poniedziałek, 21 marca 2016

33. Clash

Przychodzimy do Was z kolejnym rozdziałem, który może nie jest najlepszy, ale już następny sprawdzi beta, więc mamy nadzieję, że będzie lepiej. Zerknijcie na Facebooka, gdzie pojawiła się pierwsza zapowiedź nowego opowiadania. Macie może jakieś domysły z czym będzie związane? :) 

Jak rozpoznać geja

Eliot przez całe dnie się nudził. Oprócz laptopa i notatek z wykładów, których i tak nie rozumiał, nie miał co robić. Nic więc dziwnego, że od samego rana już wyczekiwał Kennetha, przez całe dwadzieścia cztery godziny pojawienie się Johnsona w sali było dla niego najważniejszym wydarzeniem.

Kiedy mężczyzna zajrzał do niego w sobotę po południu, od razu powitał go szerokim uśmiechem. Czuł się coraz lepiej, nawet lekarz przyznał, że bardzo szybko wszystko się goiło.
– No jesteś! – powiedział jakby obrażony. – Miałeś być o piętnastej, jest piętnasta trzydzieści – wytknął mu spóźnienie.
Kenneth zaśmiał się i zamknął dokładnie drzwi. Przenieśli Eliota na inne piętro, siedział w szpitalu już ponad tydzień, więc za kilka dni powinni go wypisać. Johnson cieszył się z tego tak samo jak sam pacjent.
– Mi też miło cię widzieć – rzucił i podszedł do łóżka Eliota. Jego ojciec zadbał o to, żeby syn dostał pojedynczy pokój.
– Ale oschle – prychnął Eliot, podnosząc się powoli i czekając, aż Kenneth do niego podejdzie.
– Oschle? Co ty taki drażliwy dzisiaj jesteś? – zdziwił się Johnson i podszedł w końcu do niego. Pochylił się i pocałował lekko w usta, od razu się uśmiechając. Z Eliotem takie gesty czułości były oczywiste, zupełnie naturalne, jakby byli ze sobą już od kilku lat, a jednocześnie wciąż wiele rzeczy było całkiem nowych.
– Też byś był drażliwy, jakbyś cały czas siedział na dupie – powiedział, ale uśmiechnął się lekko do Kennetha, kiedy mężczyzna przysiadł obok niego na łóżku. Był cholernie seksowny, pomyślał, kiedy Johnson ściągnął lekką kurtkę. Robiło się coraz cieplej, dni stały się słoneczne, czasami nawet parne, a noce idealne do długiego siedzenia na zewnątrz. Pogoda świetnie nadawała się nie tylko na imprezy w plenerze, ale przede wszystkim na grę w koszykówkę. Kenneth żałował, że Eliot został uziemiony na dwa miesiące, bo chętnie by sobie z nim pograł. Znowu się o niego poocierał i pokazał mu, jaki był dobry w sporcie. Z przyjemnością by go znokautował. Zapewniał go nie tylko o tym, bo obiecywał, że w połowie lipca, kiedy O'Conner będzie mógł znowu stanąć na nogi, na pewno wybiorą się na jakieś boisko.
– Już za niedługo wrócisz do domu. Tam będzie bardziej kameralnie – rzucił Kenneth i uśmiechnął się szeroko, obserwując Eliota. Strach minął, teraz mężczyzna zaczynał wracać już do siebie. Skóra odzyskiwała dawny kolor, a spojrzenie nabierało mocy. Po zachowaniu Eliota można łatwo poznać, że czuł się już dobrze – stał się pyskaty i humorzasty. Francuski piesek, jak powtarzał Kenneth. – Dzisiaj mam wolne, to nie przyniosłem ci niczego z kawiarni. Ale wiesz, że tutaj też jest jedna?
– No wiem, babcia mi czasem coś przynosi z niej – odpowiedział i zerknął na Kennetha. – Ale ty nie idź, bo i tak jesteś u mnie za krótko – oburzył się.
– Posiedzę dzisiaj dłużej, obiecałem ci – odparł łagodnie i wstał. – Pójdę do pielęgniarek po wózek i wyjdziesz z tej sali.
Eliot zerknął na niego i po chwili uśmiechnął się szeroko, wyraźnie zadowolony. Nie spodziewał się tego, ale też nie myślał, że Kenneth będzie go odwiedzać dzień w dzień, a jednak to robił. Johnson czasem potrafił zaskakiwać i to w ten miły sposób. Odprowadził mężczyznę wzrokiem do drzwi, ale nie musiał na niego długo czekać. Już po kilku minutach Kenneth wrócił do sali z wózkiem.
– Wybawca – rzucił wesoło Eliot i podniósł się do siadu.
– No widzisz, a czasami mnie nie doceniasz – mruknął Johnson i podszedł do jego łóżka. Eliot już wcześniej odgarnął kołdrę, więc mógł mu się przyjrzeć. Chłopak miał na sobą krótkie, sportowe spodenki i firmową koszulkę. Na jednej nodze założono Eliotowi gips, który wyglądał jak część potężnej zbroi. Upadły rycerz, pomyślał z rozbawieniem Johnson, kiedy chciał go przenieść na wózek. Od razu w drzwiach pojawiła się pielęgniarka.
Eliot nie przejmując się nią (a raczej jej nie zauważając), objął ciasno Kennetha ramionami dookoła szyi, ignorując mocny ból w żebrach, gdy się podnosił. Johnson go przytrzymał w pasie, a Eliot, mimo dyskomfortu, czerpał z tej chwili tyle przyjemności, ile tylko mógł. W końcu ostatnio miał mało okazji do tak bliskiego dotyku z kochankiem.
– Proszę uważać! – krzyknęła kobieta, burząc intymność momentu, w jakim się znaleźli.
Johnson spojrzał na nią czujnie i tylko kiwnął głową, nie mając zamiaru się kłócić. Posadził go ostrożnie na wózku i zapytał:
– W porządku?
Eliot kiwnął głową i zerknął na kobietę, zły, że w ogóle tu weszła.
– W porządku – odpowiedział, czekając, aż ta wreszcie przestanie ich mierzyć podejrzliwym wzrokiem i wyjdzie z sali. – Ostatni tydzień – sapnął. – Nie wiem, jak tu wytrzymam.
– Jakoś dasz radę, zobaczysz, jak szybko minie – rzucił Kenneth i uśmiechnął się lekko. – To co, gotowy na przygodę życia? – zapytał z rozbawieniem i obszedł wózek, żeby móc go pchać, kiedy będą jechać. Eliot ułożył sobie nogę w gipsie na specjalnej podpórce, żeby było mu wygodniej.
– Przygodę tygodnia – zaśmiał się rozbawiony, kiedy wyjechali na korytarz, na którym kręciło się trochę ludzi; personelu szpitala i pacjentów. – Będę ją wspominać przez kolejny tydzień – żartował, gdy zatrzymali się przy windzie. Kenneth wcisnął guzik, a Eliot się na mężczyznę obejrzał. – Jutro też wpadniesz?
– Jutro nie wiem, czy dam radę, bo będę większość dnia w pracy, a później obiecałem Emmie, że do niej przyjdę. Ostatnio nie robi nic innego oprócz przebywania z tą swoją dziewczyną – mruknął i zmarszczył brwi na samo wspomnienie Alex. Już kiedyś wspominał o niej Eliotowi.
Eliot wydął usta, niezadowolony. Naprawdę czekał na te spotkania z Kennethem.
– Z tym babochłopem? – zapytał zdziwiony, kiedy Kenneth wjechał z nim do windy. Niestety, nie mieli tej przyjemności jechać samemu, już po chwili do nich dołączył jakiś starszy mężczyzna, a na drugim piętrze jeszcze dwie kobiety. Dopiero gdy znaleźli się na parterze, mogli kontynuować rozmowę. – Dlaczego sobie jej nie odpuści?
– Nie wiem, zakochała się i świata poza nią nie widzi – przyznał pochmurnym głosem, nie ukrywając niezadowolenia. – To nie jest laska dla niej, jeszcze będzie z tego dym. – Naprawdę się o nią martwił. Alex była równie niebezpieczna i nieprzewidywalna jak Anderson. W końcu się z nim zadawała. A doświadczenie nauczyło go, że nie można ufać ani jednemu, ani drugiemu.
– Aż tak? – zapytał zdziwiony i zacmokał, a Kenneth popchał go w kierunku kawiarni, w której było trochę tłoczno. Nie na tyle jednak, by nie znaleźli wolnego stolika, przy którym Johnson zostawił wózek z Eliotem. – Jezu, jak ja dawno nie piłem gorącej czekolady – powiedział O'Conner, oglądając się na tablicę z menu.
– Chcesz jakieś ciasto? Nie wiem, jakie tutaj mają, więc nic nie polecę – rzucił już z przyzwyczajenia, bo klienci często go pytali o to, co mógł im zaproponować.
– Jakieś śmietankowe – odpowiedział po chwili zastanowienia. – No i czekoladę – dodał z szerokim uśmiechem. – Ale pewnie i tak nie będzie tak dobre jak od ciebie – rzucił, zerkając na Kennetha kątem oka, na co Johnson tylko się zaśmiał i odszedł do kasy. Wrócił po dziesięciu minutach, bo była kolejka, z ich zamówieniami. Dla siebie wziął jabłecznik, a dla Eliota, tak jak chłopak chciał, ciasto z dużą porcją bitej śmietany. No i oczywiście czekoladę. – Będę musiał się zabrać ostro za ćwiczenia – mruknął Eliot, gdy spojrzał na tacę pełną ciast.
– Teraz musisz jeść, żeby wrócić do formy, O'Conner – mruknął Kenneth i usiadł przy stoliku. – Co ze studiami? – zapytał nagle, kiedy rozłożył już talerzyki i kawę.
W kawiarni było gwarno. Nic dziwnego, bo w weekend zwykle przychodziło tutaj więcej ludzi. Wolne w pracy pozwalało im odwiedzić bliskich pacjentów. Obok nich siedziała jakaś starsza pani, do której przyszła wnuczka, trochę dalej zeszła się cała rodzina Latynosów i to chyba oni zachowywali się najgłośniej. Kenneth obserwował wszystkich bez zbytniego zaangażowania.
– Nie wiem – mruknął i westchnął ciężko. – Mam spore zaległości. Miałem już przed wypadkiem – dodał Eliot i wydął wargi. – Boję się, że się nie wygrzebię, a za dwa tygodnie już mam egzaminy – dodał i skrzywił się, bo wizja niezdania wydawała mu się całkiem realna.
Kenneth pokiwał głową, nie za bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Sięgnął po kawę.
– Z czego konkretnie masz te zaległości? – zapytał w końcu, chcąc podtrzymać rozmowę.
– Najwięcej ze statystyki – mruknął Eliot i wydął wargi. – Ale też trochę z mikroekonomii... ogólnie z wszystkiego – dodał, wzdychając ciężko. – Chyba wezmę jakieś korki.
– Wierzę w ciebie, studenciaku. Dasz radę – powiedział od razu Kenneth, nie mając większego pojęcia o tym, czego te przedmioty dotyczyły. – Ogarnij sobie notatki od jakiegoś kujona. – Uśmiechnął się arogancko, w sposób który zupełnie do niego nie pasował. Bezczelność Eliota mu się udzieliła.
– Myślisz że już tego nie zrobiłem? – jęknął i zapchał sobie usta ciastem. – Ale i tak nic nie rozumiem z tych notatek – dodał, ubrudzony na ustach od bitej śmietany.
Kenneth milczał przez chwilę, obserwując Eliota uważnie.
– Liczę na jakiegoś niezbyt atrakcyjnego korepetytora.
Eliot zaśmiał się i popatrzył na niego rozbawiony, ale też dziwnie zachwycony. Uwielbiał zazdrosnego Kennetha.
– Tak? – zapytał i pochylił się nad stołem. – A jak będzie bardzo przystojny? I chętny na zostawanie po godzinach?
Kenneth skwitował jego słowa groźnym spojrzeniem i zmarszczeniem brwi. Wiedział, że pokazywał zazdrość, chociaż przecież nie powinien, bo nie miał względem O'Connera żadnych praw.
– To będziesz miał dla mnie mniej czasu – mruknął i wydął wargi, postanawiając wziąć go pod włos.
Eliot uśmiechnął się i zlizał śmietanę z ust.
– Trafnie, Johnson – powiedział, wymierzając w Kennetha łyżeczką. – Będę musiał to chyba jednak przemyśleć.
Kenneth nie odwrócił wzroku, utrzymując z Eliotem kontakt wzrokowy. Nie wiedział, co chłopak miał dokładnie na myśli, więc postanowił na razie milczeć i po prostu przybrać swoją groźną minę. Zdążył się już przyzwyczaić do świadomości, że krył się za nią całkiem często.
– Jedz, Johnson, jedz – pogonił go w pewnym momencie Eliot i zdrową nogą kopnął go lekko pod stołem. Kenneth oczywiście nie mógł na to odpowiedzieć, więc zabrał się za jedzenie i szybko zmienili temat rozmowy. Spędzili całkiem miłe popołudnie. Po powrocie z kawiarni, obejrzeli jakiś film, a później jeszcze porozmawiali. Kenneth lubił te chwile, gdy mogli wymienić się poglądami. Eliot nie we wszystkim się z nim zgadzał, ale sprzeczki na niektóre tematy były całkiem zabawne.

***

Emma popatrzyła to na brata, to na Alex siedzącą na łóżku. Atmosfera w pokoju była tak gęsta, że prawie dało się ją kroić nożem.
– To... może zamówimy pizzę? – zaproponowała Emma, chcąc w końcu przerwać milczenie.
– Mhm, możemy – zgodziła się Alex, która grzebała w swoim smartphonie. Kenneth podjechał do Emmy po pracy, bo dziewczyna bardzo go o to prosiła. W weekend spotkali się na osobności w galerii handlowej. Wyszli na kawę, Emma opowiedziała mu na spokojnie o Alex, a on starał się w jakimś stopniu chociaż zrozumieć siostrę. W końcu za jej namową obiecał, że da Alex drugą szansę. Bolało go, że siostra tak kochała dziewczynę i dopiero patrząc na nią, uświadomił sobie, jak przypomina mu jego samego, gdy był z Derekiem. Chociaż uważał mężczyznę za godniejszego uwagi niż Alex.
Ostatecznie stanęło na tym, że Emma zorganizowała w tygodniu ich wspólne spotkanie, więc Kenneth wylądował w czwartkowy wieczór u siostry.
– Wybierzcie, jaką chcecie, ja się dostosuję – stwierdził ugodowo, gdy Emma przyniosła ulotkę. Ostatnio znalazła ją w skrzynce pocztowej, jak im powiedziała. Otwarto nową pizzerię w okolicy, która teraz reklamowała się jak tylko mogła.
– Alex lubi pikantne – powiedziała za swoją dziewczynę i spojrzała na brata. – Meksykańska? – zaproponowała, przesuwając wzrokiem po menu, jakie umieszczono na ulotce.
– Z dwoma ostrymi sosami – dodała burknięciem Alex.
– Okej, w porządku – zgodził się Kenneth, który sam lubił tego typu smaki. Emma zadzwoniła pod wskazany na ulotce adres i złożyła zamówienie. W tym samym czasie Johnson obserwował Alex uważnie. Dziewczyna skrzywiła się, odczytując coś w komórce. Zaczerwieniła się lekko, a jej wąskie usta zacisnęły się jeszcze bardziej.
– Gdzie pracujesz? Nadal w warsztacie u Gollowerów? – zapytał, odwracając jej uwagę od telefonu.
– Co? – Dziewczyna dopiero po chwili spojrzała na Kennetha, a kiedy ten powtórzył pytanie, pokręciła głową. – Zwolniłam się. Teraz pracuję na stacji benzynowej. – Wzruszyła ramionami i znowu wróciła do swojej komórki. Emma skończyła w końcu rozmawiać, a wtedy znowu się odezwała: – Anderson będzie miał proces.
Emma uniosła brew, ale nie wyglądała na zaskoczoną. W końcu to akurat Andersenowi się należało. Do więzienia powinien już trafić wtedy, gdy zaatakował Kennetha w parku, tego człowieka powinno się odizolowywać od ludzi.
– Mhm – skomentowała tylko i zerknęła na brata.
Kenneth obserwował Alex, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej, ale dziewczyna jak na złość milczała. Znowu zajęła się swoim telefonem, a Johnson zastanawiał się, co tym razem Anderson zrobił. Kolejne pobicie? Może gwałt albo nawet morderstwo? Z kimś jego pokroju wszystko było możliwe.
– Powinnaś trzymać się od niego z daleka – odezwała się cicho Emma, jakby bojąc się powiedzieć to głośniej.
– Anderson jest w porządku – mruknęła i spojrzała uważnie na Kennetha, jakby uważała, że to brat Emmy był tym, kto powinien trafić przed wymiar sprawiedliwości.
Młoda Johnson już nic na to nie odpowiedziała. Nie wiedziała co. W pokoju panowała dość nieprzyjemna atmosfera, więc wpadła na pomysł, by włączyć muzykę i chociaż zagłuszyć jakoś to milczenie jej brata i dziewczyny. Co chwilę starała się coś mówić, angażując w rozmowę dwie nienawidzące siebie osoby. Naprawdę odetchnęła z ulgą dopiero wtedy, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Aż poderwała się z miejsca.
– Pizza!
Kenneth poszedł razem z siostrą, żeby odebrać zamówienie. Nie wytrzymałby sam na sam z jej dziewczyną. Rzucił ostatnie, nieprzyjemne spojrzenie Alex, ale ta zdawała się go ignorować. Zamknął więc drzwi do sypialni i odezwał się do Emmy.
– Naprawdę próbuję, ale ona jest jakaś popieprzona – sapnął i wyciągnął portfel. Podał Emmie dziesięć dolarów. – Jeszcze broni Andersona, słyszałaś sama.
– Równe dwadzieścia dziewięć pięćdziesiąt – powiedział, wyciągając ze specjalnego pokrowca ich zamówienie. Emma podała dostawcy trzydzieści dolarów, a Kenneth odebrał wielki karton pizzy i cztery sosy, które zamówili dodatkowo.
– Cieszę się, że się starasz – kontynuowała przerwany wątek, gdy pożegnała dostawcę i zamknęła za nim drzwi.
– Przynajmniej się staram. Nie lubię jej tak samo, jak ty nie lubiłaś Dereka – przyznał i uważnie obserwował, jak Emma zamyka portfel. – Odda ci kasę, no nie? – zapytał, nie mogąc się powstrzymać. Wiedział, że siostra wyłożyła za swoją dziewczynę.
Emma prychnęła, jakby zła, że Kenneth w ogóle zapytał.
– To moja sprawa, czy odda, czy nie.
– Sponsorujesz ją? – Zatrzymał się, nie chcąc wejść do pokoju. – Raczej powinno być na odwrót.
– Dlaczego niby na odwrót? – syknęła cicho, nie chcąc, by Alex to usłyszała. – Pracuję, zarabiam, mogę jej od czasu do czasu coś postawić!
– Od czasu do czasu? Odkąd się przeprowadziłaś, ta krowa siedzi u ciebie non stop! Co do ciebie nie przyjdę, muszę oglądać jej tłuste dupsko! – warknął. Nie mógł uwierzyć, że Emma była aż tak ślepa. – Derek był jaki był, ale przynajmniej mnie na nic nie naciągał. Co ona ostatnio kupiła? No co ci ostatnio kupiła?
– Nie drąż! – warknęła, już nie wytrzymując. – Przyszedłeś po to, żeby się kłócić? – odbiła piłeczkę.
– Nie kłóciłbym się, gdybym wiedział, że twoja dziewczyna jest względem ciebie w porządku. Po prostu się martwię. Jesteś w niej beznadziejnie zakochana – mruknął, wymachując pudełkiem pizzy, które trzymał.
– Może i jestem, ale to nie twoja sprawa. – Naprawdę już ją denerwowała ta rozmowa, nie zaprosiła Kennetha po to, by teraz wysłuchiwać żali! – Cicho już bądź i nie poruszaj tego tematu przy Alex.
– Zajebiście, że doczekałem się siostry sponsorki – prychnął, ale w końcu wszedł do środka. Spojrzał na Alex ostro, ale powstrzymał się od komentarza. Przynajmniej na razie.

***

Nie miał wyboru, do egzaminów pozostały mu zaledwie dwa tygodnie i, co najgorsze, naprawdę do niczego nie był ani w połowie przygotowany. Musiał załatwić sobie korepetycje, jeżeli chciał zdać na kolejny rok.
Lucasa poleciła mu Dakota, która zresztą sama zadzwoniła do niego i umówiła go na wizytę w szpitalu u Eliota. Dziewczyna naprawdę przejmowała się ocenami swojego chłopaka (mimo że już chyba sama nie wierzyła w to, że byli ze sobą) i nawet nie chciała słyszeć odmowy z ust O'Connera.
Skutkiem tego Eliot odbył swoje pierwsze korepetycje w szpitalnej sali. Czekał na Lukasa po południu. Kenneth pracował do wieczora, a on mimo wszystko nie chciał przegapić z nim spotkania. Odkąd tutaj siedział, z niecierpliwością czekał na kolejne... „randki”, jak ostatnio w żartach zauważył Johnson.
Siedział na łóżku, z wyciągniętą przed siebie zagipsowaną nogą i przeglądał notatki, gdy nagle usłyszał pukanie do drzwi. Oderwał wzrok od kartek papierów i już po chwili do sali wszedł wysoki, przystojny mężczyzna. Spojrzał w kierunku łóżka i jego twarz rozjaśnił uśmiech, na widok którego Eliot aż zamarł.
– Hej, jestem Lucas – powiedział i podszedł do O'Connera z wyciągniętą dłonią, na którą chłopak popatrzył jakby zdziwiony. Dopiero po chwili zreflektował i uścisnął ją w geście powitania. Nie spodziewał się, że jego korepetytorem będzie taki facet. Dakota mówiła mu, że jest po studiach doktoranckich, więc wyobrażał sobie grubszego, łysawego mężczyznę przed czterdziestką.
Ale Lucas... cholera, Lucas wyglądał zajebiście. I może miał trzydzieści lat albo był trochę po trzydziestce, ale w niczym mu to nie ujmowało.
– Hej, Eliot – odpowiedział i chrząknął, bo zrozumiał, że zabrzmiało głupio. Dakota już pewnie mu powiedziała, jak jego przyszły uczeń miał na imię.
– Miło cię poznać. – Mężczyzna powiedział grzecznościową formułkę. – To co? Szkoda chyba tracić czas, bo Dakota mówiła, że możemy mieć sporo do nadrobienia. Pokażesz mi co i jak, a ja postaram się jakoś rozjaśnić tę straszną mikroekonomię i statystykę. – Uśmiechnął się lekko, a jego oczy zmrużyły się.
Eliot od razu kiwnął głową i poczuł, że wstąpiła w niego jakaś nowa energia. Nie wiadomo skąd nagle znalazł siły (i, co ważniejsze, chęci!) na naukę.
– No, mam nadzieję – zaśmiał się, a Lucas przyciągnął sobie taboret i usiadł na nim, po czym wyciągnął z torby swoje materiały do zajęć. Nie było łatwo, stwierdził Eliot po dziesięciu minutach, kiedy to już Lucas zdążył wybadać, gdzie O'Conner ma braki i przystąpili do nauki. Było nudno, ale wystarczyło, że od czasu do czasu spojrzał na mężczyznę i powracał mu humor. W pewnym jednak momencie Lucas przysiadł do niego na łóżko, bo naprawdę niewygodnie było się uczyć, kiedy Eliot co chwilę musiał się do niego nachylać, by coś rozczytać.
Nawet nie wiedział kiedy minęły dwie godziny. Mężczyzna był obeznany w temacie i całkiem dobrze tłumaczył, jak zdążył zauważyć przez ten czas Eliot. Już umówili się na niedzielę, na kolejne korepetycje, tym razem w mieszkaniu O'Connera.
– Zobaczysz, wszystko zdasz. Szybko to łapiesz – rzucił Lukas, zbierając się do wyjścia. Spojrzał na Eliota dłuższą chwilę, aż w końcu odwrócił wzrok i zaczął się pakować.
– No, mam nadzieję – zaśmiał się Eliot, cały czas obserwując ruchy Lucasa. Jego wzrok zsunął się na pośladki mężczyzny, gdy ten trochę pochylił się nad swoją torbą. Ten jednak nic nie zauważył. Eliot zapłacił mu za korepetycje i w końcu się pożegnali. Patrzył jeszcze jak mężczyzna wychodzi, aż wreszcie został sam. Westchnął ciężko i położył się na łóżku. Zerknął na zegarek w telefonie, żeby sprawdzić godzinę, aż wreszcie sięgnął po laptopa. Kenneth miał przyjść dopiero za dwie godziny, po pracy, więc zaczął przeglądać różne strony dla zabicia nudy, aż wreszcie wpisał w wyszukiwarkę „jak rozpoznać geja”. Wszedł w pierwszy link, który okazał się być artykułem o zachowaniach gejów. Zaczął czytać, gdy w pewnym momencie drzwi do sali się otworzyły. Od razu powiódł wzrokiem w ich stronę i uśmiechnął się szeroko.
– Kenneth!

9 komentarzy:

  1. Dziękuje za kolejny rozdział, życze weny.
    Akira

    OdpowiedzUsuń
  2. "Lucasa poleciła mu Dakota,..."
    "Nie spodziewał się, że jego korepetytorem będzie taki facet. Emma mówiła mu, że jest po studiach doktoranckich,"
    Dakota czy Emma? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dakota, dzięki za napisanie ;) Już poprawiamy!

      Usuń
  3. Podobało mi się, że w tym rozdziale nie było Dereka i Vincenta, ja w przeciwieństwie do większości tak średnio lubię ten wątek, wolę gdy więcej czasu jest poświęcane głównej parze. Mam nadziję,że Eliot wyjdzie już z tego szpitala, trochę za długo tam siedzi.
    Mam pomysł odnośnie nowego opowiadania : Gej organizator wesel i pan młody kryptogej ? xd
    Adggamma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca, ale pomysł z gejem organizatorem wesel ciekawy ;)

      Usuń
  4. Kiedy "Świadomość"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świadomość to ciężka sprawa, bo nie mamy rozdziałów "na zapas". Może wkrótce zbierzemy się do napisania kolejnej części, jak znajdziemy chwilę wolnego na pisanie :)

      Usuń
  5. Po co wam wywiader skoro nie odpowiadacie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja rzadko się loguję na wywiader, to nie moja bajka :)

      Usuń