sobota, 11 lipca 2015

6. Clash

Jeżeli komuś z Was za mało Kennetha i Eliota, to zapraszamy na nasz fanpage, gdzie umieszczamy różne rzeczy związane z Clashem, a w najbliższej przyszłości zdradzimy Wam co nieco o innych naszych planach ;). 
Dziękujemy także za wszystkie Wasze komentarze. 


Koszulka Roberta Parisha

Emma zakryła głowę poduszką, licząc w myślach do dziesięciu. Nie chciała nawet patrzeć na zegarek, bo wiedziała, że ten pokaże jej bardzo wczesną godzinę. Spokojnie mogłaby spać jeszcze jakiś czas i nie martwić się o pobudkę. Krzyki dobiegające zza ściany skutecznie jej to uniemożliwiały. Leżała w bezruchu, mając nadzieję, że szarańcza z pomieszczenia obok zaraz się uciszy, kiedy to nie nastąpiło, już nie wytrzymała. Odrzuciła kołdrę i wstała z łóżka.
Tak wyglądała jej codzienność, czy to w weekend, czy w tygodniu. Jej młodsze rodzeństwo budziło się o świcie i każdy ranek zaczynało głośną, bezsensowną kłótnią. Pokój ich rodziców znajdował się na parterze, więc byli błogo nieświadomi tego, co wyrabiały ich pociechy. Zresztą oni też wstawali z samego rana, więc nie widzieli problemu w tym, że dzieci zachowywały się tak głośno. Nie potrafili ich uciszyć, więc zaczęli je ignorować.
Wyszła ze swojego małego pokoiku na korytarz, przelotnie spojrzała na białe ściany zabazgrane kredkami i mazakami. Ich dom w przeciągu kilku lat przemienił się w totalną ruinę. A pamiętała jeszcze, jak dbała o niego jej matka. Otworzyła drzwi do sypialni, jaka graniczyła z jej pokojem.
– Możecie być ciszej!? – krzyknęła do bliźniaczek, kłócących się ze starszym bratem, Brianem.
– On zniszczył moją lalkę. Podpalił jej włosy i przebił twarz! Moją ukochaną Barbie! – krzyknęła Julia. Emma umiała je rozróżniać, chociaż były podobne jak dwie krople wody. Ubierały się tak samo, podobnie mówiły i zachowywały się jak dwie urażone księżniczki. Jeszcze kilka lat temu próbowała jakoś zmienić relację łączącą ją z przyrodnim rodzeństwem, ale odkąd Kenneth się wyprowadził, zdała sobie sprawę, że już nigdy się nie polubią.
– Trzeba było ją schować! Głupia jesteś, to teraz masz! – odkrzyknął jej Brian, uśmiechając się w sposób, jaki Emma nienawidziła. Wtedy już wiedziała, że zrobił coś wstrętnego i napawa się zwycięstwem. Ona już nieraz padała jego ofiarą. Nie bał się nikogo z wyjątkiem Kennetha i ich ojca. Zawsze powtarzała, że Brian wyrośnie na psychopatę, ale oczywiście nikt w tym domu nie chciał jej wierzyć.
– Nie obchodzi mnie to – prychnęła. – Macie być po prostu ciszej! – Spojrzała na nich, ale wiedziała, że niewiele to da, nie miała w tym domu autorytetu. Jak wyjdzie z tego pokoju, kłótnia rozegra się od nowa. Tak też się stało – wystarczyło tylko, żeby minęła próg, a już w pomieszczeniu wybuchły krzyki i dziecięce popiskiwania. Położenie się spać nie miało już sensu, zeszła więc na dół, mijając po drodze Isabelle, której nawet nie zaszczyciła spojrzeniem. Była to pierwsza córka Margaret, drugiej żony jej ojca. Szczerze się nie lubiły i nawet nie starały się tego w jakikolwiek sposób tuszować, Emma zresztą nie przepadała za nikim, kto był związany z macochą, żadnego z jej dzieci. Tak naprawdę za swoje rodzeństwo uważała jedynie Kennetha.
Weszła do małej, białej kuchni z widokiem na zdewastowany przez dzieci ogród. Pamiętała, jak kiedyś ojciec wybudował tam huśtawkę i piaskownicę, wtedy jeszcze jej mama żyła. Margaret przemeblowała dom, odkąd się do niego wprowadziła. Na początku zarówno Emmie jak i Kennethowi wcale się to nie podobało, ale z czasem jakoś udało im się przyzwyczaić. W końcu to teraz ich macocha była panią domu, jak to wielokrotnie tłumaczyła im i ich ojcu. Zmieniła wszystko tak, żeby sobie ułatwić życie.
Uśmiechnęła się krzywo i zajrzała do lodówki, by wyciągnąć mleko. nie zwracała uwagi na Margaret, która weszła do pomieszczenia z najmłodszym dzieckiem w ramionach, Alanem.
– Dzień dobry. – Macocha przywitała się z nią oschło, na co ona odpowiedziała jej takim samym tonem. Zawsze stosunki między nimi były chłodne. Emma miała tylko jedną matkę, która już nie żyła. Nie szukała na jej miejsce żadnego zastępstwa. Zresztą sama Margaret nawet nie próbowała jej zastąpić. Emma uważała za niesprawiedliwe, że tyle inwestowała w Isabelle, swoją najstarszą córkę – zawodową tancerką towarzyską. Odkąd pamiętała, były pieniądze na wyjazdy, konkursy, nowe sukienki. Ojciec jej nie zaniedbywał, ale zawsze powtarzał, że Isabelle tańczyła od dzieciństwa, dlatego nie chciał, żeby marnowała swój talent. W Emmie nikt nie odkrył żadnego talentu. Uczyła się jak chciała, poszła do szkoły fryzjerskiej i próbowała w końcu wyrwać się z rodzinnego domu, by później stanąć o własnych siłach. Ich ojciec nie był zły, pomógł na początku Kennethowi, więc i jej pomoże, jak obiecał. Jeżeli chodziło jednak o Margaret, potrafił być wyjątkowo uparty. Jego najstarsze dzieci nie zostały nawet zapytane o zdanie, kiedy się z nią wiązał.
Emma zabrała karton mleka i płatki, zrobiła sobie szybko śniadanie i kawę, po czym, umieściwszy wszystko na tacy, poszła do swojego pokoju, żeby tam w spokoju zjeść.
Weszła do sypialni, ignorując krzyki z sąsiedniego pokoju. Przy łóżku wciąż miała wywieszone plakaty zespołów z jej młodzieńczych lat. Uśmiechnęła się pod nosem, patrząc na chłopców z US5, którzy już dawno przestali ją interesować. Usiadła na wąskim łóżku i zapchała usta płatkami, patrząc w oczy Richiemu, jej ulubionemu członkowi boysbandu. Była w nim zakochana po uszy, marzyła, że kiedyś zostanie jego żoną. Wokalista z kolejnymi latami stawał się coraz mniej ważny w jej życiu, aż w końcu jego zdjęcie wyblakło tak jak głębsze emocje Emmy do niego. Powinna to wszystko w końcu pościągać, ale bała się, że odrywanie taśmy ze ściany nie będzie zbyt dobre dla starej farby. Zresztą, zaraz się stąd wyprowadzi, a przynajmniej właśnie to miała w planach. Siedziała tak zamyślona, gdy nagle zerknęła na telefon, który zawibrował. Od razu sięgnęła po niego i odblokowała, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy przeczytała: „Alex”. Dziewczyna pisała, że dzisiejszy wieczór będzie miała wolny i mogłyby się spotkać na mieście. Chodziły często do fast-foodów, jakichś podrzędnych pubów i mało uczęszczanych gejowskich klubów, w których w końcu mogły poczuć się swobodnie. Emma lubiła spędzać z nią czas.
Od razu zaczęła jej odpisywać, nie patrząc na to, że rozlała trochę mleka na pościel. Była fatalnie zakochana w tej dziewczynie, sama nie wiedziała dlaczego. Zdawała sobie sprawę z jej wad, ale z drugiej strony zrobiłaby wszystko dla tych momentów, kiedy Alex była miła, tylko dla niej, kiedy się do niej lekko uśmiechała, łapała ją za dłoń, całowała... To było trochę tak, jakby mieć najgorszego, najbardziej antypatycznego człowieka na świecie tylko dla siebie i wiedzieć, że ta osoba zmienia się tylko przy tobie.
Emma umówiła się z nią na konkretną godzinę, bo chciała jeszcze wrócić do domu po pracy i przyszykować się na spotkanie. Cieszyła się na nie jak nigdy. Zaczynały się częściej spotykać. W końcu dojdzie do seksu, była na niego gotowa nawet dzisiaj. Czuła, że Alex coraz bardziej zaczyna zależeć.
Odłożyła telefon zadowolona, wstała z łóżka w już zupełnie innym nastroju. Wiedziała, że gdyby Kenneth dowiedział o tym spotkaniu, nie byłby zadowolony. Na razie nie miała zamiaru mu jednak nic mówić, żeby go nie martwić. Starszy Johnson był przewrażliwiony na punkcie bezpieczeństwa swojej młodszej siostry, nie pozwalał jej nawet wracać samej po imprezach, zawsze po nią przyjeżdżał i odprowadzał do domu albo brał do swojego mieszkania. Gdyby więc dowiedział się, że Emma idzie gdzieś z Alex, przybyłby na to miejsce z prędkością światła. Zawsze powtarzał siostrze, że nie ufa tej dziewczynie, ale Emma miała już dość kontrolowania z jego strony. Chciała mu pokazać, że Alex była inna niż myślał.
Przez resztę poranka, kiedy przygotowywała się do pracy, zastanawiała się, jak się ubierze i pomaluje. Wiedziała, że jej dziewczyna (jak już zaczęła ją nazywać w myślach) lubiła kobiecość, ale Emma nie mogła też przesadzać. W końcu śmiesznie wyglądałaby w butach na wysokim obcasie i w minispódniczce przy Alex – trochę otyłej chłopczycy.
Stwierdziła ostatecznie, że postawi na czerwoną, rozkloszowaną sukienkę z H&M do połowy uda i buty na niewielkim obcasie, które kupiła w Walmarcie. Do tego lekki makijaż i, oczywiście, koronkowa bielizna. Aż się uśmiechnęła do swojego odbicia w lustrze, domalowała kreskę na powiece, związała swoje czarne, lokowane włosy w kucyk, po czym była gotowa do wyjścia do pracy. Czuła, że godziny w niej będą się jej dłużyć, a ona cały czas nie spuści wzroku z zegarka, odliczając pozostały czas do spotkania.

***

Piątek wieczorem minął Eliotowi jak nigdy – na siedzeniu w mieszkaniu. Nie, żeby nie miał żadnych propozycji na wyjście, zwyczajnie nie chciało mu się opuszczać swojej kawalerki. Zresztą w sobotę czekało go przecież spotkanie, wolał więc nie mieć kaca. Uśmiechnął się jak głupi do ekranu laptopa i szybko odpisał na wiadomość Kennetha, z którym wciąż utrzymywał bardzo częsty kontakt. Dużo ze sobą rozmawiali, co było dość dziwne. Eliot z żadnym swoim znajomym tak nie pisał, nawet z Teddym, który wydawał się być najbliżej niego. Johnson był kimś nowym w jego życiu, traktował go raczej jak ciekawe zjawisko, z którego może później rozwinie się coś więcej. Coś, na co on nigdy wcześniej nie miał odwagi. Zwilżył nerwowo wargi i spojrzał na pustą kartę przeglądarki, po czym wpisał adres strony porno, ignorując przy tym dźwięk nadejścia wiadomości na Facebooku od Kennetha. Szybko wyszukał na liście tag „gay porn” i wszedł na niego. Nudził mu się seks z Dakotą, to dlatego szukał nowych doznań, tłumaczył sobie, z szybkim, mocnym biciem serca przeglądając propozycje filmów.
W tym samym czasie, kilka przecznic dalej, Kenneth odpoczywał po pracy w swoim małym, wynajmowanym pokoju. W kawiarni mieli dzisiaj wyjątkowo ciężko, bo nie dość, że przyszło do nich pełno ludzi z korporacji, to trafiła im się jeszcze szkolna wycieczka. Ginger oczywiście była zachwycona, bo uwielbiała dzieci, Johnson już mniej – nauczony doświadczeniem, jakie wyniósł z domu. Nie chciał wieczorem nigdzie wychodzić, bo – podobnie jak Eliot – wolał nie umierać następnego dnia na kaca, zwłaszcza że miał poranną zmianę w Cafe Break. W poniedziałek za to chciał wziąć wolne, żeby wyjść do dentysty, więc przyszły tydzień nie zapowiadał mu się tak tragicznie, przynajmniej były jakieś plusy.
„Lubię Chicago Bulls, od dziecka już im kibicowałem. Kilka razy byłem z ojcem albo kumplem na meczu” – odpisał mu, bo właśnie rozmawiali o koszykówce. Eliot nie odpowiedział jednak tak szybko, przeglądając właśnie filmy spod kategorii „interracial”. Zwilżył wargi, wchodząc na pierwszy z wyników. Jakiś duży, barczysty murzyn pieprzył chudszego białego chłopaka. Wpatrzył się w to szeroko otwartymi oczami, czując przypływ gorąca, tyle wystarczyło. Z szybko bijącym sercem zamknął kartę i spojrzał na wiadomość od Johnsona.
„Też ich lubię. Zajebiści są, mam koszulkę z podpisem Roberta Parisha, nie oddam jej nikomu” – napisał drżącymi dłońmi. Kenneth nawet nie podejrzewał, co działo się teraz w głowie kolegi z więzienia.
„To musisz na nią uważać. Wkładałeś ją kiedyś? Pewnie w niej śpisz”– zażartował, akurat nie mając nic zdrożnego na myśli. Mimo wszystko spodobało mu się wyobrażenie Eliota w tego typu koszulce. Kenneth zdążył zauważyć, że chłopak był umięśniony. „Ja zawsze chciałem zdobyć autograf Jimmy'ego Butlera”– dopisał jeszcze, uśmiechając się lekko.
O'Conner zaczął się powoli uspokajać, chociaż już wiedział, że jeszcze wróci na tamtą stronę i sobie strzepie. To było naprawdę frustrujące... i podniecające zarazem. Gdyby ktokolwiek się dowiedział... nie, nikt się przecież nie dowie – uciął swoje rozważania, skupiając całą swoją uwagę na rozmowie. Nienawidził tego uczucia, które podpowiadało mu, że robił coś złego.
„Wisi na honorowym miejscu. Nikt nie ma prawa jej dotykać.” Uśmiechnął się pod nosem mimowolnie, zastanawiając się, jak Kenneth grał w kosza. Sam lubił ten sport i wiedział, że był w nim bardzo dobry. Ciekawiło go więc, jak wyglądałoby ich starcie.
„Pewnie się do niej modlisz. Wspaniały Robert Parish ma swój ołtarzyk, no nieźle, nieźle” – odpisał mu Kenneth, śmiejąc się cicho. Wszedł na Spotify i wybrał z biblioteki najnowszą płytę Kaldricka Lamara. Od razu się odprężył, słysząc pierwsze bity piosenki. Johnson nie miał takich problemów jak Eliot, dawno już poradził sobie ze swoją seksualnością.
The blacker the berry, the sweeter the juice – zanudził, kiwając głową w rytm muzyki. Cieszył się na jutrzejsze spotkanie. Nawet zapomniał przejmować się Derekiem, który nawet coś do niego pisał. Kenneth jednak nie za bardzo się tym przejął.
„No jasne. Właśnie klęczę” – dostał wiadomość zwrotną. – „A tak w ogóle, rozumiem że ci umiliłem dzień w pracy swoimi odwiedzinami” – napisał Eliot bezczelnie i aż się uśmiechnął szeroko do ekranu monitora, nic sobie nie robiąc ze swojej bezpośredniości. Żałował tylko, że nie mógł mu tego powiedzieć w twarz. Chciałby dokładnie zobaczyć reakcję Johnsona, od spotkania w Cafe Break nie wystarczały mu już tylko rozmowy wirtualne. To tak, jakby ssać cukierek przez papierek, podsumował.
„Bardzo, najlepsza część dnia. Dziękuję, że przyszedłeś” – odpisał Kenneth, niby poważnie, ale zaraz dodał: – „Twoja dziewczyna była całkiem ładna”. – Nie mógł powstrzymać się przed tą złośliwością. Chciał też dowiedzieć się, co tak naprawdę łączyło O'Connera z tamtą kobietą.
Eliot wpatrzył się w jego odpowiedź, zastanawiając się chwilę, o co mu chodziło. Ostatnio w tej kawiarni był z mamą... aż zmarszczył brwi, łącząc wszystko w jedną całość. Normalnie pewnie by się roześmiał – wielu jego kolegów uważało, że Rose była bardzo atrakcyjną kobietą, jednak jakoś ta uwaga nie pasowała mu do Kennetha. Nie chciał słyszeć od niego takich tekstów.
„Poznać cię z nią?” – napisał, chcąc wybadać teren. Całkowicie już zapomniał o seksownych murzynach, których oglądał kilka minut temu.
Brwi Johnsona zbiegły się w wyrazie konsternacji, a mężczyzna przez chwilę główkował, nie wiedząc, jaka odpowiedź byłaby najlepsza. Eliot naprawdę był utrzymankiem? Aż zrobiło mu się niedobrze na samą myśl.
„Nie będziesz zazdrosny? Potrafię zbajerować laski”. – Kłamał jak z nut, bo nigdy nie umiał flirtować z kobietami, ale Eliot na chwilę mu uwierzył. Zdziwił się, bo wydawało mu się, że Kenneth wolał mężczyzn, chociaż może był bardziej wszechstronny?
„Mam być zazdrosny o swoją własną matkę?” – postanowił mu w końcu napisać, jakoś nie spodobała mu się ta rozmowa.
„O matkę?” – Kenneth aż sapnął, otwierając szeroko oczy. – „Bardzo młodo wygląda, Ginger myślała, że jesteś jej utrzymankiem!” – Napisał szybko, niewiele się nad tym zastanawiając. Gdy ta wiadomość jednak dotarła do O'Connera, chłopak czytał ją kilka razy, aż wreszcie parsknął śmiechem, nie dowierzając. On miałby być z jakąś starą babą?! Obrzydliwe!
„Serio? To dość ohydna wizja, ale może spróbuję. Dzięki za pomysł!” – odpowiedział mu.
„Nie próbuj”. – Kenneth aż się skrzywił, kiedy sobie to wyobraził. Przypomniał sobie o jeszcze jednej dziewczynie, z którą był Eliot, kiedy po raz pierwszy go poznał, ale nie chciał go tak wypytywać. W końcu nie byli niczym zobowiązani. Nawet jeśli Eliot miałby dziewczynę, nie powinno go to obchodzić. W końcu on też miał kogoś. Byłby hipokrytą, gdyby spróbował mu to wypominać.
„Okej, okej. A jak się widzimy jutro? Przed restauracją?” – zapytał go, chcąc zmienić temat. Jakoś dziwnie się czuł, gdy pomyślał o tym, że Kennethowi podobała się jego matka.
„Mnie to obojętne. Mam kawałek do restauracji, więc pewnie dojadę pociągiem” – odpisał i dodał mrugającą emotikonę. – „A ty?”
Eliot rozłożył się na łóżku, ciesząc się, że nie miał już nic do roboty, mógł wegetować, ile chciał, a to było jego ulubionym zajęciem.
„Chciałem jechać samochodem, ale sobie przypomniałem o piwie. Mam nadzieję, że ty o nim nie zapomniałeś” – dodał jeszcze średnik i nawias, co miało imitować uśmiech. – „To jutro tak, jak się umawialiśmy o dziewiętnastej pod knajpą? Nie spóźnij się, staruszku.”
„Już zabieram laskę i wychodzę z domu, żeby być na czas”. – Kenneth zaczął się zastanawiać, czy Eliot naprawdę wierzył, że miał trzydzieści siedem lat. Rozmawiali przecież na równi. O'Conner rzeczywiście – na początku to łyknął, ale zaczął sobie zdawać sprawę z tego, że coś było nie tak. Nie współgrał mu wiek Kennetha z jego zachowaniem i podejrzewał, że mężczyzna najzwyczajniej w świecie zrobił sobie z niego żarty. Na razie nie miał zamiaru się do tego przyznawać. Dopiero jutro na spotkaniu mu to wytknie.
„Dobra, ja spadam. Do jutra, przestępco” – napisał mu Eliot, chcąc skończyć rozmowę. Nie, żeby mu się źle w niej uczestniczyło, czuł się dziwnie sfrustrowany i dobrze wiedział, że wszystko wiązało się z jednym. Po prostu musi się spuścić, stwierdził z westchnieniem i znów wszedł na stronę gejowskiego porno. Teraz już z mniejszymi wyrzutami sumienia odszukał kategorii „interracial” i wszedł w nią.
Tym razem wybrał inny film, na którym murzyn miał brodę, był całkiem podobny do Kennetha. Całe szczęście, że wyskoczyło mu to na górze listy wyszukiwania. Włączył pornosa i uśmiechnął się lekko, kiedy ten się zaczął. Dawno już tak szybko się nie podniecił, minęło pół minuty, a jego penis już stał na baczność. Nie chciał jednak się nad tym zastanawiać, musiał się spuścić.

***

Eliot praktycznie cały dzień myślał o wieczornym spotkaniu i nawet Dakota, która popołudniu wpadła do niego na chwilę, nie potrafiła tego zmienić. Siedzieli chwilę przy sobie, jednak w ogóle nie zachowywali się jak para. Dziewczyna wtykała nos w telefon, z wypiekami na twarzy wymieniając z kimś zawzięcie wiadomości, a on przeglądał najnowsze kolekcje Abercrombie and Fitch. Wreszcie, kiedy się im to z nudziło, pożegnali się i Dakota zostawiła go samego. Nie byli zgraną parą, bardziej nadawaliby się na przyjaciół niż na kochanków.
Około osiemnastej Eliot okupował łazienkę, sprawdzając jeszcze swoją fryzurę i dopasowanie ubrań. Wszystko musiało być idealne, no i oczywiście takie było, stwierdził z szerokim, bardzo mało skromnym uśmiechem i zarzucił na siebie dżinsową bluzę z szarym kapturem. Uwielbiał stonowane, jasne barwy, często więc chodził błękitach i szarościach, dzisiaj jednak postawił na bordową, melanżową koszulkę. Wygładził ją, spryskał się jeszcze najnowszymi perfumami od Hugo Bossa, po czym opuścił łazienkę. Nim wyszedł z mieszkania, zamówił jeszcze taksówkę, jakoś nie miał ochoty przeciskać się komunikacją miejską, według niego najgorszym środkiem transportu.  

4 komentarze:

  1. Od niedawna zaczęłam czytać te opowiadanie i bardzo mnie wciągnęło. Jestem ciekawa jak to wszystko się rozwinie między Kennethem, a Eliotem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie lubiłam jak jest opisywany czyjś wygląd, ubrania i cała reszta. W jakiś sposób mnie to trochę denerwuje. Nie potrafię powiedzieć dlaczego. W ogóle to jesteście okrutne, że kończycie w takim momencie. Ja chcę wiedzieć co będzie dalej. Właśnie w tym momencie. Przez was też zaczęłam wzdychać do Eliota. Te wszystkie gify, jego oczyska i ten uśmiech! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Chciałyśmy dodać rozdział jak najszybciej, a niestety poprawianie trochę nam zajmuje, więc zdecydowałyśmy się publikować często, ale w mniejszych ilościach. A co do Eliota: nie mogę się nie zgodzić, Francisco Lachowski ma w sobie "to coś". :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, że wy chcecie dobrze. Poza tym jestem strasznie szczęśliwa, że rozdziały są tak często. Po prostu chciałabym móc czytać już wszystko do końca. No i lubię trochę marudzić.. ^^

      Usuń