Relacje
Droga powrotna dla Kennetha była katorgą, śmierdziało i przez
duchotę w wagonie ledwo oddychał, ale jakoś udało mu się wytrwać
do końca, pomimo tłoku i nieprzyjemnego, ludzkiego zapachu. Gdy wysiadł z wagonu zaczerpnął
świeżego powietrza pełną piersią. Dopiero wtedy wyciągnął
komórkę, ale nie mógł odpisać Eliotowi, bo właśnie zadzwoniła
do niego siostra.
– I jak tam, kryminalisto? – przywitała się z nim rozbawiona.
– Masz już nasrane w papierach? Jak ci minął dzień?
Kenneth mimowolnie roześmiał się do słuchawki. Mimo że teraz
siostra z niego żartowała, doskonale wiedział, że wczoraj nie
było jej do śmiechu, naprawdę denerwowała się jego zatrzymaniem,
a później, gdy już Johnsona wypuścili z komisariatu, rozmawiała
z nim chyba przez godzinę, chcąc się upewnić, że wszystko było
w porządku.
– Jasne, uważaj, bo sam cię tam wpakuję – zagroził jej, ale
miał przy tym bardzo łagodny głos. Czasami myślał, że Emma była
jedyną osobą, której nie mógłby skrzywdzić. Nawet z Derekiem
nie łączyła go tak silna więź. – Wiesz, że właśnie
skończyłem pracę i spadam do domu? Dopiero co wyszedłem z metra,
masz zajebiste wyczucie – przyznał.
– No przecież wiem, o której kończysz – żachnęła się. –
Wiem, o której powinnam dzwonić! – dodała wyraźnie na niego
zła. – Zaraz pewnie spadasz spać, co? Szczęściarz, ja muszę
jeszcze siedzieć w robocie przez godzinę.
Kenneth uśmiechnął się, uświadamiając sobie, że Emma znała
go aż zbyt dobrze. Sama pewnie też była bardzo zmęczona, w końcu
wczoraj siedziała i rozmawiała z nim przez telefon prawie do rana.
Nie miała szansy się wyspać.
– Wytrzymasz, jak chcesz możesz później wpaść do mnie, to
odpoczniesz, bo z tymi gówniarzami ciężko ci się będzie dogadać
– przyznał Kenneth z rozbawieniem. Miał tu na myśli ich
przyszywane rodzeństwo, którego razem z Emmą zgodnie nie znosili.
Całkiem zapomniał o Eliocie, skupiając się tylko na rozmowie z
dziewczyną. – Kiedy idziesz w końcu na jakąś randkę? –
wypytywał ją, chcąc, żeby w jej życiu miłosnym coś ruszyło.
Dosyć miał historii o Alex, po raz kolejny nadszarpującej zaufanie
siostry.
– Mówiłam ci już kiedyś, że jesteś najlepszym bratem
jakiego mam? – zapytała i nagle parsknęła śmiechem. Oboje
doskonale wiedzieli, że żadnego innego brata Emma nawet nie lubiła,
co więcej – nie traktowała ich jak prawdziwą rodzinę. To z
Kennethem była najbliżej, nie tylko pod względem więzi
emocjonalnych. Mieli tych samych rodziców. – Wpadnę do ciebie z
jakąś szamą na kolację, pasuje?
– Bardzo pasuje, bo nie mam nic w lodówce. Chyba że chcesz
mleko i tosty – stwierdził z rozbawieniem. Johnson, jak każdy
stereotypowy facet, nie gotował zbyt dużo, ani zbyt dobrze. Często
kupował jakieś gotowe jedzenie, po których musiał długo ćwiczyć,
co wcale mu nie przeszkadzało, lubił w końcu ruch. Tylko z rzadka
porywał się, żeby przygotować coś w kuchni.
– I zrobię ci jutro śniadanie, pewnie już nawet nie wiesz, co
to jajka z bekonem, co? – zapytała i zaśmiała się do słuchawki,
doskonale znając tryb życia brata. – Widzisz, masz same plusy z
zapraszania siostrzyczki... Dobra, będę kończyć. – Jej ton
głosu nagle się zmienił, z głośnego i radosnego przeszedł do
szeptu. – Przyszła ta stara harpia na obcinanie, mówiłam ci o
niej. Suka wredna... – to mówiąc, rozłączyła się nagle.
Kenneth zaśmiał się sam do siebie, wyobrażając sobie minę
Emmy. Słyszał już nie raz o irytującej klientce, która często
przychodziła na układanie włosów, farbowanie, podcinanie i
wszelką inną pielęgnację, a także na zabiegi, których nazwy
Kenneth już nie zapamiętał.
Po drodze do swojego lokum, wstąpił jeszcze do osiedlowego sklepu,
żeby jednak kupić coś do jedzenia, przede wszystkim składniki na
jutrzejsze śniadanie. Jego półka w lodówce naprawdę świeciła
pustkami, zakupy stanowiły konieczną opcję. Wstyd byłoby mu
zaprosić Emmę do siebie i nie móc jej nawet zaproponować kanapki,
a nie chciał też, żeby to siostra uzupełniała mu zapasy.
Do mieszkania wrócił padnięty, dopiero po pół godzinie i
ostatnią rzeczą, jaką w tamtej chwili pragnął, było spotkanie
ze współlokatorami. Nie miał jeszcze tylu pieniędzy, by wynająć
coś samemu, dlatego mieszkał z trzema innymi osobami – dwiema
dziewczynami i jednym facetem. Często denerwowali się na siebie
wzajemnie, w końcu życie z kimś obcym wcale nie należało do
łatwych, ale z drugiej strony nie żyło im się tak najgorzej. Samo
mieszkanie prezentowało się tragicznie już w przedpokoju, a gdy
szło się dalej – do kuchni i łazienki, było tylko gorzej.
Popękane sufity, poobijane płytki, zacieki... Mimo tych
niedogodności, pokój miał naprawdę przyzwoity, to głównie przez
niego zdecydował się na wynajem.
Przeszedł do swojej sypialni nie natrafiając na nikogo, aż
odetchnął z ulgą, gdy zamknął drzwi i opadł na łóżko z
rozkopaną kołdrą. Teraz mógł w końcu odpocząć, zamknął oczy
i już miał zasnąć, kiedy jego komórka zapikała znowu, wtedy
przypomniał sobie o Eliocie, któremu jeszcze nie odpisał. Sięgnął
do telefonu i ze zdziwieniem spojrzał na nadawcę wiadomości.
Derek.
„Długo się nie odzywasz, coś się stało?” – odczytał i
mimowolnie uśmiechnął się lekko, zawsze poprawiał mu się humor,
gdy jego facet pierwszy do niego pisał, a nie po raz kolejny to
Kenneth musiał zaczynać rozmowę.
„Ty też się nie odzywałeś. Ostatnio miałem trochę spraw do
roboty, a co słychać u ciebie?” – odpowiedział mu, czując
się dziwnie, pisząc do swojego chłopaka w taki oschły sposób.
Chyba wciąż nie mógł przyzwyczaić się do dziwnego charakteru
ich związku, w którym nie było miejsca na bliskość i wzajemne
przeżywanie swojego życia przez partnerów. Położył telefon na
swój brzuch, zatrzymując zmęczone spojrzenie na suficie. Leżał
tak przez chwilę, myśląc o swojej relacji z Derekiem, kiedy zaczął
powoli odpływać – był naprawdę zmęczony. Nagle jednak
rozdzwonił się jego telefon, aż podskoczył i zdezorientowany
zerknął na wyświetlacz. Uniósł ze zdziwieniem brwi, ale odebrał
połączenie.
– Mogłeś chociaż zadzwonić– odezwał się Derek.
– Dzwoniłem ostatnio – odwarknął mu Kenneth, rozzłoszczony
jego oskarżycielskim tonem. – Teraz była twoja kolej.
– To mamy jakąś kolejność, w której do siebie dzwonimy? –
zapytał ten zdziwiony. – Dobra, nie chcę się kłócić. Spotkamy
się może? – zaproponował nagle. – Na jakieś piwo, kosza,
cokolwiek – dodał i chrząknął, zdradzając swoim nerwowym
tonem, że brakowało mu Kennetha, czego oczywiście nigdy nie
powiedziałby Johnsonowi wprost. Jemu jednak tyle wystarczyło, nie
był w końcu babą, żeby wymuszać na Dereku jakieś romantyczne
deklaracje. Wystarczyła sama świadomość.
– Kiedy? – zapytał od razu, nie bawiąc się w żadne gierki.
– Jutro? Będziesz mieć czas? – W słuchawce usłyszał
nerwowe westchnięcie. Derek naprawdę nie lubił wychodzić z
inicjatywą i to często Johnson musiał go gdzieś wyciągać, tak
samo było na początkach ich związku, gdyby nie on, z pewnością
nie mogliby teraz mówić o sobie jako o parze. Kenneth lubił jednak
te momenty, w których to Derek pokazywał, że mu zależało.
– Możemy w sumie, ale to koło siódmej, pasuje – zapytał
neutralnym, trochę lekceważącym tonem. Chciał mu pokazać jak to
jest być ignorowanym. Z mężczyzną znali się już od pięciu lat,
zaczynali jako najlepsi przyjaciele, dopiero później, po kilku
piwach doszło do czegoś więcej. To nie było pierwsze zbliżenie
Kennetha, ale na pewno pierwszy tak poważny związek.
– Dobra, to jesteśmy umówieni. – Z pewnością gdyby nie znał
Dereka, nie wyłapałby ledwo słyszalnej ulgi w jego głosie. –
Przyjadę po ciebie, okej? – zapytał jeszcze. – A później
możemy wpaść do mnie.
Seksu – pomyślał Kenneth – też mu brakowało. Ale to akurat
działało w obie strony, bo Johnson też znajdował się już na
skraju wytrzymania, jeżeli chodziło o te sprawy. Przez pracę i
ostatnie wydarzenia nie mieli dla siebie zbyt wiele czasu. Wiedział
jednak, że jeśli będzie chciał podkreślić swoją pozycję w tym
związku, będzie musiał przy najbliższym ich zbliżeniu być na
górze. Taka walka, chociaż czasami męczyła, miała swój urok, bo
sprawiała, że Kenneth czuł się jeszcze bardziej męsko.
Gdy zakończyli rozmowę, spojrzał na ekran telefonu, odczytując
ilość minut, jakie wygadali. Uśmiechnął się kpiąco pod nosem –
trzy i pół... Jak kochankowie, którzy nie widzieli się ponad dwa
tygodnie, nie kontaktowali się ze sobą w żaden sposób i wreszcie
się zdzwonili, mogli rozmawiać ze sobą trzy i pół minuty? Ale
taki był własne Derek – małomówny i zamknięty w sobie. Nic
nowego, pomyślał jeszcze, po czym kliknął na ikonkę Facebooka.
Teraz mógł już bez żadnych utrudnień odpisać Eliotowi i, mimo
że trochę ze sobą flirtowali, nie czuł wyrzutów sumienia,
przecież nie zdradzał Dereka, to była tylko rozmowa. Spojrzał na
okno ich konwersacji, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy
uświadomił sobie, że Eliot znowu coś dopisał. Najpierw jednak
przeczytał to, o czym wcześniej pisali, by przypomnieć sobie czego
dokładnie tyczyła się ich rozmowa. Eliot wspominał, że
policjanci byli nudni, a Kenneth mógł zostać na komendzie trochę
dłużej. Żartował, że Johnson, mimo że był maszyną do
zabijania, spróbował go oszczędzić.
„Korzystaj z mojej łaski” – brzmiała ostatnia odpowiedź
Kennetha, na co Eliot odpisał mu:
„A co, kiedyś się ona skończy? To w takim razie muszę uważać,
żeby ciągle znajdować się w kręgu twojej przychylności.” –
Aż zaśmiał się do siebie, chłopak był naprawdę zabawny, a jego
żarty idealnie trafiały w gusta Johnsona.
„Na razie dobrze ci idzie. Szkoda, że policjanci nie są takimi
maszynami do zabijania albo że ja nie jestem policjantem” –
odpisał po dłuższej chwili zastanowienia. Miał pewne wątpliwości,
czy wysłać to Eliotowi, ale w końcu się zdecydował, przyciskając
ikonkę wyślij. Gdy to zrobił, popatrzył jeszcze na pasek
górny, żeby sprawdzić o jakiej godzinie chłopak był dostępny. Godzinę temu, przeczytał i westchnął ciężko, tracąc
nadzieję na jego szybką odpowiedź. Zamknął więc okno ich
konwersacji, zaczynając przeglądać na telefonie tablice swoich
znajomych, kiedy nagle wyskoczyło mu kółeczko z czarno-białym
zdjęciem Eliota. Od razu na nie kliknął, trochę zaskoczony
szybkością, z jaką ten odpisał.
„I jak byś poprowadził moją sprawę? Miałbym u ciebie jakieś
fory, panie policjancie?” – Na tę wiadomość aż parsknął
śmiechem, stwierdzając, że chociaż O'Conner był zabawny, to
stosował jeden z najgorszych flirtów, jakie Kenneth widział.
„Na pewno wylądowałbyś w celi” – odpisał, śmiejąc się
sam do siebie. – „Ile masz lat?” – zapytał nagle,
stwierdzając, że nic o Eliocie nie wiedział, wyłączając
oczywiście fakt, że mężczyzna był beznadziejny we flirtowaniu.
„Możesz strzelać. Masz dwa podejścia, nie uda ci się to
idziesz do celi albo stawiasz mi piwo” – brzmiała błyskawiczna
odpowiedź chłopaka, który właśnie pisał pod ławką na
zajęciach. Pech chciał, że siedział w pierwszym rzędzie, bo
spóźnił się na wykład, a wszystkie tylne ławki już
pozajmowano. Musiał więc zachować ostrożność, żeby stary
McDrevoy go nie przyłapał, wtedy to z pewnością nie udałoby mu
się zdać prawa gospodarczego, z którym i tak miał ogromne
problemy.
– Cwaniak – mruknął do siebie Kenneth, czując się trochę
tak, jakby tą rozmową mścił się na Dereku.
„Piętnaście?” – napisał tylko po to, żeby go rozzłościć.
Ten jednak nie dał mu się sprowokować, prawie parsknął śmiechem,
aż musząc zakryć usta dłonią i na kilka sekund wytrzymać
złowrogie spojrzenie wykładowcy.
„Właśnie straciłeś jedną próbę. Jeszcze tylko jedna, jak
ci się nie uda, piwo jest moje.”
Kenneth przygryzł wargę i zmarszczył brwi, myśląc gorączkowo.
Eliot wyglądał bardzo młodo, ale na pewno był pełnoletni,
jeżeliby by tak nie było, to postępowaliby z nim na komisariacie
trochę inaczej.
„Dwadzieścia?” napisał w końcu, postanawiając
zaryzykować.
„Piwo jest moje, maszyno do zabijania. Kiedy mogę odebrać
nagrodę?” – O'Conner dawno już tak się nie cieszył z wygrania
zakładu. Naprawę polubił Kennetha, mężczyzna był zabawny. Z
pozoru bardzo poważny, ale gdy poznało się go bliżej, odkrywało
się tę drugą stronę, która lubiła ironiczne rozmowy. Gdyby
Dakota się tak zachowywała, ich związek pewnie wyglądałby
lepiej.
„Nie trafiłem? Zamiast wyciągać nagrodę, lepiej się
przyznaj, ile masz. I nie myśl, że cię nie wylegitymuję” –
dopisał z uśmiechem. Chyba jeszcze z nikim nie prowadził tak
lekkiej, odprężającej rozmowy, w której chodziło po prostu o
zabawę.
„Dwadzieścia jeden” – odpowiedź nadeszła niemal od razu. –
„Spoko, mogę pokazać ci papiery, ale ty nie zapomnij o piwie” –
Na końcu postawił całującą buźkę, co Kenneth przyjął z
rozbawionym parsknięciem. Chyba jeszcze nie rozmawiał z żadnym
facetem, który używałby tej emotikony. Od razu zaśmiał się
trochę złośliwie, zdając sobie sprawę, że Eliot naprawdę
próbował się do niego dobrać, aż dziwne, że nie zauważył tego
na komisariacie. Kiedy jednak uświadomił sobie fakt, że właśnie
rozmawiał z kimś, kto za pretekstem pójścia na piwo, chciał
seksu, jego pozytywne emocje trochę opadły. Wyświetlił wiadomość
od Eliota, ale nie wiedział, co na nią odpisać.
Nie mógł jednak wiedzieć, że O'Conner nie miał nic złego na
myśli, naprawdę chciał tylko napić się piwa, porozmawiać, a
później, ewentualnie, pocałować się. Eliot nigdy nie
eksperymentował z facetami, chociaż czasem chodziło mu to po
głowie, zawsze jednak brakło mu odwagi by pójść do gejowskiego
klubu, czy nawet wejść na jakieś forum dla homoseksualistów. Bał
się, że jeszcze ktoś mógłby go rozpoznać, wtedy w oczach
znajomych byłby skończony.
„Za tym kryje się coś więcej?” – zapytał Kenneth, chcąc
być szczery, a przynajmniej wiedzieć, na czym stoi. Eliot jednak
nie był zbyt domyślny w takich sprawach. Czytał wiadomość
mężczyzny kilka razy, aż wreszcie odpisał:
„Chcesz mi postawić więcej piw?” – Johnson zmarszczył
brwi, próbując prześledzić intencje chłopaka, nie rozumiał go.
„Mam kogoś” – wystukał i kiedy już miał to wysłać, coś
go tknęło. Pomyślał o Dereku, zastanawiając się, czy faktycznie
był mu wierny. W końcu jak facet mógł wytrzymać dwa tygodnie bez
seksu? Może Derek nie był do końca szczery, a Emma miała rację.
Mimowolnie skasował to, co napisał, dochodząc do wniosku, że nie
chce być tym głupim w ich związku. – „A będę musiał to
robić, jeżeli nie zgadnę odpowiedzi na kolejne pytania?”
Eliot odczytał jego wiadomość i zmarszczył brwi zdziwiony.
„Zależy o o co będziesz pytać.”
„Nie przetargowujesz wszystkich informacji za piwo?” –
napisał, skupiając całą uwagę na tych wiadomościach. Zapomniał
już nawet o zmęczeniu. – „To co takiego ukrywasz?”
„Co mam ukrywać?” – Eliot w ogóle nie rozumiał, a
przynajmniej udawał zdezorientowanego. Wiedział, o co Kennethowi
chodziło, mężczyzna pytał go, czy za tym wszystkim nie kryła się
propozycja seksu. Obaj szybko załapali, że żaden z nich nie miał
do końca tylko koleżeńskich zamiarów. Para zatwardziałych
heteryków tak by ze sobą nie rozmawiała. – „Chcę tylko piwo.”
Kenneth westchnął zniecierpliwiony, zastanawiając się, czy ten
chłopak specjalnie grał głupiego, czy naprawdę nie rozumiał, o
co mu chodziło.
„Pytałeś, czy ci postawię więcej piw. Więc zapytałem, czy
na kolejne pytania też każesz mi zgadywać” – wyjaśnił
wszystko, powstrzymując się przed złośliwościami.
„Napisałem o piwach, bo ty zapytałeś, czy kryje się za tym
coś więcej” – nadeszła odpowiedź. – „Więc jak chcesz,
możesz mi postawić więcej ze swojej własnej, nieprzymuszonej
woli.” – Johnson przeczytał to wszystko z uniesionymi brwiami,
westchnął ciężko, czując, że się nie rozumieją. Może to i
lepiej? Tak było przecież bezpieczniej.
„To kiedy chcesz iść na to obiecane piwo? Dzieciaku” –
dodał, nie mogąc się powstrzymać, a Eliot, gdy otrzymał tę
odpowiedź, aż parsknął śmiechem, ściągając na siebie
spojrzenie wykładowcy.
– A pana co tak bawi? – zapytał poirytowany mężczyzna, na
co O'Conner chrząknął nerwowo i popatrzył na McDrevoy'a
skruszony. W tej chwili naprawdę zaczął się stresować, wolał
nie mieć żadnych utarczek z tym profesorem.
– Nic – odpowiedział, ulegle opuszczając wzrok. Za odpisanie
Kennethowi zabrał się dopiero wtedy, gdy przestał interesować
wykładowcę.
„Weekend pasuje, staruchu?”
„No ewentualne” – odpisał mu Johnson z udawaną łaską,
ale zaraz dodał uśmiechniętą buźkę.
„Dziękuję za znalezienie czasu dla mnie, mój panie” –
odpowiedział prześmiewczo Eliot. – „To co? Jeszcze jakieś
zakłady? Z chęcią zjadłbym darmową pizzę.”
Kenneth wpatrzył się w wiadomość i przeczytał ją drugi raz,
jeżeli miał jeszcze jakieś, bardzo małe wątpliwości, co do
orientacji Eliota, to teraz one właśnie prysły jak bańka mydlana.
O'Conner był stuprocentowym gejem, a jego podryw był nawet zabawny,
bardzo nieporadny, ale też nienachalny. Nie wykładał wszystkiego
na stół i nie pytał Kennetha o nic wprost, geje, którzy kiedyś
próbowali go zarwać, tak się nie zachowywali. Złapał telefon w
jedną rękę i przewrócił na bok na łóżku. Zaraz miała przyjść
Emma, o czym zupełnie zapomniał, za bardzo wciągnął się w tę
rozmowę. Chyba jeszcze nigdy z nikim w taki sposób nie gadał.
„Ile ja mam lat? Zgaduj. Dwie próby, jak nie zgadniesz, ty
stawiasz pizzę” – odpisał szybko, popełniając w jednym słowie
literówkę, jednak nie zwrócił na nią uwagi.
Telefon Eliota zawibrował, gdy doszła do niego ta wiadomość,
na szczęście trzymał go w dłoniach, więc ten odgłos został
stłumiony. Zerknął ukradkiem pod ławkę, trzymając aparat w
jednej ręce, w drugiej miał długopis i udawał że skrupulatnie
notuje wszystkie słowa profesora. Zastanowił się w jakim wieku
mógłby być Johnson, wyglądał dosyć poważnie, co zresztą nie
przeszkadzało mu tak bardzo, mężczyzna był przez to jeszcze
bardziej pociągający.
„Dwadzieścia osiem” – wystukał powoli, bo bardzo
niewygodnie pisało się jedną dłonią.
„Została jedna próba. Lubię pizzę z bekonem, a ty?” –
otrzymał odpowiedź od Kennetha, który w tamtym momencie uśmiechał
się jak głupi. Czuł się tak, jakby miał co najmniej pięć lat
mniej. Z Eliotem właśnie tak się rozmawiało, to było przyjemnie
świeże, naiwne, ale na krótką metę świetnie się sprawdzało.
Eliot przyłożył rękę do ust i zagryzł ją, starając się nie
roześmiać. Podobała mu się ta zabawa, czuł przyjemne uczucie
kumulujące się w podbrzuszu. Na chwilę aż przestał przejmować
się swoim położeniem i McDrvoyem krążącym mu przed nosem.
„Dwadzieścia pięć. Ja lubię z pepperoni” – napisał, na
co Kenneth uśmiechnął się z satysfakcją, trochę się bał, że
chłopak jednak zgadnie i to on będzie musiał wszystko stawiać.
„Czyli jemy z bekonem” – odpowiedział szybko. Wstał, żeby
włączyć laptopa i puścić jakąś muzykę. O dziwo wolał pisać,
niż trochę odpocząć przed przyjściem Emmy, O'Conner naprawdę go
zainteresował.
Zajęcia, na których męczył się Eliot z ukrywaniem swojego
pisania, wreszcie się skończyły. On jednak tak ochoczo nie
poderwał się z miejsca, najpierw musiał przecież Kennethowi
odpisać, dopiero później mógł się ruszyć. Zignorował nawet
Teddy'ego, który do niego podszedł.
„Kurwa, to ile w końcu masz, staruszku? Czterdzieści,
powinienem obstawiać te granice? W ogóle, gdzie lubisz jeść
pizzę?”
„W sumie obojętne, polecasz jakąś pizzerię?” – zapytał,
mogąc się dostosować, nie chciał narzucać Eliotowi swojego
zdania, bo ulubiona knajpa Kennetha mieściła się w jego dzielnicy,
a z tego co pamiętał z komisariatu, O'Conner był raczej przy
kasie. – „Trzydzieści siedem, całkiem nieźle się trzymam,
co?” – Chciał nabrać chłopaka, ciekawiło go, czy ten we
wszystko uwierzy, a jeżeli dałby się wkręcić, sprawa mogłaby
potoczyć się w naprawdę zabawnym kierunku.
– Idziesz z nami na piwo? – zapytał Teddy, wyrywając Eliota
z jego ciągu pisania.
– Yy, nie, wiesz, wrócę do mieszkania, mam kaca po wczorajszym
– wyplątał się.
– Po wczorajszym? Serio tak cię męczy? Przecież nie wypiliśmy aż tak dużo! – zaśmiał się, chociaż on akurat
najbardziej popłynął. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie
zaproponował kolejnej imprezy, a przynajmniej nie wymyślił okazji
do spotkania się przy alkoholu. – Dakota będzie – spróbował
go przekonać.
– Zrozumie – skwitował i wziął telefon w dłonie.
Przeczytał wiadomość i aż wybałuszył oczy, zapominając
najwyraźniej, że obok stał jego kumpel.
„Serio? Nie wierzę. Bardzo młodo wyglądasz” – dał się w
to wciągnąć, mimo że to wszystko wydawało mu się trochę
podejrzane.
„To już nie jestem staruchem?” – odpisał Kenneth, śmiejąc
się głośno. Nie widział nigdy zdziwionego Eliota, więc nie mógł
sobie wyobrazić jego miny, ale wyczuł, że musiał zrobić wielkie oczy.
„Trzydzieści siedem lat to w sumie dużo. Masz już reumatyzm?”
– napisał, idąc po schodach i nie patrząc przy tym na drogę.
Nic więc dziwnego, że prawie się przewrócił przez jeden stopień,
na szczęście zadziałał refleks Teddy'ego, który w ostatniej
chwili go złapał.
– Uważaj! – Eliot spojrzał na kolegę trochę
zdezorientowany, ale podziękował mu krótko i znowu spojrzał na
komórkę.
„Maszyna do zabijania musi być sprawna cały czas”, odpisał
mu Kenneth.
– Mam nadzieję, że to Dakota – skomentował Teddy, starając
się zajrzeć mu przez ramię. – Co się tak szczerzysz?
– Prawie Dakota – sapnął, zły, że musi oderwać się od
telefonu. – Zresztą, daj mi spokój, Teddy – prychnął
zirytowany i schował smartphona do kieszeni, chociaż wcale nie
chciał tego robić.
– Co taki nerwowy? Przyznaj się, kto to jest? – zapytał z
podstępnym uśmiechem. O'Conner znał go już zbyt dobrze, by nie
wiedzieć, że nie mógł mu zaufać. Gdyby cokolwiek powiedział,
wszyscy dookoła już by plotkowali.
– Nikt taki, serio – odpowiedział, starając się zachować
neutralny ton, który ostatecznie mu wyszedł. Zawsze był bardzo
dobrym aktorem, do tego stopnia, że czasem aż sam potrafił
uwierzyć w jakieś swoje kłamstwo. Nieraz go to przerażało.
Teddy momentalnie spochmurniał, najwyraźniej spodziewał się
sensacji. Wreszcie jednak wyszli z uczelni, z czego akurat Eliot się
cieszył. Teraz każdy pójdzie w swoją stronę i nie będzie mieć
na karku wścibskiego kumpla, który próbuje podejrzeć mu
wiadomości. Czasem czuł się z nim jak z plotkarską babą. Teddy
jeszcze raz zapytał Eliota, czy idzie z nimi na to piwo, ale kiedy
dostał odmowną odpowiedź odpuścił i pożegnał się z nim.
O'Conner został sam.
Gdy wsiadł do samochodu, poświęcił jeszcze chwilę, by
przeczytać odpowiedź Kennetha. Sam nie wiedział dlaczego się tak
wkręcił w tę rozmowę, ale czuł, że ciągle chciał mu
odpisywać. Johnson wydawał się być naprawdę zabawny... no i
odpowiadał na jego flirt. Przy tym facecie Eliot czuł się
bezpieczny, wiedział, że mężczyzna raczej nie będzie powiązany
z jego znajomymi, a co najważniejsze – nie musiał iść do klubu
gejowskiego, by go poznać. Bał się takich miejsc głównie przez
to, że mógłby spotkać kogoś, kto by go skojarzył. Teraz miał
takie szczęście, że nie musiał zapuszczać się do tego typu
barów.
„No to jaką knajpę polecasz?” – Kenneth wysłał jeszcze
jedną wiadomość, zaczynając się trochę nudzić, kiedy O'Conner
nie odpisywał mu od razu.
„Taką jedną w śródmieściu. Włoska knajpka, Pasta D'Arte,
kojarzysz?”
„Niezbyt, ale niech będzie, zaufam ci. Podaj mi później
adres. Spotkamy się na miejscu tak? Żebym mógł ci postawić to
piwo, skoro przegrałem zakład. Ja sobie później osobiście
wybiorę pizzę” – napisał i dodał uśmiechniętą emotikonę.
„Chyba wyszedłem na tych zakładach niezbyt dobrze, będę
stratny. No ale niech ci będzie, przeżyję. Jak nie będę miał co
jeść pod koniec miesiąca, przyjdę do ciebie i wyjem żarcie z
lodówki”. – Eliot gdy wysłał mu tę wiadomość, zablokował
telefon i rzucił go na sąsiednie siedzenie, nawet nie zauważył,
że szczerzył się do siebie jak głupi. Już miał odjechać, gdy
nagle zauważył idącą w jego stronę Dakotę, dziewczyna pokiwała
mu, na co on westchnął ciężko. Chciał już wracać do
mieszkania, ale poczekał, aż jego partnerka podejdzie do samochodu.
– Cześć – przywitała się, kiedy Eliot opuścił okno i
uśmiechnął się do niej oszczędnie. – Spotkałam Teddy'ego,
czemu nie chcesz iść z nami na piwo? – zapytała konkretnie.
Wyglądało na to, że nic nie wiedziała o pisaniu Eliota.
– Jestem zmęczony po prostu – odparł i wzruszył ramionami.
– Jeżeli chcesz, możesz po tym wpaść do mnie – dodał,
wychylając się poza okno. Złapał dziewczynę za przód bluzki i
przyciągnął ją do siebie. Musnął jej wargi. – Kupię wino. –
Kiedy chciał, naprawdę potrafił zbajerować kobiety, wiedział,
jak się zachować, żeby Dakocie zmiękły kolana. Niestety, jego
czar i umiejętności pryskały, kiedy miało dochodzić do czegoś
między nim a płcią przeciwną. Nie zawsze miał na to ochotę.
– Uch. – Dakota pocałowała go lekko i odsunęła się. –
Nie wiem, czy dam radę, muszę się trochę pouczyć – rzuciła
przepraszającym tonem. – Wiesz, jaki mój tata jest. Ostatnio, jak
zobaczył moje oceny, zrobił mi awanturę.
Eliot uśmiechnął się i kiwnął głową.
– Postaraj się – rzucił. – Brakuje mi już ciebie –
dodał i mrugnął do niej, żeby wiedziała, o co chodziło. Mimo że
seks z Dakotą nie był dla niego niczym szczególnym, od czasu do
czasu dobrze było się przecież spuścić.
Dziewczyna przygryzła wargę, patrząc na niego dłuższą
chwilę, zastanawiając się nad zmianą decyzji.
– No dobra – rzuciła w końcu. – Będę wieczorem.
Eliot uśmiechnął się szeroko, zadowolony, że będzie miał
udany wieczór. Do tego czasu planował jeszcze popisać z Kennethem
i może wypić trochę wina.
– Będę czekał – powiedział wesoło. Odjechał dopiero gdy
dziewczyna odeszła.
Wasze rozdziały poprawiają mi humor. Nawet ból głowy trochę zelżał! :D Nie mówiąc już o nieustannym szczerzeniu się podczas czytania, kiedy wymieniali ze sobą sms-y. :)
OdpowiedzUsuńCałkiem spora różnica wieku między jednym a drugim może być trochę problemem, ale liczę, że będzie raczej więcej zabawnych sytuacji niźli jakichkolwiek innych.
Widać, że ich do siebie ciągnie. :D
Wiek Kennetha wyjaśni się dopiero w przyszłym rozdziale. Kenneth blefował ze swoimi 37 latami na karku. ;)
UsuńDziękujemy za komentarz.
Już lubię to opowiadanie, wydaje mi się być lekkie i całkowicie sympatyczne. :) Coś nowego. Choć odnoszę wrażenie, że to nie do końca styl Dream..
OdpowiedzUsuńI plus za szybkość dodawania rozdziałów, oby tak dalej! :) życzę wiele czasu i weny :) / Y'popo
Piszę wspólnie z Verry, więc styl w opowiadaniu nie może być tylko mój. :)
UsuńNie mogę się doczekać nie tylko obiecanego piwa, ale też momentu w którym poznamy Dereka. O ile małomówność nie powinna być jakimś kolcem w związku, to jednak brak inicjatywy już tak - aż ma się ochotę pchnąć Kennetha w ramiona Eliota ( jakby serio oni sami się w nie, nie pchali xD) to jednak Derek musi mieć i inne cechy, jestem ciekawa czy faktycznie jest taką cichą wodą czy pokaże jeszcze na co go stać, gdy między chłopakami zacznie się robić ciepło.
OdpowiedzUsuńTak samo ciekawi mnie podejście Eliota, to czy będzie i jak długo będzie traktować Kennetha jako obiekt doświadczalny.
O.
p.s. Szkoda, że K11 nie będzie publikowane, ale rozumiem :)
K111 to już zamknięty rozdział :)
Usuń