Dziękujemy za wszystkie komentarze. Bardzo miło czytało się Wasze opinie na temat Clasha :)
Streetball
Część 2
Kenneth podniósł się szybko, zaalarmowany krzykiem
O'Connera. Spojrzał na dłoń, którą Eliot trzymał w górze.
– Co? – sapnął, kucając przy nim.
– Coś z palcem – wydusił chłopak, krzywiąc się
tak, jakby co najmniej miał zmiażdżone żebra i nie mógł
oddychać. Johnson jednak nie skupił się na jego reakcji, a na
małym palcu u dłoni, który faktycznie wydawał się być nieco
krzywy i zaczerwieniony.
– Możesz ruszać? – zapytał, a kiedy Eliot
niepewnie wykonał jego polecenie, kazał mu wstać i przeszli na
ławkę. Posadził na niej O'Connera, po czym wyciągnął ze swojej
torby wodę, by mu ją podać. – Napij się. Bardzo cię boli?
Eliot mimowolnie się skrzywił i pokiwał głową.
– No boli – sapnął, patrząc z przerażeniem na
palec. – Jest złamany – stwierdził od razu. – Na pewno jest
złamany, ja pierdole – jęknął, zaczynając panikować.
– Ej, spokojnie! – Kenneth złapał go za ramiona
i potrząsnął lekko, chcąc, żeby trochę ochłonął i na niego
spojrzał. – Posiedzimy chwilę i zobaczymy. Nie wygląda na
złamany. Jakbyś nie mógł ruszać, pewnie byłby złamany –
zauważył trzeźwo, a następnie przesunął torby i usiadł obok
chłopaka. – Jest na razie tylko trochę opuchnięty. Mogę
dotknąć?
Na twarzy O'Connera pojawił się grymas, ale
ostatecznie kiwnął głową. Nienawidził bólu, czego oczywiście
nie powinien przyznawać głośno, bo był w końcu facetem. Teraz
jednak przestał już nad sobą panować, nie mógł złamać sobie
palca! Nie wyobrażał sobie spędzenia kilku tygodni z gipsem. Kiedy
Kenneth dotknął jego dłoni delikatnie, syknął, nie zdając sobie
jeszcze sprawy z tego, że bardziej sobie wyobrażał ból, niż
faktycznie tak mocno to wszystko odczuwał.
– Dziwnie piecze – stęknął.
– Piecze? Chyba nie powinno piec przy złamaniu –
zastanowił się Kenneth, obserwując uważnie jego palec. Zmarszczył
brwi, pochylając się trochę, żeby go lepiej widzieć. W końcu
delikatnie go dotknął.
– No piecze i boli – sapnął, krzywiąc się
mocno. – I dziwnie pulsuje. Nie mogę mieć gipsu – panikował
dalej, po raz pierwszy pokazując się Kennethowi od takiej strony.
– Chcesz iść na pogotowie? Szpital jest tu na
kampusie. – Johnson mimo wszystko czuł się winny, wiedział, że
musiał mu pomóc, nawet jeżeli Eliot wydawał się wszystko
wyolbrzymiać. – W ogóle jak upadłeś na tą dłoń?
– Nie wiem, jakoś ją przekręciłem – powiedział
i wziął łyka wody, dopiero teraz zaczynając się uspokajać.
Spojrzał na swój palec, który mimo wszystko nie wydawał się
puchnąć aż tak mocno. – Miałeś już kiedyś coś złamanego?
– Obojczyk. Bolało jak cholera – stwierdził
Kenneth i uśmiechnął się do niego pocieszająco. – Ten palec
nie wygląda aż tak źle, serio. Mogłeś go sobie tylko wybić. Jak
będzie źle, musisz jechać do szpitala, ale może nie ma co
panikować, hm? – zapytał łagodnie, nie chcąc go też urazić.
O'Conner zmarszczył brwi i kiwnął powoli głową.
Palec wciąż go bolał, ale nie wydawało się to już tak groźne
jak chwilę temu.
– I ile wtedy miałeś lat? – zapytał, zmieniając
temat.
– Z dziesięć? Jako dzieciak co chwilę coś sobie
łamałem – stwierdził z rozbawieniem, przypominając sobie to. –
Mama miała ze mną ciężko.
– Serio? – zapytał Eliot i już się uśmiechnął,
na moment zapominając o swoim uszczerbku na zdrowiu. – Ja nigdy
nic nie złamałem, kilka razy co najwyżej zbiłem, ale też nie aż
tak poważnie – mruknął i wzruszył ramionami.
– A teraz jak się czujesz? – zapytał Kenneth i
uśmiechnął się lekko, obserwując twarz Eliota z bliska. Był
zabawny, kiedy aż tak krzywił się z bólu. Patrzył, jak brwi
O'Connera zbiegły się w wyrazie zastanowienia, chłopakowi zrobiło
się trochę wstyd za swój wybuch, ale postanowił nie dać tego po
sobie poznać.
– Chyba lepiej – mruknął. – Ale wciąż boli –
dodał.
– Poczekamy jeszcze i zobaczymy. Jak nadal będzie
cię bolało, idziemy do szpitala – zawyrokował Kenneth stanowczym
głosem, nawet nie myśląc o tym, że mógłby zostawić kumpla w
takim stanie i samemu kazać mu teraz iść na pogotowie. – Dobrze
grasz – powiedział, żeby odciągnąć jego myśli na inne tory.
To od razu poprawiło humor poszkodowanego, który kochał słuchać
komplementów na swój temat.
– Dzięki – rzucił z szerokim uśmiechem. –
Podobają mi się te twoje triki. Nigdy jeszcze tak nie grałem –
przyznał.
– Nie? Ja to uwielbiam. Mogę cię nauczyć kilku –
przyznał i odwrócił wzrok na boisko. Od czasu do czasu słyszeli
jakichś ludzi, ale byli zbyt daleko ich zauważyć. W pobliżu
boiska nikt się nie kręcił. Nic zresztą dziwnego, kiedy emocje
opadły, Kenneth poczuł przypływ mroźnego powietrza. Od razu
sięgnął po bluzę. Oddychał już spokojniej, ale wiedział, że
się spocił. Koszulka kleiła mu się nieprzyjemnie do ciała.
– Dobra – rzucił i objął się ramionami. Mu też
zrobiło się chłodniej. – Wygrałeś – przyznał. – Czyli
kupuję ci wódę. Jakieś specjalne życzenia? – zapytał i także
sięgnął po swoją bluzę, jednak miał problem, by ją założyć,
bo usilnie starał się nie naruszyć palca. Dopiero kiedy Kenneth mu
przy tym pomógł, udało mu się ją ubrać. Johnson musiał wstać
i ostrożnie przecisnąć jego rękę przez jeden z rękawków, w
międzyczasie sam włożył zdrową rękę do drugiego i w końcu
wspólnymi siłami przecisnęli ją przez głowę. Kenneth uśmiechnął
się do niego, kiedy obciągał mu ubranie na ciało.
– Obojętne, sam wybierz w sumie. – Murzyn
wzruszył ramionami i usiadł obok O'Connera. – Zimno, co?
– No, trochę – mruknął, zerkając na niego
lekko zaczerwieniony na policzkach. To była zwykła czynność
zakładania ubrania, a on podczas tego nie mógł zapanować nad
szybko bijącym sercem. – To... chcesz wracać? – zapytał, mając
nadzieję, że mężczyzna zaprzeczy.
– A co, już cię nie boli? – Kenneth uniósł
brwi. Zerknął na ten palec, który bynajmniej nie wyglądał na
złamany. Eliot też popatrzył na rękę, jakby dopiero teraz sobie
o niej przypomniał. Zmarszczył brwi i poruszał dłonią, wciąż
odczuwając dziwne pulsowanie i ciepło, ale chyba nie było tak źle,
jak myślał na początku.
– Jest lepiej – przyznał. – Chyba faktycznie
nie było co panikować.
– Zaczekaj do jutra. Jak się pogorszy, możesz tu
przyjść. A teraz... Co powiesz na maca? Wygrany stawia – rzucił
od razu. – Gorąca czekolada i frytki, hm?
Eliot uśmiechnął się szeroko, nie mogąc się
powstrzymać przed tym. Też nie chciał jeszcze wracać do domu,
Kenneth był naprawdę fajnym gościem, od którego zresztą mógł
się sporo nauczyć. Chciałby kiedyś móc go ograć w streetballa.
– Dobra – powiedział i wstał. – Ale jak będę
gruby, to twoja wina.
– Dzisiaj i tak dużo spaliliśmy, więc nie masz się
o co martwić. Nie zemdlejesz po drodze? – zapytał z rozbawieniem
i zerknął na Eliota, jakby sprawdzając, w jakim był stanie. Nie
poczekał na jego odpowiedź, tylko od razu poszedł po piłkę,
która przez to całe zdarzenie leżała zapomniana na boisku. Wziął
ją pod pachę, żeby zapakować ją do torby i wrócił do Eliota
patrzącego na niego z lekką urazą.
– No pewnie, że nie zemdleję – burknął, ale
uśmiechnął się delikatnie. – No chyba, że będziesz mnie wtedy
łapać, mój książę – dodał rozbawiony.
– Skoro będę musiał, to złapię. – Podobał mu
się poziom żartów, jakie miał z Eliotem. Dereka nigdy nie
rozśmieszyłoby coś takiego, więc nawet nie mógł marzyć o tym,
żeby go łapać, kiedy zasłabnie. O'Conner był już inny.
Wyszli z ogrodzonego terenu boisk i skierowali się
pustym chodnikiem w kierunku McDonalda. Noc robiła się coraz
chłodniejsza. Dopiero kiedy przestali się ruszać, zaczęli zdawać
sobie sprawę, że chłodny wiatr odbierał całego uroku nocy.
Kenneth poprawił kaptur bluzy. W oddali słyszeli jakieś gromkie
napady śmiechu, ale kiedy rozejrzał się, w ich najbliższym
otoczeniu nikogo nie zobaczyli.
Eliot przez chwilę milczał, co chwilę zerkając na
niego z lekkim uśmiechem. Całkowicie już zapomniał o bolącym
palcu. On też sprawdzał, czy aby na pewno byli sami, a kiedy już
się upewnił, wpadł na nieświadomego Johnsona, udając omdlenie.
Mężczyzna instynktownie go objął. Dopiero po chwili zdał sobie
sprawę, że Eliot zrobił to specjalnie. Zaśmiał się, trochę
mocniej oplatając go ramionami. Znowu zrobiło mu się gorąco, tym
razem jednak gra nie była niczemu winna. Chłód nocy już przestał
robić na nim wrażenie, kiedy przyciskał O'Connera do siebie.
Wydawało mu się, jakby to działo się w zupełnie innym życiu.
Nie myślał już o Dereku, w tamtej chwili jego facet kompletnie się
nie liczył.
Eliot popatrzył mu z bliska w oczy i w tym momencie
jego procesy myślowe po prostu się wyłączyły. Instynktownie
przysunął się bliżej Kennetha, by pocałować go mocno, chciał
poczuć mężczyznę jak najbliżej siebie. Johnson w odpowiedzi
jęknął zaskoczony i otworzył szeroko oczy, aż nie wierząc, że
naprawdę to zrobili. Odetchnął ciężko przez nos, czując, jak
chłopak zaczyna go agresywnie całować, wywołując u niego
dreszcze na plecach. Spiął się, jakby chciał go odepchnąć, ale
zamiast tego zrzucił ich torby z ramion i przycisnął go jeszcze
bliżej siebie, w końcu oddając pocałunek i przymykając oczy.
Eliot miał je zamknięte, a na jego twarzy malowała się taka
pasja, że Kenneth musiał ustąpić. Wychylił głowę, chcąc
podnieść się na palcach, ale uznał, że to byłoby już
uwłaczające. Przycisnął biodra chłopaka do swoich i odchylił
głowę, żeby ułatwić im pieszczotę.
Nie spodziewał się, że Eliot będzie całował tak
agresywnie, że aż zmusi go do cofnięcia się o kilka kroków.
Derek, chociaż w ich seksie nie brakowało męskiej, surowej
brutalności, nigdy nie dotykał go w taki sposób jak O'Conner.
Jakby chciał zapamiętać każdą sekundę z tego pocałunku i
wniknąć w całego Kennetha, który poczuł, jak uginają się pod
nim kolana. W błyskawicznym tempie nabawił się problemu w
spodniach, który – ze względu na rozmiar jego penisa i luźny
dres, jaki ubrał – był aż nazbyt widoczny. Eliot znów
przycisnął swoje biodra do bioder mężczyzny, nie dając mu się
odsunąć i wtedy poczuł jego pokaźny wzwód. Aż jęknął, kiedy
Kenneth przygryzł jego wargi, dziewczyny nigdy go tak nie całowały,
teraz czuł, że jest w ramionach prawdziwego faceta, który
wiedział, co zrobić, by było mu dobrze. Johnson był zajebisty,
pomyślał, drażniąc jego kark swoją dłonią. Na tę chwilę
nawet zapomniał, że stali na zewnątrz, w miejscu publicznym, gdzie
każdy mógł ich zauważyć. To się teraz nie liczyło, ważniejsze
były usta, które namiętnie całował i obejmujące go, męskie,
silne ramiona. W końcu jednak zabrakło im obu tchu, Eliot musiał
oderwać się od jego warg, bo przez to zbliżenie zapomniał, jak
się oddychało. Popatrzył mężczyźnie w oczy i uśmiechnął się
szeroko, ciesząc się, że wreszcie do tego doprowadzili.
Kenneth z trudem łapał powietrze do płuc. Był cały
rozpalony i za wszelką cenę próbował nie puszczać O'Connera. Nie
chciał, żeby ten się odsunął. Pożerał go wzrokiem, błądząc
po całej jego twarzy. Od spoconego czoła, po proste brwi (które
Eliot chyba trochę regulował), po błyszczące, piwne oczy,
symetryczny nos, lekko wystające kości policzkowe, aż w końcu
usta, opuchnięte od pocałunku. Pochylił się i polizał je, nie
mogąc się powstrzymać, na co O'Conner jęknął i zamknął oczy.
Mógłby tak stać jeszcze naprawdę długo, gdyby nie przypomniał
sobie, że znajdowali się na widoku. Aż odskoczył od mężczyzny i
rozejrzał się, spanikowany.
– Nikt nie widział? – zapytał.
Kenneth spojrzał na niego zdezorientowany i sam zaczął
się rozglądać. Nie obchodziło go, czy ktoś ich widział, ale
zdał sobie sprawę, że Eliot tutaj studiował, miał tu grono
znajomych i pewnie nie chciał, żeby ktoś go przyłapał, skoro
jeszcze nie powiedział im o swojej orientacji seksualnej. W końcu
nie każdy musiał ją znać. Kenneth też nie krzyczał na prawo i
lewo: „ludzie, jestem pedałem!”.
– Nikt, w porządku. Jest pusto – przyznał
Johnson, którego spodnie odstawały tak mocno, że trudno było to
przegapić. Westchnął poirytowany i spróbował je poprawić, ale
to też nic nie dało. Założył luźne bokserki, żeby wygodniej mu
się grało, więc teraz miał...
Eliot mimowolnie spojrzał na dół i na jego twarzy od
razu pojawił się szeroki uśmiech. Nic już jednak nie zrobił,
mimo że właśnie wyobraził sobie bardzo apetyczną scenę, jak
ściąga mężczyźnie spodnie.
– Chyba duży, co? – zapytał bezpośrednio, zbyt
ciekawy, by jakoś inaczej to sformułować.
Kenneth zaśmiał się, trochę skrępowany, ale mile
ukontentowany tym komplementem. Podszedł do ławki i usiadł na
niej, chcąc trochę odczekać, a przy tym się uspokoić. Cholera,
Eliot był... naprawdę nieprzewidywalny.
– No trochę. A... – Przygryzł wargę i spojrzał
na krocze chłopaka, kiedy nic tam nie zobaczył, momentalnie zrobiło
mu się głupio, że nie mógł go podniecić. Podczas pocałunku
Johnson także nic nie wyczuł.
Eliot zsunął mimowolnie wzrok na swoje spodnie i aż
się mocno zaczerwienił, nie miał tak wielkiego penisa, by było go
widać. Przestąpił z nogi na nogę i chrząknął.
– Ja też – mruknął cicho, mając wrażenie, że
Kenneth zaraz go wyśmieje. Zaraz poczuł na sobie jego uważne
spojrzenie, ze zdziwieniem odkrywając, że Johnson też był
zawstydzony. Przełknął ciężko ślinę, czekając na jego
reakcję.
– Też? Mogę...
Eliot zmarszczył brwi, nie rozumiejąc go.
– Co?
– Nic – mruknął Kenneth i wbił spojrzenie w
asfalt. Chciał dotknąć, sprawdzić, ale zdał sobie sprawę, że
O'Conner może sobie tego nie życzyć. Przecież byli w miejscu
publicznym. – Zaraz możemy iść, daj mi chwilę – poprosił.
Eliot stał jak głupi, nie mając pojęcia, co robić.
Po raz pierwszy był przy kimś aż tak zakłopotany.
– Wódka dalej aktualna? – zapytał po chwili.
– A coś się zmieniło? – Kenneth zmarszczył
brwi, rzucając mu zaalarmowane spojrzenie. – Żałujesz? –
zapytał wprost, nie wiedząc, jak powinien odebrać zachowanie
Eliota, który, widząc jego zdenerwowanie, aż się uśmiechnął i
zagryzł wargę. Johnson był tak samo niepewny jak on.
– Nie – odpowiedział. – Gdybyśmy nie byli tak
na widoku, to zrobiłbym to znowu – przyznał.
– Przecież i tak nikogo nie ma – rzucił Kenneth i
uśmiechnął się lekko. Uniósł podbródek, chcąc Eliota
sprowokować do kolejnego pocałunku. Znowu zrobiło im się gorąco.
O'Conner spojrzał mu najpierw w oczy, a później przeniósł wzrok
na usta, wahał się tylko przez chwilę, co raczej nie było do
niego podobne. Normanie nigdy nie całowałby się z facetem w
miejscu publicznym, a teraz po prostu stracił głowę. Pochylił
się, złapał Kennetha za kark i przycisnął swoje wargi do jego,
znów łącząc je w namiętnym pocałunku. Nawet nie wiedział kiedy
Johnson przyciągnął go do siebie, a on wylądował na jego
kolanach.
– Nie – sapnął Eliot, odzyskując resztki
zdrowego rozumu. – Nie tutaj – dodał, trochę już spanikowany.
Szybko wstał i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu potencjalnych
gapiów.
– To gdzie? Ja pierdolę, Eliot, nie dam rady przez
ciebie wyrobić – mruknął Kenneth ze złością i wstał. Czuł,
jak cała twarz płonie mu od gorąca. Spojrzał na niego tak, jakby
znowu chciał go pocałować. – Już mnie jaja przez ciebie bolą!
– poskarżył się.
O'Conner spojrzał na niego zdziwiony i parsknął
śmiechem, nie spodziewając się, że to wszystko tak się potoczy.
Spojrzał na krocze mężczyzny, czując, że chciał dzisiaj iść z
nim do łóżka. Był w końcu tak blisko od tego, czego zawsze
pragnął.
– Chodźmy do mnie – zaproponował, a Kenneth
popatrzył na niego w taki sposób, przez który pomyślał, że jego
propozycja zostanie odrzucona. Już miał coś dodać, kiedy Johnson
uśmiechnął się nagle.
– Chcesz tego? Ja... – Nie wiedział, co chciał
(albo powinien) mu powiedzieć. Że miał faceta? To zdecydowanie
odpadało. Nie chciał w tym momencie myśleć o Dereku. Wahał się,
czy powiedzieć Eliotowi o tym, że dawno już nie spał z nikim tak
szybko, ale nie wiedział, jak chłopak to odbierze. W końcu on mógł
cały czas mieć takie przygody, wtedy Kenneth wyszedłby na idiotę.
– Chodź.
Eliot zagryzł wargę, zastanawiając się, jak ich seks
mógłby wyglądać. Zabrali szybko swoje torby z ziemi, by w
milczeniu ruszyć do mieszkania O'Connera, przez chwilę każdy
zatopił się w swoich myślach i wyobrażeniach tego, co zaraz się
stanie.
– Musimy kiedyś jeszcze zagrać – rzucił Eliot do
mężczyzny, przerywając ciszę, jaka zapadła między nimi. Nie
wiedział za bardzo, o czym mogliby w takiej chwili rozmawiać.
– I znowu wylądujemy w łóżku – przyznał Kenneth
z zadowoleniem, chociaż zaczął się zastanawiać, jak teraz będzie
wyglądać jego życie. Powie o zdradzie Derekowi? W końcu jeśli
wyjdzie mu zbliżenie z Eliotem, na pewno będzie chciał to
powtórzyć, a po pocałunku czuł, że mogło być między nimi
bardzo gorąco. Na samą myśl o tym aż poczuł drgnięcie w kroczu.
Poprawił torbę na ramieniu i zerknął na chłopaka. – Ale tak na
poważnie, to zajebiście się grało – przyznał otwarcie,
uśmiechając się do niego lekko.
Eliot zaśmiał się i kiwnął głową.
– No jasne. I całowało też – powiedział wesoło,
nie mogąc się powstrzymać. Pierwszy raz czuł taką chemię z
kimś. – A widzisz, warto ratować księżniczki – rzucił.
– Warto. Dobrze że to ja byłem w pobliżu, jak
mdleją – rzucił, zdając sobie sprawę, że coraz bardziej
podobał mu się dystans O'Connera. Nie widział problemu, żeby
nazywać siebie księżniczką. Owszem, nie był chodzącym zlepkiem
testosteronu jak Derek, ale może przez to był jeszcze bardziej
pociągający. Nie próbował na siłę wejść w jakąś rolę,
którą narzucało mu społeczeństwo – był po prostu sobą.
Eliot zerknął na niego kątem oka i zaśmiał się.
Już wcześniej wiedział, że złapał z Kennethem bardzo dobry
kontakt, ale teraz czuł się przy mężczyźnie naprawdę bardzo
swobodnie i dziwnie lekko, zupełnie jakby się czegoś nawdychał.
– No to był twój obowiązek. A jakbym zapadł w
sen, to musiałbyś mnie pocałować – powiedział z pozorną
powagą. – Wtedy uratowałbyś całe królestwo. – Na te słowa
Kenneth zapragnął znowu złapać Eliota i pocałować go tak, jak
na pewno żaden disney'owski książę nie zrobił tego ze swoją
księżniczką. Niestety nie mógł, bo weszli w mocno oświetloną
uliczkę, na której ruch znacznie się wzmocnił. Przysunął się
tylko do Eliota i szturchnął go ramieniem.
– Jak palec?
O'Conner jak na zawołanie spojrzał na dłoń, dopiero
teraz przypominając sobie o kontuzji. Już prawie nic nie czuł, do
czego jednak nie chciał się przyznać, w końcu zasiał wielką
panikę.
– Boli – skłamał i wydął wargi. Szli dość
szybko, bo obaj nie mogli się doczekać chwili sam na sam.
– Nie chcesz iść na pogotowie? – zapytał
Kenneth, łapiąc go za nadgarstek. Zmarszczył brwi. Palec nie
puchnął, był trochę zaczerwieniony i lekko wykrzywiony, ale gdyby
był złamany możliwe, że skóra stałaby się sina, a nie tylko
zaróżowiona. – Nic ci nie będzie – zawyrokował w końcu i
zerknął na Eliota z rozbawieniem. – Księżniczko, jakoś
wytrzymasz.
– Dobrze wiedzieć, książę – powiedział, trochę
zły, że Kenneth tak jawnie się z niego nabijał. – A co, jak
trzeba będzie go amputować? – zapytał, oczywiście nie mówiąc
tego poważnie.
– Amputować? – Johnson zmarszczył brwi,
przyglądając mu się uważnie. Eliot już myślał, że coś powie,
ale ten roześmiał się nagle głośno i udał, że łapie jego
palec i ciągnie. – Zaraz ja ci go wyrwę i będzie po problemie!
– Zostaw, bo jeszcze połamiesz mi inne palce! –
prychnął z oburzeniem, ale po chwili, pod wpływem impulsu,
przysunął się do Kennetha i spojrzał mu z bliska w oczy. – I
zamiast w moim mieszkaniu, naprawdę wylądujemy w szpitalu. Byłaby
strata, co? – zapytał, obniżając ton głosu. Gdy jednak minęła
ich jakaś starsza pani, szybko odsunął się od Johnsona.
– Przekonałeś mnie – stwierdził poważnym tonem
Kenneth, od razu zmieniając postawę. Puścił rękę Eliota i
przyspieszył kroku. Przeszli przez pasy i po dłuższej chwili
doszli do ulicy Ellis Avenue, na której znajdowały się same domy
jednorodzinne i bloki. Panował tu przyjemny spokój, od czasu do
czasu słychać było jedynie szczekanie jakiegoś psa czy miauczenie
marcujących kotów. Spotkali tutaj tylko jednego mężczyznę, który
wystawiał śmieci przed bramę, ale nawet nie zwrócił na nich
uwagi.
– Tutaj – powiedział Eliot, wskazując na gmach
nowego, trzypiętrowego bloku mieszkalnego.
– Ładna okolica – przyznał Kenneth, uśmiechając
się lekko. Zaczekał, aż Eliot wbije kod do bramki, a później
otworzy kluczem wejście do klatki schodowej. Kenneth cierpliwie
czekał, aż będzie w końcu mógł się znowu przybliżyć do
chłopaka. Od razu weszli na schody, w bloku panowała idealna cisza.
– Na którym piętrze mieszkasz? – zapytał, widząc, że budynek
miał je tylko trzy.
– Na drugim – odpowiedział O'Conner i zerknął na
niego. – A co? Już się nie możesz doczekać? – zapytał,
obniżając ton głosu. Johnson uśmiechnął się tylko drapieżnie
i przyspieszył kroku. Eliot musiał go więc dogonić.
– Który numer? – zapytał znowu, będąc już na
korytarzu.
– Osiem – odpowiedział i zaśmiał się, biegnąc
za Kennethem. – Tak ci się spieszy? – rzucił za nim. – Jajka
bolą?
Kenneth obejrzał się na niego i nagle zaśmiał się,
nie mogąc się opanować.
– Osiem? Mój fiut ma osiem cali* –
rzucił i spojrzał wyzywająco na chłopaka, na co ten aż uniósł
brwi, nie dowierzając.
– Serio? Osiem? – zapytał i mimowolnie spojrzał
na jego krocze, próbując sobie to wyobrazić.
– Zaraz sprawdzisz. Możesz nawet zmierzyć –
zaproponował Kenneth prowokacyjnie i złapał się za przód spodni.
– Chyba widziałeś, jak mi stanął – przypomniał mu. Zawsze
podobało mu się, że mógł pochwalić się swoim sprzętem.
Eliotowi automatycznie zrobiło się goręcej, ale też
poczuł ukłucie zazdrości, on nie miał czego pokazywać, wielkość
członka była chyba jego największym kompleksem. Wszystko inne w
sobie lubił, tylko ten mały penis burzył całą koncepcję ideału.
Podszedł do swoich drzwi i bez słowa wyciągnął klucz, myśląc
jeszcze o tym, czy w takim razie chciał przed Kennethem pokazywać
się bez bielizny, mężczyzna miał pewnie nieco większe standardy.
Johnson nie był świadomy jego myśli. Stanął za nim
i przycisnął swojego krocze do jego pośladków. Chuchnął gorącym
powietrzem we wrażliwą skórę na karku Eliota i od razu złapał
się po obu stronach framugi drzwi, blokując tym samym możliwość
ucieczki. Jedyne, co O'Conner mógł teraz zrobić, to wejść do
mieszkania.
– Włóż klucz do dziurki – mruknął Kenneth,
ocierając nosem o jego ucho. Eliot obejrzał się na niego i zalała
go fala gorąca, gdy poczuł wybrzuszenie w spodniach mężczyzny tuż
przy swoich pośladkach. Otworzył drzwi do kawalerki i odwrócił
się przodem do Johnsona, nie zapalając światła.
_______________________
* ok. 20-21 cm ― przyp. aut.
Uhuhuuu!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział,ale przerywać w takim mecie!? Toż to grzech !
"Włóż klucz do dziurki -oficjalnie jeblam!
GENIALNE!
Czekam na następny rozdział! ♡
momencie *
UsuńCoś się dzieje! W końcu! Już się doczekać nie mogłam. Żeby im tylko teraz żadne Dereki, Dakoty czy inne typki nie przeszkodziły. Można się było spodziewać po księżniczce takiej paniki. A Kenneth ma się czym pochwalić w spodniach. I tak się zastanawiam, ale wydaje mi się, że Eliot na darmo się przejmuje swoim małym problemem. On nie wygląda na takiego co by się miał od razu śmiać. Ach, ta męska duma i ego.
OdpowiedzUsuńDziewczyny, świetna robota! Czekam z niecierpliwością na następną część. ;)
Dobry rozdział :D i to trafne określenie "Włóż klucz do dziurki " bezcenne ;p
OdpowiedzUsuńEliot to taka panikara trochę a już myślała ,że go Kenneth połamał wtedy dopiero by jęczał. Te ich zawstydzenia są słodkie :D Nie spodziewałam się ,że to się skończy w łóżku , myślałam ,że się trochę pomigdalą czy coś a tu widzę gruba impra się szykuje. 8 cali o mamo gdzie to się zmieści no ale jak Kenn popieści to się zmieści ;) Jestem ciekawa jak zareaguję Kenn na jego 12cm mam nadzieję ,że nie palnie coś głupiego bo przez to mogą być nici z upojnej nocy.
Mam nadzieje ,ze jeszcze chłopaki pograją w kosza :)
Pozdrawiam i weny życzę czkam na kolejny rozdział
Katarina :)
a tu hokus pokus :-) przyjęcie urodzinowe:-)
OdpowiedzUsuńOficjalnie jedno z moich ulubionych opowiadań, miałam nie czytać i poczekać aż skończycie pisać ale z nudy przeczytałam pierwszy i drugi rozdział i tak przepadłam.
OdpowiedzUsuńRozdział co 4 dni cud�� wielkie dzięki za to jak dodajecie rozdziały..pozdrawiam
Ale gorącoooooooooooooooo *_* ja chcę wiedzieć co dalej! Świetne opowiadanie i Kenneth od tej strony? Bardzo mi sie to podoba :D Ciekawe jak potoczy się wieczór!? Czekam :D
OdpowiedzUsuńaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! ja chcę kolejny rozdział! Nie wytrzymam :D super opowiadanie
OdpowiedzUsuńHmm ciekawe kiedy Elliot się przyzna, że nigdy nie spał z facetem i jak Kenneth na to zareaguje... Coś czuję, że między nimi dojdzie jeszcze do wielu nieporozumień. Super jest to opowiadanie i trzyma w napięciu. Oby tak dalej! Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńJestem ciekaw jak Elliot podejdzie do tematu rozebrania sie przed Kennethem skoro ma taki kompleks...to może być ciekawe, mam nadzieje ze on mu pokaze ze nie ma sie czego wstydzic czy cos...z niecierpliwością czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńMam ciągłą ochotę czytania tego od nowa xD
OdpowiedzUsuń