Dziękujemy za komentarze! :)
Derek Goldner
Światła zielonego forda zapaliły się na kilka sekund przy
towarzyszącym im dźwięku otwierania zamków. Derek wsiadł do
auta, zajmując miejsce za kierownicą, od razu odpalił silnik i
włączył klimatyzację. Wciąż był rozgrzany po grze, nawet mimo
tego, że przed wyjściem z kompleksu sportowego, wziął
odświeżający prysznic.
– Nieźle ci poszło, Johnson – rzucił rozbawiony do
Kennetha, który usiadł tuż obok.
– Dobrze się grało, Goldner – zwrócił się do kochanka po
nazwisku i wyciągnął wodę z torby. Grali prawie tak długo jak
zazwyczaj, więc nic dziwnego, że czuli się tak zmęczeni. Johnson
zawsze lubił przychodzić na boisko z Derekiem, wtedy zawsze obaj
dawali z siebie wszystko. Kiedy Goldner ruszył, Kenneth przełączył
stację na hip-hop, po czym zaczął kiwać głową w rytm raperskiej
melodii.
– To Big Noyd? – zapytał Derek, bardzo dobrze orientując się
w tej muzyce, akurat pod tym względem ich gusta się zgadzały.
– To piosenka z On the Grind. Całkiem spoko. – przyznał
Johnson i podał Derekowi wodę. Wracali do jego kawalerki. Kenneth
przyzwyczaił się już do tego, że nie byli względem siebie zbyt
wylewni, seks był dobry, ich relacja też. W końcu byli parą
samców, nie mogli zachowywać się jak (nie ubliżając): pipki,
od nich dzieliła ich wielka przepaść – powtarzał sobie zawsze.
Derek nie odpowiedział, jedynie kiwnął głową i wyjechał na
ulicę. Milczeli, wsłuchując się jedynie w dźwięki radia, mało
ze sobą rozmawiali, tylko czasem, po pijaku zdarzyło się im być
bardziej otwartymi.
– To... co robiłeś wczoraj? – padło w końcu pierwsze
pytanie ze strony Goldnera, przerywające ich ciszę.
– Siedziałem z Emmą, nic specjalnego w sumie – przyznał
Kenneth i zerknął na mężczyznę. – A ty, co robiłeś? –
Często zastanawiał się, czy Derek go zdradzał, czy po prostu miał
aż tak introwertyczny charakter, że wolał zostawać ze sobą sam
na sam.
– Włączyłem sobie Watching Dogs i nie mogłem się oderwać –
podła krótka odpowiedź. Goldner uwielbiał gry, miał w domu
pokaźną kolekcję na konsolę, często, gdy Kenneth do niego
przychodził, jego facet zamiast się zainteresować nim, wolał
wgapiać się w telewizor z padem w ręku.
– No tak, mogłem przewidzieć – zaśmiał się Johnson i
nagle wyciągnął rękę. Dotknął karku mężczyzny, na co
kierowca drgnął, zaskoczony tym gestem.
– Ktoś może zauważyć – mruknął niechętnie Derek. Zawsze
uważał, by za bardzo nie obnosić się z tym, co było między nim
a Kennethem, nie lubił nadmiernego okazywania sobie uczuć w
miejscach publicznych i chyba nie rozróżniał samochodu od głównych
ulic Chicago. Johnson cofnął rękę zrezygnowany, nie chciał
naciskać, chociaż reakcja jego kochanka go zirytowała. Nie mógł,
do cholery, nawet go dotknąć! Sapnął i wpatrzył się w okno, już
do końca podróży nie odzywając się ani słowem. Milczenia nie
przerwał też Derek, który wydawał się całkowicie skupić na
drodze.
Goldner pierwszy wszedł do mieszkania. Musiał się trochę
siłować z drzwiami, w których zamek czasami się zacinał. W
końcu, kiedy udało mu się w końcu z nim uporać, otworzył drzwi
i wpuścił Kennetha do środka. Przedpokój jak zawsze był
zagracony, dlatego Johnson musiał uważać na buty Dereka, żeby się
o nie nie potknąć.
– Może powinieneś coś zrobić z tym zamkiem w końcu? Możesz
złamać klucz – zagadnął, zerkając krótko na mężczyznę,
który zasuwał już łańcuch. Emma zawsze dziwiła się, dlaczego
nie wymienili się kluczami, dlaczego Derek nie chciał się
wymienić. Kenneth kiedyś po pijaku mu to zaproponował, ale jego
facet zbył go wtedy, jasno dając do zrozumienia, że wolałby
jednak zostać w takim układzie, w jakim byli obecnie.
– No chyba najwyższa pora, bo już zaczyna mnie to wkurwiać –
warknął mężczyzna i rzucił plik kluczy na szafkę.
– Od razu wrzucamy to do piekarnika? Jestem głodny! –
stwierdził Kenneth, kiedy wszedł do kuchni. Po drodze do mieszkania
skoczyli jeszcze szybko do przydrożnego sklepu po coś na kolację,
ostatecznie stanęło na mrożonej pizzy, bo żaden z nich nie był
dzisiaj na siłach, by zrobić coś lepszego. Gra dostatecznie ich
wymęczyła.
– Wrzucaj! – Johnson usłyszał głos partnera z pokoju obok.
– Umiesz włączać ten piekarnik, no nie? – zapytał jeszcze, a
Kenneth roześmiał się i zapewnił go, że jakoś sobie poradzi. Od
razu zdjął folię z pizzy i nastawił urządzenie na odpowiednią
temperaturę. Derek dobrze gotował – w przeciwieństwie do
Kennetha – dzisiaj jednak nie miał ochoty na wymyślanie dań,
więc obaj postawili na mrożoną pizzę.
Kenneth otworzył jedną z butelek piwa, które kupili i wziął
łyka, patrząc na pieczącą się pizzę.
– Mówiłeś jeszcze, że coś w kranie ci przecieka, no nie?
Załatwiłeś już narzędzia od Longa? – zapytał, oglądając się
za nim krótko. Long był dozorcą ich budynku, z którym jego facet
miał całkiem dobry układ i mężczyzna często mu pomagał.
Derek wynajmował niewielką kawalerkę we wschodniej części
Chicago. Zarabiał więcej od Kennetha, zresztą miał bardziej
nadzianą rodzinę, zwłaszcza dziadków, więc mógł pozwolić
sobie na wynajmowanie własnego lokum. W przeciwieństwie do
Kennetha, który wolał zachować większą część wypłaty dla
siebie. Goldener za wszelką cenę szukał samotności, a jego
partner znajdował jej wystarczająco w małym pokoju, we wspólnym,
czteroosobowym mieszkaniu.
– Myślę, że tak – odpowiedział Derek z zastanowieniem, ale
krótko i mało wylewnie. Wpatrzył się bez słowa w piekarnik i,
kiedy już Kenneth myślał, że znowu będą milczeć, odezwał się:
– W przyszłym tygodniu będę odmalowywać przedpokój, trzeba go
odświeżyć. Pomożesz mi?
Johnson zerknął na niego znad ramienia. Dzielił ich tylko stół,
przy którym Derek usiadł i o który Kenneth się opierał.
– Jasne, po pracy mogę przyjść i ci pomogę. – Uśmiechnął
się lekko, próbując zatuszować pod nonszalancką miną
zadowolenie, że jego partner zaproponował coś takiego.
Derek nagle wstał i podszedł do piekarnika, przekręcił
pokrętło, zmniejszając temperaturę.
– Za wysoka – stwierdził, zerkając na kochanka bez wyrzutu. –
Sto osiemdziesiąt wystarczy. – Popatrzył jeszcze na jedzenie, by
po chwili podejść do Kennetha, pochylić się, pocałować jego
wargi i od razu odsunąć się, jakby nigdy nic. To była typowa
zagrywka w wykonaniu Dereka, który nigdy zbyt długo się nie
rozczulał. Kenneth westchnął cicho, oblizując usta. Nieraz już
zastanawiał się, czy to on miał w sobie więcej z cioty, czy to
jego kochanek nie do końca pogodził się ze swoją orientacją.
Myślał tak jednak w gorszych chwilach, bo zwykle akceptował
swojego faceta, znał go już wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć,
że mężczyzna nie był po prostu zbyt towarzyski.
– Zrobić sos czosnkowy, czy tego nie przeżyjemy? – zapytał
Goldener, rozluźniając się w towarzystwie Kennetha, który cieszył
się, że od czasu do czasu mógł zobaczyć inną twarz Dereka.
Lubił, kiedy mężczyzna się uśmiechał i żartował. To było dla
Johnsona swojego rodzaju wyróżnieniem, że akurat przy nim Derek
się rozluźniał.
– Keczup chyba wystarczy – przyznał, podchodząc do
telewizora. – Czujesz mięśnie? Ja jutro będę miał chyba
zakwasy – zagadał go.
– To dobrze – odparł Goldner i zerknął w jego stronę, jakby
się zastanawiając nad swoim kolejnym ruchem. – A to nie koniec
dzisiejszego wysiłku – rzucił i poruszył się nerwowo, czekając
na reakcję partnera.
– Dlatego musimy zjeść, żeby mieć siły! – zażartował
Kenneth. Przy Dereku zawsze tonował dowcipy, nie przeszkadzało mu
to jednak, bo wiedział, że z Emmą będzie mógł się wyszaleć,
jego kochanek był bardziej spokojny i dojrzały.
Mężczyzna w odpowiedzi uśmiechnął się i przeszedł przez
pomieszczenie, zatrzymując się przy Johnsonie, przyciągnął go do
siebie i pocałował mocno. Tęsknił za tym rodzajem pieszczot, choć
nie przyznałby chętnie tego na głos, ani z pewnością nie
pocałowałby tak Kennetha przy ludziach. Dopiero gdy znajdowali się
z dala od obcych, miał odwagę na czulsze gesty zdradzające ich
relację.
Johnson zawsze lubił seks, a Derek był w łóżku całkiem dobry.
Przyciągnął go do siebie i zaczął całować mocniej, nagle
znajdując w sobie siłę na taką aktywność. Uderzyła w niego
fala podniecenia, kiedy dotyk stał się bardziej agresywny, zderzali
się zębami, przygryzali sobie wargi i języki, nieświadomie, ale
boleśnie. W pewnym momencie Kenneth poczuł dłonie na pośladkach i
odwrócił głowę, przerywając pocałunek.
– Najpierw pizza – przypomniał Derekowi i spojrzał mu w oczy
z bliska. Ten odetchnął ciężko i odsunął się, zawiedziony.
Zerknął w stronę piekarnika, z którego dobiegał ich już
przyjemny zapach pieczonego ciasta.
– Zaraz będzie – powiedział, żałując, że nie mogli trochę
przyspieszyć procesu pieczenia. Brakowało mu już seksu, ale z
drugiej strony nie miałby na niego siły, gdyby nie zjadł.
Westchnął cicho, czując już zmęczenie. Usiadł przy stole i
wpatrzył się w piekarnik. – Jak zwykle mocno wypieczona, no nie?
– zapytał, a Kenneth kiwnął głową i sięgnął nagle do
kieszeni, żeby wyjąć z dresowych spodni komórkę. Właśnie
dostał jakąś wiadomość. – Cholera, sprawdzę, czy mam keczup –
rzucił nagle Goldner i wstał. Lodówka znajdowała się za plecami
Kennetha, więc musiał go przeprosić i jego wzrok jakoś mimowolnie
zjechał na ekran smartphona kochanka. – Eliot O'Conner? –
zapytał, odczytując, z kim pisał jego facet. Był pewny, że
napisała do niego siostra. W końcu często z nią rozmawiał, więc
to już by go nie zdziwiło.
Kenneth spiął się, jednak za wszelką cenę próbował
zatuszować skrępowanie. Szybko zablokował telefon i odwrócił się
do partnera z krzywym uśmiechem na ustach. Nienawidził takich
sytuacji. Wcześniej wcale nie czuł się winny temu, że flirtował
z Eliotem, ale nie sądził, że Derek będzie zaglądał mu przez
ramię.
– Znajomy z komisariatu – odpowiedział z pewnością w głosie.
Nie miał zamiaru się czegokolwiek wstydzić. W końcu nie zrobił
nic złego.
– Z komisariatu? – zapytał zdziwiony, ale szybko przypomniało
mu się, że jego partner faktycznie mówił coś o zatrzymaniu przez
policję. Kiwnął więc głową i już nic nie powiedział, nie miał
przecież zamiaru pokazywać mu, że czasami potrafił być o niego
zazdrosny. – Pizzę można już w sumie wyciągać – zmienił
temat.
– Tak myślisz? – Kenneth nie łudził się, że Derek
zareaguje inaczej, ale mimo wszystko poczuł ukłucie żalu. Nie miał
jednak zamiaru dać tego po sobie poznać. Ten facet był jaki był,
w ich związku liczyły się inne rzeczy – stwierdził w myślach,
kiedy zajmowali się rozkładaniem talerzy i wyciągali pizzę z
piekarnika.
Usiedli do stołu, po czym zjedli całą pizzę w zawrotnym tempie,
jeszcze było im mało, ale żaden nie narzekał, w końcu zaraz
mieli zająć się przyjemniejszymi rzeczami. Nie będą myśleć o
głodzie.
– Pijemy? – zapytał Derek, gdy zalegli na kanapie. Objął
luźno Kennetha i potarł jego ramię.
Jedno piwo wypili już do pizzy, zostało więc im po trzy na
głowę. Zwykle pili mniej więcej tak samo, z tym że Derek nie
miewał praktycznie w ogóle kaca. Czasami Johnson miał wrażenie,
że żył z pieprzonym robotem, który nie dość, że był bardzo
wytrzymały, to jeszcze rzadko się źle czuł, ale często chciał
być sam. Bycie z tym mężczyzną miało swoje plusy i minusy.
Derek nagle pochylił się do Kennetha i pocałował go w usta,
smakujące goryczą piwa. Aż zamruczał i popchnął go bardziej na
oparcie kanapy, kąsając mu wargi w mocnym pocałunku. Obaj to
uwielbiali, ich seks był zawsze intensywny, rzadko kiedy zwalniali
tempo, co jednak czasem Johnsonowi przeszkadzało. To go właśnie
różniło od Dereka – nie był zobojętniałym samotnikiem,
któremu zależało tylko na tym, żeby mieć z kim porozmawiać i z
pomocą kogo się spuścić. Dla niego budowanie relacji było
naprawdę ważne i czasami czuł się zdecydowanie za mało męsko
przy zblazowanym Goldnerze. Chociaż wyglądali podobnie, Kenneth nie
wpisywał się w narzucony mu przez społeczeństwo stereotyp groźnie
wyglądającego samca alfa.
Johnson nie dał długo nad sobą górować, już po chwili jego
kochanek wylądował na kanapie, a Kenneth zawisł nad nim, wpatrując
się w niego wygłodniałym, samczym wzrokiem. Obaj już wiedzieli,
kto w tym seksie będzie stroną aktywną. Derek nawet nie miał
zamiaru mu się już sprzeciwiać, złapał go za kark i przyciągnął
do siebie, żeby znów połączyć ich usta w pocałunku, który
trwał tylko chwilę. Johnson szybko przerwał pieszczotę, by zsunąć
wargi na szyję partnera. Zassał się na skórze jednocześnie
zakradając się dłonią pod jego koszulkę. Goldner miał
zarośniętą pierś i podbrzusze. Jego skórę porastały twarde,
grube włoski, przez co wyglądał jeszcze bardziej męsko. Kenneth
był znacznie mniej owłosiony, ale żadnemu z nich to nie
przeszkadzało.
Zanim Johnson kazał się Derekowi odwrócić, dotknął jego
piersi, pocierając ją na granicy bólu i przyjemności. Kochanek
miał szeroki, bardzo twardy tors – wzrostem i posturą byli
podobni, ale ich mięśnie, mimo tych samych ćwiczeń, zbudowali
inaczej. Goldner miał węższe ramiona, bardziej wyrzeźbione
mięśnie i żylaste ciało.
– Odwróć się – mruknął i wyciągnął z kieszeni gumki.
Nigdy nie eksperymentowali, pozostawali tylko przy klasycznych
zbliżeniach, bo Derek nie chciał wychodzić w seksie poza zwykły
seks. Kenneth, by spełnić swoje fantazje, zadowalał się filmami
pornograficznymi. Na razie – podpowiedziała jakaś zdradliwa
myśl w głowie Johnsona, którą szybko zignorował.
Goldner od razu wykonał polecenie, uprzednio jednak rozpinając
swoje spodnie, by Kenneth nie musiał się z tym męczyć. Uklęknął
i poczekał, aż kochanek zsunie dolną część jego ubrania. Aż
gwałtowniej wciągnął powietrze, gdy poczuł chłód na nagiej
skórze pośladków. Dzisiaj był nadzwyczaj uległy, musiało bardzo
brakować mu seksu.
Kenneth od razu zauważył zmianę w jego zachowaniu. Czasami,
kiedy się spotykali, Derek lubił walczyć – obaj lubili. Nie tak
łatwo było im oddać dominację. Właśnie to uważali w ich seksie
za najlepsze.
Chciał go uderzyć w pośladki, ale wiedział, że Goldner od razu
by się na to zirytował. Nie lubił takich gestów, więc Kenneth
musiał przystopować. Nałożył na siebie prezerwatywę i
przyciągnął biodra kochanka do siebie. Pamiętał ich pierwszy
raz. Wtedy to jego partner dominował, bo był zbyt zestresowany,
żeby się oddać, Kenneth musiał mu ulec. Johnson wiedział, że
był pierwszym mężczyzną Dereka. Podejrzewał również, że tylko
on widział go tak przestraszonego, zestresowanego i speszonego. Z
każdym kolejnym zbliżeniem kochanek stawał się bardziej pewny
siebie. Teraz bycie bottomem nie stanowiło już dla niego tak dużego
problemu.
Kiedy Johnson wsunął w niego główkę penisa, starszy z mężczyzn
jęknął gardłowo, próbując przystosować się do nieprzyjemnego
uczucia. Bolało go pomimo nawilżonych prezerwatyw, musiał jednak
jakoś to wszystko przełknąć, podczas tego rodzaju seksu nie dało
się ominąć dyskomfortu. Na dodatek członek Kennetha był naprawdę
pokaźnych rozmiarów.
– Poczekaj chwilę – sapnął, a jego partner w odpowiedzi
pogłaskał go uspokajająco po plecach, oddychając ciężko.
– Rozluźnij się – powiedział mu, chociaż wiedział, że dla
Dereka to już nie był pierwszy raz na dole. Obaj przygryźli wargi,
kiedy Kenneth wsunął się jeszcze trochę, a później wycofał. –
Jesteś ciasny – przyznał. Miał pewność, że Derek nigdy nie
oddałby się komuś, komu by nie ufał. Był typowym introwertykiem,
Johnson miał u niego szanse przede wszystkim dlatego, że wcześniej
bardzo długo się przyjaźnili. Nim weszli w związek, zdążyli się
bardzo dobrze poznać.
Wreszcie Goldner rozluźnił się na tyle, że zaczął odczuwać
przyjemność z seksu analnego. Kenneth kochał się z nim coraz
mocniej, zapominając o jakiejkolwiek delikatności, pieprzył go,
sapiąc ciężko nad jego szyją. Od razu odpłynął przy takim
seksie. Jego ruchy były stanowcze i mocne, aż kanapa, na której
się kochali, zaczęła przesuwać się po podłodze. W pewnym
momencie Derek osunął się kolanem na panele i o mało nie
przewrócili się na stolik. Wtedy zeszli na zabrudzoną, zakurzoną
podłogę, nie przerywając aktu. Johnson starał się wyłapywać
każdy głośniejszy jęk partnera, mężczyzna zwykle kochał się w
ciszy, tylko czasami dawał znać, że mu się podobało. Najpierw
spuścił się Kenneth, który docisnął biodra Dereka do swojego
krocza, wchodząc w niego do końca. Kochanek krzyknął i sam
doszedł prosto na ciemne panele. Podziękował sobie w duchu, że
odechciało mu się kupowania dywanów. Cudem utrzymał się nad
podłogą. Czuł, jak drżały mu mięśnie po orgazmie, odczekał
chwilę, po czym odwrócił się i pocałował kochanka.
– Było zajebiście – pochwalił oszczędnie. Kenneth był
jednak zbyt zmęczony, żeby odpowiedzieć, więc tylko uśmiechnął
się lekko i usiadł na kanapie, oddychając głęboko. Ściągnął
prezerwatywę, zawiązał ją i wrzucił do pustego pudełka po
ciastkach. Przymknął oczy i sięgnął po piwo, kiedy wytarł ręce
w brudną koszulkę swojego chłopaka.
– Włącz jakiś film – mruknął Kenneth, nawet już nie
próbując dążyć do czułości. Wiedział, że to nie miało
sensu.
Derek tylko podciągnął spodnie i także wrócił na sofę,
sięgnął po pilota, po czym włączył telewizor. Akurat natrafił
na jakiś horror, więc zostawił kanał, rozsiadając się na
kanapie. Tak minęła im następna godzina, aż wreszcie trafili pod
prysznic i do łóżka.
***
– Jaka zadowolona – zaśmiał się Kenneth i szturchnął
Ginger, która nuciła coś pod nosem. – Starasz się uśmiechać,
żeby ten facet zwrócił na ciebie uwagę? Co by powiedział twój książę z bajki? – zapytał rozbawiony, nachylając się do
niej, żeby nikt ich nie usłyszał. Dziewczyna mimowolnie zerknęła
na przystojnego mężczyznę, zajmującego stolik pod oknem. Miał
ciemne włosy i delikatną brodę, był w jej typie.
– Cały czas tylko wciska ten nos w swój tablet – burknęła
zła i starła blat z okruszków. – Wszyscy biznesmeni są tacy
nudni? – zapytała, wzdychając ciężko. – No a co do Jacka,
mamy teraz ciche dni. – Popatrzyła na Kennetha, który
przeczyszczał ekspres do kawy. Aktualnie mieli mały ruch, więc
mogli pozwolić sobie na luźną rozmowę. – Ciągle się tylko
obraża, no gorzej niż z babą, mówię ci. Wy, faceci, macie z nami
raj, jak tak sobie myślę o zachowaniu Jacka. – Przewróciła
poirytowana oczami.
– No jasne, bo ty się nigdy nie obrażasz o byle pierdołę –
zaśmiał się – zwłaszcza jak masz te dni – dodał
znaczącym, przyciszonym tonem i już chciał roześmiać się znowu,
kiedy drzwi ich małej kawiarni znowu się otworzyły, a w ich progu
stanął jego kolega z komisariatu – Eliot O'Conner we
własnej osobie.
– Możesz spadać? – warknęła Ginger jak zwykle, kiedy Kenneth
żartował z jej kobiecych przypadłości. – Facet nigdy nie
zrozumie, jak to jest mieć burzę hormonów, wilczy apetyt i bolący
brzuch, jak się ma okres. To wy powinniście go mieć i jeszcze
rodzić dzieci, najlepiej. Słaba płeć, też coś... – Słowa
Ginger w ogóle do niego nie dochodziły. Myślał gorączkowo, jak
Eliot mógł go znaleźć w kawiarni.
Obiekt jego rozmyśleń wszedł do Cafe Break jakby nigdy nic. Nie
zauważył jeszcze Kennetha, stojącego za ladą, najpierw popatrzył
na salę, jakby oceniając, czy było w niej dużo ludzi i czy
zamawianie kawy na miejscu się opłacało. O tej godzinie jednak nie
panował tłok, przy stolikach siedziało tylko kilka osób, a ich
przytłumione w rozmowie głosy nawet nie zagłuszały przyjemnej
melodii płynącej z głośników. Dopiero gdy przekonał się, że
picie kawy na miejscu będzie ciałkiem przyjemną opcją, odwrócił
głowę i popatrzył na ladę. Zamarł na chwilę, patrząc
Kennethowi w oczy, aż wreszcie na jego usta wpłynął szeroki
uśmiech, którego Johnson pamiętał z komisariatu.
– Nie wierzę! – rzucił wesoło, zmierzając do niego. –
Kenneth Johnson, kumpel z celi.
Ginger spojrzała na Eliota i też nie kryła swojego zdziwienia.
Rozpoznała w nim chłopaka, który kłócił się ze swoją
dziewczyną. O'Conner był przystojny, więc zapadł jej w pamięć.
– Co tu robisz? – zapytał Kenneth, który po reakcji studenta
zrozumiał, że ten znalazł się tutaj całkowicie przez przypadek.
I, podobnie jak Ginger, przypomniał go sobie jako kłótliwego
klienta sprzed tygodnia.
– Przyszedłem po dużą latte – powiedział i oparł się
dłońmi o ladę, przechylając się lekko nad nią. – I kawałek
brownie. A ty? Pracujesz tu, czy mam się już bać, bo zostałeś
moim stalkerem? – zapytał rozbawiony, nie mogąc go jednak
skojarzyć z kawiarni, wtedy, gdy kłócił się z Dakotą, nie miał
głowy na przyglądanie się sprzedawcy.
Kenneth zaśmiał się i sięgnął po szklankę, żeby przygotować
Eliotowi kawę. Było mu trochę wstyd, sam nie wiedział – z
jednej strony lubił tę pracę, lepsze to niż harówka na budowie,
ale z drugiej wiedział, że tu nie pasował. Że większość ludzi
uważała, że powinien być budowlańcem, nie baristą.
– Upatrzyłem sobie ciebie jako mój kolejny cel, skoro mi w
komisariacie nie wyszło – spróbował zażartować. Ginger stała
z boku i przysłuchiwała się wszystkiemu z niepewnym uśmiechem.
– Rany, to muszę zacząć uważać – rzucił, pochylając się
jeszcze bardziej. – Doszedłeś już do tego, gdzie mieszkam? –
mówił z szerokim uśmiechem. Naprawdę nie spodziewał się
zobaczyć tu Kennetha, w końcu Chicago nie było małym miastem, ale
mimo to nie narzekał na spotkanie. Polubił mężczyznę, czy to
przez rozmowy na komendzie, czy przez Facebooka. – Seryjny morderca
pracujący w spokojnej kawiarni, dobry chwyt, Johnson.
– Co? – Ginger w końcu się wtrąciła, nie mogąc wytrzymać.
Zaśmiała się z niedowierzaniem, patrząc to na przyjaciela, to na
Eliota. – Jaki seryjny morderca, Kenneth?
– Nie wiesz z kim żyjesz, co? – rzucił O'Conner do niej, od
razu było widać, że był typem otwartej osoby, która nie miała
oporów przed rozmawianiem z kompletnie sobie obcymi ludźmi.
Zresztą, Kenneth zauważył to już przy ich pierwszym spotkaniu, w
końcu to O'Conner jakby nigdy nic zaczął do niego paplać. –
Uważaj lepiej – dodał i mrugnął do Ginger – on tylko tak
słodko wygląda. – Uśmiechnął się szeroko, patrząc Johnsonowi
w oczy. Flirtował z nim nieświadomie albo trochę świadomie.
Ciągnęło go do tego faceta, który nie zachowywał się jak każdy
normalny heteryk, w końcu żaden z nich nie umówiłby się z nim na
pizzę w restauracji. To wszystko sprawiło, że w głowie Eliota
zapaliła się czerwona lampka.
Kącik ust Kennetha drgnął, kiedy usłyszał ten komplement. Emma
już nie raz mu to powtarzała, ale w jej ustach brzmiało jak
chwalenie dobrego dziecka. O'Conner powiedział to w inny sposób.
Zresztą zawsze, kiedy słyszał coś takiego od faceta, te słowa
zmieniały kontekst.
– Tak powiesz? – zapytała Eliota Ginger i szturchnęła
Kennetha. Ona też wyczuła, co się kroiło. Próbowała zachowywać
się normalnie, ale Johnson nie pasował jej do... geja? Naprawdę
mógłby nim być? Ten chłopak rozmawiał z nim w taki sposób, że
tylko głuchy nie domyśliłby się, że go podrywał. A Kenneth z
chęcią odpowiadał na ten filtr. Tak wciągnęli się w rozmowę,
że przestali przygotowywać zamówienie O'Connera, a w kolejce już
ktoś się ustawił. Dopiero wtedy Ginger się zreflektowała. –
Zaczekasz chwilę? Obsłużymy klienta i mi powiesz, co wiesz o
Kennecie – zaproponowała poufale. Pod względem gadatliwości była
całkiem podobna do Eliota. Ten kiwnął głową i odsunął się,
żeby starszy mężczyzna mógł podejść do lady i złożyć
zamówienie. W międzyczasie O'Conner przyglądał się Johnsonowi,
patrzył, jak Kenneth nakłada wybranego croissanta z powidłami,
którego Ginger zaraz sprawnie nabiła na kasę. Byli zgraną parą,
stwierdził, patrząc na zmarszczone brwi Johnsona, kiedy wkładał
wypiek w torebkę na wynos. Czasami miał surowy wyraz twarzy i
faktycznie można było się go bać, jednak Eliot zdążył go już
poznać, a nawet polubić. No i oczywiście dodatkowo stwierdzić, że
mężczyzna był bardzo seksowny, mimo że raczej nie gustował ani w
murzynach, ani w murzynkach. Coś jednak w Kennecie przyciągało –
regularne rysy twarzy, kształtne i pełne, ale nie wydęte usta i
ciemne oczy o migdałowym kształcie. Nie wspominając już o gęstej,
równo przystrzyżonej brodzie. Tak, Johnson z pewnością był
męski, ale przy tym po prostu ładny. Słodki.
Kenneth nieświadomy myśli Eliota, posłał mu krótkie spojrzenie
i uśmiechnął się niepewnie. Kiedy skończyli obsługiwać
klienta, pożegnali się z nim uprzejmie. Najwyraźniej musiał być
stałym gościem tutaj, bo oprócz zostawienia większego napiwku niż
normalni kupujący, powiedział do nich po imieniu i życzył miłego
dnia, wcześniej nawet próbował zagadywać.
– Więc? – Ginger od razu chciała wrócić do tematu ich
poprzedniej rozmowy, kiedy zostali sami przy ladzie. – Co jest z
Kennethem? Powinnam się bać?
– No pewnie – rzucił trochę zamyślony, odrywając wzrok od
mężczyzny. Sięgnął po latte, jaką mu zrobiono, po czym wyłożył
na blat pieniądze. – Trafił na komendę, jeżeli ci mówił, że
to za awanturowanie się, to nie licz, że to była prawda. Zabił
trzech policjantów, sam widziałem! – powiedział, kładąc dłoń
na sercu, zupełnie jakby chciał tym gestem potwierdzić prawdziwość
swoich słów. – Tylko mnie oszczędził, bo po pijaku zagadałem
go na śmierć.
Kenneth parsknął śmiechem, podobnie jak Ginger, która zaczęła
chichotać jak zawsze wtedy, kiedy ktoś się jej podobał. Zrobiła
to mimowolnie i nie zauważyła szybkiego, surowego spojrzenia
Johnsona, którego chyba po raz pierwszy w życiu to zirytowało.
Spróbował to jednak zignorować i skupić się na Eliocie.
– Nigdy nie mów nigdy – mruknął, uśmiechając się
nonszalancko do niego.
O'Conner zaśmiał się, prawie w ogóle nie zwracając uwagi na
dziewczynę, nie była w jego typie, ale nic dziwnego – w końcu
był naprawdę wybredny, jeżeli chodziło o kobiety. Lubił te
najbardziej dziewczęce i urocze, trochę kobiece, ale też nie
przesadnie. Dakota ze swoją słodką twarzą, równymi, białymi
zębami i szczupłym, drobnym ciałem z mocno zarysowaną talią,
idealnie wpisywała się w jego upodobania – bo miała urodę, o
której marzyła połowa Amerykanek.
– Czyli co, kiedy mnie zabijesz? – zapytał, pochylając się
nad ladą. – No i nie zapomnij, żeby przed tym postawić mi moje
wygrane piwo, staruszku– zagadał, nawiązując do ich rozmowy o
wieku. Sam nie wiedział, czy powinien wierzyć Kennethowi, w końcu
z trzydziestosiedmioletnim mężczyzną aż tak dobrze by mu się nie
rozmawiało. Mieliby zupełnie różne światopoglądy no i... czy
taki facet pracowałby w podrzędnej kawiarni? To wszystko nie
składało mu się do kupy, ale z drugiej strony bywały przecież
wyjątki.
– Już myślałem, że zapomnisz. – Kenneth podsunął mu
talerzyk z brownie. Czuł przyjemną ekscytację podczas tej rozmowy.
Miał więcej energii, która nie była gwałtowna, raczej łagodnie
stymulowała go do dalszej wymiany zdań. – Poświęcę się, to
będzie cena za twoje ciało – rzucił, samemu pochylając się nad
blatem. Spojrzał Eliotowi w oczy. – Załatw wszystkie swoje sprawy
przed tym spotkaniem.
O'Conner nie odwrócił wzroku, nie speszył się, raczej ciężko
było go doprowadzić do tego stanu. Uśmiechnął się za to,
odsłaniając swoje równe, wybielone w gabinecie dentystycznym zęby.
– Zabrzmię jak masochista, jeżeli powiem, że nie mogę się
doczekać? – odpowiedział mu wesoło, a Ginger już nie miała
wątpliwości, co do orientacji seksualnej znajomego Kennetha.
Rozbawiło ją to, że nawet się z tym nie kryli. Zerknęła na
Johnsona, zastanawiając się, czy jej przyjaciel zrozumiał
wszystkie te sugestie, czy może nieświadomie w to wszystko brnął,
nie mając pojęcia, jakie zamiary miał O'Conner. W końcu niektórzy
faceci charakteryzowali się wyjątkową, prawie tępą
niedomyślnością.
– Zabrzmię jak sadysta, jeśli ci przytaknę? – zapytał wesoło
Kenneth, a dziewczyna nie wytrzymała i się roześmiała. Teraz
rozmowa nabrała zupełnie innego wyrazu, niespodziewanie stała się
bardziej zmysłowa, flirtowali w sposób, w jaki Johnson nigdy by się
nie podejrzewał, że by potrafił. Najgorsze było jednak to, że na
żywo flirt stał się jeszcze bardziej intensywny.
– Byliśmy już umówieni – przypomniał mu. – W sobotę
godziny popołudniowe ci pasują? – zapytał Eliot wprost, czując
dziwny dreszcz przechodzący mu po ciele na samą myśl, że Kenneth
był gejem. Co do tego nie miał już raczej żadnych złudzeń.
– Tak, jasne – rzucił Kenneth z roztargnieniem, o które
przyglądająca im się Ginger go nie podejrzewała. – To... no nie
wiem, koło dziewiętnastej? Będzie ci pasowało?
– Pasuje – powiedział i sięgnął po ciasto. Wpatrzył się w
nie i aż się uśmiechnął na samą myśl, że skojarzyło mu się
z Kennethem. Od teraz brownie będzie chyba jego ulubionym deserem. –
Nie zapomnij, staruszku. W tym wieku możesz mieć już sklerozę –
dodał, mrugnął do niego, po czym jakby nigdy nic odszedł do
stolika z talerzykiem i kawą.
– Ile on ma lat? – zapytała Ginger, zerkając w stronę
O'Connera, który usiadł przy stoliku blisko drzwi i zerknął na
telefon. Kenneth domyślił się, że musiał na kogoś czekać.
Zaczął się zastanawiać, czy na dziewczynę, z którą tutaj
ostatnio był.
– Dwadzieścia jeden. Myśli, że ja mam trzydzieści siedem –
rzucił rozbawiony i zerknął na przyjaciółkę. – Nie mam
zamiaru na razie go uświadamiać.
– Serio? – parsknęła i zerknęła na chłopaka wesoło.
Drzwi do kawiarni znowu się otworzyły i kątem oka zauważyli
szczupłą, wysoką blondynkę przekraczającą próg Cafe Break.
Kobieta od razu skierowała się w stronę stolika, przy którym
siedział Eliot, była wyraźnie sporo od niego starsza, o jakieś
piętnaście-dwadzieścia lat, ale mimo to wciąż wyglądała na
zadbaną, elegancką kobietę.
– Ej, on chyba jest jej utrzymankiem – szepnęła Ginger i
zerknęła na Kennetha szeroko otwartymi oczami. – Przecież
popatrz na tę babę, torebka Prady, buty Louboutona – mruknęła,
szybko dostrzegając charakterystyczną, czerwoną podeszwę czarnej
szpilki. – Aż śmierdzi forsą. A on jest młody i ładniutki. Na
bank mają układ sponsoringu!
Kenneth nie mógł powstrzymać skrzywienia, kiedy na nią spojrzał.
Nie wierzył, że O'Conner mógłby zdecydować się na coś takiego.
Ale zdał sobie sprawę, że go przecież nie znał. Taki Eliot nie
pasował po prostu do tego, jak Kenneth go sobie wyobrażał.
– Wydaje ci się – burknął, mimowolnie nie chcąc tak myśleć
o chłopaku. – Może to jego matka? Albo... no nie wiem. –
Kobieta była chyba trochę za młoda jak na jego matkę.
– Mam nosa, mówię ci – powiedziała wyniośle Ginger, a
blondynka ruszyła pewnym krokiem w ich stronę. Doszła do lady i
spojrzała na Kennetha zblazowanym wzrokiem. – Cappuccino z mlekiem
beztłuszczowym – złożyła zamówienie i sięgnęła do swojej
torebki, by odszukać portfel.
Kenneth nawet się nie ruszył, wpatrując się w nią intensywnie.
Zreflektował się dopiero, kiedy Ginger nadepnęła mu na stopę i
odchrząknęła.
– Już się robi – powiedziała uprzejmie i zaczęła wszystko
przygotowywać. Eliot zerknął w ich stronę i posłał Johnsonowi
lekki uśmiech.
Kobieta przy ladzie popatrzyła zdziwiona na Johnsona, ale nie
zaprzątała sobie nim głowy, gdy dostała kawę, zapłaciła za
nią, zostawiając napiwek, po czym wróciła do O'Connera. Kenneth
widział, jak w pewnym momencie wstaje, łapie w dwa palce kosmyk
włosów chłopaka i odgarnia mu go z czoła, mówiąc przy tym coś
z krytycznym wyrazem twarzy.
– To nie może być jego kochanka – mruknął Kenneth i zagryzł
wargę, zaczynając ją żuć ze sfrustrowaniem. – Obrzydliwe,
gdyby z nią był – wyraził swój osąd i zerknął krótko na
Ginger, szukając u niej poparcia.
– No wiesz, może jest od niego starsza, ale trzeba jej przyznać,
że świetnie wygląda. Takie babki podobają się facetom –
powiedziała i wzruszyła ramionami. – Ale gdyby nie ona, to
powiedziałabym ci, że jest gejem i cię podrywał – dodała,
zerkając kątem oka na swojego przyjaciela, by wyłapać jego
reakcję. Zawsze się dziwiła, dlaczego Kenneth nigdy nie pokazał
się jej z dziewczyną. Powoli wszystko zaczęło się układać w
jej głowie.
– No coś ty – żachnął się, próbując zaprzeczyć, ale od
razu zerknął na Eliota, jakby kolejne spojrzenie na niego pomogło
mu odkryć jego tajemnicę. Przecież on i Johnson ze sobą
flirtowali, temu nie można było zaprzeczyć. Może Eliot robił to
wszystko ze świadomością, że po wspólnym spotkaniu, się
prześpią? O'Conner prowadził wygodne życie u boku jakiejś
bogaczki, żeby po kryjomu pieprzyć się z facetami?
Niestety jednak, nie poznał jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie,
po chwili do kawiarni weszło kilku klientów, a gdy ci zostali
obsłużeni, za nimi pojawili się następni. Powoli zbliżały się
te gorsze godziny w Cafe Break, więc musieli zacząć się
uwijać.
Kenneth cały czas jednak zerkał w stronę O'Connera i w końcu
zobaczył, jak ten wstaje od stolika. To on odniósł talerze do
okienka, a starsza kobieta zaczęła na niego już na zewnątrz. Na
odchodnym, spojrzał w stronę lady, a kiedy udało mu się wyłapać
nad głowami klientów wzrok Johnsona, puścił mu oczko, po czym
wyszedł.
Kenneth pomyślał, że Eliot musiałby być naprawdę idiotą,
jeśli byłby z tą babą. Miał zamiar go o to zapytać wieczorem,
kiedy pewnie znowu będą pisać. W myślach zaczął sobie układać
plan działania. Od czego zacząć i jak poprowadzić rozmowę, żeby
chłopak sobie czegoś nie ubzdurał.
No i super nie mogę się doczekać spotkania może być całkiem flirciarsko ciekawie:-)
OdpowiedzUsuńNie lubię Dereka. Jakiś taki niedorobiony jest. Niech jak najszybciej stąd znika. W ogóle nie jestem czepliwa jeśli chodzi o błędy jeśli tekst mi się podoba. Jednak skoro już coś wyłapałam to czemu o tym nie napisać.
OdpowiedzUsuń'-Tak powiesz? (...) OnA też (...)' --> drobna literówka.
A drugi to tak właściwie z czystej ciekawości, bo nie mam pojęcia jak to się pisze. Tak to jest jak się ma zwykłe buty, a w nazwach nie ma nic trudnego. :D Skoro jest Louboutin to powinno dodać się na końcu 'a' czy tak jak wy macie?
Kocham to, że tak często dodajecie rozdziały. Weny życzę. ;)
Literówki już poprawione, dziękujemy za czujność :) Odnośnie nazwiska Louboutin - wymawia się go Loubotę, więc trudno byłoby to odmienić. Na Wikipedii jest punkt w temacie odmiany nazwisk francuskich, że te nazwiska z końcówką -in można, ale nie trzeba odmieniać. W przypadku odmiany Loubotina nie mam pojęcia, jak wtedy można byłoby to wymówić :)
UsuńDziękujemy za komentarz :)
Hm. Derek nie wydaje się być taki zły. Coś czuję, że mógłby się nawet zmienić, wtedy większa drama, by była. Bo tak to, Kenneth dużych wyrzutów nie miałby gdyby przyszło im się rozstać.
OdpowiedzUsuńMam trochę mieszane uczucia jeśli chodzi o rozwój relacji Kennliota. Za łatwo i za szybko. Choć przecież i tak też bywa.
O.
A mi się podoba rozwój relacji Kennetha i Eliota. W ogóle bardzo fajne opowiadanie i ciekawy pomysł. Oczywiście błędów się nie da uniknąć ale podoba mi się wasz styl pisania. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Pozdrawiam i weny życzę. :)
OdpowiedzUsuńTa babka to pewnie jego mamuśka albo ktoś z rodziny a Kenneth zazdrosny i dobrze he ;) Ten związek z Derekiem trochę bez sensu , to bardziej wygląda na luzny związek i spotkania dla sexu a nie coś większego bo co to za związek jak się z kimś widzi raz na jaki czas ;p Eliot to sam chyba nie wie czego chce i wydaje mii się ,że to co teraz robi z Jonsonem to trochę taki eksperyment no ale zobaczymy do czego to doprowadzi.
OdpowiedzUsuńKatarina