środa, 8 lipca 2015

5. Clash

Dziękujemy za komentarze! :)

Derek Goldner

 Światła zielonego forda zapaliły się na kilka sekund przy towarzyszącym im dźwięku otwierania zamków. Derek wsiadł do auta, zajmując miejsce za kierownicą, od razu odpalił silnik i włączył klimatyzację. Wciąż był rozgrzany po grze, nawet mimo tego, że przed wyjściem z kompleksu sportowego, wziął odświeżający prysznic.
– Nieźle ci poszło, Johnson – rzucił rozbawiony do Kennetha, który usiadł tuż obok.
– Dobrze się grało, Goldner – zwrócił się do kochanka po nazwisku i wyciągnął wodę z torby. Grali prawie tak długo jak zazwyczaj, więc nic dziwnego, że czuli się tak zmęczeni. Johnson zawsze lubił przychodzić na boisko z Derekiem, wtedy zawsze obaj dawali z siebie wszystko. Kiedy Goldner ruszył, Kenneth przełączył stację na hip-hop, po czym zaczął kiwać głową w rytm raperskiej melodii.
– To Big Noyd? – zapytał Derek, bardzo dobrze orientując się w tej muzyce, akurat pod tym względem ich gusta się zgadzały.

– To piosenka z On the Grind. Całkiem spoko. – przyznał Johnson i podał Derekowi wodę. Wracali do jego kawalerki. Kenneth przyzwyczaił się już do tego, że nie byli względem siebie zbyt wylewni, seks był dobry, ich relacja też. W końcu byli parą samców, nie mogli zachowywać się jak (nie ubliżając): pipki, od nich dzieliła ich wielka przepaść – powtarzał sobie zawsze.
Derek nie odpowiedział, jedynie kiwnął głową i wyjechał na ulicę. Milczeli, wsłuchując się jedynie w dźwięki radia, mało ze sobą rozmawiali, tylko czasem, po pijaku zdarzyło się im być bardziej otwartymi.
– To... co robiłeś wczoraj? – padło w końcu pierwsze pytanie ze strony Goldnera, przerywające ich ciszę.
– Siedziałem z Emmą, nic specjalnego w sumie – przyznał Kenneth i zerknął na mężczyznę. – A ty, co robiłeś? – Często zastanawiał się, czy Derek go zdradzał, czy po prostu miał aż tak introwertyczny charakter, że wolał zostawać ze sobą sam na sam.
– Włączyłem sobie Watching Dogs i nie mogłem się oderwać – podła krótka odpowiedź. Goldner uwielbiał gry, miał w domu pokaźną kolekcję na konsolę, często, gdy Kenneth do niego przychodził, jego facet zamiast się zainteresować nim, wolał wgapiać się w telewizor z padem w ręku.
– No tak, mogłem przewidzieć – zaśmiał się Johnson i nagle wyciągnął rękę. Dotknął karku mężczyzny, na co kierowca drgnął, zaskoczony tym gestem.
– Ktoś może zauważyć – mruknął niechętnie Derek. Zawsze uważał, by za bardzo nie obnosić się z tym, co było między nim a Kennethem, nie lubił nadmiernego okazywania sobie uczuć w miejscach publicznych i chyba nie rozróżniał samochodu od głównych ulic Chicago. Johnson cofnął rękę zrezygnowany, nie chciał naciskać, chociaż reakcja jego kochanka go zirytowała. Nie mógł, do cholery, nawet go dotknąć! Sapnął i wpatrzył się w okno, już do końca podróży nie odzywając się ani słowem. Milczenia nie przerwał też Derek, który wydawał się całkowicie skupić na drodze.

Goldner pierwszy wszedł do mieszkania. Musiał się trochę siłować z drzwiami, w których zamek czasami się zacinał. W końcu, kiedy udało mu się w końcu z nim uporać, otworzył drzwi i wpuścił Kennetha do środka. Przedpokój jak zawsze był zagracony, dlatego Johnson musiał uważać na buty Dereka, żeby się o nie nie potknąć.
– Może powinieneś coś zrobić z tym zamkiem w końcu? Możesz złamać klucz – zagadnął, zerkając krótko na mężczyznę, który zasuwał już łańcuch. Emma zawsze dziwiła się, dlaczego nie wymienili się kluczami, dlaczego Derek nie chciał się wymienić. Kenneth kiedyś po pijaku mu to zaproponował, ale jego facet zbył go wtedy, jasno dając do zrozumienia, że wolałby jednak zostać w takim układzie, w jakim byli obecnie.
– No chyba najwyższa pora, bo już zaczyna mnie to wkurwiać – warknął mężczyzna i rzucił plik kluczy na szafkę.
– Od razu wrzucamy to do piekarnika? Jestem głodny! – stwierdził Kenneth, kiedy wszedł do kuchni. Po drodze do mieszkania skoczyli jeszcze szybko do przydrożnego sklepu po coś na kolację, ostatecznie stanęło na mrożonej pizzy, bo żaden z nich nie był dzisiaj na siłach, by zrobić coś lepszego. Gra dostatecznie ich wymęczyła.
– Wrzucaj! – Johnson usłyszał głos partnera z pokoju obok. – Umiesz włączać ten piekarnik, no nie? – zapytał jeszcze, a Kenneth roześmiał się i zapewnił go, że jakoś sobie poradzi. Od razu zdjął folię z pizzy i nastawił urządzenie na odpowiednią temperaturę. Derek dobrze gotował – w przeciwieństwie do Kennetha – dzisiaj jednak nie miał ochoty na wymyślanie dań, więc obaj postawili na mrożoną pizzę.
Kenneth otworzył jedną z butelek piwa, które kupili i wziął łyka, patrząc na pieczącą się pizzę.
– Mówiłeś jeszcze, że coś w kranie ci przecieka, no nie? Załatwiłeś już narzędzia od Longa? – zapytał, oglądając się za nim krótko. Long był dozorcą ich budynku, z którym jego facet miał całkiem dobry układ i mężczyzna często mu pomagał.
Derek wynajmował niewielką kawalerkę we wschodniej części Chicago. Zarabiał więcej od Kennetha, zresztą miał bardziej nadzianą rodzinę, zwłaszcza dziadków, więc mógł pozwolić sobie na wynajmowanie własnego lokum. W przeciwieństwie do Kennetha, który wolał zachować większą część wypłaty dla siebie. Goldener za wszelką cenę szukał samotności, a jego partner znajdował jej wystarczająco w małym pokoju, we wspólnym, czteroosobowym mieszkaniu.
– Myślę, że tak – odpowiedział Derek z zastanowieniem, ale krótko i mało wylewnie. Wpatrzył się bez słowa w piekarnik i, kiedy już Kenneth myślał, że znowu będą milczeć, odezwał się: – W przyszłym tygodniu będę odmalowywać przedpokój, trzeba go odświeżyć. Pomożesz mi?
Johnson zerknął na niego znad ramienia. Dzielił ich tylko stół, przy którym Derek usiadł i o który Kenneth się opierał.
– Jasne, po pracy mogę przyjść i ci pomogę. – Uśmiechnął się lekko, próbując zatuszować pod nonszalancką miną zadowolenie, że jego partner zaproponował coś takiego.
Derek nagle wstał i podszedł do piekarnika, przekręcił pokrętło, zmniejszając temperaturę.
– Za wysoka – stwierdził, zerkając na kochanka bez wyrzutu. – Sto osiemdziesiąt wystarczy. – Popatrzył jeszcze na jedzenie, by po chwili podejść do Kennetha, pochylić się, pocałować jego wargi i od razu odsunąć się, jakby nigdy nic. To była typowa zagrywka w wykonaniu Dereka, który nigdy zbyt długo się nie rozczulał. Kenneth westchnął cicho, oblizując usta. Nieraz już zastanawiał się, czy to on miał w sobie więcej z cioty, czy to jego kochanek nie do końca pogodził się ze swoją orientacją. Myślał tak jednak w gorszych chwilach, bo zwykle akceptował swojego faceta, znał go już wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że mężczyzna nie był po prostu zbyt towarzyski.
– Zrobić sos czosnkowy, czy tego nie przeżyjemy? – zapytał Goldener, rozluźniając się w towarzystwie Kennetha, który cieszył się, że od czasu do czasu mógł zobaczyć inną twarz Dereka. Lubił, kiedy mężczyzna się uśmiechał i żartował. To było dla Johnsona swojego rodzaju wyróżnieniem, że akurat przy nim Derek się rozluźniał.
– Keczup chyba wystarczy – przyznał, podchodząc do telewizora. – Czujesz mięśnie? Ja jutro będę miał chyba zakwasy – zagadał go.
– To dobrze – odparł Goldner i zerknął w jego stronę, jakby się zastanawiając nad swoim kolejnym ruchem. – A to nie koniec dzisiejszego wysiłku – rzucił i poruszył się nerwowo, czekając na reakcję partnera.
– Dlatego musimy zjeść, żeby mieć siły! – zażartował Kenneth. Przy Dereku zawsze tonował dowcipy, nie przeszkadzało mu to jednak, bo wiedział, że z Emmą będzie mógł się wyszaleć, jego kochanek był bardziej spokojny i dojrzały.
Mężczyzna w odpowiedzi uśmiechnął się i przeszedł przez pomieszczenie, zatrzymując się przy Johnsonie, przyciągnął go do siebie i pocałował mocno. Tęsknił za tym rodzajem pieszczot, choć nie przyznałby chętnie tego na głos, ani z pewnością nie pocałowałby tak Kennetha przy ludziach. Dopiero gdy znajdowali się z dala od obcych, miał odwagę na czulsze gesty zdradzające ich relację.
Johnson zawsze lubił seks, a Derek był w łóżku całkiem dobry. Przyciągnął go do siebie i zaczął całować mocniej, nagle znajdując w sobie siłę na taką aktywność. Uderzyła w niego fala podniecenia, kiedy dotyk stał się bardziej agresywny, zderzali się zębami, przygryzali sobie wargi i języki, nieświadomie, ale boleśnie. W pewnym momencie Kenneth poczuł dłonie na pośladkach i odwrócił głowę, przerywając pocałunek.
– Najpierw pizza – przypomniał Derekowi i spojrzał mu w oczy z bliska. Ten odetchnął ciężko i odsunął się, zawiedziony. Zerknął w stronę piekarnika, z którego dobiegał ich już przyjemny zapach pieczonego ciasta.
– Zaraz będzie – powiedział, żałując, że nie mogli trochę przyspieszyć procesu pieczenia. Brakowało mu już seksu, ale z drugiej strony nie miałby na niego siły, gdyby nie zjadł. Westchnął cicho, czując już zmęczenie. Usiadł przy stole i wpatrzył się w piekarnik. – Jak zwykle mocno wypieczona, no nie? – zapytał, a Kenneth kiwnął głową i sięgnął nagle do kieszeni, żeby wyjąć z dresowych spodni komórkę. Właśnie dostał jakąś wiadomość. – Cholera, sprawdzę, czy mam keczup – rzucił nagle Goldner i wstał. Lodówka znajdowała się za plecami Kennetha, więc musiał go przeprosić i jego wzrok jakoś mimowolnie zjechał na ekran smartphona kochanka. – Eliot O'Conner? – zapytał, odczytując, z kim pisał jego facet. Był pewny, że napisała do niego siostra. W końcu często z nią rozmawiał, więc to już by go nie zdziwiło.
Kenneth spiął się, jednak za wszelką cenę próbował zatuszować skrępowanie. Szybko zablokował telefon i odwrócił się do partnera z krzywym uśmiechem na ustach. Nienawidził takich sytuacji. Wcześniej wcale nie czuł się winny temu, że flirtował z Eliotem, ale nie sądził, że Derek będzie zaglądał mu przez ramię.
– Znajomy z komisariatu – odpowiedział z pewnością w głosie. Nie miał zamiaru się czegokolwiek wstydzić. W końcu nie zrobił nic złego.
– Z komisariatu? – zapytał zdziwiony, ale szybko przypomniało mu się, że jego partner faktycznie mówił coś o zatrzymaniu przez policję. Kiwnął więc głową i już nic nie powiedział, nie miał przecież zamiaru pokazywać mu, że czasami potrafił być o niego zazdrosny. – Pizzę można już w sumie wyciągać – zmienił temat.
– Tak myślisz? – Kenneth nie łudził się, że Derek zareaguje inaczej, ale mimo wszystko poczuł ukłucie żalu. Nie miał jednak zamiaru dać tego po sobie poznać. Ten facet był jaki był, w ich związku liczyły się inne rzeczy – stwierdził w myślach, kiedy zajmowali się rozkładaniem talerzy i wyciągali pizzę z piekarnika.
Usiedli do stołu, po czym zjedli całą pizzę w zawrotnym tempie, jeszcze było im mało, ale żaden nie narzekał, w końcu zaraz mieli zająć się przyjemniejszymi rzeczami. Nie będą myśleć o głodzie.
– Pijemy? – zapytał Derek, gdy zalegli na kanapie. Objął luźno Kennetha i potarł jego ramię.
Jedno piwo wypili już do pizzy, zostało więc im po trzy na głowę. Zwykle pili mniej więcej tak samo, z tym że Derek nie miewał praktycznie w ogóle kaca. Czasami Johnson miał wrażenie, że żył z pieprzonym robotem, który nie dość, że był bardzo wytrzymały, to jeszcze rzadko się źle czuł, ale często chciał być sam. Bycie z tym mężczyzną miało swoje plusy i minusy.
Derek nagle pochylił się do Kennetha i pocałował go w usta, smakujące goryczą piwa. Aż zamruczał i popchnął go bardziej na oparcie kanapy, kąsając mu wargi w mocnym pocałunku. Obaj to uwielbiali, ich seks był zawsze intensywny, rzadko kiedy zwalniali tempo, co jednak czasem Johnsonowi przeszkadzało. To go właśnie różniło od Dereka – nie był zobojętniałym samotnikiem, któremu zależało tylko na tym, żeby mieć z kim porozmawiać i z pomocą kogo się spuścić. Dla niego budowanie relacji było naprawdę ważne i czasami czuł się zdecydowanie za mało męsko przy zblazowanym Goldnerze. Chociaż wyglądali podobnie, Kenneth nie wpisywał się w narzucony mu przez społeczeństwo stereotyp groźnie wyglądającego samca alfa.
Johnson nie dał długo nad sobą górować, już po chwili jego kochanek wylądował na kanapie, a Kenneth zawisł nad nim, wpatrując się w niego wygłodniałym, samczym wzrokiem. Obaj już wiedzieli, kto w tym seksie będzie stroną aktywną. Derek nawet nie miał zamiaru mu się już sprzeciwiać, złapał go za kark i przyciągnął do siebie, żeby znów połączyć ich usta w pocałunku, który trwał tylko chwilę. Johnson szybko przerwał pieszczotę, by zsunąć wargi na szyję partnera. Zassał się na skórze jednocześnie zakradając się dłonią pod jego koszulkę. Goldner miał zarośniętą pierś i podbrzusze. Jego skórę porastały twarde, grube włoski, przez co wyglądał jeszcze bardziej męsko. Kenneth był znacznie mniej owłosiony, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało.
Zanim Johnson kazał się Derekowi odwrócić, dotknął jego piersi, pocierając ją na granicy bólu i przyjemności. Kochanek miał szeroki, bardzo twardy tors – wzrostem i posturą byli podobni, ale ich mięśnie, mimo tych samych ćwiczeń, zbudowali inaczej. Goldner miał węższe ramiona, bardziej wyrzeźbione mięśnie i żylaste ciało.
– Odwróć się – mruknął i wyciągnął z kieszeni gumki. Nigdy nie eksperymentowali, pozostawali tylko przy klasycznych zbliżeniach, bo Derek nie chciał wychodzić w seksie poza zwykły seks. Kenneth, by spełnić swoje fantazje, zadowalał się filmami pornograficznymi. Na razie – podpowiedziała jakaś zdradliwa myśl w głowie Johnsona, którą szybko zignorował.
Goldner od razu wykonał polecenie, uprzednio jednak rozpinając swoje spodnie, by Kenneth nie musiał się z tym męczyć. Uklęknął i poczekał, aż kochanek zsunie dolną część jego ubrania. Aż gwałtowniej wciągnął powietrze, gdy poczuł chłód na nagiej skórze pośladków. Dzisiaj był nadzwyczaj uległy, musiało bardzo brakować mu seksu.
Kenneth od razu zauważył zmianę w jego zachowaniu. Czasami, kiedy się spotykali, Derek lubił walczyć – obaj lubili. Nie tak łatwo było im oddać dominację. Właśnie to uważali w ich seksie za najlepsze.
Chciał go uderzyć w pośladki, ale wiedział, że Goldner od razu by się na to zirytował. Nie lubił takich gestów, więc Kenneth musiał przystopować. Nałożył na siebie prezerwatywę i przyciągnął biodra kochanka do siebie. Pamiętał ich pierwszy raz. Wtedy to jego partner dominował, bo był zbyt zestresowany, żeby się oddać, Kenneth musiał mu ulec. Johnson wiedział, że był pierwszym mężczyzną Dereka. Podejrzewał również, że tylko on widział go tak przestraszonego, zestresowanego i speszonego. Z każdym kolejnym zbliżeniem kochanek stawał się bardziej pewny siebie. Teraz bycie bottomem nie stanowiło już dla niego tak dużego problemu.
Kiedy Johnson wsunął w niego główkę penisa, starszy z mężczyzn jęknął gardłowo, próbując przystosować się do nieprzyjemnego uczucia. Bolało go pomimo nawilżonych prezerwatyw, musiał jednak jakoś to wszystko przełknąć, podczas tego rodzaju seksu nie dało się ominąć dyskomfortu. Na dodatek członek Kennetha był naprawdę pokaźnych rozmiarów.
– Poczekaj chwilę – sapnął, a jego partner w odpowiedzi pogłaskał go uspokajająco po plecach, oddychając ciężko.
– Rozluźnij się – powiedział mu, chociaż wiedział, że dla Dereka to już nie był pierwszy raz na dole. Obaj przygryźli wargi, kiedy Kenneth wsunął się jeszcze trochę, a później wycofał. – Jesteś ciasny – przyznał. Miał pewność, że Derek nigdy nie oddałby się komuś, komu by nie ufał. Był typowym introwertykiem, Johnson miał u niego szanse przede wszystkim dlatego, że wcześniej bardzo długo się przyjaźnili. Nim weszli w związek, zdążyli się bardzo dobrze poznać.
Wreszcie Goldner rozluźnił się na tyle, że zaczął odczuwać przyjemność z seksu analnego. Kenneth kochał się z nim coraz mocniej, zapominając o jakiejkolwiek delikatności, pieprzył go, sapiąc ciężko nad jego szyją. Od razu odpłynął przy takim seksie. Jego ruchy były stanowcze i mocne, aż kanapa, na której się kochali, zaczęła przesuwać się po podłodze. W pewnym momencie Derek osunął się kolanem na panele i o mało nie przewrócili się na stolik. Wtedy zeszli na zabrudzoną, zakurzoną podłogę, nie przerywając aktu. Johnson starał się wyłapywać każdy głośniejszy jęk partnera, mężczyzna zwykle kochał się w ciszy, tylko czasami dawał znać, że mu się podobało. Najpierw spuścił się Kenneth, który docisnął biodra Dereka do swojego krocza, wchodząc w niego do końca. Kochanek krzyknął i sam doszedł prosto na ciemne panele. Podziękował sobie w duchu, że odechciało mu się kupowania dywanów. Cudem utrzymał się nad podłogą. Czuł, jak drżały mu mięśnie po orgazmie, odczekał chwilę, po czym odwrócił się i pocałował kochanka.
– Było zajebiście – pochwalił oszczędnie. Kenneth był jednak zbyt zmęczony, żeby odpowiedzieć, więc tylko uśmiechnął się lekko i usiadł na kanapie, oddychając głęboko. Ściągnął prezerwatywę, zawiązał ją i wrzucił do pustego pudełka po ciastkach. Przymknął oczy i sięgnął po piwo, kiedy wytarł ręce w brudną koszulkę swojego chłopaka.
– Włącz jakiś film – mruknął Kenneth, nawet już nie próbując dążyć do czułości. Wiedział, że to nie miało sensu.
Derek tylko podciągnął spodnie i także wrócił na sofę, sięgnął po pilota, po czym włączył telewizor. Akurat natrafił na jakiś horror, więc zostawił kanał, rozsiadając się na kanapie. Tak minęła im następna godzina, aż wreszcie trafili pod prysznic i do łóżka.

***

– Jaka zadowolona – zaśmiał się Kenneth i szturchnął Ginger, która nuciła coś pod nosem. – Starasz się uśmiechać, żeby ten facet zwrócił na ciebie uwagę? Co by powiedział twój książę z bajki? – zapytał rozbawiony, nachylając się do niej, żeby nikt ich nie usłyszał. Dziewczyna mimowolnie zerknęła na przystojnego mężczyznę, zajmującego stolik pod oknem. Miał ciemne włosy i delikatną brodę, był w jej typie.
– Cały czas tylko wciska ten nos w swój tablet – burknęła zła i starła blat z okruszków. – Wszyscy biznesmeni są tacy nudni? – zapytała, wzdychając ciężko. – No a co do Jacka, mamy teraz ciche dni. – Popatrzyła na Kennetha, który przeczyszczał ekspres do kawy. Aktualnie mieli mały ruch, więc mogli pozwolić sobie na luźną rozmowę. – Ciągle się tylko obraża, no gorzej niż z babą, mówię ci. Wy, faceci, macie z nami raj, jak tak sobie myślę o zachowaniu Jacka. – Przewróciła poirytowana oczami.
– No jasne, bo ty się nigdy nie obrażasz o byle pierdołę – zaśmiał się – zwłaszcza jak masz te dni – dodał znaczącym, przyciszonym tonem i już chciał roześmiać się znowu, kiedy drzwi ich małej kawiarni znowu się otworzyły, a w ich progu stanął jego kolega z komisariatu – Eliot O'Conner we własnej osobie.
– Możesz spadać? – warknęła Ginger jak zwykle, kiedy Kenneth żartował z jej kobiecych przypadłości. – Facet nigdy nie zrozumie, jak to jest mieć burzę hormonów, wilczy apetyt i bolący brzuch, jak się ma okres. To wy powinniście go mieć i jeszcze rodzić dzieci, najlepiej. Słaba płeć, też coś... – Słowa Ginger w ogóle do niego nie dochodziły. Myślał gorączkowo, jak Eliot mógł go znaleźć w kawiarni.
Obiekt jego rozmyśleń wszedł do Cafe Break jakby nigdy nic. Nie zauważył jeszcze Kennetha, stojącego za ladą, najpierw popatrzył na salę, jakby oceniając, czy było w niej dużo ludzi i czy zamawianie kawy na miejscu się opłacało. O tej godzinie jednak nie panował tłok, przy stolikach siedziało tylko kilka osób, a ich przytłumione w rozmowie głosy nawet nie zagłuszały przyjemnej melodii płynącej z głośników. Dopiero gdy przekonał się, że picie kawy na miejscu będzie ciałkiem przyjemną opcją, odwrócił głowę i popatrzył na ladę. Zamarł na chwilę, patrząc Kennethowi w oczy, aż wreszcie na jego usta wpłynął szeroki uśmiech, którego Johnson pamiętał z komisariatu.
– Nie wierzę! – rzucił wesoło, zmierzając do niego. – Kenneth Johnson, kumpel z celi.
Ginger spojrzała na Eliota i też nie kryła swojego zdziwienia. Rozpoznała w nim chłopaka, który kłócił się ze swoją dziewczyną. O'Conner był przystojny, więc zapadł jej w pamięć.
– Co tu robisz? – zapytał Kenneth, który po reakcji studenta zrozumiał, że ten znalazł się tutaj całkowicie przez przypadek. I, podobnie jak Ginger, przypomniał go sobie jako kłótliwego klienta sprzed tygodnia.
– Przyszedłem po dużą latte – powiedział i oparł się dłońmi o ladę, przechylając się lekko nad nią. – I kawałek brownie. A ty? Pracujesz tu, czy mam się już bać, bo zostałeś moim stalkerem? – zapytał rozbawiony, nie mogąc go jednak skojarzyć z kawiarni, wtedy, gdy kłócił się z Dakotą, nie miał głowy na przyglądanie się sprzedawcy.
Kenneth zaśmiał się i sięgnął po szklankę, żeby przygotować Eliotowi kawę. Było mu trochę wstyd, sam nie wiedział – z jednej strony lubił tę pracę, lepsze to niż harówka na budowie, ale z drugiej wiedział, że tu nie pasował. Że większość ludzi uważała, że powinien być budowlańcem, nie baristą.
– Upatrzyłem sobie ciebie jako mój kolejny cel, skoro mi w komisariacie nie wyszło – spróbował zażartować. Ginger stała z boku i przysłuchiwała się wszystkiemu z niepewnym uśmiechem.
– Rany, to muszę zacząć uważać – rzucił, pochylając się jeszcze bardziej. – Doszedłeś już do tego, gdzie mieszkam? – mówił z szerokim uśmiechem. Naprawdę nie spodziewał się zobaczyć tu Kennetha, w końcu Chicago nie było małym miastem, ale mimo to nie narzekał na spotkanie. Polubił mężczyznę, czy to przez rozmowy na komendzie, czy przez Facebooka. – Seryjny morderca pracujący w spokojnej kawiarni, dobry chwyt, Johnson.
– Co? – Ginger w końcu się wtrąciła, nie mogąc wytrzymać. Zaśmiała się z niedowierzaniem, patrząc to na przyjaciela, to na Eliota. – Jaki seryjny morderca, Kenneth?
– Nie wiesz z kim żyjesz, co? – rzucił O'Conner do niej, od razu było widać, że był typem otwartej osoby, która nie miała oporów przed rozmawianiem z kompletnie sobie obcymi ludźmi. Zresztą, Kenneth zauważył to już przy ich pierwszym spotkaniu, w końcu to O'Conner jakby nigdy nic zaczął do niego paplać. – Uważaj lepiej – dodał i mrugnął do Ginger – on tylko tak słodko wygląda. – Uśmiechnął się szeroko, patrząc Johnsonowi w oczy. Flirtował z nim nieświadomie albo trochę świadomie. Ciągnęło go do tego faceta, który nie zachowywał się jak każdy normalny heteryk, w końcu żaden z nich nie umówiłby się z nim na pizzę w restauracji. To wszystko sprawiło, że w głowie Eliota zapaliła się czerwona lampka.
Kącik ust Kennetha drgnął, kiedy usłyszał ten komplement. Emma już nie raz mu to powtarzała, ale w jej ustach brzmiało jak chwalenie dobrego dziecka. O'Conner powiedział to w inny sposób. Zresztą zawsze, kiedy słyszał coś takiego od faceta, te słowa zmieniały kontekst.
– Tak powiesz? – zapytała Eliota Ginger i szturchnęła Kennetha. Ona też wyczuła, co się kroiło. Próbowała zachowywać się normalnie, ale Johnson nie pasował jej do... geja? Naprawdę mógłby nim być? Ten chłopak rozmawiał z nim w taki sposób, że tylko głuchy nie domyśliłby się, że go podrywał. A Kenneth z chęcią odpowiadał na ten filtr. Tak wciągnęli się w rozmowę, że przestali przygotowywać zamówienie O'Connera, a w kolejce już ktoś się ustawił. Dopiero wtedy Ginger się zreflektowała. – Zaczekasz chwilę? Obsłużymy klienta i mi powiesz, co wiesz o Kennecie – zaproponowała poufale. Pod względem gadatliwości była całkiem podobna do Eliota. Ten kiwnął głową i odsunął się, żeby starszy mężczyzna mógł podejść do lady i złożyć zamówienie. W międzyczasie O'Conner przyglądał się Johnsonowi, patrzył, jak Kenneth nakłada wybranego croissanta z powidłami, którego Ginger zaraz sprawnie nabiła na kasę. Byli zgraną parą, stwierdził, patrząc na zmarszczone brwi Johnsona, kiedy wkładał wypiek w torebkę na wynos. Czasami miał surowy wyraz twarzy i faktycznie można było się go bać, jednak Eliot zdążył go już poznać, a nawet polubić. No i oczywiście dodatkowo stwierdzić, że mężczyzna był bardzo seksowny, mimo że raczej nie gustował ani w murzynach, ani w murzynkach. Coś jednak w Kennecie przyciągało – regularne rysy twarzy, kształtne i pełne, ale nie wydęte usta i ciemne oczy o migdałowym kształcie. Nie wspominając już o gęstej, równo przystrzyżonej brodzie. Tak, Johnson z pewnością był męski, ale przy tym po prostu ładny. Słodki.
Kenneth nieświadomy myśli Eliota, posłał mu krótkie spojrzenie i uśmiechnął się niepewnie. Kiedy skończyli obsługiwać klienta, pożegnali się z nim uprzejmie. Najwyraźniej musiał być stałym gościem tutaj, bo oprócz zostawienia większego napiwku niż normalni kupujący, powiedział do nich po imieniu i życzył miłego dnia, wcześniej nawet próbował zagadywać.
– Więc? – Ginger od razu chciała wrócić do tematu ich poprzedniej rozmowy, kiedy zostali sami przy ladzie. – Co jest z Kennethem? Powinnam się bać?
– No pewnie – rzucił trochę zamyślony, odrywając wzrok od mężczyzny. Sięgnął po latte, jaką mu zrobiono, po czym wyłożył na blat pieniądze. – Trafił na komendę, jeżeli ci mówił, że to za awanturowanie się, to nie licz, że to była prawda. Zabił trzech policjantów, sam widziałem! – powiedział, kładąc dłoń na sercu, zupełnie jakby chciał tym gestem potwierdzić prawdziwość swoich słów. – Tylko mnie oszczędził, bo po pijaku zagadałem go na śmierć.
Kenneth parsknął śmiechem, podobnie jak Ginger, która zaczęła chichotać jak zawsze wtedy, kiedy ktoś się jej podobał. Zrobiła to mimowolnie i nie zauważyła szybkiego, surowego spojrzenia Johnsona, którego chyba po raz pierwszy w życiu to zirytowało. Spróbował to jednak zignorować i skupić się na Eliocie.
– Nigdy nie mów nigdy – mruknął, uśmiechając się nonszalancko do niego.
O'Conner zaśmiał się, prawie w ogóle nie zwracając uwagi na dziewczynę, nie była w jego typie, ale nic dziwnego – w końcu był naprawdę wybredny, jeżeli chodziło o kobiety. Lubił te najbardziej dziewczęce i urocze, trochę kobiece, ale też nie przesadnie. Dakota ze swoją słodką twarzą, równymi, białymi zębami i szczupłym, drobnym ciałem z mocno zarysowaną talią, idealnie wpisywała się w jego upodobania – bo miała urodę, o której marzyła połowa Amerykanek.
– Czyli co, kiedy mnie zabijesz? – zapytał, pochylając się nad ladą. – No i nie zapomnij, żeby przed tym postawić mi moje wygrane piwo, staruszku– zagadał, nawiązując do ich rozmowy o wieku. Sam nie wiedział, czy powinien wierzyć Kennethowi, w końcu z trzydziestosiedmioletnim mężczyzną aż tak dobrze by mu się nie rozmawiało. Mieliby zupełnie różne światopoglądy no i... czy taki facet pracowałby w podrzędnej kawiarni? To wszystko nie składało mu się do kupy, ale z drugiej strony bywały przecież wyjątki.
– Już myślałem, że zapomnisz. – Kenneth podsunął mu talerzyk z brownie. Czuł przyjemną ekscytację podczas tej rozmowy. Miał więcej energii, która nie była gwałtowna, raczej łagodnie stymulowała go do dalszej wymiany zdań. – Poświęcę się, to będzie cena za twoje ciało – rzucił, samemu pochylając się nad blatem. Spojrzał Eliotowi w oczy. – Załatw wszystkie swoje sprawy przed tym spotkaniem.
O'Conner nie odwrócił wzroku, nie speszył się, raczej ciężko było go doprowadzić do tego stanu. Uśmiechnął się za to, odsłaniając swoje równe, wybielone w gabinecie dentystycznym zęby.
– Zabrzmię jak masochista, jeżeli powiem, że nie mogę się doczekać? – odpowiedział mu wesoło, a Ginger już nie miała wątpliwości, co do orientacji seksualnej znajomego Kennetha. Rozbawiło ją to, że nawet się z tym nie kryli. Zerknęła na Johnsona, zastanawiając się, czy jej przyjaciel zrozumiał wszystkie te sugestie, czy może nieświadomie w to wszystko brnął, nie mając pojęcia, jakie zamiary miał O'Conner. W końcu niektórzy faceci charakteryzowali się wyjątkową, prawie tępą niedomyślnością.
– Zabrzmię jak sadysta, jeśli ci przytaknę? – zapytał wesoło Kenneth, a dziewczyna nie wytrzymała i się roześmiała. Teraz rozmowa nabrała zupełnie innego wyrazu, niespodziewanie stała się bardziej zmysłowa, flirtowali w sposób, w jaki Johnson nigdy by się nie podejrzewał, że by potrafił. Najgorsze było jednak to, że na żywo flirt stał się jeszcze bardziej intensywny.
– Byliśmy już umówieni – przypomniał mu. – W sobotę godziny popołudniowe ci pasują? – zapytał Eliot wprost, czując dziwny dreszcz przechodzący mu po ciele na samą myśl, że Kenneth był gejem. Co do tego nie miał już raczej żadnych złudzeń.
– Tak, jasne – rzucił Kenneth z roztargnieniem, o które przyglądająca im się Ginger go nie podejrzewała. – To... no nie wiem, koło dziewiętnastej? Będzie ci pasowało?
– Pasuje – powiedział i sięgnął po ciasto. Wpatrzył się w nie i aż się uśmiechnął na samą myśl, że skojarzyło mu się z Kennethem. Od teraz brownie będzie chyba jego ulubionym deserem. – Nie zapomnij, staruszku. W tym wieku możesz mieć już sklerozę – dodał, mrugnął do niego, po czym jakby nigdy nic odszedł do stolika z talerzykiem i kawą.
– Ile on ma lat? – zapytała Ginger, zerkając w stronę O'Connera, który usiadł przy stoliku blisko drzwi i zerknął na telefon. Kenneth domyślił się, że musiał na kogoś czekać. Zaczął się zastanawiać, czy na dziewczynę, z którą tutaj ostatnio był.
– Dwadzieścia jeden. Myśli, że ja mam trzydzieści siedem – rzucił rozbawiony i zerknął na przyjaciółkę. – Nie mam zamiaru na razie go uświadamiać.
– Serio? – parsknęła i zerknęła na chłopaka wesoło.
Drzwi do kawiarni znowu się otworzyły i kątem oka zauważyli szczupłą, wysoką blondynkę przekraczającą próg Cafe Break. Kobieta od razu skierowała się w stronę stolika, przy którym siedział Eliot, była wyraźnie sporo od niego starsza, o jakieś piętnaście-dwadzieścia lat, ale mimo to wciąż wyglądała na zadbaną, elegancką kobietę.
– Ej, on chyba jest jej utrzymankiem – szepnęła Ginger i zerknęła na Kennetha szeroko otwartymi oczami. – Przecież popatrz na tę babę, torebka Prady, buty Louboutona – mruknęła, szybko dostrzegając charakterystyczną, czerwoną podeszwę czarnej szpilki. – Aż śmierdzi forsą. A on jest młody i ładniutki. Na bank mają układ sponsoringu!
Kenneth nie mógł powstrzymać skrzywienia, kiedy na nią spojrzał. Nie wierzył, że O'Conner mógłby zdecydować się na coś takiego. Ale zdał sobie sprawę, że go przecież nie znał. Taki Eliot nie pasował po prostu do tego, jak Kenneth go sobie wyobrażał.
– Wydaje ci się – burknął, mimowolnie nie chcąc tak myśleć o chłopaku. – Może to jego matka? Albo... no nie wiem. – Kobieta była chyba trochę za młoda jak na jego matkę.
– Mam nosa, mówię ci – powiedziała wyniośle Ginger, a blondynka ruszyła pewnym krokiem w ich stronę. Doszła do lady i spojrzała na Kennetha zblazowanym wzrokiem. – Cappuccino z mlekiem beztłuszczowym – złożyła zamówienie i sięgnęła do swojej torebki, by odszukać portfel.
Kenneth nawet się nie ruszył, wpatrując się w nią intensywnie. Zreflektował się dopiero, kiedy Ginger nadepnęła mu na stopę i odchrząknęła.
– Już się robi – powiedziała uprzejmie i zaczęła wszystko przygotowywać. Eliot zerknął w ich stronę i posłał Johnsonowi lekki uśmiech.
Kobieta przy ladzie popatrzyła zdziwiona na Johnsona, ale nie zaprzątała sobie nim głowy, gdy dostała kawę, zapłaciła za nią, zostawiając napiwek, po czym wróciła do O'Connera. Kenneth widział, jak w pewnym momencie wstaje, łapie w dwa palce kosmyk włosów chłopaka i odgarnia mu go z czoła, mówiąc przy tym coś z krytycznym wyrazem twarzy.
– To nie może być jego kochanka – mruknął Kenneth i zagryzł wargę, zaczynając ją żuć ze sfrustrowaniem. – Obrzydliwe, gdyby z nią był – wyraził swój osąd i zerknął krótko na Ginger, szukając u niej poparcia.
– No wiesz, może jest od niego starsza, ale trzeba jej przyznać, że świetnie wygląda. Takie babki podobają się facetom – powiedziała i wzruszyła ramionami. – Ale gdyby nie ona, to powiedziałabym ci, że jest gejem i cię podrywał – dodała, zerkając kątem oka na swojego przyjaciela, by wyłapać jego reakcję. Zawsze się dziwiła, dlaczego Kenneth nigdy nie pokazał się jej z dziewczyną. Powoli wszystko zaczęło się układać w jej głowie.
– No coś ty – żachnął się, próbując zaprzeczyć, ale od razu zerknął na Eliota, jakby kolejne spojrzenie na niego pomogło mu odkryć jego tajemnicę. Przecież on i Johnson ze sobą flirtowali, temu nie można było zaprzeczyć. Może Eliot robił to wszystko ze świadomością, że po wspólnym spotkaniu, się prześpią? O'Conner prowadził wygodne życie u boku jakiejś bogaczki, żeby po kryjomu pieprzyć się z facetami?
Niestety jednak, nie poznał jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, po chwili do kawiarni weszło kilku klientów, a gdy ci zostali obsłużeni, za nimi pojawili się następni. Powoli zbliżały się te gorsze godziny w Cafe Break, więc musieli zacząć się uwijać.
Kenneth cały czas jednak zerkał w stronę O'Connera i w końcu zobaczył, jak ten wstaje od stolika. To on odniósł talerze do okienka, a starsza kobieta zaczęła na niego już na zewnątrz. Na odchodnym, spojrzał w stronę lady, a kiedy udało mu się wyłapać nad głowami klientów wzrok Johnsona, puścił mu oczko, po czym wyszedł.

Kenneth pomyślał, że Eliot musiałby być naprawdę idiotą, jeśli byłby z tą babą. Miał zamiar go o to zapytać wieczorem, kiedy pewnie znowu będą pisać. W myślach zaczął sobie układać plan działania. Od czego zacząć i jak poprowadzić rozmowę, żeby chłopak sobie czegoś nie ubzdurał.  

6 komentarzy:

  1. No i super nie mogę się doczekać spotkania może być całkiem flirciarsko ciekawie:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię Dereka. Jakiś taki niedorobiony jest. Niech jak najszybciej stąd znika. W ogóle nie jestem czepliwa jeśli chodzi o błędy jeśli tekst mi się podoba. Jednak skoro już coś wyłapałam to czemu o tym nie napisać.
    '-Tak powiesz? (...) OnA też (...)' --> drobna literówka.
    A drugi to tak właściwie z czystej ciekawości, bo nie mam pojęcia jak to się pisze. Tak to jest jak się ma zwykłe buty, a w nazwach nie ma nic trudnego. :D Skoro jest Louboutin to powinno dodać się na końcu 'a' czy tak jak wy macie?
    Kocham to, że tak często dodajecie rozdziały. Weny życzę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Literówki już poprawione, dziękujemy za czujność :) Odnośnie nazwiska Louboutin - wymawia się go Loubotę, więc trudno byłoby to odmienić. Na Wikipedii jest punkt w temacie odmiany nazwisk francuskich, że te nazwiska z końcówką -in można, ale nie trzeba odmieniać. W przypadku odmiany Loubotina nie mam pojęcia, jak wtedy można byłoby to wymówić :)

      Dziękujemy za komentarz :)

      Usuń
  3. Hm. Derek nie wydaje się być taki zły. Coś czuję, że mógłby się nawet zmienić, wtedy większa drama, by była. Bo tak to, Kenneth dużych wyrzutów nie miałby gdyby przyszło im się rozstać.
    Mam trochę mieszane uczucia jeśli chodzi o rozwój relacji Kennliota. Za łatwo i za szybko. Choć przecież i tak też bywa.
    O.




    OdpowiedzUsuń
  4. A mi się podoba rozwój relacji Kennetha i Eliota. W ogóle bardzo fajne opowiadanie i ciekawy pomysł. Oczywiście błędów się nie da uniknąć ale podoba mi się wasz styl pisania. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Pozdrawiam i weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta babka to pewnie jego mamuśka albo ktoś z rodziny a Kenneth zazdrosny i dobrze he ;) Ten związek z Derekiem trochę bez sensu , to bardziej wygląda na luzny związek i spotkania dla sexu a nie coś większego bo co to za związek jak się z kimś widzi raz na jaki czas ;p Eliot to sam chyba nie wie czego chce i wydaje mii się ,że to co teraz robi z Jonsonem to trochę taki eksperyment no ale zobaczymy do czego to doprowadzi.
    Katarina

    OdpowiedzUsuń