Rozdział 2.
Rajstopy
Taylor nigdy nie był grzecznym facetem. Uwielbiał seks i ciągle
eksperymentował, więc gdy nawinął mu się Dylan, nie odpuścił.
Pierwszy raz spał z kimś tak ekscentrycznym, a zarazem seksownym,
już po pierwszym zbliżeniu wiedział, że będzie chciał więcej i
więcej, dlatego układ związku jak na razie mu odpowiadał. Sama
świadomość, że miałby kogoś takiego jak Roberts na wyłączność,
bardzo mu się podobała. Umiał rozkochać w sobie chłopaka,
potrafił zachowywać się jak amant z filmów, dlatego po półtora
miesiąca spotykania się z nim, Dylan już był jego. Zakochany i
zapatrzony. Taylor jednak, zupełnie przez przypadek, też się
trochę w to zaangażował. Nie brał pod uwagę, że nie tylko on
będzie działał na drugą osobę w magnetyczny, przyciągający
sposób. Roberts też miał w sobie to coś, nie był ciepłą
kluchą, która latała za nim z wywieszonym jęzorem. Może przez
niepozorny wygląd i ekscentryczny styl ubierania wyrobił w sobie
mocny charakter. Patrząc na niego, nawet się tego nie podejrzewało.
Dlatego po półtorej miesiąca ani Taylorowi, ani tym bardziej
Dylanowi nie przeszkadzał ten ich dziwny związek, który stworzyli.
Dylan dostał swojego „męskiego faceta”, do których zawsze miał
słabość, a Taylor nowe, ciekawe doznania w łóżku, którymi
oczywiście nie chwalił się na prawo i lewo. Gdyby tak zrobił,
byłby skończony. Dosłownie. Znał tylko jedną osobę, z którą
mógłby się tym podzielić.
– To co, piwo? – zapytał, gdy Samuel wszedł do jego małej
kawalerki. – Czy dzisiaj whiskey?
– Obojętnie, co wolisz. – Jego przyjaciel ostatnio miał sporo
problemów z policją, więc był nerwowy i zmęczony. Miał
podkrążone oczy i niespokojne ruchy. Taylor wiedział, że Samuel
potrzebował męskiej rozmowy i chwili relaksu przy alkoholu. Chociaż
się przyjaźnili, Faulkner nie mówił mu wszystkiego o gangu,
przemytach i handlu bronią. Wiedział, że dużo rzeczy ukrywał,
ale nie przeszkadzało mu to za bardzo. On miał swoje życie, praca
w gangu była tylko dodatkiem.
– Okej, czyli standardowo, piwo – powiedział Taylor z lekkim
uśmiechem i zamknął za Samuelem drzwi. Pod względem charakterów
bardzo się różnili, Taylor zawsze był bardzo towarzyski, lubił
duże imprezy, ludzi, znajdowanie się w ciągłym centrum uwagi.
Faulkner niekoniecznie. Mimo to przyjaźnili się już od
dzieciństwa, razem wkręcili się do gangu albo raczej to Taylor
dzięki swoim znajomościom, załapał się w szeregi Bloodsów, a
Samuel poszedł za nim, później angażując w działalność
przestępczą całe swoje życie. Zupełnie inaczej niż jego
przyjaciel, który miał zupełnie inne priorytety. Chciał korzystać
z życia, spotykać się z ludźmi i robić wszystkie przyjemne
rzeczy, które dawały mu satysfakcję. Właśnie dlatego nie ukrywał
przed Samuelem swojego życia erotycznego. Lubił się chwalić
nowymi zdobyczami, zwłaszcza przed Faulknerem, który potrafił
znosić wszystko ze stoickim spokojem. Rzadko jednak odwdzięczał
się podobnymi opowieściami.
Przeszli razem do małej, ciemnej kuchni, w której czarne szafki i
szare blaty przytłaczały, a małe okienko w dzień wcale nie
wpuszczało tu zbyt wiele światła. Wieczorem było zresztą
podobnie, lampa zawieszona przy suficie także nie rozświetlała
tego pomieszczenia w pełni. Samuel zerknął na pomieszczenie
skąpane w sztucznym oświetleniu, Taylor nie miał gustu, to
wiedział od dawna. Czerwone, błyszczące kafelki podłogowe
dodatkowo sprawiały wrażenie zamknięcia małej kuchni, a
błyszczące, złote uchwyty szafek wyżłobione w antycznym stylu,
wyglądały niesamowicie kiczowato przy nowoczesnym wydźwięku
mebli.
– Meksykańce utrudniają transport – rzucił, kiedy gospodarz
podał mu piwo, które zwykle pili. – A stanowa policja złapała
kilku przemytników. Siedzą teraz w areszcie i sypią. – Cichym
westchnięciem przypieczętował otwarcie puszki. – Musisz uważać,
bo latynoskie gangi coraz bardziej starają się nas zdominować.
Pilnuj się – dodał ostrzegawczo, a Taylor powstrzymał się przed
skrzywieniem. Samuel jak zwykle mówił tylko o pracy. To stawało
się już irytujące.
– Lepiej mi powiedz o tej dupie... siostrze Michaela? –
zastanowił się, marszcząc w zabawny sposób brwi. Byli do siebie
podobni, z tym, że Taylor miał ciemniejszą karnację i kilka cali
więcej, górując o pół głowy nad Samuelem. No i zdecydowanie
mógł pochwalić się łagodniejszym wyrazem twarzy, Sam (zwłaszcza
ostatnimi czasy) wyglądał, jakby ciągle wstawał lewą nogą. –
Leciała na ciebie już od dawna. Obróciłeś ją wreszcie?
– Nie. – Samuel pokręcił głową, nawet nie udając, że był
zainteresowany tematem rozmowy. Czasami się z kimś przespał,
zdarzało się, że wchodził w krótkie, niezobowiązujące związki,
ale uważał, że nie było to na tyle ciekawe, żeby dzielić się
tym z Taylorem. Jego przyjaciel za to coraz bardziej się tym
irytował, chciałby pochwalić się swoimi podbojami, powiedzieć
coś więcej o tyłku Dylana, który, no co tu ukrywać – był
świetny. Ale zawsze gdy o tym napominał, Samuel nie wydawał się
być skory do podjęcia tematu. Pierwsze piwo wypili więc przy służbowych rozmowach. Samuel opowiedział mu (w wielkim skrócie,
by nie zdradzać szczegółów) o ostatnim przemycie broni, a on
udawał, że to go tak samo bardzo interesowało, jak gadanie o życiu
prywatnym. Na szczęście jednak udało mu się przenieść
konwersację na inne tory, te lżejsze, ale równie męskie –
football. O tym na szczęście dało się porozmawiać z Samuelem,
więc drugie piwo weszło w Taylora już o wiele przyjemniej.
Nagle jednak rozmowę o nadchodzących rozgrywkach Super Bowl
przerwał im dźwięk dzwonka do drzwi. Taylor aż uniósł brwi i
zerknął na Samuela, dając mu znak, że nikogo nie zapraszał, ale
wreszcie odstawi piwo na blat stołu i ruszył do przedpokoju, żeby
zobaczyć, kto przyszedł.
– Hej, masz czas? – zapytał Dylan, przestępując nerwowo z
nogi na nogę. Miał na sobie wysokie szpilki i obcisłe,
skóropodobne rurki, w których jego sylwetka prezentowała się
niesamowicie. Taylor zawsze je lubił. Nie to jednak przykuło jego
uwagę, od razu zauważył, że chłopak był jakiś nieswój.
– Co się stało? – zapytał od razu, nawet nie myśląc o tym,
że za ścianą zostawił Samuela.
– Rozwalili mi szybę w samochodzie – usłyszał odpowiedź. –
Już wczoraj się na mnie czaili, teraz miałem jechać do centrum
handlowego i zobaczyłem, co stało się z autem – mruknął,
krzywiąc się.
– Ja pierdolę, a wiesz kto to zrobił? – zapytał Taylor i
obejrzał się w stronę kuchni. Jego przyjaciel jeszcze nie wiedział
o Dylanie, a raczej wiedział, tylko nie miał pojęcia, jak chłopak
wyglądał. Zerknął jeszcze raz na rockowy, wyzywający i przede
wszystkim kobiecy ubiór kochanka, jakby się zastanawiając, czy
wpuszczanie Robertsa jest dobrym pomysłem. – Dobra, chodź do
środka. Mam gościa – zaznaczył od razu, przepuszczając w
drzwiach Dylana, który aż obejrzał się na niego zdziwiony.
Jeszcze nigdy Taylor nie przedstawiał go swoim znajomym, gdy zdał
sobie z tego sprawę, uśmiechnął się lekko. Naprawdę zaczął
się angażować w ten związek.
– Nie wiem kto. Jacyś murzyni, tylko tyle widziałem w sumie.
Wcześniej, to znaczy wieczorem mnie wyzywali i... – odchrząknął,
przypominając sobie, że nie miał zamiaru mówić Taylorowi o tym,
że nawet rzucali w niego puszkami. – No, wydaje mi się, że to
oni – mruknął i wzruszył ramionami, ściągając z siebie
czarną, skórzaną ramoneskę o damskim kroju. W tym momencie z
pomieszczenia obok wyjrzał Samuel i aż zatrzymał się w progu.
Dylan popatrzył na niego, a następnie na Taylora, nie za bardzo
wiedząc, co robić. Facet nie wyglądał na dość...
tolerancyjnego? Przez chwilę Roberts nawet pomyślał, że zaraz
dostanie w twarz. Tatuaże Samuela i jego gangsterski wygląd nie
wzbudzały zaufania.
– To jest Dylan, mówiłem ci o nim, pamiętasz? – zapytał
Taylor, rzucając przyjacielowi niepewne spojrzenie. Nie miał
pojęcia, jak mógł zareagować Faulkner, ale wiedział, że nawet
jeżeli Dylan by mu się nie spodobał, nikomu by o nim nie
powiedział.
– Kto to jest? – Mężczyzna zmarszczył brwi i założył ręce
na piersi. Widział androgenicznego chłopaka o delikatnych rysach
twarzy i blond włosach, ubranego w niebotycznie wysokie szpilki i
kobiece ubrania.
Dylan zerknął najpierw na Taylora, a później na Samuela. Nie
wytrzymał jednak długo w ciszy, kiedy był tak mierzony krytycznym
spojrzeniem. Podszedł do nieznajomego i wyciągnął pewnie rękę w
jego kierunku. Unosząc dumnie brodę, przedstawił się:
– Dylan Roberts.
Samuel spojrzał na nią podejrzliwie, jakby spodziewał się
zobaczyć zamiast paznokci długie, pomalowane tipsy.
– Pieprzysz go? – zapytał, zwracając się tylko do Taylora.
Tego było już dla Dylana za dużo, zawsze był dość szczekliwy,
za co nie raz obrywał, ale nienawidził, gdy ktoś ignorował go w
taki sposób.
– Pieprzy mnie. I to całkiem dobrze – warknął, nie
zastanawiając się nawet na chwilę, czy powiedział zbyt dużo i
jakie może ponieść tego konsekwencje.
Samuel spojrzał na niego zaskoczony tym wybuchem. Poczuł się tak,
jakby mały piesek którejś z jego dziewczyn, odezwał się nagle
basowym, mocnym głosem. Nie mógł powstrzymać zaskoczenia. Swoją
uwagę zwrócił więc na Taylora, niewerbalną komendą żądając
wyjaśnień.
– No mówiłem ci – mruknął przyjaciel i objął Dylana lekko.
Przez te kilka tygodni ich układu, zdążył już zauważyć, że
Robertsa bardzo drażniło, kiedy ktoś nie okazywał mu szacunku.
Nie chcąc więc zaostrzać sytuacji, stanął po stronie swojego
chłopaka. – Opowiadałem ci o Dylanie.
– Nie mówiłeś, że wygląda jak... – Samuel zawiesił głos i
uniósł brew, rzucając Robertsowi krytyczne spojrzenie. – Co to,
kurwa, jest? Jesteś jakimś pieprzonym zboczeńcem? – zwrócił
się bezpośrednio do Taylora.
Dylan zmarszczył brwi, słysząc to, miał ochotę wyrwać się do
przodu i spoliczkować Samuela, ale przed tym powstrzymał go uścisk
kochanka, który przytrzymał go przy sobie.
– Sam ruchałeś młodych chłopaczków, więc nie przesadzaj, co?
Mówiłem ci, że Dylan jest ciekawy – zaznaczył i spojrzał na
przyjaciela ostro.
– Ciekawy? – prychnął Samuel wzgardliwie. – Przecież to
jakieś nie wiadomo co! Ma chociaż chuja? Czy wykastrowany, dlatego
wygląda jak pizda? – Sam nie wiedział dlaczego Dylan tak mu się
nie spodobał. Kiedy na niego patrzył, czuł budzącą się w nim
nienawiść. Jak można było się tak ubierać? Zakładać takie
rzeczy i chodzić w tym jeszcze po ulicy?!
Dla Robertsa to już było jednak zbyt wiele. Wyrwał się Taylorowi
i, nie bacząc na żadne konsekwencje, uderzył Samuela z pięści w
twarz (gdyby go spoliczkował otwartą dłonią, potwierdziłby jego
słowa o „nie wiadomo czym”).
– Możesz sobie tylko pomarzyć o possaniu mi – wysyczał.
Samuel zareagował szybciej niż Taylor i złapał Dylana za szyję.
Chłopak był dużo drobniejszy od niego, chociaż dzięki wysokim
obcasom sięgał mu ramienia.
– Ty głupia dziwko! – syknął Faulkner, zaciskając rękę na
jego gardle.
– Sam! – krzyknął Taylor i już przy nich był, ale Dylan
zdążył wykonać ruch. Może i nie umiał się bić, ale kopnięcie
mężczyzny między nogi wcale nie wymagało wielkich umiejętności.
Wbił więc mocno kolano w krocze Samuela, dzięki czemu Faulkner go
puścił. Zwinął się w pół, co chłopak od razu wykorzystał,
odsuwając się pod ścianę. Dotknął swojej zaczerwienionej szyi,
czując, jak mu serce wali w piersi z przerażenia.
– Ja pierdolę, przestańcie! – warknął Taylor i objął lekko
Dylana, rzucając Samuelowi groźne spojrzenie. – Chcesz go zabić?
Roberts odetchnął ciężko, przełykając z trudem ślinę. Już
czuł, że nienawidzi tego faceta.
– Niech się trzyma ode mnie z daleka – sapnął, ciesząc się,
że miał po swojej stronie Taylora.
– Jasne, nie mam zamiaru cię ruszać, nie łudź się. Nie boisz
się, że złapiesz od niego jakiegoś syfa? Pewnie daje dupy każdemu
– prychnął, starając się ignorować ból w kroczu. Przetarł
kącik ust, czując w nich krew. Cios był silniejszy niż
podejrzewał, rozciął sobie zębami wewnętrzną stronę policzka.
– Nic nie ma – prychnął Taylor, obejmując ciaśniej Dylana. –
Zejdź już z niego, co? – rzucił groźnie, zupełnie jakby to on
mógł zagrozić Faulknerowi, a nie na odwrót.
– Twoja prywatna dupa do pieprzenia, na której możesz się
wyżywać? – Samuel nie chciał wyobrażać sobie, jak Dylan musiał
prezentować się w łóżku. W nim też nosił kobiecie ubrania? Był
taki dobry, że Taylor aż tak go bronił?
– Zamknij się, dobra? – warknął Taylor, już nie
wytrzymując. Dylan może i był ekscentryczny, ale dziwnie się
czuł, gdy ktoś go tak otwarcie obrażał. – I nie mów o nim,
jakby go tu, kurwa, nie było.
– Jasne, twoja wielka miłość. – Zaśmiał się i przybliżył
do Dylana. – Wytresuj go następnym razem, bo jeśli jeszcze raz
podniesie na mnie rękę, nie będę taki miły.
– Spieprzaj – warknął Roberts, powstrzymując się, by nie
rzucić się znowu na Samuela. Miał ochotę wydrapać mu oczy,
dzisiaj, po wydarzeniach z samochodem, był wyjątkowo drażliwy, a
ten facet tylko dodatkowo podnosił mu ciśnienie. Nie, żeby nie był
przyzwyczajony. Słyszał już wiele obelg, nie raz oberwał za swój
niecodzienny, niemieszczący się w żadnych ramach wygląd, jednak
na ten dzień miał po prostu dość.
– Idź już – powiedział Taylor.
– Jasne, wyruchaj go chociaż porządnie, żeby już się tak nie
rzucał – warknął Samuel i rzucił Taylorowi kpiące spojrzenie.
Wyszedł, oglądając się jeszcze raz na Dylana. Jeszcze nigdy nie
spotkał kogoś takiego.
***
Dylan leżał przez długą chwilę, próbując się uspokoić. Ból
jednak nie ustępował. Żałował że zadzwonił do tego faceta, że
się z nim umówił i że mu się oddał, nigdy nie powinien tego
robić. Podniósł się powoli, cały zbolały. Piekło go gardło,
ręka i – jak na złość – dolne rejony ciała, przypominające
mu, że ten idiota go miał.
Gdy wstał, chwiejnym krokiem podszedł do szafy. Otworzył ją i
zdrową ręką zabrał ubrania. Zaczął się bardzo mozolnie
ubierać, a gdy skończył, zadzwonił po taksówkę. Musiał się
jak najszybciej dostać do szpitala. Nim jednak tam pojechał,
wykręcił na telefonie kolejny numer, do Mike'a, jego jedynego
przyjaciela, do którego mógł dzwonić zawsze i wszędzie. Teraz
miał przecież tylko jego.
– Mike, podjedziesz do szpitala stanowego? – zapytał
konkretnie. Przycisnął aparat ramieniem do ucha i ubrał ostrożnie
adidasy.
– Do szpitala? A co się stało? – zapytał chłopak i po
chwili Dylan usłyszał szuranie w słuchawce. – Co znowu
narobiłeś, idioto? – Obraził go, ale Roberts w ogóle się tym
nie przejął, bo wiedział, że jego kolega i tak się o niego
martwił.
– Znowu poszedłem do łóżka z dupkiem – odpowiedział,
wstając. – To przyjedziesz? – zapytał jeszcze. Szpitale zawsze
go przerażały.
– Przyjadę. Powinieneś sobie kupić dobre dildo i zostawić
tych wszystkich świrów – usłyszał jeszcze, po czym Mike się
rozłączył.
***
Taylor popił piwa i zerknął na swojego przyjaciela z szerokim
uśmiechem. Siedzieli u niego w mieszkaniu, w tle pobrzmiewał
włączony telewizor, na którego jednak ani on, ani Samuel nie
zwracali uwagi.
– Mówię ci, Sam, laska jest zajebista – sapnął, rozmarzając
się. – Ty też potrzebujesz kobiety, jak spotkasz tą właściwą,
to ci się z nikim innym nie będzie chciało bawić.
Faulkner spojrzał na niego uważnie, analizując nie tylko słowa mężczyzny, ale i jego zachowanie. Nigdy go takiego nie widział,
nawet gdy opowiadał o Dylanie. Wtedy zawsze starał się zachować
dystans, by przypadkiem Samuel nie zauważył, że to nie tylko on
uwiódł Robertsa, ale że Roberts też w pewien sposób wpłynął
na niego.
– I jest z tobą w ciąży. Jak się czujesz, jako przyszły
ojciec? – zapytał, po czym popił piwa.
– Dobrze – odpowiedział Taylor po chwili zastanowienia. Wydął
wargi w swój charakterystyczny sposób, a jego duży, szeroki nos
wydał się nagle jeszcze szerszy. – Wiesz, że dobrze? Cholera,
nigdy bym nie pomyślał, że to wszystko się tak potoczy – dodał
i pokręcił głową. – A co w ogóle u ciebie? Dalej ruchasz
chłopców z klubów? – zapytał, zupełnie jakby kiedyś sam tego
nie robił.
– Czasami. – Samuel wzruszył ramionami i odwrócił wzrok na
telewizor. Nie miał zamiaru przyznawać mu się, że zaliczył
Dylana, a tym bardziej opowiadać, jak się to później skończyło.
Taylor parsknął śmiechem, trochę już podchmielony. Pił właśnie
swoje czwarte piwo, nic więc dziwnego, że było mu wesoło.
– I co? Masz jakąś dupcię w rajstopkach? Widziałem, jak się
patrzyłeś na Dylana – rzucił rozbawionym tonem. – Ale dawał
ci kosz za koszem – dodał i pokręcił głową. Często z tego
żartował, gdy jeszcze był z Robertsem, zawsze czuł się dumny, że
tylko on mógł go mieć. Chociaż pierwsze spotkanie Dylana i
Samuela wcale przecież nie skończyło się dobrze. Wszystko
zmieniło się z czasem. Być może największy wpływ na to miała
niezapowiedziana wizyta Faulknera w mieszkaniu Taylora, kiedy
przyłapał ich na seksie.
Dylan w łóżku robił chyba największe wrażenie, a tamto
zbliżenie było szczególnie erotyczne. Tak bardzo, że koronkowe
rajstopy, jakie miał wtedy na sobie Roberts, aż się rozdarły od
miłosnych uniesień... na tyłku. Mimowolnie się pod nosem
uśmiechnął, gdy przypomniał sobie tamtą scenę. Chłopak
siedział wtedy na nim okrakiem, z wielką dziurą na pośladkach,
pieprzył się w ten swój wyuzdany sposób, gdy nagle drzwi się
otworzyły (po raz pierwszy zdarzyło się Taylorowi nie zamknąć
drzwi frontowych) i w progu stanął Faulkner.
– Ta... już mi chyba przeszło. – Samuel miał ponury ton
głosu, który jeszcze bardziej rozbawił jego przyjaciela. – Tacy
kolesie mają popierdolone w głowie – rzucił, zaczynając bawić
się butelką od piwa. Sam nie wiedział dlaczego, ale delikatne
okrążanie palcem gwintu skojarzyło mu się bardzo erotycznie. A to
z kolei popchnęło jego umysł do wspomnień o Dylanie. Dopóki nie
usłyszał imienia swojego przyjaciela podczas ich seksu, wszystko
przebiegało idealnie.
– No był trochę śmieszny – odpowiedział Taylor rozbawiony.
– Ale przynajmniej mogłem go pieprzyć bez gumy, żadnego innego
bym tak nie ruszył – dodał i wzruszył ramionami. Nie chciał
teraz wyjść na tego, który latał za Robertsem. – W sumie możesz
spróbować do niego podbić, teraz ci pozwalam. – Zaśmiał się
zachwycony i popił piwa.
– Teraz mi pozwalasz? – Mężczyzna zirytował się w sposób,
obok którego Taylor już nie mógł zareagować żartem. Samuel
często tracił cierpliwość, a wtedy naprawdę potrafił być
niebezpieczny. Odłożył piwo na stół z głośnym stukiem. –
Wyobraź sobie, że już go zaliczyłem. Nic specjalnego – dodał w
przypływie gniewu. – Rozorana dziura.
Taylor popatrzył na niego zdziwiony. Z początku nic nie
odpowiedział, nie mógł ot tak pokłócić się z Samuelem, bo znał
go na tyle, żeby już wiedzieć, że był wyjątkowo mściwy, ale
coś w nim zawrzało, gdy usłyszał ostatni komentarz.
– To jasne, używałem go sobie aż miło – prychnął.
– Więc nie warto już się nim interesować. Wcale nie był taki
dobry jak mówiłeś, miałem lepszych – dodał jeszcze, chcąc
bardziej zemścić się na Dylanie, a upokarzanie go w oczach faceta,
w którym był tak szczeniacko zakochany, wydało mu się najlepszym
wyjściem.
Zajezajezajebiste ...tak bardzo nie chcę przeklinać ale nie umiem znaleźć odpowiedniejszego słowa :/ Boskie? Świetne? Cudowne...nie po prostu zajebiste, tylko czemu takie krótkie?!
OdpowiedzUsuńZgadzam sie komentarzem powyżej, zajfajne ale krótkie:-)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że w waszych opowiadaniach, zarówno w "Lingerie" oraz "Clashu", nie ma przedstawionej takiej klasycznej, hollywoodzkiej, przeromantyzowanej miłości. U was trzeba doszukać się tego uczucia, nie jest podane na tacu czytelnikowi. I to jest właśnie świetne i odróżnia was na tle wielu popwiadań M/M. Lubię też klimat USA.
OdpowiedzUsuńZastanowiło mnie to, że Samuel i Taylor są czarnoskórzy (chociaż Samuel jest chyba mulatem, jeśli dobrze pamiętam), a Dylan powiedział, że szybę wybili mu jacyś Murzyni. Czarni w USA są bardzo przeczuleni na wszelki przejawy rasizmu. Na miejscu Dylana w obecności dwóch napakowanych gangsterów nie użyłabym negatywnie nacechowanego słowa "murzyn". Nie wiem dlaczego, ale to mi się rzuciło w oczy podczas czytania. Taki jakiś zgrzyt.
Oczywiście wyczekuję na dalsze części, bo na prawdę trudno nawet przwidzieć, co się wydarzy.
Pozdrawiam i życzę weny! :)
MoNoMu
Po angielsku "nigger" faktycznie nacechowane jest negatywnie, ale po polsku, wydaje się nam, odpowiednikiem tego słowa jest bardziej czarnuch. Pisanie opowiadań, w których akcja toczy się w USA, ogólnie za granicą, bywa problematyczne, kiedy chce się zachować realia danego miejsca, a na przeszkodzie staje język. Długo zastanawiałyśmy się nad drobiazgiem - jak lepiej określać odległości, według cali czy centymetrów. Niektóre żarty czy gry słowne bohaterów, gdyby były przełożone na angielski już nie miałyby tej samej mocy. Właśnie dlatego ciężko jest pogodzić nasz język i realia obcego kraju, w którym osadziło się akcję.
UsuńWracając do murzyna - w języku polskim nie ma chyba słowa, które lepiej określałoby osobę czarnoskórą w mowie potocznej, bo takie słowa jak Afroamerykanin czy właśnie czarnoskóry, chociaż poprawne politycznie, nie odpowiadają sytuacji, ani nastrojowi, w którym był Dylan.
Pozdrawiamy i dziękujemy za komentarz :)
Zajekur*abiste ! :D chcę więcej, więcej i więcej ! ^.^
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :-D
Weny!
Choć miałam wielkie nadzieje na clasha, ten rozdział był świetny.
OdpowiedzUsuńGe.Nia.Lne. Jak to robicie, ze to jest takie fenomenalne? Po prostu tylko się ślinić czytając <3 nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! :D
OdpowiedzUsuńKiedy clash?
OdpowiedzUsuńJestem rozczarowana :( To już 3 rozdział w ostatnim czasie i 3, który nie jest Clashem :( Szkoda bo już zapomniałam co było w poprzednim rozdziale :(
OdpowiedzUsuńMnie to nie przeszkadza jeśli wena jest to trzeba korzystać i na Clashem przyjdzie pora:-)
UsuńNo okej, ale miało być raz to raz to i miało nie być zaniedbywania innych opowiadań :)
OdpowiedzUsuńNo bez takich ;). Na "Clash" też przyjdzie pora, my z trzema opowiadaniami czujemy się dobrze, większość czytelników także jest zadowolonych. Każdy tekst ma swoją kolej i na pewno żadnego nie zaniedbamy. I tak bardzo często publikujemy, ponad tygodniowa przerwa, to przy tempie innych blogerów niewiele.
UsuńJa osobiście jestem bardzo zadowolona bo nowe opowiadanie mnie zafascynowało:-)))
UsuńClasha nie było już PONAD dwa tygodnie...więc nie wiem dlaczego mowa o tygodniu.
OdpowiedzUsuńPrzestań być taka roszczeniowa/taki roszczeniowy. Dziewczyny mają bardzo dobre tempo, poza tym nie płacisz im za publikację Clasha, więc dlaczego uważasz, że masz prawo do wymagania od nich czegokolwiek? Nie jesteś ich klientem.
UsuńTrochę cierpliwości, pisanie jest czasochłonnym zajęciem, poza tym jestem przekonana, że Verry i Dream mają wiele innych zajęć, nie mogą cały czas publikować "Clasha".
Po pierwsze ten komentarz piała inna osoba :) Wiem, że pisanie to pracochłonne zajęcie i wymaga dużo czasu nikt nie mówi, że nie. Ale trudno się odzwyczaić jak na początku rozdziały są dodawane co 3-4 dni a tu nagle ponad dwa tygodnie przerwy. Piszę tak bo czytałam wcześniejszego bloga dziewczyn gdzie było K111 i New York Rebels i wiem jak to jest :) Ale nie naskakuję tylko normalnie piszę i wy tez nie naskakujcie.
UsuńNie wiem, dlaczego tutaj tak spodobał mi się Samuel - może zachował się tak prawdziwie? Jego pierwsze spotkanie z Dylanem było negatywnie nacechowane, ale i tak musiał go spróbować, ciekawość wygrała z nienawiścią.
OdpowiedzUsuńPo pierwszej gwiazdce się zgubiłam, nie rozróżniłam zmiany płaszczyzn czasowych, ale już jest okay!
Właśnie, gry słowne danej narodowości, języka, są najtrudniejsze - nieźle się trzeba nagłowić, aby jakoś to brzmiało. To, z czego śmiejemy się w Polsce tam raczej nie istnieje, bądź na odwrót. Jeśli chodzi zaś o 'murzyna', też bym sobie nieźle mózg pogimnastykowała.
Co za buc z tego Samuela, aż zastanawia mnie czy się jakoś zmieni na lepsze, bo a razie to czarno widzę jego przyszły potencjalny związek
OdpowiedzUsuń