środa, 15 lipca 2015

7. Clash

Pasta D'Arte


Pasta D'Arte, restauracja, do której zaprosił go Eliot, znajdowała się w Forest Glen i serwowała chyba najlepsze włoskie jedzenie w całym Chicago. Niestety Kenneth nie miał do niej zbyt wygodnego dojazdu – nie dość, że musiał dwukrotnie się przesiadać, to jeszcze w autobusach spędził dobre półtorej godziny. Na szczęście pogoda dopisała – nie było ani za ciepło, ani za zimno, więc podróż minęła mu całkiem spokojnie.
Kiedy wysiadł z busa, poprawił poły kurtki i przejrzał się w witrynie sklepu, przed którym stanął. Uśmiechnął się lekko, stwierdzając, że wyglądał całkiem nieźle. Założył na siebie jedne z lepszych ubrań w swojej szafie – luźne dżinsy od Lee, które kupił kiedyś na wyprzedaży i wojskową kurtkę z Topmana. Dostał ją prezencie od Emmy trzy lata temu i dopiero w tej wiosny się do niej przekonał. Wcześniej wydawało mu się, że nigdy by po nią nie sięgnął, ale ostatnio przyłapał się na coraz częstszym noszeniu tej katany. Pod nią założył czarny top z dekoltem w serek, odsłaniający kawałek torsu, wyglądał w nim naprawdę bardzo dobrze, nawet jego siostra kiedyś mu to przyznała, gdy go w nim zobaczyła.
Z tego co się orientował, miał do przejścia jeszcze przecznicę, więc nie chciał już czekać. Nie chciał się spóźnić, a kiedy zerknął na zegarek, zdał sobie sprawę, że zostało mu tylko kilka minut. Rzadko bywał w tej części miasta, ale kojarzył jeden z charakterystycznych oszklonych budynków banku. Kiedyś musiał tutaj być, w końcu niedaleko znajdował się spory park i osiedla mieszkalne.
Zdał sobie sprawę, że im bardziej zbliżał się do wskazanego miejsca spotkania, tym bardziej zaczął się denerwować. Dla tego wieczoru odmówił Derekowi, który chciał się spotkać w jego kawalerce. Kenneth zdał sobie sprawę, że teraz już nie latał za nim jak pies z wywieszonym językiem. Podobała mu się ta zmiana.
Eliot dotarł pod Pasta D'Arte wcześniej, więc nie pozostało mu nic innego jak zaczekać na Johnsona. Wejście do restauracji składało się z kamiennych kolumn inspirowanych architekturą starorzymską. Między nimi znajdowały się drzwi z dębowego drewna.
Czekał kilka minut, rozglądając się, aż w końcu wyciągnął telefon, by sprawdzić godzinę. Kenneth miał jeszcze chwilę, żeby dojść, więc jedyne co mógł zrobić, to czekać. Wsunął ręce do kieszeni kurtki i oparł się o mur, mając nadzieję, że chłopak się nie spóźni. Czuł na to spotkanie dziwną, nieznaną ekscytację. Zupełnie inaczej przeżywał spotkania ze znajomymi, czy nawet te z Dakotą.
Wreszcie dostrzegł wysokiego, barczystego murzyna na początku ulicy. Mężczyzna wszedł w światło latarni i obaj się rozpoznali. Eliot momentalnie uśmiechnął się, tak samo zresztą jak i Johnson, który jednak zrobił to już mniej wylewnie. Wykrzywił tylko lekko usta i zwolnił kroku – chciał dobrze wypaść, bo czuł, że teraz każdy jego ruch był pod pilną obserwacją O'Connera.
To co, gotowy na sprzedanie nerek? – rzucił do Eliota, gdy w końcu do niego doszedł. Zerknął na oryginalne wejście do knajpki. Bał się cen w tej restauracji, miał nadzieję, że nie pozbawi się wypłaty po wizycie tutaj.
Nerek tak, ale wątroba może się do niczego nie przydać – zażartował ten, podchodząc do brązowych drewnianych drzwi i nacisnął na klamkę. Kiedy je uchylił, od razu poczuł przyjemny zapach jedzenia, na co jego żołądek przypomniał mu, że nie jadł dzisiaj obiadu. – Pamiętaj o piwie – rzucił jeszcze wesoło, przechodząc z małego korytarza, na którego ścianach pozawieszane były różne obrazy z włoskimi widokami; minęli je i weszli do sali głównej. W środku panował spory tłok, prawie wszystkie stoliki były pozajmowane. Wnętrze knajpy utrzymywano w ciemnych, ale nieprzytłaczających barwach, czerwień mieszała się z czernią i brązem, a żółty, ciepły blask świec poustawianych na drewnianych stołach, wszystko łagodził. Do takich miejsc zazwyczaj chodziło się właśnie wtedy, gdy chciało się chociaż w małym stopniu poczuć europejski klimat.
Widzisz coś wolnego? – zapytał Kenneth, rozglądając się. W takich sytuacjach nowe towarzystwo trochę go krępowało, czuł przy Eliocie zarówno niepewność jak i ekscytację.
Tam – powiedział O'Conner i wskazał na stolik w kącie, na którym znajdowała się jakaś karteczka. Gdy podeszli bliżej, okazało się, że widniał na niej napis „rezerwacja”. – Wiedziałem, że ciężko będzie ze stolikiem w sobotę wieczorem, więc zadzwoniłem do nich – mruknął i wzruszył ramionami, ściągając z siebie kurtkę, którą później przewiesił na oparcie krzesła. Nie była to ekskluzywna restauracja, brakowało nawet kelnera przy wejściu, który rozdzielałby klientów na miejsca, ale Eliot dobrze się tutaj czuł. Jego matka nigdy nie lubiła tego miejsca, była tutaj tylko raz, kiedy całą ich rodzinę zabrał tutaj brat Rose, gdy przyjechał z Detroit w odwiedziny. Ona wolała wybierać bardziej elitarne miejsca. Eliot wiedział, że ta knajpa pasowała idealnie na jego pierwsze spotkanie z Johnsonem. Właśnie dlatego ją zaproponował.
Kenneth uśmiechnął się szeroko, też ściągając z siebie kurtkę. Usiadł przy stoliku i od razu sięgnął po kartę.
To... jakie piwo lubisz? – Spojrzał na O'Connera niepewnie, znowu czując ten dziwny rodzaj niepewności, którego nie mógł się pozbyć przy kimś, kogo nie znał.
Mają tu takie zajebiste, z kawałkami cytrusów – padła odpowiedź. Eliot pochylił się nad stołem i spojrzał z bliska na jego twarz. Kenneth nawet nie zdawał sobie sprawy, że marszczył groźnie brwi. – Cytryna, limonka, pomarańcze i grapefruity. Zajebiste, mówię ci.
Tak? – Johnson wstrzymał oddech, nie mogąc się ruszyć. Wpatrywał się w twarz chłopaka z napięciem, jakby oczekiwał, że ten zrobi coś jeszcze. Dopiero po chwili zreflektował się i odchrząknął. – Dobra, to idę kupić. – Chciał już coś wypić i w końcu się rozluźnić. Miał wrażenie, że z każdą minutą zamiast stawać się pewniejszy, zaczęła go krępować obecność O'Connera. Nie tylko mu się to nie podobało, ale był na siebie zły, że zachowywał się w taki sposób. Powinien w końcu przestać się przejmować i nie myśleć ani o konsekwencjach, ani o tym że Eliot może pomyśleć o nim coś głupiego. W końcu Kenneth nie był idiotą, żeby błaźnić się na każdym kroku.
Okej, później wybierzesz pizzę – powiedział chłopak, obserwując go badawczo. Johnson wreszcie wstał i podszedł do baru, a O'Conner nie spuszczał z niego wzroku. Przypomniał mu się wczorajszy film porno, do którego z wielkim zaangażowaniem sobie trzepał. Na samą myśl aż zrobiło mu się goręcej. Cholera, Johnson naprawdę był podobny do tego aktora, od którego ostatniego wieczora nie potrafił oderwać wzroku. Chrząknął nerwowo i szybko spuścił spojrzenie, modląc się, by mu nie stanął. Zaczął wyobrażać sobie grube, nieatrakcyjne tyłki, ale przez te myśli ciągle przebijały mu się zgrabne, murzyńskie pośladki. Poczuł, jak zaczyna twardnieć, kurwa, jakie to żałosne.
Kenneth nawet nie był świadomy jego myśli. Zamówił piwo, za które zapłacił niestety nieco więcej niż normalnie w knajpach. Wyższą cenę zrekompensował mu jednak widok cytrusów na dnie szklanego kufla. Podziękował barmanowi – przeciętnemu mężczyźnie w średnim wieku – i wrócił do stolika.
Niezłe, jestem ciekawy, jak smakują – rzucił Johnson, a sama świadomość tego, że zaraz coś wypiją, sprawiała, że zaczynał się powoli rozluźniać.
Eliot miał jednak nieco inny problem, on się rozluźnił aż za bardzo, do tego stopnia, że wylądował z pełnym wzwodem w spodniach i teraz nie miał pojęcia, co powinien z nim zrobić. Uśmiechnął się do mężczyzny, sięgając po kufel, wziął spory łyk trunku, modląc się w duchu, by zaraz jego ekscytacja opadła.
To jaką chcesz pizzę? – zmienił temat, zaczynając czuć się niekomfortowo. Jeszcze nigdy nie podniecił się podczas zwyczajnej rozmowy! Jasne, że jak był dzieciakiem z burzą hormonów, to często zdarzała mu się wpadka i to w najmniej spodziewanych momentach, ale... cholera, teraz tylko rozmawiali!
Nie lubisz ostrych, tak? – zapytał Kenneth, chcąc wybrać coś, co pasowałoby im obu. Spojrzał na kartę i milczał przez chwilę, studiując menu. – Jakieś specjalne życzenia? Ja bym chciał bekon. Do reszty się dopasuję – stwierdził i podał mu menu.
Eliot wpatrzył się w nie, przesuwając wzrokiem po rodzajach pizz, jedna z nich nazywała się bardzo oryginalnie – lata dziewięćdziesiąte, aż zmarszczył brwi i zerknął na Kennetha. Mężczyzna miał twarz nienaznaczoną zmarszczkami, wyglądał naprawdę bardzo młodo, to jasne, że robił sobie jaja z tą trzydziestką siódemką na karku.
Do jakich klubów chodziłeś w latach dziewięćdziesiątych? – podpuścił go, nie mogąc powstrzymać się od szerokiego uśmiechu.
W latach dziewięćdziesiątych? Przecież... – Kenneth nagle zrozumiał, o mało się nie wygadał! Zawstydzenie zamaskował neutralnym uśmiechem i wzruszył ramionami. – Kiedyś były inne kluby, teraz są lepsze – powiedział wymijająco, nie mając pojęcia, jakie knajpy dawniej były modne. W latach dziewięćdziesiątych był zbyt zajęty zabawami i bajkami. Jego rodzice nie chodzili do klubów, skąd miał jakieś znać?
Eliot pochylił się nad stołem, powoli węsząc już wygraną. Czekał tylko na odpowiedni moment, by to oznajmić Kennethowi.
A jaki był twój ulubiony?
Nie chodziłem wtedy zbyt często do klubów! – zaprotestował, ale wyczuł, że Eliot już się domyślił.
Chłopak po chwili parsknął śmiechem.
Jasne – powiedział rozbawiony miną Kennetha, który starał się ciągnąć swoje kłamstwo dalej. – Szach mat, Johnson. Podaj mi swój ID. – Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął przed siebie dłoń, poruszając palcami, by pogonić mężczyznę. Ten wydął wargi niezadowolony, ale nie ruszył się. Nie sądził, że Eliot to tak rozegra, a on tak łatwo da się podpuścić. W końcu, widząc minę O'Connera – jego błyszczące spojrzenie i łobuzerski uśmieszek na ustach, wyciągnął portfel i podał mu dokument.
Eliot przewrócił w dłoniach biały prostokątny plastik z czerwonym paskiem u góry i napisem Illinois, jego uwagę od razu przykuło zdjęcie mężczyzny, nie rok urodzenia. Aż się uśmiechnął na widok groźnej miny Kennetha. Wyszedł naprawdę seksownie.
Jesteś fotogeniczny – zauważył.
Fotogeniczny do akt kryminalnych? – zapytał z rozbawieniem Kenneth i sięgnął do swojego piwa. Aż zamruczał, kiedy upił trochę. Rzeczywiście dało się w nim wyczuć cytrusy. – Naprawdę dobre – pochwalił, unosząc kufel w stronę Eliota. – To teraz już wiesz, że spotykasz się z dwudziestotrzyletnim zabójcą – mówiąc to, ściszył nieco głos, żeby nikt go nie usłyszał.
To chyba mnie polubiłeś, bo wydaje mi się, że jeszcze żyję – odpowiedział i nachylił się nad stołem. – Zabawnie się mnie oszukiwało? – zapytał z pozornym oburzeniem.
Nie mogłem się powstrzymać. – Kenneth spróbował się wytłumaczyć, ale po tonie głosu można było poznać, że wcale nie czuł się winny. – Naprawdę wyglądam na trzydzieści siedem lat?
Jasne, że nie – sapnął i pokręcił głową. – Żartowałem z tym, że uwierzyłem – skwitował ostatecznie, żeby nie wyjść na łatwowiernego idiotę.
No dobra, dobra. – Kenneth roześmiał się, widząc obrażoną minę Eliota, który czasami zachowywał się jak rozpieszczony arystokrata. – Ja nie zgadłem, ile ty masz lat. Ty nie zgadłeś, ile ja mam, to przynajmniej spotkaliśmy się w knajpie, żeby wypić piwo i pogadać. – Chciał, żeby to spotkanie przebiegło jak najlepiej. Dobrze mu się rozmawiało z O'Connerem.
Eliot prychnął i oparł głowę na dłoni, wpatrując się w menu.
Za to wszystko powinienem zamówić pizzę z owocami morza i wcisnąć ci mackę ośmiornicy w nos. – Wydął wargi, ale kącik jego ust drgnął. Kenneth miał naprawdę ładną barwę głosu, kiedy się śmiał, nawet nie przeszkadzało mu tak bardzo, że nabijał się z niego.
Wygrałeś – stwierdził Johnson, uśmiechając się szeroko, wciąż bardzo rozbawiony. – Żadnych ośmiornic, a ja już będę siedział cicho.
Więc farmerska? – zapytał, a kiedy otrzymał odpowiedź twierdzącą, wstał i poszedł ją zamówić. W końcu to on musiał za nią zapłacić, skoro przegrał zakład. Zamówił jeszcze dodatkowy sos i wrócił do stolika. Wypili całe piwo w oczekiwaniu na jedzenie. Rozmawiali, odnajdując się w swoim towarzystwie naprawdę dobrze i mimo że na początku obaj czuli się trochę skrępowani, później to uczucie zniknęło. – To co? Kiedy umawiamy się na kosza? Skopię ci dupę – powiedział pewnie, nie biorąc nawet pod uwagę opcji, że mogłoby się stać inaczej. Jeżeli chodziło o umiejętności sportowe, był ich bardzo pewny.
Ty mi skopiesz dupę? – Kenneth spojrzał na niego wesoło, ale tylko oczy go zdradziły. Głos i wyraz twarzy pozostał tak samo groźny jak wcześniej. – Poczekaj, studenciku, jak zobaczysz mnie na boisku. Zmienisz zdanie o swoich umiejętnościach – rzucił dumnie, chcąc mu pokazać, że był świadomy własnej gry.
Ale jesteś pewny – stwierdził O'Conner, opierając się ramionami na stole. – To chyba musimy się umówić na mecz, żebyś przestał obrastać w piórka.
Kenneth już miał coś odpowiedzieć, ale kelner właśnie podał im pizzę. Była naprawdę wielka, więc Eliot musiał się wykosztować. Dostali dwa osobne talerze i sztućce, którymi mogli podzielić pizzę.
To skoczę po jeszcze jedno piwo, hm? – zapytał, nie chcąc być nie fair względem chłopaka. Kenneth zdążył się już mniej więcej zorientować, jakie ceny wyznaczono w restauracji, więc szybko sobie przekalkulował, ile musiała Eliota wynieść dzisiejsza kolacja. Doszedł do wniosku, że to było stanowczo za dużo, gdyby on kupił tylko po kuflu piwa.
Jasne – odparł O'Conner, nakładając sobie jedzenie na talerz. Miał już wrażenie, jakby żołądek przykleił mu się do kręgosłupa z głodu, ale mimo to poczekał na Kennetha, aż ten wróci. Aromatyczny zapach pizzy wcale nie ułatwiał oczekiwania. – Zasmakowało ci – zauważył zadowolony, gdy Johnson przyszedł z dwoma kuflami.
Nie piłem jeszcze takiego – przyznał ten z uśmiechem i usiadł przy stoliku. – Spróbuj pierwszy, jak się zatrujesz, będę wiedział, żeby jej nie jeść – rzucił z rozbawieniem i nałożył sobie na talerz kawałek.
Nie zwracali uwagi na resztę klientów. W restauracji panował gwar, więc musieli mówić trochę głośniej niż normalnie, dobrze lub nie skutkowało to też tym, że bardziej się do siebie nachylali. W tle leciała jakaś włoska muzyka, jednak nie słyszeli jej na tyle, by mogła im przeszkadzać albo ich irytować. Atmosfera w Pasta D'Arte była naprawdę bardzo przyjemna.
Jak się zatruję, to wszyscy pomyślą, że to twoja wina – odgryzł się. Zaczął jeść pizzę, używając do tego noża i widelca, które dał im kelner. Aż się uśmiechnął, kiedy ją przeżuwał, była naprawdę dobra, z całą masą mozzarelli i ziół. Kenneth obserwował go przez chwilę, patrząc na niego trochę rozbawiony, no bo jaki normalny facet jadł takie jedzenie sztućcami? Ale i on musiał po nie sięgnąć. Nie chciał w końcu wyjść na jakiegoś wieśniaka. – Będziesz miał kolejną sprawę w papierach – rzucił Eliot i zerknął na niego. – A tak w ogóle, jak tam z kolesiem, którego pobiłeś?
Z Andersenem? – zdziwił się Johnson. On sam już o nim nie myślał, nie interesowało go, co się stało z tym idiotą. – Nie mam pojęcia, ale chyba go nie zamknęli. Niestety – mruknął i rozsmarował sos na trójkąciku pizzy, której w końcu spróbował. – Zajebista – stwierdził z pełnymi ustami, uśmiechając się do Eliota. – Naprawdę zajebista – powiedział najwyraźniej jak potrafił, na co chłopak zaśmiał się i pokiwał głową. Wiedział, że będzie mu smakować, w końcu Eliot O'Conner miał najlepszy gust, co oczywiście nie mogło podlegać żadnym wątpliwościom.
A dlaczego tak się nie lubicie? – zapytał ciekawy. Kenneth był intrygującym facetem, pomimo swojego groźnego wyglądu, po bliższym poznaniu wcale nie wydawał się być konfliktowy.
Dlaczego? – zapytał Kenneth, gdy przełknął. Popił świeżo nalanego piwa. – Dowalał się do mojej siostry kiedyś, a ona nie jest nim zainteresowana. To typ głupiego pijaka, który tylko zaliczałby panienki i szukał zaczepki. – Wzruszył ramionami. – Od zawsze się nie lubiliśmy, mieszkaliśmy w tej samej dzielnicy.
Eliot oparł brodę na ręce, odrywając się od jedzenia. Wpatrzył się w Kennetha, lustrując go wzrokiem, pod którym Johnson poczuł się trochę niepewnie, w O'Connerze było coś, co przyciągało i odpychało jednocześnie. Patrzył na każdego z taką wyższością i pewnością, jakby był wychowany co najmniej w rodzinie królewskiej.
Mam nadzieję, że rozwaliłeś mu przynajmniej jedną kość, hm? – zapytał i sięgnął po piwo. – Bo jeżeli nie, to trochę nie fajny interes, że trafiłeś na kilka godzin na komisariat – stwierdził. W tym momencie jednak rozdzwoniła się komórka Kennetha, mężczyzna sięgnął do niej i aż uniósł brwi, gdy zobaczył, kto do niego dzwonił. Derek.

7 komentarzy:

  1. No i oczywiście za krótko. Nawet z knajpy nie wyszli. No cóż zaczekam i wiecej weny życzę tak by wystarczyło na dłuższy rozdział. 😃🐸

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brzmi jak zarzut :)

      Usuń
    2. Nie do końca jak zarzut czytam bardzo szybko, nie mogę sie doczekać dalszego ciągu historii i dla mnie to brzmi jak pochwała skoro piszesz tak że ciągle mi mało:-)

      Usuń
    3. Dlatego właśnie staramy się dodawać jak najczęściej. Wiemy, że rozdziały nie są za długie, ale myślę, że na częstotliwość ich publikacji nikt nie może narzekać. ;)

      Usuń
  2. Nie lubię Dereka!
    Ach te wszystkie przygotowania, to zdenerwowanie, ta niepewność. Słodkości <3. Mam nadzieje, że ten telefon nie popsuje wieczoru. Znaczy atmosfery i wyjdzie z tego całkiem miłe spotkanie. Po za tym oni nie mają prawa wylądować po tej randce w łóżku. Nie daje im nawet prawa do pocałunku. Najpierw Kenneth zrywa z Derekiem a dopiero potem jest wielkie love story z Eliotem. Tak musi być.
    Ale podczas meczu jeden na jednego, mogą (nie)chcący na siebie wpaść, przewrócić się i niefortunnie jeden twarzą/ustami wyląduje na drugim. I to nic, że potem jeden będzie chciał pożreć drugiego. Zdarza się *^*

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no... weźcie mi stamtąd Dereka, na co on komu :<

    Uwielbiam te ich rozmowy, a Kenneth...
    Kenneth to słodziak.
    Będę się chyba powtarzać pod każdym rozdziałem, jeśli chodzi o niego. :D
    To teraz meczyk! Nie dajcie nam umrzeć z ciekawości! :D
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! <3


    Tak swoją drogą, może Eliot wykaże się jakąś zazdrością jeśli chodzi o Dereka...
    Może być ciekawie. :>>>

    OdpowiedzUsuń
  4. Czemu nikt nie lubi Dereka? xd Może nie jest jakiś najlepszy, ale wydaje mi się on strasznie słodki na swój dziwny sposób... a jeszcze potem jak by zaczęło mu bardziej zależeć i stał się nawet zazdrosny *_*
    Oczywiście to nie tak że nie dopinguję Kennethowi i Eliotowi ;p

    OdpowiedzUsuń