niedziela, 14 lutego 2016

14. Lingerie: Błękitne stringi

Dziękujemy za komentarze i zapraszamy na kolejny rozdział.

Rozdział 14.
Błękitne stringi

– Wrócimy do mieszkania? – Faulkner spojrzał nerwowo na drzwi od samochodu, nie chcąc kontynuować tej rozmowy na parkingu. – Tam pogadamy – dodał, nie chcąc, żeby Dylan zareagował zbyt gwałtownie.
Dylan westchnął ciężko i kiwnął głową, mając wrażenie, że jednak nie porozmawiają. Samuel nie chciał poruszać takich tematów, to było zbyt wiążące. Skoro przeszkadzała mu nawet starsza pani w windzie... Zerknął na Faulknera, gdy weszli do budynku. Czego oczekiwał od mężczyzny? Ckliwych zapewnień, obrączki na palcu i ślubu? Aż uśmiechnął się kpiąco pod nosem. Nie ten adres, trzeba było szukać wśród ułożonych księgowych, a nie gangsterów. Miał co chciał, a chciał faceta, który będzie umiał nad nim zapanować, przy którym co chwilę będzie czuć znajomą adrenalinę.
        Przez większość drogi nie odzywali się do siebie, ale gdy w końcu weszli do mieszkania, Samuel odchrząknął.
– Wiem, że nie rozumiesz, o co mi chodzi – rzucił niepewnie, obserwując kątem oka Dylana. Roberts westchnął ciężko, ściągając buty. Kiwnął głową, bo nie miał zamiaru zaprzeczać. Różnili się diametralnie i, o ile nie przeszkadzało im to, gdy byli ze sobą tylko dla seksu, tak teraz czuł, że na wielu płaszczyznach zaczyna to być kłopotem.
– Nie rozumiem – przyznał mu rację. – I nie wiem czego mam po tobie się spodziewać. Dzisiaj byłem pewien, że mnie uderzysz, ale tego nie zrobiłeś. Ale wczoraj myślałem też, że mi pomożesz.
– Czemu miałbym cię uderzyć? – Faulkner przeszedł na kanapę i usiadł na niej, dając znak Dylanowi, żeby zrobił to samo. Jego kochanek wzruszył ramionami, stojąc chwilę na środku pomieszczenia, aż wreszcie podszedł do Sama, zatrzymując się przed nim.
– Jesteś dosyć... porywczy? – nie wiedział jak to nazwać. Myślał, że zdenerwowany Samuel nie będzie nad sobą panować, zresztą odczuł to boleśnie już po ich pierwszym seksie.
– Nie chciałem cię wtedy uderzyć. – Samuel wzruszył ramionami, bo nie mógł odpowiedzieć przecząco na ten zarzut. Był porywczy, o czym Dylan już nie raz się przekonał. Chłopak wpatrywał się w niego przez chwilę, aż wreszcie usiadł tuż obok.
– Po tym co się stało z Taylorem, myślałem, że teraz też mi pomożesz – sapnął i zwilżył dość nerwowo wargi. Nie lubił takich rozmów, bo bał się, że skończą pokłóceni.
– Nawet nie znałem tego chłopaka. – Sam wzruszył ramionami, zdając sobie sprawę, że dzisiaj już nie zobaczy body, które Dylan miał pod ubraniem. Westchnął ciężko i wstał nagle. Musiał się czegoś napić i wbrew pozorom nie pomyślał wcale o alkoholu. Chciał nalać sobie szklankę soku i zapytał Dylana, czy też chce.
– Dobra, skończmy to – sapnął Roberts i podniósł się z kanapy. – Nie chcę się z tobą przez to kłócić – mruknął, nie bardzo wiedząc, co teraz zrobić.
– Gdybym nie był tak zmęczony i zajęty, może bym pomógł – powiedział Samuel powoli, zastanawiając się nad każdym słowem. Dylanowi zawsze by pomógł, wiedział to. – Zrozum, że nie jestem robotem, a chyba za kogoś takiego mnie masz. – Nalał soku do szklanki i wypił go na wdechu.
– Nie – sapnął. – Nie mam – dodał i spojrzał na niego, czując napiętą atmosferę. Każdy w tej kłótni miał swoje racje i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że dalsze ciągnięcie tego tematu po prostu nie miało sensu. Podszedł do Samuela i przytulił go od tyłu. – Przepraszam.
Nie mógł zobaczyć uśmiechu ulgi na twarzy Faulknera, ale po tonie głosu poznał, że Samuel też odpuścił i już nie miał zamiaru dalej ciągnąć tego tematu. Pod tym względem okazali się zadziwiająco zgodni i nie wiedzieli, czy powinni to zrzucić na zmęczenie, czy dojrzałość.
– Jestem wykończony – oznajmił nagle Samuel, zdając sobie sprawę, że nie da rady dzisiaj się kochać. – Jutro idziesz do pracy? Czy zostaniesz?
– Zostanę, ale muszę jechać odwiedzić mamę – mruknął, obejmując go ciaśniej i wtulając twarz w plecy kochanka. Zastanowił się chwilę, czy mówić mu o Fatimie, ale doszedł do wniosku, że na to jego facet był zbyt zmęczony. Musiał poruszyć ten temat w innym, bardziej pasującym momencie. – Zdejmę body i najwyżej założę je kiedy indziej. A ty idź się wykąp i chodźmy spać – dodał, stanął na palcach i pocałował go w kark.
– Musisz. Gdybyś dzisiaj nie panikował, już byśmy się przelecieli – mruknął Samuel i, gdy Dylan odchodził, uderzył go w pośladki. Zaśmiał się, widząc jego spojrzenie i jednocześnie zdał sobie sprawę, że przy Dylanie czuł się przyjemnie odprężony. Zaczął traktować swój wolny czas zupełnie inaczej, kochanek odmienił również surową i pustą przestrzeń jego mieszkania. Noce też wydawały się inne, mniej samotne, kiedy czuł obok siebie ciepło drugiego ciała i uspokajający, czasem świszczący oddech Dylana. To nie tak, że mu nie pomagał, po prostu jeżeli chodzi o Mike'a to... był zazdrosny. Gdyby w grę wchodziła inna bliska osoba, jego mama (z którą, jak już zauważył Samuel, jego kochanek był zżyty), czy tata, na pewno nie byłby tak obojętny. Nie powiedział mu tego jednak, to dla Samuela było zbyt wiele. Zupełnie, jakby wprost wyznał mu miłość, co kompletnie nie było w jego stylu.
– Jak coś się będzie dziać z raną, to mów. – Dylan wychylił się, żeby zgasić światło. Leżeli już w łóżku, na stoliku paliła się świeczka, na którą Roberts się uparł, by zostawić ją zapaloną. – Dobrze, że już jesteś – mruknął, pochylając się jeszcze nad kochankiem. – I dobrze, że w jednym kawałku.
Kącik ust Samuela drgnął w słabym cieniu uśmiechu, który wydał się nieco przerażający przez ciepły, drgający blask ognia. W pomieszczeniu unosił się łagodny waniliowy zapach, który wyczuwali przy każdym poruszeniu się.
Faulkner przez chwilę rozważał, czy nie zapytać Dylana o tę sytuację, dziwność, prawie egzotyczność tej chwili, ale uznał, że chłopak nie odebrałby tego dobrze. Niestety zupełnie nie przewidział tego, że jego niepewność zostanie odkryta. Dylan coraz lepiej zauważał jego emocje i okazywało się, że Sam, chociaż nieprzystępny i często groźny, czasem bywał bardzo łatwy w odczytaniu, bo na pewno nie w obsłudze. O tym Roberts zdążył się już przekonać mimo ich krótkiego stażu. O zdemaskowaniu przez Dylana swoich uczuć dowiedział się przez uśmiech kochanka i jego uważny wzrok, śledzący każdą zmianę na jego twarzy. Przełknął ślinę, chyba po raz pierwszy się stresując. Nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji, która, mimo że nieokreślona przez żadnego z nich słowami, wydawała się tak intymna jak jeszcze nigdy. Chociaż to może właśnie dzięki milczeniu sprawiała wrażenie bliskości, jaką z pewnością obaj odczuwali. Dylan pochylił się do Samuela i pocałował go lekko, nie dążąc do żadnego rozwinięcia pieszczoty. Nie chciał tego, skoro wiedział, że jego kochanek był zmęczony.
– Kocham cię – powiedział pod wpływem chwili i właśnie przez to miał wrażenie, że cały czar prysł. Spojrzał na Samuela jakby spanikowany. Nie chciał tego mówić. Nie chciał, by mężczyzna o tym wiedział, bo się bał, że Faulkner się przestraszy odpowiedzialności jaka stoi za tymi dwoma słowami.
– Kochasz? – Sam zdziwił się, że jego głos zabrzmiał tak spokojnie. Tętno przyspieszyło mu, a krew szumiała w uszach i przez nagły strach, który go ogarnął, nie potrafił pozbierać myśli. Jego ton pozostał jednak nadzwyczajnie pewny. Nawet nie było słychać w nim zwyczajnej chrapliwości, która charakteryzowała jego barwę głosu. Doskonale widział, jak Dylan się spina, chce się wycofać.
Na tę chwilę to wyznanie było zbyt wielkie, nie powinien go mówić, myślał spanikowany Roberts, mając ochotę uciec. Sam nie wiedział dlaczego kiwnął głową, tym samym rozwiewając wszystkie obawy Samuela.
– Jak ci nie pasuje, to o tym zapomnij – powiedział i wbrew swojemu zachowaniu i odczuciom, zabrzmiało to pewnie. Może nawet trochę butnie. Zupełnie, jakby nie bał się brać odpowiedzialności za swoje wyznanie, a przecież było całkowicie odwrotnie. Chyba nigdy się tak nie stresował, jak w tamtym momencie, kiedy patrzył na kochanka, szukając na jego twarzy jakichkolwiek oznak rozbawienia.
– Taylorowi też to powiedziałeś? – zainteresował się Samuel, chcąc rozgryźć Dylana. Nie wiedział, czy powinien potraktować to wyzwanie jako przejaw szczerego impulsu, czy to była część gry, w której on coraz bardziej zaczynał się gubić.
– Wiesz co? Pieprz się – warknął Dylan i odrzucił kołdrę z zamiarem wstania. Nagle wezbrała się w nim taka złość, że aż miał ochotę uderzyć Samuela. Wciąż porównywał siebie do Taylora, mimo że tego drugiego dawno już tu nie było. I że Dylan dawno też wybił go sobie z głowy! W końcu facet chciał go zabić! A Faulkner wciąż drążył jego temat, zupełnie jakby sam nie mógł o tym zapomnieć.
– O co ci teraz chodzi? – zapytał Samuel, łapiąc go mocno za nadgarstek. Nie pozwolił Dylanowi odejść.
– Po cholerę wracasz do Taylora?! – nie wytrzymał i nie zapanował nad swoim głosem. Miał ochotę wykrzyczeć mu to w twarz. – Tak, kochałem go – prychnął, wyrywając mu się z uścisku. – Ale mnie zdradził i zostawił, a później jeszcze chciał zabić. I myślisz, że co? Że ciągle porównuję cię do Taylora? Masz jakąś manię mniejszości, czy co, do cholery? – mówił wszystko, co mu ślina przynosiła na język. Nie myślał o tym, jak poczuje się po wybuchu i jak zareaguje Samuel. – Jesteś zupełnie inny niż Taylor, nie mam po co was porównywać, bo jeden z was jest już dla mnie przeszłością!
Samuel pociągnął Dylana brutalnie na łóżko, upokorzony sugestią o jego kompleksie mniejszości. Bo bez wątpienia gdzieś w środku żyła nieustanna obawa o to, że mógł być gorszy od Taylora.
– Jak śmiesz?! – warknął, zaciskając palce w żelaznym uścisku na ramieniu Dylana. Nie myślał o tym, że zrobi mu siniaki. Nienawidził, gdy nie czuł się pewnie – albo raczej, gdy ktoś odkryje jego zdenerwowanie.
Dylan na chwilę zamarł. Wściekłość u Samuela różniła się diametralnie od tej z południa. Teraz mężczyzna wydawał się być jeszcze bardziej nieopanowany i nieobliczalny.
– Mówię prawdę – nie mógł jednak ugryźć się w język. Słowa wciąż opuszczały jego usta. – Cały czas czujesz się gorszy od Taylora.
Samuel nie wytrzymał i uderzył Dylana w twarz. Zbyt wściekły, żeby nad sobą panować. Działał instynktownie, przez lata właśnie tak reagował na obrazę i teraz, przy delikatnym i drobnym kochanku, ciężko było mu wyzbyć się dawnego sposobu zachowania.
Poderwał się z łóżka i wybiegł z sypialni, z całej siły trzaskając drzwiami. Nie wiedział dokładnie, co chciał zrobić, adrenalina wrzała mu w żyłach, a furia zniekształcała obraz.
Dylan siedział chwilę, nie wierząc w to, co się wydarzyło. Poczuł krew w ustach i dopiero to go otrzeźwiło. Momentalnie zrobiło mu się niedobrze. Splunął posoką na pościel, barwiąc ją na czerwono. Samuel go uderzył. Znowu. Szczerze myślał, że to już nigdy się nie wydarzy, ale najwidoczniej tego nie dało się tak po prostu zmienić. Może i trochę go sprowokował, tylko czy to mogło wyjaśnić agresję? Nie chciał być workiem treningowym, nikomu nie pozwoli na takie traktowanie, w końcu znał swoją wartość.
– Kurwa – przeklął, nie wiedząc co robić. To wszystko było pojebane. Chociaż może Samuel zareagował tak przez deklarację? W końcu wcześniej, gdy niczego sobie nie obiecali, wszystko było dobrze. A teraz, gdy ich relacja stała się coraz ciaśniejsza, może po prostu Faulkner się wystraszył?
Dylan usłyszał hałas z kuchni i domyślił się, że Samuel musiał zrzucić na podłogę naczynia i garnki. Nie sądził, że wywoła w nim takie emocje, bo nawet wcześniej nigdy nie widział, żeby kochanek zachowywał się w taki sposób.
Nie wytrzymał, szybko podbiegł do drzwi, otworzył je z rozmachem i popatrzył na Samuela groźnie, zupełnie jakby to on górował wzrostem nad Faulknerem, nie odwrotnie.
– Uspokój się! – krzyknął, nawet nie zdając sobie sprawy, jak wyglądał z czerwonymi od krwi zębami. Samuel to jednak zauważył i zamarł, zdając sobie sprawę, co zrobił. Otworzył szeroko oczy, w których Dylan po raz kolejny zobaczył strach i coś jeszcze.
– Kurwa – zaklął Faulkner i pokręcił głową. Kiedy emocje zaczęły z niego opadać, wraz ze zmęczeniem przyszły wyrzuty sumienia. Wszystkie wydarzenia z ostatniego miesiąca kumulowały się aż do tej chwili i w końcu musiał wybuchnąć. Czuł na sobie uważny wzrok Dylana, który jakby oceniał, czy mężczyzna już ochłonął.
– Ulżyło ci? – zapytał grobowym tonem.
– Niech to szlag – warknął Samuel i podszedł szybko do Dylana. – Przepraszam. – Nie miał zamiaru czekać, aż Dylan zdenerwuje się i wróci do swojego mieszkania. Złapał jego twarzy i spojrzał mu w oczy. – Poniosło mnie. – Odpowiedziała mu cisza. Roberts stał i patrzył na niego poważnie.
– Nie jestem twoim workiem treningowym, Sam – odezwał się wreszcie i o dziwo był już spokojny. Nic nie wskazywało na to, że kilka chwil wcześniej sam wybuchł, obrzucając Faulknera wszystkim, co mu ciążyło.
– Wiem. – Samuel odsunął się i spojrzał z napięciem na Dylana. Bał się, że chłopak teraz odejdzie. Niesamowicie żałował tego, co zrobił, że nie zapanował nad sobą i dał się tak ponieść emocjom.
Dylan nagle westchnął ciężko i oparł się o stół, który miał za sobą. Spojrzał na porozrzucane w kuchni garnki garnki, nie wiedząc nawet, jak ma to skomentować. To jasne, że Samuel był wybuchowy, przecież o tym wiedział. Teraz jednak odczuł tę wybuchowość na własnej skórze.
– I będziesz robić tak zawsze, jak się pokłócimy? – zapytał.
– Nie, ja... To skomplikowane – przyznał cicho, nie mając pojęcia, jak powiedzieć Dylanowi, co czuł. Miał tak po prostu opowiedzieć mu o swojej zazdrości, niepewności i zaangażowaniu w ich relacje? Nie potrafił tego zrobić, bo nie należał do mężczyzn, którzy w taki sposób się odkrywali.
– Co jest skomplikowane? – sapnął Dylan, w ogóle go nie rozumiejąc. – To że nad sobą nie panujesz? Sam, jeżeli chcesz być ze mną to musisz brać pod uwagę, że jeszcze wiele razy się pokłócimy – burknął i założył ręce na piersi. – Nie będę z facetem, który mnie bije. Nie jestem żałosną cipą dającą się okładać.
– Nie chcę cię bić. – Faulkner odetchnął ciężko, walcząc ze sobą, żeby nie dotknąć policzka kochanka, na którym malował się już ślad po uderzeniu. Nie wierzył, że to zrobił. Dylan był jedyną osobą, której nie chciał krzywdzić. Zwłaszcza, że chłopak chyba naprawdę mówił to szczerze. Wyznał mu miłość.
Dylan uśmiechnął się pod nosem, widząc jego minę. Od razu rozpoznał, że Samuelowi było głupio, potrafił już czytać z niego jak z otwartej księgi. I doszedł też do wniosku, że normalna, spokojna rozmowa przynosiła znacznie lepsze efekty niż wykrzykiwanie sobie w twarz niezbyt przyjemnych rzeczy. Ale przecież wiedział, że tego nie dało się uniknąć. Każdemu mogły popuścić hamulce, każdy miał do tego prawo, byli tylko ludźmi. Nie chciał za to, by Samuel, gdy mu te hamulce popuszczały, go bił.
– Jeszcze raz to zrobisz, to będzie koniec – powiedział jeszcze, chcąc wyraźnie zaznaczyć granicę.
Mężczyzna, słysząc to, już wiedział, że Dylan ten jeden raz mu wybaczył. Odważył się go objąć i odetchnął cicho, odprężając się.
– Chodź spać – mruknął, zdając sobie sprawę, że Dylan nie był Taylorem, ani też żadnym innym jego kochankiem, z którym wcześniej spał. Musiał na niego uważać. Usłyszał, jak obejmowany przez niego chłopak wzdycha z ulgą i go przytula.
– Mówiłem prawdę – mruknął, nawiązując do tego, co powiedział mu w sypialni. Liczył wtedy na inną reakcję niż „Taylorowi też to powiedziałeś?”
– Wiem. – Samuel odsunął się, żeby spojrzeć Dylanowi w oczy. Napięcie mieszało się jednocześnie z głębokim spokojem, który dodawał mu pewności siebie. Chociaż zamilkli, w tym momencie stało się jasne, że byli w związku. Samuel zrozumiał, że jeżeli chce zatrzymać Dylana przy sobie musi dać początek jakiejś formie partnerstwa, którego obaj będą musieli się jeszcze nauczyć.
– Chodź spać, Sammy – powiedział jeszcze Dylan i pociągnął go do sypialni. Mimo piekącego policzka, poczuł się po tym wszystkim lepiej... lżej. Może ten wybuch był potrzebny? Dla Samuela, by w końcu zrozumiał, że Taylor był już dla Dylana przeszłością, no i dla Robertsa, który wreszcie wyznaczył partnerowi granicę i zobaczył, że mu także na [i]nich zależy. Dzięki temu dla obu stało się jasne, że są razem. W pełnym znaczeniu tego słowa. To nie był już tylko układ przyjaciół od seksu.

*

Samuel musiał się zerwał z samego rana, bo dostał niespodziewany telefon od przyjaciela, że musi szybko pojechać za miasto. Mieli problem, o którym oczywiście nie rozmawiali telefonicznie. Samuel wiedział tylko, że złapali kogoś z MS-13 i teraz wyciągali od niego informacje.
Zdążył się na szczęście wyspać, ale żałował, że poranka nie przypieczętują seksem na zgodę. Wciąż myślał o bodystockingu, a jego wyobraźnia podsunęła mu kilka ciekawych scen z Dylanem i tą erotyczną bielizną w roli głównej.
Samuel od razu wyszedł do salonu, żeby nie obudzić Dylana, kiedy rozmawiał z Bobem przez telefon, ale gdy już wrócił do sypialni, przekonał się, że kochanek nie spał. Przyjrzał mu się uważnie, jego roztrzepanej fryzurze (przez ostatni miesiąc jego włosy trochę urosły i teraz, gdy Dylan ich nie ogarniał, układały się we wszystkie możliwe strony) i, niestety, śladzie uderzenia na policzku.
– Gdzie jedziesz? – zapytał, nie spuszczając Samuela ze swojego rozespanego wzroku.
– Muszę coś załatwić. Masz zapasowe klucze, jakby coś się stało – oznajmił i podszedł do szafy, żeby wybrać z niej jakieś czyste rzeczy. – Wolałbym, żebyś teraz jechał tylko do swojej mamy, okej? – zapytał nagle i obejrzał się na niego krótko. Miał znajomych z gangu pod kontrolą, wiedział, że po zniknięciu Taylora, zrodziła się plotka, że mężczyznę zabili Cripsi. Samuel poparł oczywiście tę wersję i po miesiącu nieobecności mężczyzny, nikt nie miał zamiaru go szukać. Oprócz oczywiście Fatimy, której Sam nie miał ostatnio czasu sprawdzić. Dwóch chłopaków, którzy pomagali Taylorowi w pobiciu Dylana szczęśliwym trafem nie żyło. Nie mogli więc nikomu powiedzieć o wątpliwościach co do porachunków Taylora z Cripsami.
Dylan kiwnął głową, nie mając nawet zamiaru z nim polemizować. Samuel najlepiej wiedział, co było dla niego bezpieczne.
– A kiedy wrócisz? – Chciał z nim w końcu porozmawiać o Fatimie, ale nie chciał tego robić w pośpiechu. I jeszcze teraz, kiedy Samuel szykował się na jakąś akcję. Jeszcze by go rozproszył i coś by mu się stało.
– Nie wiem, ale... no nie powinno mi to zająć całego dnia. – Samuel uśmiechnął się do niego pocieszająco, jakby zaraz nie miał jechać, żeby torturować jakiegoś człowieka.
Wyciągnął z szafy swoje spodnie i zobaczył, że na podłogę udał niewielki skrawek błękitnego materiału. Samuel pochylił się i zabrał go, uświadamiając sobie, że miał do czynienia z bielizną. Konkretnie ze stringami. Przygryzł wargę i zerknął na kochanka, który cały czas go obserwował.
Dylan uniósł brwi, dostrzegając co takiego Samuel trzymał. Od razu zaśmiał się, rozbawiony.
– Ciesz się, że noszę bieliznę niezdradzającą twoich preferencji seksualnych – powiedział, nie mogąc się jednak uśmiechnąć tak szeroko, jakby chciał, bo połowa twarzy wciąż go bolała. – Lepiej, że noszę damską, a nie męską bieliznę, bo jak ktoś gdzieś znajdzie u ciebie moje majtki, nie będziesz musiał się tłumaczyć – dodał i zaśmiał się cicho.
– Chcę cię w nich widzieć – oznajmił Sam i rzucił w niego stringami, śmiejąc się. Dylan był nieprzewidywalny. Cały czas go czymś zaskakiwał. Gdy wyciągał koszulkę, zauważył obok swoich rzeczy, ubrania Dylana. Nie skomentował tego. Nawet nie wiedział jak powinien to zrobić, kiedy cieszył się jak idiota, że Roberts zaczynał się wprowadzać do jego mieszkania i nie potrzebowali już żadnej krępującej rozmowy o zobowiązaniach i planach. Tak było bardzo wygodnie. Bezpiecznie, bo Samuel wciąż mógł być pewnym siebie, brutalnym gangsterem, który nie tchórzy na widok chłopaka, w którym się zakochał.

6 komentarzy:

  1. Och jak fajnie, ciszę sie z dalszej części i nie moge doczekać się co dale. To opowiadanie mnie urzekło:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytane, super rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubię ich kłótnie, jedyne czego brakowało to seksów na zgodę xD Nie no żartuje (albo może nie xDDD) Coś czuje, że Dylan jadąc do mamy, spotka Fatime (czy jakoś tak się nazywała, nie pamiętam xD) i coś mu się stanie. Czekam na kolejną nocie z niecierpliwością i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  4. No najpierw takie wyznanie a potem awantura? Ech Sam kiedy ty przestaniesz podejrzewać Dylana o te gry... No ale co się dziwić, facet raczej mało komu ufał w swoim życiu więc teraz trudno mu się przestawić. Oby chłopcy zdążyli wykorzystać to bodystocking zanim Dylan znowu wpakuje się w kłopoty :) A kłopoty czyhają tuż za rogiem :) Dzięki bardzo i czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały ☺

    OdpowiedzUsuń
  5. Super że wróciłyście po przerwie. Nadanie potrafię wyobrazić sobie Dylan'a w tych damskich ciuszkach :P Wpadłyście na rewelacyjny pomysł, żeby połączyć z sobą postacie o tak różnych charakterach. Mieszanka wybuchowa z tego wyszła, jednak trochę mi żal Dylan'a. W sumie to nie wiem z czego wynika zachowanie Sam'a, z braku pewności siebie, zazdrości o poprzedni związek Dylan'a, chyba najbardziej przeraża go to, że ktoś się dowie że taki macho jak on związał się z chłopakiem a nie seksowną panną. Całe życie musiał radzić sobie sam a tu mu się trafił wyszczekany Dylan, który się nie boi powiedzieć co myśli. Spokojny i opływający lukrem ten ich związek nigdy nie będzie. pozdrawiam Lena

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń