piątek, 26 czerwca 2015

2. Clash

Założyłyśmy kennliotowi fanpejdża, by łatwiej było nam się z Wami komunikować. Odnośnik do niego macie w zakładkach. Wydaje nam się, że taki sposób przekazywania informacji dotyczących naszych opowiadań będzie najprostszym rozwiązaniem. Znajdziecie tam nie tylko nasze inspiracje, ale także, co chyba ważniejsze - powiadomienia odnośnie rozdziałów.  


Pięć cali


Eliot wszedł do Cafe Break, małej kawiarni, do której wyciągnęła go Dakota. Rzucił tylko przelotne spojrzenie na sprzedawcę, stojącego za ladą, jeszcze nie wiedząc, że za tydzień spotka się z nim w zupełnie innym miejscu i okolicznościach. Nie skupił więc na mężczyźnie zbytniej uwagi, tylko ruszył do stolika w głąb pomieszczenia, przy którym siedziała jego dziewczyna.
– Hej – przywitała się z nim, jednak nawet nie zaszczyciła go uśmiechem. – Spóźniony. Jak zwykle – stwierdziła sucho, kiedy odblokowała telefon, żeby sprawdzić godzinę.
– Tylko kilkanaście minut – odpowiedział i przewrócił oczami, ostatni tydzień był dla nich dość ciężki, często się kłócili, nie mogli się jakoś dogadać. Usiadł przed nią i skrzywił się, kiedy dziewczyna zainteresowała się swoją komórką. – Możesz odłożyć ten telefon? – warknął.
– Muszę odpisać dziewczynom. Myślisz, że co miałam robić, jak cię nie było? – odpowiedziała od razu wyraźnie zła. Zawsze kiedy coś się jej nie podobało, marszczyła brwi i Eliot wiedział, że za kilka lat będzie musiała odwiedzić chirurga plastycznego, żeby coś zrobić ze zmarszczkami na czole.
– Jak ja kiedyś przy tobie wyciągnąłem telefon, to zrobiłaś awanturę – prychnął, z każdą chwilą irytując się coraz bardziej. – Idę po kawę, jak wrócę, schowaj komórkę – mruknął i wstał, nie pytając Dakoty, czy też chciała coś wypić albo zjeść, to była swojego rodzaju zemsta. Zawsze wszystko stawiał swojej dziewczynie, przyzwyczaił ją już do życia na jego koszt.
– Jasne – warknęła i spojrzał na niego ze złością, w tym momencie wcale nie wydając się być w nim zakochana. Eliot podszedł do kasy, przy której zobaczył Kennetha uśmiechającego się do niego uprzejmie, ale nie wylewnie. Po prostu wykonywał swoją pracę.
– Dzień dobry, co podać?
– Małą latte i kawałek ciasta snickers – powiedział, sięgając do portfela. Nie zaszczycił Kennetha dłuższym spojrzeniem, chciał jak najszybciej wrócić do stolika, by pokazać Dakocie, że nic jej nie kupił. Aż uśmiechnął się pod nosem na samą myśl o tym. Gdy się kłócili lubił robić jej na złość, pod tym względem oboje byli do siebie podobni, jego dziewczyna, kiedy tylko chciała, też potrafiła zachowywać się bardzo wrednie.
– Już podaję, poproszę sześć dolarów. Kartą czy gotówką? – zapytał Kenneth, nakładając ciasto, a Ginger przygotowywała już kawę. Razem działali bardzo sprawnie.
– Gotówką – odpowiedział i podał mu dziesięć dolarów, nie miał drobniej. – Reszty nie trzeba – rzucił, gdy Kenneth już mu ją miał wydać. Odebrał zamówienie i dumnym krokiem ruszył do stolika, śmiejąc się w myślach, że sprzedawcy zostawił napiwek, a Dakocie nie kupił nawet kawy. Po wczorajszym naprawdę chciał jej pokazać, że nie był psem na jej posyłki, pokłócił się z dziewczyną w klubie, kiedy został przez nią tam zaciągnięty i zamiast bawić się we dwójkę, interesowała się tylko koleżankami. Od czasu do czasu zwróciła uwagę na swojego chłopaka, by poprosić go o drinka, więc Eliot w pewnym momencie nie wytrzymał i po prostu wyszedł. Dakota często przy swoich przyjaciółeczkach zachowywała się jak inna osoba.
– Latte? – zapytała Dakota, ale kiedy zrozumiała, że Eliot kupił ją dla siebie, tylko się skrzywiła i sama wstała, zachowują swój honor. W końcu nie miała zamiaru się go o cokolwiek prosić, sama poszła coś sobie zamówić. O'Conner widząc to, aż zaśmiał się pod nosem, siadając przy stoliku, dopiął swego. Zaczął powoli jeść ciasto, stwierdzając, że było bardzo dobre, tylko może odrobinę zbyt słodkie.
– Koleżaneczki były zadowolone z ostatniej imprezy? – rzucił kąśliwie do Dakoty, kiedy ta wróciła z kawą.
– Mhm, nie zostawiły na tobie suchej nitki – rzuciła z ironią, kiedy usiadła naprzeciwko niego. Uśmiechnęła się do niego słodko. – Kazały przekazać, że dawno już nie widziały kogoś tak niewychowanego.
Eliot prychnął, Dakota irytowała go jak nigdy wcześniej. Przyjaźnili się i dogadywali ze sobą bardzo dobrze, ale ostatnio chyba spędzali razem zbyt dużo czasu.
– Mam nadzieję że ta gruba maciora wzięła sobie do serca radę o utracie dziesięciu kilo – odpowiedział jej z pozoru spokojnym głosem.
– Tak, było jej bardzo miło. Ciesz się, że nie powiedziałam jej o twoich czterech calach*, bo byłaby rozczarowana. Wszystkie myślą, że masz dużego, sama nie wiem dlaczego – mruknęła i popiła ostrożnie kawy, żeby nie poparzyć ust. Kilka razy była już w tej kawiarni, przychodziła tutaj kiedyś z ojcem, później z ciocią, która przyjeżdżała z Europy i zabierała ją do tego miejsca na sernik, niestety dzisiaj nie mieli już go w ofercie. Naprawdę lubiła to miejsce.
Eliot nie wytrzymał tej uwagi, to naprawdę go zabolało. W myślach mógł ją tylko poprawić: pięć**, nie powiedział jednak tego na głos, to byłoby żałosne.
– Ty się ciesz, że ja nie wspomniałem o twoim wypychaniu sobie cycków – prychnął, czując, że wchodzą na wojenną ścieżkę. Dakota w odpowiedzi mruknęła coś pod nosem, ale O'Conner wiedział, że się speszyła.
– To co innego – warknęła, zła na niego. Przecież od zawsze wiedział, że małe piersi były jej kompleksem. Rodzice nie chcieli jej zasponsorować operacji, a ona zbierała na nią odkąd tylko pamiętała.
– To dokładnie to samo – prychnął Eliot i uniósł brodę dumnie. – Masz małe cycki, a penisa mi wypominasz – sapnął i przewrócił oczami.
– No sorry, ale to nie ja cię pieprzę cyckami – rzuciła wyniośle, już się czerwieniąc. Miała złotawy odcień cery, więc rumieniec był delikatnie różowy. Wyglądała całkiem ładnie, ale Eliot nie mógł tego zauważyć, zbyt zajęty kłótnią.
– Czyli ci to kurwa teraz przeszkadza?! – krzyknął, nie wytrzymując i nie przejmując się, że siedzieli w miejscu publicznym, wstał pod wpływem emocji z krzesła, łypiąc na dziewczynę wściekle. Kenneth i Ginger od razu na nich spojrzeli, podobnie jak pozostali klienci, których było co prawda kilku, ale to nie zmieniało faktu, że wybuch Eliota zaniepokoił każdego.
– Zamknij się i siadaj! – warknęła Dakota.
O'Conner prychnął i założył ręce na piersi, ale posłusznie opadł z powrotem na siedzenie.
– Jak się pieprzymy, jakoś na niego nie narzekasz – zarzucił jej już o wiele ciszej, tak, że tylko Dakota go usłyszała, co jak co, ale nie miał ochoty na dzielenie się z ludźmi swoim kompleksem małego penisa.
– Skończmy już ten temat, okej? – poprosiła ze złością i znowu popiła kawę. Nie lubiła w Eliocie tego, że czasami nie panował nad emocjami, nie, żeby ona sama to robiła, ale starała się nie pokazywać obcym nigdy, dlaczego była zła albo smutna. Jej chłopak powrócił do jedzenia ciasta, rozglądając się po kawiarni, byleby tylko nie patrzeć na Dakotę i zademonstrować jej swoją złość, czasem zachowywał się jak dziecko.
– Ale parka, co? – zapytała Kennetha rozbawiona Ginger, kiedy skończyli obsługiwać kolejnego klienta.
– Jak myślisz, o co się kłócą? – zapytał Johnson z rozbawieniem, większą uwagę poświęcając jednak czyszczeniu blatu. W stronę stolika, przy których siedziała para zerknął tylko kilka razy.
– Jak to o co? O tę drugą – powiedziała Ginger i wzruszyła ramionami. – Albo o tego drugiego, zawsze o to chodzi – prychnęła. Akurat sama miała podobny problem ze swoim facetem.
– Myślisz, że jest gejem? – zapytał Kenneth, źle rozumiejąc jej słowa.
– Nie, no co ty! – Parsknęła nagle śmiechem i aż musiała zakryć usta dłonią, żeby nie roześmiać się głośniej. – Mówię o tym, że albo ona ma kogoś na boku, albo on. Logiczne. – Często tak rozmawiali między sobą i dopisywali historie ludziom, których w ogóle nie znali.
Kenneth nagle poczerwieniał i już nic się nie odezwał, przy niektórych wstydził się tematu homoseksualizmu, Ginger nie wiedziała, że wolał mężczyzn, tym bardziej że kogoś miał.
– Dobra, idę na zaplecze, żeby dosypać kawy do ekspresu – rzucił szybko. Planował wyjść na zaplecze i zapalić dla rozluźnienia.
– Jasne – powiedziała, nie podejrzewając nawet, co mogło dziać się w głowie jej współpracownika.
Za to przy stoliku napięta atmosfera dalej unosiła się w powietrzu, mimo że przez dłuższą chwilę ani dziewczyna, ani chłopak nie odezwali się do siebie słowem. Eliot nawet nie wiedział, że sprzedawcy ich właśnie obgadywali.
– Będę spadać – rzucił oschle.
– Jasne, pogadamy później, tak? – zapytała Dakota z naciskiem, obserwując, jak O'Conner dojada ciasto, zostawiając pół kawy w szklance.
– Ta – mruknął i wstał. Spojrzał na nią zły i już chciał wyjść, ale ostatecznie zapytał: – Odwieźć cię?
Dakota przez chwilę nic nie odpowiadała, zdziwiona tą zmianą, ale w końcu się zreflektowała i z uśmiechem wstała, sama zostawiając niedopitą kawę.
– Chodź.
Eliot mimowolnie się do niej uśmiechnął, tak właśnie wyglądały ich kłótnie. Najpierw wyrzucali sobie wszystko co najgorsze, a później tak po prostu godzili się bez żadnych problemów, mieli podobne temperamenty.
– Odwieźć cię do domu, czy jeszcze przejdziemy się po centrum?
– Możemy się w sumie przejechać. Podobała ci się kawiarnia? – zapytała Dakota, kiedy już z niej wyszli, odprowadzeni rozbawionym spojrzeniem Kennetha i Ginger.
Johnson w ostatniej refleksji, zanim zniknęli im z oczu, pomyślał jeszcze, że Eliot, chociaż nie był w jego typie, miał w sobie chłopięcy urok i świeżość, pomieszaną z dziwną, seksualną zmysłowością. To było niezwykłe – zdał sobie sprawę, ale Kenneth nigdy nie interesował się takim rodzajem mężczyzn, więc szybko wyrzucił go z głowy.

***

Eliot na komisariacie spędził prawie całą noc. Dostałby kolejny mandat, a może nawet zostałby zatrzymany, gdyby nie jego ojciec, który jako adwokat miał sporo kontaktów. Nie obyło się oczywiście bez nagany od niego, ale to jakoś przełknął. Wiedział, że za kilka dni nikt już nie będzie pamiętać o tej akcji, w końcu to nie pierwszy raz, gdy zrobił coś naprawdę głupiego, co groziłoby sporymi konsekwencjami.
Do domu wrócili około czwartej nad ranem. Ojcu już nie chciało się go odwozić do kawalerki, więc Eliot wylądował w swoim dawnym pokoju. Nawet się nie rozbierał, jak stał, położył się do łóżka i zakrył kołdrą po uszy, zbyt zmęczony na cokolwiek. Chciał tylko zasnąć i odpocząć.
Zawsze, kiedy chodził spać tak późno, budził się nie wcześniej niż przed południem. Chyba że musiał wstać na uczelnię, wtedy był zmuszony do najgorszego. Plusy spania w domu polegały przede wszystkim na czystej łazience, w której zawsze mógł się wygodnie umyć i – to najważniejsze – gotowym śniadaniu, przygotowywanym przez ich gosposię. Mama Eliota nie potrafiła umyć nawet naczyń, więc pomoc domowa była u nich niezbędna.
Mieszkali na przedmieściach Chicago, w dużym domu, w którym Eliot spędził całe swoje dzieciństwo, znał w nim każdy zakamarek, a każdy z pokoi krył jakąś ciekawą dla niego historię. Najbardziej ze wszystkich pomieszczeń, oczywiście oprócz swojej sypialni, uwielbiał sporej wielkości salon z dużym oknem i zaszklonym wyjściem na taras, wpuszczającym do środka masę promieni słonecznych. Zawsze w dzień było tu jasno i przytulnie, nawet ciężkie skórzane kanapy, które ostatnio kupiła jego mama, nie potrafiły tego zmienić i dodać miejscu więcej surowości.
Najedzony i czysty zaległ przed telewizorem, rozmyślając o tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia. A wydarzyło się naprawdę sporo. Przypomniał mu się „kumpel” z komisariatu, na co aż zaśmiał się pod nosem.
– Gazu się nawdychałeś? – zapytała Eleonor, ich gosposia, starsza kobieta z latynoskimi korzeniami. Jak zwykle zajmowała się domem. Ścierała kurze z parapetu i mebli, zerkając na Eliota ciekawie.
– Prawie. Tata ci mówił, co się wczoraj działo? – zapytał rozbawiony i odwrócił się do kobiety przodem. Znał ją od piętnastego roku życia, naprawdę bardzo ją lubił, głównie dlatego, że rozumiała jego żarty i zawsze się śmiała z jego wielkich ekscesów. A jako nastolatek miał ich bardzo wiele, dopiero teraz zaczął się wyciszać i uspokajać.
– Mhm, opowiadał. Był na ciebie zły, wiesz o tym? – zapytała. Eliot uczył ją poprawnej angielszczyzny, która z kolejnymi latami w Stanach znacznie się poprawiła, ale Eleonor nigdy nie potrafiła wyzbyć się akcentu. Miała ładną, latynoską twarz, jednak zaznaczyło się na niej już piętno czasu. Pochodziła z Meksyku, ale O'Conner tak naprawdę niezbyt wiele o niej wiedział, czasem się zastanawiał, jak wyglądało jej życie w rodzinnym kraju. Kobieta czasem coś opowiadała, jednak były to błahe historie, w których nie zawierała zbyt wielu informacji.
– No wiem – sapnął i rozsiadł się na kanapie. – Będę musiał go przeprosić – mruknął z zastanowieniem i mimowolnie sięgnął do kieszeni po telefon. Spojrzał na jego wyświetlacz i zmarszczył brwi, gdy dostrzegł, że miał powiadomienia z Facebooka. Od razu włączył aplikację i uśmiechnął się, kiedy przeczytał: „Kenneth Johnson zaakceptował twoje zaproszenie”. Nie czekając, od razu napisał do mężczyzny:
„I jak, spędziłeś noc na pryczy?”
Kenneth nie był jednak dostępny, więc nie mógł od razu odpisać. Za to Eliot mógł przejrzeć jego,wcześniej zablokowany, profil.
– A jak to było naprawdę? Bo tata mi mówił, że się awanturowałeś – rzuciła Eleonor, która zawsze chciała poznać wersję chłopaka. Właśnie dlatego tak bardzo ją lubił. Szanowała jego zdanie, nigdy go nie ignorowała, jak na przykład jego matka, która uważała to, co mówiła, za jedyną słuszną prawdę.
– No policjanci mnie zaczepili – wyjaśnił jej i wydął wargi. – Bez niczego chcieli mnie legitymować, trochę się wykłóciłem, a później jeden mnie tak złapał za ramię, no to się zdenerwowałem. – Wzruszył ramionami. – Trochę wypiłem, to byłem zły – dodał i popatrzył na kobietę, dobrze wiedząc, że z jej strony nie dostanie nagany.
Eleonor westchnęła ciężko i nic nie odpowiadając, zniknęła w kuchni. Kiedy wróciła, podeszła do niego, żeby podać mu kawałek ciasta na talerzyku, które niedawno upiekła. Było jeszcze ciepłe.
– Musisz uważać. Wiesz, jacy są policjanci. Mojego siostrzeńca o mało nie pobili na śmierć – pożaliła się. Eliot uśmiechnął się do niej z wdzięcznością i w kilku gryzach zjadł wypiek, ledwo co go przełykając.
– No wiem – powiedział jeszcze z jedzeniem w ustach. – Ale później już wystarczyło tylko nazwisko. Wiesz, że Latynosów traktują gorzej – mruknął. – To mega niesprawiedliwe – dodał jeszcze, po czym wstał. – Dzięki za ciasto. – Podszedł do niej i pocałował ją w policzek. – Zajebiste było – rzucił i wyszedł z salonu. Powoli powinien się już zbierać do swojego mieszkania.

***

Kenneth kiedy odczytał wiadomość, pił już drugą kawę. Oboje z Ginger ledwo co żyli, najchętniej położyliby się z powrotem do łóżka, ignorując wszystko, co działo się dookoła. Zgodnie stwierdzili, że wzięcie porannej zmiany było złym pomysłem, ustalili to już jednak tydzień wcześniej, więc nic nie mogli zrobić z tym harmonogramem. Zresztą, wczoraj Kennethowi wydawało się, że zwinie się do domu najpóźniej o dwudziestej trzeciej. Gdyby nie wizyta na komisariacie właśnie tak by zrobił. Opowiedział już o całym zajściu Ginger, która wciąż nie mogła uwierzyć, że Johnson miał takie nocne przygody, mimo to stwierdziła, że Anderson, chociaż go nie znała, i tak był dupkiem.
Rano, jadąc do pracy pociągiem, próbował nie zasnąć. Zalogował się wtedy na Facebooka i zauważył zaproszenie od Eliota. Wtedy z trudem powstrzymał się od śmiechu, bo ostatnią rzeczą, której się spodziewał było to, że utrzyma jakiś kontakt z chłopakiem, z którym rozmawiał na komisariacie.
„Na własnej? W mieszkaniu? Zajebiście. A ty zaprzyjaźniłeś się z kolegą z celi?”  odpisał, kiedy zrobili sobie z Ginger przerwę, po kilku godzinach ciężkiej pracy.
– I jak było wczoraj? – zapytał dziewczynę, popijając kawę.
– Jak mówiłeś, planował seks – odpowiedziała mu wesoło i zaczęła wykonywać zamówienie dla stałej klientki, która przychodziła równo o szesnastej po podwójne espresso i ciabattę z grillowanym kurczakiem. – Dobrze, że nogi ogoliłam, bo byłoby ciężko – dodała wesoło. – Ale masakra, że wylądowałeś na komisariacie – sapnęła ciężko i pokręciła głową.
– No mówiłem! – zaśmiał się. Już rano przejrzał sobie profil Eliota. Kiedy patrzył trzeźwym wzrokiem na jego zdjęcia, zaczął zdawać sobie sprawę, że Eliot bardzo mu kogoś przypominał. Jednak w ciągu tego tygodnia przewinęło się w Cafe Break tylu ludzi, że Kenneth nie był w stanie skojarzyć go z tym miejscem.
– Wam tylko jedno w głowie, co? – parsknęła śmiechem i przewróciła oczami. Zapakowała kawę i kanapkę w papierową torbę, po czym sama sięgnęła po ciastko dla siebie. Ginger była bardzo szczupła, miała dobrą przemianę energii, co Kenneth już dawno zauważył. Ciągle coś podczas pracy podjadała i normalnie każda inna dziewczyna przytyłaby w takiej pracy z dobre dwadzieścia kilo, ale nie Ginger. Dla niej była to wymarzona robota, mogła jeść, ile chciała.
Kenneth w odpowiedzi zaśmiał się, patrząc, jak jego przyjaciółka w zawrotnym tempie pożera ciasto, gdy nagle jego komórka zawibrowała mu w kieszeni.
„No, całkiem spoko był. Maszyna do zabijania, ale chyba mnie polubił, bo dalej żyję”.
– Przyznaj się, kto to?
– Kto? – prychnął Kenneth urażony, odrywając wzrok od telefonu. – Jedz lepiej to ciastko, a nie interesuj się mną! – rzucił obrażonym i nieco skrępowanym tonem, na co odpowiedział jej śmiech Ginger.
„No to dobrze, nie wkurzał go twój długi język?”  napisał mimowolnie z nim flirtując.
Ginger w odpowiedzi parsknęła śmiechem, złapała za jedno z małych ciastek, podeszła do Kennetha i gdy ten zerkał na ekran telefonu, wcisnęła mu je w usta.
– Sam jedz ciastko! – rzuciła wesoło i trzepnęła go jeszcze szmatą. W tym momencie jednak usłyszeli dźwięk dzwoneczka, widzącego nad drzwiami, na co oni jak na zawołanie spoważnieli, spoglądając w stronę wejścia. Przyszła kobieta, ich stała klientka, której Ginger zrobiła już zamówienie. Dziewczyna skoczyła szybko za ladę i z uśmiechem wręczyła około czterdziestoletniej pani papierowy worek z kawą i kanapką. Kenneth stał z boku, obserwując kobietę, jak zwykle włosy miała spięte w idealny kok, z którego nie mógł wyślizgnąć się nawet jeden niesforny kosmyk. Pod oczami malowały się jej cienie, a czoło zdobiły bardzo głębokie zmarszczki, wyglądała na zmęczoną życiem. Czasem lubił tak po prostu obserwować ludzi w ciszy, nie oceniać ich, ale po prostu zastanawiać się i dopisywać im swoją historię.
– Jak zawsze zrobione – odezwała się uprzejmie. Klientka uśmiechnęła się oszczędnie, położyła na ladzie dwadzieścia dolarów, zabrała zamówienie i odeszła bez słowa, nie czekając na resztę. Tak było za każdym razem, kiedy już musiała się odezwać, robiła to bardzo cicho i niepewnie, oboje z Ginger uważali, że była dziwna, może nawet nie do końca zdrowa psychicznie, ale mimo to polubili ją. Zostawiała spore napiwki i nigdy nie robiła problemów.
– Trochę mi jej żal – odezwała się Ginger, a telefon Kennetha znowu zawibrował, ogłaszając nadejście wiadomości Messengera.
„Prowadziliśmy sobie konwersację na najwyższym poziomie. Mój długi język nikogo nie wkurza. Ciebie też nie wkurzał.” – Eliot był niezwykle pewny siebie, trochę arogancki, ale może to właśnie przyciągało do niego ludzi. Kenneth przełknął ciężko i jeszcze raz prześledził wzrokiem treść wiadomości, zastanawiając się przy tym, czy O'Conner rzeczywiście nie poznał kogoś innego i nie mówił teraz o nim. Wtedy jednak cały flirt nie miał żadnego sensu.
„Dostałeś noc w celi, czy wyszedłeś?”
„Wyszedłem, na szczęście, ale puścili mnie koło czwartej dopiero. Chcieli mnie zatrzymać, podobno się za bardzo rzucałem. Debile. Byłem kulturalny” – brzmiała odpowiedź zwrotna. – „Ale po tym jak poszedłeś, komisariat już nie był taki wesoły”.
Johnson od razu się uśmiechnął, czytając to. Nie spodziewał się, że z tej znajomości, wywiąże się taka rozmowa.
„Smutno ci było?”  odpisał, zaczynając się trochę denerwować, że mógłby napisać coś głupiego. Zaczęło mu na tym zależeć. „I potwierdzam, byłeś cholernie kulturalny”.
– Co się tak uśmiechasz do tego telefonu? Jakaś nowa laska na celowniku pana Johnsona? – Ginger popatrzyła na niego zaciekawiona, jednak już po chwili wszedł do nich następny klient, a za nim kolejny i jeszcze inni. Zaczęły się najgorsze godziny, więc musieli skupić się na pracy, a Kenneth musiał schować telefon do kieszeni i zignorować jego brzęczenie ogłaszające nadejście wiadomości.
– Skąd ten pomysł – prychnął Kenneth, ale uśmiechnął się lekko. – Zajmij się lepiej klientami, a nie plotkuj – upomniał ją z rozbawieniem. Może flirtował z Eliotem, ale to nie było nic zobowiązującego.
Ginger zaśmiała się w odpowiedzi, ale już nie odpowiedziała, musiała zająć się pracą, tak samo zresztą jak Kenneth. Ruch w Cafe Break zrobił się całkiem spory, uwijali się jak mrówki, krążąc od stolików do lady i ekspresów do kawy. Kiedy zmieniali się ze Steavem i Susanne, mogli odetchnąć w końcu z ulgą. Przekazali im kawiarnię w godzinach jej najwyższych obrotów, ale już niczym nie musieli się przejmować. Przeszli na zaplecze, by przebrać się z mundurków, jakie dostali od pracodawcy. Składały się na nie proste, czarne spodnie w kant i czerwona koszulka polo, ubrania były identyczne i dla pracownic i dla pracowników. Ginger, jako posiadaczka kręconych, farbowanych na wiśniowo włosów, zawsze była niezadowolona z kolorystyki strojów roboczych, jaką ustalił właściciel kawiarni. Musiała związywać swoją burzę loków w kucyk, czego też nie lubiła, ale stopniowo zaczęła dochodzić do wniosku, że jej narzekania na nic się nie zdadzą.
Ginger była ładną kobietą, z której twarzy prawie nigdy nie schodził uśmiech, nawet jeśli padała z nóg po całym dniu pracy. Lekkie piegi na nosie i policzkach dodawały jej zarówno uroku, jak i łagodziły mocne, może nawet trochę męskie rysy twarzy. Wyglądała na sympatyczną, zadowoloną z życia dziewczynę, przez co wielu mężczyzn zwracało na nią uwagę. Drapieżności dodawał jej ciemny makijaż i piękne, pełne czerwone usta.
– I jakie plany na wieczór? – zagadała, kiedy poprawiała sobie makijaż. Wykrzywiała śmiesznie twarz do malutkiego, kieszonkowego lustereczka, dokładając przy tym cienie na powieki, bo te przez cały dzień zdążyły się jej już zważyć na skórze.
– Spać – rzucił Kenneth i zerknął na nią uważnie, oceniając, czy Ginger też musiała odespać noc. – A ty co planujesz? – zapytał neutralnym głosem, myśląc jednak tylko o łóżku w swoim mieszkaniu.
– Pewnie obejrzę jakiś serial – odpowiedziała i wzruszyła ramionami. – Okej, lecę, bo miałam wpaść jeszcze do pracy Jacka – mruknęła, by następnie pożegnać się z nim krótko.
Kenneth wyszedł na chodnik i spojrzał w niebo. Chociaż dało się już odczuć wiosenny klimat, czasami zimny wiatr przypominał o tym, że wciąż nie było tak przyjemnie jak latem. Lubił upały, nigdy nie przeszkadzało mu chodzenie w luźnych spodenkach, bluzce na szelkach, jedynie komunikacja miejska mocno wówczas kulała, ale tego nie mógł w żaden sposób przeskoczyć. Mieszkał na drugim końcu Chicago i czy chciał, czy nie, po prostu był skazany na obrzydliwe wagony w pociągu, w których nawet klimatyzacja niewiele pomagała. W końcu nie umyje ona spoconych, śmierdzących ludzi.
Idąc na stację, wyciągnął telefon i otworzył Facebooka, ciekawy, co takiego Eliot mu odpisał.
„No wiem, ja zawsze jestem kulturalny. Mogłeś zostać dłużej, bo ci policjanci byli nudni. W ogóle, dostałeś jakiś mandat?” – brzmiała treść wiadomości od O'Connera.
„Pięćdziesiąt dolarów za bójkę w miejscu publicznym. Chyba się bali dać mi jakiś wyższy, bo w końcu jestem maszyną do zabijania”  odpisał w marszu, uważając, żeby nikogo przy tym nie potrącić, więc nabazgranie tych dwóch zdań zajęło mu trochę czasu. Później już jednak schował komórkę do kieszeni, bo musiał podbiec na stację. Zaczął przeciskać się między ludźmi na ruchomych schodach, wyklinając w tamtym momencie każdego, kto nie stał (tak jak się zresztą powinno stać, cholera!) po prawej stronie barierki. Gdy był w połowie drogi, usłyszał pisk hamującego pociągu, na co automatycznie przyspieszył. O mało nie potknął się przy ostatnich stopniach, ale nie poddał się – w ostatniej chwili wpadł do jednego z wagonów. Łapał szybko oddech, co jednak utrudniała mu duchota wywołana przez tłok panujący w środku. Stanął obok jakiegoś Hindusa i przyciśnięty do szyby dzielącej go od rzędu siedzeń, wyciągnął znowu komórkę, nie mogąc się od niej oderwać.
„To w takim razie cieszę się, że oszczędziłeś moje biedne cztery litery”. Kenneth chwilę patrzył na ekran, zastanawiając się, czy Eliot umyślnie napisał dwuznacznie, czy zrobił to nieświadomie.
„Korzystaj z mojej łaski”  odpisał, ale żeby nie zabrzmieć zbyt arogancko, dodał uśmiechniętą emotikonę. Trzymał się jedną ręką mocno barierki, a drugą odpisywał Eliotowi.
„A co, kiedyś się ona skończy?” – Hindus, który stał obok niego, nagle poleciał na Kennetha w momencie, w którym pociąg zaczął hamować, o mało co nie wytrącił mu z dłoni smartphona.
Kenneth nie mógł mieć do niego pretensji, schował więc telefon do kieszeni i postanowił jakoś przeczekać, aż wysiądzie z pociągu. Złapał się barierki obiema rękami, żeby dobrze się trzymać i wytrwać do stacji, na której będzie mógł opuścić zapchany ludźmi wagon.



___________________________________

* ok. 10 cm. - przyp. aut.
** ok. 12,7 cm. - przyp.aut.

3 komentarze:

  1. Myślałam na początku, że Kenneth może kojarzyć Eliota ze szkoły i że byłoby to miłym nawiązaniem do poprzedniej wersji a nie że z kawiarni. Fajnie, że chłopcy są tak wdzięcznymi postaciami, że w każdym uniwersum się do siebie dopasowują ;) Akcja biegnie powoli, to dobrze - im dłuższy dobry tekst tym lepiej :) Na początku przeszkadzało mi to powracanie do początku, miałam takie "Boże nie mogły tego dać w pierwszym rozdziale a nie powtarzać" ale przy przeczytaniu dwa razy drugiego rozdziału już to jakoś mi podchodzi i podoba.
    Mam pytanie, czy K11 będzie dalej publikowane? Jeśli była tu gdzieś informacja, to wybaczcie, że ją przeoczylam :)
    Ah i Ginger zazwyczaj nie lubię kobiet w opowiadaniach ale ona zapowiada się całkiem spoko, ciekawi mnie jaka będzie dalej i czy będzie miała problem jak orientacja Kennetha wyjdzie na jaw.
    O.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widziałyśmy potrzeby, żeby odwoływać się do poprzedniej wersji Kennliota :) I w pełni zgadzamy się z tym, że Kennliot jest bardzo uniwersalny, pisałyśmy go już w różnych odsłonach.
      Nie K111 już nie będzie publikowane.

      Usuń
  2. No nie mogę heh kłótnia o długość penisa , bezbłędna aż się uśmiałam , nie chce być wredna czy coś ale 12cm to słabo , nie dziwię się ,że Eliot ma kompleksy. No ale pewnie Kenneth ,a potwora( bądźmy stereotypowi w końcu to murzyn ) :D Cieszę się ,że wszystko tak powoli się rozwija , chłopaki się poznają powoli.
    Katarina

    OdpowiedzUsuń