Dziękujemy za komentarze i zapraszamy na kolejny rozdział.
Rozdział 14.
Błękitne stringi
– Wrócimy do
mieszkania? – Faulkner spojrzał nerwowo na drzwi od samochodu, nie
chcąc kontynuować tej rozmowy na parkingu. – Tam pogadamy –
dodał, nie chcąc, żeby Dylan zareagował zbyt gwałtownie.
Dylan westchnął
ciężko i kiwnął głową, mając wrażenie, że jednak nie
porozmawiają. Samuel nie chciał poruszać takich tematów, to było
zbyt wiążące. Skoro przeszkadzała mu nawet starsza pani w
windzie... Zerknął na Faulknera, gdy weszli do budynku. Czego
oczekiwał od mężczyzny? Ckliwych zapewnień, obrączki na palcu i
ślubu? Aż uśmiechnął się kpiąco pod nosem. Nie ten adres,
trzeba było szukać wśród ułożonych księgowych, a nie
gangsterów. Miał co chciał, a chciał faceta, który będzie umiał
nad nim zapanować, przy którym co chwilę będzie czuć znajomą
adrenalinę.
Przez większość
drogi nie odzywali się do siebie, ale gdy w końcu weszli do
mieszkania, Samuel odchrząknął.
– Wiem, że nie
rozumiesz, o co mi chodzi – rzucił niepewnie, obserwując kątem
oka Dylana. Roberts westchnął ciężko, ściągając buty. Kiwnął
głową, bo nie miał zamiaru zaprzeczać. Różnili się
diametralnie i, o ile nie przeszkadzało im to, gdy byli ze sobą
tylko dla seksu, tak teraz czuł, że na wielu płaszczyznach zaczyna
to być kłopotem.
– Nie rozumiem –
przyznał mu rację. – I nie wiem czego mam po tobie się
spodziewać. Dzisiaj byłem pewien, że mnie uderzysz, ale tego nie
zrobiłeś. Ale wczoraj myślałem też, że mi pomożesz.
– Czemu miałbym
cię uderzyć? – Faulkner przeszedł na kanapę i usiadł na niej,
dając znak Dylanowi, żeby zrobił to samo. Jego kochanek wzruszył
ramionami, stojąc chwilę na środku pomieszczenia, aż wreszcie
podszedł do Sama, zatrzymując się przed nim.
– Jesteś dosyć...
porywczy? – nie wiedział jak to nazwać. Myślał, że
zdenerwowany Samuel nie będzie nad sobą panować, zresztą odczuł
to boleśnie już po ich pierwszym seksie.
– Nie chciałem cię
wtedy uderzyć. – Samuel wzruszył ramionami, bo nie mógł
odpowiedzieć przecząco na ten zarzut. Był porywczy, o czym Dylan
już nie raz się przekonał. Chłopak wpatrywał się w niego przez
chwilę, aż wreszcie usiadł tuż obok.
– Po tym co się
stało z Taylorem, myślałem, że teraz też mi pomożesz – sapnął
i zwilżył dość nerwowo wargi. Nie lubił takich rozmów, bo bał
się, że skończą pokłóceni.
– Nawet nie znałem
tego chłopaka. – Sam wzruszył ramionami, zdając sobie sprawę,
że dzisiaj już nie zobaczy body, które Dylan miał pod ubraniem.
Westchnął ciężko i wstał nagle. Musiał się czegoś napić i
wbrew pozorom nie pomyślał wcale o alkoholu. Chciał nalać sobie
szklankę soku i zapytał Dylana, czy też chce.
– Dobra, skończmy
to – sapnął Roberts i podniósł się z kanapy. – Nie chcę się
z tobą przez to kłócić – mruknął, nie bardzo wiedząc, co
teraz zrobić.
– Gdybym nie był
tak zmęczony i zajęty, może bym pomógł – powiedział Samuel
powoli, zastanawiając się nad każdym słowem. Dylanowi zawsze by
pomógł, wiedział to. – Zrozum, że nie jestem robotem, a chyba
za kogoś takiego mnie masz. – Nalał soku do szklanki i wypił go
na wdechu.
– Nie – sapnął.
– Nie mam – dodał i spojrzał na niego, czując napiętą
atmosferę. Każdy w tej kłótni miał swoje racje i dopiero teraz
zdał sobie sprawę, że dalsze ciągnięcie tego tematu po prostu
nie miało sensu. Podszedł do Samuela i przytulił go od tyłu. –
Przepraszam.
Nie mógł zobaczyć
uśmiechu ulgi na twarzy Faulknera, ale po tonie głosu poznał, że
Samuel też odpuścił i już nie miał zamiaru dalej ciągnąć tego
tematu. Pod tym względem okazali się zadziwiająco zgodni i nie
wiedzieli, czy powinni to zrzucić na zmęczenie, czy dojrzałość.
– Jestem wykończony
– oznajmił nagle Samuel, zdając sobie sprawę, że nie da rady
dzisiaj się kochać. – Jutro idziesz do pracy? Czy zostaniesz?
– Zostanę, ale
muszę jechać odwiedzić mamę – mruknął, obejmując go ciaśniej
i wtulając twarz w plecy kochanka. Zastanowił się chwilę, czy
mówić mu o Fatimie, ale doszedł do wniosku, że na to jego facet
był zbyt zmęczony. Musiał poruszyć ten temat w innym, bardziej
pasującym momencie. – Zdejmę body i najwyżej założę je kiedy
indziej. A ty idź się wykąp i chodźmy spać – dodał, stanął
na palcach i pocałował go w kark.
– Musisz. Gdybyś
dzisiaj nie panikował, już byśmy się przelecieli – mruknął
Samuel i, gdy Dylan odchodził, uderzył go w pośladki. Zaśmiał
się, widząc jego spojrzenie i jednocześnie zdał sobie sprawę, że
przy Dylanie czuł się przyjemnie odprężony. Zaczął traktować
swój wolny czas zupełnie inaczej, kochanek odmienił również
surową i pustą przestrzeń jego mieszkania. Noce też wydawały się
inne, mniej samotne, kiedy czuł obok siebie ciepło drugiego ciała
i uspokajający, czasem świszczący oddech Dylana. To nie tak, że
mu nie pomagał, po prostu jeżeli chodzi o Mike'a to... był
zazdrosny. Gdyby w grę wchodziła inna bliska osoba, jego mama (z
którą, jak już zauważył Samuel, jego kochanek był zżyty), czy
tata, na pewno nie byłby tak obojętny. Nie powiedział mu tego
jednak, to dla Samuela było zbyt wiele. Zupełnie, jakby wprost
wyznał mu miłość, co kompletnie nie było w jego stylu.
– Jak coś się
będzie dziać z raną, to mów. – Dylan wychylił się, żeby
zgasić światło. Leżeli już w łóżku, na stoliku paliła się
świeczka, na którą Roberts się uparł, by zostawić ją zapaloną.
– Dobrze, że już jesteś – mruknął, pochylając się jeszcze
nad kochankiem. – I dobrze, że w jednym kawałku.
Kącik ust Samuela
drgnął w słabym cieniu uśmiechu, który wydał się nieco
przerażający przez ciepły, drgający blask ognia. W pomieszczeniu
unosił się łagodny waniliowy zapach, który wyczuwali przy każdym
poruszeniu się.
Faulkner przez chwilę
rozważał, czy nie zapytać Dylana o tę sytuację, dziwność,
prawie egzotyczność tej chwili, ale uznał, że chłopak nie
odebrałby tego dobrze. Niestety zupełnie nie przewidział tego, że
jego niepewność zostanie odkryta. Dylan coraz lepiej zauważał
jego emocje i okazywało się, że Sam, chociaż nieprzystępny i
często groźny, czasem bywał bardzo łatwy w odczytaniu, bo na
pewno nie w obsłudze. O tym Roberts zdążył się już przekonać
mimo ich krótkiego stażu. O zdemaskowaniu przez Dylana swoich uczuć
dowiedział się przez uśmiech kochanka i jego uważny wzrok,
śledzący każdą zmianę na jego twarzy. Przełknął ślinę,
chyba po raz pierwszy się stresując. Nigdy nie znalazł się w
takiej sytuacji, która, mimo że nieokreślona przez żadnego z nich
słowami, wydawała się tak intymna jak jeszcze nigdy. Chociaż to
może właśnie dzięki milczeniu sprawiała wrażenie bliskości,
jaką z pewnością obaj odczuwali. Dylan pochylił się do Samuela i
pocałował go lekko, nie dążąc do żadnego rozwinięcia
pieszczoty. Nie chciał tego, skoro wiedział, że jego kochanek był
zmęczony.
– Kocham cię –
powiedział pod wpływem chwili i właśnie przez to miał wrażenie,
że cały czar prysł. Spojrzał na Samuela jakby spanikowany. Nie
chciał tego mówić. Nie chciał, by mężczyzna o tym wiedział, bo
się bał, że Faulkner się przestraszy odpowiedzialności jaka stoi
za tymi dwoma słowami.
– Kochasz? – Sam
zdziwił się, że jego głos zabrzmiał tak spokojnie. Tętno
przyspieszyło mu, a krew szumiała w uszach i przez nagły strach,
który go ogarnął, nie potrafił pozbierać myśli. Jego ton
pozostał jednak nadzwyczajnie pewny. Nawet nie było słychać w nim
zwyczajnej chrapliwości, która charakteryzowała jego barwę głosu.
Doskonale widział, jak Dylan się spina, chce się wycofać.
Na tę chwilę to
wyznanie było zbyt wielkie, nie powinien go mówić, myślał
spanikowany Roberts, mając ochotę uciec. Sam nie wiedział dlaczego
kiwnął głową, tym samym rozwiewając wszystkie obawy Samuela.
– Jak ci nie
pasuje, to o tym zapomnij – powiedział i wbrew swojemu zachowaniu
i odczuciom, zabrzmiało to pewnie. Może nawet trochę butnie.
Zupełnie, jakby nie bał się brać odpowiedzialności za swoje
wyznanie, a przecież było całkowicie odwrotnie. Chyba nigdy się
tak nie stresował, jak w tamtym momencie, kiedy patrzył na
kochanka, szukając na jego twarzy jakichkolwiek oznak rozbawienia.
– Taylorowi też to
powiedziałeś? – zainteresował się Samuel, chcąc rozgryźć
Dylana. Nie wiedział, czy powinien potraktować to wyzwanie jako
przejaw szczerego impulsu, czy to była część gry, w której on
coraz bardziej zaczynał się gubić.
– Wiesz co? Pieprz
się – warknął Dylan i odrzucił kołdrę z zamiarem wstania.
Nagle wezbrała się w nim taka złość, że aż miał ochotę
uderzyć Samuela. Wciąż porównywał siebie do Taylora, mimo że
tego drugiego dawno już tu nie było. I że Dylan dawno też wybił
go sobie z głowy! W końcu facet chciał go zabić! A Faulkner wciąż
drążył jego temat, zupełnie jakby sam nie mógł o tym zapomnieć.
– O co ci teraz
chodzi? – zapytał Samuel, łapiąc go mocno za nadgarstek. Nie
pozwolił Dylanowi odejść.
– Po cholerę
wracasz do Taylora?! – nie wytrzymał i nie zapanował nad swoim
głosem. Miał ochotę wykrzyczeć mu to w twarz. – Tak, kochałem
go – prychnął, wyrywając mu się z uścisku. – Ale mnie
zdradził i zostawił, a później jeszcze chciał zabić. I myślisz,
że co? Że ciągle porównuję cię do Taylora? Masz jakąś manię
mniejszości, czy co, do cholery? – mówił wszystko, co mu ślina
przynosiła na język. Nie myślał o tym, jak poczuje się po
wybuchu i jak zareaguje Samuel. – Jesteś zupełnie inny niż
Taylor, nie mam po co was porównywać, bo jeden z was jest już dla
mnie przeszłością!
Samuel pociągnął
Dylana brutalnie na łóżko, upokorzony sugestią o jego kompleksie
mniejszości. Bo bez wątpienia gdzieś w środku żyła nieustanna
obawa o to, że mógł być gorszy od Taylora.
– Jak śmiesz?! –
warknął, zaciskając palce w żelaznym uścisku na ramieniu Dylana.
Nie myślał o tym, że zrobi mu siniaki. Nienawidził, gdy nie czuł
się pewnie – albo raczej, gdy ktoś odkryje jego zdenerwowanie.
Dylan na chwilę
zamarł. Wściekłość u Samuela różniła się diametralnie od tej
z południa. Teraz mężczyzna wydawał się być jeszcze bardziej
nieopanowany i nieobliczalny.
– Mówię prawdę –
nie mógł jednak ugryźć się w język. Słowa wciąż opuszczały
jego usta. – Cały czas czujesz się gorszy od Taylora.
Samuel nie wytrzymał
i uderzył Dylana w twarz. Zbyt wściekły, żeby nad sobą panować.
Działał instynktownie, przez lata właśnie tak reagował na obrazę
i teraz, przy delikatnym i drobnym kochanku, ciężko było mu wyzbyć
się dawnego sposobu zachowania.
Poderwał się z
łóżka i wybiegł z sypialni, z całej siły trzaskając drzwiami.
Nie wiedział dokładnie, co chciał zrobić, adrenalina wrzała mu w
żyłach, a furia zniekształcała obraz.
Dylan siedział
chwilę, nie wierząc w to, co się wydarzyło. Poczuł krew w ustach
i dopiero to go otrzeźwiło. Momentalnie zrobiło mu się niedobrze.
Splunął posoką na pościel, barwiąc ją na czerwono. Samuel go
uderzył. Znowu. Szczerze myślał, że to już nigdy się nie
wydarzy, ale najwidoczniej tego nie dało się tak po prostu zmienić.
Może i trochę go sprowokował, tylko czy to mogło wyjaśnić
agresję? Nie chciał być workiem treningowym, nikomu nie pozwoli na
takie traktowanie, w końcu znał swoją wartość.
– Kurwa –
przeklął, nie wiedząc co robić. To wszystko było pojebane.
Chociaż może Samuel zareagował tak przez deklarację? W końcu
wcześniej, gdy niczego sobie nie obiecali, wszystko było dobrze. A
teraz, gdy ich relacja stała się coraz ciaśniejsza, może po
prostu Faulkner się wystraszył?
Dylan usłyszał
hałas z kuchni i domyślił się, że Samuel musiał zrzucić na
podłogę naczynia i garnki. Nie sądził, że wywoła w nim takie
emocje, bo nawet wcześniej nigdy nie widział, żeby kochanek
zachowywał się w taki sposób.
Nie wytrzymał,
szybko podbiegł do drzwi, otworzył je z rozmachem i popatrzył na
Samuela groźnie, zupełnie jakby to on górował wzrostem nad
Faulknerem, nie odwrotnie.
– Uspokój się! –
krzyknął, nawet nie zdając sobie sprawy, jak wyglądał z
czerwonymi od krwi zębami. Samuel to jednak zauważył i zamarł,
zdając sobie sprawę, co zrobił. Otworzył szeroko oczy, w których
Dylan po raz kolejny zobaczył strach i coś jeszcze.
– Kurwa – zaklął
Faulkner i pokręcił głową. Kiedy emocje zaczęły z niego opadać,
wraz ze zmęczeniem przyszły wyrzuty sumienia. Wszystkie wydarzenia
z ostatniego miesiąca kumulowały się aż do tej chwili i w końcu
musiał wybuchnąć. Czuł na sobie uważny wzrok Dylana, który
jakby oceniał, czy mężczyzna już ochłonął.
– Ulżyło ci? –
zapytał grobowym tonem.
– Niech to szlag –
warknął Samuel i podszedł szybko do Dylana. – Przepraszam. –
Nie miał zamiaru czekać, aż Dylan zdenerwuje się i wróci do
swojego mieszkania. Złapał jego twarzy i spojrzał mu w oczy. –
Poniosło mnie. – Odpowiedziała mu cisza. Roberts stał i patrzył
na niego poważnie.
– Nie jestem twoim
workiem treningowym, Sam – odezwał się wreszcie i o dziwo był
już spokojny. Nic nie wskazywało na to, że kilka chwil wcześniej
sam wybuchł, obrzucając Faulknera wszystkim, co mu ciążyło.
– Wiem. – Samuel
odsunął się i spojrzał z napięciem na Dylana. Bał się, że
chłopak teraz odejdzie. Niesamowicie żałował tego, co zrobił, że
nie zapanował nad sobą i dał się tak ponieść emocjom.
Dylan nagle westchnął
ciężko i oparł się o stół, który miał za sobą. Spojrzał na
porozrzucane w kuchni garnki garnki, nie wiedząc nawet, jak ma to
skomentować. To jasne, że Samuel był wybuchowy, przecież o tym
wiedział. Teraz jednak odczuł tę wybuchowość na własnej skórze.
– I będziesz robić
tak zawsze, jak się pokłócimy? – zapytał.
– Nie, ja... To
skomplikowane – przyznał cicho, nie mając pojęcia, jak
powiedzieć Dylanowi, co czuł. Miał tak po prostu opowiedzieć mu o
swojej zazdrości, niepewności i zaangażowaniu w ich relacje? Nie
potrafił tego zrobić, bo nie należał do mężczyzn, którzy w
taki sposób się odkrywali.
– Co jest
skomplikowane? – sapnął Dylan, w ogóle go nie rozumiejąc. –
To że nad sobą nie panujesz? Sam, jeżeli chcesz być ze mną to
musisz brać pod uwagę, że jeszcze wiele razy się pokłócimy –
burknął i założył ręce na piersi. – Nie będę z facetem,
który mnie bije. Nie jestem żałosną cipą dającą się okładać.
– Nie chcę cię
bić. – Faulkner odetchnął ciężko, walcząc ze sobą, żeby nie
dotknąć policzka kochanka, na którym malował się już ślad po
uderzeniu. Nie wierzył, że to zrobił. Dylan był jedyną osobą,
której nie chciał krzywdzić. Zwłaszcza, że chłopak chyba
naprawdę mówił to szczerze. Wyznał mu miłość.
Dylan uśmiechnął
się pod nosem, widząc jego minę. Od razu rozpoznał, że Samuelowi
było głupio, potrafił już czytać z niego jak z otwartej księgi.
I doszedł też do wniosku, że normalna, spokojna rozmowa przynosiła
znacznie lepsze efekty niż wykrzykiwanie sobie w twarz niezbyt
przyjemnych rzeczy. Ale przecież wiedział, że tego nie dało się
uniknąć. Każdemu mogły popuścić hamulce, każdy miał do tego
prawo, byli tylko ludźmi. Nie chciał za to, by Samuel, gdy mu te
hamulce popuszczały, go bił.
– Jeszcze raz to
zrobisz, to będzie koniec – powiedział jeszcze, chcąc wyraźnie
zaznaczyć granicę.
Mężczyzna, słysząc
to, już wiedział, że Dylan ten jeden raz mu wybaczył. Odważył
się go objąć i odetchnął cicho, odprężając się.
– Chodź spać –
mruknął, zdając sobie sprawę, że Dylan nie był Taylorem, ani
też żadnym innym jego kochankiem, z którym wcześniej spał.
Musiał na niego uważać. Usłyszał, jak obejmowany przez niego
chłopak wzdycha z ulgą i go przytula.
– Mówiłem prawdę
– mruknął, nawiązując do tego, co powiedział mu w sypialni.
Liczył wtedy na inną reakcję niż „Taylorowi też to
powiedziałeś?”
– Wiem. – Samuel
odsunął się, żeby spojrzeć Dylanowi w oczy. Napięcie mieszało
się jednocześnie z głębokim spokojem, który dodawał mu pewności
siebie. Chociaż zamilkli, w tym momencie stało się jasne, że byli
w związku. Samuel zrozumiał, że jeżeli chce zatrzymać Dylana
przy sobie musi dać początek jakiejś formie partnerstwa, którego
obaj będą musieli się jeszcze nauczyć.
– Chodź spać,
Sammy – powiedział jeszcze Dylan i pociągnął go do sypialni.
Mimo piekącego policzka, poczuł się po tym wszystkim lepiej...
lżej. Może ten wybuch był potrzebny? Dla Samuela, by w końcu
zrozumiał, że Taylor był już dla Dylana przeszłością, no i dla
Robertsa, który wreszcie wyznaczył partnerowi granicę i zobaczył,
że mu także na [i]nich zależy. Dzięki temu dla obu stało się
jasne, że są razem. W pełnym znaczeniu tego słowa. To nie był
już tylko układ przyjaciół od seksu.
*
Samuel musiał się
zerwał z samego rana, bo dostał niespodziewany telefon od
przyjaciela, że musi szybko pojechać za miasto. Mieli problem, o
którym oczywiście nie rozmawiali telefonicznie. Samuel wiedział
tylko, że złapali kogoś z MS-13 i teraz wyciągali od niego
informacje.
Zdążył się na
szczęście wyspać, ale żałował, że poranka nie przypieczętują
seksem na zgodę. Wciąż myślał o bodystockingu, a jego wyobraźnia
podsunęła mu kilka ciekawych scen z Dylanem i tą erotyczną
bielizną w roli głównej.
Samuel od razu
wyszedł do salonu, żeby nie obudzić Dylana, kiedy rozmawiał z
Bobem przez telefon, ale gdy już wrócił do sypialni, przekonał
się, że kochanek nie spał. Przyjrzał mu się uważnie, jego
roztrzepanej fryzurze (przez ostatni miesiąc jego włosy trochę
urosły i teraz, gdy Dylan ich nie ogarniał, układały się we
wszystkie możliwe strony) i, niestety, śladzie uderzenia na
policzku.
– Gdzie jedziesz? –
zapytał, nie spuszczając Samuela ze swojego rozespanego wzroku.
– Muszę coś
załatwić. Masz zapasowe klucze, jakby coś się stało – oznajmił
i podszedł do szafy, żeby wybrać z niej jakieś czyste rzeczy. –
Wolałbym, żebyś teraz jechał tylko do swojej mamy, okej? –
zapytał nagle i obejrzał się na niego krótko. Miał znajomych z
gangu pod kontrolą, wiedział, że po zniknięciu Taylora, zrodziła
się plotka, że mężczyznę zabili Cripsi. Samuel poparł
oczywiście tę wersję i po miesiącu nieobecności mężczyzny,
nikt nie miał zamiaru go szukać. Oprócz oczywiście Fatimy, której
Sam nie miał ostatnio czasu sprawdzić. Dwóch chłopaków, którzy
pomagali Taylorowi w pobiciu Dylana szczęśliwym trafem nie żyło.
Nie mogli więc nikomu powiedzieć o wątpliwościach co do
porachunków Taylora z Cripsami.
Dylan kiwnął głową,
nie mając nawet zamiaru z nim polemizować. Samuel najlepiej
wiedział, co było dla niego bezpieczne.
– A kiedy wrócisz?
– Chciał z nim w końcu porozmawiać o Fatimie, ale nie chciał
tego robić w pośpiechu. I jeszcze teraz, kiedy Samuel szykował się
na jakąś akcję. Jeszcze by go rozproszył i coś by mu się stało.
– Nie wiem, ale...
no nie powinno mi to zająć całego dnia. – Samuel uśmiechnął
się do niego pocieszająco, jakby zaraz nie miał jechać, żeby
torturować jakiegoś człowieka.
Wyciągnął z szafy
swoje spodnie i zobaczył, że na podłogę udał niewielki skrawek
błękitnego materiału. Samuel pochylił się i zabrał go,
uświadamiając sobie, że miał do czynienia z bielizną. Konkretnie
ze stringami. Przygryzł wargę i zerknął na kochanka, który cały
czas go obserwował.
Dylan uniósł brwi,
dostrzegając co takiego Samuel trzymał. Od razu zaśmiał się,
rozbawiony.
– Ciesz się, że
noszę bieliznę niezdradzającą twoich preferencji seksualnych –
powiedział, nie mogąc się jednak uśmiechnąć tak szeroko, jakby
chciał, bo połowa twarzy wciąż go bolała. – Lepiej, że noszę
damską, a nie męską bieliznę, bo jak ktoś gdzieś znajdzie u
ciebie moje majtki, nie będziesz musiał się tłumaczyć – dodał
i zaśmiał się cicho.
– Chcę cię w nich
widzieć – oznajmił Sam i rzucił w niego stringami, śmiejąc
się. Dylan był nieprzewidywalny. Cały czas go czymś zaskakiwał.
Gdy wyciągał koszulkę, zauważył obok swoich rzeczy, ubrania
Dylana. Nie skomentował tego. Nawet nie wiedział jak powinien to
zrobić, kiedy cieszył się jak idiota, że Roberts zaczynał się
wprowadzać do jego mieszkania i nie potrzebowali już żadnej
krępującej rozmowy o zobowiązaniach i planach. Tak było bardzo
wygodnie. Bezpiecznie, bo Samuel wciąż mógł być pewnym siebie,
brutalnym gangsterem, który nie tchórzy na widok chłopaka, w
którym się zakochał.
Och jak fajnie, ciszę sie z dalszej części i nie moge doczekać się co dale. To opowiadanie mnie urzekło:-)
OdpowiedzUsuńPrzeczytane, super rozdział ;)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię ich kłótnie, jedyne czego brakowało to seksów na zgodę xD Nie no żartuje (albo może nie xDDD) Coś czuje, że Dylan jadąc do mamy, spotka Fatime (czy jakoś tak się nazywała, nie pamiętam xD) i coś mu się stanie. Czekam na kolejną nocie z niecierpliwością i weny życzę!
OdpowiedzUsuńNo najpierw takie wyznanie a potem awantura? Ech Sam kiedy ty przestaniesz podejrzewać Dylana o te gry... No ale co się dziwić, facet raczej mało komu ufał w swoim życiu więc teraz trudno mu się przestawić. Oby chłopcy zdążyli wykorzystać to bodystocking zanim Dylan znowu wpakuje się w kłopoty :) A kłopoty czyhają tuż za rogiem :) Dzięki bardzo i czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały ☺
OdpowiedzUsuńSuper że wróciłyście po przerwie. Nadanie potrafię wyobrazić sobie Dylan'a w tych damskich ciuszkach :P Wpadłyście na rewelacyjny pomysł, żeby połączyć z sobą postacie o tak różnych charakterach. Mieszanka wybuchowa z tego wyszła, jednak trochę mi żal Dylan'a. W sumie to nie wiem z czego wynika zachowanie Sam'a, z braku pewności siebie, zazdrości o poprzedni związek Dylan'a, chyba najbardziej przeraża go to, że ktoś się dowie że taki macho jak on związał się z chłopakiem a nie seksowną panną. Całe życie musiał radzić sobie sam a tu mu się trafił wyszczekany Dylan, który się nie boi powiedzieć co myśli. Spokojny i opływający lukrem ten ich związek nigdy nie będzie. pozdrawiam Lena
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń