Rozdział
37
– Hej
– przywitał się Kenneth, gdy Eliot otworzył mu w końcu drzwi.
Spojrzał na niego uważnie, jakby nie widział go od bardzo dawna.
– Cześć
– powiedział Eliot i uśmiechnął się do niego, czując dziwną
ulgę, że wreszcie się spotkali. Odsunął się od drzwi,
wpuszczając Johnsona, a gdy ten tylko znalazł się w jego domu, od
razu się do niego przysunął. Przełożył jedną z kuli w drugą
rękę i kierowany impulsem, przytulił się mocno do Kennetha,
wciskając twarz w zagłębienie jego szyi.
– Eliot
– mruknął zaskoczony Kenneth i objął go jedną ręką.
Odetchnął cicho, dziwnie się czując, gdy kochanek zachowywał się
w taki sposób. Nieświadomie wysyłał błędne sygnały,[bez] czy
po prostu się nim bawił?
O'Conner
przycisnął go do siebie bardziej, a wciągając w nozdrza zapach
Kennetha, zamarł, rozpoznając drogie, markowe perfumy. Eliot zawsze
miał dobry węch i teraz był pewny, że Johnson z kimś chwilę
temu spał. Odepchnął od siebie Johnsona z obrzydzeniem, którego
nie mógł ukryć. Jego gardło zacisnęło się w nieprzyjemny
sposób, a serce zabiło w nerwowym rytmie. Kenneth zawsze używał
taniej wody toaletowej, nie miał pieniędzy na nic droższego.
– Byłeś
przed chwilą z kimś – powiedział, nie mogąc już nawet ukryć
wyrzutu w głosie. Nie panował już nad sobą. Świadomość, że
Kenneth komuś innemu poświęcał swój czas, bolała.
Johnson
zmarszczył brwi, już nie rozumiejąc, dlaczego Eliot tak łatwo
potrafi go przejrzeć.
– Skąd
wiesz? – zapytał cicho, podtrzymując Eliota za ramię, żeby się
nie przewrócił.
– Czuję!
– krzyknął i odtrącił jego rękę zirytowany, nie przejmując
się już nawet tym, że właśnie zachowywał się jak żona, która
przyłapała swojego męża na zdradzie. – Ty chuju! – wysyczał,
chwiejąc się niebezpiecznie, czego zdawał się nawet nie zauważać.
– Nie wystarczam ci?! Musisz sobie szukać innych dup?! Ruchałeś
mnie, a później jechałeś wyruchać jakąś inną ciotę?! –
krzyczał, wpadając w taki szał, w jakim Kenneth go jeszcze nigdy
nie widział. Eliot zresztą samego siebie też nie, to była po
prostu chwila. Iskra rozpaliła w nim jakiś wielki ogień, który,
gdy już zapłonął, był trudny do opanowania. Poczuł się
zdradzony, nawet jeżeli nie byli z Kennethem w związku. Miał
jednak wrażenie, jakby Johnson zaśmiał mu się prosto w twarz, a
później jeszcze na nią napluł. On przecież miał tylko Kennetha,
nie sypiał nawet z Dakotą, zresztą, związek z nią nie
przypominał już związku. Byli ze sobą tylko dlatego, bo żadne z
nich jeszcze nie powiedziało temu drugiemu, że zrywają, nie
dokonali tej jedynej formalności.
Kenneth
patrzył w szoku na Eliota, na początku nie wiedząc, co
odpowiedzieć. Jak się obronić przed tymi zarzutami. Nie chciał
się kłócić, nie lubił podnosić głosu, a teraz czuł się
trochę jak zwierze zaszczute w ślepy zaułek. W końcu przez
ostatni tydzień zaczął myśleć, że Eliot właśnie tak go
traktował – jak swoją własność, zwierzątko.
Na
tę myśl skrzywił się i postanowił się odezwać.
– A
ty ile razy ruchałeś tę swoją dziwkę, co? – zapytał cicho,
tylko na pozór spokojnym głosem.
– W
ogóle! – warknął, czując, że oczy mu zaczynają niebezpiecznie
błyszczeć ze zdenerwowania i dziwnego zawodu. – Nie ruchałem się
z nikim, tylko z tobą! – wytknął mu, mając wrażenie, że z
każdą chwilą traci grunt pod stopami. I faktycznie chyba tak było,
bo zachwiał się, w ostatniej chwili łapiąc się ściany. – Był
lepszy ode mnie? – zapytał, nie mogąc się powstrzymać i nagle
zaśmiał się nerwowo. – No pewnie, że tak. Miał pewnie większe
doświadczenie, co? Więcej fiutów już obciągnął, to poleciałeś
do niego ze swoim.
Kenneth
już nie patrzył na nic, złapał Eliota i przytrzymał.
– Weź
te cholerne kule, bo zaraz znowu sobie coś złamiesz – rzucił i
spojrzał mu z bliska w oczy. Nie wiedział, czy powinien mu wierzyć.
– Nie jesteśmy razem. Jedyne na czym ci zależało, to żebyś nic
ode mnie nie złapał. Zerwałem dla ciebie z Derekiem, więc, kurwa,
nie mów, że mi nie zależało! – warknął, oddychając ciężko.
– Ale
później zaraz znalazłeś sobie kogoś do seksu – prychnął, a
jego złość wciąż nie opadła. Miał ochotę odepchnąć od
siebie Kennetha i przyłożyć mu w ten zakłamany pysk. I zapewne,
gdyby nie noga, zrobiłby to. Dawno już nie był tak wściekły. –
Ja, kurwa, też mogłem kogoś znaleźć! Wystarczy, że napisałbym
na jakimś portalu, nie musiałem nawet iść do klubu! Ale nie
szukałem innych fiutów, bo ich nie chcę! – znowu zaczął
krzyczeć i spróbował odepchnąć od siebie Kennetha.
– Nie
chcesz? – Kenneth prychnął i przewrócił oczami, odsuwając się.
Wyczuł, że pięści Eliota mogły znaleźć się na jego twarzy,
więc wolał zachować dystans. – Jeszcze z nie jednym facetem się
prześpisz. Najpierw musisz przyznać się do tego, że jesteś
ciotą. Dlatego nie chcesz innych fiutów, bo wciąż uważasz, że
wolisz ruchać laski, a ja jestem zajebistym eksperymentem! –
krzyknął Kenneth, ciesząc się, że byli sami w domu. Czuł, że
właśnie tak będzie wyglądała ta rozmowa.
– Nie
chcę, bo chcę ciebie! – wrzasnął, kompletnie już tracąc nad
sobą kontrolę. Miał wrażenie, jakby wyszedł ze swojego ciała,
stanął obok i jakby ktoś inny zaczął nim kierować. – Nie chcę
żadnego innego, obojętnie, czy jestem ciotą, czy nie! Ale ci,
kurwa, teraz nie wystarczam, bo mam złamaną nogę i nie mogę ci
obciągać! – wyrzucał z siebie, czując ogromną gulę w gardle.
Nawet nie zauważył, kiedy od tego wszystkiego do oczu naszły mu
łzy. – Nie wiem co jest między nami, co do ciebie czuję, ale
chciałem ciebie! Jak już mnie wyruchałeś, mogłem znaleźć sobie
innego, ale chciałem spotykać się z tobą! W szpitalu tylko
czekałem, aż do mnie przyjdziesz! – ani na chwilę nie spuszczał
z tonu, słowa coraz szybciej opuszczały jego usta, a on miał
wrażenie, że za chwilę, jak ostatnia ciota, się rozklei. – A ty
znalazłeś sobie kogoś na moje zastępstwo – dodał już ciszej i
odetchnął, mrugając szybko.
Kenneth
stał osłupiały, teraz już nie mając pojęcia, co na to
odpowiedzieć. Eliot chyba kłamał... albo nie zdawał sobie sprawy,
jak to było być z innymi facetami. Nie rozumiał go.
Zanim
się odezwał, wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić.
Nie chciał, żeby głos go zdradził.
– Nie
wiesz co do mnie czujesz? Czy nie chcesz mi powiedzieć? – Sam nie
wiedział dlaczego akurat o to zapytał. Nie miał kompletnie
pojęcia, jak poprowadzić tę rozmowę, bo coś mu mówiło, że
Eliot go po prostu oszukiwał.
O'Conner
odwrócił wzrok i zamarł na chwilę. Co miał mu powiedzieć? Że
się chyba zakochał? Nie, na pewno tego nie zrobi, nie będzie
facetowi wyznawać miłości, bo to już byłby szczyt wszystkiego.
Zresztą, chyba i tak zbyt wiele mu powiedział.
– Idź
już – odezwał się ochrypłym od wcześniejszych krzyków głosem.
– Nie.
– Kenneth nie miał zamiaru odpuścić. – Nie zdradzałbym,
gdybym wiedział, że mam coś pewnego. Myślisz, że dlaczego
zostawiłem Dereka? Był taki sam jak ty. – Odetchnął ciężko,
widząc zaskoczone spojrzenie O'Connera. – Byliśmy w związku, ale
on miał mnie kompletnie gdzieś. Teraz z tobą nie jestem w związku,
ale dla ciebie to tylko zabawa. A ja już zdążyłem się zabawić
wcześniej – dodał i odwrócił wzrok. Wpatrzył się w wejście
do salonu i przymknął na kilka sekund oczy. Musiał ochłonąć. –
A ty musisz się zabawić, kiedy już odkryłeś, co to znaczy mieć
w łóżku faceta, a nie jakąś napompowaną cipę. – Wzruszył
ramionami, nie mogąc powstrzymać uczucia zalewającego go żalu.
Czuł, że teraz zakończą to raz a porządnie.
– I
naprawdę myślisz, że ciągnąłbym to wszystko z jednym facetem
przez trzy miesiące? – zapytał, opierając się plecami o ścianę.
Gdy już wybuchnął, czuł się dziwnie zmęczony i jakiś taki...
odkryty? – Gdybym chciał, to dawno znalazłbym sobie kogoś
jeszcze, ale zamiast o innych fiutach, chciałem tylko znowu spotkać
się z tobą.
– Boisz
się – odparł Kenneth spokojnym głosem. Pokręcił głową. –
Boisz się, nawet nie chciałeś iść do klubu gejowskiego. Jak już
przestaniesz się bać, kogoś sobie znajdziesz. Tak zawsze jest.
– I
dlatego znalazłeś sobie kogoś na moje miejsce? – zapytał i
uśmiechnął się krzywo pod nosem. – Jak na razie to ty masz
kogoś na boku, nie ja.
– Ty
spotykasz się z tą dziewczyną. Nie byliśmy niczym zobowiązani,
więc czego ode mnie oczekiwałeś? Zresztą spałem z kimś tylko
raz od naszej kłótni.
– Raz?
– prychnął. – Ostatnio już z kimś spałeś – powiedział i
pokręcił głową. – Ja Dakoty nawet nie tknąłem. Nie mam z nią
już prawie kontaktu, od czasu do czasu tylko przynosi mi notatki, bo
chce, żebym zdał – dodał i skrzywił się. – Ma lepszą dupę
ode mnie? – zapytał, nie mogąc się powstrzymać. – Bardziej
pojemną? Możesz mu wsadzić do końca? – Aż uśmiechnął się
krzywo, jakby rozbawiony swoimi słowami.
– To
był jedyny raz – zapewnił, chociaż coś w nim się buntowało.
Nie powinien za to przepraszać, nie powinien czuć się winny, bo
niczego nie zrobił. Eliot niczego nie powiedział wprost, niczego
sobie nie obiecywali, więc obaj mieli wolną rękę. Przynajmniej on
tak to widział.
– Zapytałem
o coś – prychnął gorzko, nie chcąc ominąć tego tematu. –
Jest lepszy?
Kenneth
przewrócił oczami. Nie rozumiał już Eliota.
– Nie.
Nie był lepszy, zadowolony? Gdyby był, nie pieprzyłbym się z nim
tylko po to, żeby rozładować złość!
Eliot
spojrzał na Kennetha i powoli wypuścił ze świstem powietrze z
płuc. Dopiero zaczął docierać do niego sens tej kłótni oraz to,
do jakiego miejsca może ich ona doprowadzić. Zacisnął wargi w
wąską linię, nie wiedząc co powiedzieć.
– Przez
ciebie nie zdam egzaminów – odezwał się dopiero po długiej
chwili.
Kenneth
nie odpowiedział, bo nie miał pojęcia, czy powinien to potraktować
jako zarzut, czy swojego rodzaju komplement. Obserwował Eliota
uważnie, zachowując przy tym odpowiedni dystans.
– Więc?
– odezwał się znowu O'Conner, zirytowany brakiem reakcji ze
strony mężczyzny. – Co teraz?
– O
to sam chciałbym zapytać. – Kenneth zaśmiał się cicho i
pokręcił głową. – Co teraz? Jak to widzisz? Jak nas widzisz?
Eliot
wpatrzył się w Kennetha niemal ze strachem. Mimo że doprowadził
ich do tej rozmowy, że wykrzyczał mu wszystko w twarz, nie chciał
odpowiadać na to pytanie. Było zbyt wiążące. Otworzył usta, ale
zaraz je zamknął, zupełnie jakby się rozmyślił. Nie miał
pojęcia, co mógłby mu odpowiedzieć.
– Bez
innych? – zapytał w końcu stłumionym głosem.
Kenneth
uniósł brwi i spojrzał na niego z politowaniem, nie wierząc, że
po tych wszystkich krzykach, Eliot potrafił wykrzesać z siebie
tylko tyle.
– A
ta dziewczyna?
– I
tak już z nią nie jestem – odpowiedział, czując się trochę
przyparty do muru. Teraz, gdy emocje opadły, nie wiedział co mówić.
Nie patrzył nawet Kennethowi w oczy, bo po prostu się wstydził
tego wszystkiego, co wykrzyczał chwilę temu.
Tym
razem to Kenneth się zawahał. Zrobiło mu się nieznośnie gorąco,
gdy po raz kolejny się odezwał. Tym razem jednak znacznie ciszej.
– Czyli...
jakbym kiedyś chciał... – odchrząknął – jakbym zaproponował
ci, żebyśmy byli razem? – zapytał, dziękując rodzicom za swoją
ciemną karnację.
Eliot
zerknął na niego i poczuł, że wypełnia go nieznajomy żar.
Niestety, O'Conner nie miał takiego szczęścia i jego rumieniec w
przytłumionym świetle wiszącej nad nimi lampy był doskonale
widoczny.
Nie
mógł się odezwać, bo głos mu po prostu uwiązł w gardle. Kiwnął
więc głową, mając nadzieję, że to wystarczy.
Kenneth
zaczął oddychać głośno, zastanawiając się, czy nie zapytać
się o to już teraz, ale uznał, że nie powinien być tak
niecierpliwy. Przyjdzie na to czas.
– Czyli
nie ma tej twojej pindy, ani nikogo innego, tak? – dopytał zamiast
tego, podchodząc do Eliota.
O'Conner
wpatrzył się w niego, zaczynając szybciej oddychać. Gdy zaczynał
chodzić z Dakotą, było zupełnie inaczej niż teraz. Nie czuł tej
obezwładniającej nerwowości, mocnego bicia serca i ściśniętego
gardła.
– Nie
ma – mruknął, nie mogąc oderwać od niego wzroku.
– Czyli...
– Kenneth przytulił Eliota lekko i wychylił głowę, żeby
szepnąć mu do ucha: – Jesteś mój, tak?
Eliot
już nie wiedział jak to możliwe, że jego serce biło tylko
szybciej i szybciej. Zwilżył wargi i nie zastanawiając się nad
konsekwencjami, jakie niesie za sobą potaknięcie, odpowiedział:
– Jestem.
Kenneth
od razu go pocałował, czując na plecach dreszcze przyjemności.
Nie potrafił się opanować, gdy przycisnął Eliota jeszcze mocniej
do siebie. Chyba jeszcze nigdy tak się nie czuł. Nikt mu nie
powiedział, że był jego. Eliot był tylko jego i on na pewno tego
dopilnuje. Nawet jeżeli go nie zapytał o to wprost, już uważał,
że byli razem. I na tę myśl wstąpiła w niego nowa energia.
Całował Eliota z pasją, zupełnie wyrzucając z głowy Vincenta.
Eliot
odpowiedział na pocałunek równie żarliwie, a wszystkie poprzednie
emocje, jakie odczuwał, zamieniły się w głębokie podniecenie i
pożądanie. Chciał Kennetha. W tamtej chwili tylko Kennetha,
pomyślał i nachylił się nad nim, całując go jeszcze bardziej
energicznie. Czuł silne ręce otaczające jego pas, niepozwalające
mu się przewrócić. Aż zamruczał, gdy poczuł przy sobie wzwód w
spodniach kochanka.
– Nigdy
– sapnął między jednym pocałunkiem a drugim – do niego –
znów go pocałował – nie jedź.
– Chodź,
bo sobie przeciążysz nogę – mruknął Kenneth, uśmiechając się
lekko. Chciał tego. Ta świadomość spłynęła na niego z
zadziwiającą siłą, gdy przeszli do sypialni Eliota. Wiedział, że
nie będzie mógł zostać na noc, chociaż cholernie chciał to
zrobić.
Eliot
w tamtym momencie czuł się jak pijany szczęściem. Nie myślał co
będzie jutro, za tydzień, za miesiąc. Liczyła się ta chwila,
kiedy opadli na jego łóżko, a on miał świadomość, że Johnson
był jego. W pełni. Znów wrócili do całowania się, powoli
pozbywali się części garderoby, najpierw na podłogę opadły
koszulki, a zaraz po nich spodnie. Mieli wrażenie, że to zbliżenie
stało się jeszcze bardziej namiętne, niż wszystkie inne. Eliot w
pewnym momencie złapał Kennetha za pośladki, wsunął między nie
palce i nagle czar prysł, gdy wyczuł lekką lepkość. Momentalnie
odepchnął od siebie Johnsona z obrzydzeniem.
– Nie
umyłeś się po nim?!
– Nie
miałem czasu – rzucił, wiedząc, że Eliot musiał wyczuć żel z
prezerwatywy. Przeklął się w myślach. Zupełnie o tym zapomniał
z tego wszystkiego.
O'Conner
skrzywił się. Momentalnie odeszła mu ochota na seks, gdy pomyślał,
że ktoś chwilę temu miał Kennetha.
– I
byłeś z nim na dole? – to nie było pytanie, bo znał odpowiedź.
Nagle zdał sobie sprawę, że pewnie Kenneth temu komuś się oddał,
bo po prostu był lepszy od Eliota. Pewnie miał większego, pomyślał
i aż się skrzywił, bo mały penis był jego jedynym i największym
kompleksem.
Kenneth
w tym momencie poczuł się tak, jakby naprawdę dał dupy jakiemuś
obleśnemu facetowi. Podciągnął bokserki i usiadł na łóżku,
chyba jeszcze nigdy nie czując się tak jak teraz. Bo nigdy nie
musiał znosić tego rodzaju upokorzenia.
Odetchnął
cicho i zerknął na Eliota, nie wiedząc, co ten zrobi.
– Tylko
raz – wytłumaczył, czując się z tym jeszcze gorzej, bo
wiedział, że stracił jakąkolwiek umiejętność panowania nad
sytuacją.
Eliot
przełknął ślinę. Nie wyobrażał sobie teraz seksu, jeszcze jak
myślał, że pewnie chwilę temu penisa Kennetha ssał jakiś inny
facet. Na pewno nie chciał tego robić bezpośrednio po nim.
– Idź
się umyć – odezwał się cicho i odwrócił wzrok. – Jak
wyjdziesz, to na prawo jest łazienka.
Kenneth
nie miał pojęcia, co powinien odpowiedzieć, więc po prostu wstał
i skierował się do łazienki, jednocześnie zastanawiając się,
ile mieli czasu, aż rodzice Eliota nie wrócą z bankietu. Miał
nadzieję, że zabawią tam dłużej. Najlepiej całą noc, bo zdał
sobie sprawę, że chciał zasnąć z Eliotem. Był wykończony
dzisiejszym dniem, a perspektywa powrotu jeszcze bardziej go
przytłaczała.
Kenneth
dłuższą chwilę
nie wracał, więc Eliot miał czas na przemyślenie swojej sytuacji,
ale ostatecznie i tak tego nie zrobił. Nie chciał burzyć tego
momentu, w którym po prostu czuł się szczęśliwy. Gdy czekał na
kochanka, postanowił się jakoś przygotować do tego, co będą
robić. Zdjął z siebie ubrania i rozłożył się nago na łóżku,
dobrze wiedząc, że z gipsem pewnie nie wygląda tak seksownie,
jakby chciał.
Kenneth
zdążył się wykąpać i zabrać bokserki do ręki, gdy usłyszał
chrzęst zamka. Był wtedy na korytarzu zupełnie nago, więc w dwóch
krokach pognał do pokoju Eliota i zamknął głośno drzwi.
– Twoi
rodzice wrócili! – warknął, widząc zaskoczoną minę O'Connera.
– Która jest, kurwa, godzina?!
Eliot
spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami i po chwili, jakby na
potwierdzenie słów kochanka, usłyszał stukot obcasów mamy w
przedpokoju.
– Eliot?
– zawołała jego rodzicielka, a on momentalnie pobladł, gdy kroki
zrobiły się coraz głośniejsze.
– Pod
łóżko! – syknął do Kennetha, nie widząc innego wyjścia.
Kenneth
wcześniej zdążył zamknąć drzwi, więc miał trochę czasu na
ewakuowanie się pod łóżko. Po drodze zgarnął jeszcze swoje
rzeczy, wiedząc, że to zajmie mu zdecydowanie mniej czasu[,] niż
ponowne ubranie się. Zdarł sobie skórę na kolanie, gdy padł na
podłogę i wszedł pod łóżko. Miał tylko nadzieję, że mama
Eliota nie schyli się, żeby pozbierać ubrania syna porozrzucane na
podłodze.
W
międzyczasie Eliot przykrył się kołdrą, która trochę opuścił,
by zakryć szczelinę między podłogą, a łóżkiem i już po
chwili zobaczył, jak klamka się porusza. Wystrojona w czerwoną,
obcisłą sukienkę Rose stanęła w progu i spojrzała na niego
zaskoczona.
– Biegłeś?
– zapytała.
– Nie,
byłem na korytarzu, ale wszedłem do pokoju – powiedział, modląc
się w duchu, żeby nie drążyła tematu i sobie poszła. –
Dlaczego tak szybko wróciliście?
– Tatę
rozbolał żołądek. U Thomsonów podali jakiegoś nieświeżego
łososia. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo mnie też trochę boli
brzuch. – Pokręciła głową i rozejrzała się po pokoju.
Zorientowała się, że jej syn leżał już nagi w łóżku, więc –
ku uldze Kennetha i Eliota – wycofała się z pokoju, życząc
tylko dobrej nocy.
Eliot
aż odetchnął, po czym szybko wstał i w kilku niezbyt zgrabnych
ruchach dopadł do drzwi, by przekręcić w nich kluczyk.
– Ja
pierdole – sapnął O'Conner, słysząc szuranie za sobą. Gdy
odwrócił się w stronę łóżka, zobaczył Kennetha wyczołgującego
się spod niego. Parsknął śmiechem, nagle tym bardzo rozbawiony. –
Byś zobaczył swoją minę, jak wleciałeś do pokoju!
Johnson
przewrócił oczami, zakrywając kroczę bokserkami, jakby rodzice
Eliota mieli jeszcze wejść do jego pokoju.
– Co
byś powiedział, jakby mnie zobaczyli? – mruknął i w końcu
usiadł na łóżku. Mówili ściszonymi głosami. – Włączmy
jakąś muzykę. Będę musiał chyba zostać do rana, hm? –
zapytał, powstrzymując uśmiech. Chciał spać z Eliotem. Zwłaszcza
po tym, co sobie powiedzieli.
– Chyba
nie masz innego wyjścia – powiedział i usiadł przy Kennecie,
patrząc na niego kątem oka. Nie potrafił określić tego co teraz
czuł, ale był szczęśliwy. Pochylił się do kochanka i pocałował
go lekko w usta. – To co teraz?
– No
nie wiem, co chcesz? – zapytał i uśmiechnął się lekko,
rzucając bokserki na podłogę.
Eliot
spojrzał mu w oczy, zagryzając wargę. Czuł, jak między nimi
rośnie napięcie, jednak w ostatniej trzeźwej myśli złapał za
pilota i włączył wieżę, a pomieszczenie wypełniły ciche akordy
jakiejś housowej muzyki.
– A
jak ci się wydaje? Bo ja mam wrażenie, że mamy całą noc.
– Nie
dasz rady całą noc – rzucił z rozbawieniem Johnson, chociaż
wiedział, że to on mógł mieć z tym problem.
– Nie
kochaliśmy się prawie przez miesiąc – wytknął mu, marszcząc
brwi. – Powinieneś teraz się mną zająć – dodał tonem
obrażonego królewicza.
– Uważaj
tylko na tę nogę – rzucił i pochylił się, żeby pocałować
Eliota po boku twarzy. Objął jego kark i zacisnął na nim palce.
O'Conner niesamowicie pachniał.
Eliot
aż sapnął i pozwolił Kennethowi na wszystko, już bez żadnych
wyrzutów i wytykania mu, że chwilę temu z kimś spał. Zaczęli
kotłować się w pościeli, a ich wszystkie ruchy były dość
delikatne ze względu na stan zdrowia młodego O'Connera. Nie każda
pozycja była wygodna, próbowali znaleźć taką, która będzie im
obu najbardziej pasować. Ocierali się o siebie swoimi sterczącymi
erekcjami, aż w pewnym momencie Kenneth złapał oba penisy i zaczął
je razem stymulować ręką.
– Kurwa
– sapnął Eliot, aż się pod nim wyginając. Nie trwało to
długo, bo już po chwili obaj doszli, ochlapując swoje brzuchy. Nie
mieli sił, ani możliwości, by zrobić coś więcej. Po wszystkim
O'Conner przewrócił się na Kennetha, zaczynając go z pasją
całować. Kiedy nie mówili[,] było lepiej, doszedł do wniosku,
przytulając się do ciepłego ciała Johnsona.
Kenneth
oddychał głęboko, gdy zmęczeni nawet pocałunkami, zaczęli
powoli zasypiać. Uśmiechał się lekko i gładził umięśnione
plecy O'Connera. Dopiero teraz było właściwie. Ufał Eliotowi na
tyle, żeby móc przy nim po prostu zasnąć.
– Boli
cię noga? – zapytał cicho, przerywając senną ciszę między
nimi.
– Swędzi
– odpowiedział i zaśmiał się cicho. – Ten gips to najgorsze
co mogłem dostać – dodał i wychylił się, by pocałować jego
spoconą szyję. – Nie będziesz się już więcej z nim spotykał?
– zapytał nagle, a senność, z jaką zmagał się jeszcze chwilę
temu, odeszła, nie pozostawiając nic po sobie.
– Nie.
W końcu coś sobie obiecaliśmy, tak? A z tą twoją laską... Jak
będzie chciała, żebyś ją wypieprzył? – mruknął Kenneth i
przesunął się tak, żeby spojrzeć Eliotowi w oczy.
– Nie
będzie chciała – odpowiedział Eliot i zaczerwienił się lekko.
– Rzadko z nią uprawiałem seks i nigdy nie była zadowolona –
wyznał pod wpływem chwili. W końcu dzisiaj i tak już wiele
Kennethowi powiedział.
– Ja
zawsze byłem – wypalił, chcąc dodać mu pewności siebie.
Uśmiechnął się nerwowo, wyczuwając spojrzenie Eliota.
– Zawsze?
– zapytał, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. – Nawet
za pierwszym razem? – dopytał.
– W
seksie nie zawsze chodzi tylko o pieprzenie – przypomniał mu
cicho, mając nadzieję, że w jego głosie nie będzie słychać
nerwowości. Czuł się niepewnie, bo nikt go wcześniej nie
przyzwyczaił do takich wyznań.
Eliot
przełknął ślinę. To zabrzmiało dość... poważnie.
– Kim
on był? – zmienił temat, kładąc głowę na jego piersi. Miał
wrażenie, że kontakt wzrokowy podczas takiej rozmowy był dość
niebezpieczny.
– Kto?
– Kenneth zmarszczył brwi, a jego ręką przestała głaskać
skórę Eliota.
– Ten
facet – mruknął, wtulając policzek w jego tors. – Przystojny?
– zapytał, nie mogąc ukryć zazdrości w głosie.
– To
klient z kawiarni. Jakoś... spotkaliśmy się kiedyś w
hipermarkecie i dał mi swój numer – mruknął Kenneth, nie chcąc
o tym rozmawiać. Bo po co? To już było za nimi.
Eliot
spiął się, ale nic nie powiedział. Westchnął tylko ciężko i
po chwili podniósł się, by pocałować Kennetha w usta.
– Śpijmy
już.
– Rano
wyjdę przed twoim tatą? Mam pracę w południe – wytłumaczył,
ciesząc się, że miał na drugą zmianę.
– Możesz
zostać dłużej, nie będą się do nas dobijać, bo wiedzą, że
śpię do południa – powiedział, naciągając na nich kołdrę.
Kiedy położył się u jego boku, uśmiechnął się pod nosem.
Podobał mu się ten wieczór, mimo wszystko.
Kenneth
przykrył ich kołdrą, chociaż wiedział, że Eliot w czasie snu i
tak ją z niego zdejmie. Westchnął cicho i rozejrzał się.
– Masz
jakiś dodatkowy koc? – zapytał, chcąc się nim przykryć, a
kołdrę oddać Eliotowi.
– Mhm,
powinien być w komodzie – powiedział, nie odsuwając się od
niego. – A po co ci?
– Żebym
się przykrył? Wiesz, że zabierzesz mi całą kołdrę! – zaśmiał
się i spróbował wstać z łóżka, ale Eliot objął go mocniej,
nie pozwalając mu się ruszyć. – Pójdę po niego – mruknął,
czując w klatce przyjemne ciepło. Czuł się trochę jak
nastolatek, jakby pierwszy raz się zakochał. A przecież miał
wrażenie, że kochał Dereka. Z Eliotem było zupełnie inaczej.
– Nie
zabiorę – mruknął, nie chcąc się poruszyć. – Obiecuję, że
nie zabiorę – dodał z rozbawieniem, obejmując go jeszcze
ciaśniej. Na razie nie miał nawet ochoty[,] by odsuwać się od
Kennetha, więc, wydawało mu się, że Johnson może być o kołdrę
spokojny.
– A
jak zabierzesz? – Kenneth nie wydał się przekonany.
– To
wtedy wstaniesz i wyciągniesz sobie koc – powiedział i potarł
policzkiem jego sutek. – Albo spróbujesz wyrwać mi kołdrę –
dodał z rozbawieniem. – Ale teraz się nie ruszaj. Jest mi
wygodnie, nie psuj tego – zganił go.
– Jaki
książę z ciebie! – żachnął się Kenneth, ale nie miał
zamiaru nic robić. – Jak zabierzesz mi kołdrę – zaczął i
przygryzł krótko wargę, gdy Eliot znowu dotknął jego sutka. –
Będę mógł zrobić z tobą co będę chciał w seksie – rzucił
i zjechał ręką niżej, ale nie dosięgnął pośladków kochanka.
Eliotowi
zrobiło się goręcej i przez chwilę nie wiedział, czy dla swojego
bezpieczeństwa i komfortu psychicznego lepiej nie było zaprzeczyć.
– Czyli?
– dopytał, nie chcąc się w nic wpakować. Położył dłoń na
podbrzuszu Kennetha i potarł jego twarde włoski łonowe. – Jakie
masz fantazje?
– Zobaczysz.
– Kenneth uśmiechnął się szeroko. Nie przejmował się, która
była godzina, bo jutro i tak będzie mógł się wyspać co najmniej
do dziesiątej. – Więc umowa stoi, czy mam iść po koc?
– Stoi
– odpowiedział po chwili milczenia i aż zwilżył wargi, bo był
ciekawy, co Kenneth wymyślił. – Ale nie ciesz się zawczasu,
dzisiaj będę grzeczny – dodał z szerokim uśmiechem.
– Jasne
– rzucił Kenneth, po raz pierwszy, odkąd dowiedział się, jak
Eliot potrafi wiercić się podczas snu, miał nadzieję, że
O'Conner zabierze mu kołdrę.
super w końcu przejaśniało:-)
OdpowiedzUsuńZnalazłam ten blog, po linkach z innych blogów, muszę przyznać, że opowiadania wciągnęły mnie tak bardzo, że czytałam na jednym wdechu. Nie czytałam tylko Świadomości. Zostawiam ten komentarz,byście wiedziały, że wasza twórczość się podoba. Szkoda że skończyłyście pisać razem.
OdpowiedzUsuń