No i to jest już oficjalnie koniec "Lingerie". Przyznamy szczerze, że trochę nam przykro kończyć to opowiadanie, bo obie utożsamiłyśmy się z Samuelem i Dylanem. Ale kto wie, może jeszcze gdzieś się pojawią. :)
A teraz zapraszamy do czytania i bardzo dziękujemy za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Naprawdę czujemy się docenione (mimo że pojawiła się też krytyka - ona nikomu nie zaszkodzi).
D.&V.
Epilog
Dwudziestego
szóstego listopada Samuel musiał ubrać się w garnitur, który
wybrał specjalnie z Dylanem na tę okazję. Roberts był zachwycony,
on mniej. Przede wszystkim ze względu na powód przez który musiał
założyć tak eleganckie ubranie.
Jechali
na obiad do matki Dylana i Samuel był tym faktem po prostu
przerażony. Próbował oponować, wymyślił nawet wymówkę, ale
jego chłopak okazał się nieugięty. Nie chciał słyszeć o
żadnych akcjach, gangach i chorobach Samuela.
–
Rany – sapnął Dylan, oglądając swojego faceta w garniturze. –
Częściej powinieneś tak się ubierać – powiedział, nie mogąc
oderwać wzroku od eleganckiej odsłony Samuela. Cholera, gdyby mieli
więcej czasu, na pewno jakoś by to wykorzystali! – Mega seksownie
– dodał, podchodząc do niego, by poprawić mu cienki, czarny
krawat.
Samuel
uśmiechnął się na taką reakcję, bo już dawno Dylan nie
reagował na niego w taki sposób. Objął go w pasie i – licząc
na to, że odciągnie jakoś wizytę u rodziców kochanka –
pocałował go mocno. Niestety zbyt mocno, przez co Dylan od razu się
odsunął.
–
Sam! Za chwilę mamy jechać, a nie się pieprzyć – sapnął i
wygładził poły jego marynarki, jeszcze raz oglądając swojego
kochanka z dumą. – Musisz mi pomóc wybrać buty. Wziąć te,
które kupiliśmy w niedzielę, czy z frędzlami? – zapytał i
wskazał na stojące nieopodal koturny i botki.
–
Rodzice nie będą mieli nic przeciwko, kiedy przyjdziesz w takich
butach? – zapytał z rezygnacją Sam i usiadł na łóżku. Potarł
króciutkie włosy na głowie, wzdychając ciężko. – Dylan, ja...
Cholera, nie wiem, czy to dobry pomysł. Nie wiem, czy twoim rodzicom
spodoba się wielki murzyn z tatuażami – dodał, czując się tak,
jakby ugrzązł w jakimś wielkim, głębokim bagnie i nie potrafił
znaleźć bezpiecznej drogi, żeby z niego wyjść.
–
Spodoba się – sapnął Dylan i od razu do niego podszedł. Miał
na sobie obcisłe białe rurki i zwiewną koszulę na ramiączkach
sięgającą za tyłek. Przy szyi w materiale bluzki miał wszyty
złoty, gruby łańcuch, który, o dziwo, pasował do Robertsa, mimo
że to były kobiece ubrania. Całość chciał zwieńczyć jakimiś
fajnymi butami i czarną ramoneską. – Mama już cię lubi, a nawet
cię nie zna – mruknął, siadając obok. – No proszę, Sammy. –
Popatrzył na niego błagalnie, dobrze wiedząc, że Samuelowi ciężko
będzie odmówić. Wiedział już jak działać na Faulknera, co
często też wykorzystywał, gdy przynosił do mieszkania kolejną
parę butów czy torebek... Sam marudził przez chwilę, bo przecież
nie mieli już gdzie tego trzymać, ale ostatecznie dawał za
wygraną. Nie inaczej było i tym razem.
Samuel
westchnął ciężko i wstał z łóżka, zdając sobie sprawę, że
im szybciej wyjdą, tym będą mieli to za sobą.
Nie
robił tego całkiem wbrew sobie. Chociaż się bał, chciał poznać
mamę Dylana, o której ten cały czas mówił, a Sam udawał, że
nie słuchał albo że go to drażniło. Wbrew pozorom pamiętał o
niej prawie wszystko, co powiedział mu Dylan. Wiedział, że była
przy pięćdziesiątce, udało jej się wygrać walkę z rakiem i
teraz wprowadziła w domu rewolucję żywieniową. Zaczęła jeść
tylko ekologiczne produkty, ćwiczyła jogę i biegała, a w końcu
przestała się przemęczać, bo Dylan twierdził, że przed
rozpoznaniem u niej raka, zdecydowanie za dużo pracowała, a co za
tym idzie, również miała zbyt dużo stresu. Samuel pamiętał, że
miała dwa psy, które bardzo kochała. Prawie tak jak swojego syna,
jak Dylan często się śmiał.
Gdyby
Samuel to wszystko powiedział swojemu chłopakowi, ten pewnie
doznałby ciężkiego szoku. Raczej nie sądził, że Sam go słuchał,
gdy coś mu opowiadał. A Faulkner nie przepuszczał mimo ucha prawie
żadnego ze słów Dylana... no chyba, że ten akurat pieprzył coś
trzy po trzy o ubraniach, wtedy naprawdę nie miał najmniejszej
ochoty tego zapamiętywać.
–
To jak? Mogą być koturny? – zapytał Dylan, kiedy założył już
buty i ramoneskę w kowbojskim stylu, bo z frędzlami na plecach i
rękawach.
–
Mogą być. – Samuel uśmiechnął się lekko, zdając sobie
sprawę, że pierwszy raz od dawna będzie spędzał święta
dziękczynienia w towarzystwie czyjejś matki. To był dla niego
prawie rodzina. Przynajmniej jakaś jej namiastka i może jego strach
przed tym spotkaniem brał się głównie z obawy przed tego typu
relacjami, które miał wrażenie, że już dawno zapomniał, jak
powinny funkcjonować. Nigdy nie powiedziałby o tym Dylanowi, nie
dzielił się z nim swoją przeszłością.
–
Rzuciłeś to tak, jakbym ci się nie podobał! – prychnął Dylan
urażony. Samuel nigdy nie wykazywał zbyt wielkiego entuzjazmu
jeżeli chodziło o modę, czego Roberts czasem nie potrafił
zrozumieć. – Powinienem się przebrać?
–
Jest okej. I tak, jesteś wyższy. I tak, masz szczupłe nogi. Co
jeszcze chcesz? – Samuel przewrócił oczami zniecierpliwiony. –
Chodź już.
Dylan
sapnął ciężko i wyszli z mieszkania w milczeniu. Co chwilę
zerkał na Sama, dostrzegając, że ten denerwował się przed wizytą
w domu rodzinnym partnera. Po raz pierwszy chyba widział go
zestresowanego, zawsze Faulkner był pewny siebie i niewzruszony, nie
to co teraz.
Po
pół godzinie byli już na miejscu. Samuel zaparkował swój
samochód pod dwupiętrowym domkiem z wypielęgnowanym ogródkiem i
spojrzał na budynek z zastanowieniem.
–
Będzie okej, mówię ci – pocieszył go Dylan. – Mama już nie
mogła się doczekać, by cię w końcu poznać.
Słowa
Dylana wcale go nie pocieszyły. Wywołały jeszcze większe
wątpliwości, bo Sam wiedział, że na pewno nie sprosta wymaganiom
jego mamy. Znał ją już wystarczająco dobrze ze wszystkich
opowieści, żeby zdać sobie z tego sprawę.
Dzień
był słoneczny, ale chłodny przez mroźny wiatr wiejący znad
Pacyfiku. Sam zaczekał na Dylana i razem z nim skierował się w
stronę wejścia do domu. Roberts od razu nacisnął na klamkę,
otworzył przed nimi drzwi i wpuścił kochanka do środka. Znaleźli
się w przedpokoju, naprzeciwko Samuel dostrzegł drewniane schody
prowadzące na wyższe piętro, których stopnie wyłożone były
miękkim, białym dywanem. Pomieszczenie utrzymywane było w jasnych
barwach, a duże okna wpuszczały do niego masę promieni
słonecznych. Rozejrzał się dookoła, zastanawiając się chwilę,
co zrobić. Ściągnąć buty? Odebrać od Dylana jego kurtkę i
odwiesić na wieszak? Poczekać, aż ktoś ich powita?
–
Mamo! – krzyknął jego chłopak.
–
Już idę, idę! – usłyszeli z wnętrza domu i po chwili z
pomieszczenia obok wyszła niska, starsza kobieta, z idealnie
ułożonymi włosami i świetnie dopasowaną błękitną sukienką. –
Ty musisz być Samuel – powiedziała z szerokim uśmiechem,
podchodząc do nich wyraźnie zadowolona. – Dylan mówił mi, że
jesteś przystojny, ale nie myślałam, że aż tak! –
zaszczebiotała.
–
Miło mi poznać. – Samuel wyciągnął rękę, z trudem się
odzywając przez zaciśnięte gardło. Nie sądził, że spotkanie ze
starszą panią okaże się dla niego tak stresujące. Mama Dylana
przypominała mu Marthę Stweart albo jakąś inną sławną
gospodynię domową amerykańskiej telewizji. Samuel uśmiechnął
się do niej lekko i zaraz rzucił szybkie spojrzenie Dylanowi,
zdając sobie sprawę, że chłopak był do niej trochę podobny.
Roberts
w odpowiedzi uśmiechnął się do kochanka szeroko i wsunął mu
rękę pod ramię, przytulając się do niego bokiem. Chciał dodać
partnerowi trochę otuchy, bo widział, jak mężczyzna się
denerwował.
–
Mnie również! – odpowiedziała zaraz kobieta. – A ty Dylan,
kochanie, masz świetne buty! – zauważyła od razu. – Gdzie
kupiłeś?
– W
niedzielę byliśmy z Samem na zakupach, nie pamiętam już dokładnie
jaki sklep – odpowiedział i wreszcie odsunął się od kochanka,
by ściągnąć kurtkę. – A ty dobrze wyglądasz w tej sukience.
Mówiłem ci, że będzie pasować!
Samuel
uśmiechnął się, obserwując ich w milczeniu. Potrzebował chwili,
żeby przyzwyczaić się do myśli, że Dylan traktował swoją mamę
bardziej jak koleżankę, z którą mógł porozmawiać o ubraniach,
niż rodzica, przed którym powinien okazać respekt. Zupełnie
inaczej zachowywał się w stosunku do ojca, gdy ten zjawił się,
żeby przywitać się z nimi.
Przed
nim Samuel odczuwał mniejszy strach. Uścisnął mu rękę i
uśmiechnął się krótko, w odpowiedzi dostał niemal dokładnie
taką samą szybką odpowiedź. Mężczyzna, mimo lat, które
odcisnęły swoje piętno na jego twarzy, wciąż wydawał się być
przystojny. Był wyższy od Dylana, ale wciąż niższy niż Samuel.
–
Dobrze w końcu cię poznać – powiedział surowym głosem, mierząc
Faulknera uważnym spojrzeniem. Dopiero po chwili się uśmiechnął.
– Caroline, zaproś ich do środka, nie będą sterczeć w
przedpokoju jak takie kłody – zganił swoją żonę, na co ona
tylko machnęła dłonią.
–
Przecież nie stoją tu wieczności, dopiero się przywitaliśmy –
prychnęła. – Do dobrze, rozbierajcie się i chodźcie do salonu.
Napijecie się czegoś?
–
Ja herbaty – odpowiedział Dylan i zerknął na kochanka, kiedy
odwieszał swoją kurtkę. – A ty? Pewnie kawy, co? – zapytał,
dobrze znając jego upodobania.
–
Mhm, poproszę. – Samuel dziwnie się czuł, kiedy musiał być
miły. Czuł się trochę jak słoń w składzie porcelany, gdy
siedział w eleganckim salonie, urządzonym w nowoczesny sposób, ale
z nutą starodawnej mody na zbędne bibeloty. Według niego było tu
mnóstwo niepotrzebnych dekoracji, które w pewien sposób zaczęły
go przytłaczać.
–
Pójdę z mamą zrobić, a ty posiedź z tatą – powiedział i
chciał pocałować Samuela w skroń dla otuchy, ale pomyślał, że
to mogłoby przynieść zupełnie odwrotny efekt. Nic więc nie
zrobił, tylko wyszedł razem z Caroline z pomieszczenia, zostawiając
swojego faceta i ojca samych.
–
Oglądasz futbol? – zapytał tata Dylana, przełączając kanał w
telewizorze.
–
Tak, dość często – stwierdził Samuel i spróbował się
rozluźnić. – Raz zaciągnąłem nawet Dylana na mecz.
–
Nie narzekał ci? – zdziwił się i zerknął na Samuela. –
Kiedyś ciągle mi z Carol nad głową gadali, gdy tylko włączałem
mecz. W końcu musiałem kupić drugi telewizor, bo bym z nimi nie
wyrobił – zaśmiał się i nagle wstał. – Co tam będziemy kawy
pić... – machnął ręką – chcesz może whisky?
Samuel
żałował, że nie kazał Dylanowi prowadzić, bo bardzo chętnie by
się napił i dzięki temu może udałoby mu się rozluźnić. Musiał
odmówić ojcu kochanka.
–
No daj spokój, widziałem, że jesteś samochodem, ale mój syn ma
przecież prawo jazdy i nawet dobrze prowadzi – powiedział
mężczyzna, wyciągając z barku butelkę Ballantine'sa. – On i
tak nie będzie dzisiaj pić, więc ty możesz dotrzymać mi
towarzystwa.
–
No nie wiem – mruknął Sam, nie wiedząc, czy mężczyzna nie
sprawdzał go w jakiś pokrętny sposób, którym chciał udowodnić,
że Samuel wcale nie był odpowiedzialny. – Może Dylan będzie
chciał się czegoś napić? – zapytał, mając nadzieję, że tym
podwyższy swoją punktację, jeżeli rzeczywiście ojciec kochanka w
coś z nim pogrywał.
–
Można go zapytać – odpowiedział i mimo wszystko wyciągnął
dwie szklanki do whisky, z bardzo grubym dnem.
– O
co zapytać? – Do pomieszczenia wszedł Dylan z tacą pełną
talerzyków i pustych szklanek, które zaczął rozstawiać na stole,
do którego mieli zasiąść na obiad.
–
Czy będziesz chciał prowadzić – odezwał się Samuel, obserwując
kochanka z przyjemnością. Bez butów na koturnie nogi Dylana nie
prezentowały się aż tak spektakularnie, ale kochanek nadal miał
świetną figurę.
–
Chcę poczęstować twojego chłopaka alkoholem – dodał ojciec,
już nalewając im trunku.
–
Pijcie – powiedział i popatrzył na nich. Widok jego taty i
kochanka w jednym pomieszczeniu, przed telewizorem i ze szklankami
whisky w dłoni był dość absurdalny, ale przy okazji też jakoś
taki dziwnie... ciepły. W ogóle sam fakt, że Samuel był w jego
rodzinnym domu napawał go przyjemnego rodzaju spokojem. Rozstawił
wszystkie talerze, po czym podszedł do Sama i już się nie
krępując, pocałował go szybko w usta. – Tylko nie spij mi taty.
Ma słabą głowę – rzucił wesoło, za co w odpowiedzi otrzymał
prychnięcie ojca.
–
Chyba nie wiesz co mówisz, gówniarzu! – odwarknął mężczyzna,
jednak w jego tonie głosu nie pobrzmiewały żadne groźne nuty.
Dylan w odpowiedzi tylko się zaśmiał i zawrócił do mamy do
kuchni.
Samuel
uśmiechnął się wciąż niepewnie, bo dziwiły go takie relacje z
rodzicami. Tata Dylana usiadł w fotelu obok i westchnął ciężko.
–
Ostatnio Cleveland Brows mieli słabsze mecze. Mam nadzieję, że
teraz pokażą, na co ich stać – zagadał go, a Samuel nie mógł
się z nim nie zgodzić. On też kibicował Browsom. Odebrał od
mężczyzny kieliszek, ciesząc się, że chociaż będą trzymać
kciuki za tę samą drużynę. Jeszcze by tego brakowało, by
pokłócili się o głupi futbol. – Dobrze, że jesteś.
Przynajmniej nie będą mi zrzędzić nad uchem, że znowu mecz
oglądam w święta – powiedział mężczyzna i zaśmiał się,
biorąc łyk trunku. – Teraz przynajmniej jest nas dwóch. Na
Dylana nigdy nie mogłem w tej kwestii liczyć. Więc... zabrałeś
go na mecz i co? Nie nudził się? – Samuel od razu zrozumiał, po
kim Dylan odziedziczył gadulstwo. Chociaż może ojciec jego
partnera chciał być po prostu miły? Gdy się na niego patrzyło,
raczej nie wyglądał na dość rozmownego człowieka.
–
Trochę, ale jakoś wytrzymał. Wiedziałem, jak go przekupić –
zaśmiał się, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, jak pan
Roberts mógł to odebrać. I jak powinien odebrać, bo właśnie o
seks mu chodziło. Obiecał Dylanowi, że mu obciągnie, więc
kochankowi udało się wytrzymać.
–
Pewnie powiedziałeś mu, że po meczu zabierzesz go na zakupy, co? –
zapytał mężczyzna i zaśmiał się, nie zauważając dwuznaczności
w tym, co mówił Samuel.
–
Dokładnie – przyznał od razu Sam, nie mając zamiaru brnąć w
ten temat. Szybko udało mu się zagadać o najpopularniejszych
zawodnikach obecnie w trzech czołowych drużynach NFL, więc ojciec
Dylana nie zaprzątał sobie więcej głowy tym, co Sam musiał
zrobić, żeby zaciągnąć jego syna na mecz futbolu.
–
A wy już siedzicie – usłyszeli kobiecy głos. Samuel obejrzał
się na mamę Dylana wnoszącą do pokoju tacę z kawami i herbatami.
– Jesteście już głodni? Indyk będzie dopiero za godzinę, coś
długo się robi – powiedziała rozstawiając na stoliku do kawy
szklanki z napojami. Jej syn wszedł do salonu dopiero po chwili.
Niósł mały dzbanek z mlekiem i cukierniczkę. Aż uśmiechnął
się, widząc swoją mamę, tatę i Samuela razem. Naprawdę będzie
musiał przyzwyczaić się do tego widoku.
–
Mówiłem ci, że pewnie będą oglądać razem – rzucił Dylan,
stawiając wszystko na stole, by po chwili usiąść przy kochanku i
ukradkiem złapać go za dłoń.
Samuel zdążył już ściągnąć marynarkę i siedział w samej
koszuli. Chciał ją odpiąć i podwinąć rękawy, ale nawet na
dłuższą sprawę nie zaczęli nawet jeść. Spojrzał na kochanka i
uśmiechnął się do niego ukradkiem, a mama Dylana odchrząknęła.
–
Podać wam kawy przed telewizor? – zapytała i, zanim
odpowiedzieli, przeniosła tacę z kawą i filiżankami na niski
stolik. – Mam nadzieję, że lubisz mleko kokosowe, bo innego
niestety nie miałam w lodówce. Przygotowałam się, ale o mleku
zupełnie zapomniałam!
Dylan obejrzał się na nią i uśmiechnął się, absolutnie
szczęśliwy, co jego mama zauważyła od razu. Jej syn promieniował,
co kiedyś zdarzało się rzadko, przeżywał wiele miłosnych
zawodów i dopiero teraz sprawiał wrażenie kogoś, kto miał
wreszcie wszystko.
–
Przemęczymy się. Zresztą zacząłem u nas wprowadzać trochę
kuchni wegańskiej. Samuel jest jej przeciwny, ale wierzę, że w
końcu go przekonam – dodał wesoło i spojrzał na kochanka.
–
Wcale mu się nie dziwię – odparł ojciec, nalewając im whisky. –
Zielsko jest dla królików i bab.
–
Nie bądź takim szowinistą, Georg – fuknęła na męża, kiedy
usiadła na fotelu. Samuel jednak nie mógł się nie roześmiać.
Dylan był bardzo kobiecy i zdążył się już przyzwyczaić, że
kochanek w wielu aspektach swojego zachowania lub myślenia (bo o
sposobie ubierania nie warto już wspominać) przypominał kobietę.
Nie można było go jednak sprowadzić do roli typowego
transseksualisty. Dylan czuł się mężczyzną, Sam wiedział, że
był z mężczyzną.
–
Miło się na was patrzy – odezwała się nagle pani Roberts i
uśmiechnęła do nich z rozczuleniem.
–
Mamo – jęknął Dylan. – Mówiłem ci, że bez takich.
–
Ale co ja mogę?! – sapnęła. – Mieszkacie razem? – zmieniła
nagle temat, a jej syn westchnął ciężko i splótł palce z
Samuelem, czując się teraz trochę jak na przesłuchaniu.
–
U mnie – wyjaśnił spokojnie Samuel, zaczynając gładzić
kciukiem wierzch dłoni Dylana. Tylko przez moment pomyślał o
Taylorze, jak on czułby się na jego miejscu – czy Dylan chciał
go zabrać do swojego rodzinnego domu i przedstawić mamie i tacie
jako swojego chłopaka? Szybko jednak wyrzucił ten pomysł z głowy.
Wiedział, że Dylan go kochał. Od jego pierwszego wyznania,
usłyszał to jeszcze dwa razy. Gdy Roberts upił się w jednym z
klubów oraz chwilę przed orgazmem podczas jednego z [i]seksów na
zgodę, po poważnej kłótni. – Mieszkam blisko centrum, wynajmuję
apartament.
–
Och – to wyznanie najwidoczniej jej się spodobało. – Dylan
mówił że jesteś jakimś współwłaścicielem... przypomnij mi...
agencji nieruchomości?
–
Tak, tak, dokładnie – odpowiedział szybko jej syn, na co Caroline
uśmiechnęła się tylko szeroko, ciesząc się, że jej syn tak
dobrze trafił. Może i Samuel nie wyglądał wcale na kogoś
porządnego z tymi wszystkimi tatuażami, ale skoro podobał się
Dylanowi, to chyba powinna się cieszyć. – A co z twoim
mieszkaniem? – zainteresowała się.
–
Pomieszkuje w nim teraz Mike – odpowiedział jej i wychylił się
po swoją herbatę, jednocześnie podciągając nogi na kanapę. –
Wiesz, mówiłem ci, że krucho u niego z kasą, więc powiedziałem
mu, żeby u mnie zamieszkał. Przynajmniej zajmie się mieszkaniem,
nie będzie stało puste, a on nie będzie musiał płacić za
wynajem.
–
Mhm, skoro tak uważasz. W końcu to twoje mieszkanie. – Kobieta
uśmiechnęła się i wychyliła się po ciasteczko owsiane, które
już wcześniej stało na blacie.
Dylan uśmiechnął się i nagle wstał.
–
Pokażę Samowi swój stary pokój, obiad za godzinę, tak? –
zapytał i pociągnął za sobą Samuela.
–
Już uciekacie do pokoju? – westchnęła Caroline, a Georg zaśmiał
się nagle.
–
Po twoim przesłuchaniu sam bym najchętniej uciekł – rzucił, nie
mogąc się powstrzymać.
Dylan w odpowiedzi przewrócił oczami i sam się zaśmiał.
–
Wrócimy za chwilę – odparł i pokierował Sama do wyjścia z
salonu, by następnie wspiąć się po stopniach. – I jak? –
zapytał, oglądając się na kochanka. Cały czas bał się, że
mężczyzna czuł się nieswojo. – Nie zamęczyli cię?
–
Trochę dziwnie jest, ale dam radę. Mili są – szepnął,
rozglądając się po piętrze, gdy już na nie weszli. Na schodach
mama Dylana rozwiesiła rodzinne fotografie, na który Sam rzucił
okiem. Mały Dylan był właśnie taki, jak podejrzewał – trochę
dziewczęcy i drobny. Od razu go objął, gdy już miał pewność,
że zostali sami. – Dobrze pachniesz – zamruczał, przyciskając
nos do jego szyi. – Zabrałeś mnie tutaj, żebyśmy coś zrobili?
– zapytał od razu i zaśmiał się cicho, dotykając Dylana pod
koszulką.
Jego
chłopak w odpowiedzi aż się zaśmiał. Samuel znał go zbyt
dobrze.
–
Dokładnie. Na moim łóżku jeszcze z czasów podstawówki –
powiedział wesoło i pociągnął go w stronę pomieszczenia, jakie
znajdowało się naprzeciwko schodów. – Ta-dam, możesz zacząć
się śmiać – rzucił, otwierając przed Samem drzwi i prezentując
mu fioletowy, duży pokój utrzymywany w bardzo kobiecym stylu.
Zupełnie, jakby nie mieszkał tu kiedyś chłopiec, a dziewczynka.
Samuel nic nie odpowiedział, tylko przeszedł się po pomieszczeniu,
przyglądając się białym meblom i zdjęciom, jakimś pamiątką z
wycieczek, które Dylan zostawił tutaj. Większość rzeczy musiał
przenieść do swojego mieszkania. W końcu Samuel podszedł do okna
i wyjrzał za nie, jakby chciał się upewnić, że naprzeciwko nie
mieszkał żaden zboczony sąsiad, który mógłby podglądać jego
kochanka.
Nauczyli się wielu rzeczy, ale Samuel nie mógł wyzbyć się
chorobliwej zazdrości. Wciąż nie umarł w nim lęk przed tym, że
Dylan go kiedyś zostawi. Chyba naprawdę nie wierzył w siebie,
chociaż on wolał zasłaniać się przekonaniem, że nic w życiu
nie było pewne. Z jednej strony miał rację, z drugiej nie warto
było myśleć o przyszłości, skoro teraz, w tym momencie czuł się
z Robertsem szczęśliwy.
Dylan zamknął za nimi drzwi i, dla pewności, przekręcił klucz w
zamku. Podszedł do Samuela i objął go od tyłu, przyciskając
policzek do jego pleców.
–
Polubili cię – powiedział z lekkim uśmiechem. – Mama jest tobą
zachwycona, a tata się nie rozczarował.
–
I uwierzyli, że jestem właścicielem jakieś firmy? Agencji
nieruchomości? – zapytał sceptycznie, odwracając się wolno do
Dylana. – Członek Bloodsów na pewno lepiej by brzmiał – dodał
i złapał kochanka za brodę. Spojrzał z zadowoleniem na jego
pełne, miękkie usta. Dylan miał jasną, brzoskwiniowo-złotą
karnację. – Co tutaj chcesz ze mną zrobić? – zapytał Samuel,
naciskając kciukiem na wargi kochanka.
Dylan rozchylił je.
–
Raczej nie uwierzyli, ale niezbyt ich to obchodzi. Chcą, żebym był
szczęśliwy – powiedział wolno i z każdym ruchem warg ocierał
się o palec partnera. Przysunął się do niego, objął jego szyję
i spojrzał mu w oczy. – Do obiadu mamy godzinę. Jest trochę
rzeczy, które możemy zrobić – powiedział i stanął na palcach,
żeby pocałować kochanka w policzek, a następnie objąć jego
szyję ciasno. – Cieszę się, że tu ze mną przyjechałeś –
powiedział po chwili, zdając sobie sprawę, że to już nie było
zwykłe [i]chodzenie ze sobą. Samuel wniknął w jego rodzinę,
poznał mamę i tatę... Gdyby ktoś mu powiedział, jeszcze kilka
miesięcy temu, że tak skończy z Faulknerem, pewnie by go wyśmiał.
–
Jakoś daję radę – rzucił Samuel bez zastanowienia, ale zaraz
dodał: – Nie jest tak źle. Myślałem, że jak mnie zobaczą, to
każą ci znaleźć jakiegoś innego faceta – dodał, odwracając
wzrok na okno. Nie lubił wyznawać takich rzeczy.
–
Głupi – parsknął Dylan, nie puszczając go ani na chwilę. –
Jesteś najprzystojniejszym facetem, jakiego mogłem tu
przyprowadzić.
Samuel na tę uwagę uśmiechnął się zaskoczony. Dylan mówił mu
takie rzeczy coraz częściej, a do niego powoli zaczynało docierać,
że naprawdę byli w związku. I biorąc pod uwagę wszystkie plusy,
w końcu przyjdzie też czas, że będzie musiał się poświęcić.
Wiedział, że pewnego dnia Dylan postawi mu ultimatum – albo on,
albo gang. Samuel powoli zaczął nastawiać się do tej myśli.
Godzina minęła śmiesznie szybko i w końcu musieli zejść na
partner, żeby wspólnie z rodzicami Dylana zjeść oficjalny,
dziękczynny obiad. Po wypiciu trzech kieliszków whisky, Sam zaczął
się już rozluźniać, ale wciąż z tyłu głowy obawiał się,
żeby nie palnąć czegoś głupiego.
Indyk mamy Dylana smakował naprawdę dobrze, mimo że sama pani domu
nawet go nie ruszyła. Samuel jednak znał już jej kuchnię, nie raz
w lodówce mieli jej dania, które jego chłopak przywoził ze
spotkań z nią.
–
Samuel, weź sobie jeszcze ziemniaków. Może trochę sosu? Albo
sałatki? Weź sałatki! – z początku takie pytania i propozycje
niezmiernie go irytowały, szybko jednak się do nich przyzwyczaił.
Na początku popełnił błąd, bo poszedł za jej prośbą i skusił
się na dokładkę, ale później już nie mógł dojeść swojej
porcji. Przy kolejnych propozycjach po prostu dziękował.
Był
zmęczony, gdy po obiedzie znowu usiedli przed telewizorem. Chciał
wracać, ale Dylan wciągnął się właśnie w rozmowę ze swoją
matką, a Sam nie chciał robić złego wrażenia naciskami. Zabawne,
że po raz pierwszy od dawna tak się starał, żeby dobrze wypaść.
Gdyby zobaczyli go przyjaciele z gangu, na pewno nie uwierzyliby, że
to on.
Spojrzał na Dylana i uśmiechnął się lekko pod nosem. Nie mógłby
teraz po prostu tak wstać i ruszyć do wyjścia. Zdążył już
zauważyć, że jego partner miał bardzo dobry kontakt ze swoimi
rodzicami i chociażby dlatego postanowił przemęczyć się jeszcze
tę godzinę dłużej. Dotknął lekko pleców Dylana i zaczął je
gładzić, gdy dostrzegł lekki uśmiech na jego twarzy. To wszystko
było absurdalne. On, w tym zwykłym, amerykańskim domu był
absurdalny. Jego związek z chłopakiem takim jak Dylan także był
absurdalny. Ale chyba zdążył się już do tych myśli
przyzwyczaić.
W
końcu go zdobył tak, jak chciał od początku ich znajomości.
Dylan był jego w taki sposób, w jaki nigdy nie miał go Taylor.
Samuel nie miał zamiaru rezygnować z chłopaka, chociaż z drugiej
strony bał się, że kiedy coś pójdzie nie tak, przekreśli dla
niego całe swoje życie i zostanie później z niczym. Bez gangu i
bez Dylana. Ale nie chciał teraz o tym myśleć, nie kiedy było tak
dobrze. Kiedy układało im się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie miał zamiaru tego burzyć swoim niepokojem. Chciał wreszcie
zacząć żyć chwilą. I bez względu na to, co będzie później,
Samuel wiedział, że kochał Dylana.
Przyjemnie zakończenie tego opowiadania, co prawda widać trochę niewykorzystanego potencjału bo nic nie wyjaśniło się z Mike'm, dziewczyna Taylora tez przepadła choć wątek się pojawił, brakowało mi sceny z konfrontacją z gangiem Sama, cała ta wojna też została pominięta.
OdpowiedzUsuńOgólnie opowiadanie dobrze napisane, ale odniosłam wrażenie, że Wam się w trakcie znudziło i chciałyście je jak najszybciej zakończyć co po Waszym wstępie pokazuje, że moje odczucia nie pokrywają się z Waszymi.
No nic, to Wasza wyobraźnia i opowiadanie. Powodzenia z następnymi :D
Po wstępie WNIOSKUJE* :×
OdpowiedzUsuńJestem zawiedziona, że nie było seksu. Wierzę jednak ,że kiedyś napiszecie jakiś dodatek z Dylanem i Samuelem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDobre zakończenie, ale szkoda.
OdpowiedzUsuńNo i super ale może kiedyś cdn:-)
OdpowiedzUsuńOstatnia część opowiadania przeczytana, mogę skomentować.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie miało naprawdę spory potencjał, ale... chyba nie do końca został wykorzystany. Brakowało mi przede wszystkim więcej informacji o gangu – jak to się stało, że Samuel dołączył do Bloodsów? Jak wyglądały relacje członków gangu (nie licząc Taylora)?
Kilka razy pojawiła się informacja, że Sam będzie musiał dla zachowania pozorów przespać się z kobietą. Ostatecznie nic z tym nie zrobiłyście, a szkoda, bo to byłby dobry pretekst do stworzenia konfliktu.
Dalej – co z dziewczyną Taylora? Znowu: kilka wzmianek w tekście, aż chciało się zobaczyć jakąś konfrontację.
O problemie Mike'a prawie zapomniałam, dopiero komentarz innej czytelniczki pod poprzednim rozdziałem przypomniał mi o istnieniu przyjaciela Dylana. Napiszę tak: rozpoczęłyście wiele ciekawych wątków, które potem za szybko ucięłyście. Opowiadanie zyskałoby, gdybyście zdecydowały się na rozwinięcie pewnych elementów fabuły. Słowem: czuję niedosyt.
Mimo wszystko polubiłam to opowiadanie i szkoda, że tak szybko je zakończyłyście. Piszecie świetne dialogi, postaci są ciekawe (tylko no właśnie... byłoby o wiele lepiej, gdybyście zdecydowały się na rozwinięcie pewnych wątków). Na bloga zaglądam regularnie; macie we mnie stałą czytelniczkę. ;)
Pozdrawiam
RD
Cześć, ja również jak poprzednie osoby uważam, że niekture wątki były ucięte. Jeśli jednak to pominiemy było to naprawde fajne opowiadanie i szkoda mi, że się już skończyło. Wiem, że będe do niego wracać. Podobały mi się dialogi, opisy, pomysł i cała reszta, prócz tych niektórych niewyjaśnionych rzeczy.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie polecam innym jeśli lubią te klimaty.
Życzę, by was wena nie opuszczała i powstawało więcej takich opowiadań.
Akira
Dobra, koniec opowiadania, trzeba zapieczętować z mojej strony, należytym komentem!
OdpowiedzUsuńTeż uważam, tak jak większość dziewczyn, że można by było to jeszcze pociągnąć.
Wątki z Fatimą kompletnie zostały pominięte, liczyłam, że chociażby pokażecie nam rozmowę Samuela z nią.
Wątek z Mikiem i jego HIV'ulcem (Boże, powinnam zginąć za napisanie czegoś tak poważnego, takim sposobem xDDD Aż mi się skojarzyło z bajką "Pociąg Tomek i jego przyjaciele", dobra to nie jest śmieszne, sorry xD) również nie został dokończony, bo z tego co pamiętam, jego przygody zakończyły się tym, że może mieć HIV'a, a dalej słuch o nim zaginął! W sumie w epilogu napisałyście, że Dylanek oddał mu mieszkanie, ale to za mało, według mnie.
No i liczyłam, na konfrontację Samcia z gangiem, tak jak droga Pani Anonimowa (pierwszy komentarz). Gdzieś nasz seksiaczek mówił, że co jakiś czas powinien się pokazać z jakąś kobietą, żeby podejrzeń nie wzbudzać, liczyłam na to, że Dylan przyłapie go i będzie kłótnia (Boże, jak można komuś aż tak źle życzyć xDDD)! I na dodatek tyle się mówiło o konfliktach Bloodsów z MS-13 (Ha! Nawet poszukałam jak się nazywają, bo zapomniałam xD), a potem nagle to ucichło, ogólnie wszystkie sprawy gangu nagle ucichły. Pewnie chciałyście bardziej zająć się związkiem głównych bohaterów, ale jednak pracy Samuela, po pewnym czasie, zaczynało być za mało.
Ogólnie mówiąc, zbyt wiele wątków, kompletnie niedokończonych. To opowiadanie mogłoby być o wiele lepsze, mimo to i tak będę z przyjemnością do niego wracać.
Co do epilogu, to bardzo mi się podobał. Faktycznie, trochę zaokrąglił całość. I moim zdaniem, dobrze, że tym razem seksów nie było, wzbudziłoby to apetyt na kolejne notki! xD O! I oczywiście liczę, że jeszcze się spotkamy z głównymi bohaterami! Będę za nimi niezmiernie tęsknić <3
Pozdrawiam i życzę weny!
Naprawdę się rozczarowałam. Pierwsze rozdziały tego opowiadania są naprawdę cudowne, pochłonęłam je w chwilę i z utęsknieniem czekałam na kolejne, ale z każdym późniejszym rozdziałem poziom spadał coraz niżej. Sądzę, że za bardzo skupiłyście się na relacji głównych bohaterów. Powtórzę to, co już zostało powiedziane, ale sporo wątków zaczęłyście i nie dokończyłyście, a szkoda. To tak, jakbyście zaczęły pisać z jakimś pomysłem, ale niedopracowanym, zamieściłyście to w opowiadaniu, a potem już nie chciało wam się wymyślić rozwiązania tego wszystkiego, więc jedynie wspomniałyście to w tekście. Smutne.
OdpowiedzUsuńAch, rzucił mi się w oczy jeden błąd. W zdaniu: ''Mężczyzna, mimo lat, które odcisnęły swoje piętno na jego twarzy, wciąż wydawał się być przystojny'' powinnyście usunąć słowo ''być''. Pozwolę sobie skopiować z pewnej strony: ''Konstrukcji z czasownikami zwrotnymi wydawać się, okazać się, zdawać się nie powinno się „wzmacniać” bezokolicznikiem być, gdyż nie wnosi on do wypowiedzi nic dodatkowego, nie wzbogaca jej o żadne informacje.''
Liczę na to, że następne wasze opowiadania będą o wiele lepsze, bo macie naprawdę duży potencjał :)
Pozdrawiam.
Jestem trochę rozczarowana zakończeniem. Spodziewałam się czegoś bardziej ... wow. Aczkolwiek było całkiem uroczo i to rekompensuje. Szkoda, ze opowiadanie się już skończyło. Ja sama przez długo żyłam to historią. :)
OdpowiedzUsuńŚwietna robota !
Kochani, dziękujemy Wam za szczere opinie :) Rozumiemy, co się Wam nie podobało i pod tym względem jesteście bardzo zgodni, więc nasz błąd jest niezaprzeczalny. Będziemy zwracały większą uwagę na wątki poboczne, które w Lingerie rzeczywiście trochę pominęłyśmy na rzecz relacji między Samem i Dylanem. Nie chciałyśmy rozwijać wątku gangsterskiego i teraz trochę szkoda, że jednak tego nie zrobiłyśmy.
OdpowiedzUsuńMamy nadzieję, że kolejne unikniemy tego typu błędów w kolejnych opowiadaniach.
Super, że nie milczycie i piszecie szczerze, co sądzicie o naszych tekstach.
Pozdrawiamy :)
Może i niektóre wątki nie zostały rozwinięte ale na brak akcji nie można było narzekać :) To opowiadanie było takie...- ostre - może to dziwne słowo ale jakoś mi tu pasuje :) I cudownie było przeczytać o takim poskromionym, wygładzonym Samie na rodzinnym obiadku, tylko niech mu to nie zostanie, bo lubię tą jego mroczną stronę :) Niedokończone wątki możecie przemienić w następną historię w której przy okazji spotkalibyśmy Sama i Dylana - ale się rozpędziłam, co ? Dzięki dziewczyny i pozdrawiam ☺
OdpowiedzUsuńSzkoda, że już koniec. Dziękuję za wspaniałe opowiadanie. Może kiedyś powstanie druga część ?? Pozdrawiam Lena
OdpowiedzUsuńPriorytetem jest skończenie Clasha i Świadomości. Może w przyszłości podejmiemy się napisania kontynuacji :)
UsuńKiedy dodajecie rozdziały?
OdpowiedzUsuńOd niedawna raz na tydzień :)
UsuńOpowiadanie zakończone czas się wypowiedzieć.
OdpowiedzUsuńOgółem trafiłam na Waszego bloga jeszcze dawno dawno, ale jakoś tak nigdy nie podjęłam się czytania czegokolwiek. W końcu postanowiłam spróbować z Lingeriami i jak najbardziej, było warto. Może w przyszłości podejmę się czytania Clasha i Świadomości.
Przejrzałam pobieżnie powyższe komentarze i wiem, że kilka osób zwróciło na to uwagę, ale ja też muszę. Urwany wątek Mike'a woła o pomstę! O ile inne wątki aż tak bardzo nie rzucały się w oczy i da się to przeboleć, o tyle ten wygląda w tej sytuacji jak zwykły zapychacz. Nie ma co dać w tym rozdziale? Ach, dajmy przyjaciela Dylanowi. Mamy inne ciekawe rzeczy do opisania? Wylane na innych bohaterów. Przepraszam, jeśli brzmi to dość ostro, ale właśnie w ten sposób to odebrałam. Gdyby nie wspomnienie Mike'a w epilogu, to chyba bym uznała, że po prostu zmarł na tego HIV'a. Innej opcji nie ma.
Pomijając to niedociągnięcie, opowiadanie bardzo mi się podobało. Szkoda, że takie krótkie. Choć nie jestem fanką rozległych opisów seksu w ogromnych ilościach w każdym rozdziale, to właśnie za te opisy macie u mnie największy plus. Odważne podejście do tematu, konkretne i adekwatne do realnego życia sceny, wszystko bardzo dopracowane i dopięte. Nie pojawiały się tutaj żadne nieścisłości, widać, ze jesteście zaznajomione z tematem i wiecie, co piszecie, w przeciwieństwie do wielu innych autorów/autorek blogowych.
Moją ulubioną postacią był Dylan. Chłopak mimo delikatnego wyglądu no i zachowania okazał się mieć jaja, szczególnie podczas oswajania Samuela XD Szkoda, że nie doczekaliśmy się sceny, w której to Dylan by dominował, no ale rozumiem, że to na pewno będzie wymagało sporo pracy z jego strony.
Opowiadanie kończy się tak, że w sumie można by je nawet rozwinąć. Kto wie, może doczekamy się czegoś więcej xD Na razie się jednak tym nie przejmujcie i skupcie się na obecnych opowiadaniach. Mam nadzieję, że znajdę w sobie siłę i przeczytam. Szczególnie na Clashu chyba mi zależy, a jednak mam z tym jakiś problem. Uwielbiam swój mózg xD
Życzę dużo dużo weny i czasu i czego jeszcze potrzebujecie.
Pozdrawiam :)
będzie dzisiaj rozdział? :D
OdpowiedzUsuńOh :C Koniec :C Wielka szkoda.Bardzo polubiłam to opowiadanie i głównych bohaterów. Właściwie to nic nie wskazywało na to, że opko tak drastycznie szybko się zakończy. Mimo to zakończenie czytało się bardzo przyjemnie, z lekkim uśmiechem z ustach ;) Dziękuję za publikację tego opowiadania i życzę powodzenia w dalszym pisarstwie ;)
OdpowiedzUsuńUrocze zakonczenie. Podpisuje sie pod poprzednikami, ze ma bardzo niewykorzystany potencjal, ale niewazne. Z przjemnoscia przeczytalam. Umililo mi wieczory ;). To co podoba mi sie w tym rozdziale, to Samuel - twardziel przestraszony spotkaniem z rodzicami chlopaka, taki nieporadny w "byciu w zwiazku", dopiero zaczyna sie tego tak naprawde uczyc. Lece czytac clasha
OdpowiedzUsuń😈 pozdrawiam.
Witam ^w^
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłem czytać "Lingerie", które zacząłem właściwie tylko ze zmęczenia nudą i kaszleniem (ach, zapalenie oskrzeli). Właściwie nie miałem nawet zostawiać po sobie komentarza, bo historia, choć całkiem dobra, nie była wybitnie ciekawe. Owszem, znalazły się z niej momenty naprawdę miłe i fajne dla mnie jako czytelnika, brakowało mi jednak jakiejś głębi, uporządkowania (wiele rzeczy było naprawdę chaotycznych) i - jak wiele osób przede mną wspomniało - rozwiązania niektórych wątków. Zdarzały się Wam również niejednokrotnie błędy ortograficzne, interpunkcyjne czy stylistyczne.
Jednak czytając epilog, w jednym momencie poczułem się nieco urażony. "Nie można było go jednak sprowadzić do roli typowego transseksualisty" - co ma oznaczać to zdanie? Sugeruje ono dość wyraźnie, że osoby transseksualne są w pewien sposób gorsze, umniejszone o bycie sobą, "sprowadzone" do bycia jedynie "rolą". Sam jestem transpłciowy i nieco zabolało mnie to, jak potraktowałyście osoby mi podobne. "Typowy transseksualista"? Naprawdę? Jeżeli już chcecie upodobania Dylana kontrastować z osobami transpłciowymi, mogłybyście chociaż napisać "transseksualna kobieta" czy mniej ładnie brzmiące "transseksualistka".
Fajnie byłoby, gdybyście zmieniły ten fragment, ale jako autor rozumiem, że możecie nie chcieć edytować opublikowanego już tekstu. Po prostu pamiętajcie w przyszłości, że takich porównań należy używać, mając na uwadze trochę bardziej sedno zjawiska, które opisujecie.
Pozdrawiam :)
Racu
Pochłonęłam wszystko w dwa dni, będąc naprawdę zadowoloną. Wszystko podobało mi się. Moment w którym była opisywana śmierć Tylora.. Złapało mnie to za serce, a raczej za gardło. Wasze opisy sytuacji są naprawdę genialne! Szkoda, że już nie prowadzicie dalej bloga. Muszę dokończyć Clasha, którego kocham i żałuję, że nie jest dalej kontynuowany. A pisaśłycie, że miałyslście na niego tyle planów..
OdpowiedzUsuń