Rozdział 8
Koszulka Samuela
Obudziły go krzyki
dobiegające z kuchni. Samuel musiał rozmawiać przez telefon. Dylan
nie wiedział, który telefon wykonał z kolei albo czy dopiero
zaczął dzwonić. Leżał przez chwilę, starając się trochę
podsłuchać, ale kiedy padło jego imię, wstał. Podszedł bliżej
drzwi i uchylił je lekko. To Samuel musiał je wcześniej zamknąć.
Zauważył mężczyznę w salonie. Chodził po całym mieszkaniu,
rozmawiając z kimś zdenerwowanym głosem.
– Spierdalaj,
przestań mnie, kurwa, oskarżać! Nie ma go u mnie! Myślisz, że
bym go wziął? Przeleciałem go i mam dość, sam ci mówiłem, że
był słaby – warknął, zbyt rozzłoszczony, żeby zdać sobie
sprawy, że swoimi krzykami obudził kochanka. Nie zauważyłc
uchylonych drzwi, w których ten stał. Dylan przełknął ślinę,
zdając sobie sprawę, że wszystko co usłyszał od Taylora musiało
być prawdą. Skrzywił się, ale nie wrócił do sypialni, słuchał
dalej, nie ujawniając swojej obecności.
– Chcesz
przyjechać i to sprawdzić? Nie wierzysz mi, kurwa? – Samuel
roześmiał się drwiąco do telefonu. – Jasne, wpadaj, zobaczysz,
że nie wziąłbym takiej szmaty pod dach – syknął i rozłączył
się, wściekły jak nigdy. Rzucił telefon na kanapę, na której po
chwili usiadł. Schował twarz w dłoniach, starając się uspokoić.
Był wściekły, Taylor potrafił go rozzłościć jak nikt inny.
Obserwujący go Dylan zawahał się, nie wiedział, co zrobić.
Odejść i udać, że nigdy tego nie słyszał? Stał chwilę, myśląc
intensywnie. Wreszcie jednak podjął decyzję.
– Okłamałeś
mnie.
Samuel podniósł
zaskoczony wzrok. Dylan wyrwał go z zamyślenia, a kiedy spojrzał w
jego oczy, zdał sobie sprawę, że musiał to słyszeć.
– Okłamałem? –
zapytał cicho, czując ogarniające go zmęczenie na myśl o tym, że
czekała go kolejna kłótnia, tym razem z Dylanem. Miał już
naprawdę dość wszystkich tych problemów. MS-13 nie dawało im
żyć. Wszyscy czuli zbliżającą się wojnę gangów, nawet policja
zaczęła już coś podejrzewać. Nastroje były napięte, a oni
mieli coraz mniej wolnej przestrzeni w Meksyku, skąd przemycali
narkotyki.
– Mówiłeś
Taylorowi, że jestem słaby – usłyszał głos Dylana i musiał
skupić się na jego słowach, bo przez zmęczenie, trudno było mu
zebrać myśli. – Jak to było? Worek na spermę, rozepchany i tak
dalej – powiedział, wchodząc do pomieszczenia. Nie przejmował
się swoją nagością, w tamtej chwili całkowicie o niej zapomniał.
– Taylor nie wyssał sobie tego z palca.
Samuel prychnął i
pokręcił głową. Dylan nie tylko był szalony, ale i głupi,
stwierdził, nie mając nawet siły odpierać tych zarzutów. Na
problemy w pracy nałożyła się jeszcze ta sprawa. Dochodziła już
druga w nocy, a on dopiero teraz był pewny, że temu idiocie nic nie
groziło.
– Z czym
kłamałem? Muszę przy nim traktować cię tak, jakbyś mnie nie
obchodził – mruknął, sięgając po szklankę z wodą. Nawet nie
zorientował się, że swoimi słowami zdradził coś jeszcze – że
Dylan go obchodził. Nawet bardzo, skoro mu pomagał.
Roberts usiał obok
mężczyzny i objął go w pasie, opierając brodę o jego ramię.
Nie chciał robić wyrzutów Samuelowi, bo nie miał o co, mężczyzna
chronił jego cztery litery. Pomagał mu. Nie mógł mieć żadnych
pretensji.
– O której jutro
wstajesz?
– Mam wolne
popołudnie. Chyba, że Taylor tu przyjedzie. – Spojrzał na niego
ciężkim, zmęczonym wzrokiem.
– Naprawdę
gadałeś mu, że jestem rozorany – rzucił nagle cicho i skrzywił
się. Teraz było inaczej – fakt, ale wcześniej Taylor nie śmiałby
się ze słów Samuela od tak.
– A myślisz, że
miałem mówić mu prawdę, jak zaczął po tobie jechać? Miałem
cię zacząć bronić? Przejrzyj na oczy, Dylan – mruknął i
odchylił się na oparcie, ciągnąc go za sobą.
– Lepszej dupy
już mieć nie będziesz. – Nie mógł się powstrzymać. Wciąż
bolały go słowa Taylora, który mówił, że w końcu się znudzi
Samuelowi. Nie chciał tego, już się przyzwyczaił do tego drania.
W dziwny sposób przerażało go to, że Sam faktycznie mógł tak o
nim myśleć i uświadomił sobie, że chyba zaczynało zależeć mu
na Faulknerze.
Mężczyzna w
odpowiedzi na jego słowa zaśmiał się otwarcie i przycisnął go
do siebie mocniej. Nic na to nie odpowiedział, po prostu się śmiał.
W końcu odchrząknął, zdając sobie sprawy, że w tej pozycji za
chwilę zaśnie na kanapie.
– Wracamy do
łóżka? – zapytał cicho, a Dylan uśmiechnął się i wstał.
Przeszli razem do sypialni.
– Rozbieraj się
– rzucił do niego Roberts, wchodząc pod kołdrę i zerkając na
Sama badawczo z lekkim uśmiechem.
– Dzisiaj nie mam
na nic siły – przypomniał mu mężczyzna. Już po chwili położył
się obok Dylana, ale nie przytulił go. Nagle poczuł się dziwnie.
Bo przecież mieli razem spać. Całą noc.
Dylan zaczekał, aż
kochanek zgasi światło. Pochylił się i pocałował go szybko w
usta.
– Podjedziesz
jutro do mojego mieszkania? – zapytał, wciąż pochylając się
nad mężczyzną. Powstrzymał się, żeby nie dotknąć jego twarzy.
Otaczająca ich ciemność była przyjemna i bezpieczna. Chyba
jeszcze nigdy nie znaleźli się w tak intymnej sytuacji.
– Mhm, pojadę. –
Samuel uśmiechnął się niepewnie, czując się obco we własnym
łóżku. – Chcesz wiedzieć, co z Fatimą? – zapytał nagle.
Chociaż z jednej strony marzył tylko o śnie, zdawał sobie sprawę,
że milczenie jeszcze bardziej go skrępuje. Zwłaszcza że Dylan był
tuż nad nim. Patrzył mu w ciemności w oczy.
– Błagam,
powiedz, że poroniła – mruknął Roberts i niby od niechcenia
położył się tuż obok mężczyzny.
– Chciałbyś? –
zainteresował się od razu Samuel, zdziwiony tym pytaniem.
– Nie wiem –
odparł po zastanowieniu. – Bardziej bym chyba chciał, żeby
dziecko urodziło się białe albo żółte – stwierdził i aż się
zaśmiał. Tak, to byłaby najlepsza opcja, stwierdził, już
żałując, że zrobił taką głupotę i pobił tę kobietę.
Samuel nie
odpowiedział jednak. Zamknął oczy, zastanawiając się intensywnie
nad słowami Dylana. Uznał jednak, że był na to zbyt zmęczony,
żeby analizować to wszystko, musi odpocząć.
– Dobranoc –
mruknął sennie.
Dylan zmarszczył
brwi i uniósł się na łokciu.
– Nie powiesz mi
co z nią? – podjął temat.
– Poroniła. Nie
będzie białego, żółtego, ani czarnego bachora.
Dylan zamarł. Nie
spodziewał się tego. Pobił ją, jasne, oberwała od niego dość
mocno. Chciał wtedy, żeby tego dzieciaka nie urodziła, ale
teraz...
– Ja pierdole –
sapnął i opadł na poduszkę. – On mnie zabije – powiedział
cicho. Taylor nie da mu już nigdy spokoju, ta jedna sprawa była
akurat więcej niż pewna.
– Jeżeli nie
zginie pierwszy – mruknął Samuel cicho, sam do końca nie będąc
pewny, czy chciał to zrobić.
Dylan drgnął.
Przez chwilę panowała cisza, nie wiedział, co odpowiedzieć.
– Zabijesz go?
– Nie wiem, może
– szepnął, nie otwierając oczu. – Może sam zginie.
Chłopak westchnął
ciężko, położył się obok i przytulił do Samuela. Uśmiechnął
się lekko, czując się bezpiecznie. Wiedział, że Sam o niego
zadba, po raz pierwszy mógł komuś naprawdę zaufać.
*
Dylan kręcił się
po mieszkaniu, nie wiedząc za bardzo, co ze sobą zrobić. Zabrał
się więc za przeglądanie szaf Samuela, bo nawet nie miał dostępu
do Internetu, zapomniał z mieszkania swojego telefonu, a laptop
gospodarza był dla niego nieosiągalny przez hasło. W telewizji nie
puszczali nic ciekawego, lodówka świeciła pustkami, więc nie mógł
nawet pobawić się w kucharza, zostało szperanie w rzeczach
Faulknera.
Miał na sobie
ubrania Sama, jego T-shirt, który na Dylana był o te kilka
rozmiarów za duży i spodnie na gumce. Całe szczęście, że
dodatkowo miały sznurek, jakoś więc trzymały mu się na biodrach.
Niestety,
Faulknernie był tak ciekawą osobą, nie trzymał w szufladach
żadnych narkotyków, znalazł za to trochę różnego rodzaju broni.
Westchnął ciężko, wracając do oglądania telewizji. Miał
nadzieję, że mężczyzna zaraz wróci, bo bał się nawet zamówić
coś do jedzenia. Skulił się na kanapie, czując się trochę jak
więzień... którym właściwie został na własne życzenie.
Nagle usłyszał
dźwięk ustępującego zamka. Nerwowo wpatrzył się w drzwi, jakby
za nimi miał zaraz zobaczyć Taylora, odetchnął dopiero wtedy, gdy
do przedpokoju wszedł Samuel. Mężczyzna miał opuchnięty policzek
i inne ubrania niż te, w których wychodził rano. Dylan od razu
domyślił się, że w torbie, którą trzymał, musiał znajdować
się jego stary strój. Roberts nie czekał dłużej, wstał i szybko
podszedł do Sama, zaniepokojony jego wyglądem. Musiało wydarzyć
się coś naprawdę poważnego.
– Co się stało?
– zapytał.
Samuel spojrzał na
niego krótko, rozkojarzonym wzrokiem.
– Nic, daj mi
wody – poprosił i rzucił torbę na podłogę, uważnie zamykając
drzwi. – Nie wiem, czy Taylor dzisiaj nie przyjedzie. Wyjdziesz na
wyższe piętro, okej? Tak będzie najbezpieczniej.
Dylan zerknął na
niego z napięciem i sztywno kiwnął głową, po czym odwrócił się
i wszedł do kuchni. Sięgnął po szklankę, do której wlał
kranówki, wrócił do Samuela i podał mu ją.
– Będę musiał
wyjechać? – zapytał.
Mężczyzna nawet
nie podziękował. Wypił wszystko na wdechu i odetchnął, znowu
prosząc o dolewkę. Sam opadł zmęczony na kanapę, ignorując
pytanie Dylana. Dopiero kiedy przyniósł mu kolejną szklankę wody
i w końcu usiadł obok niego, odezwał się:
– Chyba jeszcze
nigdy nie widziałem Taylora tak wkurwionego. Rano pojechałem do
twojego mieszkania, ale zostawiłem torbę w wozie. Zabrałem ci
laptopa i trochę ciuchów. Taylor mówił mi, że się do ciebie
włamie. Sam też bym tak zrobił na jego miejscu.
Dylan mimowolnie
się skrzywił i podciągnął kolana pod brodę. Czuł, że jest w
sytuacji bez wyjścia.
– Mam się zacząć
bać o rodziców? – zapytał, opanowując emocje.
– N-nie, raczej
nie – rzucił Samuel zaskoczony i zmarszczył brwi, zerkając na
niego z zastanowieniem. – Nie wydaje mi się, żeby Taylor im coś
zrobił. Bardziej poluje na ciebie. Jesteś cholernym idiotą, wiesz?
Zabrał kumpli, żeby cię znaleźli. Przeparkowałem już twój wóz
pod jedno z centrum handlowych – dodał jeszcze, a Dylan popatrzył
na niego zaskoczony o jak wielu rzeczach Samuel pomyślał.
Przez chwilę nie
odrywał wzroku od mężczyzny, dochodząc do wniosku, że wcześniej
naprawdę nikt tyle dla niego nie zrobił. Przysunął się do niego
i wiedziony impulsem, po prostu się do niego przytulił, opierając
głowę na jego ramieniu. Ostatnio bardzo często się przytulali,
pomyślał i uśmiechnął się lekko, ledwie dostrzegalnie od nosem.
– To co dalej?
Samuel spiął się,
ale nie odepchnął Dylana. Przymknął oczy, starając się
odprężyć.
– Na razie musisz
tu siedzieć. Zaraz przyniosę ci walizkę, ale nie możesz się
rozpakowywać, rozumiesz? Jak przyjechałby tutaj Taylor musimy ją
szybko schować. – Faulkner odetchnął ciężko, sam nie wiedząc,
dlaczego tak pomagał Dylanowi. Miał świadomość, że kiedy Taylor
by go dopadł, zginie. A nie zasługiwał na taką śmierć, jaką
mężczyzna chciał mu podarować.
Roberts,
nieświadomy jego myśli, pokiwał głową, nie odsuwając się od
niego ani na chwilę. Zapach mężczyzny i ciepło jego ciała
uspokajało go.
– Poprzywoziłeś
mi jakieś ciuchy? – zapytał i uśmiechnął się szeroko, dając
mu znać, jakiego typu ciuchy miał na myśli.
– No, trochę. –
Samuel zaśmiał się nagle i zerknął na niego z góry. – Pocałuj
mnie – zażądał nagle, sam nie wykonując względem niego żadnego
gestu.
Dylan spojrzał na
niego zdziwiony i prychnął.
– Książę się
znalazł – burknął, ale po chwili wychylił się, by spełnić
rozkaz.
Samuel uśmiechnął
się lekko, łapiąc go za tył głowy. Pocałował go lekko, mrucząc
przy tym z zadowoleniem. Dopiero teraz poczuł, że zaczyna się
odprężać. Już po chwili pociągnął Dylana na swojego kolana i
kiedy chłopak usiadł na nim okrakiem, od razu złapał go za
pośladki.
Dylan sapnął,
obejmując jego szyję ramionami. Pogłębił pocałunek, ale Samuel
zaraz przejął dominację, on mógł tylko mu się podporządkować,
ale nie narzekał. Czasem lubił być bardzo uległy, jeszcze gdy
miał pod sobą takiego faceta.
Mężczyzna rzucił
go nagle na kanapę i położył się na nim, przyspieszając rytm.
Zaczął się o niego ocierać, a Dylan już wiedział, czym to się
skończy. Jęknął w jego usta, kiedy poczuł dłoń dotykającą
jego krocza.
Samuel szybko
przeszedł do sedna. Nie bawił się w żadne gry wstępne, zaczął
szybko zrzucać z Dylana ubrania, najpierw za duży T-shirt, a
następnie swoje spodnie dresowe, w których chłopak chodził po
mieszkaniu. Aż się uśmiechnął, kiedy zauważył brak bielizny.
– Mam się
odwrócić? – zapytał Dylan, czując, że to będzie szybka akcja.
Samuel chciał się tylko spuścić.
– Mhm, idę po
gumki – rzucił mężczyzna i wstał, a po drodze ściągnął
koszulkę, którą jakby nigdy nic rzucił na podłogę. Wrócił po
chwili i uśmiechnął się z zadowoleniem, widząc Dylana wypiętego
na kanapie. Widok był niesamowity, pomyślał z satysfakcją, że to
teraz on go miał, Taylor był nikim.
– Zrobimy to bez
gumek? – zapytał Dylan, kiedy Samuel usiadł za nim. Po ciele
mężczyzny na tę propozycję rozszedł się dreszcz podniecenia,
który postarał się zignorować. Dotknął pośladków Dylana i
rozchylił je, by zacząć obserwować jego wygolony odbyt. Uwielbiał
ten widok, kobieta nigdy go tak nie podniecała jak drobny,
androgeniczny chłopak. Wilżył wargi, masując jego gładką skórę.
– Chcesz? Mam cię
zerżnąć bez gumy?
Dylan odetchnął.
Samuel potrafił go podniecić samymi słowami, to jak wulgarnie
mówił o ich seksie tylko go dodatkowo nakręcało. Tak, chciał być
rżnięty, właśnie dlatego wybierał takich niebezpiecznych
facetów, tylko przy nich czuł się odpowiednio.
– Chcę –
mruknął i poruszył nerwowo biodrami. – Spuść się we mnie.
Usłyszał, jak
mężczyzna przeklina pod nosem i znowu wstaje. Musiał iść po
lubrykant. Ściągnął przy okazji spodnie i znowu zerknął na
Dylana, który wsparł się na łokciach, nie zmieniając pozycji.
Wyglądał przy tym niesamowicie seksownie. Jego własna dziwka,
pomyślał Sam, podchodząc do chłopaka. Szybko nawilżył penisa,
wzdychając cicho, kiedy jedną ręką dotykał zaciśniętej dziurki
Dylana. Wsunął w nią kciuka, ale szybko zastąpił go penisem,
którym potarł pierścień zaciśniętym mięśni. Zacisnął
szczękę, kiedy jego kochanek jęknął i wypiął biodra bardziej w
jego stronę.
Już po chwili
wsuwał penisa w chłopaka, a ten stęknął gardłowo i oparł
policzek o podłokietnik. Był rozluźniony, więc Samuel od razu
dopchnął biodrami do końca, na co Roberts sapnął, spinając się
trochę
– Ja pieprzę –
wymamrotał Dylan, czując całego jego penisa. Poczuł mocny ból u
podstawy kręgosłupa, którego jednak nie skomentował. – Nigdy
więcej gum, Sam – zamruczał, czując Faulknera jeszcze bliżej
niż wcześniej. Może właśnie dlatego nic nie napomniał o swoim
dyskomforcie.
– O tak, kurwa –
syknął mężczyzna i pchnął, czując ciasne, ciepłe wnętrze
zaciskające się na jego penisie. To właśnie kochał w seksie,
kiedy jego całe ciało zaczynało zupełnie inaczej reagować, krew
krążyła mu w żyłach szybko, a urywany oddech ginął pod wpływem
kolejnych stęknięć. Nie oszczędzał Dylana, posuwał go mocno,
każdy jęk przyjmując z uśmiechem zadowolenia. O tak, o to właśnie
chodziło.
Dylan zacisnął
zęby, kiedy poczuł coraz mocniejsze pieczenie w dolnych partiach
ciała. Nic jednak nie powiedział, zamknął oczy, starając się
rozluźnić. Samuel był jednak zbyt ostry, zaciskał dłonie na jego
biodrach, po czym na pewno zostaną mu siniaki. Z drugiej strony
podobał mu się ten seks, nawet jeżeli wszystko go bolało. W
pewnym momencie jęknął z bólu, czując przechodzący po jego
ciele skurcz, który odebrał mu przyjemność z seksu. Aż się
wyrwał, ale Samuel wszedł w niego jeszcze mocniej, a Roberts aż
uderzył brodą o oparcie kanapy. Mężczyzna szybko doszedł, był
zbyt zmęczony i napalony, więc nie zajęło mu wiele osiągnięcie
orgazmu. Oparł na plecy chłopaka, przyciskając do nich rozgrzany
policzek i lekko wilgotną od potu skroń. Leżeli tak chwilę w
ciszy, uspokajając swoje oddechy. Dylan wyciągnął rękę do tyłu
i pogładził go po udzie. Mimo wszystko cieszył się, że Samuel
już skończył, nie dałby rady długo wytrzymać takiego tempa.
– Dużo we mnie
wpompowałeś – rzucił z rozbawieniem, nie chcąc myśleć o
dokuczliwym pieczeniu między pośladkami.
Mężczyzna zaśmiał
się i bez skrępowania starł z niego wypływającą spermę,
rozmasowując ją na jego udzie. Nie kłopotał się sprawdzeniem,
czy Dylan był jeszcze podniecony, nie miał na to sił po
dzisiejszych wydarzeniach.
Roberts przez
chwilę bał się poruszyć, wreszcie jednak odwrócił się pod
Samuelem na plecy, nie mogąc powstrzymać skrzywienia, kiedy poczuł
ból. Faulkner dzisiaj w ogóle go nie oszczędził.
– Zamówię coś
do żarcia, tak? – zapytał Samuel, obserwując Dylana z
zadowoleniem. – Strzep sobie – rzucił, najwyraźniej dzisiaj
mając ochotę wydawać same polecenia.
– Nie mam siły –
sapnął, nie chcąc się nawet ruszyć. Westchnął ciężko i
przesunął dłonią po swoich włosach, obserwując jak Samuel się
podnosi i sięga po telefon. – Nie masz innych, nie? – zapytał
nagle.
Mężczyzna
pokręcił ledwo zauważalnie głową, przyglądając się uważnie
Dylanowi. Lubił go obserwować, traktował go trochę jak ciekawy
eksponat, który teraz miał non stop dla siebie. Podobało mu się
to. Pochylił się i pocałował go w kolano, wiedziony jakimś
dziwnym impulsem.
Odkąd
zadeklarował, że nie będzie z nikim sypiał oprócz Robertsa,
słowa dotrzymał, ale głównie dlatego, że był po prostu zbyt
zmęczony pracą, żeby zainteresować się jakimś innym seksem.
Zmęczony i zestresowany, a tylko przy Dylanie mógł się w pełni
rozluźnić. To była niewątpliwa zaleta chłopaka, że w jego
towarzystwie czuł się tak spokojny.
Dylan uśmiechnął
się i położył mu stopę na udzie.
– To nie sypiaj –
mruknął. – Chcę teraz się pieprzyć z tobą bez gumy – dodał,
żeby wyjaśnić dlaczego chce mieć Samuela tylko dla siebie. Fakt
był jednak inny, mężczyzna zaczynał go uzależniać. Zakochał
się w nim, tak jak to kiedyś zrobił z Taylorem. Tylko że Taylor
nigdy tak się dla niego nie poświęcił i nie ratował mu życia.
– Dobrze było. –
Samuel dotknął jego stopy i pogłaskał ją delikatnie. –
Zamówisz to żarcie? Ja idę się wykąpać, później ci skocze po
rzeczy.
– A co chcesz? –
zapytał i podniósł się do siadu. Wychylił się do mężczyzny,
by go pocałować. Aż zamruczał, gdy Samuel oddał pieszczotę. –
Chińską? – zapytał, dotykając jego policzka.
– Nie, coś
innego. Ostatnio była chińska, rzygam już tym – poskarżył się
i skrzywił. – Co dzisiaj robiłeś? – zapytał w końcu,
obserwując nagie ciało przy sobie. Nie przejmował się tym, że
Dylan właśnie wycierał wyciekającą z siebie spermę w jego
kanapę.
– Nudziłem się
– mruknął, wydymając wargi z niezadowoleniem. – Nic z sobą
nie wziąłem, nawet telefonu, więc byłem skazany na telewizję –
poskarżył się i sięgnął dłonią do jego ramienia, na którym
miał bliznę. Przesunął po niej palcem, przyglądając się jej z
bliska.
– Mogłeś
posprzątać, jak się tak nudziłeś – zaśmiał się Samuel i
przymknął oczy. Musiał się wykąpać i odpocząć, był padnięty.
– I co jeszcze? –
sapnął, obejmując go w pasie. – Nie jestem służącą –
burknął, całując go w ramię. – Ale może coś ci kiedyś
ugotuję, jak zasłużysz.
– Tylko w swoim
specjalnym stroju – mruknął Samuel i w końcu wstał. – Zamów
jakieś żarcie, idę się wykąpać – rzucił i uśmiechnął się
do Dylana słabo. Chłopak jeszcze wychylił się i klepnął go w
pośladki, za co otrzymał pobłażliwe spojrzenie Faulknera. Gdy
mężczyzna wyszedł z pomieszczenia, on sięgnął po telefon i
zamówił im jedzenie z włoskiej restauracji. Wiedział już co lubi
Samuel i ile je, więc nie musiał się nawet go o to pytać. Kiedy
skończył, wstał i przeciągnął się, wszystko go bolało, ale
nie miał niczego za złe swojemu kochankowi. W końcu w każdej
chwili mógł zaprotestować, czego nie zrobił. Chciał, żeby
Faulkner wreszcie się rozluźnił i odstresował. Widział, że
sytuacja z Taylorem nie została dla niego obojętna, od wczoraj cały
dzień był nerwowy, w pracy też musiało stać się coś niezbyt
przyjemnego. Sam potrzebował odprężenia, a nic przecież tak nie
odpręża jak seks. Mocny, szybki seks.
Po pięciu minutach
Samuel wyszedł z łazienki, którą zaraz po nim zajął Dylan.
Ledwo co szedł, ale gdy się umył, poczuł się lepiej.
– Przez
następnych kilka dni tylko ręcznie i lody – powiedział do
mężczyzny, gdy wykąpany stanął w salonie. – Za bardzo sobie
użyłeś, Faulkner – dodał normalnym tonem, uśmiechając się do
Samuela, kiedy wycierał swoje włosy ręcznikiem.
– Aż tak? –
zdziwił się ten, nie sądził, że był taki ostry. Wtedy myślał
tylko o jak najintensywniejszej rozkoszy, szybkim spuszczeniu się i
ciasnym tyłku partnera.
– Mhm, ledwo
chodzę – mruknął i opadł na najbliższy fotel. – Jak
przyjdzie jedzenie to odbierzesz, nie?
– No, później
przyniosę torbę z twoimi rzeczami. – Samuel uśmiechnął się
leniwie, zaciskając palce na oparciu kanapy. Dylan coraz bardziej mu
się podobał. Nigdy chyba jeszcze nie miał takiego rodzaju chłopaka
tak długo...
– Ale stopujemy z
seksem – powiedział rozbawiony i dotknął dłoni mężczyzny. –
Jutro rano zrobię ci loda – dodał, żeby go jakoś ułagodzić.
– Jak miło –
zironizował Sam, ale uśmiechnął się pod nosem. Dylan był w
porządku, stwierdził, wyciągając się na kanapie. Co chwilę
zerkał na zegarek, żeby odliczać czas do zamówienia, aż w końcu
usłyszeli dzwonek domofonu. Od razu poderwał się, żeby wpuścić
dostawcę. Zapłacił i poszedł z torbą do kuchni, w której już
siedział Dylan. Całodobowa obecność chłopaka w jego mieszkaniu
była dziwna, obca, ale z drugiej strony całkiem miła. Mógł się
przyzwyczaić – przyłapał się na tej myśli, jakoś mimowolnie
wyobrażając sobie to, że razem mieszkali.
Dylan założył na
siebie koszulkę Samuela, była na niego o wiele zbyt duża i sięgała
kawałek za jego pośladki, więc nadawała się do noszenia w domu.
Szybko polubił chodzenie w ciuchach gospodarza i miał wrażenie, że
Faulknerowi też to wcale nie przeszkadzało, chociaż obaj już
chyba zaczynali tęsknić za pończochami.
– Zamówiłem ci
lasagne – powiedział, kiedy mężczyzna rozpakowywał jedzenie.
– Lubię –
przyznał, nieco zaskoczony tym, że Dylan pamiętał i nawet zamówił
podwójną porcję. Prawie jak idealna żona, pomyślał Samuel i
zabrał się za jedzenie, rozmawiając z Dylanem o środkach
bezpieczeństwa i Taylorze, który na pewno nie zrezygnuje tak łatwo.
Nie miał zamiaru oceniać chłopaka, Fatima była dla niego nic
nieznaczącą dziewczyną, a on sam przecież robił gorsze rzeczy
niż pobicie ciężarnej kobiety. Stałby się hipokrytą, gdyby
zaczął prawić Robertsowi morały. Fakt jednak, że przez to się
naraził i to dość poważnie. Taylor, gdyby go znalazł, zgotowałby
mu naprawdę nieprzyjemną śmierć.
Zjedli do końca i
wyrzucili opakowania do śmieci. Samuel, tak jak obiecał Dylanowi,
poszedł po torbę.
– Lepiej, żebym
się nie logował na Facebooka, nie? – zapytał Roberts z laptopem
na kolanach.
– Mhm, dobry
pomysł. Nie loguj się na Facebooka, tak dla bezpieczeństwa. Z
maila wyślij co masz wysłać i nie wchodź już na niego, okej? I
ubierz pończochy – dodał jakby nigdy nic i usiadł obok chłopaka
na sofie.
Dylan parsknął
śmiechem, zerkając kątem oka na Samuela. Cieszył się, że
spotkał takiego faceta, przy którym mógł być sobą. Mógł
paradować przed nim w damskiej bieliźnie i jeszcze czuł na sobie
jego pożądliwe spojrzenie. Nie miał pojęcia na czym stoi z
Faulknerem i jak długo ta idylla potrwa, ale nie chciał, by się
skończyła.
Jeju, sama już nie wiem, czy wolę Clasha, czy Lingerie. Świetny rozdział, czekam na next <3
OdpowiedzUsuńno to się porobiło i zupełny brak wyrzutów sumienia no nie mogę:-)
OdpowiedzUsuńCzekam i czekam na kolejny rozdział i doczekać się nie mogę. A jak już jest to taki kródki :(
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny Akira
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział faktycznie spokojniejszy chociaż zdziwiło mnie, że Samowi chodzą po głowie myśli, że Taylor musi zginąć, żeby Dylan miał spokój. Mimo wszystko Taylor był jego przyjacielem no i dziewczyna mu poroniła więc rozumie jego gniew. Facet się ewidentnie zakochał :P, wybaczam mu nawet te wszystkie bluzgi na Dylana. No i swoją drogą, Dylan jest głupkiem :P trzeba go pilnować na każdym kroku, zasłużył sobie na wszystko, uroczy jest :P. Pozdrawiam, weny :P.
Ja chce jeszcze! xD Świetny rozdział, jak dla mnie za krótki (ale tym sie nie trzeba przejmować, po prostu kocham to opko i ile byście nie napisały, dla mnie to i tak za mało! Uzależniłam się od waszego pisania O.o) Chyba kocham Samuela, Dylana też <3 I już nie wiem, którego porbówac znaleźć w realnym życiu xD Chyba dwóch biere xD Życzę weny i spokoju, oczywiście żeby pisać więcej! xD
OdpowiedzUsuń