wtorek, 13 października 2015

3. Lingerie: Koturny

Rozdział 3. 
Koturny

Minęły dwa tygodnie od czasu najgorszego seksu (albo raczej seksu z najgorszym zakończeniem) w życiu Dylana. Okazało się, że ten drań, Samuel, złapał za jego nadgarstek w taki sposób, że złamał mu kość łódeczkową, skutkiem czego teraz Dylan musiał męczyć się z gipsem.
Westchnął ciężko, kiedy stanął przed lustrem i otaksował swoje odbicie oceniającym wzrokiem. Miał na sobie bardzo obcisłe, kobiece rurki, które tylko podkreślały jego zgrabne pośladki, do tego prześwitującą, luźną, czarną bokserkę z białymi cyframi. Ubrał ciężkie skórzane botki, na mocnym, grubym obcasie, ze złotymi zamkami po bokach, a do tego założył jeszcze ciemną, zamszową ramoneskę, bo dzisiejsza noc zapowiadała się chłodno. Teraz mógł iść zarywać, pomyślał z zadowoleniem.
       To Mike wyciągnął go dzisiaj na imprezę, od rozstania z Taylorem ciągle mógł liczyć na swojego przyjaciela. Westchnął ciężko, sięgając jeszcze po perfumy, którymi się wypsikał się. Kwiatowy zapach rozpylił się w powietrzu, wywołując uśmiech Dylana, uwielbiał je. Nim wyszedł, złapał jeszcze za torebkę z frędzlami, rzucając ostatnie spojrzenie w stronę lustra. Zajebiście, pochwalił się w myślach, po czym opuścił mieszkanie. Gdy szedł w kierunku windy, dookoła rozbrzmiewał stukot jego obcasów, którym w ogóle się nie przejął. Wręcz przeciwnie, poruszał jeszcze rytmicznie biodrami na boki.
Na ulicy od razu poczuł mocny powiew wiatru, ale i tak okazało się przyjemniej niż przypuszczał. Ciepło biło od betonowych chodników, które nagrzały się podczas dnia. To właśnie lubił w pogodzie w Los Angeles, nie zamieniłby jej chyba na nic innego. Wsiadł do taksówki i podał kierowcy adres klubu gejowskiego. Zignorował taksujące spojrzenie mężczyzny, który aż obrócił się, żeby spojrzeć, czy na pewno miał do czynienia z facetem. W końcu wcześniej widział postać idącą do samochodu na wysokich obcasach, a teraz słyszał niski, męski głos.
Dylan powstrzymał się od rzucenia jakimś złośliwym komentarzem. Całą drogę milczał, a gdy samochód zatrzymał się pod klubem Rivera, przed którym już kotłował się tłum, szybko zapłacił taksówkarzowi i wysiadł z pojazdu. Uśmiechnął się na widok Mike'a stojącego obok ochroniarza, wyraźnie z nim flirtował. Dylan aż zaśmiał się pod nosem, zastanawiając się, czy im przeszkodzić.
– Spokojnie, Mikey, pan będzie stać tu jeszcze całą noc, zdążysz się do niego dobrać – rzucił, nie mogąc się powstrzymać, a kiedy poczuł na sobie piorunujące spojrzenie przyjaciela, musiał walczyć ze sobą, by się nie roześmiać.
– Mogłeś sobie darować – burknął chłopak, który, chociaż tak niski jak Dylan, nie nosił obcasów. Ubierał się zwyczajnie, normalnie, jak powiedzieliby niektórzy.
Roberts zaśmiał się, pochylił do przyjaciela i pocałował w policzek na powitanie.
– Nie mogłem się powstrzymać – powiedział rozbawiony, łapiąc Mike'a pod ramię, po czym pociągnął go do klubu. – Drink na rozgrzewkę? Stawiam.
– Hojnie! – rzucił chłopak, uśmiechając się szeroko. Zeszli po schodach na dół, do klubu, w którym już grała ogłuszająca muzyka. Na razie nie było jeszcze sporo ludzi, ale zapowiadała się ciekawa noc. Czuł, że kogoś wyrwie, nawet z połamanym nadgarstkiem.
Zamówili sobie drinki i zaszyli się w swojej loży, którą wynajęli na ten wieczór. Pili, rozmawiali i obserwowali to, co właśnie działo się na parkiecie. Dylan nie miał problemów, by stawiać przyjacielowi, który i tak nie zarabiał dużo, nie dość że się uczył, to jeszcze musiał pracować przy rozładowaniu produktów w supermarketach. Praca nie należała do najlżejszych, więc nic dziwnego, że Mike często był po prostu zmęczony. Dylan miał znacznie lepiej – jego mama prowadziła salon piękności w południowej części L.A, którym on również się zajmował. Papierkowa robota, rozliczenia i promocja lokalu należały właśnie do jego zajęć. Lubił swoją pracę i całkiem sporo zarabiał. Nie miał więc na co narzekać.
– Okej, można iść tańczyć – stwierdził Dylan po godzinie, kiedy w klubie zebrało się już więcej osób, a on zauważył kilku ciekawych mężczyzn. Wstał z kanapy, dopił drinka i rzucił wyczekujące spojrzenie w stronę Mike'a.
Chłopak westchnął ciężko i też wstał. Bał się o swojego przyjaciela, czego teraz nie chciał mówić, bo doskonale znał Dylana. Nie dość, że by to zbagatelizował, to jeszcze na niego nakrzyczał, że potrafi radzić sobie sam i wszystkich drani, do których miał taką słabość, trzymał na dystans.
Od razu ruszyli na parkiet. Mike zerkał na Dylana, który na obcasach poruszał się chyba jeszcze zgrabniej niż w normalnych, płaskich butach. Kręcił lekko biodrami, zbierając spojrzenia – nie zawsze przychylne, ale za to wszystkie zdradzające zaciekawienie. Lubił być w centrum uwagi.
Zaczęli tańczyć do najnowszego hitu Nicki Minaj, a Mike jak zwykle został przytłoczony przez Robertsa. Dylan kochał tańczyć, co było doskonale widoczne i już po chwili zakręcił się obok niego starszy, niski Latynos. Objął go w pasie i szepnął coś na ucho. Dylan tylko pokręcił głową, wyplątał się z jego uścisku, spławiając. Mężczyzna obrzucił jeszcze chłopaka zirytowanym spojrzeniem, ale (całe szczęście) nie był namolny.
Przetańczyli jeszcze z dwie piosenki, po czym znowu poszli po drinka i wrócili na parkiet. Szybko jednak się rozłączyli, Mike znalazł dla siebie jakiegoś mężczyznę (nie był zbyt wybredny), a Dylan szukał dalej. W końcu zobaczył kogoś, kim mógłby się zainteresować. Facet stał na krańcu baru, pijąc piwo. Nie widział jeszcze jego twarzy, ale jego uwagę przykuła wysoka, umięśniona sylwetka, no i ciemny kolor skóry. Podobało mu się również to, jak nieznajomy był ubrany – jasne, garniturowe spodnie i biała koszula zawsze świetnie się sprawdzały w takich miejscach. Uśmiechnął się, obserwując jego szerokie barki i masywny kark. Nie ma się co zastanawiać, stwierdził i ruszył do baru wolnym, kokietującym krokiem. Podszedł do nieznajomego i położył mu dłoń na ramieniu, stanął na palcach, by szepnąć mu do ucha:
– Sam?
Mężczyzna drgnął i obejrzał się w jego stronę, a Dylan aż wstrzymał oddech. Ostatnią osobą, jakiej się tutaj spodziewał był właśnie Samuel, który wyglądał na równie zaskoczonego tym spotkaniem. Roberts jakby machinalnie zrobił krok do tyłu. Przełknął ślinę.
– Pomyłka – rzucił z zamiarem szybkiego odejścia. Naprawdę nie chciał mieć nic z tym facetem wspólnego.
– Co, szukasz kolejnego faceta do ruchania? – zapytał Samuel, odwracając się w jego stronę. – Dupa świerzbi od ostatniego seksu?
– Mhm, lepszego. – Dylan zmarszczył brwi. – Ty się ostatnio niczym nie popisałeś – odwarknął, chcąc czy nie, angażując się w tę wymianę zdań. Zawsze musiał mieć to ostatnie słowo.
– Wolisz takich, którzy cię lepiej przeorają, co? Zauważyłem już. – Samuel uniósł głowę, patrząc na niego z wyższością. – Taylor zostanie ojcem, chwalił ci się? – zapytał, chcąc skorzystać z okazji, żeby dopiec Robertsowi.
Dylan wstrzymał oddech, ale nagle poczuł, że jednak nie miał ani ochoty, ani siły, by prowadzić tę rozmowę.
– Pieprz się i nie zbliżaj się już do mnie. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego – odpowiedział tylko i odszedł, mimowolnie poruszając przy tym biodrami. Serce łomotało mu w piersi, a on powtarzał sobie w myślach słowa Samuela, w które i tak nie mógł uwierzyć. Albo nie chciał. Mężczyzna pewnie specjalnie tak powiedział, chciał go wyprowadzić z równowagi... na pewno tak było.
Samuel obserwował go, dopóki chłopak nie zniknął mu z pola widzenia. Sięgnął po swojego drinka i popił go ostrożnie, gorączkowo się nad czymś zastanawiając. W końcu skończył pić alkohol i odstawił szklankę na ladę, po czym ruszył w poszukiwaniu Dylana.
Nie przychodził często do takich klubów, nie chcąc, żeby ktoś go zauważył. Chociaż pieprzył się z facetami, podobnie jak Taylor, nie robił tego jednak otwarcie.
Roberts tańczył na parkiecie wśród tłumu innych ciał. Musiał się odstresować, zapomnieć o Samuelu, który wciąż się gdzieś tu kręcił. Zamknął oczy, poruszając się płynnie na wysokich butach, wyglądał w nich bardzo smukło i zgrabnie, nic dziwnego, że przykuwał uwagę. Jakiś mężczyzna podszedł do niego, a Dylan szybko ocenił jego wygląd. Gdy uznał, że był całkiem przystojny, zaczął z nim tańczyć, pozwalając się objąć.
Samuel ulokował się na piętrze. Oparł się o barierkę i odnalazł w tłumie tańczących Dylana. Postanowił go obserwować, był ciekaw, co chłopak zrobi. Nie kierowała nim ani zazdrość, ani ponowna chęć zbliżenia z tym kretynem – powtarzał sobie w myślach, ignorując fakt, że zamiast szukać kogoś na dzisiejszą noc, znowu skupiał się na Robertsie.
Dylan tańczył z wysokim blondynem, któremu musiał wpaść w oko. Pozwolił mu się objąć i już po chwili zaczęli się o siebie ocierać w rytm muzyki. Czuł się pijany i zły, musiał się więc odprężyć, a nowo poznany wcale nie okazał się taki zły. Gdy jednak chciał go pocałować, Dylan od razu położył mu dłoń na ustach i pokręcił głową. Co innego tańczyć, a co innego wymieniać się śliną na samym środku parkietu z osobą, która nawet mu się aż tak bardzo nie podobała. Facet był przystojny, ale jednak nie w jego typie.
Samuel jakoś mimowolnie się uśmiechnął, widząc to. Ciekawiło go, jak Dylan imprezował, zwłaszcza teraz, kiedy był w końcu wolny. Cały czas go obserwował, pożerając znowu wzrokiem. Chłopak świetnie się ruszał, nawet jeżeli miał gips na nadgarstku, nie rzucało to się tak w oczy.
Minęło jeszcze kilka piosenek, które Dylan przetańczył z nieznajomym, aż w końcu zeszli z parkietu i obaj tak po prostu się rozdzielili. Roberts podszedł do baru, przy którym usiadł i zamówił sobie alkohol. Był już pijany i czuł, że powinien zaraz wracać do domu, więc postanowił, że ostatni kieliszek i pójdzie szukać Mike'a.
– Może dasz się namówić na drinka? Obłędnie tańczysz – usłyszał i spojrzał w bok, na mężczyznę, który próbował go poderwać na samym początku, tego niskiego, starszego Latynosa. Mężczyzna naprawdę myślał, że miał u niego szanse? Kasa – którą ewidentnie starszy pan posiadał – nie robiła na Dylanie żadnego wrażenia. Nie musiał uprawiać seksu za pieniądze, bo potrafił się utrzymać.
Facet jednak chyba tego nie zrozumiał, bo zamówił dwa giny z tonikiem, nawet nie czekając na jego odpowiedź. Dylan skrzywił się, kiedy barman zaczął je przygotowywać.
– Nie dzięki, raczej nie skorzystam – odpowiedział, sięgając do swojego drinka. Wstał z wysokiego krzesła z zamiarem odejścia. W butach na koturnie górował pół głowy nad nieznajomym. Problem w tym, że ten był bardziej krępy, Dylan wyglądał przy nim dość... chuchrowato.
– Zaczekaj. – Latynos od razu złapał go za rękę, nie pozwalając odejść. – Obserwowałem cię, podoba mi się, jak się ruszasz. Chcę zobaczyć tego więcej, mogę sporo zaproponować. – Uśmiechnął się do niego zachęcająco, nic sobie nie robiąc z wściekłego spojrzenia Dylana.
– Nic nie chcę od ciebie – sapnął Roberts, ale bał się wyrwać rękę, bo mężczyzna trzymał go za gips. – Puść mnie – warknął więc, tylko tyle na razie mogąc zrobić.
– Nie brakuje ci faceta? Byłeś niedostępny – mruknął i drugą ręką złapał za szklankę, którą podsunął Dylanowi. – Napij się.
– Zostaw mnie – rzucił już ostrzej, łapiąc go za rękę, by puścił jego nadgarstek. – Nic od ciebie nie chcę, nie rozumiesz?! – zapytał, trochę się denerwując. Mężczyzna był naprawdę bardzo natrętny, mimowolnie zaczął się go obawiać.
– Ale ja od ciebie coś chcę! – warknął mężczyzna. – Zapłacę dużo, jak ze mną pojedziesz. Jedna noc – obiecał, obserwując go wygłodniałym wzrokiem.
– Spadaj! – Wreszcie wyrwał swoją rękę, ale facet pociągnął go za gips, przez co nadgarstek odezwał się tępym bólem. Przyciągnął dłoń do piersi i odwrócił się, chcąc szybko odejść. Zaczął przeciskać się przez tłum, stwierdzając, że najwyżej Mike'owi napisze SMS'a. Jego przyjaciel teraz i tak bardzo dobrze się bawił, w przeciwieństwie do niego.
Wyszedł z klubu, wcześniej odbierając z szatni swoją ramoneskę. Odetchnął chłodnym, nocnym powietrzem, zbliżała się godzina trzecia, więc tłum przed wejściem zanikał. Odszedł trochę i oparł się o zimny, szary mur, żeby pogrzebać w torebce i odnaleźć w niej paczkę cienkich mentolowych papierosów. Wyciągnął jednego, po czym zapalił, oddychając cierpkim, miętowym dymem. Nie zwrócił uwagi na czarnego dżipa, który zatrzymał się niedaleko, bo ktoś wytrącił mu papierosa z ust.
– Trzy tysiące za noc – usłyszał głos tego samego mężczyzny, przed którym starał się uciec. – Jak się nie zgodzisz, zaciągnę cię nawet siłą.
Dylan spojrzał najpierw na tlący się na chodniku niedopałek, a dopiero później podniósł spojrzenie na nieznajomego, którego wyraz twarzy zmienił się. Nie wierzył, że ten facet tu za nim poszedł. Przełknął ślinę, czując jak jego tętno przyspiesza. Nikt jeszcze mu w taki sposób nie groził. Nikt nawet nie patrzył na niego w taki sposób. Ten facet już od początku mu się nie spodobał, bo miał w sobie coś, co aż krzyczało, żeby lepiej nie zadawać się z tego typu ludźmi. Nie dlatego, że był stary. Po prostu jego postawa, sposób ubioru i zachowania zdradzały, że był kimś niebezpiecznym.
– Ty chyba oszalałeś – fuknął, próbując brzmieć stanowczo. – Spierdalaj!
– Na razie proszę po dobroci. Zależy mi – dodał mężczyzna i przybliżył się do niego na tyle, że mógł wyczuć jego zapach. Stali z boku i ludzie przy wejściu nie zwracali na nich uwagi. Z klubu słyszeli huk muzyki, ale imprezowa atmosfera już ich nie dotyczyła. Dylan tylko modlił się, żeby facet już odszedł, był pijany i zmęczony, nogi bolały go od tańca, a nadgarstek dawał o sobie znać
Odepchnął mężczyznę od siebie i spróbował odejść, jednak ten złapał go i w kilku szybkich ruchach przyparł do muru.
– Nie wiesz, że „nie” znaczy „nie”?! – krzyknął, już nie wytrzymując.
– Co taki cnotliwy jesteś, co? – zapytał mężczyzna zupełnie innym tonem. Kątem oka dostrzegł, że czarny samochód stojący przy rogu ruszył. Nieznajomy uśmiechnął się lekko. – To tylko kilka godzin ze mną. Zapłacę. Kasa śmierdzi? – zapytał i wyciągnął z kieszeni kilka pogniecionych banknotów, którymi rzucił w twarz Dylana.
– Nie potrzebuję twojej kasy – sapnął. Miał już tego dość, nie wiedział, jak miał się pozbyć natręta. Co, jeżeli faktycznie mu coś zrobi?
Nie pomylił się, bo zaraz poczuł na policzku uderzenie pięści. Jego głowa odskoczyła na bok, boleśnie obijając się o twardy mur. Syknął, mrugając szybko, bo zrobiło mu się ciemno przed oczami. Poczuł, jak mężczyzna korzysta z momentu i ciągnie go w kierunku samochodu, który właśnie pod nich podjechał, a Dylan był zbyt zamroczony, żeby odpowiednio na to zareagować.
– Hej! – usłyszeli nagle krzyk i Latynos obejrzał się. – Zostaw go, kurwa!
Dylan od razu poznał ten głos. Poczuł mocne szarpnięcie w stronę samochodu, ale uścisk dookoła jego nadgarstka już po chwili zelżał, a on zachwiał się, ale na szczęście utrzymał się w pionie. Spojrzał na Samuela, który zamachnął się, po czym wbił pięść w twarz natręta.
– Odpierdol się od niego! – krzyknął i wyciągnął z kieszeni kurtki pistolet, kiedy z samochodu wysiadł drugi latynoamerykański mężczyzna. Odbezpieczył go i wymierzył to w jednego, to w drugiego. Zawsze nosił ze sobą małą Berettę do klubów. Pistolet był niewielki, mieścił się w wewnętrznej kieszeni jego kurtki, do której zawsze go chował.
Obejrzał się na ludzi przed klubem, którzy zaczęli krzyczeć, przerażeni bronią. Samuel zaklął pod nosem i zbliżył się do Dylana. Złapał go za rękę.
– Chodź – warknął i szarpnął nim, chcąc stąd uciec, zanim ktoś wezwie policję.
Dylan spojrzał na niego zdziwiony i o mało się nie potknął na swoich wysokich butach, kiedy Samuel go za sobą pociągnął. Ruszyli w stronę jakiejś bocznej uliczki. Dookoła roznosił się odgłos uderzania obcasów o podłoże. Roberts spojrzał na szerokie plecy Faulknera, który chwilę temu uratował mu tyłek. Dosłownie.
Przez dłuższy czas nie zwalniali kroku, zrobili to dopiero, gdy weszli w kolejną uliczkę.
– Dzięki – odezwał się w końcu. Samuel był ostatnią osobą, od której spodziewałby się pomocy.
Mężczyzna spojrzał na niego, oddychając szybko. To był impuls, szukał Dylana odkąd ten wyszedł z klubu. Nie wiedział dlaczego tak się o niego martwił. Odetchnął ciężko i przyjrzał się chłopakowi.
– Wszystko w porządku?
– Mhm, żyję. – Dylan przyjrzał się Samuelowi. Ten facet był jak zagadka, to wszystko było jakąś grą? – Nigdy nie spotkałem kogoś tak naprzykrzającego się – odpowiedział i wzruszył ramionami, zerkając na niego. Ten facet był... dziwny. Dylan nie wiedział jak to określić, ale ciągnęło go do niego nawet po tym, co Faulkner mu zrobił.
– To ktoś z MS-13. Tak mi się wydaje. – Sam nie wyglądał na zadowolonego z tego faktu. – Szukają chłopców do burdeli – dodał i spojrzał uważnie na Dylana.
Dylan na chwilę aż zamarł, a po jego plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Miał też wrażenie, że w te kilka chwil wytrzeźwiał. O MS-13 oczywiście słyszał, chociaż z takimi ludźmi nie miał nigdy nic wspólnego (całe szczęście). Jeden z najgorszych gangów LA, nic więc dziwnego, że wolałby trzymać się od nich z daleka. Choć – o ironio – spał już z dwoma członkami Bloodsów i wtedy jakoś w ogóle się nie bał. Z jednym małym wyjątkiem po stosunku.
– Jezu – sapnął, wypuszczając z siebie powietrze jak przedziurawiony balon. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że mogło być naprawdę bardzo nieciekawie.
– Musisz uważać. Następnym razem może mnie nie być obok, bo się serio odpierdolę od ciebie – rzucił, chcąc sprawdzić teraz reakcję Dylana na te słowa.
– A jakoś wciąż jesteś – odpowiedział i uniósł brew, sam nie wiedząc dlaczego ciągnie to dalej. Miał przecież idealną okazję do pozbycia się Samuela.
– Na razie – rzucił mężczyzna, którego wyraźnie zawstydziła ta uwaga. – Jak ręka? – zapytał, zanim zdążył ugryźć się w język. Odwrócił wzrok i skrzywił się, zły na siebie, że okazywał temu chłopakowi aż tyle uwagi. Denerwował go sposób, w jaki na niego patrzył.
Dylan aż zamrugał, nie wierząc w to, co słyszał. Samuel się czegoś naćpał? Miał schizofrenię? Rozdwojenie jaźni?
– Było okej – powiedział, unosząc dłoń z gipsem. – Ale ten facet mnie za nią złapał i teraz trochę boli – dodał.
Faulkner tylko kiwnął głową i schował dokładnie broń. Szli przez chwilę w milczeniu boczną uliczką, mijając kontenery na śmieci i garaże.
– Zadzwonię po taksówkę i odwiozę cię do mieszkania – rzucił w końcu, wiedząc, że musi to zrobić.
Dylan zmarszczył brwi, powoli już rozumiejąc, o co Samuelowi chodziło.
– Naprawdę myślisz, że po tym wszystkim co zrobiłeś, tak po prostu pójdziemy do łóżka? – zapytał wprost.
– To sam pojedziesz – mruknął i wykręcił numer na centralę. Właśnie wyszli na główną ulicę, więc mógł podać adres, po czym się rozłączył. – Ja zamówię drugą.
Dylan zamrugał. Teraz już naprawdę nie rozumiał, co się działo.
– Założyłeś się o coś z Taylorem? – pytał dalej, zastanawiając się, co się Samuelowi stało.
– O co niby? Taylor już nie chce mieć z tobą nic wspólnego, więc sobie go odpuść – zauważył oschle i wykonał kolejny telefon, uciszając Dylana gestem.
Ten sapnął ciężko, czując już, jak bolą go nogi od butów, nie były zbyt wygodne. Przysiadł nagle na chodniku, chcąc dać odpocząć stopom.
– To o co ci chodzi, co? – zapytał, gdy Samuel skończył rozmawiać.
– A o co ma? – Faulkner dalej udawał, że nie miał pojęcia, o czym Dylan mówił. Tak było dużo prościej. – Miałem cię z nim zostawić?
Roberts zerknął na niego i po chwili sięgnął do buta, by go rozpiąć.
– Nie – mruknął, ściągając koturnę ze stopy. Powstrzymał się przed westchnięciem pełnym ulgi. – Widziałem że stałeś i patrzyłeś – dodał nagle i zerknął na Samuela. Kiedy tańczył, dostrzegł jego sylwetkę na balkonie.
Mężczyzna nie odpowiedział, zawstydzony tą uwagą. Nie wiedział, co było w Dylanie takiego, że tak go do niego ciągnęło. Może dlatego, że nie potrafił go zdobyć, chłopak wydawał się tak pociągający? Jego wzrok mimowolnie skierował się na stopę chłopaka owiniętą prześwitującą lycrą.
– Taksówka zaraz będzie – rzucił cicho.
Dylan zerknął do góry, zdziwiony zachowaniem Samuela, był ostatnią osobą, po której spodziewał się, że mogłaby się zawstydzić. Zdjął drugiego buta, odstawił je na bok i wstał.
– W sumie mógłbyś pojechać ze mną – powiedział nagle.
– Już zadzwoniłem po taksówkę. – Wzruszył ramionami i popatrzył na niego czujnie. Przygryzł wargę.
– No to możesz pojechać w niej ze mną – odpowiedział Dylan, stając przed nim. Kiedy nie miał na sobie obcasów, był o wiele niższy od Samuela. Uśmiechnął się lekko, patrząc w górę. – Dostałem od niego w pysk – przypomniał – może powinieneś mnie asekurować?
– Skąd ta zmiana? Teraz już nie jestem tym złym? – Samuel spojrzał na niego groźnie, zaciskając szczękę. Podobał mu się Dylan, przez cały ten czas, ale wiedział, że nawet jeżeli by to powtórzyli, ten przeklęty chłopak znowu wykorzysta go, żeby przypomnieć sobie seks ze swoim byłym.
– A zamierzasz znowu mi coś złamać? – zapytał Dylan wprost, patrząc mężczyźnie w oczy. Jego groźne spojrzenie, zaciśnięta szczęka i ten zarost, strasznie go kręciły. Ale chyba najbardziej w Samuelu pociągało go to niebezpieczeństwo, zawsze lubił takich facetów.
– Nie złamałem go bez przyczyny. Jakbyś mnie nie wkurwił, nic bym ci nie zrobił – wytłumaczył spokojnie, zwilżając wargi, które stały się bardziej suche pod jego gorącym oddechem. Miał ochotę objąć Dylana i przycisnąć do siebie.
– I czym cię tak wkurwiłem, że złamałeś mi nadgarstek, dusiłeś, a na koniec jeszcze oplułeś? – zapytał, nie spuszczając z niego uważnego spojrzenia.
– Jak bardzo jestem podobny do Taylora, że w końcu się zgodziłeś na ten cholerny seks? – zapytał cicho, ale nagle podjechała taksówka i Samuel odsunął się od niego o krok. – Jedź.
Dylan spojrzał na taksówkę, nie wiedząc, co zrobić. Mike pewnie walnąłby go w tym momencie, kazał otrzeźwieć i spieprzyć. Samuel był niebezpieczny. Ale Dylan chyba był idiotą, że ciągnął to dalej.
– Następnym razem nie patrz się na mnie, jak tańczę, tylko podejdź – rzucił, zmieniając temat. Ignorował uporczywy chłód w stopy, był zbyt pijany, by mu to przeszkadzało.
– I ze mną zatańczysz? – zapytał Samuel prześmiewczo, ale wizja w jego głowie szybko nim zawładnęła. Miał ochotę przyłożyć Dylanowi za to, że tak na niego działał.
– A nie chciałbyś? – odpowiedział i uniósł brwi. – Następnym razem możemy spróbować.
– Jeśli będzie następny raz. Wsiadaj. – Otworzył mu drzwi, czując, że powinien tym razem odpuścić. Nie miał zamiaru lecieć jak pies na każde jego zaproszenie.
Dylan zerknął na niego, ale nie miał zamiaru protestować. Wsiadł do taksówki, podał adres, a gdy odjechał, kilkanaście minut później zorientował się, że jego koturny zostały na chodniku. Za dużo tego wieczoru wypił, by pamiętać o obuwiu.
Samuel jednak je zauważył. Wpatrywał się w nie dłuższą chwilę, jakby oczekiwał, że zaraz pójdą za swoim właścicielem. Zastanawiał się, czy Dylan zostawił je tutaj przez przypadek, czy zrobił to specjalnie, żeby mieli pretekst do kolejnego spotkania. Schował dłonie w kieszenie spodni, czekając na transport. Nie zadzwonił do chłopaka, ale kiedy podjechała taksówka, zabrał je i wsiadł do niej.

9 komentarzy:

  1. Och tak jakoś samo się podziało, ale sytuacja była niebezpieczna. Nie wiadomo co lepsze Samuel czy burdel:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się to opowiadanie podoba. Od razu jakoś ze mną zaskoczyło. Podobały mi się bardzo Wasze poprzednie opowiadania, ale Clashem jakoś mocno się nie zainteresowałam. Jak dla mnie jest takie za zwyczajne. Chociaż to na pewno też ma swój urok i zwolenników. Jak mawiała moja babcia, jedni lubią rurki z kremem, inni pasztetową :-) Ja wolę mocniejsze, nawet przerysowane nieco historie, więc na Lingerie będę na pewno bardzo czekać. Świadomość jeszcze się rozkręca i o ile ja z domu boję się wyjść po zmroku, to nawet widząc kolejny rozdział na stronie odczuwam lekki dreszcz niepokoju, więc wierzę, że to będzie strzał w 10 :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosz, uwielbiam ten rozdział. Samuel powinien założyć "Program ochrony 'księżniczek'".

    OdpowiedzUsuń
  4. A więc to tak postanowiłyście pchnąć ich ku sobie ;), ciekawy pomysł. Mnie się bardzo podoba. Dylan to cudowna postać. Czekam na kolejne rozdziały. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Na tę chwilę preferuje lingerie...nawet jeśli clash był pewniakiem na początku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Osz cholera jasna. Uwielbiam tego bloga. Uwielbiam to jak piszecie. Macie taki cholerny talent. Naprawdę nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Kiedy będzie tak ogólnie? No i Clashhh. Nie zawieszajcie! Dokończcie, nas

    OdpowiedzUsuń
  7. Chcę już nowy rozdział @.@

    OdpowiedzUsuń