tag:blogger.com,1999:blog-4589458933888989042024-03-05T19:42:52.273+01:00Opowiadania LGBTOpowiadania homoerotyczne/yaoi/slash/lgbt.Dream Winchesterhttp://www.blogger.com/profile/03031826342748441484noreply@blogger.comBlogger74125truetag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-7135027885433742752016-04-11T23:02:00.002+02:002016-04-11T23:03:19.471+02:00ZAKOŃCZENIE Kochani, wiemy, że ta informacja Was pewnie zaskoczy, ale to ostatni rozdział Clasha, nie będziemy już go więcej publikować. Kończymy współpracę i od tej pory każda z nas będzie pisać osobno. Mamy świadomość, że niektórzy nie zareagują na to pozytywnie, ale myślimy, że nie ma sensu kontynuować czegoś, do czego nie czujemy już serca. Tak się czasem dzieje, że drogi dwóch osób się rozchodzą i mamy nadzieję, że to zrozumiecie.<br />
Mimo to zapraszamy Was na nasze prywatne blogi.<br />
<br />
<a href="http://by-verry.blogspot.com/" target="_blank">Verry</a><br />
<a href="http://zostawic-rzeczywistosc.blogspot.com/">Dream Winchester</a>Unknownnoreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-78615415384905761742016-04-11T22:44:00.002+02:002016-04-11T22:44:42.562+02:0037. Clash<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: large;"><b>Rozdział
37</b></span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<br />
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Hej
– przywitał się Kenneth, gdy Eliot otworzył mu w końcu drzwi.
Spojrzał na niego uważnie, jakby nie widział go od bardzo dawna.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Cześć
– powiedział Eliot i uśmiechnął się do niego, czując dziwną
ulgę, że wreszcie się spotkali. Odsunął się od drzwi,
wpuszczając Johnsona, a gdy ten tylko znalazł się w jego domu, od
razu się do niego przysunął. Przełożył jedną z kuli w drugą
rękę i kierowany impulsem, przytulił się mocno do Kennetha,
wciskając twarz w zagłębienie jego szyi.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Eliot
– mruknął zaskoczony Kenneth i objął go jedną ręką.
Odetchnął cicho, dziwnie się czując, gdy kochanek zachowywał się
w taki sposób. Nieświadomie wysyłał błędne sygnały,[bez] czy
po prostu się nim bawił?</span></span></span></div>
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">O'Conner
przycisnął go do siebie bardziej, a wciągając w nozdrza zapach
Kennetha, zamarł, rozpoznając drogie, markowe perfumy. Eliot zawsze
miał dobry węch i teraz był pewny, że Johnson z kimś chwilę
temu spał. Odepchnął od siebie Johnsona z obrzydzeniem, którego
nie mógł ukryć. Jego gardło zacisnęło się w nieprzyjemny
sposób, a serce zabiło w nerwowym rytmie. Kenneth zawsze używał
taniej wody toaletowej, nie miał pieniędzy na nic droższego.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Byłeś
przed chwilą z kimś – powiedział, nie mogąc już nawet ukryć
wyrzutu w głosie. Nie panował już nad sobą. Świadomość, że
Kenneth komuś innemu poświęcał swój czas, bolała.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Johnson
zmarszczył brwi, już nie rozumiejąc, dlaczego Eliot tak łatwo
potrafi go przejrzeć. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Skąd
wiesz? – zapytał cicho, podtrzymując Eliota za ramię, żeby się
nie przewrócił.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Czuję!
– krzyknął i odtrącił jego rękę zirytowany, nie przejmując
się już nawet tym, że właśnie zachowywał się jak żona, która
przyłapała swojego męża na zdradzie. – Ty chuju! – wysyczał,
chwiejąc się niebezpiecznie, czego zdawał się nawet nie zauważać.
– Nie wystarczam ci?! Musisz sobie szukać innych dup?! Ruchałeś
mnie, a później jechałeś wyruchać jakąś inną ciotę?! –
krzyczał, wpadając w taki szał, w jakim Kenneth go jeszcze nigdy
nie widział. Eliot zresztą samego siebie też nie, to była po
prostu chwila. Iskra rozpaliła w nim jakiś wielki ogień, który,
gdy już zapłonął, był trudny do opanowania. Poczuł się
zdradzony, nawet jeżeli nie byli z Kennethem w związku. Miał
jednak wrażenie, jakby Johnson zaśmiał mu się prosto w twarz, a
później jeszcze na nią napluł. On przecież miał tylko Kennetha,
nie sypiał nawet z Dakotą, zresztą, związek z nią nie
przypominał już związku. Byli ze sobą tylko dlatego, bo żadne z
nich jeszcze nie powiedziało temu drugiemu, że zrywają, nie
dokonali tej jedynej formalności.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kenneth
patrzył w szoku na Eliota, na początku nie wiedząc, co
odpowiedzieć. Jak się obronić przed tymi zarzutami. Nie chciał
się kłócić, nie lubił podnosić głosu, a teraz czuł się
trochę jak zwierze zaszczute w ślepy zaułek. W końcu przez
ostatni tydzień zaczął myśleć, że Eliot właśnie tak go
traktował – jak swoją własność, zwierzątko. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Na
tę myśl skrzywił się i postanowił się odezwać. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">A
ty ile razy ruchałeś tę swoją dziwkę, co? – zapytał cicho,
tylko na pozór spokojnym głosem.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">W
ogóle! – warknął, czując, że oczy mu zaczynają niebezpiecznie
błyszczeć ze zdenerwowania i dziwnego zawodu. – Nie ruchałem się
z nikim, tylko z tobą! – wytknął mu, mając wrażenie, że z
każdą chwilą traci grunt pod stopami. I faktycznie chyba tak było,
bo zachwiał się, w ostatniej chwili łapiąc się ściany. – Był
lepszy ode mnie? – zapytał, nie mogąc się powstrzymać i nagle
zaśmiał się nerwowo. – No pewnie, że tak. Miał pewnie większe
doświadczenie, co? Więcej fiutów już obciągnął, to poleciałeś
do niego ze swoim.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kenneth
już nie patrzył na nic, złapał Eliota i przytrzymał. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Weź
te cholerne kule, bo zaraz znowu sobie coś złamiesz – rzucił i
spojrzał mu z bliska w oczy. Nie wiedział, czy powinien mu wierzyć.
– Nie jesteśmy razem. Jedyne na czym ci zależało, to żebyś nic
ode mnie nie złapał. Zerwałem dla ciebie z Derekiem, więc, kurwa,
nie mów, że mi nie zależało! – warknął, oddychając ciężko.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Ale
później zaraz znalazłeś sobie kogoś do seksu – prychnął, a
jego złość wciąż nie opadła. Miał ochotę odepchnąć od
siebie Kennetha i przyłożyć mu w ten zakłamany pysk. I zapewne,
gdyby nie noga, zrobiłby to. Dawno już nie był tak wściekły. –
Ja, kurwa, też mogłem kogoś znaleźć! Wystarczy, że napisałbym
na jakimś portalu, nie musiałem nawet iść do klubu! Ale nie
szukałem innych fiutów, bo ich nie chcę! – znowu zaczął
krzyczeć i spróbował odepchnąć od siebie Kennetha.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nie
chcesz? – Kenneth prychnął i przewrócił oczami, odsuwając się.
Wyczuł, że pięści Eliota mogły znaleźć się na jego twarzy,
więc wolał zachować dystans. – Jeszcze z nie jednym facetem się
prześpisz. Najpierw musisz przyznać się do tego, że jesteś
ciotą. Dlatego nie chcesz innych fiutów, bo wciąż uważasz, że
wolisz ruchać laski, a ja jestem zajebistym eksperymentem! –
krzyknął Kenneth, ciesząc się, że byli sami w domu. Czuł, że
właśnie tak będzie wyglądała ta rozmowa.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nie
chcę, bo chcę ciebie! – wrzasnął, kompletnie już tracąc nad
sobą kontrolę. Miał wrażenie, jakby wyszedł ze swojego ciała,
stanął obok i jakby ktoś inny zaczął nim kierować. – Nie chcę
żadnego innego, obojętnie, czy jestem ciotą, czy nie! Ale ci,
kurwa, teraz nie wystarczam, bo mam złamaną nogę i nie mogę ci
obciągać! – wyrzucał z siebie, czując ogromną gulę w gardle.
Nawet nie zauważył, kiedy od tego wszystkiego do oczu naszły mu
łzy. – Nie wiem co jest między nami, co do ciebie czuję, ale
chciałem ciebie! Jak już mnie wyruchałeś, mogłem znaleźć sobie
innego, ale chciałem spotykać się z tobą! W szpitalu tylko
czekałem, aż do mnie przyjdziesz! – ani na chwilę nie spuszczał
z tonu, słowa coraz szybciej opuszczały jego usta, a on miał
wrażenie, że za chwilę, jak ostatnia ciota, się rozklei. – A ty
znalazłeś sobie kogoś na moje zastępstwo – dodał już ciszej i
odetchnął, mrugając szybko.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kenneth
stał osłupiały, teraz już nie mając pojęcia, co na to
odpowiedzieć. Eliot chyba kłamał... albo nie zdawał sobie sprawy,
jak to było być z innymi facetami. Nie rozumiał go. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Zanim
się odezwał, wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić.
Nie chciał, żeby głos go zdradził. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nie
wiesz co do mnie czujesz? Czy nie chcesz mi powiedzieć? – Sam nie
wiedział dlaczego akurat o to zapytał. Nie miał kompletnie
pojęcia, jak poprowadzić tę rozmowę, bo coś mu mówiło, że
Eliot go po prostu oszukiwał.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">O'Conner
odwrócił wzrok i zamarł na chwilę. Co miał mu powiedzieć? Że
się chyba zakochał? Nie, na pewno tego nie zrobi, nie będzie
facetowi wyznawać miłości, bo to już byłby szczyt wszystkiego.
Zresztą, chyba i tak zbyt wiele mu powiedział.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Idź
już – odezwał się ochrypłym od wcześniejszych krzyków głosem.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nie.
– Kenneth nie miał zamiaru odpuścić. – Nie zdradzałbym,
gdybym wiedział, że mam coś pewnego. Myślisz, że dlaczego
zostawiłem Dereka? Był taki sam jak ty. – Odetchnął ciężko,
widząc zaskoczone spojrzenie O'Connera. – Byliśmy w związku, ale
on miał mnie kompletnie gdzieś. Teraz z tobą nie jestem w związku,
ale dla ciebie to tylko zabawa. A ja już zdążyłem się zabawić
wcześniej – dodał i odwrócił wzrok. Wpatrzył się w wejście
do salonu i przymknął na kilka sekund oczy. Musiał ochłonąć. –
A ty musisz się zabawić, kiedy już odkryłeś, co to znaczy mieć
w łóżku faceta, a nie jakąś napompowaną cipę. – Wzruszył
ramionami, nie mogąc powstrzymać uczucia zalewającego go żalu.
Czuł, że teraz zakończą to raz a porządnie.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">I
naprawdę myślisz, że ciągnąłbym to wszystko z jednym facetem
przez trzy miesiące? – zapytał, opierając się plecami o ścianę.
Gdy już wybuchnął, czuł się dziwnie zmęczony i jakiś taki...
odkryty? – Gdybym chciał, to dawno znalazłbym sobie kogoś
jeszcze, ale zamiast o innych fiutach, chciałem tylko znowu spotkać
się z tobą.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Boisz
się – odparł Kenneth spokojnym głosem. Pokręcił głową. –
Boisz się, nawet nie chciałeś iść do klubu gejowskiego. Jak już
przestaniesz się bać, kogoś sobie znajdziesz. Tak zawsze jest.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">I
dlatego znalazłeś sobie kogoś na moje miejsce? – zapytał i
uśmiechnął się krzywo pod nosem. – Jak na razie to ty masz
kogoś na boku, nie ja.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Ty
spotykasz się z tą dziewczyną. Nie byliśmy niczym zobowiązani,
więc czego ode mnie oczekiwałeś? Zresztą spałem z kimś tylko
raz od naszej kłótni.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Raz?
– prychnął. – Ostatnio już z kimś spałeś – powiedział i
pokręcił głową. – Ja Dakoty nawet nie tknąłem. Nie mam z nią
już prawie kontaktu, od czasu do czasu tylko przynosi mi notatki, bo
chce, żebym zdał – dodał i skrzywił się. – Ma lepszą dupę
ode mnie? – zapytał, nie mogąc się powstrzymać. – Bardziej
pojemną? Możesz mu wsadzić do końca? – Aż uśmiechnął się
krzywo, jakby rozbawiony swoimi słowami.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">To
był jedyny raz – zapewnił, chociaż coś w nim się buntowało.
Nie powinien za to przepraszać, nie powinien czuć się winny, bo
niczego nie zrobił. Eliot niczego nie powiedział wprost, niczego
sobie nie obiecywali, więc obaj mieli wolną rękę. Przynajmniej on
tak to widział.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Zapytałem
o coś – prychnął gorzko, nie chcąc ominąć tego tematu. –
Jest lepszy?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kenneth
przewrócił oczami. Nie rozumiał już Eliota.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nie.
Nie był lepszy, zadowolony? Gdyby był, nie pieprzyłbym się z nim
tylko po to, żeby rozładować złość!</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Eliot
spojrzał na Kennetha i powoli wypuścił ze świstem powietrze z
płuc. Dopiero zaczął docierać do niego sens tej kłótni oraz to,
do jakiego miejsca może ich ona doprowadzić. Zacisnął wargi w
wąską linię, nie wiedząc co powiedzieć. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Przez
ciebie nie zdam egzaminów – odezwał się dopiero po długiej
chwili.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kenneth
nie odpowiedział, bo nie miał pojęcia, czy powinien to potraktować
jako zarzut, czy swojego rodzaju komplement. Obserwował Eliota
uważnie, zachowując przy tym odpowiedni dystans. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Więc?
– odezwał się znowu O'Conner, zirytowany brakiem reakcji ze
strony mężczyzny. – Co teraz?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">O
to sam chciałbym zapytać. – Kenneth zaśmiał się cicho i
pokręcił głową. – Co teraz? Jak to widzisz? Jak nas widzisz?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Eliot
wpatrzył się w Kennetha niemal ze strachem. Mimo że doprowadził
ich do tej rozmowy, że wykrzyczał mu wszystko w twarz, nie chciał
odpowiadać na to pytanie. Było zbyt wiążące. Otworzył usta, ale
zaraz je zamknął, zupełnie jakby się rozmyślił. Nie miał
pojęcia, co mógłby mu odpowiedzieć. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Bez
innych? – zapytał w końcu stłumionym głosem.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kenneth
uniósł brwi i spojrzał na niego z politowaniem, nie wierząc, że
po tych wszystkich krzykach, Eliot potrafił wykrzesać z siebie
tylko tyle. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">A
ta dziewczyna?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">I
tak już z nią nie jestem – odpowiedział, czując się trochę
przyparty do muru. Teraz, gdy emocje opadły, nie wiedział co mówić.
Nie patrzył nawet Kennethowi w oczy, bo po prostu się wstydził
tego wszystkiego, co wykrzyczał chwilę temu.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Tym
razem to Kenneth się zawahał. Zrobiło mu się nieznośnie gorąco,
gdy po raz kolejny się odezwał. Tym razem jednak znacznie ciszej. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Czyli...
jakbym kiedyś chciał... – odchrząknął – jakbym zaproponował
ci, żebyśmy byli razem? – zapytał, dziękując rodzicom za swoją
ciemną karnację.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Eliot
zerknął na niego i poczuł, że wypełnia go nieznajomy żar.
Niestety, O'Conner nie miał takiego szczęścia i jego rumieniec w
przytłumionym świetle wiszącej nad nimi lampy był doskonale
widoczny. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Nie
mógł się odezwać, bo głos mu po prostu uwiązł w gardle. Kiwnął
więc głową, mając nadzieję, że to wystarczy. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kenneth
zaczął oddychać głośno, zastanawiając się, czy nie zapytać
się o to już teraz, ale uznał, że nie powinien być tak
niecierpliwy. Przyjdzie na to czas. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Czyli
nie ma tej twojej pindy, ani nikogo innego, tak? – dopytał zamiast
tego, podchodząc do Eliota.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">O'Conner
wpatrzył się w niego, zaczynając szybciej oddychać. Gdy zaczynał
chodzić z Dakotą, było zupełnie inaczej niż teraz. Nie czuł tej
obezwładniającej nerwowości, mocnego bicia serca i ściśniętego
gardła.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nie
ma – mruknął, nie mogąc oderwać od niego wzroku.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Czyli...
– Kenneth przytulił Eliota lekko i wychylił głowę, żeby
szepnąć mu do ucha: – Jesteś mój, tak?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Eliot
już nie wiedział jak to możliwe, że jego serce biło tylko
szybciej i szybciej. Zwilżył wargi i nie zastanawiając się nad
konsekwencjami, jakie niesie za sobą potaknięcie, odpowiedział:</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Jestem.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kenneth
od razu go pocałował, czując na plecach dreszcze przyjemności.
Nie potrafił się opanować, gdy przycisnął Eliota jeszcze mocniej
do siebie. Chyba jeszcze nigdy tak się nie czuł. Nikt mu nie
powiedział, że był jego. Eliot był tylko jego i on na pewno tego
dopilnuje. Nawet jeżeli go nie zapytał o to wprost, już uważał,
że byli razem. I na tę myśl wstąpiła w niego nowa energia.
Całował Eliota z pasją, zupełnie wyrzucając z głowy Vincenta. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Eliot
odpowiedział na pocałunek równie żarliwie, a wszystkie poprzednie
emocje, jakie odczuwał, zamieniły się w głębokie podniecenie i
pożądanie. Chciał Kennetha. W tamtej chwili tylko Kennetha,
pomyślał i nachylił się nad nim, całując go jeszcze bardziej
energicznie. Czuł silne ręce otaczające jego pas, niepozwalające
mu się przewrócić. Aż zamruczał, gdy poczuł przy sobie wzwód w
spodniach kochanka.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nigdy
– sapnął między jednym pocałunkiem a drugim – do niego –
znów go pocałował – nie jedź.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Chodź,
bo sobie przeciążysz nogę – mruknął Kenneth, uśmiechając się
lekko. Chciał tego. Ta świadomość spłynęła na niego z
zadziwiającą siłą, gdy przeszli do sypialni Eliota. Wiedział, że
nie będzie mógł zostać na noc, chociaż cholernie chciał to
zrobić.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Eliot
w tamtym momencie czuł się jak pijany szczęściem. Nie myślał co
będzie jutro, za tydzień, za miesiąc. Liczyła się ta chwila,
kiedy opadli na jego łóżko, a on miał świadomość, że Johnson
był jego. W pełni. Znów wrócili do całowania się, powoli
pozbywali się części garderoby, najpierw na podłogę opadły
koszulki, a zaraz po nich spodnie. Mieli wrażenie, że to zbliżenie
stało się jeszcze bardziej namiętne, niż wszystkie inne. Eliot w
pewnym momencie złapał Kennetha za pośladki, wsunął między nie
palce i nagle czar prysł, gdy wyczuł lekką lepkość. Momentalnie
odepchnął od siebie Johnsona z obrzydzeniem.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nie
umyłeś się po nim?!</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nie
miałem czasu – rzucił, wiedząc, że Eliot musiał wyczuć żel z
prezerwatywy. Przeklął się w myślach. Zupełnie o tym zapomniał
z tego wszystkiego.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">O'Conner
skrzywił się. Momentalnie odeszła mu ochota na seks, gdy pomyślał,
że ktoś chwilę temu miał Kennetha.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">I
byłeś z nim na dole? – to nie było pytanie, bo znał odpowiedź.
Nagle zdał sobie sprawę, że pewnie Kenneth temu komuś się oddał,
bo po prostu był lepszy od Eliota. Pewnie miał większego, pomyślał
i aż się skrzywił, bo mały penis był jego jedynym i największym
kompleksem.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kenneth
w tym momencie poczuł się tak, jakby naprawdę dał dupy jakiemuś
obleśnemu facetowi. Podciągnął bokserki i usiadł na łóżku,
chyba jeszcze nigdy nie czując się tak jak teraz. Bo nigdy nie
musiał znosić tego rodzaju upokorzenia. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Odetchnął
cicho i zerknął na Eliota, nie wiedząc, co ten zrobi. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Tylko
raz – wytłumaczył, czując się z tym jeszcze gorzej, bo
wiedział, że stracił jakąkolwiek umiejętność panowania nad
sytuacją.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Eliot
przełknął ślinę. Nie wyobrażał sobie teraz seksu, jeszcze jak
myślał, że pewnie chwilę temu penisa Kennetha ssał jakiś inny
facet. Na pewno nie chciał tego robić bezpośrednio po nim. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Idź
się umyć – odezwał się cicho i odwrócił wzrok. – Jak
wyjdziesz, to na prawo jest łazienka.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kenneth
nie miał pojęcia, co powinien odpowiedzieć, więc po prostu wstał
i skierował się do łazienki, jednocześnie zastanawiając się,
ile mieli czasu, aż rodzice Eliota nie wrócą z bankietu. Miał
nadzieję, że zabawią tam dłużej. Najlepiej całą noc, bo zdał
sobie sprawę, że chciał zasnąć z Eliotem. Był wykończony
dzisiejszym dniem, a perspektywa powrotu jeszcze bardziej go
przytłaczała. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Kenneth
dłuższą </span></span><span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;"><u>chwilę</u></span></span><span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">
nie wracał, więc Eliot miał czas na przemyślenie swojej sytuacji,
ale ostatecznie i tak tego nie zrobił. Nie chciał burzyć tego
momentu, w którym po prostu czuł się szczęśliwy. Gdy czekał na
kochanka, postanowił się jakoś przygotować do tego, co będą
robić. Zdjął z siebie ubrania i rozłożył się nago na łóżku,
dobrze wiedząc, że z gipsem pewnie nie wygląda tak seksownie,
jakby chciał. </span></span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kenneth
zdążył się wykąpać i zabrać bokserki do ręki, gdy usłyszał
chrzęst zamka. Był wtedy na korytarzu zupełnie nago, więc w dwóch
krokach pognał do pokoju Eliota i zamknął głośno drzwi. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Twoi
rodzice wrócili! – warknął, widząc zaskoczoną minę O'Connera.
– Która jest, kurwa, godzina?!</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Eliot
spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami i po chwili, jakby na
potwierdzenie słów kochanka, usłyszał stukot obcasów mamy w
przedpokoju.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Eliot?
– zawołała jego rodzicielka, a on momentalnie pobladł, gdy kroki
zrobiły się coraz głośniejsze.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Pod
łóżko! – syknął do Kennetha, nie widząc innego wyjścia.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kenneth
wcześniej zdążył zamknąć drzwi, więc miał trochę czasu na
ewakuowanie się pod łóżko. Po drodze zgarnął jeszcze swoje
rzeczy, wiedząc, że to zajmie mu zdecydowanie mniej czasu[,] niż
ponowne ubranie się. Zdarł sobie skórę na kolanie, gdy padł na
podłogę i wszedł pod łóżko. Miał tylko nadzieję, że mama
Eliota nie schyli się, żeby pozbierać ubrania syna porozrzucane na
podłodze. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">W
międzyczasie Eliot przykrył się kołdrą, która trochę opuścił,
by zakryć szczelinę między podłogą, a łóżkiem i już po
chwili zobaczył, jak klamka się porusza. Wystrojona w czerwoną,
obcisłą sukienkę Rose stanęła w progu i spojrzała na niego
zaskoczona.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Biegłeś?
– zapytała.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nie,
byłem na korytarzu, ale wszedłem do pokoju – powiedział, modląc
się w duchu, żeby nie drążyła tematu i sobie poszła. –
Dlaczego tak szybko wróciliście?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Tatę
rozbolał żołądek. U Thomsonów podali jakiegoś nieświeżego
łososia. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo mnie też trochę boli
brzuch. – Pokręciła głową i rozejrzała się po pokoju.
Zorientowała się, że jej syn leżał już nagi w łóżku, więc –
ku uldze Kennetha i Eliota – wycofała się z pokoju, życząc
tylko dobrej nocy.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Eliot
aż odetchnął, po czym szybko wstał i w kilku niezbyt zgrabnych
ruchach dopadł do drzwi, by przekręcić w nich kluczyk. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Ja
pierdole – sapnął O'Conner, słysząc szuranie za sobą. Gdy
odwrócił się w stronę łóżka, zobaczył Kennetha wyczołgującego
się spod niego. Parsknął śmiechem, nagle tym bardzo rozbawiony. –
Byś zobaczył swoją minę, jak wleciałeś do pokoju!</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Johnson
przewrócił oczami, zakrywając kroczę bokserkami, jakby rodzice
Eliota mieli jeszcze wejść do jego pokoju. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Co
byś powiedział, jakby mnie zobaczyli? – mruknął i w końcu
usiadł na łóżku. Mówili ściszonymi głosami. – Włączmy
jakąś muzykę. Będę musiał chyba zostać do rana, hm? –
zapytał, powstrzymując uśmiech. Chciał spać z Eliotem. Zwłaszcza
po tym, co sobie powiedzieli.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Chyba
nie masz innego wyjścia – powiedział i usiadł przy Kennecie,
patrząc na niego kątem oka. Nie potrafił określić tego co teraz
czuł, ale był szczęśliwy. Pochylił się do kochanka i pocałował
go lekko w usta. – To co teraz?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">No
nie wiem, co chcesz? – zapytał i uśmiechnął się lekko,
rzucając bokserki na podłogę.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Eliot
spojrzał mu w oczy, zagryzając wargę. Czuł, jak między nimi
rośnie napięcie, jednak w ostatniej trzeźwej myśli złapał za
pilota i włączył wieżę, a pomieszczenie wypełniły ciche akordy
jakiejś housowej muzyki. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">A
jak ci się wydaje? Bo ja mam wrażenie, że mamy całą noc.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nie
dasz rady całą noc – rzucił z rozbawieniem Johnson, chociaż
wiedział, że to on mógł mieć z tym problem.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nie
kochaliśmy się prawie przez miesiąc – wytknął mu, marszcząc
brwi. – Powinieneś teraz się mną zająć – dodał tonem
obrażonego królewicza.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Uważaj
tylko na tę nogę – rzucił i pochylił się, żeby pocałować
Eliota po boku twarzy. Objął jego kark i zacisnął na nim palce.
O'Conner niesamowicie pachniał.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Eliot
aż sapnął i pozwolił Kennethowi na wszystko, już bez żadnych
wyrzutów i wytykania mu, że chwilę temu z kimś spał. Zaczęli
kotłować się w pościeli, a ich wszystkie ruchy były dość
delikatne ze względu na stan zdrowia młodego O'Connera. Nie każda
pozycja była wygodna, próbowali znaleźć taką, która będzie im
obu najbardziej pasować. Ocierali się o siebie swoimi sterczącymi
erekcjami, aż w pewnym momencie Kenneth złapał oba penisy i zaczął
je razem stymulować ręką.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Kurwa
– sapnął Eliot, aż się pod nim wyginając. Nie trwało to
długo, bo już po chwili obaj doszli, ochlapując swoje brzuchy. Nie
mieli sił, ani możliwości, by zrobić coś więcej. Po wszystkim
O'Conner przewrócił się na Kennetha, zaczynając go z pasją
całować. Kiedy nie mówili[,] było lepiej, doszedł do wniosku,
przytulając się do ciepłego ciała Johnsona.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kenneth
oddychał głęboko, gdy zmęczeni nawet pocałunkami, zaczęli
powoli zasypiać. Uśmiechał się lekko i gładził umięśnione
plecy O'Connera. Dopiero teraz było właściwie. Ufał Eliotowi na
tyle, żeby móc przy nim po prostu zasnąć. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Boli
cię noga? – zapytał cicho, przerywając senną ciszę między
nimi.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Swędzi
– odpowiedział i zaśmiał się cicho. – Ten gips to najgorsze
co mogłem dostać – dodał i wychylił się, by pocałować jego
spoconą szyję. – Nie będziesz się już więcej z nim spotykał?
– zapytał nagle, a senność, z jaką zmagał się jeszcze chwilę
temu, odeszła, nie pozostawiając nic po sobie.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nie.
W końcu coś sobie obiecaliśmy, tak? A z tą twoją laską... Jak
będzie chciała, żebyś ją wypieprzył? – mruknął Kenneth i
przesunął się tak, żeby spojrzeć Eliotowi w oczy.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nie
będzie chciała – odpowiedział Eliot i zaczerwienił się lekko.
– Rzadko z nią uprawiałem seks i nigdy nie była zadowolona –
wyznał pod wpływem chwili. W końcu dzisiaj i tak już wiele
Kennethowi powiedział.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Ja
zawsze byłem – wypalił, chcąc dodać mu pewności siebie.
Uśmiechnął się nerwowo, wyczuwając spojrzenie Eliota.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Zawsze?
– zapytał, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. – Nawet
za pierwszym razem? – dopytał.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">W
seksie nie zawsze chodzi tylko o pieprzenie – przypomniał mu
cicho, mając nadzieję, że w jego głosie nie będzie słychać
nerwowości. Czuł się niepewnie, bo nikt go wcześniej nie
przyzwyczaił do takich wyznań.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Eliot
przełknął ślinę. To zabrzmiało dość... poważnie. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Kim
on był? – zmienił temat, kładąc głowę na jego piersi. Miał
wrażenie, że kontakt wzrokowy podczas takiej rozmowy był dość
niebezpieczny.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Kto?
– Kenneth zmarszczył brwi, a jego ręką przestała głaskać
skórę Eliota.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Ten
facet – mruknął, wtulając policzek w jego tors. – Przystojny?
– zapytał, nie mogąc ukryć zazdrości w głosie.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">To
klient z kawiarni. Jakoś... spotkaliśmy się kiedyś w
hipermarkecie i dał mi swój numer – mruknął Kenneth, nie chcąc
o tym rozmawiać. Bo po co? To już było za nimi.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Eliot
spiął się, ale nic nie powiedział. Westchnął tylko ciężko i
po chwili podniósł się, by pocałować Kennetha w usta.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Śpijmy
już.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Rano
wyjdę przed twoim tatą? Mam pracę w południe – wytłumaczył,
ciesząc się, że miał na drugą zmianę.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Możesz
zostać dłużej, nie będą się do nas dobijać, bo wiedzą, że
śpię do południa – powiedział, naciągając na nich kołdrę.
Kiedy położył się u jego boku, uśmiechnął się pod nosem.
Podobał mu się ten wieczór, mimo wszystko.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Kenneth
przykrył ich kołdrą, chociaż wiedział, że Eliot w czasie snu i
tak ją z niego zdejmie. Westchnął cicho i rozejrzał się. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Masz
jakiś dodatkowy koc? – zapytał, chcąc się nim przykryć, a
kołdrę oddać Eliotowi.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Mhm,
powinien być w komodzie – powiedział, nie odsuwając się od
niego. – A po co ci?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Żebym
się przykrył? Wiesz, że zabierzesz mi całą kołdrę! – zaśmiał
się i spróbował wstać z łóżka, ale Eliot objął go mocniej,
nie pozwalając mu się ruszyć. – Pójdę po niego – mruknął,
czując w klatce przyjemne ciepło. Czuł się trochę jak
nastolatek, jakby pierwszy raz się zakochał. A przecież miał
wrażenie, że kochał Dereka. Z Eliotem było zupełnie inaczej.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Nie
zabiorę – mruknął, nie chcąc się poruszyć. – Obiecuję, że
nie zabiorę – dodał z rozbawieniem, obejmując go jeszcze
ciaśniej. Na razie nie miał nawet ochoty[,] by odsuwać się od
Kennetha, więc, wydawało mu się, że Johnson może być o kołdrę
spokojny.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">A
jak zabierzesz? – Kenneth nie wydał się przekonany.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">To
wtedy wstaniesz i wyciągniesz sobie koc – powiedział i potarł
policzkiem jego sutek. – Albo spróbujesz wyrwać mi kołdrę –
dodał z rozbawieniem. – Ale teraz się nie ruszaj. Jest mi
wygodnie, nie psuj tego – zganił go.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Jaki
książę z ciebie! – żachnął się Kenneth, ale nie miał
zamiaru nic robić. – Jak zabierzesz mi kołdrę – zaczął i
przygryzł krótko wargę, gdy Eliot znowu dotknął jego sutka. –
Będę mógł zrobić z tobą co będę chciał w seksie – rzucił
i zjechał ręką niżej, ale nie dosięgnął pośladków kochanka.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;">Eliotowi
zrobiło się goręcej i przez chwilę nie wiedział, czy dla swojego
bezpieczeństwa i komfortu psychicznego lepiej nie było zaprzeczyć.
</span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Czyli?
– dopytał, nie chcąc się w nic wpakować. Położył dłoń na
podbrzuszu Kennetha i potarł jego twarde włoski łonowe. – Jakie
masz fantazje?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Zobaczysz.
– Kenneth uśmiechnął się szeroko. Nie przejmował się, która
była godzina, bo jutro i tak będzie mógł się wyspać co najmniej
do dziesiątej. – Więc umowa stoi, czy mam iść po koc?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Stoi
– odpowiedział po chwili milczenia i aż zwilżył wargi, bo był
ciekawy, co Kenneth wymyślił. – Ale nie ciesz się zawczasu,
dzisiaj będę grzeczny – dodał z szerokim uśmiechem.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span style="font-size: small;">Jasne
– rzucił Kenneth, po raz pierwszy, odkąd dowiedział się, jak
Eliot potrafi wiercić się podczas snu, miał nadzieję, że
O'Conner zabierze mu kołdrę.</span></span></span></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-65497792515013827962016-04-11T22:44:00.000+02:002016-04-11T22:44:51.793+02:0036. Clash <div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: large;"><b>Rozdział
36</b></span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Vincent
nie miał bynajmniej zamiaru odpuścić sobie Dereka. Przekonał się
już, że jeżeli chodziło o spotkanie, Goldner po prostu by się
nie zgodził. Musiał więc wymyślić coś innego, a najlepszym
sposobem, było użycie niegroźnego kłamstwa. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">"Hej,
będziesz w weekend w domu? Potrzebuję pomocy, samochód mi się
zepsuł i nie mam jak odebrać pewnej rzeczy." </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Derek,
jak Vincent się spodziewał, nie odpisał od razu. Zdążył jednak
poznać go na tyle, żeby wiedzieć, że powinien mu dać trochę
czasu. Dlatego napisał wcześniej, już we wtorek. I niestety, aż
do czwartku musiał czekać na odpowiedź od niego, na co jednak już
był przygotowany.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">„<span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Kiedy
w weekend?” – napisał tylko Derek, ale Vincent już wiedział,
że wygrał. Czuł, że mężczyzna wciąż czuł do niego słabość
i teraz nie chciał z niego rezygnować.</span></span></span></div>
<a name='more'></a><span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;"> </span></span></span>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">"Sobota?
Niedziela? Dopasuję się. Muszę po prostu jechać do Glencoe żeby
odebrać pewną rzecz, a samochód mam niedostępny do przyszłego
tygodnia" – napisał mu po godzinie, gdy tylko zorientował
się, że Derek odpowiedział mu na wiadomość. Musiał podejść do
Goldnera sposobem, jeżeli chciał mieć u niego jeszcze jakieś
szanse. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">„<span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">No
dobra, mam czas o piętnastej w sobotę” – odpisał Derek po
kwadransie, przez co poprawił humor Vincenta na najbliższe dwa dni.
Goldner nieświadomie wpakował się w spiskowy plan Moora. </span></span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Vincent
wszystko zaplanował. Derek był dla niego o tyle ciekawym okazem, że
jako jedyny z wszystkich dotychczasowych kochanków Moore'a zmuszał
go do urządzenia prawdziwego polowania. Czuł się przy nim jak
jakiś zdobywca i im bardziej Goldner się od niego odsuwał, tym
bardziej Vincent go chciał. Jeszcze nigdy w nic się tak nie
zaangażował jak w zaciągnięcie Dereka do łóżka. Wiedział
jednak, że gdy to już się stanie, nie zrezygnuje z tego faceta, a
będzie chciał go owinąć sobie wokół palca tak, by mężczyzna
też się zaczął o niego ubiegać.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">W
niedzielę rano wszystko miał już dopięte na ostatni guzik.
Cholera, pomyślał i spojrzał na ekran laptopa. Jeszcze raz
przeczytał maila o rezerwacji i uśmiechnął się pod nosem. Nigdy
w życiu by nie pomyślał, że będzie tak stawać na głowie dla
jednego faceta!</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">*</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Derek
podjechał pod wskazany adres. Zaparkował przy ulicy i spojrzał na
zegarek, żeby upewnić się, że był na czas. Wieżowiec był duży
i należał do tych luksusowych, ale właśnie tego się spodziewał.
Vincent pracujący w korporacji na wysokim stanowisku, miałby
mieszkać na jakimś zwyczajnym osiedlu? </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Wciąż
się dziwił, że mężczyźnie chciało się o niego zabiegać. </span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Nie
wiedział, </span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">co
powinien o tym myśleć. Nie miał zamiaru odmawiać pomocy, bo sam w
przyszłości może jej potrzebować, a wtedy głupio byłoby się
zwrócić do Vincenta. Nie chciał też zostawiać kumpla w
potrzebie. O ile można go tak nazwać. </span></span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">W
pewnej chwili zobaczył, że z apartamentowca wyszedł Vincent. Miał
na sobie świetnie dopasowane dżinsy i obcisły, szary t– shirt.
Wyglądał świetnie, to Derek, czy chciał czy nie, musiał mu
przyznać. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Hej
– rzucił, gdy wsiadł do samochodu. Podciągnął okulary w typie
pilotek z nosa na czoło i posłał Derekowi szeroki uśmiech. –
Dzięki, że się zgodziłeś.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Spoko.
– Goldner uśmiechnął się lekko, zastanawiając się, jakim
cudem taki facet się nim interesował. Byli zupełnie inny. Derek
nigdy nie dbał w taki sposób o swój wygląd. Przełknął ciężko
i odpalił silnik. – Więc, gdzie mamy jechać?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">W
stronę XX, mówiłem ci – powiedział i uśmiechnął się do
niego, przez dłuższą chwilę nie odrywając wzroku od profilu
Dereka. – Dobrze wyglądasz – </span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;"><u>skomplementował</u></span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">
go.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Derek
nie odpowiedział. Spiął się, nie mając pojęcia, jak zareagować
na ten komentarz. Dziwnie się czuł, nie był przyzwyczajony do
takich słów. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Najszybciej
będzie, jak pojedziemy na autostradę, hm? – mruknął, ustawiając
drogę na GPS-ie. </span></span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Tak,
chyba tak – powiedział i uśmiechnął się do niego, ciesząc
się, że wpadł na tak genialny pomysł. – Co u ciebie? –
zapytał.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Bez
zmian. – Derek wzruszył ramionami i włączył muzykę. Zerknął
na Dereka. – A u ciebie? Co ci się stało z tym wozem?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Coś
z rozrusznikiem – odpowiedział mu, wymyślając na poczekaniu. –
Oddałem do naprawy i teraz jestem bez samochodu – wyjaśnił.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Derek
zaczął wypytywać, ale przestał, gdy Vincent odpowiadał
wymijająco, cały czas schodząc na inne tematy. Rozmowa z początku
toczyła się bardzo opornie, ale ku zdziwieniu ich obu, przyjemnie.
Paradoksalnie coraz lepiej czuli się w swoim towarzystwie, bo w
jakiś dziwny sposób utworzyli nić porozumienia – Derek ze swoim
introwertyzmem, a Vincent z próbami przełamania skorupy Goldnera.
Nie można było uznać, że ta skorupa zaczęła się kruszyć pod
wpływem Moora. Derek też w pewien sposób zaczął go
rozpracowywać. Vincent nawet nie wiedział kiedy opowiedział mu o
swoim byłym, Danielu Smithie, przez którego znalazł się tutaj w
Chicago. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"> <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Derek
nic nie wspomniał o Kennecie, ale z uwagą wysłuchał Vincenta.
Zastanawiał się, czy opowiadał o swoich niepowodzeniach każdemu?
Może robił to szczerze i po raz pierwszy mężczyzna spuścił swój
cel – seks – z zasięgu wzroku i skupił się na prostej
rozmowie?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Nie
pasowaliśmy do siebie – skwitował w końcu i wzruszył ramionami.
– A ty? Jakich miałeś facetów? – zainteresował się.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Kilku,
nie ma o czym opowiadać – wykręcił się i zjechał z autostrady,
jak polecił mu głos w GPS-ie. Zmrużył oczy, gdy zachodzące
światło go poraziło. – Jesteśmy już blisko.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Nie
ma? – zapytał Vincent i zmarszczył brwi, niezadowolony taką
odpowiedzią. Dereka zawsze trzeba było ciągnąć za język. – Na
pewno jest – powiedział i pochylił się bardziej w jego stronę.
– Ile najdłużej byłeś w związku? – zainteresował się.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Długo.
I nie chcę o tym gadać – dodał. Jechali właśnie drogą stanową
numer czterdzieści jeden,</span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">
niedaleko </span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">wybrzeża,
a ich cel coraz bardziej się </span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;"><u>przybliżał</u></span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">.
– Za dziesięć minut powinniśmy być – poinformował, zerkając
na GPS[-]a.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Vincent
uśmiechnął się z zadowoleniem i rozsiadł na fotelu. Był ciekawy
reakcji Dereka, teraz przecież już mu nie ucieknie, pomyślał, gdy
wjechali do małego miasteczka i wreszcie zatrzymali się pod
budynkiem w rustykalnym stylu.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Jesteśmy
– powiedział z zadowoleniem, odpinając pas. – Chodź ze mną –
rzucił do Goldnera.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Masz
coś do załatwienia w restauracji? – zdziwił się Derek, widząc
szyld. – Ok, ale... ja mogę zaczekać tutaj. Chyba że później
chcesz coś zjeść. </span></span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">*</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Eliot
przez cały tydzień chodził dziwnie rozdrażniony. Brak kontaktu z
Kennethem wpływał na niego zdecydowanie negatywnie, nie mógł się
na niczym skupić, a egzaminy miał przecież za pasem. Johnson w
ogóle się do niego nie odzywał, co jasno wskazywało na to, że
się obraził, on zresztą też nie miał zamiaru wychodzić z
inicjatywą, jednak powoli stawało się to coraz bardziej nieznośne.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Zakochał
się?</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Nie.
Boże. Oczywiście, że nie. Kenneth był facetem, mieli zajebisty
seks, przyjaźnili się, ale zakochanie się w nim to już byłoby
dla Eliota stanowczo za dużo. Nawet nie chciał sobie tego
wyobrażać, jednak świadomość, że Johnson mógł być teraz z
kimś innym wywoływała u niego nieznane dotąd reakcje. To już nie
była zazdrość, wiedział to. To był bardziej... ból? Cholera,
jak to pedalsko brzmi. Nie potrafił sam określić, co się z nim
działo. Albo może nie chciał tego określać? Właśnie dlatego
nie odzywał się do Kennetha przez </span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;"><u>prawie</u></span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">
tydzień, chociaż często już </span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">niemalże</span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">
łapał za telefon, czasem nawet otwierał wiadomość tekstową, by
po chwili odrzucić aparat ze złością.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Brakowało
mu Kennetha. Cholernie mu go brakowało.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">*</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Vincent
nie spodziewał się, że ten dzień może być jeszcze lepszy. Gdy
już Derek odwiózł go do mieszkania, przyszedł do niego SMS od
Kennetha, który proponował mu spotkanie jeszcze dzisiaj. Nie miał
zamiaru po tym wszystkim, co dzisiaj zdarzyło się z Goldnerem,
rezygnować z seksu, więc od razu się zgodził.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Kenneth
przyjechał punktualnie, kiedy się umówili i podobnie jak
poprzednim razem, rzucił się na niego już w drzwiach. Tym razem
złość z niego wyparowała, nie było już tak agresywnie, więc
Vincent mógł wykorzystać swoją szansę. Pchnął Kennetha na
ścianę i złapał jego pośladki obiema dłońmi. Nic nie mówiąc,
zaczął je ściskać, by dać Johnsonowi do zrozumienia, na co ma
dzisiaj ochotę. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Nie
spodziewał się, że Johnson da się zdominować. Walczył chwilę,
ale w pewnym momencie odpuścił i Moor miał wrażenie, że
dzisiejszego dnia złapał Pana Boga za nogi. Właśnie o to mu
chodziło. O seks z takim wielkim, umięśnionym murzynem.
Masturbował Kennetha szybko, jednocześnie zakładając na penisa
prezerwatywę. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Tylko
żeby nie pękła – usłyszał stłumiony głos Johnsona, który
leżał na jego łóżku i wypinał się. Ciemne pośladki
prezentowały się niesamowicie i Vincent co chwilę je dotykał,
przejeżdżając palcami po odbycie Johnsona.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Kenneth
chciał to zrobić. Miał wrażenie, że jeżeli nie pozwoli komuś
innemu się zdominować, zawsze już będzie uwiązany przy Eliocie.
Kiedy poczuł jego penisa przy swoich pośladkach, odetchnął
ciężko, starając się odsunąć myśli o O'Connerze na bok.
Vincent wszedł w niego nie tak gładko, jak robił to Eliot, którego
penis był zdecydowanie mniejszy. Moore był jednak za to o wiele
mniej delikatny. Nie całował Johnsona po plecach, nie mówił mu
niczego do ucha, nie obejmował. To był prawdziwy, męski seks,
nienastawiony na żadne ponadprogramowe pieszczoty.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Było
inaczej niż z Eliotem, ale w pewien sposób też inaczej niż z
Derekiem, bo chociaż z nim też kochali się „po męsku” –
mocno i namiętnie, Goldner okazywał mu dużo więcej
zainteresowania. Kenneth wiedział, że w jakiś sposób mu zależało.
Nie było bezosobowo. Związek, który tworzyli[,] opierał się
przede wszystkim na mocniej przyjaźni, przez co seks wydawał się
nie tyle czuły, co po prostu bliższy, bezpieczniejszy. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Gdy
skończyli, Kenneth tylko w połowie czuł się usatysfakcjonowany.
Już miał się podnieść i zacząć zbierać się do mieszkania (bo
z Vincentem nie miał co liczyć na wspólnie spędzoną noc; zresztą
nawet jej nie chciał), gdy nagle rozdzwonił się jego telefon. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Vincent
leżał na łóżku, zadowolony jak nigdy i obserwował Kennetha spod
półprzymkniętych powiek. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Chcesz
zostać? Możemy się czegoś napić, a później znowu będziemy się
pieprzyć. Było zajebiście – przyznał, czując rozpierającą go
energię na myśl, że w końcu zaliczył takiego murzyna. Było
niesamowicie, chociaż czuł, że Johnson nie był z nim myślami.
Może dlatego Moor nie miał zamiaru odpuszczać sobie Dereka. Dopiął
swego i przespał się z typem faceta, o którym marzył, ale Kenneth
przychodził tutaj tylko po to, żeby się na kimś odegrać.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Johnson
podniósł się i podszedł do swoich spodni, z których wyciągnął
telefon. Nie od razu odpowiedział Vincentowi, bo gdy zobaczył, kto
do niego dzwonił, od razu stracił wątek. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Ja...
uh.. muszę odebrać – rzucił i wyszedł szybko z sypialni,
jednocześnie zamykając za sobą drzwi. Nie chciał, żeby Vincent
go usłyszał. Przeszedł do kuchni i odebrał, czując bijące jak
dzwon serce. Denerwował się.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Kenneth?
– usłyszał skruszony głos Eliota. – Masz dzisiaj czas? Ja...
chciałbym się spotkać – mówił, a Johnson od razu wyłapał
nerwowe nuty w tonie kochanka. – I... pogadać?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Kenneth
przygryzł wargę, myśląc gorączkowo. Nie wiedział, czy powinien
się godzić, czy nie. Kilka ostatnich dni było ciężkich. Ginger i
Emma od razu zauważyły, że coś było nie tak, ale nie chciał im
nic mówić. To były sprawy między nim a Eliotem. Zresztą... nie
uśmiechało mu się, żeby przyznawać się przed kimkolwiek, że
okazał się większą ciotą od Eliota. Bo to w końcu jemu zaczęło
zależeć. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Kenneth,
naprawdę chcę to jakoś wyjaśnić – ciągnął Eliot, gdy nie
usłyszał odpowiedzi od Johnsona. Dawno już się tak nie denerwował
przy rozmowie. Było mu na przemian gorąco i zimno, a ostatni
posiłek podchodził mu do gardła, czuł jednak, że była to
sprawa, którą musiał załatwić jak najszybciej. Brakowało mu już
Johnsona i wcale tu nie chodziło o seks, z czego boleśnie zdawał
sobie sprawę. – Nie chcę się kłócić.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Wiesz,
że powinniśmy od siebie odpocząć – mruknął Kenneth i ciężko
przełknął ślinę. Dziwnie się </span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">poczuł
</span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">bez
ubrań, jeszcze w mieszkaniu Vincenta.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Odpocząć?
– zapytał Eliot, mając wrażenie, że coś się w nim zapada. –
Spławiasz mnie teraz? – dodał, ale wcale nie brzmiał agresywnie.
W tamtym momencie nie panował nad swoim głosem, </span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;"><u>poczuł</u></span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">
się tak, jakby tracił coś ważnego, jednak nie mógł dokładnie
tego zidentyfikować, bo nigdy wcześniej nie znalazł się w takiej
sytuacji. – Jak znalazłeś sobie kogoś innego, to mi mogłeś
powiedzieć. Ja bym wtedy nie... – Zamilkł, bo zdał sobie sprawę,
że się zagalopował.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Co
byś wtedy nie? – mruknął Kenneth, wyglądając przez okno.
Vincent miał piękny widok na Chicago. Był bogaty. Bogaty,
zapatrzony w siebie i skupiony tylko na przyjemności, przemknęło
mu jeszcze przez myśl. – Zadzwonię do ciebie za chwilę, okej? Bo
teraz jestem zajęty – rzucił, wiedząc, że musi porozmawiać z
Eliotem, gdy już będzie w samochodzie.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Zajęty,
zabrzęczało w głowie O'Connera.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Jasne
– odpowiedział i szybko się rozłączył, wiedząc już, że
stracił nad tym wszystkim kontrolę.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Kenneth
wrócił do Vincenta i po krótkiej rozmowie, pożegnał się z nim,
wykręcając się tym, że dostał ważny telefon i musi jechać.
Ubrał się i dopiero po opuszczeniu mieszkania Moora poczuł ulgę.
Nie wiedział, czy powinien mu się oddawać, ale z drugiej strony
nie miał się o co obwiniać. Dobrze zrobił, że dał sobie chwilę
odpoczynku, że skupił swoją uwagę na kimś innym. Teraz to Eliot
pierwszy odpuścił. </span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;">Kiedy
wsiadł do samochodu, nie ruszył od razu. Sięgnął po telefon i
wpatrzył się w wyświetlacz, dopiero po długiej chwili decydując
się wybrać numer Eliota. Wystarczyły dwa sygnały, by O'Conner
odebrał.</span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Tak?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Już
mogę gadać – mruknął Johnson, obrysowując kierownicę. Zaczął
się naprawdę denerwować. Nie chciał jechać do domu Eliota, bo
był wieczór, więc jego rodzice pewnie byli z synem. Nie wyobrażał
sobie kłócić się z O'Connerem przy nich.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">To
chyba nie jest na telefon – odpowiedział mu Eliot i zagryzł
wargę. – Przyjedziesz?</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Nie
wiem, czy to jest dobry pomysł. – Kenneth westchnął ciężko,
żałując, że Eliot nie był w swoim mieszkaniu.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Dlaczego?
– zapytał i od razu zrozumiał. – Moich rodziców nie ma, wyszli
do opery, czyli pewnie przed dwudziestą trzecią nie wrócą, bo
mieli pojawić się jeszcze na jakimś bankiecie – wyjaśnił
bardzo szybko, nerwowym głosem. Chciał to załatwić dzisiaj.
Właściwie chciał to mieć jak najszybciej z głowy, bo ta
niepewność przez ten tydzień niemal go zżerała.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">A
twoja gosposia? – wypytał Kenneth, sam nie będąc przekonany. Nie
wiedział, czy powinien znowu jechać do Eliota. Czuł, że najlepiej
byłoby, gdyby zerwał tę znajomość. Nie mogło wyniknąć z niej
nic dobrego.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">O
tej godzinie już nie pracuje – odpowiedział Eliot, mając
wrażenie, że to naprawdę ostatnia szansa. – Jak nie chcesz, to
ja do ciebie przyjadę – rzucił, już nawet się nie
zastanawiając. Musiał to załatwić.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">– <span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Masz
złamaną nogę. Jak chcesz do mnie przyjechać? – zaśmiał się
Kenneth i w końcu odpalił samochód. – Dobra, zaczekaj, będę za
pół godziny.</span></span></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">Eliot
odetchnął z ulgą, ale nie na długo, bo szybko sobie uświadomił,
że czeka go z Kennethem rozmowa, do której nie był kompletnie
przygotowany. Nie wiedział, co ma mówić i najważniejsze, co
</span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;"><u>chciał</u></span></span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"><span style="font-size: small;">
mu powiedzieć. Przecież chodziło tylko o to, by już było dobrze,
znowu. Przez następne piętnaście minut siedział jak dureń w
salonie, układając sobie scenariusze rozmowy. Niestety, żaden z
nich nie wydawał się dostatecznie dobry, bo w każdym czegoś
brakowało albo czegoś było za dużo. Gdy usłyszał dzwonek do
drzwi, od razu poderwał się na jednej nodze, złapał za kule i
najszybciej jak umiał, dokuśtykał do przedpokoju. </span></span></span>
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
<br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm;">
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-80190819223044338072016-04-03T20:06:00.001+02:002016-04-03T20:13:24.791+02:0035. Clash<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Dziękujemy za komentarze i zapraszamy na kolejny rozdział :) </span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Już wkrótce ukaże się też nowe opowiadanie. </span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><i>Pieprzyłeś się z kimś? </i></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br /></span></div>
<div align="JUSTIFY" style="line-height: 100%; margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<div style="page-break-before: always; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Kenneth
przyjechał do Eliota dopiero w środę. Nie chciał go naciskać,
uznał, że chwila odpoczynku dobrze im zrobi, a w międzyczasie
spotkał się z Vincentem, by pograć w kosza. Podczas meczu
chcieli sobie udowodnić, który jest lepszy. Johnson musiał
przyznać, że jego przeciwnik okazał się całkiem dobry. Nie grało
mu się z nim tak dobrze jak z Eliotem, bo starał się unikać
bliższych konfrontacji. Wiedział, że Vincent po grze oczekiwał
czegoś więcej, na szczęście z niefortunnej sytuacji Kennetha
wybawił telefon od ojca, który zadzwonił z prośbą przewiezienia
jakichś materiałów na remont. Umówił się z Moorem na
kolejne spotkanie w czwartek i wiedział, że wtedy będzie musiał
wytyczyć mężczyźnie granice. Na razie nie chciał z nim wylądować
w łóżku. Uważał, że byłoby to nie fair w stosunku do Eliota,
bo – chociaż nie zatwierdzony – ich układ zaczynał stawać się
coraz poważniejszy. A on na razie nie chciał rozpraszać swojej
uwagi na przypadkowy seks z Moorem, któremu mimo wszystko nie ufał.
W mężczyźnie było coś, co nie pozwalało uznać go za dobrego
kumpla. Wiedział, że podświadomie szukał kogoś podobnego do
Dereka. Brakowało mu przyjaciela. Może nie był materiałem na
faceta, ale wszystkie wspólne chwile, które razem spędziły, teraz
wydawały się cudownymi wspomnieniami. Derek zostawił lukę w życiu
Kennetha, którą ten próbował w jakiś sposób wypełnić. Na
przykład spotykaniem się z Vincentem.</span></div>
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Jakiś
czas później stanął pod drzwiami piętrowego domu i poczuł, jak
zaczyna się denerwować. To już nie była kawalerka Eliota,
teraz... cholera, teraz miał odwiedzić go w jego domu rodzinnym. W
końcu jednak usłyszał po drugiej stronie kroki i już gdy miał
uśmiechnąć się szeroko do swojego kochanka, przed nim stanęła
starsza, nieco zgarbiona kobieta.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Kenneth,
tak? – zapytała. – Eliot już na ciebie czeka.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Ostatnią
rzeczą, której się spodziewał, było to, że Eliot miał
służbę, ale chyba kiedyś wspominał coś o starszej Latynosce,
która gotowała im obiady. Kiedy go jednak przywitała, poczuł się,
jakby była niewolnicą rodziny O'Conner. Uśmiechnął się od razu
do swoich myśli, gdy wszedł do stylowo urządzonego, ładnego holu.
W łukowatym przejściu do salonu już zobaczył
Eliota, który siedział na kanapie i pisał coś na
laptopie, położonym na kolanach.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Zerknął
w kierunku przedpokoju, a jego twarz momentalnie rozjaśnił szeroki
uśmiech.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Hej
– rzucił, zamykając klapę notebooka i odkładając go na stół.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Hej.
– Kenneth odwzajemnił uśmiech. Eleonor zapytała, czy przynieść
mu coś do picia , więc poprosił ją o sok. Ściągnął buty i
przeszedł na bosaka, w samych skarpetkach po lśniących panelach do
salonu. Eliot siedział w bawełnianych spodenkach do kolan i czarnym
podkoszulku, stroju typowo domowym.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Spóźniłeś
się – wytknął mu, ale mimo to cieszył się, że Kenneth już u
niego był. Stęsknił się, czego już nawet nie ukrywał. –
Ostatnio często się spóźniasz – dodał i spojrzał na niego z
bliska. Miał ochotę przysunąć się i go pocałować, ale
świadomość, że w każdej chwili może tu wejść Eleonor,
skutecznie go hamowała. – Co robiłeś? – zapytał, nie mogąc
powstrzymać nutki zazdrości, jaka wcisnęła się w jego ton głosu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Różne
rzeczy – rzucił Johnson, który usiadł obok niego. Rozejrzał się
po salonu, zdając sobie sprawę, że kochanek miał naprawdę sporo
pieniędzy. A raczej jego rodzina. – Nie nudzi ci się tutaj?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Nudzi
– odpowiedział i dotknął ukradkiem jego nogi. Już się nie mógł
doczekać, kiedy zaciągnie go do pokoju i zamkną drzwi. – Ale
muszę się uczyć, więc jakoś leci – dodał, a w tym momencie do
salonu weszła Eleonor i postawiła przed Kennethem szklankę soku.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Chcesz
czegoś? – zapytała Eliota, na co ten pokręcił głową.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Nie,
dziękuję – odparł, a kobieta już po chwili zostawiła ich
samych. – Idziemy do mojego pokoju? – zwrócił się do Kennetha.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Od
razu? – zaśmiał się Johnson i sięgnął po szklankę. Popił
trochę soku, zerkając na Eliota z rozbawieniem. Wyczuł w jego
głosie napięcie i niecierpliwość. Eliot musiał być naprawdę
sfrustrowany. I pomyśleć, że ten idiota wciąż uważał się za
heteryka, Kenneth wciąż w to nie wierzył, kiedy pomagał mu wstać.
Objął go w pasie, gdy O'Conner stanął na zdrowej nodze. Wiedział
już, że pokój Eliota mieścił się teraz na parterze, bo pisali o
tym już wcześniej.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Nie
lubię tego pokoju – powiedział, gdy szli wolno w stronę
pomieszczenia. – Jest trochę mały, ale nie wyobrażam sobie
codziennie wchodzić po schodach – wyjaśnił i wszedł do swojej
tymczasowej sypialni. Faktycznie nie miała dużych rozmiarów,
znajdowało się tu tylko łóżko, płaski telewizor zawieszony na
ścianie i niska komoda.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Ważne,
że jest, Eliot – przyznał Kenneth i usiadł na łóżku, ze
szklanką soku, obserwując kochanka, który wolno przy pomocy kul,
zbliżał się do niego. Czuł kumulujące się napięcie na samą
myśl, że zaraz zaczną się całować. Po wzroku O'Connera widział,
że chłopak też o tym myślał.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Wystarczyło
tylko, że zamknęły się za nimi drzwi, a Eliot poczuł
rozpierające od wewnątrz pożądanie. Wsparł się na chwilę
ściany, by już po chwili dokuśtykać do Kennetha, pochylić się
nad nim i wcześniej odkładając kule, pocałować go na chwiejącej
się nodze.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Kenneth
jęknął, obejmując go za szyję. Pociągnął go na siebie, kładąc
się jednocześnie na materacu. Nie spodziewał się, że aż tak się
podnieci samym pocałunkiem, ale już po chwili był twardy. Dotykał
pośladków Eliota bez skrępowania przez cienki, bawełniany
materiał spodenek. W końcu nie wytrzymał i wsunął pod nie
dłonie. Ścisnął mocno jego tyłek i oderwał się od niego,
oddychając ciężko.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Eliot
sapnął i spojrzał na Kennetha roziskrzonym wzrokiem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Brakowało
mi tego – powiedział i wsunął zdrową nogę między uda
mężczyzny, dociskając kolano do jego krocza. Aż się
uśmiechnął, wyczuwając jego twardego członka.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Mi
też. Następnym razem się pilnuj, żebyś nie miał już żadnych
wypadków, studenciaku – mruknął Kenneth, jednocześnie całując
bok szyi Eliota. Wyczuł perfumy i aż uśmiechnął się lekko.
Eliot się przegotował. – Co robimy?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Zamknąłem
drzwi – powiedział i zagryzł wargę. – A pod łóżkiem mam
wazelinę – dodał, spoglądając na Kennetha znacząco. – Więc?
– zapytał i przewalił się na niego, cały czas jednak starając
się uważać na nogę. – Więc co robimy?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– A
co dasz radę zrobić? – Kenneth przejechał palcami między
szczelinie w pośladkach.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Coś
się wymyśli – odparł mu ochrypłym tonem. – Pieprzyłeś się
z kimś przez te dwa tygodnie? – zapytał, zaciskając dłonie na
jego ramionach. Zmarszczył brwi w oczekiwaniu na jego odpowiedź.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Kenneth
przełknął ciężko, bo na myśl od razu przyszedł mu Vincent. Nie
miał zamiaru się jednak do niczego przyznawać. Bo w imię czego?
Eliot nie miał prawa robić mu wyrzutów, skoro miał tę swoją
laskę na wyłączność.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Eliot
spojrzał na niego i od razu wyczuł zawahanie mężczyzny.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Spałeś
– mruknął i poczuł się tak, jakby ktoś go spoliczkował.
Starał się opanować emocje, co jednak nie było wcale takie łatwe.
Był zły, że sam leżał w szpitalu, że może ledwo co przeżył
ten wypadek, a Kenneth latał i się pieprzył. Oczywiście w tamtym
momencie nawet nie pomyślał, że Kenneth miał do tego prawo, bo
przecież niczego sobie nie obiecywali. Ważniejsze była ta
irytująca zazdrość budząca się w nim na myśl, że
Kenneth kogoś miał.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Kenneth
przez długą chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć. Aż
nie wierzył, że Eliot go przejrzał! Jakim cudem? Tak dobrze
go znał, żeby wiedzieć, kiedy Kenneth kłamał.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Nie
spałem – spróbował zaprotestować, bo najbardziej w tym
wszystkim przeraziła go mina Eliota. Zapomniał o tym, że miał
prawo robić co chciał, bo chyba pierwszy raz w życiu ktoś patrzył
na niego w taki sposób. Nawet Derek po ich zerwaniu nie potrafił
tak na niego spojrzeć.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Zrobiłeś
taką minę, jakbyś chciał coś ukryć – prychnął Eliot, już
nawet nie zastanawiając się nad tym, jak dobrze zna Kennetha.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Tylko
ci się tak wydaje. – Kenneth spróbował się uśmiechnąć. Nie
potrafi powstrzymać natłoku myśli, które zaczynają szaleć mu w
głowie. Eliot nie był chyba tego świadomy, ale Kenneth wiedział,
że w tym momencie przekroczyli kolejny stopień do bycia razem, a on
wiedział, że dla O'Connera to wszystko było jeszcze zdecydowanie
za szybko. On nie był gotowy nawet na przyznanie się przed sobą,
że był gejem, a co dopiero na związek, o którym Kenneth coraz
bardziej zaczynał myśleć.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Eliot
zmarszczył brwi, nie wiedząc już co myśleć. Położył się
nagle obok Kennetha, jakby wyczerpany całą tą sytuacją. Nie
chciał mu robić żadnych wyrzutów, ale jednocześnie miał ochotę
wyrzucić mu wszystkie swoje obawy w twarz.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Co
jest? – Johnson zdążył się już zorientować, że Eliot go
przejrzał. Odwrócił się do niego bokiem i spojrzał z bliska na
twarz kochanka. Eliot ostatnio przez pobyt w szpitalu trochę się
zaniedbał. Na jego twarzy dostrzegł parę zaskórników.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Nic
– odpowiedział, bo nie wiedział, co mógłby powiedzieć innego.
Że był zazdrosny? Że chciał Kennetha tylko dla siebie? Prędzej
spaliłby się ze wstydu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Na
pewno? – Kenneth nie miał zamiaru odpuszczać. Skoro Eliot nie
odpuścił, on nie będzie udawał, że był ślepy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Usta
Eliota zacisnęły się w wąską linię i na chwilę aż zbladły.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Nie
– powiedział po chwili. – Po prostu pieprzymy się bez gumek i
nie chcę niczego złapać – palnął.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Niczego
ode mnie nie złapiesz – odparł Kenneth, na początku nie poznając
swojego oschłego głosu. Dopiero teraz zrozumiał dlaczego Eliotowi
tak się to nie spodobało. Był idiotą, skoro myślał, że
chodziło o coś więcej niż seks. Chodziło o męski seks i
bliskość jak z babą, a w obu tych rzeczach Kenneth się sprawdzał.
Szkoda tylko, że zamiast zapomnieć o związkach i zacząć cieszyć
się życiem, szukał kolejnego faceta. Wstał i znowu sięgnął po
szklankę, żeby się napić. – Musimy pomyśleć, jak najlepiej
się pieprzyć, żeby cię nie bolało – dodał cicho i zerknął
na Eliota katem oka. Musi walczyć z tą swoją żałosną chęcią
przywiązania. Od początku wiedział, czego Eliot oczekiwał.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Eliot
poczuł nieprzyjemny dreszcz po tych słowach. W pierwszym odruchu
chciał zaprzeczyć, powiedzieć mu, że wcale nie chodziło o
choroby, tylko że był po prostu zazdrosny. Ostatecznie jednak nie
zrobił nic, by to Kennethowi wytłumaczyć.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Chyba
najlepiej będzie na plecach– mruknął i poczuł się dziwnie obco
przy kochanku.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Mhm.
– Kenneth odchrząknął, wiedząc, że powinien wziąć się w
garść. Ściągnął z siebie koszulkę i przekrzywił głowę w
obie strony, żeby rozciągnąć spięte mięśnie karku. –
Dobra – dodał już bardziej optymistycznym głosem.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Dobra?
– zapytał Eliot, już nie wytrzymując. To wszystko było chore.
Miał wrażenie jakby mieli zaraz przestawiać meble, a nie się
kochać.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– No...
Zróbmy to, tak? W końcu po to tutaj jestem. – Kenneth spojrzał
na niego z niezrozumieniem. Już nie wiedział, o co Eliot był zły,
ale pochylił się i spróbował go pocałować, żeby szybciej
przeszli do seksu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Eliot
stwierdził, że musi wziąć się w garść. Odpowiedział na
pocałunek, nie czując już takiego pożądania jak wcześniej.
Właściwie to chciał, by już było po wszystkim i żeby Kenneth
już go zostawił. Albo nie, pomyślał zaraz i ciaśniej objął
kochanka, bo jeżeli go zostawi, Johnson może sobie znowu kogoś
znaleźć.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Kenneth
zaczął go całować i wiedział, że obaj starają się wrócić do
dawnej namiętności i znowu rozbudzić swoje ciała. Położył się
tak jak dawniej obok Eliota i dotknął jego krocza. Zaczął je
masować, na nowo doprowadzając go do wzwodu. Starał się myśleć
tylko o seksie, a nie zastanawiać się nad wszystkimi, co się przed
chwilą stało.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Eliot
aż stęknął i wypchnął biodra w jego stronę w niemej prośbie o
jeszcze. Sam też zaczął pieścić krocze Kennetha, ale miał
wrażenie, że ich dotyk był jakiś pokraczny. Pozbawiony pasji.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Kenneth
starał się nie zwracać na to uwagi. Ostrożnie rozebrał Eliota, a
następnie zaczął go całować po piersi, ale zaraz się odsunął.
Nie chciał okazywać aż takich uczuć. Skoro Eliot chciał seksu,
to go dostanie i nic poza to.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Eliot
starał się rozluźnić, ale wreszcie nie wytrzymał. To było zbyt
wiele, nie chciał tak, nie chciał robić tego w taki sposób.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Zostaw–
powiedział w pewnej chwili i się od niego odsunął. Nie tak
wyobrażał sobie ich seks.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Kenneth
spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale wykonał polecenie. On nie
zdążył ściągnąć z siebie wszystkiego, ale Eliot leżał już
przed nim nagi. Dlaczego mieli przerywać?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– To
nie ma sensu – powiedział, coraz bardziej się w tym gubiąc. –
Sorry, że kazałem ci tu dzisiaj przyjść.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Co
nie ma sensu? – Kenneth zmarszczył brwi, nie rozumiejąc. Miał
teraz wyjść? Eliotowi nie podobała się myśl, że z kimś spał?
Może czuł satysfakcję, gdy wiedział, że miał go tylko dla
siebie. Jak zabawka rozpuszczonego dziecka. – Jasne – warknął.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">O'Conner
popatrzył na niego i sięgnął po swoje spodnie, które zaczął
przeciągać przez gips dość nieporadnie. Denerwował <u>się</u>,
co próbował ukryć. Cholera! Lepiej by już było, gdyby
był na Kennetha zły!</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Johnson
tylko prychnął, gdy Eliot nic nie odpowiedział. Wstał i bez słowa
pożegnania skierował się do drzwi. Chciał je otworzyć, ale
zapomniał, że wcześniej Eliot je zamknął. Przeklął cicho i
zaczął się siłować z zamkiem, który zawsze przy otwieraniu
trochę się zacinał.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Poczekaj
– odezwał się Eliot, dobrze wiedząc, że każdy, kto
nie znał tych drzwi, miał z nimi problem. Wstał pospiesznie i
przez to wszystko, co chwilę temu się stało, zapomniał o swojej
nodze w gipsie. Zahaczył nią o łóżko, by po chwili uderzyć
złamaną kończyną boleśnie o podłogę. Z jego ust wydarł się
cichy krzyk, kiedy zalała go nagła fala bólu, a on opadł na
podłogę.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Kenneth
od razu do niego podszedł, zaalarmowany.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Eliot,
kurwa – zaklął, ale czuł, że złość zaczynała z niego
wyparowywać, gdy zobaczył minę kochanka. Pomógł mu wstać i
posadził na łóżku. Ukląkł przed nim i spojrzał na nogę. Palce
stóp Eliota były lekko zaczerwienione.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Eliot
odetchnął, patrząc to na swoją nogę, to na Kennetha. Przez
chwilę nie wiedział, co powiedzieć, cholera, ta sytuacja była
beznadziejna.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Zapomnij
o tym, co mówiłem – mruknął.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Czyli
o czym? – Kenneth spojrzał na niego z wyczekiwaniem, o czym
konkretnie miał zapomnieć?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Eliot
poczuł, jak zrobiło mu się gorąco od zdenerwowania. Milczał
długą chwilę, to co działo się między nim a Kennethem, stawało
się coraz bardziej niebezpieczne. Coraz bardziej zależało mu na
Johnsonie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– O
tym, czy z kimś byłeś.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Okej
– odparł powoli mężczyzna i wstał. Nie wiedział, czy powinien
wrócić do siebie, czy zostać z Eliotem. Będą się jeszcze
kochać? O czym konkretnie miał zapomnieć? Że dla Eliota było to
bez znaczenia, czy za ,,zapomnij” kryło się niepewne
przepraszam?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Eliot
wpatrzył się w niego i nagle roześmiał się.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Ale
to głupie – powiedział, by jakoś zakryć swoje zawstydzenie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Kenneth
wcale nie uważał, że było to głupie, więc tylko uśmiechnął
się oszczędnie i zerknął na drzwi. Zdał sobie sprawę, że
powinien już iść. Zeszli na tory, o których Eliot nie chciał
rozmawiać, nie chciał nawet dopuszczać czegokolwiek do siebie, a
Kenneth czuł, że powinien to wszystko przemyśleć. Czuł, że dla
O'Connera to wszystko było tylko przyjaźnią i... sam nie wiedział,
czuł się trochę jakby kochanek uważał go za swoją własność.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Będę
już spadał – rzucił. – Innym razem się spotkamy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Eliot
chrząknął nerwowo.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Okej
– mruknął, po czym westchnął ciężko. Przeczesał ręką
włosy. Nie chciał żadnych deklaracji z Kennethem tylko... sama
myśl, że Kenneth mógł kogoś mieć sprawiała, że miał ochotę
coś rozwalić. – Wpadniesz jeszcze?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Mhm.
– Kenneth tym razem użył dużo większej siły, żeby otworzyć
te przeklęte drzwi, a gdy już mu się to udało, obejrzał się na
Eliota. – Wpadnę, to na razie – dodał i wyszedł, kierując się
prosto do drzwi. Eleonor kręciła się w kuchni, więc dopiero po
tym, jak trzasły drzwi, zorientowała się, że gość Eliota
wyszedł. Zajrzała do pokoju młodego O'Connera niepewnie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Wszystko
w porządku? Słyszałam, jak krzyczysz – zaczęła niepewnie.
Eliot był już w pełni ubrany i tylko lekki rumieniec na policzkach
mógł go zdradzić.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– W
porządku – odpowiedział i chciał coś jeszcze dodać, ale
zamarł. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Co się z nim działo? W
jednej chwili miał ochotę rzucić się Kennethowi na szyję, w
drugiej był zły, jak tylko dowiadywał się, że Johnson miał
kogoś jeszcze oprócz niego.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Kurwa
– przeklął, mimowolnie wyobrażając sobie Kennetha z jakimś
innym facetem. A on, jak głupi, trwał przy Johnsonie, ostatnio
nawet nie spotykał się z Dakotą!</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Eliot
nie sądził, że Kenneth w złości i chęci udowodnienia sobie
drugi raz umówi się z mężczyzną, z którym już spał.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Kenneth
zaraz kiedy wsiadł do swojego samochodu, który zaparkował
niedaleko domu Eliota, sięgnął po komórkę i wybrał numer
Vincenta. Zamknął oczy i próbował sobie wmówić, że robi to,
żeby zyskać większą niezależność od O'Connera.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">*</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Vincent
był zaskoczony telefonem od Kennetha. Domyślił się, że coś
musiało się stać, ale nie miał zamiaru protestować, skoro
Johnson jasno i wyraźnie zaproponował mu seks. Ostatnio nie miał
co narzekać, więc i tym razem byłby głupi, gdyby odmówił. Tym
bardziej, że jak na razie Derek nie miał zamiaru wznawiać ich
znajomości.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Johnson
przyjechał niemal od razu i po prostu rzucił się na Vincenta. Seks
był mocny i pełen pasji, której Moor się nie spodziewał. Było
inaczej niż przy ich pierwszym razie. Z pewnością lepiej, ale
Vincent byłby dużo bardziej usatysfakcjonowany, gdyby to on
topował. Podczas gdy Kenneth go pieprzył, myślał o tym, jakby to
było zdominować takiego faceta. Kenneth brutalnie wyznaczył
granice, bo Vincent próbował przejąć kontrolę, na co mu jednak
nie pozwolono.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Ale
byłeś wkurwiony – rzucił z rozbawieniem do Johnsona, kiedy po
seksie leżeli na podłodze i po prostu starali się złapać
oddech. Nie zdążyli nawet dojść do kanapy, tylko opadli na dywan
i tu zaczęli się pieprzyć. Kenneth specjalnie przed odwiedzeniem
Vincenta, zabrał ze sobą prezerwatywy, więc nie potrzebowali
niczego więcej.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Już
lepiej – mruknął, oddychając głęboko. Kiedy było już po
wszystkim, czuł wyrzuty sumienia, które próbował zaraz hamować.
Nie był z Eliotem i najprawdopodobniej nigdy z nim nie będzie, więc
najwyższa pora się odkochać. Powinien ograniczyć kontakt i zająć
się swoim życiem. – Możemy się jeszcze spotkać w tym tygodniu,
jak będziesz miał czas – rzucił i zerknął na niego.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Vincent
aż uniósł brwi i podniósł się na ramieniu.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Serio?
– zapytał, nie kryjąc zdziwienia. Jeszcze niedawno tak ciężko
było mu zaciągnąć Kennetha do łóżka, a teraz proszę, sam mu
się do niego pchał. – Skąd ta zmiana, hm?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Ciesz
się, a nie wypytuj – odparł Johnson z rozbawieniem,
czując się zupełnie inaczej przy Vincencie. Nigdy nie próbował
zachowywać się tak, jak nafaszerowany testosteronem samiec alfa, a
przy Moorze czuł, że powinien przy każdym słowie udowadniać
swoją dominację, bo inaczej ją straci. Nie miał do czynienia z
Eliotem, który uwielbiał być na dole, który był taki otwarty na
wszystkie nowe doznania erotyczne i który w jego urodziny zrobił
sobie specjalnie lewatywę. Nie wyobrażał sobie, żeby miał
robić rimming Vincentowi.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Zdał
sobie sprawę, że z O'Connerem mógł pozwolić sobie na więcej,
nie miał przecież nawet problemu, by mu się oddać! Każdy ich
seks wydawał się po prostu właściwy, taki, jaki być powinien. Aż
westchnął z rozdrażnieniem, podnosząc się z podłogi. Zaczął
się ubierać i uświadomił sobie, że nawet jak nie chciał, to i
tak myślał o Eliocie.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Już
spadasz? – zapytał Vincent, unosząc się na ramieniu. – Widzimy
się jakoś pod koniec tygodnia, hm?</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">– Mhm,
najlepiej. – Kenneth uśmiechnął się lekko do Vincenta,
obserwując jego nagie, owłosione ciało. Mężczyzna był
przystojny i męski, podobał mu się w pewnym sensie. – Dzięki za
dzisiaj, było zajebiście – dodał i na sam koniec zapiął
rozporek. Kiedy wyszedł z mieszkania Moore'a, poczuł coś na
kształt ulgi, ale z drugiej strony wcale nie czuł się tak
zaspokojony, jakby chciał. Bo mimo, że pieprzył się z
Vincentem, to Eliot wciąż był obecny w jego głowie. Przez to całe
roztargnienie aż uderzył otwartą dłonią w kierownicę, gdy
siedział już w samochodzie. Wpadł. Chyba naprawdę już wpadł,
pomyślał, przekręcając kluczyk w stacyjce. A najgorsze w tym
wszystkim było to, że Eliot nie da mu tego, czego oczekiwał.
Zabawne, że właśnie dlatego zostawił Dereka. Bo liczył, że
O'Conner okaże się lepszy.</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;">Wrócił
od razu do mieszkania i położył się do łóżka, jakoś
mimowolnie sprawdzając, czy nie miał jakiejkolwiek wiadomości od
Eliota. Nic. O'Conner, chociaż był na Facebooku, nic do niego
nie napisał.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br />
</span></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: Arial, Helvetica, sans-serif;"><br />
</span></div>
<br />
<div align="CENTER" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1.13cm;">
<br />
</div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-67494830704082657922016-03-27T18:28:00.001+02:002016-04-03T20:04:16.964+02:0034. Clash<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Kochani, z okazji świąt życzymy Wam wszystkiego co najlepsze, obyście spędzili te dni w ciepłej atmosferze, bez trosk i zmartwień. :) </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br />
Rozdział betowała Kyna, dziękujemy!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<div style="text-align: center;">
<i>Spotkanie</i></div>
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Derek,
odkąd wyszła sprawa z Vincentem i jego kochankiem, nie odpowiadał
na wiadomości Moora. Starał się o nim zapomnieć i znowu zamknął
się w świecie gier komputerowych, we własnym mieszkaniu. Tam czuł
się najlepiej i zrozumiał, że na razie powinien skończyć ze
wszystkimi związkami i spotkaniami z obcymi facetami napalonymi na
seks. Derek lubił się kochać, ale nie przykładał do tego aż
takiej wagi. Równie dobrze mógł sobie strzepać i wychodziło na
to samo.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
A
Vincent... cóż, Vincent wcale nie okazał się dla niego tak
wielkim rozczarowaniem. A przynajmniej nie powinien nim być, w końcu
podejrzewał, że mężczyzna raczej nie szukał nikogo do stałego
związku.</div>
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Wieczór
mijał mu spokojnie. Miał grę, a na stoliku stało świeżo nalane
piwo i miska chipsów, czego więc mógł chcieć więcej? Właśnie
przechodził dość ciężki poziom w grze „The Last of Us”, gdy
jego wysiłki udaremnił dzwoniący telefon. Sapnął ciężko i
zastopował obraz, odłożył pada na stolik, sięgnął jeszcze po
chipsa, by dopiero po chwili złapać za swojego starego I–
phone'a. Aż zmarszczył brwi, kiedy przeczytał, kto próbował się
z nim połączyć.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Halo? – odebrał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Hej
Derek – usłyszał głos Vincenta. – Słuchaj, ostatnio głupio
wyszło. Może gdzieś wyskoczymy i to naprawimy?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Hej
– mruknął Derek, powstrzymując skrzywienie. – Na razie nie dam
rady nigdzie wyskoczyć – odparł, chcąc zasygnalizować
mężczyźnie, żeby dał sobie z nim spokój. – Jestem zajęty.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Nie
dasz rady wcisnąć mnie nigdzie w swój grafik? – zapytał jeszcze
z nadzieją Vincent, nie chcąc tak po prostu sobie go odpuścić.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Nie. Naprawdę nie. – Derek pokręcił głową, zmęczony już
namolnością Moora. Chciał wrócić do gry i po prostu zapomnieć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Usłyszał
rozdrażnione westchnięcie Vincenta, który w tamtej chwili miał
ochotę znaleźć Xaviera i go gdzieś zakopać. Gdyby nie ten
dzieciak, wszystko byłoby w porządku! Nie po to, do cholery, tak
biegał za Derekiem, by w jednej chwili jakiś szczyl to
zaprzepaścił.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Dobra, ale odezwę się później – zastrzegł jeszcze.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Trzymaj się – pożegnał się Derek, sam nie wiedząc, czy całkiem
chciał kończyć tę znajomość. Vincent przypominał mu teraz
trochę Kennetha, który też zabiegał o niego w taki sposób.
Czasami nawet się naprzykrzał, ale chciał zdobyć jego uwagę.
Uśmiechnął się lekko, zastanawiając się, czy powinien dać
Vincentowi jeszcze jedną szansę właśnie na coś
niezobowiązującego. Derek nie zakochiwał się łatwo, więc może
po prostu powinien odpuścić i trochę się zabawić?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
*</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Johnson
nie miał udanego dnia. Rano obudziły go dzieci sąsiadów,
wydzierające się za ścianą. Po południu trafił na korek
drogowy, bo remontowali jedną z ulic, którą zawsze jeździł.
Skutkiem tego spóźnił się do pracy. Nawet Ginger nie była w
dobrym humorze. Miała jakieś problemy z chłopakiem, o których nie
chciała mu powiedzieć, więc on nie miał zamiaru drążyć tematu.
Myślał tylko o tym, żeby w końcu skończyć pracę i pojechać do
Eliota. Cieszył się na te spotkania prawie tak bardzo jak O'Conner.
Powoli zaczynało dochodzić do niego, że naprawdę coraz bardziej
wpadał, jakby grzązł w bagnie. Z każdym kolejnym spotkaniem z
Eliotem pogrążał się, uzależniał od chłopaka, więc wizytę
Vincenta w Cafe Break przyjął niemal z ulgą. Umówił się z nim
na sobotni poranek, żeby pograć w kosza. Dawno już z nikim nie
grał. Od zerwania z Derekiem nie był na boisku. Eliota zabrał tam
tylko kilka razy w ciągu ostatnich miesięcy ich znajomości, a
teraz już na pewno przez resztę wakacji się tam nie wybiorą.
Pozostawał więc Vincent.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Gdy
wszedł do sali, od razu uśmiechnął się do Eliota, siedzącego na
łóżku. Chłopak miał na kolanach laptopa, a zagipsowana noga
prezentowała się dość żałośnie i ani trochę nie pasowała do
O'Connera, który nawet w piżamie prezentował się naprawdę
nieźle.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Kenneth! – przywitał się z nim, uśmiechając się szeroko. –
Jesteś wcześniej – zauważył.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Zerwałem się z pracy dzisiaj – rzucił i podszedł do Eliota,
uśmiechając się lekko. – Ginger o dziwo mnie puściła. Nie
miała dzisiaj humoru – zdradził, nie mając jednak zamiaru wdawać
się w szczegóły. – A ty jak tam, pacjencie specjalnej troski? –
zapytał i pochylił się, żeby pocałować Eliota w usta.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Eliot
od razu wyciągnął ramiona, objął jego szyję i przyciągnął do
siebie, pogłębiając pocałunek. Brakowało mu bliskości z
Kennethem. W szpitalu, mimo swojej pojedynczej sali, raczej nie mogli
liczyć na zbyt wiele intymności.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– W
poniedziałek wychodzę – powiedział i uśmiechnął się szeroko.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Wiem. Najwyższa pora. Zaniedbujesz mnie ostatnio – rzucił
znacząco i usiadł przy Eliocie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– No
wiem – sapnął. – Ja też mam potrzeby – dodał, żeby Kenneth
nie myślał, że tylko on ma problem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Jakie masz potrzeby? – zapytał go cicho, trącając nosem bok jego
twarzy. Chciał usłyszeć, jak Eliot to mówi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– No
zgadnij – zaśmiał się i odłożył laptopa na bok, nie zamykając
go. Całkowicie zapomniał, co miał na nim otwarte. – Co rano
budzę się z problemem w spodniach. A później przychodzi do mnie
podstarzały lekarz i pyta, jak się czuję. Niezbyt to komfortowe.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Podstarzały? – zapytał ze śmiechem Kenneth. – Bo jeszcze
niedawno był zabójczo przystojny i cię podrywał. – Zerknął na
laptopa i wychylił się, żeby otworzyć przeglądarkę. Chciał
włączyć jakąś muzykę, ale nagle wyskoczyła mu strona, z której
wcześniej korzystał Eliot.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Eliot
zerknął na ekran i nagle poczuł się, jak przyłapany na gorącym
uczynku. Przełknął ślinę i popatrzył to na Kennetha, to na
laptopa.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Byłem po prostu ciekaw – wytłumaczył, zupełnie jakby Kenneth
tego od niego żądał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Po
czym poznać geja? Myślisz, że ktoś się domyślił, że nim
jesteś? – zapytał ze zdziwieniem, nie przejmując się faktem, że
Eliot tak bardzo wypierał z siebie ten fakt. Kiedy coraz bardziej
zaczynało mu na tym zależeć, nie miał zamiaru udawać, że
rozumie jego niepewność.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Ale
Eliot nie chciał zaprzeczać. Spojrzał na kochanka z zastanowieniem
i milczał przez dłuższą chwilę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Po
czym poznajesz gejów? – zapytał zaciekawiony.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Niektórzy są całkiem oczywiści – rzucił Johnson i podrapał
się po brodzie. Nie był zbyt domyślny, ktoś musiał wysłać mu
sygnały, żeby się zorientował. Eliot wysyłał ich całkiem
sporo, jeżeli miał się nad tym zastanowić. – Ale no... wiem, że
ktoś jest gejem, jak mnie podrywa. – Zaśmiał się, a Eliot mógł
zauważyć jego skrępowanie. Wydął usta z zastanowieniem, patrząc
na Kennetha uważnie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Poznałeś, że jestem gejem? – zapytał zaraz.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Johnson
odwrócił się do niego, żeby lepiej go widzieć. Uśmiechnął się
w szczególny sposób, a jego skrępowanie zniknęło. Teraz to on
wyczuł lekki strach w O'Connerze.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Rzuciłeś się na mnie po naszej grze w kosza – przypomniał ze
śmiechem. Zakłopotany, ciekawy odpowiedzi Eliot był fascynującym
obiektem obserwacji – przystojnym, trochę łagodnym przez
niepewność i seksownym dzięki wspomnieniom. Kenneth od razu
przypomniał sobie ich początki.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Bo
wyglądałeś tak, jakbyś chciał mnie przycisnąć do muru i
zgwałcić! – prychnął, odbijając piłeczkę. Nie chciał wyjść
na tego, który zabiegał pierwszy. – Musiałem coś zrobić,
logiczne – prychnął. – Sam byś stał i tylko pożerał mnie
wzrokiem!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– No
niech ci będzie – mruknął wesoło Kenneth, dając za wygraną.
Wiedział, że ta sprzeczka do niczego nie prowadziła. Zaczną się
wykłócać, a później co? Udowodnią sobie, kto potrafi być
bardziej oczywisty i dominujący? To raczej było pozbawione sensu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– No
– powiedział z zadowoleniem Eliot, że jego słowa nie zostały
podważone. – Tak właśnie było – dodał i uśmiechnął się
szeroko, na co Kenneth prychnął i przewrócił oczami, dając mu
niewerbalny znak, by się nie przeceniał. – Jak wrócę do domu,
to wszystko nadrobimy – odezwał się jeszcze Eliot i mrugnął do
kochanka, by ten nie miał najmniejszych wątpliwości, jakie sprawy
będą nadrabiać. – Tylko że później czekają mnie jeszcze dwa
miesiące w gipsie – mruknął już z mniejszym zadowoleniem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Jakoś damy radę, hm? – Kenneth zaśmiał się i dotknął uda
Eliota, ale zaraz zabrał rękę, widząc jego wzrok. Westchnął
cicho i spojrzał na laptopa. Zastanawiał się, kiedy Eliot przebije
granicę i uświadomi sobie, że nie może od tego uciec. Derek
zrobił tylko jeden krok w stronę ujawnienia się – nie okłamywał
samego siebie. Był to z pewnością najważniejszy krok, ale nie
jedyny, bo nigdy nie ujawnił się społeczeństwu. Kenneth wątpił,
czy kiedykolwiek to nastąpi. Ale Eliot był zupełnie inny.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– No
damy – odpowiedział i chrząknął. Najchętniej wciągnąłby
Kennetha do tego szpitalnego łóżka, ale świadomość, że w
każdej chwili może wejść tu jakaś pielęgniarka, skutecznie
odciągała go od tego pomysłu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Więcej entuzjazmu, O'Conner. – Kenneth uśmiechnął się lekko i
wpisał kolejną piosenkę na laptopie. Zaczął poruszać tułowiem
w rytm muzyki. – Będziesz u siebie w mieszkaniu? – zapytał, ale
podejrzewał, że rodzina nie pozwoli Eliotowi być samemu w takim
stanie. Mimo wszystko wciąż był słaby po wypadku.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Nie, raczej nie – mruknął. – W domu. Ale możesz przyjechać,
już i tak cię znają. U mnie w domu prawie nigdy nikogo nie ma,
ojciec w pracy, a mama... no, ona też coś tam robi. – Skwitował
wzruszeniem ramionami. Nie wiedział jak nazwać to, czym zajmowała
się jego mama, bo raczej zakupy, kosmetyczki i koleżanki nie były
żadną pracą.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Okej, czyli będziemy mieli dom dla siebie, tak? – zapytał Johnson
z sugestywnym, pełnym obietnicy uśmiechem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
*</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Ginger
popiła kawy, obserwując uważnie Kennetha przyjmującego zamówienie
jakiegoś mężczyzny. Klient z uśmiechem odbierał od niego
tekturowy kubek z parującym naparem w środku.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Wszyscy chwalą tutejszą kawę, stwierdziłem więc, że muszę
zajrzeć – rzucił wesoło mężczyzna. Był dość wysoki, ale w
jego mimice i ruchach Ginger wyraźnie dopatrzyła się kobiecych
pierwiastków. Miał wyregulowane brwi i dokładnie ułożoną
fryzurę. Był modny, zniewieściały i napalony na Kennetha, jak
szybko zauważyła po uśmiechu klienta. Ona albo jej koleżanki
uśmiechały się dokładnie w taki sam sposób, gdy chciały kogoś
poderwać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Mam
nadzieję, że będzie panu smakowała – rzucił Kenneth,
uśmiechając się lekko. Ginger skupiła na nim swoją uwagę,
zastanawiając się, czy jej przyjaciel domyślił się, że
kontynuuje flirt. Miał świadomość, że ten chłopak go podrywał?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– To
może jeszcze jakieś ciastko? – zastanowił się nagle i spojrzał
na ladę, wydymając usta. – Co pan poleca?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
No... hm, najlepiej sernik. Jest naprawdę dobry – rzucił i
zerknął na witrynę z ciastami. – Albo coś czekoladowego, jeżeli
pan woli czekoladę – dodał, dopiero po fakcie zdając sobie
sprawę, że Eliot w taki sposób z nim kiedyś flirtował.
Odchrząknął.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Wezmę ten sernik, skoro polecasz – powiedział i uśmiechnął się
do niego lekko. – Jakbyś mógł mi to zapakować, byłoby fajnie.
Niestety nie mam czasu na siedzenie. – Jakby na potwierdzenie
swoich słów, zerknął na zegarek.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– W
porządku. – Kenneth zaczął nakładać sernik, w międzyczasie
zerkając na Ginger, która, jak zauważył kątem oka, dziwnie się
do niego uśmiechała. Klient podziękował i puścił mu oko, a ona
już otwarcie się roześmiała, gdy chłopak wyszedł z kawiarni.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– No,
no, widzę co tu się odpieprza, Ken – powiedziała i posłała
Johnsonowi kuksańca w żebra.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Johnson
od razu się zaczerwienił, co nie było jednak widoczne przez jego
ciemną karnację. Ginger jednak bez trudu wyłapała zawstydzony
wzrok przyjaciela.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Co
niby?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Nie
udawaj, że nie wiesz! – prychnęła, trochę zła, że Kenneth
nigdy jej nie powiedział o swojej orientacji. Myślał, że co?
Wyśmieje go? A może jej nie ufał? – Podrywał cię.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Wydawało ci się – spróbował ją zbyć, zaskoczony tym, że
Ginger się zorientowała. Dziwnie się z tym czuł, chociaż
teoretycznie już przy Eliocie mogła już coś podejrzewać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– I
ty też! – powiedziała. – Podrywałeś go! I podrywałeś wtedy
też tego chłopaka, co tu przychodził! – bardzo szybko połączyła
fakty. – Jesteś z nim? Kenneth! Czemu mi nie mówiłeś, co?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Johnson
odetchnął, czując się naprawdę głupio. Odwrócił wzrok i
dziękował kolejnemu klientowi, który przyszedł. Dzięki temu nie
musiał jej od razu odpowiadać, a mógł przemyśleć to, co chciał
jej zdradzić. Zerknął na Ginger, która podeszła, żeby mu pomóc.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Nie
rozpowiadam o tym na prawo i lewo – rzucił w końcu, gdy skończyli
obsługiwać starszą, elegancką kobietę, którą oboje kojarzyli.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Ginger
na chwilę zamarła. Nie spodziewała się odpowiedzi od niego, jej
dłoń ze ścierką zatrzymała się w bezruchu na blacie, a po
chwili na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Debil – prychnęła, ale w jej głosie zabrzmiały ciepłe nuty. –
Przecież nie jestem byle kim i nikomu nie powiem. Nie musiałeś
tego ukrywać i wymyślać kolejnych dziewczyn – dodała i
przewróciła oczami, przypominając sobie te wszystkie bajki,
którymi Kenneth ją karmił. – Przynajmniej już wiem dlaczego
nigdy mnie nie podrywałeś – dopowiedziała jeszcze z tą swoją
pewnością siebie i mrugnęła do niego.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Podrywałem cię! – roześmiał się Kenneth, chcąc jej
uświadomić, że przynajmniej się starał, ale nie wychodziło mu
to zbyt dobrze.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Tak? – zapytała, przeciągając samogłoskę. – A niby to kiedy,
hm? Nie przypominam sobie ani jednego razu! – wytknęła mu. –
Zawsze zachowywałeś się jak dobry kumpel, nawet nie wiesz, jakie
to było dziwne.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Na
początku! Nie mów, że nie, ale jak się dowiedziałem, że masz
chłopaka, od razu mi ulżyło – przyznał Johnson, czując się
dziwnie, kiedy uświadomił sobie, że nie będzie musiał się już
z tym wszystkim kryć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Ginger
zaśmiała się trochę rechotliwie, przypominając sobie pierwsze
dni ich znajomości. Kenneth wydawał się jej dziwny, trochę
zamknięty, spokojny, cichy. Podobał jej się, nie mogła
zaprzeczyć. W Johnsonie było już coś takiego... ciepłego? Coś,
co przyciągało, nie potrafiła tego jednak nazwać.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– A
masz kogoś? – zapytała, nawet nie kryjąc się ze swoją
wścibskością, przenosząc rozmowę na trochę inne tory.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Kenneth
przygryzł wargę i odwrócić się, żeby wyczyścić ladę za nimi,
na której zwykle przygotowywali kawę. Nie chciał, żeby Ginger
zobaczyła ten uśmiech. Miał jej powiedzieć o Eliocie? Nie był z
nim w końcu oficjalnie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– A
więc tak – skwitowała, widząc jego minę. – To dobrze,
Kenneth, cieszę się – powiedziała szczerze, uśmiechając się
do niego. – I mam nadzieję, że kiedyś go poznam – dodała
jeszcze, ale tu ich rozmowa musiała się urwać, bo do kawiarni
weszło dwóch klientów, a za nimi przyszli kolejni. Zbliżały się
godziny najwyższych obrotów dla Caffe Break.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Już
tak się nie wstydź, widziałam, że cały czas z kimś tam piszesz
– powiedziała, obserwując jego twarz. – Przyprowadź go kiedyś – dodała jeszcze, ale tu ich rozmowa musiała
się urwać, bo do kawiarni weszło dwóch klientów, a za nimi
przyszli kolejni. </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
*</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Eliot
wrócił do domu w poniedziałek. Czuł ogromną ulgę opuszczając
już szpital, ale wiedział, że przed nim jeszcze dwa miesiące
rekonwalescencji. Wypadek był na tyle poważny, że wciąż czuł
bóle głowy i kłucie w żebrach, ale lekarze uspokajali go, że
wkrótce objawy powinny przejść. Mama załatwiła mu wózek, na
którym będzie mógł jeździć przez kolejne kilka tygodni. Dostał
też kule, które ułatwiały mu poruszanie się po domu, ale wcale
nie były wygodne. Miał poobcierane przez to wszystko dłonie, więc
starał się ruszać jak najmniej.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Musiał
jednak powoli zacząć wracać do życia, a co najważniejsze – do
nauki. Egzaminy zbliżały się wielkimi krokami, a jego wiedza dalej
nie imponowała. Bał się, że sobie nie poradzi, a zresztą...
Skoro mógł spędzić z Lucasem, tym przystojnym korepetytorem,
trochę więcej czasu, to nie miał zamiaru sobie odmawiać
dodatkowego zakuwania.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Mieli
spotykać się od tej pory w domu, w jego salonie. Eliot podczas
korepetycji siedział wygodnie na kanapie, z wyłożoną nogą, a
Lucas zajmował miejsce obok, na fotelu. Mieli do dyspozycji mały
stolik do kawy i Eleonor, która okazała się niezastąpiona.
Przejęła się wypadkiem Eliota równie mocno jak jego rodzina i
odwiedziła go nawet kilka razy w szpitalu. Raz przyjechała z mamą
i babcią, a później dwa razy jeszcze sama, za każdym razem
przynosząc mu coś dobrego – raz zapiekankę z ziemniakami i
cebulą, którą Eliot uwielbiał, innym razem rybę w ziołach i
przepyszne czekoladowe ciasto.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
W
salonie panowała cisza, przerywana tylko przez niski, ciepły ton
głosu Lucasa tłumaczącego Eliotowi materiał, jaki obejmował go
na egzaminach. O'Conner naprawdę starał się skupić nie tyle co na
kształtnych wargach Lucasa, czy dużych dłoniach trzymających
długopis, co po prostu na nauce, ale średnio mu to wychodziło.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Jesteś roztrzepany – zganił go mężczyzna. – Nie uważasz.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– To
przez leki – wytłumaczył szybko, chrząknął i zaczerwienił się
lekko.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Odkąd
rozpoczęli korepetycję w domu, Lucas miał przychodzić trzy razy w
tygodniu. Rodzice Eliota płacili więcej, żeby mężczyzna tylko
nie odmówił. To była jedyna szansa na to, żeby Eliot zdał. Odkąd
poznał Kennetha, opuścił się w nauce jeszcze bardziej i
oczywiście nie obyło się bez reprymendy od ojca. Jego mama
zareagowała jeszcze gorzej, bo stwierdziła, że na pewno obleje i
że ona od początku mówiła, że nie nadaje się na studia.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Ale
teraz, gdy miał Lucasa, Eliot naprawdę zaczął się starać.
Chciał, żeby mężczyzna go chwalił i był zadowolony z jego
postępów. Sam zasiadał do nauki, sięgał do notatek i próbował
coś z nich zrozumieć. Jednak kiedy mężczyzna przyszedł do niego
w poniedziałkowe popołudnie, w dniu, w którym Eliot opuścił
szpital, miał wrażenie, że wszystkiego zapomniał. Nie potrafił
odpowiedzieć na najprostsze pytania zadawane przez korepetytora i
nic, tylko się kompromitował. Z całych sił starał się nie
rozpraszać, ciężko jednak było to robić, kiedy przy nim siedział
taki facet.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Nie
było tak źle – skomentował Lucas po dwóch godzinach ich nauki.
– Na początku szło ci opornie, ale później było już lepiej –
pochwalił, zbierając wszystkie rozłożone na stole notatki.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Boję się, że tego nie zdam – mruknął Eliot. – Serio się
uczyłem – zarzekł się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Eliot, najważniejsze to wierzyć w siebie. – Mężczyzna
zmarszczył lekko brwi, patrząc mu uważnie w oczy. Eliot zdążył
już zauważyć, że jego korepetytor miał intrygujące zielono–
niebieskie oczy. Często patrzył na niego w taki sposób, że robiło
mu się gorąco, chociaż nie padały żadne dwuznaczne komentarze.
Tylko nudna teoria, wymyślona przez równie nudnych ludzi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Postaram się – powiedział i uśmiechnął się do Lucasa, na co
mężczyzna odpowiedział tym samym. – Przyjdziesz jutro? –
zapytał jeszcze.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Jutro nie dam rady. Przyjdę za dwa dni, w środę. – Mężczyzna
zaczął się zbierać, a Eleonor już do nich podeszła, żeby
odprowadzić go do drzwi. Eliot westchnął ciężko i pożegnał się
z Lucasem, patrząc, jak mężczyzna opuszcza salon. Kiedy został
sam, wydął wargi w zastanowieniu. Jak poznać geja? – zapytał
samego siebie, a jego wzrok utkwił w notatkach poskładanych na
stole. Cholera, był w tym taki beznadziejny! Nigdy wcześniej nie
musiał się przecież zastanawiać nad orientacją innych osób,
Kenneth sam do niego przyszedł i w jednej chwili wszystko stało się
jasne. Z Lucasem nie było już tak prosto.</div>
Dream Winchesterhttp://www.blogger.com/profile/03031826342748441484noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-41509137740840770182016-03-21T13:31:00.004+01:002016-03-21T21:31:58.752+01:0033. Clash<div style="text-align: justify;">
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Przychodzimy do Was z kolejnym rozdziałem, który może nie jest najlepszy, ale już następny sprawdzi beta, więc mamy nadzieję, że będzie lepiej. Zerknijcie na Facebooka, gdzie pojawiła się pierwsza zapowiedź nowego opowiadania. Macie może jakieś domysły z czym będzie związane? :) </span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;"><i>Jak rozpoznać geja</i> </span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Eliot
przez całe dnie się nudził. Oprócz laptopa i notatek z wykładów,
których i tak nie rozumiał, nie miał co robić. Nic więc
dziwnego, że od samego rana już wyczekiwał Kennetha, przez całe
dwadzieścia cztery godziny pojawienie się Johnsona w sali było dla
niego najważniejszym wydarzeniem. </span></div>
<a name='more'></a><br />
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Kiedy
mężczyzna zajrzał do niego w sobotę po południu, od razu powitał
go szerokim uśmiechem. Czuł się coraz lepiej, nawet lekarz
przyznał, że bardzo szybko wszystko się goiło. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– No jesteś! – powiedział jakby obrażony. – Miałeś być o
piętnastej, jest piętnasta trzydzieści – wytknął mu
spóźnienie.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Kenneth
zaśmiał się i zamknął dokładnie drzwi. Przenieśli Eliota na
inne piętro, siedział w szpitalu już ponad tydzień, więc za
kilka dni powinni go wypisać. Johnson cieszył się z tego tak samo
jak sam pacjent. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Mi też miło cię widzieć – rzucił i podszedł do łóżka
Eliota. Jego ojciec zadbał o to, żeby syn dostał pojedynczy pokój.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Ale oschle – prychnął Eliot, podnosząc się powoli i
czekając, aż Kenneth do niego podejdzie.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Oschle? Co ty taki drażliwy dzisiaj jesteś? – zdziwił się
Johnson i podszedł w końcu do niego. Pochylił się i pocałował
lekko w usta, od razu się uśmiechając. Z Eliotem takie gesty
czułości były oczywiste, zupełnie naturalne, jakby byli ze sobą
już od kilku lat, a jednocześnie wciąż wiele rzeczy było całkiem
nowych.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Też byś był drażliwy, jakbyś cały czas siedział na dupie –
powiedział, ale uśmiechnął się lekko do Kennetha, kiedy
mężczyzna przysiadł obok niego na łóżku. Był cholernie
seksowny, pomyślał, kiedy Johnson ściągnął lekką kurtkę.
Robiło się coraz cieplej, dni stały się słoneczne, czasami nawet
parne, a noce idealne do długiego siedzenia na zewnątrz. Pogoda
świetnie nadawała się nie tylko na imprezy w plenerze, ale przede
wszystkim na grę w koszykówkę. Kenneth żałował, że Eliot
został uziemiony na dwa miesiące, bo chętnie by sobie z nim
pograł. Znowu się o niego poocierał i pokazał mu, jaki był dobry
w sporcie. Z przyjemnością by go znokautował. Zapewniał go nie
tylko o tym, bo obiecywał, że w połowie lipca, kiedy O'Conner
będzie mógł znowu stanąć na nogi, na pewno wybiorą się na
jakieś boisko. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Już za niedługo wrócisz do domu. Tam będzie bardziej
kameralnie – rzucił Kenneth i uśmiechnął się szeroko,
obserwując Eliota. Strach minął, teraz mężczyzna zaczynał
wracać już do siebie. Skóra odzyskiwała dawny kolor, a spojrzenie
nabierało mocy. Po zachowaniu Eliota można łatwo poznać, że czuł
się już dobrze – stał się pyskaty i humorzasty. Francuski
piesek, jak powtarzał Kenneth. – Dzisiaj mam wolne, to nie
przyniosłem ci niczego z kawiarni. Ale wiesz, że tutaj też jest
jedna?</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– No wiem, babcia mi czasem coś przynosi z niej – odpowiedział
i zerknął na Kennetha. – Ale ty nie idź, bo i tak jesteś u mnie
za krótko – oburzył się.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Posiedzę dzisiaj dłużej, obiecałem ci – odparł łagodnie i
wstał. – Pójdę do pielęgniarek po wózek i wyjdziesz z tej
sali.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Eliot
zerknął na niego i po chwili uśmiechnął się szeroko, wyraźnie
zadowolony. Nie spodziewał się tego, ale też nie myślał, że
Kenneth będzie go odwiedzać dzień w dzień, a jednak to robił.
Johnson czasem potrafił zaskakiwać i to w ten miły sposób.
Odprowadził mężczyznę wzrokiem do drzwi, ale nie musiał na niego
długo czekać. Już po kilku minutach Kenneth wrócił do sali z
wózkiem.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Wybawca – rzucił wesoło Eliot i podniósł się do siadu.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– No widzisz, a czasami mnie nie doceniasz – mruknął Johnson i
podszedł do jego łóżka. Eliot już wcześniej odgarnął kołdrę,
więc mógł mu się przyjrzeć. Chłopak miał na sobą krótkie,
sportowe spodenki i firmową koszulkę. Na jednej nodze założono
Eliotowi gips, który wyglądał jak część potężnej zbroi.
Upadły rycerz, pomyślał z rozbawieniem Johnson, kiedy chciał go
przenieść na wózek. Od razu w drzwiach pojawiła się
pielęgniarka.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Eliot
nie przejmując się nią (a raczej jej nie zauważając), objął
ciasno Kennetha ramionami dookoła szyi, ignorując mocny ból w
żebrach, gdy się podnosił. Johnson go przytrzymał w pasie, a
Eliot, mimo dyskomfortu, czerpał z tej chwili tyle przyjemności,
ile tylko mógł. W końcu ostatnio miał mało okazji do tak
bliskiego dotyku z kochankiem.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Proszę uważać! – krzyknęła kobieta, burząc intymność
momentu, w jakim się znaleźli.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Johnson
spojrzał na nią czujnie i tylko kiwnął głową, nie mając
zamiaru się kłócić. Posadził go ostrożnie na wózku i zapytał:
</span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– W porządku?</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Eliot
kiwnął głową i zerknął na kobietę, zły, że w ogóle tu
weszła. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– W porządku – odpowiedział, czekając, aż ta wreszcie
przestanie ich mierzyć podejrzliwym wzrokiem i wyjdzie z sali. –
Ostatni tydzień – sapnął. – Nie wiem, jak tu wytrzymam.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Jakoś dasz radę, zobaczysz, jak szybko minie – rzucił
Kenneth i uśmiechnął się lekko. – To co, gotowy na przygodę
życia? – zapytał z rozbawieniem i obszedł wózek, żeby móc go
pchać, kiedy będą jechać. Eliot ułożył sobie nogę w gipsie na
specjalnej podpórce, żeby było mu wygodniej.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Przygodę tygodnia – zaśmiał się rozbawiony, kiedy wyjechali
na korytarz, na którym kręciło się trochę ludzi; personelu
szpitala i pacjentów. – Będę ją wspominać przez kolejny
tydzień – żartował, gdy zatrzymali się przy windzie. Kenneth
wcisnął guzik, a Eliot się na mężczyznę obejrzał. – Jutro
też wpadniesz?</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Jutro nie wiem, czy dam radę, bo będę większość dnia w
pracy, a później obiecałem Emmie, że do niej przyjdę. Ostatnio
nie robi nic innego oprócz przebywania z tą swoją dziewczyną –
mruknął i zmarszczył brwi na samo wspomnienie Alex. Już kiedyś
wspominał o niej Eliotowi.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Eliot
wydął usta, niezadowolony. Naprawdę czekał na te spotkania z
Kennethem.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">–
Z tym babochłopem? – zapytał zdziwiony, kiedy Kenneth wjechał z
nim do windy. Niestety, nie mieli tej przyjemności jechać samemu,
już po chwili do nich dołączył jakiś starszy mężczyzna, a na
drugim piętrze jeszcze dwie kobiety. Dopiero gdy znaleźli się na
parterze, mogli kontynuować rozmowę. – Dlaczego sobie jej nie
odpuści?</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">–
Nie wiem, zakochała się i świata poza nią nie widzi – przyznał
pochmurnym głosem, nie ukrywając niezadowolenia. – To nie jest
laska dla niej, jeszcze będzie z tego dym. – Naprawdę się o nią
martwił. Alex była równie niebezpieczna i nieprzewidywalna jak
Anderson. W końcu się z nim zadawała. A doświadczenie nauczyło
go, że nie można ufać ani jednemu, ani drugiemu.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Aż tak? – zapytał zdziwiony i zacmokał, a Kenneth popchał
go w kierunku kawiarni, w której było trochę tłoczno. Nie na tyle
jednak, by nie znaleźli wolnego stolika, przy którym Johnson
zostawił wózek z Eliotem. – Jezu, jak ja dawno nie piłem gorącej
czekolady – powiedział O'Conner, oglądając się na tablicę z
menu.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Chcesz jakieś ciasto? Nie wiem, jakie tutaj mają, więc nic nie
polecę – rzucił już z przyzwyczajenia, bo klienci często go
pytali o to, co mógł im zaproponować.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Jakieś śmietankowe – odpowiedział po chwili zastanowienia. –
No i czekoladę – dodał z szerokim uśmiechem. – Ale pewnie i
tak nie będzie tak dobre jak od ciebie – rzucił, zerkając na
Kennetha kątem oka, na co Johnson tylko się zaśmiał i odszedł do
kasy. Wrócił po dziesięciu minutach, bo była kolejka, z ich
zamówieniami. Dla siebie wziął jabłecznik, a dla Eliota, tak jak
chłopak chciał, ciasto z dużą porcją bitej śmietany. No i
oczywiście czekoladę. – Będę musiał się zabrać ostro za
ćwiczenia – mruknął Eliot, gdy spojrzał na tacę pełną ciast.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Teraz musisz jeść, żeby wrócić do formy, O'Conner –
mruknął Kenneth i usiadł przy stoliku. – Co ze studiami? –
zapytał nagle, kiedy rozłożył już talerzyki i kawę.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">W
kawiarni było gwarno. Nic dziwnego, bo w weekend zwykle przychodziło
tutaj więcej ludzi. Wolne w pracy pozwalało im odwiedzić bliskich
pacjentów. Obok nich siedziała jakaś starsza pani, do której
przyszła wnuczka, trochę dalej zeszła się cała rodzina Latynosów
i to chyba oni zachowywali się najgłośniej. Kenneth obserwował
wszystkich bez zbytniego zaangażowania. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Nie wiem – mruknął i westchnął ciężko. – Mam spore
zaległości. Miałem już przed wypadkiem – dodał Eliot i wydął
wargi. – Boję się, że się nie wygrzebię, a za dwa tygodnie już
mam egzaminy – dodał i skrzywił się, bo wizja niezdania wydawała
mu się całkiem realna.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Kenneth
pokiwał głową, nie za bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Sięgnął
po kawę.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Z czego konkretnie masz te zaległości? – zapytał w końcu,
chcąc podtrzymać rozmowę.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Najwięcej ze statystyki – mruknął Eliot i wydął wargi. –
Ale też trochę z mikroekonomii... ogólnie z wszystkiego – dodał,
wzdychając ciężko. – Chyba wezmę jakieś korki.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Wierzę w ciebie, studenciaku. Dasz radę – powiedział od razu
Kenneth, nie mając większego pojęcia o tym, czego te przedmioty
dotyczyły. – Ogarnij sobie notatki od jakiegoś kujona. –
Uśmiechnął się arogancko, w sposób który zupełnie do niego nie
pasował. Bezczelność Eliota mu się udzieliła.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Myślisz że już tego nie zrobiłem? – jęknął i zapchał
sobie usta ciastem. – Ale i tak nic nie rozumiem z tych notatek –
dodał, ubrudzony na ustach od bitej śmietany.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Kenneth
milczał przez chwilę, obserwując Eliota uważnie. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Liczę na jakiegoś niezbyt atrakcyjnego korepetytora.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Eliot
zaśmiał się i popatrzył na niego rozbawiony, ale też dziwnie
zachwycony. Uwielbiał zazdrosnego Kennetha.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Tak? – zapytał i pochylił się nad stołem. – A jak będzie
bardzo przystojny? I chętny na zostawanie po godzinach?</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Kenneth
skwitował jego słowa groźnym spojrzeniem i zmarszczeniem brwi.
Wiedział, że pokazywał zazdrość, chociaż przecież nie
powinien, bo nie miał względem O'Connera żadnych praw. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– To będziesz miał dla mnie mniej czasu – mruknął i wydął
wargi, postanawiając wziąć go pod włos.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Eliot
uśmiechnął się i zlizał śmietanę z ust.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Trafnie, Johnson – powiedział, wymierzając w Kennetha
łyżeczką. – Będę musiał to chyba jednak przemyśleć.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Kenneth
nie odwrócił wzroku, utrzymując z Eliotem kontakt wzrokowy. Nie
wiedział, co chłopak miał dokładnie na myśli, więc postanowił
na razie milczeć i po prostu przybrać swoją groźną minę. Zdążył
się już przyzwyczaić do świadomości, że krył się za nią
całkiem często. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">–
Jedz, Johnson, jedz – pogonił go w pewnym momencie Eliot i zdrową
nogą kopnął go lekko pod stołem. Kenneth oczywiście nie mógł
na to odpowiedzieć, więc zabrał się za jedzenie i szybko zmienili
temat rozmowy. Spędzili całkiem miłe popołudnie. Po powrocie z
kawiarni, obejrzeli jakiś film, a później jeszcze porozmawiali.
Kenneth lubił te chwile, gdy mogli wymienić się poglądami. Eliot
nie we wszystkim się z nim zgadzał, ale sprzeczki na niektóre
tematy były całkiem zabawne.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">***</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Emma
popatrzyła to na brata, to na Alex siedzącą na łóżku. Atmosfera
w pokoju była tak gęsta, że prawie dało się ją kroić nożem. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– To... może zamówimy pizzę? – zaproponowała Emma, chcąc w
końcu przerwać milczenie.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Mhm, możemy – zgodziła się Alex, która grzebała w swoim
smartphonie. Kenneth podjechał do Emmy po pracy, bo dziewczyna
bardzo go o to prosiła. W weekend spotkali się na osobności w
galerii handlowej. Wyszli na kawę, Emma opowiedziała mu na
spokojnie o Alex, a on starał się w jakimś stopniu chociaż
zrozumieć siostrę. W końcu za jej namową obiecał, że da Alex
drugą szansę. Bolało go, że siostra tak kochała dziewczynę i
dopiero patrząc na nią, uświadomił sobie, jak przypomina mu jego
samego, gdy był z Derekiem. Chociaż uważał mężczyznę za
godniejszego uwagi niż Alex.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Ostatecznie
stanęło na tym, że Emma zorganizowała w tygodniu ich wspólne
spotkanie, więc Kenneth wylądował w czwartkowy wieczór u siostry.
</span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Wybierzcie, jaką chcecie, ja się dostosuję – stwierdził
ugodowo, gdy Emma przyniosła ulotkę. Ostatnio znalazła ją w
skrzynce pocztowej, jak im powiedziała. Otwarto nową pizzerię w
okolicy, która teraz reklamowała się jak tylko mogła.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Alex lubi pikantne – powiedziała za swoją dziewczynę i
spojrzała na brata. – Meksykańska? – zaproponowała,
przesuwając wzrokiem po menu, jakie umieszczono na ulotce.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Z dwoma ostrymi sosami – dodała burknięciem Alex.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Okej, w porządku – zgodził się Kenneth, który sam lubił
tego typu smaki. Emma zadzwoniła pod wskazany na ulotce adres i
złożyła zamówienie. W tym samym czasie Johnson obserwował Alex
uważnie. Dziewczyna skrzywiła się, odczytując coś w komórce.
Zaczerwieniła się lekko, a jej wąskie usta zacisnęły się
jeszcze bardziej.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Gdzie pracujesz? Nadal w warsztacie u Gollowerów? – zapytał,
odwracając jej uwagę od telefonu.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Co? – Dziewczyna dopiero po chwili spojrzała na Kennetha, a
kiedy ten powtórzył pytanie, pokręciła głową. – Zwolniłam
się. Teraz pracuję na stacji benzynowej. – Wzruszyła ramionami i
znowu wróciła do swojej komórki. Emma skończyła w końcu
rozmawiać, a wtedy znowu się odezwała: – Anderson będzie miał
proces. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Emma
uniosła brew, ale nie wyglądała na zaskoczoną. W końcu to akurat
Andersenowi się należało. Do więzienia powinien już trafić
wtedy, gdy zaatakował Kennetha w parku, tego człowieka powinno się
odizolowywać od ludzi. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Mhm – skomentowała tylko i zerknęła na brata.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Kenneth
obserwował Alex, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej, ale
dziewczyna jak na złość milczała. Znowu zajęła się swoim
telefonem, a Johnson zastanawiał się, co tym razem Anderson zrobił.
Kolejne pobicie? Może gwałt albo nawet morderstwo? Z kimś jego
pokroju wszystko było możliwe. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Powinnaś trzymać się od niego z daleka – odezwała się
cicho Emma, jakby bojąc się powiedzieć to głośniej.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Anderson jest w porządku – mruknęła i spojrzała uważnie na
Kennetha, jakby uważała, że to brat Emmy był tym, kto powinien
trafić przed wymiar sprawiedliwości.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Młoda
Johnson już nic na to nie odpowiedziała. Nie wiedziała co. W
pokoju panowała dość nieprzyjemna atmosfera, więc wpadła na
pomysł, by włączyć muzykę i chociaż zagłuszyć jakoś to
milczenie jej brata i dziewczyny. Co chwilę starała się coś
mówić, angażując w rozmowę dwie nienawidzące siebie osoby.
Naprawdę odetchnęła z ulgą dopiero wtedy, gdy usłyszała dzwonek
do drzwi. Aż poderwała się z miejsca.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Pizza!</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Kenneth
poszedł razem z siostrą, żeby odebrać zamówienie. Nie
wytrzymałby sam na sam z jej dziewczyną. Rzucił ostatnie,
nieprzyjemne spojrzenie Alex, ale ta zdawała się go ignorować.
Zamknął więc drzwi do sypialni i odezwał się do Emmy. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Naprawdę próbuję, ale ona jest jakaś popieprzona – sapnął
i wyciągnął portfel. Podał Emmie dziesięć dolarów. – Jeszcze
broni Andersona, słyszałaś sama.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Równe dwadzieścia dziewięć pięćdziesiąt – powiedział,
wyciągając ze specjalnego pokrowca ich zamówienie. Emma podała
dostawcy trzydzieści dolarów, a Kenneth odebrał wielki karton
pizzy i cztery sosy, które zamówili dodatkowo.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Cieszę się, że się starasz – kontynuowała przerwany wątek,
gdy pożegnała dostawcę i zamknęła za nim drzwi.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Przynajmniej się staram. Nie lubię jej tak samo, jak ty nie
lubiłaś Dereka – przyznał i uważnie obserwował, jak Emma
zamyka portfel. – Odda ci kasę, no nie? – zapytał, nie mogąc
się powstrzymać. Wiedział, że siostra wyłożyła za swoją
dziewczynę.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Emma
prychnęła, jakby zła, że Kenneth w ogóle zapytał.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– To moja sprawa, czy odda, czy nie.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Sponsorujesz ją? – Zatrzymał się, nie chcąc wejść do
pokoju. – Raczej powinno być na odwrót.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Dlaczego niby na odwrót? – syknęła cicho, nie chcąc, by
Alex to usłyszała. – Pracuję, zarabiam, mogę jej od czasu do
czasu coś postawić!</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Od czasu do czasu? Odkąd się przeprowadziłaś, ta krowa siedzi
u ciebie non stop! Co do ciebie nie przyjdę, muszę oglądać jej
tłuste dupsko! – warknął. Nie mógł uwierzyć, że Emma była
aż tak ślepa. – Derek był jaki był, ale przynajmniej mnie na
nic nie naciągał. Co ona ostatnio kupiła? No co ci ostatnio
kupiła?</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">–
Nie drąż! – warknęła, już nie wytrzymując. – Przyszedłeś
po to, żeby się kłócić? – odbiła piłeczkę.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Nie kłóciłbym się, gdybym wiedział, że twoja dziewczyna
jest względem ciebie w porządku. Po prostu się martwię. Jesteś w
niej beznadziejnie zakochana – mruknął, wymachując pudełkiem
pizzy, które trzymał.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Może i jestem, ale to nie twoja sprawa. – Naprawdę już ją
denerwowała ta rozmowa, nie zaprosiła Kennetha po to, by teraz
wysłuchiwać żali! – Cicho już bądź i nie poruszaj tego tematu
przy Alex.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Zajebiście, że doczekałem się siostry sponsorki – prychnął,
ale w końcu wszedł do środka. Spojrzał na Alex ostro, ale
powstrzymał się od komentarza. Przynajmniej na razie.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">***</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Nie
miał wyboru, do egzaminów pozostały mu zaledwie dwa tygodnie i, co
najgorsze, naprawdę do niczego nie był ani w połowie przygotowany.
Musiał załatwić sobie korepetycje, jeżeli chciał zdać na
kolejny rok. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Lucasa
poleciła mu Dakota, która zresztą sama zadzwoniła do niego i
umówiła go na wizytę w szpitalu u Eliota. Dziewczyna naprawdę
przejmowała się ocenami swojego chłopaka (mimo że już chyba sama
nie wierzyła w to, że byli ze sobą) i nawet nie chciała słyszeć
odmowy z ust O'Connera. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Skutkiem
tego Eliot odbył swoje pierwsze korepetycje w szpitalnej sali.
Czekał na Lukasa po południu. Kenneth pracował do wieczora, a on
mimo wszystko nie chciał przegapić z nim spotkania. Odkąd tutaj
siedział, z niecierpliwością czekał na kolejne... „randki”,
jak ostatnio w żartach zauważył Johnson. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Siedział
na łóżku, z wyciągniętą przed siebie zagipsowaną nogą i
przeglądał notatki, gdy nagle usłyszał pukanie do drzwi. Oderwał
wzrok od kartek papierów i już po chwili do sali wszedł wysoki,
przystojny mężczyzna. Spojrzał w kierunku łóżka i jego twarz
rozjaśnił uśmiech, na widok którego Eliot aż zamarł.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Hej, jestem Lucas – powiedział i podszedł do O'Connera z
wyciągniętą dłonią, na którą chłopak popatrzył jakby
zdziwiony. Dopiero po chwili zreflektował i uścisnął ją w geście
powitania. Nie spodziewał się, że jego korepetytorem będzie <i>taki </i>facet. Dakota mówiła mu, że jest po studiach doktoranckich,
więc wyobrażał sobie grubszego, łysawego mężczyznę przed
czterdziestką.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Ale
Lucas... cholera, Lucas wyglądał zajebiście. I może miał
trzydzieści lat albo był trochę po trzydziestce, ale w niczym mu
to nie ujmowało. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Hej, Eliot – odpowiedział i chrząknął, bo zrozumiał, że
zabrzmiało głupio. Dakota już pewnie mu powiedziała, jak jego
przyszły uczeń miał na imię.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Miło cię poznać. – Mężczyzna powiedział grzecznościową
formułkę. – To co? Szkoda chyba tracić czas, bo Dakota mówiła,
że możemy mieć sporo do nadrobienia. Pokażesz mi co i jak, a ja
postaram się jakoś rozjaśnić tę straszną mikroekonomię i
statystykę. – Uśmiechnął się lekko, a jego oczy zmrużyły
się.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Eliot
od razu kiwnął głową i poczuł, że wstąpiła w niego jakaś
nowa energia. Nie wiadomo skąd nagle znalazł siły (i, co
ważniejsze, chęci!) na naukę.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– No, mam nadzieję – zaśmiał się, a Lucas przyciągnął
sobie taboret i usiadł na nim, po czym wyciągnął z torby swoje
materiały do zajęć. Nie było łatwo, stwierdził Eliot po
dziesięciu minutach, kiedy to już Lucas zdążył wybadać, gdzie
O'Conner ma braki i przystąpili do nauki. Było nudno, ale
wystarczyło, że od czasu do czasu spojrzał na mężczyznę i
powracał mu humor. W pewnym jednak momencie Lucas przysiadł do
niego na łóżko, bo naprawdę niewygodnie było się uczyć, kiedy
Eliot co chwilę musiał się do niego nachylać, by coś rozczytać.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">Nawet
nie wiedział kiedy minęły dwie godziny. Mężczyzna był obeznany
w temacie i całkiem dobrze tłumaczył, jak zdążył zauważyć
przez ten czas Eliot. Już umówili się na niedzielę, na kolejne
korepetycje, tym razem w mieszkaniu O'Connera. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Zobaczysz, wszystko zdasz. Szybko to łapiesz – rzucił Lukas,
zbierając się do wyjścia. Spojrzał na Eliota dłuższą chwilę,
aż w końcu odwrócił wzrok i zaczął się pakować.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– No, mam nadzieję – zaśmiał się Eliot, cały czas obserwując
ruchy Lucasa. Jego wzrok zsunął się na pośladki mężczyzny, gdy
ten trochę pochylił się nad swoją torbą. Ten jednak nic nie
zauważył. Eliot zapłacił mu za korepetycje i w końcu się
pożegnali. Patrzył jeszcze jak mężczyzna wychodzi, aż wreszcie
został sam. Westchnął ciężko i położył się na łóżku.
Zerknął na zegarek w telefonie, żeby sprawdzić godzinę, aż
wreszcie sięgnął po laptopa. Kenneth miał przyjść dopiero za
dwie godziny, po pracy, więc zaczął przeglądać różne strony
dla zabicia nudy, aż wreszcie wpisał w wyszukiwarkę „jak rozpoznać geja”. Wszedł w pierwszy link, który okazał się być artykułem
o zachowaniach gejów. Zaczął czytać, gdy w pewnym momencie drzwi
do sali się otworzyły. Od razu powiódł wzrokiem w ich stronę i
uśmiechnął się szeroko. </span>
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="color: black;">
– Kenneth!</span></div>
Dream Winchesterhttp://www.blogger.com/profile/03031826342748441484noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-72207666365827075342016-03-15T19:41:00.000+01:002016-03-15T19:41:00.834+01:0032. Clash<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Dziękujemy za komentarze i cenne uwagi, jak już pisałyśmy, na pewno weźmiemy je sobie do serca. Tymczasem zapraszamy na kolejny rozdział Clasha :)</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1.13cm;">
<i>Klucze do mieszkania</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Eliot
popatrzył na niego zaskoczony, nie wiedząc, co powinien o tym
myśleć. Kenneth był zły, to zauważył od razu. Aż przełknął
ciężko ślinę, gdy zdał sobie sprawę, że przecież niedawno z
sali wyszła Dakota... spotkała się z Kennethem?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Hej – odpowiedział z wyraźnym napięciem w głosie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Co
tam? Słyszałem, że jesteś zmęczony – zaczął i podszedł do
łóżka Eliota. – Wpadłem, bo miałem chwilę, ale mogę wrócić
do domu. – Spojrzał na O'Connera uważnie, ze zniecierpliwieniem,
zastanawiając się, czy Eliot wspomni coś o Dakocie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Kto ci tak powiedział? – zapytał i zmarszczył brwi, patrząc na
Kennetha tak, jakby chciał wyczytać z jego twarzy, czy faktycznie
spotkał się z dziewczyną.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– A
jak myślisz? – Johnson uniósł brwi i podał mu czekoladki.</div>
<a name='more'></a><br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Eliot
spojrzał na nie, chcąc jak najszybciej się z tego wyplątać.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Mam problemy na uczelni – zmienił nagle temat. – Nie wiem, czy
zdam.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Kenneth westchnął cicho i przysiadł na łóżku Eliota. Nie
wiedział, co powinien na to odpowiedzieć, bo przecież nie potrafił
mu pomóc.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Duże? – zapytał więc, wiedząc, że Eliot chciał o tym
porozmawiać.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Mhm – odpowiedział i kiwnął sztywno głową, ciesząc się ze
zmiany tematu. – Bardzo. Nie wiem, jak się z tego wygrzebię.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Zawsze możesz powiedzieć, że byłeś w szpitalu. Masz przecież
zaświadczenie – mruknął niepewnie i potarł dłonie, kiedy
zauważył na półce książki i plik notatek. Dakota musiała mu je
przynieść. – Mam spadać? Chcesz się pouczyć? – zapytał,
nagle zupełnie inaczej interpretując zmianę tematu Eliota. Chciał
mu łagodnie zasugerować, że był zajęty. Od razu wstał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Nie! – sapnął od razu Eliot. Może i miał dużo do roboty, ale
naprawdę nie chciał rezygnować ze spotkania z Kennethem. W
szczególności, że po nim znów zostanie sam. – Nie, zostań –
dodał i uśmiechnął się lekko. – Jak w pracy? – zmienił
temat.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
No... normalnie. – Kenneth uśmiechnął się niepewnie i znowu
przy nim usiadł. – Nic ciekawego. Lepiej powiedz, jak ty się
czujesz, studenciaku.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Eliot
popatrzył na niego i uśmiechnął się lekko, stwierdzając, że
Johnson wyglądał naprawdę <i>dobrze</i>. Zaraz jednak pomyślał, że
on, w przeciwieństwie do Kennetha, musiał prezentować się
tragicznie. Aż chrząknął nerwowo, zły, że właśnie w takim
stanie pokazuje się kochankowi.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Już lepiej – powiedział i wzruszył ramionami. – Trochę już
mnie wkurza to ciągłe leżenie – zdradził. – A... – urwał
nagle. – Co robisz po pracy? – zapytał, bo zdał sobie sprawę,
że skoro on leży tu i dogorywa, to Kenneth przecież nie ma z kim
uprawiać seksu. A może i miał, tylko Eliot o tym nie wiedział.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– A
co mam robić? – zapytał z rozbawieniem Johnson. – Jak mam czas,
odwiedzam cię tutaj. Chcesz, żebym przychodził częściej? –
Pochylił się bardziej i uśmiechnął lekko. Chciał Eliota
pocałować, stęsknił się za tym.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Eliot
uśmiechnął się, wpatrując w jego oczy.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Nie będę narzekać – powiedział i zwilżył wargi. – Muszę
cię pilnować – dodał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Pilnować? – Kenneth uniósł brwi w geście łagodnego zdziwienia.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Żebyś nie znalazł sobie kogoś innego – wyjaśnił, nie mogąc
powstrzymać zazdrości, jaka wkradła się do jego tonu głosu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– A
co by było, jakbym znalazł? Byłbyś zazdrosny? – zapytał cicho
Kenneth, nachylając się nad nim jeszcze bardziej. Przygryzł wargę,
nie mogąc jednak powstrzymać uśmiechu. – Zazdrość wcale nie
jest taka przyjemna, co? – dodał zgryźliwie, nie mogąc się
powstrzymać. Nawiązywał oczywiście do Dakoty, z którą Eliot
najwyraźniej wciąż był.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
O'Conner zmarszczył brwi i pokręcił buńczucznie głową, chcąc
wyraźnie zaprzeczyć, że wcale nie był zazdrosny. Nie udało mu
się to jednak, bo już po chwili palnął:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Chcę wiedzieć, czy kogoś masz.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Może mam, może nie mam – mruknął Johnson i wyprostował się. –
Odpakujesz? Sam jestem ich ciekaw – zmienił temat, świetnie się
bawiąc, będąc w takiej sytuacji. Eliot chyba jeszcze nigdy w tak
otwarty sposób nie pokazał, że mu zależy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
O'Conner prychnął i złapał za pudełeczko. Rozerwał papier i
odrzucił go na bok, sfrustrowany taką odpowiedzią Kennetha.
Johnson powinien mu powiedzieć wszystko jasno i klarownie, bez
żadnych sztuczek.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Tu
jest fajny lekarz – warknął, już nad sobą nie panując. Wizja
napalonego Kennetha z jakimś facetem dodatkowo go denerwowała.
Wcześniej przecież bardzo często uprawiali seks, Johnson miał
duże libido... gdzie je niby teraz rozładowywał?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– I
chcesz, żebym się nim zajął? – zapytał Johnson z rozbawieniem.
– A ty będziesz nas oczywiście pilnował! – dodał od razu,
widząc minę Eliota. Musiał odwrócić wzrok, żeby się nie
roześmiać.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Idiota – warknął. – Ten lekarz coś często mnie bada, tylko
tyle chciałem powiedzieć – prychnął, odwracając wzrok, urażony
reakcją kochanka, który przecież powinien już spłonąć z
zazdrości.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– To
może ja powinienem cię pilnować? – zapytał i sięgnął po
jedną z czekoladek. – Chociaż w tym stanie raczej nic nie dasz
rady zrobić. – Nie wytrzymał i roześmiał się w końcu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Eliot
spiorunował go wzrokiem, czerwieniejąc ze złości niemal po same
koniuszki uszu. Złapał nagle za pudełko czekoladek i położył je
z irytacją na stoliku.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Spieprzaj – warknął, bo tylko na taką ripostę było go w tamtej
chwili stać.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Johnson spojrzał na niego z zaskoczeniem, nie spodziewając się
takich ostrych słów. Może sam nie powinien żartować w taki
sposób?
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Ja... – Zmarszczył brwi i wpatrzył się w drzwi do sali. Myślał
gorączkowo nad tym, czy naprawdę powinien przeprosić za swoje
słowa. – Sorry – mruknął w końcu i wstał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Eliot
zerknął na niego, wcale nie mniej zły.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Ja
nie dam rady nic zrobić, ale ty tak – zauważył. – Więc po
prostu pytam, czy jednak <i>coś</i> robisz.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– A
od kiedy mam ci się spowiadać? – Kenneth spojrzał na niego ze
zdziwieniem. – Nie przypominam sobie, żebyśmy sobie cokolwiek
deklarowali. Chyba że coś mnie ominęło – dodał, marszcząc
brwi. Czuł, że ta rozmowa do niczego nie prowadziła, a
jednocześnie przy dobrym obrocie sprawy, mogła coś rozjaśnić w
ich relacji. Johnson nie wiedział do końca, czy chciał coś w niej
zmieniać. Bo gdyby spróbowali nazwać jakoś to, co ich teraz
łączyło, mogliby zbyt mocno się w to zaangażować, a na to obaj
chyba nie byli jeszcze gotowi.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Eliot
zerknął na niego, trochę zbity z tropu. Milczał dłuższą
chwilę, aż wreszcie chrząknął i pokręcił głową.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
No... nie – powiedział tylko i już po chwili zdał sobie sprawę,
jak żałośnie to zabrzmiało. Czuł, że się tylko dodatkowo
zakopywał. Już dawno nie było mu przy Kennecie tak głupio, bo
zdał sobie sprawę, że faktycznie wypytywał go tak, jakby rościł
sobie do Johnsona prawa.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– No
właśnie. – Kenneth wyprostował się, zdając sobie sprawę, że
wyglądał na rozzłoszczonego. Może nie powinien dążyć do
takiego zakończenia tej rozmowy, jednak nie potrafił się
powstrzymać przed rzuceniem: – Więc jak następnym razem będziesz
chciał robić mi jakieś wyrzuty, zadbaj o to, żeby samemu nie być
wplątanym w żadne związki – warknął i odwrócił się, żeby
wyjść. Nie sądził, że tak go to rozzłości. Krew szumiała mu w
uszach i trudno mu było skupić myśli.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Eliot
spojrzał na niego i nagle poczuł się dziwnie skarcony. Zapadł się
w poduszce, patrząc, jak mężczyzna wychodzi. Popieprzone,
pomyślał, nie wiedząc nawet jak nazwać to, w co wplątał się z
Kennethem.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
*</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Kenneth był naprawdę zły, kiedy wychodził od Eliota. Przeszedł
przez korytarz jak grom, nic sobie nie robiąc z karcącego
spojrzenia pielęgniarki. Nawet go nie zauważył. Był tak zły, że
myślał o tym, że nie odwiedzi Eliota dopóki ten... Co, nie
przeprosi go? Zadeklaruje, że zerwie z tą swoją dziewczyną? Czego
Kenneth tak naprawdę oczekiwał? On zerwał z Derekiem przede
wszystkim ze względu na siebie i na niego. Uświadomił sobie, że
tkwienie w tym związku było bezsensowne i teraz naprawdę poczuł
się wolny. Mógł odetchnąć od wiązania się z kimś, od
zobowiązań, a on co najlepszego robił? Dążył do kolejnego
związku. Tak bardzo nie potrafił wytrzymać sam ze sobą, że
musiał mieć kogoś obok? Zastanawiał się nad tym przez cały
powrót do domu. O mało nie przejechał na czerwonym, tak bardzo się
zamyślił.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Gdy
wszedł do mieszkania, poczuł się dziwnie. Może naprawdę
zareagował zbyt agresywnie? W końcu Eliot był tylko zazdrosny...
dość uroczo zazdrosny, pomyślał po chwili i uśmiechnął się
pod nosem. Nie chciał na razie się wiązać, stwierdził, gdy już
usiadł na łóżku i uznał, że naprawdę przesadził. To nie było
w jego stylu. Wyciągnął więc komórkę i bez zbędnego
analizowania tego, co chce powiedzieć, wybrał numer Eliota. Na
odpowiedź nie musiał długo czekać. Już po chwili usłyszał głos
O'Connera:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Halo?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Poniosło mnie, przepraszam. Nie chcę ci niczego narzucać –
wytłumaczył na wdechu i dopiero po powiedzeniu tego, odetchnął
cicho.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Okej – odpowiedział po chwili Eliot dość łagodnym tonem. –
Szybko wyszedłeś – mruknął z wyraźnym niezadowoleniem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Bo
się wkurzyłem na ciebie. Zresztą sam mi powiedziałeś, żebym
spieprzał – wytknął mu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Eliot
przewrócił oczami.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Bo
powiedziałeś, że i tak nic nie mogę robić – prychnął. –
Jakbyś się z tego cieszył.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– No
cieszę się – przyznał Kenneth od razu. Szybko zdał sobie
sprawę, że przeprowadzenie tej rozmowy przez telefon było znacznie
prostsze. Może naprawdę dobrze, że wyszedł.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Co?
– zapytał zdziwiony. – Cieszysz się z tego, że nawet sam do
kibla nie mogę iść? – Zaczął się irytować. Kenneth robił
się cholernie chamski, nigdy jeszcze go takiego nie słyszał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
N-nie, nie o to mi chodzi. – Johnson zawahał się. – Po prostu
ja mogę być pewny, że nikogo nie będziesz pieprzyć. Sam się
bałeś, że ja będę! – wytłumaczył szybko. Dopiero teraz zdał
sobie sprawę, że zaliczał wtopę za wtopą. Przygryzł wnętrze
policzka, myśląc intensywnie. – Powinniśmy chyba trochę
wyluzować.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Eliot
długą chwilę mu nie odpowiadał. Wreszcie Kenneth w słuchawce
usłyszał ciężkie westchnienie i dopiero później głos kochanka.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Czy
ja wiem... to chyba normalne, że chce się mieć swoją <i>ofiarę</i>
tylko dla siebie. Jakby nie patrzeć, jesteśmy facetami – zauważył
odkrywczo. – To trochę jak z drapieżnikami.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Ofiarę?! – oburzył się, poruszając się na łóżku nerwowo. –
O ile pamiętam, to byłem maszyną do zabijania, O'Conner.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Eliot
parsknął śmiechem, rozluźniając się.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Debil – powiedział rozbawiony. – Jutro jak do mnie przyjdziesz,
masz siedzieć dłużej – dodał po chwili rozkazującym tonem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Przypilnuję tego doktora. Żeby nie badał cię zbyt dokładnie –
mruknął i oparł się o ścianę, odprężając się. Uśmiechnął
się lekko i zmrużył oczy. Napięcie z niego opadło. Teraz nie
powinni poruszać tematów związków i ich relacji. Wszystko znowu
się wyklaruje.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Eliot
zaśmiał się. To mu się podobało, trochę zazdrości przecież
nikogo nie zabiło, pomyślał i zagryzł wargę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– To
do jutra, Johnson, bo właśnie pan doktor do mnie przyszedł... –
rzucił i po chwili w słuchawce Kenneth mógł usłyszeć „dzień
dobry” i na tym rozmowa się urwała.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Kenneth
przełknął ciężko i odsunął telefon od ucha, z niedowierzaniem
zerkając na napis <i>połączenie zakończone</i>. Usłyszał wyraźnie
męski głos w słuchawce, co go zaniepokoiło. Lekarz chodziłby tak
późno? Przecież dochodziła już siódma wieczorem!
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
*</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
W
piątkowe popołudnie, kiedy Vincent wychodził już z biura,
wszystko było zaplanowane. Umówił się z Xavierem, studentem
historii sztuki, malarzem i najbardziej oczywistym gejem, jakiego
znał. Xavier był Mulatem, więc chociaż w niewielkim stopniu
zaspokajał fascynację Vincenta. No i zapewniał mu dzisiejszego
wieczoru seks. Nie był pewny, czy Derek, z którym się umówił po
Xavierze, w końcu coś zrobi. Dlatego Moor wolał uniknąć tego
typu frustrujących sytuacji i całkowicie im zapobiec.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Hej, spotykamy się u mnie. Przesłałem ci SMSem adres –
powiedział do słuchawki, kiedy zadzwonił do Xaviera. Lubił z nim
rozmawiać, bo mężczyzna miał męski, przyjemny dla ucha głos.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Okej, będę za godzinę – odpowiedział mu chłopak, a Vincent aż
uśmiechnął się pod nosem, kiedy niskie tony jego głosu
rozbrzmiały z telefonu. – Mam coś wziąć? Jakieś specjalne
życzenia co do bielizny? Jocksy?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Cokolwiek, i tak będę chciał cię nago – rzucił bez
skrępowania, kiedy szedł ulicą. Chciał jeszcze wstąpić do
kawiarni. Ostatnio spotkał tam Johnsona, ale było tyle ludzi, że
nie mogli porozmawiać. Zresztą Kenneth nie zdawał się skory do
rozmowy. Obdarzył go jedynie uprzejmym, nieco niepewnym uśmiechem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Xavier
zaśmiał się tylko wesoło, powiedział, że to da się zrobić i
rozłączył się w wyjątkowo dobrym nastroju. Vincent już zdążył
zauważyć, że mężczyzna był w niego zapatrzony. Już dawno nie
spotkał kogoś tak chętnego i zgadzającego się na wszystko co
powie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Wszedł
do kawiarni po raz kolejny tego dnia, bo już rano tutaj zajrzał,
ale dopiero teraz Kenneth zaczął swoją zmianę. W środku panował
już mniejszy ruch, więc Vincent mógł pozwolić sobie na rozmowę
ze swoim ulubionym sprzedawcą.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Hej
– przywitał się, kiedy podszedł do lady. Kenneth przyciął
ostatnio brodę, zostawiając tylko kilkudniowy zarost. Dobrze
wyglądał. Wciąż tak cholernie męsko jak zawsze, gdy na niego
patrzył znów miał ochotę na zaciągnięcie go do łóżka, ale
Kenneth nie kwapił się do rozmowy z nim, a on za to nie chciał
naciskać. W końcu nigdy jeszcze nie musiał prosić się nikogo o
seks.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Hej. – Kenneth zamknął kasę i zerknął w bok, na Ginger, która
od razu ewakuowała się na zaplecze, rzucając, że pójdzie wyłożyć
ciasto, żeby później dać je na wystawę. Przywieziono im ostatnio
nowy sernik, zrobiony z ekologicznych składników, bez glutenu i
ciasto okazało się hitem. Teraz zamawiali go na zapas, bo i tak
wiedzieli, że zejdzie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Vincent
popatrzył na Johnsona ze zmarszczonymi brwiami, nie wiedział przez
chwilę co powiedzieć. Kiedy się pieprzyli Kenneth nie wydawał się
taki niezadowolony i nieskory do rozmowy, a teraz ewidentnie go
spławiał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Jak
będziesz mieć czas to może się do mnie odezwiesz co? Umówimy się
na jakieś piwo czy coś – zagadał, ale nie spodziewał się
jakiejś wyczerpującej odpowiedzi.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Jasne, musimy się znowu zgadać – rzucił Johnson i spojrzał
Vincentowi w oczy, kiedy podawał mu kawę. – Chcesz sernika? –
zapytał i wskazał na wystawę, w której znajdowały się ciasta. –
Mamy dobry sernik.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Już
myślałem, że nie będziesz chciał – odparł Vincent i
uśmiechnął się nagle. – Bo ostatnio zamilkłeś – dodał. –
A sernik daj. Skoro polecasz... – zawiesił znacząco głos.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Zapomniałem odpisać na SMSa – przyznał Johnson, który świadomie
go zignorował. Później był zadowolony, że Vincent nie naciskał
na spotkanie, ale odkąd zerwał z Derekiem, a Eliot był
niedysponowany, zaczęło mu brakować męskiego towarzystwa. Wypady
na siłownie raczej go nie rekompensowały. – Możemy się za
niedługo zgadać na jakieś piwo, czy na mecz – mruknął cicho,
zauważając, że ludzie już się trochę niecierpliwili. Skasował
Vincenta, a ten jak zwykle zostawił napiwek, który Kenneth mu
oddał. – Nie trzeba.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Daj
spokój, jesteś moim ulubionym baristą – powiedział i mrugnął
do niego, zabierając zamówienie. – To jak będziesz mieć czas,
zgadamy się – dodał, odwrócił się i ruszył do wyjścia.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
*</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Godzinę
później już czekał na Xaviera. Kawę i ciasto zjadł sam i musiał
przyznać Kennethowi rację. Sernik okazał się świetny, najlepszy
jaki do tej pory tam jadł. Johnson, ku jego zdziwieniu, wysłał mu
wiadomość. Chciał spotkać się pojutrze i proponował spotkanie
na kosza albo siłownię, później piwo.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Xavier
zjawił się pół godziny po umówionym czasie, ale Vincent wcale
nie był na niego o to zły. Dodatkowy czas mu się przydał, miał
bardzo długi ogon, jeżeli chodziło o szykowanie się, ale za to
zawsze był perfekcyjnie ubrany i uczesany. Lubił dobrze prezentować
się przed swoimi kochankami.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Czekałeś? – zapytał Xavier z szerokim uśmiechem, kiedy już
zdjął cienką kurtkę i buty.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Znalazłem sobie ciekawe zajęcie – mruknął Vincent, obserwując
swojego gościa z leniwym uśmiechem. Ugotował szybki obiad i nawet
zostawił trochę dla chłopaka. – Zawsze się spóźniasz, żeby
ktoś na ciebie czekał?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Chłopak
uśmiechnął się do niego. Miał ładny uśmiech, w kącikach jego
ust pojawiły się dołeczki, a jego nieco krzywe zęby nadawały mu
trochę diabelskiego wyglądu.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Jakbyś wiedział.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Jadłeś już obiad? Jak chcesz, zrobiłem trochę zapiekanki. –
Vincent podszedł do niego i objął mocno. – Napalony? – zapytał
mrukliwym, niskim głosem, mrużąc oczy z zadowoleniem. Xavier był
całkiem przystojny, chociaż tylko w połowie wpisywał się w jego
gust.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Bardzo – odpowiedział, patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się
lekko, obejmując jego szyję ramionami. – Może najpierw
ćwiczenia, a później jedzenie?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Nawet bardziej mi to odpowiada. – Vincent zaśmiał się i
pociągnął go do sypialni.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
*</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Wysiadł
z taksówki, wcześniej wręczając kierowcy sowity napiwek. Dzisiaj
Vincent z pewnością miał dobry humor, dobry seks, a teraz
spotkanie z jeszcze lepszym mężczyzną wprawiło go w świetny
nastrój. Uwielbiał takie życie, pomyślał, gdy wszedł do klubu,
mijając barczystego, łysego ochroniarza, który nie za bardzo
pasował do tematyki miejsca.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Derek
już siedział przy barze, popijając drinka. Był spięty, co od
razu można było po nim poznać. Wpatrywał się w blat i wyglądał
tak, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Jego antypatyczna
postawa zrażała każdego, przynajmniej jak na razie, bo wiele osób
dopiero przyszło do klubu i nie było zbyt pijanych, żeby
zaryzykować podryw takiego mężczyzny.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Vincentowi
właśnie to się podobało w Dereku. Nie próbował być miły,
nawet stwarzać pozory kogoś, kto chciał dopasować się do innych.
Unosił wokół siebie tę swoją aurę obojętności, nawet nie
zdając sobie sprawy, że dla wielu mężczyzn mógł być niezwykle
atrakcyjny właśnie przez to.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Miło by było czasem zobaczyć, jak się uśmiechasz – zagadnął
do niego na powitanie, z zadowoleniem przyjmując jego zaskoczone,
wyrwane z zamyślenia spojrzenie. – Chyba nie czekasz długo,
prawda? – zapytał, siadając naprzeciwko mężczyzny. Poczuł, jak
wibruje mu telefon w kieszeni, ale całkowicie to zignorował.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Niedawno przyszedłem. Trochę przed czasem, nie przejmuj się –
rzucił Derek, obserwując uważnie nachylającego się do niego
Vincenta. Mówił cicho, więc mężczyzna musiał się przybliżyć,
żeby go usłyszeć. Derek poczuł mocne, męskie perfumy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Vincent
uśmiechnął się do niego, obserwując go chwilę uważnie.
Cholera, Xavier nawet nie umywał się do Dereka.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Co
pijesz? Postawię ci.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Wódkę z colą – oznajmił i uniósł swój kieliszek, który
opróżnił dopiero w połowie. – Zamów sobie, nie musisz mi nic
stawiać – dodał i uśmiechnął się, zdradzając, że zdobył
się na dwuznaczny żart. Nie był zbyt dobry w tego typu rzeczach,
ale czasami nawet on się otwierał. Dzisiaj i jemu dopisywał dobry
humor. Kenneth wciąż nie odpuścił jego myśli, ale wspomnienia o
nim powoli zastygały. Derek szybko przyzwyczajał się do swojej
sytuacji. I z Kennethem sobie poradzi, bo był przygotowany do tego
zerwania już wcześniej.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Wezmę całą butelkę wódki – powiedział, wstając. – I colę.
Nie będziemy musieli biegać do baru – dodał, mrugnął do
Dereka, uśmiechając się przy tym w swój klasyczny sposób, czyli
bokiem ust. Z zadowoleniem dostrzegł, że Goldner zapatrzył się na
niego i ten właśnie moment Vincent wybrał, by odwrócić się i
odejść. Może i Derek był trudnym, nieokazującym emocji
przypadkiem, myślał sobie, gdy stanął w kolejce, ale czasem
zdradzał się, że nie jest obojętną na Vincenta maszyną. Nikt
nie jest. Vincent był pewny swojej wartości i może to właśnie
przez to wciąż tak zabiegał za względami Dereka, każdy inny już
dawno by się zniechęcił.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Telefon
znów zawibrował mu w kieszeni. Dopiero teraz sięgnął po niego i
zobaczył dwa nieodebrane połączenia i jednego SMS-a. Westchnął,
gdy zobaczył, że dzwonił do niego Xavier. Nawet nie wszedł w
skrzynkę odbiorczą. Zignorował te telefony, bo był pewien, że
chłopak nie zorganizował sobie wieczoru i chce mu zająć czas. Gdy
jednak chciał schować telefon do kieszeni, kochanek znów spróbował
się z nim skontaktować. Vincent jednak nie widział sensu w
odbieraniu połączenia, w głośnym wnętrzu klubu i tak by się nie
zrozumieli. Odrzucił go i od niechcenia odczytał wiadomość, którą
dostał od Xaviera.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
„Hej,
zapomniałem zabrać od ciebie klucze z mieszkania. Nie mogę się do
siebie dostać. Gdzie jesteś, bo czekam pod mieszkaniem”.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Barman
podszedł do Vincenta, zanim ten zdążył odpisać Xavierowi, że
był w klubie i nie będzie teraz specjalnie wracał do siebie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Półlitrowego Harvesta i litrową colę – powiedział, wykładając
na blat banknot pięćdziesięciodolarowy. Gdy mężczyzna wszystko
przygotowywał, szybko wystukał treść wiadomości do Xaviera.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
„Teraz
jestem w klubie, nie mam czasu podjechać do mieszkania”. Nie
przejmując się Xavierem schował telefon do kieszeni i zabrał
resztę, którą barman mu wydał.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
„W
Cameleonie?” – przyszła odpowiedź, którą Vincent odczytał,
ale nie miał już zamiaru odpisywać. Przeklął tylko pod nosem
chłopaka, zły, że ten tak celnie trafił w nazwę klubu. Zresztą,
to wcale nie było ciężkie, piątki Moore lubił spędzać właśnie
w tym miejscu i na nieszczęście, Xavier doskonale o tym wiedział.
Nie miał jednak zamiaru tego potwierdzać, jeszcze chłopakowi
wpadłoby do głowy, żeby tutaj zajrzeć.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Nie
przejmując się już kochankiem, złapał za tacę, na której
znajdowało się małe wiaderko z lodem, w którym tkwiła butelka
wódki. Obok stała cola i kieliszki. Uniósł wszystko i ostrożnym
krokiem ruszył w kierunku Dereka. Razem przeszli do wolnej loży.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Stwierdziłem, że od razu wezmę butelkę – powiedział Vincent,
kiedy postawił tacę na stolik. – Pół litra tyko, nic nam nie
będzie – dodał, żeby Derek nie pomyślał przypadkiem, że chce
go upić.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– I
ty stawiasz. Nie możesz odpuścić, co? – zaśmiał się cicho
Derek i usiadł ze swoim drinkiem. Spojrzał na Vincenta uważnie.
Mężczyzna miał na sobie eleganckie spodnie od garnituru i białą
koszulę. Wyglądał jak facet, który miał pieniądze, klasę i
pewność siebie. Srebrny, drogi zegarek lśnił na jego nadgarstku,
śmiesznie wyglądając przy Fosilu Dereka.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Nie
mogę – odpowiedział i błysnął w jego stronę zrobionymi
zębami. Opłacało się w wieku nastoletnim nosić aparat, bo teraz
jego uśmiech był naprawdę imponujący. – Jak będziemy wracać,
to możesz postawić mi żarcie – zgodził się i sięgnął po
szklankę, do której wlał sobie wódki. – Więc? Co u ciebie,
Derek?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Goldner
wzruszył ramionami, czując się skrępowany pod jego spojrzeniem.
Coraz bardziej, zdał sobie z tego sprawę i sięgnął po drinka,
chcąc czymś zająć ręce.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Nic
szczególnego. Praca, dom, czasami wyjdę na siłownię. Nie prowadzę
tak bujnego życia jak ty – spróbował odbić piłeczkę, ale
wyczuł, że w tym momencie był niegrzeczny.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Bujnego? – zapytał Vincent i nagle się roześmiał, rozbawiony
tym stwierdzeniem. – A co bujnego jest w poruszaniu się między
pracą, a mieszkaniem? Nasze życia chyba aż tak bardzo się nie
różnią – odpowiedział, pochylając się do Dereka. Ciekawiło
go, czy mężczyzna często z kimś sypiał. Jeżeli tak, to dlaczego
wciąż był taki niedostępny dla niego? – A coś poza tym jeszcze
robisz? – postanowił go wypytać.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Gram na konsoli? – zapytał Derek, nie wiedząc, co jeszcze
odpowiedzieć. Wiódł nudne życie człowieka, który najlepiej czuł
się we własnym towarzystwie. – Naprawdę, bierzesz mnie chyba za
kogoś innego.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Vincent
zapatrzył się na niego i uśmiechnął po chwili, nie wiedząc
dlaczego, ale ta informacja bardzo mu się spodobała. Derek nie był
facetem szukającym innych fiutów to... w pewien sposób Vincentowi
imponowało? Fajnie byłoby spać z kimś takim, pomyślał jeszcze.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– I
zero facetów? – dopytał jeszcze.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– O
to chcesz się dowiedzieć – zaśmiał się nagle Derek i pokręcił
głową. Mógł się tego po Vincencie spodziewać.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– No
pewnie, że chcę – odpowiedział i popił swojego, chwilę temu
zrobionego drinka. – Muszę się dowiedzieć, czy mam konkurencję
– dodał i mrugnął do niego.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– A
jakbym ci powiedział, że masz – rzucił Derek, od razu myśląc o
Kennecie. Szybko wyrzucił go jednak z głowy, wiedząc, że z
Johnsonem sprawa była definitywnie rozwiązania. Nie miał się co
łudzić, ani robić sobie nadziei. Kenneth wybrał inne życie,
zmęczony tym, co oferował mu Derek.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Mam? – zapytał i zmarszczył brwi, myśląc gorączkowo, kim mogła
być ta jego konkurencja. – Więc powinienem się jeszcze bardziej
starać? Wymęczysz mnie, Derek – sapnął z udawanym
rozgoryczeniem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Mężczyzna
tylko się roześmiał i popił swojego piwa, odwracając wzrok na
parkiet, który powoli zaczynał zapełniać się ludźmi, chociaż
ludzie dopiero zaczynali się zbierać. Zmrużył oczy, myśląc
gorączkowo, co odpowiedzieć.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
W tym
momencie telefon w kieszeni Vincenta znów zaczął wibrować.
Zignorował go, bo przecież miał lepsze i znacznie ciekawsze rzeczy
do roboty.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Jesteś związkowym typem faceta? – zapytał i zakołysał
szklanką, mieszając w niej płyn.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– A
na jakiego wyglądam? – Derek nie chciał się przed nim w
bezpośredni sposób ujawnić. Trudno było mu rozmawiać z kimś
obcym o sobie i żałował, że Vincent nie skupiał się na sobie
zamiast poświęcać mu aż taką uwagę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Sam
nie wiem – powiedział i popił drinka. – Mówiłem ci już, że
nie mogę cię rozgryźć.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Ty
nie wyglądasz na faceta, który preferuje związki – rzucił, a
Vincent powstrzymał skrzywienie, gdy po raz kolejny jego telefon
zawibrował.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Może żadnego do związku jeszcze nie spotkałem? – odpowiedział
mu, nie chcąc, by Derek miał go za takiego, który w klubie tylko
szuka chętnego do łóżka.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Takiej właśnie odpowiedzi się spodziewałem – zaśmiał się
Derek i pokręcił głową. – Dyplomata.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Vincent
zaśmiał się i od razu, gdy tylko zauważył, że Goldner wypił
już swojego drinka, dolał mu wódki i wypełnił resztę szklanki
colą. Rozmawiali jeszcze chwilę, zbaczając z tematów łóżkowych
i związkowych. Vincent stwierdził, że to będzie gra w kotka i
myszkę, obijanie piłeczki, na co jednak nie miał ochoty.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Też
grałem za dzieciaka w Tomb Raider – rzucił wesoło, bo akurat
rozmawiali o grach. Nagle kątem oka, zauważył, że ktoś podszedł
do ich stolika. Podniósł głowę, ale zaraz pożałował, że to
zrobił. Miał ochotę przekląć. – Co tu robisz? – warknął
nagle, a jego ton głosu całkowicie różnił się od tego z rozmów
z Derekiem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Przyszedłem po swoje klucze! – odezwał się Xavier opryskliwym,
wysokim tonem, po czym zerknął uważnie na Dereka. – Co, kolejna
dupa do pieprzenia? Mógłbyś chociaż oddać mi klucze do
mieszkania! Jak niby mam się do niego dostać?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Vincent
zmarszczył brwi, zirytowany.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Nie
mam tu, do cholery, twoich kluczy – warknął, zerkając jeszcze
kątem oka na Dereka, ale jak zwykle, z jego bez emocjonalnego wyrazu
twarzy nie dało się nic wyczytać.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– To
mnie zabierz do swojego mieszkania! Vincent, przestań! Muszę wrócić
do siebie, nie bądź chujem! – jęknął Xavier i dotknął jego
ramienia, chcąc go objąć.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Vincent
zerknął to na Xaviera, to na Dereka, nie wiedząc, co robić.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Gdzie je zostawiłeś? – zapytał, czując, jak zakopuje się w
bardzo grząskim bagnie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Nie
wiem, gdzieś chyba na podłodze, jak się rozbierałem – rzucił i
zerknął na Dereka, jakby chcąc mu pokazać, że to on miał prawo
do Vincenta. Moore nagle jednak nabrał ochoty przywalenia Xavierowi
w ten jego prosty, lekko zadarty nos. Jak, do cholery, mógł mówić
coś takiego? Przy Dereku, o którego cały czas się starał i za
którym latał jak pies?!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Poczekaj przy barze, później podejdę – warknął przez
zaciśnięte zęby.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Kiedy później? – jęknął Xavier ze zniecierpliwieniem. –
Naprawdę się śpieszę, Moore. Przestałbyś udawać takiego dupka
i mi pomógł, hm? Przecież wiem, że jesteś inny.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Derek
uśmiechnął się lekko, obserwując tę sytuację z mieszanką
zaskoczenia, dystansu i nawet pewnej dozy rozbawienia. Właśnie tego
się po Vincencie spodziewał, ale nie sądził, że jakiś z
kochanków mężczyzny spotka ich aż tutaj.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Vincent
zmarszczył brwi. Jeszcze chwila, a naprawdę wyjdzie z siebie.
Żałował, że dał temu głupiemu dzieciakowi taki dobry seks,
chłopaczek aż wił się pod nim i krzyczał, prosząc o więcej.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Zostaw nas na chwilę samych – powtórzył, patrząc na niego
nieznoszącym sprzeciwu wzrokiem. – Przecież mówię, że za
chwilę do ciebie podejdę, tak?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Derek
spojrzał na swojego drinka, zdając sobie sprawę, że Vincent nie
był facetem, którego oczekiwał. Po prostu. Przejrzał go już
wcześniej i teraz tylko się w tym utwierdził. On nie nadawał się
na jednorazowe sprawy, nie potrafił od tak pozbyć się swojej
strefy komfortu i wpuścić w nią drugą, obcą osobę.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
W
międzyczasie Xavier w końcu od nich odszedł, zostawiając ich
samych.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Słuchaj, wiem, że głupio wyszło – odezwał się Vincent, po
czym dopił na wdechu swojego drinka. – Pewnie nie dasz się jutro
wyciągnąć na dokończenie tego z dzisiaj?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Jutro raczej będę zajęty – mruknął Derek, niezbyt zadowolony z
takiego zakończenia wieczoru. Zdał sobie sprawę, że gdy Vincent
wróci z tym chłopakiem do mieszkania, będą robili tylko jedno.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Chyba, że poczekałbyś na mnie? Albo pojechałbyś ze mną, co?
Oddam mu klucze i możemy zostać u mnie, zamówimy coś do
mieszkania – powiedział, chcąc to jakoś uratować. Nie po to tak
napocił się przy Dereku, żeby Xavier w jednej chwili to wszystko
popsuł!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Nie, wiesz, ja już chyba będę spadał. – Derek od razu wyczuł
moment, w którym mógł się wycofać. – Dzięki za dzisiaj. Masz
już towarzystwo. – Dopił szybko drinka i wstał. – Miłej
zabawy – dodał i klepnął mężczyznę z ramię.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Nie
chcę jego towarzystwa – sapnął Vincent i teraz miał ochotę
naprawdę zignorować Xaviera. Mógłby się z Derekiem ulotnić, a
jutro gdzieś podrzucić te klucze byłemu (Vincent z pewnością już
go nie ruszy) kochankowi. – Chcę twojego, właśnie dlatego tu
dzisiaj przyszedłem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Nie, słuchaj... – Derek odetchnął ciężko, trochę zirytowany
tym, że Vincent miał go chyba za jednego ze swoich naiwnych
kochanków. – Chciałem pogadać i... Ja inaczej podchodzę do tego
wszystkiego, rozumiesz? To... bardziej skomplikowane. – Odwrócił
wzrok i zauważył Xaviera, flirtującego przy barze z jakimiś
mężczyznami. Żałował, że nie było przy nim Kennetha. Przy nim
czuł się najlepiej. – Nie jestem facetem, za jakiego mnie masz.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Wiem, do cholery – zirytował się nagle, bo ile można było
wałkować jedno i to samo? – Wiem, że jesteś inny, dałeś mi to
dobitnie do zrozumienia, gdy spotkaliśmy się u ciebie. Nie
pieprzyliśmy się, tylko siedzieliśmy i graliśmy. Zrozumiałem już
wtedy, jeżeli myślisz inaczej, to chyba masz mnie za idiotę. –
Nieświadomie podniósł nawet ton głosu. Ten wieczór miał być
idealny, a przez Xaviera stał się po prostu beznadziejny. – Nie
liczyłem na to, że po drinku pojedziemy do mnie i tam cię wyrucham
– warknął, nawet nie zdając sobie sprawy, że skłamał. Bo tak
właściwie to miał nadzieję, że wreszcie uda mu się zaciągnąć
Dereka do siebie. Ale nadzieja pozostawała tylko nadzieją, wciąż
zdrowy głos rozsądku mu podpowiadał, że tak łatwo to z Goldnerem
nie będzie. – Chciałem pogadać. Spotkać się z tobą, wypić i
po prostu pogadać. Naprawdę masz mnie za takiego, który ciągle
lata za fiutami?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
Derek
milczał przez chwilę, zaskoczony tym wybuchem. Może faktycznie
zbyt pochopnie ocenił Vincenta? – pomyślał, ale zaraz
przypomniał sobie o Xavierze. Nie miał zamiaru robić mu wymówek,
ale nie chciał też wyjść na zazdrosną babę.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Umówimy się kiedy indziej, okej? – zapytał, bo jedno wiedział
na pewno: dzisiaj już stracił humor do dalszej zabawy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
– Ale
na pewno? – zapytał, nie chcąc odpuścić. – Bo wiesz, wiem
gdzie mieszkasz – spróbował zażartować. – Jak coś to cię
znajdę.</div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
–
Jasne, Vinn – rzucił, a to zdrobnienie zabrzmiało niezwykle
koślawo w jego ustach. Tonem głosu zdradzał, że był skrępowany,
chociaż może tylko on tak uważał. – Trzymaj się. Do zgadania.
– Poklepał go po ramieniu i skierował się do wyjścia z klubu.
Nie sądził, że zabawi tutaj tak krótko.</div>
Unknownnoreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-9312187199879266802016-03-05T18:18:00.001+01:002016-03-05T18:18:27.052+01:00Lingerie: epilog<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
No i to jest już oficjalnie koniec "Lingerie". Przyznamy szczerze, że trochę nam przykro kończyć to opowiadanie, bo obie utożsamiłyśmy się z Samuelem i Dylanem. Ale kto wie, może jeszcze gdzieś się pojawią. :)</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
A teraz zapraszamy do czytania i bardzo dziękujemy za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Naprawdę czujemy się docenione (mimo że pojawiła się też krytyka - ona nikomu nie zaszkodzi).</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
D.&V. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.7cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.7cm;">
<i>Epilog </i></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Dwudziestego
szóstego listopada Samuel musiał ubrać się w garnitur, który
wybrał specjalnie z Dylanem na tę okazję. Roberts był zachwycony,
on mniej. Przede wszystkim ze względu na powód przez który musiał
założyć tak eleganckie ubranie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Jechali
na obiad do matki Dylana i Samuel był tym faktem po prostu
przerażony. Próbował oponować, wymyślił nawet wymówkę, ale
jego chłopak okazał się nieugięty. Nie chciał słyszeć o
żadnych akcjach, gangach i chorobach Samuela.
</div>
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Rany – sapnął Dylan, oglądając swojego faceta w garniturze. –
Częściej powinieneś tak się ubierać – powiedział, nie mogąc
oderwać wzroku od eleganckiej odsłony Samuela. Cholera, gdyby mieli
więcej czasu, na pewno jakoś by to wykorzystali! – Mega seksownie
– dodał, podchodząc do niego, by poprawić mu cienki, czarny
krawat.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Samuel
uśmiechnął się na taką reakcję, bo już dawno Dylan nie
reagował na niego w taki sposób. Objął go w pasie i – licząc
na to, że odciągnie jakoś wizytę u rodziców kochanka –
pocałował go mocno. Niestety zbyt mocno, przez co Dylan od razu się
odsunął.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Sam! Za chwilę mamy jechać, a nie się pieprzyć – sapnął i
wygładził poły jego marynarki, jeszcze raz oglądając swojego
kochanka z dumą. – Musisz mi pomóc wybrać buty. Wziąć te,
które kupiliśmy w niedzielę, czy z frędzlami? – zapytał i
wskazał na stojące nieopodal koturny i botki.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Rodzice nie będą mieli nic przeciwko, kiedy przyjdziesz w takich
butach? – zapytał z rezygnacją Sam i usiadł na łóżku. Potarł
króciutkie włosy na głowie, wzdychając ciężko. – Dylan, ja...
Cholera, nie wiem, czy to dobry pomysł. Nie wiem, czy twoim rodzicom
spodoba się wielki murzyn z tatuażami – dodał, czując się tak,
jakby ugrzązł w jakimś wielkim, głębokim bagnie i nie potrafił
znaleźć bezpiecznej drogi, żeby z niego wyjść.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Spodoba się – sapnął Dylan i od razu do niego podszedł. Miał
na sobie obcisłe białe rurki i zwiewną koszulę na ramiączkach
sięgającą za tyłek. Przy szyi w materiale bluzki miał wszyty
złoty, gruby łańcuch, który, o dziwo, pasował do Robertsa, mimo
że to były kobiece ubrania. Całość chciał zwieńczyć jakimiś
fajnymi butami i czarną ramoneską. – Mama już cię lubi, a nawet
cię nie zna – mruknął, siadając obok. – No proszę, Sammy. –
Popatrzył na niego błagalnie, dobrze wiedząc, że Samuelowi ciężko
będzie odmówić. Wiedział już jak działać na Faulknera, co
często też wykorzystywał, gdy przynosił do mieszkania kolejną
parę butów czy torebek... Sam marudził przez chwilę, bo przecież
nie mieli już gdzie tego trzymać, ale ostatecznie dawał za
wygraną. Nie inaczej było i tym razem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Samuel
westchnął ciężko i wstał z łóżka, zdając sobie sprawę, że
im szybciej wyjdą, tym będą mieli to za sobą.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Nie
robił tego całkiem wbrew sobie. Chociaż się bał, chciał poznać
mamę Dylana, o której ten cały czas mówił, a Sam udawał, że
nie słuchał albo że go to drażniło. Wbrew pozorom pamiętał o
niej prawie wszystko, co powiedział mu Dylan. Wiedział, że była
przy pięćdziesiątce, udało jej się wygrać walkę z rakiem i
teraz wprowadziła w domu rewolucję żywieniową. Zaczęła jeść
tylko ekologiczne produkty, ćwiczyła jogę i biegała, a w końcu
przestała się przemęczać, bo Dylan twierdził, że przed
rozpoznaniem u niej raka, zdecydowanie za dużo pracowała, a co za
tym idzie, również miała zbyt dużo stresu. Samuel pamiętał, że
miała dwa psy, które bardzo kochała. Prawie tak jak swojego syna,
jak Dylan często się śmiał.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Gdyby
Samuel to wszystko powiedział swojemu chłopakowi, ten pewnie
doznałby ciężkiego szoku. Raczej nie sądził, że Sam go słuchał,
gdy coś mu opowiadał. A Faulkner nie przepuszczał mimo ucha prawie
żadnego ze słów Dylana... no chyba, że ten akurat pieprzył coś
trzy po trzy o ubraniach, wtedy naprawdę nie miał najmniejszej
ochoty tego zapamiętywać.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
To jak? Mogą być koturny? – zapytał Dylan, kiedy założył już
buty i ramoneskę w kowbojskim stylu, bo z frędzlami na plecach i
rękawach.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Mogą być. – Samuel uśmiechnął się lekko, zdając sobie
sprawę, że pierwszy raz od dawna będzie spędzał święta
dziękczynienia w towarzystwie czyjejś matki. To był dla niego
prawie rodzina. Przynajmniej jakaś jej namiastka i może jego strach
przed tym spotkaniem brał się głównie z obawy przed tego typu
relacjami, które miał wrażenie, że już dawno zapomniał, jak
powinny funkcjonować. Nigdy nie powiedziałby o tym Dylanowi, nie
dzielił się z nim swoją przeszłością.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Rzuciłeś to tak, jakbym ci się nie podobał! – prychnął Dylan
urażony. Samuel nigdy nie wykazywał zbyt wielkiego entuzjazmu
jeżeli chodziło o modę, czego Roberts czasem nie potrafił
zrozumieć. – Powinienem się przebrać?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Jest okej. I tak, jesteś wyższy. I tak, masz szczupłe nogi. Co
jeszcze chcesz? – Samuel przewrócił oczami zniecierpliwiony. –
Chodź już.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Dylan
sapnął ciężko i wyszli z mieszkania w milczeniu. Co chwilę
zerkał na Sama, dostrzegając, że ten denerwował się przed wizytą
w domu rodzinnym partnera. Po raz pierwszy chyba widział go
zestresowanego, zawsze Faulkner był pewny siebie i niewzruszony, nie
to co teraz.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Po
pół godzinie byli już na miejscu. Samuel zaparkował swój
samochód pod dwupiętrowym domkiem z wypielęgnowanym ogródkiem i
spojrzał na budynek z zastanowieniem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Będzie okej, mówię ci – pocieszył go Dylan. – Mama już nie
mogła się doczekać, by cię w końcu poznać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Słowa
Dylana wcale go nie pocieszyły. Wywołały jeszcze większe
wątpliwości, bo Sam wiedział, że na pewno nie sprosta wymaganiom
jego mamy. Znał ją już wystarczająco dobrze ze wszystkich
opowieści, żeby zdać sobie z tego sprawę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Dzień
był słoneczny, ale chłodny przez mroźny wiatr wiejący znad
Pacyfiku. Sam zaczekał na Dylana i razem z nim skierował się w
stronę wejścia do domu. Roberts od razu nacisnął na klamkę,
otworzył przed nimi drzwi i wpuścił kochanka do środka. Znaleźli
się w przedpokoju, naprzeciwko Samuel dostrzegł drewniane schody
prowadzące na wyższe piętro, których stopnie wyłożone były
miękkim, białym dywanem. Pomieszczenie utrzymywane było w jasnych
barwach, a duże okna wpuszczały do niego masę promieni
słonecznych. Rozejrzał się dookoła, zastanawiając się chwilę,
co zrobić. Ściągnąć buty? Odebrać od Dylana jego kurtkę i
odwiesić na wieszak? Poczekać, aż ktoś ich powita?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Mamo! – krzyknął jego chłopak.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Już idę, idę! – usłyszeli z wnętrza domu i po chwili z
pomieszczenia obok wyszła niska, starsza kobieta, z idealnie
ułożonymi włosami i świetnie dopasowaną błękitną sukienką. –
Ty musisz być Samuel – powiedziała z szerokim uśmiechem,
podchodząc do nich wyraźnie zadowolona. – Dylan mówił mi, że
jesteś przystojny, ale nie myślałam, że aż tak! –
zaszczebiotała.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Miło mi poznać. – Samuel wyciągnął rękę, z trudem się
odzywając przez zaciśnięte gardło. Nie sądził, że spotkanie ze
starszą panią okaże się dla niego tak stresujące. Mama Dylana
przypominała mu Marthę Stweart albo jakąś inną sławną
gospodynię domową amerykańskiej telewizji. Samuel uśmiechnął
się do niej lekko i zaraz rzucił szybkie spojrzenie Dylanowi,
zdając sobie sprawę, że chłopak był do niej trochę podobny.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Roberts
w odpowiedzi uśmiechnął się do kochanka szeroko i wsunął mu
rękę pod ramię, przytulając się do niego bokiem. Chciał dodać
partnerowi trochę otuchy, bo widział, jak mężczyzna się
denerwował.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Mnie również! – odpowiedziała zaraz kobieta. – A ty Dylan,
kochanie, masz świetne buty! – zauważyła od razu. – Gdzie
kupiłeś?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
– W
niedzielę byliśmy z Samem na zakupach, nie pamiętam już dokładnie
jaki sklep – odpowiedział i wreszcie odsunął się od kochanka,
by ściągnąć kurtkę. – A ty dobrze wyglądasz w tej sukience.
Mówiłem ci, że będzie pasować!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Samuel
uśmiechnął się, obserwując ich w milczeniu. Potrzebował chwili,
żeby przyzwyczaić się do myśli, że Dylan traktował swoją mamę
bardziej jak koleżankę, z którą mógł porozmawiać o ubraniach,
niż rodzica, przed którym powinien okazać respekt. Zupełnie
inaczej zachowywał się w stosunku do ojca, gdy ten zjawił się,
żeby przywitać się z nimi.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Przed
nim Samuel odczuwał mniejszy strach. Uścisnął mu rękę i
uśmiechnął się krótko, w odpowiedzi dostał niemal dokładnie
taką samą szybką odpowiedź. Mężczyzna, mimo lat, które
odcisnęły swoje piętno na jego twarzy, wciąż wydawał się być
przystojny. Był wyższy od Dylana, ale wciąż niższy niż Samuel.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Dobrze w końcu cię poznać – powiedział surowym głosem, mierząc
Faulknera uważnym spojrzeniem. Dopiero po chwili się uśmiechnął.
– Caroline, zaproś ich do środka, nie będą sterczeć w
przedpokoju jak takie kłody – zganił swoją żonę, na co ona
tylko machnęła dłonią.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Przecież nie stoją tu wieczności, dopiero się przywitaliśmy –
prychnęła. – Do dobrze, rozbierajcie się i chodźcie do salonu.
Napijecie się czegoś?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Ja herbaty – odpowiedział Dylan i zerknął na kochanka, kiedy
odwieszał swoją kurtkę. – A ty? Pewnie kawy, co? – zapytał,
dobrze znając jego upodobania.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Mhm, poproszę. – Samuel dziwnie się czuł, kiedy musiał być
miły. Czuł się trochę jak słoń w składzie porcelany, gdy
siedział w eleganckim salonie, urządzonym w nowoczesny sposób, ale
z nutą starodawnej mody na zbędne bibeloty. Według niego było tu
mnóstwo niepotrzebnych dekoracji, które w pewien sposób zaczęły
go przytłaczać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Pójdę z mamą zrobić, a ty posiedź z tatą – powiedział i
chciał pocałować Samuela w skroń dla otuchy, ale pomyślał, że
to mogłoby przynieść zupełnie odwrotny efekt. Nic więc nie
zrobił, tylko wyszedł razem z Caroline z pomieszczenia, zostawiając
swojego faceta i ojca samych.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Oglądasz futbol? – zapytał tata Dylana, przełączając kanał w
telewizorze.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Tak, dość często – stwierdził Samuel i spróbował się
rozluźnić. – Raz zaciągnąłem nawet Dylana na mecz.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Nie narzekał ci? – zdziwił się i zerknął na Samuela. –
Kiedyś ciągle mi z Carol nad głową gadali, gdy tylko włączałem
mecz. W końcu musiałem kupić drugi telewizor, bo bym z nimi nie
wyrobił – zaśmiał się i nagle wstał. – Co tam będziemy kawy
pić... – machnął ręką – chcesz może whisky?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Samuel
żałował, że nie kazał Dylanowi prowadzić, bo bardzo chętnie by
się napił i dzięki temu może udałoby mu się rozluźnić. Musiał
odmówić ojcu kochanka.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
No daj spokój, widziałem, że jesteś samochodem, ale mój syn ma
przecież prawo jazdy i nawet dobrze prowadzi – powiedział
mężczyzna, wyciągając z barku butelkę Ballantine'sa. – On i
tak nie będzie dzisiaj pić, więc ty możesz dotrzymać mi
towarzystwa.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
No nie wiem – mruknął Sam, nie wiedząc, czy mężczyzna nie
sprawdzał go w jakiś pokrętny sposób, którym chciał udowodnić,
że Samuel wcale nie był odpowiedzialny. – Może Dylan będzie
chciał się czegoś napić? – zapytał, mając nadzieję, że tym
podwyższy swoją punktację, jeżeli rzeczywiście ojciec kochanka w
coś z nim pogrywał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Można go zapytać – odpowiedział i mimo wszystko wyciągnął
dwie szklanki do whisky, z bardzo grubym dnem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
– O
co zapytać? – Do pomieszczenia wszedł Dylan z tacą pełną
talerzyków i pustych szklanek, które zaczął rozstawiać na stole,
do którego mieli zasiąść na obiad.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Czy będziesz chciał prowadzić – odezwał się Samuel, obserwując
kochanka z przyjemnością. Bez butów na koturnie nogi Dylana nie
prezentowały się aż tak spektakularnie, ale kochanek nadal miał
świetną figurę.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Chcę poczęstować twojego chłopaka alkoholem – dodał ojciec,
już nalewając im trunku.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Pijcie – powiedział i popatrzył na nich. Widok jego taty i
kochanka w jednym pomieszczeniu, przed telewizorem i ze szklankami
whisky w dłoni był dość absurdalny, ale przy okazji też jakoś
taki dziwnie... ciepły. W ogóle sam fakt, że Samuel był w jego
rodzinnym domu napawał go przyjemnego rodzaju spokojem. Rozstawił
wszystkie talerze, po czym podszedł do Sama i już się nie
krępując, pocałował go szybko w usta. – Tylko nie spij mi taty.
Ma słabą głowę – rzucił wesoło, za co w odpowiedzi otrzymał
prychnięcie ojca.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Chyba nie wiesz co mówisz, gówniarzu! – odwarknął mężczyzna,
jednak w jego tonie głosu nie pobrzmiewały żadne groźne nuty.
Dylan w odpowiedzi tylko się zaśmiał i zawrócił do mamy do
kuchni.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Samuel
uśmiechnął się wciąż niepewnie, bo dziwiły go takie relacje z
rodzicami. Tata Dylana usiadł w fotelu obok i westchnął ciężko.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Ostatnio Cleveland Brows mieli słabsze mecze. Mam nadzieję, że
teraz pokażą, na co ich stać – zagadał go, a Samuel nie mógł
się z nim nie zgodzić. On też kibicował Browsom. Odebrał od
mężczyzny kieliszek, ciesząc się, że chociaż będą trzymać
kciuki za tę samą drużynę. Jeszcze by tego brakowało, by
pokłócili się o głupi futbol. – Dobrze, że jesteś.
Przynajmniej nie będą mi zrzędzić nad uchem, że znowu mecz
oglądam w święta – powiedział mężczyzna i zaśmiał się,
biorąc łyk trunku. – Teraz przynajmniej jest nas dwóch. Na
Dylana nigdy nie mogłem w tej kwestii liczyć. Więc... zabrałeś
go na mecz i co? Nie nudził się? – Samuel od razu zrozumiał, po
kim Dylan odziedziczył gadulstwo. Chociaż może ojciec jego
partnera chciał być po prostu miły? Gdy się na niego patrzyło,
raczej nie wyglądał na dość rozmownego człowieka.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Trochę, ale jakoś wytrzymał. Wiedziałem, jak go przekupić –
zaśmiał się, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, jak pan
Roberts mógł to odebrać. I jak powinien odebrać, bo właśnie o
seks mu chodziło. Obiecał Dylanowi, że mu obciągnie, więc
kochankowi udało się wytrzymać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Pewnie powiedziałeś mu, że po meczu zabierzesz go na zakupy, co? –
zapytał mężczyzna i zaśmiał się, nie zauważając dwuznaczności
w tym, co mówił Samuel.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Dokładnie – przyznał od razu Sam, nie mając zamiaru brnąć w
ten temat. Szybko udało mu się zagadać o najpopularniejszych
zawodnikach obecnie w trzech czołowych drużynach NFL, więc ojciec
Dylana nie zaprzątał sobie więcej głowy tym, co Sam musiał
zrobić, żeby zaciągnąć jego syna na mecz futbolu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
A wy już siedzicie – usłyszeli kobiecy głos. Samuel obejrzał
się na mamę Dylana wnoszącą do pokoju tacę z kawami i herbatami.
– Jesteście już głodni? Indyk będzie dopiero za godzinę, coś
długo się robi – powiedziała rozstawiając na stoliku do kawy
szklanki z napojami. Jej syn wszedł do salonu dopiero po chwili.
Niósł mały dzbanek z mlekiem i cukierniczkę. Aż uśmiechnął
się, widząc swoją mamę, tatę i Samuela razem. Naprawdę będzie
musiał przyzwyczaić się do tego widoku.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Mówiłem ci, że pewnie będą oglądać razem – rzucił Dylan,
stawiając wszystko na stole, by po chwili usiąść przy kochanku i
ukradkiem złapać go za dłoń.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Samuel zdążył już ściągnąć marynarkę i siedział w samej
koszuli. Chciał ją odpiąć i podwinąć rękawy, ale nawet na
dłuższą sprawę nie zaczęli nawet jeść. Spojrzał na kochanka i
uśmiechnął się do niego ukradkiem, a mama Dylana odchrząknęła.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Podać wam kawy przed telewizor? – zapytała i, zanim
odpowiedzieli, przeniosła tacę z kawą i filiżankami na niski
stolik. – Mam nadzieję, że lubisz mleko kokosowe, bo innego
niestety nie miałam w lodówce. Przygotowałam się, ale o mleku
zupełnie zapomniałam!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Dylan obejrzał się na nią i uśmiechnął się, absolutnie
szczęśliwy, co jego mama zauważyła od razu. Jej syn promieniował,
co kiedyś zdarzało się rzadko, przeżywał wiele miłosnych
zawodów i dopiero teraz sprawiał wrażenie kogoś, kto miał
wreszcie wszystko.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Przemęczymy się. Zresztą zacząłem u nas wprowadzać trochę
kuchni wegańskiej. Samuel jest jej przeciwny, ale wierzę, że w
końcu go przekonam – dodał wesoło i spojrzał na kochanka.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Wcale mu się nie dziwię – odparł ojciec, nalewając im whisky. –
Zielsko jest dla królików i bab.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Nie bądź takim szowinistą, Georg – fuknęła na męża, kiedy
usiadła na fotelu. Samuel jednak nie mógł się nie roześmiać.
Dylan był bardzo kobiecy i zdążył się już przyzwyczaić, że
kochanek w wielu aspektach swojego zachowania lub myślenia (bo o
sposobie ubierania nie warto już wspominać) przypominał kobietę.
Nie można było go jednak sprowadzić do roli typowego
transseksualisty. Dylan czuł się mężczyzną, Sam wiedział, że
był z mężczyzną.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Miło się na was patrzy – odezwała się nagle pani Roberts i
uśmiechnęła do nich z rozczuleniem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Mamo – jęknął Dylan. – Mówiłem ci, że bez takich.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Ale co ja mogę?! – sapnęła. – Mieszkacie razem? – zmieniła
nagle temat, a jej syn westchnął ciężko i splótł palce z
Samuelem, czując się teraz trochę jak na przesłuchaniu.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
U mnie – wyjaśnił spokojnie Samuel, zaczynając gładzić
kciukiem wierzch dłoni Dylana. Tylko przez moment pomyślał o
Taylorze, jak on czułby się na jego miejscu – czy Dylan chciał
go zabrać do swojego rodzinnego domu i przedstawić mamie i tacie
jako swojego chłopaka? Szybko jednak wyrzucił ten pomysł z głowy.
Wiedział, że Dylan go kochał. Od jego pierwszego wyznania,
usłyszał to jeszcze dwa razy. Gdy Roberts upił się w jednym z
klubów oraz chwilę przed orgazmem podczas jednego z [i]seksów na
zgodę, po poważnej kłótni. – Mieszkam blisko centrum, wynajmuję
apartament.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Och – to wyznanie najwidoczniej jej się spodobało. – Dylan
mówił że jesteś jakimś współwłaścicielem... przypomnij mi...
agencji nieruchomości?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Tak, tak, dokładnie – odpowiedział szybko jej syn, na co Caroline
uśmiechnęła się tylko szeroko, ciesząc się, że jej syn tak
dobrze trafił. Może i Samuel nie wyglądał wcale na kogoś
porządnego z tymi wszystkimi tatuażami, ale skoro podobał się
Dylanowi, to chyba powinna się cieszyć. – A co z twoim
mieszkaniem? – zainteresowała się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Pomieszkuje w nim teraz Mike – odpowiedział jej i wychylił się
po swoją herbatę, jednocześnie podciągając nogi na kanapę. –
Wiesz, mówiłem ci, że krucho u niego z kasą, więc powiedziałem
mu, żeby u mnie zamieszkał. Przynajmniej zajmie się mieszkaniem,
nie będzie stało puste, a on nie będzie musiał płacić za
wynajem.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Mhm, skoro tak uważasz. W końcu to twoje mieszkanie. – Kobieta
uśmiechnęła się i wychyliła się po ciasteczko owsiane, które
już wcześniej stało na blacie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Dylan uśmiechnął się i nagle wstał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Pokażę Samowi swój stary pokój, obiad za godzinę, tak? –
zapytał i pociągnął za sobą Samuela.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Już uciekacie do pokoju? – westchnęła Caroline, a Georg zaśmiał
się nagle.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Po twoim przesłuchaniu sam bym najchętniej uciekł – rzucił, nie
mogąc się powstrzymać.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Dylan w odpowiedzi przewrócił oczami i sam się zaśmiał.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Wrócimy za chwilę – odparł i pokierował Sama do wyjścia z
salonu, by następnie wspiąć się po stopniach. – I jak? –
zapytał, oglądając się na kochanka. Cały czas bał się, że
mężczyzna czuł się nieswojo. – Nie zamęczyli cię?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Trochę dziwnie jest, ale dam radę. Mili są – szepnął,
rozglądając się po piętrze, gdy już na nie weszli. Na schodach
mama Dylana rozwiesiła rodzinne fotografie, na który Sam rzucił
okiem. Mały Dylan był właśnie taki, jak podejrzewał – trochę
dziewczęcy i drobny. Od razu go objął, gdy już miał pewność,
że zostali sami. – Dobrze pachniesz – zamruczał, przyciskając
nos do jego szyi. – Zabrałeś mnie tutaj, żebyśmy coś zrobili?
– zapytał od razu i zaśmiał się cicho, dotykając Dylana pod
koszulką.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Jego
chłopak w odpowiedzi aż się zaśmiał. Samuel znał go zbyt
dobrze.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Dokładnie. Na moim łóżku jeszcze z czasów podstawówki –
powiedział wesoło i pociągnął go w stronę pomieszczenia, jakie
znajdowało się naprzeciwko schodów. – Ta-dam, możesz zacząć
się śmiać – rzucił, otwierając przed Samem drzwi i prezentując
mu fioletowy, duży pokój utrzymywany w bardzo kobiecym stylu.
Zupełnie, jakby nie mieszkał tu kiedyś chłopiec, a dziewczynka.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Samuel nic nie odpowiedział, tylko przeszedł się po pomieszczeniu,
przyglądając się białym meblom i zdjęciom, jakimś pamiątką z
wycieczek, które Dylan zostawił tutaj. Większość rzeczy musiał
przenieść do swojego mieszkania. W końcu Samuel podszedł do okna
i wyjrzał za nie, jakby chciał się upewnić, że naprzeciwko nie
mieszkał żaden zboczony sąsiad, który mógłby podglądać jego
kochanka.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Nauczyli się wielu rzeczy, ale Samuel nie mógł wyzbyć się
chorobliwej zazdrości. Wciąż nie umarł w nim lęk przed tym, że
Dylan go kiedyś zostawi. Chyba naprawdę nie wierzył w siebie,
chociaż on wolał zasłaniać się przekonaniem, że nic w życiu
nie było pewne. Z jednej strony miał rację, z drugiej nie warto
było myśleć o przyszłości, skoro teraz, w tym momencie czuł się
z Robertsem szczęśliwy.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Dylan zamknął za nimi drzwi i, dla pewności, przekręcił klucz w
zamku. Podszedł do Samuela i objął go od tyłu, przyciskając
policzek do jego pleców.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Polubili cię – powiedział z lekkim uśmiechem. – Mama jest tobą
zachwycona, a tata się nie rozczarował.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
I uwierzyli, że jestem właścicielem jakieś firmy? Agencji
nieruchomości? – zapytał sceptycznie, odwracając się wolno do
Dylana. – Członek Bloodsów na pewno lepiej by brzmiał – dodał
i złapał kochanka za brodę. Spojrzał z zadowoleniem na jego
pełne, miękkie usta. Dylan miał jasną, brzoskwiniowo-złotą
karnację. – Co tutaj chcesz ze mną zrobić? – zapytał Samuel,
naciskając kciukiem na wargi kochanka.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Dylan rozchylił je.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Raczej nie uwierzyli, ale niezbyt ich to obchodzi. Chcą, żebym był
szczęśliwy – powiedział wolno i z każdym ruchem warg ocierał
się o palec partnera. Przysunął się do niego, objął jego szyję
i spojrzał mu w oczy. – Do obiadu mamy godzinę. Jest trochę
rzeczy, które możemy zrobić – powiedział i stanął na palcach,
żeby pocałować kochanka w policzek, a następnie objąć jego
szyję ciasno. – Cieszę się, że tu ze mną przyjechałeś –
powiedział po chwili, zdając sobie sprawę, że to już nie było
zwykłe [i]chodzenie ze sobą. Samuel wniknął w jego rodzinę,
poznał mamę i tatę... Gdyby ktoś mu powiedział, jeszcze kilka
miesięcy temu, że tak skończy z Faulknerem, pewnie by go wyśmiał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Jakoś daję radę – rzucił Samuel bez zastanowienia, ale zaraz
dodał: – Nie jest tak źle. Myślałem, że jak mnie zobaczą, to
każą ci znaleźć jakiegoś innego faceta – dodał, odwracając
wzrok na okno. Nie lubił wyznawać takich rzeczy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Głupi – parsknął Dylan, nie puszczając go ani na chwilę. –
Jesteś najprzystojniejszym facetem, jakiego mogłem tu
przyprowadzić.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Samuel na tę uwagę uśmiechnął się zaskoczony. Dylan mówił mu
takie rzeczy coraz częściej, a do niego powoli zaczynało docierać,
że naprawdę byli w związku. I biorąc pod uwagę wszystkie plusy,
w końcu przyjdzie też czas, że będzie musiał się poświęcić.
Wiedział, że pewnego dnia Dylan postawi mu ultimatum – albo on,
albo gang. Samuel powoli zaczął nastawiać się do tej myśli.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Godzina minęła śmiesznie szybko i w końcu musieli zejść na
partner, żeby wspólnie z rodzicami Dylana zjeść oficjalny,
dziękczynny obiad. Po wypiciu trzech kieliszków whisky, Sam zaczął
się już rozluźniać, ale wciąż z tyłu głowy obawiał się,
żeby nie palnąć czegoś głupiego.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Indyk mamy Dylana smakował naprawdę dobrze, mimo że sama pani domu
nawet go nie ruszyła. Samuel jednak znał już jej kuchnię, nie raz
w lodówce mieli jej dania, które jego chłopak przywoził ze
spotkań z nią.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
–
Samuel, weź sobie jeszcze ziemniaków. Może trochę sosu? Albo
sałatki? Weź sałatki! – z początku takie pytania i propozycje
niezmiernie go irytowały, szybko jednak się do nich przyzwyczaił.
Na początku popełnił błąd, bo poszedł za jej prośbą i skusił
się na dokładkę, ale później już nie mógł dojeść swojej
porcji. Przy kolejnych propozycjach po prostu dziękował.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Był
zmęczony, gdy po obiedzie znowu usiedli przed telewizorem. Chciał
wracać, ale Dylan wciągnął się właśnie w rozmowę ze swoją
matką, a Sam nie chciał robić złego wrażenia naciskami. Zabawne,
że po raz pierwszy od dawna tak się starał, żeby dobrze wypaść.
Gdyby zobaczyli go przyjaciele z gangu, na pewno nie uwierzyliby, że
to on.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
Spojrzał na Dylana i uśmiechnął się lekko pod nosem. Nie mógłby
teraz po prostu tak wstać i ruszyć do wyjścia. Zdążył już
zauważyć, że jego partner miał bardzo dobry kontakt ze swoimi
rodzicami i chociażby dlatego postanowił przemęczyć się jeszcze
tę godzinę dłużej. Dotknął lekko pleców Dylana i zaczął je
gładzić, gdy dostrzegł lekki uśmiech na jego twarzy. To wszystko
było absurdalne. On, w tym zwykłym, amerykańskim domu był
absurdalny. Jego związek z chłopakiem takim jak Dylan także był
absurdalny. Ale chyba zdążył się już do tych myśli
przyzwyczaić.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 0.7cm;">
W
końcu go zdobył tak, jak chciał od początku ich znajomości.
Dylan był jego w taki sposób, w jaki nigdy nie miał go Taylor.
Samuel nie miał zamiaru rezygnować z chłopaka, chociaż z drugiej
strony bał się, że kiedy coś pójdzie nie tak, przekreśli dla
niego całe swoje życie i zostanie później z niczym. Bez gangu i
bez Dylana. Ale nie chciał teraz o tym myśleć, nie kiedy było tak
dobrze. Kiedy układało im się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie miał zamiaru tego burzyć swoim niepokojem. Chciał wreszcie
zacząć żyć chwilą. I bez względu na to, co będzie później,
Samuel wiedział, że kochał Dylana.
</div>
Dream Winchesterhttp://www.blogger.com/profile/03031826342748441484noreply@blogger.com22tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-9087609087894307172016-02-27T19:57:00.000+01:002016-02-27T20:02:47.488+01:0015. Lingerie: Strój policjantki <span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Cóż, to ostatni
rozdział "Lingerie", ale nie ostatnia publikacja. Czeka
Was jeszcze epilog domykający całość, ale mimo to i nam jest już
smutno. Polubiłyśmy to opowiadanie, utożsamiłyśmy się z
bohaterami, a teraz czas zająć się nowymi... Mamy nadzieję, że
czas, który poświęciliście temu opowiadaniu nie uznajecie za
stracony i że będziecie za Dylanem i Samuelem tęsknić tak samo
jak my. :) Już nie przedłużając - zapraszamy na rozdział.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Rozdział 15.</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.7cm;">
<i><span style="font-family: inherit;">Strój policjantki</span></i></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mamo – jęknął
Dylan, już od pół godziny chcąc wrócić do domu, ale jego
rodzicielka najwidoczniej nie miała takich planów. Wciąż
maglowała temat faceta swojego syna i ich wyjazdu na wakacje. –
Jeszcze nie rozmawiałem z Samem, muszę go poinformować, zanim nas
odwiedzisz. Zresztą, teraz trochę u niego pomieszkuję – dodał,
patrząc to na swój pusty talerzyk, na którym walały się okruszki
po jabłeczniku mamy, to na zegar zawieszony na ścianie.</span></div>
<a name='more'></a><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ale ile to
jeszcze potrwa! Widzę, że coś się zmieniło, kochanie. Znowu
jesteś taki radosny. Jak wtedy, gdy miałeś dziesięć lat i
dostałeś rower. – Za każdym razem, gdy uważała, że jej syn
wykazywał lepszy humor, a jego życie układało się tak jak
powinno, mama przytaczała ten przykład. Dylan uwielbiał jeździć
na rowerze dopóki w liceum nie wpadł pod samochód i nie przeleżał
większość wakacji w łóżku, cały połamany. Chociaż kobieta
nie miała na myśli nic złego, Dylan od razu przekładał tę
sytuację na swoje życie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Samuel, no...
on nie jest zbyt otwarty – mruknął, opierając twarz na dłoni.
Starannie zamaskował swojego siniaka pod warstwą podkładu i pudru
tak, że jego mama nic nie dostrzegła. Gdyby to zrobiła, zaczęłyby
się męczące pytania. – Pewnie uznasz, że jest mrukiem – dodał
i wzruszył ramionami.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– No nie wiem, co
mam myśleć – oświadczyła i sięgnęła po kawę, żeby ją
dopić. – Teraz pewnie młodym nie spieszy się, żeby poznawać
rodziców ich partnerów. Sama bym się w sumie z tym nie spieszyła
na jego miejscu – dodała i uśmiechnęła się nagle
porozumiewawczo. – Kto w końcu chciałby poświęcać swój czas
starej babie!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan przewrócił
oczami, ale uśmiechnął się pod nosem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Może na święto
dziękczynienia? – zapytał, nie chcąc sprawiać jej przykrości.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– O, świetny
pomysł, kochanie – zauważyła i od razu się rozpogodziła, a
Dylan wiedział, że teraz puści go szybciej. – Przyjdziecie do
domu, zrobię indyka i... Och, będzie cudownie! – zawołała, a
jakaś para, siedząca nieopodal, spojrzała na nią zdziwiona. Nic
sobie z tego nie robiąc, roześmiała się. – Zaproś go do nas
koniecznie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">I jakby miał się
teraz wycofać, kiedy widział mamę tak szczęśliwą i
rozpromienioną? Będzie musiał chyba Samuela zaciągnąć do niej
siłą, ale mówi się trudno. Najwyżej go obezwładni, pomyślał z
rozbawieniem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Tylko się go
nie przestrasz. Jest duży – powiedział i zagryzł wargę, żeby
nie uśmiechać się szeroko, jak ostatni debil.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Pasuje do
ciebie ktoś taki. Będzie cię bronił – oznajmiła wesoło, a jej
twarz jaśniała od szczęścia. Wyzdrowiała – odkąd lekarze
stwierdzili, że udało się jej wygrać walkę z rakiem, zaczęła
bardzo dbać o siebie i teraz zamiast do zwykłej kawiarni, wybrali
się do wegańskiego miejsca, w którym podawali tylko organiczne
rzeczy. Jego mama dostała drugie życie, które miała zamiar
wykorzystać najlepiej jak potrafiła.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">W odpowiedzi mógł
się tylko do niej uśmiechnąć.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dobrze mamo, ja
będę już uciekał – powiedział i wstał. – Umówiłem się z
Samem – dodał, po czym pochylił się do niej i pocałował ją w
policzek. – Świetnie wyglądasz – skomplementował ją jeszcze.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Pozdrów go ode
mnie i uważaj na siebie! – dodała jeszcze, zanim Dylan nie
wyszedł z kawiarni.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Tak jak Dylan
przewidział, gdy wrócił do mieszkania, Samuel już w nim był.
Siedział rozwalony na kanapie, przerzucając ze znudzoną miną
kanały w telewizorze. Dopiero gdy zobaczył Robertsa przed sobą,
zdobył się na uśmiech.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie jesteś
ranny? – zapytał przewrażliwiony Dylan, zajmując miejsce tuż
obok Sama.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Mężczyzna nie
odpowiedział. Pochylił się i pocałował go w usta na początku
łagodnie, ale szybko wsunął do nich język. Zamruczał z uznaniem,
przymykając oczy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan od razu objął
jego szyję ramieniem, nie chcąc nawet pozwolić Samuelowi się od
siebie odsunąć. Aż sapnął, gdy poczuł jego dłoń na swoim
udzie, ostatnia jednak trzeźwa myśl nakazała mu przerwać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Sam – sapnął,
odrywając się od niego i zakrywając jego usta dłonią, w razie
gdyby mężczyzna znów chciał go do siebie przyciągnąć. Wtedy na
pewno nie dałby rady mu się oprzeć. – Musimy pogadać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Faulkner zmarszczył
brwi, niezadowolony, ale odsunął się. Nie lubił tego tonu, a tym
bardziej nie przepadał za zwrotem „musimy pogadać”, nie wróżyło
to niczego dobrego.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Do salonu mojej
mamy przyszła Fatima – powiedział od razu, nie chcąc robić
żadnych przydługich wstępów. – Szukała mnie. Moja mama o
niczym nie wiedziała i dała jej mój numer – dodał, wyjaśniając
mu wszystko jak najzwięźlej umiał. Samuel powinien o tym wiedzieć,
nawet jeżeli jego zdaniem Fatima niezbyt im zagrażała.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dzwoniła do
ciebie? – zapytał mężczyzna ze złością. Nie podobało mu się
to, co usłyszał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie właśnie...
i nie wiem czy to źle czy dobrze – sapnął. – Myślisz, że coś
zrobi? Policja raczej odpada, nie? – Zaczął bawić się palcami u
jego dłoni. – Nie wiem czego mam się po niej spodziewać. Pewnie
chce się zemścić, tylko że sama raczej nic nie zrobi. Przecież
nie rzuci się na mnie z nożem na środku ulicy, nie jest chyba aż
tak zdesperowana?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel nie
odpowiedział. Wpatrywał się z zamyśleniem w stół z posępnym,
złowieszczym wyrazem twarzy i Dylan już wiedział, że nie będzie
chciał się znaleźć na miejscu Fatimy. Chociaż to on ją pobił i
doprowadził do tego, że straciła dziecko, teraz to on czuł się
zagrożony.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie martw się.
Zajmę się tym jutro. I już nic ci nie będzie zagrażać. Taylor
miał tylko matkę i ją – oznajmił cicho i w końcu spojrzał na
Dylana. – Nie myśl o tym.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ale... chcesz
ją zabić? – zapytał i po jego plecach przebiegł nieprzyjemny
dreszcz na myśl, o kolejnej osobie, która mogłaby umrzeć przez
jego głupotę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Przez twarz Samuela
przebiegł skurcz, a zaraz spojrzenie mężczyzny staje się chłodne.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A nawet jeśli?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Sam... ile
ludzi ma przeze mnie zginąć? Taylor był koniecznością, ale
ona... – sapnął, nie wiedząc, jak to wytłumaczyć. – Nie
jestem tobą – dodał, a jego głos stawał się coraz cichszy. –
Będę myślał o tym, że przeze mnie nie żyje.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dylan. –
Samuel od razu łagodnieje. – Tylko żartowałem – wytłumaczył
cicho, ale zdawał sobie sprawę, że kochanek nie zrozumie jego
poczucia humoru. Złapał go za rękę i zaśmiał się nerwowo, bo
wiedział, że zrobił coś głupiego. – Nie chciałem cię
wystraszyć, to tylko... – Sam nie wiedział dlaczego uznał ten
żart za zabawny.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan uniósł
brwi. Nie spodziewał się tego.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Żartowałeś?
– żachnął się. – Przecież byłeś śmiertelnie poważny! –
wytknął mu, zdając sobie sprawę, że Samuel miał naprawdę
bardzo dziwny poziom żartów. – Jeżeli tak żartujesz z kumplami,
to cieszę się, że nigdy ich nie poznam – dodał, przewracając
oczami, ale musiał przyznać, że kamień spadł mu z serca.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Przestań –
zaśmiał się Samuel i przyciągnął go do siebie. – Po prostu z
nią pogadam i ją nastraszę, to wszystko – obiecał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan odetchnął i
jeszcze na odczepnego uderzył Samuela w ramię, ale pozwolił mu się
do siebie przyciągnąć. Nie chciał komentować zachowania
kochanka, który od wczorajszej, niezbyt przyjemnej kłótni, zrobił
się bardzo [i]milutki. Na to porównanie aż się zaśmiał, nie
mogąc wytrzymać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Moja mama chce
cię poznać – powiedział, nim Faulkner zapytał o powód jego
rozbawienia.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Co? – Samuel
od razu go puścił, ale było już za późno, bo Dylan usiadł na
jego kolanach.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Spotkałem się
dzisiaj z mamą – mruknął, patrząc na Samuela nieustępliwym
wzrokiem. Czuł, że może to za dużo. W końcu zaledwie wczoraj
obaj zgodnie doszli do wniosku, że jednak są w tym [i]związku i że
żaden nie miał już żadnych wątpliwości co do tego, a dzisiaj
wyskakiwał z poznawaniem rodziców. Ale podobno trzeba kuć żelazo
póki gorące. Inna sprawa, że mama też mu nie da spokoju, uparła
się na tego Samuela. – Zaprasza nas na obiad dziękczynny.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– I muszę na
niego iść? – zapytał Sam niepewnie, licząc na to, że Dylan da
mu możliwość wyboru. Tylko w nastoletnim wieku poznał rodziców
swojej pierwszej dziewczyny i wcale nie skończyło się to dobrze.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– No fajnie by
było, jakbyś przyszedł – powiedział i spojrzał na niego, nie
ukrywając nadziei. Nie miałby spokoju do końca życia, gdyby w ten
dzień nie przytargał ze sobą Samuela. – Moja mama jest spoko,
zobaczysz. Tata już mniej, ale dla niej będzie udawać. –
Spojrzał kochankowi w oczy. – To nic wielkiego, tylko obiad –
dodał jeszcze, żeby jakoś przekonać partnera.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mhm, zobaczymy.
– Samuel uśmiechnął się nerwowo i dotknął uda Dylana. –
Tęskniłeś za mną? – zapytał i musnął palcami jego krocze.
Teraz miał ochotę na coś zupełnie innego.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Roberts spojrzał w
dół i zagryzł wargę, nie odpowiadając przez chwilę. Musiał się
zastanowić, czy swój plan na seks wdrożyć teraz, czy odłożyć
go na później.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A chcesz
spróbować czegoś innego? – zapytał i objął jego szyję
ramionami. – Lubisz scenki w łóżku?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Scenki? –
Samuel zastanowił się, nie wiedząc, czy powinien się cieszyć,
czy bać. Spojrzał uważnie na Dylana, który uśmiechał się
zawadiacko i Sam już wiedział, że chodziło zdecydowanie o to
drugie – powinien się bać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– No? Chcesz? –
zapytał zniecierpliwiony. – Jak ci się nie będzie podobało, to
przerwiemy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Z tobą cały
czas próbuję czegoś nowego – przyznał w końcu Samuel i znowu
objął go mocniej, przyciskając do siebie. Ciało Dylana było
twarde, ale szczupłe. Pocałował go w pachnącą szyję. Kochanek
używał łagodnych, odpowiednich perfum. On nigdy nie potrafił ich
dobrać. Dylan zdusił śmiech. Z Samuela naprawdę zrobił się
prawdziwy pieszczoch, pomyślał, gładząc go po głowie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– To idź do
sypialni – szepnął mu do ucha. – Przyjdę do ciebie i się tobą
zajmę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Mężczyzna
roześmiał się i w końcu zsunął Dylana ze swoich kolan, a
później wstał. Obejrzał się za nim jeszcze dwa razy, gdy
zmierzał do sypialni, ale w końcu wszedł do niej i zamknął za
sobą drzwi. Nie wiedział, co Dylan planował, ale już zaczęło mu
się to podobać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan od razu
podszedł do jednej ze swoich walizek, której nie zdążył jeszcze
rozpakować. Otworzył ją i wyciągnął z niej granatową sukienkę,
kajdanki i kapelusz policjanta. Aż się uśmiechnął, ciesząc się,
że to spakował. Strój kupił dawno temu, nawet nie z myślą seksu
z Samuelem. Wtedy chyba nawet jeszcze Sama nie znał, znalazł go na
jednej ze stron i tak mu się spodobał, że po prostu musiał kupić.
Zdjął szybko swoje ubranie i założył sukienkę, która ledwo co
zakrywała mu pośladki. Do tego zaciągnął jeszcze na stopy
pończochy samonośne, założył wysokie, czarne, trochę
dziwkarskie szpilki na grubej platformie. Obejrzał się jeszcze w
lustrze i założył na głowę czapkę. Czuł, jak jego tętno
przyspiesza, kiedy ruszył w kierunku drzwi do sypialni, a dźwięk
kroków na obcasach roznosił się po całym mieszkaniu. W ręku
trzymał specyficzną pałkę, a do pasa sukienki przyczepił sobie
kajdanki. Zaczął się denerwować, że Samuel go wyśmieje, w końcu
wcześniej nigdy czegoś takiego nie robili.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel wpatrywał
się z wyczekiwaniem w wejście do salonu, a kiedy w końcu zobaczył
w nim Dylana, aż wstrzymał oddech. Nie mógł powstrzymać
zdziwienia, które obmalowało się na jego twarzy, odbierając
Dylanowi pewność siebie. Sam przełknął ciężko i zszedł powoli
z łóżka. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie spodziewał się, że
Dylan przebierze się w strój policjantki.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Jego ciało
poruszało się wbrew jego woli. Chyba lepiej wiedziało, czego
chciał Samuel, bo już po chwili znalazł się przy Dylanie i
przyciągnął go do siebie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Złamałem
prawo, sierżancie Roberts? – zapytał cicho, chrapliwym głosem.
Złapał go za pośladki i sapnął, kiedy znał sobie sprawę, jak
skąpy był mundur.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan prawie
jęknął, Samuel zawsze był cholernie pewny siebie, nawet gdy on
chciał go jakoś zaskoczyć, to Faulkner wciąż zachowywał spokój.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ręce przy
sobie, Faulkner – odpowiedział, opanowując swoje podniecenie. –
Dotykasz funkcjonariusza policji.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– I co mi
zrobisz? – zapytał zachrypniętym głosem. Pchnął Dylana na
ścianę i przycisnął do niej. – Nie popełniłem żadnego
wykroczenia, panie sierżancie – zamruczał, unieruchamiając
nadgarstki Dylana w stalowym uścisku nad jego głową. – Ale zaraz
to się może zmienić – dodał i wsunął nogę między uda
kochanka. Wyczuł jego wzwód i uśmiechnął się lekko. – Jak się
teraz obronisz?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan poczuł mocny
przypływ gorąca. To on chciał dominować! Faulkner jak zwykle go
zaskakiwał i jak zwykle zmieniał jego plany.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Teraz
popełniasz przestępstwo, atakując funkcjonariusza państwowego –
odpowiedział i jak na złość nie mógł się powstrzymać i nie
otrzeć o jego nogę. – Nie ujdzie ci to płazem!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wydaje mi się,
że ten funkcjonariusz chce, żebym, popełnił przestępstwo –
przyznał Samuel, czując, jak Dylan się o niego ocierał. Nie
wytrzymał i puścił rękę Dylana, żeby dotknąć jego uda w
czarnej, nylonowej pończosze. Podciągnął je na swoje biodro,
pozwalając jednocześnie, żeby Dylan coś zrobił.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan zauważając,
że Samuel się rozproszył, sięgnął szybko do kajdanek u swojego
pasa i spiął nimi jeden z nadgarstków mężczyzny.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jesteś
aresztowany – warknął i pchnął mężczyznę do tyłu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel zaśmiał
się, nie wiedząc, co Dylan chciał zrobić. Zakuł mu tylko jeden
nadgarstek, więc nic to nie dało. Zadziałał błyskawicznie, kiedy
uświadomił sobie, że czegoś w stroju Dylana mu brakowało. Dopadł
do łóżka i wyciągnął z szuflady Berettę o 9-milimetrowym
kalibrze. Odwrócił się i wycelował w Dylana, uśmiechając się
szeroko.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Roberts zamarł,
wpatrując się chwilę w lufę. Jego serce zabiło szybko i w jednej
chwili jego podniecenie opadło, chociaż z drugiej strony poczuł
napływ dziwnej, niezrozumianej przez niego adrenaliny.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Celujesz do
funkcjonariusza? – zapytał, mając nadzieję, że pistolet nie był
naładowany.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Był, o czym Dylan
przekonał się, gdy Samuel błyskawicznie rozładował broń, a
magazynek upadł z krótkim trzaskiem na podłogę. Dopiero wtedy Sam
podszedł do niego i podał mu broń.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Poddaję się,
sierżancie Roberts – rzucił z uśmiechem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan złapał za
pistolet i obejrzał go, by po chwili przyłożyć mu lufę do
policzka. Spojrzał na Samuela ze zmarszczonymi brwiami.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Na łóżko –
rozkazał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel pokręcił
głową, chcąc dać Dylanowi pełne pole do popisu. Nie miał
zamiaru zbytnio walczyć, ale nie chciał być też uległy. W końcu
miał do czynienia z policjantem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Chłopak zmarszczył
brwi, rozzłoszczony tą niesubordynacją aresztowanego. Naparł na
Samuela ciałem i po chwili pchnął go mocno w pierś, po czym
przycisnął mu broń do ust. Poczuł nagły dreszcz na samo
skojarzenie lufy Beretty z przyrodzeniem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Na łóżko,
powiedziałem!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie! –
sprzeciwił się Samuel. – Nic nie zrobiłem! – Obserwował z
napięciem Dylana, któremu czapka trochę się przekrzywiła, przez
co wyglądał niesamowicie – z jednej strony zabawnie, z drugiej
zmysłowo. – Nie możesz mnie zamknąć! – dodał, starając się
czuć w swoją rolę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Zaatakowałeś
mnie – powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Muszę
zrobić ci rewizję osobistą – dodał i przysunął się do niego,
kładąc mu dłoń na jednym z ud. Zaczął przeszukiwać jego
kieszenie, nie zapominając od czasu do czasu zahaczyć o jego
krocze. W pewnym momencie zabrał się za rozpinanie jego rozporka. –
Tu coś chowasz, hm? – zapytał, dotykając jego penisa przez
materiał bielizny. – Jest duże – spojrzał na Samuela z dołu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel wypiął
biodra, nie wiedząc, co powinien odpowiedzieć. Dylan był seksowny.
Klęczał przed nim w tych niebotycznie wysokich szpilkach, przez co
był wyższy niż normalnie. A teraz dotykał go przez bokserki i
dalej kontynuował tę grę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Będę walczył
– rzucił Samuel, ale nic nie zrobił, bo Dylan przysunął
pistolet do jego krocza. Wiedział, że magazynek był pusty, ale i
tak sama wizja broni w tym miejscu go przeraziła. Odetchnął
ciężko, dotykając policzka Dylana. – Zwiążę sierżanta i go
wykorzystam – dodał miękkim tonem, który zupełnie nie pasował
do sytuacji. – Już wcześniej cię obserwowałem. Jak zatrzymałeś
złodziei – wymyślił, a jego umysł podsunął mu wizję Dylana,
który obezwładniał jakichś mężczyzn. Od razu opanowała go
zazdrość.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan spojrzał w
górę i przysunął swoje usta do męskości Samuela, ale musnął
ją tylko przez materiał bielizny i nic więcej nie zrobił.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ciebie też
powinienem zatrzymać – mruknął i zsunął mu spodnie do kolan,
by po chwili, w przypływie odwagi, złapać Samuela za pośladki.
Nigdy wcześniej nie docierał dłońmi w te rejony, bo mężczyzna
jawnie mu pokazywał, kto jest w ich związku stroną dominującą.
Teraz jednak nabrał ochoty na sprawdzenie reakcji kochanka.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel spiął się,
i wypchnął biodra, starając się uciec od tego dotyku. Kroczem
musnął usta Dylana, ale ten mimo to go nie puścił. Musiał
zadziałać sam – odepchnął ręce kochanka i podniósł go, po
czym rzucił na łóżko. Kajdanki przesunęły się na jego
nadgarstku, bo wciąż miał zapiętą tylko jedną z obręczy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Pistolet opadł
gdzieś na materac, a Dylan spojrzał zaskoczony na Samuela. Nagle
jednak uśmiechnął się szeroko, zdając sobie sprawę, że
mężczyzna po prostu uciekł od dotyku.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Byłeś kiedyś
na dole? – zapytał, ciekawy czy jego kochanek kiedykolwiek był
pasywny w seksie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Czy to ważne?
– Spróbował go zbyć, nie mając opowiadać o swoich
doświadczeniach seksualnych w tym obszarze. W końcu... i tak wolał
topować. Zwłaszcza przy Dylanie. Nawet nie potrafił wyobrażał
sobie go na górze.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Chcąc odciągnąć
jego uwagę, sięgnął ręką między nogi Dylana i dotknął jego
skąpych majtek. Jak zwykle penis z nich wychodził. Dylan miał na
sobie niebieskie stringi, które znalazł rano w swojej szafie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– No pytam tylko
– sapnął i objął go udami w pasie. Sam nigdy wcześniej nie
zastanawiał się, czy mógłby wziąć Faulknera. To wcześniej
nawet nie wchodziło w grę, czuł się jak typowy pasyw, raz tylko
próbował topować, gdy napotkał innego pasywa. Nawet mu się wtedy
podobało, ale szybko doszedł do wniosku, że jednak woli być na
dole. Teraz jednak ogarnęło go gorąco na myśl, że mógłby wziąć
Samuela. Takiego faceta.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Seksownie
wyglądasz – skomplementował go Sam, nie chcąc, żeby wracali do
tego tematu. Pochylił się i pocałował go w usta. Czapka Dylana
zsunęła się z jego głowy i Sam zabrał ją. – Panie sierżancie
– dodał, przymierzając ją.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan zagryzł
wargę, wpatrując się w Samuela. Gangster w policyjnej czapce,
pomyślał i zaśmiał się, poprawiając mu kapelusz na głowie.
Faulkner wyglądał w nim całkiem słodko, stwierdził, ale nie
wypowiedział tego na głos.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ty nie gorzej –
odpowiedział mu i podwinął jego koszulkę, by dotknąć mięśni
na brzuchu. – Chyba trochę wyszedłem z roli złego policjanta...
albo policjantki – dodał z rozbawieniem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Bo cię
obezwładniłem, pani władzo – dodał z rozbawieniem Samuel, ale
uznał, że najwyższa pora wrócić do seksu. Pocałował Dylana
mocno, ale krótko, bo zaraz zjechał ustami na klatkę piersiową i
zaczął rozpinać suwak aż do końca mostku. Chciał pieprzyć
Dylana, kiedy był w tym stroju. Rozsunął jego uda i zaśmiał się,
znowu będąc pod wrażeniem stopnia rozciągnięcia Dylana.
Przełknął ciężko, patrząc na jego odsłonięte krocze.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan opanował
jęknięcie i kątem oka zauważył dłoń Samuela z kajdankami tuż
przy wezgłowiu łóżka, gdy kochanek oparł się o materac. Nie
myśląc wiele, wychylił się i skrępował kochanka, przypinając
go do jednej z barierek.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– I co teraz,
Faulkner? – zapytał z dumą. – Kto kogo obezwładnił? –
Pchnął Samuela, tak że ten wylądował na plecach. Nie mógł się
za bardzo jednak ruszyć, miał tylko jedną rękę wolną.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Mężczyzna
spojrzał do góry, a jego serce zabiło mocniej. Nawet nie wiedział
kiedy zapomniał o kajdankach i dał się tak związać. Zaklął
cicho, ale po chwili uśmiechnął się. Dylan z rumieńcem na
policzkach i piersi wyglądał obłędnie. Wolną ręką dotknął
boku jego ciała. Roberts pochylił się do niego i pocałował go
mocno w usta, po czym zabrał się za zsuwanie mu bokserek. Ukląkł
między jego nogami i złapał za twardego penisa.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Naładowany –
powiedział z rozbawieniem i spojrzał kochankowi w oczy. – Nie
wystrzeli? – zapytał, po czym liznął czubek członka.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel zaśmiał
się, ale zaraz jęknął, gdy Dylan dotknął go językiem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie wiem, czy
nie wystrzeli, musisz uważać – rzucił i ułożył rękę w
kajdankach tak, żeby było mu wygodniej. Drugą, wolną, sięgnął
po czapkę, która nie trzymała się na głowie zbyt dobrze i znowu
spadła. Ubrał ją Dylanowi. – Proszę uważać, panie sierżancie.
Musi pan ją rozładować.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Roberts błysnął
do niego zębami, by po chwili wziąć jego męskość do ust. Zaczął
mu obciągać, doskonale wiedząc, że kochanek to uwielbiał. Chyba
przy nikim tak się nie starał, gdy robił loda, ale chciał w
końcu, by Samuelowi było dobrze.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">W pewnym momencie
sięgnął do jego jąder i pieścił je przez chwilę dłonią, ale
i to mu się znudziło. Nagle, pod wpływem impulsu, zsunął palec
niżej, na zaciśnięty odbyt partnera. Nie, żeby chciał go w tym
seksie wziąć. Był po prostu ciekawy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel zareagował
na to jednak zupełnie inaczej. Szarpnął się, a penis wysunął
się z ust Dylana z cichym plaśnięciem. Najważniejsze, że uciekł
od dotyku palców.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Co robisz?! –
zapytał ze złością, czerwieniąc się.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Roberts westchnął
ciężko, zdając sobie sprawę, że Samuel zareagował dokładnie
tak, jak mógł się spodziewać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Chciałem
spróbować. To tylko palce – wyjaśnił.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A ja
powiedziałem, że chcę, kurwa, twój palec? – warknął, krzywiąc
się. – Nie będę się tak pieprzył, rozumiesz?! – zapytał ze
złością.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan powstrzymał
się przed przewróceniem oczami. Samuel był aż do bólu
przewidywalny. Męski i samczy. Nie skomentował tego jednak, tylko
pochylił się nad nim i pocałował go w usta.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Już nie będę,
jak nie chcesz.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel zamrugał,
jakby zdziwiony, że Dylan nie próbował na niego naciskać.
Uśmiechnął się i rozsunął uda.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jest tutaj broń
do rozładowania – rzucił i spojrzał sugestywnie na swoje krocze.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan parsknął
śmiechem i zsunął rękę niżej, dotykając twardej, gorącej
męskości Samuela.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Tu? –
zapytał, przesuwając palcami od nasady, aż po sam czubek. –
Znasz jakieś sposoby na rozładowanie jej? – Pocałował go w
szczękę, a następnie zsunął się ustami niżej, na szyję.
Podwinął dość nerwowo jego koszulkę i wolną ręką dotknął
jego twardego sutka.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Kurwa –
warknął Samuel, czując dreszcz podniecenia, gdy Dylan przygryzł
lekko sutek. Przeszedł go dreszcz biegnący od sutka aż do krocza.
Ciepła, drażniąca przyjemność, która nie prowadziła do
orgazmu, ale rozpalała zmysły, zalała jego ciało i jęknął
zaskoczony tym nagłym dotykiem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan gdyby mógł,
uśmiechnął by się z zadowoleniem. Przez długą chwilę
jednocześnie stymulował penisa kochanka dłonią i pieścił jego
sutek ustami. Wsłuchiwał się w ciało Samuela, chcąc dać mu jak
najwięcej przyjemności. Gdy wreszcie poczuł lekkie drżenie mięśni
partnera, odsunął się.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dasz radę mnie
przygotować, czy sam mam to zrobić? – zapytał mrukliwym od
podniecenia głosem, który nijak pasował do wizerunku policjanta.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A jak wolisz? –
zapytał cicho Sam, obserwując go wzrokiem jak w gorączce. Poruszył
się niespokojnie na łóżku, oddychając głęboko. Nie sądził,
że takie przebieranki mogłyby być takie seksowne. Dylan ciągle
miał na stopach obcasy, które nadawały mu rozpustnego wyglądu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mógłbym się
odwrócić i sam się rozciągnąć – powiedział, śledząc jego
mimikę uważnym wzrokiem. – Ewentualnie mógłbyś mi pomóc.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mhm, dobry
pomysł – mruknął Sam i dotknął jego pośladka, uśmiechając
się lekko, gdy zsunął palce na gładką przestrzeń między nimi.
Uwielbiał, kiedy Dylan tak dbał o siebie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Roberts sięgnął
po żel i ściągnął z siebie też stringi, które rzucił w
Samuela. Aż się zaśmiał, kiedy zobaczył jego zaskoczoną minę,
gdy te wylądowały mu na twarzy. Mężczyzna złapał za nie i
uśmiechnął się, dotykając koronki wolną ręką. Chyba już
zdążył się przyzwyczaić do bielizny kochanka, bo nic już
właściwie go nie dziwiło, ale mimo to Dylan wciąż potrafił go
zaskoczyć w łóżku. I dokładnie tak zrobił też teraz, kiedy
ustawił się na czworakach przed kochankiem, wypiął się, sięgając
nawilżoną żelem dłonią do swoich pośladków.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dobrze, mały –
rzucił Sam zaciśniętym, niskim głosem, dotykając wypiętego
pośladka. Wsunął w niego kciuk raz z palcem wskazującym Dylana i
przełknął ciężko, gdy chłopak jęknął, trochę na wyrost, ale
i tak dźwięk był niezwykle pobudzający. Wypiął się mocniej,
manewrując ręką między swoimi nogami. – I co powiedzą twoi
przełożeni, sierżancie Roberts? Gdyby cię zobaczyli, jak się
wypinasz więźniowi, na pewno nie byliby zadowoleni.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Pewnie sami by
się dołączyli – odpowiedział i rzucił mu spojrzenie znad
ramienia. – I mnie dobrze wypieprzyli. Czasem, po godzinach, daję
dupy komendantowi – dodał całkowicie poważnie, jakby naprawdę
był policjantem i obrabiał laski swoich współpracowników.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel już miał
uderzyć o w pośladki, słysząc to, ale udało mu się opanować.
Wiedział, że Dylan go prowokował, a on nie miał zamiaru przerywać
ich gry. Wsunął w niego palec głębiej i poruszył nim lekko.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jak teraz cię
wypieprzę, zapomnisz o komendancie – obiecał, szarpiąc zakutą
ręką. Teraz przydałyby mu się dwie ręce, a był zmuszony działać
tylko jedną.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;">Ich gra wstępna
trwała dalej, a Samuel niestety musiał sobie jakoś radzić z tylko
jedną dłonią wolną. Dylan jednak nie narzekał, ich seks zawsze w
końcu był świetny. Gdy już przeszli do jego meritum, w pewnym
momencie i Robertsowi zaczęła przeszkadzać skrępowana ręka
Samuela, bo brakowało mu silnego uścisku na biodrach, czy szybkiej
zmiany pozycji. Na szczęście kluczyk od kajdanek miał w kieszonce
sukienki, więc szybko wyswobodził kochanka, który od razu to
wykorzystał, przewrócił Dylana na materac i zaczął się w niego
wbijać niemal z furią. Roberts już wiedział, że przez następne
dni ciężko będzie mu siadać, ale ani na chwilę nie zastopował
partnera, który całkowicie zatracił się w tym akcie i porzucił
już jakiekolwiek oznaki delikatności. Dylan przyglądał się
groźnej minie Samuela, jego ściągniętym brwiom, jakby w wyrazie
gniewu, zaciśniętym, pobladłym ustom i zmarszczonemu czołu.
Wyglądał naprawdę przerażająco, ale to właśnie strasznie go w
mężczyźnie pociągało. Faulkner był prawdziwym drapieżnikiem,
nic dziwnego, że nie chciał palców w sobie. Chociaż... Dylan
zamierzał jeszcze kiedyś tego spróbować. Może tylko już bez
kobiecej bielizny.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>Dream Winchesterhttp://www.blogger.com/profile/03031826342748441484noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-66407472441767575492016-02-18T01:16:00.003+01:002016-02-18T01:18:05.268+01:0031. Clash<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
Zakładając tego
bloga, przyznamy szczerze, że spodziewałyśmy się większego
odzewu z Waszej, czytelników, strony.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
Na początku
sądziłyśmy, że trzeba bloga rozkręcić i wtedy pojawi się
więcej komentarzy, ale chociaż liczba wyświetleń rosła, wciąż
komentowały tylko nieliczne osoby.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
Z czego to się
bierze? Jest w opowiadaniach coś takiego, że Wam się nie podoba?
Nikt nam o tym nie napisał. Nie mamy pomysłu, dlaczego pod
regularnie publikowanymi średniej wielkości rozdziałami pojawiają
się czasami 3-4 komentarze, mimo że wyświetlenia postu w bardzo
krótkim czasie (około tygodnia) osiągają liczbę tysiąca.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
Jesteśmy już
zmęczone czekaniem na jakiś odzew z Waszej strony. Poświęcamy
dużo czasu na pisanie opowiadań, ciągle staramy się rozwijać i
właśnie dlatego stworzyłyśmy tę stronę. Żeby zaprezentować
Wam naszą twórczość i poznać Waszą opinię.
</div>
<a name='more'></a><br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.7cm;">
Na ponad 60
opublikowanych postów jesteśmy w stanie sobie przypomnieć tylko
kilka dłuższych opinii, mimo że liczba wyświetleń tego bloga
sięga prawie 200 tysięcy. Nie będziemy ukrywać, że ostatnie
miesiące są dla nas i naszej twórczości ciężkie, więc
liczyłyśmy na Wasze wsparcie słowem. Niestety, nasza wena i chęć
do wspólnego pisania się kończy, mamy nadzieję, że to chwilowy
kryzys, jednak mimo wszystko postanowiłyśmy, że od teraz rozdziały
pojawiać się będą raz w tygodniu. Z całego serca chciałybyśmy
dokończyć i „Clasha”, i „Świadomość”, jednak te dwa
opowiadania są dalekie od zakończenia, a nie wiemy czy z aktualnymi
chęciami uda nam się to zrobić. Teraz jednak musimy zwolnić tempo
publikowania rozdziałów, bo nasze „zaplecze” tekstów powoli
się kurczy.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br />
<div style="text-align: right;">
D. & V.</div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br />
<div style="text-align: center;">
<i>Moja dziewczyna </i></div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Wczoraj słyszałem
wszystko. Dlatego wiem, że miałeś wypadek – zaczął Johnson,
ciesząc się, że babcia Eliota zostawiła ich samych. –
Słyszałem, że wjechał w ciebie jakiś skurwysyn.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Chłopak w odpowiedzi
westchnął i kiwnął głową. Nie chciał się za bardzo ruszać,
bo wszystko go bolało.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Wyjechałem na
zielonym, on miał czerwone. Jemu prawie nic się nie stało z tego,
co słyszałem – wyjaśnił i zagryzł wargę, zastanawiając się
chwilę. – Martwiłeś się? – palnął, a Kenneth od razu się
zawstydził, co oczywiście chciał ukryć. Wyprostował się na
krześle i zmarszczył brwi.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Chciałbyś –
rzucił tylko żałośnie naiwny tekst, który miał go uchronić
przed rozpracowaniem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Eliot zaśmiał się
cicho, ale wciąż utrzymał dobry humor. Jakoś cieszył go fakt, że
Kenneth tak się nim przejmował.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– To możesz mnie
pocałować, książę – dodał wesoło.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Tutaj? A co jak
ktoś zobaczy? – Kenneth westchnął ciężko i zerknął w stronę
drzwi. – Taki ryzykowny chłopiec się z ciebie zrobił?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– No przecież
babcia wyszła – sapnął i spojrzał na Kennetha zdezorientowany.
Z jednej strony chciał go całować, przyciągnąć do siebie i nie
puszczać, a z drugiej strony to faktycznie nie było mądre.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Johnson zaklął
cicho i pochylił się, żeby pocałować go krótko. Musnął
językiem jego usta i zassał się na jednej wardze, ale szybko się
odsunął.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Tak może być? –
zapytał i przysunął krzesło bliżej. – Lepiej mi powiedz, jak
się czujesz.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Wczoraj nie było
fajnie – mruknął, patrząc na niego. – Dzisiaj już lepiej.
Podobno nie byłem ciężkim przypadkiem. Szybko zatamowali krwotok –
wyjaśnił, nie mając zamiaru mówić mu o tym, że wciąż jeszcze
wszystko go bolało i nie mógł się ruszać. To że musiał
korzystać z basenu było uwłaczające. Nienawidził, gdy
pielęgniarka do niego przychodziła, żeby go zmienić. Miał bliznę
na brzuchu, która wcale nie wyglądała dobrze i dostawał mocne
środki nasenne, więc sporo czasu przesypiał. O żadnej jednak z
tych rzeczy nie miał zamiaru mówić Kennethowi, żeby po pierwsze
go nie martwić, a po drugie nie wyjść na słabego. – A ty jak
się tu dostałeś? Na recepcji udzielili ci informacji co ze mną? –
zdziwił się.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Powiedziałem, że
jestem twoim bratem – zaśmiał się, odprężając się. Cieszył
się, że z Eliotem wszystko było dobrze. Od razu mu ulżyło. – A
później przyjechała twoja rodzina. Poznałem babcię, mamę i
twojego ojca – wymienił.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Eliot uniósł brwi.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Serio? –
zapytał zdziwiony. – Czyli możemy już brać ślub, skoro teściów
znasz – zażartował.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kenneth też odebrał
to jako dowcip, więc także się zaśmiał, chociaż uznał, że na
pewno takie żarty nie pasowały do... ich neutralnej relacji. Byli
przyjaciółmi i kochankami, Eliot sam tak twierdził.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Teściowa mnie
trochę przeraża – przyznał cicho i mrugnął do niego.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie mów, że z
nią rozmawiałeś – sapnął i popatrzył na kochanka uważnie. –
Co ci mówiła?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Opowiadała mi o
tobie. – Kenneth uśmiechnął się niebezpiecznie, trochę
naginając prawdę, ale uznał, że wkręcenie Eliota będzie
świetnym pomysłem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
O'Conner spojrzał na
niego z przerażeniem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Co? – burknął
i aż przełknął ślinę. Nie wiedział, co Kenneth miał na myśli.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Różne ciekawe i
upokarzające rzeczy. – Johnson był bezwzględny w swojej powadze.
Jego powieka nawet nie drgnęła, kiedy nachylił się do Eliota i
powiedział: – Już chyba nigdy nie spojrzę na twój tyłek
inaczej, niż przez opowieść o małym, obesranym Eliocie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Niee! –
prychnął Eliot. – Rose by tego nie powiedziała! – dodał pewny
swego. – Już nie zmyślaj, moja mama mnie nigdy nie przewijała!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– To kto cię
przewijał? – zapytał Kenneth, trochę niezadowolony z tego, że
nie udało mu się go wkręcić.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Opiekunka –
odparł i uśmiechnął się. – Daj mi te czekoladki – burknął
i zerknął na niego z wyrzutem. – Przyniosłeś mi i każesz na
nie czekać.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Masz, królewiczu
– rzucił Kenneth i podał mu je ze śmiechem. – Zaraz będę
musiał spadać do pracy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Już? – wyrwało
mu się nim zdążył ugryźć się w język.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Zaczynam w
południe – wytłumaczył i przekrzywił głowę, obserwując przez
chwilę O'Connera w milczeniu. – Podobno zostaniesz tutaj dwa
tygodnie – dodał z pewną dozą żalu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– No – sapnął i
skrzywił się. – Zanudzę się. Zginę z nudów, a nie przez
jakieś krwotoki – burknął. Nie wyobrażał sobie leżenia w
szpitalu i to jeszcze sam. Bo coś mu się jednak wydawało, że
Kenneth nie będzie go odwiedzać codziennie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Johnson uśmiechnął
się, zastanawiając się, czy powinien mu coś zaproponować. Nie
chciał się narzucać, ale z drugiej strony może Eliot myślał, że
jeżeli nie będzie seksu, Kenneth ograniczy kontakt. A przecież tak
nie było.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– W razie co dzwoń.
Jak będę miał czas, zawsze mogę wpaść – rzucił w końcu
cicho.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Eliot zerknął na
niego i uśmiechnął się. Kiwnął głową z zadowoleniem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jak jutro
pracujesz? – zapytał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jutro mam na
rano, a później wolne – przyznał, wstając z krzesła.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Eliot uśmiechnął
się do niego i kiwnął głową. Wizyta Kennetha poprawiła mu
humor, chociaż wcale nie chciał się zastanawiać, dlaczego tak się
działo. Przestał dzięki niemu myśleć o operacji, a szok związany
z wypadkiem mijał w towarzystwie Johnsona. Wszystko stawało się
takie jak dawniej. Coraz bardziej zaczynał zdawać sobie sprawę, że
jego kochanek stał się już pewną częścią jego życia. Dość
ważną częścią.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Przyjedziesz? –
zapytał, nie opanowując głupiej nadziei, jaka wdarła mu się do
tego pytania.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jak ładnie
poprosisz – sprowokował go Kenneth, a na jego ustach pojawił się
bezczelny uśmiech. W końcu wstał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Eliot prychnął i
zmarszczył brwi.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jak mam niby
poprosić? – burknął urażony. – Przecież nie wstanę i cię
nie przyprę do ściany – dodał, zły na swój obecny stan.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Johnson zaśmiał
się, słysząc to. Pochylił się nad Eliotem, żeby spojrzeć mu w
oczy, ale zachował odpowiednią odległość, żeby Eliot nie mógł
go pocałować.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Wystarczy
powiedzieć i dodać jakiś komplement. Kiedy ty je mówisz, brzmią
najlepiej – mruknął cicho, ale usłyszeli otwieranie drzwi.
Johnson wyprostował się gwałtownie i spojrzał do tyłu. Do środka
weszła babcia razem z mamą Eliota. Rose uśmiechnęła się lekko
na jego widok.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Dzień dobry –
rzuciła. – Eliot, zaraz przyjdzie lekarz cię zbadać, później
dostaniesz znowu leki, żebyś się przespał po południu.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
O'Conner chrząknął,
a Kenneth mógł zauważyć, jak się czerwieni. Zaczął wyrzucać
sobie w myślach, że muszą być bardziej uważni, bo jeszcze ktoś
by coś zauważył.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jasne –
mruknął, zerkając na Johnsona. – To przyjdziesz jutro? –
zapytał neutralnym głosem, by po chwili dodać: – Proszę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Będę. Zadzwonię
później – rzucił Kenneth i pożegnał się szybko ze wszystkimi,
po czym wyszedł. Sam nie wiedział dlaczego tak się zestresował i
dopiero po chwili zorientował się, że to wyglądało, jakby
uciekł. Zaśmiał się do siebie, kiedy wychodził ze szpitala i
uderzyło w niego ciepłe, majowe powietrze.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
*</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Emma spojrzała na
swoją dziewczynę, która teraz leżała na łóżku, przeglądała
coś na telefonie, od czasu do czasu podjadając spaghetti, jakie
młoda Johnson zrobiła im na obiad. Emma uśmiechała się lekko do
Alex, która nawet tego nie zauważała. Wydawała się jej nie
widzieć, zbyt zapatrzona w ekran smartphona.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Smakuje? –
zapytała w końcu, przerywając ciszę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Może być –
rzuciła Alex, która, Emma zdążyła już zauważyć, traktowała
ją jak jednego ze swoich braci. W pewien sposób jej się to
podobało. Oschłość ich relacji sprawiała, że Emma chciała się
jeszcze bardziej starać, ubiegać się o jej uwagę, bo wiedziała,
że Alex nie dawała jej każdemu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– A na co masz
ochotę jutro? – zapytała, nie odpuszczając. Wciąż próbowała
podtrzymywać rozmowę. – Może wyjdziemy zjeść na miasto?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Alex zerknęła na
nią i zdobyła się na lekki uśmiech, który krył w sobie trochę
chłodu i rozbawienia. Jej policzki rozciągnęły się, a w jednym z
nich pojawił się dołeczek. Odkąd mieszkała u Emmy, przytyła
trochę, bo jej dziewczyna starała się regularnie gotować.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie mam kasy,
mała. Ostatnio całą wypłatę musiałam zostawić w domu, bo
ojciec znowu przepił swoją kasę i dzieciaki nie miały co jeść.
Ty masz lepszą sytuację – mruknęła i znowu zaczęła jeść.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Postawię nam –
zarzekła się od razu Emma, która i tak już ledwo wyrabiała. Gdy
wydawała pieniądze tylko na siebie, zawsze jej starczało. Trudniej
było jednak utrzymać dwie osoby, bo ostatnimi czasy Alex niemal u
niej zamieszkała. – Wyjdźmy gdzieś w końcu – poprosiła.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jak chcesz, mała
– rzuciła i uśmiechnęła się między kolejnymi kęsami. –
Dobre – pochwaliła nagle, najwyraźniej uznając, że skoro Emma
po raz kolejny postawi kolacje, może się poświęcić i rzucić
jakimś krótkim, niezbyt wylewnym komplementem, który i tak zrobi
na dziewczynie wrażenie. Podobało jej się, jak mogła się nią w
pewien sposób bawić. Emma była bardzo na nią podatna. Taka władza
podniecała ją chyba najbardziej.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Johnson uśmiechnęła
się do niej zachwycona i nagle wstała, zostawiając swoje jedzenie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Zapomniałam o
czymś do picia! – rzuciła. – Chcesz coli, tak? – zapytała,
wychodząc z pomieszczenia i zostawiając przy tym otwarte drzwi.
Złapała za dwie szklanki, po czym zaraz wróciła do swojej
sypialni. Przez cały czas tak skakała przy Alex, która całymi
dniami nic nie robiła, dosłownie. Nawet przy przygotowaniu posiłków
nie pomagała, ale Emma jakoś tego nie zauważała, zbyt
zaabsorbowana faktem, że Alex teraz była<i> jej</i>. Całkowicie. Były
parą, wreszcie. Tak długo do tego dążyła.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Dzięki. Chciało
mi się już pić – mruknęła dziewczyna i wypiła prawie całą
colę na wdechu. Odetchnęła i wróciła do jedzenia.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Nosiła duże, męskie
koszulki i teraz Emma miała jedną na sobie. Czuła na niej
specyficzny, lekko drażniący zapach Alex. Dziewczyna pachniała
przyjemnie, mocno i charakterystycznie, ale z drugiej stronie wciąż
kobieco.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Emma wróciła do
jedzenia, a gdy skończyły, zabrała talerze i poszła je myć. Była
szczęśliwa. Już chyba dawno tak się nie czuła, miała wrażenie,
że z Alex naprawdę może stworzyć coś trwałego. Uśmiechnęła
się pod nosem, gdy usłyszała ze swojego pokoju dźwięki muzyki.
Nie przepadała za gustem swojej dziewczyny, bo ciężki metal
naprawdę czasem irytował, ale nic nie mówiła. Nagle jednak przez
odgłosy gitar i krzyk wokalisty przedarł się dźwięk dzwonka do
drzwi.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Alex? Otworzysz?
– krzyknęła, bo na mieszkaniu były tylko one.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dziewczyna jednak nie
zareagowała, zbyt wsłuchana w dźwięki muzyki. Siedziała na swoim
laptopie i przeglądała Internet.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Emma zakręciła wodę
i odwróciła się w stronę swojego pokoju, by było ją lepiej
słychać. W jednej ręce trzymała mokrą gąbkę, w drugiej talerz.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Alex! –
krzyknęła głośniej. – Otworzysz?! Ktoś dzwoni!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Ty otwórz, to na
pewno nie do mnie! – odkrzyknęła jej dziewczyna, nie mając
zamiaru się ruszyć. Miała otwierać drzwi w nie swoim mieszkaniu?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Emma jęknęła i
rozejrzała się po kuchni, szukając suchej szmatki, w którą
mogłaby wytrzeć ręce. Nic takiego jednak nie znalazła.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Alex, proszę
cię! – sapnęła. – Możesz otworzyć? Ja myję naczynia! –
dodała z wyrzutem, tym razem wyraźnie słyszalnym w jej głosie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
W końcu jednak
zobaczyła Alex w progu drzwi do sypialni. Dziewczyna miała na sobie
krótkie spodenki, które odsłaniały jej blade, kwadratowe łydki.
Chociaż może nie była kobieca, ani nie wpisywała się w przyjęty
wzór piękna, Emma czuła się przy niej bezpiecznie. Czasami
sądziła, że przez to, że Alex była taka męska, tak się jej
podobała.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– To twoje
mieszkanie, dlaczego ja mam otwierać – usłyszała od niej, ale
dziewczyna podeszła do drzwi i spojrzała przez judasza. Westchnęła
zirytowana. – Twój brat, mam otwierać? – zapytała, jakby
liczyła, że Emma powie jej, żeby wróciła do sypialni.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Otwórz –
powiedziała w końcu, bo przecież głupio było powiedzieć „nie”,
gdy starała się ją tyle razy zapewniać, że jej brat ją lubi.
Oczywiście Alex tylko to zbywała prychnięciem, po czym dodawała,
że <i>gówno</i> ją to obchodzi, ale Emma czuła, że było inaczej. I
niestety, to były tylko złudne, albo raczej wmawiane sobie,
przeczucia dziewczyny. Bo Alex faktycznie<i> gówno</i> to obchodziło.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kenneth uśmiechnął
się, kiedy drzwi do mieszkania jego siostry w końcu się otworzyły,
ale zaraz wyraz jego twarzy się zmienił, kiedy w progu zobaczył
Alex.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jest Emma? –
zapytał oschłym tonem, mierząc dziewczynę nieprzychylnym
spojrzeniem. Była obrzydliwa, pomyślał, nie będąc w stanie
zrozumieć, jak Emma mogła się w niej zadurzyć... Tu już nawet
nie chodziło o kwestie estetyczne, z czego zdał sobie sprawę, gdy
Alex oparła się o framugę, zmierzyła go krytycznym wzrokiem i
warknęła:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Czego chcesz?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Przyszedłem do
Emmy – mruknął Johnson i wychylił się, chcąc zajrzeć do
mieszkania. Nie widział jednak kuchni, więc mógł się tylko
domyślać, że ktoś w niej był.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Mhm i co? –
zapytała wrogim, ale dość cichym tonem, przez co młoda Johnson w
ogóle jej nie usłyszała. Nie lubiła Kennetha tak samo jak on jej,
spotkania z nim były dla niej smutną koniecznością, która jej
nie ominęła właśnie przez Emmę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jest w
mieszkaniu? – zapytał Johnson, na kilka chwil tracąc rezon. Jego
siostra mogła w końcu gdzieś wyjść, do sklepu, do sąsiadki,
cokolwiek.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jest –
odpowiedziała w końcu Alex i, jakby niechętnie, odsunęła się do
drzwi. – Emma, twój brat – krzyknęła w głąb mieszkania, po
czym odeszła, by zniknąć w pokoju. Jej dziewczyna za to szybko
wyleciała z kuchni, by zobaczyć, czy Kenneth faktycznie ją
odwiedził.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Co tu robisz? –
zapytała zdziwiona i jakby przestraszona.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kenneth wydął wargi
i zmierzył Emmę uważnym spojrzeniem. Był już zirytowany
zachowaniem siostry.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Tata do mnie
dzwonił. Brian ma problemy – mruknął i zerknął na uchylone
drzwi do sypialni siostry. Alex znowu włączyła swoją
psychodeliczną muzykę. – Ciągle, kiedy do ciebie przychodzę,
ona tutaj jest. Mieszka tu, kurwa czy jak? – zapytał ściszonym
głosem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Czasem śpi –
odpowiedziała i wzruszyła ramionami, także przyjmując bojową
pozę. – Co się stało z Brianem? – zapytała buńczucznym
tonem, jakby miała te parę lat mniej i stawiała się ojcu, który
nie chciał, by spotykała się z łobuzowatym chłopakiem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Wylądował w
szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu. Podobno stwierdzono u niego
padaczkę – mruknął cicho, przybliżając się o krok do Emmy. –
Nie wiem, wszyscy siedzą z nim w szpitalu. – Wzruszył ramionami.
On nie miał zamiaru do niego jechać, niemniej rozmawiał z ojcem
dość długo, bo czuł, że mężczyzna musiał się wyżalić.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Co? Jezu –
sapnęła i pokręciła głową i podeszła do jednej z wysuniętych
szuflad kuchennych, by ją zamknąć. – Biedny tata – mruknęła
i założyła ręce na piersi. – Żeby tylko jemu z tych nerwów
nic się nie stało.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kenneth nie
odpowiedział. Usiadł przy stole w kuchni, cały czas zerkając na
Emmę. Oceniał ją, bo czuł znaczącą zmianę w jej zachowaniu.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Schudłaś –
stwierdził w końcu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Co? – zapytała
i spojrzała najpierw na niego, a później na siebie. – No może
trochę – mruknęła i uśmiechnęła się. Nic nie powiedziała,
że wcale nie kontrolowała swojej wagi, że po prostu sama jej
spadła w dół. – Ale przydało mi się. – Wzruszyła ramionami.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Wcześniej lepiej
wyglądałaś. Zdrowiej – rzucił Kenneth i wydął wargi. –
Spotkamy się u mnie? Bo u ciebie widzę, że nie można gadać.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Dlaczego? –
sapnęła i przewróciła oczami. – Mógłbyś przestać tak
traktować Alex? – zaatakowała go.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Tylko stwierdzam
fakt – mruknął Kenneth i odetchnął ciężko. – Dobra, skoro
nie jesteś sama, będę spadał. Daj znać, kiedy będziesz.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Emma przewróciła
oczami, zirytowana. Dlaczego jej brat nie mógł dać sobie spokoju z
tą nienawiścią do Alex? Nie oczekiwała przecież od niego, że
zaraz zacznie ją wielbić, wystarczyłoby po prostu, aby ją
tolerował.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jasne –
mruknęła obrażonym tonem. – A jak zamieszkam z Alex to co? W
ogóle nie będziesz mnie odwiedzać? – nie mogła się
powstrzymać.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kenneth uśmiechnął
się i pokręcił głową.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie możesz tego
zrobić – mruknął kpiąco, ale w jego głosie Emma wyczuła
niepewność. W końcu on najlepiej wiedział, że jego siostra
czasami działała wbrew woli wszystkim.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Dlaczego niby nie
mogę? – prychnęła i zmarszczyła brwi. – Dobra, wiesz co,
Kenneth? Idź już, nie chcę się z tobą kłócić – dodała.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Johnson wydął
wargi, niezadowolony ze słów siostry. Nie miał zamiaru rozmawiać
z Alex. Dziewczyna zadawała się z Andersenem i jego kumplami, to na
pewno nie było dobre towarzystwo dla jego siostry, a i on nie chciał
mieć z nimi nic wspólnego.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Zadzwoń do mnie
później – mruknął i skierował się do drzwi. – Pozdrów Alex
– dodał, nie mogąc się powstrzymać.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Emma przewróciła
oczami, odprowadziła brata do drzwi i gdy ten już przekroczył
próg, zapytała nagle:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– A co u Eliota?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Dobrze. –
Kenneth od razu uśmiechnął się lekko. – Wraca powoli do
zdrowia. Jutro znowu do niego jadę – westchnął ciężko.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Emma kiwnęła głową
i po chwili wykrzywiła delikatnie usta w uśmiechu. Ona do Eliota
nic nie miała, lubiła go, w przeciwieństwie do Kennetha, który
jej dziewczyny nie trawił.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Pozdrów go –
powiedziała w zupełnie innym tonie, niż jej brat o Alex.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Też na pewno
będzie cię pozdrawiał. Ja... – Kenneth zawahał się, ale w
końcu zrezygnował z tego, co chciał powiedzieć. – To na razie.
Podjadę w sumie teraz do Eliota, skoro umówimy się na inny termin
– rzucił ugodowo i uśmiechnął się niepewnie. Uznał to za swój
prywatny sukces, kiedy użył tak łagodnych słów w stosunku do
obecności Alex tutaj.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Pożycz mu
zdrowia – dodała jeszcze, nim pożegnała się z Kennethem i
zamknęła drzwi. Westchnęła ciężko, zerkając w stronę wejścia
do swojego pokoju. Nie miała co się przejmować, pocieszyła się w
myślach. W końcu teraz wszystko układało się po jej myśli, Alex
na reszcie zaczęła zwracać na nią uwagę i teraz były w
prawdziwym związku.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
*</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kenneth dojechał do
szpitala, znalazł wolne miejsce i zaparkował. Uwielbiał ten
samochód, traktował go jak swoje dziecko. Wydawał na niego całkiem
sporo i pilnował jak oka w głowie. Jego pierwszy samochód, kupiony
i utrzymywany za własnoręcznie zarobione pieniądze. Był dumny ze
swojej samodzielności. Teraz czuł się naprawdę dorosły.
Niezależny.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Uśmiechał się
lekko, kiedy wszedł przez szklane drzwi do głównej sali łączącej
w sobie rejestrację i poczekalnię. On już nie musiał nikogo
pytać, podszedł do windy i wsiadł do niej, po czym nacisnął
odpowiedni guzik na panelu.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Nie pisał Eliotowi
że przyjedzie, chciał mu zrobić niespodziankę. No i znowu kupił
czekoladki. Wiedział, że O'Conner lubi właśnie te droższe, bo
często je miał u siebie. Zerknął na opakowanie i uśmiechnął
się pod nosem, zdając sobie sprawę, że Eliot był jak francuski
piesek. Musiał mieć wszystko co najlepsze.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Czekał chwilę, aż
winda wjedzie na trzecie piętro, na którym znajdował się
O'Conner, po czym wysiadł i wymijając dwie rozmawiające
pielęgniarki, szybkim krokiem ruszył do sali chłopaka. Chciał go
już zobaczyć, nawet przed sobą nie ukrywał, że się za nim
stęsknił.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Minął dyżurkę
pielęgniarki po drodze jeszcze uprzedzając ją, że przyszedł w
odwiedziny do O'Connera. Kobieta kiwnęła tylko głową, zajęta
przeglądaniem jakichś papierów.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Już się zbliżał
do pokoju Eliota, kiedy zobaczył, jak drzwi do niego się otwierają.
Zwolnił kroku, myśląc, że od chłopaka wychodził właśnie ktoś
z jego rodziny. Zdziwił się jednak, gdy w progu zobaczył niską,
szczupłą dziewczynę, która rzuciła coś jeszcze do wnętrza
sali, po czym wyszła i już miała przejść obok Kennetha
obojętnie, gdy nagle jej wzrok zatrzymał się na nim.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Ty jesteś
kumplem Eliota, prawda? – zapytała ze zmarszczonymi brwiami. –
Ten z domówki u Richarda?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kenneth już
zapomniał, jak nazywał się znajomy Eliota, ale kiwnął głową,
bo wiedział, o czym mówiła.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– A ty jesteś jego
koleżanką? – zapytał, specjalnie nie chcąc jej nazwać
dziewczyną O'Connera. Spojrzał na nią z wyższością, zły, że w
ogóle przyszła do Eliota. Po co? I tak się przecież nie lubili.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Uniosła brew i
zmierzyła Kennetha krytycznym spojrzeniem. Nie pałała do niego
sympatią już od samego początku i sama za bardzo nie wiedziała
dlaczego.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Dziewczyną –
poprawiła z dziwną wyższością słyszalną w głosie. – Nie
siedź u niego długo, jest zmęczony.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jest chyba
wystarczająco dorosły, żeby wiedzieć, kto ile powinien u niego
siedzieć – warknął Johnson, mając irracjonalną potrzebę
pokazania jej, że był lepszy, że to z nim Eliot spędzał
większość wolnego czasu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dakota nie
odpowiedziała, tylko jeszcze raz zmierzyła go wzrokiem, po czym
odeszła, już nawet się za nim nie oglądając.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kenneth zaklął
cicho pod nosem i od razu wszedł do sali Eliota, który, kiedy go
zobaczył, o mało nie zrzucił z kolan laptopa. Johnson był jednak
zbyt rozzłoszczony, żeby uśmiechnąć się na widok zaskoczonej,
naprawdę zabawnej, miny O'Connera.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Hej – przywitał
się nieco oschle.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
Unknownnoreply@blogger.com34tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-47325316066610279162016-02-14T12:08:00.000+01:002016-02-14T12:28:18.904+01:0014. Lingerie: Błękitne stringi<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dziękujemy za komentarze i zapraszamy na kolejny rozdział.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Rozdział 14.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Błękitne stringi </i></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wrócimy do
mieszkania? – Faulkner spojrzał nerwowo na drzwi od samochodu, nie
chcąc kontynuować tej rozmowy na parkingu. – Tam pogadamy –
dodał, nie chcąc, żeby Dylan zareagował zbyt gwałtownie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan westchnął
ciężko i kiwnął głową, mając wrażenie, że jednak nie
porozmawiają. Samuel nie chciał poruszać takich tematów, to było
zbyt wiążące. Skoro przeszkadzała mu nawet starsza pani w
windzie... Zerknął na Faulknera, gdy weszli do budynku. Czego
oczekiwał od mężczyzny? Ckliwych zapewnień, obrączki na palcu i
ślubu? Aż uśmiechnął się kpiąco pod nosem. Nie ten adres,
trzeba było szukać wśród ułożonych księgowych, a nie
gangsterów. Miał co chciał, a chciał faceta, który będzie umiał
nad nim zapanować, przy którym co chwilę będzie czuć znajomą
adrenalinę.</span></div>
<a name='more'></a><span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"> </span>Przez większość
drogi nie odzywali się do siebie, ale gdy w końcu weszli do
mieszkania, Samuel odchrząknął.
</span><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wiem, że nie
rozumiesz, o co mi chodzi – rzucił niepewnie, obserwując kątem
oka Dylana. Roberts westchnął ciężko, ściągając buty. Kiwnął
głową, bo nie miał zamiaru zaprzeczać. Różnili się
diametralnie i, o ile nie przeszkadzało im to, gdy byli ze sobą
tylko dla seksu, tak teraz czuł, że na wielu płaszczyznach zaczyna
to być kłopotem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie rozumiem –
przyznał mu rację. – I nie wiem czego mam po tobie się
spodziewać. Dzisiaj byłem pewien, że mnie uderzysz, ale tego nie
zrobiłeś. Ale wczoraj myślałem też, że mi pomożesz.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Czemu miałbym
cię uderzyć? – Faulkner przeszedł na kanapę i usiadł na niej,
dając znak Dylanowi, żeby zrobił to samo. Jego kochanek wzruszył
ramionami, stojąc chwilę na środku pomieszczenia, aż wreszcie
podszedł do Sama, zatrzymując się przed nim.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jesteś dosyć...
porywczy? – nie wiedział jak to nazwać. Myślał, że
zdenerwowany Samuel nie będzie nad sobą panować, zresztą odczuł
to boleśnie już po ich pierwszym seksie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie chciałem cię
wtedy uderzyć. – Samuel wzruszył ramionami, bo nie mógł
odpowiedzieć przecząco na ten zarzut. Był porywczy, o czym Dylan
już nie raz się przekonał. Chłopak wpatrywał się w niego przez
chwilę, aż wreszcie usiadł tuż obok.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Po tym co się
stało z Taylorem, myślałem, że teraz też mi pomożesz – sapnął
i zwilżył dość nerwowo wargi. Nie lubił takich rozmów, bo bał
się, że skończą pokłóceni.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nawet nie znałem
tego chłopaka. – Sam wzruszył ramionami, zdając sobie sprawę,
że dzisiaj już nie zobaczy body, które Dylan miał pod ubraniem.
Westchnął ciężko i wstał nagle. Musiał się czegoś napić i
wbrew pozorom nie pomyślał wcale o alkoholu. Chciał nalać sobie
szklankę soku i zapytał Dylana, czy też chce.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dobra, skończmy
to – sapnął Roberts i podniósł się z kanapy. – Nie chcę się
z tobą przez to kłócić – mruknął, nie bardzo wiedząc, co
teraz zrobić.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Gdybym nie był
tak zmęczony i zajęty, może bym pomógł – powiedział Samuel
powoli, zastanawiając się nad każdym słowem. Dylanowi zawsze by
pomógł, wiedział to. – Zrozum, że nie jestem robotem, a chyba
za kogoś takiego mnie masz. – Nalał soku do szklanki i wypił go
na wdechu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie – sapnął.
– Nie mam – dodał i spojrzał na niego, czując napiętą
atmosferę. Każdy w tej kłótni miał swoje racje i dopiero teraz
zdał sobie sprawę, że dalsze ciągnięcie tego tematu po prostu
nie miało sensu. Podszedł do Samuela i przytulił go od tyłu. –
Przepraszam.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Nie mógł zobaczyć
uśmiechu ulgi na twarzy Faulknera, ale po tonie głosu poznał, że
Samuel też odpuścił i już nie miał zamiaru dalej ciągnąć tego
tematu. Pod tym względem okazali się zadziwiająco zgodni i nie
wiedzieli, czy powinni to zrzucić na zmęczenie, czy dojrzałość.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jestem wykończony
– oznajmił nagle Samuel, zdając sobie sprawę, że nie da rady
dzisiaj się kochać. – Jutro idziesz do pracy? Czy zostaniesz?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Zostanę, ale
muszę jechać odwiedzić mamę – mruknął, obejmując go ciaśniej
i wtulając twarz w plecy kochanka. Zastanowił się chwilę, czy
mówić mu o Fatimie, ale doszedł do wniosku, że na to jego facet
był zbyt zmęczony. Musiał poruszyć ten temat w innym, bardziej
pasującym momencie. – Zdejmę body i najwyżej założę je kiedy
indziej. A ty idź się wykąp i chodźmy spać – dodał, stanął
na palcach i pocałował go w kark.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Musisz. Gdybyś
dzisiaj nie panikował, już byśmy się przelecieli – mruknął
Samuel i, gdy Dylan odchodził, uderzył go w pośladki. Zaśmiał
się, widząc jego spojrzenie i jednocześnie zdał sobie sprawę, że
przy Dylanie czuł się przyjemnie odprężony. Zaczął traktować
swój wolny czas zupełnie inaczej, kochanek odmienił również
surową i pustą przestrzeń jego mieszkania. Noce też wydawały się
inne, mniej samotne, kiedy czuł obok siebie ciepło drugiego ciała
i uspokajający, czasem świszczący oddech Dylana. To nie tak, że
mu nie pomagał, po prostu jeżeli chodzi o Mike'a to... był
zazdrosny. Gdyby w grę wchodziła inna bliska osoba, jego mama (z
którą, jak już zauważył Samuel, jego kochanek był zżyty), czy
tata, na pewno nie byłby tak obojętny. Nie powiedział mu tego
jednak, to dla Samuela było zbyt wiele. Zupełnie, jakby wprost
wyznał mu miłość, co kompletnie nie było w jego stylu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jak coś się
będzie dziać z raną, to mów. – Dylan wychylił się, żeby
zgasić światło. Leżeli już w łóżku, na stoliku paliła się
świeczka, na którą Roberts się uparł, by zostawić ją zapaloną.
– Dobrze, że już jesteś – mruknął, pochylając się jeszcze
nad kochankiem. – I dobrze, że w jednym kawałku.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kącik ust Samuela
drgnął w słabym cieniu uśmiechu, który wydał się nieco
przerażający przez ciepły, drgający blask ognia. W pomieszczeniu
unosił się łagodny waniliowy zapach, który wyczuwali przy każdym
poruszeniu się.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Faulkner przez chwilę
rozważał, czy nie zapytać Dylana o tę sytuację, dziwność,
prawie egzotyczność tej chwili, ale uznał, że chłopak nie
odebrałby tego dobrze. Niestety zupełnie nie przewidział tego, że
jego niepewność zostanie odkryta. Dylan coraz lepiej zauważał
jego emocje i okazywało się, że Sam, chociaż nieprzystępny i
często groźny, czasem bywał bardzo łatwy w odczytaniu, bo na
pewno nie w obsłudze. O tym Roberts zdążył się już przekonać
mimo ich krótkiego stażu. O zdemaskowaniu przez Dylana swoich uczuć
dowiedział się przez uśmiech kochanka i jego uważny wzrok,
śledzący każdą zmianę na jego twarzy. Przełknął ślinę,
chyba po raz pierwszy się stresując. Nigdy nie znalazł się w
takiej sytuacji, która, mimo że nieokreślona przez żadnego z nich
słowami, wydawała się tak intymna jak jeszcze nigdy. Chociaż to
może właśnie dzięki milczeniu sprawiała wrażenie bliskości,
jaką z pewnością obaj odczuwali. Dylan pochylił się do Samuela i
pocałował go lekko, nie dążąc do żadnego rozwinięcia
pieszczoty. Nie chciał tego, skoro wiedział, że jego kochanek był
zmęczony.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Kocham cię –
powiedział pod wpływem chwili i właśnie przez to miał wrażenie,
że cały czar prysł. Spojrzał na Samuela jakby spanikowany. Nie
chciał tego mówić. Nie chciał, by mężczyzna o tym wiedział, bo
się bał, że Faulkner się przestraszy odpowiedzialności jaka stoi
za tymi dwoma słowami.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Kochasz? – Sam
zdziwił się, że jego głos zabrzmiał tak spokojnie. Tętno
przyspieszyło mu, a krew szumiała w uszach i przez nagły strach,
który go ogarnął, nie potrafił pozbierać myśli. Jego ton
pozostał jednak nadzwyczajnie pewny. Nawet nie było słychać w nim
zwyczajnej chrapliwości, która charakteryzowała jego barwę głosu.
Doskonale widział, jak Dylan się spina, chce się wycofać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Na tę chwilę to
wyznanie było zbyt wielkie, nie powinien go mówić, myślał
spanikowany Roberts, mając ochotę uciec. Sam nie wiedział dlaczego
kiwnął głową, tym samym rozwiewając wszystkie obawy Samuela.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jak ci nie
pasuje, to o tym zapomnij – powiedział i wbrew swojemu zachowaniu
i odczuciom, zabrzmiało to pewnie. Może nawet trochę butnie.
Zupełnie, jakby nie bał się brać odpowiedzialności za swoje
wyznanie, a przecież było całkowicie odwrotnie. Chyba nigdy się
tak nie stresował, jak w tamtym momencie, kiedy patrzył na
kochanka, szukając na jego twarzy jakichkolwiek oznak rozbawienia.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Taylorowi też to
powiedziałeś? – zainteresował się Samuel, chcąc rozgryźć
Dylana. Nie wiedział, czy powinien potraktować to wyzwanie jako
przejaw szczerego impulsu, czy to była część gry, w której on
coraz bardziej zaczynał się gubić.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wiesz co? Pieprz
się – warknął Dylan i odrzucił kołdrę z zamiarem wstania.
Nagle wezbrała się w nim taka złość, że aż miał ochotę
uderzyć Samuela. Wciąż porównywał siebie do Taylora, mimo że
tego drugiego dawno już tu nie było. I że Dylan dawno też wybił
go sobie z głowy! W końcu facet chciał go zabić! A Faulkner wciąż
drążył jego temat, zupełnie jakby sam nie mógł o tym zapomnieć.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– O co ci teraz
chodzi? – zapytał Samuel, łapiąc go mocno za nadgarstek. Nie
pozwolił Dylanowi odejść.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Po cholerę
wracasz do Taylora?! – nie wytrzymał i nie zapanował nad swoim
głosem. Miał ochotę wykrzyczeć mu to w twarz. – Tak, kochałem
go – prychnął, wyrywając mu się z uścisku. – Ale mnie
zdradził i zostawił, a później jeszcze chciał zabić. I myślisz,
że co? Że ciągle porównuję cię do Taylora? Masz jakąś manię
mniejszości, czy co, do cholery? – mówił wszystko, co mu ślina
przynosiła na język. Nie myślał o tym, jak poczuje się po
wybuchu i jak zareaguje Samuel. – Jesteś zupełnie inny niż
Taylor, nie mam po co was porównywać, bo jeden z was jest już dla
mnie przeszłością!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel pociągnął
Dylana brutalnie na łóżko, upokorzony sugestią o jego kompleksie
mniejszości. Bo bez wątpienia gdzieś w środku żyła nieustanna
obawa o to, że mógł być gorszy od Taylora.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jak śmiesz?! –
warknął, zaciskając palce w żelaznym uścisku na ramieniu Dylana.
Nie myślał o tym, że zrobi mu siniaki. Nienawidził, gdy nie czuł
się pewnie – albo raczej, gdy ktoś odkryje jego zdenerwowanie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan na chwilę
zamarł. Wściekłość u Samuela różniła się diametralnie od tej
z południa. Teraz mężczyzna wydawał się być jeszcze bardziej
nieopanowany i nieobliczalny.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mówię prawdę –
nie mógł jednak ugryźć się w język. Słowa wciąż opuszczały
jego usta. – Cały czas czujesz się gorszy od Taylora.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel nie wytrzymał
i uderzył Dylana w twarz. Zbyt wściekły, żeby nad sobą panować.
Działał instynktownie, przez lata właśnie tak reagował na obrazę
i teraz, przy delikatnym i drobnym kochanku, ciężko było mu wyzbyć
się dawnego sposobu zachowania.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Poderwał się z
łóżka i wybiegł z sypialni, z całej siły trzaskając drzwiami.
Nie wiedział dokładnie, co chciał zrobić, adrenalina wrzała mu w
żyłach, a furia zniekształcała obraz.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan siedział
chwilę, nie wierząc w to, co się wydarzyło. Poczuł krew w ustach
i dopiero to go otrzeźwiło. Momentalnie zrobiło mu się niedobrze.
Splunął posoką na pościel, barwiąc ją na czerwono. Samuel go
uderzył. Znowu. Szczerze myślał, że to już nigdy się nie
wydarzy, ale najwidoczniej tego nie dało się tak po prostu zmienić.
Może i trochę go sprowokował, tylko czy to mogło wyjaśnić
agresję? Nie chciał być workiem treningowym, nikomu nie pozwoli na
takie traktowanie, w końcu znał swoją wartość.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Kurwa –
przeklął, nie wiedząc co robić. To wszystko było pojebane.
Chociaż może Samuel zareagował tak przez deklarację? W końcu
wcześniej, gdy niczego sobie nie obiecali, wszystko było dobrze. A
teraz, gdy ich relacja stała się coraz ciaśniejsza, może po
prostu Faulkner się wystraszył?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan usłyszał
hałas z kuchni i domyślił się, że Samuel musiał zrzucić na
podłogę naczynia i garnki. Nie sądził, że wywoła w nim takie
emocje, bo nawet wcześniej nigdy nie widział, żeby kochanek
zachowywał się w taki sposób.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Nie wytrzymał,
szybko podbiegł do drzwi, otworzył je z rozmachem i popatrzył na
Samuela groźnie, zupełnie jakby to on górował wzrostem nad
Faulknerem, nie odwrotnie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Uspokój się! –
krzyknął, nawet nie zdając sobie sprawy, jak wyglądał z
czerwonymi od krwi zębami. Samuel to jednak zauważył i zamarł,
zdając sobie sprawę, co zrobił. Otworzył szeroko oczy, w których
Dylan po raz kolejny zobaczył strach i coś jeszcze.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Kurwa – zaklął
Faulkner i pokręcił głową. Kiedy emocje zaczęły z niego opadać,
wraz ze zmęczeniem przyszły wyrzuty sumienia. Wszystkie wydarzenia
z ostatniego miesiąca kumulowały się aż do tej chwili i w końcu
musiał wybuchnąć. Czuł na sobie uważny wzrok Dylana, który
jakby oceniał, czy mężczyzna już ochłonął.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ulżyło ci? –
zapytał grobowym tonem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Niech to szlag –
warknął Samuel i podszedł szybko do Dylana. – Przepraszam. –
Nie miał zamiaru czekać, aż Dylan zdenerwuje się i wróci do
swojego mieszkania. Złapał jego twarzy i spojrzał mu w oczy. –
Poniosło mnie. – Odpowiedziała mu cisza. Roberts stał i patrzył
na niego poważnie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie jestem twoim
workiem treningowym, Sam – odezwał się wreszcie i o dziwo był
już spokojny. Nic nie wskazywało na to, że kilka chwil wcześniej
sam wybuchł, obrzucając Faulknera wszystkim, co mu ciążyło.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wiem. – Samuel
odsunął się i spojrzał z napięciem na Dylana. Bał się, że
chłopak teraz odejdzie. Niesamowicie żałował tego, co zrobił, że
nie zapanował nad sobą i dał się tak ponieść emocjom.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan nagle westchnął
ciężko i oparł się o stół, który miał za sobą. Spojrzał na
porozrzucane w kuchni garnki garnki, nie wiedząc nawet, jak ma to
skomentować. To jasne, że Samuel był wybuchowy, przecież o tym
wiedział. Teraz jednak odczuł tę wybuchowość na własnej skórze.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– I będziesz robić
tak zawsze, jak się pokłócimy? – zapytał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie, ja... To
skomplikowane – przyznał cicho, nie mając pojęcia, jak
powiedzieć Dylanowi, co czuł. Miał tak po prostu opowiedzieć mu o
swojej zazdrości, niepewności i zaangażowaniu w ich relacje? Nie
potrafił tego zrobić, bo nie należał do mężczyzn, którzy w
taki sposób się odkrywali.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Co jest
skomplikowane? – sapnął Dylan, w ogóle go nie rozumiejąc. –
To że nad sobą nie panujesz? Sam, jeżeli chcesz być ze mną to
musisz brać pod uwagę, że jeszcze wiele razy się pokłócimy –
burknął i założył ręce na piersi. – Nie będę z facetem,
który mnie bije. Nie jestem żałosną cipą dającą się okładać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie chcę cię
bić. – Faulkner odetchnął ciężko, walcząc ze sobą, żeby nie
dotknąć policzka kochanka, na którym malował się już ślad po
uderzeniu. Nie wierzył, że to zrobił. Dylan był jedyną osobą,
której nie chciał krzywdzić. Zwłaszcza, że chłopak chyba
naprawdę mówił to szczerze. Wyznał mu miłość.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan uśmiechnął
się pod nosem, widząc jego minę. Od razu rozpoznał, że Samuelowi
było głupio, potrafił już czytać z niego jak z otwartej księgi.
I doszedł też do wniosku, że normalna, spokojna rozmowa przynosiła
znacznie lepsze efekty niż wykrzykiwanie sobie w twarz niezbyt
przyjemnych rzeczy. Ale przecież wiedział, że tego nie dało się
uniknąć. Każdemu mogły popuścić hamulce, każdy miał do tego
prawo, byli tylko ludźmi. Nie chciał za to, by Samuel, gdy mu te
hamulce popuszczały, go bił.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jeszcze raz to
zrobisz, to będzie koniec – powiedział jeszcze, chcąc wyraźnie
zaznaczyć granicę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Mężczyzna, słysząc
to, już wiedział, że Dylan ten jeden raz mu wybaczył. Odważył
się go objąć i odetchnął cicho, odprężając się.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Chodź spać –
mruknął, zdając sobie sprawę, że Dylan nie był Taylorem, ani
też żadnym innym jego kochankiem, z którym wcześniej spał.
Musiał na niego uważać. Usłyszał, jak obejmowany przez niego
chłopak wzdycha z ulgą i go przytula.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mówiłem prawdę
– mruknął, nawiązując do tego, co powiedział mu w sypialni.
Liczył wtedy na inną reakcję niż „Taylorowi też to
powiedziałeś?”</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wiem. – Samuel
odsunął się, żeby spojrzeć Dylanowi w oczy. Napięcie mieszało
się jednocześnie z głębokim spokojem, który dodawał mu pewności
siebie. Chociaż zamilkli, w tym momencie stało się jasne, że byli
w związku. Samuel zrozumiał, że jeżeli chce zatrzymać Dylana
przy sobie musi dać początek jakiejś formie partnerstwa, którego
obaj będą musieli się jeszcze nauczyć.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Chodź spać,
Sammy – powiedział jeszcze Dylan i pociągnął go do sypialni.
Mimo piekącego policzka, poczuł się po tym wszystkim lepiej...
lżej. Może ten wybuch był potrzebny? Dla Samuela, by w końcu
zrozumiał, że Taylor był już dla Dylana przeszłością, no i dla
Robertsa, który wreszcie wyznaczył partnerowi granicę i zobaczył,
że mu także na [i]nich zależy. Dzięki temu dla obu stało się
jasne, że są razem. W pełnym znaczeniu tego słowa. To nie był
już tylko układ przyjaciół od seksu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">*</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel musiał się
zerwał z samego rana, bo dostał niespodziewany telefon od
przyjaciela, że musi szybko pojechać za miasto. Mieli problem, o
którym oczywiście nie rozmawiali telefonicznie. Samuel wiedział
tylko, że złapali kogoś z MS-13 i teraz wyciągali od niego
informacje.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Zdążył się na
szczęście wyspać, ale żałował, że poranka nie przypieczętują
seksem na zgodę. Wciąż myślał o bodystockingu, a jego wyobraźnia
podsunęła mu kilka ciekawych scen z Dylanem i tą erotyczną
bielizną w roli głównej.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel od razu
wyszedł do salonu, żeby nie obudzić Dylana, kiedy rozmawiał z
Bobem przez telefon, ale gdy już wrócił do sypialni, przekonał
się, że kochanek nie spał. Przyjrzał mu się uważnie, jego
roztrzepanej fryzurze (przez ostatni miesiąc jego włosy trochę
urosły i teraz, gdy Dylan ich nie ogarniał, układały się we
wszystkie możliwe strony) i, niestety, śladzie uderzenia na
policzku.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Gdzie jedziesz? –
zapytał, nie spuszczając Samuela ze swojego rozespanego wzroku.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Muszę coś
załatwić. Masz zapasowe klucze, jakby coś się stało – oznajmił
i podszedł do szafy, żeby wybrać z niej jakieś czyste rzeczy. –
Wolałbym, żebyś teraz jechał tylko do swojej mamy, okej? –
zapytał nagle i obejrzał się na niego krótko. Miał znajomych z
gangu pod kontrolą, wiedział, że po zniknięciu Taylora, zrodziła
się plotka, że mężczyznę zabili Cripsi. Samuel poparł
oczywiście tę wersję i po miesiącu nieobecności mężczyzny,
nikt nie miał zamiaru go szukać. Oprócz oczywiście Fatimy, której
Sam nie miał ostatnio czasu sprawdzić. Dwóch chłopaków, którzy
pomagali Taylorowi w pobiciu Dylana szczęśliwym trafem nie żyło.
Nie mogli więc nikomu powiedzieć o wątpliwościach co do
porachunków Taylora z Cripsami.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan kiwnął głową,
nie mając nawet zamiaru z nim polemizować. Samuel najlepiej
wiedział, co było dla niego bezpieczne.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A kiedy wrócisz?
– Chciał z nim w końcu porozmawiać o Fatimie, ale nie chciał
tego robić w pośpiechu. I jeszcze teraz, kiedy Samuel szykował się
na jakąś akcję. Jeszcze by go rozproszył i coś by mu się stało.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie wiem, ale...
no nie powinno mi to zająć całego dnia. – Samuel uśmiechnął
się do niego pocieszająco, jakby zaraz nie miał jechać, żeby
torturować jakiegoś człowieka.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Wyciągnął z szafy
swoje spodnie i zobaczył, że na podłogę udał niewielki skrawek
błękitnego materiału. Samuel pochylił się i zabrał go,
uświadamiając sobie, że miał do czynienia z bielizną. Konkretnie
ze stringami. Przygryzł wargę i zerknął na kochanka, który cały
czas go obserwował.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan uniósł brwi,
dostrzegając co takiego Samuel trzymał. Od razu zaśmiał się,
rozbawiony.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ciesz się, że
noszę bieliznę niezdradzającą twoich preferencji seksualnych –
powiedział, nie mogąc się jednak uśmiechnąć tak szeroko, jakby
chciał, bo połowa twarzy wciąż go bolała. – Lepiej, że noszę
damską, a nie męską bieliznę, bo jak ktoś gdzieś znajdzie u
ciebie moje majtki, nie będziesz musiał się tłumaczyć – dodał
i zaśmiał się cicho.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Chcę cię w nich
widzieć – oznajmił Sam i rzucił w niego stringami, śmiejąc
się. Dylan był nieprzewidywalny. Cały czas go czymś zaskakiwał.
Gdy wyciągał koszulkę, zauważył obok swoich rzeczy, ubrania
Dylana. Nie skomentował tego. Nawet nie wiedział jak powinien to
zrobić, kiedy cieszył się jak idiota, że Roberts zaczynał się
wprowadzać do jego mieszkania i nie potrzebowali już żadnej
krępującej rozmowy o zobowiązaniach i planach. Tak było bardzo
wygodnie. Bezpiecznie, bo Samuel wciąż mógł być pewnym siebie,
brutalnym gangsterem, który nie tchórzy na widok chłopaka, w
którym się zakochał.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>Unknownnoreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-91886920992054807572016-02-10T13:06:00.000+01:002016-02-10T13:06:12.200+01:0030. Clash<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Sesja nam się zakończyła, więc wracamy do blogowania. :) Tym razem już bez żadnych przerw, bo trochę się za Wami stęskniłyśmy i mamy nadzieję, że Wy za nami również. Wciąż szukamy bety, post odnośnie tego znajdziecie tutaj: <a href="http://kennliot.blogspot.com/2016/01/poszukujemy-bety.html">http://kennliot.blogspot.com/2016/01/poszukujemy-bety.html</a></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
A teraz, już nie przedłużając, zapraszamy na długo wyczekiwany rozdział:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
<i>Dolores</i> </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
</div>
<a name='more'></a><br /><br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Eliot? –
zapytał, czując dziwną gulę w gardle. Nic mu nie odpowiedziało.
Cisza. – Eliot?! – nie wytrzymał i krzyknął.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Lara wybiegła z
pokoju, nie wiedząc, co się dzieje, a kiedy zobaczyła Kennetha,
zatrzymała się. Szybko wróciła się do swojego pokoju, podobnie
jak Johnson, który nawet nie przejął się tym, że jego
współlokatorzy mogli go słyszeć.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Ja pierdolę,
Eliot, odpowiedz! – rzucił do słuchawki, ale usłyszał jedynie
pisk jakiegoś zepsutego urządzenia, a później ciszę. – Eliot,
co się stało? Eliot!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Nic mu jednak nie
odpowiedziało, ale mimo to, nie rozłączył się. W pewnym momencie
usłyszał jakieś odgłosy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Po karetkę!
Wezwijcie pogotowie! – Ktoś krzyczał, a Kenneth ledwo co go
dosłyszał. Nie wiedział, czy powinien się rozłączyć, czy
czekać. Bał się zakończyć połączenie, bo wtedy straciłby
jakikolwiek kontakt z Eliotem. Już wiedział, że kochanek miał
wypadek. Nie sądził, że uczucie strachu, jaki go zaleje, będzie
tak mocne. Przez jego umysł przeszły nieprzyjemne wizje tego, co
mogło się stać z O'Connerem i każda z nich wywołała w Kennecie
ogromne uczucie niepokoju. Nie chciał, żeby Eliotowi coś się
stało. To on spowodował ten wypadek? Dlatego, że rozmawiał z
Johnsonem?
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Spojrzał na telefon,
nie wiedząc, co robić. Nie miał nawet z kim się skontaktować, by
dowiedzieć się, co z O'Connerem. Nie wiedział nawet, gdzie chłopak
był, jak to się stało. W innym wypadku już by się ubierał i tam
jechał. Sam nie wiedział kiedy wybrał numer siostry.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– No hej, brat –
usłyszał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Eliot chyba miał
wypadek – wypalił, zdając sobie sprawę, jak podskoczyło mu
ciśnienie. Czuł pulsowanie w uszach i trudno mu było zebrać
myśli, ale na pewno najgorsza z tego wszystkiego okazała się
kompletna bezsilność, do której nigdy nie był przyzwyczajony.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Co? – zapytała,
zbyt zdziwiona, by zrozumieć za pierwszym razem, o czym mówił
Kenneth. Dopiero gdy jej powtórzył, zapytała: – Jaki wypadek?
Poważny?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Kurwa, nie mam
pojęcia. Gadaliśmy przez telefon, on mówił, że wraca od rodziców
i... w jednej chwili huk. Na pewno coś się stało, słyszałem, że
ludzie chcieli wzywać karetkę – rzucił przez zaciśnięte
gardło.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jezu, Kenneth –
sapnęła, nie wiedząc co poradzić bratu. Słyszała po jego
głosie, że się martwił, był zdenerwowany, więc chciała mu
jakoś pomóc, ale w tamtej chwili na nic nie miała pomysłu. –
Może... nie wiem... może przejedź się po szpitalach? – palnęła
pierwsze, co jej przyszło na myśl.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Myślisz, że
udzielą mi jakichś informacji? – zapytał, nie wiedząc, co
miałby powiedzieć lekarzom, żeby wyłudzić od niego coś. Że był
przyjacielem? Chłopakiem? Co jeżeli rodzina Eliota by przyszła i
się o tym dowiedziała?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Emma skrzywiła się.
Milczała przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Raczej
jasne, że lekarze nie byliby chętni do dzielenia się informacjami
obcym.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie wiem,
będziesz musiał coś wymyślić – westchnęła.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Spróbuję
jeszcze raz zadzwonić, ale jak nie odbierze, to pojadę do jakiegoś
szpitala – przyznał cicho i w końcu się rozłączył. Nie
sądził, że tak skończy się ten wieczór.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Spojrzał na telefon
zupełnie, jakby zaraz miało pojawić się coś na ekranie.
Westchnął ciężko, starając się uspokoić, po czym ponownie
wybrał numer Eliota. Przerywany dźwięk, jaki rozbrzmiał w
słuchawce, nigdy wcześniej go tak nie denerwował jak w tamtym
momencie, a jednocześnie wciąż dawał nadzieję, że za chwilę
usłyszy głos O'Connera. Nic takiego jednak się nie działo,
zamiast Eliota, włączyła się sekretarka, informująca, że może
zostawić wiadomość. Zrobił to. Rzucił coś nieskładnie, że
jeżeli wszystko w porządku, to czeka na jego telefon, po czym się
rozłączył.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Już wiedział, że
będzie go czekała wyprawa po szpitalach w Chicago. Był ubrany i
miał wychodzić, kiedy zdał sobie sprawę, że najlepiej będzie,
kiedy zerknie na mapę. Nie będzie jeździł po całym Chicago w
poszukiwaniu Eliota. Znajdzie szpitale, do których O'Conner mógł
trafić.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Najpierw pojechał do
szpitala akademickiego, miał jednak silne przeczucie, że nie
znajdzie tam Eliota. Przedstawił się recepcjonistce jako brat, w
końcu to był najbardziej prawdopodobny scenariusz, nawet jeżeli
trochę różnił się od Eliota, chociażby przez inny kolor skóry.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Żadnej jednak ofiary
wypadku w ciągu ostatnich dwóch godzin nie przywieźli, więc
Kenneth nie czekając dłużej wybrał się do innego szpitala,
oddalonego od akademickiego tylko o kilka mil.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Próbował jeszcze
dodzwonić się do Eliota, ale nic z tego, telefon milczał,
zadowalając go tylko możliwością nagrania się na skrzynkę
pocztową. Johnson po tym wiedział już, że coś poszło nie tak.
Kiedy jechał do kolejnego szpitala, starał się nie denerwować,
chociaż było to naprawdę trudne. Bał się o Eliota, nie chciał,
żeby coś mu się stało, może tylko zderzył się z kimś i teraz
czeka na policję? – zastanawiał się w jednym momencie, a w
drugim już obwiniał się za to, że to przez niego Eliot mógł
kogoś nie zauważyć na drodze. Chyba nie wybaczyłby sobie, gdyby
coś się mu stało.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
W końcu, po wizycie
w kolejnym szpitalu, udało mu się czegoś dowiedzieć. Okazało
się, że godzinę temu przywieziono tutaj Eliota, jak powiedziała
mu pielęgniarka, uległ wypadkowi i teraz był operowany. Nic więcej
nie chciała mu jednak powiedzieć, oznajmiła tylko, że musi
czekać.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kenneth mimo że już
wiedział, co działo się z jego kochankiem, zaczął denerwować
się jeszcze bardziej. Usiadł na krześle, nawet nie rozglądając
się dookoła. Nie interesowała go płacząca, starsza pani siedząca
tuż obok, ani mężczyzna z opatrunkiem na głowie, który
przechodził korytarzem, prowadzony przez pielęgniarza. Bezsilność,
która powoli zaczęła zżerać go od środka, była najgorsza.
Reszta ludzi siedzących w poczekalni wydała mu się bezkształtna.
Nie potrafił zapamiętać ich twarzy, ubrań ani szczegółów.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
W pewnym momencie
jednak na recepcję wbiegła znajomo wyglądająca kobieta, a za nią
starsza, ale bardzo elegancka pani. Kenneth zerknął na nie i w
pierwszej, która dopadła do recepcji, niemal od razu rozpoznał
mamę Eliota.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kobieta dopiero po
chwili zwróciła na niego uwagę. Nie miał do niej pretensji, bo
próbowała cokolwiek wyciągnąć od pielęgniarki. Ta musiała
zadzwonić na oddział, żeby czegokolwiek się dowiedzieć. Dopiero
wtedy mogła nakierować rodzinę na odpowiednie piętro.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jestem
przyjacielem Eliota – powiedział Kenneth, zwracając na siebie jej
uwagę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Byłeś tam z
nim? – zapytała zdenerwowana, patrząc na niego uważnie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie,
rozmawialiśmy przez telefon, kiedy miał wypadek – rzucił,
wiedząc, że musiał to powiedzieć, przyznać się do tego, że
najprawdopodobniej przyczynił się do wypadku. Spojrzał z napięciem
w oczy kobiecie. Eliot był do niej podobny, miał taki sam układ
twarzy i kolor oczu, Johnson jednak nie wiedział, czy chłopak też
zaciskał szczękę, a jego oczy stawały się węższe, gdy czuł
strach, czy tak jak jego mama, marszczył lekko brwi?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Kiedy będzie
można go zobaczyć? – odezwała się starsza pani, która
dotychczas milczała. Rose spojrzała na nią i westchnęła ciężko.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Operują, mamo.
Podobno miał krwotok wewnętrzny i otwarte złamanie kości
piszczelowej – wyjaśniła, na co, jak już Kenneth wywnioskował,
babcia Eliota aż jęknęła i wyraźnie pobladła.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Matko Boska!
Biedne dziecko!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Wyjdzie z tego? –
zapytał Kenneth naiwnie, nie mogąc mimo wszystko nie zadać tego
pytania.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dolores spojrzała na
Kennetha uważnie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Cieszę się, że
Eliot ma takich przyjaciół – powiedziała, a Rose nawet tego nie
skomentowała, tylko podeszła do przechodzącego lekarza i zaczęła
go wypytywać. Ten przekierował ją z powrotem do recepcji, bo sam
nic nie wiedział.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Rozmawiałem z
nim przez telefon, kiedy jechał samochodem – mruknął cicho do
babci Eliota. – Dlatego wiem, że miał wypadek. Usłyszałem
trzask i pisk.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Na twarzy Dolores
pojawiło się przerażenie, zmarszczki wokół jej ust pogłębiły
się, a żyła na szyi wyeksponowała. Kenneth przez chwilę bał
się, że coś jej się stanie. Może nie powinien tego mówić, żeby
bardziej jej nie denerwować? Była w końcu starszą panią, która
miała dużo słabsze nerwy niż kiedyś.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– A niech to –
sapnęła i potarła policzek. – Dobry z ciebie kolega –
powiedziała i poklepała go po ramieniu, po czym obejrzała się na
Rose.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Chodźmy pod
salę. – Matka Eliota zwróciła się do Dolores, a ta od razu
zapytała Johnsona:</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Poczekasz z nami?
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jeżeli mogę –
rzucił Kenneth i wsunął dłonie w kieszenie spodni, żeby nie było
widać, jak się denerwuje. Uśmiechnął się nerwowo. – Pani jest
babcią Eliota? – zapytał domyślnie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Tak –
odpowiedziała i uśmiechnęła się smutno, kiedy szli za Rose,
która wprowadziła ich w szpitalny korytarz. – Dzisiaj specjalnie
jechał do domu, żeby się ze mną przywitać – powiedziała i
pokręciła zmartwiona głową. – Gdybym wiedziała, nie puściłabym
go z powrotem!</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Gdybym wiedział,
że to tak się skończy, na pewno bym się rozłączył – rzucił
Kenneth cicho, już wiedząc, że zostanie tutaj najdłużej jak mu
pozwolą. Miał nadzieję, że operacja się powiedzie i Eliot się
obudzi. Zerknął na kobietę idącą tuż obok niego, a następnie
na mamę swojego kochanka. To przykre, że poznaje je w takich
warunkach, pomyślał z lekkim skrzywieniem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Znaleźli się przy
wejściu na blok operacyjny. Dalej już iść nie mogli, Rose w ogóle
już do nich nie podchodziła, krążyła obok, zdenerwowana,
wypisując coś na swoim smartphonie. Dolores zajęła się więc
rozmową z Kennethem, mimo wszystko, gdy pierwszy szok zniknął,
wydawała się dość opanowana, o wiele bardziej niż jej córka.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jak długo już
znasz Eliota? – zapytała, chcąc rozmową zająć sobie czas.
Podobała jej się postawa Kennetha. Wiedziała, że nie każdy
przyjechałby do szpitala. Szukałby tego szpitala, bo przecież nie
mógł wiedzieć, do której placówki zabiorą jej wnuka.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Dwa miesiące –
rzucił po chwili zastanowienia. Aż się lekko uśmiechnął, kiedy
przypomniał sobie ich początki. Babcia pewnie nie chciała znać
genezy ich znajomości. Spotkanie w komisariacie na pewno nie
należało do dobrych historii, którą można by opowiedzieć
starszej pani.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Przeszli do mniejszej
poczekalni, przy której obok nich było jeszcze kilkoro innych
ludzi. Kenneth zastanawiał się, czy wśród nich znajdują się
członkowie rodziny innych ofiar wypadku. Nie przyglądał się im za
bardzo, nie chciał patrzeć na wykrzywione w strachu twarze, bo
wiedział, że sam zacząłby na to reagować podobnie. Atmosfery,
jaka tam panowała, nie można było nazwać przyjemną.
Zdenerwowanie i strach aż wisiało w powietrzu.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Nie wiedział ile tak
siedział i rozmawiał z babcią Eliota o swojej pracy, o Chicago,
nawet o rodzinie. Ona opowiadała mu o sobie i dowiedział się, że
przeprowadziła się tutaj wraz z dziadkiem Eliota. Byli na etapie
szukania mieszkania. Rozmowa tak ich zajęła, że Kenneth nie
zwrócił uwagi na niepozornego, zmęczonego mężczyznę, który
wszedł do sali. Był przerażony i od razu podszedł do Rose, którą
przytulił.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Co z Eliotem? –
zapytał drżącym głosem. Johnson przyglądał się to jemu, to
Rose, to Dolores. Szybko doszedł do wniosku, że wszyscy kochali
Eliota. Zapewne na swój odmienny sposób, ale każdy się nim teraz
denerwował. Wszyscy przejmowali się jego stanem, łącznie z
Kennethem, który w pewnym momencie miał ochotę wstać, złapać za
zegar wiszący na ścianie i tak po prostu wyrzucić go przez okno.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Minuty mijały, a
Johnson obserwował ojca Eliota rozmawiającego ze swoją żoną.
Dziwnie się czuł, siedząc obok babci swojego kochanka, kiedy nawet
nie przywitał się z jego tatą, ale wiedział, że nie było na to
czasu. W pewnym momencie Rose się do nich dosiadła, najwidoczniej
zmęczona bezcelowym krążeniem po szarym korytarzu. Zaczął z nią
dość automatyczną, dla zabicia czasu, rozmowę. Szybko zauważył,
że była dokładnie taka, jak Eliot ją przedstawił, ale musiał
przyznać, że mimo wszystko nastawił się na bardziej nieprzystępną
kobietę.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Kolega Eliota
rozmawiał z nim przed wypadkiem – rzuciła Dolores i wskazała na
Kennetha, który podniósł się i wreszcie uścisnął rękę z jego
ojcem. Wiedział, że teraz to przywitanie nie ma najmniejszego
znaczenia, bo i tak najważniejszy był Eliot.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Wreszcie zza drzwi
wyszła starsza lekarka.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Rodzina O'Conner?
– zawołała, na co i babcia, i Rose niemal od razu się poderwały.
Zrobił to nawet Kenneth, zupełnie jakby sam miał na nazwisko
O'Conner.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Co z nim? –
zapytała Dolores, a Kenneth kątem oka zauważył, jak ręce kobiety
drżą. Była starszą, elegancką panią, której czas nie
oszczędził. Chociaż na twarzy piętno wieku nie odbiło się aż
tak, to ręce babci Eliota były tym elementem, który zdradzał jej
wiek. Pomarszczona, przebarwiona skóra sprawiała, że wydawało
się, że kobieta przepracowała znacznie więcej niż w
rzeczywistości.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Stan pacjenta
jest dobry i stabilny – powiedziała lekarka, patrząc po
wszystkich, jej wzrok zatrzymał się dłużej nawet na Kennecie,
zupełnie jakby zaliczała go do rodziny Eliota. – Zagrożenie jego
życia już minęło, krwotok wewnętrzny został szybko zatamowany,
a kość piszczelowa złożona. Wyzdrowieje – dodała z łagodnym
uśmiechem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Kiedy mogę go
zobaczyć? – zapytała Rose, ale wyraźnie odetchnęła z ulgą.
Najgorsze już minęło – z tego zdali sobie sprawę wszyscy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Teraz wybudzamy
go ze śpiączki farmakologicznej – powiedziała i spojrzała na
duży, czarny zegar, zawieszony tuż nad dwuskrzydłowymi drzwiami
do bloku operacyjnego. – Myślę, że dopiero późnym wieczorem,
ale najlepiej by było, jakbyście państwo dzisiaj mu odpuścili.
Musi odpoczywać.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Mimo wszystko
mogę go zobaczyć? – naciskała Rose, a Kenneth wiedział, że on
będzie musiał się wycofać. Dolores, chociaż tak samo martwiła
się o wnuka, także zdawała sobie sprawę, że nie była tam
potrzebna. Na oddział weszli tylko rodzice Eliota, a oni zostali w
poczekalni.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Dobrze, że nic
mu nie jest – rzucił i uśmiechnął się do babci kochanka. –
Eliot jest za bardzo uparty, żeby odpuścić tak łatwo – rzucił
miękkim tonem. Policja już zaczęła wyjaśniać przyczyny wypadku
i najprawdopodobniej to nie Eliot go spowodował. Mama Eliota cały
czas była, w kontakcie z policjantami, którzy dzwonili do niej
godzinę temu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jest –
odpowiedziała i kiwnęła głową. – Cholernie – dodała i
uśmiechnęła się do niego. – Jeżeli chcesz, odwiedź go jutro.
Na pewno się ucieszy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Przyjadę jeszcze
przed pracą – obiecał, uśmiechając się lekko do babci.
Zabawnie było słyszeć w ustach starszej pani takie słowa. Ale
zdążył już zauważyć, że babcia Eliota była specyficzna. –
Będę już się zbierał, do widzenia.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dolores uśmiechnęła
się tylko i kiwnęła głową, odprowadzając sylwetkę Kennetha
uważnym spojrzeniem do wyjścia z poczekalni.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
***</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kenneth wstał
wcześniej, żeby zdążyć jeszcze podjechać do szpitala. Dzisiaj
wyjątkowo miał jechać samochodem, chciał jeszcze odwiedzić
Eliota. Po drodze miał zamiar wstąpić do sklepu i kupić mu jakieś
czekoladki, żeby kochanek szybko wrócił do sił. Ani przez chwilę
nie pomyślał, jak to wygląda. Albo inaczej... nie chciał myśleć,
tak było zwyczajnie prościej. Wmawiał sobie, że przecież tak się
robi: kupuje się czekoladki, czy inne słodycze choremu, by prędzej
wrócił do zdrowia. Wcale nie traktował Eliota jak specjalny
ewenement, przecież nie miał zamiaru przynosić mu kwiatów, tylko
głupie pudełko Ferrero Rocher.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Musiał poprosić o
możliwość spotkania się z Eliotem, bo przeniesiono go na oddział
pourazowy, na który nie każdy mógł wejść. Na szczęście
pielęgniarka, której najwyraźniej się spodobał, zdradziła mu,
że poranna wizyta lekarza, okazała się całkiem pomyślna. Jeśli
wszystko pójdzie dobrze chłopak wyjdzie za dwa tygodnie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Och, Kenneth,
tak? – usłyszał za plecami znajomy głos. Obrócił się i
spojrzał na babcię Eliota, trzymającą w dłoniach papierowy kubek
z kawą. – Proszę pani, on jest z nami. Najlepszy przyjaciel
mojego syna – zwróciła się do pielęgniarki. – Wnuk chciałby,
żeby go odwiedził, więc wezmę go ze sobą, dobrze?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kenneth był
zaskoczony, ale nie skomentował. Nie tego się spodziewał. Liczył
bardziej na możliwość zostania z O'Connerem sam na sam. Uśmiechnął
się jednak do babci i poszedł za nią, od razu zaczynając rozmowę
o stanie zdrowia Eliota. Był jego najlepszym przyjacielem, to
brzmiało całkiem sensownie, zdał sobie sprawę z zadowoleniem.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jest zmęczony –
odpowiedziała mu. – Ale ma apetyt i lekarze mówili, że miał
dużo szczęścia – dodała, oglądając się na Kennetha. – To
naprawdę mała gnida, nie da się tak łatwo – dodała i zaśmiała
się ochrypłym głosem. – Ma to po mnie – zaznaczyła, jakby
bała się, że Kenneth może pomyśleć inaczej.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie wątpię –
przyznał Johnson, uśmiechając się do siebie. Babcia Eliota była
naprawdę zabawną kobietą.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kiedy w końcu doszli
do sali, w której leżał O'Conner, humor Kennetha od razu się
poprawił.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– I co narobiłeś?
– zapytał od razu. Eliot był poobijany, miał siniaki na twarzy i
założony plaster na łuku brwiowym. Wpatrzył się w niego z
początku zdziwiony, nie spodziewał się go tutaj, jednak po chwili
na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Kenneth! –
powiedział wyraźnie zadowolony, nawet nie zauważając uważnego
spojrzenia babci.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Chyba ktoś cię
musi nauczyć jeździć – rzucił Johnson jeszcze i podszedł do
łóżka Eliota. Powstrzymał się przed tym, żeby go nie pocałować,
chociaż miał taką ochotę. Podał mu papierową torbę, w której
znajdowały się czekoladki. – Żebyś szybko wrócił do zdrowia –
rzucił i już miał usiąść na łóżku, kiedy usłyszał
chrząknięcie. W drzwiach stanęła pielęgniarka. – Proszę
uważać i nie nachylać się za bardzo. Pacjent jest jeszcze słaby.
Musi odpoczywać.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Eliot popatrzył na
kobietę i skrzywił się.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Bez przesady! –
prychnął z taką werwą, jakiej nie wykazywał jeszcze pięć minut
temu, co babcia niemal od razu zauważyła. Nic nie powiedziała,
tylko usiadła na fotel.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Proszę ze mną
nie dyskutować! – żachnęła się pielęgniarka, aż czerwieniąc
się ze złości. – Bo zawołam lekarza! Zaraz przyjdę was
skontrolować – dodała i zamknęła za sobą drzwi, a Kenneth
zaśmiał się.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Pyskaty nawet,
jak leży w szpitalu ciężko chory – mruknął, ale nie usiadł na
łóżku. Rozejrzał się i zauważył krzesło przy stoliku.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Eliot uśmiechnął
się. Żałował, że Kenneth nie mógł go pocałować. Nie
spodziewał się, że mężczyzna go odwiedzi, to wszystko było...
miłe. Nie potrafił tego jednoznacznie nazwać, nie zastanawiał się
nawet, co to znaczyło, najważniejsze, że Johnson tu był. Że się
nim interesował i przyjechał. Nawet palące bólem ciało nie miało
już takiego znaczenia.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Pójdę jeszcze
po coś słodkiego – odezwała się nagle babcia, wstała i ruszyła
do wyjścia, odprowadzana spojrzeniem Kennetha i Eliota.</div>
Dream Winchesterhttp://www.blogger.com/profile/03031826342748441484noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-22405300560353524642016-01-26T17:45:00.003+01:002016-01-26T17:45:44.358+01:00Informacja Kochani,<br />
Przepraszamy, ale przez najbliższe 2 tygodnie nie damy rady dodać żadnej aktualizacji. Tak długa przerwa nie była zamierzona, ale z powodu wielu egzaminów, które zbiegły się nam w sesji, nie znajdziemy czasu, żeby zająć się blogiem.<br />
<br />
Powrócimy tutaj w drugim tygodniu lutego i od tego czasu możecie spodziewać się już regularnych publikacji, bo nasz tryb życia znowu wróci do normy.<br />
<br />
Pozdrawiamy :)Unknownnoreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-34261123067994056952016-01-05T15:22:00.000+01:002016-01-05T19:09:21.152+01:00Poszukujemy betyTym razem nie przychodzimy do Was z rozdziałem, a z ogłoszeniem o tym, że poszukujemy bety.<br />
<br />
Jeżeli jest ktoś chętny, prosimy, żeby napisał o tym w komentarzu i zostawił maila.<br />
<br />
Poszukujemy osoby (najlepiej pełnoletniej), która zna język polski na tyle, żeby wyłapać błędy językowe, których my nie widzimy. Jeżeli ktoś jest chętny, lubi sprawdzać teksty i dysponuje wolnym czasem, zachęcamy do zgłoszeń. :)<br />
<br />
<br />
<br />
Pozdrawiamy.Unknownnoreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-21879987105476530562015-12-31T15:21:00.000+01:002015-12-31T15:22:24.857+01:0013. Lingerie: Bodystocking<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"> To już ostatni post w tym roku. Przez to sześć miesięcy, ukazało się tutaj <u>dokładnie 60</u> postów. Mamy nadzieję, że kolejny rok będzie równie owocny w publikacje, że spodobają się Wam nasze kolejne opowiadania i że komentujących czytelników będzie przybywać. </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Do tej pory blog naliczył równo 500 komentarzy i około 140 000 wyświetleń. Oby te liczby rosły dalej, bo są dla nas ogromną motywacją.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">A my, drodzy czytelnicy, życzymy Wam (i sobie też), by nadchodzący rok 2016 okazał się lepszy pod każdym względem od poprzedniego. :) Szczęśliwego Nowego Roku, kochani! </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Rozdział 13. </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
<i><span style="font-family: inherit;">Bodystocking </span></i></div>
<a name='more'></a><span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan
przez cały dzień jeździł to do mieszkania Mike'a, by sprawdzić,
czy przyjaciel na pewno już nie wrócił, to kręcił się w
okolicach klubu Fubaru. Na dalsze poszukiwania brakowało mu jednak
pomysłu, skontaktował się nawet z siostrą przyjaciela, ale nie
chciał jej wciągać w szczegóły. Powoli zapadał wieczór, a
Mickey wciąż nie odpowiadał. Jakby zapadł się pod ziemię. Z
chwili na chwilę tracił nadzieję. Najgorsze było to, że nie miał
przecież żadnych kontaktów. Nie to co Samuel, pomyślał z
niechęcią.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Gdy
stał pod blokiem przyjaciela, postanowił jeszcze raz do niego
zadzwonić. Nie wiązał z tym jednak zbyt dużych nadziei. Westchnął
ciężko, gdy znów odpowiedziała mu poczta głosowa.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Kurwa
– przeklął i oparł głowę o zagłówek fotela. Nagle jednak w
samochodzie rozbrzmiał dźwięk dzwonka telefonu. Od razu sięgnął
do niego, ale i tu czekało go rozczarowanie. <i>Mama</i>.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Kochanie,
wróciłeś już z wakacji? – zapytała, bo gdy przez wydarzenia z
Taylorem on musiał chwilowo osunąć się po ziemię, powiedział
jej, że wyjeżdża do Nowego Jorku na jakiś czas ze swoim nowym
chłopakiem. Nie zdołał wymyślić lepszego kłamstwa, a pomysł
wyjazdu zapewniał mu święty spokój. W końcu jednak, gdy Samuel
wrócił, napisał mamie, że lecą do Los Angeles. Nie zdążył się
z nią spotkać przez to, co się stało z Mikiem.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Tak
mamo, wpadnę jutro do ciebie, co? – zapytał, czując, że brak mu
sił na takie rozmowy.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dobrze,
kochanie. Podobało ci się? Przedstawisz mi w końcu swojego
chłopaka? – szczebiotała w dość irytujący sposób, ale Dylan
od razu po żywym tonie jej głosu wyczuł, że kobieta wracała do
zdrowia. Wcześniej regularnie rozmawiali. Dylan nudził się w
mieszkaniu, więc dzwonił do rodziców. Był na bieżąco z
postępami w leczeniu jego mamy, która stawała się coraz
silniejsza, z czego naprawdę się cieszył.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Nie
widział jednak Samuela, jego mamy i taty przy jednym stole, przy
kawie, herbacie i cieście. Aż uśmiechnął się pod nosem. Nie, to
nie było dla Faulknera.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Może
kiedyś – westchnął. – Fajnie było – dodał i zagryzł
wargę, zdając sobie sprawę, że taki wyjazd z Samem naprawdę
mógłby być ciekawy. – Sam... mamo, on się jeszcze nie
wyoutował, więc to może być ciężkie – wyjaśnił, nie chcąc,
by jego mama naciskała.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Och,
naprawdę? – zapytała jakby z zawodem. – A... to nie będzie
chciał nas poznać? Przecież my nikomu nie powiemy z twoim ojcem.
Już tak dawno nie przedstawiałeś nam żadnego swojego chłopaka.
Martwię się i chcę, kochanie, żebyś był szczęśliwy.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan
uśmiechnął się pod nosem.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jestem,
mamo – powiedział i westchnął ciężko. Zdał sobie sprawę, że
gdyby nie zaginięcie Mike'a, byłby naprawdę szczęśliwy. – Nie
martw się, może w końcu go poznasz. Najpierw muszę z nim o tym
porozmawiać.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wszyscy
już tutaj za tobą tęsknią. Wracaj do nas szybko, bo nie było cię
ponad miesiąc! – zawołała. Nie odczuł tak rozłąki, bo
przecież regularnie byli w kontakcie, ale mimo wszystko i tak chciał
ją zobaczyć. – Tak w ogóle, pytała o ciebie jakaś dziewczyna.
Była trochę dziwna, wiesz, kochanie? Taka... sama nie wiem. Nie
chciała powiedzieć, o co chodziło, ale na pewno nie o zabiegi.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan
aż zamarł. Zwilżył wargi, zaciskając dłoń mocniej na
telefonie. Dziewczyna...?
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jaka?
– zapytał, czując, jak mu serce wali w piersi. – Murzynka? –
dopytał.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Tak,
niewysoka taka. Wiesz, o kogo chodzi? Podałam jej twój numer
telefonu, ale nie wiem, czy już dzwoniła. Bo przyszła dopiero
przedwczoraj.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Co?!
– aż krzyknął. – Mamo! Nikomu obcemu nie podawaj mojego numeru
telefonu! – pisnął, zaczynając się naprawdę denerwować. –
Nigdy, nikomu, rozumiesz? To jest... taka dziewczyna, nie lubi mnie.
Była mojego byłego – wyjaśnił, dobrze wiedząc, że mama zaraz
będzie dociekać, kim ona dokładnie jest.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ale...
jak to? – Jego mama zawahała się. Zaskoczył ją wybuch syna,
którego często szykanowali, zwłaszcza w szkole, ale teraz sądziła,
że Dylan miał już takiego rodzaju akcje za sobą.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– O
co jej chodzi?</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– No
myśli, że z jej faceta zrobiłem geja – wymyślił na poczekaniu.
– Nic takiego, mamo, nie denerwuj się, ale następnym razem nic
nikomu nie mów – ostrzegł ją.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Przepraszam,
kochanie. Ja... nie wiedziałam. Myślałam, że chodzi o jakieś
twoje interesy. Nie chciała nic powiedzieć, ale mówiła, że to
ważne.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Chce
się zemścić – wyjaśnił jej najkrócej jak umiał i nagle
usłyszał w słuchawce piknięcie, świadczące o tym, że ktoś
próbował się z nim skontaktować podczas rozmowy. – Dobrze,
mamo, ja będę kończyć. O nic się nie martw.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ale...
Nic ci nie zrobi, prawda? Następnym razem jak tutaj przyjdzie, już
jej pokażę! – krzyknęła z oburzeniem. – Poczekaj, niech no
tutaj tylko przyjdzie! Ona mnie już popamięta. Nie twoja wina,
kochanie, że mężczyźni za tobą szaleją – dodała z niejaką
dumą. Nigdy nie miała problemu z homoseksualizmem swojego syna, bo
od najmłodszych lat podejrzewała, że Dylan nie wyrośnie na
heteryka. Nigdy nie interesowały go dziewczyny w takim stopniu, jak
powinny. Miała więc ponad dwadzieścia lat, żeby oswoić się ze
świadomością, że jej syn zostanie gejem. I była z tego dumna.
Nigdy nie pozwoliła śmiać się swoim koleżanką z odmiennej
orientacji seksualnej, zawsze wyrażała się o synu z matczyną
nieskromnością.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie
mamo! – powiedział niemal z przerażeniem. – To histeryczka,
jeszcze ci coś zrobi. A wtedy to chyba bym ją znalazł i wytargał
za kudły – dodał, bo wiedział, że mama była przeciwna
przemocy. – Olej ją, każ jej wyjść i tyle, dobrze? A teraz już
muszę kończyć, oddzwonię do ciebie jutro.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Przyjedź
w końcu. Chcę zobaczyć swojego syna po miesiącu rozłąki! –
oznajmiła z pretensją, która zaraz zniknęła, na rzecz ciepłego
pożegnania. Dylan w końcu się rozłączył i zdał sobie sprawę,
że dzwonił do niego Mike. Błyskawicznie wybrał jego numer i
zatelefonował.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mike!
– krzyknął, gdy przyjaciel odebrał. – Gdzie jesteś, do
cholery?!</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dlaczego
tak często do mnie dzwoniłeś? – zapytał chłopak nieco
bełkotliwym tonem. Najwyraźniej dla niego impreza wciąż jeszcze
trwała. Albo miał kaca tak dużego, że nie potrafił wyraźnie
mówić. Mimo wszystko Dylan ogromnie się cieszył, że w końcu
Mike się odezwał.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jesteś
w domu? – zapytał od razu. – Boże, Mike, jak dobrze że nic się
ci nie stało. Martwiłem się, ty idioto! Myślałem, że coś ci
zrobił. Ty debilu, jak ja cię czasem nienawidzę – szybko od
strachu przeszedł do złości.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mam
pieniądze – oznajmił Mike cicho, ale bez triumfu. W jego głosie
słychać było przede wszystkim zmęczenie, Dylan od razu zrozumiał,
że zagrożenie minęło, nie mógł być z tym obrzydliwym
człowiekiem, który szukał młodych, chętnych zarobić kochanków.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– I?
Nic ci nie jest? – zapytał cicho, mając ochotę jednocześnie
pobić Mike'a jak i go przytulić. – Zabiję cię jak się spotkamy
– zagroził mu.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Przepraszam,
że nic ci nie powiedziałem – rzucił cicho, z wyraźną skruchą
w głosie. Co jak co, ale Dylan się o niego martwił i chciał mu
pomóc. Bardzo to doceniał, zwłaszcza teraz. – To wszystko było
takie... kurwa, jakbym nie był w takiej sytuacji, nigdy bym na coś
takiego nie poszedł. Czułem się jak pieprzona dziwka. Zagadał
mnie, ja się dałem urobić, bo byłem pijany. On zaczął mi mówić
o pieniądzach, jednej nocy... No i pojechałem z nim na tę jedną
noc. Zapłacił mi od razu, wyobrażasz to sobie? Jak teraz o tym
myślę, mogłem się wystawić jak na tacy, a on by mnie zgwałcił,
a później kopnął w tyłek – mówił cicho, a Dylan już
wiedział, że przyjaciel miał potwornego kaca. Zapewne dręczyły
go też wyrzuty sumienia.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ważne,
że nic ci nie jest – powiedział i odetchnął ciężko. – Wiesz
jaką awanturę zrobiłem Samuelowi? – mruknął, spoglądając
przed siebie, na jakąś kobietę pchającą wózek z dzieckiem.
Jakoś tak momentalnie pomyślał o Fatimie. – Pokłóciłem się z
nim o ciebie.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– O
mnie? – Mike nie zrozumiał. – Pewnie twój facet mnie
nienawidzi, że mu spieprzyłem wieczór, co? – zapytał drwiąco,
a zaraz jęknął cicho. – Kurwa, ale kręci mi się w głowie.
Chyba dał mi jeszcze jakieś prochy. Głowa mi pęka. Tak w ogóle
skorzystałem z tego, co mi się przytrafiło. Uprawiałem z nim seks
bez gumy – dodał z zadowoleniem, tonem, którego Dylan nigdy
wcześniej u niego nie słyszał.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan
aż jęknął. Nie miał pojęcia, co się działo z Mikiem... nigdy
wcześniej się tak nie zachowywał!</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ty
idioto, wiesz, że to wciąż niebezpieczne? Co, jakby miał coś
innego, nie tylko HIV'em można się zarazić przez seks!</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">W
słuchawce zapanowało milczenie. Mike nie odzywał się przez
dłuższą chwilę, aż w końcu zrobił coś, co jeszcze bardzie
zirytowało Dylana:
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A
ty? Mam nadzieję, że jesteś mądrzejszy ode mnie.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mike!
Kurwa, całą noc się martwiłem o ciebie! Dzisiaj nic innego nie
robię, tylko jeżdżę i cię szukam! – krzyknął do słuchawki.
– Weź się w końcu ogarnij, bo już mam dosyć! Naprawdę
myślałem, że coś ci się stało!</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kolejne
milczenie było jeszcze bardziej wymowne i Dylan już wiedział, że
jego słowa dotarły tam, gdzie powinny. Mike odchrząknął i
przeprosił, zbierając się w końcu na odwagę, żeby podziękować
Dylanowi za wszystko, co dla niego zrobił. Słowa przyszły same i
chyba obaj byli tym faktem zaskoczeni, bo Mike zaczął przytaczać
nagle sytuacje z początków ich znajomości. Właśnie dlatego
przypomnieli sobie, dlaczego zaczęli się przyjaźnić. I że byli
dla siebie tak bardzo ważni.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dzisiaj
będę sobie powoli umierał, ale od jutra zabieram się za szukanie
pracy – obiecał jeszcze Mike.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan
uśmiechnął się pod nosem.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A
później pójdziesz do lekarza się zbadać – powiedział jeszcze
i westchnął ciężko. – Trzymaj się Mike, jak coś będzie nie
tak, dzwoń, rozumiesz? – zapytał, ciesząc się, że jego
przyjaciel wreszcie zaczął zbierać się do kupy.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dzięki,
Dylan. Naprawdę jeszcze raz ci dziękuję, stary. Za wszystko –
dodał i w końcu się rozłączyli. Dylan po tej rozmowie od razu
się uspokoił. Świadomość, że Mike był już bezpieczny,
sprawiła, że na pierwszy plan wysunął się inny problem –
Samuel.<br />Bał się wrócić do mieszkania, bo czuł, że czeka go
kolejna konfrontacja z mężczyzną. Wiedział jednak, że powinien
go przeprosić za powiedzenie mu wielu gorzkich słów. Prawda w ich
kłótni leżała gdzieś pośrodku, on nie powinien go obrażać, a
Samuel, chociaż w małym stopniu, powinien okazać mu wsparcie w
poszukiwaniu przyjaciela.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">W
mieszkaniu jednak nikogo nie było. Samuel najwyraźniej nie wrócił
odkąd rozstali się w południe i jak Dylan pamiętał, Faulkner
miał pojawić się dopiero w nocy albo nad ranem. Nie pozostało mu
więc nic innego, jak na niego zaczekać. Postanowił pojechać do
swojego mieszkania, żeby spakować trochę więcej ubrań. Z tego
całego pośpiechu miesiąc temu, zapomniał wielu potrzebnych
rzeczy.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Uśmiechnął
się, kiedy odkopał w szafie dawny prezent od Faulknera – figi z
dziurą w strategicznym miejscu. Aż zaśmiał się pod nosem i
spakował je do walizki. Przebierał jeszcze chwilę aż odnalazł
swój dawny bodystocking. Zagryzł wargę, przeglądając cienki
materiał, miał jeszcze metkę, nigdy wcześniej go nie nosił.
Pamiętał, że kupił go kiedyś dla Taylora, ale wstydził się go
założyć, bo mężczyzna raczej nie był otwarty na zbyt wiele
innowacji w łóżku. Nie myśląc wiele, spakował go. Zabrał
jeszcze kilka innych, ciekawych rzeczy, które mogą im się przydać,
po czym uprzątnął jeszcze w mieszkaniu i wrócił do apartamentu
Samuela.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Spróbował
się do niego dodzwonić, ale niewiele się zdziwił, gdy kochanek
nie odebrał. Nie miał pojęcia, ile będzie musiał na niego
czekać. Postanowił więc wziąć długi prysznic, żeby się
przygotować. Ubrał przygotowane wcześniej bodystocking, po czym
zabrał się za przygotowanie wszystkiego, co może być im potrzebne
na wieczór. Kupił truskawki i bitą śmietanę. Pościelił łóżko,
porozstawiał świeczki i zapalił je. Miał tylko nadzieję, że
Samuelowi nie zejdzie długo w pracy. Może i tymi przeprosinami
tylko pokazywał, że faktycznie ich związek (o ile to w ogóle mógł
go tak nazwać) opiera się całkowicie na łóżku, ale wiedział,
że gdy tylko Faulkner go zobaczy, złość mu minie. Gdy skończą
się kochać, porozmawiają, o to już Dylan zadba. <br />Żeby zabić
czas, zadzwonił do Mike, z którym przegadał dobrą godzinę, aż w
końcu koło północy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Aż
się uśmiechnął do siebie i zagryzł wargę. Świeczki dalej się
paliły, a w pomieszczeniu panował mrok. Siedział na środku
zaścielonego bordowym kocem łóżka (zabrał narzutę ze swojego
mieszkania) i czekał, aż kochanek tu zajrzy. Ten jednak jak na
złość nie wchodził do sypialni. Zaczął się tłuc w kuchni i
Dylan nie wytrzymał.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Zniecierpliwił
się i wstał, żeby spojrzeć, co się działo. Wszystkie światła
była zapalone, a Samuel stał w kuchni przy zlewie i obmywał sobie
ramię. Był w samej jasnej koszulce, na której Dylan dostrzegł
czerwone ślady.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jesteś
ranny – zauważył mądrze i podszedł do niego przerażony, w
ogóle nie przejmując się swoim skąpym, prześwitującym strojem.
Samuel spojrzał w stronę sypialni, z której wyszedł kochanek i,
gdy zobaczył, w co chłopak był ubrany, zaczerwienił się, nie
mogąc ukryć zawstydzenia. Nigdy nie widział z bliska takiego
stroju. Kochanek nie dość, że miał na sobie koronkowe body, to w
dodatku ubrał obcasy. Wyglądał niesamowicie, jak najlepszy aktor z
pornosa. A on stał jak głupi, zapominając nawet o swojej ranie,
którą w ostatnim przejawie trzeźwości umysłu, uciskał, żeby
zatamować krwawienie. – Mocno? – zdenerwował się Dylan, stając
przy nim i wpatrując się w długą, głęboką ranę na ramieniu.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– N-nie.
– Samuel zaczerwienił się jeszcze bardziej, czując się jak
nastolatek, który pierwszy raz miał do czynienia z seksem.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan
spojrzał na niego zdziwiony, ale po chwili się zaśmiał, od razu
zauważając, że spodobał się kochankowi. Uwielbiał to uczucie,
kiedy wiedział, że jest pożądany.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Czekałem
na ciebie – powiedział, nim jeszcze zdążył przyjrzeć się
zranieniu Faulknera. Dotknął jego ramienia, przyciągając je
bliżej siebie. Aż się skrzywił. – Sam, to trzeba jechać do
szpitala! – prychnął.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– To
nic, zahaczyłem o blachę. Naprawdę nic wielkiego – powiedział z
energią, której jeszcze w południe nie sposób było u niego
usłyszeć. Zwilżył wargi, nie odrywając wzroku od ciała Dylana.
Na kroczu znajdowało się wycięcie i penis kochanka prezentował
się w całej okazałości. Chociaż rana rwała tępym bólem,
nauczył się go już tłumić. – Podaj mi apteczkę i będzie okej
– rzucił i wskazał na jedną z półek, w której trzymał
bandaże i gazy.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Sam!
– prychnął, nie puszczając go. – To trzeba zaszyć! Jest zbyt
głębokie! Może ci się wdać zakażenie! – warknął i spojrzał
na niego groźnie, zupełnie jak podczas ostatniej kłótni. – Nie
ma mowy, ubieram się i jedziemy – zawyrokował i nie czekając na
jego odpowiedź, stanął jeszcze na palcach, pocałował go lekko w
usta, po czym odwrócił się i odszedł szybko, by coś na siebie
założyć.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Faulkner
stał i wpatrywał się w drzwi do sypialni, za którymi zniknął
Dylan. Ta zmiana w jego zachowaniu zupełnie go zaskoczyła.
Spodziewał się bardziej kłótni i kolejnych zarzutów, ale
wyglądało na to, że przyjaciel się odnalazł.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan
wrócił dopiero po chwili. Miał na sobie spodnie dresowe ze
ściągaczami przy kostkach i szeroką bluzę. Spojrzał na kochanka
zdenerwowany, kiedy sięgał po klucze do samochodu.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– No
chodź! Musi ci to lekarz opatrzyć! – pogonił go i uśmiechnął
się, widząc zaskoczoną minę Faulknera. – Naprawdę ci tego nie
odpuszczę. Skarbie, musisz jechać do szpitala – powiedział,
dziwnie rozczulony, ale też zaniepokojony. Dzisiaj przeżywał tak
skrajne emocje, że sam był już nimi wykończony.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Skarbie?
– zapytał Faulkner z uśmiechem, ale w końcu poszedł za Dylanem,
który zabrał portfel i klucze, a później zamknął drzwi.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Roberts
obejrzał się za nim i uśmiechnął się pod nosem, nic nie
odpowiadając. Wyrwało mu się, ale nie zamierzał tego cofać.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Boli
cię? – zainteresował się Dylan, kiedy weszli do windy.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie
jest tak źle. Panikujesz – zarzucił mu z łagodnym uśmiechem. –
Masz pod spodem body? – zapytał i zdrową rękę wsunął pod
bluzę Dylana. Uśmiechnął się, wyczuwając chropowaty materiał
siateczki. Podobał mu się taki strój.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Roberts
uśmiechnął się do niego z zadowoleniem.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Przypominam,
że jesteś ranny! – rzucił bardziej już rozbawiony, niż zły.
Samuel wcale nie wyglądał na takiego, którego zżerał ból. –
Taką niespodziankę dla ciebie przygotowałem, a ty musisz wracać
poharatany – mruknął.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jakbym
wiedział, jak wyglądasz, na pewno uważałbym bardziej – mruknął
i pochylił się, żeby go pocałować, ale w tym momencie winda
zatrzymała się i w ostatniej chwili odsunął się od Dylana. Na
niższym piętrze wsiadła jakaś starsza kobieta, witając się z
nimi uprzejmie. Samuel posłał kochankowi spłoszone spojrzenie. Nie
chciał, żeby ktoś ich przyłapał. Co by sobie o nim pomyśleli?!</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan
tylko uśmiechnął się smutno. Zawsze takie zachowanie u kochanka
mu przeszkadzało, ale wiedział, że nic z tym nie zrobi, dopóki
Samuel będzie w gangu.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– I
tak wiedzą, że mnie pieprzysz – nie mógł się jednak
powstrzymać przed komentarzem, kiedy już znaleźli się sami i szli
do wyjścia z budynku.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Co?
Niby dlaczego? – oburzył się, chociaż zdawał sobie sprawę, że
musieli wyglądać dość zabawnie. Na pewno nie jak para
przyjaciół. Dylan był zbyt drobny i delikatny, a on wyglądał jak
typowy murzyn z gangu. Ludzie nie byli głupi, łatwo mogli domyślić
się prawdy.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan
obejrzał się na niego i przewrócił oczami.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Masz
rację, myślą, że jesteśmy rodzeństwem – prychnął.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Przyjaciel
się znalazł? – zapytał Samuel, nie chcąc dłużej ciągnąć
tego tematu.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Znalazł
– odpowiedział i wyłączył alarm. – Później o tym
porozmawiamy – dodał i usiadł za kierownicą.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dlatego
masz taki dobry nastrój. – Samuel uśmiechnął się lekko, kiedy
zajął miejsce pasażera. Dziwnie się czuł, kiedy Dylan prowadził,
ale starał się nie zwracać na to uwagi. – Powiedz mu, że jeżeli
jeszcze raz z kimś pójdzie, osobiście go wykastruję – dodał,
nie mając na uwadze dobra Mike, a swoje i Dylana samopoczucie.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Z
chęcią – powiedział, zerkając ukradkiem na ranę, której nawet
nie zabezpieczyli. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jaka to
głupota. – Nie wygląda dobrze – stwierdził, zagryzając wargę.
– Mam nadzieję, że nic ci nie będzie. Z dzisiejszego seksu nici,
Sammy – dodał, jakby musiał to kochankowi uświadomić.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dlaczego?
– oburzył się mężczyzna, nie rozumiejąc, dlaczego miałby
zrezygnować z seksu. To było tylko głupie ramię, nic wielkiego. –
I tak cię wezmę – dodał, jakby to było czymś oczywistym. Dylan
przecież sam chciał się kochać, ubierając coś tak wulgarnego.
Teraz będzie mu tego zabraniał?</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A
stanie ci? – zapytał i zerknął na niego, naprawdę zdziwiony. Po
czymś takim powinno być mu chyba ciężko. Chociaż... może tylko
dla niego ta rana wyglądała na naprawdę poważną, a w
rzeczywistości Samuel był już do tego przyzwyczajony?</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mam
wystarczająco dużo krwi, mały, żeby mi stanął – zaśmiał się
nagle Samuel i spojrzał na ramię. Krew powoli zaczynała zastygać.
Wiedział, że rana nie była niczym poważnym. To Dylan panikował.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Pewnie
będziesz mieć szwy – prychnął. – Mogę się założyć, że
je dostaniesz – dodał z pewnością w głosie. – O striptiz. Jak
wygram, robisz mi striptiz.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wygrasz?
Co masz w ogóle wygrywać? – zapytał Samuel poważnym tonem,
starając się nadążyć za tokiem myślenia Dylana. – Zakładamy
się o to, czy jakiś głupi lekarz założy mi szwy czy nie? Zresztą
jak będę miał szwy – zauważył i pochylił w stronę
prowadzącego Dylana – to ty powinieneś się mną zająć, a nie
na odwrót.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Bo
wciąż nie wierzysz, że to jest poważne! – wytknął mu i
spiorunował go wzrokiem. – Bagatelizujesz tylko tę ranę –
prychnął, ale uśmiechnął się pod nosem. – A jak chcesz, żebym
się tobą zajął? – kontynuował rozmowę i położył mu dłoń
na udzie.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel
od razu zakrył ją swoją większą, ciemną ręką. Splótł z nim
palce, starając się nie zwracać uwagi na to, jaki ten gest był
intymny i czuły. Nigdy wcześniej nikogo nie dotykał w taki sposób
z własnej woli. Wiedziony instynktem, którego wcześniej u siebie
nie odkrył.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Po
zabudowaniach poznał, że już dojeżdżali do szpitala. Dylan
wybrał ten najbliżej mieszkania Sama. Dopiero kiedy mężczyzna
zdał sobie z tego sprawę, zrozumiał, jak kochanek świetnie znał
Los Angeles. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, bo musiał przyznać,
że ten fakt naprawdę mu zaimponował.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Możesz
mi zrobić striptiz – przyznał spokojnie, nie patrząc jednak na
Robertsa. Uznał, że to byłoby już przesadą.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– I
miałbym się rozbierać z bodystockingu? – zapytał, parkując
samochód. Obrócił się na Samuela i spojrzał na niego z szerokim
uśmiechem. Podwinął nagle swoją bluzę, pokazując mu swój lekko
umięśniony brzuch okryty prześwitującym, czarnym materiałem. –
Naprawdę tego chcesz? – podpuszczał go.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Tak.
Rozbierzesz się z tego dresu i ubierzesz znowu szpilki – mruknął
Samuel i wpatrzył się w Dylana z napięciem, nie robiąc jednak nic
w stosunku do niego. – Ja będę patrzył, bo jestem ranny –
dodał, ciągnąc tę grę dalej. – A później jak nabiorę sił,
coś z tym zrobię – dodał i, nie czekając na odpowiedź
kochanka, wysiadł z samochodu.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Miał
szczerą nadzieję, że nie spotka w szpitalu nikogo znajomego. To
byłoby prawdziwym pechem.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan
przełknął, a gdy wysiadł z samochodu, Samuel mógł dostrzec
rumieniec na jego twarzy. Nic jednak na to nie powiedział, tylko
uśmiechnął się pod nosem i ruszył w kierunku wejścia do
budynku. Szklane, rozsuwane drzwi otworzyły się przed nimi,
wpuszczając do recepcji, która jak na tę godzinę, wydawała się
dość pusta. Dylan od razu poszedł zarejestrować kochanka,
zupełnie jakby ten nie mógł zrobić tego sam. Jakby zamiast
rozciętej rany na ramieniu miał poważny obrzęk głowy. Samuel
jednak tego nie skomentował, westchnął ciężko i pozwolił
partnerowi się wyręczyć. Pielęgniarka kazała im chwilę
poczekać, aż wreszcie przyjął ich lekarz, który obejrzał ranę
Samuela i stwierdził, że faktycznie, nadaje się do szycia.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Widzisz?
Mówiłem ci! – syknął Dylan i spiorunował kochanka wzrokiem.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Lekarz
zerknął na Dylana badawczo, ale nic nie odpowiedział. Odwrócił
się do półki z narzędziami, a Samuel spojrzał na swoje
przybrudzone dżinsy. Poczuł wstyd, że mężczyzna domyślił się
prawdy. Dlaczego z Dylanem tak łatwo było zrozumieć, co ich
łączyło? Chłopak wszystko komplikował.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Gdy
ich relacja ograniczała się do seksu wszystko było łatwiejsze.
Ale z drugiej strony miło było znaleźć kogoś, kto opiekowałby
się nim w taki sposób. Samuel po raz pierwszy doświadczył czegoś
takiego i w końcu podniósł wzrok na Dylana i uśmiechnął się
lekko, chociaż to było naprawdę trudne. Musiał walczyć ze sobą,
żeby nie stchórzyć.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Siedział
za kotarą, wśród innych pacjentów, którzy znajdywali się na
osobnych łóżkach.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Podamy
znieczulenie miejscowe i zszyjemy – powiedział lekarz, już nie
zwracając uwagi na Dylana, który stał nieopodal. – Nie jest to
wielka rana, ale kilka szwów będzie pan miał – oznajmił, a
Roberts znowu zrobił tę minę w stylu: „a nie mówiłem?”. –
Odkażę panu ranę, później ją zaszyję i za siedem dni zgłosi
się pan na konsultację. Opatrunek, który panu założę, będzie
trzeba zmieniać, bo z rany będzie wydobywała się wydzielina –
mówił, tłumacząc Samuelowi postępowanie w przypadku zmiany
opatrunku.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Nie
trwało to zbyt długo, chociaż zdążyli się trochę wynudzić.
Lekarze nie traktowali ich jako priorytet, przez co ze szpitala
wyszli po ponad godzinie. Przez całą drogę powrotną Dylan mówił
mu o zupełnie nieistotnych rzeczach. Samuel go nie słuchał. Albo
inaczej – słuchał, ale nie ze zrozumieniem. Lubił jego ton
głosu, w dziwny sposób potrafił go uspokoić. Z kolei Roberts nie
chciał teraz poruszać poważnych tematów, więc mówił
kochankowi, co mu ślina na język przyniosła.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ręka
prawie nie boli – oznajmił Samuel, niezwykle zadowolony z faktu,
że nie dość, że był już po wszystkim, to nie spotkał po drodze
nikogo, kogo by znał.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– I
do czego to ma zachęcić? – zaśmiał się Dylan, parkując
samochód. Obrócił się w stronę Samuela i spojrzał na niego. –
Dzisiaj byłem na ciebie zły – przypomniał, jakby musiał to
robić, bo uważałby że Sam ma problemy z pamięcią.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ja
na ciebie też. – Samuel nawet nie mrugnął, gdy w słabym świetle
ulicznych latarni obserwował niebieskie spojrzenie Dylana. – Ale
już nie jestem. Ty też.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie
– odpowiedział i mimowolnie się uśmiechnął. – Ale Mike to
mój przyjaciel. Myślałem, że mi pomożesz – dodał,
najwidoczniej decydując się na tę rozmowę nim znajdą się w
mieszkaniu.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel
westchnął ciężko i przetarł oczy. Naiwnie wierzył, że zapomną
o dzisiejszej kłótni i już nigdy do niej nie wrócą, a głupi
przyjaciel Dylana nie wpakuje się więcej w żadne kłopoty. Samuel
chyba zupełnie nie wiedział, na czym polegało bycie w związku.
Zwykle unikał tego typu spięć z osobami, z którymi spał. Kiedy
te zaczynały za bardzo angażować się w ich relację, odpuszczał
i wycofywał się. Tylko w przypadku Dylana postąpił inaczej.
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Zrozum,
że sam miałem spore problemy. Każdy pilnuje siebie – powtórzył
sucho, już nie mając wątpliwości, że ten argument w żaden
sposób nie przekona Robertsa. To wszystko czasami bywało tak
irytujące.</span></div>
Dream Winchesterhttp://www.blogger.com/profile/03031826342748441484noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-82786823021230153612015-12-26T18:08:00.002+01:002015-12-26T18:08:45.990+01:006. Świadomość<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">W
ostatni dzień świąt mamy dla was trzecią publikację. </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Tym
razem Polsko, bo dodajemy kolejny rozdział <i>Świadomości</i>. </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Mamy
nadzieję, że święta minęły Wam spokojnie i radośnie, święty
Mikołaj spisał się z prezentami, a brzuchy nie bolały od przejedzenia :)</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Zapraszamy
do czytania i komentowania. </span></div>
<div style="margin-bottom: 0.5cm; orphans: 1;">
<span style="font-family: inherit;"><br /><br />
</span></div>
<div align="CENTER" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; page-break-before: always;">
<span style="color: black; font-family: inherit;"><b>Rozdział
6</b></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: inherit; font-size: small;"><i>Niedziela,
31 maja 2015 roku</i></span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Koniec
wieczoru nadszedł zbyt szybko. Wrócili zmęczeni po spacerze.
Albert nie myślał o niczym innym, tylko o śnie, ale wiedział, że
gdyby od razu poszedł spać, wzbudziłby tylko podejrzenia Maksa.
Wolał więc z nim posiedzieć, udając, że interesuje go telewizja,
którą wspólnie oglądali. Siedzieli w salonie, a Lewiatan leżał
przy nich, powoli zasypiając.</span></div>
<a name='more'></a><br />
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Idziemy
się kąpać? – zapytał Maks, podnosząc się, gdy głupkowaty
program, który oglądali, wreszcie dobiegł końca.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Razem?
– zapytał Albert, już znając tę minę. Maks miał ochotę na
seks, a on nie wiedział, czy w takim stanie podoła temu zadaniu.
Dwie godziny temu wziął tabletkę i znowu czuł się otępiały.
Może to przez nią tak potwornie chciało mu się spać?</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Mhm,
zaoszczędzimy wodę – rzucił Maks i uśmiechnął się z
zadowoleniem dla swojego pomysłu. – Idziesz?</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Maks
ekonomista – zaśmiał się, ale wstał. Nie chciał zawieść
partnera, bo już od jakiegoś czasu unikał seksu. Wiedział, że
Maks miał swoje potrzeby, a on musiał je zaspokajać, żeby nie
okazało się, że kochanek znalazłby sobie kogoś innego z
frustracji. Ufał mu, ale każdy przecież potrzebował seksu. W
końcu coś by w Maksie pękło, nawet gdyby nie był w pełni
świadomy swojego zachowania po alkoholu, na jednym z koncertów.
Albert bał się, że kochanek właśnie w taki sposób będzie
odreagowywał.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Maks
rzucił mu jeszcze jeden ze swoich pełnych zadowolenia uśmiechów,
po czym razem ruszyli do łazienki. Gdy się w niej znaleźli,
Jabłoński od razu przysunął się do swojego partnera i objął go
w pasie.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Może
powinniśmy wyjechać gdzieś na wakacje? – zapytał, doskonale
jednak zdając sobie sprawę z tego, że na żadne takie wyjazdy nie
mieli teraz pieniędzy. Wszystkie swoje oszczędności musieli
przeznaczyć na dom, który w końcu chcieli wyremontować.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Może
w przyszłe lato, hm? Albo ewentualnie we wrześniu, jakbym dostał
premię. Możemy wyjechać na kilka dni, jeżeli chcesz.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Mhm,
przydałoby się nam – odparł Maks, powoli rozpinając koszulę
kochanka. Uśmiechnął się, kiedy rozsunął poły ubrania i
dostrzegł w słabym świetle łazienkowej lampy chudą, zapadniętą
klatkę piersiową. – Musisz więcej jeść – powiedział, po
czym pochylił się, by pocałować go na wysokości mostka.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Z ust
Alberta wyrwał się cichy jęk. Dotyk był przyjemny – ciepły i
wilgotny, pełny czułości i nawet jeżeli nie miał ochoty na seks,
czuł, że zaraz i tak się rozbudzi, pod dłońmi i ustami Maksa.
Pod jego niskim, ochrypłym głosem, który przecież zawsze na niego
działał.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Maks
odsunął się, ale tylko dlatego, żeby do końca ściągnąć z
partnera jego koszulę. Nie przejął się, że ta opadła na
kafelki. Sam zaczął szybko zdejmować swój t-shirt, a później
zabrał się za rozpinanie paska u spodni. Był trochę lepiej
zbudowany od Alberta, który przez ostatnie dni stracił jeszcze
bardziej na wadze. Teraz, przy wychudzonym Minierskim, prezentował
się jak dobrze zbudowany facet, co tak naprawdę niestety niewiele
miało wspólnego z prawdą. Maks też był szczupły, żebra
przebijały mu przez skórę, tak samo jak i obojczyki, jednak to
Albert wyglądał na tego niedożywionego.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Minierski
przysunął się do kochanka i objął go powoli wokół szyi.
Przycisnął swojego usta do jego wąskich warg i zamknął oczy,
zaczynając się z nim wolno całować. Wiedział, że był trochę
nieporadny. Jak zwykle zresztą, co nieraz powtarzał mu Maks.
Uznawał to nie tylko za zabawne, ale i w pewien sposób urzekające.
Mimo swoich dwudziestu ośmiu lat, Albert często zachowywał się
jak nastolatek, jak twierdził Jabłoński.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Poczuł
ramiona oplatające go w pasie i przyciskające do ciepłego torsu
Maksymiliana, który zakleszczył go niemal w żelaznym uścisku,
zupełnie jakby bał się, że Albert zaraz się odwróci i go
zostawi w łazience. Uwielbiał te momenty zapomnienia, kiedy po
prostu mógł zająć się Minierskim i nie myśleć o tym, co przez
całe dnie ich trapiło. O traumie Alberta i niesmaku Maksa do tego
domu. Przez chwilę znowu mogło być jak dawniej, zupełnie jak
wtedy, kiedy się do siebie docierali.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Ściągnęli
z siebie resztę ubrań i Maks odkręcił w końcu wodę pod
prysznicem, od razu ustawiając kurek tak, żeby zaczęła lecieć
letnia. Odczekali chwilę, aż strumień się ogrzeje, a ten czas
przeznaczyli na całowanie się. Albert czuł ręce kochanka błądzące
po jego ciele – badające wystające kości żeber, w końcu
schodzące na podbrzusze i wreszcie na pośladki, na których
zacisnął palce. Albert nie mógł powstrzymać dreszczu na ten
gest. Przycisnął się bardziej do Maksa, z uśmiechem zdając sobie
sprawę, że zaczynał się podniecać. Krew zaczynała spływać mu
do krocza i otarł się penisem o męskość Maksa, na co Jabłoński
aż zamruczał z uznaniem. Tego mu brakowało.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Weszli
pod prysznic, a Maks od razu pchnął kochanka na ścianę. Lubił
dominować w seksie, czemu Albert często się poddawał. Czuł, jak
dłoń kochanka zagarnia jego penisa, jak powoli, ale stanowczo
zaczyna go masturbować. Penis twardniał, ale wciąż wydawał się
żenująco miękki. Mijały kolejne chwile, podczas których Maks
próbował doprowadzić partnera do całkowitego podniecenia.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Maks,
może teraz ja? – zapytał Minierski nerwowo, starając się
odciągnąć od siebie kochanka. Przez rosnące zdenerwowanie,
jeszcze trudniej było mu się skupić.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Mhm
– zamruczał Maks, postanawiając dać mu wolną rękę. Odsunął
się od niego i jeszcze odgarnął mu mokre kosmyki z czoła.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Albert
uśmiechnął się nerwowo i oparł na kolana. Woda lała mu się na
twarz, ale starał się nie zwracać na to uwagi. Spojrzał na krocze
Maksa, uśmiechając się lekko gdy spojrzał na półtwardego,
zaróżowionego członka. Podbrzusze pokrywały czarne, miękkie
włoski, które potarł palcami, wiedząc, że kochanek lubił, gdy
najpierw zajmował się wszystkim oprócz jego penisa.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Maks
w odpowiedzi westchnął ciężko, z przyjemnością i oparł się o
kafelki. Spojrzał w dół, na kochanka i uśmiechnął się, widząc
jego piegowatą twarz tuż przy swoim kroczu. Zdawał sobie sprawę,
że z boku pewnie już nie wyglądali tak erotycznie, jak im się
zdawało. Byli szczupli, niezbyt wymiarowi, z pewnością nie
prezentowali się jak para żywcem wyciągnięta z filmu dla
dorosłych.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">O
czym myślisz? – zapytał Albert, masując wnętrze ud kochanka.
Chciał, żeby Maks sam się nakręcił, gdyby on nie dał rady go
podniecić. Coraz częściej bał się, że nie będzie potrafił
tego zrobić.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">O
tobie – odpowiedział i uśmiechnął się do niego szeroko. – Że
cholernie seksownie wyglądasz tam na dole.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Kącik
ust Alberta drgnął, ale przez strumień wody zalewający jego
twarz, Maks nie mógł tego dostrzec. Zamknął oczy i odetchnął,
gdy kochanek w końcu sięgnął po jego penisa i zsunął napletek.
Zamruczał z uznaniem, ale zaraz wydał z siebie cichy okrzyk, gdy
Albert bardzo delikatnie zahaczył zębami o główkę penisa.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Uwielbiał
to. Nawet jeżeli Albert nie był najlepszym kochankiem, z jakim spał
i który zadowalał go ustami, to i tak za nic nie zamieniłby teraz
Minierskiego na kogokolwiek innego. Może i czasem ich seks był
nieporadny, ale to się nie liczyło, bo przecież ważniejsze od
idealnego zbliżenia było bycie podczas niego sobą. I nawet jeżeli,
tak jak teraz, Albert dość nieumiejętnie zassał się na jego
penisie, to nie miało to najmniejszego znaczenia.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Rany
– sapnął, czując, jak drżą mu nogi. Dawno już tego nie
robili, a od dwóch dni nawet nie pomagał sobie ręką, tak jak to
robił zawsze po porannym wzwodzie, kiedy zamykał się sam na sam w
łazience. Wiedział, że orgazm będzie spory.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Albert
oddychał z trudem przez nos, mając zamknięte oczy. On nie czuł z
tego żadnej przyjemności, ale i tak chciał to zrobić, właśnie
dla Maksa. Zaczął masować bok jego ciała, poruszając szybko
głową. Czuł, że kochanek był już blisko.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">A
ty? – sapnął Maks, wiedząc, że zaraz dojdzie. Nim weszli pod
prysznic, myślał, że ich zbliżenie potoczy się trochę
inaczej... ale usta tez były dobrą opcją.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Najpierw
ty – mruknął Albert, kiedy wyciągnął penisa z ust i zaczął
masturbować go ręką. Wiedział, że on nie da rady dzisiaj dojść,
więc wolał, żeby Maks osiągnął orgazm bez martwienia się o
niego. Wreszcie doszedł, rozlewając się w dłoni kochanka i
opryskując mu twarz. Spojrzał w dół, na partnera, który zaczął
ścierać spermę z policzka, na ten widok aż się roześmiał.
Ukucnął i spojrzał Albertowi w oczy, po czym pochylił się i
liznął jego brodę, na której wciąż znajdowała się biaława
kropla.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Albert
zaśmiał się i przechylił głowę tak, żeby pocałować Maksa. To
akurat zawsze sprawiało mu przyjemność.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Kończymy
i idziemy do sypialni? – zapytał cicho, obejmując go ramieniem za
szyję. Przechylił się tak, żeby nie być pod strumieniem wody.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Jeszcze
ty – powiedział z zadowoleniem Maks i sięgnął między jego
nogi, ale nagle zrozumiał, że właściwie nie miał co kończyć.
Albert nie był podniecony. Na jego twarzy momentalnie pojawił się
wyraz zdumienia, a później coś na kształt zawodu. – Ty nie...?</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Jestem
zmęczony. To przez leki – wytłumaczył szybko Albert, wstając.
Na twarz wstąpił mu rumieniec wstydu. Wiedział, że Maks oczekiwał
czegoś innego. Chciał się z nim kochać, a nie strzepać ręką,
jakby byli jakimiś nastolatkami.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Jabłoński
spojrzał na niego z dołu, a następnie powoli się podniósł.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Wiesz,
że nie musiałeś? – zapytał. – Mogłeś mi powiedzieć, że
nie masz siły, cholera – warknął i nerwowym gestem przeczesał
swoje czarne włosy. – Czuję się teraz tak, jakbym cię
wykorzystał.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Jakbym
nie chciał, nic bym nie zrobił – wytłumaczył się Albert, mając
nadzieję, że Maks nie dostrzeże jego rumieńca. Przez tę rozmowę
zaczął się jeszcze bardziej denerwować. – Daj spokój, Maks.
Kąpmy się i... no chodźmy spać, co? Jutro mam pracę.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Jabłoński
w odpowiedzi westchnął ciężko i zerknął na Alberta z poczuciem
winy. Nic jednak nie powiedział, sięgnął tylko po żel i zaczął
namydlać swoje ciało. Był zły nie na kochanka, ale na siebie, za
swój nacisk. Do cholery, przecież wiedział, ze jego partner źle
się czuł, dał mu się jednak zwieść, nabrał się na jego
udawane żwawe ruchy, na jego uśmiech, sugerujący, że już
wszystko było dobrze. Zapomniał jednak, że Albert był świetnym
aktorem, a on nie od razu nauczył się wyczuwać u niego kłamstwo.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">*</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Maks,
gdy już leżeli w łóżku, zaczął się zastanawiać, jak powinien
pomóc Albertowi. Nie chciał, żeby mieli takie problemy. Minierski
już dawno powinien zostawić za sobą przeszłość i spróbować
żyć normalnie. Bez zadręczania się i szargania sobie nerwów na
domysłach, co by było gdyby...</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Przewrócił
się na bok i spojrzał na profil kochanka. Słyszał jego
równomierny oddech świadczący o tym, że Albert spał. Nie chciał
go budzić, chociaż akurat w tym momencie miał ochotę przytulić
się do niego. Nic jednak nie zrobił, wciąż tylko wpatrywał się
w jego spokojną twarz. Lubił obserwować partnera podczas snu, do
czego nigdy mu się nie przyznał. Albert pewnie by się zawstydził,
pomyślał z lekkim uśmiechem na ustach, kiedy uniósł się na
ramieniu, by móc przyjrzeć mu się jeszcze dokładniej. Jego lekko
rozchylonym wargom i drgającym powiekom. Gdyby mógł... –
pomyślał, nie odrywając od Alberta spojrzenia – gdyby tylko
mógł, z pewnością zmieniłby przeszłość. Przez to co się
wydarzyło, normalne funkcjonowanie ich związku zostało zaburzone.
Wcześniej miał nadzieję, że ten dom im pomoże, ale było
odwrotnie.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Może
dlatego, że to miejsce miało już swoją historię? Nie było tylko
pustymi ścianami bez wspomnień. W każdym pokoju coś się kryło,
coś, czego nie mogli zamazać samą swoją obecnością.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Jego
myśli, jakoś tak bezwiednie, ale za to niezwykle płynnie, przeszły
z tematu domu, do tego, co mówił mu dzisiaj Albert, czyli do wizyty
sąsiada. Chyba pamiętał go z dzieciństwa. Wiedział, że ktoś
był, że jego ojciec nawet go lubił, jednak nie potrafił przywołać
sobie obrazu twarzy tego mężczyzny. Ze wspomnieniami z okresu
szczeniackiego tak już jest, że czasem wiele wydarzeń i postaci
zlewało się w jedno, tworząc ciężką do rozpoznania masę.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Zastanawiało
go tylko jedno – dlaczego obcy mężczyzna wspomniał o jego babce?
Dlaczego, do cholery, kobieta, która umarła kilkanaście lat temu,
wciąż była obecna w jego życiu? Dlaczego nawet głupi sąsiad o
niej pamiętał i ją wspominał? Kim takim była ta stara baba, by
tak ją rozpamiętywać?</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Wciąż
czyścili dom z jej katolickich naleciałości, z jej zgorzkniałej
wiary w to, że relikty świętych jakkolwiek pomogą.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Maks
był już zmęczony, gdy przypominał sobie kolejne fragmenty swojego
dzieciństwa, a gdy zaczął myśleć o swojej mamie, nawet nie
wiedział kiedy zasnął.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Siedzi
w salonie, przed telewizorem. Jest dosyć ciemno, słońce powoli
chyli się ku zachodowi, dni stają się coraz krótsze, ma coraz
mniej czasu na zabawę. Właśnie dlatego nie lubi zimy, nawet jeżeli
są święta, a święta przecież uwielbia. Jego wzrok odrywa się
od wypukłego ekranu, na którym przewijają się kolejne obrazy
przygód Kaczora Donalda i pada na stół. Leży na nim duży – za
duży jak mu się wydaje – drewniany różaniec. Paciorki wydają
się wielkie, bardzo nieporęczne. Sięga po niego, by im się
bardziej przyjrzeć. Robi to z nudów, w końcu ten odcinek bajki już
oglądał, wie, że zaraz Kaczor Donald zgubi prezent dla Daisy i że
przyjdzie na jej urodziny z pustymi rękami.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Co
to robisz, baciarzu<a class="sdfootnoteanc" href="https://www.blogger.com/blogger.g?blogID=458945893388898904#sdfootnote1sym" name="sdfootnote1anc"><sup>1</sup></a>?
– słyszy krzyk swojej babci i momentalnie zostawia różaniec.
Ogląda się na drzwi. Kobieta stoi w nich przygarbiona, a jej
posępna twarz ściąga się w gniewie, uwydatniając jeszcze więcej
zmarszczek. Wygląda strasznie, jak zwykle zresztą, z pożółkłymi
gałkami ocznymi, w tych swoich starych, wyciągniętych i
śmierdzących naftaliną ubraniach.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">N-nic
– zająkuje się, szybko odsuwając się na drugi koniec kanapy.
Patrzy na nią szeroko otwartymi oczami, w myślach powtarzając
sobie: „idź już, idź, idź”. Cały czas stara się jej unikać,
boi się jej i tylko przy mamie czuje się bezpieczny. Ale mamy tu
nie ma, jest w sklepie, wróci za pół godziny.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Tyle
razów mówiłam, żebyś nie dotykał moich różańców brudnymi
paluchami! – krzyczy na niego, zabierając różaniec, żeby
wytrzeć go o materiał spódnicy.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Prze-przepraszam
– mówi z trudem i ma ochotę się rozpłakać. Powstrzymuje jednak
cisnące mu się do oczu łzy. Patrzy na babcię z przerażeniem,
czując jak serce łomocze mu w piersi ze strachu. Nic przecież nie
zrobił! Wziął tylko różaniec! Tylko go obejrzał! Nic nie
popsuł!</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Nagle
obudził się, a jego głośny, świszczący oddech odbijał się od
ścian sypialni. Albert spał do niego odwrócony plecami, niczego
nieświadomy. Maks był cały spocony i napięcie wciąż z niego nie
opadło, gdy powoli zaczynał sobie uświadamiać, że to był tylko
sen. Nawet nie koszmar, bo babcia przecież tylko na niego krzyczała,
tylko... Zamarł, gdy usłyszał trzask, a później skrzypienie na
korytarzu. Jego dłoń mimowolnie zacisnęła się na kołdrze, a
wzrok z przestrachem spoczął na zamkniętych drzwiach od ich
sypialni. Powinien wstać i sprawdzić, pomyślał, jednak nie
wykonał żadnego ruchu, miał ochotę nakryć się pierzyną po same
uszy, jak dzieciak i mieć nadzieję, że to tylko jego wyobraźnia.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Co
się stało? – usłyszał obok głos Alberta. Kochanek patrzył na
niego w ciemności, obserwował go z uwagą i napięciem.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Maks
prawie podskoczył i obejrzał się na Minierskiego z szeroko
otwartymi oczami.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Nie
śpisz? – wycedził. Przez chwilę znów poczuł się jak
wystraszony, ośmioletni chłopczyk.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Nie,
obudziłem się i... – Zmarszczył brwi i zamilkł, wsłuchując
się w ciemność. Dopiero po chwili się zreflektował. – Czemu
nie śpisz?</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Po
prostu... – Maks przełknął i położył się przy Albercie. –
Miałem głupi sen – powiedział, starając się uspokoić.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Jaki?
– zapytał Albert i wyciągnął rękę, żeby dotknąć policzka
partnera. Cisza, która ich otaczała i ciemność nocy, zapach snu,
sprawiały, że Albert poczuł przyjemne napięcie, dziwne wibracje w
ciele, gdy uświadomił sobie jak intymna była ta sytuacja. Teraz
poczuł, że mógłby się nawet kochać z Maksem.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Nie
pamiętam – mruknął, nie chcąc wdawać się w szczegóły i
przypominać sobie tamtego snu. Dość już miał wspominania babci,
chciał o niej zapomnieć, chciał, by ta kobieta umarła całkowicie,
a nie żyła w jego głowie, co rusz mu przypominając, jak bardzo
bał się jej jako ośmiolatek. – Wiem tylko, że był głupi –
powiedział i uśmiechnął się lekko w ciemności. – Przepraszam,
że cię obudziłem.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Nie
obudziłeś mnie – wyjaśnił od razu mężczyzna, nie będąc do
końca pewny, dlaczego się ocknął ze snu, ale na pewno nie przez
kochanka. Nie czuł jego ruchu ani głosu.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Maks
zerknął na niego, ale nic nie powiedział, tylko przesunął się
bardziej na stronę Alberta, prosto w ciepło bijące od jego ciała
pod kołdrą. Nic nie mówił, czasem milczenie było najlepszym
wyjściem, czasem po prostu nie było sensu wypowiadać czegoś na
głos, bo potrafili już się przecież zrozumieć bez słów.
Wychylił się i pocałował lekko jego nagie ramię, starając się
uspokoić... Musiał to zrobić, bo w końcu zwariuje.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Ja
też nie pamiętam, co mi się śniło – szepnął Albert,
uśmiechając się lekko. Objął Maksa i wsunął nos w jego włosy.
Wdychał ich ziołowy, świeży zapach. Wciąż były trochę
wilgotne.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Na
twarzy Maksa pojawił się spokojny uśmiech, zdał sobie sprawę, że
tylko w ramionach Alberta, tych wątłych, chudych rękach, czuł się
tak, jak powinien. Na swoim miejscu.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Śpijmy
– mruknął, ani na chwilę się od niego nie odsuwając. –
Dobranoc.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">*</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black;"><span style="font-family: inherit; font-size: small;"><i>Poniedziałek,
1 czerwca 2015</i></span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Maks,
nie wiedzieć dlaczego, obudził się przed Albertem, co dla nich
było pewnego typu nowością, bo Jabłoński zawsze lubił sobie
pospać. I na pewno nie wstawał przed szóstą, czyli przed
budzikiem swojego partnera. Tego ranka jednak było inaczej, źle mu
się spało, całą noc się budził i przez męczące go sny, czuł
się tylko bardziej zmęczony. Już nie pamiętał, co dokładnie mu
się śniło, ale na pewno pogorszyło mu to humor na cały poranek.
Może gdy zje i napije się kawy, zapomni o nocnych marach i zajmie
się tym, co dzisiaj powinien zrobić?</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Ostrożnie
zszedł z łóżka, zabierając ze sobą komórkę. Sprawdził
godzinę, gdy wychodził na korytarz i zauważył, że ktoś do niego
dzwonił. Zanim jednak wszedł w historię połączeń, drgnął, gdy
poczuł na policzku chłodny powiew. Obejrzał się za siebie, ale
zobaczył tylko pusty korytarz. Aż przeklął pod nosem, pokręcił
głową i zszedł na dół, przez tę noc był naprawdę
rozdrażniony.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Lewiatan,
gdy tylko usłyszał kroki na schodach, podniósł się i stanął u
ich podnóża, wyczekując swojego pana.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Hej
– rzucił Maks z lekkim uśmiechem, po czym pogłaskał go lekko za
uchem. Ruszył w kierunku salonu, skąd wypuścił zwierzę na ogród.
Przyjrzał się uważnie, czy na ich posesji nie kręcił się ten
wścibski sąsiad, po czym skierował się do kuchni. W międzyczasie
zerknął na telefon. Dzwonił do niego jakiś numer zastrzeżony,
więc podejrzewał, że ktoś się po prostu pomylił.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Chciał
poprawić Albertowi nastrój i zrobić mu śniadanie do łóżka.
Może dzięki temu jego partner zdoła się odprężyć. Gdy wszedł
do pomieszczenia, skierował się do lodówki, żeby wyciągnąć z
niej wszystkie potrzebne produkty, ale zatrzymał się, gdy jego
uwagę przykuł strzępek papieru znajdujący się na stole. Aż
zamarł, ale wreszcie ruszył do mebla i wyciągnął lekko drżącą
dłoń.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">To
była fotografia, stara, pożółkła fotografia do dokumentów.
Znajdowała się na nich młoda kobieta. Maks nie potrafił dokładnie
określić wieku, ale podejrzewał, że nie mogła mieć więcej niż
dwadzieścia pięć lat. Miała czarne włosy spięte w elegancki
kok, ciemne usta i przeszywające spojrzenie, które coś mu
przypominało. Ta kobieta była jego babcią.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Aż
przełknął ślinę, zaczynając gorączkowo się zastanawiać, co
to zdjęcie tu robiło. Kto je, do cholery, przyniósł!? Odwrócił
fotografię i dostrzegł z drugiej strony jakieś zdanie zapisane
starannym pismem.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">„<span lang="pl-PL">Módlmy
się za tych, którzy nie mają grobu swych dzieci, aby odnaleźli
spokój duszy.”</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Maks
wpatrywał się w nie tępym wzrokiem, licząc na to, że zaraz
zniknie. Co to znaczyło? Dlaczego jego babcia albo ktokolwiek inny
miał napisać coś takiego na odwrocie tego zdjęcia? Przeszedł go
zimny dreszcz, gdy znowu odwrócił fotografię i spojrzał na
wizerunek matki swojego ojca. Była przerażająca, nawet jako młoda
kobieta, stwierdził bez wątpliwości i podszedł do zlewu. Nie
będzie tutaj trzymał takich zdjęć. Spali je. Tylko, do cholery,
kto je tu przyniósł? Albert? Ale skąd by je wziął i dlaczego
miałby je kłaść na stole? Może je znalazł w jakimś z
rodzinnych albumów i chciał mu fotografię pokazać ze względu na
napis?</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Nie
zastanawiając się więcej, złapał za podpałkę do pieca gazowego
i już po chwili przyłożył ogień do koniuszka zdjęcia. Patrzył,
jak gorący, pomarańczowy płomień zaczyna trawić fotografię i
zmienia kolor na niebieski.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Dopiero
wtedy poczuł się lepiej. Już żadnych takich zdjęć, musi o tym
zapomnieć. Zrobił śniadanie dla siebie i Alberta. Jajecznicę,
tosty i przygotował jeszcze serek wiejski. Kawę nalał do dwóch
kubków i położywszy wszystko na wielkiej tacy, skierował się na
górę.</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Nie
rozglądał się już dookoła, szybko ruszył do sypialni, nie chcąc
nawet myśleć o tym zdjęciu chociaż... chociaż może powinien
wypytać o nie Alberta?</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">O,
wstałeś – powiedział, widząc jak jego kochanek się przebudza.
Położył tacę w nogach łóżka a sam pochylił się do Alberta i
pocałował go w policzek. – Dzień dobry.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Dzień
dobry. – Albert spojrzał na niego najpierw zdziwiony, a dopiero
później na jego twarzy pojawiło się zaniepokojenie. Maks nie
wstawał wcześniej. – Nie mogłeś spać? – zapytał, a kolejny
szok przyszedł w momencie, gdy zobaczył, że Jabłoński zrobił
śniadanie. – Zapomniałem o czymś?! – zaniepokoił się, bojąc
się, że pominął jakąś ważną rocznicę.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Maks
zaśmiał się, widząc jego zmieszanie. Pokręcił głową.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">To
już nie mogę zrobić ci śniadania rano?! – wytknął mu i
sięgnął po tacę. – To z żadnej okazji, po prostu chciałem –
mruknął, czując się trochę niepewnie. Lubił robić Albertowi
takie niespodzianki, przygotowywanie mu jedzenia do pracy także mu
nie przeszkadzało, czasem jednak zdawał sobie sprawę, jaki był
kiedyś... a kiedyś z pewnością nie przynosiłby swojemu facetowi
(mężowi, jak czasem go nazywał w myślach) kawy do łóżka. To
przy Albercie tak zmiękł.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Albert
zaczerwienił się lekko, ale odpowiedział na jego słowa uśmiechem.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Dzięki
– rzucił i odebrał od Alberta talerz. Wygładzili kołdrę, żeby
położyć tacę między nimi. – Mam nadzieje, że kawa się nie
rozleje – dodał i zdecydował, że lepiej będzie, gdy odłożą
ją na szafki nocne. – Dobre – przyznał, gdy spróbował
jajecznicy. Maks robił świetną jajecznicę, chociaż czasem
zdarzały mu się wpadki z przypaloną cebulą albo zbyt mocno
ściętymi jajkami.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Cieszę
się – powiedział i uśmiechnął się do Alberta, patrząc jak
ten je ze smakiem. Dawno już tak nie było, Albertowi wciąż
brakowało apetytu. – A... znalazłeś gdzieś jakąś fotografię?
– postanowił zapytać.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Albert
odłożył z brzękiem sztućce i odetchnął ciężko.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">O
czym zapomniałem? Maks, naprawdę, powiedz mi. Przepraszam –
jęknął, denerwując się, bo już był pewny, że przegapił jakąś
rocznicę. Maks zrobił mu niespodziankę, a on nawet nie znalazł
jakiegoś zdjęcia, które partner dla nich przygotował!</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Maks
odetchnął ciężko.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Nie
o to chodzi – powiedział i wydął wargi. – Rano jak zszedłem
na dół, na stole leżało stare zdjęcie mojej babci – wyjaśnił
dość nerwowo, zerkając od czasu do czasu na partnera. – I po
prostu zastanawiam się, skąd ono się tam wzięło.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Stare
zdjęcie... – Albert zmarszczył brwi, analizując informacje. –
Nie przypominam sobie, żebym jakieś znalazł.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Po
plecach Maksa przebiegł nieprzyjemny dreszcz. On przecież też nic
takiego nie znalazł! A już na pewno nie kładł tego na stole w
kuchni.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Mhm
– mruknął i popił kawy, zapatrując się na własne nagie kolana
pokryte ciemnymi, lekko kręconymi włoskami. – Może ja o czymś
zapomniałem – rzucił, nie chcąc denerwować kochanka.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">A
może ja o czymś zapomniałem? Wiesz, jaki teraz jestem. Może
Lewiatan coś znalazł i przywlókł – rzucił szybko Albert i
uśmiechnął się lekko. Nie miał pojęcia, jak to przeklęte
zdjęcie znalazło się w kuchni, ale wiedział, jak kochanek
reagował na swoją babcię. Obaj chcieli całkowicie wyeliminować
ją z tego domu i Albert miał nadzieję, że z czasem zaczną
zapominać o tych przeklętych chrześcijańskich reliktach.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Może
– przyznał mu rację, pochylił się i z rozpędu pocałował go w
policzek. – A ty jak się dzisiaj czujesz? – zmienił temat, nie
chcąc już powracać na tematy babci.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Chyba
okej. Dzisiaj... jest dobrze. – Kiwnął głową i wrócił do
jedzenia. Sięgnął po kawę i upił trochę. – Ile mam czasu do
pracy? – zapytał i zerknął na swoją komórkę.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Masz
czterdzieści minut – powiedział, zerkając mu przez ramię na
wyświetlacz. – Może w tym tygodniu gdzieś wyjdziemy? Do kina? –
zaproponował, czując, że powinni coś zrobić razem i nie spędzać
wszystkich dni w tym domu.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Albert
zgodził się i razem spróbowali uzgodnić najlepszy termin. Później
niestety Minierski musiał zbierać się już do pracy i znowu
zostawił Maksa samego. W pustym domu, gdzie jedynym jego towarzyszem
na najbliższe godziny został Lewiatan.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">*</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;"><i>Czwartek, 28
grudnia 1995</i></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Maks
siedział przy stole i bawił się samochodzikiem, którego dostał
pod choinkę od święteg Mikołaja. Jeździł nim po ceracie, aż tu
nagle spowodował wypadek. Auto nie wyrobiło na zakręcie i uderzyło
w stojący nieopodal czołg. Rozległ się wielki huk, wybuch
płomień, który zaczął trawić oba pojazdy.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Maksiu,
przesuniesz się? – usłyszał głos mamy, przerywający całe
makabryczne wydarzenie. – Chcę tu postawić garnek z ziemniakami,
idź pobawić się gdzie indziej – poprosiła go.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Co
będzie na obiad? – zapytał i zachichotał, kiedy spojrzał na
mamę. Miała policzki ubrudzone mąką.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Schabowe,
kochanie. Dostałam od koleżanki buraki, więc mam nadzieję, że
zjesz? – zapytała i uśmiechnęła się do syna, który niechętnie
kiwnął głową. – Musisz jeść warzywa, żeby być silny.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Ale
tylko trochę – burknął niezadowolony. – A po obiedzie będę
mógł batona? – zapytał z nadzieją.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">A
nie chcesz ciasta? Zrobiłam sernik z czekoladą. – Mama
uśmiechnęła się, gdy Maks odsunął się, a ona odłożyła
ziemniaki na stół. Nagle jednak zadzwonił dzwonek. – Och, wiesz
co, to chyba listonosz. Tata czeka na ważną przesyłkę. Zostań
tutaj – dodała i wyszła pośpiesznie, żeby otworzyć drzwi. –
Mamo, obiad zaraz będzie! – rzuciła jeszcze do babci Maksa, która
akurat schodziła ze schodów. Już w kuchni chłopiec usłyszał jej
narzekania.</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Kobieta
weszła do pomieszczenia, podpierając się laską. Rozejrzała się
dookoła i skrzywiła, jakby zobaczyła coś bardzo nieprzyjemnego
dla oka.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Coby
ta tumanka tyle nawarzyła, a taki bajzel zostawia – zawarczała. –
Sam syf! Ta franca wstydu ni ma, ja bym się wstydziła tak wsztko
zostawić! – prychała, przesuwając stojące na blacie kuchennym
garnki. – Wiejska dziewucha, porządku to za grosz nikt jej nie
nauczył – mruczała pod nosem z nienawiścią. – Nie umisz jej
pomóc, huncwocie<a class="sdfootnoteanc" href="https://www.blogger.com/blogger.g?blogID=458945893388898904#sdfootnote2sym" name="sdfootnote2anc"><sup>2</sup></a>?
Twój tatko jak był już takim wielkim chłopcem jak ty, wszystko mi
pomagał, wszystko! – krzyknęła i zakaszlała. – A twoja matka
cały czas cię rozpieszcza. Kto to widział, żeby taki chłopak
bawił się jeszcze zabawkami! Powinieneś pomagać rodzicom!</span></span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Maks
popatrzył na nią przerażony. Była wiedźmą! – pojawił się w
jego głowie ostrzegający głos. Dlatego cały czas tak mruczała
pod nosem, odprawiała wtedy czary! Po jego plecach aż przebiegł
nieprzyjemny dreszcz, nie czekając dłużej wstał i pobiegł w
kierunku wyjścia, bojąc się, że coś stało się jego mamie. Na
pewno rzuciła na nią jakąś klątwę!</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">Gdy
dobiegł do swojej rodzicielki, która właśnie zamykała drzwi za
listonoszem, dopadł do niej i przytulił ją mocno.</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">– <span lang="pl-PL">Babcia
jest wiedźmą! Czarownicą! – krzyknął, a pod jego powiekami
zebrały się łzy.</span></span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div align="LEFT" lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">*</span></div>
<div align="LEFT" style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div dir="LTR" id="sdfootnote1">
<div class="sdfootnote" style="margin-left: 0cm; orphans: 1; text-indent: 0cm;">
<span style="font-family: inherit;">1.W gwarze krakowskiej baciarami, nazywa się łobuzów</span></div>
</div>
<div dir="LTR" id="sdfootnote2">
<div class="sdfootnote" style="margin-left: 0cm; orphans: 1; text-indent: 0cm;">
<span style="color: black; font-family: inherit;">2. Gwara
krakowska: huncwot to łobuz</span></div>
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div id="sdfootnote1">
<div class="sdfootnote">
<br /></div>
</div>
<div>
<div id="sdfootnote2">
</div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-18156474865752594922015-12-25T14:01:00.000+01:002015-12-25T14:24:48.183+01:0012. Lingerie: Satynowe szorty<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Tak jak zapowiadałyśmy, dzisiaj kolejna publikacja z okazji świąt. Mamy nadzieję, że rozdział <i>Lingerie </i>Wam się spodoba, życzymy miłego czytania i zapraszamy jeszcze jutro. ;) </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
Rozdział
12. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
Satynowe szorty </div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Oparł
się o zimny mur, który trochę go ostudził. Nic nie mógł zrobić.
Nie wiedział nawet, gdzie ten facet wywiózł jego przyjaciela i co
się teraz z nim stanie. Jakby automatycznie sięgnął do swojego
smartphona i wykonał drugi telefon. Tym razem do Samuela. Nie
wiedział co innego mógłby zrobić. Dzwonić na policję? Po co?
Żeby wpakować się w jakieś kłopoty? Z nerwowo bijącym sercem
wsłuchał się w dźwięk nawiązywanego połączenia. Samuel jednak
nie odebrał, więc wybrał numer ponownie. <i>Sam</i>, <i>proszę cię</i>,
błagał go w myślach.
</div>
<a name='more'></a><br />
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Halo? – usłyszał chłodny głos Samuela, mężczyzna
najwidoczniej wciąż był na niego zły.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Sammy – powiedział niemal z ulgą, odchylając głowę do tyłu i
opierając ją o zimny mur. – Był tu ten facet... ten co kiedyś
chciał mnie wziąć siłą... łysy – mówił bez składu,
denerwując się. Alkohol, mimo że nie wypił go wcale tak dużo,
też zrobił swoje.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Gdzie? – Samuel nie za bardzo rozumiał słowotok Dylana. Szybko
poznał, że kochanek był pijany.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– W
Fubaru – odpowiedział. – Mike z nim poszedł. Wywiózł go
gdzieś. Nie wiem, gdzie jest – sapnął, denerwując się coraz
bardziej, bo z każdą chwilą docierało do niego, w jakim jego
przyjaciel jest niebezpieczeństwie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Poszedłeś do klubu?! – zapytał ze złością Faulkner, zupełnie
ignorując resztę wypowiedzi Dylana. – Mówiłeś, kurwa, że
idziesz się tylko spotkać z tym swoim pieprzonym przyjacielem! –
warknął, czując, że Dylan nie grał do końca fair w stosunku do
niego.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Byłem! Poszliśmy na drinka, Mike naprawdę jest w ciężkiej
sytuacji i tego potrzebował – jęknął. – Sam, i on teraz go
zabrał. Ten z MS-13 – dodał, żeby Samuel nie miał wątpliwości.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
W
słuchawce panowała chwila ciszy. Samuel bił się w myślach, bo
nie wierzył Dylanowi, że poszli tylko na drinka. Mogli równie
dobrze iść do mieszkania wypić i porozmawiać, a nie od razu do
klubu. Do klubu chodziło się tylko w jednym, wiadomym celu.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Wróć taksówką – zaproponował w końcu, mimo wszystko nie
chcąc, żeby Dylan błąkał się tam pijany i samotny.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Ale
zabrał Mika! – odpowiedział chłopak, nie wierząc, że Samuel
tak po prostu to zignorował. – Musisz mi pomóc go znaleźć,
jeszcze coś mu zrobi... – dodał, czując jak mu serce łomocze w
piersi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– I
co ja mogę niby zrobić? – zapytał ze zniecierpliwieniem Sam. –
Wracaj do domu, chyba że chcesz dać komuś dupy, to droga wolna. –
Nie mógł ukryć zazdrości. Był głupi, jeżeli sądził, że
Dylan będzie traktował go na równi, nie był Taylorem, ani żadnym
innym jego facetem. Gdyby nie uratowałby mu życia, pewnie szybko by
zerwali.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Dylan
na chwilę aż zamarł. Nie spodziewał się czegoś takiego po
Samuelu.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Naprawdę myślisz, że przyjechałem tu, żeby dać komuś dupy? –
warknął do słuchawki.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– A
po co miałbyś iść do klubu? Mogłeś się spotkać w innym
miejscu z tym swoim przyjacielem. Wracaj do mnie – dodał, chociaż
wątpił, że Dylan posłucha.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Sam, on potrzebował gdzieś wyjść! – sapnął, sam nie wiedząc,
dlaczego tak się tłumaczył. – Stracił pracę i na dodatek
okazało się, że spał z facetem, który ma HIV!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Samuel
zamilkł na chwilę, nie wiedząc, czy Dylan kłamał, czy naprawdę
tak właśnie było z Mikiem. Nie wiedział, co miał o tym wszystkim
myśleć.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Wróć taksówką do domu, nie siedź tam sam – mruknął w końcu
już łagodniejszym tonem. Mimo wszystko chciał mieć Dylana przy
sobie.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– A
co z Mikiem? – zapytał zrezygnowany. – Może mu się coś stać?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Nie
wiem. Jesteś pewny, że poszedł z tym facetem? Tobie nic nie chciał
zrobić? – zapytał od razu, chcąc mieć pewność, że Dylan był
bezpieczny.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Nie
wiem – mruknął. – No raczej nie. Nie widziałem go wcześniej w
tym klubie, dopiero jak zabierał Mika – westchnął ciężko,
czując się jeszcze bardziej pijany niż chwilę wcześniej. –
Boję się o niego.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Wróć do domu – rzucił Samuel, nawet nie zdając sobie sprawy,
jak nazwał swoje mieszkanie. – Tam na miejscu nic nie zrobisz.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Dylan
skrzywił się. Faktycznie niewiele mógł, ale Samuel w końcu miał
już większe pole manewru. Musiał mu zaufać.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Okej – mruknął. – Spróbujesz się czegoś dowiedzieć?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Samuel
już nie odpowiedział. Po prostu się rozłączył, dając Dylanowi
do zrozumienia, że nie będzie już dłużej prowadził tej rozmowy
przez telefon. Roberts spojrzał zdziwiony na smartphona i zmarszczył
brwi. Nie spodziewał się tego, ale przecież Samuel jeszcze nigdy
go nie zawiódł. Na pewno pomoże, pocieszył się i ruszył w
stronę taksówek, po drodze jeszcze wybierając numer przyjaciela.
Odpowiedziała mu poczta głosowa.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
*</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Samuel
usłyszał, jak ktoś otwiera drzwi. Aż odetchnął z ulgą, bo
przez cały czas oczekiwania na powrót Dylana, denerwował się. W
głowie miał miliony niepotrzebnych myśli dotyczących tego, że
jego kochanek pojechał z kimś do domu, wrócił do zabawy w klubie,
czy jeszcze wiele innych, irracjonalnych pomysłów. Szybko jednak
przypominał sobie, że Dylan martwił się o kolegę. W takim stanie
nie zacząłby raczej imprezować.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Sam? – usłyszał w przedpokoju i już po chwili w drzwiach
sypialni pojawił się jego kochanek, wyglądający jak siedem
nieszczęść. Był zaczerwieniony od alkoholu, trochę potargany, a
ubranie miał wymięte.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– W
końcu – mruknął Samuel i zsunął się na brzeg łóżka, ale
nie wstał do Dylana. – Wszystko w porządku?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Dylan
podszedł do niego. Był zmęczony i jedyne już o czym marzył, to
sen. Stres bardzo go wykończył.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Zajmiesz się tym? – zapytał, patrząc na niego prosząco.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Nic
nie robiłeś w tym klubie? – Samuel spojrzał na niego
podejrzliwie, szukając na ciele kochanka jakichś śladów dotyku
innego mężczyzny. Do obłędu doprowadzała go myśl, że ktoś
mógłby mieć Dylana.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Nie
– odpowiedział i usiadł przy nim. Niewiele myśląc przytulił
się do niego. Był pijany, ale też potrzebował jakiegoś
zapewnienia, że nie jest z tym wszystkim sam. W końcu w pojedynkę
nie pomoże Mikowi, bo co on mógłby zrobić? Nie miał nawet
najmniejszego pojęcia, gdzie tamten dziad mógł go wywieźć. –
Martwię się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Masz głupiego kolegę – zawyrokował Sam, trochę rozmiękczony
zachowaniem Dylana. Objął go ramieniem i uśmiechnął się lekko,
dopiero teraz czując się pewniej. Przysunął twarz do szyi
kochanka, ale nie wyczuł zapachu obcych mężczyzn. Przez całą
imprezę Dylan nie miał w końcu z nikim kontaktu oprócz Mika, a on
z kolei używał słabych, tanich perfum, które szybko wietrzały.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Nic
mu nie zrobi? – pytał dalej Dylan, szukając u Samuela oparcia.
Przysunął się jeszcze bardziej, obejmując go w pasie obiema
rękami. Chciał tylko nie być z tym sam, takie problemy po alkoholu
wyglądały zupełnie inaczej. Może nie gorzej, ale po prostu
inaczej. Przerastało go to wszystko i potrzebował osoby, która
powiedziałaby mu, że wszystko będzie dobrze. Nawet jeżeli to nie
byłaby prawda.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Samuel
westchnął ciężko, nie mając siły ani dogadywać się teraz z
Dylanem, ani tym bardziej szukać jego kolegi. To że Mike poszedł z
tym mężczyzną, było tylko i wyłącznie jego winą, a on miał
wystarczająco dużo problemów, żeby nie szukać sobie kolejnych.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Nic
mu nie będzie, zobaczysz – obiecał i poklepał Dylana po plecach.
– Chodź spać, bo już jestem zmęczony. Ty też. Zamknąłeś
drzwi?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Mhm
– mruknął i zerknął na Samuela. Pochylił się do niego i
pocałował go w policzek, pewny, że mężczyzna mu na pewno pomoże.
Nie zostawiłby jego przyjaciela w takiej sytuacji.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Ściągnął
z siebie koszulkę i spodnie, po czym sięgnął po leżące na
poduszce satynowe, bladoróżowe szorty z koronką przyszytą u
nogawek. Nie miał siły iść się myć, zbyt wiele się wydarzyło.
Położył się więc od razu do łóżka i poczekał aż Faulkner do
niego dołączy, a gdy to zrobił, gasząc wcześniej światło,
Dylan od razu przysunął się do jego boku.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Nie
poszedłem tam, żeby szukać jakiegoś faceta – powiedział, sam
nie wiedząc, dlaczego się tłumaczy. W tym stanie miał bardzo
rozwiązany język i nie zastanawiał się nawet, co takiego opuszcza
jego usta.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– To
chciałeś znaleźć kogoś dla kumpla? – zapytał Samuel,
przyciskając do siebie gorące, półnagie ciało kochanka.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Mhm, bo na początku myślałem, że zerwał z facetem –
powiedział. – Dopiero później mi powiedział, że może mieć
HIV – dodał już ciszej, sam nie mogąc w to uwierzyć. Mike
przecież tak szybko nie ufał obcym facetom, nie pozwalał im się
pieprzyć bez zabezpieczenia.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Uważaj na niego. – Sam westchnął ciężko, zamykając oczy.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Dylan
jeszcze wychylił się, żeby pocałować Samuela w bok szyi, po czym
ułożył się obok niego, czując się bezpiecznie. Zawsze mógł w
końcu liczyć na Faulknera, był pewny, że i teraz mężczyzna go
nie zawiedzie. Już na pewno coś zrobił, żeby zlokalizować Mika,
pocieszył się i uśmiechnął pod nosem, powoli zasypiając w
ramionach Sama. Oddech kochanka go uspokajał i wydawał się
zapewniać, że wszystko będzie dobrze.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
*</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Rano
Samuela obudził ruch obok siebie. Dylan siedział na łóżku, z
telefonem przyciśniętym do ucha. Faulkner skrzywił się i dotknął
nagich pleców kochanka.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Chodź spać – mruknął, niezadowolony, że został obudzony.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Mike dalej nie odbiera – sapnął i odwrócił się do Samuela. –
Coś mu się stało.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Pewnie odsypia noc. Ty też powinieneś. – Pochylił się i
pocałował słonawą, gorącą skórę kochanka. Pachniała w
specyficzny sposób, który zawsze się Samowi podobał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– A
jeżeli ten dupek coś mu zrobił? – zapytał i obejrzał się na
Samuela. – Możesz się chociaż czegoś dowiedzieć? Gdzie go
zabrał?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Niby jak? Nie mam powiązań z MS-13. – Samuel westchnął
zniecierpliwiony. – Chodź spać, jak wstaniemy, coś z tym zrobię
– rzucił dla świętego spokoju.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Dylan
obejrzał się na niego i zmarszczył brwi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Wtedy już nie będzie za późno? – zapytał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Z
tym niby? Nie martw się, Dylan. Mike teraz pewnie jest już u siebie
w mieszkaniu – rzucił i, chcąc wrócić do snu, odwrócił się
plecami do Robertsa i nakrył mocniej kołdrą.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Ty
wcale nie chcesz mi pomóc – mruknął Dylan, patrząc na niego z
zastanowieniem. Od samego początku Samuel nic nie robił, tylko go
zbywał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Jestem zmęczony. Przestań w końcu zawracać mi dupę i połóż
się spać! – zniecierpliwił się Sam. – Nie mam zamiaru zarywać
kolejnej nocy przez twojego przyjaciela. Chcę odpocząć.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Dylan
spojrzał na niego zdziwiony, nie spodziewając się aż tak
olewającej reakcji. Myślał... cholera, myślał, że Samuel
naprawdę mu pomoże.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Jesteś pieprzonym egoistą – powiedział, patrząc na niego ze
zmarszczonymi brwiami. – Gdybym to był ja, pomógłbyś mi tylko
dla własnej wygody – warknął i wstał. – Bo fajnie jest mieć
pewnego chłopaczka, który zawsze ci da i nie zdradzi.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Samuel
prychnął, ale nie odpowiedział. Dylan nie miał o niczym pojęcia,
a on nie chciał go uświadamiać. Skoro tak uważał, niech będzie.
Zamknął oczy, próbując się uspokoić i wrócić do snu, co tylko
jeszcze bardziej zirytowało Dylana. Nie wytrzymał, wstał i wyszedł
z sypialni, powstrzymując się, by nie trzasnąć za sobą drzwiami.
Miał dość Samuela i na dodatek bał się o Mika, ten poranek był
po prostu spieprzony.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
*</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
W
południe Samuela obudził telefon. Dzwonił Bob, jego przyjaciel z
gangu. Umówił się z członkami Bloodsów w południe i oczywiście
już się spóźniał na spotkanie. Zaspał.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Dylan? – zawołał w przestrzeń, gdy już zszedł z łóżka i
zdał sobie sprawę, że w mieszkaniu było podejrzanie cicho.
Wyszedł z sypialni i od razu zrozumiał, że był sam. W przedpokoju
nie stały, tak jak powinny, buty Dylana, a i jego kurtka dżinsowa
zniknęła z wieszaka. Przeklął pod nosem, zdając sobie sprawę,
że Roberts albo się obraził, albo pojechał szukać przyjaciela.
Ewentualnie jedno i drugie. Wrócił się po komórkę i od razu do
niego zadzwonił, mając nadzieję, że Dylan odbierze.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Nic
takiego jednak nie nastąpiło. Sygnał oczekiwania na połączenie
zmienił się w krótki pisk, sugerujący, że rozmowa została
odrzucona, przez co Samuel ponownie przeklął i usiadł na kanapie,
zły, że został tak zignorowany przez Dylana. Nagle jednak usłyszał
dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzał w tamtą stronę, na swojego
kochanka, wchodzącego do pomieszczenia z posępną miną.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Jesteś – zauważył odkrywczo, uspokajając się.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Chłopak
zgromił go spojrzeniem. Nic nie odpowiedział, tylko zabrał się za
ściąganie butów. Był zły. Nie, to mało powiedziane. Był
wściekły na Samuela, miał ochotę do niego podejść i mu to
wykrzyczeć w twarz. Wciąż nie mógł uwierzyć, że można się
tak zawieść na kimś, komu się wcześniej bezgranicznie ufało.
Mike wciąż nie odpowiadał, a on tylko bardziej się denerwował,
mając przed oczami różne scenariusze tego, co mogło się z nim
dziać.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Muszę wyjść. Dzisiaj mnie nie będzie, wrócę jakoś nad ranem –
rzucił Samuel trochę niepewnie, widząc minę Dylana. Od razu po
spojrzeniu kochanka poznał, że ten był nie tylko zły, ale i
rozżalony. To na pewno skończy się kłótnią, a Samuel uświadomił
sobie, że nigdy w życiu nie czuł się tak niepewnie. Bo jeżeli
Dylan stwierdzi, że to nie ma sensu i lepiej odejść?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Świetnie – prychnął Roberts, odwieszając kurtkę na wieszaku. –
I po co mi to mówisz?</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Samuel
zawahał się tylko chwilę, zanim odpowiedział.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Żebyś nie zrobił niczego głupiego. Nigdzie nie jechał, bo to
może być niebezpieczne.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Niebezpieczne? – prychnął i nagle zaśmiał się, ale w tonie
jego głosu nie było słychać rozbawienia. Prędzej bezsilność i
wściekłość. – To Mike jest w niebezpieczeństwie, nie mam od
niego żadnej odpowiedzi, prosiłem cię o pomoc, a ty masz to w
dupie! – syknął i podszedł do niego nagle, zatrzymał się tuż
przed Samuelem. – Jesteś egoistą – powtórzył to, co
powiedział mu rano.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Jestem zmęczony, bo mam własne problemy. – Samuel nie odwrócił
wzroku. Nie miał zamiaru okazać słabości i to zwłaszcza w takiej
sprawie. – Nigdy nie mówiłem, że jestem honorowy. Po tym jak
skończył Taylor, powinieneś to najlepiej wiedzieć – syknął i
wstał, mimowolnie dając znak swojej dominacji.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– I
nie możesz nawet mi pomóc?! – syknął i ze złości pchnął go
w pierś, zupełnie, jakby to on był silniejszy, nie Samuel. –
Jeżeli coś mu się stanie, to będzie twoja wina! – dodał i
znowu go szturchnął, nie panując już nad sobą. Niemoc, którą
czuł przez cały ranek, niemal go zeżarła na przemian ze strachem,
jaki odczuwał na myśl, że coś mogło się Mikowi stać. Musiał
na czymś (albo na kimś) wyładować kumulującą się frustrację.
– Egoistyczna, samolubna świnia! Widzisz tylko czubek swojego
penisa!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Faulkner
złapał Dylana mocno za ramiona i unieruchomił, jednocześnie
odsuwając od siebie na bezpieczną odległość. Pochylił się,
żeby spojrzeć w jasne, gniewne spojrzenie kochanka.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– Jak
jestem taki zły, możesz spierdalać – warknął, chociaż głos w
jego głowie krzyczał coś zupełnie innego. Musiał jednak tak
postąpić, bo nie miał zamiaru dać się obrażać. To nie było
przecież w jego stylu, żeby znosić wszystkie słowa krytyki.
Jeszcze nieuzasadnionej. – Najlepiej na policję, żebyś
powiedział, co zrobiłem twojemu eks – dodał i pchnął go tak
mocno, że Dylan o mało się nie przewrócił. – Jak ci ze mną
tak źle, droga wolna. Na siłę nie będę cię trzymał!</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
– To
czego ty ode mnie oczekujesz?! – krzyknął i miał ochotę znowu
się na niego rzucić i najlepiej walnąć mu w pysk. Co z tego, że
gdyby Faulkner mu oddał, najprawdopodobniej przestawiłby mu
szczękę, a może i nawet wybił kilka zębów. – Że się zamknę,
zapomnę, że mi teraz nie pomożesz i że przez ciebie stało się
coś Mikowi i dopóki moja dupa się nie zestarzeje, będę ci się
grzecznie wypinać?! – Nie panował już nad sobą. Zaczął
wyrzucać wszystko, co od ostatniego czasu kłębiło mu się w
głowie. Sprawa z Mikiem była tylko zapalnikiem. Pretekstem do
wywołania kłótni. Tak naprawdę przez cały ten czas nie wiedział
na czym stoi i czego chce od niego Faulkner. Cholera, nawet nie
wiedział, czy mężczyzna do niego wróci.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Twarz
Samuela rozluźniła się, pojawił się na niej wyraz zdziwienia i
rozczarowania, który szybko został zamaskowany.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
–
Pasowałeś do Taylora – stwierdził chłodnym tonem, starając się
nie dopuścić do siebie słów Dylana bardziej, niż było to
koniecznie. – Obaj byliście siebie warci – dodał i wyminął
go, żeby ubrać buty i wyjść. Nie miał zamiaru już dłużej
tutaj siedzieć i się kłócić. Nie po tym, co usłyszał.</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Roberts
zamarł i odprowadził Samuela wzrokiem. Czuł, jak serce wali mu w
piersi po poprzednim wybuchu. Minęło kilka chwil, nim usłyszał
trzask drzwi wyjściowych, ale jego tętno nie zwolniło. Opadł na
kanapę, czując, że chce mu się płakać. Podciągnął nogi pod
brodę, po raz pierwszy chyba będąc tak rozbity. Nawet gdy widział,
jak Samuel zabija Taylora... nawet gdy wsadzali jego ciało do
bagażnika... kurwa, nawet wtedy, gdy wycierał po nim krew, nie miał
takiego mętliku w głowie.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Nie
chciał kłócić się z Faulknerem, ale nie chciał też, by coś
stało się Mikowi, co dla Sama najprawdopodobniej było obojętne.
Nawet nie wiedział kiedy, a po prostu się rozpłakał. Z
bezsilności, rozczarowania i strachu. Strachu nie tylko o życie
przyjaciela.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
*</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Sam
pojechał spotkać się z Bloodsami w podłym nastroju. Najchętniej
zaszyłby się w jakiejś ustronnej lokacji przy plaży i nie
opuszczał jej do końca dnia. Chciał mieć czas na przemyślenie
tego wszystkiego. Nie sądził, że po tym co zrobił dla Dylana i
jak go traktował, chłopak będzie uważał, że był z nim tylko ze
względu na seks. To znaczy... on odgrywał olbrzymią rolę, bo
Dylan przede wszystkim go podniecał. Wszystkie te przebieranki i
zabawy otwierały przez Samuelem nowe drzwi, sprawiały, że mógł
porzucić wszystkie zahamowania i po prostu oddać się przyjemności.
Mieć faceta, który sam robił i zachowywał się jak chciał. To
tez imponowało mu w Dylanie. Chłopak był diabelnie pewny siebie,
bo nie wstydził się ubierać tak jak chciał, pokazywać tego
publicznie i jeszcze być na tyle nonszalanckim, żeby wywoływać u
innych zazdrość. To wszystko sprawiało, że Samuel już dawno
stracił dla niego głowę, o ile można tak właśnie nazwać jego
stan. Nie wiedział, czy chce spędzić z Dylanem przyszłość.
Nigdy o tym nie myślał, bo będąc w gangu, nietrudno było zginąć.
Nie chciał snuć żadnych planów na przyszłość i nauczył się o
niej nie myśleć. Ale Dylan był inny. Miał normalny dom, pracę i
przyszłość. Szukał stabilizacji, której Sam najprawdopodobniej
mu nie da.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Przypomniał
sobie ich wczorajszą rozmowę, podczas której Roberts nalegał,
żeby Sam rzucił pracę w gangu. Co byłoby później, gdyby go
posłuchał? Zresztą odejście wcale nie było takie proste. Nie
mógł przynieść wypowiedzenia i podziękować członkom gangu za
współpracę. Nie wiedział, czy chciał z tym skończyć. Lubił
takie życie, emocje i niebezpieczeństwo z nim związane. Czy
rzucenie tego dla Dylana miało sens?
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Coś mu
jednak podpowiadało, że w końcu będzie musiał wybrać między
jednym, a drugim. Żeby utrzymać swoją pozycję, trzeba być
wiarygodnym, a żeby być wiarygodnym, od czasu do czasu trzeba
pokazać się z jakąś panienką. Gdyby Dylan się o tym dowiedział,
pewnie wydrapałby jej oczy. Zresztą, jak długo mógł go tak
oszukiwać? Ich związek nie mógłby być monogamiczny właśnie
przez to, że Samuel musiał przedstawiać siebie z jak najbardziej
męskiej strony. Chciał zatrzymać swoją pozycję w Bloodsach,
uwielbiał to, że rządził ludźmi, że niektórzy się go bali..
że miał władzę.
</div>
<div align="JUSTIFY" style="margin-bottom: 0cm; text-indent: 1cm;">
Westchnął
ciężko, zatrzymując samochód na światłach. Inna sprawa, że w
pewnym momencie może przez nieuwagę ściągnąć na Dylana jakieś
niebezpieczeństwo. Wszystko było popieprzone.
</div>
Dream Winchesterhttp://www.blogger.com/profile/03031826342748441484noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-47452597732958804142015-12-24T17:57:00.002+01:002015-12-24T21:58:33.615+01:0029. Clash<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kochani, z okazji Świąt Bożego Narodzenia (pierwszych świąt tego bloga :) ) życzymy Wam wszystkim, tym komentującym i nie, Wesołych Świąt. Żeby Wam jakoś umilić ten dzień, przygotowałyśmy rozdział. Niestety nie świąteczny, na to zabrakło nam czasu. Ale to nie będzie jedyna publikacja w tym tygodniu. Zajrzyjcie do nas jeszcze w Boże Narodzenie i drugi dzień świąt. ;)</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
PS. Przepraszamy za brak formatowania w tym rozdziale, ale niestety zabrakło nam czasu na poprawienie tego, blogspot ostatnio nam się buntuje. Gdy tylko znajdziemy chwilę, dodamy akapity. :) </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Verry i Dream Winchester</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
<i>Gry Dereka</i></div>
<a name='more'></a><br />
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Vincent wyszedł z
pracy wyjątkowo wcześniej, więc miał większość popołudnia i
cały wieczór dla siebie. Zastanawiał się, co będzie robił i
jakoś mimowolnie pomyślał o Cafe Break. Nie miał czasu wstąpić
tam ani rano, ani w południe, więc postanowił zajrzeć tam teraz.
Kupić jakieś ciasto i kawę, a być może zastanie Kennetha.
Polubił chłopaka i chętnie powtórzyłby z nim tamtą noc.
Poznawał w Chicago coraz więcej ludzi, ale teraz jak na złość
nie miał ochoty spotkać się z żadnym ze swoich obecnych
znajomych. Cóż, miał ochotę na murzyna, po prostu. <br />
Wszedł do
kawiarni, a jego spojrzenie powędrowało od razu w stronę lady.
Zmarszczył brwi, kiedy zastał za nią nie Kennetha, a tę
denerwującą dziewczynę, która za każdym razem, gdy tylko zawitał
w Cafe Break, już się do niego szczerzyła. Z niechęcią podszedł
do kasy, rozglądając się jeszcze dookoła w poszukiwaniu
mężczyzny.<br />
– Co podać? – zapytała wesołym tonem, a
Vincent wymusił uśmiech.<br />
– Jest Kenneth?<br />
Ginger uniosła
brwi ze zdziwieniem, ale po chwili pokręciła głową, obrzucając
jeszcze Vincenta zawiedzionym spojrzeniem. Mężczyzna podobał się
jej już od samego początku, gdyby jej facet się o tym dowiedział,
już miałaby problemy, pomyślała z rozbawieniem. <br />
– Nie, nie
ma. Ja nie wystarczę? – zapytała kokieteryjnym tonem.<br />
– Nie,
to znaczy nieważne – zmieszał się Moor i sięgnął po telefon.
– Latte i jakieś ciasto – rzucił już innym tonem, niezbyt
zadowolony z faktu, że nie zastał Johnsona. Dzisiaj naprawdę miał
ochotę na mocny seks, bez zbędnego gadania i bawienia się w jakieś
randki. – Zwykle pracowaliście razem – dodał, jakby miał do
niej pretensje o to, że nie zastał dzisiaj Kennetha w pracy.<br />
–
Dzisiaj i jutro wyjątkowo jesteśmy osobno – wyjaśniła, też
niezbyt zadowolona z reakcji Vincenta. Zabrała się za robienie
latte, co chwilę zerkając na Vincenta. Kolejny gej? – zastanowiła
się, marszcząc brwi. No bo przecież, gdyby nie był, to by
zauważył jej wdzięki, logiczne! Ze swojej złości, nawet nie
zauważyła, że marszczyła brwi i zaciskała usta, wyglądając jak
kobieta, która dostała kosza. Na jej policzki wstąpił lekki
rumieniec, który był tym lepiej widoczny przez jej ogniste włosy.<br />
–
Szkoda – usłyszała tylko w odpowiedzi. Vincent jak zwykle
zostawił drobny napiwek, po czym poszedł usiąść w kącie
kawiarni.<br />
Od razu wyciągnął telefon i przejrzał listę
znajomych, ale zdał sobie sprawę, że od kiedy posmakował seksu z
takim dużym, męskim murzynem, raczej nie miał już ochoty na
innych swoich kochanków. Sfrustrowany zablokował telefon i wziął
trochę ciasta, cały czas zastanawiając się nad tym, co zrobi
wieczorem. I wtedy pomyślał o Dereku. Tylko że z Derekiem nie
będzie tak prosto... Goldner był trochę <i>trudniejszy </i>niż
Kenneth. Wiedział, że nieprędko zaciągnie go do łóżka, ale o
dziwo, wcale mu to nie przeszkadzało. Ten facet był dla niego jak
wyznanie, musiał na niego zapolować. Popijając ciepłą kawę,
napisał do mężczyzny SMS-a. <br />
„Coś ostatnio zamilkłeś.”
<br />
Odpowiedź dostał po kilku minutach i była jak zwykle krótka i
treściwa – „ty też”. Aż się uśmiechnął do siebie. Derek
jak zwykle był bardzo rozmowny. Musiał więc podejść go jakoś
inaczej, zmusić do dłuższej odpowiedzi. To była gra. Bardzo
ciekawa, wciągająca i może trochę uzależniająca. Lubił
facetów, którzy stanowili dla niego wyzwanie. <br />
„Nie chciałem
przeszkadzać” – wystukał powoli, popijając kawę. Od czasu do
czasu zerkał na klientów wchodzących i wychodzących z kawiarni,
ale nie zwracał na nich większej uwagi. <br />
„Teraz akurat nie
przeszkadzasz” – dostał odpowiedź. Jak zwykle krótką, aż
westchnął ciężko, już znając Goldnera. Na jego ustach pojawił
się jednak cień uśmiechu – Derek z jednej strony nie okazywał
mu zbyt wielkiego zainteresowania, ale z drugiej nie domykał też
furtki. Dawał Vincentowi znać, że <i>kiedyś </i>mogłoby coś z
tego będzie. <br />
„To może jakieś piwo? Albo spotkanie na
mieście? Skończyłem właśnie pracę i wyszedłbym wieczorem”.
<br />
Vincent niestety nie wiedział o tym, że Derek niedawno
definitywnie zakończył swój długoletni związek. I że nie był w
nastroju na żadne wychodzenie, wcześniej to Kenneth wyciągał go
poza mury swojego mieszkania. Teraz jednak nie miał tego <i>bodźca
</i>wypychającego go z domu, więc po pracy zamykał się na cztery
spusty i poświęcał swoim ulubionym grom. <br />
„Nie, raczej
zostanę w mieszkaniu” – otrzymał odpowiedź. <br />
„Jak to? Nie
daj się prosić, wyskoczymy gdzieś na piwo” – odpisał Moor,
przygryzając sfrustrowany wargę. O Dereka trzeba było się starać.
Podobało mu się to, bo czuł się trochę jak lew, który walczył
o drugiego lwa. Jakkolwiek głupio brzmiało to stwierdzenie, tak się
właśnie czuł. <br />
„Jestem zmęczony, zostanę w domu. Masz
przecież całą masę swoich chłopców, napisz do jakiegoś” –
przyszła wiadomość zwrotna.<br />
„Masz mnie za kogoś takiego?”
– Vincent zmarszczył brwi, odczytując wiadomość Dereka jeszcze
kilka razy, jakby dzięki temu mógł odkryć myśli jej nadawcy. Nie
podobało mu się, że mężczyzna tak go postrzegał. <br />
Derek, gdy
przeczytał to, co napisał mu mężczyzna, zmarszczył brwi. Chciał
zażartować, ale fakt, żarty mu nigdy nie wychodziły. <br />
„Nie
wiem, nie znam cię.”<br />
„No to masz okazję poznać. Cały czas
próbuję, a ty ciągle odmawiasz” – odpisał Vincent, chcąc dać
Derekowi ostatnią szansę. Jeżeli zaraz go znowu spławi, znaczyć
to będzie, że nie chce się z nim spotykać. Po prostu. <br />
I
Goldner na szczęście to wyczuł. Zdał sobie sprawę, że nikt nie
interesowałby się nim tak długo, przy tylu próbach odmowy.
<br />
„Możesz wpaść do mnie.” – Wiadomość wysłał dopiero
po dziesięciu minutach, bo musiał się zastanowić, czy naprawdę
chciał wychodzić na miasto. Nie chciał. Nie lubił tłumów,
mieszkanie wydawało mu się znacznie przyjemniejsze. <br />
Vincent,
pewny, że Derek raczej się nie zgodzi, postanowił wrócić do
siebie. Wyszedł z kawiarni, kiwając głową na pożegnanie Ginger i
Tinie, dziewczynie, którą też widział, gdy Johnson miał wolne i
przychodziła na inną zmianę. <br />
Szedł w stronę firmowego
parkingu po samochód, gdy przyszła wiadomość do Dereka. Z
zadowoleniem zaczął się zastanawiać, czy jechać do Dereka od
razu, czy najpierw zahaczyć o mieszkanie. Był mile zaskoczony
faktem, że mężczyzna się zgodził. <br />
Ostatecznie stwierdził,
że najlepiej będzie pojechać autem, z butelką jakiegoś dobrego
trunku pod ręką. Wypiją, odprężą się i jeszcze nadarzy się
dzięki temu okazja do nocowania... a później to już z górki,
planował.<br />
W SMSie zapytał Dereka o adres i gdy w końcu go
otrzymał, wykąpał się i przebrał w wygodniejsze ubrania.
Utrzymał plan w ryzach – kupił butelkę wina i pojechał do
Dereka. Nie zdziwiła go kamienica, w której mężczyzna mieszkał.
Była właśnie taka, jakiej się spodziewał. Schludna, zadbana, ale
nie luksusowa. Zwyczajna. Vincent od razu poznał, że Derek nie miał
masy pieniędzy, co oczywiście mu zupełnie nie przeszkadzało.
<br />
Wbiegł po schodach na czwarte piętro, kiedy Goldner w końcu
wpuścił go do budynku. Czuł lekkie napięcie, kiedy myślał o
spotkaniu z nim. Podobało mu się to, że jeszcze do końca go nie
rozgryzł. <br />
Derek otworzył mu drzwi dopiero po dłuższej chwili.
Uśmiechnął się do niego słabo i zmierzył uważnym, oceniającym
spojrzeniem, w którym zamiast zawiści, kryło się więcej
niepewności, jaką mężczyzna próbował ukryć pod wyuczoną przez
lata obojętnością. <br />
– Hej – mruknął i w końcu odsunął
się, wpuszczając Vincenta do środka. Czuł się trochę niepewnie
przy elegancko ubranym Moorze. On sam miał na sobie zwykłe, sprane
dżinsy i koszulkę z krótkim rękawem. <br />
– Cześć –
odpowiedział mężczyzna, wchodząc do środka. W ogóle nie przejął
się rozglądaniem się po przedpokoju, całą swoją uwagę skupił
na Dereku, który, to musiał przyznać, był jeszcze bardziej
seksowny niż Kenneth. Taki bardziej... męski. – Już myślałem,
że się nie doczekam spotkania z tobą – powiedział z lekkim
uśmiechem, wwiercając w Goldnera uważne spojrzenie.<br />
Derek nie
miał świadomości myśli Vincenta, jednak wiedział, że wyglądał
groźniej od Kennetha. Zawsze w Johnsonie podobała mu się jego
łagodność – miękkie, obezwładniające spojrzenie i ciepły,
przyjemnie męski głos. On miał ostrzejsze rysy twarzy i bardziej
kanciastą czaszkę. Surowsze spojrzenie. <br />
– To... chcesz coś
do picia? – zapytał w końcu niepewnie, pocierając lekko spocone
dłonie. <br />
– Przyniosłem – odparł Vincent i podał mu
papierową torbę w której znajdowało się wino. – Mam nadzieję,
że lubisz – dodał, po czym uśmiechnął się lekko. – Nie za
bardzo wiem, co lubisz pić, więc pomyślałem, że klasyczne
półwytrawne będzie najlepszą opcją.<br />
Derek odebrał od niego
torbę, nie ukrywając zaskoczenia. Podziękował i zaprosił Moora
do środka, wchodząc do salonu połączonego z kuchnią. <br />
– Mam
chipsy, jak chcesz – rzucił, wskazując na miskę ze świeżo
nałożonymi chipsami, którą położył na środku stołu. Może i
był zamknięty w sobie, ale nie był jakimś dzikusem, żeby nic nie
przygotować. – Wiem, że trochę nie pasują do wina, ale
myślałem, że będziemy pić piwo.<br />
– Możemy coś zamówić –
powiedział od razu Vincent i dopiero gdy znaleźli się w salonie,
zaczął rozglądać się po wnętrzu, które urządzone było dość
surowo. Już na pierwszy rzut oka widać było, że Derek nie
przykładał uwagi do wystroju. – Prawdziwy kawaler – rzucił
Vincent trochę złośliwie.<br />
– A czego się spodziewałeś?
Mieszkanie jak mieszkanie. – Mężczyzna otworzył wino i wlał je
do szklanek, bo nie miał kieliszków. Zabrał je i jedną podał
Vincentowi. – Siadaj – mruknął i sam usiadł, przesuwając
pada. Na ekranie plazmowego telewizora migało menu zastopowanej gry
wideo.<br />
Vincent uśmiechnął się, rozbawiony tym faktem. Derek
był dużym dzieckiem. <br />
– Lubisz gry – zauważył, rozsiadając
się na kanapie w bardzo małej odległości od mężczyzny. – Nie
żal ci na nie czasu? – zapytał już poważniejszym tonem i popił
wina.<br />
– A na co go mam przeznaczyć? – Derek uniósł brwi i
sięgnął po kilka chipsów. Zjadł je od razu i spojrzał na
Vincenta. Sam nie wiedział dlaczego zgodził się na to spotkanie. Z
jednej strony ostatnio nie miał ochoty z nikim pogłębiać
kontaktów, z drugiej</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
nie chciał stać w
miejscu i myśleć o Kennecie. Coraz częściej łapał się na
myśli, że brakowało mu mężczyzny. Wcześniej wiedział, że miał
go tylko dla siebie, chyba nie potrafił tego docenić.<br />
– Myślę,
że znalazłbyś kilka ciekawych rzeczy do roboty – odpowiedział
od razu Vincent i położył mu dłoń na udzie, patrząc przy tym
mężczyźnie w oczy.<br />
– Na pewno – zaśmiał się Derek,
starając się nie pokazać swojego skrępowania. Nie był już
pijany, a takie gesty naruszały jego przestrzeń osobistą.<br />
Vincent
zmarszczył brwi, widząc niechęć Dereka. Odsunął się więc od
niego, bo w końcu nie był kimś, kto napastowałby innych. <br />
–
Nie mogę cię rozgryźć – powiedział poważnie i popił wina.<br />
–
Aż taki jestem skomplikowany? – zaśmiał się Goldner i podrapał
po brodzie. Przez ostatnie kilka dni się nie golił, więc wyhodował
sobie całkiem ładną brodę. Wyglądał dzięki niej jeszcze
poważniej.<br />
Vincent uśmiechnął się dość drapieżnie, zmrużył
oczy, pochylił do niego i zamarł w bezruchu, z twarzą kilka cali
od Dereka.<br />
– Bardzo – dodał. – Czasem nie wiem, co mam
myśleć i czego tak naprawdę chcesz.<br />
Derek nie mógł się nie
uśmiechnąć, porzucając na chwilę swoją maskę nieprzystępności.
Vincent w pewien sposób przypominał mu Kennetha ze swoją pasją i
wolą walki o jego uwagę. <br />
– To chyba dobrze, co? – zapytał
niższym głosem, mrużąc oczy. Serce od razu zaczęło bić mu
mocno w piersi.<br />
– Nie zawsze – odpowiedział Vincent, a jego
wzrok zsunął się na wargi mężczyzny. Były wydatne i aż
zachęcały, by je całować. – Bo na przykład teraz nie wiem, czy
byłbyś zadowolony z tego, co mam ochotę zrobić.<br />
Derek od razu
zauważył jego spojrzenie, które poprawnie odczytał. <br />
–
Chcesz mnie pocałować – rzucił, burząc cały intymny
nastrój.<br />
Vincent uniósł brwi, nie spodziewając się takiego
ataku. Popatrzył na Dereka zdziwiony i w pewnym momencie parsknął
śmiechem, przez co aura jakiejkolwiek intymności po prostu legła w
gruzach. <br />
– Tak – powiedział, patrząc na Dereka rozbawiony.
– Chcę cię pocałować.<br />
– I to takie śmieszne? – zapytał
podejrzliwie, czując, że mężczyzna śmiał się z niego.<br />
–
Nie – odpowiedział. – Ale nigdy wcześniej nie spotkałem kogoś
takiego jak ty – wyjaśnił i wzruszył ramionami. – Jesteś
cholernie seksowny, a wydajesz się nie zdawać sobie z tego
sprawy.<br />
Derek zmarszczył brwi, aż nie wiedząc, co powinien
odpowiedzieć. Uchylił usta i odetchnął. To było miłe. Kenneth
komplementował go w zupełnie inny sposób, w zasadzie dopiero teraz
zdał sobie sprawę, że traktował go bardziej jak swojego
przyjaciela. Nie potrafił do niego podejść tak jak do Vincenta.
Bez zaufania, ale zdecydowanie z większą ciekawością. W końcu
nie znał go tak dobrze jak Johnsona. <br />
Vincent uśmiechnął się,
widząc w zachowaniu Dereka zielone światło dla siebie. Pochylił
się, nie mając zamiaru zignorować nadarzającej się chwili. Już
gdy tylko go poznał, chciał przyciągnąć go do siebie, pocałować,
a później wpakować do łóżka. <br />
– Więc? – zapytał z
nieukrywanym napięciem. – Mogę, czy dasz mi w pysk?<br />
Derek
spojrzał na jego usta i uśmiechnął się. Nie miał zamiaru
oddawać mu inicjatywy, więc sam pochylił się i pocałował go,
przymykając od razu oczy. Tak łatwiej było mu się skupić na
pocałunku, na który Vincent odpowiedział bardzo ochoczo. Nie
spodziewał się ruchu ze strony Dereka, więc może dlatego smakował
on tak dobrze. Po omacku odstawił szklankę na stolik, po czym
złapał go za kark i przyciągnął w swoją stronę. Może i
zachowanie Goldnera było dość niepozorne, momentami Derek
doprowadzał go nawet do takiego momentu, w którym zastanawiał się,
czy facet nie był prawiczkiem, ale ten pocałunek był tak dobry, że
Vincent po prostu przestał o tym myśleć. Umiał całować i Moore
musiał mu to przyznać z ręką na sercu. <br />
Dla Dereka ten
pocałunek był czymś naprawdę dużym. Po raz pierwszy pocałował
innego mężczyznę oprócz Kennetha. Niemal z dziecinnym zdziwieniem
i pasją zaczął badać strukturę jego ust, odpowiadać na ruchy
języka. Wydawać by się mogło, że w pocałunku chodzi o jedno,
ale Johnson całował w zupełnie inny sposób. Derek jeszcze nie
odkrył na czym ta różnica polegała, ale wiedział, że i tak mu
się podoba. <br />
Vincent zamruczał, zadowolony z takiego obrotu
sprawy. Nie czekając dłużej i w myśl złotej zasady <i>kuj żelazo
póki gorące</i>, pogłębił pocałunek, jednocześnie popychając
trochę Dereka, by się położył. <br />
Mężczyzna jednak nie uległ.
Napiął się i w końcu odsunął od Vincenta, oddychając ciężko.
Spojrzał mu w oczy i zacisnął mocniej szczękę. <br />
– Nie –
rzucił w końcu, widząc zdezorientowanie na twarzy Vincenta. – Na
razie nie.<br />
Vincent potrzebował chwili, by zrozumieć, że Goldner
naprawdę mu odmówił. <br />
– Nie? – zapytał zdziwiony, bo dawno
już nie zdarzyła mu się taka sytuacja. Dla niego to było jasne,
że nie będą tylko pić wina i rozmawiać.<br />
Derek uniósł brwi,
nie spodziewając się takiej reakcji. Takiej... pretensji? No tak, w
końcu zapomniał, o co tak naprawdę chodziło, kiedy spotykało się
dwóch gejów. Wszystko sprowadzało się tylko do jednego, więc nie
tylko w normalnym świecie był postrzegany jako dziwak. <br />
– Nie
– burknął, nie mając ochoty ani sił mówić już nic więcej.
Sięgnął po wino i chipsy.<br />
Vincent odsunął się i wpatrzył
się w Derka wciąż zdziwionym wzrokiem. Zaniemówił, po prostu. Po
raz pierwszy znalazł się w tak dziwnej sytuacji, zazwyczaj faceci,
których podrywał, wiedzieli czego chcą. Myślał, że Goldner,
zapraszając go tutaj, miał wiadomy cel.<br />
– Sorry – odezwał
się po dłuższej chwili. – Myślałem, że chcesz – dodał i
chrząknął, dziwnie zawstydzony. Jeszcze nikt nigdy nie doprowadził
go do takiego stanu. – To właśnie miałem na myśli mówiąc, że
nie mogę cię rozgryźć – dodał w kwestii wyjaśnienia.<br />
–
Może dlatego, że nie jestem do końca normalny. – Derek wzruszył
ramionami i zaśmiał się niepewnie, łagodniejąc. Vincent w końcu
przeprosił, a nie zwyzywał go i wyszedł z mieszkania.<br />
Moore
uśmiechnął się mimowolnie. W Dereku było coś takiego, co mimo
odrzucenia i tak go przyciągało jak magnes. Sam nie wiedział jak
ten facet to robił, że jednocześnie był tak cholernie seksowny,
groźny, a z drugiej strony po prostu... uroczy? <br />
– Jesteś
bardzo nienormalny – odpowiedział mu Vincent, jednak nie w sposób
złośliwy. – Daj mi jakąś instrukcję obsługi, to może chociaż
trochę zrozumiem – dodał z rozbawieniem, o dziwo naprawdę nie
mając Derekowi za złe tego, że się wycofał. To wszystko
sprawiało, że dla Vincenta był jeszcze bardziej ciekawy. W końcu
musiał na niego zapolować.<br />
– Gdyby taka istniała – rzucił
Goldner z rozbawieniem i w końcu się odprężył. – Chcesz
zagrać? – zapytał, podając Vincentowi pada. Gry były
nieodłączną częścią jego życia, której Kenneth nie potrafił
zrozumieć, a z którą on nie potrafił się rozstać. Jeżeli
Vincent chciał spędzać z nim czas, musiał to zaakceptować, a
najlepiej polubić.<br />
– W to? – zapytał zdziwiony i ruchem
głowy wskazał na telewizor. – Nie wiem, czy umiem. Ostatni raz
grałem chyba w liceum – odpowiedział, ujmując pada w obie
dłonie.<br />
– Pokażę ci, o co w tym chodzi – mruknął Derek i
wznowił grę. Zaczął tłumaczyć Vincentowi, o co w niej chodziło,
od czasu do czasu zabierał chipsa, albo robił łyk wina. Teraz był
w swoim żywiole, a jego introwertyzm na chwilę znikł. Nieświadomie
pokazał Vincentowi zupełnie inną, bardziej intymną część
siebie, o czym nawet nie miał pojęcia. A Moore obserwował go
uważnie i wyrażał zainteresowanie grą, która, o dziwo, całkiem
go wciągnęła. Miała ciekawą fabułę, więc nawet nie zauważył
kiedy porzucił próbę ponownego uwiedzenia Dereka i zajął się po
prostu graniem. Przez chwilę znów czuł się jak nastolatek, co mu
się spodobało. I gdy już zbierał się do wyjścia, nie był zły,
że do niczego nie doszło... No może jednak miał trochę żalu do
Goldnera, ale z drugiej strony ten wieczór i tak skończył się
całkiem pozytywnie, bo Vincent go po prostu polubił. Tak jak lubi
się dobrego kumpla, a nie faceta, którego zamierza się zaciągnąć
do łóżka.<br />
<br />
*<br />
<br />
Eliot właśnie siedział nad notatkami,
próbując wbić sobie cokolwiek z wykładów do głowy, gdy nagle
rozdzwonił się jego telefon. Od razu do niego sięgnął, myśląc,
że to Kenneth przybył z zamiarem wybawienia go od tego nudnego
zajęcia, jakim była nauka statystyki. Nienawidził tego przedmiotu,
wprost nie cierpiał, ale musiał go jakoś zdać. Tylko szkoda, że
jeszcze nie za bardzo wiedział jak. Obawiał się, że czekają go
poprawki. Może załatwiłby sobie jakieś korepetycje? Sam raczej
nie da rady tego wszystkiego ogarnąć. <br />
Spojrzał na wyświetlacz
i aż uniósł brwi. To nie był Kenneth. To nawet nie była Dakota,
z którą ostatnimi czasy miał znikomy kontakt. Ani nawet Teddy,
starający się od dłuższego czasu wyciągnąć go na imprezę,
bezskutecznie jednak. Eliot miał ważniejsze rzeczy do roboty niż
chlanie ze swoimi uczelnianymi znajomymi... takie ważne jak na
przykład spotkania z Kennethem, niekoniecznie te nastawione tylko na
seks. Naprawdę lubił towarzystwo Johnsona.<br />
– Babcia? –
rzucił do słuchawki, jakby z przestrachem. Nie, żeby miał jakieś
nieprzyjemne kontakty z matką Rose, po prostu... babcia czasem
bywała przerażająca, a on już chyba oduczył się wyczuwania
momentów, w których miała zły humor. <br />
– Eliot! – usłyszał
jej kobiecy, zdarty starością głos. Była bardzo żywotną,
energiczną osobą, chociaż lata nauki etykiety wpoiły jej do głowy
powściągliwość charakterystyczną dla wyższych sfer. Dolores
Franklin, bo tak właśnie nazywała się jego babcia, należała
kiedyś do elity Chicago. Chociaż teraz na pewno nie można było
tego powiedzieć, kiedyś miała mnóstwo pieniędzy. Nie każdy
jednak nadaje się do interesów i z tego co Eliotowi powiedziała
jego matka, pierwszy mąż babci, jak i ona sama, wpakowali swój
majątek w zakład rybny, który szybko splajtował. Drugi mąż
Dolores, ojciec Rose, okazał się na tyle pracowity, żeby zapewnić
swojej żonie i córce dobre utrzymanie. <br />
– Hej babciu –
przywitał się i w tamtym momencie przypominał trochę psa
próbującego wkupić się w łaski. Lubił swoją babcię, a Dolores
lubiła jego, wręcz uwielbiała, jednak to nie zmieniało</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
faktu, że miała
naprawdę ciężki charakter. Zawsze musiała postawić na swoim, jej
słowo było święte, a wszyscy dookoła byli idiotami. <br />
– Jak
się masz? – zapytała, kobieta, a Eliot w słuchawce usłyszał
głosy. Rozpoznał swojego dziadka i... mamę? <br />
– Dobrze –
odpowiedział ostrożnie. – Jesteś w Chicago? – to pytanie zadał
niemal z obawą. Babcia i Rose w jednym pomieszczeniu nie były
przyjemną wizją. <br />
– Mhm, przyjechałam właśnie. Rose chciała
do ciebie zadzwonić, ale wyręczyłam ją. Przyjedziesz do rodziców
na obiad? Chcę cię zobaczyć – powiedziała, a po jej tonie
poznał, że nie chciała usłyszeć odmowy. Dawno się nie widzieli,
ostatni raz chyba na święto dziękczynienia, bo na Boże
Narodzenie, dziadkowie wyjechali w góry. <br />
Eliot westchnął
ciężko i ostatecznie odłożył notatki. Mimo wszystko wolał już
zmierzyć się z armagedonem jakim było towarzystwo Rose i Dolores
jednocześnie, niż stawić czoła statystyce. <br />
– Okej, ubieram
się i wychodzę – rzucił, po czym się rozłączył. Jeszcze raz
zerknął na swoje zapiski (a raczej zapiski kolegi z roku, który
zawsze dzielił się z nim swoimi dobrami w postaci notatek) i
westchnął ciężko. Naprawdę będzie potrzebować korepetytora.
<br />
Do domu dojechał w przeciągu pół godziny. Zaparkował na
podjeździe obok auta swoich dziadków. Nie spodziewał się ich
tutaj. Nie pamiętał, żeby przyjechali bez zapowiedzi. Zwykle
babcia dzwoniła czasami miesiąc wcześniej, żeby uprzedzić ich o
swoim przyjeździe. Zazwyczaj właśnie na tym to polegało. Rzucała
terminem, do którego oni powinni się dostosować. Nic dziwnego, że
Rose odkąd wyprowadziła się z domu, w taki sposób ograniczyła z
nią kontakty. <br />
Już po przekroczeniu progu usłyszał
podniesiony, piskliwy głos swojej mamy, a po chwili też i babci.
Skrzywił się i ściągnął buty, gdzieś między kuchnią a
salonem mignęła mu Eleonor z miską zupy, a po chwili też zobaczył
tatę, który zrezygnowany wytoczył się z pokoju dziennego. <br />
–
Klęska żywiołowa – mruknął do Eliota ze zmęczonym wyrazem
twarzy.<br />
– Długo już cię męczą? – zapytał, nie wchodząc
jeszcze do salonu. <br />
– Przyjechali godzinę temu – mruknął i
potarł policzek, wyraźnie czymś zmartwiony. – Zamieszkają w
Chicago. Podobno Miami już się im znudziło – szepnął, oczami
wyobraźni już widząc wszystkie te kłótnie między swoją żoną
i teściową. <br />
Eliot na chwilę aż zamarł, wpatrując się w
ojca szeroko otwartymi oczami. <br />
– Co? – tylko tyle zdołał
wydusić, bo z pomieszczenia obok wyjrzała babcia i szybko podążyła
w stronę wnuka. Już po chwili zginął w jej objęciach.<br />
–
Eliot, miło cię widzieć. Ale ty jesteś wysoki, nie wiem po kim –
rzuciła z rozbawieniem i zerknęła na jego ojca, który nie należał
do najwyższych. Takie żarciki zwykle były u niej na porządku
dziennym, więc mężczyzna nawet się nie przejął. <br />
– No,
trochę mi się urosło – odpowiedział Eliot i odsunął się od
babci, która była dość niska, sięgała mu poniżej ramienia.
Siwe włosy jak zwykle splatała w bardzo schludny kok, a jej szyję
zdobiła gruba, złota kolia, jaką dostała kilkadziesiąt lat temu
od swojego pierwszego męża. Nie raz opowiadała o niej Eliotowi,
więc doskonale wiedział, że dał jej ją na pierwszą rocznicę
ślubu.<br />
– Właśnie widzę – zaśmiała się i poklepała go
po ramieniu z zadowoleniem. – Wysoki i przystojny, mój chłopiec –
pochwaliła go, bo – podobnie jak Rose i on – lubiła ładne
rzeczy. A Eliot był po prostu ładny. Ze swoim chłopięcym urokiem
i magnetycznym spojrzeniem.<br />
Eliot odpowiedział jej szerokim
uśmiechem, uwielbiał być chwalony zarówno przez mamę, jak i
babcię. Po prostu lubił stać w ich centrum uwagi. <br />
– Mam
przecież po kim – odparł. – Do kiedy zostajesz? – zmienił
temat.<br />
– Na długo. Przeprowadzamy się tutaj z dziadkiem! –
rzuciła wesoło i zaraz zobaczył jej męża w przedpokoju.
Mężczyzna przywitał się z nim krótko, ale serdecznie.<br />
–
Miami już się nam znudziło – zażartował, a zaraz usłyszeli
prychnięcie Rose.<br />
– W Chicago jest zimno – rzuciła, a Eliot
o mało się nie roześmiał, kiedy zobaczył jej minę. Stała
oparta o ścianę, z rękami założonymi na piersi i zaciętą miną.
W swojej eleganckiej garsonce i twarzowym makijażu wyglądała
bardzo profesjonalnie, ale bezsilność w jej oczach kompletnie ją
zdradzała. <br />
– No niestety – odpowiedział z rozbawieniem i
wzruszył ramionami. – Witaj w Illinois, babciu – dodał, a tata
tylko spojrzał na niego umęczonym wzrokiem, jakby się właśnie
modlił, by pobyt teściowej wcale nie okazał się długi.<br />
<br />
*<br />
<br />
Eliot
po dwóch godzinach mógł w końcu wrócić do mieszkania. Było już
ciemno, kiedy wyszedł z rodzinnego domu. Babcia z dziadkiem na razie
mieli się zatrzymać w pokoju gościnnym, ku niezadowoleniu jego
rodziców. On sam, chociaż mieszkał z dala od tego wszystkiego,
wiedział, że przeprowadzka babci odbije się również na nim.
<br />
Wsiadł do auta i odpalił silnik, sięgając jeszcze po telefon
do kieszeni kurtki. Uśmiechnął się, gdy wybrał numer Kennetha,
kliknął na zieloną słuchawkę i od razu włączył tryb
głośnomówiący, po czym wyjechał na ulicę. <br />
– No hej,
przystojniaku – rzucił, gdy kochanek odebrał. – Co robisz?<br />
–
Właśnie wróciłem z siłowni i zjadłem obiad, który podrzuciła
mi Emma – powiedział Kenneth z zadowoleniem, sprzątając po
posiłku. Przycisnął ramieniem słuchawkę do ucha, żeby wygodniej
mu się rozmawiało. – A u ciebie co słuchać?<br />
– Moja babcia
przyjechała do Chicago – pożalił się od razu i westchnął
ciężko. – Ona jest spoko, nawet bardzo, ale z moją mamą to
tragiczny duet – dodał, wyjeżdżając na bardziej ruchliwą
ulicę. – To co? Widzimy się za chwilę? – zapytał i aż
zagryzł wargę, już nie mogąc się doczekać spotkania.<br />
– U
ciebie? – zapytał Johnson, który już przywykł do tego, że
coraz więcej czasu spędzał u Eliota. Nawet zostawił tam kilka
rzeczy i nie spieszyło mu się, żeby je zabrać. Przynajmniej
zawsze miałby wymówkę, żeby do niego przyjechać. – O której
chcesz? Jutro mam na popołudnie, więc możemy zaszaleć.<br />
–
Tylko musiałbyś mnie obudzić na uczelnię – dodał Eliot i
zaśmiał się, zatrzymując pojazd na pasach. – Za godzinę? Dwie?
Postaraj się jak najszybciej. Zamówię nam żarcie, hm? – zapytał
i zerknął na światła z głupim uśmiechem.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify;">
– Niecierpliwy? – zapytał Kenneth
z rozbawieniem, próbując jednocześnie odpowiednio zmodulować
głos, żeby zabrzmiał seksownie. – Będę za godzinę, pasuje?
Już się zbieram – dodał i w końcu złapał telefon w dłoń. W
międzyczasie Eliot ruszył, bo światła zmieniły się na zielone.
Kolejnym, co Johnson usłyszał w słuchawce, był przerażający
pisk, który spowodował, że musiał odstawić słuchawkę od
ucha.<br />
Rozbrzmiały jeszcze jakieś trzaski, a później cisza.
Kenneth aż zacisnął mocniej dłoń na telefonie, wpatrując się w
wyświetlacz. Połączenie nie zostało jednak przerwane.
</div>
Dream Winchesterhttp://www.blogger.com/profile/03031826342748441484noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-60796147906796479822015-12-19T19:01:00.002+01:002015-12-19T19:02:24.329+01:0011. Lingerie: Męskie bokserki<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit;">Rozdział <span style="font-family: inherit;">1<span style="font-family: inherit;">1.</span></span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;">Męskie bokserki </span></span> </span></div>
<br />
<span style="font-family: inherit;">Cały dzień
przesiedzieli w mieszkaniu i już nie poruszyli tematu gangu, chociaż
Samuel zauważył, że Dylan wciąż był na niego trochę zły. Obaj
wiedzieli, że będzie łatwiej, gdy na tę chwilę nie będą wracać
do tej kwestii. Pod wieczór spakowali się i wrócili do dawnego
mieszkania Samuela, a Roberts niemal od razu poczuł się dość
nieswojo.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Posprzątałem
przed wyjazdem – mruknął. – Trzeba będzie tylko kurze
przetrzeć.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dzięki. –
Samuel uśmiechnął się lekko, nie wiedząc za bardzo, co zrobić,
żeby pozbyć się tej nieprzyjemnej atmosfery. Po raz pierwszy tak
się czuł.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan zerknął na
niego i mimowolnie się uśmiechnął pod nosem.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wychodzisz gdzieś
wieczorem? – zapytał, podchodząc do niego.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie. Dzisiaj nie.
Jutro mnie nie będzie – przyznał, mając świadomość, że przy
takiej pracy czasami może go nie być nawet przez kilka dni.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Położył torbę na
podłodze i usiadł na kanapie, wzdychając cicho. Zerknął z
leniwym uśmiechem na Dylana. Chłopak miał na sobie zwykłe,
obcisłe dżinsy i białą koszulkę. Wyglądał inaczej niż
zazwyczaj. To Samuel w nim lubił – ta skrajność w ubieraniu się
sprawiała, że Roberts zawsze wydawał się inny. Ciągle go czymś
zaskakiwał.
</span></div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Cały dzień? –
zapytał Roberts i po chwili namysłu wyciągnął dłoń i przesunął
ją po szczecinie na głowie kochanka. – Mam wrócić do siebie?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Cały. Załatwię
sprawę z Taylorem, więc możesz wrócić do pracy już. U twoich
rodziców wszystko w porządku? – zainteresował się, bo bał się
o to, że w zemście na Dylanie, Fatima mogła zaatakować jego
rodzinę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Tak, rozmawiałem
z mamą wczoraj – powiedział i popatrzył na kochanka z
zastanowieniem. – Nic ci się nie stanie?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie, nie masz się
o co martwić, naprawdę – mruknął i pokręcił głową. Dylan
naprawdę w niego nie wierzył? Chciał już skończyć ten temat i
był zmęczony ciągłym dystansem Robertsa, który właśnie w ten
sposób chciał mu pokazać, że był na niego zły.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan wypuścił
powietrze z płuc ze świtem i po chwili, nie przejmując się
niczym, usiadł Samowi na kolanach.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jutro wrócę do
siebie. Dawno nie byłem w mieszkaniu – mruknął.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mhm, jak wolisz.
– Faulkner nie miał zamiaru naciskać. W końcu prawie od miesiąca
Dylan nie pojawił się u siebie. Był zamknięty w małym mieszkanku
w południowym rejonie Los Angeles. – Ale dzisiaj jeszcze zostań –
poprosił cicho i zrobiło mu się goręcej, gdy Roberts spojrzał mu
w oczy. Zdał sobie sprawę, że nie powinien pierwszy o tym mówić.
Chłopak pomyśli sobie o nim nie wiadomo co.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan popatrzył na
niego i nagle roześmiał się. Nie wiedział co dokładnie się
między nimi zmieniło, ale nie miał zamiaru narzekać. Usiadł
okrakiem na Samuelu i pocałował go z rozpędu.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Stęskniłeś się
za mną, Faulkner?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Łasy na
komplementy, jak widzę. – Sam uśmiechnął się lekko i poklepał
go po udzie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mało mi ich
dajesz, to sam wymuszam – zamruczał i przesunął nosem po jego
policzku. Nie mieli jednak szansy nic więcej zrobić, bo w tym
momencie rozdzwonił się telefon Dylana, leżący na stoliku.
Właściciel komórki aż sapnął i wychylił się po aparat
niechętnie, najlepiej udałby, że nikt nie próbował się z nim
skontaktować. Przerywanie intymnych chwil z Samuelem powinno być
karalne, pomyślał, nim spojrzał na wyświetlacz. – To Mike –
rzucił zdziwiony i zsunął się z kolan kochanka.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– I co w związku z
tym? – Samuel zmarszczył brwi, nie próbując zamaskować swojej
irytacji. Podobała mu się ta chwila intymnego napięcia między
nimi. Nie wiedział, czy tak szybko do niej teraz wrócą. – Nie
odbieraj i chodź tu – warknął i spróbował go znowu
przyciągnąć. – Mówiłeś, że się stęskniłeś, to się mną
zajmij – wytknął mu, pochylając się, żeby pocałować go w
szyję.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan sapnął
ciężko, siadając z powrotem mu na kolanach. Samuel czasem bywał
jak duże dziecko.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Odbiorę tylko i
dowiem się czego chce – mruknął i zerknął na kochanka. –
Może mu się coś stało – rzucił jeszcze, po czym nacisnął
zieloną słuchawkę. – Halo?
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Hej to ja –
usłyszał niepewny głos Mike, który brzmiał jakoś inaczej.
Słabiej niż zwykle. – Masz czas? Ja... chciałem pogadać. –
Odchrząknął i Dylan zaczął się zastanawiać, czy Samuel miał
taką moc oddziaływania, że nawet przez telefon Mike był w stanie
wyczuć, że im przeszkadzał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Spojrzał na
niezadowolonego kochanka i w pewnym momencie miał ochotę się
roześmiać. Mina zniecierpliwienia, jaka pojawiła się na jego
twarzy, w ogóle nie pasowała do dużego, niebezpiecznego faceta,
jakim Sam przecież był. W tamtej chwili jednak Samuel boczył się
jak dziecko i zapewne nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Dylan
nie wytrzymał i z rozpędu pocałował go w czoło.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mam czas, Mike.
Co się stało? – rzucił, jakby na przekór Samuelowi.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jesteś wesoły –
zauważył odkrywczo jego przyjaciel. – Może zadzwonię innym
razem, nie chcę ci psuć humoru – wycofał się, co zaniepokoiło
Dylana.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Co? Nie, nie,
Mike. Jestem po prostu z Samuelem – powiedział i nagle miał
ochotę uderzyć się w twarz za niepanowanie nad swoim językiem.
Mógł mieć tylko nadzieję, że Sam nie słyszał Mike'a. Bo
„jesteś wesoły” i „jestem z Samuelem” zbyt wiele zdradzało
o aktualnym stanie Dylana. – Mów. Skoro dzwonisz, to musiało się
coś stać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Och. – W
słuchawce zapanowało milczenie i Dylan już myślał, że coś
przerwało połączenie. Spojrzał na Samuela, który podwinął
rękaw jego T-shirtu i pocałował go w ramię, nie wyglądając na
zadowolonego, że kochanek przystał na rozmowę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mike? No co się
stało? – zaniepokoił się. – Chcesz się spotkać, żeby o tym
pogadać?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Teraz jesteś ze
mną! – Samuel już głośno zaprotestował. Dylan miał spędzić
z nim wieczór, a umawiał się z jakimś innym kolesiem? Już chciał
go zepchnąć ze swoich kolan, ale uznał, że to byłoby
szczeniackie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie, Dylan,
spotkamy się kiedy indziej – odezwał się nagle Mike i w pewnym
momencie się po prostu rozłączył, czego Roberts w ogóle się nie
spodziewał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Sam! – warknął.
– To był Mike, mój przyjaciel! Coś mu się stało, mógłbyś
przestać być egoistycznym dupkiem?!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Co mu się stało?
– Samuel poczuł się trochę głupio, ale ukrył to pod otoczką
zniecierpliwienia.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie wiem właśnie
– sapnął Dylan i wstał. – Ale miał dziwny głos. Zadzwonię
do niego – mruknął i zerknął na Samuela jeszcze, ale już nic
więcej nie dodał. – Hej Mike, nie rozłączaj mi się, rozumiesz?
– warknął do słuchawki, gdy przyjaciel odebrał. – Co się
stało. Mów – zażądał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie chcę ci
przeszkadzać – wytłumaczył się powoli mężczyzna, a Dylan
westchnął ciężko, chcąc już usłyszeć powód tej rozmowy. –
Jesteś teraz z tym... Samem... Pewnie chcesz z nim zostać.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Faulkner podszedł do
swojej torby i zabrał ją do sypialni, rzucając Dylanowi ostatnie,
zniecierpliwione spojrzenie.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie, Mike. Dla
ciebie zawsze znajdę czas, a słyszę, że coś jest nie tak –
sapnął, rozsiadając się na kanapie. – Co się stało? Coś z
tym facetem, o którym mi kiedyś tam wspomniałeś? – szybko
połączył wątki.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Między innymi –
przyznał w końcu Mike. – To... straciłem pracę i, kurwa,
wszystko się posypało. Porażka – dodał, a Dylan mógł poznać,
że głos przyjaciela drżał. – W sumie to nie jest rozmowa na
telefon. Może spotkajmy się kiedyś i... Teraz nie będę ci
przeszkadzał. – Dylan nigdy nie widział, żeby przyjaciel tak
szybko się wycofywał, co go zaniepokoiło.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Chcesz dzisiaj? –
zapytał od razu, chociaż wiedział, że Samuel będzie zły. Nie
mógł jednak tak po prostu zignorować swojego przyjaciela.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A... dasz radę?
Możemy się spotkać u ciebie w mieszkaniu, bo... Cholera, Dylan,
tak strasznie mi wstyd. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo. Nie mam
nawet kasy na drinka. Straciłem tę jebaną pracę, muszę szukać
czegoś nowego.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Postawię ci –
odpowiedział i uśmiechnął się pod nosem. – Możemy się
spotkać w jakimś klubie – dodał zaraz, bo wiedział, że w jego
mieszkaniu wciąż panował bałagan. W końcu ostatni raz tam był,
kiedy się pakował i uciekał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Oddam ci, jak
będę miał w końcu kasę, obiecuję – mruknął Mike smętnie.
Umówili się do Fubaru na dwudziestą drugą. Mieli wtedy jeszcze
czas, żeby spokojnie porozmawiać w lokalu. Później zawsze mogli
przejść do górnego baru, gdzie nie panował taki tłok.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Sam? – krzyknął
Dylan, gdy zakończyli rozmowę. Wstał z kanapy i poszedł do
sypialni. Jego kochanek właśnie rozpakowywał torbę. – Wychodzę,
okej? – powiedział, jakby trochę niepewnie. Wiedział, że to nie
spodoba się Faulknerowi, ale w końcu nie był jego więźniem, a
Mike go teraz potrzebował.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jak to
wychodzisz? – Samuel wyprostował się, trzymając w ręce jedną
ze swoich bluz. Zmarszczył groźnie brwi, mając nadzieję, że
Dylan go nabierał. – Do tego swojego przyjaciela niby? – zapytał
ze złością.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Sam, wszystko mu
się w życiu popieprzyło – sapnął Roberts i westchnął ciężko.
– Pamiętasz, jak mi zmiażdżyłeś nadgarstek? Myślisz, że kto
pojechał ze mną do szpitala i tam spędził pół nocy? – zapytał
i uniósł brew, zakładając ręce na piersi.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wtedy było
inaczej – warknął. Nie chciał dzisiaj zostać sam. Chciał seksu
i, co dziwniejsze, bliskości. Dlaczego miałby z tego rezygnować,
bo jakiś dzieciak miał problemy? On też je w końcu miał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jak inaczej? –
sapnął i przewrócił oczami. – Pomógł mi, chociaż mógł
siedzieć w domu. Wrócę za jakieś dwie godziny, okej? – Spojrzał
na kochanka, nie mając ochoty się z nim kłócić, chociaż w
tamtej chwili Samuel kojarzył mu się z dzieckiem. Podszedł do
mężczyzny i pocałował go w policzek, czując się trochę tak,
jakby musiał ułaskawić jakieś bardzo charakterne dziecko. Samuel
pewnie by go zabił za takie porównanie. – Wrócę i się tobą
zajmę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Mężczyzna prychnął
i odsunął się od niego. Po miesiącu rozłąki, Dylan od tak po
prostu sobie wychodzi. Sam był głupi, jeżeli sądził, że teraz
będzie inaczej – że będzie w centrum zainteresowania Robertsa,
bo przecież nigdy tak nie było. Zawsze znalazł się ktoś
ważniejszy – Taylor albo jakiś podrzędny przyjaciel.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Rób, co chcesz –
mruknął, nawet nie mając zamiaru ukrywać, że był zły.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan westchnął
ciężko. Miał wrażenie, że znalazł się pomiędzy młotem a
kowadłem.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Chcesz jechać ze
mną?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Gdzie? Do twojego
przyjaciela? – zdziwił się taką propozycją.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mhm. – Kiwnął
głową, nie spuszczając go ze wzroku. – Chcesz?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel zamyślił
się, analizując plan Dylana. Nie podobało mu się, że miałby się
spotkać z jego przyjacielem, bo byłby tylko jak piąte koło u
wozu. Oni by rozmawiali, a on by się po prostu nudził.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Będę za dwie
godziny – przypomniał. – Nawet się nie będę przebierać, hm?
– zapytał, mając nadzieję go ułaskawić. Nie chciał, by Samuel
był zazdrosny, a byłby na pewno, gdyby teraz Dylan zamienił
spodnie na bardziej obcisłe i jeszcze założył buty na obcasie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel spojrzał na
niego oschle i wzruszył ramionami. Stracił humor na resztę
wieczoru i żeby to zademonstrować, wyszedł z sypialni, nie mając
zamiaru już dłużej rozmawiać z Dylanem.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Roberts westchnął
tylko ciężko, ale nie zamierzał już za nim lecieć. Spojrzał na
leżące na podłodze bokserki Samuela, po czym pokręcił głową,
nieco zirytowany zachowaniem kochanka, który nie potrafił
zrozumieć, że nie mógł całkowicie skupić się tylko na nim. Nie
czekając dłużej, sięgnął po swoją kurtkę dżinsową z
kapturem, złapał za telefon i portfel, po czym ruszył do wyjścia.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wychodzę –
krzyknął i jeszcze zatrzymał się na chwilę, z nadzieją, że
usłyszy odpowiedź. Nic takiego jednak nie nastąpiło. – Jak z
dzieckiem – zamruczał pod nosem, niezadowolony i wyszedł.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">*</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Droga do klubu minęła
mu całkiem szybko, a na miejscu Mike już na niego czekał. Spotkali
się przed klubem. Przyjaciel nie wchodził do środka, tylko kręcił
się na chodniku. Wyglądał tak posępnie, że nikt nie chciał do
niego podejść. Dylan aż ścisnęło w gardle, kiedy zobaczył
przyjaciela w takim stanie. Musiało się stać coś poważnego i
teraz cieszył się, że nie dał się przekonać Samowi i nie został
z nim. Mike go potrzebował.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Hej – przywitał
się, kiedy do niego podszedł i objął go mocno. Pogłaskał go po
plecach, a po chwili jeszcze pocałował w policzek. – Co tam?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dylan. – Mike
od razu się odprężył i odpowiedział na uścisk. – Myślałem,
że nie przyjdziesz – dodał słabym głosem i uśmiechnął się
niepewnie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Głupi! –
prychnął. – Jesteśmy przyjaciółmi, hm? – zapytał Roberts i
spojrzał mu w oczy. – Nie zostawię cię na lodzie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Mike spojrzał na
niego w taki sposób, jakby zaraz miał się rozpłakać, ale
odwrócił wzrok na wejście do klubu.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Idziemy?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Tak, chodź –
powiedział i pociągnął go do wejścia, nie zwracając nawet uwagi
na otaczających ich facetów. Przecież nie przyszedł tu na <i>podryw</i>, w mieszkaniu czekał na niego jedyny facet, na którym mu
teraz zależało. – Bierzemy wódkę? – zapytał, a gdy Mike
kiwnął głową, Dylan od razu przepchał się do baru. O dziwo w
Fubaru już o tej godzinie panował całkiem spory tłok,
najwidoczniej dzisiaj planowane były jakieś eventy, o których on
nawet nie słyszał. Nie interesował się już życiem klubowym.
Zamówił całą butelkę wódki i coli na popitę, po czym ruszyli w
poszukiwaniu jakiegoś miejsca do siedzenia. Loże w większości już
były zajęte, ale udało im się dorwać dwuosobowy stolik w
dyskretnym miejscu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Więc? –
zapytał Dylan, kiedy alkohol już znajdował się w kieliszkach. –
Co się stało?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jesteś teraz z
tym facetem? – Mike nie wydawał się skory do opowiadania o swoich
problemach na trzeźwo. Popił trochę drinka i przyjrzał się
Dylanowi. Wyglądał dziwnie zwyczajnie. Nie pamiętał, żeby jego
przyjaciel kiedykolwiek ubrał się tak do klubu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– No... chyba tak –
odpowiedział i wzruszył ramionami. – A ty... co z tym twoim? –
zmienił temat. – Jak miał na imię i gdzie go poznałeś?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Mike westchnął
ciężko i spojrzał na drinka. Nawet nie wiedzieć kiedy, wypił już
połowę.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Straciłem pracę.
Firma splajtowała i mnie wylali.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Splajtowała?
Mieli robić tylko cięcia – zauważył Dylan i wpatrzył się w
niego. – Mike, to nie koniec świata! – pocieszył go od razu. –
Jak potrzebujesz pieniędzy, to ci pożyczę. Znajdziesz jakąś
pracę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– No nie wiem, czy
znajdę. Już nie mam za co żyć. Kasa się kończy, a... Kitty nie
chce ze mną gadać – wspomniał o siostrze i sposępniał. Głośna
muzyka trochę zagłuszała rozmowę, więc Dylan przysunął się do
przyjaciela, żeby lepiej go słyszeć.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dam ci kasę –
powiedział od razu. – Ile chcesz? Tysiąc? – zapytał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dylan, nie chcę
na tobie żerować. – Mike pokręcił z niedowierzaniem głową. –
Muszę sam sobie poradzić. To... wszystko się spieprzyło –
rzucił i wypił drinka do końca.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ale przecież
mogę ci pomóc! – sapnął i zmarszczył groźnie brwi. – Nie
pieprz, Mickey – prychnął i sam sięgnął do kieliszka. –
Jestem twoim przyjacielem. To tylko praca, zaraz znajdziesz nową,
może lepszą, hm? – mruknął. – Masz przecież doświadczenie,
ludzie z IT są potrzebni.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie wiem, czy
mnie ktoś przyjmie. – Pokręcił głową i nagle zwrócił uwagę
na jakiegoś mężczyznę, który siedział nieopodal. – Spójrz,
jaką ma koszulkę – rzucił drwiącym tonem, znowu nalewając
sobie drinka. Chciał się napić i zapomnieć o tym wszystkim, a
obgadywanie innych było dobrym rozwiązaniem do udawania, że jego
problemy nie istniały.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan obejrzał się
i nagle zaśmiał się, widząc mężczyznę w bardzo obcisłym
t-shircie, co jednak nie było tak zabawne jak mocne zacieki od potu,
widoczne nawet w przytłoczonym świetle klubu.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Niezły, bierzemy
go? – zapytał dla żartu i mrugnął do przyjaciela.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie, ja już się
wyleczyłem ze wszystkich facetów. Koniec z seksem i związkami.
Pieprzę to wszystko. – Dylan aż zamarł, nie spodziewając się
tego po Mike'u. Wcześniej jego przyjaciel miał co do tego zupełnie
inny stosunek.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ale... co się
stało?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Spieprzyłem
sobie życie, Dylan, szkoda gadać. – Mike pokręcił głową i
znowu zaczął pić. Odwrócił się tak, żeby obserwować ludzi w
klubie i Dylan zrozumiał, że na razie przyjaciel nie chciał
jeszcze poruszyć tego tematu. Muszą trochę wypić, dopiero wtedy
Mike się przed nim otworzy.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan więc lał
przyjacielowi do kieliszka i wcale mu nie żałował. Sam jednak
trochę się ograniczył, w końcu miał zamiar wrócić do Samuela
trzeźwy. Patrzył, jak Mike pije, jak procenty zaczynają coraz
bardziej oddziaływać na jego organizm, a on zamiast zapomnieć o
problemach, stawał się coraz bardziej posępny.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– To tylko facet,
Mike – odezwał się po jakimś czasie. – Nie ten, to będzie
inny.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie będzie
innego. Nie chcę się już w coś takiego pakować. – Mike
pokręcił głową i zaklął. – Poznałem go miesiąc temu. –
Zamrugał, a Dylan zauważył, że jego spojrzenie było rozmyte i
nieostre. To była pora na tę właściwą rozmowę. – Wiesz, tak w
sumie, to był całkiem podobny do kolesi, których ty lubisz. Wielki
i umięśniony. Nigdy mi nie wychodziło z tymi nudnymi frajerami, to
pomyślałem, że chuj, jak mu się podobam, raz zaryzykuję. –
Zaśmiał się i znowu złapał za szklankę. Kręciło mu się w
głowie do alkoholu, ale chciał wypić jeszcze więcej. Nawet
perspektywa kaca nie przerażała go tak bardzo niż zmierzenie się
z rzeczywistością.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ale przecież
nigdy takich nie lubiłeś – zauważył Roberts i dolał mu znowu
wódki. – I ostatnio jak rozmawialiśmy to byłeś szczęśliwy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Bo byłem z nim.
Nie lubiłem, ale teraz chciałem spróbować czegoś innego. Ty
latasz za takimi facetami, co w nich widzisz? – zamachnął się
ręką, jakby to miało mu ułatwić wysłowienie się.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– I? Co z nim było
nie tak? – Dylan nie odpowiedział na to pytanie, bo zamiast tego
wolał pociągnąć go bardziej za język, wykorzystując fakt, że
Mike był już pijany. – Zdradził cię? Uderzył?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie, ani nie
zdradził, ani nie uderzył. Ale to frajer. Skończony dupek. Mam
nadzieję, że będzie miał wypadek! – dodał nienawistnie i
skrzywił się. – Nienawidzę go i życzę mu, kurwa, najgorszej
śmierci!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan zamarł. Tego
się nie spodziewał. Wpatrzył się w przyjaciela, którego twarz
poczerwieniała od złości... albo alkoholu. Takiego go jeszcze nie
widział, Mike nie życzył ludziom czegoś takiego. Mike był
spokojnym chłopakiem, który raczej nie miał z nikim problemów. Aż
sięgnął do swojego kieliszka i wziął spory łyk alkoholu, bo
czuł, że na trzeźwo tego wszystkiego nie zrozumie.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dlaczego? –
zapytał po chwili.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jak to jest z
tymi twoimi facetami? – Mike zignorował jego pytanie. – Na
początku i później? Jak to z nimi jest, co? Są zajebiści, a
później przekonujesz się, jakie to chuje?
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Tak było z
Taylorem – przypomniał mu i uśmiechnął się krzywo pod nosem. –
Ale nie z Samem – dodał, okręcając w dłoni kieliszek. –
Wrócił wczoraj. Wcześniej też dużo dla mnie zrobił. Może to
nie miłość z jego strony – nawet nie chciał w to wierzyć, bo
miał wrażenie, że się rozczaruje – ale jest mi dobrze.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– To tylko kwestia
czasu – zawyrokował Mike mało optymistycznie. – Będzie tak
samo jak z innymi. Tak to już jest z takimi facetami. Bawią się
nami i traktują jak zabawki. Na przykład Jordan. Było zajebiście.
Poznałem go w klubie, zakręcił się koło mnie i ciągle stawiał
mi drinki. Mówił, że jestem najlepszy na tej imprezie, że nikt mu
się bardziej nie spodobał. – Znowu machnął ręką ze
zniecierpliwieniem. – Pieprzenie. Oni wszyscy tak gadają.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan pomyślał, że
Sam tak nie mówił. Nie kokietował go, nie napychał durnymi
komplementami, bo on tego nie potrzebował, nie chciał się
dowartościowywać, ale za to Mike miał bardzo niską samoocenę.
Łatwo było to wyczuć i... wykorzystać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie ten to będzie
inny.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jasne. Nie będzie
innego, już ci powiedziałem. Kończę z facetami. Wiesz, co mi
zrobił ten dupek? – zapytał i prychnął, znowu nalewając sobie
alkoholu. – To wszystko jest popierdolone. – Dylan spojrzał na
niego zaalarmowany.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Co się stało? –
zapytał i zwilżył wargi, nie wiedząc, czy chce się dowiedzieć.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nigdy nie pieprz
się bez gumy. Naprawdę – powiedział poważnie i wypił drinka,
po czym skrzywił się. Pobladł i Dylan już był pewien, że
mężczyzna zwymiotuje. Na szczęście powstrzymał konwulsje i
spojrzał nieco trzeźwiej na Dylana. – Pieprzyłeś się z tym
swoim bez gumy?
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jordan ma HIV? –
zapytał Roberts, powoli łącząc wątki. – Boże. Mike, jesteś
pewny, że ma? – Podniósł nieświadomie głos.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mhm. Powiedział
mi to dwa dni temu. Rozumiesz? Przez ostatni miesiąc w zasadzie u
niego mieszkałem. Pieprzyliśmy się niemal bez przerwy. – Zaśmiał
się drwiąco, jakby uznał seks za coś okropnego. – No i dałem
się temu sukinsynowi bez gumy. Jestem pozytywny, na pewno. –
Pokręcił głową i znowu chciał nalać sobie drinka, ale ręka mu
zadrżała i rozlał wódkę na stół. Zaklął i odstawił butelkę.
– Ja pierdolę, czujesz?! Tak się pilnowałem i to złapałem! –
wykrzyknął, a jakiś mężczyzna, który siedział nieopodal
spojrzał w ich stronę. Mike był zbyt pijany, żeby nad sobą
zapanować.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan momentalnie
wstał i przyciągnął sobie krzesło do przyjaciela. Usiadł przy
nim i od razu go przytulił, działając automatycznie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie mów tak –
szepnął, gładząc uspokajająco jego zgarbione plecy. – Przecież
jeszcze nic nie wiadomo – dodał. – Zrobisz badania, to będziesz
miał pewność. A nawet jeśli... – Odsunął się na tyle, by na
niego spojrzeć. – Da się z tym żyć, wiesz?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie chcę z tym
żyć! Nie chcę być, kurwa, pozytywny! – wykrzyknął i odepchnął
od siebie Dylana.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Hej, hej –
sapnął Dylan i ujął jego twarz w dłoń. – Zawsze będziesz dla
mnie jak brat, rozumiesz? – zapytał. Czuł, że musi mu dać
jakieś oparcie. Zapewnienie, że nie był w tym wszystkim sam. –
Jakby mi się coś takiego stało, też chciałbym, żebyś przy mnie
był. Pieprzę się z Samem bez gumy, skąd mogę wiedzieć, czy on
niczego nie ma? – dodał, tylko po to, by go pocieszyć. Ufał
Samuelowi. Nie każdemu pozwalał na seks bez zabezpieczenia.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Mike otworzył oczy i
spojrzał na niego mokrym od łez spojrzeniem.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– C-co ty, Dylan...
Nie możesz ryzykować. On mógł cię zarazić! Nikomu nie możesz
ufać, każdy to mógł złapać! – krzyknął i pokręcił głową,
ściągając z siebie ręce Dylana.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ale jakbym miał,
to byś mnie zostawił? – zapytał poważnie, patrząc mu w oczy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie, ale nie
chcę, żebyś był chory. – Mike przytulił się do niego i
odetchnął. – Kocham cię, Dylan – powiedział, ale Dylan
wiedział, że nie chodziło o <i>ten </i>rodzaj uczucia. Byli dla siebie
jak bracia, najlepsi przyjaciele.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ja też cię nie
zostawię, hm? – mruknął. – Jeżeli chcesz, możesz zamieszkać
u mnie – dodał zaraz. – Wiesz, że zawsze ci pomogę. Możesz na
mnie liczyć, Mike.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dzięki, Dylan.
Jesteś jedyną osobą, do której mogłem się zwrócić, wiesz?
Ja... ja nie wiem, jak to, kurwa, będzie. – Utkwił wzrok w plamie
wódki na stoliku. Przełknął ciężko, czując się jak w filmie.
To wszystko wciąż jeszcze do niego nie docierało.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Hej, jeszcze nic
nie jest przesądzone – dodał i poklepał go po policzku. Mike
uśmiechnął się i odtrącił jego rękę, a przez chwilę na jego
twarzy pojawił się wyraz rozbawienia. Trwało to jednak tylko kilka
chwil.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Idę się odlać
– powiedział nagle i wstał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mam iść z tobą?
– zapytał od razu Dylan, wiedząc, że przyjaciel był bardziej
pijany od niego.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Umiem jeszcze
wysikać się do pisuaru – zauważył ze śmiechem i odwrócił
się. Po jego chodzie można było poznać, że nie był do końca
trzeźwy, ale jak na tę ilość alkoholu, którą wypił, trzymał
się prawie pionu. Dylan uśmiechnął się lekko, szczerze
współczując przyjacielowi tego, co go spotkało. Nie miał
najmniejszego zamiaru się od niego odwracać. HIV nie był końcem
świata. Można z nim żyć przez wiele lat. Już jako nastolatek
sporo na ten temat czytał, bo miał podobną fobię jak Mike – we
wszystkich widział zarażonych wirusem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Odprowadził
przyjaciela wzrokiem, aż ten wreszcie zniknął w tłumie. Westchnął
ciężko i sięgnął do telefonu. Spojrzał na wyświetlacz, ale nie
zobaczył żadnych wiadomości od Samuela. Obraził się, pomyślał
i aż się zaśmiał pod nosem. Nigdy wcześniej nie widział
kochanka nadąsanego, aż do tej chwili.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">„Jesteś zły?” –
napisał do niego z nudów.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Odpowiedź jednak nie
nadeszła. Minęło kilka minut i ani Sam się nie odezwał, ani
Dylan nie wrócił. Do stolika Dylana podszedł za to jakiś chłopak
w jego wieku, chcąc do niego zagadać, ale Roberts szybko go
spławił.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Mike jak nie wracał,
tak nie wracał. Zupełnie go wcięło i Dylan zaczął się już
niecierpliwić, kiedy minął kwadrans, a przyjaciela nadal nie było.
Na początku zakładał, że do toalet mogła być spora kolejna,
zwłaszcza o tej godzinie, ale kto czekałby na zwolnienie się
jakiegoś pisuaru przez piętnaście minut?!
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Siedział jeszcze
chwilę, aż wreszcie nie wytrzymał i się podniósł. Nie
rozglądając się nawet po klubie, ruszył w kierunku łazienek, w
ogóle nie przejmując się zostawioną na stole, niedopitą wódką.
Gdy przeszedł do części, w której znajdowały się toalety,
zauważył, że faktycznie panował tu dość spory tłok, nie
wynikający ze stania za potrzebą. Ludzie po prostu dyskutowali i
flirtowali, a szmery ich rozmów mieszały się z głośną, klubową
muzyką.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan rozejrzał się,
zdając sobie sprawę, że w takim miejscu bez butów na obcasie i
bardziej ekstrawaganckiego stroju czuł się mniej pewnie. Nie dał
jednak tego po sobie poznać. Przeszedł się przez całkiem
przestronne pomieszczenie, czując w powietrzu zapach potu, seksu i
trawki. Mike'a nigdzie jednak nie dostrzegł. Zaczął się więc o
niego niepokoić.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Sięgnął po telefon
i wykręcił jego numer, kiedy sprawdził już nawet kabiny w
toalecie i miał pewność, że tam jego przyjaciela nie było. Nikt
mu jednak nie odpowiedział, włączyła się poczta, a on miał
ochotę cisnąć telefonem o podłogę. Naprawdę zaczął się bać,
cholera! Wrócił jeszcze do ich stolika, z nadzieją, że Mike tam
siedział. Nic jednak tam nie zastał (nawet wódki, ale z jej stratą
już się pogodził), stolik był pusty, a on zaczął panikować. W
końcu jego przyjaciel naprawdę sporo wypił, coś mogło mu się
stać, w tamtym momencie wcale nie miał dobrego przeczucia.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Zaczął więc go
szukać po całym klubie, ignorując zaczepki niektórych mężczyzn.
Z butami na obcasie czy bez nich, wciąż przyciągał uwagę, z
czego zdał sobie sprawę z lekkim zdziwieniem, gdy wyszedł na
parkiet, chcąc zlokalizować przyjaciela. Nigdzie, naprawdę nigdzie
go nie było! I w tym momencie mignęła mu czupryna włosów Mike'a
w tłumie. Ruszył za nią, krzycząc i starając się przebić przez
mocne basy muzyki. Tłum ludzi w klubie wcale nie ułatwiał mu
przedostania się do przyjaciela. I nagle jakby dostał obuchem w
głowę. Aż się zatrzymał, dostrzegając swojego kolegę tuż przy
wyjściu z grubszym, łysym mężczyzną, którego dobrze pamiętał.
Nie zastanawiał się już wiele, ruszył do Mike'a, przeciskając
się między klubowiczami, ale przyjaciel zdążył już wyjść z
budynku. Serce Dylana waliło jak oszalałe, krew szumiała w uszach.
Krzyczenie nie pomogło, Mike go nie słyszał.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Wybiegł z klubu
prosto na rześkie, nocne powietrze w momencie, w którym samochód
latynoskiego alfonsa już odjeżdżał. Nie wierzył, zupełnie nie
rozumiał, jak mogło się to stać. Mike przecież nie był taki
głupi, żeby jechać z takim mężczyzną! Nawet jeżeli ten
zaoferowałby mu pieniądze, prawda? – zapytał sam siebie Dylan,
ale już nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Stał chwilę,
patrząc na puste miejsce, w którym chwilę temu widział pojazd.
Nawet nie wiedział kiedy, a już wykręcał numer przyjaciela,
niestety i tym razem włączyła się poczta głosowa.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mike! – wydarł
się do słuchawki, nie przejmując się ludźmi, który stali
nieopodal. Był zdenerwowany, naprawdę dawno już się tak nie bał.
– Mike! Wysiadaj z tego samochodu! To pieprzony alfons! Członek
MS-13! Wysiadaj! – dodał już ciszej, wciąż jednak zachowując
podniesiony ton głosu. Miał wrażenie, że to tylko głupi sen.
Przecież Mike nie był kimś, kto poleciałby na takiego faceta i
dał mu się jeszcze zbajerować.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>Dream Winchesterhttp://www.blogger.com/profile/03031826342748441484noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-1941789499582632802015-12-17T22:42:00.001+01:002015-12-17T22:52:13.050+01:005. Świadomość <div style="margin-bottom: 0cm; orphans: 1; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<div style="text-align: justify;">
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><span style="background-color: white; line-height: 18.2px; orphans: 1; text-indent: 37.7953px;">Najwyższa pora na kolejny rozdział </span><i style="background-color: white; line-height: 18.2px; orphans: 1; text-indent: 37.7953px;">Świadomości</i><span style="background-color: white; line-height: 18.2px; orphans: 1; text-indent: 37.7953px;">, którą ostatnio zaniedbałyśmy. Postaramy się nadrobić zaległości, a Was zapraszamy do czytania i komentowania :) </span></span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<i><span style="font-family: inherit;"><br /></span></i></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Sobota, 30 maja 2015 </i>
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Albert przez ostatni
tydzień czuł się naprawdę źle. Bolała go lewa strona ciała,
szyja i gardło, czuł nudności i kilka razy zdarzyło mu się
wymiotować albo, najczęściej po jedzeniu, dostawał rozwolnienia.
Wczoraj, po tym jak położył się spać około dziewiętnastej,
stwierdził, że najwyższa pora skończyć z tabletkami. Odstawił
je i dzisiaj próbował udawać, że czuje się dobrze. I że poradzi
sobie sam ze sobą. Gdyby Maks wiedział, jakiego ma faceta, pewnie
by od niego odszedł. Kto chciałby być z taką <i>ciotą</i>?</span></div>
<a name='more'></a> <span style="font-family: inherit;">
</span><br />
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Czasem jednak Minierski nie
doceniał swojego partnera, uważając go za zbyt roztrzepanego, by
mógł zauważyć małe różnice w jego zachowaniu. Ale Maks
wszystko widział, a przez to jeszcze bardziej martwił się stanem
zdrowia swojego kochanka. Nic jednak nie mówił, bo doskonale sobie
zdawał sprawę, że to przyniesie tylko odwrotny skutek.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Będę patrzeć i
pilnować – odezwał się, kiedy Albert wszedł z talerzem kanapek
do salonu.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Albert przewrócił oczami,
już się denerwując tą obietnicą. Ostatnio w ogóle nie miał
apetytu, a Maks jak zwykle pozostawał nieubłagany. Z jednej strony
go rozumiał, bo sam by się o niego martwił, gdyby kochanek znalazł
się w takim stanie jak on, ale z drugiej był przecież dorosły.
Mógł sam o sobie decydować.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Maks westchnął ciężko,
gdy nie usłyszał odpowiedzi. Ale czego się spodziewał? Że Albert
ochoczo zadeklaruje, że zje całe śniadanie?</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Chcesz herbaty? –
zapytał, już będąc gotowym wstać.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Mhm, czekaj, ja
zrobię. Ty możesz już zacząć jeść – mruknął Minierski i
położył talerz na blacie przed Maksem. Zerknął jeszcze na
partnera krótko, zdając sobie sprawę, jak zabawnie prezentował
się Jabłoński. Masa kolczyków, odważnie ostrzyżone włosy i
kilka tatuaży w połączeniu z szarym, wyciągniętym dresem Nike
sprawiały, że Maks wyglądał, jakby nie do końca potrafił się
zdecydować, czy woli być punkowcem, czy osiłkiem z osiedla. Albert
uśmiechnął się lekko do swoich myśli. – Jaką chcesz herbatę?
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Z malin? – odezwał
się obiekt jego rozmyślań, jakby jeszcze nie do końca przekonany.
Albert wyszedł z salonu. Szafka, w której trzymali herbaty, była
cała nimi zawalona. Jego kochanek uwielbiał pić te napary, na
każdych zakupach zahaczał o odpowiedni regał; wyszukiwał coś,
czego jeszcze nie smakował i wrzucał do koszyka. Takie ekscesy dało
się jeszcze przeżyć, w końcu opakowanie herbaty z supermarketu
nie przekraczało ceny dziesięciu złotych. Sprawy się
komplikowały, gdy po drodze spotykali sklep z herbatami. Maks
jednorazowo kiedyś wydał tam sto złotych.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Albert nalał do czajnika
wodę, po czym włączył piec, żeby ją zagotować. Oparł się o
blat i wpatrzył w okno wychodzące na podwórze. Nie miał ochoty
nic jeść. Kiedy o tym myślał, czuł nieprzyjemną gulę w gardle,
która sprawiała, że lada chwila mógł zwymiotować. Samo
wyobrażenie jedzenia wystarczało, żeby poczuł nudności.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Odetchnął cicho,
zakładając ręce na piersi. Zerknął na podłogę, chcąc skupić
myśli na czymś innym – kuchenne płytki był dobrym rozwiązaniem.
Muszą je wymienić, kafelki były klasyczne, jakie były modne w
latach dziewięćdziesiątych – małe i kwadratowe, ułożone w
biało-brązową szachownicę. Wnosiły do wystroju trochę klimatu
kultury radzieckiej. Albert chciał urządzić kuchnię w
ciemniejszych odcieniach, bo pomieszczenie okazało się bardzo
jasne, przez duże okno po frontowej stronie ściany. Słońce
oświetlało kuchnię od wschodu aż do późnego południa, gdy
nikło za horyzontem.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Z rozmyślań wyrwało go
gwizdanie czajnika, ogłaszające, że woda się zagotowała. Nie był
na to przygotowany. Drgnął wystraszony, ale po chwili pokręcił
głową, zirytowany swoim absurdalnym zachowaniem. Ostatnio wszystko
go denerwowało, nawet Maks z tym swoim nadopiekuńczym charakterem.
Może brakowało mu dziecka? – pomyślał wkurzony i sięgnął po
czajnik.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kubki i torebka herbaty
były już przygotowane, więc złapał czajnik za rączkę. Zupełnie
zapomniał o tym, że metalowy gwizdek często był gorący, więc
złapał go palcami i syknął, kiedy skóra nieprzyjemnie go
zapiekła. Tak jak uczyła go mama, dotknął płatka ucha, klnąc
cicho, czego oczywiście jego rodzicielka nigdy nie popierała. Zalał
jednak herbatę i już miał odkładać czajnik, kiedy trącił jeden
z kubków. Instynktownie chciał go złapać, przez co zupełnie nie
przewidział konsekwencji. Gorący napar oblał jego dłoń,
wywołując mocne pieczenie i zaczerwienienie skóry. Albert przeklął
siarczyście, tak głośno, że nawet Maks usłyszał. Odstawił
niedbale czajnik na piec, nie przejmując się skapującą na podłogę
herbatą i przyjrzał się ręce.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Co się stało? –
zapytał zaalarmowany Jabłoński, wchodząc do kuchni.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nic, rozlałem herbatę
– rzucił Albert, nawet nie patrząc na Maksa. Przystawił rękę
nad zlew i odkręcił zimną wodę. Prostował i zginał palce,
przyglądając się dłoni pod mocnym strumieniem. Ale był głupi,
nawet nie potrafił zalać herbaty.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Maks podszedł do niego i
zerknął na rękę partnera. Westchnął ciężko.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Musisz uważać –
powiedział i złapał za ścierkę, zaczynając wycierać rozlany
napar.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– No przecież uważam!
– odparł Albert opryskliwym głosem, rzucając mu rozzłoszczone
spojrzenie. Odebrał jego słowa jako atak. W końcu wiedział, że
był nieuważny, nikt nie musiał mu tego powtarzać.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Maks spojrzał na niego z
początku zdziwiony, dopiero później odetchnął ciężko.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nie mów do mnie takim
tonem – przypomniał spokojnie, nie dając się sprowokować.
Ostatnio coraz częściej się sprzeczali, Albert do wszystkiego
zaczynał mieć pretensje, nawet do krzywo powieszonego ręcznika.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nie zarzucaj mi, że
nawet nie umiem zaparzyć herbaty! – warknął Minierski,
czerwieniąc się.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Przecież nic ci nie
zarzucam – odpowiedział, nie wdając się z nim w dalszą rozmowę.
Zajrzał do szafki z nadzieją, że znajdzie coś co złagodzi
oparzenie. Niestety, pod tym względem mieli braki w apteczce.
Westchnął ciężko, zamknął drzwiczki i obejrzał się na
posępnego Minierskiego. – Nic się nie stało?</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Albert spojrzał na niego
ciężko, wciąż jednak zirytowany. Sam nie wiedział dlaczego, po
prostu wszystko działało na niego tak, że od razu się denerwował.
Odetchnął cicho i skupił swoją uwagę na ręce.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Powinno być okej –
mruknął cicho, z hamowaną złością w głosie.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Maks uśmiechnął się pod
nosem, podszedł do Alberta, ucałował jego kark czule i objął w
pasie. Nie lubił się z nim kłócić, w szczególności wtedy, gdy
wiedział, że jego zły humor był związany z lekami i stanem
zdrowia.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Będzie okej –
powiedział, kładąc głowę na jego ramieniu. – Obejrzymy jakiś
film, co? – zapytał nagle, stwierdzając, że to świetny pomysł.
Musi czymś zając myśli partnera.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Mhm, możemy. Jeszcze
chwilę potrzymam pod wodą i możemy iść. Zrobisz herbatę? Bo ja
nawet nie potrafię – zaśmiał się i pokręcił głową.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Zrobię –
odpowiedział, jeszcze raz go pocałował, po czym zabrał się za
parzenie herbaty, od czasu do czasu rzucając uważne spojrzenia w
stronę Alberta. Ten w końcu wyciągnął rękę spod kranu i
zakręcił zimną wodę. Przyjrzał się dłoni, która wciąż była
brzydko zaczerwieniona i miejscami zeszła z niej skóra. Po ostatnim
sylwestrze, po którym do tej pory nie potrafił się pozbierać,
naczytał się sporo o zasadach pierwszej pomocy, a przede wszystkim
poparzeniach. Teraz już wiedział, co powinien zrobić w tej
sytuacji.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Nalał sobie do miski
zimnej wody, poprosił Maksa o lód z zamrażalki i w końcu przeszli
znowu do salonu.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Przepraszam –
usłyszał Jabłoński, kiedy starał się znaleźć jakiś ciekawy
film. Zerknął na Alberta i uśmiechnął się. Pokręcił głową.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Głupi – mruknął
tylko, po czym przełożył mu nogi na jego kolana, jakby w
niewerbalnym przekazie: „przyjmuję przeprosiny”. Albert tylko
uśmiechnął się i w końcu, dla świętego spokoju i poprawy
samopoczucia Maksa, sięgnął po kanapki.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">*</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Noc była wietrzna i
deszczowa. Przyszła jedna z majowych burz, jednak tym razem okazała
się łagodniejsza niż zwykle. W ciepłej, bezpiecznej sypialni
wydawała się odległa o kilka kilometrów. Szalała na drugim końcu
Krakowa, a nie tutaj, na Ludwinowie, gdzie mieszkali.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Lewiatan spał na dole, na
wielkiej poduszce, którą kilka dni temu kupili mu w TK Maxxie. Była
dość droga, ale miękka i duża, więc wiedzieli, że będzie
wygodna. Zresztą ich pupil nie był już szczeniakiem, żeby
wszystko niszczyć. Mogli zainwestować w coś porządniejszego.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">W domu panowała cisza, a
wszelkie niepokojące odgłosy, jakie wydawał stary budynek, niknęły
w odgłosach burzy. Pomieszczenie wypełniał dźwięk równomiernego
oddechu Maksa, przy którym Albert zasypiał. Zawsze się uspokajał,
gdy miał partnera na wyciągnięcie ręki.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Nie miał zamiaru
przyznawać się do tego, że rana na ręce wciąż go szczypała.
Poparzył się, ale nie chciał z tym nigdzie jechać. Miał już
dość szpitali. Nie chciał nigdy więcej do nich trafiać. Nawet w
ciemności widział, że poparzona skóra odznacza się na tle całej
dłoni. Poruszył palcami, obserwując rękę z taką uwagą, jakby
oczekiwał, że ta nagle sama się wygoi. Chciał tego. Najgorsze, co
mogło mu się przytrafić, to właśnie to poparzenie.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Skrzywił się, a rana
nagle wydała mu się jeszcze większa. Jakby rozprzestrzeniła się
na połowę jego ręki. I wcale nie wyglądała na zastygłą, miał
wrażenie, że oprócz nieprzyjemnej struktury skóry widzi coś
jeszcze... jakby krew?</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Ból się zwiększył, gdy
poruszył palcami i – sam nie wiedząc dlaczego to robi –
odwrócił dłoń, by przesunąć jej wierzchem po kołdrze. Uchylił
usta, chcąc krzyknąć, ale nie był w stanie wydobyć z siebie
słowa.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Maks spał spokojnie,
odwrócony do niego tyłem, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że
Albert próbował krzyczeć z bólu, ale nie był w stanie. Spojrzał
na swoją rękę, mając wrażenie, że przez to, co zrobił,
oparzenie wspina się wyżej, na przedramię. Nerwy kuły go, jakby
ktoś wbijał w skórę tysiące małych igiełek.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Patrzył z przerażeniem,
jak skóra na ręce się zwęgla. Niemal żarzy. Pali i piecze. Jego
oddech przyspieszył, a odgłosy burzy jakby ustały, był tylko on i
rozległa rana na jego ręku, która z każdą chwilą tylko się
pogłębiała. Widział swoje ścięgna, czarna skóra zaczęła
odpadać mu płatami. Chciał się podnieść, odwrócić, krzyknąć,
zrobić cokolwiek, by zaalarmować Maksa, ale nie był po prostu w
stanie. Miał wrażenie, jakby był sparaliżowany. Nagle jednak
zobaczył, że jego kochanek się podnosi. Usiadł na łóżku
plecami do niego i zamarł tak na chwilę. Jedyne co Albert mógł
zrobić, to spojrzeć na niego, jego gardło było tak zaciśnięte
ze strachu, że nie mógł wycisnąć z siebie chociażby słowa.
Widział, jak Maks powoli się do niego odwraca. <i>Popalona połowa
twarzy, spalone włosy, wypływające z oczodołu oko.</i></span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Albert! Albert! –
Popatrzył w pochylającego się nad nim Maksymiliana. Zdrowego. W
ciemności nie widział zbyt dobrze jego twarzy, ale uświadomił
sobie, że jego partnerowi nic nie było.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Maks – wychrypiał,
dopiero po chwili zdając sobie sprawę, jak brzmiał. Odchrząknął
i przełknął zgęstniałą żółć, która nagromadziła mu się w
ustach. Całą uwagę skupił na dłoni, którą zaczął oglądać.
Nie było mięsa, ani czarnych, zwęglonych fragmentów. Na
przedramieniu skóra wciąż zachowała swój idealnie jasny kolor.
Nawet dostrzegł porastające ją, trochę ciemniejsze włoski.
Odetchnął i znowu zamknął oczy, tym razem jednak nawet pod
powiekami nie zobaczył strasznych rzeczy.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Co się stało? –
zapytał jego zaniepokojony partner. – Rzucałeś się jak w
jakiejś febrze – powiedział, kładąc się blisko Alberta. –
Znowu miałeś koszmary?</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nie – skłamał,
chociaż wiedział, że to było idiotyczne. Oczywiście, że miał
koszmary. – Obudziłem cię? Krzyczałem? – zapytał i spojrzał
na okno. Burza już minęła, rzeczywiście nawet nie słyszeli
uderzania kropel deszczu o szyby.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nie, nie krzyczałeś
– sapnął. – I nie wiem co gorsze, już wolałbym, żebyś
krzyczał – przyznał zgodnie z prawdą i odgarnął mu włosy ze
spoconego czoła. – Złapałeś mnie za ramię i zacząłeś się
rzucać – mruknął, nie dodając już nic o tym, że pierwszy raz
Albert zrobił coś, co zabolało go fizycznie. Pewnie będzie miał
siniaki. Nigdy by się nie spodziewał po kochanku aż takiej siły,
dłoń partnera złapała jego ramię tak mocno, że zakleszczyła je
jak imadło. Maks mimo że krzyczał i potrząsał partnerem, to ten
i tak się nie budził, przez długą chwilę też nie chciał go
puścić.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Przerażało go to.
Widział, że z Albertem było źle, tylko co miał robić? Jak miał
mu pomóc? Zaciągnąć go do kolejnego lekarza? Napchać kolejnymi
lekami? Znowu?
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Przepraszam, ja... –
Albert odetchnął ciężko, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Bał się
zasnąć, ale był tak potwornie zmęczony. – Idź spać, ja pójdę
zrobić sobie herbaty. Albo napiję się wody – dodał zaraz,
przypominając sobie, co się dzisiaj stało, gdy próbował zaparzyć
herbatę.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Maks nie odpowiedział,
podniósł się na ramionach, żeby popatrzeć na kochanka. Nie
odezwał się już jednak, obserwował tylko jak mężczyzna rusza do
wyjścia i wreszcie opuszcza ich sypialnię. Kroki na schodach i
skrzypienie stopni zdawały się wypełniać cały dom, zupełnie
jakby to był jedyny słyszalny tu dźwięk. Po plecach Maksymiliana
przebiegł nieprzyjemny dreszcz, którego przyczyny nawet nie znał.
Poczuł się dziwnie bez Alberta u boku. Pusto.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Leżał w ciszy,
rozmasowując sobie ramię, które lekko ścierpło. Zastanawiał
się, co powinni zrobić. Chciał, żeby Albert przestał się już
męczyć. Często żałował, że pojechał w sylwestra na koncert do
Poznania. Gdyby tego nie zrobił, byłby z Albertem i zapewne nigdy
nie spotkaliby człowieka, który zmarł na skutek poparzenia
petardą. Mogliby przeczytać o nim w gazecie, ale to byłoby już
zupełnie coś innego. Bardziej odległego i obcego. Nie braliby w
tym udziału bezpośrednio, więc ten fakt nie wżarłby się w ich
wspomnienia.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Nie wiedział ile tak leżał
w ciemności, rozmyślając nad tym, co mogłoby się wydarzyć (albo
raczej nie wydarzyć), gdy wreszcie Albert wrócił do pokoju.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Połóż się –
powiedział do niego Maks ciepłym głosem.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Czemu jeszcze nie
śpisz? – Minierski westchnął cicho, gdy siadał na łóżko. Był
zmęczony i czuł się winny, że przez swój wybuch obudził też
Maksa.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Czekam na ciebie –
odpowiedział i podniósł się do siadu. – Albert ja... – urwał.
Bał się to powiedzieć. Bał się wybuchu złości partnera.. –
Ja... umówię cię do lekarza, dobrze?</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Jakiego? – Albert
zmarszczył brwi, doskonale znając dalszy schemat ich rozmowy. Już
nieraz do tego wracali i żaden z nich nie zmienił zdania. Zwykle
albo jeden, albo drugi odpuszczał dla świętego spokoju i przez
jakiś czas było dobrze. Aż do kolejnego ataku. – To tylko
koszmar. Każdemu się zdarza – burknął i położył się do
łóżka. – Śpij, bo jutro będziesz nieprzytomny – upomniał
go, nie łudząc się, że to coś pomoże.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Pogadamy rano –
zgodził się z nim, kładąc się z powrotem na łóżku. Podciągnął
sobie poduszkę pod głowę i przez chwilę wpatrywał się w skąpany
w ciemności profil Alberta. – Jak coś... to mnie obudź –
powiedział jeszcze.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Mhm, w porządku. –
Albert modlił się, żeby tego nie zrobił, gdy znowu uda mu się
zasnąć. Gdy był na dole wziął tabletki. Liczył na to, że go w
jakiś sposób uspokoją. Leżeli w ciszy, a Albert wpatrywał się w
sufit. Noc stała się bardzo cicha. Słyszeli tylko szczekania psów
albo od czasu do czasu przejeżdżające na dwupasmówce większe
samochody.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Albert już prawie
zasypiał, gdy usłyszał jakiś słabo słyszalny hałas na
korytarzu. Przez chwilę nic nie zrobił, sądząc, że jego umysł
znowu go oszukuje. Przecież nikt nie mógł chodzić po korytarzu.
Nasłuchiwał, ale odgłos już się nie powtórzył, więc
stwierdził, że po prostu się przesłyszał albo zaczynał
wariować. To drugie wydawało mu się bardziej prawdopodobne.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">*</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Niedziela, 31 maja 2015
roku
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Maks w południe pojechał
na próbę zespołu, zostawiając Alberta samego. Miał opory przed
tym i chciał odwołać spotkanie, ale kochanek mu na to nie
pozwolił. Wypchnął go za nie niemal siłą, obiecując, że pod
jego nieobecność poogląda telewizję, posiedzi na komputerze albo
poczyta książkę. Nie będzie robił nic niebezpiecznego.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Nim jednak wyszedł z domu,
niemal wymusił na Albercie obietnicę, że gdy coś się wydarzy,
ten od razu do niego zadzwoni i go poinformuje. Musiał się na to
zgodzić, w innym wypadku Maks zrezygnowałby z jedynej rzeczy,
dzięki której mógł oderwać się od rzeczywistości. Albert
doskonale zdawał sobie sprawę, jak wielkie znaczenie w życiu jego
partnera miała muzyka, próby i koncerty. A że ostatnie dni były
dla nich dość ciężkie, nie wybaczyłby sobie, gdyby Maks został
w domu z jego powodu, rezygnując tym samym z czegoś, co sprawiało
mu przyjemność. Każdy potrzebował odpoczynku. Albert znajdował
go czasem w pracy, a Maks na próbach.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Minierski nie miał zamiaru
łamać danego kochankowi słowa i przez kolejne dwie godziny czytał
książkę. Odnowił sobie kartę czytelnika w Bibliotece
Jagiellońskiej i na nowo wrócił do namiętnej lektury. Wcześniej
jakoś zapomniał o książkach, które przecież odprężały go tak
samo jak praca. Lubił je i liczył, że w jakiś sposób mu pomogą.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">W pewnym momencie poczuł,
że coś dotyka jego stopy. Uśmiechnął się, widząc uniesiony,
biały tyłek psa i merdający ogon, wychylił się nieco, by dojrzeć
łeb Lewiatana, który znajdował się tuż przy jego stopach.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Co robisz? – zapytał
z rozbawieniem, wyciągnął rękę i poklepał zwierzę po
wystawionym kuprze. – W szczeniaka się zmieniasz? – Aż się
zaśmiał, gdy pies zaczął lekko podgryzać jego skarpetki.
Niestety, w pewnym momencie tak się zamachnął ogonem, że prawie
zrzuciłby z niskiego stolika brudny kubek po herbacie i talerz. –
Ej, ej – ostrzegł, odpychając zwierzę w ostatniej chwili. –
Uważaj – dodał, a Lewiatan spojrzał na niego z wyrzutem, że
zabawa została przerwana. Albert nic na ten wzrok nie odpowiedział,
tylko zamknął książkę i wstał, dochodząc do wniosku, że skoro
już siedzi cały dzień w domu, to może pozmywać naczynia. Od tego
się przecież nie oparzy, pomyślał z przekąsem.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Przeszedł do kuchni,
jednocześnie mówiąc do psa, który podążył za nim. Obiecał, że
gdy wróci Maks, wyjdą na spacer. Przejdą się po osiedlu, może
zajdą skrótem aż na Ruczaj? Było pochmurnie, ale raczej
przyjemnie. Przynajmniej nie wiał zimny wiatr, jak tydzień temu,
gdy wyszli na przechadzkę.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Albert odkręcił wodę i
nabrał na gąbkę płynu do mycia naczyń. Umył sprawnie naczynia,
a dookoła unosił się przyjemny, malinowy zapach Ludwika. starając
się nie myśleć o tym, jak dziwnie czuł się w tym domu zupełnie
sam. Było w nim coś zimnego. Wciąż mimo tego, że wypełniali go
swoimi rzeczami, nie mogli zedrzeć ze ścian pustki, która
wypełniała przestrzeń, gdy zostawało się w niej samemu.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Gdy sięgnął po brudny
garnek, gdzieś z dołu dobiegło go rozpaczliwe skomlenie. Zerknął
na Lewiatana, siedzącego tuż u jego nogi i wpatrującego się w
niego błagalnie. Jego roziskrzone spojrzenie chciało mu coś
przekazać. Albert zmarszczył wargi, nie od razu je rozszyfrowując.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Siku? – zapytał
dopiero po chwili, na co znów rozległo się psie piśnięcie.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Zakręcił wodę i wytarł
mokre ręce w kraciastą ścierkę, zawieszoną przy piecu. Poszedł
w stronę salonu, z którego zazwyczaj wypuszczali Lewiatana na
ogród. Pies posłusznie za nim poszedł i gdy był już blisko
szyby, Albert zobaczył, że po ich ogrodzie ktoś chodzi. Zmarszczył
brwi i stanął bliżej, żeby rozpoznać sąsiada z domu obok.
Mężczyzna miał około pięćdziesiątki, duży brzuch i skromne,
przybrudzone ubranie.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Co on tu robi? –
zapytał samego siebie, widząc, jak mężczyzna rozglądał się po
ogrodzie. Nie czekając na nic, Albert pobiegł po buty, założył
je, po czym wrócił z powrotem do salonu i otworzył drzwi na taras.
– Co pan robi? – powtórzył pytanie, które chwilę temu zadał
samemu sobie. Mężczyzna spojrzał w jego stronę i uśmiechnął
się, jakby sam nie widział problemu w chodzeniu po czyjejś
posesji.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Witam sąsiada! –
krzyknął i ruszył w stronę Alberta. Sąsiad nie miał dwóch
przednich zębów, a siwe, przerzedzone włosy wydawały się może
nie tłuste, ale po prostu niezadbane. Rozwichrzone albo nawet
potargane.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Wejście mamy z
drugiej strony – zauważył Albert spokojnie, kątem oka
dostrzegając Lewiatana, który stanął obok niego i zawarczał na
mężczyznę.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Wasz pies często
kręci się obok naszego domu – powiedział, wsuwając ręce w
kieszenie spodni. – Radziłbym wam go pilnować – dodał,
obdarzając Alberta dziwnym, dość niepokojącym spojrzeniem,
któremu jednak sam Albert nie dał się zastraszyć.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Dziękuję za
informację. – Skinął głową i cmoknął na psa, który nie
odchodził od niego na krok. – Sprawdzimy płot i go przypilnujemy.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– A tak ogólnie, to
chciałem powitać nowych sąsiadów – odezwał się, wciąż
trzymając ręce w kieszeni. – Skąd jesteście? Kupiliście ten
dom? – wypytywał.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– N-nie – Albert
zawahał się przez moment, zanim dokończył: – Dostaliśmy go w
spadku. Pan tu mieszka od dawna? – Spróbował zmienić temat
rozmowy.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Kupe lat –
powiedział i machnął ręką. – Sam wolałbym nie wiedzieć ile –
dodał i zaśmiał się, jakby to, co powiedział, było naprawdę
bardzo zabawne. – W spadku dostaliście? Jesteś synem Henryka? –
zainteresował się.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nie, ja... Mój
przyjaciel jest – oznajmił, wiedząc, że w końcu przyjdzie
moment, aż będą musieli się jakoś przedstawić sąsiadom. Ci z
pewnością już niedługo domyślą się, na czym opierała się
znajomość Alberta i Maksa.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Och – mruknął
mężczyzna, ściągając brwi w wyrazie mocnej zadumy. Przez chwilę
wydawał się trawić jego słowa, poddawać je przemyśleniom i
wyciągnąć z nich jakieś wnioski. – Rozumiem, rozumiem. –
Kiwnął głową i jeszcze zerknął na psa. – Dobrze pamiętam
Henryka. Kilkanaście lat temu mieszkał tu z całą rodziną, żoną
i dzieckiem – wyjawił, wreszcie przenosząc spojrzenie na Alberta.
– Henryk był porządnym facetem, ale bardzo przeżył śmierć
żony. A jego syn jak się trzyma? Młody był, jak to się stało,
pewno się szybko podniósł, hm?</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Po czymś takim nie
można się podnieść – mruknął Albert, zauważając, że
Lewiatan odchodzi, uznając, że jego pan był bezpieczny.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Mężczyzna zamruczał coś
pod nosem i kiwa głową na znak zgody.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Była jeszcze starsza
kobieta, o ile się nie mylę – stwierdził. – Ten dom był
kiedyś pełen życia.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Chyba babcia Maksa –
przytaknął Albert, dziwiąc się, że mężczyzna tak go zagaduje.
Stwierdził, że zdecydowanie bardziej wolałby wrócić do domu i
zaparzyć sobie kolejną herbatę, po czym wróciłby do lektury.
Niedługo na pewno przyjedzie też Maks. Może powinien pomyśleć o
jakimś obiedzie?</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Dziwna kobieta –
prycha nagle mężczyzna i kręci głową. – Bardzo dziwna.
Nawiedzona jakaś. Dzieciaki mi straszyła, bały się do kościoła
chodzić, bo ona tam będzie, rozumie to pan?! – krzyknął i
walnął otwartą dłonią w swoje udo. – Do kościoła przez
babuleńkę nie chciały chodzić.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– No... z tego co wiem,
babcia Maksa była dość religijna – przyznał i w końcu, gdy
mężczyzna chciał mu odpowiedzieć, przeprosił go. – Muszę
wracać. Następnym razem, proszę dzwonić do drzwi, gdy będą
jakieś problemy z Lewiatanem – rzucił i zawołał psa.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">*</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br />
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kiedy usłyszał dźwięk
otwierających się drzwi, a już po chwili radosne skomlenie psa,
wiedział, że jego kochanek wrócił. Uśmiechnął się pod nosem,
zamknął książkę i wpatrzył się oczekująco w wejście do
salonu, w którym już po chwili stanął zadowolony Maks.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Hej – przywitał
się, wchodząc do pomieszczenia. – I jak tam? Bez problemów? –
zapytał, pochylając się do niego. Pocałował go lekko w usta, po
czym opadł na kanapę tuż obok Alberta.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Jak próba? –
zapytał Albert, odkładając książkę na bok. Zrobił już obiad –
zapiekankę z warzywami i serem, która czekała na Maksa w garnku na
piecu. Sam nie jadł, bo jak zwykle zresztą nie był głodny.
Zresztą gdyby zjadł, partner pewnie i tak by mu nie uwierzył, i
kazał jeść przy nim drugi raz.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Świetna –
powiedział z zadowoleniem. – Idzie coraz lepiej, mówię ci. –
Przez chwilę Maks wydawał się być nie dorosłym mężczyzną, a
dzieckiem, które odkryło jakieś nowe, ciekawe miejsce do zabawy. –
Myślałem, że będzie gorzej, wiesz, mamy mało czasu do występu w
Raboli, tylko miesiąc. Bałem się, że ciągle będziemy się
mylić, w końcu nowy repertuar i tak dalej, ale było świetnie –
mówił szybko, z takim zadowoleniem, jakiego już dawno nie
wykazywał.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Albert roześmiał się i
dotknął chłodnej dłoni kochanka. Maks był w swojej ostrej,
wyjściowej odsłonie. W domu wyglądał znacznie łagodniej, bez
ułożonej fryzury, kolczyków i podkreślonych oczu kredką.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Dobrze. Już się nie
mogę doczekać koncertu – rzucił i przekrzywił głowę,
czekając, aż Maks go pocałuje.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– A ty? Odpocząłeś? –
zapytał, nie robiąc jednak nic, by się do niego pochylić i
złączyć ich wargi. Siedział tuż obok i wpatrywał się w
kochanka uważnym spojrzeniem, zupełnie, jakby dzięki temu mógł
lepiej określić, czy Albert go okłamie czy nie.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Kojarzysz tego
sąsiada, który mieszka obok nas? – zapytał ostrożnie Albert,
ignorując wcześniejsze pytanie kochanka. Gdy ten skinął głową i
opisał krótko, jak mężczyzna wyglądał, Albert kontynuował: –
No to zobaczyłem go na naszym ogrodzie, jak miałem wypuścić
Lewiatana. Chodził i się rozglądał. Coś nabąkiwał, żeLewiatan
go denerwuje, to musimy uważać. Chciał się niby przywitać,
wyobrażasz sobie? Pamięta twoich rodziców. I babcię – dodał,
zanim zdążył ugryźć się w język.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Co? – Maks uniósł
brwi zdziwiony, przez chwilę patrząc na kochanka. – Mówił coś?
– zainteresował się od razu.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Mówił, że twój
ojciec był porządnym facetem, a babcia straszyła jego dzieci. Bały
się do kościoła pójść, bo była taka przerażająca. Naprawdę
było aż tak źle? – zainteresował się Albert, próbując
stworzyć w wyobraźni obraz fanatyczki religijnej, zamkniętej w
swoim świecie.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Maks zmarszczył brwi. Nie
chciał do tego powracać, to był jeden z najgorszych okresów w
jego dzieciństwie, bo krótko po tym umarła jego mama.
</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Może – odpowiedział
i wstał nagle. – Zrobię herbaty, chcesz? – zmienił szybko
temat i nie czekając na odpowiedź Alberta, ruszył w kierunku
kuchni.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– W kuchni jest jeszcze
obiad! – krzyknął za nim Albert, zdając sobie sprawę ze swojego
błędu. Zdążył już zauważyć, jak Maks reagował na wspomnienia
babci, więc nie powinien o jej teraz przywoływać.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Jadłeś już? –
zapytał Maks, kiedy wlewał wody do czajnika. Podejrzewał jednak
jaka była odpowiedź, oczywiście, że Albert nie jadł. Gdyby go
nie przyciskał, jego partner prawdopodobnie nic nie brałby do ust.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Mhm, trochę –
skłamał Albert, idąc w stronę kuchni. Stanął w drzwiach i
spojrzał na Maksa, modląc się, żeby kochanek uwierzył. Nie był
w ogóle głodny. Czuł się trochę dziwnie po lekach, ale nie miał
zamiaru do niczego się przyznawać. Wziął je, licząc na to, że
koszmary odejdą.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Kłamiesz – odezwał
się dziwnie spokojnym tonem Maks, kiedy wstawił garnek na gaz. Z
szafki wyciągnął dwa talerze, a z szuflady widelce. Gdy wszystko
już przygotował, odwrócił się przodem do partnera.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Czasami mam dość
tego, że mnie tak dobrze znasz – usłyszał w odpowiedzi. Albert
wykrzywił usta w namiastce uśmiechu.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– A ja się cieszę, bo
dawno już umarłbyś z głodu – odpowiedział i westchnął
ciężko, nie mając siły nawet na sparodiowanie uśmiechu. – Nie
wiem już, co robić, Albert – mruknął cicho, nie patrząc na
kochanka. – Chciałbym, żebyśmy byli szczęśliwi.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– No przecież jesteśmy.
– Albert zmarszczył brwi i odebrał od niego talerz.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Żałuję, że wtedy
zostawiłem cię samego – mruknął, odwracając się do kuchenki,
by wyłączyć czajnik z wodą, który zaczął gwizdać. – Mogłem
zrezygnować z koncertu.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Maks, to nie była
twoja wina. Takie rzeczy po prostu... – Chciał powiedzieć, że
takie rzeczy się zdarzały, ale uświadomił sobie, że to nie miało
sensu. Bo nie na co dzień widziało się mężczyznę poparzonego
fajerwerkami. Nie co tydzień ktoś umierał ci w rękach. – Nie
ważne. Ja... próbuję o tym zapomnieć, naprawdę. Wiem, że jesteś
już tym zmęczony – dodał i spojrzał na Lewiatana, który kręcił
się przy ich nogach, gdy wyczuł jedzenie.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Może nie zmęczony...
– zaczął Maks i zmarszczył brwi, zastanawiając się, jak
dokończyć. Bo skoro nie był zmęczony, to jaki był? – Po prostu
się martwię. Widzę, że nie masz apetytu, jesteś ciągle
zmęczony, masz koszmary... A ja nie mogę nic zrobić – zakończył
z wyrazem bezsilności na twarzy.</span></div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 1cm;">
</div>
<div lang="pl-PL" style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Albert uśmiechnął się.
Czasami dziwnie się czuł, kiedy Maks tak się nim opiekował. To
zupełnie nie pasowało do jego wyglądu. Bardziej sprawiał wrażenie
aroganckiego obieżyświata, niż kogoś, kto przejmowałby się w
taki sposób drugą osobą. Maks przez ostatnie lata bardzo się
zmienił, bo kiedyś faktycznie taki był. </span>
</div>
</div>
</div>
Unknownnoreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-80115469025243607932015-12-12T13:45:00.003+01:002015-12-12T13:45:34.263+01:0010. Lingerie: Kusa spódniczkaZapraszamy na kolejny rozdział Lingerie.<br />
Miłego czytania :)<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
Rozdział 10. </div>
<div style="text-align: center;">
<i>Kusa spódniczka</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Minęły trzy
tygodnie. Przez ten czas Dylan nie dostał żadnego znaku życia od
Samuela. Mężczyzna po prostu zapadł się pod ziemię, nie
kontaktując się z nim ani razu, co wcale go nie uspokajało. Czarne
myśli przychodziły wbrew jego woli i z każdym dniem denerwował
się coraz bardziej, bo co jeżeli Samuel już nie żył? W końcu
był członkiem gangu, takie zabójstwa były tam na porządku
dziennym.</div>
<a name='more'></a>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
W wiadomościach
mówili o Bloodsach, którzy przeprowadzili krwawą, wciąż
trwającą, wojnę z latynoskim gangiem. Właśnie dlatego rozumiał,
dlaczego Samuel musiał opuścić Los Angeles na pewien czas. Zginął
jeden z bossów MS-13, człowiek wysoko postawiony nie tyle w
Kalifornii, co w Meksyku. Teraz, jak twierdzili dziennikarze, zrobiło
się gorąco. Dylan miał przypuszczenia, że Samuel musiał stać za
tą śmiercią, więc dlatego usunął się w cień.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Za każdym razem, gdy
rozbrzmiewał dźwięk telefonu i burzył ciszę w małej kawalerce,
w jakiej Dylan teraz mieszkał, zawsze podrywał się z miejsca i
niemal biegł do aparatu tylko dlatego, by po chwili upewnić się,
że to nie Faulkner dzwonił. Mama, czasem tata, albo ktoś z pracy.
I zawsze, gdy już rozwiały się wszelkie jego nadzieje, krzywił
się pod nosem, zaczynając jeszcze bardziej denerwować się o
Samuela.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Mike był ostatnio
bardzo zajęty, więc ich kontakt ograniczał się głównie do
wymiany wiadomości. Po żywym tonie i mnóstwie emotikon, które
zaczęły charakteryzować wiadomości chłopaka, Dylan zaczął
podejrzewać, że w jego życiu pojawił się ktoś ważny. Mike był
szczęśliwy, ale oczywiście udawał, że nic się w jego życiu nie
działo. Roberts zdążył się już do tego przyzwyczaić, bo jego
przyjaciel taki już właśnie był. Dowie się od niego dopiero, gdy
się spotkają, a na to niestety Mike nie miał obecnie czasu. Oprócz
uniesień miłosnych, miał nawał pracy, o której zaczął się
coraz bardziej martwić.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan czasami
wychodził, najczęściej do sklepu, albo po prostu się przejść,
bo nie zniósłby siedzenia w małej kawalerce. Samuel przestrzegł
go jednak, że lepiej będzie, jeżeli weźmie sobie wolne w pracy i
nie będzie odwiedzał rodziców. Dylan się bał, więc dla własnego
bezpieczeństwa swój czas spędzał głównie w jaskini, jak zdążył
ją nazwać, bo drugie mieszkanie Sama było ciemnym, mało
nasłonecznionym miejscem w smutnej okolicy. Nawet w małym stopniu
nie dorównywało jego kawalerce albo apartamentowi Samuela.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Jakoś sobie radził.
Nie wychodził zbyt często, całą swoją pracę przeniósł do
mieszkania, ale dni jakoś mu mijały. Nie sprowadzał sobie żadnych
facetów, w końcu coś obiecał Samuelowi. Nawet go do tego nie
ciągnęło teraz... teraz chciał tylko Sama. Miał wrażenie, że
inni by mu nie sprostali, w końcu jego kochanek był naprawdę dobry
w łóżku. No i uratował mu życie. Pokazał, że nie chodziło
tylko o seks. Dylan nigdy by nie podejrzewał, że przydarzy mu się
coś takiego. Lubił niebezpiecznych facetów, którzy nie potrafili
mu pokazać, że im zależało w prosty, klasyczny sposób. Zwykle to
nie wychodziło. Teraz, gdy analizował całą sytuację z Taylorem i
Samuelem dochodził do wniosku, że Faulkner naprawdę zrobił dla
niego coś wielkiego. Wybrał jego, a nie przyjaciela. Nie człowieka,
z którym znał się tyle lat i który jemu w żaden sposób nie
zagrażał. Ale zagrażał Dylanowi. Bez Samuela Roberts leżałby
już martwy na dnie oceanu.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Uświadomił sobie,
że ostatnią rzeczą, której się spodziewał, było to, że ten
nieprzyjemny, wulgarny i wrogo nastawiony Samuel uratuje mu życie,
że go ochroni i się w nim zakocha.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Położył się do
łóżka po długiej kąpieli. Ostatnio trochę się zaniedbał i
spędzenie godziny w łazience na zabiegach pielęgnacyjnych dobrze
mu zrobiło. Podciągnął poduszkę pod głowę i jeszcze zerknął
na wyświetlacz telefonu. Samuel się nie odzywał, wciąż. Aż
westchnął ciężko i odłożył aparat na bok, a sam przekręcił
się na brzuch. Leżał chwilę, już prawie zasypiając, gdy
usłyszał krótki dźwięk dzwonka do drzwi. Zmarszczył brwi, będąc
niemal pewny, że ktoś przyszedł do sąsiadów, ale po kilku
minutach znowu usłyszał ten sam, irytujący odgłos, tym razem
głośniejszy, więc był już pewien, że ktoś stał właśnie pod
jego drzwiami. Sięgnął po komórkę, ale ta jak na złość się
wyładowała. Chciał sprawdzić godzinę i wiadomości, jednak nie
miał już na to czasu, bo jego niespodziewany gość zaczął walić
pięścią w drzwi.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan wstał z łóżka
i podszedł do wejścia, żałując, że nie było w nich judasza.
Przełknął ślinę, nie wiedząc, co robić. Zaczął się
denerwować. Zdradzać swoją obecność, czy udać, że nikogo nie
było w mieszkaniu?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Kto tam?! –
krzyknął w końcu, gdy walenie się ponowiło.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– To ja, otwórz! –
usłyszał znajomy głos i chociaż gość się nie przedstawił,
Dylan od razu rozpoznał, kim był. Ściągnął łańcuch z drzwi i
zwolnił zamek, po czym otworzył Samuelowi. Mężczyzna stał na
szarym, ascetycznie wyglądającym korytarzu, otoczony sztucznym
światłem słabej lampy. Bure ściany i brudna podłoga idealnie
oddawały nie tylko ponury klimat tego bloku, ale i stan Samuela.
Miał zmęczone spojrzenie i ziemistą skórę. Nawet trochę schudł
przez ostatni miesiąc, kiedy się nie widzieli. – Dylan –
mruknął cicho i uśmiechnął się słabo, zaraz oblizując
spierzchnięte wargi.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Roberts nie czekał
dłużej, od razu podszedł do kochanka i przytulił go mocno,
czując, jak serce waliło mu w piersi. Nie spodziewał się tego,
myślał, że Samuel nie wróci tak szybko. Objął ramionami jego
szyję, niemal dusząc w swoim uścisku. Usłyszał jego śmiech przy
uchu. Faulkner objął go w pasie i podsadził lekko, unosząc z
cichym stęknięciem. Wszedł z nim do mieszkania i zamknął nogą
drzwi.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Wszystko w
porządku?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Mhm – mruknął,
wciąż go nie puszczając. Cholernie się stęsknił i miał
wrażenie, że gdy się od Samuela odsunie, ten może zniknąć. –
Dlaczego się nie odzywałeś? – zapytał, nie mogąc ukryć
wyrzutu w tonie głosu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie mogłem.
Miałem masę roboty – przyznał cicho i rzucił torbę na podłogę,
żeby objąć Dylana drugą ręką. Odsunął głowę i spojrzał na
chłopaka z bliska. Przez chwilę nic nie mówił. Nie wiedział co
mógłby powiedzieć w sytuacji, gdy Roberts patrzył na niego w taki
sposób. Przełknął ciężko, czując wzrastające napięcie między
nimi. Było to coś przyjemnego i ciepłego, a jednocześnie pełnego
niepewności i obawy. Dylan naprawdę musiał się o niego martwić.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Roberts nie czekając
dłużej pocałował go i aż zamruczał, kiedy przypomniał sobie,
jakie w dotyku były wargi Samuela. Miniony miesiąc, kiedy to
wyczekiwał Faulknera, odszedł w zapomnienie w jednej chwili. W
końcu teraz miał mężczyznę przy sobie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Samuel zamruczał
zaskoczony, ale odpowiedział na pocałunek, stawiając jednocześnie
Dylana na ziemi. Pochylił się nad nim i uniósł jego głowę do
góry, przejmując jednocześnie kontrolę nad sytuacją. Przez
miesiąc ciągle myślał o Dylanie. Nie było łatwo zaufać mu na
tyle, żeby mieć pewność, że nikogo sobie nie znalazł. Zazdrość
przez wiele nocy nie pozwalała mu zasnąć. Chciał, kiedy już
wróci do Los Angeles, być znowu z nim. Dzięki temu wyjazdowi
zyskał czas, żeby sobie to przemyśleć i był pewny, że po prostu
zakochał się w Dylanie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Roberts niemal jęknął
w jego usta. Już chyba zapomniał, jak Samuel potrafi być
stanowczy. Miażdżył mu usta w swoim pocałunku, ale on nie
odpuszczał i cały czas próbował przejąć kontrolę nad tą
pieszczotą, co wcale jednak nie było tak łatwe. Nawet nie wiedział
kiedy jego dłoń powędrowała pod koszulkę mężczyzny. Dotknął
jego ciepłego brzucha, przesuwając palcami po mięśniach. Wydawały
się trochę mniejsze niż miesiąc temu, ale Roberts nie mógł
narzekać. Zresztą, teraz wygląd zszedł na dalszy plan.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Samuel, kiedy
zabrakło mu oddechu, odsunął się od Dylana i uśmiechnął się
lekko, dostrzegając, jak usta chłopaka opuchły.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nikogo nie
sprowadzałeś tutaj? – zapytał, już nie mogąc wytrzymać.
Chciał otrzymać zapewnienie co do wierności Robertsa. Wciąż
trudno było mu uwierzyć, że ktoś jego pokroju, mógł ją
zachować. Zwykle tego typu faceci kojarzyli się z rozwiązłością,
a Dylan...
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie –
odpowiedział chłopak i uśmiechnął się lekko pod nosem. –
Nikogo nie miałem – dodał, by rozwiać wątpliwości Samuela. –
A ty? – zapytał z nutą zniecierpliwienia.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie. Nie miałem
nawet siły, żeby o kimś myśleć. – Samuel odetchnął cicho i
zamknął w końcu dokładnie drzwi. – Masz coś do żarcia? Nie
jadłem przez cały dzień.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Ja miałem siły,
a i tak z nikim się nie pieprzyłem – odpowiedział, nie mogąc
ukryć wyrzutu. Był zły. Samuel przedstawił to tak, jakby nie
zdradził go tylko dlatego, bo nie miał czasu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– I teraz jesteś
pewnie napalony – zaśmiał się mężczyzna i pogłaskał go po
policzku. – Jak tylko odpocznę, wypieprzę cię za wszystkie czasy
– obiecał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Chodź, dam ci
coś do zjedzenia – mruknął Roberts i złapał go za rękę, żeby
pociągnąć w kierunku kuchni. – Mam trochę zupy z dyni, ale nie
wiem czy lubisz. Została mi też sałatka z krewetek – wyliczał.
Zerknął na Samuela, dobrze wiedząc, że mężczyzna nie przepadał
za owocami morza. – Gdybyś dał znać, że wracasz, zamówiłbym
ci coś.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jakie wyszukane
dania. – Samuel rozejrzał się po niewielkim mieszkaniu,
stwierdzając, że było tutaj naprawdę czysto. – Nie mów, że
gotowałeś. – Objął go nagle od tyłu, nie pozwalając mu
podejść do lodówki. Przesunął nosem po miękkich włosach
Dylana, wdychając ich zapach. Naprawdę się za nim stęsknił.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan zaśmiał się
i odchylił głowę, patrząc na Samuela szczęśliwy. Dawno już się
tak nie czuł. Taylor nie traktował go w taki sposób.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie, co ty –
powiedział z rozbawieniem. – Moja mama zrobiła. Chcesz spróbować?
– zapytał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Mhm, odgrzejesz?
– Pocałował go w bok głowy i w końcu puścił. Cieszył się,
że Dylan nigdzie nie uciekł. Zakładał nawet taką możliwość. A
teraz trudno było mu uwierzyć, że miał przy sobie chłopaka,
który tak mu się podobał. Dylan był trochę jak rzadkie
zwierzątko, drogi prezent, który musiał dobrze poznać, żeby
zrozumieć.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Roberts jeszcze
obejrzał się na niego z uśmiechem, po czym wyciągnął z lodówki
zupę i sałatkę. Szybko uporał się z przerzuceniem tego do
garnka, by już po chwili wrócić do Samuela.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Już jest
wszystko okej? – zapytał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Mhm, wszystko
będzie w porządku. Teraz już tak. Jeszcze załatwię jakoś sprawę
z Taylorem i wrócisz do swojego mieszkania.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan przysunął się
do niego i objął w pasie. Brakowało mu dotyku Samuela, jego
zapachu, tonu głosu... brakowało mu wszystkiego, co było związane
z Faulknerem.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Mogę już wrócić
normalnie do pracy? – zapytał, wsuwając dłoń pod jego koszulkę
i gładząc leniwie jego plecy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Mhm, nie nudziłeś
się tutaj? – Samuel usiadł przy stole i sięgnął po butelkę
wody, która stała na blacie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nudziłem –
przyznał i westchnął ciężko, po czym podszedł do garnka, by
zamieszać zupę. – Nie wychodziłem nawet na piwo z Mike'm –
dodał, zmniejszając gaz. Sięgnął jeszcze po miskę i zerknął
na Samuela. – A ty? Na pewno nikogo nie miałeś?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Zazdrosny? –
Samuel zaśmiał się, obserwując Dylana uważnie. Chłopak miał na
sobie luźny dres z Nike. Wyglądał w nim zupełnie inaczej niż
zazwyczaj, bardzo domowo. Może dlatego, mimo że Samuel nie
przychodził do tego mieszkania często, poczuł się jak w domu.
Teraz, przy Robertsie, zdał sobie sprawę, jak tęsknił za Los
Angeles.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan obejrzał się
i zmrużył oczy, patrząc na Samuela podejrzliwie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Po prostu chcę
wiedzieć, komu mam uciąć jaja – odpowiedział pozornie
spokojnie, zestawiając zupę z gazu. Udał, że wcale się w nim nie
gotowało na samo wyobrażenie Samuela w łóżku z jakimś obcym
facetem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Zrobiłbyś to? –
zapytał Faulkner, chcąc brzmieć poważnie, ale jego głos był
stłumiony od śmiechu. Nie mógł sobie wyobrazić drobnego,
kobiecego Dylana, który próbował kogoś wykastrować. Niemniej
było to miłe. Zazdrość kochanka zawsze sprawiała Samuelowi
przyjemność.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie żartuj sobie
ze mnie – prychnął, ale po chwili na jego twarzy pojawił się
lekki uśmiech. – Bo jutro cię zostawię tuż przed orgazmem –
ostrzegł i podszedł do niego z miską parującej zupy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Samuel tylko
prychnął, ale podziękował za posiłek i zaczął jeść. Danie
okazało się naprawdę smaczne, nawet sałatka z krewetek nie była
aż taka zła i wreszcie Faulkner najadł się do syta. Dylan dał mu
wszystko, co miał. To, że nie będą mieli co zjeść na śniadanie
stało się rzeczą oczywistą.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Samuel po bardzo
później kolacji poszedł się wykąpać, by później położyć
się do łóżka z kochankiem u boku. W jednej chwili wszystko nagle
wydało mu się właściwe. Takie, jakie powinno być już od
miesiąca.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Roberts nie miał
zamiaru rezygnować z przysunięcia się do mężczyzny i przytulenia
się do niego. Tego mu właśnie przez te wszystkie cholerne dni
brakowało.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Mam nadzieję, że
w nocy mi nie zwiejesz – mruknął, kiedy nakrył ich kołdrą.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Pilnuj mnie –
rzucił Samuel, nie mogąc powstrzymać wrażenia, że czuł się
naprawdę dziwnie przy takim Dylanie. Nigdy nie sądził, że tak to
się skończy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan już nie
odpowiedział. Nie wiedział co. Też czuł, że było inaczej, ale
chyba... chyba tego potrzebował. Leżał tak chwilę przy Samuelu, a
kiedy usłyszał jego równomierny oddech świadczący o tym, że
mężczyzna zasnął, sam się uspokoił i także zapadł w sen.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
***</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Samuel przebudził
się, kiedy poczuł nacisk na klatkę. Skrzywił się i otworzył
zaspany oczy. Nie miał pojęcia, ile spał, ale na zewnątrz słońce
świeciło już wysoko na niebie. Jego wzrok padł na wysoką,
czerwoną szpilkę na swojej piersi, a następnie przesunął się po
zgrabnej nodze w ciemnej pończosze. Przełknął ślinę, kiedy już
zorientował się, że nad nim stał Dylan, ubrany w krótką, więcej
odsłaniającą niż zasłaniającą, kusą spódniczkę.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Wyspany? –
zapytał Dylan z lekkim uśmiechem, kiedy już zauważył, że Samuel
już nie spał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Dzień dobry –
mruknął Sam, zaczynając się rozbudzać. W pełnym znaczeniu tego
słowa. Złapał Dylana za kostkę i pogładził śliski materiał
pończochy kciukiem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Odpocząłeś? –
zadał kolejne pytanie i zestawił stopę na łóżko, stojąc w
rozkroku nad kochankiem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Która godzina? –
zapytał Faulkner, czując, jak robił się coraz twardszy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan nagle kucnął
nad nim i spojrzał mu w oczy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jedenasta –
odpowiedział z lekkim uśmiechem i rozchylił bardziej uda, by jego
krocze było doskonale widoczne.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Samuela przeszedł
dreszcz, kiedy to zobaczył. Jeszcze nie widział Dylana w takiej
spódniczce. Zapewne zakładał ją tylko na seks. Sięgnął ręką,
żeby dotknął koronkowych majtek. Jego puls przyspieszył, gdy
wyczuł twardego penisa kochanka.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Masz jakieś
miętówki?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Roberts najpierw się
nad nim pochylił, by zaraz sięgnąć do szafki, z której wyciągnął
paczkę gum. Nie dał jej jednak Samuelowi, z zadowoleniem
zaobserwował zdziwienie, jakie wymalowało się na twarzy kochanka.
Wsunął sobie jedną z drażetek do ust i rozgryzł, po czym
podpierając się obiema dłońmi po bokach twarzy Faulknera, obniżył
się i go pocałował.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Samuel spiął się,
bo nigdy nie lubił całować się, mając w ustach niesmak po
przespanej nocy, ale w końcu udało mu się odebrać gumę Dylanowi
i szybko go od siebie odsunął.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Zajebiście
wyglądasz – mruknął, przesuwając dłonią po nodze kochanka.
Drażniące uczucie obcego materiału wywoływało na jego ciele
mrowiące dreszcze.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan zaśmiał się,
siedząc na nim okrakiem. Poruszył się prowokująco, niemal
pożerając swojego kochanka wzrokiem. Samuel wyglądał cholernie
seksownie rano, tuż po obudzeniu.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Napatrz się i
zapamiętaj, że innego takiego nie znajdziesz – powiedział z tą
swoją pewnością siebie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Faulkner nie
odpowiedział. Zamiast tego wsunął rękę pod spódniczkę Dylana,
obserwując jego nagi tors. Odkąd byli razem, miał wrażenie, że
kochanek trochę wyrzeźbił swoje ciało. Stało się na pewno
twardsze i jędrniejsze. Podniecał go sam dotyk miękkiej skóry.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Roberts odetchnął i
pokręcił się dość nerwowo na Samuelu, aż wreszcie odrzucił
kołdrę na bok i zerknął na jego spodnie dresowe. W tamtej chwili
nie marzył o niczym innym, tylko o tym, by po prostu zniknęły.
Niestety, nic takiego się nie stało i sam musiał się zabrać za
zsunięcie ich.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jezu – wyrwało
mu się, kiedy spojrzał na penisa Samuela w pełnym wzwodzie. Nie
czekając dłużej, po prostu zagarnął go w dłoń i zaczął
powoli, bardzo drażniąco masturbować.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– O kurwa –
wyrwało się Samuelowi, który uniósł biodra odrobinę, zaciskając
pięść na kołdrze. Wpatrzył się w Dylana, chcąc zapamiętać go
całego. Nigdy jeszcze nie miał takiego rodzaju zbliżeń. Tak
dziwnych, tak intensywnych i tak uzależniających. Bo w końcu dla
Robertsa stracił głowę, w zasadzie już od dawna. Chłopak pieścił
go chwilę, co jednak nie trwało długo i wreszcie zrobił to, o
czym marzył Samuel od miesiąca – zaczął mu obciągać. Aż
zgiął palce u stóp, kiedy poczuł ciepłe wnętrze ust kochanka,
który – to trzeba mu przyznać – w tych rzeczach był nie do
pobicia. Ssał go umiejętnie, drażnił językiem w taki sposób,
jaki Samuel lubił najbardziej. W pewnym momencie uwagę Dylana
zyskały także jądra Faulknera. Gdy zaczął je pieścić, Sam miał
wrażenie, że zaraz dojdzie. I tak pewnie by się stało, gdyby
Dylan się nie odsunął.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Wyglądał obłędnie
z opuchniętymi, wilgotnymi ustami, nieco roztrzepanymi włosami, za
które Faulkner łapał trochę nieświadomie podczas pieszczoty
penisa i błyszczącymi od podniecenia oczami.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Weź mnie –
zamruczał Dylan, znów pochylając się do Samuela. Nie trzeba było
mu dwa razy powtarzać. Złapał go w pasie i rzucił na łóżko.
Żałował, że nie mieli na nim tak dużo miejsca. Wąska,
dwuosobowa wersalka nie była ani zbyt wygodna, ani odpowiednia do
tego typu zabaw. Samuel preferował zdecydowanie bardziej rozłożyste
materace. Na pewno zaopatrzyłby się w coś lepszego, gdyby
wiedział, że w tym mieszkaniu będzie z kimś uprawiał seks. Kupił
je z myślą o kryjówce, a nie miejscu schadzek.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Serce Dylana zaczęło
bić szybciej. Samuel trochę za mocno go złapał, przez co później
na pewno będzie mieć siniaki, ale, cholera, stęsknił się za
seksem. Teraz, kiedy już za chwilę mieli go uprawiać, nie miał
pojęcia, jak mógł wytrzymać przez ten miesiąc.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Rozsunął pod
Faulknerem uda, nie przejmując się, że jeden z jego obcasów
zsunął się ze stopy i teraz zakopał gdzieś w kołdrze. Liczyły
się tylko dłonie Samuela, który właśnie próbował zedrzeć z
niego bieliznę. Aż się zaśmiał, kiedy unosił biodra, by pomóc
partnerowi w pozbyciu się majtek. Zrobili to trochę nieporadnie
przez zniecierpliwienie, ale wreszcie koronkowe bokserki znalazły
się na podłodze. Sam przez chwilę ściskał je w ręce, wpatrując
się intensywnie w Dylana. Zastanawiał się, jak pachniały, ale
uznał, że musiały być świeże. Kochanek pewnie niedawno się
przebrał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Zostawiam
spódniczkę – zadecydował, rozsuwając uda Dylana mocno. Zawsze
podniecało go, że kochanek był tak rozciągnięty. Cudownie się
na to patrzyło. Podwinął poły spódniczki, żeby spojrzeć na
zaróżowionego, twardego penisa. Ślina napłynęła mu do ust i
przełknął ją z trudem. Widok był niesamowity.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan stłumił jęk
i spojrzał z fascynacją na Faulknera. Uwielbiał jego reakcje
podczas seksu, ale teraz, po tak długiej abstynencji, były jeszcze
lepsze. Miał wrażenie, jakby kochali się po raz pierwszy.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– W szafce jest żel
– powiedział i przełknął ślinę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– O smaku granatu?
– zaśmiał się Samuel, kiedy wyciągnął małą tubkę
lubrykantu. Kciukiem otworzył wieczko i powąchał specyfik. –
Uroczo, Roberts – rzucił i najpierw wycisnął trochę żelu na
sutki Dylana. Chłopak aż drgnął, bo lubrykant był naprawdę
zimny, ale po chwili się zaśmiał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Powinieneś to
zlizać – powiedział i sięgnął palcami do swojego sutka,
rozsmarowując na nim specyfik i utrzymując przy tym kontakt
wzrokowy z kochankiem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Bardziej podoba
mi się, jak sam się dotykasz – przyznał ze śmiechem Sam i wylał
sobie żel na dłoń. – Ja zajmę się twoim tyłkiem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan zaśmiał się,
ale zaraz zamilkł, bo poczuł palec Samuela w intymnych rejonach
ciała. Przełknął ślinę i spiął się nieco, gdy mężczyzna go
w niego wprowadził. Zaraz jednak się rozluźnił, przyzwyczajony do
takiej penetracji.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Pamiętasz
ostatni seks? – zapytał, przyciągając Sama do siebie. – Na
kanapie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Byłem wtedy
trochę ostry – przypomniał z lekkim uśmiechem, który Dylan mógł
odebrać jako przeprosiny. Samuel nie potrafił tak po prostu
przyznać się do winy, nie miał teraz zamiaru tego robić.
Skruszony wzrok i łagodna próba pojednania były wszystkim, na co
Faulkner potrafił się zdobyć.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– To teraz nie bądź
– mruknął, nie chcąc znów nie móc siadać przez kilka dni. Nie
miał jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo poczuł, jak Sam
przekręcał w nim palec. Sapnął, starając się być przez cały
czas rozluźniony.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Muszę cię mieć
na wieczór – przyznał Faulkner ,poruszając palcem nie za wolno,
ale i nie za szybko. Wsłuchiwał się w reakcje ciała Dylana i
próbował się do nich dostosować. Wreszcie wprowadził w niego
drugi, a po chwili i trzeci palec. Czuł, że Dylan naprawdę był
ciasny, nie mógł przez ostatnie tygodnie z nikim spać.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Jedną ręką
rozprowadził żel niezgrabnie na penisie i w końcu był gotowy.
Wyciągnął z Dylana palec, tuż przy wejściu zginając go jeszcze.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Chcesz mnie? –
zapytał z napięciem w głosie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan sapnął
ciężko, czując, jak na dole cały pulsuje.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Chcę –
powiedział i przełknął ślinę, rozchylając bardziej nogi, by
zrobić Samuelowi miejsce. Gdy mężczyzna już się ustawił, od
razu objął go udami w pasie, a ramionami oplótł jego szyję. –
Weź mnie – dodał i wychylił się, by go pocałować.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Samuel naprowadził
penisa na dziurkę i przytrzymał go, żeby wejść w Dylana. Pchnął,
od razu zagłębiając się w kochanku aż do połowy. Spiął się,
czując przypływ gorąca. Sapnął w usta partnera, który jęknął
cicho, odpowiadając z gorliwością na pocałunek.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Roberts był ciasny,
jego ciało niemal zakleszczało penisa Samuela w sobie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Czekaj –
sapnął, gdy mężczyzna znów pchnął, by zgłębić się w nim
bardziej. Trochę go piekło, a nie chciał, by wszystko skończyło
się jak za ostatnim razem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Mhm. – Samuel
zszedł ustami na policzek Dylana, zaczynając go obcałowywać.
Pochylał się nad nim nisko, opierając się na przedramionach. Czuł
gorące ciało kochanka pod sobą i szelest jego spódnicy. Spiął
się, gdy poczuł na udzie dotyk obcasa.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Już –
powiedział chłopak i sam poruszył zachęcająco biodrami. Spojrzał
Samuelowi w oczy i z lekkim uśmiechem mocniej nacisnął szpilką na
jego udo. Nie tak mocno jednak, by mężczyznę to zabolało.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Oddech Faulknera
przyspieszył. Znowu pchnął głębiej i pocałował nagle Dylana
mocno, prawie agresywnie, nie mogąc się przy nim opanować. Zaczął
poruszać się w nim od razu, czując jak gładkie, ciepłe mięśnie
zaciskając się na nim. Uwielbiał seks z mężczyznami. Był gejem,
wiedział to już od dawna. Z kobietami kochał się tylko dla zasady
i wiedział, że nadal będzie musiał to robić, żeby nie wzbudzać
podejrzeń w gangu.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan miał wrażenie,
że penis Faulknera idealnie pasował do jego ciała. Samuel wiedział
jak się w nim poruszać, przez co Roberst prawie pod nim odpływał.
Miał tylko nadzieję, że wcale nie dojdzie zbyt szybko.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Sammy – sapnął
i nagle się zaśmiał, obejmując jego szyję ciaśniej. Zdrobnienie
imienia Faulknera w ogóle do mężczyzny nie pasowało. Było
słodkie i rozkoszne, a Samuel przecież nie był rozkosznym facetem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Co się śmiejesz?
– zapytał i zmienił kąt pchnięć, wyrywając z ust Dylana
kolejny, głośniejszy jęk. W pewnym momencie Samuel złapał go za
uda, a on wyprostował nogę w kolanie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Sammy –
powtórzył i uśmiechnął się szeroko, wspierając się na
przedramionach.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Faulkner sam nagle
się roześmiał i zaczął poruszać się jeszcze mocniej. Uwielbiał
plask uderzających o siebie ciał. Sprawiał, że seks stawał się
taki, jaki był w rzeczywistości – szybki i zwierzęcy. Brudny.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Mów jeszcze –
warknął do niego i ugryzł go w podbródek.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan zamruczał,
wyginając plecy w łuk, kiedy penis Samuela musnął jego prostatę.
Ruchy bioder mężczyzny były mocne i dokładne, trochę nawet
brutalne, ale Dylan już nie odczuwał dyskomfortu. Odczuje go pewnie
po seksie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Brakowało mi
ciebie – wyznał pod wpływem chwili.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Mnie ciebie też.
– Samuel już nie panował nad językiem. Myślał tylko o seksie.
Podciągnął nogi Dylana wyżej, aż do ramion i wyprostował się.
Miał go idealnie wypiętego. – Kurwa – zaklął znowu, przez
zaciśnięte od podniecenia gardło. Nie rozumiał, dlaczego Taylor
mógł zostawić takiego faceta. Dylan był właśnie wszystkim,
czego oczekiwał, mógł z nim zrobić wszystko, spełnić każdą
swoją erotyczną fantazję i wiedział jednocześnie, że kochanek
będzie tylko jego. Od teraz będą spędzali razem czas i Dylan
poświęci mu swoją uwagę. Nigdy nie przyznałby się głośno do
tego, że o nią zabiegał.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Ich ruchy stały się
coraz bardziej chaotyczne, co świadczyło o zbliżającym się
orgazmie. Samuel był już go bliski i wreszcie doszedł. Dylan aż
jęknął i objął ramionami Faulknera, który ostatecznie opadł na
niego całym swoim ciałem, wgniatając w materac. Mimo że Roberts
sam jeszcze nie osiągnął orgazmu, wcale mu to jakoś nie
przeszkadzało. Był spełniony. Miał przy sobie Sama i to się
liczyło.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Zaraz znowu pójdę
spać – zaśmiał się mężczyzna i sięgnął pod spódniczkę
Dylana, żeby zebrać jego penisa w dłoń. Pocałował kochanka w
szyję, zaczynając go masturbować. Oddychał ciężko przy jego
uchu, odpoczywając po orgazmie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan nie potrzebował
zbyt wiele, by osiągnąć spełnienie. Trwało to chwilę, wyprężył
się pod Samuelem i rozlał się w jego dłoń, a następnie opadł
na poduszkę, zadowolony. Uśmiechnął się do kochanka szeroko,
przyjemnie uspokojony i zmęczony.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Było świetnie –
powiedział. Zaśmiał się, popychając Samuela, by przewrócić się
na niego.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Fajna spódniczka
– przyznał z rozbawieniem mężczyzna i dotknął pośladków
Dylana przez nią. – Jestem ciekawy, ile jeszcze takich fajnych
rzeczy nie widziałem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Roberts uśmiechnął
się szeroko, zadowolony, że tak działał na Samuela. Przy Taylorze
musiał trochę przebierać w swojej szafie, mężczyzna nie lubił
kilku jego ubrań, a za to Sam na wszystkie reagował z zachwytem...
i erekcją w spodniach.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Wieczorem pokażę
ci jeszcze inny zestaw – powiedział i wychylił się, by ściągnąć
jednego buta. Drugiego znalazł w skotłowanej pościeli. Zestawił
je na podłodze, po czym przysunął się do Samuela, zmęczony
seksem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie mogę się
doczekać – przyznał Samuel i przymknął oczy, czując, że znowu
musiał odpocząć, co jednak nie było mu dane, bo Dylan znajdujący
się tuż obok, poruszył się obok niego nerwowo.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Sam? – zapytał
cicho.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Hm? – Samuel
nawet nie otwierał oczu, leżał spokojnie, odpoczywając po udanym
seksie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Możesz odejść
od gangu? – mruknął dopiero po chwili, jakby sam nie był pewny,
czy może zadawać takie pytania.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Przez twarz mężczyzny
przeszedł cień grymasu. Zmarszczył brwi i spojrzał w końcu na
Dylana odrobinę zdziwiony.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Dlaczego mam
odejść z gangu? – zapytał spokojnie, ale chłopak nie
odpowiedział od razu. Musiał sobie to najpierw ułożyć w głowie,
żeby się nie wygłupić. Zagryzł wargę, trochę żałując, że
zaczął ten temat.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Bo to
niebezpieczne – odparł po chwili.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Faulkner zmarszczył
brwi, myśląc gorączkowo, co powinien odpowiedzieć. Co miał
właściwie odpowiedzieć? Bycie w gangu było niebezpieczne. Mógł
zginąć albo trafić do więzienia. Liczył się z konsekwencjami.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– I co mam zrobić?
– zapytał w końcu po długiej chwili milczenia.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie mógłbyś
odejść? – Dylan uniósł się na ramieniu i wpatrzył się w
niego nieustępliwym wzrokiem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Odejść? –
Podniósł się na przedramionach, żeby przyjrzeć się Dylanowi. –
Chcesz, żebym odszedł z gangu? To... to nie jest takie proste,
Dylan – stwierdził w końcu, nie wiedząc, co powinien o tym
myśleć.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– To znowu będziesz
znikać na miesiąc albo dłużej? – zapytał poważnie, chociaż
czuł, że się w czymś zakopuje i może powinien to właśnie teraz
przerwać. Ale jak na złość brnął dalej. – W końcu coś się
stanie i nawet nie będę wiedział, czy wyjechałeś z miasta, czy
już nie żyjesz.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Samuel westchnął
ciężko i usiadł. Czuł zmęczenie po seksie i przede wszystkim
całym ostatnim miesiącu. Nie miał ani siły, ani ochoty na takie
rozmowy.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Teraz już będzie
inaczej – obiecał, ale obaj w to nie wierzyli.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Śpij, ja pójdę
zamówić coś do jedzenia – Roberts zmienił temat. Odrzucił
kołdrę i wstał. Podszedł do szafy, z której wyciągnął
szlafrok, narzucił go na niego i jeszcze zerknął na Samuela. –
Fajnie, że już jesteś – rzucił, ale jakoś bez zbytniego
entuzjazmu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie martw się na
zapas, mały – mruknął Samuel, chcąc go jakoś ułagodzić.
Położył się znowu do łóżka, ale nie zamknął oczu. Obserwował
Dylana, od razu zauważając, że chłopak był zły. Ta rozmowa nie
potoczyła się po jego myśli. Sam zaraz zdał sobie sprawę, że
pierwszy raz widział kochanka w takim stanie. Wcześniej nie bywał
przy jego kłótniach z Taylorem, a teraz to on znalazł się <i>na
celowniku</i>. Teraz to on będzie w centrum zainteresowania Dylana
również w sytuacjach, podczas których będą się spierać.
Chłopak nic mu nie odpowiedział, nawet się na niego nie obejrzał,
tylko ruszył do drzwi i wszedł do łazienki bez słowa, co tylko
utwierdziło Samuela w przekonaniu, że naprawdę był zły. Przez
chwilę Faulkner nie wiedział nawet, co o tym myśleć. To już nie
była jawna kłótnia o podawanie sobie pilota, kiedy Dylan się
obrażał i oskarżał go o wysługiwanie się nim. Wtedy było
całkiem śmiesznie. Teraz nie mógł tego nawet kłótnią nazwać,
bo żaden z nich nie podniósł głosu, nie wymieniali się
sprzecznymi sobie komentarzami, a Roberts jawnie się nie obraził.
Był niezadowolony, po prostu.</div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Faulkner leżał
przez chwilę, zastanawiając się nad tym wszystkim, aż w końcu
zasnął, zanim kochanek wrócił z łazienki. </div>
Unknownnoreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-70069540314640732902015-12-08T17:50:00.001+01:002015-12-08T17:57:18.398+01:0028. Clash<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kochani, wiemy, że
bardzo długo nie było żadnej aktualizacji <i>Świadomości</i>. Piszemy
ją bardzo wolno i najtrudniej jest się nam zabrać za kolejny
rozdział. <i>Lingerie </i>za to powolnymi krokami zbliża się do końca.
Wcześniej myślałyśmy, że finał będzie kilka rozdziałów
szybciej, ale przy sprawdzaniu dopisałyśmy trochę do zakończenia,
więc wyszło więcej niż sobie założyłyśmy. Myślimy jednak, że
nikt nie będzie na to akurat narzekać. :)</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Z kolei na początek
roku 2016 planujemy nowe opowiadanie, które już mamy napisane. Po
świętach i sylwestrze większość z Was chyba będzie miała już
dość zimy (my na pewno), a że w tym tekście panują nieco
cieplejsze klimaty od tych, które widzimy za oknem, mamy nadzieję
na umilenie Wam mroźnych wieczorów.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Skoro już się tak
rozpisujemy z tymi naszymi planami, możemy Wam jeszcze zdradzić
kolejny powód, przez który tak ciężko nam się zabrać za
<i>Świadomość</i>. Jest nim nowe opowiadanie, jakie piszemy aktualnie.
Wielbiciele przygodówek powinni być zadowoleni. ;) Jego publikację
planujemy na wiosnę 2016, więc trzymajcie kciuki, by nic nam się
nie opóźniło. A co do samej <i>Świadomości</i>, to prosimy o trochę
cierpliwości. Aktualnie wsiąkłyśmy w trochę inny świat, który
wytworzyłyśmy w zaplanowanym na wiosnę opowiadaniu. Gdy nasz
entuzjazm minie, na pewno poświęcimy Świadomości więcej czasu.
:)</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Tymczasem
zapraszamy na kolejny rozdział Clasha. Zachęcamy do czytania i
komentowania.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">*** </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.8cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Prezent urodzinowy </i></span><br />
<a name='more'></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">„Dasz się w
końcu namówić na piwo?” – napisał Vincent, który czuł się
już sfrustrowany brakiem reakcji ze strony Dereka. Z Kennethem spało
mu się całkiem dobrze, ale obaj wiedzieli, że ich znajomość nie
prowadziła do żadnego rozwinięcia. Johnson chciał tylko seksu,
ewentualnie jakiegoś męskiego spotkania i Moore zaczął
podejrzewać, że mężczyzna miał już kogoś na oku, a jego
traktował jako dodatek... faceta, który zawsze byłby chętny na
intymne spotkanie, gdyby mu nie wyszło z innym partnerem. Skupił
się więc na Dereku, a przynajmniej chciał się skupić. Mężczyzna
był dziwny, niedostępny, wciąż go odsuwał, ale jednocześnie
pozostawiał przestrzeń jasno mówiącą Vincentowi, że jednak ma
jakieś tam szanse. I to działało na niego jeszcze bardziej niż
proste wyznanie: „idziemy się pieprzyć”. Miał postawione przed
sobą wyzwanie, któremu chciał sprostać, by później móc napawać
się wygraną.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Nie mógł jednak
wiedzieć, że Derek przez ostatnie dni starał się jak najwięcej
pracować, ciągle coś robić, byleby tylko nie mieć chwili na
zastanawianie się i myślenie o swoim byłym. Bo gdyby tak się
stało, zaczęłoby mu Kennetha bardzo brakować, a czuł, że już
nigdy nie powinien za nim tęsknić. Kiedy więc otrzymał wiadomość
od Vincenta, nie miał zamiaru się wykręcać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">„Gdzie?” –
odpisał krótko i treściwie, nie mając zamiaru bawić się w żadne
podchody.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">„Co za zmiana.
Gdzie chcesz, dostosuję się” – odpisał Vincent, uśmiechając
się z satysfakcją. W końcu, pomyślał. Uwielbiał mężczyzn, na
których musiał tyle czekać, chociaż nie mógł pozbyć się
wrażenia, że Derek czasem go po prostu olewał i pisał z nim tylko
dlatego, że nie potrafił go spławić.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">„Jakiś pub na
śródmieściu?” – odpowiedź przyszła po chwili. Derek po raz
pierwszy chyba cieszył się na wyjście z domu, zostawienie
rozmyślań i po prostu rozluźnienie się przy piwie. Tak, spotkanie
z Vincentem było dobrym pomysłem. Polubił tego faceta, rozmowa z
nim była angażująca i nawet Derek, osoba która w towarzystwie
zwykle milczała, cieszył się nią.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">„Okej, lubisz
irlandzkie piwo? Możemy wpaść do Celtic Crossing” –
zaproponował Vincent, niemal podrywając się z kanapy, na której
siedział.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">„W porządku, a o
której?” – odpowiedział Derek i położył telefon na stoliku
do kawy. Podszedł do lustra, stwierdzając, że nie wypadało mu
przyjść w poszarzałej koszulce i dżinsach. Będzie musiał
wygrzebać z szafy coś lepszego, bo nie chciał wyglądać
niechlujnie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">*</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Na miejscu pojawił
się dokładnie o czasie, tak samo jak Moore, który gdy tylko go
zobaczył przed wejściem do pubu, uśmiechnął się szeroko. Derek
przełknął ślinę, podchodząc do niego. Zrobiło mu się goręcej,
kiedy mężczyzna przysunął się bliżej. Przez chwilę myślał,
że coś zrobi, jednak Vincent nie przekroczył niewidzialnej
granicy, którą Derek wyznaczył już od ich pierwszego spotkania.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Spoko, że
jesteś punktualny – odezwał się Vincent po krótkiej chwili, po
czym wskazał na ciężkie, drewniane drzwi. – Wchodzimy? – Derek
w odpowiedzi kiwnął jedynie głową, czując się trochę dziwnie.
Nic jednak z jego zachowania nie zdradzało nerwowości, jaka go
opanowała. Wręcz przeciwnie, wyglądał na znużonego i niezbyt
zainteresowanego tym, co działo się dookoła, z czego bardzo często
nie zdawał sobie sprawy. Vincent jednak jego zachowanie
interpretował zupełnie inaczej, tłumaczył sobie, że gdyby
Derekowi się nie chciało, to by po prostu nie przyszedł. A skoro
przyszedł, nie miał się czym przejmować.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Skierowali się do
wolnego stolika. W środku, na ich szczęście, nie panowały tłumy.
Tylko kilka osób siedziało przy barze i rozmawiało, gdzieniegdzie
kręciły się kelnerki i to byłoby na tyle.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Derek rozejrzał
się po typowo irlandzkim wnętrzu, ciemne drewniane krzesła, stoły
i lada przy barze trochę przytłaczały. Dookoła roznosiła się
woń chmielu, sprawiając, że naprawdę poczuli się jak w jednym z
europejskich pubów.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Często
chodzisz do takich miejsc? – zapytał, zerkając na Vincenta. Czuł
się trochę dziwnie w jego towarzystwie, kiedy był taki trzeźwy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Czasami –
przyznał mężczyzna i rozsiadł się na drewnianym krześle. Derek
był inny od Johnsona, bardziej męski w ten surowy, prawie zwierzęcy
sposób. Miał ostrzejsze rysy twarzy, szerszy nos i mniej przyjemne
spojrzenie. Seksowny, pomyślał Moore z zadowoleniem i sięgnął do
karty dań. – Ty lubisz takie miejsca?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Zależy –
odpowiedział, siadając naprzeciw. – Raczej nie przepadam za
piwami – odpowiedział, zerkając na Vincenta. – Co polecasz?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– To możemy
zmienić lokal. Czemu nie mówiłeś? – zaśmiał się Moore,
czując się bardzo swobodnie w towarzystwie mężczyzny. Lubił to,
że Derek był milczący i skupiony, zwykle trafiał na zapatrzonych
w siebie egoistów, którzy niewiele widzieli poza czubkiem swojego
nosa.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nigdy nie piłem
irlandzkiego piwa – wyjaśnił i uśmiechnął się pod nosem,
patrząc na menu. – Później możemy się przenieść – mruknął,
zerkając to na kartę, to na Vincenta. Mężczyzna cholernie go
pociągał tą swoją pewnością siebie. Zwilżył usta, starając
się uspokoić. To była randka? – zaczął się zastanawiać, bo
dopiero teraz w jego głowie pojawiły się takie myśli. Bzdura. Z
facetem przecież nie chodzi się na randki, zganił się w myślach.
Z Kennethem nigdy na żadnej nie był.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Masz jakieś
sprawdzone miejsce? Możemy iść, jasne – mruknął i odpiął
guzik koszuli. Ubrał się elegancko, ale nie tak jak do pracy.
Chciał wyglądać dobrze, jednak nie żywcem wyciągnięty z biura.
– Weź ciemne, jest naprawdę dobre.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Derek uśmiechnął
się do niego.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jasne –
powiedział i wstał. – Tobie też? – zapytał, zerkając na
niego.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Możesz. –
Vincent kiwnął głową. Podobało mu się to, że Derek miał na
tyle przyzwoitości, żeby nie żerować tylko na nim. Ostatni
„chłopczyk” z którym się spotkał, czekał tylko na to. Może
umawianie się ze starszymi facetami, którzy mieli już pracę,
wcale nie było takie złe?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Derek poszedł do
baru, wciąż czując na sobie uważne spojrzenie Vincenta, które
trochę go peszyło. Gdy zamówił piwo, obejrzał się przez ramię,
na mężczyznę, który siedział odwrócony w jego stronę, cały
czas obserwując Goldnera i nawet się z tym nie kryjąc. Derek w
odpowiedzi uśmiechnął się lekko, wytrzymując jego wzrok na
sobie. Moore zaśmiał się i przechylił głowę. Umiał flirtować,
zawsze przynajmniej uważał, że potrafił wpływać na mężczyzn.
Kilka komplementów, delikatny dotyk i sugestywny uśmiech sporo
robiły. Jakieś niewinne żarty i facet był jego. Ale Derek...
Derek, cholera, był prawdziwym wyzwaniem, bo nawet teraz nie
odpowiedział na uśmiech. Wrócił do stolika i postawił na nim
kufle z alkoholem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Całkiem tanie
piwo – powiedział, a Vincent kiwnął głową, śledząc jego
ruchy. Derek w tym momencie jednak wcale nie poczuł się komfortowo.
Chrząknął i usiadł naprzeciwko. – Więc? Tak się tobie nudzi w
domu, że koniecznie chciałeś się ze mną spotkać? – zapytał,
obracając w dłoniach zimną szklankę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A ty jesteś
taki zajęty, że nie miałeś czasu tego zrobić? – zapytał i
zmrużył oczy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Derek uśmiechnął
się pod nosem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jestem bardzo
zajętym człowiekiem – odpowiedział, po czym wziął łyka piwa.
– Dobre – stwierdził zgodnie z prawdą. Normalne piwo nigdy mu
nie smakowało, w tym jednak goryczka była mocniej wyczuwalna,
nadawała trunkowi specyficznego, nieco cierpkiego i orzeźwiającego
smaku.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mówiłem –
mruknął Moor i uniósł kufel. – To co, za ten wieczór? –
zapytał, chcąc wznieść z nim toast.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Derek nie mógł
powstrzymać szerokiego uśmiechu, jaki cisnął mu się na usta.
Uniósł swoje piwo i stuknął nim o kufel Vincenta.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Za wieczór –
powiedział, a w jego głosie, całe szczęście, w ogóle nie dało
się wyczuć nerwowych nut.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">*</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kenneth zakończył
rozmowę z wyjątkowo wesołą Emmą. Umówili się na czwartek, żeby
wyjść na jakąś imprezę. Dziewczyna uparła się, by postawić mu
drinka i nie chciała słyszeć słowa odmowy. Odkąd zaczęła
umawiać się z Alex, miała coraz mniej czasu dla brata i właśnie
tak chciała mu to wynagrodzić. Momentami brakowało mu siostry, ale
chwile, które zwykle z nią spędzał, przeznaczał dla O'Connera
albo po prostu na odpoczynek, dokładnie jak teraz. Przeglądał
różne strony Internetowe, a dokładniej portale sportowe i słuchał
muzyki, zawsze go to odprężało. Nagle jednak w całym mieszkaniu
rozbrzmiał piszczący dźwięk dzwonka do drzwi. Aż zmarszczył
brwi, ale nic nie zrobił, w końcu nikogo nie zapraszał. Był
pewny, że to ktoś do jego współlokatorów. Wrócił więc do
czytania artykułu o prognozach dla Chicago Bulls na następne mecze,
a dzwonek rozbrzmiał jeszcze ze trzy razy, aż wreszcie usłyszał
głos Lary, który i tak zignorował. Nigdy nie wtrącał się w
życie domowników, a oni nie interesowali się jego sprawami, tak
było najprościej i najwygodniej.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Drgnął jednak
zaskoczony, gdy drzwi od jego pokoju otworzyły się szybko, prawie
że uderzając o ścianę. Spojrzał zdziwiony na zadowolonego
O'Connera i przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Co Eliot tu
robił?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Miałem obóz
rozbić na klatce schodowej?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– O'Conner? –
zapytał, mrugając szybko, jakby spodziewał się, że jego widok
zaraz się rozmyje. Patrzył, jak chłopak zamyka drzwi, a za jego
plecami zauważył jeszcze Larę, która nie chciała wejść do
swojego pokoju. – Jakbyś mi napisał, że przyjedziesz,
wiedziałbym, żeby ci otworzyć – wytłumaczył się i wtedy
zauważył w jego ręce czarną torbę upominkową. Zmarszczył brwi,
już podejrzewając, po co przyszedł chłopak.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Może
wstaniesz, co, Johnson? – rzucił Eliot z szerokim uśmiechem i
wyciągnął przed siebie prezent. – Bo chcę ci złożyć
życzenia. A przy składaniu życzeń nie powinno się siedzieć –
dodał kpiącym tonem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Johnson uśmiechnął
się lekko i pokręcił głową. Odłożył laptopa na bok i wstał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Skąd
wiedziałeś? – zapytał dziwnie miękkim tonem. Nie spodziewał
się tego po Eliocie, przecież znali się od niedawna.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Spiskowałem za
twoimi plecami z Emmą – powiedział i uśmiechnął się do niego,
podając mu pakunek. – Wszystkiego najlepszego – zamruczał,
kładąc mu dłoń na karku. Pochylił się do niego, zupełnie jakby
miał Kennetha zaraz pocałować. Nic takiego jednak się nie stało.
– Otwieraj! – rzucił zaraz i się odsunął. Aż zagryzł wargę,
ciekawy reakcji Johnsona, który wydął wargi, ale nic nie
odpowiedział. Nie miał zamiaru przyznawać się, że liczył na
jakiś gorący pocałunek przed wręczeniem prezentu. Zajrzał do
torby i najpierw zobaczył butelkę wina. Uśmiechnął się,
zerkając krótko na Eliota, kiedy ją wyjmował.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Chcesz mnie
upić?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Też, ale to
nie wszystko – powiedział zniecierpliwiony, wyczekując, aż
Kenneth przejdzie do głównej części prezentu. Uśmiechnął się
szeroko, gdy mężczyzna wyciągnął czerwone bokserki Calvina
Kleina.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Johnson zaśmiał
się i naciągnął je lekko.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Rozumiem, że
mam je teraz założyć? – zapytał, przykładając je do krocza. –
Dzięki – rzucił i wychylił się, żeby pocałować mężczyznę
w usta. Musiał stanąć na palcach, co zawsze go niezwykle
irytowało. Eliota wręcz przeciwnie, uwielbiał to, co było chyba
jeszcze bardziej denerwujące, bo zawsze po takim pocałunku
szczerzył się jak głupi. Objął ciasno Kennetha w pasie i
zamruczał w jego usta.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ale to nie
wszystko – dodał i ku zdziwieniu Kennetha, zaczerwienił się
lekko.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie? Mam się
bać? – zapytał niepewnie i uśmiechnął się, patrząc Eliotowi
w oczy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot zwilżył
wargi, mając wrażenie, że zaraz po prostu spłonie ze wstydu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Umyłem się –
burknął i zerknął na kochanka nerwowo, wyczekując jego reakcji.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– C-co? –
wydusił Johnson i odłożył wszystko na łóżko. Zastanawiał się
chwilę, co o tym myśleć. – Ja... – Zmarszczył brwi i spojrzał
uważnie na partnera. – Co?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot aż wciągnął
powietrze ze świstem, nie tego się spodziewał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– No... umyłem
się?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A byłeś
brudny? Śmierdziałeś? – dodał i uśmiechnął się lekko, nie
wiedząc, co powinien o tym myśleć. – Dobrze, że się myjesz.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">O'Conner zamrugał,
wpatrując się w Kennetha jak w idiotę. Stał przez chwilę,
kompletnie zamurowany. Dopiero po chwili, gdy przetrawił to co
usłyszał, zmarszczył brwi, oburzony.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Idiota –
prychnął. – <i>Tam </i>się umyłem! – Inaczej sobie to trochę
wyobrażał. Kiedy wcześniej zastanawiał się, jak oznajmi
Johnsonowi to, że zrobił sobie lewatywę, na pewno nie brał pod
uwagę, że mężczyzna zapyta, czy śmierdział! Prędzej, że go
złapie, rzuci na łóżko i zedrze mu z tyłka dresowe spodnie
(specjalnie nawet je założył, by łatwiej było ściągać!).</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Do seksu, no
okej. – Kenneth kiwnął głową, dziwiąc się, że Eliot mówił
mu coś tak intymnego. On z Derekiem nigdy nie rozmawiali o takich
rzeczach albo o tym, kiedy chodzili się wypróżniać. Czasami nie
mogli się kochać, więc dawali delikatnie sobie znać i było po
kłopocie. Chociaż rzucił mężczyznę dlatego, że ten nie
okazywał mu zainteresowania, nie chciał spowiadać się Eliotowi z
takich rzeczy. To wnikało za bardzo w jego prywatność, a ją
przecież musiał mieć każdy. Odchrząknął i sięgnął po
butelkę. – Pójdę po kieliszki i otwieracz. Wypijemy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot poczuł się
jak ostatni idiota.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Lewatywę
zrobiłem – spróbował więc inaczej. Zrobiło mu się gorąco ze
zdenerwowania, kiedy czekał na odpowiedź Kennetha.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mogłeś tak od
razu. Umyty... – prychnął i zaśmiał się. Już wiedział, co
będą robić. Mimowolnie oblizał usta, czując napływ śliny. –
Czekaj tu, przyniosę otwieracz i kieliszki. Czy lubisz pić z
gwintu?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">O'Conner przewrócił
oczami, w myślach wyklinając Kennetha. Przecież mówił prosto,
czego Johnson w tym nie rozumiał?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Może być z
gwintu – odparł, a gdy mężczyzna wyszedł i zamknął za sobą
drzwi, Eliot od razu zaczął rozglądać się po pokoju, mimo że
już kiedyś tutaj był. Podszedł do dużej szafy i bez skrępowania
ją otworzył. Uśmiechnął się, gdy zauważył wojskową katanę,
w której jego kochanek często chodził. Dobrze w niej wyglądał,
więc Eliot ją lubił. Przeniósł wzrok na inne ubrania i ze
zdziwieniem zauważył, że wcale nie było ich tak wiele. Eliot miał
w swojej szafie dwa razy tyle rzeczy (jak nie trzy!).</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kiedy przyjrzał
się laptopowi też zdał sobie sprawę, że był to jeden z tańszych
modeli. On miał zawsze najnowszy model Apple. Usiadł na łóżku i
zabrał go na kolana. Zerknął na ikonkę Facebooka w kartach, ale
kiedy już miał w nią wejść, drzwi znowu się otworzyły.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Pożyczyłem od
Lary. Poznałeś ją, no nie? – zapytał mężczyzna i zamknął
dokładnie drzwi. Odwrócił się do niego z szerokim uśmiechem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot zerknął na
otwieracz w jego dłoni, a następnie na ekran komputera. Szybko
wszedł na Youtube, by puścić jakąś składankę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mhm, poznałem
– mruknął. – Fajna laska. Ładna, zgrabna – wyliczał z
absolutnie poważną miną. – Może później do niej zagadam.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Co?! –
Kenneth usiadł obok niego i skrzywił się. Dopiero widząc na sobie
spojrzenie O'Connera zdał sobie sprawę, że ten go tylko
prowokował. Zmrużył oczy i nie odwrócił wzroku. – To ja ją
zaliczam, nie jesteś w jej typie – mruknął, kompletnie nie
przejmując się tym, że traktował koleżankę jak przedmiot.
Chciał tylko dopiec Eliotowi, który w odpowiedzi zmarszczył brwi i
odłożył laptopa na podłogę. Puścił im jakiś housowy miks
aktualnych hitów.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ale to ja mam
ciaśniejszy tyłek – rzucił i przysunął się do niego.
Popatrzył mu głęboko w oczy, by po chwili liznąć jego dolną
wargę. – Ciaśniejszy i przygotowany na dzisiaj – przypomniał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kenneth nie był w
stanie wyrzucić z siebie żadnego sensownego argumentu, więc tylko
kiwnął głową i przygryzł wargę. Przekrzywił głowę i
pocałował Eliota, obserwując go spod półprzymkniętych powiek.
Zamruczał cicho, czując ciepły, wilgotny język kochanka
ocierający się o jego.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot zamruczał i
przeniósł się po chwili na kolana Kennetha, na których usiadł
okrakiem. Odetchnął, patrząc Johnsonowi w oczy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dzisiaj jestem
twój – wypalił, nim zdążył pomyśleć. Aż miał ochotę
ugryźć się w język, gdy zrozumiał, jak dennie to zabrzmiało.
Poczuł na sobie ciężkie spojrzenie kochanka, który jak na złość
milczał przez chwilę, by w końcu objąć go w pasie i jednocześnie
postawić nieotwartą butelkę wina na podłogę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jesteś mój –
mruknął w końcu niskim głosem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot aż
odetchnął. Podobało mu się, jak stanowczo Kenneth to powiedział,
jakby nie chciał słyszeć słowa sprzeciwu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Kenneth a... –
urwał. Przełknął ślinę. – Myślałeś, żeby kochać się bez
gumek? – wypalił. Myślał o tym już od jakiegoś czasu, teraz
dopiero jednak uznał, że to jest odpowiedni moment, by zapytać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Chcesz? Ja
jestem czysty, badałem się po Dereku – rzucił, wsuwając mu rękę
pod koszulkę. Odetchnął, czując pod palcami ciepłą skórę.
Drugą wsunął pod spodnie Eliota i odchylił głowę, kiedy jego
palce znalazły się pomiędzy pośladkami. W odpowiedzi na ten ruch,
jego kochanek zamruczał, ciaśniej obejmując szyję Kennetha. Już
robiło mu się gorąco, powoli zaczął się podniecać. Johnson był
cholernie przystojnym okazem, pomyślał i poruszał biodrami, jakby
już się niecierpliwił. Na samą myśl o gołym penisie w sobie,
miał ochotę zrzucić z siebie ubranie i się wypiąć.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Też jestem –
powiedział z niezachwianą pewnością. Nie badał się tak często,
ale ostatnie wyniki jasno wskazywały, że był czysty. A Dakota może
i go kiedyś tam zdradziła, wiedział jednak, że wtedy na pewno się
zabezpieczała.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Johnson odetchnął
drżąco i podniósł Eliota z pewną trudnością, po czym rzucił
go na łóżko. Od razu położył się na kochanku, zapominając o
winie. Chciał go już mieć.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Pocałunek odebrał
Eliotowi oddech, Johnson całował mocno i brutalnie, więc nic
dziwnego, że po chwili poczuli w ustach krew. Mężczyzna otarł się
o niego całym ciałem, aż łóżko zaskrzypiało.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Musimy być
cicho – mruknął, podciągając koszulkę Eliota do góry. Zamiast
ją jednak ściągnąć, przeniósł się ustami na sutki, a ręką
zaczął masować jego krocze.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot aż jęknął,
nie mogąc tego powstrzymać. Mimowolnie też rozsunął pod nim
nogi, chcąc mieć Kennetha jak najbliżej siebie. Już był twardy,
cholera. Zacisnął mięśnie pośladków, czując jak przez samą
myśl, że będą się zaraz kochać, jego odbyt zapulsował.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Po... staram
się – wysapał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Johnson spojrzał
na niego uważnie i jego surowy wyraz twarz złagodniał przez lekki
uśmiech. Eliot zdążył już poznać, że przy seksie wyraz twarzy
Kenneth stawał się groźny i zacięty, przypominał czasami dzikie
zwierze, potrafiące pokazać swoją brutalność tylko do momentu, w
którym Eliot nie powie dość. Na to porównanie aż się zaśmiał
i sięgnął do jego koszuli. Mężczyzna pomógł mu ją z siebie
ściągnąć i już po chwili chłopak miał przed sobą jego
wyrzeźbiony tors. Od razu dotknął jego gorącej piersi.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Masz jakieś
specjalne życzenia? – zapytał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wypnij się –
warknął Kenneth i zaśmiał się cicho, widząc minę Eliota.
Pocałował go szybko, po czym sam pomógł mu się odwrócić. Od
razu przylgnął kroczem do jego bioder i pchnął w taki sposób, by
Eliot mógł wyczuć jego wzwód. O'Conner w odpowiedzi zaśmiał
się, ale szybko jednak śmiech ugrzązł mu w gardle, gdy poczuł
nagły przypływ podniecenia. I jeszcze, cholera, miał na sobie
spodnie! Obrócił się szybko do Kennetha, pocałował go mocno i
zaczął z siebie zrzucać ubranie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ty też! –
pogonił, kiedy był już w samej bieliźnie, a dokładniej w białych
bokserkach Calvina Kleina.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kenneth ściągnął
z siebie spodnie dresowe, ale zanim pozbył się bokserek, Eliot
złapał go za rękę. Dopiero wtedy spojrzał na swoje wyciągnięte
slipki, które miały nawet dziurę w jednym miejscu. Zupełnie o
nich zapomniał! Zerknął nerwowo na partnera, który wpatrywał się
w jego bieliznę i po chwili parsknął śmiechem, po czym wsunął
mu palec w rozdarcie i dotknął jego penisa.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A to co?
Wywietrzniki? – zapytał z rozbawieniem. Cały intymny czar prysł.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie miałem
pojęcia, że przyjdziesz – sapnął i sam ściągnął z siebie
szybko bieliznę, obiecując sobie, że zaraz po tym spotkaniu
wyrzuci te majtki. Już lepiej by było, gdyby nie ubrał dzisiaj
slipek. Był na siebie zły jak nigdy, więc żeby to zamaskować,
pchnął O'Connera z powrotem na łóżko i zawisł nad nim. – Co
chcesz, żebym teraz zrobił? – zapytał, podciągając sobie jego
nogę na biodro.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot odetchnął i
sięgnął dłonią do pośladków Kennetha. Zacisnął na jednym z
nich dłoń, cały czas patrząc mężczyźnie w oczy, ich twarze
znajdowały się naprawdę bardzo blisko siebie. Oddech Johnsona
niemal palił go spierzchnięte wargi.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Myślałem, że
to ty jesteś solenizantem – powiedział.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Kurwa,
zapomniałem – zaśmiał się nagle Johnson, odprężając się.
Bał się, że Eliot doda jeszcze coś o znoszonej bieliźnie, ale
kiedy tak się nie stało, od razu mu ulżyło. – Chcę, żebyś
się odwrócił – mruknął i przysunął usta do ucha kochanka,
które polizał. – Muszę obejrzeć mój najlepszy prezent.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot odetchnął
ciężko i już nie czekał dłużej. Obrócił się pod Kennethem,
który odsunął się od niego, by mu to umożliwić. O'Conner aż
zagryzł wargę, kiedy stanął na czworakach i wypiął się
zachęcająco do Kennetha.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Tak? –
zapytał ochrypłym od podniecenia głosem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Właśnie tak.
– Kenneth poczuł szybsze bicie serca, kiedy dotknął pośladka
kochanka. Nie mógł oderwać wzroku od pierścienia mięśni, które
Eliot na przemian – świadomie bądź nie – zaciskał i
rozluźniał. Johnson oblizał usta, a jego penis drgnął z
podniecenia. Złapał za pośladki i rozchylił je mocno, by mieć
dobry dostęp do tego, czego w tamtej chwili chciał. Eliot aż
wstrzymał powietrze, czując, że jest cały czerwony. Zacisnął
dłonie w pięści i skupił palce u stóp, kiedy oczekiwał na to,
co się wydarzy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Uczucie ciepłych,
lekko wilgotnych ust w tym miejscu było dziwne, więc wyrwał się
do przodu, ale Kenneth zaraz złapał go mocno za biodra i zaśmiał
się tuż przy jego pośladkach. Nie myślał o rzeczach, które tak
brzydziły homofobów. Wiedział, że te mięśnie były tak
unerwione, że Eliot będzie zaraz pod nim jęczał, prosząc o
więcej.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">I faktycznie tak
się stało, Eliot, gdy poczuł ciepły, śliski język w tak
intymnym miejscu, najpierw westchnął z przyjemności, a później
jeszcze bardziej przysunął się biodrami do kochanka. Przełknął
ślinę, uczucie było niesamowite. Kenneth pieścił go powoli,
niespiesznie, najpierw okrążając czubkiem języka odbyt, by po
dłuższej chwili takiej zabawy wsunąć w niego czubek.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Boże –
sapnął Eliot i aż zadrżał. To było cholernie dobre. Pragnął
tego chyba od momentu, w którym Johnson dotknął go tam po raz
pierwszy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kenneth mocniej
rozchylił jego pośladki i znowu polizał go po całej długości,
od moszny aż po samą podstawę kręgosłupa. Skóra kochanka
pachniała lekkim, ziołowym mydłem. Johnson już kojarzył ten
zapach, zdążył go nawet polubić, a za każdym razem, kiedy go
czuł, od razu się odprężał. Po usłyszeniu kolejnego jęku znowu
wsunął w Eliota język, jakby go nim pieprzył. Tym razem zrobił
to szybciej i głębiej, a zabawne odgłosy, które temu
towarzyszyły, bardziej go w tym momencie podniecały, zwłaszcza,
kiedy Eliot wzdychał i stękał, starając się jak tylko mógł
hamować. Czuł drżenie jego mięśni i w pewnym momencie nie
wytrzymał i potarł ręką wewnętrzną część jego uda, jeszcze
bardziej go drażniąc.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot zagryzał
wargi, ale to niewiele pomagało, zawsze był dość głośny, ale
przy takiej pieszczocie ciężko było mu się hamować. To był
zupełnie inny wymiar przyjemności niż wtedy, gdy Kenneth zajmował
się jego penisem. Trochę jakby mocniejszy, a przy okazji
delikatniejszy. Po prostu dziwny. Drażniący jego najczulsze nerwy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jezu, Kenneth –
sapnął Eliot.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Mężczyzna oderwał
się od niego na chwilę, żeby wytrzeć z brody ślinę. Uśmiechnął
się w końcu i klepnął kochanka w pośladki.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Zajebiście –
przyznał, czuł przyjemność głównie z faktu, że to robił. Że
to robił Eliotowi, że on na to tak reagował i że było mu tak
dobrze właśnie dzięki Johnsonowi.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot odetchnął.
Oparł głowę na poduszkę, pozostawiając jednak biodra w górze.
Ten krótki zabieg strasznie go wymęczył.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wejdź we mnie
– poprosił. Czuł, że był już wystarczająco rozluźniony, by
wziąć w siebie penisa Kennetha.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Obciągnij mi –
powiedział w zamian Kenneth, chcąc jeszcze poczuć usta Eliota na
swoim członku. Odetchnął drżąco, próbując nad sobą opanować.
Przestał zwracać uwagę nawet na muzykę, która nieprzerwanie
leciała z laptopa.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot powoli
odwrócił się do kochanka przodem. Miał wrażenie, jakby jego
kończyny były zrobione z waty. Przyciągnął Johnsona do siebie i
pocałował najpierw mocno, kładąc mu jednocześnie dłoń na
penisie. Aż zamruczał, zaczynając powoli przesuwać palcami po
jego trzonie. Był ciepły, twardy i lekko pulsował. Idealny,
pomyślał Eliot, przyciągając do siebie Kennetha ramieniem.
Uwielbiał w kochanku wszystko.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kenneth syknął,
kiedy w końcu poczuł jego usta na główce penisa. Eliot potarł
językiem szparę na czubku, a Johnson z trudem powstrzymał się,
żeby nie krzyknąć. Spojrzał na drzwi, zastanawiając się, czy je
zamknął, ale po chwili stwierdził, że i tak nikt by im nie
wszedł. Odchylił głowę na kark i przymknął oczy, rozpływając
się pod dotykiem mokrych, ciepłych ust Eliota. Chłopak stawał się
w tym coraz lepszy, pomyślał Johnson niemal z dumą, kiedy O'Conner
wziął całkiem sporą dłogość penisa do ust i jeszcze się na
tym zassał, nie krztusząc przy okazji. Gdy jednak Kenneth poczuł,
że dłoń sięga do jego jąder i zaczyna je pieścić, naprawdę
musiał się postarać, by nie jęknąć.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dobra,
wystarczy – wydusił z siebie i odsunął od siebie Eliota. Złapał
go za podbródek i wstrzymał oddech, kiedy O'Conner rzucił mu z
dołu podniecone spojrzenie. Nie czuł tego wcześniej przy Dereku. W
łóżku nie było tej chemii, potrzebował więcej czasu, żeby się
rozkręcić, a kiedy miał przy sobie Eliota, wszystko stawało się
nagle znacznie prostsze. – Będziesz mnie ujeżdżał? – zapytał,
gładząc kciukiem jego policzek.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot od razu
pokiwał głową i jeszcze oblizał nabrzmiałe wargi. Nie czekając
już dłużej, pchnął Kennetha, a ten wylądował na plecach. Od
razu usiadł na mężczyźnie okrakiem i pochylił się do niego,
patrząc mu w oczy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jak konia –
dodał z rozbawieniem i sięgnął za siebie, po penisa. Złapał go
za trzon, a gdy przyłożył główkę do swojego odbytu, aż
przeszedł go mocny dreszcz podniecenia. Opuścił się powoli,
pozwalając by czubek prześlizgnął się przez pierścień mięśni.
– Kurwa – zaklął, trochę się spinając. Wciąż potrzebował
czasu, by przyzwyczaić się do Kennetha, chociaż już wiedział, że
uwielbia ten specyficzny ból... nawet jeżeli każdego innego bólu
się bał, ten był wyjątkowy. Podniecający i przypominający mu,
że kochał się z Johnsonem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Weź żel –
mruknął Kenneth, który siedział jak król, prawdziwy solenizant,
oparty o wezgłowie. Obserwował błyszczącym, podnieconym wzrokiem
Eliota, cały czas go dotykając.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot przełkną i
zerknął na mężczyznę. Mógł faktycznie nie dać rady wsunąć w
siebie tego penisa bez dodatkowego nawilżenia.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Gdzie masz? –
zapytał, chociaż miał ochotę wziąć członka do końca.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Przy biurku, w
szufladzie. Tylko ładnie się pochyl, żebym wszystko widział –
nie mógł się powstrzymać i przyciągnął kochanka jeszcze do
szybkiego pocałunku. – Zamknij drzwi dla pewności – dodał,
przypominając sobie o nich.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot spojrzał na
niego dość nieobecnym wzrokiem. Kenneth wybił go z rytmu. Szybko
więc ruszył po lubrykant, zapominając o tym by się pochylić i
wypiąć. Chciał to zrobić jak najszybciej mógł, więc po drodze
prawie się potknął o ich porozrzucane rzeczy.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Uważaj! –
upomniał go Kenneth, który roześmiał się nagle, kiedy kochanek
wrócił do łóżka. Eliot odpowiedział mu śmiechem i wycisnął
żel na dłoń. Nie zamknął drzwi, jak prosił go kochanek, ale się
tym w ogóle nie przejmował. Sięgnął dłonią do penisa Kennetha
i rozprowadził na nim, bardzo niedokładnie, lubrykant.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Chcę cię już
– jęknął, kiedy znów wsuwał w siebie główkę członka.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kenneth jęknął
cicho i, napinając nogi, wypchał biodra, aż unosząc Eliota.
Oddychał głęboko, podniecony do granic możliwości. Cały czas
starał się wniknąć głębiej w O'Connera, patrząc mu przy tym z
pasją w oczy. Wreszcie Eliot dotarł do momentu, w którym nie dał
rady więcej w siebie zmieścić. Poruszył się, wysuwając z siebie
kawałek penisa, by po chwili znów się na niego nasunąć. Aż
sapnął, jedyne co na tę chwilę czując, to rozciąganie odbytu,
mieszanina bólu i perwersyjnej przyjemności.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Uwielbiam cię
w sobie – sapnął w przypływie zapomnienia.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Johnson przygryzł
wargę, przez chwilę milcząc. Lubił te komplementy, chwile, w
których Eliot już nad sobą nie panował i mówił takie rzeczy.
Dotknął jego penisa i potarł kciukiem żołądź, obserwując
kochanka z zachwytem. Łóżko odrobinę skrzypiało, ale na pewno
nie było tego bardzo słychać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot oparł się
przedramionami po bokach głowy Kennetha. Spojrzał mężczyźnie w
oczy, podczas gdy to Johnson pracował biodrami, nie robił tego
jednak szybko, narzucili sobie powolne, ale bardzo przedłużające
przyjemność tempo. Czuł zapach jego żelu do kąpieli i ciepło
bijące od partnera. Uśmiechnął się mimowolnie i pocałował go,
wzdychając z przyjemności.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kenneth w pewnym
momencie przewrócił go i zaczął wbijać się w niego mocniej,
dysząc ciężko nad twarzą Eliota, który objął go, przez co mógł
poczuć jego mokre dłonie na swoich plecach.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">O'Conner jęknął
głośniej, nie mogąc się powstrzymać. Oplatał ciasno Kennetha
ramionami, reagując na każdy jego ruch. Mężczyzna wiedział już,
jak się z nim kochać, a teraz fakt, że robili to bez gumek,
dodatkowo go podniecał. Wychylił się i zaczął go całować, dość
nieporadnie, bo oboje skupiali się na czymś innym.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kiedy Johnson
poczuł, że był już blisko orgazmu, jęknął głośniej, wbijając
się w Eliota głębiej niż powinien. Chłopak syknął, spinając
się pod nim, więc od razu się wycofał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Sorry –
rzucił i pocałował go w usta, po czym wsunął się znowu znacznie
wolniej i dokładniej, przytrzymując penisa ręką.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dobrze –
sapnął Eliot i poczuł, że faktycznie chce, by Kenneth bardziej
się w niego wsunął. – Zrób to jeszcze raz – poprosił nagle.
– Ale wolniej.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Chcesz? –
zapytał zaskoczony, ale od razu się uśmiechnął. Eliot bardzo
szybko się dostosowywał. Wycofał biodra, a później wolno
wprowadził penisa znowu, przygryzając wargę, kiedy w odpowiedzi
poczuł ogromny, przyjemny dreszcz, który spowodował, ze wsunął
się w niego trochę szybciej, nie panując nad sobą. Zaśmiał się
słabo.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot sapnął,
starając się rozluźnić. Czuł, że penis Kennetha był w nim
głębiej niż zazwyczaj i pomimo dyskomfortu, bardzo go ta myśl
podnieciła. Objął mężczyznę nogami w pasie i uśmiechnął się
lekko.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dobrze –
powiedział, choć wcale tak <i>dobrze </i>nie było. Bolało i trochę
piekło, ale w końcu sam się na to zdecydował.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Zmienili pozycję,
Kenneth ułożył się za Eliotem i znowu zaczął się w niego
wsuwać, całując go jednocześnie po karku. Pachniał w tym miejscu
jeszcze intensywniej. Mruczał z zadowoleniem, kiedy kochanek wypinał
się do niego mocniej.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Orgazm przyszedł
po chwili, oznajmili go cichym stęknięciem, wypruci z sił. Johnson
poczuł, że nawet się nie wykąpie, tylko od razu pójdzie spać.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot wtulił się
w pierś Kennetha i westchnął ciężko.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Inaczej jest
bez gumek – zauważył, kładąc rękę na wierzchu dłoni
Kennetha, splótł z nią palce.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kenneth wysunął
się z niego powoli i odetchnął cicho, wsuwając nos we włosy
Eliota. Przymknął oczy, przyjemnie rozluźniony.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Zajebiście –
zamruczał, odprężając się.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">O'Conner odwrócił
się powoli i przytulił się do niego. Nagle jednak sięgnął do
tyłu, czując, jak sperma Kennetha zaczyna z niego wypływać.
Zaczerwienił się mocno, bojąc się nawet poruszyć, by nie
pobrudzić pościeli kochanka.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Gdzie jest
łazienka? – zapytał zawstydzony. Może jednak powinni byli użyć
kondomów?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Johnson spojrzał
na niego sennie i uśmiechnął się. Wychylił się i zabrał
chusteczkę, którą podał Eliotowi.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Masz.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Chłopak popatrzył
na nią, jakby stanowiła jakieś zagrożenie, ale po chwili odebrał
ją.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Odwróć się –
mruknął, nie chcąc, by Kenneth na to patrzył.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wstydzisz się
wytrzeć od spermy, chociaż przed chwilą cię tam lizałem? –
zaśmiał się Johnson, ale posłusznie się odwrócił. Usiadł i
sięgnął po laptopa. – Pijemy to wino? Czy zostawiamy na inną
okazję?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jak chcesz –
odpowiedział i sięgnął chusteczką do swoich pośladków. Wytarł
się dokładnie a następnie rzucił ją na podłogę, by po chwili
przytulić się do pleców kochanka. – Możemy się napić. O ile
pozwolisz mi zostać na noc – dodał z dziwnym napięciem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Johnson przygryzł
wargę, Derek nigdy nie zostawał u niego na noc, szybko jechał do
siebie, więc jego współlokatorzy nie nabrali podejrzeń.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jutro masz
uczelnię?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mam – mruknął
niechętnie i założył nogę na jego biodro. – Ale wyjadę
szybciej, podjadę do siebie i się przebiorę – westchnął. – A
ty? Idziesz do pracy?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Na rano –
przyznał niechętnie i uśmiechnął się lekko, głaszcząc go po
plecach. – Za dwa dni mam wolne, w sobotę.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Czyli
zapraszasz mnie na randkę? – wypalił Eliot, nim zdążył
pomyśleć.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kenneth wpatrzył
się w niego uważnie i wzruszył ramieniem, bo na drugim leżał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Pojedziemy za
miasto? – Chociaż chciał, nie mógł na razie zaprosić go do
kina albo restauracji. Powoli zaczynało go to irytować.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Na oglądanie
gwiazd? – zapytał i zaśmiał się. To brzmiało naprawdę
dziwnie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Na picie i... –
Johnson odetchnął, bo zdał sobie sprawę, że rzeczywiście był
to całkiem głupi pomysł. – Jakieś inne pomysły?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot zagryzł
wargę i podniósł się na łokciu, przechylając się nad ramieniem
Kennetha, by spojrzeć mu w twarz.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Na picie,
gadanie, może jakieś żarcie byśmy ze sobą wzięli, hm? –
zaproponował. Kiedy widział, jak Johnson się wycofuje i zawstydza.
To było... cholera, na pewien sposób słodkie. Taki duży facet, a
tak łatwo się peszył. I już nawet nie przeszkadzało mu, że ten
pomysł randki był <i>pedalski</i>.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Okej –
odpowiedział Kenneth z lekkim, niepewnym uśmiechem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 0.8cm;">
</div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>Unknownnoreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-76520355584321346722015-12-03T14:33:00.000+01:002015-12-03T14:33:06.501+01:009. Lingerie: Czarne pończochy cz.II<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
Rozdział 9. </div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
<i>Czarne pończochy</i></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
Część II.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Podrzuć mnie na
151. Kurwa, już się zaczęło – zdenerwował się Samuel, który
nie spał przez całą noc, bo zajmował się ciałem Taylora. Już
wcześniej do niego dzwonili, ale wiedział, że musiał skończyć
robotę z przyjacielem. Nie mógł go tak po prostu zostawić w
łazience i pojechać. Nie wiedział jak szybko wróci, więc nie
miał zamiaru narażać Dylana na taki stres.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Długo cię nie
będzie? – zapytał ściśniętym od zdenerwowania głosem Roberts.
Jechał dość szybko i co dziwniejsze pewnie, co jednak nijak miało
się do tego, jak aktualnie się czuł. Od zawsze był dobrym
kierowcą, co teraz okazało się świetnym atutem. W końcu
przynajmniej był dla Samuela przydatny. Kiedy jechał ulicami Los
Angeles, starał się nie myśleć, że wszystko dookoła śmierdziało
zwłokami i krwią, próbował także odsunąć od siebie myśli o
tym, że gdy wróci, zastanie go nieprzyjemna pustka w mieszkaniu i
świadomość, co kilka godzin temu tam się stało. Musiał wziąć
się w garść, chociaż na chwilę.</div>
<a name='more'></a><br />
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Samuel rozprawił się
ze zwłokami Taylora w znany sobie sposób, którego nauczyły go
lata przynależności do Bloodsów. Zabrał kanister z benzyną i
podpalił ciało razem z samochodem, jakim do nich przyjechał były
przyjaciel. Zabrał również dywan, który mężczyzna pobrudził.
Wiedział, że krew wsiąknęła zbyt głęboko, żeby można było
ją wywabić.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Nie miał pojęcia,
skąd weźmie teraz siły na przeprowadzenie zamachu na Squirrela,
ale liczył na to, że zażycie jakichś prochów zadziała. Zawsze
zresztą działało. Przymknął oczy i zaczął głęboko oddychać,
kiedy Dylan wbił na GPSie ulicę, na którą mieli dotrzeć.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Przez całą drogę
na miejsce milczeli. Roberts w pewnym momencie zauważył, że Samuel
zasnął, więc nie chciał go budzić. Dopiero gdy zatrzymał
samochód pod pierwszym lepszym domem na ulicy, którą podał mu
kochanek, pochylił się do niego i potrząsnął lekko jego
ramieniem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Sam, jesteśmy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Mężczyzna drgnął
i otworzył oczy. Zaczął mrugać szybko, żeby wzrok się
wyostrzył, ale ciśnienie rozsadzające czaszkę sprawiało, że
kręciło mu się w głowie. Złapał się za czoło i odetchnął
ciężko.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Dzięki –
mruknął i przetarł zmęczoną twarz. – Jedź do mnie. Tam
będziesz bezpieczny. – Wyciągnął z kieszeni klucze i podał mu
je. – W szafce nocnej mam broń. Weź ją w razie czego, ale nie
będzie potrzebna – stwierdził szybko, widząc minę Robertsa. –
Ja będę później.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan odebrał
klucze. Wcale nie miał ochoty tam wracać i jeszcze siedzieć w tym
mieszkaniu sam. Popatrzył na Samuela i kiwnął głową. Nie chciał
być dla niego dodatkowym problemem, mężczyzna i tak mu bardzo
pomógł.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Okej – mruknął
i wymusił uśmiech. – Uważaj na siebie – poprosił, nie
wiedząc, czy mógł się pochylić i pocałować Samuela, więc
ostatecznie nic nie zrobił.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Ty też, mały –
rzucił, nawet nie zastanawiając się, jak go nazwał. Dopiero po
chwili zdał sobie z tego sprawę i roześmiał się słabo. –
Uważaj, Dylan – poprawił się i wyszedł z samochodu, po czym
mocno trzasnął drzwiami.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan popatrzył za
nim i uśmiechnął się lekko, a po chwili też się roześmiał.
Chyba od zmęczenia wrócił mu durny humor, pomyślał i wyjechał
na ulicę, oglądając się jeszcze za Samuelem. Nagle jednak poczuł
mocny niepokój. Co, jeżeli mężczyzna nie wróci? Jeżeli mu się
coś stanie?
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
*</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Minimalistyczny,
surowy styl mieszkania Samuela nagle stał się jeszcze bardziej
przytłaczający, kiedy Dylan został w nim sam. Teraz czuł się
zupełnie inaczej, niż kiedy czekał na Faulknera. Taylor już nie
żył. Zagrożenie minęło, przynajmniej jeżeli chodziło o jego.
Samuel wciąż mogło się coś stać. Miał tego świadomość i ta
świadomość ogromnie go przerażała. Wcześniej nie brał nawet
pod uwagę, ze Sam może być w tak dużym niebezpieczeństwie,
dopóki na własne oczy nie zobaczył, co to znaczy mieć powiązania
z gangami. Faulkner zabił Taylora z zimną krwią, nawet się przy
tym nie skrzywił. Ktoś to samo mógł zrobić z Samem. I, co
najgorsze, gdyby to wydarzyło się jeszcze trzy miesiące temu, nim
zaczęli ze sobą regularnie sypiać, w ogóle by się tym nie
przejął. Ale teraz myśl o śmierci Samuela napawała go tak silnym
lękiem, że aż nie mógł znaleźć dla siebie miejsca.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Usiadł na kanapie i
skulił się nieco. Odblokował telefon i zerknął na wyświetlacz,
na którym miał ustawioną zwykłą, domyślną tapetę Iphone'a.
Westchnął ciężko i położył się na kanapę. Nie chciał być
teraz sam, miniony wieczór i noc były najgorszymi w jego życiu, a
teraz doszedł do tego niepokój o mężczyznę.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kochał go. Może i
to wyznanie było teraz podyktowane emocjami, ale w tamtej chwili
mógł powiedzieć, że się zakochał. Samuel, mimo swojego
groźnego, może nawet odpychającego wyglądu, wcale taki zły nie
był. Może i miał mrukliwy charakter, a w gorsze dni potrafił się
do niego całkowicie nie odzywać, ale nigdy nie zrobił mu krzywdy.
I choć nie był statecznym biznesmenem, o którym marzyła dla
Dylana jego mama, on czuł się przy Samuelu bezpieczny.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kolejne godziny
minęły mu na płytkich drzemkach. Często się budził, mając
wrażenie, że Samuel właśnie wrócił do domu, ale kiedy sprawdzał
mieszkanie, było puste. Nie wchodził do sypialni, ale w końcu
będzie musiał przez nią przejść, żeby dojść do łazienki. Ta
myśl paraliżowała go na tyle skutecznie, żeby odechciewało mu
się skorzystać z niej za potrzebą. Przynajmniej na razie. Liczył
na to, że jego kochanek szybko wróci cały i zdrowy, a on w końcu
się uspokoi.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Gdy wybiła ósma
rano, a mieszkanie dalej było puste, nie wytrzymał. Musiał z kimś
porozmawiać, cisza niezmiernie go przytłaczała. Złapał za
telefon i wykręcił numer swojego przyjaciela. Wiedział, że nic mu
nie będzie mógł powiedzieć, by nie narażać go na
niebezpieczeństwo, ale w tamtej chwili potrzebował usłyszeć jego
głos. Mike zawsze był obecny, gdy coś w życiu Dylana się
pieprzyło.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Hej, Mike –
rzucił do słuchawki, gdy chłopak odebrał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Dylan? Co tak
wcześnie, cholera? – Usłyszał zaspany, mrukliwy ton przyjaciela.
Mike zawsze był śpiochem. Teraz pewnie leżał zakopany w kołdrze
i starał się zrozumieć, dlaczego ktoś był tak okrutny, że go
obudził z samego rana.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Sorry – zaśmiał
się Dylan, żałując, że nie może zobaczyć chłopaka. – Po
prostu dawno nie gadaliśmy – wyjaśnił, nie potrafiąc znaleźć
żadnego sensownego powodu, przez który mógłby do niego zadzwonić.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Mhm, wiem. I ty,
i ja byliśmy zajęci – przyznał Mike, a po tonie głosu Dylan
poznał, że zaczynał się rozbudzać. – Wszystko u ciebie w
porządku?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– No, w porządku –
odparł, starając się brzmieć jak najbardziej przekonująco. –
Jestem teraz u Samuela już któryś dzień z kolei – dodał, wcale
nie wspominając, jaki konkretnie był powód tego, że tak długo u
mężczyzny siedział.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– I... – Mike
odchrząknął. Dylan z łatwością wyobraził sobie jego
skonsternowaną minę, kiedy próbował połączyć wszystkie fakty.
– Jest okej? – zapytał w końcu, po chwili głębokiej cichy. –
To znaczy... Dogadujecie się? Uważaj na niego.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Dogadujemy –
odpowiedział Dylan od razu i jakoś tak mimowolnie uśmiechnął się
pod nosem. – On jest... no... wcale nie jest taki zły – mruknął
i zagryzł wargę, milknąc na chwilę. Gdy już Mike miał się
odezwać, dodał: – Chyba się zakochałem – wyznał, nie zdając
sobie sprawy z absurdalności sytuacji. W końcu siedział w
mieszkaniu, w którym kilka godzin temu zginął człowiek,
przyczynił się do jego śmierci, bo pomógł go wywieźć na
pustkowie. A później jakby nigdy nic odstawił Samuela do „pracy”,
w której mężczyzna pewnie znowu kogoś zabije. Dylan nie sądził,
że będzie podchodził w taki sposób to tak popieprzonych rzeczy.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Mike westchnął
ciężko i Dylan usłyszał skrzypienie jego łóżka, kiedy
przyjaciel się podnosił.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Tak jak w
Taylorze? – zapytał sceptycznie, nie potrafiąc już podejść do
tego faktu na poważnie. Wiedział, jak przyjaciel po wszystkim
cierpiał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Jest trochę
inaczej – mruknął i westchnął. – Sam jest bardziej... no... –
Nie umiał tego określić. – Bardziej za mną niż Taylor? –
zaryzykował w końcu to stwierdzenie. – Taylorowi chodziło
głównie o łóżko. Chyba.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– A Samuelowi
chodzi o coś innego? W sumie fakt, cały czas się za tobą uganiał.
Chciał cię przelecieć, a teraz... No nie boisz się, że jak już
cię przeleci, to odpuści?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Już mnie
przeleciał – powiedział z rozbawieniem Dylan, rozluźniając się.
Teraz, po tym co się wydarzyło, raczej nie wydawało mu się, że
Samuel mógłby go zostawić. W końcu dla jego bezpieczeństwa zabił
swojego przyjaciela.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Mike westchnął
ciężko i potarł czoło. On miał ostatnio masę problemów na
głowie, więc jedyną przyjemnością był dla niego sen.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Najważniejsze,
żebyś był szczęśliwy. Ale nie wiem, czy zbudujesz z nim związek.
Zastanawiałeś się nad tym?
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan westchnął.
Zastanawiał się, jasne, że to zrobił i za każdym razem dochodził
do wniosku, że to może być ciężkie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Co u ciebie? –
zmienił niezgrabnie temat. – Długo się nie odzywałeś. Musimy
się kiedyś wybrać na jakieś piwo, czy coś.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Na razie nie będę
miał chyba kasy na takie rzeczy – burknął cicho i znowu położył
się do łóżka. – Firma plajtuje. Robią cięcia i jestem
następny w kolejce.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Postawię ci –
zaoferował od razu, bo przez tę rozmowę poczuł, jak bardzo
brakowało mu przyjaciela. Rozmawiali jeszcze przez długą chwilę.
Dylan wypytywał o jego życie, nie tylko to związane z pracą. Mike
nigdy nie miał szczęścia w miłości, ale teraz, po tonie głosu
chłopaka, Roberts wyczuł, że chyba coś się zmieniło. Nie
uzyskał jednak zbyt wiele informacji na ten temat, Mickey zrobił
się dziwnie skryty, ale dla Dylana wystarczyła świadomość, że
był szczęśliwy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Kim on jest, hm?
Jakiś biznesmen? – zapytał przyjaciela, próbując wyciągnąć z
niego cokolwiek. Mike zaśmiał się w odpowiedzi, na chwilę
poprawiając humor Robertsa, który zapomniał o wydarzeniach
minionej nocy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Tym razem nie.
Trochę inna półka. Taka bliższa twojej i tych nieokrzesanych
facetów, za jakimi się oglądasz – to była jedyna informacja,
jaką Dylan wydobył z Mike'a. Nie był zbyt wylewny, więc Robest
musiał w końcu dać za wygraną.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Kiedy skończyli
rozmowę, zbliżała się już dziewiąta. Wraz z zakończonym
połączeniem, w stronę Dylana uderzyła samotność i to dziwne,
przytłaczające uczucie, które pojawiło się w momencie, w którym
wszedł do mieszkania kilka godzin temu. Popatrzył na wyświetlacz i
zmarszczył brwi. Samuel wciąż nie wracał... aż przełknął
ślinę, gdy zdał sobie sprawę, że mężczyźnie naprawdę mogło
coś się stać.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Z drugiej jednak
strony nie powinien teraz do niego dzwonić. Mógłby mu w czymś
przeszkodzić. Aż sapnął sfrustrowany i szybko wszedł w tryb
pisania wiadomości.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
„Wszystko okej?
Gdzie jesteś i za ile wrócisz?” – wystukał, a następnie od
razu wysłał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Musiał coś zrobić.
Nie miał zamiaru dłużej bezczynnie siedzieć i zamęczać się
myślami. Zawsze uważał się za silnego i mimo ostatnich wydarzeń,
to się nie zmieniło, wciąż był pewny tych cech, które
sprawiały, że nie załamywał się tak łatwo. Właśnie dlatego
przezwyciężył w sobie strach przed wejściem do sypialni.
Wiedział, że Samuel nie umył dokładnie podłogi, wciąż były na
niej ślady krwi, która została na parkiecie, gdy sprzątał ciała.
Część przesiąknęła przez dywan, zostawiając smugi na
drewnianych panelach. Zostały jeszcze jego wymiociny. Postanowił
zająć się tym, żeby – gdy Samuel wróci – wszystko było
gotowe. Bardziej niż jemu, chciał udowodnić chyba sobie, że
szybko podniesie się po tym, co zobaczył.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Gdy zmywał z paneli
krew i wyciskał szmatkę do wiadra, znów zrobiło mu się
niedobrze. Woda przybrała różowawy kolor, który nie wyglądałby
tak przerażająco, gdyby nie świadomość, że to były ostatnie
ślady posoki Taylora. Wytrzymał jednak, uprzątnął wszystko
dokładnie i wreszcie wszedł do łazienki. Aż mu się zakręciło w
głowie na widok wanny gdzieniegdzie upstrzonej czerwonymi plamami.
Samuel wcześniej to spłukiwał, ale najwidoczniej pod wpływem
presji czasu nie zrobił tego dokładnie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan nabrał
powietrza w płuca, starając się nie rozpraszać. Wylał wodę z
wiadra do ubikacji, przepłukał wszystko uważnie, aż wreszcie
zabrał się za sprzątanie łazienki. Przestał myśleć o tym, że
chwilę temu znajdował się tu martwy Taylor. Przestał myśleć w
ogóle, bo tak było łatwiej. Skupił się na swoim zadaniu i już
po pół godzinie łazienka błyszczała, nigdzie nie było widać
śladów po tym, co zdarzyło się minionej nocy.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dochodziła
dziesiąta, kiedy znowu wrócił do salonu. Nie miał ani ochoty, ani
siły nic zjeść, więc ponownie usiadł na kanapie i sprawdził
telefon. Samuel nie odpisał.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Westchnął ciężko
i dopiero wtedy poczuł zmęczenie i znużenie, jakie go ogarnęło.
Położył się na kanapie i nawet nie wiedział kiedy zasnął, z
telefonem w dłoniach.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
*</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Obudziło go
szturchanie. Otworzył oczy z wysiłkiem, starając się zagłuszyć
prośby organizmu o to, aby wrócić do snu. Zobaczył przed sobą
rozmazaną postać, podejrzanie przypominającą Samuela. To
wystarczyło, żeby się w końcu rozbudził.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Podniósł się do
siadu i popatrzył na zmęczonego Faulknera.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Sam –
powiedział z ulgą i uśmiechnął się lekko na widok mężczyzny.
Nie wyglądał na rannego, tylko na potwornie wyczerpanego.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Chodź do łóżka
– mruknął Sam, a zmęczenie na jego twarzy było aż nazbyt
widoczne. Uśmiechnął się słabo, kiedy Dylan podnosił się z
kanapy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Wszystko okej? –
zapytał Roberts, patrząc uważnie na partnera i mimowolnie szukając
jakichkolwiek śladów krwi świadczących, że Faulknerowi coś się
stało. Na szczęście nic takiego nie znalazł.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Samuel tylko
wykrzywił usta w nienaturalnym grymasie. Nie musiał odpowiadać na
to pytanie, żeby Dylan wiedział, że coś było nie tak.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Prześpię się
trochę i wieczorem wyjeżdżam z miasta. Sprawy się skomplikowały.
– Dylan aż na chwilę zamarł. Zwilżył usta, nie wiedząc, jak
zareagować na takie wieści.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Co? – zapytał
i poczuł, jak tętno mu przyspiesza. – Co się stało? Jesteś w
niebezpieczeństwie? To przeze mnie? Przez Taylora? – zdenerwował
się.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie. – Samuel
pokręcił głową. – Ani przez ciebie, ani przez Taylora. Ale
kiedy wyjadę, będziesz musiał na siebie uważać. Zaczną szukać
Taylora.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan uchylił usta,
a po chwili je zamknął, nie wiedział, co powiedzieć. Jak miał na
siebie uważać, kiedy w grę wchodzą porachunki gangsterskie? Nie
znał się przecież na tym! W tamtym momencie nie wiedział jednak
co go bardziej wprawiało w zdenerwowanie: jego niepewna sytuacja,
czy sytuacja w której był Samuel. Bał się o mężczyznę.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Wyjedziesz na
długo? – zapytał, a gdy w odpowiedzi otrzymał sztywne kiwnięcie
głową, coś mu podpowiedziało, że Samuel właśnie z nim zrywał.
– Czyli... to koniec?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Ja... co? –
Mężczyzna zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– No – chrząknął.
Nie wiedział, jak to określić, w końcu nie byli normalną parą.
– Zrywasz ze mną, tak?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– A nie wytrzymasz
miesiąca bez seksu? – zdziwił się Samuel, już zmęczony tym
wszystkim.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Wytrzymam –
sapnął i po chwili uśmiechnął się. Był wykończony, to przez
to chyba nachodziły go takie głupie myśli. W końcu mieli większe
problemy niż <i>zrywanie</i>. – Myślałem że dłużej – dodał i
złapał go nagle za rękę, po czym pociągnął w stronę sypialni.
– Mam wrócić do siebie? – zapytał, nie wiedząc gdzie było
bezpieczniej.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– To nie jest dobry
pomysł – mruknął Sam i położył się do łózka. Odetchnął
ciężko i przymknął oczy. – Nie będziesz u siebie bezpieczny.
Ale u mnie też nie – dodał od razu.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Po plecach Dylana
przebiegły nieprzyjemne dreszcze. Położył się obok Samuela i już
nawet nie myślał o tym, co wydarzyło się kilka godzin temu w tym
pomieszczeniu. Teraz musiał przejmować się przyszłością.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– To co mam zrobić?
– zapytał i spojrzał na kochanka.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie wiem. Beze
mnie w Los Angeles nie jesteś bezpieczny – mruknął Samuel i
spojrzał na niego spod ciężkich powiek. – Śpijmy, muszę się
przespać chociaż dwie godziny.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan kiwnął głową,
już nie odpowiadając. Nie przysunął się do kochanka, czuł od
niego bijący dystans. Samuel nigdy nie był zbyt wylewną osobą w
uczuciach, ale nie był też tak oschły jak teraz. Ale to przez
zmęczenie, wytłumaczył sobie Roberts, który w tamtym momencie
naprawdę potrzebował bliskości.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Faulkner zasnął
niemal od razu, zbyt wymęczony, żeby wdawać się w dalszą
rozmowę. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się tak wykończony.
Ostatnie wydarzenia tak go zniszczyły, że będzie je musiał
odsypiać je przez kilka dni.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Roberts już nie miał
tak łatwo z zaśnięciem. Kręcił się długą chwilę z boku na
bok, próbując odnaleźć najwygodniejszą dla siebie pozycję. Gdy
już ją odnalazł, wreszcie zmorzył go sen, który jednak wcale nie
był tak spokojny i leczniczy, jakby chciał.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
*</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Obudził ich telefon
Samuela. Dzwonił do niego jeden z członków gangu, żeby
przedstawić aktualną sytuację. Powiedział mu, że bezpieczniej
będzie, jeśli Faulkner jak najszybciej opuści miasto. Miał więc
niewiele czasu na spakowanie się. Musiał jak najszybciej to zrobić.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Stało się coś?
– zapytał rozespanym głosem Dylan, gdy mężczyzna zakończył
rozmowę.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Muszę się już
zbierać – mruknął Samuel i spojrzał uważnie na kochanka. Po
chwili wahania uśmiechnął się niepewnie, bo Dylan naprawdę
zabawnie wyglądał wyrwany ze snu, cały <i>pomięty </i>na jego łóżku.
Jego krótka, jasna fryzura znajdowała się teraz w nieładzie, a na
policzku odcisnął się szew poduszki. Roberts podniósł się na
ramieniu i patrzył na niego uważnie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– To... uważaj na
siebie – mruknął i wymusił uśmiech. Nie wiedział, co ze sobą
zrobi, gdzie się podzieje i co najważniejsze <i>jak </i>ma unikać
niebezpieczeństwa, skoro nawet nie wiedział, co mu zagrażało.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– A ty? Masz gdzie
się zaszyć? – zapytał, nie mając zamiaru zostawiać go samego
sobie. Musiał wiedzieć, czy Dylan będzie bezpieczny. Pakował się
w pośpiechu, zabierając przypadkowe rzeczy, bo był zbyt zajęty
rozmową z kochankiem. Na nim skupiał większość swojej uwagi.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie bardzo –
odpowiedział zgodnie z prawdą, bo rodziców nie miał zamiaru
narażać, tak samo jak i Mike'a. Musiał więc wymyślić coś sam.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Samuel zaklął
cicho. Jego surowa twarz stężała, a sucha, ziemista skóra
podkreślała jego zmęczenie, które najbardziej widoczne było w
spojrzeniu. Odetchnął i podszedł do jednej z szafek biurowych.
Wyciągnął z szuflady plik kluczy i podał go Dylanowi.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Mam jeszcze jedno
mieszkanie na Signal Hill. Będziesz tam bezpieczny, bo nikt o nim
nie wie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Roberts spojrzał na
Samuela zdziwiony, ale po chwili uśmiechnął się lekko, jakby z
wdzięcznością, że Faulkner nie zostawił go na lodzie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Dziękuję –
odpowiedział, czując się już o wiele spokojniej. – Nie będziesz
się do mnie odzywać, nie? – zapytał.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie wiem, czy
będę miał taką możliwość. Postaram się – obiecał i wyszedł
na chwilę do łazienki, żeby pozbierać z niej rzeczy. Reszta
pakowania minęła im na rozmowie, na co Dylan musi uważać, co
Samuel chciał, żeby zrobił, kiedy wyjdzie z tego mieszkania, no i
w końcu kiedy on sam może wrócić do Los Angeles. Faulkner starał
się Dylana przed wszystkim przestrzec, nie chciał, żeby mu się
coś stało, w końcu inaczej nie ratowałby mu tyłka przed
Taylorem. Gdyby mógł, pewnie zabrałby Robertsa ze sobą, wtedy
miałby pewność, że nic mu się nie stanie. Ale no właśnie –
nie mógł.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Gdy skończył,
zabrał torbę i ruszył do wyjścia. Dylan podążył za nim, czując
się dziwnie. Coś dusiło go w piersi i walczył przez chwilę z
chęcią zamknięcia przed Samuelem drzwi i niewypuszczeniem go z
mieszkania.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Uważaj na siebie
– rzucił Faulkner do chłopaka i złapał go za kark, żeby
przyciągnął do siebie. Przytulił go mocno i wiedziony impulsem,
pocałował go w czubek głowy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Ty też –
odpowiedział od razu Dylan i objął jego szyję ramionami, wcale
nie chcąc go od siebie odsuwać. Spojrzał mężczyźnie w oczy i
uśmiechnął się lekko. – Wyśpij się w końcu – dodał i
stanął na palcach, by pocałować go w usta.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie kręć się
koło nikogo – dodał jeszcze Sam, chcąc dać mu do zrozumienia,
że chciał mieć Dylana dla siebie, na co on mimowolnie się
zaśmiał. Samuel rzadko okazywał zazdrość, więc Roberts cieszył
się każdą chwilą, kiedy Faulkner ją przejawiał.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Postaraj się
wrócić szybko – poprosił, nie odsuwając się od niego, chociaż
wiedział, że za chwilę będzie musiał to zrobić.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Masz z nikim nie
spać, rozumiesz? – zapytał i złapał go za podbródek. Dylan
miał delikatne rysy twarzy, subtelną urodę i migdałowe,
rozbrajające spojrzenie. Samuel nie wiedział, jak się z nim
pożegna. Nie chciał go zostawiać. Co jeżeli kiedy wróci, a on
będzie już z kimś innym?</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Nie będę –
odpowiedział cicho i mimowolnie się uśmiechnął, odpowiadając na
jego spojrzenie. – Ale to samo tyczy się ciebie – dodał i
zmarszczył nieco groźnie brwi.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Samuel zaśmiał się
i kiwnął głową. Pocałował go jeszcze raz, po czym w końcu
podszedł do drzwi. Zabrał zapasowe klucze do mieszkania, bo jeden
komplet zostawił Dylanowi. Chłopak musiał w końcu zamknąć
mieszkanie.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Widzimy się za
niedługo, mały. – Nie mógł powstrzymać się, żeby tego nie
powiedzieć.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
Dylan uśmiechnął
się, w dziwny sposób go to rozczuliło.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
– Będę czekać –
odparł, Sam jeszcze raz na niego spojrzał po czym wyszedł i
zamknął za sobą drzwi, zostawiając Dylana samego w mieszkaniu,
które nagle zrobiło się przerażająco ciche. Roberts został sam.
</div>
Dream Winchesterhttp://www.blogger.com/profile/03031826342748441484noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-6064295428035339622015-11-28T00:38:00.002+01:002015-12-03T14:33:18.252+01:009. Lingerie: Czarne pończochy cz. I<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Zapraszamy do czytania i komentowania. :) </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: left; text-indent: 1cm;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"> Rozdział 9. </span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Czarne pończochy</i></span><br />
<span style="font-family: inherit;"> Cz<span style="font-family: inherit;">ęść</span> I.</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Zrobił dokładnie
tak, jak mężczyzna chciał, ubrał pończochy i wrócił na kanapę.
Samuel od razu pociągnął jego nogi na swoje kolana i zaczął
niespiesznie gładzić naciągniętą lycrę, jednocześnie popijając
drinka i oglądając telewizję. Dylan westchnął, opierając się o
podłokietnik. Zaczął przeglądać strony Internetowe, co chwilę
zerkając znad ekranu laptopa na Faulknera, którego ciepła dłoń
wciąż głaskała jego łydki. Było dziwnie, właściwie, a co
najważniejsze spokojnie. Aż za spokojnie, pomyślał chłopak,
kiedy dłoń Sama przeniosła się na jego stopy, masując je. Nie
odzywali się do siebie nawet słowem, zachowując tak, jakby nie
mieli kompletnie żadnych problemów i jakby byli parą z długim
stażem.</span></div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"> </span>Spokojny wieczór
przerwał dźwięk domofonu. Samuel drgnął i przestał dotykać
Dylana. Spojrzał na ekran domofonu, przez chwilę nic nie robiąc.
Nie miał pojęcia, kto przyszedł, ale nie chciał podnosić
słuchawki. Nawet jeżeli byłby to Taylor. Jeśli nie odbierze,
mężczyzna pomyśli, że nie ma go w domu i przyjdzie kiedy indziej.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– To on? –
zapytał cicho Roberts, zamykając laptopa.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie wiem, może.
Jak będzie chciał przyjść, zadzwoni na komórkę – przyznał i
spojrzał na Dylana z napięciem. – Idź do sypialni –
zaproponował.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Roberts kiwnął
sztywno głową i odłożył komputer na stół. Zerknął jeszcze
nerwowo na Samuela, po czym odwrócił się i poszedł prosto do
wskazanego pomieszczenia. Uspokajał się, że przecież miał
Faulknera po swojej stronie. Nic się nie stanie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Ich słodką utopię
przerwał dzwonek telefonu Samuela. Dylan przymknął oczy, kiedy
usłyszał zachrypnięty, ostry głos kochanka, kiedy odebrał
połączenie.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– No hej, co tam? –
zapytał Faulkner, ściszając telewizor. Starał się brzmieć
neutralnie i jednocześnie nie zdradzić swojego poddenerwowania.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jesteś w
mieszkaniu? – zapytał Taylor, a w słuchawce usłyszał szum
wiatru. Mężczyzna musiał być więc na zewnątrz.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie, na mieście.
Pojechałem na zakupy, nic wielkiego. – Wzruszył ramionami, jakby
to miało mu w czymkolwiek pomóc. – Podjechać do ciebie? Możemy
się spotkać – dodał tylko po to, żeby Taylor się odczepił.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Szlag – sapnął
mężczyzna. – Dobra, odpuszczę. Może wpadniesz po drodze do
mnie, hm? – zapytał. – Muszę coś z tobą obgadać. Szukam tego
małego skurwiela i nigdzie go nie ma. A wiem, że ty masz więcej
znajomości ode mnie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mhm, jasne, nie
ma sprawy. Sam chcę, żebyś w końcu go złapał. Pomogę ci się
nim zająć, za to co zrobił Fatimie... – dodał, żeby brzmieć
bardziej przekonująco. Zerknął nerwowo w stronę drzwi, za którymi
skrył się Dylan i przeklął go w myślach. Jak można być tak
głupim i tak się narazić? Już dawno powinien odpuścić i
zostawić Robertsa na pastwę losu, ale po prostu nie mógł.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dzięki –
sapnął Taylor. – To do zobaczenia – rzucił i się rozłączył.
Po chwili z sypialni wyjrzał obiekt rozmyślań Samuela, patrząc na
niego niepewnym wzrokiem.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– I co?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Był tu, ale
wróci do siebie. Chyba mi ufa, na szczęście – dodał i westchnął
ciężko. – Więc może tu nie przyjdzie. Nie wiem, ile jeszcze to
potrwa.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan oparł się o
framugę, to wszystko go za bardzo przytłaczało, był już tym
zmęczony.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Póki mnie nie
dorwie – mruknął, wpatrując się w podłogę. Z przygnębionym
wyrazem twarzy, w pończochach i bez obcasów wyglądał śmiesznie
krucho, trochę karykaturalnie, ale Samuel nawet nie zwrócił na to
uwagi. Już przyzwyczaił się do widoku Robertsa w takiej bieliźnie.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie będzie tak
źle. – Od razu wstał i do niego podszedł. – To tylko Taylor,
dam sobie z nim radę. – Sam nie wiedział dlaczego uznał, że
przytulenie do siebie Dylana będzie tak ważne w tym momencie, nie
przywykł do takiego okazywania sobie uczuć, ale czuł, że w tym
wypadku to mogło pomóc.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan aż wciągnął
powietrze, nie spodziewając się tego po Samuelu. Szybko jednak
odpowiedział na uścisk, przyciskając do siebie mężczyznę jak
najmocniej mógł.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dzięki –
mruknął cicho, z nosem wciśniętym w jego ramię.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Stali tak tylko
chwilę, aż w końcu Samuel odsunął go od siebie i poklepał
niezgrabnie po ramieniu.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Ja też trochę
potrafię, nie zapominaj o tym – dodał i mrugnął, żeby
rozładować atmosferę. Już po dziesięciu minutach wrócili do
oglądania telewizji. Dylan otworzył laptopa i surfował po
Internecie, starając się rozluźnić, bo skoro Sam mówił, że
wszystko jest w porządku, to musiał mu zaufać. Teraz nie miał już
innego wyjścia, jak tylko całkowicie powierzyć się mężczyźnie.
Samuel w międzyczasie popijał drinka, także usiłując nie myśleć
za bardzo o Taylorze i niebezpieczeństwie, w jakim był Roberts.
Siedzieli tak dłuższą chwilę, rozmawiając. Temat studiów,
których Dylan się nie podjął, nawinął im się całkowicie
naturalnie. Faulkner doszedł do wniosku, że niewiele wiedział o
swoim kochanku. I, co najdziwniejsze, o ile wcześniej nie bardzo mu
to przeszkadzało, teraz miał ochotę lepiej go poznać.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Na początku
rodzice mi nawet grozili, że mam iść, bo życie marnuję –
powiedział i zaśmiał się, przesuwając stopą po jego udzie
zakrytym materiałem dresów. – No ale jakoś się z tym pogodzili.
Nie nadaję się na studia. Ja mogę leżeć i ładnie pachnieć –
dodał z rozbawieniem.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Właśnie widzę
– przyznał i sam się zaśmiał, ujmując jego kostkę w dłoń.
Lubił jego stopy, nigdy wcześniej nie podejrzewałby siebie o taki
fetysz, ale przecież jeszcze rok temu nie widział siebie w łóżku
z chłopakiem w damskiej bieliźnie. Zabawne, jak wiele się zmieniło
za sprawą Dylana.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Chciał dodać coś
jeszcze, gdy usłyszeli chrzest zamka. Samuel błyskawicznie odwrócił
głowę w stronę drzwi wejściowych, a kiedy ktoś poruszył klamką,
zrzucił z siebie nogi kochanka.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Idź do sypialni
– rzucił rzeczowym tonem, przechodząc szybko do kuchni, żeby
zabrać nóż. Miał niewiele czasu, bo ktoś właśnie otwierał
dolny zamek w drzwiach.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan od razu wykonał
polecenie, nie miał nawet zamiaru spierać się z Samuelem, tylko
pognał do pokoju, modląc się, by wszystko się dobrze skończyło.
Serce łomotało mu w piersi, a on nawet pomyślał, by schować się
pod łóżko. Zdał sobie sprawę, że jednak by się tam nie
zmieścił.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">W międzyczasie drzwi
wejściowe otworzyły się, a w progu stanął Taylor z bronią w
dłoni.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Co tu, kurwa,
robisz? – zapytał Samuel, nie chowając noża. Spojrzał z
napięciem na pistolet w ręce przyjaciela. Nie spodziewał się go
tutaj, minął dobry kwadrans od ich rozmowy telefonicznej.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Na mieście
jesteś, tak? – prychnął Taloyr i wszedł do mieszkania, celując
bronią w Samuela. – Gdzie jest ta pizda?!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie ma go –
warknął Samuel, ściskając nóż w ręce. Nie miał szans z bronią
palną, z której nie spuszczał wzroku. Taylor zamknął nogą drzwi
i przybliżył się do niego. – Nie wiem, gdzie jest Dylan, chciał
ode mnie pomocy, ale go wyśmiałem – rzucił napiętym głosem,
starając się nie denerwować. Zastanawiał się, czy Taylor był w
stanie go zabić.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Mężczyzna rozejrzał
się dookoła, jakby w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów. Nie
wierzył Samuelowi.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– To gdzie on,
kurwa, miałby być? – prychnął.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wyjechał z
miasta? Tak mi się wydaje. Przynajmniej ja zrobiłbym to na jego
miejscu – rzucił łagodnie Samuel i odetchnął. – Opuść broń,
Taylor, nikogo tu nie ma oprócz mnie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Taylor sapnął,
wyraźnie zmieszany. Opuścił broń, ale wyraz konsternacji na jego
twarzy tylko się pogłębiał.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Cały czas byłeś
w mieszkaniu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel przewrócił
oczami, starając się wyglądać na zniecierpliwionego. Sam opuścił
nóż i przybliżył się do Taylora.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Kojarzysz tą
laskę, o której ci kiedyś mówiłem? – zapytał, uśmiechając
się podstępnie. – Tą Ginny, której kiedyś pomagałem w
zakupach?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– No, pamiętam –
rzucił i kiwnął głową. – I co z nią?</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– No i jak myślisz,
dlaczego nie mogłem ci otworzyć? – zapytał i zaśmiał się.
Chciał uśpić czujność przyjaciela, który wydał się rozluźnić.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Taylor sapnął
ciężko i przetarł twarz dłonią.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Kurwa – sapnął.
Spojrzał w dół, na porozrzucane buty. – Sorry, stary –
mruknął, uśmiechając się krzywo pod nosem. Już miał coś
dodać, gdy zobaczył nowe, męskie adidasy. Nic by nie było w nich
dziwnego, gdyby nie rozmiar; Samuel mógłby je co najwyżej założyć
na pół stopy. Nie czekając więcej, Taylor dopadł do drzwi od
sypialni i otworzył je szeroko.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Zdążył tylko
zobaczyć Dylana stojącego przy szafie, kiedy poczuł nóż przy
gardle. Faulkner wykorzystał ten moment, wiedząc, że gdy przedłuży
wizytę Taylora tutaj, ten na pewno zabije Dylana. Pobiegł więc za
nim i objął go od tyłu. Rzadko zabijał w taki sposób, ale teraz
nie miał wyboru. Ostry nóż przejechał po cienkiej skórze,
rozcinając ją z łatwością. Wszystko potoczyło się tak szybko,
że Taylor nie zdążył nawet zareagować. Złapał się za ranę
jedną ręką. Wycelował w Dylana, ale wtedy Samuel wbił mu nóż w
dłoń.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dźwięk upadającej
Beretty na podłogę rozniósł się po całym pomieszczeniu, Dylan
aż podskoczył, nie wiedząc na co patrzeć, na krew wylewającą
się z rany Taylora i tryskającą na wszystkie strony, czy na
Samuela, którego twarz zastygła w wyrazie bezwzględności i
napięcia, Dylan nigdy wcześniej nie widział u kochanka takiego
rodzaju spojrzenia. Faulkner obserwował umierającego przyjaciela z
mieszaniną satysfakcji i nerwowości.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">To wszystko działo
się tak szybko, że po prostu Dylan nie był w stanie się na to
przygotować, nigdy nie miał do czynienia z czymś takim, nawet w
szkole unikał bójek, bo po prostu nie umiał się bić. A teraz,
tuż przed nie właśnie ginął człowiek. I nie, nie myślał o
tym, że niedawno temu człowiekowi zabił nienarodzone dziecko.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel zrobił
dokładnie to co Dylan, kiedy atakował Fatimę. Kopnął Taylora w
brzuch, kiedy ten upadł. Podniósł jego broń i wymierzył w
mężczyznę, który próbował zatamować krwawienie. Ciemna posoka
brudziła jasny, miękki dywan w jego sypialni i Sam już wiedział,
że będzie musiał go wyrzucić. Z jednej strony zabawnym, z drugiej
przerażającym było to, że myślał w tym momencie o elemencie
dekoracyjnym, a nie przyjacielu, którego zabił.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Zdał sobie sprawę,
jak Taylor niewiele dla niego znaczył. Nie potrafił postąpić
inaczej, postawić go ponad Dylana, w którym chyba się zakochał.
Dopiero po chwili spojrzał na przerażonego kochanka, który cały
blady, patrzył na nich z przerażeniem. Wyglądał jak cień, jakby
zaraz to on miał zginąć i Samuela dopadła gorzka myśl, że może
Roberts uświadomił sobie, że nie chciał śmierci Taylora, że go
kochał. Zapomniał już, jak to było po raz pierwszy widzieć
czyjąś śmierć, on patrzył na to wszystko z większym dystansem,
nauczony latami spędzonymi w gangu.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Taylor próbował coś
powiedzieć, ale przez krew zalewającą mu gardło, z jego ust
wydobył się tylko niewyraźny bełkot, a posoka spieniła się przy
wargach. Miał czerwone zęby i błędne spojrzenie, które Samuel
wytrzymał. Nie wiedział, co powinien mu powiedzieć, bo rozumiał
pobudki Taylora, on na jego miejscu postąpiłby tak samo. Chciałby
zabić osobę odpowiedzialną za śmierć jego dziecka. Kim jednak
był Samuel, żeby teraz zacząć postępować sprawiedliwie? On już
wcześniej zabijał, on już wcześniej podcinał komuś gardło i
wiedział, że odbierał rodzinie ojca, męża lub syna. Wierzył, że
przeżyje najsilniejszy. On nie chciał poświęcać Dylana, więc
musiał go chronić, zabijając Taylora.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan osunął się
na podłogę, mając ochotę w tamtym momencie zniknąć. Sam nie
wiedział co go przerażało bardziej – bezwzględność u Samuela,
czy ciało byłego kochanka na podłodze. W tym jednym pokoju po raz
ostatni miał okazję razem ujrzeć swoich partnerów. I co
najdziwniejsze (albo najśmieszniejsze, ale jednak Roberts wcale w
tamtym momencie nie miał ochoty się śmiać), obu ich kochał.
Taylora w pewien sposób też, w końcu gdyby było inaczej, z
zazdrości nie zaatakowałby jego kobiety. Zacisnął drżące wargi
w cienką linię, starając się wziąć w garść.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Był głupi. Tak
cholernie głupi! Samuel uratował mu właśnie życie. Powinien
teraz podejść do niego i mu podziękować, bo gdyby nie podciął
Taylorowi gardła, już miałby kulkę między oczami i mózg na
ścianie. Ale jednak nie potrafił. Bał się. Po raz pierwszy w
życiu tak strasznie się bał, nie znał takiego Faulknera,
zabijającego z mściwą satysfakcją. Może i wcześniej myśl o
tym, że Sam miał tak niebezpieczną profesję nakręcała go, teraz
jednak nie potrafił tego w żaden sposób docenić. Zwłaszcza,
kiedy spotkał się z jego rzeczywistością oko w oko i zobaczył,
co sprawiało, że Samuel był taki niebezpieczny. Mógłby związać
się z jakimś biznesmenem, który miałby olbrzymie wpływy, ale bez
względu na wszystko to gangster był bardziej niebezpieczny. Bo
Samuel umiał zabijać, nie wahał się. Ani przez moment nie okazał
słabości, kiedy dopadł Taylora i po prostu, szybko go zabił.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– W porządku? –
Dylan dopiero po chwili usłyszał zachrypnięty, cichy głos
Faulknera, który teraz wydał mu się obcy i zimny. Nie miał siły
na to odpowiedzieć, więc jedynie pokiwał głową, czując się tak
zagubiony, jak jeszcze nigdy. Wyglądał jak kupka nieszczęścia, z
czego nawet nie zdawał sobie sprawy. Skulony na podłodze, z
rajstopami i w przydużej koszulce, wpatrzony w leżące na podłodze
ciało przed siebie prezentował się niezwykle groteskowo.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Muszę go stąd
zabrać do łazienki – powiedział Samuel rzeczowo, obserwując to
Dylana, to martwego już Taylora. Odłożył pistolet na szafkę i
odetchnął, dopiero teraz czując, jak napięcie z niego opada.
Nienawidził zajmować się ciałami. Usuwać ślady. To najbardziej
żmudne zajęcie jakie znał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– P-pomóc ci? –
aż się zająknął. Zapytał tylko dlatego, bo miał wrażenie, że
Samuel tego właśnie od niego oczekiwał.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nie. – Samuel
sapnął i pokręcił głową. Wiedział, że dla Dylana byłoby to
traumą. Przeszedł przez ciało Taylora i niepewnie zbliżył się
do kochanka. – Nie myśl o tym, co się tutaj stało. Teraz już
będziesz bezpieczny. Nic ci nie grozi.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan popatrzył na
niego i sztywno kiwnął głową, nie wiedząc, co robić. Samuel go
przerażał, wciąż miał przed oczami jego zaciętą minę.
Odetchnął ciężko i usiłował się podnieść. Przytrzymał się
szafki i gdy już stanął, poczuł mocny, metaliczny zapach krwi. Aż
go ścisnęło go w przełyku. Nawet nie wiedział kiedy, a już
poczuł, jak strawiona treść żołądkowa podnosi mu się do
gardła. Nie wytrzymał, pochylił się i zwrócił wszystko, co jadł
kilka godzin temu prosto na dywan, tuż pod nogi Samuela. Zachwiał
się, gdyby nie Faulkner, runąłby na podłogę, prosto w swoje
wymiociny.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Cii – szepnął
Samuel, przyciskając go do siebie mocno. – Spokojnie, Dylan. Idź
zrobić sobie herbaty. Połóż się w salonie. Ja się wszystkim
zajmę – mruknął i pocałował go w czubek głowy. Już go nie
interesowało, jak Dylan mógł odebrać jego zachowanie. To się nie
liczyło. Chciał mu pokazać, że to on przy nim był, nie Taylor.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">O dziwo dotyk Samuela
wcale nie był zły, mimo że jeszcze chwilę temu wcale nie chciał,
by Faulkner do niego podchodził. Pozwolił mu się objąć i
przytulić. Ramiona mężczyzny były przyjemnie znajome. Bezpieczne,
nawet jeżeli widział, jak Sam z zimną krwią zabijał człowieka.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Wszystko będzie
dobrze, zobaczysz – mruknął i w końcu go od siebie odsunął. –
Idź do salonu. Jak będziesz chciał wejść do łazienki najpierw
zapukał, okej? – dodał, nie chcąc, żeby Dylan widział, jak
będzie ćwiartował ciało Taylora. Nie wiedział, jak na to
wszystko znajdzie siły, bo za kilka godzin dostanie telefon od
członków gangu, żeby przyjechał do Compton. Akcja ze Squirrelem
zbliżała się do rozwiązania, chociaż i tak ostatnio wszystko
zaczynało się komplikować. Policja wiedziała coraz więcej, ich
ludzie ginęli, a MS-13 stawało się coraz brutalniejsze. Jedyną
rzeczą, która sprawiała mu przyjemność, były właśnie
spotkania z Robertsem.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Dylan odsunął się
od niego na tyle, by spojrzeć mu w oczy. Uśmiechnął się lekko,
krzywo, ale tylko na tyle mógł się zdobyć. Nie dał rady wydusić
z siebie nawet durnego: „dziękuję”. A powinien podziękować,
bo gdyby nie Sam, już by nie żył.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Odsunął się
powoli, odwracając wzrok. Po chwili wahania ruszył do wyjścia.
Starał się nie spuszczać wzroku na podłogę, co mu się jednak
nie udało. Ciało Taylora leżało w kałuży krwi, która wsiąkała
w dywan, poszarzała twarz wykrzywiona była w grymasie, a otwarte
oczy zdawały się spoglądać na Dylana w dziwnym wyrazie pretensji.
Nie myśląc wiele, szybko przemknął do salonu, czując, jak serce
waliło mu w piersi.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Samuel zajął się
ciałem Taylora. Przeniósł go do łazienki, umieścił w wannie i
rozebrał go. Wyłączył telefon, z którego wyciągnął baterię i
kartę. Miał zamiar przeciąć ją na pół. Wiedział, że będzie
musiał zostawić samochód mężczyzny gdzieś na pustkowiu, tak
byłoby najlepiej. W tym pomoże mu już Dylan. Przynajmniej miał
taką nadzieję, bo samemu ciężko będzie mu później wrócić.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kiedy już poskładał
ubrania Taylora i odłożył portfel, kluczyki i resztę rzeczy,
wyszedł do salonu. Dylan siedział przy wyspie kuchennej i popijał
gorącą herbatę. Samuel westchnął ciężko, zauważając, że
chłopak drżał. Podszedł do niego i pocałował lekko w czoło.
Kiedyś jedna z jego kochanek widziała, jak zastrzelił mężczyznę.
Była jednak dziewczyną z gangu, która wychowała się w Compton,
razem z Bloodsami, więc dla niej było to całkiem normalne. Dla
Dylana nie. Nie miał zamiaru go przez to wyśmiewać. Widząc jego
reakcję, uświadomił sobie, że musi mu dać czas.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Roberts spojrzał na
niego i wymusił uśmiech, pozwalając mężczyźnie się objąć.
Odetchnął i aż przymknął oczy, miał ochotę położyć się
spać i zapomnieć.
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Co teraz? –
zapytał cicho, opierając głowę na ramieniu Samuela.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Nic. Za kilka
godzin zabiorę Taylora. Będę musiał wywieźć jego samochód na
pustynię. Pojedziesz ze mną? – zapytał i przeczesał ręką
włosy Dylana, obserwując go uważnie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Roberts aż wciągnął
powietrze do płuc i kiwnął głową, bo zdał sobie sprawę, że
nie dałby rady zostać w tym mieszkaniu sam. To by chyba go zabiło.
I mimo że mina Samuela podczas zabijania Taylora wciąż go
prześladowała, nie chciał być z dala od Faulknera. Paradoksalnie
wciąż czuł się przy nim bezpiecznie, a przez to tylko jeszcze
bardziej się gubił. Nie miał pojęcia co o tym myśleć.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Pojadę... Sam,
ja... dziękuję – wydusił.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;">
</span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1cm;">
<span style="font-family: inherit;">Faulkner uśmiechnął
się i pocałował go krótko. Złapał go za policzek i pogłaskał
żuchwę kciukiem. Widząc wzrok Dylana coś w nim pękło. Zdał
sobie sprawę, że naprawdę się w nim zakochał. </span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>Dream Winchesterhttp://www.blogger.com/profile/03031826342748441484noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-458945893388898904.post-21541391752754205822015-11-25T22:27:00.001+01:002015-11-25T22:27:51.245+01:0027. Clash<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;"><i>Polubiłem swoje życie bez niego </i></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<br /></div>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kenneth zwilżył
wargi, zastanawiając się, co powinien odpisać. Był na niego zły,
może nie <i>obrażony</i>, bardziej <i>wkurwiony</i>. Zaczynał zdanie kilka
razy, ale w końcu dał sobie z tym spokój i na spokojnie postanowił
przemyśleć jego treść.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">„Nie chce mi się
bawić w takie rzeczy. Jak masz się za lepszego, bo posuwasz laskę,
po prostu sobie odpuść” – Uśmiechnął się lekko, kiedy w
końcu udało mu się to napisać.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">Po chwili zobaczył
trzy kropki w konwersacji. Zmarszczył brwi, czekając aż Eliot mu
odpisze, jednak to nie następowało, dopiero po chwili rozbrzmiał
jego telefon. Sięgnął po aparat i zerknął na wyświetlacz.
O'Conner, bo któż by inny.
</span></div>
<a name='more'></a><div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"> </span>– Nie uważam
się za lepszego – usłyszał głos w słuchawce. Eliot musiał się
długo zbierać w sobie, by zadzwonić. Dziwnie się czuł, kiedy
Kenneth tak milczał i się do niego nie odzywał, musiał więc
zrobić pierwszy krok. Każdego innego pewnie by zignorował, ale...
Kenneth to Kenneth i już. Facet, z którym dobrze mu się uprawia
seks, całuje, a później jeszcze rozmawia. Nie chciał tego
stracić.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A za jakiego?
Pieprzymy się, ale i tak twierdzisz, że nie jesteś gejem –
burknął Johnson, starając się uspokoić bicie serca. Ostatnią
rzeczą, jakiej się spodziewał, był telefon od tego upartego
idioty. Powstrzymał się, żeby nie odetchnąć ciężko. – Nie
mam zamiaru wtrącać się w twoje życie, ale... – Zacisnął
usta. Jak miał mu to powiedzieć, żeby znowu nie doszło do kłótni.
<i>Eliot, ty debilu, jesteś gejem, czy ci się to podoba, czy nie.
Jesteś bardziej homo od większości facetów, których znam </i>–
powiedział sobie w myślach, ale nawet nie chciał wypowiadać tego
na głos. Wiedział, jakby skończyła się ich rozmowa, a na razie
odczuwał głupią radość z tego, że to O'Conner pierwszy się
przełamał i zadzwonił do niego.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Zostawmy to,
okej? – burknął, nie chcąc myśleć o sobie jako o pedale. To
było... dziwne, niepasujące. Przyszłość malowała mu się
przecież w jakiejś korporacji, z ładną żoną i dwójką dzieci,
no i bentleyem w garażu. Nie mógł ot tak przejść z tym, co się
działo między nim a Kennethem do porządku dziennego, to wciąż
było zbyt nowe. – Myślałem że po piciu przyjedziesz do mnie –
sapnął, kładąc się na łóżku. – Miałem ci nawet zrobić na
kolację zapiekankę z makaronem! – dodał, żeby trochę ułaskawić
Kennetha.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">Johnson przymknął
oczy i odłożył laptopa na bok. To było właśnie to, co tak go
przyciągało do Eliota. Czasami potrafił go całkowicie złamać
jednym głupim komentarzem, a Kenneth już nie miał siły walczyć i
się przeciwstawiać. Mógł się tylko poddać i bardziej zagłębiać
się w ich dziwną relację, która sprawiła, że zerwał z
Derekiem. Która popchnęła go do tego, żeby odciąć się od
czegoś, co tak go ograniczało.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– To kiedy mi ją
zrobisz? – zapytał miękkim głosem, uśmiechając się lekko.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A kiedy do
mnie przyjedziesz? – odpowiedział i uśmiechnął się pod nosem.
– Chciałeś mnie wziąć na przetrzymanie, czy jak? – dodał
rozbawiony. – Żebym zaczął tęsknić, co? – palnął, nawet
nie zastanawiając się, co mówił.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– A tęskniłeś?
– Z Eliotem wszystko było lekkie i zabawne, on był taki naiwny,
zupełnie inny niż doświadczony Vincent, który był znacznie
bardziej niebezpieczny. Jemu wciąż bał się zaufać, a
O'Connerowi... Chyba ufał. Lubił spędzać z nim czas, lubił od
niego komplementy i bliskość.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– I myślisz, że
po tym nieodzywaniu się do mnie ci odpowiem? – prychnął, ale
uśmiechnął się pod nosem, czując dziwny ucisk w piersi. Może
nie tęsknił, bo do tego nie chciał się przyznawać, ale bardzo
brakowało mu Kennetha.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jutro? Dzisiaj
już jestem zmęczony. Mam na popołudnie, więc wpadłbym wieczorem,
pasuje? – zapytał, czując się bardzo naturalnie w towarzystwie
Eliota, ich spotkania były czymś... normalnym. Każde kolejne
utwierdzało go tylko w tym przekonaniu.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Jasne –
odpowiedział wesoło. – Będzie na ciebie czekać zapiekanka –
dodał, w zupełnie innym nastroju niż chwilę wcześniej. –
Otruję cię.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Właśnie na
to liczę – rzucił Kenneth wesoło. – Ale uważaj, żebyś nie
przypalił, bo nie zjem. – Jakoś nie wierzył, że jego przyjaciel
– jak już nazwał go w myślach – mógłby mieć talent
kulinarny. Przy robieniu wspólnej jajecznicy, Eliot robił raczej
wszystko, żeby pokazać się z innej, tej mniej kulinarnej strony.
Może to tylko pozory?</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Okej –
zaśmiał się, czując się dziwnie lekko. – To będę czekać,
Johnson – dodał, zniżając ton głosu.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">Kenneth milczał
przez chwilę, czując, że rozmowa już dobiegała końca. Zawahał
się chwilę.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Zerwałem z
Derekiem – powiedział i zaraz się skrzywił. Zabrzmiał jakby
czegoś oczekiwał od O'Connera. A przecież jeszcze nawet nie zerwał
ze swoim facetem, chociaż planował to zrobić na dniach. Zdał
sobie sprawę, że to nie miało sensu.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">W słuchawce
nastała cisza. Eliot zastanawiał się nawet, czy się nie
przesłyszał. Serce zaczęło mu bić szybciej, a mu zrobiło się
goręcej.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Zerwałeś...?
Serio?</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– To i tak nie
miało sensu – wytłumaczył Kenneth szybko, starając się ukryć
nerwowość w głosie. Nienawidził uczucia wstydu, a teraz miał
wrażenie, że długo go nie opuści przez ten wyskok.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot mimowolnie
się uśmiechnął. Ta informacja mu się spodobała.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Okej –
powiedział ostrożnie. – Jutro dostaniesz podwójną porcję
zapiekanki w nagrodę – dodał dziwnie wesołym tonem. – A
później ci obciągnę.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Dasz mi
nagrodę, że z nim zerwałem? – zdziwił się Johnson.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Mhm –
odpowiedział i zagryzł wargę. Miał wrażenie, że Kenneth mógł
być jego, skoro nie było żadnego innego faceta na horyzoncie, a ta
myśl mu się spodobała. Bardzo. – Nie chcesz? Już dawno
powinieneś z nim zerwać – stwierdził wyniośle.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Tak jak ty z
tą swoją laską – mruknął Kenneth, zanim zdążył się
powstrzymać. – Dobra, kończę – dodał zaraz, żeby nie wywołać
kolejnej kłótni. Podobała mu się jutrzejsza perspektywa spędzenia
nocy z O'Connerem.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">Eliot uśmiechnął
się lekko pod nosem.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">– Do jutra –
powiedział, nie chcąc komentować wzmianki o Dakocie.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">*</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Kenneth w końcu postanowił jechać do Emmy. Był zadowolony po
seksie z Vincentem i Eliotem, z tym drugim tym bardziej. Chociaż nie
kochał się tak mocno i szybko jak wtedy z Moorem, O'Conner miał w
sobie coś specjalnego, co nakazywało zwolnić i po prostu cieszyć
się chwilą. I właśnie przez tych dwóch facetów (chociaż może
bardziej przez Eliota, ale Johnson nie chciał o tym w ten sposób
myśleć) Kenneth był już pewny swojej decyzji odnośnie Dereka,
którą chciał się podzielić z Emmą. Tak po prostu, dla zasady,
bo przecież siostrze mówił niemal o wszystkim.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– O, Kenneth – dziewczyna wydawała się być zaskoczona, kiedy
otworzyła mu drzwi.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Pisałem ci SMSa, że wpadnę – wytłumaczył i uśmiechnął
się lekko, kiedy wszedł do środka. – Fajnie wyglądasz –
pochwalił siostrę, która – chociaż ubrana w dres – świetnie
się prezentowała z lekkim makijażem i fryzurą w nieładzie.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Emma zagryzła wargę, żeby nie przekląć. Miała dziwne wrażenie
deja vu, ostatnio, jak Kenneth do niej wpadł, było całkiem
podobnie.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Bo wiesz... Alex jest – mruknęła, tym razem chcąc już brata
uprzedzić.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Znowu? – jęknął Johnson i przewrócił oczami. –
Znalazłabyś sobie jakąś normalną laskę – warknął ciszej. W
kuchni nikogo nie było, więc mogli sobie pozwolić na spokojną
rozmowę.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Kenneth – syknęła i nagle drzwi od łazienki otworzyły się.
Z pomieszczenia wyszedł obiekt ich rozmowy w samej poszarzałej
bieliźnie. Kenneth spojrzał na Alex, a ona na niego. Miała mokre
włosy, a wydęty brzuch mocno wylewał się jej z rozciągniętych
fig. Niedaleko pępka dostrzegł dość słaby w wykonaniu tatuaż
przedstawiający motylka.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Alex zmarszczyła brwi, ale nic nie powiedziała, chyba się
krępując.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Idę się ubrać – rzuciła, czerwieniąc się odrobinę.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Poczekaj tu – warknęła Emma i zaraz poszła, jak ten pies,
przemknęło Kennethowi przez myśli, za Alex. Zamknęły się razem
w pokoju Emmy, a Johnson odetchnął ciężko, nie mogąc jednak
powstrzymać kpiącego uśmiechu pod nosem.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Jego telefon zawibrował, dając znać, że otrzymał kolejną
wiadomość od Eliota. Wyciągnął telefon, chcąc napisać mu o<i> seksownej dzikiej lokatorce</i>, którą spotkał w mieszkaniu
siostry.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
„Tyłek mnie po wczorajszym boli” – napisał mu O'Conner.
Kenneth mimowolnie się uśmiechnął, przypominając sobie poprzedni
wieczór. – „Musisz przyjechać i mi go wymasować”.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
„Przywiozę laskę Emmy, chciałbyś? Właśnie widziałem ją w
bieliźnie, straciłem ochotę na seks przez miesiąc” – odpisał
szybko, uśmiechając się złośliwie. Nawet nie zdawał sobie
sprawy z tego, że pod naciskiem O'Connera stał się bardziej
sarkastyczny. Nie był już taki spokojny i wyciszony jak wcześniej.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
„Laskę Emmy? Pewnie niezła dupa, co?” – odpisał mu Eliot,
nie przypominając sobie, żeby Kenneth mu cokolwiek o niej
opowiadał. Podejrzewał jednak, że Emma miałaby ładną
dziewczynę, w końcu sama dobrze się prezentowała. Kenneth te
słowa odebrał jednak zupełnie inaczej, mężczyzna był przecież
gejem, kobiety mogły go obrzydzać.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
„Niezły kawał dupy powiedziałbym nawet. Wpisz sobie na Facebooku
Alex Morgan, to zrozumiesz” – napisał i już po chwili z pokoju
weszła Emma i ruchem ręki zaprosiła go do siebie.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Przelizane? – zapytał cicho, kiedy ją minął.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Wiem, że nie chciałbyś popatrzyć – sapnęła i spojrzała
na niego ostro. – Staraj się być miły, okej? – zapytała i
zagroziła mu palcem. – Zrób to dla mnie – jęknęła. Kenneth
dla świętego spokoju kiwnął głową i zerknął jeszcze na
telefon, nie mogąc się powstrzymać. Przez Eliota zmieniał się
chyba w <i>plotkującą ciotkę</i>.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
„Oż kurwa, a podobno płetwale błękitne są pod ochroną” –
napisał mu chłopak, na co Johnson aż parsknął śmiechem. –
„Zrób jej jakieś zdjęcie!”.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Kenneth ze względu na towarzystwo Alex, nie siedział u siostry
długo. Przez cały czas próbował zrobić dziewczynie zdjęcie, ale
wystarczyło jedno spojrzenie Emmy, żeby schował telefon do
kieszeni i już nawet nie próbował wyciągać go po to, żeby
odpisać Eliotowi.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Powinna chociaż zainwestować w lepszą bieliznę – stwierdził
Kenneth, kiedy żegnał się z siostrą w korytarzu. Zmarszczył
brwi, ani na chwilę nie zmieniając wyrazu twarzy. – Wpadłem, bo
chciałem ci powiedzieć, że zrywam z Derekiem.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Co? – Emma wydawała się zaskoczona. – Ewidentnie? –
dopytała.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Tak. To już nie ma sensu. – Wzruszył ramionami, dając jej
znać, że mężczyzna nie wzbudzał w nim takich emocji jak
wcześniej. – Polubiłem swoje życie bez niego.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Emma mimowolnie uśmiechnęła się szeroko, to jej się podobało.
Wreszcie mogła powiedzieć Derekowi wesołe <i>papa</i>!
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Eliot? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać. Nie myślała,
że z tej relacji wywiąże się coś poważniejszego.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Kenneth od razu się zmieszał i pokręcił głową.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nie! Nie o to chodzi. Chcę teraz żyć tak jak kiedyś, zanim
się z nim nie związałem – mruknął, nie biorąc pod uwagę
tego, że wcześniej jego życie było zupełnie inne, bo jeszcze nie
miał dwudziestu jeden lat. Nie mógł od tak iść sobie do klubu i
imprezować. Nie wynajmował mieszkania i nie był dorosły. Teraz
świat stał przed nim otworem z czego miał zamiaru skorzystać.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
*</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Derek przeczuwał, jaki jest powód wizyty Kennetha. Przez ostatnie
tygodnie w ogóle się nie kontaktowali, nie był głupi, by się nie
domyślić, że Johnson chciał oficjalnie z nim zerwać. Oficjalnie,
bo nieoficjalnie zrobili to już jakiś czas temu, obaj rozumieli, że
ich związek zmierzał do końca. Goldner też to czuł, ale
jednak... było mu dziwnie przykro. Nie potrafił tego nawet nazwać,
lubił Kennetha, ufał mu, był jedynym mężczyzną, z jakim spał.
A teraz tak po prostu wszystko miało się skończyć.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Chcesz coś do picia? – zapytał, kiedy Kenneth stanął w jego
przedpokoju.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nie, dzięki. Jak się masz? – zapytał Johnson neutralnie,
ściągając szybko buty. – Dobrze wyglądasz – przyznał, nie
zauważając w wyglądzie Dereka żadnej zmiany.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Dzięki, w porządku – odpowiedział Goldner, uśmiechając
się dość sztucznie. Czuł, jak zaczyna się denerwować, to była
dla niego pierwsza taka sytuacja. – Co u ciebie? – zapytał.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Ja... uch, no spoko. Układa się. Wóz dobrze się sprawdza,
praca w kawiarni jakoś leci, no i... toczy się. – Wzruszył
ramionami i przeszedł z Derekiem do salonu. Lubił jego małą,
przytulną kawalerkę, była inna niż ta należąca do Eliota.
Spędził w niej znacznie więcej czasu niż w mieszkaniu O'Connera.
Ale to niedługo mogło się zmienić. – Nowa kanapa? – zdziwił
się, zauważając całkiem ładną, bordową sofę o masywnych
pufach i szerokich oparciach na łokcie.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Mhm, kupiłem ją w zeszłym tygodniu – odpowiedział i wsunął
dłonie w kieszenie szerokich, dresowych spodni. Nic nie zdradzało w
jego zachowaniu nerwowości, jaką w tamtym momencie odczuwał. Nie
myślał, że zrywanie z kimś, kogo się kochało, będzie tak
trudne. – Dawno nie gadaliśmy – mruknął.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– To moja wina – przyznał od razu Kenneth i usiadł na nowym
meblu. Od razu zauważył, że był znacznie wygodniejszy niż
poprzednia sofa Goldnera. – Ale dopiero od niedawna nie odzywałem
się prawie w ogóle. – Rzucił mu uważne, sugestywne spojrzenie.
– Wcześniej nie odzywałem się częściej niż ty do mnie przez
ostatni czas. – Zdobył się nawet na lekki uśmiech.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Derek kiwnął głową, patrząc na niego z góry. Nie usiadł, czuł,
że to nie miało sensu, bo Kenneth nie wpadł na długo. Zakończą
tę sprawę szybko, może się nawet pokłócą i znienawidzą, a
później Johnson odejdzie i obaj będą mogli powiedzieć, że to
już zakończone. Być może Kenneth już teraz uważał ich związek
za błąd. Derek zaakceptuje ten fakt dopiero za kilka miesięcy. Nie
był tak zaskoczony jak powinien, bo zdążył się już oswoić z tą
myślą, że Kenneth będzie chciał to zakończyć. Bardziej od
zdziwienia, przebił się strach. To działo się teraz, było
realne.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Znalazłeś sobie kogoś? – Nie wiedział skąd nabrał w sobie
tyle odwagi, by zapytać o to wprost. Chciał jednak znać odpowiedź,
wiedzieć na czym stoi.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Kenneth nie odpowiedział. Przygotował się na wiele scenariuszów
tej rozmowy i pytanie Dereka wcale go nie zaskoczyło. Milczał
dłuższą chwilę, jakby to miało być jego przyznaniem się do
winy.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– A ty? – zapytał cicho, rozmasowując knykcie. Denerwował się
mimo wszystko.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nie – odpowiedział zgodnie z prawdą, nawet nie pomyślał o
Vincencie, który od czasu do czasu jeszcze do niego pisał. Ale w
końcu nie przespali się, to była tylko rozmowa, więc nie zdradził
Kennetha.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– I nigdy nie miałeś? – zapytał podejrzliwie, nie mając
pojęcia, czy Derek nie kłamał. Przecież mógł, żeby teraz
wszystko okazało się winą Johnsona. Ale nie robił tego –
podpowiedziało coś w głowie Kennetha. Derek, którego znał, na
pewno by tak nie zrobił.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Kenneth, a gdzie niby miałbym znaleźć? – sapnął i wreszcie
opadł na fotel stojący nieopodal. Przetarł ciężko twarz dłonią.
– Wiem po co przyszedłeś – wtrącił. – Nie jestem głupi.
Powiedz mi tylko, czy kogoś masz – mruknął, czując się
dziwnie. Tak, jak jeszcze nigdy. Zawiódł go ktoś, komu ufał, a
jednocześnie sam przecież podejrzewał co takiego dzieje się w
życiu Kennetha... I nie zaoponował. Nie zrobił nic, żeby Johnson
do niego wrócił. Może na początku jeszcze się starał, więcej
pisał, zapraszał go, nawet załatwił mu ten samochód, ale to
chyba było za mało.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nie wiem, czy można to tak nazwać. – Kenneth przetarł dłonią
kark, czując się tak, jakby już rozmawiali dobrą godzinę, a nie
minęło nawet dziesięć minut.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Wielu? – zapytał Derek i spojrzał nagle na Johnsona z
przerażeniem. Jednego jeszcze by przełknął, dałby radę pogodzić
się z myślą, że po prostu znalazł się ktoś lepszy od niego,
ale kilku...? Nie znał takiego Johnsona. Mężczyzna, z którym był
przez te pięć lat, cenił sobie zaufanie drugiej osoby.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nie. Poznałem kogoś ponad miesiąc temu. Zaczęło się od
pisania, a później... sam nie wiem. Zdałem sobie sprawę, że
oczekuję czegoś innego od związku. Naprawdę cię lubię i wciąż
uważam za przyjaciela – przyznał, czując się idiotycznie, kiedy
mówił w głowie zdanie, które układał dobre pół godziny.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Derek uśmiechnął się pod nosem krzywo i kiwnął głową, nie
rozumiejąc jednak, czego Kenneth w takim razie oczekiwał.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– No to chyba... mam życzyć wam szczęścia, tak? – Nie
wiedział, co powinien w takiej sytuacji mówić. Chrząknął, chcąc
już, żeby Kenneth po prostu poszedł.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nie wiem, czy z nim będę, już ci mówiłem – zniecierpliwił
się. – Po prostu... na razie jest okej, ale to zupełnie co
innego, niż było z nami. I na razie chcę, żeby tak zostało,
rozumiesz? Odpowiada mi takie życie.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Derek wpatrzył się w niego i przez chwilę nic nie odpowiedział.
Wreszcie wstał.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Rozumiem. Powinieneś już iść – mruknął.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– A... co z naszą przyjaźnią? – zapytał Kenneth i wstał. Nie
sądził, że pójdzie tak szybko, ale taką opcję też rozważał.
I brał pod uwagę to, że Goldner urwie z nim wszelki kontakt.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Kenneth, idź już, dobra? – sapnął Derek, miał już tego
wszystkiego dość. – Idź, odezwę się do ciebie później.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Na pewno? – Johnson zmarszczył brwi, patrząc na niego
uważnie, jakby Derek miał go oszukać.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Derek na chwilę zacisnął mocno zęby. Miał ochotę się zamachnąć
i mu przyłożyć, nic jednak takiego nie zrobił. To nie było w
jego stylu, zawsze wszystkie emocje trzymał w sobie.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Tak. – Nie wiedział jednak, czy będzie miał na tyle odwagi i
chęci, by to zrobić. Kenneth go zdradził i przez miesiąc to
ukrywał. – Nie, cholera, nie wiem – sapnął w końcu i przetarł
dłonią twarz.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nadal uważam cię za mojego kumpla – mruknął Johnson i
wsunął ręce w kieszeni spodni. Wydął wargi zmartwiony. – Ale
to co było między nami się po prostu wypaliło, no nie?</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Mogłeś chociaż mi powiedzieć – sapnął, nawet na niego nie
patrząc. – Jak spałeś ze mną, to spałeś jeszcze z nim, tak? –
zapytał i dopiero wtedy podniósł wzrok, by wyłapać z twarzy
Kennetha każdą nieszczerą emocję. Jego były partner nie miał
jednak zamiaru na to pytanie odpowiadać. Zacisnął usta, czując
się jeszcze gorzej. Derek był dla niego kimś ważnym, nawet teraz,
kiedy już mieli nie być razem. I dopiero widząc jego minę, zdał
sobie sprawę, że go zranił. Co on sobie wyobrażał? Że Goldner
nic nie czuje?</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Idź już – powtórzył w końcu Derek. Chciał być teraz sam,
milczenie Kennetha przyjął jako przyznanie się do winy.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
*</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
</div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Kenneth zadzwonił na domofon, stojąc pod blokiem Eliota. Oddychał
głęboko, starając się uspokoić.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Halo? – usłyszał z małego głośniczka głos O'Connera.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Hej, masz czas? – zapytał napiętym od emocji głosem. Miał
nadzieję, że Eliot go nie spławi.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Kenneth? – usłyszał jego zdziwiony głos, bo chłopak nie
spodziewał się, że mężczyzna przyjedzie do niego o tej godzinie
bez zapowiedzi. Na szczęście był sam, z Dakotą miał coraz
słabszy kontakt, widywali się tylko raz na jakiś czas, ale
dziewczyna nie wydawała się niezadowolona z tych spotkań. –
Jasne, wchodź! – powiedział i wdusił guzik zwalniający zamek w
drzwiach. Już po chwili wpuszczał Johnsona do swojej kawalerki. –
Co się stało? – zapytał, widząc jego minę.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nic – mruknął Johnson i objął go w pasie, uśmiechając się
lekko. Nie miał zamiaru mówić mu o Dereku, w końcu już wcześniej
zapewnił go, że z nim zerwał. Spojrzał z dołu na jego twarz i
uśmiechnął się miękko. Eliot był niemożliwie wysoki, czasami
tego nienawidził.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
O'Conner odpowiedział na uśmiech mimowolnie, pochylił się i
pocałował go lekko, nie mając pojęcia, że chwilę temu Kenneth
zerwał ze swoim facetem.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Chcesz zostać? – zapytał, dziwnie zadowolony z tego pomysłu.
Lubił spędzać czas z Kennethem, kiedy ten do niego przyjeżdżał
i byli po prostu sami, nie musiał się wtedy martwić, że ktoś ich
zobaczy.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Mhm. – Kenneth po prostu go pocałował, chcąc w końcu
przestać zastanawiać się nad tym, co się stało. Że skrzywdził
Dereka. Przymknął oczy i dopiero wtedy mógł odgrodzić się od
myśli, skupiając się tylko na przyjemności. To w końcu dla niej
zerwał z Goldnerem.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Wsunął dłoń we włosy Eliota i odetchnął ciężko, kiedy ich
języki otarły się o siebie. Uwielbiał to uczucie, kiedy wolno
drażnili swoje nerwy, prowokowali siebie bardziej. Stopniowa, ciepła
przyjemność jednocześnie odprężała i pobudzała, a ciało
zaczynało odpowiadać zupełnie inaczej.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Eliot zamknął oczy, poddając się mężczyźnie. Był dzisiaj
zmęczony, więc pewnie nie stanie na wysokości zadania, ale jakoś
mu to nie przeszkadzało, kiedy mógł tak po prostu całować się z
nim. Aż zamruczał, gdy Kenneth pchnął go na ścianę.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Zamawiamy coś do jedzenia? – zapytał, gdy się od siebie
oderwali.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nie jestem głodny, ale jak chcesz to zamów – mruknął
Johnson, ocierając się o niego. Zdał sobie sprawę, że Eliot był
pierwszą osobą, o której pomyślał po zerwaniu z Derekiem.
Cieszył się, że jednak mógł do niego przyjść i się odprężyć.
Zapomnieć chociaż na chwilę. W towarzystwie O'Connera okazało się
to bardzo łatwe.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Eliot uśmiechnął się do niego i pociągnął na rozłożoną
kanapę. Nim jednak się odsunął, Kenneth już przyciągał go do
siebie, by pocałować. Aż zamruczał w jego usta.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Nie wiem, co się stało, ale może dziać się częściej. –
skomentował zachowanie Johnsona, parskając po chwili śmiechem. Ten
tylko zaśmiał się w odpowiedzi i złapał go za biodra, żeby
otrzeć się o niego mocniej.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
– Jesteś seksowny, wiesz o tym? – zapytał i pocałował go w
szyję. Przygryzł delikatną skórę i zaraz ją zassał.</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: justify; text-indent: 1.13cm;">
<span style="font-family: inherit;">
Eliot uśmiechnął się lekko, odchylając głowę. Pozycja była
bardzo niewygodna, więc po chwili usiadł na kolanach Kennetha
okrakiem. Czuł jak mężczyzna go obejmuje, przyciska do siebie, a
później znowu całuje w usta. Co najdziwniejsze jednak, te gesty
nie prowadziły ich tylko do jednego, O'Conner był zmęczony i miał
wrażenie, że Kenneth też wcale nie chciał uprawiać seksu. Po
prostu dotykali się, całowali i obaj czuli się przy tym właściwie,
mimo wielu niedopowiedzeń.
</span></div>
<span style="font-family: inherit;">
</span>Dream Winchesterhttp://www.blogger.com/profile/03031826342748441484noreply@blogger.com5