poniedziałek, 21 września 2015

22. Clash

Dziękujemy za komentarze :)
Na naszym fanpage'u opublikowałyśmy pierwszą zapowiedź nowego opowiadania. Pewnie już podejrzewacie, co będzie motywem przewodnim.  Opisu nowego tekstu możecie zacząć już wypatrywać.
Tymczasem zapraszamy na kolejny rozdział Clasha:



Jesteś moim ochroniarzem 

The Mid był dużym, popularnym klubem, do którego przychodzili zarówno mieszkańcy jak i turyści. Na dwóch poziomach mieściły się loże i bary oraz mniejsze sale tematyczne, w których grano inną muzykę niż na parkiecie głównym. Każdy mógł znaleźć tu coś dla siebie. Emma już od wejścia do klubu czuła się swobodnie, ale jej brat, nie wiedzieć dlaczego, był spięty, jednak nie dawał tego po sobie poznać. Uśmiechał się i szedł swobodnym krokiem, mijając imprezujących ludzi. Zerkał też na siostrę, którą już przy wejściu na parkiet zaczepiło dwóch mężczyzn. Johnson od razu zareagował i podszedł do nich, a ci jak na zawołanie się wycofali.
– Wspaniały braciszek – zaśmiał się Eliot do jego ucha, odrobinę zbyt długo trzymając go za ramię. Johnson obejrzał się, a jego twarz ozdobił uśmiech.
– Też tak myślę, najlepszy jakiego mogła mieć – powiedział z wręcz przesadną dumą, co O'Conner skwitował śmiechem, który zagłuszył huk nowej piosenki puszczonej właśnie przez DJ-a. Praktycznie cały parter poświęcono na miejsce do tańca i dwa spore, podświetlone bary. Mimo dość wczesnej godziny jak na clubbing, tłumy na parkiecie były spore.
– I jak? – krzyknął Eliot do Kennetha, kiedy przebijali się bokiem do schodów, które prowadziły na piętro. Z niego mieli doskonały widok na parkiet. – Podoba ci się?
– Wolę inne kluby, ale nie jest źle – przyznał, nachylając się do niego, żeby O'Conner mógł go usłyszeć. Weszli na schody, a Emma zamiast za nimi, udała się na parkiet, gdzie dopadł do niej jakiś wysoki, biały mężczyzna, który musiał się jej spodobać, bo od razu zaczęła z nim tańczyć. Przy takim obrocie sprawy Kenneth już nie protestował. Nie chciał przecież terroryzować siostry, jeżeli chciała się zabawić, nie miał zamiaru jej tego utrudniać. On z Eliotem wspięli się na piętro i chłopak od razu wskazał na drugą stronę balkonu.
– Tam jest nasz stolik. Ale może skoczymy po alkohol, co?– rzucił i zerknął w stronę baru, przy którym stało tylko kilka osób. Bardziej okupowane były te na parterze.
– Zarezerwowałeś stolik? – zdziwił się Johnson. – Nie musiałeś, jakoś byśmy sobie poradzili.
– Mhm, nie było łatwo – przyznał, trochę naginając rzeczywistość, bo dzięki znajomościom Dakoty wszystko poszło dość gładko. Musiał tylko zapłacić no i nie miał co liczyć na bardziej ekskluzywną lożę. Zbyt późno się obudził, wszystko już było zarezerwowane z nawet dwumiesięcznym wyprzedzeniem. Chciał jednak pokazać Kennethowi, że potrafił pozałatwiać takie ciężkie sprawy. – Chodź, Johnson, bo trzeźwieję! – sapnął i złapał mężczyznę za nadgarstek, ciągnąc go w stronę baru. Kenneth przypomniał sobie jednak, że Emma miała przy sobie wszystkie pieniądze, więc musiał do niej iść, żeby cokolwiek kupić.
– Czekaj! Znajdę Emmę i zapytam, co chce – rzucił, chcąc zabrać od siostry kasę. Zdziwił się, że Eliot zarezerwował tutaj stoliki, to prawda, ale uznał, że to dzięki pieniądzom. Nie wiedział, czy powinien czuć się wdzięczny czy zobowiązany. Zostawił chłopaka samego, jeszcze oglądając się za nim z uśmiechem. Eliot był wysoki, przystojny i dobrze ubrany, kilka dziewczyn zerkało na niego z zainteresowaniem, ale on nawet nie zwrócił na nich uwagi, kiedy szedł do baru. Johnson przyjął to z zadowoleniem.
Gdy wszedł w tłum ludzi na parkiecie, rozejrzał się, usiłując wzrokiem odnaleźć siostrę, która, cholera, jeszcze chwilę stała dokładnie w tym miejscu! Jakieś dziewczyny niedaleko niego wiły się w tańcu, a ich stanowczo zbyt krótkie spódniczki podwijały się, więcej pokazując, niż zakrywając. Kenneth nie reagował na ich zalotne, powłóczyste spojrzenia, wyraźnie zapraszające go do tańca. Zignorował także dłoń jednej z nich, która nie wiadomo kiedy znalazła się na jego ramieniu. Na szczęście jednak w tamtym momencie odnalazł Emmę, więc szybko przepchał się do niej, starając się nie wyglądać na rozdrażnionego.
– Daj mi kasę, idę po drinki. Chcesz jakiś? – zapytał, ale wiedział już, jaka będzie odpowiedź. Jego siostra trzymała w ręce kolorowy napój, który co jakiś czas popijała. Facet, który złapał ją na parkiecie, musiał jej go kupić.
– Nie – powiedziała i sięgnęła do torebki po portfel, z którego wyciągnęła dwudziestodolarowy banknot. – Nie spij się za bardzo, bo nie poruchasz – rzuciła wesoło.
– Spadaj! – odpowiedział jej i zerknął krótko na mężczyznę, jakiego wyrwała jego siostra-ponoć-lesbijka. – Uważaj na siebie. W razie czego będę w pobliżu, pamiętaj – przypomniał jej i odszedł. Zauważył O'Connera już przy barze. Stał odwrócony do sali tyłem i czekał na Kennetha, popijając swojego drinka. Rozglądał się co jakiś czas po sali, a kiedy w końcu go zauważył, uśmiechnął się szeroko.
– Co tam masz? – zapytał Johnson, stając za nim. Starał się nie wyglądać za bardzo podejrzanie, więc gdy chciał dotknąć Eliota, musiał to zrobić krótko i neutralnie. Objął go więc ledwo zauważalnie w pasie, przycisnął do swojego ciała, by zaraz puścić, na co Eliot aż wstrzymał powietrze w płucach, zerkając na Kennetha. Miał ochotę się na niego rzucić. Przycisnąć go do baru i zacząć mocno całować. Nic oczywiście jednak nie zrobił.
– Jagera z energetykiem – odparł O'Conner, zerkając na niego ze zniecierpliwieniem. Już żałował, że nie zostali w mieszkaniu.
Johnson wziął łyka i skrzywił się. Nie lubił nigdy tego typu alkoholu.
– Ja wezmę gin z tonikiem – rzucił i wyciągnął banknot z kieszeni. Barman obsłużył go niemal od razu, więc już po chwili kierowali się do zarezerwowanej loży. Znajdowała się na końcu sali i nie była zbyt dogodnie usytuowana. Mieli daleko do schodów, nie widzieli też parkietu, musieli wstać i podejść do barierki, żeby zobaczyć tańczących. Na razie jednak woleli zająć się rozmową niż obserwowaniem ludzi. Kenneth posłał Eliotowi szeroki uśmiech, kiedy pił wolno swój alkohol.
– Całkiem przyjemnie w tej loży. Gdyby to jeszcze był klub homo – skomentował.
O'Conner zwilżył wargi, zerkając to na przechodzących obok ludzi, to na Johnsona. Nigdy jeszcze nie czuł się tak zdezorientowany i napalony! To było jak ssać cukierek przez papierek, pomyślał zniesmaczony i nagle położył dłoń na kolanie Kennetha, nie mogąc sobie odmówić dotyku.
– I co? Chcesz iść ze mną do klubu homo? – zapytał, starając się wyglądać neutralnie.
– Pytanie, czy ty masz na tyle odwagi, żeby do niego pójść. – Johnson mrugnął do niego i znowu sięgnął po drinka. Czuł przyjemne ciepło w miejscu, w którym mężczyzna go dotykał.
Eliot prychnął, ale nie odsunął się, a tym bardziej nie zabrał ręki. Przesuwał nią wolno po udzie Kennetha, nie patrząc jednak na mężczyznę, wodził wzrokiem po przewijających się obok ludziach.
– Nie chodzę do takich klubów – rzucił z wyższością, ale nie mógł nie przyznać, że teraz lepiej by im było znaleźć się właśnie w takim miejscu. – No ale przypuśćmy, że tam jesteśmy... – dodał i wreszcie zwrócił swoje piwne, wyraźnie nietrzeźwe spojrzenie na Kennetha – co byś ze mną zrobił?
– Najpierw wyciągnąłbym cię na parkiet – zaczął spokojnie Johnson, mrużąc oczy, kiedy odwrócił głowę w stronę Eliota. – Obmacałbym cię na nim i poocierał się, a jakby ci w końcu stanął, zaciągnąłbym cię do kibla... – przerwał i popatrzył na niego znacząco, przybliżając się o kilka cali. – A resztę to już pewnie będziesz kojarzył, kiedy robiliśmy to w moim wozie. – Musiał odwrócić wzrok, bo alkohol bardzo go rozluźniał. – Jesteś idiotą, że tu przyszliśmy – warknął nagle i wziął kolejny łyk drinka, prawie go kończąc.
Eliot aż wstrzymał oddech i dopiero po chwili, gdy już jako tako odgonił swoje podniecenie, dokończył swojego drinka. Aż nie wiedział co powiedzieć, bo prawie mu stanął. Od samego gadania!
– Dobra, kupujemy następnego? Teraz zejdźmy na dolny parkiet. Sprawdzę, czy z Emmą w porządku i może jej kupię jakiegoś drinka. – Wstał i zaczekał na Eliota. Zostawili puste kieliszki i udali się na dół. – Widzisz, ile lasek się na ciebie gapi? – zapytał Johnson, kiedy schodzili już po schodach. Obaj starali się wypatrzyć w tłumie Emmę.
– To musisz mnie pilnować – powiedział Eliot, oglądając się na Kennetha. Chciał wzbudzić w nim zazdrość, kiedy tak flirtowali czuł się trochę jak dziecko w sklepie z zabawkami. Uwielbiał reakcje Johnsona do tego stopnia, że naprawdę zaczynał się zrażać do klubów hetero. Gdyby byli w innym miejscu, już by się na siebie rzucili.
Kenneth odnalazł siostrę, ale i tym razem zobaczył w jej ręce drinka. Znowu ją ostrzegł, ale ta go uspokoiła. Musiał więc odpuścić. Wrócił do Eliota, który stanął w sporej kolejce do baru. Od razu się rozpogodził, gdy kochanek do niego doszedł.
– Postawię ci Jagermeistera, zobaczysz, co to dobry alkohol – powiedział wesoło i nagle wepchnął się między ludzi, w ogóle nie przejmując się, że potrącił jakiegoś napakowanego gościa, który stał przed nim w kolejce.
– Ej! – warknął mężczyzna i złapał Eliota za ramię. – Ty tu chyba nie stałeś, co?
– Teraz najwidoczniej stoję – odparł agresywnie O'Conner, wyrywając się z jego uścisku. – Łapy precz – warknął, zbyt pijany by pamiętać o czymś takim jak instynkt samozachowawczy.
Johnson aż otworzył szeroko oczy, słysząc to. Już widział pięść mężczyzny zatrzymującej się na pyskatej twarzy Eliota. Skrzywił się i przybliżył do nich, chcąc spróbować jakoś załagodzić sytuację. Nie miał zamiaru doprowadzić do bójki. O'Conner oszalał?!
– Sorry za niego – zwrócił się do mężczyzny, którego Eliot ot tak obraził. Pociągnął chłopaka w swoją stronę i uśmiechnął się niepewnie.
– No, kurwa, zatkaj mu lepiej gębę, bo piesek chyba zbyt głośno szczeka! – prychnął facet, co wystarczyło, by rozwścieczyć Eliota.
– Sam sobie zatkaj swoją za małą koszulką! – warknął, prawie że się wyrywając z uścisku Kennetha, zupełnie jakby miał jakiekolwiek szanse w starciu z tym osiłkiem, który, nawiasem mówiąc, faktycznie miał na sobie zbyt mały T-shirt.
Johnson przyciągnął go do siebie błyskawicznie i zablokował tak, żeby O'Conner już mu się nie wyrwał.
– Zamknij się – warknął, przysuwając usta do jego ucha. – W porządku, trochę za dużo wypił, już go odciągam – mruknął i cofnął się kilka kroków, zanim osiłek zdążył zareagować.
– Obraził mnie! – sapnął Eliot i zmarszczył brwi. – Nie będzie mnie jakaś łysa pała obrażać! – warknął, ale na szczęście tamten facet już tego nie usłyszał.
– Zgłupiałeś? – syknął Johnson, w końcu go puszczając. – Tak bardzo chcesz stracić zęby? – zapytał tak ostrym tonem, jakiego w stosunku do O'Connera nigdy nie używał. Rzadko zresztą mówił takim głosem, ale zdenerwował się. Jeszcze nigdy nie widział kogoś, kto z wyglądem Eliota mógłby zaczepiać jakiegoś mięśniaka. O'Conner opanował się na chwilę, bo i jego zdziwiła taka agresja Kennetha. Nigdy się tak w stosunku do niego nie zachowywał.
– Przecież nic by mi nie zrobił – sapnął, przewracając oczami. – Zresztą, kto chciałby mi wybijać zęby, za ładne są – zażartował, żeby rozładować atmosferę. Uśmiechnął się lekko. – Nie mów, że się o mnie martwisz – dodał i wpatrzył się w niego uważnie.
– Straszny idiota z ciebie – rzucił tylko Kenneth, nawet nie próbując udać, że się uśmiecha. Wyminął go, kierując się do drugiego baru w korytarzach tuż przy palarni. Eliot westchnął ciężko, ale od razu za nim ruszył.
– Kenneth, no – sapnął, nie wiedząc, jak go udobruchać. Nie chciał, żeby Johnson był na niego zły... Eliot bardzo często się kłócił i robił ludziom na złość, jednak jeżeli chodziło o Kennetha, nie chciał wchodzić z nim w żaden konflikt czy nieporozumienie.
Kiedy stanęli przy barze, Eliot, zadowolony z tłumu, zacisnął krótko palce na ręce Johnsona w taki sposób, żeby nikt tego nie zauważył. Wyczuł na sobie jego uważne spojrzenie, ale z ulgą przyjął to, że kochanek odwzajemnił dotyk. Kenneth od razu złagodniał, bo nie sądził, że Eliot będzie w stanie zdobyć się na coś takiego.
– Zawsze tak robisz? – zapytał, a w jego głosie było słychać zrezygnowanie, a nie gniew.
Eliot zerknął na jego profil, już po raz któryś stwierdzając, że Kenneth był naprawdę przystojny. Uśmiechnął się i przylgnął bardziej do jego ramienia, nie myśląc o tym, że ktoś mógłby to wyłapać. Myśli o spotkaniu kogoś znajomego zeszły na dalszy plan, to dzięki temu tak się rozluźnił i robił coś, czego nigdy wcześniej nie miał odwagi zrobić.
– No jak mnie obrażają, to jasne, że odpowiem – mruknął i zagryzł wargę. – Gdyby się na mnie rzucił, pomógłbyś? – zapytał ciekawy.
– Obrażają? Eliot, do cholery, wepchałeś się przed niego. Nie dziw się, że ten facet zwrócił ci uwagę. – Pokręcił głową. Nie mógł uwierzyć, że Eliot był aż tak głupi. Naprawdę mogło mu się coś stać.
– Oj bez przesady – sapnął O'Conner, który nie widział w tym żadnego problemu. Gdyby się nie wepchnął, staliby w tej kolejce przez pół wieczoru! – Byłeś obok przecież.
– A co, jestem twoim ochroniarzem? – Kenneth zmarszczył brwi, nie podobała mu się jego uwaga. Naprawdę miał go za takiego faceta z kryminału? W końcu tam się poznali.
Eliot nie odpowiedział, tylko westchnął ciężko, nie widząc sensu w prowadzeniu tej rozmowy.
– Dwa Jagery z Redbullem – powiedział do barmana, kiedy ten w końcu do nich podszedł. Zapłacił za drinki i już po chwili podał Kennethowi wysoką, przeźroczystą szklankę, w której na dnie znajdował się energetyk, a w tym wszystkim zanurzono kieliszek z Jagermeisterem. – To się bierze na raz – powiedział do Johnsona.
Kenneth roześmiał się, czując się tak, jakby Eliot uczył go pić na jego pierwszej imprezie.
– Dobra, O'Conner, to twoje zdrowie. Twoje i twojego niewyparzonego języka – dodał, unosząc naczynie.
– Nie mów, że nie lubisz tego języka – odpowiedział mu wesoło i stuknął się z nim szklanką. – Bo wydawało mi się, że go uwielbiasz. W szczególności jak jest tam na dole – dodał i sugestywnie spojrzał na krocze mężczyzny. Wystarczył mu uśmiech Jonhsona, żeby utwierdzić się w tym przekonaniu. Chociaż Eliot dopiero uczył się seksu oralnego, Kenneth i tak lubił jego usta, to była prawda.
– Jak jesteś sam, to też tak prowokujesz? – zapytał i zerknął na tłum, bo czuł na sobie spojrzenia ludzi. Głównie kobiet, z Eliotem nie wyglądali podejrzanie. Po prostu jak para kumpli, którzy wyszli do klubu, żeby się zabawić, a na razie tylko rozmawiali.
– Będziesz mi to wypominać? – sapnął i wydął wargi. – Jak mnie ktoś wkurzy – dodał i wzruszył ramionami, a Kenneth od razu przypomniał sobie Eliota w komisariacie. Tam też trafił za niewyparzony język i to do funkcjonariusza. – Dobra, pijemy – upomniał, unosząc szklankę. – Za dzisiejszą noc, Johnson. Żebyś tym razem mi nie odpadł po alkoholu.
– No to musisz mnie pilnować! – zaśmiał się i wypił drinka. Skrzywił się, zdając sobie sprawę, że był już pijany. – Idziemy w końcu tańczyć? – zapytał i obejrzał się na schody prowadzące na parkiet. Brakowało mu tylko Emmy, bo w takich klubach najlepiej tańczyło mu się właśnie z siostrą, ona przynajmniej trzymała łapy przy sobie.
– Tańczyć? – sapnął Eliot i aż się zawstydził. Nigdy tego nie lubił. – Idź, ja zamówię sobie jeszcze jakiegoś drinka i pójdę usiąść.
– Ach, no tak, ty nie tańczysz – przypomniał sobie Johnson, ale w jego głosie nie słychać było złośliwości. – Będziesz patrzył? – zapytał, zadowolony z tej wizji. Spodobała mu się myśl, że Eliot będzie go obserwować. Stanęli z boku, bo ludzie zaczęli agresywniej dopychać się do baru.
– A
co, tak dobrze się ruszasz, że mam podziwiać? – zapytał i przybliżył się do niego. – Bylebyś żadnej nie obłapiał – powiedział nagle bardzo groźnym i stanowczym głosem, zbyt pijany, by pomyśleć, jak wielkim był hipokrytą. Sam z Kennethem dwie godziny temu się o to kłócił.
– To laski mnie obłapiają! – rzucił ze śmiechem Johnson i odłożył szklankę. – Idę – rzucił i ruszył na parkiet. Obejrzał się jeszcze na Eliota i posłał mu szeroki uśmiech. Chciał zademonstrować swoje umiejętności.
Eliot zamówił jeszcze Malibu ze Spirtem, po czym udał się na balkon, skąd miał idealny widok na cały parkiet. Chwilę zajęło mu odnalezienie Kennetha w tłumie, ale gdy to zrobił, nie mógł powstrzymać się od szerokiego uśmiechu. Mężczyzna właśnie podszedł do swojej siostry i coś jej powiedział na ucho.
Emma zerknęła na brata i odwróciła się do niego.
– I tak był zjebem, więc spoko – rzuciła, odpowiadając na jego pytanie o chłopaku, który stawiał jej drinki. Johnson zaśmiał się, zadowolony z tego, że Emma spławiła nieznajomego. Zaczęli poruszać się w rytm muzyki, a obserwujący wszystko z góry Eliot musiał przyznać, że naprawdę dobrze im szło. Popił swojego alkoholu, niemal pożerając Kennetha wzrokiem, on, w przeciwieństwie do mężczyzny, w ogóle nie potrafił tańczyć, więc po prostu wolał tego nie robić.
– A jak tam twoje ciacho? – zagadała brata Emma.
– Obserwuje nas – rzucił Kenneth i zaczął się rozglądać. W końcu spojrzał w górę i po chwili uśmiechnął się, zauważając O'Connera. Wyglądał niesamowicie, kiedy tak patrzył na nich z góry. Miał nieobecny wyraz twarzy i lekko przymrużone oczy.
Emma zaśmiała się i dała się bratu okręcić wokół własnej osi. Sama tez na chwilę popatrzyła w stronę balkonów nad nimi, jednak nie mogła odnaleźć Eliota.
– Się nie zakochaj – rzuciła i mrugnęła do niego. Widziała, jak zachowuje się jej brat... i powoli zaczynała się tego obawiać. O'Conner nie był materiałem na faceta do związku, może miał w sobie to coś, dobrze się z nim gadało, piło i bawiło, ale nic poza tym.
– On prędzej zakocha się we mnie! – rzucił Johnson, trochę bagatelizując jej słowa. Odsunął się, poruszając się w rytmie piosenki Bruno Marsa, którą uwielbiał. Potrafił poruszać się jak tancerze z teledysku, więc świetnie wczuł się w melodię.
Eliot stojący na balkonie, uśmiechnął się, widząc ruchy Kennetha, był cholernie dobry, pomyślał, zagryzając wargę. Aż miał ochotę do niego podejść i objąć go od tyłu. Westchnął ciężko, trochę sfrustrowany i zerknął na bok, na jakąś dziewczynę która położyła mu dłoń na ramieniu.
– Ej, ja cię kojarzę – powiedziała, uśmiechając się szeroko. – Chłopak Dakoty, tak? – zapytała, na co on nie potrafił powstrzymać skrzywienia. Zaczęło się, pomyślał i popił drinka. Właśnie przez to nie chodził do żadnych gejowskich klubów.
– Mhm, nie znam cię – mruknął w odpowiedzi, mając nadzieję na szybkie spławienie dziewczyny.
– An... – nim zdążyła dokończyć, przerwał jej.
– I wcale nie mam zamiaru poznawać.
Dziewczyna zrobiła zaskoczoną minę, otwierając szeroko oczy. Chyba nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Wyglądała jak większość koleżanek Dakoty – farbowane włosy, mocny makijaż i modny strój, niczym się wśród nich nie wyróżniała. Nie miał zamiaru tracić czas na rozmowę z wypacynkowatą kopią swojej dziewczyny.
– Dupek z ciebie – warknęła.
Kenneth co jakiś czas zerkał na piętro i w końcu zauważył dziewczynę. Aż zmarszczył brwi z niezadowoleniem.
– Już go jakaś zarywa – syknął, kiedy pochylił się do siostry. Emma spojrzała w stronę, w którą patrzył jej brat i zmarszczyła brwi.
– Idziemy – powiedziała nagle i złapała Johnsona, ciągnąc go za rękę w stronę schodów. Mężczyzna już chciał zaprotestować, ale uznał, że może to nie był taki zły pomysł. Będzie miał wszystko pod kontrolą.
Dziewczyna odeszła od Eliota, zanim Kenneth i Emma pojawili się na piętrze, ale kiedy chłopak ich zauważył, obrzucił ich zaskoczonym spojrzeniem.
– Nie tańczycie? – zapytał.
– Ja chcę z tobą zatańczyć! – rzuciła Emma z uśmiechem i uwiesiła się na ramieniu Eliota.
Kenneth spojrzał na niego uważnie, oceniając sytuację. Nie miał pojęcia kim była tamta dziewczyna, ale już jej nienawidził.
– Co tam? – zapytał, chcąc wybadać grunt.
– Dobrze tańczysz – przyznał Eliot, nie mogąc oderwać od niego spojrzenia.
Johnson uśmiechnął się lekko, słysząc to. Od razu wypiął pierś do przodu, dumny i zadowolony z komplementu.
– Jak pójdziemy do innego klubu zatańczymy razem – rzucił, sam nie wiedząc, czy była to obietnica czy wyzwanie. Może jedno i drugie? Stojąca obok Emma, przysłuchująca się wszystkiemu, nie wtrącała się. Przyglądała się tylko bratu uważnie, wychwytując każdy jego uśmiech czy dłuższe spojrzenie w stronę O'Connera.
Eliot zwilżył usta, czując, jak jego tętno przyspiesza, nie wiedział dlaczego, ale spodobało mu się to... a przecież nie potrafił tańczyć, nie mówiąc już o tym, że nie chciał chodzić do klubów gejowskich. Jednak sama wizja tańca z Kennethem, który w tamtej chwili interesowałby się tylko nim, była podniecająca.
– Dobra – powiedział więc i wyciągnął w stronę Kennetha rękę ze swoim drinkiem. Johnson zdziwił się, ale odebrał szklankę i popił. Uśmiechnął się lekko do Eliota. – Kupić coś? – zwrócił się do siostry, która od dłuższej chwili tylko stała i obserwowała.
– Mhm, może być zwykła cola z wódką – powiedziała i zerknęła na O'Connera. – To idziemy tańczyć? – zapytała wesoło.
– Nie jestem zbyt dobry w tym – odpowiedział jej od razu, trochę skrępowany. Kenneth aż zwilżył wargi, lustrując jego skonsternowany wyraz twarzy. Takiego wydania Eliota nie miał jeszcze okazji zobaczyć, a musiał przyznać, że to było... słodkie?
– Spróbuj, ja chętnie popatrzę – zachęcił go Johnson i wyciągnął z kieszeni resztę pieniędzy, które dała mu Emma. Chciał tylko jej kupić drinka. Sam na razie nie musiał tyle pić, w końcu miał plany na resztę wieczoru. Nie mógł pozwolić, by ten zakończył się takim samym fiaskiem jak pamiętna, pijacka noc po ich pierwszej imprezie.
Eliot w końcu dał się wyciągnąć Emmie na parkiet, a Kenneth poszedł szybko kupić drinka, żeby później wrócić na balkon, skąd mógł obserwować O'Connera. Nawet nie próbował się z tym kryć przed samym sobą, chciał go zobaczyć w ruchu.
– Nie umiem tańczyć – jęknął Eliot do dziewczyny, nie chcąc się ośmieszyć przed Kennethem.
– Każdy umie – zaśmiała się radośnie i tanecznym krokiem zaczęła wymijać ludzi, żeby znaleźć trochę przestrzeni. Kennetha jeszcze nie było przy barierkach, więc Eliot mógł się trochę odprężyć.
Gdy wreszcie znaleźli się w miejscu, gdzie mogli tańczyć, Emma obróciła się do niego przodem, zaczynając poruszać się w rytm muzyki. Eliot uśmiechnął się krzywo, starając się dopasować do niej, co wcale nie było takie łatwe. Młodsza Johnson, podobnie jak jej brat, świetnie tańczyła. Miała poczucie rytmu, którego brakowało Eliotowi.
Kenneth wrócił dopiero po kilku minutach. Zajął miejsce przy barierkach, w każdej chwili będąc gotów się przenieść, żeby tylko widzieć Eliota. Uśmiechnął się lekko, kiedy w końcu ich zauważył. Rzeczywiście O'Conner nie był najlepszym tancerzem, nie widział, co zrobić z ciałem, fatalnie czuł muzykę, ale i tak Johnson patrzył tylko na niego. Mimowolnie popił drinka, kiedy wyobraził sobie, że to on schodzi na parkiet i staje za Eliotem. Obejmuje go powoli w pasie i tak po prostu przyciska go do swojego ciała.
– Pasujecie do siebie – zagadała nagle Emma, która w odróżnieniu od O'Connera tańczyła bardzo dobrze, widocznie to u Johnsonów było cechą rodzinną, pomyślał Eliot, gdy patrzył na jej płynne ruchy. W odpowiedzi jednak uśmiechnął się tylko szeroko i kiwnął głową, po czym odnalazł wzrokiem Johnsona na balkonie. Ten uniósł kieliszek i uśmiechnął się szeroko. Cieszył się, że Emma tańczyła z Eliotem, bo przynajmniej żadna laska się do niego nie dostawiała.
– Jesteście ze sobą dość blisko, nie? – zapytał Eliot, pochylając się do dziewczyny.
– Mhm, no tak. – Emma sama spojrzała w stronę brata. – To najlepszy facet, jakiego znam – dodała ciepłym tonem, zbyt cicho, żeby Eliot mógł to usłyszeć, więc musiała powtórzyć. – No, więc radziłabym ci uważać! – krzyknęła jeszcze do O'Connera, na co ten się zaśmiał, złapał ją za rękę i okręcił jej ciałem.
– Ta? Myślisz, że w starciu z nim mógłbym mu zrobić krzywdę? – zapytał rozbawiony. – Wyglądam na silniejszego?
– Wiesz, że nie o to mi chodzi – powiedziała stanowczym głosem, zwalniając ruchy w tańcu.
– Przecież ma faceta – odpowiedział Eliot, trochę nie rozumiejąc, dlaczego mu to mówiła.
– Powiedział ci o Dereku? – zdziwiła się, na chwilę przestając tańczyć. Zmarszczyła brwi i odciągnęła Eliota na bok.
– Mhm – mruknął i kiwnął głową, nie chcąc zdradzać, że wcale zbyt dużo nie wiedział. – Ale luz, mamy otwarty układ – dodał, wzruszając ramionami, przez rozmowę całkowicie wypadł z rytmu.
– Okej, skoro tak uważacie – powiedziała i zerknęła na piętro. Kenneth przyglądał im się zaniepokojony. Czuła jego groźny, ostrzegający wzrok na sobie i już wiedziała, że musi uważać na słowa i na to, co mówi O'Connerowi. Lepiej żeby się nie wtrącała w ich relację, jej brat był w końcu dorosły, wiedział, co robi.
– Długo z nim jest? – zapytał nagle Eliot, czując, że miał szansę, by więcej dowiedzieć się o Kennecie. Emma zawahała się przed odpowiedzią. Nie wiedziała, co powinna mówić. Kiedy znowu spojrzała na balkon, Kenneth już nie stał przy barierce.
– Sam go o to zapytaj – rzuciła.
O'Conner też zerknął do góry, zmarszczył ze zdziwieniem brwi, gdy nie dostrzegł Johnsona.
– Wracamy? – zapytał, bo nagle zapragnął poznać odpowiedź na to i na jeszcze kilka innych pytań tyczących się tego Dereka. Emma kiwnęła głową. Przeszli bokiem w kierunku schodów, a kiedy już weszli na piętro, zauważyli Johnsona siedzącego w jednej z wolnych loży, w której akurat nikogo nie było.
– Aż tak źle tańczyłem, że musiałeś odejść? – zapytał go Eliot, kiedy usiadł tuż obok mężczyzny.
Johnson roześmiał się i pokręcił głową. Nie miał zamiaru do nich iść, chciał to zrobić, ale będąc już na schodach, uświadomił sobie, że to było głupie, zachowałby się jak zazdrosny idiota.
– Masz drinka – zwrócił się do siostry i podsunął jej szklankę, kiedy dziewczyna usiadła naprzeciwko nich. Emma odebrała naczynie z uśmiechem i jeszcze chwilę na nich patrzyła.
– Wiecie co...? – zapytała nagle, wstając. – Idę wyrwać jakąś świetną laskę – to mówiąc, odeszła z bardzo zadowoloną miną. Eliot, słysząc jej słowa, zaśmiał się i zerknął na Kennetha.
– Nudzi ci się tutaj? – zapytał.
– Nie, nawet nie. – Johnson uśmiechnął się lekko i przesunął na kanapie przodem do Eliota. – Pijemy coś? Pójdę po drinka.
– Dobra, a później usiądziemy w bardziej... ustronnym miejscu? – zapytał i mrugnął do Kennetha, kiedy wstał. Musiał go wypytać, a jak wiadomo, najlepiej to robić przy alkoholu, procenty skutecznie potrafią rozwiązywać język.
– Ale... – Kenneth popatrzył na niego już mniej trzeźwo, analizując jego słowa. – Przecież to nie jest miejsce na takie rzeczy – powiedział zdziwiony. Nie spodziewałby się, że Eliot, chłopak który starał się grać największego heteryka jakiego świat widział, zaproponuje coś takiego.
– Nie no, nie chcę się tu z tobą lizać – syknął Eliot i przewrócił oczami. Wyjątkowo tym razem nie miał na myśli obmacywania Kennetha, chociaż z chęcią znalazłby się już w domu, bo wciąż nie mógł przestać rzucać dłuższych spojrzeń to na pośladki mężczyzny, to na jego krocze. – Ale nie chcę, żeby każdy patrzył – wyjaśnił i wstał. Po piętnastu minutach siedzieli już przy swojej loży w kącie, trzymając w dłoniach alkohol: Kenneth whisky z colą, a Eliot Malibu. – Powiesz mi coś o tym Dereku? – zapytał nagle O'Conner, od razu przechodząc do sedna sprawy.
– O Dereku? Emma ci powiedziała, jak się nazywa? – Kenneth zmarszczył groźnie brwi, zły na siostrę. – Co jeszcze ci mówiła?
– Tylko tyle – powiedział i uniósł dłoń w pojednawczym geście. – Powiedz coś o nim. Jesteście blisko? – zapytał.
– Po co mam ci o nim mówić? – zapytał z posępnym wyrazem twarzy. – Wystarczy, że wiesz, że go z tobą zdradzam. – Wzruszył ramionami, czując się bardzo dziwnie. Nie potrafił określić dokładnie tego uczucia, ale na pewno wiązało się to z obawą i niepewnością. Wolał, żeby Eliot nie wiedział nic o Dereku, a jego facet po prostu nie mógł dowiedzieć się o O'Connerze.
– Jesteś ostrożny – zauważył i popił alkoholu. – Długo jesteście ze sobą? – drążył dalej temat.
– Trochę, kilka lat – burknął Johnson i odwrócił wzrok na parkiet, którego z loży jednak nie mógł dostrzec. Kiedy rozmawiał teraz o Dereku z Eliotem, czuł się tak, jakby w jakiś sposób się odkrywał, jakby pokazywał mu jakąś brzydką ranę, którą zwykle zakrywał. To było idiotyczne porównanie wywołane zapewne przez procenty. Jego mina złagodniała, kiedy uśmiechnął się łagodnie, rozbawiony swoimi myślami. Chyba już nie powinien pić, stwierdził w przypływie rozsądku.
Eliot kiwnął głową i objął go lekko, ledwo dostrzegalnie w pasie. Sam nie wiedział dlaczego, ale poczuł, że chce być bliżej Kennetha. I tylko to się w tamtej chwili liczyło, nie miał ochoty na rozmyślanie czemu tak się działo.
– Wracamy już? – zapytał.
– Tak szybko? – zdziwił się. Rozluźnił się pod delikatnym dotykiem O'Connera. Zaczął się zastanawiać, za kogo Eliot go miał? W końcu zdradzał swojego faceta, z którym był kilka lat, którego rzekomo kochał i z którym chciał być. A gdy tylko nadarzała się okazja, już leciał do swojego nowego kochanka. Nie był takim świetnym facetem, jak uważała jego siostra. Do cholery, Emma przecież sama go wypychała, żeby przyprawił Goldnerowi rogi!
– Nie chcę, żebyś się upił – westchnął ciężko Eliot i nagle pochylił się do niego. – Mam pewne plany względem ciebie, Johnson – dodał i mrugnął do niego, w ogóle już nie przejmując się miejscem, w jakim się znajdowali. Procenty skutecznie zagłuszyły jego wszelkie obawy.
Kenneth roześmiał się i pokręcił głową. No tak, musieli się jeszcze przespać, przypomniał sobie i znowu postanowił nie przejmować się faktem, że miał faceta. Teraz to się nie liczyło.
– No dobra, to powiem Emmie.
Eliot uśmiechnął się szeroko, zadowolony ze swojej wygranej. Szybko odnaleźli siostrę Kennetha, której łowy i tak dzisiaj nie były za bardzo udane, w końcu byli w zwykłym klubie, nie gejowskim.
Wyszli do szatni po swoje kurtki i gdy już stali przed klubem, Emma wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów.
– Chcesz? – zaproponowała Eliotowi, na co ten od razu pokręcił głową. Ta używka śmierdziała, zostawiała nalot na zębach i sprawiała, że oddech stawał się nieświeży, O'Conner nie tykał się rzeczy, które mogłyby sprawić, że stałby się mniej atrakcyjny. Kenneth za to nie miał podobnej opinii, więc sięgnął po papierosa i pozwolił, żeby Emma go odpaliła.
– To co? Sprawdzamy, kiedy są autobusy? A jak nic nie pojedzie, wrócimy taksówką – mruknął z petem w ustach.
– Ja bym wracał taksówką – odezwał się od razu Eliot, nie mając już zamiaru udawać, chciał jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu, a później porządnie zabrać się za Kennetha.
Starszy Johnson przełknął ciężko i spojrzał na Emmę prosząco. Nie chciał się wtrącać, pokazywać, że był spłukany, bo w końcu co O'Conner by o nim pomyślał? Że nie miał nawet na taksówkę?
– Okej, to taksówką...? – zapytała i popatrzyła na nich z niezrozumieniem. – No chyba, że wy pojedziecie, ja sama dotrę – dodała, bo nie chciała ich przecież ciągnąć po całym Chicago.
– Nic z tego, jedziemy cię odwieźć – powiedział stanowczo Kenneth, nawet nie wyobrażając sobie, że miałby teraz zostawić Emmę i pozwolić jej samej wracać do domu. Zawsze ją odprowadzał, nawet kiedy musiał zmienić swoje plany. Za bardzo się bał. – Sprawdzamy te autobusy? – zapytał, myśląc, co mógłby powiedzieć, żeby nie przyznawać się do tego, że nie miał pieniędzy. Emma wcale mu nie pomogła.
Eliot popatrzył na nich.
– Serio? Będziemy gnieść się w autobusach? – zapytał z przerażeniem. Nie za bardzo widziało mu się siedzenie teraz w środku transportu publicznego, a później wracanie pieszo do domu z przystanku. – Postawię wam – zaoferował od razu.
– Odwdzięczymy się w przyszłości! – rzuciła Emma, zanim jej brat zdążył odpowiedzieć. Kenneth ugryzł się już w język, uznając, że wynagrodzi to Eliotowi, kiedy wyjdzie na prostą. Albo wymyśli jakieś kłamstwo, dlaczego miał w portfelu dziesięciu dolców.
Podróż powrotna minęła im dość szybko, nawet jeżeli taksówkarz musiał nadłożyć trochę drogi, by odwieźć siostrę Kennetha, to i tak nie mogli narzekać, bo Emma specjalnie usiadła na przednim siedzeniu, zostawiając miejsca dla chłopców z tyłu. Od czasu do czasu tylko się na nich oglądała, a gdy dostrzegła dłoń swojego brata na ręce Eliota, uśmiech omal nie sięgnął jej do uszu.
– Dzięki za wszystko – pożegnała się z nimi, kiedy już wysiadała. – Uważajcie na siebie – dodała i mrugnęła do nich. Trzasnęła drzwiami, machnęła im, po czym ruszyła do wejścia do domu.

24 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że wkrótce, bardzo wkrótce przejdzie im ochota na otwarte związki.
    "No chyba, że wy pojedziecie, ja sama dotrę. Bo ty gdzie mieszkasz? – zwróciła się do Eliota", tak jakoś Emma chyba wie gdzie mieszka Eliot, bo była u niego ;) No chyba, że to celowy wasz zabieg, w sensie podcięta zapomniała o tym drobiazgu. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, ale głupi błąd... Już poprawiony, dzięki za zawrócenie uwagi. :D

      Usuń
  2. Cudowny rozdział, trzymacie poziom od poprzedniego rozdziału :D
    Naprawdę się wczułam w emocje chłopaków, nie mogę się doczekać aż w końcu Kenneth i Eliot będą mieli dość otwartego związku...
    Ogólnie jesteśmy na jednym z najciekawszych etapów opowiadania, tak mi się przynajmniej wydaje...tak trzymajcie...choc mam ochote błagać o krótki okres czekania na następny rozdział nawet jeśli częstotliwosc rozdziałów jest fenomenalna.

    Jakis czas temu widziałam ze ktos porównał to opowiadanie do serialu...i naprawdę mogę się z tym zgodzić, uzależniacie xD

    OdpowiedzUsuń
  3. :) Słuchajcie, podoba mi się wasz styl pisania, uwielbiam to opowiadanie i czytam z najwyższa przyjemnoscia i czekam z utesknieniem na każdy rozdział, tylko od paru rozdzialow nie wydarzylo się nic niespodziewanego, jakiś zwrot akcji, afera, przeszkoda, wszystko jest takie "spokojne" :P trochę brakuje mi jakiegoś "wow", ale myślę że coś szykujecie. Oczywiście mam nadzieję, że nie przerwiecie im teraz zabawy w mieszkaniu! :D Tego nigdy za wiele. Nadchodzący rozdział bardzo mnie intryguje.

    Pozdrawiam :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem jak najbardziej na tak za taką długością rozdziałów! Zgadzam się, że od tamtego rozdziału trzymacie poziom! Ciekawy rozdział i tylko czekam na kolejny chociaż chciałabym, żeby stało się coś niespodziewanego. W sensie jakaś scena zazdrości czy coś w tym stylu, żeby uświadomili sobie, że to coś więcej :D No nic zostaje mi tylko pozdrowić i czekać do kolejnego rozdziału! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sedna, błagam, nie setna xD
    A rozdział super!

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam wszystkie opublikowane dotąd rozdziały, więc zabieram się za komentarz. I od razu się wytłumaczę: przy tempie, jakie mam od pewnego czasu w ogarnianiu się blogowo, uznałam, że najlepiej będzie, jeśli przeczytam dotychczasową całość i wtedy skomentuję. Inaczej nie wyrobiłabym się do Nowego Roku. Za rok.
    Ma to też inne uzasadnienie: rozdziały są rzeczywiście krótkie i mówiąc szczerze, łatwiej mi się będzie wypowiedzieć o większej części całego opowiadania niż o poszczególnych kawałkach, zwłaszcza że w wielu miejscach pewnie bym się powtarzała.
    Dream mnie już trochę zna od strony komentowania, mam tylko nadzieję, że swoim gadulstwem nie przyprawię o zawał Verry ;)
    Leci zatem komentarz do „Clasha”, rozdziały 1–22. Wyszło mi tego pięć stron Worda – zapinamy pasy i startujemy.

    Po pierwsze: czyta się sympatycznie. Naprawdę. Wiele razy się uśmiechałam, gdy główni bohaterowie wymieniali mniej i bardziej złośliwe, zabawne uwagi, czy to bezpośrednio, czy przez FB / SMS. Kenneth i Eliot są ciekawie wykreowani, wydają się realistyczni, można ich przyjąć – mają zalety i wady, czasem robią coś zupełnie nie tak, jakby się człowiek spodziewał, czasem zachowują się jak najbardziej po swojemu. Nie wyglądają idealnie. Nie mają idealnych charakterów. Można ich lubić, można ich nie lubić, można ich czasem lubić, a czasem nie lubić. To duży plus.
    Część pozostałych postaci też odbieram dobrze. Interesująco wygląda niejednoznaczny, trudny do rozgryzienia Derek – chyba w tej chwili najbardziej dla mnie zastanawiająca postać, o której chętnie dowiedziałabym się więcej. Bo Derek ma w sobie potencjał na ciekawą historię. Emma budzi sporo sympatii – pewnie po części przez tę potrzebę niezależności, własnej przestrzeni; choć zarazem drażni mnie jej zaślepione uczucie do Alex (o której też chętnie dowiedziałabym się więcej). Jedna to Emmowe zaślepienie to taka ludzka, zrozumiała i zdarzająca się wielu osobom cecha, która dodaje bohaterce realizmu.
    Problematyczne relacje rodzinne u Emmy i Kennetha przemawiają do mnie – zwłaszcza że zostały pokazane bez nadmiernego opowiedzenia się za jedną czy drugą stroną. Owszem, można czuć niechęć do macochy Johnsonów, ale nie jest ona tu pokazana jako bezduszna, paskudna i w ogóle be baba. Wokół swoich dzieci, wokół swoich spraw rodzinnych działa w sposób, który wydaje się... no, zrozumiały. Mogę być krytycznie nastawiona do jej wywiązywania się z obowiązków macoszych, ale widzę, że poza byciem złą macochą jest też zwyczajnym człowiekiem – tu lepszy, tam gorszym. Chyba nawet więcej krytycznych myśli budzi we mnie ojciec, na którym przecież teoretycznie spoczywa obowiązek zadbania, aby relacje między „starą” i „nową” częścią jego rodziny przebiegały pozytywnie, a przynajmniej w miarę poprawnie. Odnoszę wrażenie, ze ojciec Emmy i Kennetha po prostu nie widzi – bo nie chce widzieć – rzeczy, które byłyby dla niego niewygodne, zmuszałyby do konfrontacji, burzyłyby codzienny spokój.
    Mogę też uwierzyć w relacje rodzinne u Eliota, choć nie poruszają one we mnie emocji – co może nawet jest uzasadnione, bo te relacje w ogóle są mocno bez emocji, bez takich codzienno-rodzinnych emocji, bez napięć, kłótni, lepszych i gorszych chwil między bliskimi. Rodzina Eliota przypomina mi twarz po botoksie czy jakiejś operacji plastycznej: wszystko idealnie wygładzone, naciągnięte, dobarwione lub odbarwione, w zależności od potrzeby, wyregulowane, wypełnione i nabłyszczone, po prostu idealna powierzchnia – ale gdy się bliżej przyjrzeć, czujesz, że ta równa powierzchnia jest nienaturalnie napięta, że mimika wygląda sztucznie, że brakuje w niej czegoś – ludzkiego, czyli niedoskonałego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pozostałymi postaciami mam trochę gorzej. Tłumaczę to sobie narracją personalną obu bohaterów, ale przecież stosujecie punkty widzenia nie tylko tych dwóch, pozwalacie mówić przez moment różnym osobom – a pewne rzeczy pozostają niezmienne. Dakota, którą czy oczami Eliota, czy Kennetha widzę bardzo płaską, płytkawą (choć nie płytką), irytującą i nieciekawą – a jednak coś we mnie wątpi, cały czas czekam, aż Dakota pokaże swoje drugie dno. Ginger, w zasadzie ujmowana tylko przez pryzmat jej relacji damsko-męskich. Znajomi Eliota, właściwie tacy statyści, choć może tu powinnam uwzględnić fakt, że dla samego Eliota oni są raczej statystami niż równorzędnymi partnerami w przedstawieniu. Zakochana w Eliocie Adeline, która też statystuje gdzieś w potrzebnych akcji momentach. Przyznam, że trochę mi brakuje tła towarzyskiego Kennetha i Eliota – a może raczej samego Kennetha, u Eliota w końcu to wszystko jest często na zasadzie „możecie się kręcić wokół mnie, bo to zrozumiałe, jestem taki piękny, tylko nie zasłaniajcie mi słońca, a raczej słońcu mnie”, więc wycofuję połowę wcześniejszego stwierdzenia, brak bardziej rozbudowanego opisu jego relacji ze znajomymi jest uzasadniony. Ale w przypadku Kennetha – już nie. Nie znalazłam w dotychczasowych rozdziałach informacji o tym, że Kenneth jest odludkiem, że jest mało towarzyski, że nie chce jakoś budować „niezwiązkowych związków” z innymi ludźmi – tymczasem na dobrą sprawę poza Emmą, Derekiem i Eliotem przy Kennecie nie ma nikogo. Żadnych kolegów, znajomych, mniej czy bardziej zakolegowanych ludzi – nawet w głowie. I to mi trochę zgrzyta.

      Zgrzyta mi też – o wiele bardziej niż trochę – narracja. Więcej niż parę razy zdarzyło się to zgrzytanie i już tłumaczę, o co mi chodzi, w których momentach (nie pokażę teraz palcem konkretnych rozdziałów, będę rzucać tym, co pamiętam, mam nadzieję, że się przyda na przyszłość): po pierwsze, gdy zderzacie ze sobą punkt widzenia Kennetha i Eliota, zdarza Wam się wyskakiwać ponad tych dwóch i wskakiwać w narratora wszechwiedzącego – gdy pokazujecie coś oczami na przykład Kennetha i / lub Eliota, a potem pada jakiś komentarz „z góry”; w tej chwili przypomina mi się ten fragment o plotkowaniu Eliota, to „nie zdawał sobie sprawy, że zachowuje się jak ciota i plotkuje”, wybaczcie niedokładny cytat. Już tłumaczę, o co chodzi: to nie był (w każdym razie nie wyglądał, aby to był) komentarz ze strony Kennetha, to było tak, jakby na scenie ktoś stanął za Eliotem i rzucił widzom komentarz na temat zachowania tej postaci. Rozumiecie, o co mi chodzi? Patrzy Kenneth: Eliot jest taki a siaki. Patrzy Eliot: jestem taki a owaki. I naraz wyskakuje komentarz z offu: Eliot tak naprawdę / w rzeczywistości jest taki a taki. A ja zostaję z pytaniem: ej, ale kto mówi z offu, przecież ja miałam bohaterów słyszeć!

      Usuń
    2. Po drugie, zdarza Wam się też narrator prorokujący – mam na myśli ze dwa przypadki, gdy pojawiała się informacja w stylu „nie wiedział jeszcze, co go czeka”, tak niepasująca do opowiadania z punktu widzenia jednego czy drugiego, że się skrzywiłam. To podobne sytuacje do tej, o której wspominałam przy „Świadomości”, i rozumiem, że może wynikać z pisania na cztery ręce – ale zdecydowanie musicie tego pilnować. Przyjęłyście narrację, w której widzimy świat głównie oczami Kennetha i Eliota, z możliwością wskakiwania czasem w głowę to temu, to innemu bohaterowi – to oznacza, że nie ma u Was jednej właściwej wizji świata (i chwała za to!), nie ma jednego opowiadającego „jedyną prawdziwą wersję” – a to też oznacza, że nie możecie sobie pozwolić na zdania sygnalizujące jakąś „jedyność”. Podejrzewam, że to takie potknięcia narracyjne, czasem niezbyt fortunne sformułowanie, czasem niezwrócenie uwagi na to, że w personalnym odbiorze świata nie ma miejsca na taki „obiektywizujący komentarz”. Pilnujcie tego, dziewczyny. Przyznaję, mam spaczenie narracyjne, kocham te różnorodne możliwości, jakie dają eksperymenty z narracją – i (mimo miłości dla dziewiętnastowiecznej klasyki) nie znoszę narratora wszechwiedzącego. Fe, fe, fe. Uciekajcie od wszechwiedzących narratorów, którzy mają monopol na „właściwą wersję” :)

      Czasem też, jako czytelniczka, dostaję wszystko na tacy. Zwykle pokazujecie, jak zachowują się Wasi bohaterowie, więc mogę sobie analizować, wyciągać wnioski, czasem coś zrozumieć, czasem się zgubić, czasem dać się nabrać, czasem rozgryźć, zanim sami bohaterowie się ogarną – i to jest dobre. Ale niekiedy pojawia się taca z podtykanym pod nos wyjaśnieniem: relacje są takie, ktoś jest taki, Emma i Kenneth mogą sobie wszystko powiedzieć, Ginger i Kenneth dobrze się dogadują etc. Mam z tym problem w dużej mierze nie ze względu na same informacje, ile na sposób ich podania – bo podane bywają tak jakoś... sprawozdawczo-uświadamiająco. Brzmią trochę sucho, wyglądają trochę na doczepione, jakby ich obecność wynikała z obawy, że czytelnik czegoś nie zrozumie / nie zauważy. A niech nie zauważy, niech nie dostanie pod nos wskazówek, niech sam się nagimnastykuje przy analizowaniu relacji! Bo widzicie, to na przykład, że Kenneth i Emma mają dobry, ba, bardzo dobry kontakt – to widać, to naprawdę widać po ich rozmowach, po tym, jak się traktują, jak się wspierają, nawet jak się kłócą. Podobnie dogadywanie się Kennetha z Ginger – przecież o Ginger świadczy (bardzo dobrze) fakt, że swoich podejrzeń co do orientacji kolegi nie skwitowała czymś w rodzaju: „Omg, omg, omg, ty chyba nie jesteś pedziem, a fuj!” – dziewczyna zachowuje się zupełnie inaczej. To daje do myślenia. Dlatego chciałam zaproponować, żebyście czasem zabrały z tekstu te tace z dowyjaśniającymi komentarzami – naprawdę potraficie przekazać jakąś informację o relacjach za pomocą tylko tych relacji, i czasem warto tak to zostawić. Niech czytelnik ma coś do roboty ;)

      Usuń
    3. Dialogi są fajne, treściwe, pokazują bohaterów, też coś o nich mówią. Opisy pozwalają wyobrazić sobie różne miejsca – choć tu przyznam, że czasami tych opisów było mi trochę mało; nie pożądam szczególnie rozbudowanych obrazów, ale po prostu czasem odnosiłam wrażenie, jakby rozmowy toczyły się w takich dość pustych przestrzeniach – na szczęście ta pustka nie dotyczy przestrzeni niewerbalnej, bo widzę w tekście różne zachowania pozasłowne, które towarzyszą słowom. Natomiast niekiedy chciałabym obejrzeć więcej świata, w którym bohaterowie się poruszają.

      Podoba mi się sposób przedstawienia scen seksu; przyznam, że od pewnego czasu mało mnie pociągają szczegółowe, „techniczne” opisy aktów, zdecydowanie bardziej działają na mnie opisy związanych z tym emocji, ale emocje u Was są. Po części dzięki temu część techniczna mnie nie razi ani nie męczy – a po części dzięki temu, że tę stronę techniczną udało Wam się pokazać w odpowiednich granicach: technicznie, ale nie wersji „obsługa dla idiotów”, ze słownictwem dosadnym, realistycznym, pasującym do bohaterów, ale nie wulgarnym i / lub komicznym. Jest... powiedziałabym, pieprznie. Może to nie być moja potrawa, ale potrafię docenić, gdy ktoś umie daną potrawę przyrządzić dobrze. Ta pieprzność pasuje do relacji Kennetha i Eliota, inna jej odmiana – do Kennetha i Dereka. Nie czułam zażenowania w czasie czytania tych scen – a chyba wszystkie wiemy, jak trudne są sceny erotyczne, jak łatwo wpaść w pułapkę „za wulgarnie / za medycznie / za komicznie” i jak łatwo poczuć się zażenowaną sceną erotyczną w tekście. Tylko ta „dziurka”, przyznam, wybijała mnie z rytmu. Mam awersję do tego słowa, na pewno przez złe jaojce. Natomiast pojawiający się parokrotnie „odbyt” pasował mi jak najbardziej.

      W gruncie rzeczy największy problem – poza narracją – mam z... historią. Relacje między Kennethem a Eliotem są ciekawe; kwestie związane z tym, jak Eliot wypiera pewne rzeczy na swój temat, jak się do nich przyznaje, jak prowadzi właściwie dwa życia – jedno dla rodziny i znajomych, taki „American dream”, oraz drugie – to, na które naprawdę ma ochotę, i nie mówię tu tylko o seksie z facetem – wyglądają bardzo interesująco i zapowiadają możliwość zobaczenia bardzo mocnych zderzeń z rzeczywistością; wątek Dereka, który najwyraźniej ma pewne punkty wspólne z Eliotem, jeśli chodzi o własną orientację – bo to, jak podejrzewam, plus pewne utknięcie w schematach „męskie–niemęskie”, w jakiejś (może i dużej) mierze przyczynia się do huśtawki emocjonalnej, przyciągania i odpychania Kennetha, gestów czułości i dystansu – ten wątek też wygląda bardzo ciekawie (dla mnie w tej chwili najciekawiej); interesuje mnie także Dakota – przecież z jakiegoś powodu tkwi w tej niemiłosnej relacji z Eliotem, też jakoś prowadzi „życie idealne” i „życie obok”, też ma niezbyt zachwycające relacje z rodzicami (na poziomie szczerości, otwartego komunikowania się i bezpośredniego mówienia o potrzebach, które zostaną uszanowane, nawet jeśli będą się różnić od tych oczekiwanych). Mam nadzieję, że dane mi będzie zobaczyć więcej Dakoty – i innymi oczami, albo chociaż z innej perspektywy tych samych oczu. Bo w tej chwili Dakota jest oglądana bardzo niesprawiedliwie, jedynie oczami chłopaka, który jej nie kocha, nie pragnie i któremu chwilami przeszkadza ona w romansie, oraz oczami chłopaka, który sypia z jej chłopakiem. Podwójne krzywdzące męskie spojrzenie. Żal mi Dakoty, takiej, jaką na razie dostaje czytelnik. Ale – jeżeli to zamierzone działanie, to gratuluję. Tylko pozwólcie, dla równowagi, zobaczyć coś, co naruszy dotychczasową hegemonię Eliotowego i Kennethowego spojrzenia. Niech z rozgryzieniem Dakoty czytelnik też się pomęczy, na razie stoimy przed pułapką „za prosta ocena za prostej laski”. Więc to był mój apel pro-Dakotowy.

      Usuń
    4. A, i już wracam do wyjaśnienia, dlaczego mam problem z historią. Otóż... za mało mi historii w tej historii. Chodzi mi o to, że wątek relacji Kennetha z Eliotem dominuje, dominuje tak mocno, że wszystko poza tym wygląda jak dodatek, uzupełnienia, nic nie jest równorzędne do tej miłosno-niemiłosnej historii. Nawet dążenie do niezależności, nawet prowadzenie sztucznie idealnego życia, nawet problematyczne relacje z innymi – nic stanowią kontry. Odnoszę momentami wrażenie, że poza romansem (i zdradą, i tym, co się dzieje na linii Derek – Kenneth – Eliot – Vincent?) nic innego w życiu tych dwóch nie jest równie silne. Może moje stwierdzenie nie jest do końca sprawiedliwe, Wy przecież, jak same niedawno zaznaczałyście, jeszcze nie doszłyście nawet do połowy historii – więc na razie tylko sygnalizuję, z czym mam problemy i co, jak sądzę, warto byłoby uwzględnić.
      I chciałabym się upomnieć o „tekstową przestrzeń osobistą” Kennetha. O Eliocie wiem mimo wszystko o wiele więcej – o jego sympatiach i antypatiach, marzeniach (albo raczej: braku konkretnych marzeń, celów, planów, rozmyciu się wszystkiego w papce nazbyt wygodnego i nazbyt na pokaz życia), znajomych etc. O Kennecie wiem o wiele, wiele mniej, a sądzę, że jemu należy się podobna porcja uwagi. Mam nadzieję, że w dalszych rozdziałach będzie można i tego bohatera poznać lepiej i „poza Eliotem”.
      Chciałabym po prostu móc zobaczyć Eliota i Kennetha mocniej – mocno – zanurzonych w ich codzienności, w tych różnych rzeczach, które się wydarzają niezależnie od naszego „chcę / nie chcę”, naszych porywów uczuciowych i naszych ważniejszych spraw.
      Bo widzicie, przez to wszystko, o czym wcześniej wspominałam, nie mogę się wciągnąć w bohaterów. Owszem, lubię w nich pewne rzeczy, pewnych nie lubię – ale po przeczytaniu danego rozdziału nie chodzą za mną, nie zawracają sobą głowy, nie wywołują dodatkowych, „poczytelniczych” emocji. Są, gdy czytam. Gdy kończę czytać, już ich nie ma. A szkoda.

      Usuń
    5. Ogólnie rzecz biorąc, „Clash” czytało mi się dotąd dobrze, szybko i łatwo – zresztą długość rozdziałów i ich „niewypchanie wydarzeniami” umożliwiają taką właśnie lekturę – przyznam jednak, że po „Świadomości” mam lepsze wrażenia, mimo że to na razie zaledwie trzy części (wliczając prolog). Chyba chodzi właśnie o to, że „Świadomość” niesie obietnicę czegoś więcej – i już ją zaczyna odrobinę realizować. W „Clashu” widzę potencjał na coś więcej, ale na razie nie widzę obietnicy, w którą potrafiłabym uwierzyć. Po lekturze tylu części pozostało mi wrażenie lektury gładkiej, bez przestojów i bez szczególnych wstrząśnięć. To o tyle dobrze, że tekst jest technicznie ładny, zabawny, przyjemny w odbiorze; i o tyle niedobrze, że czasem jest wręcz za równy, nie ma wydarzeń, które trzepnęłyby mnie w twarz i warknęły: „czekaj, mała, zatrzymaj się, pomyśl, wysil trochę mózgownicę”. Były dwa czy trzy momenty, które dawały na to szansę – nierówne traktowanie białego i czarnego mężczyzny na posterunku, zdziwienie „czarnym towarzystwem” Eliota na imprezie – ale rozmyły się w dalszym toku akcji. Na marginesie, to zdziwienie „Eliot zadaje się z czarnymi” zdziwiło z kolei mnie – czyżby wśród tych studentów, wokół których Eliot się obraca, nie było czarnych osób? Czarnych, zamożnych przedstawicieli „lepszych sfer”? Czy może ci czarni trzymają się osobno, a ci biali osobno? Czy naprawdę Eliot obracał się dotąd w tak „wybielonym” i homogenicznym towarzystwie, że jeden czarny chłopak obok niego stanowi zaskoczenie? Którakolwiek z tych możliwości jest właściwa – nie wiem, bo o tym nie ma ani słowa. A przecież to multi-kulti Stany, więc raczej wątpię, by Eliot zadawał się, albo choćby tylko widywał na korytarzach szkół, uczelni, wyłącznie z białymi przedstawicielami wyższej klasy średniej – chyba że rozmyślnie tak dobierał towarzystwo, by eliminować kogokolwiek odstającego, ale takich informacji też nie namierzyłam w tekście. Byłoby dobrze, gdybyście zwróciły na to uwagę i jakoś uwzględniły, bo przyznam, że w tej chwili mam wrażenie, jakby Kenneth był jedynym czarnym człowiekiem w całym towarzystwie, z jakim Eliot mniej czy bardziej przelotnie się stykał. A czas tej historii jest przecież dość współczesny – wygląda na nasz wiek, na bliskie nam lata.

      Usuń
    6. Na zakończenie chcę jeszcze raz podkreślić, że czytało się naprawdę miło. To przyjemna w odbiorze, czasem bawiąca, czasem trzymająca w pewnym napięciu historia, w sam raz, gdy człowiek ma ochotę się rozerwać, odprężyć, bawić dobrze, ale nie bezmyślnie, trochę wzruszyć, trochę pośmiać, trochę podenerwować z bohaterami lub przez bohaterów, tu im życzyć powodzenia, tam – żeby dostali kopniaka w tyłek. Pod tym względem „Clash” z pewnością ma plusy. Zakładam – i na podstawie sposobu, w jaki prowadzicie historię, i na podstawie Waszych własnych uwag – że takie mniej więcej było założenie tego opowiadania. No i w porządku. Myślę tylko, ze gdybyście uwzględniły niektóre moje uwagi, mogłoby się to tekstowi przydać. Bo nie ma niczego złego w prostych historiach, ale proste historie zasługują na taką samą dbałość twórczą, jak historie skomplikowane.
      Mam nadzieję, że ten mój wywód jest w miarę zrozumiały i ogarnięty, i że nie poczułyście się potraktowane nie w porządku. Jeśli coś źle zinterpretowałam albo coś mi przy analizowaniu danej kwestii umknęło, to dajcie znać. Nie przypisuję sobie monopolu na wiedzę, a na dyskusję o tekście z reguły się skuszę ;)

      Przy okazji, abstrahując na moment od samego tekstu, mam inne pytanie: jak się sprawdza fanpage jako element promujący blog? Zwrócił moją uwagę jeden z Waszych komentarzy, stwierdzających, że mało blogów z opowiadaniami ma fanpage, a efekt jest niezły. I zaczęłam się zastanawiać: hm, a może to jest całkiem dobry pomysł? Trudno mi ocenić, bo z reguły na prywatny Facebook loguję się raz na trzy miesiące, żeby przegonić uzbierane wiadomości i zawiadomienia i mieć święty spokój na kolejne trzy miesiące, więc siłą rzeczy nie mam jak ocenić czegoś takiego jak fanpage – dlatego pytam Was, osoby mające w tej kwestii bezpośrednie i świeże doświadczenia. Warto założyć blogowi fanpage’a?
      Skończyłam komentarz, dziękuję, jeśli dotrwałyście do jego końca ;)

      Usuń
    7. Witaj, Ome! Nie miałyśmy jeszcze przyjemności się poznać, więc bardzo mi miło.
      Kiedy zobaczyłam aż 7 nowych komentarzy po prostu mnie zatkało, wow! Nie pamiętam już, kiedy dostałam tak długą i merytoryczną opinię.
      Obie z Dream stwierdziłyśmy, że właśnie takiego komentarzu brakowało nam w Clashu, brakowało kogoś, kto właśnie w tak rozległy sposób oceniłby opowiadanie i powiedział, jak je widzi. Dostawałyśmy różne opinie, niektórym nie podobał się seks, inni uważali, że za mało się działo, ale wszystko było tylko sugestiami, do których nam ciężko było się odnieść w pełni, więc po prostu siedziałyśmy i zastanawiałyśmy się, co może w tym opowiadaniu jest nie tak. Pomijając oczywiście to, że wiele osób uważało poprzednią wersję za lepszą.
      Z zamiaru, jak pisałyśmy w opisie i co zresztą widać w tekście opowiadanie ma prostą historię, Clash ma odprężać, przynosić radość po ciężkim dniu w pracy, na uczelni czy w szkole.
      Cieszę się, że postać Dereka przypadłą ci do gustu, względem niego miałam największe wątpliwości.
      Bardzo podobało mi się Twoje porównanie odnośnie rodziny Eliota, świetnie się do niej odnosi, ogólnie, myślę, do całego amerykańskiego środowiska tego typu ludzi.
      Teoretycznie Dakota z założenia miała właśnie taka być, wyznaczyłyśmy jej pewną rolę, która nie była tak rozbudowana jak ta należąca do Emmy czy Dereka, niemniej jeszcze jej do końca nie odegrała, ale rozbudowanie tej postaci wydaje mi się całkiem dobrym pomysłem.
      Największą zagwozdką okazał się dla mnie brak znajomych Kennetha. Faktycznie to bardzo dziwne, że ich nie miał oprócz tych kilku bliskich osób, a jednocześnie pasuje mi to do jego kreacji. Kennetha, który nie jest odludkiem, jest pewny siebie i otwarty, a jednocześnie jest typem osoby, która utrzymuje kontakt tylko z tymi kilkoma osobami. Ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej przyznaję Ci rację i "oswajam" się z wyobrażeniem Kennetha wśród kumpli na siłowni czy choćby na piwie.
      Jeżeli chodzi o narrację tutaj absolutnie się z Tobą zgadzam, że musimy nad tym popracować. Wzięłyśmy sobie to do serca z Dream i będziemy nad nią pracować.
      Słuszna uwaga również z tym, że niektóre rzeczy podajemy wprost, będziemy zwracać na to uwagę, bo znowu wytknęłaś coś, co wcześniej mnie nie zaniepokoiło :)
      Niewątpliwie mogłyśmy nie przesuwać akcji na później, na kolejne rozdziały, tylko rozłożyć ją równo, żeby każdy "epizod" miał swoje rozpoczęcie, rozwinięcie i punkt kulminacyjny. Myślę, że właśnie w taki sposób powinnyśmy spojrzeć na to opowiadanie.

      Twój komentarz dał nam sporo do myślenia, wiele błędów uświadomił, więc ogromnie Ci za niego dziękuję :) Wszystkie Twoje uwagi czytało się fenomenalnie, udzieliłaś nam mnóstwo porad i pokazałaś, z jakiej Ty strony widzisz tekst.

      Jeszcze raz dziękuję za wszystkie cenny uwagi i pozdrawiam :)

      Usuń
    8. Ome, ale mnie zaskoczyłaś tymi komentarzami i tak szybkim przeczytaniem Clasha. :D Nie spodziewałam się aż takiej wypowiedzi, no ale na Ciebie zawsze można liczyć. Powiem szczerze – cieszę się z tej (głębokiej!) analizy, bo dzięki niej wiemy nad czymś pracować. To opowiadanie pisze nam się lekko, ale czułyśmy, że coś jest nie tak. Teraz wiemy co zmienić, bo na pewno nie mamy w zamiarze przerywać pisania ani zawieszać. Wszystko o czym wspomniałaś gdzieś tam mi dzwoniło w głowie, że może jest źle, ale dokładnie nie zdawałam sobie sprawy co.
      A o Dakocie był już plan, żeby trochę ją podrasować, ale miało to się zdarzyć trochę później, jak się chłopcom życie pokomplikuje. Chociaż teraz widzę, że faktycznie źle zabrałyśmy się za tę postać.
      Tak jak Verry napisała – zwrócimy uwagę na narrację. To chyba u nas duży problem, skoro wytknęłaś go nawet tutaj. ;) Ale od następnych rozdziałów weźmiemy się za to.
      Wiesz co mi się podoba w Twoich komentarzach? Że zawsze znajdziesz plusy. To nie jest sama krytyka, więc łatwo przyjąć i się zgodzić. Wiedziałam, że Clash nie jest idealny, że ma sporo błędów fabularnych, ale wiesz, piszemy go tak „just for fun”. Do Świadomości podchodzimy zupełnie inaczej, to jest takie opowiadanie, które musi być pisane o odpowiedniej godzinie z odpowiednią kondycją psychiczną. A Clasha popisujemy sobie nawet po ciężkim dniu.

      Co do strony na Facebooku, powiem Tobie, że reklamy to raczej zbytniej nie robi. ;) Ale za to bardzo ułatwia kontakt z czytelnikami i dzięki niemu nie zaśmiecamy tak bloga. Możemy pokazać co siedzi nam w głowach, przedstawić inspirujące filmiki/zdjęcia... dla mnie jest bardzo ważną częścią naszego bloga, bo tutaj nie informujemy o każdej pierdole, nie ma na to miejsca. Chcemy, by blog był przejrzysty i klarowny. A fanpejdż to hulaj dusza... :)

      Jeszcze raz dziękujemy Tobie za te komentarze. Nawet nie wiesz, jak poprawiły mi humor. Będę sobie je jeszcze czytać na poprawę nastroju. :D

      Usuń
    9. Cześć, Verry! :) Mnie też bardzo miło Cię poznać.
      Bardzo się cieszę, że tak odebrałyście moje komentarze – dobrze wiedzieć, że te uwagi mogą się przydać. Jak najbardziej rozumiem (i popieram) pisanie oraz czytanie tekstów dla odprężenia, dawania radości; przy czym takie teksty też zasługują na to, by autor o nie zadbał.
      Ta wizja Kennetha, który ma mało bliskich osób, wcale mi nie zgrzyta – tylko że poza bliskimi są przecież „ludzie bez znaczenia / o małym znaczeniu”, jak właśnie jacyś kumple na siłowni, znajomi spotykani czasem na mieście etc. Siłą rzeczy, o ile ktoś się świadomie i starannie nie alienuje, natykamy się na co dzień na różnych kojarzonych z twarzy, imienia czy sytuacji ludzi, których mniej czy bardziej słusznie określamy naszymi znajomymi.

      Jeśli o mnie chodzi, to nie wymagam od każdego rozdziału, by coś się „działo” w sensie konkretnej akcji – grzebanie w psychicznych flakach to dla mnie też jak najbardziej „dzianie się”, tyle że trochę innego rodzaju. Natomiast myślę, że warto zaplanować rozdział tak, aby sam w sobie stanowił pewną całość, miał konkretny punkt wyjścia i dojścia – wtedy problem jego treściwości będzie (przynajmniej częściowo) rozwiązany.

      Dream, przyznam się: czytałam na komórce, w drodze do i z pracy. Ostatnio odkryłam, że czytanie na komórce nie jest takie złe, pomaga mi wreszcie ruszyć się w ogóle z czytaniem internetowym, a gdy już mam tekst przeczytany, komentarz sam zaczyna za mną chodzić (poza tym mogę przetrawić pewne rzeczy i potem łatwiej czy lepiej o nich napisać w komentach). A czytało się, jak wspominałam, szybko.
      I powtórzę: naprawdę się cieszę z Waszej reakcji na mój zestaw komentarzy :) Tym chętniej będę komentować w przyszłości, bo mam to poczucie, że możecie się z moimi uwagami zgodzić, możecie się nie zgodzić, ale nie strzelicie focha na widok mniej pochlebnej uwagi. No i widzę sens w produkowaniu takich komentarzy.
      Ciekawa jestem Dakoty i reszty postaci – tych głównych i tych dalszoplanowych.

      Co do znalezienia plusów: wychodzę z założenia, że, po pierwsze, mówić „to jest źle” jest łatwo, więc trzeba się trochę wysilić i poza tym powiedzieć też, co jest dobrze. Po drugie, najczęściej da się znaleźć choćby mały pozytyw, więc trzeba szukać. Po trzecie, ignorować pozytywy to komentować nierzetelnie. A po czwarte – stara dobra zasada kanapki :D Łatwiej przyjąć uwagę negatywną, gdy poza nią pojawiają się też uwagi pozytywne. Ja również nie lubię dostawać gołego sygnału „a tu jest źle”, łatwiej mi sobie z nim poradzić, gdy pojawia się wraz z sygnałem „a tu jest dobrze”. No i wreszcie – skoro jest coś dobrze, to dlaczego mam o tym nie mówić, jeśli mogę mówić o tym, co nie jest dobrze?

      Dzięki za informacje o fanpage’u. No właśnie, takie dodatkowe miejsce opowiadania o tekście i sprawach wokół tekstu, i kontakt z czytelnikami – to brzmi dobrze. Zastanawiam się, czy zafundować taki fanpage „Musivum”. Pomyślę nad tym i zobaczę, co mi czytelnicy podpowiedzą w ankiecie.

      Udanych dalszych prac nad „Clashem” i pozostałymi tekstami (właśnie widziałam nową zakładkę o opowiadaniach i ogromnie mnie cieszy wyraźna informacja, ze tak, „Świadomość” to klimaty grozy. Uwielbiam opowieści grozy, więc czekam z wielką ciekawością na trzeci rozdział.

      Usuń
  7. Można śmiało poprzeć komentarze Ome.. Jednak z drugiej strony "pustość" tekstu może wynikać z tego, że od początku i stary czytelnik (tak znów nudny przytyk, że NYR było lepsze) i nowy wiedzą kto z kim będzie. Więc po co się rozdrabniać? Po co ciągnąć coś gdy na starcie znany jest wynik na mecie, a wątki poboczne nie "walczą" o to by się nimi przejmować. Jeżeli przy 22 rozdziałach to nie jest połowa historii to obawiam się, że druga połowa, nawet z prowadzeniem nowej postaci będzie klapą. Skoro Eliot z Kennethem się już poznali i przespali ..etc..Czemu nie uciąć tej historii i skupić się na pisaniu Świadomości i nowego opowiadania? Tam pokazania nowych postaci i ich historii. Rozumiem sentyment do Kennliota, to że skoro są w adresie bloga to mają tu dominować. Ale z każdym rozdziałem ja z kolei mam wrażenie, że za dużo już ich i tak jak Ome zauważyła - dużo wątków jest spłyconych i uproszczonych. Co naprawdę pozwala na wrażenie pisania tak o, dla siebie, dla umilenia sobie czasu bo to Wasi ulubieni bohaterowie...(nie chodzi mi o jakieś epopeje byście pisały, o teksty psychologiczne też nie, ale Ome pięknie ujęła o co chodzi nie tak z Clashem)... Ale chyba ich magia już minęła... Może czas na skupienie się na pozostałych opowiadaniach, a Clasha traktować z luźniejszym stosunkiem a nie jako główne opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak na boku podziękuję za komplement pod adresem moich komentarzy ;)

      Nie znam poprzedniego tekstu (o którym się naczytałam w komentarzach), więc jestem w sytuacji nowego czytelnika. Powiedziałabym, że widzę sens kontynuowania tego tekstu - zostały otwarte pewne wątki, zasygnalizowane pewne sprawy, które zapowiadają coś interesującego: konieczność zderzenia wygody związkowej z czymś, co wygody nie gwarantuje (Kenneth), konieczność zdecydowania, czy dalej prowadzić życie "idealne" i takie, jakiego spodziewają się ludzie wokół, czy wybrać coś, co naprawdę pociąga i fascynuje, choć niesie zagrożenia, takie jak odrzucenie przez znajomych, może i zawieszenie finansowania przez rodziców, a może "tylko" utratę statusu "idealnego amerykańskiego młodzieńca, któremu wszyscy zazdroszczą i którym wszyscy chcieliby być" (Eliot); przełamywanie własnych barier relacyjnych (Derek). To wszystko tu jest jako potencjał - brakuje tylko gwarancji, że ten potencjał się urzeczywistni. Piszę "brakuje", bo te wątki mimo wszystko dość słabo wystawiają łebki, wątek romansu Kennetha z Eliotem ma o wiele większy łeb, wręcz łebsko. Dlatego jestem za dokarmianiem łebków innych wątków - niech też urosną im zęby, by mogły dziabnąć czytelnika jak należy.
      A na kolejny rozdział "Świadomości" czekam z dużym zainteresowaniem.

      Usuń
    2. Z jednej strony się z Tobą zgodzę, anonimie, z drugiej nie do końca. Rozumiem Twoje zdanie odnośnie Clasha, już od jakiegoś czasu zauważyłyśmy takie głosy, że Clash rozkręca się za wolno, że Kennliot się już nudzi, ale rodzi się problem co zrobić? Nie możemy pozwolić sobie na zawieszenie opowiadania, z którego składa się 90% tego bloga. Na dniach zaczniemy publikować kolejne opowiadanie, które jest krótsze i już zakończone.
      Odnośnie tego, że wiadomo kto z kim będzie - moim zdaniem w większości opowiadań, które czytałam można było się tego domyślić, więc w takim razie po co czytać romanse, kiedy zakończenie jest do przewidzenia?
      Odnośnie NYR - znajdowaliście w nim zdecydowanie więcej akcji, to fakt, ale z drugiej strony cała fabuła jak i postacie były dużo bardziej dziecinne, niektóre wydarzenia nielogiczne. Clash jest nudniejszy ale mimo wszystko bardziej dojrzały i spokojny, bo chłopcy nie są typowymi, przerysowanymi postaciami.
      Akcję zaplanowałyśmy tak, że rzeczywiście rozkręca się wolno, wolno wprowadzamy nowe postacie, bo kennliot (chociaż para przodująca) nie będzie jedyną w tym opowiadaniu. Chcemy poruszyć w nim różne kwestie, niemniej rozumiem, że tempo, w którym to rozkręcamy może frustrować. Nie wiem, jak będzie w przyszłości, czy osoba, która przeczyta za jednym zamachem 50 rozdziałów znudzi się w połowie, czy doceni tempo rozwoju akcji. Może to zależy od osobistych preferencji, bo w końcu każdemu podoba się coś innego.

      Na koniec chciałam uspokoić, bo oprócz Clasha i Świadomości planujemy częściej publikować krótsze opowiadania, żeby każdy znalazł coś dla siebie.

      Dziękujemy za szczerą opinię.

      PS. Ome, na Twój komentarz (esej!) właśnie odpisuję :)

      Usuń
    3. Nie chodziło mi o zawieszenie Clasha, tylko o skończenie historii (nie w dwóch rozdziałach). Może znudzenie Kennliotem wynika z jakiegoś przesytu nie czytelniczego a pisarskiego. Wprowadzenie nowych związków brzmi zachecająco, ale mam nadzieje że nie będą to znowu spłycone relacje, bo tak lepiej i łatwiej osiągnąć zamierzony efekt.
      Ogólnie w historiach blogowych brak logicznego zachowania jest czymś nagminnym, bo tak jak mówiłam tu nikt nie wymaga epopeji czy rozbioru psychologicznego postaci. W NYR (oczywiście pisze o tylko moich odczuciach) relacje były zacieśnione zachowania budziły do jakiejś dyskusji. Stąd może nielogiczne wydarzenia schodziły na dalszy plan. Nawet najwspanialsza historia mająca nijakich bohaterów nie zachęci do poczytania. Nie obroni się. Teraz nie mam na myśli że postacie nie są dojrzałe i nieprzerysowane. One nie są namacalne, każde ich zachowanie jakby spływa do końca rozdziału wzbudzając albo "acha" albo "o, koniec rozdziału". Tu Ome pisała o rozbudowaniu Dakoty, mi by bardziej na Dereku zależało. Okej faceci są skryci i nie mówią o uczuciach etc. Ale zdrada nie jest raczej akceptowana w społeczeństwach i mnie zdziwiło to, że nikt nie pisał że Kenneth postępuje źle etc. A to temu że mamy takiego nijakiego Dereka co tu tylko gra, nic nie robi to zasłużył na zdradę. Takie myślenie ułatwiłyscie zaznaczając co rusz w tekście że on właśnie gra czy że Kenneth sądzi że im się nie układa.
      Ah właśnie co do namacalności postaci - narracja z czyjegoś punktu widzenia powinna to ułatwić. A tu jakby brak życia w nich. Oczywiście jakkolwiek żywe moga być postacie.
      Gdy mówię o spłyceniu i zrobieniu z tym czegoś to nie mam na myśli jakiś dram, czy specjalnym komplikowaniu. A właśnie postawieniu na rozbudowaniu postaci, nadaniu im charakteru, rozbudowaniu relacji, by nie polegały tylko na jednym (sex z Derekiem, seks i ploty z Dakotą) mniejsze podkreślanie, że związek Eliota to taki przyjacielski jest a z Derekiem Kennetha monotonny. Bo to właśnie nudzi i jest tym przewidywalnym i w tekście nie ma nikogo szkoda, z zaliczenia Eliota przez Kennetha też nie ma co się cieszyć, bo ci pchali się do siebie od pierwszych wiadomości. O można było pomyśleć przy ich pierwszym razie że to "dopiero teraz? Dwa rozdziały temu też go mogłeś zaliczyć. ehhh" (powtarzam się specjalnie by podkreślić jak pewne ciągle powatrzanie w tekście nie jest zbyt fajne)
      Powolna akcja nie jest zła gdy rozbudowuje napięcie i nie chodzi tylko o te seksualne między Kennliotem. Ale czasem nawet to co oczywiste potrafi zaskoczyć. Albo jakaś sytuacja która po drodze sie nawija nie daje wiary że koniec ma być taki a taki, bo przecież stało się to a to. Wbudza to jakieś emocje. Kennliot nie wzbudza :( i smutno mi, bo czytałam i Rebelsow i K111 i jestem fanką jeśli mogę się tak nazwać a czytam tekst i nie ma nic. Żadnego pstryknięcia, kopnięcia, zaskoczenia, wczucia się w coś, przeżywania. Jeśli się nie mylę to mam tyle samo lat co Wy - chodzi mi że pisałyście iż postacie z Wami dojrzały etc. Może to ja zostałam na jakimś poziomie emocjonalnym i nie dostrzegam tego co jest w tekście.

      Ome nie ma za co;) zawsze jest miło gdy można kogoś poprzeć a nie czuć się jak filip z konopi, gdy chce się jakaś uwagę zwrócić.

      Usuń
    4. Anonimie, naszła mnie taka refleksja, że nawet jeżeli wielu czytelników wolało NYR, to gdybyśmy wcześniej kontynuowały publikowanie pojawiłyby się i takie głosy, które krytykowały by właśnie te cechy o których wspomniałam. Czy "nienamacalne" postacie są lepsze czy gorsze od tych bardziej oryginalnych z poprzedniej wersji? Nie wiem, każdy w obu opowiadaniach znalazłby zarówno plusy jak i minusy. Jak już wspomniałam będziemy starały się dodawać różne opowiadania, żeby każdy znalazł coś dla siebie. Nad samym Clashem też popracujemy i postaramy się wdrożyć w życie wasze rady :) Pierwotny kennliot miał 4 części, nie pamiętam dokładnie, ale zakładam, że około tysiąc stron tekstu plus kilka komplikacji. Punkt, do którego doszłyśmy w Rebelsach ciężko odtworzyć na nowo. Postawiłyśmy sobie takie zadanie i jak widać okazało się trudniejsze, niż myślałyśmy. Dlatego podejrzewam, że to jest główną przyczyną odbierania ich tak, jakby "nie żyli" (strasznie to brzmi :P).
      Odnośnie Dereka nie za bardzo wiedziałam, kto nie pisał? Czytelnicy, że chodziło ci o reakcje bohaterów opowiadania?
      Tak sobie myślę, że teraz praca na tym, co już mamy i próba poprawy tego może okazać się zadaniem trudnym, ale może nas też sporo nauczyć, więc naprawdę dziękujemy za wszystkie rady (zarówno od Ciebie, anonimie, jak i od Ome).
      Anonimie, mam szczerą nadzieję, że odnajdziesz "pstryknięcie" w nowym opowiadaniu (jeżeli oczywiście spodoba Ci się tematyka). Przez prawie 2 lata pisałyśmy dla siebie, do szuflady, więc teraz musimy się trochę odkurzyć.
      Mam nadzieję, że - jeśli zaczniesz czytać nowe opowiadanie - napiszesz swoją opinię na jego temat i porównasz go do reszty naszych tekstów zarówno z tego jak i poprzednich blogów. Będę bardzo ciekawa opinii i proszę o taką samą szczerość jak teraz :)

      Pozdrawiam i przepraszam za błędy, ale ze względu na późną godzinę nie mam już siły sprawdzić komentarza.

      Usuń
  8. Natknąłam się na tego bloga przypadkiem kiedy szukałam czegoś do poczytania. Jestem osobą która czyta, ale zwykle unika komentowania robie to tylko czasami gdy mam ochotę się wypowiedzieć a opowiadanie mi się spodoba. Szybko przeczytałam wszystkie rozdziały i podoba mi się wasz styl pisania. Nie jest zbyt cukierkowo ani za brutalnie. Fajnie wykreowani bohaterowie do których się można przywiązać. Błędów jak są to na szczęście nie rażące więc ich nie wyłapuje, a le ja nie skupiam się na tym kiedy czytam. Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały i chociaż mój komentarz w niczym wam nie pomoże to mam nadzieje że bedzie wam miło że macie jeszcze jednego wiernego czytelnika. Za błędy z góry przepraszam ale pisze na komórce i jest dość późno. Kto wie może jeszcze kiedyś skomentuje jakiś rozdział. Czekam też na to nowe opowiadanie i mam nadzieje że dacie rade z trzema na raz. Dużo weny i satysfakcji z pisania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo. :) Komentarz nas bardzo ucieszył i podbudował, dlatego obie mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś się odezwiesz. Jeżeli chodzi o publikację trzech opowiadań, to raczej nie ma co się obawiać, bo Lingerie jest już prawie całe napisane, pozostały poprawki.

      Usuń