Miałyśmy dzisiaj trochę czasu, więc postanowiłyśmy sprawdzić rozdział.
Zapraszamy do czytania i komentowania :)
Edit: Po prawej stronie znajduje się nowo dodana ankieta. Chcemy ułatwić Wam czytanie naszych opowiadań, więc jeżeli okaże się, że nasze teksty są pożądane na platformie Wattpad, to z chęcią je tam dodamy. Dlatego też zachęcamy do oddawania głosów. :)
Edit: Po prawej stronie znajduje się nowo dodana ankieta. Chcemy ułatwić Wam czytanie naszych opowiadań, więc jeżeli okaże się, że nasze teksty są pożądane na platformie Wattpad, to z chęcią je tam dodamy. Dlatego też zachęcamy do oddawania głosów. :)
Rozdział 5
Damskie figi z dziurką
– Ja pierdolę, Roberts! – warknął mężczyzna,
tracąc cierpliwość. Nigdy nie miał jej zbyt wiele. – Złaź,
sam sobie ją przyniosę. Robisz problemy jak baba – mruknął,
klepiąc go w bok, żeby chłopak z niego zszedł. Kiedy to zrobił,
obaj zsunęli się z wyspy kuchennej i stanęli na podłodze.
Dylan zmarszczył brwi, obserwując, jak mężczyzna
przechodzi do salonu. Może faktycznie przesadził? Przez ostatnie
wydarzenia stał się trochę drażliwy, wszędzie widział chęci
wykorzystywania siebie i może na siłę chciał pokazać wszystkim,
że był niezależny. Odetchnął ciężko i sięgnął po swoją
szklankę z sokiem, na szczęście jej nie zrzucili. Wziął kilka
łyków, zerkając na szerokie plecy Samuela, który podczas
zamawiania jedzenia, podszedł do dużego okna. Dylan mimowolnie
uśmiechnął się, patrząc na jego zgrabne pośladki. – Chwalisz
się wszystkim swoim przyrodzeniem? – zapytał, gdy Faulkner
skończył rozmowę
– Mhm, niech patrzą, chociaż tyle mogą mieć –
zauważył mężczyzna wesoło i skinął na Robertsa. – Nie
kochałeś się nigdy przy takiej szybie?
Dylan mimowolnie się uśmiechnął i pokręcił głową.
Miał wrażenie, że po ostatniej nocy trochę się zmieniło. Może
Sam zaczął go inaczej postrzegać, a przez to i traktować? Teraz
Faulkner wydawał się być jakby bardziej... przystępny.
– Jeszcze nie miałem okazji – powiedział i
podszedł do niego.
– To teraz masz. – Samuel przyciągnął go do
siebie i odwrócił przodem do okna. Objął go od tyłu, sam nie
wiedząc, dlaczego chciał pokazać Dylanowi, że był lepszy niż
Taylor. Wciąż miał jednak wrażenie, że Roberts tego nie
zauważał. I że wciąż kochał tego idiotę.
Dylan, nieświadomy rozmyślań kochanka, mimowolnie
się uśmiechnął i przylgnął do pleców mężczyzny, czując się
dziwnie na miejscu, gdy ten go tak obejmował.
– Już masz siły? – zapytał.
– Nie, jeszcze nie. Ale będę miał – zadeklarował
od razu i odetchnął cicho. Podobało mu się. Chłopak był drobny,
ciepły i pewny. Najbardziej właśnie imponowało Samuelowi, że
potrafił być tak wierny. Taylor czy on sami mieli z tym problem, a
ktoś taki przy ich boku był kimś niezwykłym.
*
Samuel już od kilku dni był zdenerwowany. Czuł
napięcie, którego nie mógł – a raczej nie miał czasu
rozładować z Dylanem, więc nie kontaktował się z chłopakiem
zbyt często. W kilku wolnych chwilach pochłaniała go zżerająca
go od środka myśl o tym, że jego kochanek mógłby znaleźć sobie
inny obiekt zainteresowania. Chciał go, albo raczej pragnął, co
starał się ukrywać, a najlepszym sposobem była właśnie praca.
Szykowała się duża akcja, na którą przygotowywali
się już od kilku miesięcy. Sprowadzili nową broń z Europy,
werbowali nowych członków i awansowali starych. Samuel nie był
głupi, doskonale wiedział, że im więcej ludzi będzie w ich
gangu, tym trudniej władze się do niego dostaną. Na razie nie był
na szczycie. Sam nie wiedział, czy chciałby być. Nie miał
powiązań z politykami, ale wciąż pracował nad kontaktem z
inwestorami. To sporo dawało.
Podjechał właśnie pod swój stary dom w Compton, w
którym już wszyscy czekali. Wysiadł z samochodu i zamknął go,
nawet się o niego nie martwiąc. Był przecież tutaj znany, nikt
nie ośmieliłby się go okraść.
Przez lata wyrobił sobie pozycję, której
konsekwencją było kilka poważnych blizn. Ze zdziwieniem odkrył,
że je bardzo lubił oglądać Dylan, więc sam zaczął się do tego
przekonywać. Czasami zastanawiał się, co by powiedzieli członkowie
gangu, gdyby dowiedzieli się o jego preferencjach. Wiedział, że
sporo z nich było gejami, ale chyba żaden nie wzdychał do faceta w
pończochach. Taylor zawsze wstydził się swojego związku z
Robertsem, więc „oficjalnie” był wolny i gotowy do zaliczania.
Wszedł do domu i już na wejściu usłyszał krzyki;
jak zwykle jego ludzie kłócili się, bo każdy chciał przewodzić.
Każdy chciał dojść na szczyt i wyrwać się z tej dziury.
Samuel wszedł do salonu, przyzwyczajony do zapachu
palonej marihuany, papierosów i ostrej woni alkoholu. Zwrócił na
siebie uwagę zgromadzonych i uśmiechnął się lekko.
Dylan nie przetrwałby wśród tych ludzi, chociaż Sam
wcale nie uważał go za słabego. To nie był jednak jego świat, a
członkowie gangu za bardzo lubili popisywać się bronią, żeby
zrozumieć kogoś pokroju Robertsa.
– Squirrel podobno się przeprowadza. Słyszałeś,
czego dowiedział się GL? – zapytał Gruby Bob, który był prawą
ręką Samuela. Ten kiwnął głową powoli, analizując informacje.
Squirrel był mężczyzną, którego chcieli zabić. To przez niego
import narkotyków z Kolumbii do Meksyku się nie udał. Squirrel był
członkiem MS-13, z którym ostatnio ich konflikt się nasilił.
Samuel nikomu nie przyznał się do incydentu z klubu, w którym
rozpoznał jednego z przemytników narkotyków i teraz miał
nadzieję, że jego sekret też nie wyjdzie na jaw. Nie mógł, bo
bałby się konsekwencji.
– Słyszałem, Steven już mi mówił. Od rana o tym
słyszę i zajmuję się dawaniem w łapę, żeby dostać jakieś
dodatkowe informacje. Wiecie już o morderstwie tego chłopaka? MS-13
zrobili to przez przypadek, czy to była zapowiedź czegoś? –
zapytał, drapiąc się po brodzie.
– Z tymi pierdolonymi Latynosami nigdy nic nie
wiadomo. Mówią tak, robią tak – odezwał się nagle Loope, jeden
z wyżej postawionych Bloodsów. Przeżył na ulicy sporo, był już
po trzydziestce, więc miał spory szacunek wśród członków gangu.
– A panoszą się po L.A coraz bardziej. Pierdolona chmara z
Meksyku.
– I coraz bardziej próbują nas zastraszyć –
mruknął niechętnie Samuel, nie mogąc nie przyznać mężczyźnie
racji. – Dobra, pora ustalić jakieś szczegóły o Squirrelu –
zadecydował w końcu, wchodząc głębiej do salonu.
*
– To mamy sporo roboty – odezwał się Eric, stary
dobry znajomy Samuela jeszcze za czasów, gdy jako szczeniaki
poznawali życie w gangu i babrali się sprzedażą narkotyków. –
Ale na dzisiaj koniec – sapnął, przeciągając się. – Muszę
tylko podjechać i jakąś seksi bieliznę na wieczór kupić dla
żonki. A ty? Jakie plany? – zagadnął, opierając się o dach
swojego samochodu.
– A co, nie ma? – zapytał Samuel i spojrzał na
niego zmęczonym wzrokiem.
– No wiesz, nowa jej się przyda. Kobiety uwielbiają
dostawać takie prezenty – powiedział i poruszył brwiami. – Nie
dość że się ucieszy, to ja też sobie co nieco popatrzę, no nie?
– zapytał, po czym parsknął rubasznym śmiechem.
Samuel uśmiechnął się lekko, analizując słowa
przyjaciela. Mimowolnie pomyślał o Dylanie. Kupiłby mu taką
bieliznę, jaka zawsze mu się podobała.
– W sumie... może też się przejadę? – zapytał
w końcu, zgarniając podstępny uśmieszek Erica.
– Dokup pończochy, zobaczysz jak się ucieszy –
dodał z rozbawieniem. – To wsiadaj i jedź za mną, znam dobry
sklep z porządną bielizną. Wiesz... jakość też się liczy –
dodał i mrugnął do niego. – A tak w ogóle, to komu kupujesz? –
zapytał ze wścibskim uśmiechem.
– Ale się z ciebie, kurwa, znawca zrobił –
zaśmiał się Samuel i sięgnął do kieszeni po klucze. – Jakość. Uważaj, bo jeszcze ktoś pomyśli, że sam to nosisz –
dodał, nie mając na myśli nic złego. – Diana naprostowała
twojego krzywego chuja, co? – zapytał z rozbawieniem, rzucając
mężczyźnie wesołe spojrzenie. Lubił jego żonę, często
przychodził do nich na kolację. Uważał ich za rodzinę. Mimo to
do teraz pamiętał, że kiedyś Eric był prawdziwym psem na baby.
Leciał na każdą, dosłownie. Gdy szli do klubu na imprezę, nikogo
nie dziwiło, jak Eric znikał już po pięciu minutach, a po
piętnastu wychodził zadowolony z kibla. Cud, że nic nie złapał,
na szczęście miał jeszcze trochę oleju w głowie i się
zabezpieczał.
– No daj spokój, godziny w sklepach z babskimi
ciuchami mnie ostatecznie wyedukowały. Jak sobie znajdziesz babę i
zaciągnie cię na zakupy, to dowiesz się co to znaczy ból czekania
na kobietę, kiedy ta wybiera spódniczki – mrugnął do niego.
– To może na razie pojadę sam jej coś kupić –
mruknął i podszedł do swojego samochodu. – Będzie szybciej.
Prowadź, ekspercie – rzucił i machnął ręką, a później
wsiadł do wozu i zaczekał na Erica, aż ten wyjedzie na ulicę.
*
Samuel rozejrzał się po wieszakach z bielizną.
Wyminął te z biustonoszami, raczej nie miał ochoty oglądać w
nich Dylana. Zresztą, na co by je założył? Chyba na pośladki,
pomyślał z ironicznym uśmiechem. Stanął za to przed wystawą
koronkowych bokserek, jak już zdążył zauważyć, jego kochanek je
lubił. Nie nosił stringów. Sięgnął po bordowe, oglądając je
uważnie. Podobały mu się, Dylan mógłby ciekawie w nich wyglądać,
pomyślał.
– Może mogłabym pomóc? – Ni stąd, ni zowąd
obok niego pojawiła się ekspedientka.
Samuel, nie wiedzieć czemu, zmieszał się. Wielki
facet wszedł do sklepu z damską bielizną i wybierał majtki. Nie
byłoby to aż tak dziwne, gdyby nie fakt, że chciał je kupić z
myślą o Dylanie. Chociaż sprzedawczyni nie mogła tego wiedzieć,
Faulkner i tak zachował się w sposób, jakby go przejrzała.
Odchrząknął zażenowany, próbując się uspokoić.
– Szukam bielizny dla mojej dziewczyny.
– Tak? Jaki krój? Mogę coś doradzić –
zaproponowała, a jej uśmiech jeszcze niczego nie wskazywał. Była
niską, farbowaną na blond młodą dziewczyną z licznymi bliznami
potrądzikowymi na policzkach, mimo to wydawała się być jednak
miła i dość profesjonalna.
– Nie wiem, często chodziła w takich koronkowych
bokserkach. – Wskazał na jedne, znajdujące się na wieszaku. –
Zastanawiam się nad stringami, ale... – Spojrzał na cały
trójkącik, raczej nie przystosowany do penisa. Byłoby ciężko,
utrzymać go w ryzach w takiej bieliźnie.
– Nie przepada za czymś takim? – zapytała
ekspedientka. – Nie każdy lubi krój stringów. Ja mogę panu
zaproponować figi brazylijskie – wskazała na wystawę dość
mocno wykrojonych (ale nie tak jak stringi) majtek – albo może
szorty? – zapytała.
– To miała na sobie ostatnio – zauważył
odkrywczo Samuel, który starał się panować nad tym, żeby teraz
traktować Dylana jak swoją dziewczynę. Musiał mówić o nim w
wersji żeńskiej, żeby nikt się niczego nie domyślił.
– Chyba że szuka pan czegoś bardziej erotycznego –
powiedziała bardzo profesjonalnym tonem, nawet się nie zająkując.
– Mamy damskie figi z dziurką.
– Z... z czym? – zapytał Samuel, bo przed oczami
od razu mignęły mu pośladki wypiętego Dylana.
– Proszę za mną – powiedziała kobieta, prowadząc
go trochę bardziej w głąb sklepu. Sięgnęła po czarno-różowe
majtki z dwoma kokardkami. Z przodu wyglądały dość zwyczajnie,
jednak z tyłu miały podobny krój do jocksów, tyle że były
koronkowe.
– Podobają mi się! – rzucił od razu Samuel,
czując ciepło na policzkach. Chociaż się starał, trudno było mu
zapanować nad emocjami, kiedy zobaczył te majtki. Mógłby pieprzyć
Dylana, nie ściągając mu bielizny. Ta myśl całkowicie
zdominowała jego umysł i nie był w stanie zdecydować, czy kolejne
modele tego samego typu, tylko z innym wykończeniem bardziej mu się
podobały. Był facetem, nawet jeżeli gejem, nie znaczyło to, że
znał się na takich rzeczach. Wybrał majtki, które kobieta
pokazała mu najpierw. Poprosił ją jeszcze o pończochy, a po
krótkim wywiadzie dotyczących wzrostu i postury jego kochanka, w
końcu zdecydował się na rozmiar i skierował się do kasy. Eric
też całkiem dobrze sobie radził, ale on zdecydowanie większą
uwagę poświęcił biustonoszom i gorsetom.
– Zadowolony z zakupów? – zapytał ciekawy Eric,
któremu nie udało się dojrzeć, co takiego kupił jego kolega.
Niestety, ale Samuel mu się nie wygadał, w przeciwieństwie do
niego. Eric tuż po zakupie pochwalił się skórzanym gorsetem,
zupełnie jakby to on za chwilę miał go nosić.
– Mhm, myślę, że tak. Zobaczymy, co powie na to
moja laska. – Samuel uśmiechał się łagodnie, chcąc w końcu
odwiedzić Dylana. Po drodze zaplanował, że kupi wino, żeby
jeszcze bardziej ich rozluźnić.
– No to powodzenia – zaśmiał się jego kumpel i
pożegnał z nim krótko. Każdy pojechał w swoją stronę, Eric do
żony, a Faulkner do kochanka. Nawet go o tej wizycie nie uprzedził,
jakoś uznał, że nie musi. Dylan i tak mu dzisiaj pisał, że
będzie w domu, więc Samuel stwierdził, że zapowiedź wizyty nie
będzie konieczna. Nic więc dziwnego, że Roberts w ogóle nie
przygotował się do spotkania. Otworzył mu w samych spodniach
dresowych i z potarganymi od snu włosami.
– Sam? – zdziwił się. Widać było, że chwilę
temu wstał.
– Obudziłem cię? – zapytał mężczyzna i wszedł
do środka, a kiedy drzwi się za nimi zamknęły, pochylił się i
pocałował chłopaka lekko, czując przyjemne ciepło w żołądku,
kiedy był tak blisko Dylana.
Chłopak odsunął się jednak szybko. Nie chciał
porazić Samuela swoim oddechem.
– Co tu robisz? – zapytał jednak zdziwiony. –
Mogłeś mówić, że przyjedziesz.
– A mam wrócić do domu? – zapytał mężczyzna
groźniejszym głosem, prostując się. – Mówiłeś, że dzisiaj
masz wolne – dodał, a Dylan zauważył czarną, elegancką torbę,
w której znajdowały się prezenty.
– No mam – mruknął. – Co to? – zapytał i
wskazał ruchem głowy na pakunek.
– Masz, dla ciebie. – Samuel podał torbę
Dylanowi, próbując za wszelką cenę ukryć zdenerwowanie. Miał
nadzieję, że chłopak go nie wyśmieje. Zastanawiał się, czy jego
byli robili mu tego typu prezenty. Może się wygłupił? Może wcale
nie powinien nic mu kupować? W końcu, teoretycznie, nie łączyło
ich nic oprócz łóżka i nawet jeżeli upominek też tyczył się
łóżka, to może był nieodpowiedni? Faulkner już sam nie
wiedział, nie przemyślał tego przed zakupem. Zaraz jednak zrugał
się za te nagłe wątpliwości. Zachowywał się idiotycznie,
przejmował się zdaniem jakiegoś małego, dziwacznego dzieciaka,
który w żaden sposób nie potrafił mu zagrozić. Był żałosny.
Chyba ta cała koronkowa moda uderzyła mu do głowy. Te myśli od
razu go ostudziły na tyle skutecznie, że nie przegapił reakcji Dylana na prezent. A była dość ciekawa, bo gdy wyciągnął
bieliznę z opakowania i przyjrzał się jej dokładniej, momentalnie
zrobiło mu się goręcej. Przełknął ciężko ślinę, gdy
dostrzegł wycięcie na pośladkach. Podniósł spojrzenie na
Samuela, nie dowierzając, że mężczyzna kupił mu coś takiego.
Jednak podobał mu się ten prezent, nawet jeżeli w ogóle nie
pasował do Faulknera. Mimowolnie uśmiechnął się, jaki by Sam nie
był, żaden były tak po prostu nie kupował mu rzeczy bez okazji.
– Fajne – powiedział i zagryzł wargę. – Na
dzisiaj?
– Jeżeli chcesz to tak. – Mężczyzna odwzajemnił
uśmiech, a jego ciemne oczy zmrużyły się. Miękł przez tego
dziwoląga – zdał sobie sprawę, uznając, że obrażanie chłopaka
jakoś zmniejszało jego złość na samego siebie. Tak było dużo
wygodniej. Wolał się nie zastanawiać nad tym, co Roberts z nim
robił i dlaczego tak reagował na tego chłopaka.
Dylan, który nawet nie mógł podejrzewać co działo
się w głowie Faulknera, przysunął się nagle do niego, ignorując
swoją nieświeżość i przytulił się krótko, by po chwili
pocałować mężczyznę w policzek.
– Jak chcesz to potrafisz być miły – stwierdził.
Dziwnie reagował na ten prezent, rozczulał go, mimo że to nie były
kwiaty, czy czekoladki, a bielizna erotyczna przeznaczona do
wiadomych celów.
– To masz czas? – Samuel odetchnął cicho, patrząc
na chłopaka. – Mam jeszcze wino – przypomniał mu, bo Dylan nie
zwrócił większej uwagi na butelkę.
– Pewnie, że mam! – powiedział od razu, nawet nie
chcąc myśleć, że był trochę jak szczeniak. Cieszył się za
każdym razem, kiedy Samuel okazywał mu trochę uwagi. To było
żałosne. – Pójdę się tylko umyć, rozgość się – dodał i
postawił torbę na stole w przedpokoju, po czym ruszył do łazienki,
nie zapominając oczywiście zabrać ze sobą majtek i pończoch,
które okazały się być kabaretkami z bardzo drobnymi oczkami i
różowym paskiem z tyłu, do którego, na udach, przyczepione były
wstążki.
*
Kiedy Dylan zauważył że był inny? Że nie chciał
od rodziców piłki do gry w kosza, czy nowego Hot Wheelsa? Wolał za
to szpilki mamy, jej korale i pomadki. Zamiast samochodzików, chciał
dostawać lalki, co oczywiście pozostawało tylko w jego sferze
marzeń. Ojciec ciągle kupował mu zabawki przeznaczone tylko dla
chłopców. Wpadł w taki szał, że w pewnym momencie Dylan miał
wszystko, co wyszło w edycji dla jego płci, nawet kredki, które
znajdowały się w niebieskim opakowaniu z autami. Pastę do zębów
też miał niebieską, oczywiście dla chłopców, z żołnierzykami
na etykiecie. Było jeszcze wydanie z księżniczkami, którego
bardzo pragnął, ale niestety nigdy go nie dostał. Ale mimo to, już
wtedy rozumiał dlaczego nie mógł tej pasty mieć; nie był
dziewczynką, był chłopcem, musiał się zachowywać jak chłopiec,
mieć zabawki jak chłopiec, mówić jak chłopiec i ubierać się
jak chłopiec. Tego od niego wymagał nie tylko ojciec, ale i
przyjaciele ze szkoły, a nawet nauczycielki.
Właśnie dlatego pierwszą lalkę barbie, jaką miał,
ukradł koleżance. A później tę zabawkę skrzętnie chował przed
ojcem, bo po prostu się bał. Gdyby mama ją znalazła, nic by się
nie stało. Już jako kilkulatek czuł, że bardziej rozumiała go
właśnie ona niż tata, nie raz przyłapywała go na przebierankach,
uśmiechała się tylko wtedy, gładziła po głowie i dodawała coś
w stylu: „ta torebka nie pasuje do tych butów”.
Wszystko się jednak kończyło, gdy tata wracał z
pracy. Pan Roberts też czuł, że z jego synem było coś nie
tak. Właśnie dlatego chciał na siłę zrobić z niego chłopca i
właśnie dlatego za każdym razem gdy przychodził z pracy miał dla
Dylana jakiś prezent. Czy to najnowszy model pistoletu na kulki, czy
nawet głupie klocki Lego. Oczywiście w wydaniu dla chłopców, Lego
samoloty, Lego pojazdy wojskowe, Lego ciężarówki. A jemu marzył
się zamek księżniczek.
Na szczęście jednak, gdy wszystko stało się jasne,
a stało w momencie, w którym Dylan zakochał się w synu ich
gosposi, ojciec odpuścił. Jedyne dziecko pana i pani Roberts miało
wtedy dwanaście lat i zadurzyło się w dwudziestoletnim,
przystojnym mężczyźnie. Oczywiście ta miłostka do niczego nie
prowadziła, nawet do pocałunku, ale przez okrągły rok Dylan
chodził śmiertelnie przekonany do tego, że kiedy tylko podrośnie,
obiekt jego fantazji, w końcu zwróci na niego uwagę.
Najpierw o niej dowiedziała się jego mama, która, o
dziwo, przyjęła to tak, jakby ktoś jej powiedział, że tej zimy w
Los Angeles nie spadnie śnieg, za to może napotkają deszcz. To
przecież było normalne, tak się działo, bo mieszkali w takiej
strefie klimatycznej, a nie innej. Jej syn też był normalny. Był
jej ukochanym synem, o którego bardzo długo się starała i którego
nikomu nie dałaby skrzywdzić. Gorzej zareagował jednak ojciec.
Najpierw się tego wypierał, bo jak to tak, jego syn gejem? Wreszcie
jednak musiał się z tym pogodzić, a zrobił to najpierw przez
naciski żony, a później przez rozmowę z psychologiem. Trochę
minęło, nim się uporał z orientacją syna i jego dziwnymi
zamiłowaniami do kobiecych rzeczy. Ale gdy wreszcie to zrobił, zdał
sobie sprawę, że to jest jego jedyne dziecko i jakie by nie było,
zawsze będzie jego.
Dylan nie mógł narzekać na rodziców. Nawet jeżeli
przez podział płci, który był mocno zarysowywany w kulturze, nie
miał łatwego dzieciństwa i wciąż musiał myśleć o tym, że był inny, dziwny, to teraz i tak wiedział, że był szczęśliwcem.
Bo miał tolerancyjną matkę i tatę, który się tej
tolerancyjności nauczył. I teraz Dylan nawet cieszył się ze
swojej odmienności, nienawidził wtapiać się w tłum, nie chciał
nikogo naśladować, wolał się wyróżniać. Jedni lubią kawę,
inni preferują herbatę. A on wolał damskie figi, nawet te z
dziurką.
Ej kiedy Clash?? :( Bez sensu
OdpowiedzUsuńCzemu bezsensu? :) Publikujemy to, na co mamy ochotę, pod ostatnim rozdziałem Clasha był niewielki odzew, więc wnioskujemy, że bardziej wolicie teraz czytać Lingerie :)
UsuńWolimy. Ja w sensie ;-)
Usuńja wole clash. to też jest super, ale tamto bardziej jest rozkręcone, bardziej wsiąkłam w bohaterów, i także czekam z niecierpliwością na następny odcinek:)
UsuńMoje ulubione opowiadanie <3 Czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńBardzo pozytywny rozdział.
OdpowiedzUsuńJak już wcześniej wspominałam urzeka mnie ta delikatność Sama w stosunku do Dylana...seks w tym opowiadaniu to tylko dodatek, a ich uczucia wybijają się na pierwszy plan, mam nadzieje ze taki był zamysł...i tak bedzie do końca :D
Fajnie, że macie je już skończone, może bedziecie je publikować regularnie...nie ukrywam, że bym chciała...
Pozdrawiam i weny^^
~K
Czemu u was każdy główny bohater jest jedynakiem ?
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nawet tego nie zauważyłyśmy. :) Trochę śmiesznie wyszło, ale może na obronę zdradzimy, że dużo z naszego życia przekładamy do opowiadań. A jedna z nas faktycznie jest jedynaczką.
UsuńKenneth przeciez nie jest jedynakiem :)
UsuńNo, ale Elliot już jest, Dylan i Maks też.
UsuńAle nie rozumiem... w czym to przeszkadza? ;)
UsuńW niczym, to była tylko odpowiedz.
UsuńMam wrażenie, że strasznie króciutki ten rozdział :C A szkoda, bo uwielbiam Lingerie :D To ostatnio jedno z moich ulubionych opowiadań. Jak na razie jaram się relacją pomiędzy Samem i Dylanem, ale boję się tego jak ostatecznie się ona rozwinie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! Życzę dużo weny!
Rozdział był całkiem długi :D Cieszymy się, że opowiadanie się podoba, a o ich dalszych losach oczywiście milczymy. Nic nie zdradzamy, bo najlepsze są domysły czytelników ;)
UsuńPozdrawiamy :)
Chcę więcej, więcej, więcej i więcej!!! Uhhh... to opo jest mega! *^*
OdpowiedzUsuńWow, nie wiedziałam, że te opowiadania będą aż takie profesjonalne. Wow, mega.
OdpowiedzUsuńKiedy następny? Dajcie lingerie bo padne tu z niecierpliwosci xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Znalazłam te opowiadanie dzis około po północy. Pochłonęłam je tak szybko, ze to az niewyobrażalne. Nie czytałam nigdy tekstu z zapartym tchem, chcąc dowiedziec sie dalszych losów bohaterów. Sam kompletnie mnie oczarował, a blondwłosa 'kruszynka' ujęła moje serce! Uwielbiam, kiedy pasyw ma charakterek, a nie jest kompletna i nieporadna kluchą :^ Miło sie czyta tekst, widząc wprawione pióro. Wszystko sprawiało mi przyjemnosc! Pisze, będąc po wrażeniem! Chciałbym zabrać sie za dalsze opowiadania, ale trzeba te pomysleć o śnie, kiedy trzeba wstać o szostej na autobus XD Życzę weny twórczej, bo to najwazniejsze! Jeszcze tutaj wpadnę, na pewno! Miłego dnia~ xoxo
OdpowiedzUsuńBardzo dziękujemy za miłe słowa :) Wciąż się uczymy i chcemy jeszcze bardziej ulepszać opowiadania, co mamy nadzieję nam się uda.
UsuńMamy nadzieję, że udało się wstać na autobus, bo my na poranne zajęcia miałyśmy ogromny problem, żeby się zwlec z łóżek ;)
Pozdrawiamy :)
Tu też dwie szybkie uwagi techniczno-językowe:
OdpowiedzUsuń1) „Nie mógł, bo bałby się o konsekwencje” – nie, za to „bałby się konsekwencji”. Bo „o” to mógłby się bać o Dylana.
2) „Te myśli od razu go ostudziły na tyle skutecznie, że nie przegapił reakcję Dylana na prezent” – „nie przegapił reakcji”.
I idę do kolejnego rozdziału.
Poprawione :)
UsuńBoskie!!!!!!!!!!!!! Ja chcę, więcej
OdpowiedzUsuń