czwartek, 1 października 2015

3. Świadomość

Dziękujemy za wszystkie komentarze pod rozdziałem Lingerie. Jako że dawno nie było Świadomości, dzisiaj przychodzimy do Was z tym opowiadaniem. Zapraszamy do czytania i wyrażania swoich opinii.


Czwartek, 21 maja 2015

Maks poszedł zrobić śniadanie, kiedy Albert szykował się w ich sypialni do pracy. Wyszedł do łazienki, żeby wziąć szybką kąpiel. Już po kilku dniach, kiedy zagracili dom swoimi rzeczami, poczuli się w nim znacznie pewniej. Bardziej swojsko, a wszystko – mimo bałaganu, który wciąż starali się okiełznać – sprawiało, że dom nabierał przytulnego charakteru.
Kupili już meble do sypialni, a Maksowi udało się ją we wtorek odmalować, więc można powiedzieć, że ten pokój był najbardziej zbliżony do ich wizji domu. Nie chcieli teraz poświęcać uwagi szczegółom i dokupywaniem drobnych gadżetów, na to przyjdzie pora później.
Minierski wyszedł spod prysznica i, kiedy zaczął się wycierać, aż syknął, czując swędzenie na skórze. Spojrzał na swoje ramię i zobaczył na jasnej skórze masę małych, czerwonych kropeczek. Miał je już od poniedziałku, ale dopiero teraz zaczęły go swędzieć.
– Cholera – syknął, starając się ich nie drapać. Szybko sięgnął do szafki, szukając czegoś, co złagodziłoby nieprzyjemne uczucie. Znalazł jakiś krem leczniczy na bazie naturalnych składników, który kiedyś zaproponowała im ekspedientka w jakiejś aptece. Nałożył go na skórę, z nadzieją, że przyniesie mu chociaż odrobinę ulgi. Swędzenie powoli zaczęło ustępować, przynajmniej na razie, więc mógł się ubrać i zejść na dół, do Maksa, który już kończył przygotowywać śniadanie. Gdy wszedł do kuchni, posłał partnerowi krótki uśmiech. Włosy Maksymiliana były trochę przetłuszczone, bo nie mył ich od dwóch dni, ale i tak wyglądał dobrze. Trochę je tapirował, a później przerzucał na jedną stronę, odsłaniając jednocześnie nieogolony bok głowy. Zakładał kolczyki i te swoje przyduże koszulki z zespołami, w takim stroju prezentował się w kuchni naprawdę zabawnie. Ze swoim groźnym wyglądem zbuntowanego nastolatka w ogóle nie pasował do jasnego pomieszczenia, wyłożonego kafelkami z florystycznym wzorem. Albert mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, kiedy obserwował kochanka kręcącego się między piecem a lodówką.
– Zrobiłem placki bananowe, okej? – Z zamyślenia wyrwało go pytanie Maksa, który odwrócił się do niego z filiżanką parującej, mocnej kawy, dokładnie takiej, jaką Albert lubił najbardziej. O poranku zawsze potrzebował mocnego kopa, który postawi go na nogi, a nic tak nie pomaga jak solidna dawka kofeiny.
– Placki bananowe? Dawno już ich nie robiłeś. – Albert usiadł przy stole i zerknął na Lewiatana, który kręcił się po pomieszczeniu, zerkając to na jednego pana, to na drugiego, jakby w nadziei, że któryś z nich się zlituje i da mu coś ze stołu. Pogłaskał go krótko, cały czas obserwując Jabłońskiego. Nie miał zamiaru mówić mu o wysypce. Ukrywał się z nią już od trzech dni i łudził się, że w końcu zniknie, dopiero dzisiaj ją czymś posmarował. Nie przywiązywał zbytniej wagi do dbania o zdrowie. Bardziej od zwalczenia nieprzyjemnych zmian skórnych, zależało mu na pozbyciu się koszmarów, które przez wydarzenia z ostatnich dni, czyli przeprowadzkę, tylko się nasiliły.
– Wiem – zaśmiał się i postawił na stole pokrojone, pierwsze w tym roku truskawki i słoik Nutelli, którą sam zawsze lubił się zajadać. – Dzisiaj wyszły mi świetne – powiedział z bezczelną pewnością siebie. Wiedział, że był dobrym kucharzem, a Albert nigdy nie narzekał na posiłki, czy nudny jadłospis. W końcu: przez żołądek do serca. – Dodałem trochę sody, dlatego są takie puszyste – pochwalił się, stawiając na stole talerz zapełniony malutkimi, okrągłymi placuszkami.
– Gordon Ramsey – zażartował Albert i nałożył sobie na nie słodkiego kremu czekoladowego. Jego partner wiedział, że słodkości mógł jeść tylko na śniadanie. W każdym innym posiłku w ciągu dnia mu one nie odpowiadały.
Maks uśmiechnął się szeroko, co wyszło trochę diabelsko przez jego ostro wygięte, ciemne brwi i kolczyki na twarzy.
– Twoja osobista kucharka – odpowiedział wesoło i sięgnął jeszcze do szafki, w której trzymali leki, po opakowanie tabletek Alberta. Spojrzał na biało-fioletowy kartonik, na którym widniał napis: Deprexetin. Westchnął ciężko, wyciągając rozpoczęty blister. Lekarz niedawno, jakiś tydzień temu, przypisał jego kochankowi ten lek, bo poprzedni nie za bardzo się sprawdzał. Obaj mieli nadzieję, że tym razem wszystko będzie dobrze. Na razie Albert się nie skarżył, a przynajmniej nic nie mówił Maksowi, więc Jabłoński miał cichą nadzieję, że tym razem medycyna im pomoże. Od czasu pamiętnego Sylwestra żyło im się naprawdę ciężko, ale pomimo tego ani przez chwilę nie pomyślał, że miał dość Alberta. To nie polegało na zwykłym „chodzeniu ze sobą” jak za czasów szkoły, byli partnerami, nie tylko w łóżku, ale też w życiu. Na tę myśl uśmiechnął się pod nosem i odwrócił do stołu, przy którym Minierski już zajadał się plackami, popijając je kawą. Podszedł więc do niego i położył mu jedną tabletkę obok kubka z naparem. Czasem Albert się z niego śmiał, że zachowywał się jak dobra żona, kiedy tak mu gotował i dbał o to, by przyjął swoją dawkę leku, jednak Maks podejrzewał, że gdyby nie on, zapomniałby o lekach. Może i mężczyzna był ułożony, dbał o płacenie rachunków w terminie, miał wysoką kulturę osobistą, to jednak jeżeli chodziło o zdrowie, Albert po prostu zapominał. Zapominał o założeniu szala, gdy temperatura na zewnątrz nie była zbyt wysoka, o zmianie jesiennych butów na te ciepłe, zimowe, o dopięciu kurtki pod szyję, czy zażyciu głupiej witaminy C w okresie panowania grypy. Maks jednak pamiętał i wszystkiego dopilnowywał. Chociaż z terminami płacenia rachunków, oszczędzaniem pieniędzy i umiejętnym dysponowaniem nimi wychodziło mu znacznie gorzej.
Albert pozwolił sobie na ciche westchnięcie, kiedy sięgał po tabletkę już po skończonym posiłku. Maks podał mu jeszcze szklankę z wodą. Przełknął tabletkęz trudem, bo była gość duża.
– No dobra, to ja spadam już, zaraz się spóźnię – sapnął i wstał od stołu. – Spotykamy się na mieście? Możemy się umówić na rynku, okej? Albo na Kazimierzu, jak wolisz, mnie to w sumie obojętne.
– Może być Kazimierz, mniej ludzi – stwierdził, popijając swojej kawy. – Uważaj na siebie – rzucił jeszcze, czekając, aż Albert do niego podejdzie i pożegna go krótkim pocałunkiem, jak zawsze.
– Ty też, Jabłoński – mruknął cicho Minierski, głaszcząc go po policzku, kiedy w końcu się od siebie odsunęli. Uśmiechnął się lekko.
Maks odprowadził go spojrzeniem do drzwi i westchnął ciężko, przesuwając bosą stopą w białym futrze Lewiatana, który ułożył się na podłodze. Nie lubił zostawiać w tym domu sam, ale na szczęście zaraz też się zbierał. Dopił kawę, ogarnął jeszcze swoje zaniedbane włosy, ubrał się i wyszedł do przedpokoju, odprowadzony przez psa do samych drzwi.
– Nie rozrabiaj – powiedział, zakładając buty. – I nie zgryzaj tynku ze ścian, bo chyba cię uduszę, rozumiesz? – zapytał, wyciągając dłoń i tarmosząc sierść na szyi zwierzęcia.
Lewiatan odpowiedział mu tylko niewinnym spojrzeniem, zupełnie jakby chciał mu odpowiedzieć: „daj spokój, jestem dużym psem” i Maks już po chwili wyszedł z domu, czując dziwny rodzaj ulgi, kiedy minął bramę.

***

Spotkali się jak zwykle we włoskiej restauracji, której nazwa zainspirowana została przez sycylijską mafię – Cosa Nostra. Obaj uważali, że serwowali tam chyba najlepsze włoskie jedzenie w całym Krakowie, więc nawet nie musieli specjalnie się zgadywać, żeby wiedzieć, gdzie się spotkają.
Albert wszedł do restauracji spóźniony, więc Maks już zajął miejsce i przeglądał kartę dań. Minierski uśmiechnął się najpierw do partnera, później do znajomej kelnerki, którą minął.
– Korki – wyjaśnił, siadając naprzeciwko Maksymiliana.
– Już myślałem, że nie dotrzesz – odpowiedział mu z szerokim uśmiechem. – Kończymy nagrywanie albumu – powiedział, pochylając się nad stołem, bo już nie mógł wytrzymać z tej całej satysfakcji i po prostu musiał się z kochankiem nią podzielić.
– Kiedy będę mógł usłyszeć efekt końcowy? – zapytał Albert z szerokim uśmiechem, obserwując go uważnie. Maks podkreślił sobie lekko oczy kredką, przez co jego tęczówki wydawały się jeszcze bardziej niebieskie niż zazwyczaj. Lubił sposób, w jaki jego facet na niego patrzył. Nawet jeżeli ludzie się za nim oglądali, przez jego dość niecodzienny wygląd, to już przestał się tym przejmować.
– W przyszłym tygodniu? – odpowiedział Maksymilian i spojrzał na kartę. – Ja chyba biorę to co zawsze, carbonarę, a ty? – zapytał i zerknął na kochanka, który ściągnął z siebie blazer. Podwinął sobie rękawy swojej kremowej koszuli, w jakiej poszedł do pracy, a spojrzenie Maksa padło na przedramiona Alberta. Zmarszczył brwi i pochylił się nagle nad stołem, dotykając podrażnionej skóry kochanka. – Co to?
Albert zerknął na ramię i przeklął w myślach. Zupełnie o tym zapomniał, przestało go swędzieć, więc nie zwracał uwagi na wysypkę.
– Podrażnienie – powiedział i spróbował się odsunąć. – Od sprzątania, pewnie przez kurz.
Maks zmarszczył brwi, patrząc na kochanka podejrzliwie. Nie podobało mu się to, a najgorsze, że gdyby tego nie zauważył, Albert w życiu by mu o tym powiedział i pewnie nic by z tym nie zrobił.
– Nie od leków? – zapytał podejrzliwie, nie dając za wygraną.
– Nie, weź przestań! – zniecierpliwił się i zabrał rękę, po czym opuścił mankiet i zapiął guzik przy nadgarstku. – Przesadzasz. – Nienawidził, kiedy Maks stawał się nadgorliwy w przypadku jego choroby. Nie lubił swoich dolegliwości, tego że wciąż nie mógł dojść do siebie po zdarzeniu z ostatniego sylwestra. Cały czas powtarzał sobie, że takie rzeczy się zdarzały i już najwyższa pora, żeby doszedł do siebie. Ale zawsze kiedy już myślał, że udało mu się z tym uporać, obraz poparzonego mężczyzny wracał w nocy, męcząc go w koszmarach. Najgorsze okazały się jednak te, w których to on był poszkodowany, to jego poparzyła petarda i to on umierał. Budził się wtedy w nocy cały spocony, a przy okazji przerywał sen też Jabłońskiemu.
Maks westchnął ciężko i zadudnił nerwowo palcami w blat stołu.
– Po obiedzie idziemy do apteki i dopiero później jedziemy po Piotra – zadecydował głosem nieznoszącym sprzeciwu. Kiedy chciał, potrafił postawić na swoim, w takich chwilach Albert wiedział, że nie miał co się wymigiwać i próbować wpłynąć jakoś na kochanka, był zbyt uparty.
– To nic takiego, zobaczysz, jutro już nie będę tego miał – zbagatelizował i zerknął na kartę, zastanawiając się, co wybrać. – Ja wezmę gnocci z cielęciną i grzybami. Spróbowałbyś czegoś nowego – wytknął mu. Był na siebie trochę zły, że zapomniał się i Maks zobaczył wysypkę. Wiedział, że teraz nie da mu z nią spokoju i w najgorszym wypadku wyśle do lekarza. Już miał ich dość, nienawidził do nich chodzić. Polska służba zdrowia pokazywała mu, że najgorsze, co mógł zrobić, to zachorować.
– I tak podejdziemy do apteki – powiedział Maks, rzucając mu stanowcze spojrzenie, po czym wzruszył ramionami. – Piotr może poczekać. – Piotr był ich wspólnym przyjacielem, z którym umówili się na wieczór, na opijanie nowego domu. Kolega nie dałby im spokoju, gdyby nie spotkali się na piwo w ich nowym dobytku. Obaj więc, raczej dla świętego spokoju, zgodzili się na spotkanie.
– Co chcesz do picia? – Albert nie chciał o tym rozmawiać, więc nie miał zamiaru ustępować.

***

– Ja pieprzę – tak brzmiały pierwsze słowa Piotra, kiedy wysiadł z ich samochodu i spojrzał na dom skąpany w ciemności, która wcale nie sprawiała, że budynek wydawał się być bardziej przytulny. – Serio? Mieszkacie tu? – zapytał, krzywiąc się. Jak zwykle był bardzo szczery, za co czasem go nienawidzili.
– Zaczynamy, a co? – Albert spojrzał na przyjaciela ze zdezorientowaniem. Nie widział w ich domu niczego nadzwyczajnego. Może nie był nowy, przez co stare okna i odpadający tynk na ścianie frontowej nie sprawiał dobrego wrażenia, ale w środku było znacznie lepiej. – Przynajmniej nikt nas nie okradnie – zażartował i zerknął na Maksa, któremu chyba nie podobała się uwaga przyjaciela.
– Stary, wygląda jakbyś go żywcem z horroru wyciągnął – rzucił Piotr i wpatrzył się w ciemne okna na piętrze i dach porośnięty mchem.
Maks przewrócił oczami i szybkim krokiem pokonał trzy stopnie prowadzące na werandę. Otworzył drzwi, słysząc już popiskiwanie stęsknionego Lewiatana.
– Jakby co, to ty sprzątasz jego kupę – rzucił do Alberta, a ten tylko się zaśmiał i wszedł do środka. Lewiatan o mało na nich nie skoczył. Merdał cały czas ogonem, liżąc ich po dłoniach, a dopiero kiedy nacieszył się opiekunami, zwrócił uwagę na ich gościa, za którym szczególnie nie przepadał. Dotknął nosem jego uda i wrócił do Maksa. – Ja się z nim przejdę, a ty weź Piotrka do środka – powiedział do swojego kochanka, wchodząc do przedpokoju tylko po obrożę i smycz. Wyszedł w towarzystwie stęsknionego psa, a Albert zapalił światło w salonie i w kuchni, po czym zerknął na Piotrka. Mężczyzna z wyglądu był całkiem przeciętny, chociaż miał tunele w uszach i kilka tatuażów pod ubraniem. Pracował na podobnym stanowisku co Albert, spełniał się zawodowo a w wolnych chwilach rysował. Artysta o analitycznym umyśle. Za czasów studiów, obaj wylądowali na jednym kierunku, studiowali bezpieczeństwo i higienę pracy, a teraz pracowali jako specjaliści z tej dziedziny. Mieli więc trochę czasu, by się dobrze poznać. Tak się śmiesznie złożyło, że Piotr i Maks znali się już od dzieciństwa. To właśnie Piotr ich ze sobą zapoznał, nie raz się śmiali, że kolega okazał się ich swatką.
– I co? – zapytał z rozbawieniem Albert, żeby przerwać ciszę.
– Straszy tu? – zagadał, rozglądając się dookoła. Stanął pod schodami, patrząc w górę, na piętro, które wieńczyło małe, o tej porze dnia ciemne okno. – Zaraz pewnie odkryjecie jakąś mroczną historię, może w piwnicy przeprowadzano jakieś eksperymenty na ludziach? – mówił, brzmiąc w tamtym momencie całkowicie poważnie, jednak Albert wiedział, że Piotr żartował. Miał bardzo specyficzne poczucie humoru.
– Na tobie chyba – zaśmiał się Minierski i pokręcił głową. – Za dużo horrorów się naoglądaleś – prychnął i pokręcił głową. – Babcia Maksa była trochę przerażająca – przyznał, zanim zdążył ugryźć się w język.
– No, to pewnie będzie was straszyć – powiedział Piotr tym swoim wszystkowiedzącym tonem, z którego Maks zawsze się śmiał, na co jego kolega z dzieciństwa się oburzał. – Za to wasze obciąganie sobie po nocach. Wiesz, po to Bóg stworzył kobietę i mężczyznę, i tak dalej. – Machnął ręką, zaglądając do salonu.
– Weź się zamknij lepiej – burknął Albert i wydął wargi, patrząc na niego groźnie. Już nie miał zamiaru mówić mu o wszystkich świętych obrazkach, jakie musieli wynieść z pokoju babci. Piotrek podłapałby temat i gdyby Maks wrócił, cały czas by mu o tym mówił, dodatkowo go nakręcając.
– Nie gadaj, że sam o tym nie myślałeś. – Zaśmiał się i opadł na fotel. – Straszny, zły duch babci przygląda się wam podczas seksu – powiedział wesoło, przesuwając dłonią po podłokietniku. – A jak tam w ogóle z Maksem? – zmienił nagle temat, wprowadzając w dezorientację nawet Alberta, który już myślał, że przyzwyczaił się do gadatliwości kolegi.
– Masz nie mówić o babci przy Maksie, słyszysz? – zapytał stanowczo Minierski, kiedy wyciągał sześciopak. On nie mógł pić, więc zaraz chciał sobie zrobić herbaty. – A z Maksem dobrze – dodał już łagodniejszym tonem. – O to się nie martw.
Piotr odchylił się, żeby na niego spojrzeć. Uśmiechnął się lekko.
– Zawsze wam tego zazdrościłem, wiesz? – mruknął i odebrał od Alberta puszkę Warki. Obrócił ją w dłoniach, patrząc na nią z zastanowieniem. – Jesteście chyba jedynymi gejami, jakich znam, którzy są jak małżeństwo – dodał z dziwnym rozrzewnieniem. Albert i Maks dobrze wiedzieli, że Piotr nie miał szczęścia w miłości i wiele razy przeżywał poważne zawody.
– No wspólne mieszkanie nam dużo ułatwiło – przyznał Albert i zerknął na korytarz, kiedy usłyszał otwieranie drzwi. Do salonu jak torpeda wbiegł Lewiatan, a zaraz za nim pojawił się Maks. – Zrobię herbaty, siadaj. Chcecie coś do żarcia?
– W szafce są paluszki – powiedział Maks, odgarniając na bok włosy. – I może jakieś ciastka? Chyba coś zostało z ostatnich zakupów, co? – zapytał, podchodząc do opakowania z piwem, z którego wyciągnął jedną puszkę.
Minierski nic nie odpowiedział, z lekkim uśmiechem obserwując kochanka. Lubił jego gesty, pewne siebie spojrzenie cwaniaczka i szczupłą, kościstą sylwetkę. Sam miał taką samą, więc nie widział powodów przez które anorektyczny wygląd Jabłońskiego miałby mu przeszkadzać. Wyszedł na chwilę do kuchni, a Lewiatan poszedł za nim, z nadzieją, że dostanie już kolację. Albert uśmiechnął się tylko do niego, wstawiając sobie wodę na herbatę. Nie mógł mu teraz nic dać. Z książek, jakie nakupowali z Maksem po zaadoptowaniu Lewiatana, jasno wyczytali, że zwierzę nie powinno nic jeść pół godziny przed spacerem, ani pół godziny po. Kiedy zalewał sobie napar, Maks właśnie wznosił toast z Piotrem.
– To za wspólne mieszkanie – rzucił.
– Wspólne? – Maks uniósł brew. – Że niby zamierzasz się wprowadzić? – prychnął, rozsiadając się na sofie niczym pan na włościach. – Zapomnij.
– No... wasze wspólne, nie? Ale jak chcesz, to mogę się wprowadzić! – zapewnił od razu, uśmiechając się podstępnie. – Tyle miejsca macie, podzielcie się!
– Żebyś dupczył się ze swoimi kolesiami w przedpokoju? – Przewrócił oczami, ale po chwili uśmiechnął się podstępnie. – Ja z Albertem świetnie wykorzystamy to miejsce – dodał i uśmiechnął się do nieświadomego kochanka, gdy ten wrócił do salonu, a Lewiatan dreptał krok w krok za nim, wciąż licząc na jedzenie.
– Co? – zapytał Minierski i zerknął na piwo w ich rękach. Powstrzymał się przed skrzywieniem. On uwielbiał wino, którego teraz nie mógł pić. Irytowało go to, ale nie chciał denerwować Maksa, więc po nie nie sięgał. Lekarz nastraszył go co do niepożądanych objawów po połączeniu alkoholu i leków.
– Nic – odpowiedział Maks i poklepał miejsce przy sobie. – Piotr chciał z nami mieszkać – dodał, ciekawy jego reakcji. Kiedyś, gdy dopiero odkrywał swoją seksualność, zdarzyło mu się kilka ekscesów z przyjacielem, o które Albert był zazdrosny do dzisiaj.
– A po co? – Minierski zachował zimną krew i nie dał po sobie poznać, że ten pomysł zupełnie mu się nie spodobał.
– A tak sobie – odpowiedział Piotr, podejmując grę. Dobrze wiedział, że Maks lubił, gdy Albert był zazdrosny, bo z reguły jego kochanek nie okazywał takich emocji, był bardzo zrównoważony. – Będzie fajnie w trójkę, co? – zamruczał i popił piwa.
– Możesz spać w pokoju babci Maksa – mruknął Minierski i sięgnął po herbatę, rzucając zirytowane spojrzenie kochankowi, jakby to on to wszystko zaproponował.
– No chyba żartujesz! – prychnął Piotr i aż zmarszczył brwi. – Żeby rzuciła na mnie swoją pośmiertną klątwę?! – wypalił, a Maks zerknął na niego, ale nic nie powiedział. Odwrócił się jedynie do Alberta i uśmiechnął się lekko.
– Lubię, jak tak patrzysz.
– Niby jak? – oburzył się Albert i odwrócił wzrok. Wyglądał dojrzale, a jednocześnie bardzo dziecinnie ze swoimi mocno osadzonymi oczami, mnóstwem piegów na skórze i szerokimi, pełnymi wargami. Miał zdecydowanie bardziej łagodne rysy od Maksa.
– Dobrze wiesz – zaśmiał się, nie spuszczając z niego wzroku. Piotr odetchnął tylko, już do tego przyzwyczajony, nigdy nie wchodził między nich. Jak mieli te swoje momenty czułości, to po prostu się nie wtrącał.
Albert jeszcze raz na niego spojrzał i przewrócił oczami, uśmiechając się mimo wszystko. Maks czasami zachowywał się jak dzieciak, jak idiota, który uwielbiał go prowokować, wymuszać pewne reakcje, a Minierski żałośnie się na to wszystko nabierał. Nienawidził tego, a jednocześnie nie wyobrażał sobie, że nagle jego partner miałby przestać go w ten sposób drażnić.
– Maks w przyszłym tygodniu skończy pracę nad płytą – zmienił temat i rzucił krótkie spojrzenie Piotrkowi.
– No i brawo – powiedział, kiwając głową. – Podrzuć mi ją później – powiedział, zerkając na Maksa, na co ten potaknął.
– Jasne – mruknął i pociągnął solidnego łyka z puszki, a następnie pochylił się po paluszki, których wziął całą garść. Podał kilka Albertowi, który odebrał je i rzucił jeszcze znaczące spojrzenie Maksowi, jasno dające mu znać, że chwilę temu naprawdę był zazdrosny. Jabłoński uśmiechnął się szeroko, prezentując mu swój nierówny zgryz, gdy nagle usłyszeli cichy trzask dobiegający z piętra wyżej. Maksymilian aż drgnął i spojrzał do góry.
– No mówiłem, mówiłem, że wam babcia ożyła – powiedział z rozbawieniem Piotr.
– Przestań, tak jest w domach. – Albert zgromił go spojrzeniem. Nie chciał, żeby Maks czuł się tu jeszcze gorzej. Żeby wyobrażał sobie babcię. On nie wiązał z tym domem jeszcze żadnych wspomnień, w przeciwieństwie do jego kochanka.
Maks nic nie powiedział, tylko zwilżył wargi i zerknął na Alberta. Uśmiechnął się pod nosem, wyciągając dłoń, żeby wsunąć ją we włosy kochanka. Naprawdę nie chciał się zastanawiać nad tym, co to było. I nie chciał też myśleć o babci. Dzisiaj w końcu mieli się kochać, rozdziewiczać sypialnię. Zrobić to tak, jak powinni, wcześniej byli zbyt zmęczeni na tego typu wysiłki fizyczne.
Piotrek już kończył swoje piwo i odłożył je na stolik.
– Moglibyście mi chociaż pokazać ten wasz nowy dom – poskarżył się w końcu.
– Nie chce mi się – powiedział Maks wprost, zbyt wyczerpany po całym dniu w pracy, by jeszcze teraz latać za Piotrem i oprowadzać go po pomieszczeniach. – Obejrzysz go, jak zrobimy cały remont.
– Co z ciebie za przyjaciel, dzięki, Jabłoński. – Mężczyzna westchnął ciężko i sięgnął po kolejne piwo. Albert popijał herbatę, siedząc obok Maksa, a Lewiatan kręcił się po salonie, szukając dla siebie miejsca.
Pili i rozmawiali o wszystkim, jedno piwo szło za kolejnym piwem, Maks się nie za bardzo ograniczał, miał bardzo mocną głowę. Albert czasem mu jej zazdrościł, bo nigdy nie mógł pić z nim na równi, to źle się kończyło. Wreszcie jednak Piotr postanowił się ruszyć, nie mieszkał daleko, ale mimo to i tak postanowił zamówić taksówkę. Odprowadzili go więc do samej bramy razem z Lewiatanem, który był chyba najbardziej zadowolony z pożegnania Piotra.
– Chodźmy do łóżka – zamruczał Maks, obejmując Alberta od tyłu, kiedy taksówka już odjechała.
– Teraz masz ochotę? – zapytał Albert cicho i pociągnął kochanka do domu. Dopiero kiedy drzwi się za nimi zamknęły, przycisnął go do nich i pocałował gwałtownie. Czasami potrafił być nieprzewidywalny, może dlatego tak dobrze dogadywali się w łóżku.
Maks odetchnął, zaskoczony tym ruchem, ale objął go ciasno, jeszcze bardziej podniecony przez alkohol. Zamruczał mu w usta, szybko jednak przejmując dominację w pocałunku, złapał go za włosy i zacisnął na nich dłoń. Albert w odpowiedzi odetchnął, przyciskając biodra do jego uda, zaczął się o niego ocierać.
– Idziemy na górę, będzie wygodniej – mruknął, dotykając jego policzka. Podniecało go już samo spojrzenie pijanego Maksa, wyglądał wtedy tak, jakby chciał przelecieć wszystko, co się ruszało.
Jabłoński jeszcze odwrócił się, żeby przekręcić klucz w drzwiach, po czym poszedł za Albertem, uśmiechając się lekko pod nosem. Gdy szli po schodach, cały czas taksował wzrokiem szczupłą sylwetkę przed sobą, a jego spojrzenie non stop zsuwało się na pośladki kochanka. Gdy znaleźli się przed drzwiami i Minierski już miał przekroczyć próg do ich sypialni, Maks złapał go od tyłu, objął ciasno, przyciskając swoje usta do karku partnera. Aż zamruczał, wdychając zapach jego perfum.
– Pierwszy seks tutaj. – Albert uśmiechnął się lekko, mrużąc oczy. W półmroku jego spojrzenie błyszczało, ale nie tak jak wzrok wstawionego Maksa. Obejrzał się na niego i zaśmiał się. – Będziesz miał siły?
– Muszę – zamruczał Jabłoński i wsunął mu powoli dłoń pod koszulkę, dotykając jego ciepłego, szczupłego brzucha. Pogładził gładką skórę dookoła pępka, jednocześnie całując bladą szyję partnera. Uwielbiał ją, kiedyś, gdy dopiero co zaczynali seks, co rusz robił mu na niej malinki, nie dość, że były dobrze widoczne, to jeszcze utrzymywały się dłużej.
Albert pociągnął go w końcu do sypialni, nawet nie zapalając w niej światła. Maks trzasnął drzwiami, podświadomie chcąc odgrodzić się od reszty domu. Tutaj byli tylko oni. Zmienili już sypialnię tak, że nie myślał o rodzicach. Inaczej ustawili łóżko i specjalnie wybrali do tego pokoju bardziej nowoczesne meble. Nie było rodziców, ani wspomnień. Znów przyciągnął do siebie kochanka, by zacząć go mocno całować. Powoli rozpinał jego koszulę, chcąc już mieć Alberta nagiego, a później wycałować każdą część jego ciała. Zsunął z jego szczupłych ramion górną część ubioru, a ta z szelestem opadła na podłogę. Kochanek miał kościste ciało, w którym słaby zarys mięśni był gorzej widoczny niż wystające kości. Maks miał podobną budowę ciała i to lubił w Albercie. Pod tym względem byli do siebie bardzo podobni.
Kochanek też zaczął go rozbierać, całując jednocześnie po ramionach. Oddychali głośno, a odgłosy pocałunków mieszały się z szumem prześcieradła i ubrań, kiedy się poruszali.
Powolnymi krokami, bez odrywania się od siebie, zmierzali w kierunku łóżka. Gdy już wylądowali na materacu, ani na chwilę się od siebie nie odsunęli. Sypialnię wypełniały ich westchnienia, a temperatura między nimi cały czas rosła. Kiedy Albert dotykał Maksa spoconymi dłońmi, skóra w tym miejscu wydawała się przyjemnie parzyć. Obaj mieli już spory wzwód w rozpiętych spodniach, których próbowali się z siebie pozbyć. W pewnym momencie jednak usłyszeli głośny huk i jak na zawołanie zamarli. Maksymilian oderwał usta od piersi Alberta i wpatrzył się w drzwi.
– Co to było? – zapytał Minierski, starając się wyciszyć oddech. – Lewiatan coś zrzucił – zawyrokował po chwili i uśmiechnął się. – Głupi pies! Cały czas nas straszy.
Maks zerknął na niego, jakby chciał uwierzyć w to, że faktycznie ich pies bardzo się nudził, wciąż jednak nie mógł odtrącić tej nuty niepewności.
– Idę sprawdzić – stwierdził po chwili, podnosząc się do siadu. Czuł, że gdy tego nie zrobi, nie da rady ot tak kontynuować pieszczot.
Albert westchnął ciężko i też usiadł. Spojrzał uważnie na Maksa, którego zaraz złapał za rękę. Posłał mu krótki uśmiech.
– To chodźmy.
Jabłoński spojrzał na ich dłonie, czując się z Albertem o wiele pewniej. To w ich związku lubił, obaj mogli na siebie liczyć, zawsze, nawet jeżeli chodziło o absurdalny strach, który ogarniał Maksa w takich chwilach jak ta.
Podnieśli się z łóżka, a ono, jakby w odpowiedzi, zaskrzypiało. Maksymilian cicho przełknął ślinę, kiedy podeszli do drzwi, uchylił je i przeklinając się w myślach za swoje tchórzostwo, jakby już o wiele śmielszy wyszedł na korytarz, ciągnąc za sobą partnera.
– Lewiatan! – krzyknął Albert, nawet nie biorąc pod uwagę tego, że w domu mógł ktoś być. W końcu ich pies od razu zacząłby szczekać. Czuł się przy nim bezpiecznie. Owczarek pojawił się u dołu schodów, a jego ogon poruszał się, zdradzając jego radość na ich widok. – I co zrobiłeś? – zapytał go Minierski, śmiejąc się cicho.
Maks aż odetchnął na widok psa. To na pewno on, pocieszył się w myślach, kiedy zeszli po schodach. Zajrzeli razem do salonu, nic jednak nie wyglądało tam na zniszczone, wszystko stało tak, jak zostawili.
– Kuchnia? – zapytał i spojrzał na Alberta, który skierował się w tamtą stronę. Zapalił światła i zmarszczył brwi.
– Uważaj – ostrzegł kochanka, który chciał wejść do środka. Na kafelkach znajdowały się odłamki szkła z rozbitego kufla na piwo. – Musiał spaść – powiedział odkrywczo, rozglądając się po kuchni. Wydawało mu się, że włożyli wszystkie naczynia do zlewu. – Widzisz, to najlepszy dowód na to, że musimy sobie kupić zmywarkę.
Maks zmarszczył brwi, wpatrując się w szkło podejrzliwie.
– Drzwi były zamknięte – zauważył. – Lewiatan by tu nie wszedł – dodał zdezorientowany.
– Nie przesadzaj – zaśmiał się Albert i ostrożnie wszedł do kuchni. Szklanka rozbiła się na drobne kawałki, które znajdowały się na całej powierzchni podłogi. – Jak chcesz, ja posprzątam, a ty wracaj na górę, zaraz przyjdę.
Maks wpatrzył się z zastanowieniem w odłamki szkła i po chwili wyszedł, by przynieść kochankowi miotłę i szufelkę. Takie rzeczy się zdarzają, uspokajał się w myślach. Tylko głupi zbieg okoliczności.

1 komentarz:

  1. Bardzo mi się podobały te uwagi dotyczące relacji Alberta i Maksa - rzeczywiście, to są te drobiazgi, które odróżniają chwilowe znajomości czy luźne związki od tych bardziej zaawansowanych. No i Lewiatan - psisko jest urocze. Zresztą każde psisko ma u mnie na dzień dobry fory, więc cieszyłam się, gdy tylko ogon Lewiatana gdzieś zamerdał.
    W ogóle sympatycznie się odbiera tę ich codzienność (dwóch panów w remontowanym domu, nie licząc psa, ale oczywiście, że wliczamy psa). To jeden z takich elementów, które szczególnie do mnie przemawiają: możliwość zobaczenia codzienności bohaterów, i to zobaczenia nie tylko na zasadzie "napisano w tekście", ale i wyobrażenia jej sobie, poczucia jej.

    Miejscami miałam wrażenie, że narracja jest mniej płynna niż w "Lingerie" - chodzi mi konkretnie o te momenty, gdy z punktu widzenia Alberta lub Maksa patrzymy na Piotra albo na ich relacje. Tak trochę... jeszcze jakby odrobinę więcej elementu sprawozdania niż płynnego prezentowania świata. Problem w tym, że (przynajmniej tej chwili) trudno min to ująć bardziej szczegółowo - to po prostu odczucie, które pojawia się przy niektórych partiach tekstu i sprawia, że zamiast zgrabnie sunąć po narracji, zaczynam się odrobinę potykać.
    Ale za to nie widziałam w tym rozdziale wyskoków narracyjnych z offu, super :)

    Piotrek nie urzekł mnie jakoś szczególnie, ale wydał się całkiem sympatyczny, nawet jeśli trochę za szybko mówi, co pomyśli. Interesujące, jakich przyjaciół i znajomych ze swojej branży ma Maks - i jak reaguje na nich Albert.

    Podobała mi się również końcówka - napięcie zaczyna wzrastać, bardzo powoli, ale zaczyna. Jestem ciekawa dalszych wydarzeń, bo niepokój już daje tu o sobie znać. Poza tym interesujące jest to, w jaki sposób rodzinny dom Maksa wpłynie na wspomnienia i koszmary Alberta. Chciałabym też poznać dalszą historię rodzinną Maksa i babci, nie mówiąc już o tym, że chciałabym zobaczyć, co się dalej będzie działo w tym domu. I tylko mam nadzieję, że psu się nic nie stanie.

    OdpowiedzUsuń