Dziękujemy za komentarze i zapraszamy na kolejny rozdział :)
Już wkrótce ukaże się też nowe opowiadanie.
Pieprzyłeś się z kimś?
Kenneth
przyjechał do Eliota dopiero w środę. Nie chciał go naciskać,
uznał, że chwila odpoczynku dobrze im zrobi, a w międzyczasie
spotkał się z Vincentem, by pograć w kosza. Podczas meczu
chcieli sobie udowodnić, który jest lepszy. Johnson musiał
przyznać, że jego przeciwnik okazał się całkiem dobry. Nie grało
mu się z nim tak dobrze jak z Eliotem, bo starał się unikać
bliższych konfrontacji. Wiedział, że Vincent po grze oczekiwał
czegoś więcej, na szczęście z niefortunnej sytuacji Kennetha
wybawił telefon od ojca, który zadzwonił z prośbą przewiezienia
jakichś materiałów na remont. Umówił się z Moorem na
kolejne spotkanie w czwartek i wiedział, że wtedy będzie musiał
wytyczyć mężczyźnie granice. Na razie nie chciał z nim wylądować
w łóżku. Uważał, że byłoby to nie fair w stosunku do Eliota,
bo – chociaż nie zatwierdzony – ich układ zaczynał stawać się
coraz poważniejszy. A on na razie nie chciał rozpraszać swojej
uwagi na przypadkowy seks z Moorem, któremu mimo wszystko nie ufał.
W mężczyźnie było coś, co nie pozwalało uznać go za dobrego
kumpla. Wiedział, że podświadomie szukał kogoś podobnego do
Dereka. Brakowało mu przyjaciela. Może nie był materiałem na
faceta, ale wszystkie wspólne chwile, które razem spędziły, teraz
wydawały się cudownymi wspomnieniami. Derek zostawił lukę w życiu
Kennetha, którą ten próbował w jakiś sposób wypełnić. Na
przykład spotykaniem się z Vincentem.
Jakiś
czas później stanął pod drzwiami piętrowego domu i poczuł, jak
zaczyna się denerwować. To już nie była kawalerka Eliota,
teraz... cholera, teraz miał odwiedzić go w jego domu rodzinnym. W
końcu jednak usłyszał po drugiej stronie kroki i już gdy miał
uśmiechnąć się szeroko do swojego kochanka, przed nim stanęła
starsza, nieco zgarbiona kobieta.
– Kenneth,
tak? – zapytała. – Eliot już na ciebie czeka.
Ostatnią
rzeczą, której się spodziewał, było to, że Eliot miał
służbę, ale chyba kiedyś wspominał coś o starszej Latynosce,
która gotowała im obiady. Kiedy go jednak przywitała, poczuł się,
jakby była niewolnicą rodziny O'Conner. Uśmiechnął się od razu
do swoich myśli, gdy wszedł do stylowo urządzonego, ładnego holu.
W łukowatym przejściu do salonu już zobaczył
Eliota, który siedział na kanapie i pisał coś na
laptopie, położonym na kolanach.
Zerknął
w kierunku przedpokoju, a jego twarz momentalnie rozjaśnił szeroki
uśmiech.
– Hej
– rzucił, zamykając klapę notebooka i odkładając go na stół.
– Hej.
– Kenneth odwzajemnił uśmiech. Eleonor zapytała, czy przynieść
mu coś do picia , więc poprosił ją o sok. Ściągnął buty i
przeszedł na bosaka, w samych skarpetkach po lśniących panelach do
salonu. Eliot siedział w bawełnianych spodenkach do kolan i czarnym
podkoszulku, stroju typowo domowym.
– Spóźniłeś
się – wytknął mu, ale mimo to cieszył się, że Kenneth już u
niego był. Stęsknił się, czego już nawet nie ukrywał. –
Ostatnio często się spóźniasz – dodał i spojrzał na niego z
bliska. Miał ochotę przysunąć się i go pocałować, ale
świadomość, że w każdej chwili może tu wejść Eleonor,
skutecznie go hamowała. – Co robiłeś? – zapytał, nie mogąc
powstrzymać nutki zazdrości, jaka wcisnęła się w jego ton głosu.
– Różne
rzeczy – rzucił Johnson, który usiadł obok niego. Rozejrzał się
po salonu, zdając sobie sprawę, że kochanek miał naprawdę sporo
pieniędzy. A raczej jego rodzina. – Nie nudzi ci się tutaj?
– Nudzi
– odpowiedział i dotknął ukradkiem jego nogi. Już się nie mógł
doczekać, kiedy zaciągnie go do pokoju i zamkną drzwi. – Ale
muszę się uczyć, więc jakoś leci – dodał, a w tym momencie do
salonu weszła Eleonor i postawiła przed Kennethem szklankę soku.
– Chcesz
czegoś? – zapytała Eliota, na co ten pokręcił głową.
– Nie,
dziękuję – odparł, a kobieta już po chwili zostawiła ich
samych. – Idziemy do mojego pokoju? – zwrócił się do Kennetha.
– Od
razu? – zaśmiał się Johnson i sięgnął po szklankę. Popił
trochę soku, zerkając na Eliota z rozbawieniem. Wyczuł w jego
głosie napięcie i niecierpliwość. Eliot musiał być naprawdę
sfrustrowany. I pomyśleć, że ten idiota wciąż uważał się za
heteryka, Kenneth wciąż w to nie wierzył, kiedy pomagał mu wstać.
Objął go w pasie, gdy O'Conner stanął na zdrowej nodze. Wiedział
już, że pokój Eliota mieścił się teraz na parterze, bo pisali o
tym już wcześniej.
– Nie
lubię tego pokoju – powiedział, gdy szli wolno w stronę
pomieszczenia. – Jest trochę mały, ale nie wyobrażam sobie
codziennie wchodzić po schodach – wyjaśnił i wszedł do swojej
tymczasowej sypialni. Faktycznie nie miała dużych rozmiarów,
znajdowało się tu tylko łóżko, płaski telewizor zawieszony na
ścianie i niska komoda.
– Ważne,
że jest, Eliot – przyznał Kenneth i usiadł na łóżku, ze
szklanką soku, obserwując kochanka, który wolno przy pomocy kul,
zbliżał się do niego. Czuł kumulujące się napięcie na samą
myśl, że zaraz zaczną się całować. Po wzroku O'Connera widział,
że chłopak też o tym myślał.
Wystarczyło
tylko, że zamknęły się za nimi drzwi, a Eliot poczuł
rozpierające od wewnątrz pożądanie. Wsparł się na chwilę
ściany, by już po chwili dokuśtykać do Kennetha, pochylić się
nad nim i wcześniej odkładając kule, pocałować go na chwiejącej
się nodze.
Kenneth
jęknął, obejmując go za szyję. Pociągnął go na siebie, kładąc
się jednocześnie na materacu. Nie spodziewał się, że aż tak się
podnieci samym pocałunkiem, ale już po chwili był twardy. Dotykał
pośladków Eliota bez skrępowania przez cienki, bawełniany
materiał spodenek. W końcu nie wytrzymał i wsunął pod nie
dłonie. Ścisnął mocno jego tyłek i oderwał się od niego,
oddychając ciężko.
Eliot
sapnął i spojrzał na Kennetha roziskrzonym wzrokiem.
– Brakowało
mi tego – powiedział i wsunął zdrową nogę między uda
mężczyzny, dociskając kolano do jego krocza. Aż się
uśmiechnął, wyczuwając jego twardego członka.
– Mi
też. Następnym razem się pilnuj, żebyś nie miał już żadnych
wypadków, studenciaku – mruknął Kenneth, jednocześnie całując
bok szyi Eliota. Wyczuł perfumy i aż uśmiechnął się lekko.
Eliot się przegotował. – Co robimy?
– Zamknąłem
drzwi – powiedział i zagryzł wargę. – A pod łóżkiem mam
wazelinę – dodał, spoglądając na Kennetha znacząco. – Więc?
– zapytał i przewalił się na niego, cały czas jednak starając
się uważać na nogę. – Więc co robimy?
– A
co dasz radę zrobić? – Kenneth przejechał palcami między
szczelinie w pośladkach.
– Coś
się wymyśli – odparł mu ochrypłym tonem. – Pieprzyłeś się
z kimś przez te dwa tygodnie? – zapytał, zaciskając dłonie na
jego ramionach. Zmarszczył brwi w oczekiwaniu na jego odpowiedź.
Kenneth
przełknął ciężko, bo na myśl od razu przyszedł mu Vincent. Nie
miał zamiaru się jednak do niczego przyznawać. Bo w imię czego?
Eliot nie miał prawa robić mu wyrzutów, skoro miał tę swoją
laskę na wyłączność.
Eliot
spojrzał na niego i od razu wyczuł zawahanie mężczyzny.
– Spałeś
– mruknął i poczuł się tak, jakby ktoś go spoliczkował.
Starał się opanować emocje, co jednak nie było wcale takie łatwe.
Był zły, że sam leżał w szpitalu, że może ledwo co przeżył
ten wypadek, a Kenneth latał i się pieprzył. Oczywiście w tamtym
momencie nawet nie pomyślał, że Kenneth miał do tego prawo, bo
przecież niczego sobie nie obiecywali. Ważniejsze była ta
irytująca zazdrość budząca się w nim na myśl, że
Kenneth kogoś miał.
Kenneth
przez długą chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć. Aż
nie wierzył, że Eliot go przejrzał! Jakim cudem? Tak dobrze
go znał, żeby wiedzieć, kiedy Kenneth kłamał.
– Nie
spałem – spróbował zaprotestować, bo najbardziej w tym
wszystkim przeraziła go mina Eliota. Zapomniał o tym, że miał
prawo robić co chciał, bo chyba pierwszy raz w życiu ktoś patrzył
na niego w taki sposób. Nawet Derek po ich zerwaniu nie potrafił
tak na niego spojrzeć.
– Zrobiłeś
taką minę, jakbyś chciał coś ukryć – prychnął Eliot, już
nawet nie zastanawiając się nad tym, jak dobrze zna Kennetha.
– Tylko
ci się tak wydaje. – Kenneth spróbował się uśmiechnąć. Nie
potrafi powstrzymać natłoku myśli, które zaczynają szaleć mu w
głowie. Eliot nie był chyba tego świadomy, ale Kenneth wiedział,
że w tym momencie przekroczyli kolejny stopień do bycia razem, a on
wiedział, że dla O'Connera to wszystko było jeszcze zdecydowanie
za szybko. On nie był gotowy nawet na przyznanie się przed sobą,
że był gejem, a co dopiero na związek, o którym Kenneth coraz
bardziej zaczynał myśleć.
Eliot
zmarszczył brwi, nie wiedząc już co myśleć. Położył się
nagle obok Kennetha, jakby wyczerpany całą tą sytuacją. Nie
chciał mu robić żadnych wyrzutów, ale jednocześnie miał ochotę
wyrzucić mu wszystkie swoje obawy w twarz.
– Co
jest? – Johnson zdążył się już zorientować, że Eliot go
przejrzał. Odwrócił się do niego bokiem i spojrzał z bliska na
twarz kochanka. Eliot ostatnio przez pobyt w szpitalu trochę się
zaniedbał. Na jego twarzy dostrzegł parę zaskórników.
– Nic
– odpowiedział, bo nie wiedział, co mógłby powiedzieć innego.
Że był zazdrosny? Że chciał Kennetha tylko dla siebie? Prędzej
spaliłby się ze wstydu.
– Na
pewno? – Kenneth nie miał zamiaru odpuszczać. Skoro Eliot nie
odpuścił, on nie będzie udawał, że był ślepy.
Usta
Eliota zacisnęły się w wąską linię i na chwilę aż zbladły.
– Nie
– powiedział po chwili. – Po prostu pieprzymy się bez gumek i
nie chcę niczego złapać – palnął.
– Niczego
ode mnie nie złapiesz – odparł Kenneth, na początku nie poznając
swojego oschłego głosu. Dopiero teraz zrozumiał dlaczego Eliotowi
tak się to nie spodobało. Był idiotą, skoro myślał, że
chodziło o coś więcej niż seks. Chodziło o męski seks i
bliskość jak z babą, a w obu tych rzeczach Kenneth się sprawdzał.
Szkoda tylko, że zamiast zapomnieć o związkach i zacząć cieszyć
się życiem, szukał kolejnego faceta. Wstał i znowu sięgnął po
szklankę, żeby się napić. – Musimy pomyśleć, jak najlepiej
się pieprzyć, żeby cię nie bolało – dodał cicho i zerknął
na Eliota katem oka. Musi walczyć z tą swoją żałosną chęcią
przywiązania. Od początku wiedział, czego Eliot oczekiwał.
Eliot
poczuł nieprzyjemny dreszcz po tych słowach. W pierwszym odruchu
chciał zaprzeczyć, powiedzieć mu, że wcale nie chodziło o
choroby, tylko że był po prostu zazdrosny. Ostatecznie jednak nie
zrobił nic, by to Kennethowi wytłumaczyć.
– Chyba
najlepiej będzie na plecach– mruknął i poczuł się dziwnie obco
przy kochanku.
– Mhm.
– Kenneth odchrząknął, wiedząc, że powinien wziąć się w
garść. Ściągnął z siebie koszulkę i przekrzywił głowę w
obie strony, żeby rozciągnąć spięte mięśnie karku. –
Dobra – dodał już bardziej optymistycznym głosem.
– Dobra?
– zapytał Eliot, już nie wytrzymując. To wszystko było chore.
Miał wrażenie jakby mieli zaraz przestawiać meble, a nie się
kochać.
– No...
Zróbmy to, tak? W końcu po to tutaj jestem. – Kenneth spojrzał
na niego z niezrozumieniem. Już nie wiedział, o co Eliot był zły,
ale pochylił się i spróbował go pocałować, żeby szybciej
przeszli do seksu.
Eliot
stwierdził, że musi wziąć się w garść. Odpowiedział na
pocałunek, nie czując już takiego pożądania jak wcześniej.
Właściwie to chciał, by już było po wszystkim i żeby Kenneth
już go zostawił. Albo nie, pomyślał zaraz i ciaśniej objął
kochanka, bo jeżeli go zostawi, Johnson może sobie znowu kogoś
znaleźć.
Kenneth
zaczął go całować i wiedział, że obaj starają się wrócić do
dawnej namiętności i znowu rozbudzić swoje ciała. Położył się
tak jak dawniej obok Eliota i dotknął jego krocza. Zaczął je
masować, na nowo doprowadzając go do wzwodu. Starał się myśleć
tylko o seksie, a nie zastanawiać się nad wszystkimi, co się przed
chwilą stało.
Eliot
aż stęknął i wypchnął biodra w jego stronę w niemej prośbie o
jeszcze. Sam też zaczął pieścić krocze Kennetha, ale miał
wrażenie, że ich dotyk był jakiś pokraczny. Pozbawiony pasji.
Kenneth
starał się nie zwracać na to uwagi. Ostrożnie rozebrał Eliota, a
następnie zaczął go całować po piersi, ale zaraz się odsunął.
Nie chciał okazywać aż takich uczuć. Skoro Eliot chciał seksu,
to go dostanie i nic poza to.
Eliot
starał się rozluźnić, ale wreszcie nie wytrzymał. To było zbyt
wiele, nie chciał tak, nie chciał robić tego w taki sposób.
– Zostaw–
powiedział w pewnej chwili i się od niego odsunął. Nie tak
wyobrażał sobie ich seks.
Kenneth
spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale wykonał polecenie. On nie
zdążył ściągnąć z siebie wszystkiego, ale Eliot leżał już
przed nim nagi. Dlaczego mieli przerywać?
– To
nie ma sensu – powiedział, coraz bardziej się w tym gubiąc. –
Sorry, że kazałem ci tu dzisiaj przyjść.
– Co
nie ma sensu? – Kenneth zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. Miał
teraz wyjść? Eliotowi nie podobała się myśl, że z kimś spał?
Może czuł satysfakcję, gdy wiedział, że miał go tylko dla
siebie. Jak zabawka rozpuszczonego dziecka. – Jasne – warknął.
O'Conner
popatrzył na niego i sięgnął po swoje spodnie, które zaczął
przeciągać przez gips dość nieporadnie. Denerwował się,
co próbował ukryć. Cholera! Lepiej by już było, gdyby
był na Kennetha zły!
Johnson
tylko prychnął, gdy Eliot nic nie odpowiedział. Wstał i bez słowa
pożegnania skierował się do drzwi. Chciał je otworzyć, ale
zapomniał, że wcześniej Eliot je zamknął. Przeklął cicho i
zaczął się siłować z zamkiem, który zawsze przy otwieraniu
trochę się zacinał.
– Poczekaj
– odezwał się Eliot, dobrze wiedząc, że każdy, kto
nie znał tych drzwi, miał z nimi problem. Wstał pospiesznie i
przez to wszystko, co chwilę temu się stało, zapomniał o swojej
nodze w gipsie. Zahaczył nią o łóżko, by po chwili uderzyć
złamaną kończyną boleśnie o podłogę. Z jego ust wydarł się
cichy krzyk, kiedy zalała go nagła fala bólu, a on opadł na
podłogę.
Kenneth
od razu do niego podszedł, zaalarmowany.
– Eliot,
kurwa – zaklął, ale czuł, że złość zaczynała z niego
wyparowywać, gdy zobaczył minę kochanka. Pomógł mu wstać i
posadził na łóżku. Ukląkł przed nim i spojrzał na nogę. Palce
stóp Eliota były lekko zaczerwienione.
Eliot
odetchnął, patrząc to na swoją nogę, to na Kennetha. Przez
chwilę nie wiedział, co powiedzieć, cholera, ta sytuacja była
beznadziejna.
– Zapomnij
o tym, co mówiłem – mruknął.
– Czyli
o czym? – Kenneth spojrzał na niego z wyczekiwaniem, o czym
konkretnie miał zapomnieć?
Eliot
poczuł, jak zrobiło mu się gorąco od zdenerwowania. Milczał
długą chwilę, to co działo się między nim a Kennethem, stawało
się coraz bardziej niebezpieczne. Coraz bardziej zależało mu na
Johnsonie.
– O
tym, czy z kimś byłeś.
– Okej
– odparł powoli mężczyzna i wstał. Nie wiedział, czy powinien
wrócić do siebie, czy zostać z Eliotem. Będą się jeszcze
kochać? O czym konkretnie miał zapomnieć? Że dla Eliota było to
bez znaczenia, czy za ,,zapomnij” kryło się niepewne
przepraszam?
Eliot
wpatrzył się w niego i nagle roześmiał się.
– Ale
to głupie – powiedział, by jakoś zakryć swoje zawstydzenie.
Kenneth
wcale nie uważał, że było to głupie, więc tylko uśmiechnął
się oszczędnie i zerknął na drzwi. Zdał sobie sprawę, że
powinien już iść. Zeszli na tory, o których Eliot nie chciał
rozmawiać, nie chciał nawet dopuszczać czegokolwiek do siebie, a
Kenneth czuł, że powinien to wszystko przemyśleć. Czuł, że dla
O'Connera to wszystko było tylko przyjaźnią i... sam nie wiedział,
czuł się trochę jakby kochanek uważał go za swoją własność.
– Będę
już spadał – rzucił. – Innym razem się spotkamy.
Eliot
chrząknął nerwowo.
– Okej
– mruknął, po czym westchnął ciężko. Przeczesał ręką
włosy. Nie chciał żadnych deklaracji z Kennethem tylko... sama
myśl, że Kenneth mógł kogoś mieć sprawiała, że miał ochotę
coś rozwalić. – Wpadniesz jeszcze?
– Mhm.
– Kenneth tym razem użył dużo większej siły, żeby otworzyć
te przeklęte drzwi, a gdy już mu się to udało, obejrzał się na
Eliota. – Wpadnę, to na razie – dodał i wyszedł, kierując się
prosto do drzwi. Eleonor kręciła się w kuchni, więc dopiero po
tym, jak trzasły drzwi, zorientowała się, że gość Eliota
wyszedł. Zajrzała do pokoju młodego O'Connera niepewnie.
– Wszystko
w porządku? Słyszałam, jak krzyczysz – zaczęła niepewnie.
Eliot był już w pełni ubrany i tylko lekki rumieniec na policzkach
mógł go zdradzić.
– W
porządku – odpowiedział i chciał coś jeszcze dodać, ale
zamarł. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Co się z nim działo? W
jednej chwili miał ochotę rzucić się Kennethowi na szyję, w
drugiej był zły, jak tylko dowiadywał się, że Johnson miał
kogoś jeszcze oprócz niego.
– Kurwa
– przeklął, mimowolnie wyobrażając sobie Kennetha z jakimś
innym facetem. A on, jak głupi, trwał przy Johnsonie, ostatnio
nawet nie spotykał się z Dakotą!
Eliot
nie sądził, że Kenneth w złości i chęci udowodnienia sobie
drugi raz umówi się z mężczyzną, z którym już spał.
Kenneth
zaraz kiedy wsiadł do swojego samochodu, który zaparkował
niedaleko domu Eliota, sięgnął po komórkę i wybrał numer
Vincenta. Zamknął oczy i próbował sobie wmówić, że robi to,
żeby zyskać większą niezależność od O'Connera.
*
Vincent
był zaskoczony telefonem od Kennetha. Domyślił się, że coś
musiało się stać, ale nie miał zamiaru protestować, skoro
Johnson jasno i wyraźnie zaproponował mu seks. Ostatnio nie miał
co narzekać, więc i tym razem byłby głupi, gdyby odmówił. Tym
bardziej, że jak na razie Derek nie miał zamiaru wznawiać ich
znajomości.
Johnson
przyjechał niemal od razu i po prostu rzucił się na Vincenta. Seks
był mocny i pełen pasji, której Moor się nie spodziewał. Było
inaczej niż przy ich pierwszym razie. Z pewnością lepiej, ale
Vincent byłby dużo bardziej usatysfakcjonowany, gdyby to on
topował. Podczas gdy Kenneth go pieprzył, myślał o tym, jakby to
było zdominować takiego faceta. Kenneth brutalnie wyznaczył
granice, bo Vincent próbował przejąć kontrolę, na co mu jednak
nie pozwolono.
– Ale
byłeś wkurwiony – rzucił z rozbawieniem do Johnsona, kiedy po
seksie leżeli na podłodze i po prostu starali się złapać
oddech. Nie zdążyli nawet dojść do kanapy, tylko opadli na dywan
i tu zaczęli się pieprzyć. Kenneth specjalnie przed odwiedzeniem
Vincenta, zabrał ze sobą prezerwatywy, więc nie potrzebowali
niczego więcej.
– Już
lepiej – mruknął, oddychając głęboko. Kiedy było już po
wszystkim, czuł wyrzuty sumienia, które próbował zaraz hamować.
Nie był z Eliotem i najprawdopodobniej nigdy z nim nie będzie, więc
najwyższa pora się odkochać. Powinien ograniczyć kontakt i zająć
się swoim życiem. – Możemy się jeszcze spotkać w tym tygodniu,
jak będziesz miał czas – rzucił i zerknął na niego.
Vincent
aż uniósł brwi i podniósł się na ramieniu.
– Serio?
– zapytał, nie kryjąc zdziwienia. Jeszcze niedawno tak ciężko
było mu zaciągnąć Kennetha do łóżka, a teraz proszę, sam mu
się do niego pchał. – Skąd ta zmiana, hm?
– Ciesz
się, a nie wypytuj – odparł Johnson z rozbawieniem,
czując się zupełnie inaczej przy Vincencie. Nigdy nie próbował
zachowywać się tak, jak nafaszerowany testosteronem samiec alfa, a
przy Moorze czuł, że powinien przy każdym słowie udowadniać
swoją dominację, bo inaczej ją straci. Nie miał do czynienia z
Eliotem, który uwielbiał być na dole, który był taki otwarty na
wszystkie nowe doznania erotyczne i który w jego urodziny zrobił
sobie specjalnie lewatywę. Nie wyobrażał sobie, żeby miał
robić rimming Vincentowi.
Zdał
sobie sprawę, że z O'Connerem mógł pozwolić sobie na więcej,
nie miał przecież nawet problemu, by mu się oddać! Każdy ich
seks wydawał się po prostu właściwy, taki, jaki być powinien. Aż
westchnął z rozdrażnieniem, podnosząc się z podłogi. Zaczął
się ubierać i uświadomił sobie, że nawet jak nie chciał, to i
tak myślał o Eliocie.
– Już
spadasz? – zapytał Vincent, unosząc się na ramieniu. – Widzimy
się jakoś pod koniec tygodnia, hm?
– Mhm,
najlepiej. – Kenneth uśmiechnął się lekko do Vincenta,
obserwując jego nagie, owłosione ciało. Mężczyzna był
przystojny i męski, podobał mu się w pewnym sensie. – Dzięki za
dzisiaj, było zajebiście – dodał i na sam koniec zapiął
rozporek. Kiedy wyszedł z mieszkania Moore'a, poczuł coś na
kształt ulgi, ale z drugiej strony wcale nie czuł się tak
zaspokojony, jakby chciał. Bo mimo, że pieprzył się z
Vincentem, to Eliot wciąż był obecny w jego głowie. Przez to całe
roztargnienie aż uderzył otwartą dłonią w kierownicę, gdy
siedział już w samochodzie. Wpadł. Chyba naprawdę już wpadł,
pomyślał, przekręcając kluczyk w stacyjce. A najgorsze w tym
wszystkim było to, że Eliot nie da mu tego, czego oczekiwał.
Zabawne, że właśnie dlatego zostawił Dereka. Bo liczył, że
O'Conner okaże się lepszy.
Wrócił
od razu do mieszkania i położył się do łóżka, jakoś
mimowolnie sprawdzając, czy nie miał jakiejkolwiek wiadomości od
Eliota. Nic. O'Conner, chociaż był na Facebooku, nic do niego
nie napisał.
Z każdym rozdziałem cała trójka zaczyna mnie coraz bardziej irytować. Najpierw Eliot miał coś do faceta od korepetycji a teraz Kenneth pieprzył się z Vincentem tylko dlatego, że wcześniej nie przeleciał Eliota. Rozumiem, że nie są w normalnym związku ale i tak powinno to chyba inaczej wyglądać. Zamiast wyjść Kenneth powinien porozmawiać z Eliotem. Vincent natomiast chyba najbardziej mnie wkurza. Niby stara się o Dereka a chodzi do łóżka z innymi facetami. Zamiast tego powinien starać się bardziej. Tak jak w wcześniejszych moich komentarzach powtórzę, że chcę aby Derek w końcu kogoś znalazł bo jest najbardziej wartościową osobą z nich wszystkich. Pozdrawiam i życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńJak przeczytałam Twój komentarz miałam tylko jedną myśl - faceci... :D Faceci są beznadziejni, co? :D
UsuńCzas pokaże, co się wydarzy w Clashu, mam nadzieję, że jeszcze nie raz Cię zaskoczymy ;)
Pozdrawiam!
Niedopowiedzenia i domysly. Jakbym swoje poczatki zwiazku widziala :-) O ile zycie byloby prostsze, gdyby ludzie rozmawiali.
OdpowiedzUsuńCzasami nawet rozmowa nie pomaga niestety. Ale w przypadku naszych clashowych facetów brakuje jej najbardziej :D Duma ważniejsza niż "odkrycie" się z uczuć.
UsuńZdradzicie coś o tym nowym opowiadaniu? Albo przynajmniej kiedy się pojawi ;D pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJeżeli wszystko pójdzie dobrze, możecie wypatrywać pierwszego rozdziału już w przyszłym tygodniu :)
UsuńA mała sugestia znajduje się na fanpage, jeśli jeszcze nie widziałeś/aś :)
Pozdrawiam :)
no irytujące a jutro do roboty trzeba
OdpowiedzUsuńRozkręca się akcja...nie mogę się juz doczekać kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPowodzenia i wenyyyy dziewczyny.
Witam, wyprowadziłyście mnie z równowagi. Już się nastawiłam na ich słodką scenę seksu a tu znowu kłótnia, czy jak to nazwać :P. To dobrze, że są zwroty akcji, jestem zaskoczona rozdziałem, więc tak trzymajcie. Mimo że Kenneth robi straszne głupoty, to wierzę, że to chwilowe, zagubił się tylko :P. W końcu porozmawiają po ludzku zamiast krążyć wokół siebie.
OdpowiedzUsuńWeny :)
Mam wrażenie, że pierwszy akapit rozdziału jest taki... sprawozdawczy. Czułam, jakbym czytała streszczenie, nie opowiadanie. Show, don't tell. ;)
OdpowiedzUsuńDerek rzeczywiście wydaje się najbardziej rozsądną osobą w tym opowiadaniu, Kenneth i Eliot zachowują się niepoważnie. Po co rozmawiać jak dorośli ludzie, po co próbować dojść do porozumienia, skoro można strzelić focha i pójść pieprzyć się z innym kolesiem względnie planować seks z przystojnym korepetytorem? Obaj są hipokrytami z tymi wybuchami zazdrości.
N.
Coraz bardziej nie podoba mi się zachowanie Kennetha. Jest po prostu irytujący. A jego relacja z Vincentem jest dla mnie dla tak denerwująca, że nie mogę jej ścierpieć. :) Życzę weny.
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie irytuje mnie coraz bardziej z każdym rozdziałem. Oczywiście nie chodzi o wasz styl pisania, bo jest świetny. Po prostu bohaterowie to kompletni kretyni. I zero Dereka, żeby to jakoś wynagrodzić :-\
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
S.