Rozdział 4.
Figi brazylijskie
Dylan obudził się z
kacem, którego jednak zwalczył (niestety nie ostatecznie) tabletką
aspiryny i wodą z cytryną. Dopiero gdy doprowadził się do stanu
względnej używalności, zorientował się, że wczoraj przecież
zostawił swoje buty na samym środku chodnika. Aż przeklął. Były
nowe, założył je pierwszy raz i oczywiście musiał zgubić.
No chyba, że Samuel je zauważył i wziął,
podpowiedziała mu jakaś myśl, kiedy opadł na kanapę. Popatrzył
z zastanowieniem na telefon leżący na szklanym stoliku do kawy i
już po chwili sięgnął po niego, żeby odszukać w kontaktach
numer mężczyzny. Kliknął na zieloną słuchawkę, nawiązując
połączenie. Ten jednak nie odbierał. Mijały kolejne odgłosy
oczekującego połączenia, aż w końcu włączyła się skrzynka
pocztowa, na którą nie miał innego wyboru i musiał się nagrać.
Westchnął ciężko, gdy zakończył połączenie. Sięgnął po
laptopa i uruchomił go, nie mając siły na nic innego, jak
surfowanie po Internecie. Leczenie kaca nie było zajęciem łatwym,
więc musiał sporo wysiłku włożyć w to, żeby zapomnieć o bólu
głowy i nudnościach. Ogólnym zmęczeniu, kiedy organizm trawił
wypite wczorajszej nocy procenty. Minęły dobre dwie godziny, kiedy
usłyszał wibrację telefonu. Sięgnął po niego i uśmiechnął
się lekko.
– Dzwoniłeś – usłyszał zachrypnięty głos
Samuela.
– Wstałeś dopiero? – zapytał Dylan i mimowolnie
się uśmiechnął, wyobrażając sobie rozespanego Faulknera. Ten
widok musiał być zabawny.
– Nie – zaśmiał się Samuel i Dylan usłyszał
szuranie, a później dźwięki jeżdżących samochód. – Musiałem
się wcześniej zerwać, więc słabo. Dzwonisz w sprawie butów? Mam
je, nie martw się. Wziąłem je, chociaż taksówkarz patrzył się
na mnie jak na idiotę. Ostatni raz – zadeklarował, ale w jego
głosie Dylan wyczuł rozbawienie.
– No ale chyba ich nie ubrałeś, co? – odpowiedział
mu, uśmiechając się mimowolnie. – To mogę po nie wpaść? –
zapytał, wpatrując się w wyłączony telewizor.
– Tak po południu, okej? Bo teraz mnie nie ma. I nie
nosiłem, nie mój rozmiar – dodał, chcąc zażartować. Sam nie
wiedział dlaczego tak się spinał podczas rozmowy z Dylanem, ale
nie chciał się zbłaźnić.
Dylan zaśmiał się, trochę zdziwiony, że Samuel tak
łatwo podjął żart. Myślał, że ten facet raczej nie miał za
grosz poczucia humoru.
– Jeszcze byś mi rozciągnął – rzucił wesoło. –
I zresztą, nie wyglądałbyś w nich tak dobrze jak ja. Tobie
bardziej pasują buty na płaskim, na inne jesteś za wysoki –
zawyrokował.
Samuel nie odpowiedział na ten komplement, zbyt
zaskoczony, żeby wymyślić coś konstruktywnego, ale poczuł, że
Dylan zaczął go traktować trochę inaczej.
– Możesz przyjechać koło czwartej, powinienem być
w domu. Jakby coś się zmieniło, dam ci jeszcze znać.
– Rozumiem, że mam się ubrać normalnie? – zapytał
Roberts jeszcze. Taylor nigdy nie pozwalał mu odwiedzać go w, jak
to mówił, dziwacznych strojach Dylana. Za bardzo bał się, że
ktoś mógłby zobaczyć jego kochanka. Wtedy przestałby się liczyć
w swoim biznesie, już nie uchodziłby za „poważnego” gracza.
– Mhm, dobrze by było – przyznał Samuel i zanim
się rozłączył, zapytał jeszcze, czy Dylan pamiętał jego adres.
Był u niego kiedyś z Taylorem, więc mógł kojarzyć drogę do
niego.
– Pamiętam – padłą odpowiedź i Dylan uśmiechnął
się pod nosem. – To do zobaczenia.
*
Samuel skończył rozmowę z Dylanem, kiedy dojechał na
róg Pacific i Maple, gdzie mieszkał Steven. Miał ciężki dzień,
był zmęczony i marzył tylko o powrocie do domu, ale wiedział, że
czeka go jeszcze sporo roboty. A to wszystko przez wyskok latynoskich
gangów na ich terenie w Compton. Musiał się zerwać już o
szóstej, więc przespał góra dwie godziny.
Nie wiedział, czy powinien powiązać sytuację z
klubu, z tym co stało się kilka godzin później, niedaleko
Kościoła Odkupiciela przy alei Clymara. MS-13 znalazło jednego z
członków Bloodsów i zabiło, zostawiając wykrojony znak ich gangu
na brzuchu ofiary. Morderstwo było brutalne i włączyła się w nie
już policja. Z tego co Samuel zdążył się dowiedzieć, Chris Jue,
bo tak nazywał się zamordowany chłopak, miał siedemnaście lat i
chodził z siostrą jednego z członków MS-13. Podobno zrobił jej
dziecko, więc brat musiał się zdenerwować i zemścić się na
niedoszłym szwagrze.
Wszystko byłoby w porządku do momentu, w którym
Samuel na fotografii nie zobaczył Chrisa. Okazało się, że chłopak
był do niego całkiem podobny, więc może dlatego zaczął
zastanawiać się, czy mężczyzna, który zaczepiał wczoraj Dylana,
miał z tym coś wspólnego. Być może. Być może to tylko
przypadek, a Samuel był już za bardzo przewrażliwiony. Bo niby
jakim cudem tamten facet miałby wiedzieć, do jakiego gangu należał?
Nie miał na sobie nic czerwonego, a tatuaże świadczące o
przynależności do Bloodsów, ukrył pod ubraniem.
Wysiadł ze swojego sportowego samochodu, głośno
trzaskając drzwiami. Na werandzie sąsiedniego domu siedziała pani
Dustin, emerytowana już pielęgniarka, która nie raz im pomogła.
– Dzień dobry! – krzyknął do niej, a kobieta
spojrzała na niego znad gazety i uśmiechnęła się.
– Dzień dobry, Sam – rzuciła, ale od razu poznała,
że Faulkner się spieszył, więc tylko podziękowała, kiedy
mężczyzna życzył jej miłego dnia i wróciła do lektury.
Dom jego przyjaciela, Stevena, był bardzo podobny do
tego, w którym mieszkał kiedyś sam Samuel. Malutki, odmalowany
niedawno bungalow z mizernym, wyjałowionym ogródkiem i krzewem
dzikiej róży zasadzonym na środku niewielkiego kawałka ziemi.
Samochód Stevena znajdował się z tyłu domu, żeby w razie co
szybko mógł uciec. Może właśnie dlatego Samuel był taki
podejrzliwy? Skoro miał takich przyjaciół, nic dziwnego, że we
wszystkim widział spisek.
– Hej, w końcu – usłyszał od przyjaciela, kiedy w
końcu wszedł do jego niewielkiego domu. Steven mieszkał z bratem i
jego żoną. Jak zwykle obiecywali, że wyprowadzą się w przyszłym
miesiącu, i jak zwykle powtarzali to przez ostatnie pół roku.
Samuel nie był typem człowieka, którego interesowały takie
rzeczy. Nie wypytywał dlaczego, nie rozmawiał z nikim o swoich
przypuszczeniach dotyczących związku Stevena ze swoją szwagierką.
To nie była jego sprawa, więc się nie wtrącał.
– Słyszałeś o tym kolesiu, którego zabili
Latynosi? – zapytał przyjaciela, chociaż już wiedział, jaka
będzie odpowiedź. Ich gang już o tym wiedział i starał się
dowiedzieć, kto stał za tą zbrodnią.
– Jest jeszcze coś – rzucił Steven. Mężczyzna
był podobnego wzrostu co on, ale mniej barczysty i postawny.
Zapuścił sobie modną ostatnio brodę, nosił workowate, duże
ubrania, w którym zawsze nosił broń, a jego tatuaże na skroniach
i policzkach jednoznacznie mówiły o jego „profesji”. To co
Samuel w nim lubił kryło się w mocnym, inteligentnym spojrzeniu.
Steven był dużo bardziej sprytniejszy niż Taylor, miał głowę na
karku i świetne rokowania, ale słabość do używek i dziwek. Tylko
Samuel wiedział, że przyjaciel miał HIV.
– No co? Gadaj, a nie – zniecierpliwił się
Faulkner, marszcząc brwi. – Kolejne morderstwo?
– Ale nie u nas. Podobno u Cripsów zabili kolesia
dokładnie w ten sam sposób.
– Dlaczego? – zapytał Samuela, ale Steven tylko
wzruszył ramionami. MS-13 działało bez logiki. Czasami ich
ofiarami padały przypadkowe osoby. Nie było reguły, chociaż
Samuel na siłę próbował się doszukać w tym zdarzeniu
jakiegokolwiek sensu.
*
– Jesteś pojebany – usłyszał głos Mike'a w
słuchawce. – Serio, już zapomniałeś, co ten facet ci zrobił? –
złościł się i zawsze, gdy tak się działo, jego głos wchodził
w śmieszne, piskliwe tony.
– No nie – sapnął, wyciągając z szafy zwykłe
jeansy. – Ale przecież nic z nim nie robiłem. Po prostu mi
pomógł. A teraz muszę jechać odebrać buty. Luz, Mikey, to nic
takiego – zbył go, przy okazji próbując zagłuszyć swoją
niepewność, bo to co mu powiedział, już od samego ranka wmawiał
i sobie. Przecież niczego nie chciał od Samuela, po ostatnim dawno
już wybił go ze swojej głowy.
– Jasne, ty masz zawsze wszystko pod kontrolą, a
później muszę przyjeżdżać po ciebie do szpitala. Już ja znam
tą twoją pieprzoną kontrolę. Zadajesz się z takimi facetami,
to później masz. Ja bym do niego nie jechał, spotkaj się z nim w
neutralnym miejscu. Wtedy przynajmniej cię nie zabije – burknął,
jak zwykle przesadzając.
– To już ci mówię, że jesteś zaproszony na mój
pogrzeb. Masz miejsce w pierwszym rzędzie – oznajmił mu Dylan z
rozbawieniem, bagatelizując jego słowa. – Okej, kończę. Jak się
nie odezwę do wieczora, to znaczy że nie żyję. – Parsknął
śmiechem, rzucając na łóżko szary T-shirt z dekoltem w serek.
Wiedział, że Mike właśnie na niego złorzeczył,
ale jak zwykle nic sobie z tego nie robił. Chłopak nie miał
pojęcia, jak to było być z facetami pokroju Taylora czy Samuela,
kiedy byli w stanie zdominować go w taki sposób, że Dylan mógł
tylko prosić o mocniejsze rżnięcie. Uwielbiał seks z wielkimi,
dobrze zbudowanymi murzynami, miał do nich ogromną słabość.
Tatuaże, wielkie penisy i obłęd w oczach, który pojawiał się za
każdym razem, kiedy byli podnieceni. Mike wybierał zupełnie inny
typ faceta, gości nudnych jak flaki z olejem. Wystarczyło, że
będzie uprawiał jakiś sport, zarabiał i ogólnie nie będzie się
zaliczał do grona życiowych nieudaczników, do którego Mike miał
prostą drogę.
Dylan westchnął ciężko, kiedy wsiadał do swojego
odkupionego od matki Mini Coopera. Nie chciał takiego życia, jakie
miał Mike. Mimo że się przyjaźnili, żyli w zupełnie inny
sposób. Jego kumpel wolał, gdy wszystko było stateczne, a on nie
wyobrażał sobie, żeby w jego życiu zabrakło świadomości
niebezpieczeństwa i ten przysłowiowego dreszczyka adrenaliny.
Chociaż z drugiej strony przy facetach, którzy mogli dać każdemu
popalić, czuł się właśnie bezpiecznie.
– Stoję pod drzwiami – powiedział do telefonu,
kiedy czekał przed wejściem do kamienicy. Wcześniej to Taylor
prowadził go do mieszkania Samuela, nic więc dziwnego, że teraz
nie wiedział pod który numer miał dzwonić. Drzwi jednak otworzyły
się i chłopak mógł wejść do środka. Kamienica, w której
mieszkał Faulkner, była nowoczesna, mieściła się niedaleko
centrum, więc pewnym było, że Sam musiał sporo płacić za swój
apartament. Dylan jednak nie był głupi, doskonale zdawał sobie
sprawę, skąd mężczyzna miał pieniądze na opłacanie mieszkania
i że wcale nie brał ich z uczciwej pracy. Na handlu bronią i
narkotykami można w końcu sporo zarobić.
– Mieszkanie czterdzieści osiem, na szóstym piętrze
– rzucił Samuel i rozłączył się.
Roberts wszedł do windy, wcisnął odpowiedni guzik, a
kiedy dźwig ruszył, odwrócił się przodem do lustra i poprawił
jeszcze swoje włosy. Wyglądał... normalnie. Miał normalne, męskie
ciemne spodnie, do tego zwykłą koszulkę i zamiast wysokich
obcasów, czarne sportowe Nike. Nie czuł się pewnie w takim
ubraniu, miał wrażenie, że przez nie niknie w tłumie, jednak
wiedział, że nie zawsze mógł chodzić ubrany tak jak chciał.
Czasem musiał się po prostu dopasować do pewnych norm, których
nienawidził. Szufladkowanie ludzi było czymś, od czego wolał się
odciąć.
Westchnął i wysiadł z windy, gdy ta zatrzymała się
na szóstym piętrze. Ruszył do drzwi i zapukał w nie, odczuwając
dziwne zdenerwowanie. Przełknął ślinę, przeklinając się
jednocześnie w myślach za swoje reakcje, których w tamtym
momencie nie do końca rozumiał, mimo że przecież Faulkner nie był
pierwszym facetem w jego życiu. Dylan miał już za sobą spory staż
zarówno emocjonalny, jak i łóżkowy, właściwie to wciąż
ciągnął za sobą bagaż Taylora. A Sam przecież nie był zbyt
przyjazną osobą, do której mógłby coś poczuć.
Po krótkiej chwili drzwi otworzyły się i zobaczył
Samuela. Mężczyzna był w czarnych, dresowych spodenkach i zwykłej,
białej koszulce na szelkach. Uśmiechnął się lekko na jego widok.
– Nie poznaję cię, Roberts – rzucił na powitanie
i wpuścił chłopaka do środka.
– Sam mi kazałeś tak się ubrać – powiedział
rozbawiony, a jego spojrzenie, jak na złość, ciągle wędrowało w
okolice ust Samuela. Były wydatne, do teraz pamiętał, że również
miękkie i gorące. Miał ochotę je pocałować, ale nie miał
zamiaru tego na razie zrobić.
Rozejrzał się po przestronnym, nowoczesnym
apartamencie. Dylan pamiętał te wnętrza, ale teraz zrobiły na nim
jeszcze większe wrażenie. Od zawsze podobała mu się frontowa,
przeszklona ściana salonu i, gdy był jeszcze tutaj z Taylorem,
wyobrażał sobie, jak się przy niej kochają. Odkąd jednak zerwał
z nim, starał się tamować wszystkie wspomnienia. Teraz spoglądał
jeszcze raz na to mieszkanie i nie dopuszczał już do siebie żadnych
myśli o byłym.
Ascetyczne, szaro-metaliczne wnętrza pasowały do
Samuela, który był surowy i cichy, tak samo jak to mieszkanie.
Działowa półścianka oddzielała ponury salon od jasnej,
utrzymanej w bieli i drewnie kuchni, w której jedynym mocniejszym
punktem był czarny blat. Kontrast był widoczny zwłaszcza przez
ciepłe światło, rzucające refleksy nad szafkami.
– To mogę liczyć na jakąś herbatę, kawę? –
zapytał, odwracając się do mężczyzny przodem.
– No... w porządku. – Samuel odchrząknął,
zdając sobie sprawę, że Dylan chciał z nim flirtować. Chciał to
ciągnąć. – Ściągaj swoje normalne trampki i chodź do kuchni.
Chcesz herbatę, kawę czy coś mocniejszego? – zapytał, uważnie
przyglądając się chłopakowi. W myślach już widział, jak
przypiera go do drzwi i całuje na powitanie, ale teraz od ich
ostatniego, a zarazem pierwszego seksu postawili między sobą
barierę, której nie miał zamiaru przekraczać, dopóki Dylan
pierwszy tego nie zrobi.
– A wolisz mnie w obcasach? – zapytał Roberts,
ściągając buty. Chciał pociągnąć go za język, tak po prostu.
Dla zasady. Lubił flirtować, nawet jeżeli chodziło o Faulknera,
który w odpowiedzi na jego pytanie tylko lekko uśmiechnął się z
rozbawieniem i ruszył do kuchni. Dylan poszedł za nim, rozglądając
się ciekawie dookoła. Mieszkanie było dość spore, ale nie
wyglądało na często użytkowane.
– Chyba że chcesz sok, bo mam jeszcze jakiś.
Pomarańczowy? – Samuel zajrzał do lodówki i wyciągnął z niej
trzylitrową butlę soku. Postawił ją na wyspie kuchennej, a po
przeciwległej jej stronie stanął jego gość, opierając się o
granitowy blat.
– Poproszę – mruknął Dylan, po czym zagryzł
wargę, patrząc na dobrze wyrzeźbione ramiona mężczyzny, pokryte
licznymi tatuażami. Samuel miał ładną, nie za ciemną cerę.
Dopiero teraz zauważył, że był przystojniejszy od Taylora... miał
więcej gracji. Ale, mimo wszystko, Taylor to Taylor, pomyślał
mimowolnie, nie panując już nad swoimi myślami. Czasami się
pilnował i był w stanie zapomnieć o swoim eks, czasami przypominał
sobie o nim w najmniej odpowiednich momentach. – Skończyłeś już
pracę? – zapytał.
– Mhm, można tak w sumie powiedzieć. Chyba że
wieczorem coś mi jeszcze wyskoczy. – Mężczyzna nie miał zamiaru
wtajemniczać go w to, co dzisiaj robił. Taylor zresztą przecież
też nic Dylanowi nie mówił o ich biznesie. Chłopak nie nadawał
się do ich świata. Nie przeżyłby na ulicach Compton wśród
gangów nawet godziny.
– Czyli teraz nie przeszkadzam? – zapytał,
odbierając od niego szklankę z sokiem. Jego wzrok mimowolnie
powędrował na duży blat wyspy kuchennej. Od razu wyobraził sobie,
jak Samuel go na nim bierze. Na tę wizję zrobiło mu się goręcej,
odetchnął ciężko i wziął duży łyk napoju. Musiał przyznać,
że apartament Samuela był większy i bardziej wygodny od mieszkanka
Taylora. Mogli zrealizować tutaj dużo więcej fantazji.
Faulkner nie spuszczał z chłopaka uważnego
spojrzenia. Skinął głową i sięgnął do swojego soku. Nie napił
się jednak, zacisnął dłoń na grubym szkle szklanki od whisky,
biorąc głębszy, uspokajający oddech. Przeniósł swoje spojrzenie
na salon, a kącik jego ust lekko drgnął.
– Nie, nie przeszkadzasz. Jak kac, męczy? –
odezwał się w końcu.
– Nie, ale mam siniaka przez tego faceta – zdradził
Dylan i wskazał na policzek. – Nie widać, bo przypudrowałem. –
Wzruszył ramionami.
– Na co dzień też się malujesz? – zapytał
Samuel zdziwiony, nie za bardzo wiedząc, jak do tego podejść.
Raczej nie miał do czynienia z facetami, którzy używali kobiecych
kosmetyków.
– Nie, ale teraz mam wielkiego siniaka na twarzy –
zauważył i wydął wargi. – Nie wyglądam zbyt atrakcyjnie.
– Następnym razem musisz uważać na takich kolesi.
Mówię poważnie. Wczoraj byłem w tym klubie tylko przez przypadek.
Dylan popatrzył na niego, ale po chwili uśmiechnął
się.
– Prawie jak rycerz – zażartował, odstawiając
szklankę na blat. Obszedł wyspę i stanął naprzeciwko mężczyzny.
– Więc następnym razem będziesz musiał mi mówić, do jakich
klubów na pewno się wybierasz, nie tylko przez przypadki.
Samuel przełknął ciężko, czując zalewającą go
falę gorąca. Żołądek zacisnął mu się z nerwów, a on
rozpaczliwie starał się zachować twarz. Myślał nad tym, jak
Taylor mógł zostawić Dylana dla jakiejś pustej cipy. On by tego
nie zrobił. I właśnie przez tę myśl zdał sobie sprawę, że
chyba zadurzył się w tym dziwnym chłopaku. Naprawdę to zrobił
– zakochał się w kimś takim i zachowywał się tak, jakby miał
piętnaście lat mniej.
– Może się zdzwonimy – rzucił cicho, z wyraźnym
napięciem w głosie.
– Może? – zapytał Dylan i uśmiechnął się
szeroko. – Co taki niedostępny, co? – zaśmiał się, patrząc
na jego usta. Nic jednak nie zrobił, nie rozgryzł do końca tego
faceta i nie wiedział, jaka byłaby jego reakcja po pocałunku.
– Przejąłem twoją taktykę – odbił piłeczkę i
zmrużył oczy.
Brew Dylana uniosła się w zdziwieniu, ale gdy chłopak
zrozumiał, co mężczyzna miał na myśli, zrobiło mu się goręcej.
Zwilżył wargi i przysunął się jeszcze bliżej.
– Nie powinienem tutaj być – powiedział powoli.
– Nie trzymam cię tu – rzucił Samuel, obserwując
go czujnie. Wiedział, do czego chłopak zmierzał, ale teraz nie
miał zamiaru mu tego ułatwiać. Od razu jego słowa w dziwny sposób
odwołał do Taylora.
– Dusiłeś mnie, złamałeś nadgarstek,
zwyzywałeś... – wyliczał, dotykając jego ramienia. – A
później mi pomogłeś – dodał i zagryzł wargę. – I już w
końcu nie wiem, czy się mną brzydzisz, czy nie. – Spojrzał mu w
oczy.
Samuel aż wstrzymał oddech, słysząc to. Nie
wytrzymał. Złapał chłopaka za kark i pocałował mocno,
zapominając o swoich postanowieniach. Złapał go w pasie i
podniósł, żeby posadzić na ladzie. Bez obcasów Dylan był sporo
niższy od niego, więc na podwyższeniu było im dużo wygodniej.
Rozsunął jego nogi i przyciągnął jak najbliżej siebie, a
Roberts objął go nimi w pasie, nie chcąc, by mężczyzna się
odsunął. Całowali się mocno, gorączkowo. Dylan już zdążył
polubić miękkie, duże wargi Sama i jego ciepły język, a sposób,
w jaki nim poruszał, był obłędny. Dodatkowo co chwilę czuł zęby
na swojej wardze, w pewnym nawet momencie miał wrażenie, że
krwawi, ale to tylko dodatkowo go stymulowało. Jęknął, żałując,
że był w ubraniu.
– Zapomnij w końcu o Taylorze. Nie mam zamiaru
wysłuchiwać, jak do niego jęczysz, kiedy cię pieprzę, rozumiesz?
– zapytał Faulkner ostro, wiedząc, że to była jedyna rzecz,
która ich teraz dzieliła. Musiał to wyjaśnić, żeby znowu zacząć
się z nim kochać. Wrócić do tego, co było podczas ich seksu, a
nie chwilę przed tym jak doszli i Samuel usłyszał jęk Robertsa.
Dylan spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się lekko,
zdając sobie sprawę, jak bardzo to głupie stęknięcie
zdenerwowało Samuela.
– Mam jęczeć: „Sammy”? – zapytał, ale mimo
wszystko nie był to przytyk. Przesunął palcami po szczecinie na
jego głowie w pieszczotliwym geście.
– Tak. Masz myśleć o mnie, jak masz mojego fiuta w
dupie. Chyba że mi czegoś brakuje? Nie pasowało ci coś? –
zapytał podejrzliwie, ale tonem, który jasno sugerował odpowiedź.
Samuel nienawidził słuchać krytyki pod swoim adresem.
Dylan wykrzywił usta w uśmiechu i pokręcił głową.
– Nie – mruknął. – O ile nie znajdziesz sobie
zaraz jakiejś laski – dodał, nie mogąc się powstrzymać.
– Nie szukam na razie żadnej – mruknął Samuel i
spojrzał na niego z bliska, gładząc go po karku, na co Dylan
zamruczał. Przesunął dłonią najpierw po jego ramieniu, a po
chwili po umięśnionej piersi.
– Okej. – Kiwnął głową. – Jak nie masz
zamiaru mi nic już łamać... – wychylił się do niego i musnął
ustami jego wargi – to mogę ci zdradzić, że jak tylko wszedłem
do kuchni, widziałem, jak mnie bierzesz na tym cholernym blacie.
– Co? – Mężczyzna zaśmiał się i spojrzał na
blat. Przygryzł wargę. – Mogę cię na nim wziąć. Byłoby nawet
całkiem wygodnie – przyznał i złapał Dylana za kark, kciukiem
dotykając jego policzka. Znowu go pocałował, tym razem dużo
delikatniej.
Dylan zamruczał, nie spodziewając się takiej
subtelności ze strony Samuela, przymknął oczy i wsunął mu dłoń
pod koszulkę, gładząc jego napięty, twardy brzuch. Dotarł do
sutków, by podrażnić jednego z nich. Wyraźnie czul pod palcami,
jak ten twardnieje.
– Masz gumki? – zapytał między jednym
pocałunkiem, a drugim.
– Ja zawsze mam gumki, Roberts. – Samuel uśmiechnął
się bezczelnie i pocałował go mocniej, zanim się nie odsunął.
Podobał mu się widok chłopaka w swoim mieszkaniu, na wyspie
kuchennej, na której rzeczywiście za chwilę naprawdę będą się
kochać.
– Zawsze gotowy do akcji? – zapytał ze śmiechem,
patrząc, jak mężczyzna wyciąga z kieszeni opakowanie z
prezerwatywą. Nie czekał dłużej, złapał za poły jego
podkoszulka i, gdy Sam uniósł ręce, ściągnął go z niego. Aż
westchnął, patrząc na jego umięśnioną pierś. Pochylił się do
jego torsu i ucałował jeden z sutków.
Mężczyzna odetchnął i złapał go za tył głowy,
masując po niej lekko. Odprężył się, ciesząc się, że znowu
mogli wrócić do tej neutralnej relacji, w której Dylan nie myślał
o swoim byłym, a Samuel nie musiał się martwić, że znowu usłyszy
imię przyjaciela. Przynajmniej miał nadzieję, że jego kochanek mu
tego nie zafunduje.
Dylan zassał się na jego sutku, pieszcząc dłońmi
szerokie plecy Samuela. Zamruczał, wyczuwając pod palcami
chropowatą, długą szramę. Pogładził ją, zastanawiając się,
po czym była ona pamiątką. Na samą myśl o jakimś niebezpiecznym
wydarzeniu, w którym Sam brał udział, zrobiło mu się goręcej.
Odsunął się od jego piersi, cały czas jednak gładząc głęboką,
dość rozległą bliznę pod jego łopatką.
– Po czym to? – zapytał.
– Nieważne. – Samuel spojrzał mu intensywnie w
oczy, nieświadomie jeszcze bardziej nakręcając Dylana tym, że nie
chciał od tak powiedzieć. Uśmiechnął się lekko, przekrzywiając
głowę. – Podobało mi się, że z nikim się nie całowałeś –
przyznał cicho, łapiąc go za podbródek. Pogładził jego dolną
wargę.
Dylan spojrzał mu w oczy, czując, jak na chwilę
zapiera mu dech w piersiach. Samuel był... sam nie potrafił
jednoznacznie powiedzieć, jaki był. Niebezpieczny,
nieprzewidywalny, chamski, samolubny, gburowaty... można wyliczać w
nieskończoność, ale to właśnie tak pociągało Dylana. Podobała
mu się zaborczość mężczyzny, Taylor zachowywał się zupełnie
inaczej.
– Bo ja nie jestem pierwszym lepszym, który da
każdemu – odpowiedział, przesuwając dłonią po jego ramieniu. –
Strasznie ciężko mnie zdobyć – dodał tylko po to, żeby
nakręcić Samuela, co najwyraźniej mu się udało, bo mężczyzna
znowu pocałował go gwałtownie, od razu wsuwając język do jego
ust. Pchnął Dylana lekko na blat, ale chłopak się nie położył.
Dotknął więc jego krocza i zaczął go masować przez sztywny
materiał dżinsów. Całował go głęboko, a ich języki ocierały
się o siebie. Trochę dziwnie się czuł, kiedy miał przed sobą
całkiem zwyczajnego Robertsa, w swoim codziennym wydaniu. Ale kiedy
go rozbierze, znowu zobaczy chłopaka, który tak zawrócił mu w
głowie. Odetchnął ciężko przez nos, ani przez chwilę nie
przerywając pocałunku. Złapał go pod biodrami i znowu podniósł,
sam nie wiedząc czemu. Podniecało go, że mógł od tak nosić
Dylana.
Roberts aż sapnął w jego usta, obejmując ciasno za
szyję i uwieszając się na nim. Oddychał szybko, kiedy przytulał
się do gorącego torsu mężczyzny.
– Ściągnij mi te spodnie – szepnął mu do ucha i
już dłużej nie musiał czekać. Faulkner znów posadził go na
blacie, zaczynając rozpinać rozporek w jego dżinsach. Dylan w
międzyczasie zabrał się za zdejmowanie koszulki, robił to
niezwykle szybko, bo nie chciał przegapić reakcji Samuela na widok
swojej bielizny. Miał dzisiaj na sobie koronkowe, granatowe majtki o
kroju fig brazylijskich.
Gdy wreszcie Samuel rozprawił się z zamkiem i dotarł
do bielizny, aż przełknął ciężko, przyglądając się jej z
zafascynowaniem. To był właśnie ten Dylan, którego tak chciał
zobaczyć.
– Wygodne? – zapytał, uśmiechając się
mimowolnie, kiedy go dotykał. Podobała mu się lekko chropowata,
nierówna struktura koronki pod palcami. Pochylił się i pocałował
Robertsa nad linią bielizny, rzucając mu pełne obietnicy
spojrzenie. Dylan w odpowiedzi zamruczał, kładąc dłoń na karku
Samuela. Pogładził go palcami, wypinając biodra w stronę
mężczyzny.
– Wygodne – odpowiedział i zagryzł wargę. –
Ale nie mam pończoch – dodał przepraszającym tonem, bo dobrze
pamiętał, jak ostatnio Sam podniecił się na widok jego stóp w
lycrze.
– Założysz następnym razem – mruknął
mężczyzna, swoją uwagę poświęcając na dotykaniu widocznego pod
bielizną półtwardego penisa Dylana. W końcu wyprostował się i
odetchnął. – Na plecy – warknął i przesunął chłopaka
bardziej na wyspę, po czym sam się na nią wspiął. Zaśmiał się,
kiedy chłopak syknął, czując chłód kamiennego blatu na swojej
rozgrzanej skórze. Zaraz jednak odetchnął podniecony, kiedy Samuel
znalazł się nad nim i pochylił niżej, jak jakiś drapieżnik.
– Kurwa – sapnął tylko i przyciągnął mężczyznę
do siebie, całując go gorączkowo, jednocześnie też spychając ze
swoich nóg spodnie, które Samuel ściągnął mu tylko do kolan.
Usłyszeli szelest materiału opadającego na płytki, ale zupełnie
się nim nie przejęli. Dylan leżał pod Faulknerem już w samej
bieliźnie i to było ważniejsze. – Sammy – stęknął
specjalnie między pocałunkami, żeby go sprowokować. Sięgnął
dłonią do krocza mężczyzny, zaczynając je pieścić przez dresy.
Samuel poruszył biodrami, przygryzając wargę, żeby
nie jęknąć. To mu się podobało, Dylan miał pod nim jęczeć
jego imię. Pocałował go znowu mocno, zamykając oczy, żeby
całkiem skupić się na dotyku. To był ten rodzaj seksu, w którym
całkowicie mógł się zatracić. Zaczął zsuwać z chłopaka
bieliznę, ale musieli w końcu przerwać pocałunek, żeby móc
zsunąć majtki do końca. Uśmiechnął się, kiedy spojrzał z góry
na nagiego chłopaka. Ten widok był niesamowity. Szczupłe, jasne
ciało na ciemnym tle granitowego blatu wyglądało niesamowite.
Dylan nie był typową ciotką. Miał lekko zarysowane mięśnie,
które sprawiały, że nie wyglądał jak kobieta.
Roberts zagryzł wargę, wsuwając mu dłoń za gumkę
dresów. Dotknął opuszkami palców nasadę penisa i aż westchnął,
wciskając rękę głębiej, by objąć nią całego, twardego już
członka. Przełknął ślinę, kiedy poczuł jego pulsowanie. Od
razu stanęła mu przed oczami scena, kiedy Samuel bierze go bez gumy
i spuszcza się w nim. Aż spiął mięśnie ud, zrobiło mu się
goręcej.
– Chodź wyżej – poprosił, zsuwając mu spodnie
poniżej linii pośladków. – Obciągnę ci.
Mężczyzna od razu wykonał polecenie. Jedną ręką
oparł się o blat, drugą przysunął penisa do ust chłopaka i
uśmiechnął się lekko, kiedy ten zaczął się z nim najpierw
drażnić, a dopiero po chwili wziął penisa do ust. Dylan nie mógł
jednak wziąć członka aż po nasadę, w tej pozycji prędzej by się
zakrztusił, niż zrobił głębokie gardło. Zamknął oczy i
zamruczał, pieszcząc go dodatkowymi wibracjami. Zassał się na
czubku, by po chwili wsunąć go sobie trochę głębiej i znów się
wycofać. Czuł cierpki smak preejakulatu na języku, wdychał
piżmowy zapach miejsc intymnych kochanka i przez to wszystko tylko
dodatkowo się podniecał. Sięgnął dłonią do jąder Samuela,
pieszcząc je. Trwało to chwilę, aż wreszcie Faulkner poczuł, że
za dużo tego dobrego. Odsunął się, wysuwając penisa z chętnych
ust chłopaka.
– Dobrze obciągasz – warknął mężczyzna
podnieconym głosem i ściągnął z siebie spodnie z bielizną do
końca. Odetchnął, dotykając ciała kochanka w łagodny, drażliwy
sposób. Złapał jego penisa i zerknął w oczy Dylanowi. Po chwili
wahania pochylił się i wziął jego penisa do ust, aż przymykając
oczy i mrucząc cicho. Podobało mu się. Ślina napłynęła mu do
ust i spłynęła po twardym penisie chłopaka, którego ssał
sprawnie.
Dylan jęknął dość głośno, przesuwając mokrymi
od potu palcami po blacie. Samuel też wiedział, co zrobić z
ustami, pomyślał, zamykając oczy, kiedy mężczyzna pieścił jego
penisa.
– O Boże – sapnął, zaraz jednak przypominając
sobie, co mężczyzna kazał mu jęczeć. – Sammy – dodał,
zerkając ciekawie w dół. Rozchylił nogi zapraszająco. Samuel
odetchnął ciężko i zjechał palcem na dół, ale zanim dotknął
dziurki przeniósł rękę szybko do ust Dylana, by wsunąć mu palec
między wargi. Dopiero kiedy chłopak go nawilżył, wrócił do jego
pośladków i dotknął dziurki. Gdyby mógł, uśmiechnąłby się,
czując nierówną powierzchnię odbytu. Zawsze go to podniecało.
Dotyk w takim miejscu, złamanie tego rodzaju intymnej bariery.
Dylan odetchnął i zadrżał pod wpływem jego dotyku.
Sapnął ciężko, mimowolnie się rozluźniając, był już
przyzwyczajony do tego typu ruchów w jego ciele. Przełknął ślinę,
gdy mężczyzna dołożył drugi palec, uczucie rozpierania było
przyjemne. Przeniósł rękę w gipsie nad głowę, by nic się jej
nie stało, gdy się zatracą.
Samuel po chwili dołożył drugi palec i zerknął na
Dylana, który obserwował go zadowolonym, rozleniwionym spojrzeniem.
W końcu mężczyzna odsunął się od niego i oblizał nabrzmiałe
usta. Podobał mu się smak chłopaka.
– Chodź już – powiedział rozochocony Roberts.
Chciał już poczuć penisa mężczyzny w sobie. Rozsunął pod nim
ulegle nogi w zapraszającym geście.
Samuel założył gumkę i uśmiechnął się lekko do
Dylana, kiedy ulokował się miedzy jego nogami. Przejechał palcami
po zewnętrznej stronie jego uda, po czym dotknął go pod kolanem i
założył je sobie na ramię, pochylając się nad Dylanem.
– Tęskniłeś za moim chujem? – zapytał cicho,
uśmiechając się przy tym łobuzersko, kiedy przyłożył penisa do
jego dziurki. Zanim pchnął, zaczekał na odpowiedź.
– Tęskniłbym bardziej, jakbyś mnie nim kiedyś
pieprzył bez gumy – zdradził, mając małą nadzieję, że kiedyś
to zrobią.
– Chciałbyś? – zdziwił się Samuel i pchnął
lekko, zagłębiając się w nim. Przygryzł wargę, patrząc w oczy
Dylanowi. – Badałeś się? Po... tym dupku – rzucił i przełknął
ciężko, krzywiąc się, kiedy chłopak zacisnął się na nim
mocniej.
Dylan skinął głową, zakładając mu ręce na szyję.
Spodobało mu się, jak Samuel nazwał jego byłego, mimo że
przecież teoretycznie się przyjaźnili.
– Od razu jak się dowiedziałem, że mnie zdradzał.
– I co? – zapytał i pchnął pod innym kątem,
obserwując uważnie reakcję Dylana. Uśmiechnął się lekko.
Dylan aż jęknął, zadrapując trochę plecy Samuela.
Odetchnął ciężko, czując się na niego bardzo otwarty.
– Jestem czysty – mruknął.
– Dobrze – warknął przez zaciśnięte gardło i
uśmiechnął się, kiedy wycofał się i znowu pchnął. Wciągnął
ze świstem powietrze i wszedł w niego głębiej. Dylan był
cudownie ciasny.
Chłopak sapnął i spojrzał na niego błyszczącym
wzrokiem. Samuel doskonale wiedział, jak go pieprzyć. Mocno i
dokładnie, nie szybko. Jego ruchy były posuwiste, celne,
doprowadzały go do wżenia, co ogłaszał bezwstydnie jękami.
Samuel także nie był cichy, oddychał mu ciężko nad uchem, czasem
coś sapnął, czy stęknął. Roberts nieświadomie drapał go po
plecach, a przy każdym mocniejszym ruchu jego paznokieć trochę
mocniej naciskał na skórę. Objął go nogami, żeby być jeszcze
bliżej, przyciągnąć go bardziej, teraz nie miał zamiaru go
puszczać.
– Zajebisty – jęknął mu Samuel jego ucha i
polizał je, przymykając oczy. Sam Faulkner nie wiedział, czy
bardziej odnosiło się to do seksu, czy jego kochanka, który
wyginął plecy, całował go po szyi i zaciskał lekko na nim.
– Czekaj – sapnął nagle Dylan, odsuwając się od
niego na tyle, na ile mógł. Spojrzał w roziskrzone oczy Samuela,
który teraz wyglądał naprawdę drapieżnie. – Chcę cię
ujeżdżać – powiedział wulgarnie i sięgnął do jego tyłka,
zaciskając na jednym z pośladków dłoń.
Samuel przełknął ciężko i odwrócił się na
plecy, czekając, aż Dylan na niego siądzie. Dotknął jego
brzucha, a później piersi, kiedy chłopak usiadł na nim okrakiem i
złapał za penisa. Opuścił się na niego powoli, wypinając
biodra. Zaczął się na niego nabijać, opierając dłoń na piersi
Samuela. Patrzył mężczyźnie w oczy, kręcąc lekko biodrami, gdy
wsuwał w siebie członka.
– Kurwa – sapnął, odchylając głowę na kark,
kiedy penis zahaczył o jego czuły punkt. Dreszcz przebiegł po
całym jego ciele i skumulował się w jego jądrach. – Uwielbiam
go – dodał pod wpływem chwili, zamykając oczy.
Faulkner zaśmiał się i, opierając nogi o blat,
pchnął, wychodząc Dylanowi naprzeciw. Chłopak wziął go w siebie
do końca, a on aż krzyknął, łapiąc go za nadgarstek. Na
szczęście zdrowy, bo w przypływie podniecenia nie panował nad
sobą.
– Ja pierdolę – wydusił, wpatrując się w
chłopaka szeroko otwartymi oczami. Pożerał go wzrokiem,
rozkoszując się w przyjemności. Uwielbiał prąd, który
przechodził mu po ciele w ten specyficzny sposób.
Dylan zaśmiał się bez tchu, pochylił się do
Faulknera i zaczął go mocno całować. Zdążył już polubić jego
usta. Zaczęli pieprzyć się mocniej i szybciej, już nie panując
nad swoimi odruchami. Robertsa pobolewały już mięśnie brzucha i
ud, kiedy tak się na nim poruszał, ale nie chciał zwalniać, gdy
było im tak dobrze. Poczuł dłoń Samuela na swoim penisie i już
wiedział, że orgazm jest bliski. Opadł na kochanka, a ten przejął
pałeczkę i sam zaczął się w niego wbijać z furią. Dylan nie
miał już sił. Sapał mu do ucha, przesuwając dłonią po jego
czaszce, aż w końcu doszedł, ochlapując mu brzuch.
– Sam – stęknął, na co mężczyzna zaczął
pompować biodrami mocniej, aż w końcu spuścił się i opadł na
Dylana, którego wcześniej przewalił znowu na plecy. Nawet nie
wiedzieli, że coś zrzucili.
Oddychali ciężko, próbując dojść do siebie.
– Ale masz energii – rzucił i pocałował Dylana w
szyję leniwie. Temu chłopakowi zawsze udawało się go wykończyć.
Dylan zaśmiał się bez tchu i sięgnął dłonią do
jego podbrzusza, rozmazując mu na nim swoją spermę.
– To dobrze, trochę ćwiczeń się przyda – rzucił
wesoło, przyjemnie rozluźniony. Mężczyzna ściągnął z siebie
prezerwatywę i zawiązał ją, po czym rzucił na podłogę,
niewiele się przejmując tym, żeby ją uprzątnąć.
– Takich na pewno – rzucił wesoło mężczyzna i
przeciągnął się. Zawsze lubił dobry, mocny seks, ale zawsze
musiał po czymś takim odpocząć.
Dylan uśmiechnął się i przesunął po jego ramieniu
dłonią. Wychylił się jeszcze, żeby mężczyznę pocałować, po
czym podniósł się do siadu. Zerknął na zrzucony przez nich w
wirze pożądania koszyk i kilka pomarańczy na podłodze. – To
będę się zbierać – mruknął, mając wrażenie, że mężczyzna
nie będzie z nim chciał spędzać czasu po seksie.
– Już? Możemy jeszcze odpocząć przed drugą rundą
– rzucił Samuel, ani myśląc puszczać teraz chłopaka. Całował
go wolno po szyi. Podobał mu się zapach Dylana. W końcu czuł, że
mógł go mieć. Nie miał zamiaru go tak łatwo puszczać. Musiał
się tym nacieszyć.
Roberts popatrzył na niego zdziwiony, ale po chwili
uśmiechnął się lekko, podobało mu się to.
– Chyba nie chcesz, żebym mógł siadać na tyłku –
powiedział rozbawiony, ale nie odsunął się od Samuela. –
Zamówimy coś do jedzenia? – zapytał, gładząc go po karku.
– Na co masz ochotę? – zapytał mężczyzna,
zdziwiony mimo wszystko tym, że Dylan chciał zostać i zamawiać
nawet jedzenie.
– Coś lekkiego – stwierdził, siadając na niego
okrakiem. Lubił czuć bliskość z partnerem po seksie, z czego
Taylor zawsze się śmiał. – Sushi? Lubisz?
– Okej, może być. – Samuel dotknął jego uda i
pogładził je, obserwując z zadowoleniem ciało partnera. –
Podasz mi komórkę? Jest na stole w salonie.
– I mam ci po nią iść? – Aż uniósł brwi z
niedowierzaniem. Nie był jego służącą.
– No.. możesz podać. – Samuel uśmiechnął się
z niezrozumieniem, widząc jego minę. Chciał popatrzeć na ciało
Dylana w ruchu.
– I myślisz, że znalazłeś sobie dziwkę i służbę
w jednym? – zapytał z niedowierzaniem. Jeżeli chodzi o Samuela,
wciąż pozostał mu spory uraz po tym, co mężczyzna zrobił. I,
paradoksalnie, wcale nie chciał mu się tak łatwo poddawać, nawet
jeżeli sam ochoczo rozsuwał nogi. Co innego jednak być uległym w
seksie, co innego w życiu. W tym drugim Dylan nie zamierzał dawać
sobą pomiatać i czuł, że z takim facetem jak Faulkner będzie
musiał wyznaczyć granice. Grubą granicę, której Samuel już nie
przekroczy i nigdy więcej nie podniesie na niego ręki.
Nienawidzę jak coś mi się podoba aż tak bardzo że nie wiem jak skomentować....
OdpowiedzUsuńCzemu nie wiesz? :) Pisz jakąkolwiek myśl odnośnie opowiadania czy bohaterów, jakieś skojarzenia z nimi, Twoje domysły, cokolwiek. Nam zawsze miło się to czyta ;)
UsuńBardzo ciekawe opowiadanie, podoba mi się to jak skupiacie się na emocjonalnej stronie tego związku. Charaktery Dylana i Sama wydają się bardzo przemyślane, pokazujecie ich obawy, pragnienia i pewne oczekiwania które ciekawią mnie jako czytelnika.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zdecydowałyscie siè na to opowiadanie. Czekam na kolejne rozdziały. Pozdrawiam i powodzenia na studiach^^
~K
Pomysł wpadł przez inspirację tylko jednym zdjęciem, co jak na nas jest sporym wyczynem, bo zwykle trochę wolniej budujemy fabułę. Potrzebujemy więcej "bodźców" ;)
UsuńDziękujemy za miłe słowa i pozdrawiamy :)
Strasznie mi się ten klimat podoba. Uwielbiam takie "miesne" opowiadania.
OdpowiedzUsuńSuper chyba jedno z ulubionych, czekam na więcej i więcej:-)
OdpowiedzUsuńJa chce jeszcze! xD Kocham was <3 Niedość, że rozdziały są tak często, są długie, to jeszcze powalają na głowę, dosłownie wszystkim. To aż niemożliwe. Jak wy to robicie?
OdpowiedzUsuń:) Jak wspaniale, nie musieliśmy czekać aż się w końcu pogodzą i z powrotem sobie zaufają przez parę rozdziałów ... od razu zaczęli się pieprzyć :P. To takie męskie, w stylu Samuela. Dobre dialogi. Jak na razie zapowiada się na najlepsze z trzech waszych opowiadań na tym blogu :) bardzo dobrze się czyta. Weny i mnóstwa wolnego czasu do pisania :).
OdpowiedzUsuńBardzo nas to cieszy, że Lingerie się podoba. Hehe, to takie w ich stylu - od pieprzenia do kłótni, od kłótni do pieprzenia ;)
UsuńWolny czas jak najbardziej nam się przyda, żebyśmy mogły pracować nad kolejnymi tekstami i rozdziałami :)
Pozdrawiamy.
Ile rozdziałów będzie mieć to opowiadanie i Clash? :)
OdpowiedzUsuńCo jaki czas publikujecie?
OdpowiedzUsuń"Clash" nie wiemy, ale naprawdę sporo. A co do "Lingerie" to nie chcemy zdradzać, niech to zostanie tajemnicą aż do ostatniego rozdziału. ;) Ale z pewnością będzie o wiele krótsze niż "Clash", który już teraz zapowiada się jako tasiemiec. Możemy tylko zdradzić, że "Lingerie" jest już napisane i czeka na poprawki.
UsuńA publikujemy różnie, kiedy mamy czas i stwierdzamy, że przydałby się nowy rozdział.
Komentarz całościowy przygotowuję sobie pod ostatnim opublikowanym rozdziałem, więc tu dam tylko sygnał o jednej bardzo istotnej poprawce - w zdaniu:
OdpowiedzUsuń"I właśnie przez tę myśl zdał sobie sprawę, że chyba zadłużył się w tym dziwnym chłopaku".
No nie, nie "zadłużył się", bo niczego od Dylana nie pożyczał - za to "zadurzył się". Poprawcie, bo teraz mam wizję Samuela, który bierze u Dylana kredyt na szpilki w rozmiarze XXL ;D
Poprawione :) Dzięki za zwrócenie uwagi.
Usuń