Kochani, z okazji świąt życzymy Wam wszystkiego co najlepsze, obyście spędzili te dni w ciepłej atmosferze, bez trosk i zmartwień. :)
Rozdział betowała Kyna, dziękujemy!
Spotkanie
Derek,
odkąd wyszła sprawa z Vincentem i jego kochankiem, nie odpowiadał
na wiadomości Moora. Starał się o nim zapomnieć i znowu zamknął
się w świecie gier komputerowych, we własnym mieszkaniu. Tam czuł
się najlepiej i zrozumiał, że na razie powinien skończyć ze
wszystkimi związkami i spotkaniami z obcymi facetami napalonymi na
seks. Derek lubił się kochać, ale nie przykładał do tego aż
takiej wagi. Równie dobrze mógł sobie strzepać i wychodziło na
to samo.
A
Vincent... cóż, Vincent wcale nie okazał się dla niego tak
wielkim rozczarowaniem. A przynajmniej nie powinien nim być, w końcu
podejrzewał, że mężczyzna raczej nie szukał nikogo do stałego
związku.
Wieczór
mijał mu spokojnie. Miał grę, a na stoliku stało świeżo nalane
piwo i miska chipsów, czego więc mógł chcieć więcej? Właśnie
przechodził dość ciężki poziom w grze „The Last of Us”, gdy
jego wysiłki udaremnił dzwoniący telefon. Sapnął ciężko i
zastopował obraz, odłożył pada na stolik, sięgnął jeszcze po
chipsa, by dopiero po chwili złapać za swojego starego I–
phone'a. Aż zmarszczył brwi, kiedy przeczytał, kto próbował się
z nim połączyć.
–
Halo? – odebrał.
– Hej
Derek – usłyszał głos Vincenta. – Słuchaj, ostatnio głupio
wyszło. Może gdzieś wyskoczymy i to naprawimy?
– Hej
– mruknął Derek, powstrzymując skrzywienie. – Na razie nie dam
rady nigdzie wyskoczyć – odparł, chcąc zasygnalizować
mężczyźnie, żeby dał sobie z nim spokój. – Jestem zajęty.
– Nie
dasz rady wcisnąć mnie nigdzie w swój grafik? – zapytał jeszcze
z nadzieją Vincent, nie chcąc tak po prostu sobie go odpuścić.
–
Nie. Naprawdę nie. – Derek pokręcił głową, zmęczony już
namolnością Moora. Chciał wrócić do gry i po prostu zapomnieć.
Usłyszał
rozdrażnione westchnięcie Vincenta, który w tamtej chwili miał
ochotę znaleźć Xaviera i go gdzieś zakopać. Gdyby nie ten
dzieciak, wszystko byłoby w porządku! Nie po to, do cholery, tak
biegał za Derekiem, by w jednej chwili jakiś szczyl to
zaprzepaścił.
–
Dobra, ale odezwę się później – zastrzegł jeszcze.
–
Trzymaj się – pożegnał się Derek, sam nie wiedząc, czy całkiem
chciał kończyć tę znajomość. Vincent przypominał mu teraz
trochę Kennetha, który też zabiegał o niego w taki sposób.
Czasami nawet się naprzykrzał, ale chciał zdobyć jego uwagę.
Uśmiechnął się lekko, zastanawiając się, czy powinien dać
Vincentowi jeszcze jedną szansę właśnie na coś
niezobowiązującego. Derek nie zakochiwał się łatwo, więc może
po prostu powinien odpuścić i trochę się zabawić?
*
Johnson
nie miał udanego dnia. Rano obudziły go dzieci sąsiadów,
wydzierające się za ścianą. Po południu trafił na korek
drogowy, bo remontowali jedną z ulic, którą zawsze jeździł.
Skutkiem tego spóźnił się do pracy. Nawet Ginger nie była w
dobrym humorze. Miała jakieś problemy z chłopakiem, o których nie
chciała mu powiedzieć, więc on nie miał zamiaru drążyć tematu.
Myślał tylko o tym, żeby w końcu skończyć pracę i pojechać do
Eliota. Cieszył się na te spotkania prawie tak bardzo jak O'Conner.
Powoli zaczynało dochodzić do niego, że naprawdę coraz bardziej
wpadał, jakby grzązł w bagnie. Z każdym kolejnym spotkaniem z
Eliotem pogrążał się, uzależniał od chłopaka, więc wizytę
Vincenta w Cafe Break przyjął niemal z ulgą. Umówił się z nim
na sobotni poranek, żeby pograć w kosza. Dawno już z nikim nie
grał. Od zerwania z Derekiem nie był na boisku. Eliota zabrał tam
tylko kilka razy w ciągu ostatnich miesięcy ich znajomości, a
teraz już na pewno przez resztę wakacji się tam nie wybiorą.
Pozostawał więc Vincent.
Gdy
wszedł do sali, od razu uśmiechnął się do Eliota, siedzącego na
łóżku. Chłopak miał na kolanach laptopa, a zagipsowana noga
prezentowała się dość żałośnie i ani trochę nie pasowała do
O'Connera, który nawet w piżamie prezentował się naprawdę
nieźle.
–
Kenneth! – przywitał się z nim, uśmiechając się szeroko. –
Jesteś wcześniej – zauważył.
–
Zerwałem się z pracy dzisiaj – rzucił i podszedł do Eliota,
uśmiechając się lekko. – Ginger o dziwo mnie puściła. Nie
miała dzisiaj humoru – zdradził, nie mając jednak zamiaru wdawać
się w szczegóły. – A ty jak tam, pacjencie specjalnej troski? –
zapytał i pochylił się, żeby pocałować Eliota w usta.
Eliot
od razu wyciągnął ramiona, objął jego szyję i przyciągnął do
siebie, pogłębiając pocałunek. Brakowało mu bliskości z
Kennethem. W szpitalu, mimo swojej pojedynczej sali, raczej nie mogli
liczyć na zbyt wiele intymności.
– W
poniedziałek wychodzę – powiedział i uśmiechnął się szeroko.
–
Wiem. Najwyższa pora. Zaniedbujesz mnie ostatnio – rzucił
znacząco i usiadł przy Eliocie.
– No
wiem – sapnął. – Ja też mam potrzeby – dodał, żeby Kenneth
nie myślał, że tylko on ma problem.
–
Jakie masz potrzeby? – zapytał go cicho, trącając nosem bok jego
twarzy. Chciał usłyszeć, jak Eliot to mówi.
– No
zgadnij – zaśmiał się i odłożył laptopa na bok, nie zamykając
go. Całkowicie zapomniał, co miał na nim otwarte. – Co rano
budzę się z problemem w spodniach. A później przychodzi do mnie
podstarzały lekarz i pyta, jak się czuję. Niezbyt to komfortowe.
–
Podstarzały? – zapytał ze śmiechem Kenneth. – Bo jeszcze
niedawno był zabójczo przystojny i cię podrywał. – Zerknął na
laptopa i wychylił się, żeby otworzyć przeglądarkę. Chciał
włączyć jakąś muzykę, ale nagle wyskoczyła mu strona, z której
wcześniej korzystał Eliot.
Eliot
zerknął na ekran i nagle poczuł się, jak przyłapany na gorącym
uczynku. Przełknął ślinę i popatrzył to na Kennetha, to na
laptopa.
–
Byłem po prostu ciekaw – wytłumaczył, zupełnie jakby Kenneth
tego od niego żądał.
– Po
czym poznać geja? Myślisz, że ktoś się domyślił, że nim
jesteś? – zapytał ze zdziwieniem, nie przejmując się faktem, że
Eliot tak bardzo wypierał z siebie ten fakt. Kiedy coraz bardziej
zaczynało mu na tym zależeć, nie miał zamiaru udawać, że
rozumie jego niepewność.
Ale
Eliot nie chciał zaprzeczać. Spojrzał na kochanka z zastanowieniem
i milczał przez dłuższą chwilę.
– Po
czym poznajesz gejów? – zapytał zaciekawiony.
–
Niektórzy są całkiem oczywiści – rzucił Johnson i podrapał
się po brodzie. Nie był zbyt domyślny, ktoś musiał wysłać mu
sygnały, żeby się zorientował. Eliot wysyłał ich całkiem
sporo, jeżeli miał się nad tym zastanowić. – Ale no... wiem, że
ktoś jest gejem, jak mnie podrywa. – Zaśmiał się, a Eliot mógł
zauważyć jego skrępowanie. Wydął usta z zastanowieniem, patrząc
na Kennetha uważnie.
–
Poznałeś, że jestem gejem? – zapytał zaraz.
Johnson
odwrócił się do niego, żeby lepiej go widzieć. Uśmiechnął się
w szczególny sposób, a jego skrępowanie zniknęło. Teraz to on
wyczuł lekki strach w O'Connerze.
–
Rzuciłeś się na mnie po naszej grze w kosza – przypomniał ze
śmiechem. Zakłopotany, ciekawy odpowiedzi Eliot był fascynującym
obiektem obserwacji – przystojnym, trochę łagodnym przez
niepewność i seksownym dzięki wspomnieniom. Kenneth od razu
przypomniał sobie ich początki.
– Bo
wyglądałeś tak, jakbyś chciał mnie przycisnąć do muru i
zgwałcić! – prychnął, odbijając piłeczkę. Nie chciał wyjść
na tego, który zabiegał pierwszy. – Musiałem coś zrobić,
logiczne – prychnął. – Sam byś stał i tylko pożerał mnie
wzrokiem!
– No
niech ci będzie – mruknął wesoło Kenneth, dając za wygraną.
Wiedział, że ta sprzeczka do niczego nie prowadziła. Zaczną się
wykłócać, a później co? Udowodnią sobie, kto potrafi być
bardziej oczywisty i dominujący? To raczej było pozbawione sensu.
– No
– powiedział z zadowoleniem Eliot, że jego słowa nie zostały
podważone. – Tak właśnie było – dodał i uśmiechnął się
szeroko, na co Kenneth prychnął i przewrócił oczami, dając mu
niewerbalny znak, by się nie przeceniał. – Jak wrócę do domu,
to wszystko nadrobimy – odezwał się jeszcze Eliot i mrugnął do
kochanka, by ten nie miał najmniejszych wątpliwości, jakie sprawy
będą nadrabiać. – Tylko że później czekają mnie jeszcze dwa
miesiące w gipsie – mruknął już z mniejszym zadowoleniem.
–
Jakoś damy radę, hm? – Kenneth zaśmiał się i dotknął uda
Eliota, ale zaraz zabrał rękę, widząc jego wzrok. Westchnął
cicho i spojrzał na laptopa. Zastanawiał się, kiedy Eliot przebije
granicę i uświadomi sobie, że nie może od tego uciec. Derek
zrobił tylko jeden krok w stronę ujawnienia się – nie okłamywał
samego siebie. Był to z pewnością najważniejszy krok, ale nie
jedyny, bo nigdy nie ujawnił się społeczeństwu. Kenneth wątpił,
czy kiedykolwiek to nastąpi. Ale Eliot był zupełnie inny.
– No
damy – odpowiedział i chrząknął. Najchętniej wciągnąłby
Kennetha do tego szpitalnego łóżka, ale świadomość, że w
każdej chwili może wejść tu jakaś pielęgniarka, skutecznie
odciągała go od tego pomysłu.
–
Więcej entuzjazmu, O'Conner. – Kenneth uśmiechnął się lekko i
wpisał kolejną piosenkę na laptopie. Zaczął poruszać tułowiem
w rytm muzyki. – Będziesz u siebie w mieszkaniu? – zapytał, ale
podejrzewał, że rodzina nie pozwoli Eliotowi być samemu w takim
stanie. Mimo wszystko wciąż był słaby po wypadku.
–
Nie, raczej nie – mruknął. – W domu. Ale możesz przyjechać,
już i tak cię znają. U mnie w domu prawie nigdy nikogo nie ma,
ojciec w pracy, a mama... no, ona też coś tam robi. – Skwitował
wzruszeniem ramionami. Nie wiedział jak nazwać to, czym zajmowała
się jego mama, bo raczej zakupy, kosmetyczki i koleżanki nie były
żadną pracą.
–
Okej, czyli będziemy mieli dom dla siebie, tak? – zapytał Johnson
z sugestywnym, pełnym obietnicy uśmiechem.
*
Ginger
popiła kawy, obserwując uważnie Kennetha przyjmującego zamówienie
jakiegoś mężczyzny. Klient z uśmiechem odbierał od niego
tekturowy kubek z parującym naparem w środku.
–
Wszyscy chwalą tutejszą kawę, stwierdziłem więc, że muszę
zajrzeć – rzucił wesoło mężczyzna. Był dość wysoki, ale w
jego mimice i ruchach Ginger wyraźnie dopatrzyła się kobiecych
pierwiastków. Miał wyregulowane brwi i dokładnie ułożoną
fryzurę. Był modny, zniewieściały i napalony na Kennetha, jak
szybko zauważyła po uśmiechu klienta. Ona albo jej koleżanki
uśmiechały się dokładnie w taki sam sposób, gdy chciały kogoś
poderwać.
– Mam
nadzieję, że będzie panu smakowała – rzucił Kenneth,
uśmiechając się lekko. Ginger skupiła na nim swoją uwagę,
zastanawiając się, czy jej przyjaciel domyślił się, że
kontynuuje flirt. Miał świadomość, że ten chłopak go podrywał?
– To
może jeszcze jakieś ciastko? – zastanowił się nagle i spojrzał
na ladę, wydymając usta. – Co pan poleca?
–
No... hm, najlepiej sernik. Jest naprawdę dobry – rzucił i
zerknął na witrynę z ciastami. – Albo coś czekoladowego, jeżeli
pan woli czekoladę – dodał, dopiero po fakcie zdając sobie
sprawę, że Eliot w taki sposób z nim kiedyś flirtował.
Odchrząknął.
–
Wezmę ten sernik, skoro polecasz – powiedział i uśmiechnął się
do niego lekko. – Jakbyś mógł mi to zapakować, byłoby fajnie.
Niestety nie mam czasu na siedzenie. – Jakby na potwierdzenie
swoich słów, zerknął na zegarek.
– W
porządku. – Kenneth zaczął nakładać sernik, w międzyczasie
zerkając na Ginger, która, jak zauważył kątem oka, dziwnie się
do niego uśmiechała. Klient podziękował i puścił mu oko, a ona
już otwarcie się roześmiała, gdy chłopak wyszedł z kawiarni.
– No,
no, widzę co tu się odpieprza, Ken – powiedziała i posłała
Johnsonowi kuksańca w żebra.
Johnson
od razu się zaczerwienił, co nie było jednak widoczne przez jego
ciemną karnację. Ginger jednak bez trudu wyłapała zawstydzony
wzrok przyjaciela.
– Co
niby?
– Nie
udawaj, że nie wiesz! – prychnęła, trochę zła, że Kenneth
nigdy jej nie powiedział o swojej orientacji. Myślał, że co?
Wyśmieje go? A może jej nie ufał? – Podrywał cię.
–
Wydawało ci się – spróbował ją zbyć, zaskoczony tym, że
Ginger się zorientowała. Dziwnie się z tym czuł, chociaż
teoretycznie już przy Eliocie mogła już coś podejrzewać.
– I
ty też! – powiedziała. – Podrywałeś go! I podrywałeś wtedy
też tego chłopaka, co tu przychodził! – bardzo szybko połączyła
fakty. – Jesteś z nim? Kenneth! Czemu mi nie mówiłeś, co?
Johnson
odetchnął, czując się naprawdę głupio. Odwrócił wzrok i
dziękował kolejnemu klientowi, który przyszedł. Dzięki temu nie
musiał jej od razu odpowiadać, a mógł przemyśleć to, co chciał
jej zdradzić. Zerknął na Ginger, która podeszła, żeby mu pomóc.
– Nie
rozpowiadam o tym na prawo i lewo – rzucił w końcu, gdy skończyli
obsługiwać starszą, elegancką kobietę, którą oboje kojarzyli.
Ginger
na chwilę zamarła. Nie spodziewała się odpowiedzi od niego, jej
dłoń ze ścierką zatrzymała się w bezruchu na blacie, a po
chwili na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
–
Debil – prychnęła, ale w jej głosie zabrzmiały ciepłe nuty. –
Przecież nie jestem byle kim i nikomu nie powiem. Nie musiałeś
tego ukrywać i wymyślać kolejnych dziewczyn – dodała i
przewróciła oczami, przypominając sobie te wszystkie bajki,
którymi Kenneth ją karmił. – Przynajmniej już wiem dlaczego
nigdy mnie nie podrywałeś – dopowiedziała jeszcze z tą swoją
pewnością siebie i mrugnęła do niego.
–
Podrywałem cię! – roześmiał się Kenneth, chcąc jej
uświadomić, że przynajmniej się starał, ale nie wychodziło mu
to zbyt dobrze.
–
Tak? – zapytała, przeciągając samogłoskę. – A niby to kiedy,
hm? Nie przypominam sobie ani jednego razu! – wytknęła mu. –
Zawsze zachowywałeś się jak dobry kumpel, nawet nie wiesz, jakie
to było dziwne.
– Na
początku! Nie mów, że nie, ale jak się dowiedziałem, że masz
chłopaka, od razu mi ulżyło – przyznał Johnson, czując się
dziwnie, kiedy uświadomił sobie, że nie będzie musiał się już
z tym wszystkim kryć.
Ginger
zaśmiała się trochę rechotliwie, przypominając sobie pierwsze
dni ich znajomości. Kenneth wydawał się jej dziwny, trochę
zamknięty, spokojny, cichy. Podobał jej się, nie mogła
zaprzeczyć. W Johnsonie było już coś takiego... ciepłego? Coś,
co przyciągało, nie potrafiła tego jednak nazwać.
– A
masz kogoś? – zapytała, nawet nie kryjąc się ze swoją
wścibskością, przenosząc rozmowę na trochę inne tory.
Kenneth
przygryzł wargę i odwrócić się, żeby wyczyścić ladę za nimi,
na której zwykle przygotowywali kawę. Nie chciał, żeby Ginger
zobaczyła ten uśmiech. Miał jej powiedzieć o Eliocie? Nie był z
nim w końcu oficjalnie.
– A
więc tak – skwitowała, widząc jego minę. – To dobrze,
Kenneth, cieszę się – powiedziała szczerze, uśmiechając się
do niego. – I mam nadzieję, że kiedyś go poznam – dodała
jeszcze, ale tu ich rozmowa musiała się urwać, bo do kawiarni
weszło dwóch klientów, a za nimi przyszli kolejni. Zbliżały się
godziny najwyższych obrotów dla Caffe Break.
– Już
tak się nie wstydź, widziałam, że cały czas z kimś tam piszesz
– powiedziała, obserwując jego twarz. – Przyprowadź go kiedyś – dodała jeszcze, ale tu ich rozmowa musiała
się urwać, bo do kawiarni weszło dwóch klientów, a za nimi
przyszli kolejni.
*
Eliot
wrócił do domu w poniedziałek. Czuł ogromną ulgę opuszczając
już szpital, ale wiedział, że przed nim jeszcze dwa miesiące
rekonwalescencji. Wypadek był na tyle poważny, że wciąż czuł
bóle głowy i kłucie w żebrach, ale lekarze uspokajali go, że
wkrótce objawy powinny przejść. Mama załatwiła mu wózek, na
którym będzie mógł jeździć przez kolejne kilka tygodni. Dostał
też kule, które ułatwiały mu poruszanie się po domu, ale wcale
nie były wygodne. Miał poobcierane przez to wszystko dłonie, więc
starał się ruszać jak najmniej.
Musiał
jednak powoli zacząć wracać do życia, a co najważniejsze – do
nauki. Egzaminy zbliżały się wielkimi krokami, a jego wiedza dalej
nie imponowała. Bał się, że sobie nie poradzi, a zresztą...
Skoro mógł spędzić z Lucasem, tym przystojnym korepetytorem,
trochę więcej czasu, to nie miał zamiaru sobie odmawiać
dodatkowego zakuwania.
Mieli
spotykać się od tej pory w domu, w jego salonie. Eliot podczas
korepetycji siedział wygodnie na kanapie, z wyłożoną nogą, a
Lucas zajmował miejsce obok, na fotelu. Mieli do dyspozycji mały
stolik do kawy i Eleonor, która okazała się niezastąpiona.
Przejęła się wypadkiem Eliota równie mocno jak jego rodzina i
odwiedziła go nawet kilka razy w szpitalu. Raz przyjechała z mamą
i babcią, a później dwa razy jeszcze sama, za każdym razem
przynosząc mu coś dobrego – raz zapiekankę z ziemniakami i
cebulą, którą Eliot uwielbiał, innym razem rybę w ziołach i
przepyszne czekoladowe ciasto.
W
salonie panowała cisza, przerywana tylko przez niski, ciepły ton
głosu Lucasa tłumaczącego Eliotowi materiał, jaki obejmował go
na egzaminach. O'Conner naprawdę starał się skupić nie tyle co na
kształtnych wargach Lucasa, czy dużych dłoniach trzymających
długopis, co po prostu na nauce, ale średnio mu to wychodziło.
–
Jesteś roztrzepany – zganił go mężczyzna. – Nie uważasz.
– To
przez leki – wytłumaczył szybko, chrząknął i zaczerwienił się
lekko.
Odkąd
rozpoczęli korepetycję w domu, Lucas miał przychodzić trzy razy w
tygodniu. Rodzice Eliota płacili więcej, żeby mężczyzna tylko
nie odmówił. To była jedyna szansa na to, żeby Eliot zdał. Odkąd
poznał Kennetha, opuścił się w nauce jeszcze bardziej i
oczywiście nie obyło się bez reprymendy od ojca. Jego mama
zareagowała jeszcze gorzej, bo stwierdziła, że na pewno obleje i
że ona od początku mówiła, że nie nadaje się na studia.
Ale
teraz, gdy miał Lucasa, Eliot naprawdę zaczął się starać.
Chciał, żeby mężczyzna go chwalił i był zadowolony z jego
postępów. Sam zasiadał do nauki, sięgał do notatek i próbował
coś z nich zrozumieć. Jednak kiedy mężczyzna przyszedł do niego
w poniedziałkowe popołudnie, w dniu, w którym Eliot opuścił
szpital, miał wrażenie, że wszystkiego zapomniał. Nie potrafił
odpowiedzieć na najprostsze pytania zadawane przez korepetytora i
nic, tylko się kompromitował. Z całych sił starał się nie
rozpraszać, ciężko jednak było to robić, kiedy przy nim siedział
taki facet.
– Nie
było tak źle – skomentował Lucas po dwóch godzinach ich nauki.
– Na początku szło ci opornie, ale później było już lepiej –
pochwalił, zbierając wszystkie rozłożone na stole notatki.
–
Boję się, że tego nie zdam – mruknął Eliot. – Serio się
uczyłem – zarzekł się.
–
Eliot, najważniejsze to wierzyć w siebie. – Mężczyzna
zmarszczył lekko brwi, patrząc mu uważnie w oczy. Eliot zdążył
już zauważyć, że jego korepetytor miał intrygujące zielono–
niebieskie oczy. Często patrzył na niego w taki sposób, że robiło
mu się gorąco, chociaż nie padały żadne dwuznaczne komentarze.
Tylko nudna teoria, wymyślona przez równie nudnych ludzi.
–
Postaram się – powiedział i uśmiechnął się do Lucasa, na co
mężczyzna odpowiedział tym samym. – Przyjdziesz jutro? –
zapytał jeszcze.
–
Jutro nie dam rady. Przyjdę za dwa dni, w środę. – Mężczyzna
zaczął się zbierać, a Eleonor już do nich podeszła, żeby
odprowadzić go do drzwi. Eliot westchnął ciężko i pożegnał się
z Lucasem, patrząc, jak mężczyzna opuszcza salon. Kiedy został
sam, wydął wargi w zastanowieniu. Jak poznać geja? – zapytał
samego siebie, a jego wzrok utkwił w notatkach poskładanych na
stole. Cholera, był w tym taki beznadziejny! Nigdy wcześniej nie
musiał się przecież zastanawiać nad orientacją innych osób,
Kenneth sam do niego przyszedł i w jednej chwili wszystko stało się
jasne. Z Lucasem nie było już tak prosto.
"Eliot wrócił do domu w poniedziałek (...)"od tego akapitu macie kilka akapitów powtórzony dwukrotnie. Miła niespodzianka z rozdziałem w święta :)
OdpowiedzUsuńJajć, już poprawiam. Przeoczyłyśmy, dzięki ;)
UsuńEliot coś chyba kombinuje, takie ciary mi chodzą po plecach o... wszystkiego najlepszego w święta:-)
OdpowiedzUsuńZnowu się zawiodłam bo najbardziej lubię Dereka, który jak dla mnie jest najporządniejszą osobą z bohaterów opowiadania a dzisiaj nie było go prawie wcale. Bardzo chciałabym, żeby mu się ułożyło, albo z Vincentem, albo kimś innym. po prostu chcę żeby było go więcej i żeby był szczęśliwy bo zasługuje na to pomimo niektórych wad. Jak zawsze po przeczytaniu rozdziału mam nadzieję, że będzie go tylko więcej. Pozdrawiam, życzę weny oraz wesołych świąt ;)
OdpowiedzUsuńJezu, to co piszesz jest takie mega kochane, że aż jestem na siebie zła, że ja nie lubię go tak jak Ty :/ Derek pojawi się w przyszłych rozdziałach, jego historia będzie powoli rozwijana i mam nadzieję, że do pozostałych bohaterów się przekonasz. Dobrzy z nich chłopcy, ale często dają dupy (dosłownie i w przenośni).
UsuńDziękujemy za komentarz i pozdrawiamy! :)
Yo, Yo, Yo! Wesołych Świąt! Chociaż już po świętach, no nieważne xD
OdpowiedzUsuńTylko niech dupek Eliot spróbuje mi dupcyć się z tym korepetytorem! Wkroczę wtedy do tego opowiadania i zabiję go! Eliot jest tylko Kencia!
Jezu tak wszyscy pisali, że lubią Dereka, że aż, gdy dzisiaj to czytałam, zaczęłam go lubić xD
Niech wena was nie opuszcza i czekam z niecierpliwością na kolejną notkę! <3
Eliot zastanawia się jak rozpoznać geja i mi to wygląda na to, jakby miał zamiar brać się za kogoś innego. Ale myślę, że jednak Kenneth najbardziej go do siebie przyciąga, zresztą pasują do siebie i przyjemnie się o nich czyta.
OdpowiedzUsuńZnalazłam powtórzenia w rozdziale. Podczas gdy akcja dzieje się w Caffe Break Ginger 2 razy mówi że chętnie by spotkała faceta Kennetha i 2 razy było wspomniane że zbliżają się godziny największych obrotów. Jest to praktycznie ten sam fragment.
OdpowiedzUsuńDzięki, już poprawiam. :)
UsuńOj, Derek, Derek. On jest taki kochany, na swój pokrętny sposób. Mam nadzieję, że da Vincentowi szansę. Może na porządnego faceta na razie nie wygląda, szczególnie po akcji z Xavierem ale... mam co do niego dobre przeczucia. Derekowi przydałby się starszy partner, który się nim zajmie. Oczywiście doskonale wiemy, że Derek świetnie radzi sobie sam... niestety nie w sferze emocjonalnej. Zasługuje na miłego, kochającego faceta :).
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się zachowanie Eliota, nasza gwiazda coś kombinuje i czuję, że to nie skończy się dobrze. Lucas po prostu mnie wkurza, z oczywistego względu - podoba się Eliotowi. A jemu powiniwn podobać się tylko Kenneth. W moim idealnym świecie tak powinno być :). A Ken faktycznie powolutku wpada w uczuciowe bagno, na szczęście to bagno jest tęczowe i jeśli Eliot tego nie sknoci to będzie dobrze ;).
Osobiście bardzo lubię Ginger to taka cieplutka i miła osoba.
Życzę weny i pozdrawiam serdecznie :)