Dziękujemy za wszystkie komentarze i głosy w ankiecie :)
Rozdział 6
Satynowy szlafrok
Samuel miał czas, żeby rzeczywiście rozgościć
się w mieszkaniu Dylana. Przeszedł do kuchni, wcześniej kolejny
raz oglądając salon. Z każdą kolejną wizytą w tym mieszkaniu
przyzwyczajał się do tego łagodnego, kobiecego stylu. Dylan był
hybrydą – w swoim słodkim otoczeniu rzeczy i ubrań, wcale nie
tracił przysłowiowych jaj. Był wyjątkiem potwierdzającym regułę,
że niektórzy faceci z tak specyficznymi zapędami nie chorowali na
zanik jąder.
Dylan długo jednak nie wracał, Samuel zdążył się
wynudzić, już miał nawet podejść do drzwi od łazienki i w nie
zapukać, jednak zajął się przeglądaniem zawartości laptopa
chłopaka, który najwidoczniej o nim zapomniał, zdając się na
łaskę (bądź niełaskę) Faulknera.
Mężczyzna wiedział, że nie powinien, ale nie mógł
powstrzymać się przed przejrzeniem historii przeglądarki. Nie
znalazł tam jednak nic podejrzanego, oprócz oczywiście kilku stron
z kobiecymi ubraniami i bielizną. Zalogował się na Facebooku, bo
Dylan miał domyślnie zapisane hasło. Od razu odczytał jedną z
wiadomości od kolegi, jaką chłopak dostał. Zmarszczył brwi,
patrząc, co napisał mu jakiś Mike.
„Idziemy w piątek na kluby? Muszę kogoś wyrwać.”
Nie chciał jednak ani jej odczytywać, ani tym
bardziej na nią odpisywać. Po przyjrzeniu się zdjęciu ustawionemu
na profilówkę, doszedł do wniosku, że zazdrość była
niewskazana. Zdążył już poznać gust Dylana, by wiedzieć, że
nie interesowali go biali, chuchrowaci chłopcy. Chwilę przeglądał
jego tablicę, uśmiechając się pod nosem, gdy natrafiał na
zdjęcia jakichś mniej lub bardziej perwersyjnych majtek. Szybko mu
to się jednak znudziło, więc zaczął przeglądać znajomych
Robertsa, gdy nagle natrafił na Taylora, a jego twarz aż stężała.
Usta zacisnęły się w wąską linię, a brwi zmarszczyły się,
kiedy czytał ich dawną rozmowę.
„I co, młody, tęsknisz?” – napisał mu jakieś
trzy miesiące temu Taylor.
„Więc taki był twój plan. Tydzień milczenia,
żebym się stęsknił?” – brzmiała odpowiedź Dylana.
„Jak tęsknisz jesteś jeszcze lepszy w łóżku.”
Nie chciał już więcej czytać, zirytowało go to.
Dylan z nim prawie w ogóle nie pisał na Facebooku, głównie do
siebie dzwonili i... poza tym to nie mieli ze sobą kontaktu całymi
dniami. A kiedy tak przeglądał rozmowy Robertsa z Taylorem, szybko
doszedł do wniosku, że to w ich układzie wyglądało zupełnie
inaczej. Uświadomił sobie też, że nigdy nie będzie Taylorem.
Dylan mógł go traktować jak kumpla do seksu, znajomego, z którym
mógł robić coś więcej poza seksem, ale w zasadzie to wszystko.
Nie wzdychał do niego, nie myślał o nim, ani nie nalegał na
spotkanie. Samuela niezwykle to irytowało, bo w czym był gorszy od
swojego przyjaciela?! Miał więcej pieniędzy, lepszą pozycję w
gangu, posiadał zdecydowanie więcej władzy. Wstał, wcześniej nie
zapominając wylogować się z Facebooka. Nie chciał, żeby Dylan
coś podejrzewał. Wrócił do kuchni, żeby otworzyć w końcu wino.
Musiał się napić.
Zaczął szukać po szafkach korkociągu, a gdy go
znalazł, usłyszał dźwięk zwalnianego zamka. Już po chwili w
salonie pojawił się Dylan owinięty bordowym, satynowym
szlafrokiem.
– Fajne te majtki – powiedział wesoło, nieświadomy
tego, co Faulkner zrobił i tego, o czym właśnie myślał. Zresztą,
w tamtym momencie nie myślał nawet, że laptop leżał na stoliku i
że każdy, kto znajdowałby się teraz w jego mieszkaniu, miałby do
niego łatwy dostęp.
– Pokaż – rzucił mężczyzna i uśmiechnął się
lekko, starając się traktować te spotkania jak relaks. Nic poza
zwykłym seksem, powtarzał sobie i w końcu udało mu się zepchnąć
złość na dalszy plan.
Dylan uśmiechnął się dość podstępnie i podszedł
do mężczyzny.
– Rozwiąż – powiedział, wskazując na supeł
podtrzymujący poły szlafroka. Faulkner podał mu kieliszek, a sam
sięgnął do paska szlafroka. – Wygodne? – zapytał i rozwiązał
powoli szlafrok. Aż przygryzł wargę, kiedy zobaczył Dylana w
bieliźnie. Podobało mu się. Jego penis wypychał skąpy przód,
trochę wystając, ale i tak wyglądało to całkiem seksownie. Jądra
też.
– Trochę zimno z tyłu – odpowiedział i zaśmiał
się cicho, po czym odwrócił się tyłem do Samuela, prezentując
mu swoje nagie pośladki. Jego kochanek odetchnął i od razu je
złapał. Zacisnął na nich palce. Były sprężyste i łagodnie
zaokrąglone.
– Zaraz cię tam ogrzeję – mruknął, uśmiechając
się lekko.
Dylan zamknął oczy i wypiął się do niego ochoczo.
Uwielbiał te chwile, naprawdę lubił seks, a Samuel był w nim
dobry, dlaczego więc miałby z mężczyzny rezygnować, skoro obie
strony czerpały z tego układu korzyści? W szczególności, że
zaczęli się rozumieć, a porozumienie w łóżku nie było rzeczą
tak łatwą do osiągnięcia, jakby się wydawało.
– I dasz radę? – prowokował go. – Jesteś zbyt
pewny siebie – stwierdził. Samuel, słysząc to, przyciągnął go
do siebie gwałtownie, a Dylan rozlał wino, nie spodziewając się
takiego „ataku”. Faulkner przytulił go jedną ręką i przysunął
usta do jego skroni.
– Myślisz? Bo jestem całkiem dobry w ogrzewaniu –
zamruczał.
Dylan mimowolnie uśmiechnął się, odwrócił się na
tyle, na ile mógł i pocałował Samuela. Miał wrażenie, że z
każdą chwilą coraz bardziej się do siebie zbliżali. Zamruczał w
jego usta, czując dłoń mężczyzny na swoich pośladkach, aż
wreszcie zsunęła się między nie.
– Możesz mi częściej robić prezenty – powiedział
z zadowoleniem.
– Podoba ci się ten? – Mężczyzna uśmiechnął
się lekko, z zadowoleniem. Gładził go po pośladkach, zaczynając
się podniecać. A chciał jeszcze, żeby wypili wino.
– Podoba – mruknął i spojrzał na rozlany alkohol.
Sięgnął po butelkę i wlał trunek do kieliszka. – Ciekawy
patent z tą dziurą – dodał i odwrócił się do niego przodem. –
To jakiś toast?
Samuel nie odpowiedział. Sięgnął po swój kieliszek
i stuknął nim o szkło Dylana, patrząc mu przy tym w oczy.
– Za nic? – uniósł brwi. Myślał, że Samuel
zaproponuje jakiś toast. – To może za nas?
– Za nas? – zapytał mężczyzna ze zdziwieniem.
Chciał zapytać, czy „są”, ale to brzmiałoby głupio, więc
ostatecznie nic takiego nie powiedział.
– A masz jakiś inny pomysł? – zamruczał,
obejmując jego szyję ramieniem. Musiał stanąć na palcach, ale to
akurat nigdy mu nie przeszkadzało. Podobał mu się wzrost Samuela,
przy nim czuł się jak przy prawdziwym facecie.
– Nie. – Samuel zaśmiał się i przycisnął go do
siebie. – Załóż obcasy – poprosił, sam nie wiedząc po co.
Dylan uśmiechnął się. Wiedział, że Samuelowi
podobało się wszystko, czego by nie założył. Lubił jego każde
dziwne modowe fanaberie.
– Poczekaj – powiedział, wziął łyka wina i
odsunął się. Kiedy szedł przez salon do swojej sypialni jeszcze
się obejrzał, by upewnić się, czy Samuel na pewno patrzy na jego
pośladki. Patrzył. Uśmiechnął się pod nosem, kręcąc nieco
biodrami.
Mężczyzna spojrzał na różową plamę na podłodze,
popijając swojego wina. Lubił przebywać w towarzystwie Dylana,
wszystko wtedy było inne – łagodniejsze, cieplejsze i bezpieczne.
Dawało mu pewność, że miał kogoś, do kogo mógł przyjechać i
spełnić fantazje, które wcześniej może trochę go przerażały.
Dylan był idealnym materiałem na kogoś, kim mógł się opiekować,
o czym oczywiście teraz nie chciał myśleć. Najlepiej nie
analizować, to utrzymuje go w przyjemnej nieświadomości.
Już po chwili w progu sypialni pojawił Roberts. Nim
jednak przeszedł do salonu, oparł się o framugę, prezentując
kochankowi bardzo wysokie, czarne buty na platformie z ćwiekami.
– Te mogą być?
– Mhm. – Samuel uśmiechnął się lekko, patrząc
na niego uważnie. Mężczyzna podniecał go z takim wyglądem.
Mimowolnie przypomniał sobie, kiedy chłopak do niego przyszedł.
Pod normalnym ubraniem miał te przeklęte koronkowe bokserki, które
tak na niego działały. Ale zdecydowanie wolał go w takim wydaniu.
– Dobrze wyglądasz – skomplementował go z zadowoleniem
dotykając jego włosów, kiedy Dylan w końcu do niego podszedł.
Lubił ich jasny kolor i to, w jaki sposób się układały. Roberts
musiał spędzać na ich układaniu trochę czasu, co do tego Sam nie
miał najmniejszych wątpliwości. Przeniósł wzrok na twarz
kochanka, uśmiechał się, a jego dłonie, wbrew pozorom dość
męskie dłonie, podwinęły koszulkę Sama i wsunęły się pod nią.
– Coś się stało w pracy? – zapytał, zaczynając
gładzić jego brzuch. – Jesteś trochę spięty.
– Nic, nieważne. – Samuel odetchnął ciężko i
przymknął oczy, odprężając się pod tym dotykiem. – Mamy
ostatnio trochę spin, ale nie jest źle.
Dylan wychylił się i zaczął całować go po brodzie.
– Nic poważnego? – zapytał. Zdał sobie sprawę,
że zaczął się bać o Samuela, miał przecież bardzo
niebezpieczną pracę. O tym Dylan doskonale wiedział, ale nie znał
żadnych szczegółów. – Mogę być o ciebie spokojny?
– Ja... co? – Faulkner aż wstrzymał oddech, czując
przypływ gorąca. Dylan z nim flirtował, próbował go uwieść i
szło mu to cholernie dobrze, pomyślał, dotykając boku jego ciała.
– Nic poważnego.
– I chyba nie dowiem się, co robisz, nie? –
zapytał, zsuwając dłonie na jego plecy. – Uważaj na siebie.
– O Taylora też się tak bałeś? – zapytał
Samuel, zanim zdążył ugryźć się w język. Z zakłopotaniem
zauważył, że Dylan popatrzył na niego zaalarmowany i że już po
chwili, na tej jego chłopięcej twarzy pojawił się szeroki uśmiech
zwycięstwa.
– Zazdrosny? – zapytał z zadowoleniem.
– Chciałbyś! – prychnął Faulkner, czując, jak
uderza w niego fala gorąca, czego już jednak Dylan nie zauważył.
Mógł jednak wyczuć, że zawstydził go. Przyłapał na gorącym
uczynku. I już po chwili Roberts parsknął śmiechem, obejmując
jednocześnie szyję Samuela. Łasił się niczym jakiś kot,
przebiegło przez myśli Faulknera, ale jakoś nie przeszkadzało mu
takie zachowanie.
– Nigdy mi nie mówił jak w pracy – mruknął po
chwili Dylan, patrząc kochankowi w oczy.
– Bo nie chciał ci mówić – wytłumaczył
spokojnie. – Wiesz dobrze, że to niebezpieczne. Im mniej wiesz tym
lepiej.
– A co z tobą? – zapytał poważnie, gładząc jego
kark.
– Mnie też to się dotyczy. Jeszcze bardziej. Nie
mogę ci nic mówić. – Wzruszył ramionami, czując się dziwnie,
kiedy ktoś tak się nim przejmował. Nie miał rodziców, więc
zapomniał już co to znaczyło, kiedy ktoś się o niego martwił w
taki sposób. Dziwnie się z tym czuł.
Dylan kiwnął głową, nie wiedząc, co na to
odpowiedzieć. Wychylił się po kieliszek i wziął łyka.
– Idziemy na łóżko, czy chcesz w salonie?
– W łóżku będzie chyba wygodniej, co? – zapytał,
uśmiechając się lekko. Dolał im wina i rzucił spojrzeniem na
brudną podłogę. – Nie posprzątasz? – Wizja Dylana z mopem, w
wysokich szpilkach i tej bieliźnie była naprawdę zabawna, ale
kryła w sobie spore ziarno erotyzmu. To był ten rodzaj rzeczy, przy
których by się chwilę pośmiał, ale później nie byłby w stanie
tego robić przez przypływ podniecenia.
Dylan zwrócił uwagę na czerwoną plamę wina. Zerknął
najpierw na szmatę przy zlewie, a później na Samuela. Po chwili
namysłu zabrał ścierkę i kucnął w lekkim rozkroku, tyłem do
mężczyzny, dzięki czemu ten mógł z góry zobaczyć, jak pośladki
chłopaka rozchylają się. Faulkner przez chwilę nie mógł oderwać
od nich spojrzenia, zacisnął palce na rączce swojego kieliszka,
obserwując Robertsa z zafascynowaniem. Miał ochotę go dotknąć,
ale na razie nic nie robił, tylko patrzył.
– Zawsze tak sprzątasz? – zagaił, zastanawiając
się, czy jeszcze czegoś nie wylać. Już zauważył, że przy
Dylanie myślał penisem.
– A co? Posprzątać twoje mieszkanie? – zapytał ze
śmiechem i wstał. Wrzucił szmatę do zlewu.
– Przydałoby mu się. Jest cholernie brudne –
rzucił, chociaż jakiś czas temu Dylan znowu go odwiedził i
mieszkanie wcale nie wydawało się zapuszczone.
– Dziwka, służąca, sprzątaczka... nie za dużo
wymagasz? – powiedział, poprzedzając wypowiedź prychnięciem,
ale mimo to było widać, że się nie zezłościł. Zdążył już
do tego nabrać dystansu.
– Zacznij mi jeszcze gotować, to będziesz ideałem –
rzucił bez namysłu, a spojrzenie Dylana sprawiło, że nie
wytrzymał i przyciągnął go do siebie, żeby pocałować mocno. –
Jesteś mój – wydusił cicho, między pocałunkami, nie mając
zamiaru już się nim dzielić. Z nikim. Chciał, żeby chłopak
należał do niego, żeby mieć go na wyłączność.
Dylan nie spodziewał się tego. To jedno zdanie
zadziałało na niego bardziej niż cokolwiek innego. Zaczął mocno
oddawać pocałunek, zatracając się w nim. Zawsze chciał być
czyjś, to dodawało mu dziwnej pewności siebie, dziwnego rodzaju
spokoju. Całowali się mocno, aż zabrakło im tchu, a gdy się od
siebie oderwali, Dylan pociągnął Samuela do sypialni. Ich gra
wstępna była naprawdę długa, nigdzie się nie spieszyli. Wypili
jeszcze po kieliszku wina, prawie w ogóle nie odrywając od siebie
rąk, kiedy razem leżeli, które, oczywiście, w kilku miejscach
poplamili alkoholem. Gdy jednak przeszli dalej, Dylan był pewny, że
jego jęki słyszeli nawet sąsiedzi. Nie uciszał się jednak,
Samuel lubił, gdy był głośny, więc w niczym się nie stopował.
Najlepsze chwile jednak nadchodziły po seksie, przynajmniej zdaniem
Robertsa. Kiedy już się wyżyli i leżeli obok siebie, uspokajając
się po mocnym orgazmie.
– I jak zaznaczysz to, że jestem twój? – zapytał
Roberts, nie mogąc się powstrzymać, za co otrzymał ciężkie,
wykończone i uroczo senne spojrzenie Sama. Nie odpowiadał mu przez
długą chwilę, starając się opanować chęć zaśnięcia. Pytanie
jednak było cholernie podniecające, przez co zmęczenie powoli
zaczęło ustępować.
– Jesteś. Już jesteś – mruknął, jakby nie
zrozumiał pytania. W zasadzie nie wiedział, jakby miał na nie
odpowiedzieć. Dylan chciał już związku? Takiego jak z Taylorem?
Pomiędzy nimi zapadła chwila ciszy. Roberts uśmiechnął
się pod nosem, gładząc wytatuowaną pierś Samuela. Przesunął
palcem po konturze łba tygrysa, stwierdzając, że to zwierze
pasowało do Faulknera.
– Czyli żadnych innych? – upewnił się.
– Tak. – Sam spojrzał na niego kątem oka. –
Chcę, żebyś był wierny, to wszystko – te słowa sprawiły, że
w Dylanie coś pękło. Coś się zmieniło.
– A ty? – zapytał wprost.
– Czego ode mnie oczekujesz? – Samuel spojrzał na
niego pytająco. Był typem faceta, który lubił sypiać z innymi, z
różnymi partnerami, ale zdecydowanie nie można było porównać go do
Taylora. Pod tym względem nigdy nie byli do siebie podobni.
– Skoro ja mam być wierny, to ty też –
odpowiedział wprost i wzruszył ramionami. – Nie chcę twojego
chuja po kimś innym – dodał wulgarnie, a jego ton głosu stał
się tak stanowczy, jak jeszcze nigdy. Nawet wtedy, gdy po felernym
pierwszym seksie, kazał Faulknerowi „wypierdalać”, brzmiał
inaczej, był bardziej roztrzęsiony. Tym razem chciał wymusić na
Samie potaknięcie. Dylan miał ciężki charakter, lubił stawiać
na swoim. W tym akurat przypominał Samuela i mężczyzna już
wiedział, że w przyszłości może to stanowić problem.
Faulkner przebudził się, odpędzając na razie
zmęczenie, które zostało zastąpione lekkim rozbawieniem. Nie
traktował tej obietnicy bardzo wiążąco, ale naprawdę będzie się starał. Dylan nie rozumiał, bo Samuel czasami musiał pieprzyć
się z jakimiś laskami, żeby ludzie nie gadali.
– Zgoda – odpowiedział, uśmiechając się, w czym
po chwili zawtórował mu też Roberts. Nie spodziewał się takiej
reakcji po Samie. Przyciągnął go do siebie i pocałował. Będzie
mieć Faulknera na wyłączność, ta myśl poprawiła mu humor na
resztę wieczoru.
*
Minęły prawie dwa miesiące odkąd Dylan zaczął
sypiać z najlepszym przyjacielem swojego byłego. W ich relacji
przede wszystkim dominował seks. Roberts nie czuł, że tworzyli
związek. Samuel zachowywał się zupełnie inaczej niż Taylor,
był... trudniejszy w obejściu. Bardziej skryty, czasami śmiesznie
niepewny, ale częściej bezczelnie arogancki. Podobała mu się ich
relacja, dawali sobie wszystko, na czym im najbardziej zależało bez
dodatkowych zobowiązań.
Dylanowi brakowało randek, ale Samuel w dziwny sposób
rekompensował mu kilkoma wypadami w miejsca, w których miał
pewność, że nikt go nie zobaczy. Były jeszcze prezenty i kolacje
w mieszkaniu. Chłopak zdążył już zauważyć, że Faulkner
zaczynał się w nim zakochiwać, że może już to zrobić, ale
wciąż starał się walczyć ze sobą, żeby tego nie pokazać. Na
pewno jednak Dylan złapał go na przysłowiowy haczyk – Samuel był
nim absolutnie zauroczony. Może dlatego satysfakcjonowała go ta
relacja. Taylor nigdy nie potrafił się złamać, zdominować,
zawsze to Dylan o niego zabiegał. W układzie z Samuelem było
inaczej. I może właśnie to sprawiało, że Roberts wsiąkał w tę
relację jeszcze bardziej. Starał się w nią nie angażować, ale
zwodzenie Faulknera nie owocowało tylko w jedną stronę. Nie mógł
tak po prostu wciąż utrzymywać neutralnych stosunków z Samuelem,
podczas gdy chciał, by mężczyzna za nim szalał. To było
nierealne. Nim się więc obejrzał, a już uzależnił się od tych
spotkań, od siedzenia przy milczącym, gburowatym mężczyźnie,
wciskania mu nóg na kolana, a nawet przytulania się do niego. Co
najdziwniejsze, Sam wcale nie był taki niedotykalski, jak się
wydawało. Pozwalał od czasu do czasu się pocałować, objąć,
usiąść sobie na nogach. Czasem jednak miał dość, gdy Dylan już
przesadzał, przekraczał niewidzialną granicę, spychał go z
siebie i żądał przestrzeni. A gdy żądał przestrzeni, to
siedział jeszcze chwilę, wstawał i wychodził.
Dylan westchnął ciężko. Samuel powoli stawał się
naturalną częścią jego życia, o czym jednak starał się nie
myśleć. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy odczytał SMSa.
Ostatnio (po seksie w kolejnej bieliźnie kupionej w prezencie od
Faulknera) Samuel zaczął do niego częściej pisać. Nie były to
jakieś długie elaboraty, raczej krótkie, rzeczowe zdania, ale i
tak zawsze poprawiały Dylanowi humor. Czuł, że miał dzięki temu
większy kontakt z kochankiem.
Odpisał mu szybko i wysiadł z samochodu, który
zaparkował tuż przed salonem piękności. Kiwnął do kobiety
siedzącej w wozie zaparkowanym naprzeciwko niego. Szybko do niej
podbiegł, uśmiechając się szeroko. Siedziała na miejscu
pasażera, a za kierownicą znajdował się jego ojciec.
Nie wyglądała źle, chociaż ostatnio bardzo schudła.
Kilka tygodni temu okazało się dlaczego. Miała raka piersi. Całe
szczęście, że wykryto go we wczesnej fazie, wycięto i teraz jego
matkę poddano łagodnej chemioterapii. Lekarz zakazał wszelkiego
rodzaju stresu, więc musiała zrezygnować z pracy. Dylan przejął
część obowiązków, resztę przekazali jego znajomej, która
nadzorowała cały salon piękności. Dobrze sobie radzili, na razie
przynajmniej. Najważniejsze przecież, żeby jego mama wróciła do
zdrowia. Jeżeli chemioterapia dobrze pójdzie, koniec leczenia
zakończy się na początku przyszłego miesiąca.
– Odwieziesz ją do domu, tak? – usłyszał surowy
głos ojca, starszego, ale wciąż przystojnego mężczyzny ze
śmiesznym, siwym wąsem pod nosem. Rzucił swojemu tacie krótkie
spojrzenie i kiwnął sztywno głową.
– Tak – odparł krótko. Zerknął na mamę.
Widział, że już czuła się lepiej. Może ryzykował, ale był
skłonny uznać, że przytyła dwa kilo. Jej oczy powoli powracały
do dawnego blasku, a cera stawała się bardziej różowa i zdrowsza.
W końcu stanie na nogi, pomyślał, patrząc na ukochaną twarz
swojej rodzicielki. Miał z nią bardzo zażyły kontakt, mówił jej
prawie wszystko, zawsze traktował ją jako swoją najlepszą
przyjaciółkę. Nic więc dziwnego, że gdy dowiedział się o jej
chorobie, jego życie na chwilę zdawało się stanąć w miejscu.
Wszystko wokół zatrzymało się, a on przez tydzień próbował
zebrać się do kupy i dać mamie oparcie. Gdy już znalazł w sobie
tę siłę, starał się towarzyszyć matce na każdych badaniach,
każdej wizycie lekarskiej. To nie było dla niego dużym
poświęceniem, bo naprawdę ją kochał. Zdawał sobie boleśnie
sprawę, że nie byłby tak zaangażowany, gdyby chodziło o ojca.
Ale ojciec od razu też go przecież nie zaakceptował. Tata był
ciężkim typem człowieka, zawsze lepiej dogadywał się właśnie z
mamą. – Pójdziemy później na kawę, hm? – zaproponował,
kiedy wziął rodzicielkę pod ramię i ruszyli wolnym krokiem do
salonu. Jego dobry kontakt z mamą brał się zapewne stąd, że nie
zawsze był jedynakiem. Jego starsi bracia umarli, jeden przy
porodzie, drugi gdy miał cztery latka przez wadę serca. Tylko Dylan
urodził się silny i zdrowy, może właśnie dlatego był oczkiem w
głowie pani Roberts.
– I ciasto! Na wybrzeżu otworzyli knajpę z włoskimi
deserami. Byłam w niej ostatnio z Daisy. Wiesz, że jej córka
wyjechała do Europy? – zapytała, wspominając o swojej najlepszej
przyjaciółce. I chociaż kiedyś chciała go zeswatać z jej córką,
szybko dała sobie spokój. Nie była głupia, przecież widziała,
jak ośmioletni Dylan chodził w jej szpilkach po domu.
– Tak? – Zaśmiał się i nagle jego telefon
zapikał, obwieszczając wiadomość. Zamiast jednak po smartphona,
sięgnął do drzwi salonu, otwierając je przed mamą, a gdy ta
przekroczyła próg, dopiero wtedy wyciągnął aparat. Aż
przystanął w progu, by przeczytać SMSa, przez co ściągał
ciekawskie spojrzenie swojej mamy i jednej z fryzjerek, która akurat
zajmowała się włosami klientki.
– Kto to? – zapytała pani Roberts z zadowoleniem.
Nie znała Taylora, nic o nim nie wiedziała. Jedynym mężczyzną,
którego Dylan jej przedstawił, był jego pierwszy poważny facet, z
którym związał się w wieku dwudziestu lat. Miłości z tego
jednak nie było, bo Dylan nie czuł adrenaliny. To pojebane,
powiedział sobie wtedy, gdy zerwał z porządnym, ustatkowanym
pracownikiem firmy budowlanej. On jednak nie potrafił żyć w takim
spokoju, nie nadawał się do wspólnego domku z ogródkiem, basenem
i psem. Musiał czuć się wciąż zdobywany albo na odwrót – to
on musiał zdobywać.
– Taki jeden – odpowiedział dość wymijająco i
schował telefon do kieszeni. Samuel nie spodobałby się jego mamie,
ona chciała porządnego, stabilnego mężczyznę dla swojego
synka.
– Przystojny? Na pewno – dodała, jakby jej syn nie
mógł wybrać kogoś, kto nie plasowałby się chociaż powyżej
normy. – Jak się nazywa? – naciskała. Choroba naprawdę ją
zmieniła. Teraz starała się desperacko czerpać z każdej części
życia jak najwięcej. Dlatego tak łatwo nie odpuściła tym razem i
nie zakończyła rozmowy po zniechęconej odpowiedzi swojego dziecka.
Dylan zerknął na nią, wydął wargi w wyrazie
zastanowienia. Jego mama o Faulknerze powinna wiedzieć jak najmniej,
by się nie denerwować, ale raczej zdradzenie imienia nie będzie
niebezpieczne.
– Samuel – mruknął w końcu z lekkim uśmiechem. –
Ale raczej go nie poznasz – uprzedził ją. – To nic na poważnie
– dodał, bo przecież tak właśnie było. Nie mógł sobie robić
nadziei.
– Powinieneś sobie kogoś znaleźć. Na poważnie –
dodała cicho i zaraz skończyli rozmowę, kiedy podeszła do nich
Anna, która razem z Dylanem zajmowała się całym interesem.
Najpierw przywitała się ze swoją szefową, pochwaliła jej wygląd,
pożyczyła zdrowia i jeszcze zapytała o samopoczucie. Dylan stał
obok, starając się zignorować brzęczącą komórkę, co było
dość trudne. Teraz jednak był przecież w pracy, miał inne, ważne
rzeczy do roboty. Samuel będzie musiał poczekać.
Ooo, nareszcie Lingerie! Świetny rozdział, już się nie mogę doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuńOni są tacy niebywale słodcy :) Nie sposób nie pokochać tego opowiadania bo każdy rozdział przyjemnie odrywa od szarej rzeczywistości, oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :P
Lubię takie rozdziały. Przynajmniej wtrdy, kiedy mam taki humor jak dziś. Nie trzeba mi żadnej dawki adrenaliny, szaleństwa, a coś zwykłego i spokojnego. Jak kiedyś tam wspominałam, lubię postać Samuela i cieszę się, że Dylan nie jest ciapą. Nigdy nie mam pojęcia, co może nas czekać w kolejnych rozdziałach, liczę, że to się prędko zmieni i zaczniecie bawić się w rozwinięcie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam te ich interakcje...oby jak najczęściej były wstawiame rozdziały lingerie, pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział nie mogę się doczekać następnego. Z jednej strony chciałaby by to opowiadanie było najlepiej publikowane codziennie a z drugie by nie porzucać innych. Chyba jak ta żaba w kawale sie rozerwę:-)
OdpowiedzUsuńDzięki za kolejny cudowny rozdział. Za każdym razem jak widzę tytuł rozdziału zastanawiam się co tym razem wymyśliłyście :)
OdpowiedzUsuńNie ma to jak zazdrość :) Szybko Sam zaklepał sobie Dylan'a. Coś czuje, że w następnym rozdziale nie będzie już tak spokojnie i cukierkowo... pozdrawiam Lena
Przyznam szczerze, że na początku podchodziłam sceptycznie do tego opowiadania. Trudno było mi się przełamać do tematyki, ale im więcej czytałam tym bardziej stawałam się ciekawa dalszych losów. Postać Sam jest intrygująca, podobnie jak naszego głównego bohatera. Tworzą razem mieszankę wybuchową. Nie wiem dlaczego, ale bardzo mnie fascynują. Jestem ciekawa w jakim kierunku to się potoczy... Czuję, że jest to jakaś cisza przed burzą. Stanie coś Dylanowi? Mam taką wizję, że dowiadują się, że Sam ma kogoś ważnego dla siebie i to właśnie w Dylana będzie chciał uderzyć ich wrogi gang. Takie moje gdybania.... :D Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Uwielbiam wasz styl pisania. I rozumiem, że rzadziej pojawiają się rozdziały. Sama studiuję i wiem jak ciężko ogarnąć czas;p Ale nie ukrywam, że wasze opowiadania zawsze są dla mnie miłą chwilą odpoczynku. Podobnie jak Clash, który zawsze będzie moim numerem jeden...<3
OdpowiedzUsuńFajnie, że jednak przekonałaś się do Lingerie. :) A co do tempa pojawiania się rozdziałów, to staramy się utrzymać to z wakacji i chyba jakoś nam wychodzi.
UsuńNo i cieszymy się, że to Clash jest numerem jeden! :D Miałyśmy co do niego chwile zwątpienia, ale jak widzimy, ile osób jednak go czyta, to same zmieniamy stosunek do tego tekstu.
Dziękujemy za komentarz!
Miałam skrajne reakcje co do tego opka: wiedziałam, że to będzie mocne i faktycznie jest. Ale myślałam też: "Babskie szmatki? Seeerio?". Jednak Dylan broni się sam, udowadnia, że można mieć jaja schowane w koronkowych majtkach, a sposób, w jaki Samuel go postrzega odpowiada na moje wątpliwości. I je miażdży.
OdpowiedzUsuńDobrze, że jest w polskich internetach ktoś, kto robi taką porządną robotę w kategorii opowiadań homoerotycznych. Wasze prace są zawsze na wysokim poziomie językowym, fajnie zredagowane, nie są monotematyczne i pisane z polotem. Wyrazy uznania i dzięki za przyjemnie spędzone chwile. :)
Bardzo dziękujemy za takie miłe słowa. Cieszymy się, że zaskoczyłyśmy tym opowiadaniem. Chciałyśmy dodać coś w temacie, który krążył w blogosferze i miał niezbyt dobrą sławę. Chłopaka przebierającego się w kobiece ciuszki przedstawiano jako zniewieściałego, kobiecego i przede wszystkim niestabilnego emocjonalnie dzieciaka. My nie lubimy tego typu bohaterów, a na pewno nie przy połączeniu wszystkich tych trzech cech. Dlatego postawiłyśmy na tego typu kontrast ;)
UsuńPozdrawiamy :)
Czyli.... biedny Sam. Dylan traktuje teraz Samuela jak Taylor Dylana.... łech
OdpowiedzUsuń