wtorek, 3 listopada 2015

25. Clash

Zapraszamy na kolejny rozdział Clasha :) 


Wyjście z cienia 


Kenneth wszedł do mieszkania Emmy i uśmiechnął się lekko do siostry, która zaraz zamknęła za nim drzwi.
Mogłeś powiedzieć, że przyjdziesz! – sapnęła i obejrzała się za siebie, na wejście do swojego pokoju, dość nerwowo.
A gdzie miło cię widzieć, bracie? – zażartował Johnson, ale nie mógł ukryć zdziwienia. – Przeszkadzam w czymś? – Zerknął na uchylone drzwi do jej pokoju. Od razu pomyślał o tym, że Emma właśnie się masturbowała, oglądając jakiś lesbijski pornos. – Jak chcesz, to trochę poczekam i ogarniesz w pokoju.
        – Niee – jęknęła, przedłużając samogłoskę. – Po prostu mam... gościa – wyjaśniła i ruszyła powoli do swojego pokoju, nie za bardzo chcąc pokazać swojemu bratu, kim był jej gość. Następnym razem chyba uprzedzi Kennetha, by wcześniej zapowiadał swoje wizyty. Weszła do pokoju i uśmiechnęła się lekko do siedzącej na łóżku dziewczyny, starając się nie wyglądać na zbyt zdenerwowaną. – Mój brat wpadł – powiedziała.
Alex – przywitał się, starając się nie brzmieć antypatycznie. Nie sądził, że zobaczy tutaj tę dziewczynę. Na co on liczył? Że siostra teraz nie będzie sprowadzała tutaj tej... facetki. Zdał sobie sprawę, że pościel w sypialni jego siostry, kiedy mieszkała jeszcze w domu, była dużo bardziej bezpieczna. Tutaj już nie. Aż zrobiło mu się niedobrze, po tym jak zdał sobie sprawę, że na kołdrze mogą znajdować się soki Alex.
Kenneth? – prychnęła i uniosła swoje niewyregulowane brwi. – Dobrze, że znamy swoje imiona – zakpiła, sięgając do kieszeni po paczkę papierosów. Wyciągnęła jednego i już miała zapalić, gdy Emma odezwała się nieśmiało:
Mówiłam ci, że tu nie bardzo... – Nie zachowywała się tak, jak przy Kennecie. Była bardziej spięta, przymilna i może nawet zestresowana. Johnson zmarszczył brwi, widząc to. Nie lubił takiej siostry, wiedział, że nie była wtedy sobą. Jak mogła dobrze czuć się przy kimś, przy kim nie mogła się odprężyć?
Skoro Emma nie chce, żebyś tutaj paliła, zgaś lepiej tego peta – warknął, krzywiąc się.
Ta? Myślisz, że będziesz mi rozkazywać? – prychnęła i wstała. Miała nierówno pomalowane oczy czarną kredką i niechlujnie ułożone włosy, które Kennethowi wydawały się przetłuszczone. – Pierdole. Spadam stąd, jutro wpadnę, mała – zwróciła się do Emmy, wychodząc. Młodsza Johnson posłała jeszcze bratu zirytowane spojrzenie, po czym pognała za Alex, by się z nią pożegnać.

***

Derek nie był głupi. Niektórym osobom mogło się tak wydawać przez jego introwertyczny charakter i bezkonfliktowość, która ostatnio została poddana sporej próbie. Już od kilku tygodni zaczął podejrzewać, że w jego związku działo się źle. Kenneth już nie dzwonił tyle co kiedyś, odpisywał w kilkugodzinnych (albo i nawet dniowych) przerwach. Rzadziej przyjeżdżał, tłumacząc się nadmiarem pracy. Musiał w końcu zarabiać na długi, których dorobił się przez kupno pierwszego wozu. Kenneth nie tego oczekiwał po ich związku, już dawno umarła w nim zaciętość, z jaką zabiegał o Dereka. Brak zmiany, ciągła monotonia i wycofany charakter Goldnera doprowadziły do tego, że w końcu to musiało się skończyć. Derek zaczął zdawać sobie z tego sprawę i uświadamiać, że nawet pięcioletnia przyjaźń nie mogła tego procesu powstrzymać.
Zerknął jeszcze na telefon, na którego wyświetlaczu znajdowało się okno rozmowy Messengera. Uśmiechnął się krzywo pod nosem, patrząc na mały, szary napis: „wyświetlono”. Kiedyś Johnson nie kazałby mu czekać całego dnia na jedną głupią odpowiedź, nawet jeżeli nie kontaktowali się ze sobą zbyt wiele, teraz ten kontakt stał się minimalny. Prawie w ogóle go nie było.
Odetchnął i dostrzegł biały samochód z błękitnymi napisami, taksówka zatrzymała się obok niego, więc nie czekał dłużej, tylko wsiadł do środka i spojrzał na starszego Azjatę za kierownicą.
Na Halsted poproszę – mruknął i odwrócił wzrok na okno. Miał zamiar odwiedzić dzisiaj gejowski klub, Hydrate. Był tam kiedyś z Kennethem i mu się nawet podobało, mimo że nie przepadał za takimi głośnymi miejscami.
Droga na miejsce minęła dosyć szybko, głównie za sprawą tego, że po raz kolejny rozmyślał. Nie miał zamiaru się upić, ani kogoś poderwać. Sam nie wiedział czego oczekiwał po tym wypadzie. Liczył na to, że przyłapie Johnsona na gorącym uczynku? Byłby idiotą, gdyby tak myślał. Po prostu musiał się odprężyć – przyznał w myślach i odetchnął ciężko.
Zapłacił taksówkarzowi, wręczając dolara napiwku i wysiadł z pojazdu. Noc zapowiadała się ciepła, w wiadomościach straszyli deszczem, na który teraz się nie zanosiło. Jak zwykle o tej godzinie przed klubem zebrało się już sporo ludzi. Niektórzy rozmawiali, inni stali w kolejce, jeszcze inni palili, a znalazła się nawet para mężczyzn, którzy całowali się namiętnie przy wejściu.
Derek przeszedł między nich, mijając także bramkarza, który tylko omiótł go zblazowanym spojrzeniem. Raczej nie miałby nawet podstaw wątpić w to, że Goldner był niepełnoletni, wyglądał bardzo dojrzale, nawet starzej niż w rzeczywistości.
Gdy Derek znalazł się w środku, pierwszym co zrobił, było udanie się do szatni i oddanie kurtki szatniarce, młodej gotce z pomalowanymi na czarno ustami. Kobieta omiotła go niezbyt zainteresowana jego osobą, odebrała ubranie, odwiesiła i wróciła z numerkiem. Poczekała jeszcze, aż Derek wygrzebie z portfela drobne i zapłaci. Dopiero po tym mógł przejść do sali głównej.
Hydrate nie był dużym klubem, miał za to swój specyficzny klimat, każdy tutaj wydawał się dziwnie radosny, co chwilę przewijali się obok niego transwestyci, którzy w tym miejscu byli niemal uwielbiani. Derek też nigdy nic do nich nie miał, był raczej tolerancyjnym pedałem, jak nazwała go kiedyś Emma. Zwykle nie przejmował się tym, jak ktoś wyglądał lub się zachowywał, dopóki nie wchodził mu w drogę, nic do niego nie miał.
Przeszedł do baru i na początek zamówił whisky z colą. Miał pieniądze, dobrze zarabiał w swojej pracy, jego dziadkowie też często mu pomagali, więc nie musiał się tak szczypać jak Johnson.
Odwrócił się przodem do małego parkietu, na którym już tańczyło kilka osób. Hydrate wcale nie był popularnym, gejowskim klubem, ale to Derekowi pasowało, nigdy nie przepadał za tłumami. Przez chwilę mierzył wzrokiem całkiem przystojnego Latynosa, uznając, że był dość... ciekawy. Było w nim coś przyciągającego. Uśmiechnął się lekko pod nosem, zdając sobie sprawę, że to nie był ten stan, w którym podchodził do mężczyzny i zagadywał... Że w ogóle nie osiągnie nigdy tego stanu i że gdyby nie Kenneth, który w ich związku wykonał pierwszy ruch, Derek wciąż byłby samotnym, niespełnionym gejem. Aż odetchnął z frustracją i wziął dwa duże łyki alkoholu.
Nim się obejrzał, skończył już pierwszego drinka i zamawiał drugiego i nawet nie zauważył, że przystojny Latynos (a przynajmniej facet na Latynosa wyglądający) również podszedł do baru.
Gin z tonikiem – powiedział mężczyzna, opierając się o wysoki, podświetlony bar. Miał na sobie elegancką koszulę z wygiętymi rękawami i ciemne, garniturowe spodnie. Był przystojny w zupełnie inny sposób niż Johnson. Kiedy wyczuł, że Derek mu się przyglądał, spojrzał w jego stronę. Ku zaskoczeniu Goldnera, na jego ustach pojawił się uśmiech. – Co tam?
Derek aż się obejrzał za siebie, by sprawdzić, czy to pytanie nie zostało skierowane do kogoś, kto stał za nim. Niestety, nikogo takiego za swoimi plecami nie znalazł, jedynie jakiegoś chłopaka, który rozmawiał z innym.
No... spoko – odpowiedział, nie wiedząc za bardzo, jak flirtować z mężczyznami. Inna sprawa – czy chciał to robić.
Spoko? – zapytał wesoło Vincent i podziękował barmanowi za drinka, kiedy ten mu już go w końcu podał. – Jesteś sam? – zapytał wprost, a Derek aż odchrząknął. Nie miał pojęcia, jak powinien rozmawiać z mężczyzną. Chciał flirtować, chyba. Cholera, pomyślał, starając się powstrzymać nerwowość.
Sam. A ty? – odpowiedział, wiedząc, że nie był ani zbyt oryginalny, ani absorbujący. W pewnym momencie mógłby sobie nawet dać rękę uciąć, że Goldner zaraz odejdzie, znudzony rozmową z nim.
Dokładnie to samo – odpowiedział mężczyzna i podszedł do niego, wyciągając dłoń. – Vincent Moore – przedstawił się, patrząc mu w oczy. Miał drapieżne, głębokie spojrzenie.
Następne będzie zaproszenie do twojego mieszkania? – zapytał Derek z nikłym uśmiechem, ale uścisnął rękę.
Na razie wystarczy, że się przedstawisz – odpowiedział i uśmiechnął się dość kpiąco. – Tak powinno się zrobić, kiedy ktoś wyjawia ci swoje imię. Zasady savoir-vivre, kojarzysz? – Uniósł jedną z ciemnych brwi, wpatrując się w Dereka.
Nawet jak będę miał do czynienia z seryjnym mordercą? – zapytał z rozbawieniem i spojrzał mu w oczy, czując przypływ podniecenia.
Nawet wtedy. Lubię wiedzieć, jak moje ofiary mają na imię – powiedział i popił drinka, nie spuszczając wzroku z Dereka. Vincent wydawał mu się dziwnie magnetyczny, przyciągający, nigdy wcześniej nie spotkał takiego faceta.
Nazwij mnie ofiarą iks. – Derek spojrzał na mężczyznę uważnie.
Wolę ofiarą pe – odpowiedział mu z lekkim uśmiechem. – Więc, ofiaro pe, co tu robisz? Jesteś z tych, co tylko obserwują wszystkich dookoła i napawają się widokiem? – pytał, nachylając się do niego blisko... tak blisko, że Derek aż poczuł zapach jego mocnych perfum.
A jak myślisz? Na jakiego ci wyglądam? – zapytał Goldner, ciekawy, jak inni geje go postrzegali.
To bawimy się w zgadywanki? Odpowiesz mi w końcu konkretnie na jakieś z moich pytań?
Zgadywanki? Nie jesteś na to trochę za stary? – zapytał z rozbawieniem i zmrużył oczy.
Ty to zacząłeś – odparł Vincent i spojrzał na niego wyzywająco. – To chociaż powiesz, jakiego chcesz drinka? – zapytał, wskazując na jego szklankę, w której alkohol znajdował się już tylko na samym dnie, Goldner narzucił sobie szybkie tempo. – Mam zamiar ci postawić i wrzucić coś do środka.
Derek spojrzał na niego w sposób, jakby naprawdę mężczyzna miał mu coś dosypać. Nie ufał ludziom, potrzebował sporo czasu, żeby się przy nich otworzyć, więc sytuacja, kiedy Kenneth zaczął się od niego odsuwać, była dla niego bardzo trudna.
Derek. Tyle powinno wystarczyć – rzucił w końcu. – I możesz wziąć obojętne co, nie jestem wybredny.
Vincent uśmiechnął się lekko i kiwnął głową.
Dobrze, Derek – zaakcentował jego imię, po czym odwrócił się do baru. Ludzie dopiero zaczynali się schodzić do klubu, więc został obsłużony niemal od razu. – Uważnie obserwujesz, czy ci niczego nie wrzucam? – zapytał ze śmiechem i obejrzał się na Goldnera, który faktycznie patrzył mu na ręce. – Spoko, zdradzę ci tajemnicę – powiedział, gdy odwrócił się do niego z drinkami w dłoniach. Jeden z nich podał mężczyźnie. – Tak naprawdę to cię okłamałem, nie jestem mordercą.
Nie? Niemożliwe – rzucił błyskotliwie Derek, ale uśmiechnął się, dając mu znać, że zrozumiał żart. – O mało się nie nabrałem. Dzięki za alkohol. – Uniósł szklankę i popił trochę. Nie skomentował, nie lubił tego rodzaju trunku, ale w końcu sam kazał mu wybrać. Vincent za to popił swojego ginu z tonikiem z uśmiechem, zerkając na Dereka co chwilę, jakby oglądał jakiś ciekawy okaz w zoo.
Nieczęsto tu przychodzisz – stwierdził w końcu Moor.
Skąd wiesz? – zdziwił się. Aż tak było po nim widać, że nie czuł się pewnie w takich klimatach?
Widzę – odpowiedział już poważnie i wziął łyka alkoholu. – To dość niszowy klub – zauważył i oparł się o ladę. – Ale spokojnie, nie wyglądasz mi na wystraszonego gówniarza – dodał z lekkim uśmiechem.
Co za szczęście słyszeć coś takiego – przyznał Derek z rozbawieniem i podrapał się po policzku. – Ty wyglądasz na stałego klienta, mam rację?
Tego klubu? Nie. – Pokręcił głową. – Dzisiaj wpadłem tu przez przypadek. Nudziłem się, a że byłem w pobliżu, to zajrzałem – odpowiedział, cały czas przeszywając Dereka spojrzeniem swoich intensywnie czekoladowych oczu otoczonych gęstymi, ciemnymi rzęsami. Goldner od razu zwrócił na nie uwagę, kiedy Vincent je mrużył, wyglądały seksownie. – A ty? Co tu robisz?
Byłem w pobliżu, to wpadłem – powtórzył za nim, nie wiedząc sensu w przyznawaniu się, że przyszedł tutaj w zupełnie innych celach niż dobra zabawa. W zasadzie sam nie wiedział, czego dokładnie oczekiwał od wizyty tutaj, bo sam jeszcze nie był pewny tego, co czuł, czego chciał doświadczyć, a co najważniejsze, jak odnieść to do związku z Johnsonem.
Vincent wpatrzył się w niego chwilę, aż wreszcie kiwnął głową.
Okej, nie musisz mówić – szybko wyłapał jego nieszczerość. Derek już zdążył zauważyć, że Vincent był bardzo dobrym obserwatorem. – A chociaż powiedz mi, czy masz kogoś na oku i mam spieprzać, czy dalej mogę tu sobie postać?
Derek przełknął ciężko i zastanowił się. Dobrze rozmawiało mu się z mężczyzną, chociaż to wszystko było prawie surrealistyczne. Nie jego typ, nie jego zachowanie. Kenneth chyba by nie uwierzył, że naprawdę mógł pójść do klubu gejowskiego i kogoś szukać. Mimo to Derek zdążył już przefiltrować klientów Hydrate wystarczająco, żeby wiedzieć, że nie było wśród nich jego partnera. Uczucie ulgi, które przyszło w momencie, w którym zdał sobie sprawę, że nie ma tutaj Johnsona, było przyjemne, ale w dziwny sposób wcale go nie satysfakcjonowało. Może właśnie chciał spotkać swojego kochanka?
Zostań – powiedział w końcu do Vincenta.
Zabrzmiało jak przyzwolenie na audiencję u księcia Williama – rzucił rozbawiony Moore. – Tylko że przystojniejszego i ciemniejszego... no i nie łysiejącego – dodał, lustrując Dereka wzrokiem. Nawet nie krył się z tym, że Goldner mu się podobał. Był duży, ciemny i bardzo męski, wszystko czego Vincent szukał w facetach dostał jak na tacy, w jednej osobie.
Derek poruszył się nerwowo, nieprzygotowany na takie komplementy. Nie lubił ich, bo nigdy nie wiedział, jak powinien się zachować. Podziękować, odwdzięczyć się tym samym czy tylko odpowiedzieć uśmiechem?
Skąd jesteś? – zapytał nagle. Kiedy gorączkowo próbował znaleźć jakiś punkt zaczepienia, uświadomił sobie, że mężczyzna miał nieco inny akcent. Postanowił „zgrabnie” zejść z tematu na bardziej neutralne pole.
Z Teksasu – odpowiedział i popił alkoholu. – A co? Aż tak słychać mój akcent? – zapytał, unosząc brew.
Trochę – przyznał Goldner i zaszczycił go łagodnym uśmiechem. Wyglądał inaczej niż Kenneth. Ostrzej, groźniej, bardziej nieprzystępnie, a jednocześnie miał w sobie jakiegoś dziwnego rodzaju urok i prostotę w spojrzeniu. Gdyby Derek wiedział, że Vincent właśnie przyrównuje go do jego faceta, chyba by nie uwierzył.
Jeszcze jednego drinka? – zapytał Vincent, wskazując na szklankę Dereka, w której nie było już alkoholu.
Taki jesteś hojny? – Goldner spojrzał na swoją szklankę i zastanowił się chwilę. – Teraz ja stawiam.
Vincent uśmiechnął się kątem ust, na co Derek aż na chwilę się zapatrzył. Mężczyzna robił seksowne miny, podobało mu się to, jak mrużył oczy, kiedy na niego patrzył albo właśnie gdy uśmiechał się tak jak teraz.
Okej. To wybierz mi coś. Zdam się na twój gust – odparł.
Kolejna godzina minęła im na piciu i rozmowie, która o dziwo się kleiła. Derek otwierał się coraz bardziej i w dużej mierze przyczynił się do tego alkohol. Do niczego jednak nie doszło. Goldner, jak miał w zwyczaju, nie naruszył czyjejś strefy osobistej. Swoim ciałem i zachowaniem dawał znać Vincentowi, że od niego również tego oczekuje.
Dobra, będę już spadał – zawyrokował w końcu, kiedy poczuł, że wypił już zdecydowanie za dużo.
Jasne. Bierzesz taksówkę? – zapytał Vincent, odstawiając pusty kieliszek na blat stołu. Też był już trochę pijany, nie oszczędzali się w piciu.
Biorę, a co? – Derek spojrzał na niego podejrzliwie, mrużąc oczy.
Nic, nic. Chciałem się dowiedzieć, czy bezpiecznie trafisz do domu – powiedział i mrugnął do niego. – Dasz mi chociaż swój numer? – zapytał nagle i sięgnął do kieszeni po telefon, a następnie popatrzył na Goldnera nieustępliwym wzrokiem, dając mu tym samym znać, że nie pozwoli się tak łatwo zbyć. Derek mu się za bardzo spodobał, był dojrzały, cholernie przystojny, a na dodatek dobrze się z nim prowadziło rozmowę.
Mężczyzna milczał dłuższą chwilę i Vincent myślał, że został zignorowany, ale w końcu dostał to, co chciał. Derek zaczął nagle dyktować i Moor musiał poprosić o powtórzenie, bo nie zdążył zapisać całości numer.
Nie potrafisz zapamiętać kilku cyferek? – zapytał Derek z niepodobnym do niego cynizmem. Cały czas się jednak uśmiechał, więc Vincent mógł to odebrać jako po prostu specyficzne poczucie humoru.
Właśnie je zapamiętałem i teraz będę dzwonić do ciebie o każdej porze – odpowiedział i mrugnął.
I podpisałeś mnie ofiara pe? – zapytał z rozbawieniem.
Teraz możesz zgadywać od czego jest to „pe” – odparł i uśmiechnął się kątem ust, jak często to robił.
Nie wiem, czy chcę to wiedzieć. Raczej się domyślam – przyznał z uśmiechem i odwrócił się do parkietu. Zebrało się teraz trochę więcej ludzi, ale wciąż w klubie nie panował tłok.
Vincent uśmiechnął się tylko, wciąż na niego patrząc. Wiedział już, że Derek był z zupełnie innej ligi. Nie zaciągnie go tak po prostu do łóżka, tu będzie potrzebował czegoś zupełnie innego, niż tylko seksowne, podniecające słowa. Ten mężczyzna z pewnością był dla Vincenta wyzwaniem, a jak każdy drapieżnik, lubił polować, więc nie miał zamiaru sobie tak po prostu go odpuszczać.
Gdy wyszli przed klub, na nieszczęście Moora (bo z chęcią spędziłby jeszcze kilka chwil dłużej w towarzystwie Dereka), po drugiej stronie ulicy czekały aż trzy taksówki.
To do zobaczenia, pe.
Trzymaj się – pożegnał się z nim niezbyt wylewnie Derek, ale za wszelką cenę nie chciał pokazać, że mu się to podobało. Było inaczej niż z Kennethem, a kiedy wyszedł z jego cienia, poczuł się bardziej otwarty. Pewny. To też było miłe uczucie.

10 komentarzy:

  1. Biedny Derek, zawsze mi było jakoś żal wycofanych:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszy mnie, że Derek znalazł sobie kogoś. Już nie będzie tak przykro kiedy relacja Kennetha z Eliotem rozwinie się jeszcze bardziej. :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Vincent...czy to ten pan ze sklepu spożywczego czy mi się coś pomieszało?! O_o taka wada długich odstępów w rozdziałach...sama juz nie pamiętam co sie działo :c

    Przyjemny rozdział, wydaje się krótki bo akcja rozgrywa sie w jednym miejscu ale podobało mi się.
    Czekam na następny rozdział Clasha i Lingerie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Moim zdaniem nie ma zbyt wiele rozdziałów,ale zawsze przed każdym muszę luknąć jak się ostatni zakończył. Nie mogę doczekać się kolejnego Lingerie no i Elliota z Kennethem. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajna odmiana, rozdział z perspektywy Dereka. Tak jak myślałam, wcale nie zdradzał Kennetha, po prostu taki z niego typ faceta... od początku czułam do niego sympatię i muszę przyznać, że totalnie zaskoczyłyście mnie tym zwrotem akcji, że to Derek będzie kręcił z tajemniczym latynosem :D. Super. Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jednak Derek&Vincent. No to teraz sobie poczekamy na jasne deklaracje co do związkowania naszej pierwszej parki. No i pewnie nie da się dłużej ukrywać podwójnego życia i nastąpi zdemaskowanie - tylko kto pierwszy wpadnie? Dzięki za Clasha :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też dziękuję za Clasha! Miło się czytało ^^ Szkoda mi trochę Dereka bo się przywiązał, ale z jego podejściem i zachowaniem nie dziwię się, że Johnson szuka kogoś na boku ;) Kibicuję Derekowi może z Vincentem mu się ułoży? Super rozdział, pozdrawiam i weny!

    OdpowiedzUsuń
  8. super rozdział, uwielbiam clasha:) Badzo ciekawy pomysł na podsunięcie dereka vincentowi. Wszystko się komplikuje:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Derek mam wrażenie jest po prostu przyzwyczajony do Johnsona bo był bezpieczną opcją.... Ale... Oni są teraz bardziej jak przyjaciele! Nie dziwę się także Johnosonowi, że tak zagmatwało mu się życie.Chyba lepiej zerwać niż męczyć się z kim kto tak naprawdę cię nie uszczęśliwia. Jestem ciekawa jak rozwinie się zajomośc z Vincentem.... Może zmieni Dereka? Kurde... Ciekawe.... Będą ze sobą ijednocześnie będą się zdradzać na boku....:D Interesująco.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nadrabiam sobie zaległe rozdziały (z wszystkich trzech opowiadań), w nadrabianiu komentarzowym padło najpierw na "Clasha".
    Ciekawie się patrzy na powolny rozwój relacji Kennetha i Eliota. Kiedy się ją porówna z relacją Kenneth-Derek, rzeczywiście widać różnice, i to różnice, które okazują się istotne: zakres i wspólny poziom poczucia humoru, łatwość rozmów (i możliwość gadania o błahostkach, i gadania od rzeczy), poziom swobody i humoru w seksie, i podchwytywanie pewnych zagrań, zachowań, zabaw - to wszystko ma jakieś znaczenie. Kenneth i Eliot okazują się po prostu mieć więcej wspólnego w różnych momentach, a to, wbrew powiedzeniu o przyciągających się podobieństwach, sporo znaczy.
    W tym wszystkim żal mi Dereka - żal głównie z powodu jego własnego introwertyzmu, na tyle mocnego, by utrudniać nawiązywanie relacji. Wyjście do klubu odbieram trochę jako wyjście do samego siebie, tego nienormatywnego i jeszcze nie do końca zaakceptowanego lub oswojonego.
    Jeżeli coś się rozwinie z Vincentem, to mam wrażenie, że Derek może się mocno przejechać pod kątem relacyjnym - a z drugiej strony, może chwila szaleństwa okazałaby się bardziej "rozwiązująca" i otwierająca niż "nieszalejąca" relacja? Nie wiem, na razie nie jestem przekonana ani do jednego, ani do drugiego, za mało widziałam Vincenta (sympatii dotąd nie zyskał, za to wydal się całkiem interesujący). Bardziej mnie w tej chwili zatrzymuje sam fakt, że Derek poszedł (sam) do gejowskiego klubu. Nawet jeśli częściowo była w tym chęć sprawdzenia, czy gdzieś tam jest Kenneth, to bardziej istotny jest fakt, że Derek jednak poszedł, chwilę posiedział, popatrzył, nawet (niemrawo, bo niemrawo, ale zawsze) poflirtował. Trochę przekroczył jakąś swoją strefę komfortu i przynajmniej spróbował, jak byłoby mu w takiej przestrzeni.
    (A poza tym w tej chwili poczułam ciekawość: jak Derek z Kennethem w ogóle zaczęli być razem? Ciekawi mnie to z perspektywy Dereka).

    Ogólnie zrobiła się niezła gmatwanina emocjonalno-seksualna. Chyba w tej chwili bardziej mnie zastanawia tkwienie w dziwacznej formie relacji u Kennetha niż u Eliota. Wygląda to bardziej na unikanie konieczności przeprowadzenia niemilej (i stawiającej głównego zainteresowanego w niezbyt ładnym świetle)n rozmowy niż na coś innego; nawet kwestia samochodu i pieniędzy wygląda na wygodną wymówkę.

    Przyznam, że przy pierwszym czytaniu rodzinnej historii Kennetha poczułam jakiś zgrzyt - miałam wrażenie, że niektóre kwestie, szczególnie wątek matki, został tak "przeleciany" rozmowowo. Przy czytaniu po raz drugi to wrażenie mocno się starło i powiedziałabym, że tkwi raczej w samej rozmowie i nastawieniu obu bohaterów niż w narracji; mimo wszystko jakiś minimalny zgrzyt mi pozostał, sama w tej chwili nie wiem, na ile uzasadniony.

    Emma mnie ciekawi. Co ją trzyma przy Alex? Dobra, wiem, powinnam pomyśleć: "miłość / zakochanie". Ale gdy się tak przyglądam temu rodzeństwu, odnoszę wrażenie, że i jedno, i drugie ma jakieś ciągoty do ludzi mało dostępnych emocjonalnie. Emma - Alex. Kenneth - Derek, a obecnie Eliot, też w jakiś sposób emocjonalnie niedostępny (na poziomie przyznania się do samego siebie poza strefą komfortu). Tyle że Eliot rokuje szanse na "udostępnienie się" emocjonalne, w każdym razie znacznie większe szanse niż Derek (albo raczej: szanse większe w innym stopniu i w innym zakresie). Derek jednak też zaczyna się kierować w stronę działań (i autodziałań), które mogą zaowocować tworzeniem lepszych relacji z ludźmi. W tym wszystkim tylko Alex wygląda na osobę kiepsko się zapowiadającą.

    OdpowiedzUsuń