niedziela, 3 kwietnia 2016

35. Clash

Dziękujemy za komentarze i zapraszamy na kolejny rozdział :) 
Już wkrótce ukaże się też nowe opowiadanie. 


Pieprzyłeś się z kimś? 

Kenneth przyjechał do Eliota dopiero w środę. Nie chciał go naciskać, uznał, że chwila odpoczynku dobrze im zrobi, a w międzyczasie spotkał się z Vincentem, by pograć w kosza. Podczas meczu chcieli sobie udowodnić, który jest lepszy. Johnson musiał przyznać, że jego przeciwnik okazał się całkiem dobry. Nie grało mu się z nim tak dobrze jak z Eliotem, bo starał się unikać bliższych konfrontacji. Wiedział, że Vincent po grze oczekiwał czegoś więcej, na szczęście z niefortunnej sytuacji Kennetha wybawił telefon od ojca, który zadzwonił z prośbą przewiezienia jakichś materiałów na remont. Umówił się z Moorem na kolejne spotkanie w czwartek i wiedział, że wtedy będzie musiał wytyczyć mężczyźnie granice. Na razie nie chciał z nim wylądować w łóżku. Uważał, że byłoby to nie fair w stosunku do Eliota, bo – chociaż nie zatwierdzony – ich układ zaczynał stawać się coraz poważniejszy. A on na razie nie chciał rozpraszać swojej uwagi na przypadkowy seks z Moorem, któremu mimo wszystko nie ufał. W mężczyźnie było coś, co nie pozwalało uznać go za dobrego kumpla. Wiedział, że podświadomie szukał kogoś podobnego do Dereka. Brakowało mu przyjaciela. Może nie był materiałem na faceta, ale wszystkie wspólne chwile, które razem spędziły, teraz wydawały się cudownymi wspomnieniami. Derek zostawił lukę w życiu Kennetha, którą ten próbował w jakiś sposób wypełnić. Na przykład spotykaniem się z Vincentem.

Jakiś czas później stanął pod drzwiami piętrowego domu i poczuł, jak zaczyna się denerwować. To już nie była kawalerka Eliota, teraz... cholera, teraz miał odwiedzić go w jego domu rodzinnym. W końcu jednak usłyszał po drugiej stronie kroki i już gdy miał uśmiechnąć się szeroko do swojego kochanka, przed nim stanęła starsza, nieco zgarbiona kobieta.
– Kenneth, tak? – zapytała. – Eliot już na ciebie czeka.
Ostatnią rzeczą, której się spodziewał, było to, że Eliot miał służbę, ale chyba kiedyś wspominał coś o starszej Latynosce, która gotowała im obiady. Kiedy go jednak przywitała, poczuł się, jakby była niewolnicą rodziny O'Conner. Uśmiechnął się od razu do swoich myśli, gdy wszedł do stylowo urządzonego, ładnego holu. W łukowatym przejściu do salonu już zobaczył Eliota, który siedział na kanapie i pisał coś na laptopie, położonym na kolanach.
Zerknął w kierunku przedpokoju, a jego twarz momentalnie rozjaśnił szeroki uśmiech.
– Hej – rzucił, zamykając klapę notebooka i odkładając go na stół.
– Hej. – Kenneth odwzajemnił uśmiech. Eleonor zapytała, czy przynieść mu coś do picia , więc poprosił ją o sok. Ściągnął buty i przeszedł na bosaka, w samych skarpetkach po lśniących panelach do salonu. Eliot siedział w bawełnianych spodenkach do kolan i czarnym podkoszulku, stroju typowo domowym.
– Spóźniłeś się – wytknął mu, ale mimo to cieszył się, że Kenneth już u niego był. Stęsknił się, czego już nawet nie ukrywał. – Ostatnio często się spóźniasz – dodał i spojrzał na niego z bliska. Miał ochotę przysunąć się i go pocałować, ale świadomość, że w każdej chwili może tu wejść Eleonor, skutecznie go hamowała. – Co robiłeś? – zapytał, nie mogąc powstrzymać nutki zazdrości, jaka wcisnęła się w jego ton głosu.
– Różne rzeczy – rzucił Johnson, który usiadł obok niego. Rozejrzał się po salonu, zdając sobie sprawę, że kochanek miał naprawdę sporo pieniędzy. A raczej jego rodzina. – Nie nudzi ci się tutaj?
– Nudzi – odpowiedział i dotknął ukradkiem jego nogi. Już się nie mógł doczekać, kiedy zaciągnie go do pokoju i zamkną drzwi. – Ale muszę się uczyć, więc jakoś leci – dodał, a w tym momencie do salonu weszła Eleonor i postawiła przed Kennethem szklankę soku.
– Chcesz czegoś? – zapytała Eliota, na co ten pokręcił głową.
– Nie, dziękuję – odparł, a kobieta już po chwili zostawiła ich samych. – Idziemy do mojego pokoju? – zwrócił się do Kennetha.
– Od razu? – zaśmiał się Johnson i sięgnął po szklankę. Popił trochę soku, zerkając na Eliota z rozbawieniem. Wyczuł w jego głosie napięcie i niecierpliwość. Eliot musiał być naprawdę sfrustrowany. I pomyśleć, że ten idiota wciąż uważał się za heteryka, Kenneth wciąż w to nie wierzył, kiedy pomagał mu wstać. Objął go w pasie, gdy O'Conner stanął na zdrowej nodze. Wiedział już, że pokój Eliota mieścił się teraz na parterze, bo pisali o tym już wcześniej.
– Nie lubię tego pokoju – powiedział, gdy szli wolno w stronę pomieszczenia. – Jest trochę mały, ale nie wyobrażam sobie codziennie wchodzić po schodach – wyjaśnił i wszedł do swojej tymczasowej sypialni. Faktycznie nie miała dużych rozmiarów, znajdowało się tu tylko łóżko, płaski telewizor zawieszony na ścianie i niska komoda.
– Ważne, że jest, Eliot – przyznał Kenneth i usiadł na łóżku, ze szklanką soku, obserwując kochanka, który wolno przy pomocy kul, zbliżał się do niego. Czuł kumulujące się napięcie na samą myśl, że zaraz zaczną się całować. Po wzroku O'Connera widział, że chłopak też o tym myślał.
Wystarczyło tylko, że zamknęły się za nimi drzwi, a Eliot poczuł rozpierające od wewnątrz pożądanie. Wsparł się na chwilę ściany, by już po chwili dokuśtykać do Kennetha, pochylić się nad nim i wcześniej odkładając kule, pocałować go na chwiejącej się nodze.
Kenneth jęknął, obejmując go za szyję. Pociągnął go na siebie, kładąc się jednocześnie na materacu. Nie spodziewał się, że aż tak się podnieci samym pocałunkiem, ale już po chwili był twardy. Dotykał pośladków Eliota bez skrępowania przez cienki, bawełniany materiał spodenek. W końcu nie wytrzymał i wsunął pod nie dłonie. Ścisnął mocno jego tyłek i oderwał się od niego, oddychając ciężko.
Eliot sapnął i spojrzał na Kennetha roziskrzonym wzrokiem.
– Brakowało mi tego – powiedział i wsunął zdrową nogę między uda mężczyzny, dociskając kolano do jego krocza. Aż się uśmiechnął, wyczuwając jego twardego członka.
– Mi też. Następnym razem się pilnuj, żebyś nie miał już żadnych wypadków, studenciaku – mruknął Kenneth, jednocześnie całując bok szyi Eliota. Wyczuł perfumy i aż uśmiechnął się lekko. Eliot się przegotował. – Co robimy?
– Zamknąłem drzwi – powiedział i zagryzł wargę. – A pod łóżkiem mam wazelinę – dodał, spoglądając na Kennetha znacząco. – Więc? – zapytał i przewalił się na niego, cały czas jednak starając się uważać na nogę. – Więc co robimy?
– A co dasz radę zrobić? – Kenneth przejechał palcami między szczelinie w pośladkach.
– Coś się wymyśli – odparł mu ochrypłym tonem. – Pieprzyłeś się z kimś przez te dwa tygodnie? – zapytał, zaciskając dłonie na jego ramionach. Zmarszczył brwi w oczekiwaniu na jego odpowiedź.
Kenneth przełknął ciężko, bo na myśl od razu przyszedł mu Vincent. Nie miał zamiaru się jednak do niczego przyznawać. Bo w imię czego? Eliot nie miał prawa robić mu wyrzutów, skoro miał tę swoją laskę na wyłączność.
Eliot spojrzał na niego i od razu wyczuł zawahanie mężczyzny.
– Spałeś – mruknął i poczuł się tak, jakby ktoś go spoliczkował. Starał się opanować emocje, co jednak nie było wcale takie łatwe. Był zły, że sam leżał w szpitalu, że może ledwo co przeżył ten wypadek, a Kenneth latał i się pieprzył. Oczywiście w tamtym momencie nawet nie pomyślał, że Kenneth miał do tego prawo, bo przecież niczego sobie nie obiecywali. Ważniejsze była ta irytująca zazdrość budząca się w nim na myśl, że Kenneth kogoś miał.
Kenneth przez długą chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć. Aż nie wierzył, że Eliot go przejrzał! Jakim cudem? Tak dobrze go znał, żeby wiedzieć, kiedy Kenneth kłamał.
– Nie spałem – spróbował zaprotestować, bo najbardziej w tym wszystkim przeraziła go mina Eliota. Zapomniał o tym, że miał prawo robić co chciał, bo chyba pierwszy raz w życiu ktoś patrzył na niego w taki sposób. Nawet Derek po ich zerwaniu nie potrafił tak na niego spojrzeć.
– Zrobiłeś taką minę, jakbyś chciał coś ukryć – prychnął Eliot, już nawet nie zastanawiając się nad tym, jak dobrze zna Kennetha.
– Tylko ci się tak wydaje. – Kenneth spróbował się uśmiechnąć. Nie potrafi powstrzymać natłoku myśli, które zaczynają szaleć mu w głowie. Eliot nie był chyba tego świadomy, ale Kenneth wiedział, że w tym momencie przekroczyli kolejny stopień do bycia razem, a on wiedział, że dla O'Connera to wszystko było jeszcze zdecydowanie za szybko. On nie był gotowy nawet na przyznanie się przed sobą, że był gejem, a co dopiero na związek, o którym Kenneth coraz bardziej zaczynał myśleć.
Eliot zmarszczył brwi, nie wiedząc już co myśleć. Położył się nagle obok Kennetha, jakby wyczerpany całą tą sytuacją. Nie chciał mu robić żadnych wyrzutów, ale jednocześnie miał ochotę wyrzucić mu wszystkie swoje obawy w twarz.
– Co jest? – Johnson zdążył się już zorientować, że Eliot go przejrzał. Odwrócił się do niego bokiem i spojrzał z bliska na twarz kochanka. Eliot ostatnio przez pobyt w szpitalu trochę się zaniedbał. Na jego twarzy dostrzegł parę zaskórników.
– Nic – odpowiedział, bo nie wiedział, co mógłby powiedzieć innego. Że był zazdrosny? Że chciał Kennetha tylko dla siebie? Prędzej spaliłby się ze wstydu.
– Na pewno? – Kenneth nie miał zamiaru odpuszczać. Skoro Eliot nie odpuścił, on nie będzie udawał, że był ślepy.
Usta Eliota zacisnęły się w wąską linię i na chwilę aż zbladły.
– Nie – powiedział po chwili. – Po prostu pieprzymy się bez gumek i nie chcę niczego złapać – palnął.
– Niczego ode mnie nie złapiesz – odparł Kenneth, na początku nie poznając swojego oschłego głosu. Dopiero teraz zrozumiał dlaczego Eliotowi tak się to nie spodobało. Był idiotą, skoro myślał, że chodziło o coś więcej niż seks. Chodziło o męski seks i bliskość jak z babą, a w obu tych rzeczach Kenneth się sprawdzał. Szkoda tylko, że zamiast zapomnieć o związkach i zacząć cieszyć się życiem, szukał kolejnego faceta. Wstał i znowu sięgnął po szklankę, żeby się napić. – Musimy pomyśleć, jak najlepiej się pieprzyć, żeby cię nie bolało – dodał cicho i zerknął na Eliota katem oka. Musi walczyć z tą swoją żałosną chęcią przywiązania. Od początku wiedział, czego Eliot oczekiwał.
Eliot poczuł nieprzyjemny dreszcz po tych słowach. W pierwszym odruchu chciał zaprzeczyć, powiedzieć mu, że wcale nie chodziło o choroby, tylko że był po prostu zazdrosny. Ostatecznie jednak nie zrobił nic, by to Kennethowi wytłumaczyć.
– Chyba najlepiej będzie na plecach– mruknął i poczuł się dziwnie obco przy kochanku.
– Mhm. – Kenneth odchrząknął, wiedząc, że powinien wziąć się w garść. Ściągnął z siebie koszulkę i przekrzywił głowę w obie strony, żeby rozciągnąć spięte mięśnie karku. – Dobra – dodał już bardziej optymistycznym głosem.
– Dobra? – zapytał Eliot, już nie wytrzymując. To wszystko było chore. Miał wrażenie jakby mieli zaraz przestawiać meble, a nie się kochać.
– No... Zróbmy to, tak? W końcu po to tutaj jestem. – Kenneth spojrzał na niego z niezrozumieniem. Już nie wiedział, o co Eliot był zły, ale pochylił się i spróbował go pocałować, żeby szybciej przeszli do seksu.
Eliot stwierdził, że musi wziąć się w garść. Odpowiedział na pocałunek, nie czując już takiego pożądania jak wcześniej. Właściwie to chciał, by już było po wszystkim i żeby Kenneth już go zostawił. Albo nie, pomyślał zaraz i ciaśniej objął kochanka, bo jeżeli go zostawi, Johnson może sobie znowu kogoś znaleźć.
Kenneth zaczął go całować i wiedział, że obaj starają się wrócić do dawnej namiętności i znowu rozbudzić swoje ciała. Położył się tak jak dawniej obok Eliota i dotknął jego krocza. Zaczął je masować, na nowo doprowadzając go do wzwodu. Starał się myśleć tylko o seksie, a nie zastanawiać się nad wszystkimi, co się przed chwilą stało.
Eliot aż stęknął i wypchnął biodra w jego stronę w niemej prośbie o jeszcze. Sam też zaczął pieścić krocze Kennetha, ale miał wrażenie, że ich dotyk był jakiś pokraczny. Pozbawiony pasji.
Kenneth starał się nie zwracać na to uwagi. Ostrożnie rozebrał Eliota, a następnie zaczął go całować po piersi, ale zaraz się odsunął. Nie chciał okazywać aż takich uczuć. Skoro Eliot chciał seksu, to go dostanie i nic poza to.
Eliot starał się rozluźnić, ale wreszcie nie wytrzymał. To było zbyt wiele, nie chciał tak, nie chciał robić tego w taki sposób.
– Zostaw– powiedział w pewnej chwili i się od niego odsunął. Nie tak wyobrażał sobie ich seks.
Kenneth spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale wykonał polecenie. On nie zdążył ściągnąć z siebie wszystkiego, ale Eliot leżał już przed nim nagi. Dlaczego mieli przerywać?
– To nie ma sensu – powiedział, coraz bardziej się w tym gubiąc. – Sorry, że kazałem ci tu dzisiaj przyjść.
– Co nie ma sensu? – Kenneth zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. Miał teraz wyjść? Eliotowi nie podobała się myśl, że z kimś spał? Może czuł satysfakcję, gdy wiedział, że miał go tylko dla siebie. Jak zabawka rozpuszczonego dziecka. – Jasne – warknął.
O'Conner popatrzył na niego i sięgnął po swoje spodnie, które zaczął przeciągać przez gips dość nieporadnie. Denerwował się, co próbował ukryć. Cholera! Lepiej by już było, gdyby był na Kennetha zły!
Johnson tylko prychnął, gdy Eliot nic nie odpowiedział. Wstał i bez słowa pożegnania skierował się do drzwi. Chciał je otworzyć, ale zapomniał, że wcześniej Eliot je zamknął. Przeklął cicho i zaczął się siłować z zamkiem, który zawsze przy otwieraniu trochę się zacinał.
– Poczekaj – odezwał się Eliot, dobrze wiedząc, że każdy, kto nie znał tych drzwi, miał z nimi problem. Wstał pospiesznie i przez to wszystko, co chwilę temu się stało, zapomniał o swojej nodze w gipsie. Zahaczył nią o łóżko, by po chwili uderzyć złamaną kończyną boleśnie o podłogę. Z jego ust wydarł się cichy krzyk, kiedy zalała go nagła fala bólu, a on opadł na podłogę.
Kenneth od razu do niego podszedł, zaalarmowany.
– Eliot, kurwa – zaklął, ale czuł, że złość zaczynała z niego wyparowywać, gdy zobaczył minę kochanka. Pomógł mu wstać i posadził na łóżku. Ukląkł przed nim i spojrzał na nogę. Palce stóp Eliota były lekko zaczerwienione.
Eliot odetchnął, patrząc to na swoją nogę, to na Kennetha. Przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć, cholera, ta sytuacja była beznadziejna.
– Zapomnij o tym, co mówiłem – mruknął.
– Czyli o czym? – Kenneth spojrzał na niego z wyczekiwaniem, o czym konkretnie miał zapomnieć?
Eliot poczuł, jak zrobiło mu się gorąco od zdenerwowania. Milczał długą chwilę, to co działo się między nim a Kennethem, stawało się coraz bardziej niebezpieczne. Coraz bardziej zależało mu na Johnsonie.
– O tym, czy z kimś byłeś.
– Okej – odparł powoli mężczyzna i wstał. Nie wiedział, czy powinien wrócić do siebie, czy zostać z Eliotem. Będą się jeszcze kochać? O czym konkretnie miał zapomnieć? Że dla Eliota było to bez znaczenia, czy za ,,zapomnij” kryło się niepewne przepraszam?
Eliot wpatrzył się w niego i nagle roześmiał się.
– Ale to głupie – powiedział, by jakoś zakryć swoje zawstydzenie.
Kenneth wcale nie uważał, że było to głupie, więc tylko uśmiechnął się oszczędnie i zerknął na drzwi. Zdał sobie sprawę, że powinien już iść. Zeszli na tory, o których Eliot nie chciał rozmawiać, nie chciał nawet dopuszczać czegokolwiek do siebie, a Kenneth czuł, że powinien to wszystko przemyśleć. Czuł, że dla O'Connera to wszystko było tylko przyjaźnią i... sam nie wiedział, czuł się trochę jakby kochanek uważał go za swoją własność.
– Będę już spadał – rzucił. – Innym razem się spotkamy.
Eliot chrząknął nerwowo.
– Okej – mruknął, po czym westchnął ciężko. Przeczesał ręką włosy. Nie chciał żadnych deklaracji z Kennethem tylko... sama myśl, że Kenneth mógł kogoś mieć sprawiała, że miał ochotę coś rozwalić. – Wpadniesz jeszcze?
– Mhm. – Kenneth tym razem użył dużo większej siły, żeby otworzyć te przeklęte drzwi, a gdy już mu się to udało, obejrzał się na Eliota. – Wpadnę, to na razie – dodał i wyszedł, kierując się prosto do drzwi. Eleonor kręciła się w kuchni, więc dopiero po tym, jak trzasły drzwi, zorientowała się, że gość Eliota wyszedł. Zajrzała do pokoju młodego O'Connera niepewnie.
– Wszystko w porządku? Słyszałam, jak krzyczysz – zaczęła niepewnie. Eliot był już w pełni ubrany i tylko lekki rumieniec na policzkach mógł go zdradzić.
– W porządku – odpowiedział i chciał coś jeszcze dodać, ale zamarł. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Co się z nim działo? W jednej chwili miał ochotę rzucić się Kennethowi na szyję, w drugiej był zły, jak tylko dowiadywał się, że Johnson miał kogoś jeszcze oprócz niego.
– Kurwa – przeklął, mimowolnie wyobrażając sobie Kennetha z jakimś innym facetem. A on, jak głupi, trwał przy Johnsonie, ostatnio nawet nie spotykał się z Dakotą!
Eliot nie sądził, że Kenneth w złości i chęci udowodnienia sobie drugi raz umówi się z mężczyzną, z którym już spał.
Kenneth zaraz kiedy wsiadł do swojego samochodu, który zaparkował niedaleko domu Eliota, sięgnął po komórkę i wybrał numer Vincenta. Zamknął oczy i próbował sobie wmówić, że robi to, żeby zyskać większą niezależność od O'Connera.

*

Vincent był zaskoczony telefonem od Kennetha. Domyślił się, że coś musiało się stać, ale nie miał zamiaru protestować, skoro Johnson jasno i wyraźnie zaproponował mu seks. Ostatnio nie miał co narzekać, więc i tym razem byłby głupi, gdyby odmówił. Tym bardziej, że jak na razie Derek nie miał zamiaru wznawiać ich znajomości.
Johnson przyjechał niemal od razu i po prostu rzucił się na Vincenta. Seks był mocny i pełen pasji, której Moor się nie spodziewał. Było inaczej niż przy ich pierwszym razie. Z pewnością lepiej, ale Vincent byłby dużo bardziej usatysfakcjonowany, gdyby to on topował. Podczas gdy Kenneth go pieprzył, myślał o tym, jakby to było zdominować takiego faceta. Kenneth brutalnie wyznaczył granice, bo Vincent próbował przejąć kontrolę, na co mu jednak nie pozwolono.
– Ale byłeś wkurwiony – rzucił z rozbawieniem do Johnsona, kiedy po seksie leżeli na podłodze i po prostu starali się złapać oddech. Nie zdążyli nawet dojść do kanapy, tylko opadli na dywan i tu zaczęli się pieprzyć. Kenneth specjalnie przed odwiedzeniem Vincenta, zabrał ze sobą prezerwatywy, więc nie potrzebowali niczego więcej.
– Już lepiej – mruknął, oddychając głęboko. Kiedy było już po wszystkim, czuł wyrzuty sumienia, które próbował zaraz hamować. Nie był z Eliotem i najprawdopodobniej nigdy z nim nie będzie, więc najwyższa pora się odkochać. Powinien ograniczyć kontakt i zająć się swoim życiem. – Możemy się jeszcze spotkać w tym tygodniu, jak będziesz miał czas – rzucił i zerknął na niego.
Vincent aż uniósł brwi i podniósł się na ramieniu.
– Serio? – zapytał, nie kryjąc zdziwienia. Jeszcze niedawno tak ciężko było mu zaciągnąć Kennetha do łóżka, a teraz proszę, sam mu się do niego pchał. – Skąd ta zmiana, hm?
– Ciesz się, a nie wypytuj – odparł Johnson z rozbawieniem, czując się zupełnie inaczej przy Vincencie. Nigdy nie próbował zachowywać się tak, jak nafaszerowany testosteronem samiec alfa, a przy Moorze czuł, że powinien przy każdym słowie udowadniać swoją dominację, bo inaczej ją straci. Nie miał do czynienia z Eliotem, który uwielbiał być na dole, który był taki otwarty na wszystkie nowe doznania erotyczne i który w jego urodziny zrobił sobie specjalnie lewatywę. Nie wyobrażał sobie, żeby miał robić rimming Vincentowi.
Zdał sobie sprawę, że z O'Connerem mógł pozwolić sobie na więcej, nie miał przecież nawet problemu, by mu się oddać! Każdy ich seks wydawał się po prostu właściwy, taki, jaki być powinien. Aż westchnął z rozdrażnieniem, podnosząc się z podłogi. Zaczął się ubierać i uświadomił sobie, że nawet jak nie chciał, to i tak myślał o Eliocie.
– Już spadasz? – zapytał Vincent, unosząc się na ramieniu. – Widzimy się jakoś pod koniec tygodnia, hm?
– Mhm, najlepiej. – Kenneth uśmiechnął się lekko do Vincenta, obserwując jego nagie, owłosione ciało. Mężczyzna był przystojny i męski, podobał mu się w pewnym sensie. – Dzięki za dzisiaj, było zajebiście – dodał i na sam koniec zapiął rozporek. Kiedy wyszedł z mieszkania Moore'a, poczuł coś na kształt ulgi, ale z drugiej strony wcale nie czuł się tak zaspokojony, jakby chciał. Bo mimo, że pieprzył się z Vincentem, to Eliot wciąż był obecny w jego głowie. Przez to całe roztargnienie aż uderzył otwartą dłonią w kierownicę, gdy siedział już w samochodzie. Wpadł. Chyba naprawdę już wpadł, pomyślał, przekręcając kluczyk w stacyjce. A najgorsze w tym wszystkim było to, że Eliot nie da mu tego, czego oczekiwał. Zabawne, że właśnie dlatego zostawił Dereka. Bo liczył, że O'Conner okaże się lepszy.
Wrócił od razu do mieszkania i położył się do łóżka, jakoś mimowolnie sprawdzając, czy nie miał jakiejkolwiek wiadomości od Eliota. Nic. O'Conner, chociaż był na Facebooku, nic do niego nie napisał.




12 komentarzy:

  1. Z każdym rozdziałem cała trójka zaczyna mnie coraz bardziej irytować. Najpierw Eliot miał coś do faceta od korepetycji a teraz Kenneth pieprzył się z Vincentem tylko dlatego, że wcześniej nie przeleciał Eliota. Rozumiem, że nie są w normalnym związku ale i tak powinno to chyba inaczej wyglądać. Zamiast wyjść Kenneth powinien porozmawiać z Eliotem. Vincent natomiast chyba najbardziej mnie wkurza. Niby stara się o Dereka a chodzi do łóżka z innymi facetami. Zamiast tego powinien starać się bardziej. Tak jak w wcześniejszych moich komentarzach powtórzę, że chcę aby Derek w końcu kogoś znalazł bo jest najbardziej wartościową osobą z nich wszystkich. Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak przeczytałam Twój komentarz miałam tylko jedną myśl - faceci... :D Faceci są beznadziejni, co? :D
      Czas pokaże, co się wydarzy w Clashu, mam nadzieję, że jeszcze nie raz Cię zaskoczymy ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Niedopowiedzenia i domysly. Jakbym swoje poczatki zwiazku widziala :-) O ile zycie byloby prostsze, gdyby ludzie rozmawiali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami nawet rozmowa nie pomaga niestety. Ale w przypadku naszych clashowych facetów brakuje jej najbardziej :D Duma ważniejsza niż "odkrycie" się z uczuć.

      Usuń
  3. Zdradzicie coś o tym nowym opowiadaniu? Albo przynajmniej kiedy się pojawi ;D pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, możecie wypatrywać pierwszego rozdziału już w przyszłym tygodniu :)
      A mała sugestia znajduje się na fanpage, jeśli jeszcze nie widziałeś/aś :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. no irytujące a jutro do roboty trzeba

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozkręca się akcja...nie mogę się juz doczekać kolejnego rozdziału.
    Powodzenia i wenyyyy dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam, wyprowadziłyście mnie z równowagi. Już się nastawiłam na ich słodką scenę seksu a tu znowu kłótnia, czy jak to nazwać :P. To dobrze, że są zwroty akcji, jestem zaskoczona rozdziałem, więc tak trzymajcie. Mimo że Kenneth robi straszne głupoty, to wierzę, że to chwilowe, zagubił się tylko :P. W końcu porozmawiają po ludzku zamiast krążyć wokół siebie.

    Weny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam wrażenie, że pierwszy akapit rozdziału jest taki... sprawozdawczy. Czułam, jakbym czytała streszczenie, nie opowiadanie. Show, don't tell. ;)

    Derek rzeczywiście wydaje się najbardziej rozsądną osobą w tym opowiadaniu, Kenneth i Eliot zachowują się niepoważnie. Po co rozmawiać jak dorośli ludzie, po co próbować dojść do porozumienia, skoro można strzelić focha i pójść pieprzyć się z innym kolesiem względnie planować seks z przystojnym korepetytorem? Obaj są hipokrytami z tymi wybuchami zazdrości.

    N.

    OdpowiedzUsuń
  8. Coraz bardziej nie podoba mi się zachowanie Kennetha. Jest po prostu irytujący. A jego relacja z Vincentem jest dla mnie dla tak denerwująca, że nie mogę jej ścierpieć. :) Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  9. To opowiadanie irytuje mnie coraz bardziej z każdym rozdziałem. Oczywiście nie chodzi o wasz styl pisania, bo jest świetny. Po prostu bohaterowie to kompletni kretyni. I zero Dereka, żeby to jakoś wynagrodzić :-\

    Pozdrawiam.
    S.

    OdpowiedzUsuń