niedziela, 27 marca 2016

34. Clash

Kochani, z okazji świąt życzymy Wam wszystkiego co najlepsze, obyście spędzili te dni w ciepłej atmosferze, bez trosk i zmartwień. :) 

Rozdział betowała Kyna, dziękujemy!

Spotkanie

Derek, odkąd wyszła sprawa z Vincentem i jego kochankiem, nie odpowiadał na wiadomości Moora. Starał się o nim zapomnieć i znowu zamknął się w świecie gier komputerowych, we własnym mieszkaniu. Tam czuł się najlepiej i zrozumiał, że na razie powinien skończyć ze wszystkimi związkami i spotkaniami z obcymi facetami napalonymi na seks. Derek lubił się kochać, ale nie przykładał do tego aż takiej wagi. Równie dobrze mógł sobie strzepać i wychodziło na to samo.
A Vincent... cóż, Vincent wcale nie okazał się dla niego tak wielkim rozczarowaniem. A przynajmniej nie powinien nim być, w końcu podejrzewał, że mężczyzna raczej nie szukał nikogo do stałego związku.

Wieczór mijał mu spokojnie. Miał grę, a na stoliku stało świeżo nalane piwo i miska chipsów, czego więc mógł chcieć więcej? Właśnie przechodził dość ciężki poziom w grze „The Last of Us”, gdy jego wysiłki udaremnił dzwoniący telefon. Sapnął ciężko i zastopował obraz, odłożył pada na stolik, sięgnął jeszcze po chipsa, by dopiero po chwili złapać za swojego starego I– phone'a. Aż zmarszczył brwi, kiedy przeczytał, kto próbował się z nim połączyć.
– Halo? – odebrał.
– Hej Derek – usłyszał głos Vincenta. – Słuchaj, ostatnio głupio wyszło. Może gdzieś wyskoczymy i to naprawimy?
– Hej – mruknął Derek, powstrzymując skrzywienie. – Na razie nie dam rady nigdzie wyskoczyć – odparł, chcąc zasygnalizować mężczyźnie, żeby dał sobie z nim spokój. – Jestem zajęty.
– Nie dasz rady wcisnąć mnie nigdzie w swój grafik? – zapytał jeszcze z nadzieją Vincent, nie chcąc tak po prostu sobie go odpuścić.
– Nie. Naprawdę nie. – Derek pokręcił głową, zmęczony już namolnością Moora. Chciał wrócić do gry i po prostu zapomnieć.
Usłyszał rozdrażnione westchnięcie Vincenta, który w tamtej chwili miał ochotę znaleźć Xaviera i go gdzieś zakopać. Gdyby nie ten dzieciak, wszystko byłoby w porządku! Nie po to, do cholery, tak biegał za Derekiem, by w jednej chwili jakiś szczyl to zaprzepaścił.
– Dobra, ale odezwę się później – zastrzegł jeszcze.
– Trzymaj się – pożegnał się Derek, sam nie wiedząc, czy całkiem chciał kończyć tę znajomość. Vincent przypominał mu teraz trochę Kennetha, który też zabiegał o niego w taki sposób. Czasami nawet się naprzykrzał, ale chciał zdobyć jego uwagę. Uśmiechnął się lekko, zastanawiając się, czy powinien dać Vincentowi jeszcze jedną szansę właśnie na coś niezobowiązującego. Derek nie zakochiwał się łatwo, więc może po prostu powinien odpuścić i trochę się zabawić?

*

Johnson nie miał udanego dnia. Rano obudziły go dzieci sąsiadów, wydzierające się za ścianą. Po południu trafił na korek drogowy, bo remontowali jedną z ulic, którą zawsze jeździł. Skutkiem tego spóźnił się do pracy. Nawet Ginger nie była w dobrym humorze. Miała jakieś problemy z chłopakiem, o których nie chciała mu powiedzieć, więc on nie miał zamiaru drążyć tematu. Myślał tylko o tym, żeby w końcu skończyć pracę i pojechać do Eliota. Cieszył się na te spotkania prawie tak bardzo jak O'Conner. Powoli zaczynało dochodzić do niego, że naprawdę coraz bardziej wpadał, jakby grzązł w bagnie. Z każdym kolejnym spotkaniem z Eliotem pogrążał się, uzależniał od chłopaka, więc wizytę Vincenta w Cafe Break przyjął niemal z ulgą. Umówił się z nim na sobotni poranek, żeby pograć w kosza. Dawno już z nikim nie grał. Od zerwania z Derekiem nie był na boisku. Eliota zabrał tam tylko kilka razy w ciągu ostatnich miesięcy ich znajomości, a teraz już na pewno przez resztę wakacji się tam nie wybiorą. Pozostawał więc Vincent.
Gdy wszedł do sali, od razu uśmiechnął się do Eliota, siedzącego na łóżku. Chłopak miał na kolanach laptopa, a zagipsowana noga prezentowała się dość żałośnie i ani trochę nie pasowała do O'Connera, który nawet w piżamie prezentował się naprawdę nieźle.
– Kenneth! – przywitał się z nim, uśmiechając się szeroko. – Jesteś wcześniej – zauważył.
– Zerwałem się z pracy dzisiaj – rzucił i podszedł do Eliota, uśmiechając się lekko. – Ginger o dziwo mnie puściła. Nie miała dzisiaj humoru – zdradził, nie mając jednak zamiaru wdawać się w szczegóły. – A ty jak tam, pacjencie specjalnej troski? – zapytał i pochylił się, żeby pocałować Eliota w usta.
Eliot od razu wyciągnął ramiona, objął jego szyję i przyciągnął do siebie, pogłębiając pocałunek. Brakowało mu bliskości z Kennethem. W szpitalu, mimo swojej pojedynczej sali, raczej nie mogli liczyć na zbyt wiele intymności.
– W poniedziałek wychodzę – powiedział i uśmiechnął się szeroko.
– Wiem. Najwyższa pora. Zaniedbujesz mnie ostatnio – rzucił znacząco i usiadł przy Eliocie.
– No wiem – sapnął. – Ja też mam potrzeby – dodał, żeby Kenneth nie myślał, że tylko on ma problem.
– Jakie masz potrzeby? – zapytał go cicho, trącając nosem bok jego twarzy. Chciał usłyszeć, jak Eliot to mówi.
– No zgadnij – zaśmiał się i odłożył laptopa na bok, nie zamykając go. Całkowicie zapomniał, co miał na nim otwarte. – Co rano budzę się z problemem w spodniach. A później przychodzi do mnie podstarzały lekarz i pyta, jak się czuję. Niezbyt to komfortowe.
– Podstarzały? – zapytał ze śmiechem Kenneth. – Bo jeszcze niedawno był zabójczo przystojny i cię podrywał. – Zerknął na laptopa i wychylił się, żeby otworzyć przeglądarkę. Chciał włączyć jakąś muzykę, ale nagle wyskoczyła mu strona, z której wcześniej korzystał Eliot.
Eliot zerknął na ekran i nagle poczuł się, jak przyłapany na gorącym uczynku. Przełknął ślinę i popatrzył to na Kennetha, to na laptopa.
– Byłem po prostu ciekaw – wytłumaczył, zupełnie jakby Kenneth tego od niego żądał.
– Po czym poznać geja? Myślisz, że ktoś się domyślił, że nim jesteś? – zapytał ze zdziwieniem, nie przejmując się faktem, że Eliot tak bardzo wypierał z siebie ten fakt. Kiedy coraz bardziej zaczynało mu na tym zależeć, nie miał zamiaru udawać, że rozumie jego niepewność.
Ale Eliot nie chciał zaprzeczać. Spojrzał na kochanka z zastanowieniem i milczał przez dłuższą chwilę.
– Po czym poznajesz gejów? – zapytał zaciekawiony.
– Niektórzy są całkiem oczywiści – rzucił Johnson i podrapał się po brodzie. Nie był zbyt domyślny, ktoś musiał wysłać mu sygnały, żeby się zorientował. Eliot wysyłał ich całkiem sporo, jeżeli miał się nad tym zastanowić. – Ale no... wiem, że ktoś jest gejem, jak mnie podrywa. – Zaśmiał się, a Eliot mógł zauważyć jego skrępowanie. Wydął usta z zastanowieniem, patrząc na Kennetha uważnie.
– Poznałeś, że jestem gejem? – zapytał zaraz.
Johnson odwrócił się do niego, żeby lepiej go widzieć. Uśmiechnął się w szczególny sposób, a jego skrępowanie zniknęło. Teraz to on wyczuł lekki strach w O'Connerze.
– Rzuciłeś się na mnie po naszej grze w kosza – przypomniał ze śmiechem. Zakłopotany, ciekawy odpowiedzi Eliot był fascynującym obiektem obserwacji – przystojnym, trochę łagodnym przez niepewność i seksownym dzięki wspomnieniom. Kenneth od razu przypomniał sobie ich początki.
– Bo wyglądałeś tak, jakbyś chciał mnie przycisnąć do muru i zgwałcić! – prychnął, odbijając piłeczkę. Nie chciał wyjść na tego, który zabiegał pierwszy. – Musiałem coś zrobić, logiczne – prychnął. – Sam byś stał i tylko pożerał mnie wzrokiem!
– No niech ci będzie – mruknął wesoło Kenneth, dając za wygraną. Wiedział, że ta sprzeczka do niczego nie prowadziła. Zaczną się wykłócać, a później co? Udowodnią sobie, kto potrafi być bardziej oczywisty i dominujący? To raczej było pozbawione sensu.
– No – powiedział z zadowoleniem Eliot, że jego słowa nie zostały podważone. – Tak właśnie było – dodał i uśmiechnął się szeroko, na co Kenneth prychnął i przewrócił oczami, dając mu niewerbalny znak, by się nie przeceniał. – Jak wrócę do domu, to wszystko nadrobimy – odezwał się jeszcze Eliot i mrugnął do kochanka, by ten nie miał najmniejszych wątpliwości, jakie sprawy będą nadrabiać. – Tylko że później czekają mnie jeszcze dwa miesiące w gipsie – mruknął już z mniejszym zadowoleniem.
– Jakoś damy radę, hm? – Kenneth zaśmiał się i dotknął uda Eliota, ale zaraz zabrał rękę, widząc jego wzrok. Westchnął cicho i spojrzał na laptopa. Zastanawiał się, kiedy Eliot przebije granicę i uświadomi sobie, że nie może od tego uciec. Derek zrobił tylko jeden krok w stronę ujawnienia się – nie okłamywał samego siebie. Był to z pewnością najważniejszy krok, ale nie jedyny, bo nigdy nie ujawnił się społeczeństwu. Kenneth wątpił, czy kiedykolwiek to nastąpi. Ale Eliot był zupełnie inny.
– No damy – odpowiedział i chrząknął. Najchętniej wciągnąłby Kennetha do tego szpitalnego łóżka, ale świadomość, że w każdej chwili może wejść tu jakaś pielęgniarka, skutecznie odciągała go od tego pomysłu.
– Więcej entuzjazmu, O'Conner. – Kenneth uśmiechnął się lekko i wpisał kolejną piosenkę na laptopie. Zaczął poruszać tułowiem w rytm muzyki. – Będziesz u siebie w mieszkaniu? – zapytał, ale podejrzewał, że rodzina nie pozwoli Eliotowi być samemu w takim stanie. Mimo wszystko wciąż był słaby po wypadku.
– Nie, raczej nie – mruknął. – W domu. Ale możesz przyjechać, już i tak cię znają. U mnie w domu prawie nigdy nikogo nie ma, ojciec w pracy, a mama... no, ona też coś tam robi. – Skwitował wzruszeniem ramionami. Nie wiedział jak nazwać to, czym zajmowała się jego mama, bo raczej zakupy, kosmetyczki i koleżanki nie były żadną pracą.
– Okej, czyli będziemy mieli dom dla siebie, tak? – zapytał Johnson z sugestywnym, pełnym obietnicy uśmiechem.

*

Ginger popiła kawy, obserwując uważnie Kennetha przyjmującego zamówienie jakiegoś mężczyzny. Klient z uśmiechem odbierał od niego tekturowy kubek z parującym naparem w środku.
– Wszyscy chwalą tutejszą kawę, stwierdziłem więc, że muszę zajrzeć – rzucił wesoło mężczyzna. Był dość wysoki, ale w jego mimice i ruchach Ginger wyraźnie dopatrzyła się kobiecych pierwiastków. Miał wyregulowane brwi i dokładnie ułożoną fryzurę. Był modny, zniewieściały i napalony na Kennetha, jak szybko zauważyła po uśmiechu klienta. Ona albo jej koleżanki uśmiechały się dokładnie w taki sam sposób, gdy chciały kogoś poderwać.
– Mam nadzieję, że będzie panu smakowała – rzucił Kenneth, uśmiechając się lekko. Ginger skupiła na nim swoją uwagę, zastanawiając się, czy jej przyjaciel domyślił się, że kontynuuje flirt. Miał świadomość, że ten chłopak go podrywał?
– To może jeszcze jakieś ciastko? – zastanowił się nagle i spojrzał na ladę, wydymając usta. – Co pan poleca?
– No... hm, najlepiej sernik. Jest naprawdę dobry – rzucił i zerknął na witrynę z ciastami. – Albo coś czekoladowego, jeżeli pan woli czekoladę – dodał, dopiero po fakcie zdając sobie sprawę, że Eliot w taki sposób z nim kiedyś flirtował. Odchrząknął.
– Wezmę ten sernik, skoro polecasz – powiedział i uśmiechnął się do niego lekko. – Jakbyś mógł mi to zapakować, byłoby fajnie. Niestety nie mam czasu na siedzenie. – Jakby na potwierdzenie swoich słów, zerknął na zegarek.
– W porządku. – Kenneth zaczął nakładać sernik, w międzyczasie zerkając na Ginger, która, jak zauważył kątem oka, dziwnie się do niego uśmiechała. Klient podziękował i puścił mu oko, a ona już otwarcie się roześmiała, gdy chłopak wyszedł z kawiarni.
– No, no, widzę co tu się odpieprza, Ken – powiedziała i posłała Johnsonowi kuksańca w żebra.
Johnson od razu się zaczerwienił, co nie było jednak widoczne przez jego ciemną karnację. Ginger jednak bez trudu wyłapała zawstydzony wzrok przyjaciela.
– Co niby?
– Nie udawaj, że nie wiesz! – prychnęła, trochę zła, że Kenneth nigdy jej nie powiedział o swojej orientacji. Myślał, że co? Wyśmieje go? A może jej nie ufał? – Podrywał cię.
– Wydawało ci się – spróbował ją zbyć, zaskoczony tym, że Ginger się zorientowała. Dziwnie się z tym czuł, chociaż teoretycznie już przy Eliocie mogła już coś podejrzewać.
– I ty też! – powiedziała. – Podrywałeś go! I podrywałeś wtedy też tego chłopaka, co tu przychodził! – bardzo szybko połączyła fakty. – Jesteś z nim? Kenneth! Czemu mi nie mówiłeś, co?
Johnson odetchnął, czując się naprawdę głupio. Odwrócił wzrok i dziękował kolejnemu klientowi, który przyszedł. Dzięki temu nie musiał jej od razu odpowiadać, a mógł przemyśleć to, co chciał jej zdradzić. Zerknął na Ginger, która podeszła, żeby mu pomóc.
– Nie rozpowiadam o tym na prawo i lewo – rzucił w końcu, gdy skończyli obsługiwać starszą, elegancką kobietę, którą oboje kojarzyli.
Ginger na chwilę zamarła. Nie spodziewała się odpowiedzi od niego, jej dłoń ze ścierką zatrzymała się w bezruchu na blacie, a po chwili na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
– Debil – prychnęła, ale w jej głosie zabrzmiały ciepłe nuty. – Przecież nie jestem byle kim i nikomu nie powiem. Nie musiałeś tego ukrywać i wymyślać kolejnych dziewczyn – dodała i przewróciła oczami, przypominając sobie te wszystkie bajki, którymi Kenneth ją karmił. – Przynajmniej już wiem dlaczego nigdy mnie nie podrywałeś – dopowiedziała jeszcze z tą swoją pewnością siebie i mrugnęła do niego.
– Podrywałem cię! – roześmiał się Kenneth, chcąc jej uświadomić, że przynajmniej się starał, ale nie wychodziło mu to zbyt dobrze.
– Tak? – zapytała, przeciągając samogłoskę. – A niby to kiedy, hm? Nie przypominam sobie ani jednego razu! – wytknęła mu. – Zawsze zachowywałeś się jak dobry kumpel, nawet nie wiesz, jakie to było dziwne.
– Na początku! Nie mów, że nie, ale jak się dowiedziałem, że masz chłopaka, od razu mi ulżyło – przyznał Johnson, czując się dziwnie, kiedy uświadomił sobie, że nie będzie musiał się już z tym wszystkim kryć.
Ginger zaśmiała się trochę rechotliwie, przypominając sobie pierwsze dni ich znajomości. Kenneth wydawał się jej dziwny, trochę zamknięty, spokojny, cichy. Podobał jej się, nie mogła zaprzeczyć. W Johnsonie było już coś takiego... ciepłego? Coś, co przyciągało, nie potrafiła tego jednak nazwać.
– A masz kogoś? – zapytała, nawet nie kryjąc się ze swoją wścibskością, przenosząc rozmowę na trochę inne tory.
Kenneth przygryzł wargę i odwrócić się, żeby wyczyścić ladę za nimi, na której zwykle przygotowywali kawę. Nie chciał, żeby Ginger zobaczyła ten uśmiech. Miał jej powiedzieć o Eliocie? Nie był z nim w końcu oficjalnie.
– A więc tak – skwitowała, widząc jego minę. – To dobrze, Kenneth, cieszę się – powiedziała szczerze, uśmiechając się do niego. – I mam nadzieję, że kiedyś go poznam – dodała jeszcze, ale tu ich rozmowa musiała się urwać, bo do kawiarni weszło dwóch klientów, a za nimi przyszli kolejni. Zbliżały się godziny najwyższych obrotów dla Caffe Break.
– Już tak się nie wstydź, widziałam, że cały czas z kimś tam piszesz – powiedziała, obserwując jego twarz. – Przyprowadź go kiedyś – dodała jeszcze, ale tu ich rozmowa musiała się urwać, bo do kawiarni weszło dwóch klientów, a za nimi przyszli kolejni.

*

Eliot wrócił do domu w poniedziałek. Czuł ogromną ulgę opuszczając już szpital, ale wiedział, że przed nim jeszcze dwa miesiące rekonwalescencji. Wypadek był na tyle poważny, że wciąż czuł bóle głowy i kłucie w żebrach, ale lekarze uspokajali go, że wkrótce objawy powinny przejść. Mama załatwiła mu wózek, na którym będzie mógł jeździć przez kolejne kilka tygodni. Dostał też kule, które ułatwiały mu poruszanie się po domu, ale wcale nie były wygodne. Miał poobcierane przez to wszystko dłonie, więc starał się ruszać jak najmniej.
Musiał jednak powoli zacząć wracać do życia, a co najważniejsze – do nauki. Egzaminy zbliżały się wielkimi krokami, a jego wiedza dalej nie imponowała. Bał się, że sobie nie poradzi, a zresztą... Skoro mógł spędzić z Lucasem, tym przystojnym korepetytorem, trochę więcej czasu, to nie miał zamiaru sobie odmawiać dodatkowego zakuwania.
Mieli spotykać się od tej pory w domu, w jego salonie. Eliot podczas korepetycji siedział wygodnie na kanapie, z wyłożoną nogą, a Lucas zajmował miejsce obok, na fotelu. Mieli do dyspozycji mały stolik do kawy i Eleonor, która okazała się niezastąpiona. Przejęła się wypadkiem Eliota równie mocno jak jego rodzina i odwiedziła go nawet kilka razy w szpitalu. Raz przyjechała z mamą i babcią, a później dwa razy jeszcze sama, za każdym razem przynosząc mu coś dobrego – raz zapiekankę z ziemniakami i cebulą, którą Eliot uwielbiał, innym razem rybę w ziołach i przepyszne czekoladowe ciasto.
W salonie panowała cisza, przerywana tylko przez niski, ciepły ton głosu Lucasa tłumaczącego Eliotowi materiał, jaki obejmował go na egzaminach. O'Conner naprawdę starał się skupić nie tyle co na kształtnych wargach Lucasa, czy dużych dłoniach trzymających długopis, co po prostu na nauce, ale średnio mu to wychodziło.
– Jesteś roztrzepany – zganił go mężczyzna. – Nie uważasz.
– To przez leki – wytłumaczył szybko, chrząknął i zaczerwienił się lekko.
Odkąd rozpoczęli korepetycję w domu, Lucas miał przychodzić trzy razy w tygodniu. Rodzice Eliota płacili więcej, żeby mężczyzna tylko nie odmówił. To była jedyna szansa na to, żeby Eliot zdał. Odkąd poznał Kennetha, opuścił się w nauce jeszcze bardziej i oczywiście nie obyło się bez reprymendy od ojca. Jego mama zareagowała jeszcze gorzej, bo stwierdziła, że na pewno obleje i że ona od początku mówiła, że nie nadaje się na studia.
Ale teraz, gdy miał Lucasa, Eliot naprawdę zaczął się starać. Chciał, żeby mężczyzna go chwalił i był zadowolony z jego postępów. Sam zasiadał do nauki, sięgał do notatek i próbował coś z nich zrozumieć. Jednak kiedy mężczyzna przyszedł do niego w poniedziałkowe popołudnie, w dniu, w którym Eliot opuścił szpital, miał wrażenie, że wszystkiego zapomniał. Nie potrafił odpowiedzieć na najprostsze pytania zadawane przez korepetytora i nic, tylko się kompromitował. Z całych sił starał się nie rozpraszać, ciężko jednak było to robić, kiedy przy nim siedział taki facet.
– Nie było tak źle – skomentował Lucas po dwóch godzinach ich nauki. – Na początku szło ci opornie, ale później było już lepiej – pochwalił, zbierając wszystkie rozłożone na stole notatki.
– Boję się, że tego nie zdam – mruknął Eliot. – Serio się uczyłem – zarzekł się.
– Eliot, najważniejsze to wierzyć w siebie. – Mężczyzna zmarszczył lekko brwi, patrząc mu uważnie w oczy. Eliot zdążył już zauważyć, że jego korepetytor miał intrygujące zielono– niebieskie oczy. Często patrzył na niego w taki sposób, że robiło mu się gorąco, chociaż nie padały żadne dwuznaczne komentarze. Tylko nudna teoria, wymyślona przez równie nudnych ludzi.
– Postaram się – powiedział i uśmiechnął się do Lucasa, na co mężczyzna odpowiedział tym samym. – Przyjdziesz jutro? – zapytał jeszcze.
– Jutro nie dam rady. Przyjdę za dwa dni, w środę. – Mężczyzna zaczął się zbierać, a Eleonor już do nich podeszła, żeby odprowadzić go do drzwi. Eliot westchnął ciężko i pożegnał się z Lucasem, patrząc, jak mężczyzna opuszcza salon. Kiedy został sam, wydął wargi w zastanowieniu. Jak poznać geja? – zapytał samego siebie, a jego wzrok utkwił w notatkach poskładanych na stole. Cholera, był w tym taki beznadziejny! Nigdy wcześniej nie musiał się przecież zastanawiać nad orientacją innych osób, Kenneth sam do niego przyszedł i w jednej chwili wszystko stało się jasne. Z Lucasem nie było już tak prosto.

10 komentarzy:

  1. "Eliot wrócił do domu w poniedziałek (...)"od tego akapitu macie kilka akapitów powtórzony dwukrotnie. Miła niespodzianka z rozdziałem w święta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jajć, już poprawiam. Przeoczyłyśmy, dzięki ;)

      Usuń
  2. Eliot coś chyba kombinuje, takie ciary mi chodzą po plecach o... wszystkiego najlepszego w święta:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znowu się zawiodłam bo najbardziej lubię Dereka, który jak dla mnie jest najporządniejszą osobą z bohaterów opowiadania a dzisiaj nie było go prawie wcale. Bardzo chciałabym, żeby mu się ułożyło, albo z Vincentem, albo kimś innym. po prostu chcę żeby było go więcej i żeby był szczęśliwy bo zasługuje na to pomimo niektórych wad. Jak zawsze po przeczytaniu rozdziału mam nadzieję, że będzie go tylko więcej. Pozdrawiam, życzę weny oraz wesołych świąt ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu, to co piszesz jest takie mega kochane, że aż jestem na siebie zła, że ja nie lubię go tak jak Ty :/ Derek pojawi się w przyszłych rozdziałach, jego historia będzie powoli rozwijana i mam nadzieję, że do pozostałych bohaterów się przekonasz. Dobrzy z nich chłopcy, ale często dają dupy (dosłownie i w przenośni).
      Dziękujemy za komentarz i pozdrawiamy! :)

      Usuń
  4. Yo, Yo, Yo! Wesołych Świąt! Chociaż już po świętach, no nieważne xD

    Tylko niech dupek Eliot spróbuje mi dupcyć się z tym korepetytorem! Wkroczę wtedy do tego opowiadania i zabiję go! Eliot jest tylko Kencia!
    Jezu tak wszyscy pisali, że lubią Dereka, że aż, gdy dzisiaj to czytałam, zaczęłam go lubić xD

    Niech wena was nie opuszcza i czekam z niecierpliwością na kolejną notkę! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Eliot zastanawia się jak rozpoznać geja i mi to wygląda na to, jakby miał zamiar brać się za kogoś innego. Ale myślę, że jednak Kenneth najbardziej go do siebie przyciąga, zresztą pasują do siebie i przyjemnie się o nich czyta.

    OdpowiedzUsuń
  6. Znalazłam powtórzenia w rozdziale. Podczas gdy akcja dzieje się w Caffe Break Ginger 2 razy mówi że chętnie by spotkała faceta Kennetha i 2 razy było wspomniane że zbliżają się godziny największych obrotów. Jest to praktycznie ten sam fragment.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, Derek, Derek. On jest taki kochany, na swój pokrętny sposób. Mam nadzieję, że da Vincentowi szansę. Może na porządnego faceta na razie nie wygląda, szczególnie po akcji z Xavierem ale... mam co do niego dobre przeczucia. Derekowi przydałby się starszy partner, który się nim zajmie. Oczywiście doskonale wiemy, że Derek świetnie radzi sobie sam... niestety nie w sferze emocjonalnej. Zasługuje na miłego, kochającego faceta :).
    Nie podoba mi się zachowanie Eliota, nasza gwiazda coś kombinuje i czuję, że to nie skończy się dobrze. Lucas po prostu mnie wkurza, z oczywistego względu - podoba się Eliotowi. A jemu powiniwn podobać się tylko Kenneth. W moim idealnym świecie tak powinno być :). A Ken faktycznie powolutku wpada w uczuciowe bagno, na szczęście to bagno jest tęczowe i jeśli Eliot tego nie sknoci to będzie dobrze ;).
    Osobiście bardzo lubię Ginger to taka cieplutka i miła osoba.

    Życzę weny i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń