Jeżeli komuś z Was za mało Kennetha i Eliota, to zapraszamy na nasz fanpage, gdzie umieszczamy różne rzeczy związane z Clashem, a w najbliższej przyszłości zdradzimy Wam co nieco o innych naszych planach ;).
Dziękujemy także za wszystkie Wasze komentarze.
Koszulka Roberta Parisha
Emma
zakryła głowę poduszką, licząc w myślach do dziesięciu. Nie
chciała nawet patrzeć na zegarek, bo wiedziała, że ten pokaże
jej bardzo wczesną godzinę. Spokojnie mogłaby spać jeszcze jakiś
czas i nie martwić się o pobudkę. Krzyki dobiegające zza ściany
skutecznie jej to uniemożliwiały. Leżała w bezruchu, mając
nadzieję, że szarańcza z pomieszczenia obok zaraz się uciszy,
kiedy to nie nastąpiło, już nie wytrzymała. Odrzuciła kołdrę i
wstała z łóżka.
Tak
wyglądała jej codzienność, czy to w weekend, czy w tygodniu. Jej
młodsze rodzeństwo budziło się o świcie i każdy ranek zaczynało
głośną, bezsensowną kłótnią. Pokój ich rodziców znajdował
się na parterze, więc byli błogo nieświadomi tego, co wyrabiały
ich pociechy. Zresztą oni też wstawali z samego rana, więc nie
widzieli problemu w tym, że dzieci zachowywały się tak głośno.
Nie potrafili ich uciszyć, więc zaczęli je ignorować.
Wyszła ze swojego małego pokoiku na korytarz, przelotnie spojrzała na białe ściany zabazgrane kredkami i mazakami. Ich dom w przeciągu kilku lat przemienił się w totalną ruinę. A pamiętała jeszcze, jak dbała o niego jej matka. Otworzyła drzwi do sypialni, jaka graniczyła z jej pokojem.
Wyszła ze swojego małego pokoiku na korytarz, przelotnie spojrzała na białe ściany zabazgrane kredkami i mazakami. Ich dom w przeciągu kilku lat przemienił się w totalną ruinę. A pamiętała jeszcze, jak dbała o niego jej matka. Otworzyła drzwi do sypialni, jaka graniczyła z jej pokojem.
–
Możecie być ciszej!? – krzyknęła do bliźniaczek, kłócących
się ze starszym bratem, Brianem.
–
On zniszczył moją lalkę. Podpalił jej włosy i przebił twarz!
Moją ukochaną Barbie! – krzyknęła Julia. Emma umiała je
rozróżniać, chociaż były podobne jak dwie krople wody. Ubierały
się tak samo, podobnie mówiły i zachowywały się jak dwie urażone
księżniczki. Jeszcze kilka lat temu próbowała jakoś zmienić
relację łączącą ją z przyrodnim rodzeństwem, ale odkąd
Kenneth się wyprowadził, zdała sobie sprawę, że już nigdy się
nie polubią.
–
Trzeba było ją schować! Głupia jesteś, to teraz masz! –
odkrzyknął jej Brian, uśmiechając się w sposób, jaki Emma
nienawidziła. Wtedy już wiedziała, że zrobił coś wstrętnego i
napawa się zwycięstwem. Ona już nieraz padała jego ofiarą. Nie
bał się nikogo z wyjątkiem Kennetha i ich ojca. Zawsze powtarzała,
że Brian wyrośnie na psychopatę, ale oczywiście nikt w tym domu
nie chciał jej wierzyć.
–
Nie obchodzi mnie to – prychnęła. – Macie być po prostu
ciszej! – Spojrzała na nich, ale wiedziała, że niewiele
to da, nie miała w tym domu autorytetu. Jak wyjdzie z tego pokoju,
kłótnia rozegra się od nowa. Tak też się stało – wystarczyło
tylko, żeby minęła próg, a już w pomieszczeniu wybuchły krzyki
i dziecięce popiskiwania. Położenie się spać nie miało już
sensu, zeszła więc na dół, mijając po drodze Isabelle, której
nawet nie zaszczyciła spojrzeniem. Była to pierwsza córka
Margaret, drugiej żony jej ojca. Szczerze się nie lubiły i nawet
nie starały się tego w jakikolwiek sposób tuszować, Emma zresztą
nie przepadała za nikim, kto był związany z macochą, żadnego z
jej dzieci. Tak naprawdę za swoje rodzeństwo uważała jedynie
Kennetha.
Weszła
do małej, białej kuchni z widokiem na zdewastowany przez dzieci
ogród. Pamiętała, jak kiedyś ojciec wybudował tam huśtawkę i
piaskownicę, wtedy jeszcze jej mama żyła. Margaret przemeblowała
dom, odkąd się do niego wprowadziła. Na początku zarówno Emmie
jak i Kennethowi wcale się to nie podobało, ale z czasem jakoś
udało im się przyzwyczaić. W końcu to teraz ich macocha była
panią domu, jak to wielokrotnie tłumaczyła im i ich ojcu. Zmieniła
wszystko tak, żeby sobie ułatwić życie.
Uśmiechnęła
się krzywo i zajrzała do lodówki, by wyciągnąć mleko. nie
zwracała uwagi na Margaret, która weszła do pomieszczenia z
najmłodszym dzieckiem w ramionach, Alanem.
–
Dzień dobry. – Macocha przywitała się z nią oschło, na co ona
odpowiedziała jej takim samym tonem. Zawsze stosunki między nimi
były chłodne. Emma miała tylko jedną matkę, która już nie
żyła. Nie szukała na jej miejsce żadnego zastępstwa. Zresztą
sama Margaret nawet nie próbowała jej zastąpić. Emma uważała za
niesprawiedliwe, że tyle inwestowała w Isabelle, swoją najstarszą
córkę – zawodową tancerką towarzyską. Odkąd pamiętała, były
pieniądze na wyjazdy, konkursy, nowe sukienki. Ojciec jej nie
zaniedbywał, ale zawsze powtarzał, że Isabelle tańczyła od
dzieciństwa, dlatego nie chciał, żeby marnowała swój talent. W
Emmie nikt nie odkrył żadnego talentu. Uczyła się jak chciała,
poszła do szkoły fryzjerskiej i próbowała w końcu wyrwać się
z rodzinnego domu, by później stanąć o własnych siłach. Ich
ojciec nie był zły, pomógł na początku Kennethowi, więc i jej
pomoże, jak obiecał. Jeżeli chodziło jednak o Margaret, potrafił
być wyjątkowo uparty. Jego najstarsze dzieci nie zostały nawet
zapytane o zdanie, kiedy się z nią wiązał.
Emma
zabrała karton mleka i płatki, zrobiła sobie szybko śniadanie i
kawę, po czym, umieściwszy wszystko na tacy, poszła do swojego
pokoju, żeby tam w spokoju zjeść.
Weszła
do sypialni, ignorując krzyki z sąsiedniego pokoju. Przy łóżku
wciąż miała wywieszone plakaty zespołów z jej młodzieńczych
lat. Uśmiechnęła się pod nosem, patrząc na chłopców z US5,
którzy już dawno przestali ją interesować. Usiadła na wąskim
łóżku i zapchała usta płatkami, patrząc w oczy Richiemu, jej
ulubionemu członkowi boysbandu. Była w nim zakochana po uszy,
marzyła, że kiedyś zostanie jego żoną. Wokalista z kolejnymi
latami stawał się coraz mniej ważny w jej życiu, aż w końcu
jego zdjęcie wyblakło tak jak głębsze emocje Emmy do niego.
Powinna to wszystko w końcu pościągać, ale bała się, że
odrywanie taśmy ze ściany nie będzie zbyt dobre dla starej farby.
Zresztą, zaraz się stąd wyprowadzi, a przynajmniej właśnie to
miała w planach. Siedziała tak zamyślona, gdy nagle zerknęła na
telefon, który zawibrował. Od razu sięgnęła po niego i
odblokowała, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy
przeczytała: „Alex”. Dziewczyna pisała, że dzisiejszy wieczór
będzie miała wolny i mogłyby się spotkać na mieście. Chodziły
często do fast-foodów, jakichś podrzędnych pubów i mało
uczęszczanych gejowskich klubów, w których w końcu mogły poczuć
się swobodnie. Emma lubiła spędzać z nią czas.
Od
razu zaczęła jej odpisywać, nie patrząc na to, że rozlała
trochę mleka na pościel. Była fatalnie zakochana w tej
dziewczynie, sama nie wiedziała dlaczego. Zdawała sobie sprawę z
jej wad, ale z drugiej strony zrobiłaby wszystko dla tych momentów,
kiedy Alex była miła, tylko dla niej, kiedy się do niej lekko
uśmiechała, łapała ją za dłoń, całowała... To było trochę
tak, jakby mieć najgorszego, najbardziej antypatycznego człowieka
na świecie tylko dla siebie i wiedzieć, że ta osoba zmienia się
tylko przy tobie.
Emma
umówiła się z nią na konkretną godzinę, bo chciała jeszcze
wrócić do domu po pracy i przyszykować się na spotkanie. Cieszyła
się na nie jak nigdy. Zaczynały się częściej spotykać. W końcu
dojdzie do seksu, była na niego gotowa nawet dzisiaj. Czuła, że
Alex coraz bardziej zaczyna zależeć.
Odłożyła
telefon zadowolona, wstała z łóżka w już zupełnie innym
nastroju. Wiedziała, że gdyby Kenneth dowiedział o tym spotkaniu,
nie byłby zadowolony. Na razie nie miała zamiaru mu jednak nic
mówić, żeby go nie martwić. Starszy Johnson był przewrażliwiony
na punkcie bezpieczeństwa swojej młodszej siostry, nie pozwalał
jej nawet wracać samej po imprezach, zawsze po nią przyjeżdżał i
odprowadzał do domu albo brał do swojego mieszkania. Gdyby więc
dowiedział się, że Emma idzie gdzieś z Alex, przybyłby na to
miejsce z prędkością światła. Zawsze powtarzał siostrze, że
nie ufa tej dziewczynie, ale Emma miała już dość kontrolowania z
jego strony. Chciała mu pokazać, że Alex była inna niż myślał.
Przez
resztę poranka, kiedy przygotowywała się do pracy, zastanawiała
się, jak się ubierze i pomaluje. Wiedziała, że jej dziewczyna
(jak już zaczęła ją nazywać w myślach) lubiła kobiecość, ale
Emma nie mogła też przesadzać. W końcu śmiesznie wyglądałaby w
butach na wysokim obcasie i w minispódniczce przy Alex – trochę
otyłej chłopczycy.
Stwierdziła
ostatecznie, że postawi na czerwoną, rozkloszowaną sukienkę z H&M
do połowy uda i buty na niewielkim obcasie, które kupiła w
Walmarcie. Do tego lekki makijaż i, oczywiście, koronkowa bielizna.
Aż się uśmiechnęła do swojego odbicia w lustrze, domalowała
kreskę na powiece, związała swoje czarne, lokowane włosy w kucyk,
po czym była gotowa do wyjścia do pracy. Czuła, że godziny w niej
będą się jej dłużyć, a ona cały czas nie spuści wzroku z
zegarka, odliczając pozostały czas do spotkania.
***
Piątek
wieczorem minął Eliotowi jak nigdy – na siedzeniu w mieszkaniu.
Nie, żeby nie miał żadnych propozycji na wyjście, zwyczajnie nie
chciało mu się opuszczać swojej kawalerki. Zresztą w sobotę
czekało go przecież spotkanie, wolał więc nie mieć kaca.
Uśmiechnął się jak głupi do ekranu laptopa i szybko odpisał na
wiadomość Kennetha, z którym wciąż utrzymywał bardzo częsty
kontakt. Dużo ze sobą rozmawiali, co było dość dziwne. Eliot z
żadnym swoim znajomym tak nie pisał, nawet z Teddym, który wydawał
się być najbliżej niego. Johnson był kimś nowym w jego życiu,
traktował go raczej jak ciekawe zjawisko, z którego może później
rozwinie się coś więcej. Coś, na co on nigdy wcześniej nie miał
odwagi. Zwilżył nerwowo wargi i spojrzał na pustą kartę
przeglądarki, po czym wpisał adres strony porno, ignorując przy
tym dźwięk nadejścia wiadomości na Facebooku od Kennetha. Szybko
wyszukał na liście tag „gay porn” i wszedł na niego. Nudził
mu się seks z Dakotą, to dlatego szukał nowych doznań, tłumaczył
sobie, z szybkim, mocnym biciem serca przeglądając propozycje
filmów.
W
tym samym czasie, kilka przecznic dalej, Kenneth odpoczywał po pracy
w swoim małym, wynajmowanym pokoju. W kawiarni mieli dzisiaj
wyjątkowo ciężko, bo nie dość, że przyszło do nich pełno
ludzi z korporacji, to trafiła im się jeszcze szkolna wycieczka.
Ginger oczywiście była zachwycona, bo uwielbiała dzieci, Johnson
już mniej – nauczony doświadczeniem, jakie wyniósł z domu. Nie
chciał wieczorem nigdzie wychodzić, bo – podobnie jak Eliot –
wolał nie umierać następnego dnia na kaca, zwłaszcza że miał
poranną zmianę w Cafe Break. W poniedziałek za to chciał wziąć
wolne, żeby wyjść do dentysty, więc przyszły tydzień nie
zapowiadał mu się tak tragicznie, przynajmniej były jakieś plusy.
„Lubię Chicago Bulls, od dziecka już im kibicowałem. Kilka razy
byłem z ojcem albo kumplem na meczu” – odpisał mu, bo właśnie
rozmawiali o koszykówce. Eliot nie odpowiedział jednak tak szybko,
przeglądając właśnie filmy spod kategorii „interracial”.
Zwilżył wargi, wchodząc na pierwszy z wyników. Jakiś duży,
barczysty murzyn pieprzył chudszego białego chłopaka. Wpatrzył
się w to szeroko otwartymi oczami, czując przypływ gorąca, tyle
wystarczyło. Z szybko bijącym sercem zamknął kartę i spojrzał
na wiadomość od Johnsona.
„Też ich lubię. Zajebiści są, mam koszulkę z podpisem Roberta
Parisha, nie oddam jej nikomu” – napisał drżącymi dłońmi.
Kenneth nawet nie podejrzewał, co działo się teraz w głowie
kolegi z więzienia.
„To musisz na nią uważać. Wkładałeś ją kiedyś? Pewnie w
niej śpisz”– zażartował, akurat nie mając nic zdrożnego na
myśli. Mimo wszystko spodobało mu się wyobrażenie Eliota w tego
typu koszulce. Kenneth zdążył zauważyć, że chłopak był
umięśniony. „Ja zawsze chciałem zdobyć autograf Jimmy'ego
Butlera”– dopisał jeszcze, uśmiechając się lekko.
O'Conner
zaczął się powoli uspokajać, chociaż już wiedział, że jeszcze
wróci na tamtą stronę i sobie strzepie. To było naprawdę
frustrujące... i podniecające zarazem. Gdyby ktokolwiek się
dowiedział... nie, nikt się przecież nie dowie – uciął swoje
rozważania, skupiając całą swoją uwagę na rozmowie. Nienawidził
tego uczucia, które podpowiadało mu, że robił coś złego.
„Wisi na honorowym miejscu. Nikt nie ma prawa jej dotykać.”
Uśmiechnął się pod nosem mimowolnie, zastanawiając się, jak
Kenneth grał w kosza. Sam lubił ten sport i wiedział, że był w
nim bardzo dobry. Ciekawiło go więc, jak wyglądałoby ich starcie.
„Pewnie się do niej modlisz. Wspaniały Robert Parish ma swój
ołtarzyk, no nieźle, nieźle” – odpisał mu Kenneth, śmiejąc
się cicho. Wszedł na Spotify i wybrał z biblioteki najnowszą
płytę Kaldricka Lamara. Od razu się odprężył, słysząc
pierwsze bity piosenki. Johnson nie miał takich problemów jak
Eliot, dawno już poradził sobie ze swoją seksualnością.
–
The blacker the berry, the sweeter the juice – zanudził,
kiwając głową w rytm muzyki. Cieszył się na jutrzejsze
spotkanie. Nawet zapomniał przejmować się Derekiem, który nawet
coś do niego pisał. Kenneth jednak nie za bardzo się tym przejął.
„No jasne. Właśnie klęczę” – dostał wiadomość zwrotną.
– „A tak w ogóle, rozumiem że ci umiliłem dzień w pracy
swoimi odwiedzinami” – napisał Eliot bezczelnie i aż się
uśmiechnął szeroko do ekranu monitora, nic sobie nie robiąc ze
swojej bezpośredniości. Żałował tylko, że nie mógł mu tego
powiedzieć w twarz. Chciałby dokładnie zobaczyć reakcję
Johnsona, od spotkania w Cafe Break nie wystarczały mu już tylko
rozmowy wirtualne. To tak, jakby ssać cukierek przez papierek,
podsumował.
„Bardzo, najlepsza część dnia. Dziękuję, że przyszedłeś”
– odpisał Kenneth, niby poważnie, ale zaraz dodał: – „Twoja
dziewczyna była całkiem ładna”. – Nie mógł powstrzymać się
przed tą złośliwością. Chciał też dowiedzieć się, co tak
naprawdę łączyło O'Connera z tamtą kobietą.
Eliot
wpatrzył się w jego odpowiedź, zastanawiając się chwilę, o co
mu chodziło. Ostatnio w tej kawiarni był z mamą... aż zmarszczył
brwi, łącząc wszystko w jedną całość. Normalnie pewnie by się
roześmiał – wielu jego kolegów uważało, że Rose była bardzo
atrakcyjną kobietą, jednak jakoś ta uwaga nie pasowała mu do
Kennetha. Nie chciał słyszeć od niego takich tekstów.
„Poznać cię z nią?” – napisał, chcąc wybadać teren.
Całkowicie już zapomniał o seksownych murzynach, których oglądał
kilka minut temu.
Brwi
Johnsona zbiegły się w wyrazie konsternacji, a mężczyzna przez
chwilę główkował, nie wiedząc, jaka odpowiedź byłaby
najlepsza. Eliot naprawdę był utrzymankiem? Aż zrobiło mu się
niedobrze na samą myśl.
„Nie będziesz zazdrosny? Potrafię zbajerować laski”. –
Kłamał jak z nut, bo nigdy nie umiał flirtować z kobietami, ale
Eliot na chwilę mu uwierzył. Zdziwił się, bo wydawało mu się,
że Kenneth wolał mężczyzn, chociaż może był bardziej
wszechstronny?
„Mam być zazdrosny o swoją własną matkę?” – postanowił mu
w końcu napisać, jakoś nie spodobała mu się ta rozmowa.
„O
matkę?” – Kenneth aż sapnął, otwierając szeroko oczy. –
„Bardzo młodo wygląda, Ginger myślała, że jesteś jej
utrzymankiem!” – Napisał szybko, niewiele się nad tym
zastanawiając. Gdy ta wiadomość jednak dotarła do O'Connera,
chłopak czytał ją kilka razy, aż wreszcie parsknął śmiechem,
nie dowierzając. On miałby być z jakąś starą babą?!
Obrzydliwe!
„Serio? To dość ohydna wizja, ale może spróbuję. Dzięki za
pomysł!” – odpowiedział mu.
„Nie próbuj”. – Kenneth aż się skrzywił, kiedy sobie to
wyobraził. Przypomniał sobie o jeszcze jednej dziewczynie, z którą
był Eliot, kiedy po raz pierwszy go poznał, ale nie chciał go tak
wypytywać. W końcu nie byli niczym zobowiązani. Nawet jeśli Eliot
miałby dziewczynę, nie powinno go to obchodzić. W końcu on też
miał kogoś. Byłby hipokrytą, gdyby spróbował mu to wypominać.
„Okej, okej. A jak się widzimy jutro? Przed restauracją?” –
zapytał go, chcąc zmienić temat. Jakoś dziwnie się czuł, gdy
pomyślał o tym, że Kennethowi podobała się jego matka.
„Mnie to obojętne. Mam kawałek do restauracji, więc pewnie
dojadę pociągiem” – odpisał i dodał mrugającą emotikonę. –
„A ty?”
Eliot
rozłożył się na łóżku, ciesząc się, że nie miał już nic
do roboty, mógł wegetować, ile chciał, a to było jego ulubionym
zajęciem.
„Chciałem jechać samochodem, ale sobie przypomniałem o piwie.
Mam nadzieję, że ty o nim nie zapomniałeś” – dodał jeszcze
średnik i nawias, co miało imitować uśmiech. – „To jutro tak,
jak się umawialiśmy o dziewiętnastej pod knajpą? Nie spóźnij
się, staruszku.”
„Już zabieram laskę i wychodzę z domu, żeby być na czas”. –
Kenneth zaczął się zastanawiać, czy Eliot naprawdę wierzył, że
miał trzydzieści siedem lat. Rozmawiali przecież na równi.
O'Conner rzeczywiście – na początku to łyknął, ale zaczął
sobie zdawać sprawę z tego, że coś było nie tak. Nie współgrał
mu wiek Kennetha z jego zachowaniem i podejrzewał, że mężczyzna
najzwyczajniej w świecie zrobił sobie z niego żarty. Na razie nie
miał zamiaru się do tego przyznawać. Dopiero jutro na spotkaniu mu
to wytknie.
„Dobra, ja spadam. Do jutra, przestępco” – napisał mu Eliot,
chcąc skończyć rozmowę. Nie, żeby mu się źle w niej
uczestniczyło, czuł się dziwnie sfrustrowany i dobrze wiedział,
że wszystko wiązało się z jednym. Po prostu musi się spuścić,
stwierdził z westchnieniem i znów wszedł na stronę gejowskiego
porno. Teraz już z mniejszymi wyrzutami sumienia odszukał kategorii
„interracial” i wszedł w nią.
Tym
razem wybrał inny film, na którym murzyn miał brodę, był całkiem
podobny do Kennetha. Całe szczęście, że wyskoczyło mu to na
górze listy wyszukiwania. Włączył pornosa i uśmiechnął się
lekko, kiedy ten się zaczął. Dawno już tak szybko się nie
podniecił, minęło pół minuty, a jego penis już stał na
baczność. Nie chciał jednak się nad tym zastanawiać, musiał się
spuścić.
***
Eliot
praktycznie cały dzień myślał o wieczornym spotkaniu i nawet
Dakota, która popołudniu wpadła do niego na chwilę, nie potrafiła
tego zmienić. Siedzieli chwilę przy sobie, jednak w ogóle nie
zachowywali się jak para. Dziewczyna wtykała nos w telefon, z
wypiekami na twarzy wymieniając z kimś zawzięcie wiadomości, a on
przeglądał najnowsze kolekcje Abercrombie and Fitch. Wreszcie,
kiedy się im to z nudziło, pożegnali się i Dakota zostawiła go
samego. Nie byli zgraną parą, bardziej nadawaliby się na
przyjaciół niż na kochanków.
Około
osiemnastej Eliot okupował łazienkę, sprawdzając jeszcze swoją
fryzurę i dopasowanie ubrań. Wszystko musiało być idealne, no i
oczywiście takie było, stwierdził z szerokim, bardzo mało
skromnym uśmiechem i zarzucił na siebie dżinsową bluzę z szarym
kapturem. Uwielbiał stonowane, jasne barwy, często więc chodził
błękitach i szarościach, dzisiaj jednak postawił na bordową,
melanżową koszulkę. Wygładził ją, spryskał się jeszcze
najnowszymi perfumami od Hugo Bossa, po czym opuścił łazienkę.
Nim wyszedł z mieszkania, zamówił jeszcze taksówkę, jakoś nie
miał ochoty przeciskać się komunikacją miejską, według niego
najgorszym środkiem transportu.
Od niedawna zaczęłam czytać te opowiadanie i bardzo mnie wciągnęło. Jestem ciekawa jak to wszystko się rozwinie między Kennethem, a Eliotem.
OdpowiedzUsuńNigdy nie lubiłam jak jest opisywany czyjś wygląd, ubrania i cała reszta. W jakiś sposób mnie to trochę denerwuje. Nie potrafię powiedzieć dlaczego. W ogóle to jesteście okrutne, że kończycie w takim momencie. Ja chcę wiedzieć co będzie dalej. Właśnie w tym momencie. Przez was też zaczęłam wzdychać do Eliota. Te wszystkie gify, jego oczyska i ten uśmiech! <3
OdpowiedzUsuńChciałyśmy dodać rozdział jak najszybciej, a niestety poprawianie trochę nam zajmuje, więc zdecydowałyśmy się publikować często, ale w mniejszych ilościach. A co do Eliota: nie mogę się nie zgodzić, Francisco Lachowski ma w sobie "to coś". :D
OdpowiedzUsuńJa wiem, że wy chcecie dobrze. Poza tym jestem strasznie szczęśliwa, że rozdziały są tak często. Po prostu chciałabym móc czytać już wszystko do końca. No i lubię trochę marudzić.. ^^
Usuń