żarcia, tak? – zapytał Samuel, obserwując Dylana z zadowoleniem. – Strzep sobie – rzucił, najwyraźniej dzisiaj mając ochotę wydawać same polecenia.
– Nie mam siły – sapnął, nie chcąc się nawet ruszyć. Westchnął ciężko i przesunął dłonią po swoich włosach, obserwując jak Samuel się podnosi i sięga po telefon. – Nie masz innych, nie? – zapytał nagle.
Mężczyzna pokręcił ledwo zauważalnie głową, przyglądając się uważnie Dylanowi. Lubił go obserwować, traktował go trochę jak ciekawy eksponat, który teraz miał non stop dla siebie. Podobało mu się to. Pochylił się i pocałował go w kolano, wiedziony jakimś dziwnym impulsem.
Odkąd zadeklarował, że nie będzie z nikim sypiał oprócz Robertsa, słowa dotrzymał, ale głównie dlatego, że był po prostu zbyt zmęczony pracą, żeby zainteresować się jakimś innym seksem. Zmęczony i zestresowany, a tylko przy Dylanie mógł się w pełni rozluźnić. To była niewątpliwa zaleta chłopaka, że w jego towarzystwie czuł się tak spokojny.
Dylan uśmiechnął się i położył mu stopę na udzie.
– To nie sypiaj – mruknął. – Chcę teraz się pieprzyć z tobą bez gumy – dodał, żeby wyjaśnić dlaczego chce mieć Samuela tylko dla siebie. Fakt był jednak inny, mężczyzna zaczynał go uzależniać. Zakochał się w nim, tak jak to kiedyś zrobił z Taylorem. Tylko że Taylor nigdy tak się dla niego nie poświęcił i nie ratował mu życia.
– Dobrze było. – Samuel dotknął jego stopy i pogłaskał ją delikatnie. – Zamówisz to żarcie? Ja idę się wykąpać, później ci skocze po rzeczy.
– A co chcesz? – zapytał i podniósł się do siadu. Wychylił się do mężczyzny, by go pocałować. Aż zamruczał, gdy Samuel oddał pieszczotę. – Chińską? – zapytał, dotykając jego policzka.
– Nie, coś innego. Ostatnio była chińska, rzygam już tym – poskarżył się i skrzywił. – Co dzisiaj robiłeś? – zapytał w końcu, obserwując nagie ciało przy sobie. Nie przejmował się tym, że Dylan właśnie wycierał wyciekającą z siebie spermę w jego kanapę.
– Nudziłem się – mruknął, wydymając wargi z niezadowoleniem. – Nic z sobą nie wziąłem, nawet telefonu, więc byłem skazany na telewizję – poskarżył się i sięgnął dłonią do jego ramienia, na którym miał bliznę. Przesunął po niej palcem, przyglądając się jej z bliska.
– Mogłeś posprzątać, jak się tak nudziłeś – zaśmiał się Samuel i przymknął oczy. Musiał się wykąpać i odpocząć, był padnięty.
– I co jeszcze? – sapnął, obejmując go w pasie. – Nie jestem służącą – burknął, całując go w ramię. – Ale może coś ci kiedyś ugotuję, jak zasłużysz.
– Tylko w swoim specjalnym stroju – mruknął Samuel i w końcu wstał. – Zamów jakieś żarcie, idę się wykąpać – rzucił i uśmiechnął się do Dylana słabo. Chłopak jeszcze wychylił się i klepnął go w pośladki, za co otrzymał pobłażliwe spojrzenie Faulknera. Gdy mężczyzna wyszedł z pomieszczenia, on sięgnął po telefon i zamówił im jedzenie z włoskiej restauracji. Wiedział już co lubi Samuel i ile je, więc nie musiał się nawet go o to pytać. Kiedy skończył, wstał i przeciągnął się, wszystko go bolało, ale nie miał niczego za złe swojemu kochankowi. W końcu w każdej chwili mógł zaprotestować, czego nie zrobił. Chciał, żeby Faulkner wreszcie się rozluźnił i odstresował. Widział, że sytuacja z Taylorem nie została dla niego obojętna, od wczoraj cały dzień był nerwowy, w pracy też musiało stać się coś niezbyt przyjemnego. Sam potrzebował odprężenia, a nic przecież tak nie odpręża jak seks. Mocny, szybki seks.
Po pięciu minutach Samuel wyszedł z łazienki, którą zaraz po nim zajął Dylan. Ledwo co szedł, ale gdy się umył, poczuł się lepiej.
– Przez następnych kilka dni tylko ręcznie i lody – powiedział do mężczyzny, gdy wykąpany stanął w salonie. – Za bardzo sobie użyłeś, Faulkner – dodał normalnym tonem, uśmiechając się do Samuela, kiedy wycierał swoje włosy ręcznikiem.
– Aż tak? – zdziwił się ten, nie sądził, że był taki ostry. Wtedy myślał tylko o jak najintensywniejszej rozkoszy, szybkim spuszczeniu się i ciasnym tyłku partnera.
– Mhm, ledwo chodzę – mruknął i opadł na najbliższy fotel. – Jak przyjdzie jedzenie to odbierzesz, nie?
– No, później przyniosę torbę z twoimi rzeczami. – Samuel uśmiechnął się leniwie, zaciskając palce na oparciu kanapy. Dylan coraz bardziej mu się podobał. Nigdy chyba jeszcze nie miał takiego rodzaju chłopaka tak długo...
– Ale stopujemy z seksem – powiedział rozbawiony i dotknął dłoni mężczyzny. – Jutro rano zrobię ci loda – dodał, żeby go jakoś ułagodzić.
– Jak miło – zironizował Sam, ale uśmiechnął się pod nosem. Dylan był w porządku, stwierdził, wyciągając się na kanapie. Co chwilę zerkał na zegarek, żeby odliczać czas do zamówienia, aż w końcu usłyszeli dzwonek domofonu. Od razu poderwał się, żeby wpuścić dostawcę. Zapłacił i poszedł z torbą do kuchni, w której już siedział Dylan. Całodobowa obecność chłopaka w jego mieszkaniu była dziwna, obca, ale z drugiej strony całkiem miła. Mógł się przyzwyczaić – przyłapał się na tej myśli, jakoś mimowolnie wyobrażając sobie to, że razem mieszkali.
Dylan założył na siebie koszulkę Samuela, była na niego o wiele zbyt duża i sięgała kawałek za jego pośladki, więc nadawała się do noszenia w domu. Szybko polubił chodzenie w ciuchach gospodarza i miał wrażenie, że Faulknerowi też to wcale nie przeszkadzało, chociaż obaj już chyba zaczynali tęsknić za pończochami.
– Zamówiłem ci lasagne – powiedział, kiedy mężczyzna rozpakowywał jedzenie.
– Lubię – przyznał, nieco zaskoczony tym, że Dylan pamiętał i nawet zamówił podwójną porcję. Prawie jak idealna żona, pomyślał Samuel i zabrał się za jedzenie, rozmawiając z Dylanem o środkach bezpieczeństwa i Taylorze, który na pewno nie zrezygnuje tak łatwo. Nie miał zamiaru oceniać chłopaka, Fatima była dla niego nic nieznaczącą dziewczyną, a on sam przecież robił gorsze rzeczy niż pobicie ciężarnej kobiety. Stałby się hipokrytą, gdyby zaczął prawić Robertsowi morały. Fakt jednak, że przez to się naraził i to dość poważnie. Taylor, gdyby go znalazł, zgotowałby mu naprawdę nieprzyjemną śmierć.
Zjedli do końca i wyrzucili opakowania do śmieci. Samuel, tak jak obiecał Dylanowi, poszedł po torbę.
– Lepiej, żebym się nie logował na Facebooka, nie? – zapytał Roberts z laptopem na kolanach.
– Mhm, dobry pomysł. Nie loguj się na Facebooka, tak dla bezpieczeństwa. Z maila wyślij co masz wysłać i nie wchodź już na niego, okej? I ubierz pończochy – dodał jakby nigdy nic i usiadł obok chłopaka na sofie.
Dylan parsknął śmiechem, zerkając kątem oka na Samuela. Cieszył się, że spotkał takiego faceta, przy którym mógł być sobą. Mógł paradować przed nim w damskiej bieliźnie i jeszcze czuł na sobie jego pożądliwe spojrzenie. Nie miał pojęcia na czym stoi z Faulknerem i jak długo ta idylla potrwa, ale nie chciał, by się skończyła.

5 komentarzy:

  1. Jeju, sama już nie wiem, czy wolę Clasha, czy Lingerie. Świetny rozdział, czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  2. no to się porobiło i zupełny brak wyrzutów sumienia no nie mogę:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam i czekam na kolejny rozdział i doczekać się nie mogę. A jak już jest to taki kródki :(
    Życzę dużo weny Akira

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    rozdział faktycznie spokojniejszy chociaż zdziwiło mnie, że Samowi chodzą po głowie myśli, że Taylor musi zginąć, żeby Dylan miał spokój. Mimo wszystko Taylor był jego przyjacielem no i dziewczyna mu poroniła więc rozumie jego gniew. Facet się ewidentnie zakochał :P, wybaczam mu nawet te wszystkie bluzgi na Dylana. No i swoją drogą, Dylan jest głupkiem :P trzeba go pilnować na każdym kroku, zasłużył sobie na wszystko, uroczy jest :P. Pozdrawiam, weny :P.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja chce jeszcze! xD Świetny rozdział, jak dla mnie za krótki (ale tym sie nie trzeba przejmować, po prostu kocham to opko i ile byście nie napisały, dla mnie to i tak za mało! Uzależniłam się od waszego pisania O.o) Chyba kocham Samuela, Dylana też <3 I już nie wiem, którego porbówac znaleźć w realnym życiu xD Chyba dwóch biere xD Życzę weny i spokoju, oczywiście żeby pisać więcej! xD

    OdpowiedzUsuń