Sesja nam się zakończyła, więc wracamy do blogowania. :) Tym razem już bez żadnych przerw, bo trochę się za Wami stęskniłyśmy i mamy nadzieję, że Wy za nami również. Wciąż szukamy bety, post odnośnie tego znajdziecie tutaj: http://kennliot.blogspot.com/2016/01/poszukujemy-bety.html
A teraz, już nie przedłużając, zapraszamy na długo wyczekiwany rozdział:
Dolores
– Eliot? –
zapytał, czując dziwną gulę w gardle. Nic mu nie odpowiedziało.
Cisza. – Eliot?! – nie wytrzymał i krzyknął.
Lara wybiegła z
pokoju, nie wiedząc, co się dzieje, a kiedy zobaczyła Kennetha,
zatrzymała się. Szybko wróciła się do swojego pokoju, podobnie
jak Johnson, który nawet nie przejął się tym, że jego
współlokatorzy mogli go słyszeć.
– Ja pierdolę,
Eliot, odpowiedz! – rzucił do słuchawki, ale usłyszał jedynie
pisk jakiegoś zepsutego urządzenia, a później ciszę. – Eliot,
co się stało? Eliot!
Nic mu jednak nie
odpowiedziało, ale mimo to, nie rozłączył się. W pewnym momencie
usłyszał jakieś odgłosy.
– Po karetkę!
Wezwijcie pogotowie! – Ktoś krzyczał, a Kenneth ledwo co go
dosłyszał. Nie wiedział, czy powinien się rozłączyć, czy
czekać. Bał się zakończyć połączenie, bo wtedy straciłby
jakikolwiek kontakt z Eliotem. Już wiedział, że kochanek miał
wypadek. Nie sądził, że uczucie strachu, jaki go zaleje, będzie
tak mocne. Przez jego umysł przeszły nieprzyjemne wizje tego, co
mogło się stać z O'Connerem i każda z nich wywołała w Kennecie
ogromne uczucie niepokoju. Nie chciał, żeby Eliotowi coś się
stało. To on spowodował ten wypadek? Dlatego, że rozmawiał z
Johnsonem?
Spojrzał na telefon,
nie wiedząc, co robić. Nie miał nawet z kim się skontaktować, by
dowiedzieć się, co z O'Connerem. Nie wiedział nawet, gdzie chłopak
był, jak to się stało. W innym wypadku już by się ubierał i tam
jechał. Sam nie wiedział kiedy wybrał numer siostry.
– No hej, brat –
usłyszał.
– Eliot chyba miał
wypadek – wypalił, zdając sobie sprawę, jak podskoczyło mu
ciśnienie. Czuł pulsowanie w uszach i trudno mu było zebrać
myśli, ale na pewno najgorsza z tego wszystkiego okazała się
kompletna bezsilność, do której nigdy nie był przyzwyczajony.
– Co? – zapytała,
zbyt zdziwiona, by zrozumieć za pierwszym razem, o czym mówił
Kenneth. Dopiero gdy jej powtórzył, zapytała: – Jaki wypadek?
Poważny?
– Kurwa, nie mam
pojęcia. Gadaliśmy przez telefon, on mówił, że wraca od rodziców
i... w jednej chwili huk. Na pewno coś się stało, słyszałem, że
ludzie chcieli wzywać karetkę – rzucił przez zaciśnięte
gardło.
– Jezu, Kenneth –
sapnęła, nie wiedząc co poradzić bratu. Słyszała po jego
głosie, że się martwił, był zdenerwowany, więc chciała mu
jakoś pomóc, ale w tamtej chwili na nic nie miała pomysłu. –
Może... nie wiem... może przejedź się po szpitalach? – palnęła
pierwsze, co jej przyszło na myśl.
– Myślisz, że
udzielą mi jakichś informacji? – zapytał, nie wiedząc, co
miałby powiedzieć lekarzom, żeby wyłudzić od niego coś. Że był
przyjacielem? Chłopakiem? Co jeżeli rodzina Eliota by przyszła i
się o tym dowiedziała?
Emma skrzywiła się.
Milczała przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Raczej
jasne, że lekarze nie byliby chętni do dzielenia się informacjami
obcym.
– Nie wiem,
będziesz musiał coś wymyślić – westchnęła.
– Spróbuję
jeszcze raz zadzwonić, ale jak nie odbierze, to pojadę do jakiegoś
szpitala – przyznał cicho i w końcu się rozłączył. Nie
sądził, że tak skończy się ten wieczór.
Spojrzał na telefon
zupełnie, jakby zaraz miało pojawić się coś na ekranie.
Westchnął ciężko, starając się uspokoić, po czym ponownie
wybrał numer Eliota. Przerywany dźwięk, jaki rozbrzmiał w
słuchawce, nigdy wcześniej go tak nie denerwował jak w tamtym
momencie, a jednocześnie wciąż dawał nadzieję, że za chwilę
usłyszy głos O'Connera. Nic takiego jednak się nie działo,
zamiast Eliota, włączyła się sekretarka, informująca, że może
zostawić wiadomość. Zrobił to. Rzucił coś nieskładnie, że
jeżeli wszystko w porządku, to czeka na jego telefon, po czym się
rozłączył.
Już wiedział, że
będzie go czekała wyprawa po szpitalach w Chicago. Był ubrany i
miał wychodzić, kiedy zdał sobie sprawę, że najlepiej będzie,
kiedy zerknie na mapę. Nie będzie jeździł po całym Chicago w
poszukiwaniu Eliota. Znajdzie szpitale, do których O'Conner mógł
trafić.
Najpierw pojechał do
szpitala akademickiego, miał jednak silne przeczucie, że nie
znajdzie tam Eliota. Przedstawił się recepcjonistce jako brat, w
końcu to był najbardziej prawdopodobny scenariusz, nawet jeżeli
trochę różnił się od Eliota, chociażby przez inny kolor skóry.
Żadnej jednak ofiary
wypadku w ciągu ostatnich dwóch godzin nie przywieźli, więc
Kenneth nie czekając dłużej wybrał się do innego szpitala,
oddalonego od akademickiego tylko o kilka mil.
Próbował jeszcze
dodzwonić się do Eliota, ale nic z tego, telefon milczał,
zadowalając go tylko możliwością nagrania się na skrzynkę
pocztową. Johnson po tym wiedział już, że coś poszło nie tak.
Kiedy jechał do kolejnego szpitala, starał się nie denerwować,
chociaż było to naprawdę trudne. Bał się o Eliota, nie chciał,
żeby coś mu się stało, może tylko zderzył się z kimś i teraz
czeka na policję? – zastanawiał się w jednym momencie, a w
drugim już obwiniał się za to, że to przez niego Eliot mógł
kogoś nie zauważyć na drodze. Chyba nie wybaczyłby sobie, gdyby
coś się mu stało.
W końcu, po wizycie
w kolejnym szpitalu, udało mu się czegoś dowiedzieć. Okazało
się, że godzinę temu przywieziono tutaj Eliota, jak powiedziała
mu pielęgniarka, uległ wypadkowi i teraz był operowany. Nic więcej
nie chciała mu jednak powiedzieć, oznajmiła tylko, że musi
czekać.
Kenneth mimo że już
wiedział, co działo się z jego kochankiem, zaczął denerwować
się jeszcze bardziej. Usiadł na krześle, nawet nie rozglądając
się dookoła. Nie interesowała go płacząca, starsza pani siedząca
tuż obok, ani mężczyzna z opatrunkiem na głowie, który
przechodził korytarzem, prowadzony przez pielęgniarza. Bezsilność,
która powoli zaczęła zżerać go od środka, była najgorsza.
Reszta ludzi siedzących w poczekalni wydała mu się bezkształtna.
Nie potrafił zapamiętać ich twarzy, ubrań ani szczegółów.
W pewnym momencie
jednak na recepcję wbiegła znajomo wyglądająca kobieta, a za nią
starsza, ale bardzo elegancka pani. Kenneth zerknął na nie i w
pierwszej, która dopadła do recepcji, niemal od razu rozpoznał
mamę Eliota.
Kobieta dopiero po
chwili zwróciła na niego uwagę. Nie miał do niej pretensji, bo
próbowała cokolwiek wyciągnąć od pielęgniarki. Ta musiała
zadzwonić na oddział, żeby czegokolwiek się dowiedzieć. Dopiero
wtedy mogła nakierować rodzinę na odpowiednie piętro.
– Jestem
przyjacielem Eliota – powiedział Kenneth, zwracając na siebie jej
uwagę.
– Byłeś tam z
nim? – zapytała zdenerwowana, patrząc na niego uważnie.
– Nie,
rozmawialiśmy przez telefon, kiedy miał wypadek – rzucił,
wiedząc, że musiał to powiedzieć, przyznać się do tego, że
najprawdopodobniej przyczynił się do wypadku. Spojrzał z napięciem
w oczy kobiecie. Eliot był do niej podobny, miał taki sam układ
twarzy i kolor oczu, Johnson jednak nie wiedział, czy chłopak też
zaciskał szczękę, a jego oczy stawały się węższe, gdy czuł
strach, czy tak jak jego mama, marszczył lekko brwi?
– Kiedy będzie
można go zobaczyć? – odezwała się starsza pani, która
dotychczas milczała. Rose spojrzała na nią i westchnęła ciężko.
– Operują, mamo.
Podobno miał krwotok wewnętrzny i otwarte złamanie kości
piszczelowej – wyjaśniła, na co, jak już Kenneth wywnioskował,
babcia Eliota aż jęknęła i wyraźnie pobladła.
– Matko Boska!
Biedne dziecko!
– Wyjdzie z tego? –
zapytał Kenneth naiwnie, nie mogąc mimo wszystko nie zadać tego
pytania.
Dolores spojrzała na
Kennetha uważnie.
– Cieszę się, że
Eliot ma takich przyjaciół – powiedziała, a Rose nawet tego nie
skomentowała, tylko podeszła do przechodzącego lekarza i zaczęła
go wypytywać. Ten przekierował ją z powrotem do recepcji, bo sam
nic nie wiedział.
– Rozmawiałem z
nim przez telefon, kiedy jechał samochodem – mruknął cicho do
babci Eliota. – Dlatego wiem, że miał wypadek. Usłyszałem
trzask i pisk.
Na twarzy Dolores
pojawiło się przerażenie, zmarszczki wokół jej ust pogłębiły
się, a żyła na szyi wyeksponowała. Kenneth przez chwilę bał
się, że coś jej się stanie. Może nie powinien tego mówić, żeby
bardziej jej nie denerwować? Była w końcu starszą panią, która
miała dużo słabsze nerwy niż kiedyś.
– A niech to –
sapnęła i potarła policzek. – Dobry z ciebie kolega –
powiedziała i poklepała go po ramieniu, po czym obejrzała się na
Rose.
– Chodźmy pod
salę. – Matka Eliota zwróciła się do Dolores, a ta od razu
zapytała Johnsona:
– Poczekasz z nami?
– Jeżeli mogę –
rzucił Kenneth i wsunął dłonie w kieszenie spodni, żeby nie było
widać, jak się denerwuje. Uśmiechnął się nerwowo. – Pani jest
babcią Eliota? – zapytał domyślnie.
– Tak –
odpowiedziała i uśmiechnęła się smutno, kiedy szli za Rose,
która wprowadziła ich w szpitalny korytarz. – Dzisiaj specjalnie
jechał do domu, żeby się ze mną przywitać – powiedziała i
pokręciła zmartwiona głową. – Gdybym wiedziała, nie puściłabym
go z powrotem!
– Gdybym wiedział,
że to tak się skończy, na pewno bym się rozłączył – rzucił
Kenneth cicho, już wiedząc, że zostanie tutaj najdłużej jak mu
pozwolą. Miał nadzieję, że operacja się powiedzie i Eliot się
obudzi. Zerknął na kobietę idącą tuż obok niego, a następnie
na mamę swojego kochanka. To przykre, że poznaje je w takich
warunkach, pomyślał z lekkim skrzywieniem.
Znaleźli się przy
wejściu na blok operacyjny. Dalej już iść nie mogli, Rose w ogóle
już do nich nie podchodziła, krążyła obok, zdenerwowana,
wypisując coś na swoim smartphonie. Dolores zajęła się więc
rozmową z Kennethem, mimo wszystko, gdy pierwszy szok zniknął,
wydawała się dość opanowana, o wiele bardziej niż jej córka.
– Jak długo już
znasz Eliota? – zapytała, chcąc rozmową zająć sobie czas.
Podobała jej się postawa Kennetha. Wiedziała, że nie każdy
przyjechałby do szpitala. Szukałby tego szpitala, bo przecież nie
mógł wiedzieć, do której placówki zabiorą jej wnuka.
– Dwa miesiące –
rzucił po chwili zastanowienia. Aż się lekko uśmiechnął, kiedy
przypomniał sobie ich początki. Babcia pewnie nie chciała znać
genezy ich znajomości. Spotkanie w komisariacie na pewno nie
należało do dobrych historii, którą można by opowiedzieć
starszej pani.
Przeszli do mniejszej
poczekalni, przy której obok nich było jeszcze kilkoro innych
ludzi. Kenneth zastanawiał się, czy wśród nich znajdują się
członkowie rodziny innych ofiar wypadku. Nie przyglądał się im za
bardzo, nie chciał patrzeć na wykrzywione w strachu twarze, bo
wiedział, że sam zacząłby na to reagować podobnie. Atmosfery,
jaka tam panowała, nie można było nazwać przyjemną.
Zdenerwowanie i strach aż wisiało w powietrzu.
Nie wiedział ile tak
siedział i rozmawiał z babcią Eliota o swojej pracy, o Chicago,
nawet o rodzinie. Ona opowiadała mu o sobie i dowiedział się, że
przeprowadziła się tutaj wraz z dziadkiem Eliota. Byli na etapie
szukania mieszkania. Rozmowa tak ich zajęła, że Kenneth nie
zwrócił uwagi na niepozornego, zmęczonego mężczyznę, który
wszedł do sali. Był przerażony i od razu podszedł do Rose, którą
przytulił.
– Co z Eliotem? –
zapytał drżącym głosem. Johnson przyglądał się to jemu, to
Rose, to Dolores. Szybko doszedł do wniosku, że wszyscy kochali
Eliota. Zapewne na swój odmienny sposób, ale każdy się nim teraz
denerwował. Wszyscy przejmowali się jego stanem, łącznie z
Kennethem, który w pewnym momencie miał ochotę wstać, złapać za
zegar wiszący na ścianie i tak po prostu wyrzucić go przez okno.
Minuty mijały, a
Johnson obserwował ojca Eliota rozmawiającego ze swoją żoną.
Dziwnie się czuł, siedząc obok babci swojego kochanka, kiedy nawet
nie przywitał się z jego tatą, ale wiedział, że nie było na to
czasu. W pewnym momencie Rose się do nich dosiadła, najwidoczniej
zmęczona bezcelowym krążeniem po szarym korytarzu. Zaczął z nią
dość automatyczną, dla zabicia czasu, rozmowę. Szybko zauważył,
że była dokładnie taka, jak Eliot ją przedstawił, ale musiał
przyznać, że mimo wszystko nastawił się na bardziej nieprzystępną
kobietę.
– Kolega Eliota
rozmawiał z nim przed wypadkiem – rzuciła Dolores i wskazała na
Kennetha, który podniósł się i wreszcie uścisnął rękę z jego
ojcem. Wiedział, że teraz to przywitanie nie ma najmniejszego
znaczenia, bo i tak najważniejszy był Eliot.
Wreszcie zza drzwi
wyszła starsza lekarka.
– Rodzina O'Conner?
– zawołała, na co i babcia, i Rose niemal od razu się poderwały.
Zrobił to nawet Kenneth, zupełnie jakby sam miał na nazwisko
O'Conner.
– Co z nim? –
zapytała Dolores, a Kenneth kątem oka zauważył, jak ręce kobiety
drżą. Była starszą, elegancką panią, której czas nie
oszczędził. Chociaż na twarzy piętno wieku nie odbiło się aż
tak, to ręce babci Eliota były tym elementem, który zdradzał jej
wiek. Pomarszczona, przebarwiona skóra sprawiała, że wydawało
się, że kobieta przepracowała znacznie więcej niż w
rzeczywistości.
– Stan pacjenta
jest dobry i stabilny – powiedziała lekarka, patrząc po
wszystkich, jej wzrok zatrzymał się dłużej nawet na Kennecie,
zupełnie jakby zaliczała go do rodziny Eliota. – Zagrożenie jego
życia już minęło, krwotok wewnętrzny został szybko zatamowany,
a kość piszczelowa złożona. Wyzdrowieje – dodała z łagodnym
uśmiechem.
– Kiedy mogę go
zobaczyć? – zapytała Rose, ale wyraźnie odetchnęła z ulgą.
Najgorsze już minęło – z tego zdali sobie sprawę wszyscy.
– Teraz wybudzamy
go ze śpiączki farmakologicznej – powiedziała i spojrzała na
duży, czarny zegar, zawieszony tuż nad dwuskrzydłowymi drzwiami
do bloku operacyjnego. – Myślę, że dopiero późnym wieczorem,
ale najlepiej by było, jakbyście państwo dzisiaj mu odpuścili.
Musi odpoczywać.
– Mimo wszystko
mogę go zobaczyć? – naciskała Rose, a Kenneth wiedział, że on
będzie musiał się wycofać. Dolores, chociaż tak samo martwiła
się o wnuka, także zdawała sobie sprawę, że nie była tam
potrzebna. Na oddział weszli tylko rodzice Eliota, a oni zostali w
poczekalni.
– Dobrze, że nic
mu nie jest – rzucił i uśmiechnął się do babci kochanka. –
Eliot jest za bardzo uparty, żeby odpuścić tak łatwo – rzucił
miękkim tonem. Policja już zaczęła wyjaśniać przyczyny wypadku
i najprawdopodobniej to nie Eliot go spowodował. Mama Eliota cały
czas była, w kontakcie z policjantami, którzy dzwonili do niej
godzinę temu.
– Jest –
odpowiedziała i kiwnęła głową. – Cholernie – dodała i
uśmiechnęła się do niego. – Jeżeli chcesz, odwiedź go jutro.
Na pewno się ucieszy.
– Przyjadę jeszcze
przed pracą – obiecał, uśmiechając się lekko do babci.
Zabawnie było słyszeć w ustach starszej pani takie słowa. Ale
zdążył już zauważyć, że babcia Eliota była specyficzna. –
Będę już się zbierał, do widzenia.
Dolores uśmiechnęła
się tylko i kiwnęła głową, odprowadzając sylwetkę Kennetha
uważnym spojrzeniem do wyjścia z poczekalni.
***
Kenneth wstał
wcześniej, żeby zdążyć jeszcze podjechać do szpitala. Dzisiaj
wyjątkowo miał jechać samochodem, chciał jeszcze odwiedzić
Eliota. Po drodze miał zamiar wstąpić do sklepu i kupić mu jakieś
czekoladki, żeby kochanek szybko wrócił do sił. Ani przez chwilę
nie pomyślał, jak to wygląda. Albo inaczej... nie chciał myśleć,
tak było zwyczajnie prościej. Wmawiał sobie, że przecież tak się
robi: kupuje się czekoladki, czy inne słodycze choremu, by prędzej
wrócił do zdrowia. Wcale nie traktował Eliota jak specjalny
ewenement, przecież nie miał zamiaru przynosić mu kwiatów, tylko
głupie pudełko Ferrero Rocher.
Musiał poprosić o
możliwość spotkania się z Eliotem, bo przeniesiono go na oddział
pourazowy, na który nie każdy mógł wejść. Na szczęście
pielęgniarka, której najwyraźniej się spodobał, zdradziła mu,
że poranna wizyta lekarza, okazała się całkiem pomyślna. Jeśli
wszystko pójdzie dobrze chłopak wyjdzie za dwa tygodnie.
– Och, Kenneth,
tak? – usłyszał za plecami znajomy głos. Obrócił się i
spojrzał na babcię Eliota, trzymającą w dłoniach papierowy kubek
z kawą. – Proszę pani, on jest z nami. Najlepszy przyjaciel
mojego syna – zwróciła się do pielęgniarki. – Wnuk chciałby,
żeby go odwiedził, więc wezmę go ze sobą, dobrze?
Kenneth był
zaskoczony, ale nie skomentował. Nie tego się spodziewał. Liczył
bardziej na możliwość zostania z O'Connerem sam na sam. Uśmiechnął
się jednak do babci i poszedł za nią, od razu zaczynając rozmowę
o stanie zdrowia Eliota. Był jego najlepszym przyjacielem, to
brzmiało całkiem sensownie, zdał sobie sprawę z zadowoleniem.
– Jest zmęczony –
odpowiedziała mu. – Ale ma apetyt i lekarze mówili, że miał
dużo szczęścia – dodała, oglądając się na Kennetha. – To
naprawdę mała gnida, nie da się tak łatwo – dodała i zaśmiała
się ochrypłym głosem. – Ma to po mnie – zaznaczyła, jakby
bała się, że Kenneth może pomyśleć inaczej.
– Nie wątpię –
przyznał Johnson, uśmiechając się do siebie. Babcia Eliota była
naprawdę zabawną kobietą.
Kiedy w końcu doszli
do sali, w której leżał O'Conner, humor Kennetha od razu się
poprawił.
– I co narobiłeś?
– zapytał od razu. Eliot był poobijany, miał siniaki na twarzy i
założony plaster na łuku brwiowym. Wpatrzył się w niego z
początku zdziwiony, nie spodziewał się go tutaj, jednak po chwili
na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Kenneth! –
powiedział wyraźnie zadowolony, nawet nie zauważając uważnego
spojrzenia babci.
– Chyba ktoś cię
musi nauczyć jeździć – rzucił Johnson jeszcze i podszedł do
łóżka Eliota. Powstrzymał się przed tym, żeby go nie pocałować,
chociaż miał taką ochotę. Podał mu papierową torbę, w której
znajdowały się czekoladki. – Żebyś szybko wrócił do zdrowia –
rzucił i już miał usiąść na łóżku, kiedy usłyszał
chrząknięcie. W drzwiach stanęła pielęgniarka. – Proszę
uważać i nie nachylać się za bardzo. Pacjent jest jeszcze słaby.
Musi odpoczywać.
Eliot popatrzył na
kobietę i skrzywił się.
– Bez przesady! –
prychnął z taką werwą, jakiej nie wykazywał jeszcze pięć minut
temu, co babcia niemal od razu zauważyła. Nic nie powiedziała,
tylko usiadła na fotel.
– Proszę ze mną
nie dyskutować! – żachnęła się pielęgniarka, aż czerwieniąc
się ze złości. – Bo zawołam lekarza! Zaraz przyjdę was
skontrolować – dodała i zamknęła za sobą drzwi, a Kenneth
zaśmiał się.
– Pyskaty nawet,
jak leży w szpitalu ciężko chory – mruknął, ale nie usiadł na
łóżku. Rozejrzał się i zauważył krzesło przy stoliku.
Eliot uśmiechnął
się. Żałował, że Kenneth nie mógł go pocałować. Nie
spodziewał się, że mężczyzna go odwiedzi, to wszystko było...
miłe. Nie potrafił tego jednoznacznie nazwać, nie zastanawiał się
nawet, co to znaczyło, najważniejsze, że Johnson tu był. Że się
nim interesował i przyjechał. Nawet palące bólem ciało nie miało
już takiego znaczenia.
– Pójdę jeszcze
po coś słodkiego – odezwała się nagle babcia, wstała i ruszyła
do wyjścia, odprowadzana spojrzeniem Kennetha i Eliota.
Przeczytane! Komentarz dodam później, żeby nie było, że nie jestem aktywna. :D
OdpowiedzUsuń:):):):) Nie wiem co napisać... po prostu chcę zostawić swój ślad, i okazać radochę, że wróciłyście. W sumie to dziękuję, że wznawiacie pisanie :P
OdpowiedzUsuńCieszymy się :) Zostawianie śladów też jest fajne, bo wiemy, że jesteście i czytacie :)
UsuńNie wiem dlaczego ale ilość przecinków w tym rozdziale rani moje oczy xD
OdpowiedzUsuńMożesz podać przykładowe zdania, w których jest błąd :)
UsuńNie ma błędów...po prostu jest ich wyjątkow dużo bo akurat tak się ułożyły zdania. To nie był hejt a luźne spostrzerzenie :)
UsuńGdybyście zobaczyły jakieś błędy, piszcie śmiało. Nie jesteśmy nieomylne, a w razie jakichś wątpliwości, zawsze możemy wspólnie się zastanowić i razem czegoś nauczyć :)
UsuńWiadomo...po to jest beta, że sprawił ponownie.
UsuńA właśnie jak idą poszukiwania?
Anonimie, Twoje komentarze mają w sobie odrobinę za dużo sarkazmu, którego się wypierasz. Najpierw uwaga z przecinkami, później komentarz o becie, coś tu nie gra.
UsuńJeżeli żywisz do nas jakąś urazę, napisz wprost. Mnie nigdy, nawet w najbardziej złożonych zdaniach, przecinki nie raziły. Jeżeli jest postawiony w dobrym miejscu, okej, tylko się cieszyć. Jeżeli nie - jesteśmy otwarte na wszystkie sugestie. Jak pisałam, wspólnie się uczymy. Kiedyś jakaś czytelniczka zapytała się, czy aby na pewno dobrze piszemy jakąś nazwę. Specjalnie posiłkowałyśmy się słownikami, żeby odpowiedzieć na jej pytanie i obie strony coś z tego wyniosły. Pod postami można dyskutować nie tylko na tematy związane z fabułą, ale i poprawnością językową. Każdy na tym korzysta. Twoje spostrzeżenia dla mnie są trochę dziwne - sarkazm, z którego później starasz się wybrnąć. "Razi moje oczy" ma zabarwienie pejoratywne, Twoja kolejna uwaga również. Wiedziałaś, że rozdział nie jest zbetowany, a mimo to wspomniałaś, że "wiadomo... po to jest beta, żeby sprawdziła to ponownie".
To że beta sprawdzi rozdział nie znaczy, że - jak już pisałam - zrobi to bezbłędnie, nawet ona się może mylić albo czegoś nie zauważyć, bo jest tylko człowiekiem, a nikt nie płaci jej za bezbłędne sprawdzenie tekstu. Więc po prostu dyskutujmy. Bez ukrytej ironii i szczerze. Wszyscy jesteśmy tutaj po to, żeby się uczyć, prawda? :)
Pozdrawiam.
Pewnie...ale jak mam być szczera to nawet nie przyszło mi do głowy, że tak to może zostać zinterpretowane.
UsuńDopytałam o bete po tym jak zobaczyłam komentarz jednej z dziewczyn która przypomniała, że jej poszukujecie.
Pozdrawiam
Ps. jestem na anonimie ponieważ nie ma mnie w domu a nie posiadam konta na gmail które automatycznie loguje się na blogach.
Edit: nie w komentarzu dziewczyny a Waszym...pisałam to wczoraj i nie pamiętałam dokładnie jak to było po prostu czytałam rozdzial dwa razy i wasze intro rzucilo sie w oczy.
UsuńJak tak teraz mysle to moźe rzeczywiscie jakims dziwnym zbiegiem okolicznosci wyszlo podejrzanie ale nie miałam tego na myśli.
Teraz będzie, że winny się tłumaczy i juz po mnie.
Jakie te babcie są cwane, kto by pomyślał i takie nowoczesne gdzie takie rozdają:-)
OdpowiedzUsuńWoooooo! W końcu! Jezu miałam dzisiaj taki okropny dzień, znaczy nadal mam patrząc na godzinę, a wy mi go tak umiliłyście!
OdpowiedzUsuńBabcia szpieg, pewnie zauważyła, że nasze słodziaki to nie tylko przyjaciele, ale babcie tak mają! XD Ogólnie bardzo fajny rozdział, czekam z niecierpliwością, aż Kenneth za osobistą pielęgniarkę Eliota będzie robił <3
No i przede wszystkim weny życzę!
AAAAA! w końcu ;) super, czekam na kolejne!
OdpowiedzUsuńWitajcie,
OdpowiedzUsuńNie mam zielonego pojęcia jak do Was dotrzeć. Myślę, że nie jestem jedyną osobą, która czeka na odpowiedź od Was. A mianowicie - chodzi mi o bycie betą. Kilka osób z pewnością wysłało poprawione teksty i... Właśnie. Co dalej?
Byłabym wdzięczna za JAKĄKOLWIEK wiadomość. Naprawdę, wykażcie się choć odrobiną szacunku dla czyjejś pracy i poświęconego czasu. Rozumiem, że jest sesja, a raczej była. Jednak skoro umieściłyście kolejny rozdział i wznawiacie informację o poszukiwaniach, warto wyjaśnić co się dzieje tym, którzy teksty już wysłali.
Pozdrawiam.
Mogę się z Tobą zgodzić, dla mnie dziewczyny pod tym względem są już skreślone i nawet nie chciałabym im już pomagać. Wykazały się ogromnym brakiem szacunku.
OdpowiedzUsuńPrzez pewien czas myślałam, że to tylko ja, a jednak nie.
K
Zgłosiło się kilka osób, ale dostałyśmy na razie zgłoszenia od Was dwóch. Z powodu błędu w naszej wzajemnej komunikacji nie wysłałyśmy do Was wiadomości, a przez ostatnie dni nie miałyśmy dużo czasu, żeby usiąść i zalogować się na osobnego maila, którego stworzyłyśmy do celów związanych z betowaniem.
UsuńOstatni miesiąc był dla nas trudny z pewnych względów, więc musicie nam wybaczyć milczenie.
Przepraszamy za brak odpowiedzi. Wysłałyśmy fragmenty testowe, zaznaczając, że nikt nie musi się spieszyć podczas sprawdzania. Z tej racji do nikogo nie mamy pretensji, że jeszcze tego nie sprawdził. Te fragmenty miały pokazać Wasze umiejętności, a nie być gotowym materiałem do wrzucenia na bloga. Zauważcie, że chciałyśmy, żebyście zaznaczyły w nawiasach każdą waszą sugestię odnośnie ingerencji w tekst, nawet to gdzie postawiłybyście przecinki. Chciałyśmy napisać wcześniej, bo liczyłyśmy, że jeszcze ktoś sprawdzi, ale gdy przyszła sesja nie miałyśmy na nic czasu, więc o tym zapomniałyśmy.
Namarie, dotarłaś do nas najszybciej przez bloga, bo jego staramy się regularnie sprawdzać.
Czasu już nie da się cofnąć, jeszcze raz przepraszamy za tak długi brak odpowiedzi.
Pozdrawiamy.
Achhh! Jestem zadowolona! I cholera, myślałam,że pocałują się ;.;
OdpowiedzUsuńŻe jeszcze będzie ten wątek w tym rozdziale. Nie wiem czemu,ale ten part jakiś krótki mi się wydaje.
Z ogromną niecierpliwością czekam na next!
Cieszę się z Waszego powrotu. Ufff Eliot jest prawie w jednym kawałku. Kenneth mógłby już sobie przestać wmawiać, że są tylko kumplami, którzy z sobą sypiają. Może babcia się wtrąci i wbije im obu trochę rozumu do głowy :) pozdrawiam Lena
OdpowiedzUsuń