środa, 11 listopada 2015

26. Clash

Bardzo dziękujemy za wszystkie komentarze :)


Michigan 

Eliot uśmiechnął się, kiedy zobaczył idącego w jego stronę Kennetha. Przez chwilę aż nie mógł oderwać wzroku od szerokich ramion mężczyzny, poruszających się nieznacznie podczas ruchu.
– I widzisz? – przywitał go, wsuwając dłonie do kieszeni. – Jestem na czas – pochwalił się, dumny z siebie. Kenneth zdążył już zauważyć, że Eliot miał tendencje do spóźniania się.
– Wow, aż nie wierzę – rzucił wesoło Johnson i uśmiechnął się do niego. Od Michigan wiał chłodny wiatr, dobrze że ubrali się całkiem ciepło, bo ich mały biwak szybko by się skończył. – Zimno, no nie?
       – Zimno – odpowiedział Eliot i rozejrzał się po pustym, betonowym deptaku. W oddali zauważył nielicznych ludzi, którzy coraz bardziej pogrążali się w ciemności wieczoru. Wybrali idealną porę na spotkanie. Niska temperatura nie zachęcała do wyjścia na zewnątrz, tym bardziej nad jezioro, a zapadający stopniowo zmrok odgradzał ich od spacerujących, zakochanych par i sportowców, którzy wieczorową porą chcieli pobiegać. Eliot wiedział, że nie był obserwowany, więc objął Kennetha w pasie i pocałował go lekko w usta.
– Słodko – zamruczał Johnson, uśmiechając się lekko, kiedy się od siebie odsunęli. Przygryzł wargę, patrząc w orzechowobrązowe oczy O'Connera. Starał się nie zwracać uwagi na ciepło, które ogarnęło go mimo mroźnego wiatru, jaki smagał ich po twarzy.
Eliot zaśmiał się wesoło, nieświadomy myśli Kennetha. Spojrzał na alkohol, który mężczyzna przyniósł.
– Wywiązałeś się z zakładu – zauważył z zadowoleniem. Skierowali się w stronę plaży, odnajdując wybrukowaną dróżkę, która prowadziła prosto na brzeg. – Cholera, nie myślałem że będzie tak źle – sapnął i założył kaptur. Zaśmiał się, gdy zobaczył, jak Johnson sam zapada się w poły swojej kurtki. – Weź – powiedział i sięgnął po jego kaburę, naciągając mu ją na głowę – bo ci się czaszka przeziębi – dodał, a następnie, nie zastanawiając się ani przez chwilę, pochylił się i pocałował go w skroń. Fakt, że Kenneth był od niego niższy często wywoływał w nim dziwne poczucie dominacji, zupełnie innego rodzaju niż w przypadku Dakoty, którą mógł przytulić, a ona bezpiecznie wtuliła się w jego ramiona. W przypadku Johnsona było zupełnie inaczej, bo Eliot zbierając się na gesty świadczące o jego dominacji miał wrażenie igrania z bestią. Niebezpiecznie było w końcu traktować mężczyznę pokroju Kennetha w taki sposób.
Niemniej nie mógł nie zauważyć, że trochę się między nimi zmieniło. Ich relacja od ostatniej rozmowy o albumach stała się jakby... bliższa? Eliot jednak naprawdę bardzo nie chciał się nad tym zastanawiać, byli przyjaciółmi, ta opcja była bezpieczna.
– Możemy iść w tamtą stronę. – Kenneth pokazał ręką na lewą stronę plaży. Powiedział to tylko po to, żeby móc spojrzeć uważnie na Eliota i zbadać jego reakcję. Dziwnie się poczuł, kiedy chłopak go pocałował, to... Na pewno nie był przyzwyczajony do tego typu gestów. Bo kto miał go do nich przyzwyczaić? Derek? Niedoczekanie. Nic dziwnego, że poczuł się trochę skrępowany i onieśmielony takim ruchem. Im jednak dłużej o tym myślał, kiedy szli we wskazaną przez niego stronę, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że podobało mu się. W końcu od zawsze tęsknił za właśnie takim dotykiem. A Eliot zdawał się instynktownie rozumieć jego potrzeby.
Kenneth ostatnio przyłapał się na tym, że nie myślał już o Dereku. Nie odpisywał mu na wiadomości, nie wychodził z inicjatywą kolejnych spotkań, po prostu odpuścił. Uświadomił sobie, że bez względu na to, jak skończy się znajomość z Eliotem, woli zaryzykować i poznać coś nowego, niż ciągle tkwić przy facecie, który ma taki sposób bycia. Który bardziej woli swoje towarzystwo niż spędzanie z nim czasu. Eliot nie wstydził się go objąć, pocałować albo skomplementować. Tego mu bardzo potrzebowało, swojego rodzaju dowartościowania.
– Masz jakieś miejsce? Gdzie idziemy?
– Tu? – zapytał, wskazując na duży kamień. Dookoła nie było praktycznie nikogo, z jednej strony odgradzały ich drzewa i krzewy, a z drugiej mieli tylko jezioro i zawieszony na czarnym niebie, świecący żółtym światłem półksiężyc.
– Okej, w sumie luz. – Kenneth podszedł do niego i usiadł na skraju, zerkając krótko na Eliota. – Masz popitę? – zapytał podejrzliwie.
– A to ja miałem załatwiać popitę? – zdziwił się Eliot, siadając obok. Blisko, aż za blisko, stwierdził, kiedy ich kolana się zetknęły. Nie odsunął się jednak, tylko oparł rękę za Kennethem i wychylił się do niego. – Pijemy w takim razie bez – powiedział, chociaż już zrobiło mu się niedobrze na samą myśl o nieprzepijaniu niczym mocnego alkoholu.
– O'Conner – mruknął Kenneth z niezadowoleniem. – Myślisz, że ja wszystko kupię? Obaj wiemy, że to ty powinieneś stawiać – rzucił i odwrócił głowę, żeby spojrzeć na niego z bliska.
– Następnym razem ci coś postawię – stwierdził ugodowo Eliot i uśmiechnął się szeroko, spuszczając niezbyt dyskretnie wzrok na jego krocze. – Nie mów, Johnson, że jesteś zły, bo obaj wiemy, że to nieprawda – powiedział bezczelnie i wychylił się, żeby go pocałować. Eliot był typem osoby, na którą nie mógł się długo gniewać. To było po prostu niemożliwe, ale przerażało go, jak łatwo ten drań go rozszyfrował. Już wiedział, jak go podejść, jak z nim flirtować i zamydlić mu oczy.
Odpowiedział na pocałunek i złapał mężczyznę za kark, żeby ten wiedział, kto dominował. Zacisnął palce nieco mocniej i potarł włoski.
Eliot w odpowiedzi jęknął w jego usta, nie mogąc się powstrzymać. Kenneth wiedział, jak całować, poruszać językiem, a jego wargi były po prostu cudowne, miękkie i gładkie.
– Pijmy – sapnął, gdy się od niego oderwał.
– Czystą. Urżniemy się jak świnie i jeszcze nas tu okradną i zabiją – prychnął Johnson, ale wyciągnął z wewnętrznej kieszeni butelkę owiniętą w papierowy worek. – Masz, rozdziewiczaj gwint – dodał z rozbawieniem i spojrzał na usta kochanka.
– No, tylko gwint pozostał do rozdziewiczenia – odparł wesoło. – Mój tyłek ma to już za sobą. – Był przyjemnie rozluźniony w towarzystwie Kennetha. Nie musiał uważać na to co mówi i bać się, że może się zbłaźnić. Odkręcił butelkę i aż się skrzywił, kiedy poczuł cierpki zapach wódki.
– Sam chciałeś – rzucił Kenneth, mając na myśli czystą, ale dopiero później zorientował się, że równie dobrze można to było odnieść do słów Eliota. Znowu nie potrafił powstrzymać jednak uczucia gorąca na jego słowa. Świadomość, że miał go pierwszy napawała go dumą godną medalisty olimpijskiego. – Kiedy kolejny rewanż?
Chłopak nie odpowiedział, tylko pociągnął solidnego łyka czystej i gdy przełknął, aż zakasłał, krzywiąc się mocno.
– Ohyda! – sapnął, potrząsając jeszcze głową. – Mogłeś wziąć smakową – jęknął, oddając mu wódkę.
– I jeszcze pretensje do mnie! – zaśmiał się Johnson i zabrał alkohol. Sam się skrzywił, ale nie skomentował. – To twoja wina, popita była twoją działką!
Eliot pokręcił rozbawiony głową i oparł się o ramię Kennetha, wpatrując się przez chwilę w ciemne, bezgwiezdne niebo, na którym zawieszony był nieruchomo księżyc.
– Musisz do mnie wpaść – powiedział po chwili milczenia. – Możesz dzisiaj?
– Na krótko, jutro muszę coś załatwić, a później praca. – Johnson poczuł się dziwnie właściwie przy Eliocie. Byli przyjemnie otwarci na siebie i nie chodziło tu tylko o sferę fizyczną. Coraz bardziej zaczął się uzależniać od towarzystwa O'Connera. Nigdy nie spotkał kogoś, kto zachowywałby się w taki sposób. Może nie szukał zbyt dokładnie? – A jak tam egzaminy? Wszystko pozaliczałeś już?
– O to się nie martw – zaśmiał się Eliot, nie chcąc mówić mu o swoich porażkach na uczelni. Nigdy nie był pilnym studentem, zawsze ciężko było mu zaliczać testy, no chyba, że akurat udało mu się coś ściągnąć.
– Skoro tak mówisz, studenciaku – zaśmiał się i odetchnął ciężko, kiedy znowu dostał od niego butelkę wódki. Już jej nienawidził. Starał się nie narzekać, ale już nie mógł powstrzymać skrzywienia. Obrzydlistwo, pomyślał. Przez kolejne kilka minut siedzieli w milczeniu, rzucając sobie tylko ukradkowe spojrzenia, kiedy przekazywali sobie butelkę. Po kilku głębszych łykach obu zakręciło się w głowie.
– Ty też nie jesteś taki twardy – powiedział Eliot z rozbawieniem, odbierając od niego po raz kolejny alkohol. – Twoja siostra jest całkiem spoko – podjął temat tylko dlatego, by jak najbardziej odroczyć wzięcie łyka z butelki.
– Tak? Polubiłeś ją? – Ucieszył się. Eliot jak na dłoni mógł zobaczyć, że jego komplement zrobił na Johnsonie wrażenie.
– No, śmieszne, że też woli swoją płeć – powiedział wesoło i w końcu wziął łyka wódki, a jej gorzki, palący smak rozlał mu się na języku i w gardle. Szybko przełknął to, co miał w ustach, nie chcąc myśleć o zawartości żołądka, która przez chwilę mu o sobie przypomniała w odruchu wymiotnym. Naprawdę nie lubił pić czystej.
Kenneth odetchnął ciężko, zdając sobie sprawę, że to był jeden z jego najgorszych wypadów na picie. Z każdym kolejnym łykiem wódka wchodziła mu coraz gorzej.
– Gdyby ojciec się o nas dowiedział, nie wiem, czy by sobie z tym poradził.
Eliot zaśmiał się i pokręcił głową.
– Gdybym był gejem, nikomu bym o tym nie powiedział – palnął, nie zastanawiając się już za bardzo nad swoimi słowami, alkohol robił swoje. Wódka bez popity jednak wydawała się być gorsza dla organizmu.
Johnson uniósł brwi, słysząc to. Nie wziął łyka alkoholu, wypili już połowę butelki, nawet nie wiedział kiedy.
– Co? – zapytał, mając wrażenie, że przez procenty źle usłyszał.
– No, nie chwaliłbym się – powiedział i zerknął na Kennetha, zastanawiając się, czy coś źle powiedział.
– Ale jakbyś był gejem? Przecież... – zawahał się, zastanawiając się nad absurdalnością tej rozmowy. – Pieprzymy się.
– No – odpowiedział Eliot z głupią miną. – Pieprzymy się. – Pokiwał głową.
– No i jesteś gejem. To chyba logiczne? – zapytał Johnson i wziął małego łyka alkoholu, bo i jemu zaczynało robić się niedobrze od czystej.
– Ja? – Eliot zmarszczył brwi, patrząc na Kennetha uważnie. – Mam laskę. Nie jestem gejem – zauważył, jakby posiadanie dziewczyny od razu kwalifikowało go jako normalnego, heteroseksualnego młodego mężczyznę.
– Nawet jej nie lubisz – zauważył Kenneth i uniósł brwi. Eliot chyba go wkręcał, nie widział innego rozwiązania. Przyjrzał mu się uważnie, chcąc odczytać z twarzy O'Connera oznaki kłamstwa.
– Co? Przecież mówiłem ci, że ją lubię – prychnął. – Nie wkręcaj sobie czegoś, okej? – Chciał jak najszybciej zakończyć rozmowę, ale z drugiej strony czuł, że musi jakoś zmienić myślenie Kennetha. Nie chciał, żeby facet zaczął go traktować jak jakiegoś pedała. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć, Kenneth go uprzedził:
– Tak ją lubiłeś, że zostawiłeś ją naćpaną i chciałeś się ze mną kochać – warknął, już nie wytrzymując. Jak można było być takim ignorantem? Co Eliot sobie wmawiał, że był hetero?
– Bo mnie wkurzyła i obraziła – prychnął. – W czym ty masz, do cholery, problem? – sapnął.
– Może z tym, że nie masz jaj, żeby przyznać, że wolisz brać do dupy, niż pieprzyć jakąś cipę?! – zapytał Kenneth głosem, którego u siebie nie poznał. Był wściekły, sam nie wiedział dlaczego tak bardzo. Nienawidził dziewczyny Eliota, w jakiś sposób chyba czuł względem niej zazdrość i dziwną zawiść. Miał nadzieję, że zostawi O'Connera, chociaż nie wydawało mu się to tak bardzo możliwe, jakby chciał, żeby było.
– A skąd ty wiesz, co wolę?! – warknął Eliot i aż wstał. – Nie wtrącaj się w moje życie, okej? Ja nie interesuję się jak, kiedy i gdzie pieprzysz tego swojego Dereka! – wytknął, marszcząc groźnie brwi. Z tej złości zaczerwienił się, a jego oczy błyszczały groźnie, jak jeszcze nigdy. Kenneth nie widział jeszcze takiego Eliota. Chłopak wyglądał, jakby zaraz miał go uderzyć. Oddychał ciężko i zaciskał pięści.
Johnson tylko prychnął i odwrócił wzrok, starając się nad sobą zapanować, co nie przyszło mu łatwo. Eliot o niczym nie miał pojęcia, pomyślał z frustracją. Miał ogromną ochotę się z nim pokłócić. Dosadnie pokazać mu, że gdyby był taki hetero, nie podniecałoby go, kiedy koleś mu obciągał. Nie wypinałby się i nie prosił o więcej, kiedy się go pieprzyło. Nie całowałby go w skroń i nie przytulał, chyba że to było świadome działanie. Może Eliot się nim bawił? Sprawdzał, jak daleko był w stanie się posunąć? Co obaj byli w stanie zrobić?
Nie, to było niemożliwe. Kenneth szybko odrzucił ten pomysł. Eliot nie był fałszywy. Wszystkie wcześniejsze rzeczy musiał robić nieświadomie. Nie miał zamiaru opowiadać mu jednak o Dereku, mówić, że już go nie pieprzył, że prawie już nie rozmawiali. Wyszłoby na to, że Kenneth oczekiwał czegoś od ich relacji, a przecież ich układ pozostał bez zmian. Mieli się przyjaźnić i pieprzyć, nic więcej. To co było między nim a Derekiem nie powinno oddziaływać też na Eliota – takie było założenie, z realizacją którego Kennethowi nie do końca się udawało, ale to nie było przecież ważne.
Złapał za butelkę i wziął sporego łyka, o mało nie przypłacając tego wymiotowaniem. Czuł się już pijany, co jeszcze potęgowało uczucie złości.
– Będę spadał – mruknął oschłym tonem.
– Jasne, super – prychnął Eliot i założył ręce na piersi, dziwnie zły i... zazdrosny? – Do tego swojego Dereka – specjalnie zaakcentował jego imię.
– Zazdrosny? O faceta? – zapytał ironicznie i znowu popił alkoholu. – Uważaj, bo jeszcze pomyślę, że wolisz kutasy. – Sam nie wiedział, skąd znalazł w sobie takie pokłady złośliwości, prawie zawiści, bo świadomie chciał dowalić Eliotowi. Wykpić go i jego bezmyślność. Nigdy taki nie był. Nie brnął w kłótnie, wolał się wycofać i odpuścić, ale teraz po prostu nie potrafił. Nienawidził facetów, którzy nie potrafili się przyznać do tego, że tak, wolą brać w dupę, wolą ssać kutasy i wolą, żeby to facet ich przyparł do muru i zdominował. Przecież O'Conner właśnie taki był! Kenneth nie pokazał mu tego wystarczająco dobitnie?
– Pieprz się, Johnson – warknął Eliot, nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć. Poczuł, że sam zaczął się zakopywać w wyjątkowo grząskim bagnie, nie miał już pojęcia, co myśleć, bo przecież był z Dakotą, ale... no właśnie, gdyby zamiast Dakoty był Kenneth, byłoby łatwiej. Przyjemniej, lepiej, cokolwiek, pomyślał rozdrażniony. Spiorunował Johnsona wzrokiem, wstał, obrócił się na pięcie i odszedł. Podobał mu się seks z Kennethem, to jasne. Podobał mu się jego wielki kutas, uczucie tego kutasa w sobie, silne ręce mężczyzny, kiedy go podtrzymywały, a gdy myślał w ten sam sposób o dziewczynie było już inaczej. Nie tak podniecająco, o wiele mniej seksownie.
Kenneth obserwował go z posępnym wyrazem twarzy, trzymając alkohol za rączkę.
– Jesteś idiotą, O'Conner – warknął do siebie, kiedy Eliot zniknął mu z zasięgu wzroku.

*

Kenneth nie dostał od Eliota żadnej wiadomości przez dwa dni, chłopak nie pojawiał się także na Facebooku, po prostu zapadł się pod ziemię. To milczenie irytowało Kennetha jeszcze bardziej, niż sam fakt, ze O'Conner miał problemy z określeniem swojej orientacji.
Nie miał jednak zamiaru odzywać się pierwszy. Był na to zbyt dumny, a przede wszystkim zbyt pewny swojej racji, żeby się przed nim ukorzyć.
Kiedy siedział wieczorem w mieszkaniu, nie wiedział, co powinien ze sobą zrobić. Emma spędzała czas na randce ze swoją prywatną damsko-męską szafą, Alex, a z Derekiem nie chciał się kontaktować. Zdał sobie sprawę, że nie miał do kogo napisać. Z kumplami z osiedla nie utrzymywał kontaktów, z Ginger nie spotykał się poza pracą, a na siłowni, mimo że od czasu do czasu z kimś porozmawiał, nie zdobył tam żadnych poważnych kontaktów. Dopiero po kłótni z Eliotem uświadomił sobie, jak dużo czasu z nim spędzał. Ostatnio wychodziło im to całkiem spontanicznie. Naturalne, że sporo wolnych wieczorów spędzali razem.
Nagle o kimś sobie przypomniał. O osobie, którą kiedyś spławił, a która chciała się z nim spotkać. Vincent.
Długo się wahał, ale wreszcie sięgnął po telefon i wszedł w tryb pisania SMSa. Musiał w końcu czerpać z życia garściami, a skoro nawinął mu się taki facet, to czemu by z tego nie skorzystać? – powtórzył sobie w myślach zdanie, które przeczytał na jednym z gejowskich blogów, jakie z nudów przeglądał. Od momentu kłótni zaczął wyszukiwać same rzeczy związane z LGBT, chyba nawet tym chcąc zrobić Eliotowi na złość. Z wiekiem zamiast mądrzejszy, stawał się coraz głupszy, zdał sobie sprawę. Musiał skupić swoje myśli na czymś innym. Najlepiej na kimś.
„Co słychać? Mam w końcu czas, udało mi się ze wszystkim uporać. Chcesz się spotkać? Byłoby miło” – napisał, zastanawiając się nad każdym słowem. Chciał, mimo wszystko, dobrze wypaść.
Odpowiedź nie nadeszła zbyt szybko, co Kennetha trochę zirytowało, Eliot zawsze odpisywał mu już po kilku chwilach, zupełnie jakby non stop siedział z telefonem i tylko czekał na jego wiadomości. Johnson zresztą wcale nie był lepszy, nawet w kawiarni starał się znaleźć na to czas. Vincent odpisał mu jednak dopiero po kilku godzinach, kiedy Kenneth zdążył już zjeść kolację i wziąć długi prysznic. „A już myślałem, że dałeś mi kosza. Kiedy możesz?”
„Teraz? Jutro? Jak chcesz” – odpisał szybko i odetchnął. Denerwował się bardziej niż przy Eliocie, sam nie wiedział dlaczego. O'Conner wydawał się prostszy, łatwiejszy, a przede wszystkim przystępniejszy.
„Szybki jesteś. Dojedziesz dzisiaj do mnie?” – Vincent nie owijał w bawełnę, od razu dał Kennethowi znać, czego od niego oczekuje.
Johnson uśmiechnął się do siebie. Podobała mu się ta stanowczość, zdecydowanie. Nie to co u Eliota, myślał ze złością, zdając sobie sprawę, że O'Conner czasem zachowywał się jak chłopczyk. Derek i Vincent byli prawdziwymi facetami. Aż miał ochotę napisać Eliotowi jedną wiadomość: „ciota”. Zamiast tego postanowił odpisać Vincentowi. „Możesz podać adres, przyjadę”.

*

Vincent uśmiechnął się, patrząc, jak Kenneth zdejmuje buty. Pożerał jego sylwetkę wzrokiem, dochodząc do wniosku, że chyba najbardziej podniecali go właśnie murzyni. I to tacy duzi, jak Kenneth czy ten gość z klubu, Derek, który, jak na złość, nie odpisywał na jego wiadomości. Z kolei jednak w Hydrate mężczyzna wydawał się całkiem rozmowny, dlatego właśnie Moore jeszcze się nie zniechęcił, bo wiedział, że jeszcze się spotkają. Przynajmniej postawił sobie całkiem ciekawe wyzwanie.
– Co tak patrzysz? – zapytał Kenneth, wyrywając go z zamyślenia. – Na kawę już za późno, ale może jakiś sok? – zaproponował neutralnie i uśmiechnął się do niego lekko, cały czas myśląc o Eliocie. O tym, jaki był głupi i uparty. Że od kłótni jeszcze się do niego nie odezwał, że się obraził, chociaż to on zawinił i to on powinien przylecieć do Kennetha z przeprosinami, cholera!
– Myślałem, że wolisz coś z alkoholem – odpowiedział, mierząc go wzrokiem. Już chciał mieć go w łóżku, złapać za nadgarstki i przyprzeć do materaca.
– A co proponujesz? Bo jestem wozem – zaznaczył od razu, jeszcze nie wiedząc, co chciał dokładnie zrobić, no i jakie Vincent miał zamiary względem niego.
– Ale rano mógłbyś wsiąść na kółko – odpowiedział, opierając się o ścianę i lustrując go uważnym spojrzeniem, zupełnie jakby już go w myślach rozebrał.
– No tak, rano mogę wsiąść – przyznał Johnson i stanął naprzeciwko Vincenta. Spojrzał mu głęboko w oczy i uśmiechnął się lekko. Moor był mocno owłosiony, przez co wyglądał naprawdę męsko, inaczej niż Eliot, ale też inaczej niż Derek, bo jego facet przedstawiał zupełnie inny typ urody. Kenneth nie wiedział jednak, czy mu się to podobało... poczuł, że nie za bardzo, że O'Conner ze swoją gładką piersią wyglądał lepiej, ale szybko wyparł tę myśl. Przyjechał tu w wiadomej sprawie, nie powinien teraz zastanawiać się, jaki był Eliot i dlaczego, cholera, był lepszy.
Vincent nie czekał dłużej, nie chciał się bawić w żadne podchody, cel, w jakim Kenneth do niego przyjechał, był jasny, a Moore tylko go podkreślił, kiedy złapał Johnsona mocno za przód bluzy, przyciągnął go do siebie i pocałował mocno i namiętnie, nie bawiąc się w żadne podchody.
Kenneth od razu odpowiedział na pocałunek, zaskoczony jego siłą, w której nie chodziło o przyjemność, a chęć dominacji. Nie miał zamiaru z niej zrezygnować, więc pchnął mężczyznę na pobliską ścianę i złapał za poły koszulki. Johnson pierwszy raz mógł zobaczyć go bez garnituru i eleganckiego ubrania, w zwykłym T-shircie i dresowych spodniach.
Mężczyzna był tak samo brutalny jak i on, w żadnym momencie mu nie ustępował, a pocałunek był tak żarliwy i przesycony testosteronem, że Kennethowi aż zakręciło się w głowie. Nawet nie wiedział kiedy sam został popchnięty i wylądował na przeciwległej ścianie, przyciskany do niej całym ciałem Vincenta.
Moore ocierał się o niego, a jego dłonie dotarły wreszcie do spodni Johnsona. Akcja była szybka, obaj chcieli tego samego, więc żaden nie protestował. Już po chwili Vincent klęczał przed Kennethem, wyciągając z jego slipek twardego penisa.
– Nie rozczarowujesz – przyznał Moore z szerokim uśmiechem, przesuwając mocno dłonią po całym trzonie.
Johnson uśmiechnął się, słysząc komplement. Miał nadzieję, że przyszły kochanek również go nie rozczaruje, jeżeli chodziło o seks. Zwilżył wargi, nie spuszczając z oczu Vincenta, który zaczął go masturbować.
Vincentowi dokładnie o to chodziło, o dużego faceta, z dużym chujem w gaciach, niczego więcej nie chciał. Lubił wiedzieć, że jest z mężczyzną, a nie z ledwo wyrośniętym chłopcem, ta chwila była więc jak spełnienie jego erotycznych fantazji. Nie czekając dłużej, wziął penisa do ust, chcąc pokazać Johnsonowi, jak dobry może być seks z nim, jeżeli o to chodziło, Vincent zawsze był pewny swoich umiejętności.
– O tak! – wyrwało się Kennethowi, który nie spodziewał się, że ktoś będzie w stanie mu tak obciągać. Vincent robił to naprawdę dobrze, mocno, szybko i zdecydowanie. Zero wahania, albo zbędnych ruchów, jak w przypadku Eliota, z ogromną pasją, którą brakowało Derekowi. Aż zacisnął pośladki, przełykając z trudem ślinę.
Cała akcja nie była zbyt długa, bo Vincent bardzo dobrze obciągał, na szczęście jednak, nim Kenneth myślał, że dojdzie, Moore przerwał całą pieszczotę i podniósł się na równe nogi, a następnie sugestywnie spojrzał na swoje krocze, w którym odznaczał się spory wzwód.
W odpowiedzi dostał szeroki uśmiech Kennetha, który nie myślał już o tym, że zdradził Dereka z drugim facetem, zapomniał o O'Connerze, prawiczku, którego rozdziewiczanie tak go pochłonęło. Skupił się tylko na doświadczonym facecie i już wiedział, że ich seks będzie wart swojej ceny. Do diabła, pomyślał, kiedy wpadli do sypialni mężczyzny, dlaczego tak długo tkwił przy Dereku? Ich związek opierał się tylko na seksie i przyjaźni, na zupełnie innym rodzaju namiętności, jaki poznał teraz – i z Eliotem, i z Vincentem.
Nie rozmyślał jednak o tym, kiedy części ich ubrania po kolei opadały na ciemne panele podłogowe, najpierw w ruch poszły koszulki, a za nimi spodnie i bielizna. Vincent był zupełnie inaczej zbudowany, niż jego dotychczasowi kochankowie. Miał szerokie ramiona i mięśnie, jednak wydawał się znacznie szczuplejszy niż Derek, ale za to lepiej zbudowany niż Eliot. Najmniej Kennethowi podobały się ciemne, kręcone włoski na jego całym ciele, ale ze zdziwieniem zauważył, że zaczął się do nich przekonywać. Uśmiechnął się lekko, kiedy Moor zaczął go masturbować, jednocześnie rzucając jakiś zabawny komplement na temat jego męskości. To było miłe – ta neutralna atmosfera, wszystko bez zobowiązań, szybko, krótko i mocno.
– Mam gumki w spodniach, wyciągniesz? – zapytał Kenneth, nie chcąc już tego przedłużać. Musiał się spuścić. Chciał pieprzyć nowego faceta, który był niesamowicie seksowny i dodatkowo znał się na rzeczy. To wszystko jeszcze bardziej go nakręcało. Czuł się jak pijany, adrenalina szumiała mu w głowie.
Vincent spojrzał mu w oczy, jakby zaskoczony jego propozycją. Wydawało mu się, że to Kenneth pierwszy rozłoży pod nim nogi, w końcu z tym akurat Moore nie miał problemu, większość facetów z jakimi sypiał tylko by się wypinała pod nim.
– Mam swoje – odpowiedział i sięgnął do szafki po jedno opakowanie.
Johnson poczuł, jak żołądek zaciska mu się z nerwów i irytacji. Nie miał zamiaru mu się wypiąć, Derek był jego przyjacielem, wcześniej go kochał, a Eliot... z Eliotem było zupełnie inaczej. Obu mężczyznom jednak ufał. Vincentowi nie. Wiedział, że w dużej mierze nie chciał się przed nim ukorzyć, pokazać słabości, przedstawić się jako ten gorszy, bo dla niego wciąż bycie na dole było pewnym symbolem oddania, na które teraz on na pewno nie czuł się gotowy.
– Świetnie, zużyjesz je na innego faceta. – Dotknął jego policzka i zmusił, żeby na niego spojrzał.
Vincent zmarszczył brwi, najwidoczniej tego się nie spodziewając. Wyprostował się między nogami Kennetha, patrząc na niego z zastanowieniem, wyraźnie bił się z myślami. Rzadko lądował pod facetem, musiał tego naprawdę chcieć, a druga strona dodatkowo musiała być cholernie męska. Przesunął dłońmi po mięśniach Johnsona, zastanawiając się, czy na to zasługiwał.
– I myślisz, że ci się wypnę?
Kenneth uśmiechnął się w sposób, który jasno sugerował jego odpowiedź. Napinał mięśnie brzucha, żeby dodatkowo je wyeksponować. Wiedział, że wyglądał dobrze, ostatnio częściej ćwiczył, czując dziwną presję, której wcześniej nie doświadczał. Jego ciało stało się jeszcze twardsze i bardziej wyrzeźbione. Mógł stwierdzić, że był w szczytowej formie, więc teraz jak nigdy stał się pewny siebie.
– To ma mnie zachęcić? – zapytał Vincent, czując jednak, że ulegnie. Kenneth był cholernie przystojny, miał może tylko zbyt dużego penisa, nigdy nie lubił, gdy ból rozciągania stawał się zbyt mocny. – Zmuś mnie, byczku.
– Byczku? – prychnął Johnson i nagle pchnął Moora do tyłu, tak że ten się przewrócił. Poczuł przypływ podniecenia, kiedy usłyszał, jak mężczyzna stęka z bólu. Nie spodziewał się tego, Kenneth też rzadko przecież zachowywał się tak agresywnie. Pochylił się nad nim, a penis zabujał się mu między nogami. Był zbyt ciężki, żeby cały czas stać sztywno. – Byczku? – powtórzył.
– A co? Jałóweczko? – odpowiedział i położył dłoń na szyi Kennetha, zaciskając ją na niej. Zrobiło mu się nieznośnie gorąco, kiedy Johnson pokazał swoją siłę. Zawsze go to podniecało.
Kenneth nie miał pojęcia, czym była jałóweczka, bo wychował się w centrum Chicago, ale nie chciał się do tego przyznawać.
– Na łóżko – warknął Johnson i nagle złapał go za włosy. Pociągnął go za nie lekko i spojrzał mu wyzywająco w oczy. Serce biło mu jak szalone, miał wrażenie, że Vincent zaraz go uderzy. Nie wierzył, że to też by go podnieciło. Chyba jeszcze nigdy nie miał takiego faceta w łóżku.
– Czekaj, kurwa, czekaj! – warknął Moore i podniósł się z podłogi. – Muszę pociągnąć poppersa, bo cholera, masz się czym pochwalić – sapnął, patrząc na krocze Kennetha. – Miałem dużo chujów, ale nie takiego – dodał i podszedł do szafki, skąd wyciągnął kolorową, żółto-zieloną buteleczkę. Rozpakował ją, wyraźnie była nowa, Vincent musiał mówić prawdę – miał masę kochanków, bo w szufladzie Kenneth dostrzegł zapas gumek, kilka lubrykantów i jeszcze jednego, nieotwartego poppersa.
Zmarszczył brwi, ale nic nie odpowiedział. Obserwował uważnie mężczyznę. Nie podobało mu się, że facet coś brał. Takie używki od razu kojarzyły mu się z tanimi dziwkami, które na pewno złapały jakąś chorobę.
– Nie dasz rady bez? Rozciągnę cię przecież – mruknął, chociaż jego ton okazał się surowszy niż myślał.
Vincent spojrzał najpierw krytycznie na niego, a później na jego penisa.
– Serio? – prychnął i otworzył buteleczkę, po czym zaczął wdychać substancję. Od razu zakręciło mu się w głowie, a on poczuł, jak mimowolnie się rozluźnia. Teraz powinno pójść gładko. – To tylko poppers, wyluzuj. Takiego chuja nie wezmę bez niczego, chyba powinieneś już to zrozumieć, hm?
Johnson stał przez chwilę, walcząc ze sobą. Nie podobało mu się to, ale z drugiej strony Vincent będzie tym wpływał tylko na siebie. Głupio było mu zapytać o to, czy mężczyzna się badał. Stanął przed dylematem czy wybrać seks, czy odpuścić. Miał w końcu bezpiecznego Eliota. Z którym się pokłócił – przypomniał sobie i aż się skrzywił.
– Bierz i kładź się na łóżko – warknął, a złość na O'Connera znowu do niego powróciła, skutkując tym, że postanowił wybrać seks.
Vincent uśmiechnął się, czując, że jego tok myślowy powoli zwalnia, a w nim wybucha takie podniecenie, że już nie czekał dłużej. Zakręcił buteleczkę i wprost rzucił się na Kennetha, popychając go na łóżko. Zaczęli się mocno całować, ale Johnson szybko odzyskał dominację, przycisnął mężczyznę do materaca, pokazując mu tym samym swoją siłę.
– O kurwa – sapnął Moore, pożerając Kennetha wzrokiem, kiedy ten rozsuwał mu uda. – Bierz te gumy i rób swoje! – warknął do niego, traktując go bardzo bezosobowo. Dla Vincenta to był tylko kolejny facet w łóżku.
– Wypnij się – mruknął Johnson i szybko odnalazł prezerwatywy w swoich spodniach. Wyciągnął jedną z opakowania i założył ją sprawnie, obserwując z pożądaniem Moora. Był owłosiony między pośladkami, miał włoski na pośladkach i udach. – Umyłeś się? – zapytał, nie mogąc się powstrzymać przed taką wulgarnością.
– Nie martw się – odpowiedział i obrócił się pod nim, stając na klęczkach. Znów pociągnął trochę poppersa na rozluźnienie, bo jego efekt schodził już po kilku minutach, a nawet krócej.
Kenneth przyłożył penisa do jego odbytu i spojrzał na ciasną, dziurkę, którą porastały kręcone włoski. Przypomniał sobie, jak lizał Eliota i od razu zrobiło mu się goręcej. Nie wiedział, czy chciał to robić z Vincentem. Nawet z Derekiem nie chciał. Teraz już nie wiedział, dlaczego wtedy zrobił to Eliotowi. Cholerny idiota! – pomyślał nagle, zły na chłopaka, że ciągle siedział mu w głowie.
Postarał się jednak całkowicie wyłączyć myślenie, sięgnął po lubrykant, jaki podał mu Vincent i nawilżył nim swojego członka w kondomie, a później przysunął jego główkę do odbytu. Jakoś nie miał zamiaru robić palcówki mężczyźnie, mimo że o O'Connera zawsze by zadbał. Moore był jednak o wiele bardziej doświadczony, nic więc by mu się nie stało. Pchnął biodrami, zagłębiając na początek sam czubek, na co Vincent jęknął gardłowo, spinając się mimo zażycia środka rozluźniającego mięśnie.
– Cii – zamruczał Kenneth i pogłaskał go po plecach.
Mieszkanie Vincenta było właśnie takie, jakie się spodziewał – eleganckie, nowoczesne i typowo ascetyczne, idealne dla biznesmena, człowieka sukcesu i jednocześnie faceta, który uwielbiał seks i narkotyki – pomyślał Johnson, kiedy obserwował plecy kochanka, który wyginał się pod nim lekko, kiedy go pieprzył.
Seks był mocny, zezwierzęcony, taki, jakiego Kenneth już od dawna nie miał, bo anonimowy. Vincenta nie interesowała rozmowa z Johnsonem, ich kontakt ograniczał się tylko do cielesności, ale w tamtym momencie nawet mu się to podobało. Pieprzył seksownego faceta, który od czasu do czasu zaciągał się poppersem, ale to akurat już go nie interesowało. Może gdyby to robił Derek albo Eliot... tak, wtedy na pewno by zareagował.
Mieli pełno siniaków, zwłaszcza Moor, kiedy skończyli się kochać. Kenneth oddychał ciężko, powoli się uspokajając. Orgazm był mocny, dobry i głęboki. Wykończył go, ale zadowolił.
– Dobry jesteś – rzucił Johnson, kiedy obserwował kątem oka Vincenta. Ściągnął z siebie prezerwatywę i rzucił ją na podłogę.
– Kurwa – sapnął Vincent, nie ruszając się. Nie miał siły. – Ty też. Przez tydzień nie usiądę – powiedział ze zduszonym śmiechem.
– Będziesz mnie czuł nawet, jak przyjdziesz do Cafe Break na kawę – zauważył Johnson z rozbawieniem. Czuł się niesamowicie męsko, pokochał to uczucie. Topował nad kimś takim, to było coś.
– Wtedy to zamówię kawę z dodatkową śmietanką – odpowiedział i podniósł się do siadu, zaczynając się ubierać. – Chcesz wziąć prysznic, czy już spadasz? – zapytał, dając mu jasno znak, że jednak wcale nie chce, by Kenneth u niego nocował.
– Spadam już – mruknął Johnson i zszedł z łóżka. Nie wiedział, czy Vincent zaproponuje mu następny raz. Byłoby miło, ale on nie chciał wychodzić z inicjatywą, więc nie miał zamiaru się odzywać.
– Jasne – odpowiedział, sięgając po małą butelkę wody, jaka stała na stoliku przy łóżku. Wziął łyka i podał ją Johnsonowi. – To co? Umawiamy się jeszcze? – zapytał z szerokim uśmiechem. Nie miał tak białych zębów, jak Eliot, który pewnie co miesiąc fundował sobie wybielanie, ale miał je równe, przez co Kenneth zapragnął go znowu pocałować, naprawdę to lubił. Nic jednak nie zrobił, odebrał jedynie butelkę i się napił.
– Jasne, możemy. Może następnym razem spróbujesz bez tych dragów? – zapytał z lekkim uśmiechem i pochylił się nad łóżkiem. – To może jednak wezmę prysznic? Wymęczyłeś mnie – wytłumaczył z zaczepnym błyskiem w oku.
Vincent się zaśmiał.
– Prosto i po prawej – odpowiedział wstając. – A poppers zawsze rozluźnia, seks jest lepszy – wyjaśnił i schował specyfik do szafki. Nie miał zamiaru z niego zrezygnować, było fajnie, kiedy trochę bolało, ale z penisem jaki miał Kenneth, nie byłoby Vincentowi tak łatwo. Zresztą, lubił seks z poppersem, w pewnym sensie się od niego uzależnił. – Jak skończysz, ustalimy kiedy znowu się widzimy – dodał i mrugnął do niego. Na pewno nie chciał zrywać kontaktu z kimś takim jak Johnson, pieprzenie było zbyt dobre.

*

Kenneth wykąpał się, ubrał i już po godzinie był w swoim mieszkaniu, dziwnie rozluźniony, zadowolony, ale także pełen obaw. Bo nawet gdy pieprzył się z Vincentem, Eliot gdzieś tam wciąż był obecny. Porównywał Moora do niego, zastanawiał się, co by zrobił, gdyby na jego miejscu był O'Conner i doszedł do wniosku, że chłopakowi nigdy nie pozwoliłby się naćpać. Ale Vincent to Vincent, facet z którym się tylko pieprzył. Z drugiej jednak strony Kenneth zdał sobie sprawę z jeszcze innej rzeczy. Musi zakończyć z Derekiem, już w sposób definitywny, bez bawienia się w nieodzywanie i udawanie, że ich związku po prostu nie ma.
Kiedy włączył komputer, od razu spojrzał na wiadomość na Facebooku. Aż odetchnął ciężej, dostrzegając, że to Eliot.
„Ej, chyba się nie obraziłeś co?” – napisał. – „No weź. Nie chcę się z tobą kłócić.”

14 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, czekam na więcej
    Akira :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejuuuu :D Ale się porobiło :D Nie mogę ;D Uwielbiam to opowiadanie. Trochę chamsko ze strony Kennetha, że przespał się z kimś innym będąc w takiej relacji z Eliotem. Świetnie opisane uczucia...znowu :D mega! A koniec rozdziału...słodkie bardzo i ciekawe jak Johnson zareaguje xD Weny i pozdrawiam czekając na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu relacje się pokręciły...rozdział przyjemny, podobała mi się ta ich kłótnia i ta wiadomość pod koniec :D

    Mam tylko jeden problem z tą waszą telenowelą...cierpliwosc mi wysiada jak nam czekać na rozdział tak długo, ale z drugiej strony lingerie tez bardzo lubię...nie lubie tego jak je wrzucacie :c

    OdpowiedzUsuń
  4. Już spodziewałam się sielanki i tuptania tęczowych jednorożców, a tu łup i pod górkę, bo Eliocika naszło na wypieranie się. Ken z kolei też niech ogarnie się z seksami na bokach. Dzięki za pyszny rozdział :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne, jeden z lepszych klaszów ostatnio. chyba shipuje vincenta z kennethem!
    ps czystej się nie smakuje tylko pije jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  6. O wow :P same zaskoczenia nam serwujecie i to bardzo pozytywne. Szkoda Kennetha bo się biedak miota, potrzebuje zapewnienia o prawdziwej miłości, ciepła a wszystko jest takie skomplikowane :P to Elliot pchnął go w ramiona Vincenta! Wszystko wina tego małego blond fagasa! :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Też jestem zaskoczona. Gdy Derek poznał Vincenta spodziewałam się, że to w jego ramiona go "wepchacie", by Kenneth nie miał za dużych wyrzutów sumienia. Wtedy jest to takie proste, obaj mają kogoś nowego więc żalu do siebie nie mają co wylewać. Plus, że tu tej łatwizny nie będzie. Jednak mam nadzieję, że Derek będzie mieć na tyle, nie wiem, szacunku, że nie sparuje się na dłuższą metę z kimś kogo jakby nie patrzeć przeleciał jego facet. To że się z kimś przestaje rozmawiać od razu zerwania nie zwiastuje.
    O.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem zła na Kennetha. Na Eliota też, ale na Kennetha bardziej.
    Nie lubię trójkątów. Bardzo nie lubię. A tutaj to już sama nie wiem, co się porobiło. Eliot z Dakotą i Kennethem, Kenneth z Eliotem, Derekiem i Vincentem, Derek też zaczyna grać na dwa fronty, za to Vincent jest takim typowym, rozwiązłym gejem. No każdy z każdym, grrr... Zaczynając czytać to opowiadanie miałam cichą nadzieję, że Kenneth i Eliot zanim zaczną się ze sobą spotykać, rozstaną się z obecnymi partnerami.
    Niech Vincent się zajmie Derekiem, a Kennetha zostawi w spokoju. Chociaż, na miejscu tego drugiego, chyba nie chciałabym mieć faceta, ze świadomością, że był pieprzony przez mojego (już niedługo) eks. Szkoda mi go w sumie. Zasługuje na kogoś lepszego, z podobnym charakterem do niego. Nie widzę go ani z Kennethem, ani z Vincentem.
    A Kenneth niech się wreszcie ogarnie i wybierze, czy chce z kimś być, czy woli jednak być singlem i pieprzyć się z kim dusza zapragnie. Bo wkurwia mnie, jak najpierw przerżnie go Derek, później on przerżnie Eliota, a na końcu jeszcze się weźmie za dupę Vincenta.
    Eliot też wcale nie lepszy. Obaj to kretyni. Ale kretyni, których bardzo polubiłam, chociaż za niedługo to się może zmienić, jak obaj wreszcie nie określą, czego w ogóle chcą.

    No, teraz umrę z ciekawości przed kolejnym rozdziałem.
    Pozdrawiam, dziewczyny.
    S.

    OdpowiedzUsuń
  9. No właśnie. Mam ochotę krzyknąć Kennethowi w twarz "Zdecyduj się!" kłótnia i od razu seks na pocieszenie...trochę kiepsko i chamsko. Oby Eliot się dowiedział o tym a Johnsonowi żeby głupio się zrobiło ;(

    OdpowiedzUsuń
  10. Z rozdziału na rozdział coraz lepiej opisujecie uczucia, naprawdę duży progres. Bardzo lubię to opowoadanie. Już nie mogę się doczekać kolejnej notki bo jestem bardzo ciekawa jak to wszystko się potoczy między nimi i jak Kenneth się wytłumaczy jeśli jeśli ogóle :-) pozdrawiam i weny życzę! :-))

    Żółw

    OdpowiedzUsuń
  11. Kenneth tak bardzo mnie rozczarował. Do tej pory stałam za nim murem próbując go zrozumieć, jego zachowanie, a teraz? Czego się spodziewał po Eliocie? Widać, że chłopak wciąż walczy z tym co odkrył w sobie podczas gdy Kenneth już miał sporo czasu na oswojenie się z tym. Pewnie, jedna kłótnia i od razu najlepiej zdradzić osobę, która chodzi ci po głowie. Tak bardzo mi teraz szkoda Eliota. Wiadomo, że chłopak ma dumę. Oboje mają, ale... No nie wiem... Od razu szukać szybkiego numerku? I jeszcze bierze pod uwagę, żeby w ogóle tam wrócić? Może Kenneth niech się sam zastanowi czego chce, a nie mąci wszystkim w głowach. Jestem na niego wściekła. I pewnie będzie jeszcze oszukiwał Eliota? Serio.. Jestem zła na niego jak nie wiem. Zero moralności... -,- Aż polubiłam Dereka! Wypisuję się dzisiaj z klubu Kennetha. Przykro mi ! Teraz już tylko team Dereka i Eliota. Aż pragnę kolejnego rozdziału teraz.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziewczyny dawajcie nowy rozdział, bo umieram z ciekawości :D

    OdpowiedzUsuń